Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Alicja, po uwolnieniu się od męża tyrana i po kilku kolejnych zawodach miłosnych, postanawia wyjechać samotnie do urokliwego domu w górach, którego właścicielami miało być starsze małżeństwo. Kobieta pragnie odpocząć od całego męskiego gatunku. Na miejscu okazuje się jednak, że posiadłością zarządza przystojny Jędrzej. Chcąc uciec od dramatów, których przysporzyli jej dotychczas napotkani mężczyźni, Ala wpada wprost w ramiona nieznajomego, który za wszelką cenę dąży do tego, by jej wakacje się przedłużyły.
O tę poturbowaną przez życie dziewczynę upomina się tymczasem przeszłość. Jędrzej również musi zmierzyć się ze swoją. Czy obojgu uda się od niej uciec? Czy Alicja znajdzie w końcu swoje miejsce na ziemi i człowieka, który zamiast krzywdzić, będzie ją chronił?
Niebanalnie opowiedziana historia kobiety, którą mijamy na ulicy, w sklepie czy w parku, a może nawet widzimy ją w lustrze… Alicja zmaga się z losem, a mężczyźni, którzy pojawiają się w jej życiu, nie zawsze niosą w dłoni bukiet czerwonych róż. To opowieść dla tych, dla których świat nie jest czarno-biały i którzy nie tracą przy tym nadziei, że pewnego dnia zobaczą go w pełni barw.
Jeden z lepszych debiutów, po który miałam przyjemność sięgnąć. Wciągająca i poruszająca historia, która wzbudziła we mnie wachlarz emocji! Zdecydowanie jest to książka warta przeczytania. Spędziłam z nią same przyjemne i pełne wrażeń chwile. Gorąco polecam i czekam na kolejne powieści autorki. - Kinga Litkowiec, Królowa romansów mafijnych
Niesamowicie emocjonująca powieść. Mąż tyran i ona – wytresowana kobieta, która każdego dnia odczuwa strach. Dostaje cios, po którym robi unik. Uważa, że każdy facet jest taki sam, każdy ją zrani. Przemoc to jeden z najtrudniejszych tematów, ale autorka poradziła sobie świetnie. Wino i chusteczki obowiązkowe podczas czytania. - Iwona Szatkowska, @uwielbiam_czytać
,,Jej wszyscy mężczyźni” to rozdzierająca serce historia, w której jak na dłoni widać, że los bywa niesprawiedliwy, a szczęście nie jest pisane każdemu. A.P. Mist jest debiutującą autorką i gwarantuję Wam, że o tym debiucie będzie się długo mówiło! Książka jest tak emocjonująca i zapierająca dech w piersi, że chusteczki to niezbędnik przy jej czytaniu! Gorąco polecam! - @moja_chwila_noca
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 280
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by A.P. Mist, 2021Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2022All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Zdjęcie na okładce: © by fotorince/Shutterstock
Projekt okładki: Adam Buzek
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek, [email protected]
Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com
Wydanie I - elektroniczne
ISBN 978-83-8290-084-2
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Wstęp
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Epilog
Wstęp
Życie jest wielką niewiadomą. Powiadają, że tylko od nas zależy, jak je przeżyjemy, a nasz los nigdy nie jest dziełem przypadku. Każdy dokonany wybór, każda najmniejsza decyzja, niosą za sobą konsekwencje. Czasem lepsze, a czasemgorsze.
Ale czy na pewno? Czy nie jest tak, że nasz los jest gdzieś tam u góry zapisany i choćbyśmy starali się brać go w swoje ręce, to i tak znajdziemy się w miejscu, które jest nam przeznaczone? Alicja każdego dnia zastanawiała się, za jakie grzechy znalazła się w takim położeniu. Każdego pieprzonego dnia przechodziła przez piekło. Czasem tylko mniej ją paliło. Zaczynała przyzwyczajać się do bólu i cierpienia, a dobro, które próbowało stawać na jej drodze, odbierała z dystansem. Nie wierzyła, że ono w ogóle jeszcze istnieje, i odtrącała je w obawie, że kryje się za nimpodstęp.
Dobra, zawsze uczynna, nikomu niewadząca kobieta. Jeden wybór, jedna nieprzemyślana decyzja doprowadziła ją w otchłań. Aby się z niej wydostać, każdego dnia umiera i powstaje nanowo.
Rozdział 1
– Gdzie byłaś? – wybrzmiał nieprzyjemny głos, zanim zdążyła przekroczyć próg skromnejkawalerki.
– W pracy przecież, przejazd kolejowy był zamknięty – zaczęła się tłumaczyć. – Dlaczego ona nie jest jeszcze ubrana? – zmieniła temat, widząc, że jej córka wciąż jest wpiżamie.
– Ryczała pół dnia, że chce do ciebie – wyburczał, rozkładając nogi na stoliku obok fotela – to ją sobie terazubierz.
Zrezygnowana rzuciła torebkę w kąt malutkiego przedpokoju i uścisnęłacóreczkę.
– Mamaaaa! – Mała Amelka podbiegła radośnie i wtuliła drobną buzię w brzuchmamy.
– Kurwiłaś się pewnie gdzieś – warknął zzaskoczenia.
– Znów zaczynasz z tymi absurdalnymi zarzutami? – odbiła piłeczkęAlicja.
– Głupio się tłumaczysz, że przejazd zamknięty. Sprawdziłem, o tej godzinie nie jedzie żaden pociąg. Gdzie byłaś, kurwa?!
– Nie przeklinaj przydziecku!
– Puszczasz się naboku?!
– Skończ. Daj mispokój.
– Jeszcze do tego wrócimy. – Na powrót skupił wzrok na ekraniesmartfona.
Alicja otworzyła lodówkę i zaczęła przygotowywać obiad. Nie mogła liczyć na to, że Tomek cokolwiek zrobi. Jego obowiązki ograniczały się do tego, że był z dzieckiem w domu, kiedy ona pracowała. Schowała się za ścianką oddzielającą kuchnię od pokoju, który był jednocześnie salonem, sypialnią i pokojem dziecięcym. Nie było ich stać na nic większego, bo on w większości nie pracował, a jeśli już ona znalazła dla niego jakąś pracę, to szybko z niej rezygnował pod każdym możliwym pretekstem. Gdy po wielkiej awanturze postawiła na swoim i poszła do pracy na pół etatu, on spoczął na laurach i zaczął pracować na nocne zmiany jako ochroniarz w sklepie całodobowym. Nie przynosiła ta praca dużych dochodów, z ledwością wystarczało na opłacenie wynajmu i rachunki, dlatego Ala zatrudniła się jako sprzątaczka w pobliskiej uczelni. Nie była to praca marzeń, zważając na to, że uczyła się rachunkowości i księgowości, pozwoliła jednak na zarobienie jakichkolwiek pieniędzy. A były potrzebne, bo jej mąż lubił żyć ponadstan.
Była zwyczajną kobietą, ciąża i brak czasu dla siebie odcisnęły na niej piętno. Miała smutne, zmęczone oczy. Choć ich wielkość i zieleń tęczówek zwracały uwagę ludzi, były pozbawione blasku. Miała długie czarne włosy, zawsze ciasno związane w niedbały kok. Figura powoli dochodziła do normy, między innymi dzięki fizycznej pracy, którąwykonywała.
Nie zależało jej na ładnym wyglądzie, nie malowała się ani nie dbała o to, czy ma zgrabne pośladki i pociągające szerokie biodra. Bała się, że jeśli będzie się prezentować zbyt dobrze, jej mąż będzie robił awantury jeszcze częściej niżzwykle.
A te zdarzały sięcodziennie.
– Amela! Do spania! – krzyknąłTomasz.
Alicja już wiedziała, co to oznacza. Musiała szybko położyć dziecko, żeby Tomasz nie zrobił kolejnej afery. Nie chciała, żeby mała widziała, co siędziało.
– Chodź, myszko, mama cię przytuli – powiedziała do dziecka i ciężko przełknęłaślinę.
Tomasz rozłożył kanapę i wyciągnął poduszki. Położył się i włączył telewizor. Czekał.
Ala przytulała Amelkę i modliła się, żeby zasnęła twardym snem. Szeptała do niej miłe słowa i opowiadała bajki ze szczęśliwym zakończeniem. Marzyła o takiej bajce dla siebie. Wierzyła, że kiedyś jej los się odwróci, a koszmar, który przeżywa, skończy się i nastąpi zwrot akcji. Tak jak w baśni. Księżniczka w niebezpieczeństwie zostaje uratowana i żyje szczęśliwie. Kiedy się udało i córeczka zamknęła znużone powieki, Ala poszła do kuchni, żeby pozmywać naczynia piętrzące się wzlewie.
Starała się zachowywać cicho, bo miała nadzieję, że Tomasz zapadł wdrzemkę.
– Nie wybierasz się spać? – zapytał, leżąc z rękami skrzyżowanymi na piersi i zamkniętymioczami.
– Nie, poczekam, aż pójdziesz do pracy – odpowiedziała muwystraszona.
Tomasz wstał i zgasił wszystkie światła. Delikatny blask lampek wiszących nad łóżeczkiem małej dziewczynki w innej sytuacji nadawałby pomieszczeniu romantyzmu. Nie tutaj. Nie w tym domu i nie z tymczłowiekiem.
– Idziesz do łóżka – wychrypiał.
– Nie, nie idę – sprzeciwiłasię.
– Masz spełniać swoje obowiązki! – ryknął.
Wiedziała, że mu nie umknie, kiedy sięzbliżał.
Chwycił ją boleśnie za ramię i przyciągnął do siebie. Zaczął szukać jej ust, żeby wepchnąć swój język. Szarpał ją, a im bardziej ona się motała, tym mocniejszy był jego uścisk. Walczyła i unikała jego natrętnych pocałunków, choć dobrze wiedziała, jak to się skończy. Przestała się wyrywać, a on brutalnie pociągnął ją nakanapę.
– Zostaw! Nie mam siły! Niechcę!
– Ale ja chcę! A ty jesteś moją żoną! Od tego cię mam – zawarczał wprost w jej przerażonątwarz.
Alicja cicho szlochała i prosiła. Bez skutku. Zrywał z niej ubranie kupione w lumpeksie, nie bacząc na to, że je niszczy. Jakby wpadł w jakieś otępienie i stracił kontakt z rzeczywistością. Jej błagania nie miały dla niegoznaczenia.
– Jak zajdziesz z drugim, to już nie przyjdzie ci do głowy, żeby mnie zostawić – oznajmił.
Nie miał pojęcia, że Ala po kryjomu poszła do ginekologa po antykoncepcję hormonalną. Nie chciała więcej dzieci. Nie z nim. Tyranem.
Używał jej jak szmacianej lalki. I w istocie nią była. Leżała bez ruchu, wstrzymując oddech i dławiąc się odszlochu.
Niech tylko skończy, niech skończy – powtarzała w myślach jakmantrę.
Nie miała z nim szans. Był od niej wyższy o głowę i silniejszy po stokroć. Wiedziała, że jeśli będzie się bronić i wyrywać, skończy się to dla niej kolejnymi siniakami i bolesnymi otarciami. A dopiero zagoiły siępoprzednie.
Był człowiekiem nieprzyjmującymsprzeciwu.
Był jej mężem, a ona miała spełniać obowiązki małżeńskie. Bez względu na ból, jaki jej sprawiał. Bez względu na to, co przeżyła jako nastolatka, kiedy została zmuszona do seksu przez jej ówczesnegochłopaka.
Nie brała nigdy udziału w rozmowach koleżanek, które opowiadały, jak straciły dziewictwo, bo jej historia nie należała do romantycznych, była tragiczna. Czasem myślała, że została stworzona tylko po to, żeby takie zwierzęta jak on mogły jągwałcić.
Kiedy skończył się zadowalać za pomocą jej ciała, wstał i rzucił w niąszlafrokiem.
– Zakryj się. Wyglądasz jakściera.
Z zadowoloną miną spełnionego samca poszedł podprysznic.
Starała się być niewidzialna. Nie rzucać się w oczy. Nie zwracać na siebie uwagi. Przemykała między studentami, zmierzającymi do różnych pomieszczeń na wykłady. Z powodzeniem mogłaby uchodzić za jedną z nich, bo mimo podpuchniętych od płaczu oczu i trzydziestu dwóch wiosen na karku wyglądała na ich rówieśniczkę. Miała taki typ urody, który pozwalał na długie utrzymanie młodego wyglądu. Jasna cera, pełne usta i oczy, choć smutne, nadalpiękne.
Nie wymagano od niej, żeby w pracy ubierała się w fartuch czy kombinezon. Wystarczyły czarny znoszony dres i wygodne buty. Włosy miała standardowo spięte ciasno w kok tuż nad karkiem. Czasem, kiedy miała jakąś cięższą pracę do wykonania, kosmyki włosów się wysuwały i opadały jej na oczy. Tak jak dziś, kiedy stała na wielkiej drabinie i myła okno tuż obok wejścia. Z każdym kolejnym uderzeniem starych, zabytkowych i ciężkich drzwi, drżała na niej coraz bardziej. Miała lęk wysokości, ale nie mogła się skarżyć i musiała wykonywać polecenia przełożonej, która była surowa iwymagająca.
Pani Jola, brygadzistka firmy sprzątającej, która świadczyła usługi dla uczelni, była około pięćdziesięcioletnią rozwódką. Była wysoka, miała bezkształtną figurę i małe niebieskie oczy, które zawsze niebezpiecznie się zwężały, gdy patrzyła na bałagan. Kiedy skierowano Alicję pod jej skrzydła, nie była zadowolona, spoglądała na nią z góry. Nie lubiła jej za to, że była ładna, i za to, że miała męża. Wszyscy, którym układało się życie, byli dla niej wrogami. Gdyby tylko wiedziała, jakie piekło w życiu miała ta dziewczyna, może zmieniłaby swoje podejście. Na szczęście była profesjonalna i w kwestiach zawodowych nie miała wobec Alicji zastrzeżeń. Zdarzyło jej się nawet popatrzeć na nią z aprobatą, kiedy widziała porządek, który ta zostawiała po skończonej pracy. Oczywiście takie spojrzenia rzucała wyłącznie wtedy, kiedy myślała, że Ala tego nie widzi. Jakby pozbieranie papierków po hałaśliwych studentach było zajęciem ranginarodowej.
Chwiała się na drabinie i szorowała drewnianą ramę okna. Jeszcze chwila i skończy. Będzie mogła zejść z tej piekielnej wysokości i odetchnie z ulgą. Kolejne uderzeniedrzwi.
– Czy oni nie potrafią klamek używać? – burczała podnosem.
Do budynku weszła zgraja roześmianych, hałaśliwych, młodych mężczyzn. Wyglądali jak drużyna sportowa z amerykańskiegofilmu.
Chwyciła się mocniej drabiny, bo wiedziała, że ten męski huragan może ją zmieść jak paproch, wbiegając i przepychając się w wejściu. W tej chwili, jakby przeczuwała, jeden z nich przypadkowo trącił ramieniem aluminiowy podest, którego kurczowo trzymała się Ala. Ten zachwiał się groźnie na boki, a dziewczyna krzyknęła zestrachu.
– Co wy wyrabiacie?! – Była wściekła i autentyczniewystraszona.
– O, najmocniej panią przepraszam. Nie zauważyliśmy pani – powiedział najbardziej uroczy chłopak, jakiego do tej porywidziała.
Miał czarną czuprynę z kosmykiem opadającym niedbale na twarz. Dmuchnął, żeby się go pozbyć i uśmiechnął sięniewinnie.
Nie widziała od dawna tak szczerego uśmiechu i już miała go odwzajemnić, kiedy przypomniała sobie, że niemal zrzucił ją zdrabiny.
– Następnym razem uważaj, bo możesz komuś zrobić krzywdę! – krzyknęła i zaczęła schodzić ostrożnie z wiadrem w ręce. – Jeszcze tu jesteś? – Spojrzała wściekle w jego absurdalnie błyszczące, brązoweoczy.
– To może ja pani pomogę? – zaproponował.
– Nie potrzebujępomocy.
– Przecież widzę, że zaraz spadnie albo pani, albo towiadro.
– Za twoją zasługą. Więc daj mi spokój i idź się uczyć – wysyczała.
Odbiła sobie swoje krzywdy na właściwie niewinnym chłopaku. Ani jej nie ulżyło, ani nie naprawiło to jej życia. Czuła się jeszczegorzej.
– Wybacz. – Spuściła głowę. – Po prostu się wystraszyłam – powiedziała, kiedy zrezygnowanyodchodził.
Jego koledzy zdążyli już zniknąć w głębi długiego korytarza, a on stał i bezczelnie się w nią wpatrywał. Spodobała mu się. Taka niewysoka, z krągłościami w odpowiednich miejscach i wielkimi oczyma. Niespotykanezjawisko.
Stała naprzeciw niego z zadartą głową, wszak był od niej sporo wyższy i górował nad nią swoją postawą. Lekko zmieszana jego zuchwałym spojrzeniem szybkorzuciła:
– To ja pójdę. Do widzenia. – Odwróciła się i złapawszy wiadro z wodą, ruszyła do kantorka ze sprzętem dosprzątania.
– Jestem Szymon – powiedział, jakby zupełnie naturalne było to, że rozmawia z obcą kobietą i nawiązuje znajomość podczas absurdalnych sytuacji. – A pani? – zapytał, chwytając drabinę i podążając zanią.
– Nikim ważnym. – Spuściła głowę i szła, obserwując czubki swoich zdartychbutów.
Tego była nauczona. Tomasz ją wręcz wytresował. Nie patrzeć, nie uśmiechać się, nie witać, nie odzywać. Dla własnego dobra i dla dobra innych. Wyobraziła sobie, jaka byłaby reakcja Tomasza, gdyby widział tę sytuację, kiedy odważyła się z kimś porozmawiać, na dodatek z kimś płci męskiej. Ten biedny chłopak najprawdopodobniej miałby złamany nos, a ona… Ona musiałaby znów się tłumaczyć, że to nieznajomy, że niczego nie zrobiła. Znów musiałaby błagać go, żeby nie robił krzywdy. Ani jemu, anijej.
– Może jednak? – Nieodpuszczał.
– Mam na imię Ala. – Spojrzała kątem oka, jakby bała się, że Tomasz tousłyszy.
– Wszystko z tobą wporządku?
Poznawszy jej imię, automatycznie przestał nazywać ją „panią”.
– Tak, dziękuję za przyniesienie drabiny. Muszę wracać dopracy.
– No dobrze. – Zerknął na nią. – Jakbym mógł jeszczejakoś…
– Nie, nie możesz – dodała znów zimnym tonem. – Nie możesz – wyszeptała iuciekła.
Przyglądał jej się badawczo, oczywiste było to, że zwrócił uwagę na jej zgrabne biodra i kształtną pupę, a dres, który na sobie miała, tylko potęgował jego wyobraźnię. Najbardziej jednak jego uwagę przykuł strach w jej oczach. Jakby zrobiła coś złego i za wszelką cenę chciałaby to ukryć, żeby nie ponieść konsekwencji. Potrząsnął głową, przeczesał dłonią włosy, jak zwykł robić, kiedy się nad czymś zastanawiał, i poszedł nawykład.
SMS od Tomasza: „Streszczaj się, idę na drugą doroboty”.
Każda jego wiadomość czy telefon sprawiały, że Ala truchlała. Zaciskała wtedy mocno szczękę, a mięśnie jej twarzy były wciąż spięte, co skutkowało częstymi migrenami. Na nie oczywiście też nie mogła sobie pozwolić, bo Tomasz nigdy nie brał pod uwagę jej stanu zdrowia. Nie miało dla niego znaczenia to, jak ona się czuje. On byłnajważniejszy.
Szybko posprzątała w kantorku i przebrała się w swoje skromne, codzienne ubrania. Włożyła jasne, obcisłe dżinsy i o wiele za dużą koszulkę, którą nosiła w ciąży. Gdyby nie miała zakrytej pupy nadmiarem materiału, jej mąż nie pozwoliłby jej wyjść z domu. Jej ciało należało do niego, nikt inny nie miał prawa nawet na nią spoglądać. Wciągnęła tenisówki, które udało jej się kupić na wyprzedaży, kiedy dostała swoją pierwszą wypłatę. Tomaszowi powiedziała, że dostała je od siostry, żeby nie wyzywał, że traci pieniądze nagłupoty.
W tajemnicy przed Tomkiem odkładała sobie co miesiąc pięćdziesiąt złotych. Pamięta, kiedy uciekła od niego pierwszy raz, z Amelką za rączkę. Nie miała wtedy nawet pieniędzy na autobus. Na szczęście kierowca, który miał jej sprzedać bilet, w momencie kiedy zobaczył, że Tomasz je goni i z wściekłością wybija pięścią szybę w wiacie przystanku autobusowego, kazał jej szybko wejść i nie żądał zapłaty. Gdyby nie pozwolił jej wtedy wsiąść do autobusu, mocno by oberwała. I kierowca pewnie też. Całą drogę starała się powstrzymywać płacz, Amelka była już wystarczająco wystraszona i zmęczona, żeby obarczać ją dodatkowymi łzami. Dużym obciążeniem dla tej małej dziewczynki były sceny odgrywające się w domu, kiedy jej ojciec uważał, że ta drobna istotka niczego nie rozumie. Po kolejnej awanturze wymknęły się z domu około czwartej nad ranem, najciszej jak się dało, żeby ten potwór się nie zbudził. Alicja spakowała tylko najpotrzebniejsze rzeczy, żeby zdążyć uciec. Udało się, mimo tego, że niemal jedogonił.
Wynajęła wtedy małą kawalerkę na poznańskiej Wildzie, tam gdzie było najtaniej. Jej mama mieszkała kilka kilometrów od niej. Ala marzyła o tym, żeby żyć spokojnie i bez strachu. Niestety, bezmyślnie pozwoliła mu z nimi zamieszkać po paru miesiącach oducieczki.
Ala potrząsnęła głową, wyrzucając towspomnienie.
Głupia byłam, że uwierzyłam w jego zmianę – pomyślała i pobiegła po rower, którym przemierzała drogę dopracy.
– Ile można, kurwa, czekać naciebie?
Znówpretensje.
– Nie mówiłeś, że masz inną zmianę. Skąd miałam wiedzieć… – Bardziej stwierdziła niżzapytała.
– Nie muszę ci się tłumaczyć. Dzisiaj mam dwie zmiany – rzucił, po czym mijając ją w drzwiach, trąciłłokciem.
Ala była zadowolona z obrotusprawy.
Wiedziała, że dzięki niezapowiedzianej zmianie w planie pracy Tomasza uniknie wieczornej awantury. W końcu będzie mogła spokojnie posiedzieć po południu i pobawić się z Amelką, która właśnie wchodziła jej nakolana.
Całe popołudnie spędziła tak, jak planowała – odpoczywając i tuląc swoją córeczkę. Jedynym pozytywem jej życia była właśnie ona. Szczupła, niebieskooka blondyneczka. Dobrze, że była podobna do ojca, dzięki temu nie szukał wyimaginowanej zdrady. Przynajmniej nad dzieckiem się nie pastwił, można było nawet pomyśleć, że je kochał. Owszem, krzyknął na nią czasami, ale nigdy nie uderzył. Bawił się z nią od czasu do czasu, zabierał na place zabaw. Mimo to ta mała trzyletnia istota czuła, co się działo, i ponad wszystko była przywiązana do mamy, której tata wyrządzał krzywdę. Czasem pojawiała się w Ali obawa o bezpieczeństwo Amelki, kiedy zostawiała ją z Tomaszem, każdego dnia miała jednak nadzieję, że nic złego się nie stanie i nie uderzy własnego dziecka. Przyjmowała cały jego niewytłumaczony gniew na siebie, żeby nie wyładowywał swojej frustracji i złości naAmelce.
Była już gotowa do wyjścia, czekała tylko, aż Tomasz wróci, żeby mogła biec do pracy. Do budynku uczelni miała około czterech kilometrów. Układała w głowie plan, zastanawiała się, od czego zacząć. Budynek był duży, miał cztery piętra i zawiłe korytarze, schody znajdowały się pośrodku, a dwie wąskie klatki schodowe mieściły się na szczytach budynku. Czasem przemierzała wiele kilometrów, zwłaszcza kiedy były deszczowe dni. Pani Jola nie tolerowała zabłoconych posadzek, więc Alicja musiała wówczas cały dzień wycierać je ogromnym mopem. Także wtedy była niewidzialna – studenci bez skrupułów deptali po świeżo zmytych podłogach. Westchnęła cicho. Właśnie dziś był taki dzień. Padał deszcz, co oznaczało dużo pracy i jeszcze więcejfrustracji.
W tej chwili wszedłTomasz.
– Idź. Tylko się nie spóźniaj do domu. Po południu wychodzę. – Rzucił plecak w kąt, zdjął buty i usiadł wfotelu.
– Tak, jasne – wymamrotała. – Śniadanie dla Amelki jest w lodówce – dodała, po czymwyszła.
Nim dotarła na miejsce swoim skrzypiącym rowerem, była już całkowicie przemoczona. Dobrze, że miała w pracy dres. Odstawiła pojazd pod wiatę, przypięła blokadę i pobiegła do środka, przeskakując po dwa stopnie stromych schodów prowadzących do głównegowejścia.
Pani Jola zawsze parkowała auto w tym samym miejscu, dziś jeszcze jej nie było, więc możliwe, że Ala zdąży wziąć chociaż łyk gorącej kawy, którą woziła ze sobą w termosie. Pchnęła wielkie, ciężkie drzwi i zwinnie wsunęła się do środka. Nie spodziewała się jednak, że o siódmej rano, tuż na samym wejściu, będzie już tak brudno i ślisko. Jej zmoczone tenisówki poniosły ją jak po lodowisku. Niejeden łyżwiarz pozazdrościłby jej pozy, którą przybierała, żeby zachować równowagę, na nic się to jednak zdało, bo z hukiem upadła na plecy z taką siłą, że po korytarzu rozniosło się echo. Leżała chwilę bez ruchu, nie podnosiła się, bo od intensywnego uderzenia zabrakło jej tchu. Kaszlnęła kilkukrotnie, łapiąc powietrze w obite płuca i przewróciła oczami. W pobliżu o tej porze nie było nikogo, więc nie obawiała się, że jakaś nieposkromiona chmara studentów jązdepcze.
– Jezu! Nic pani niejest?
Kiedy usłyszała ten głos, już wiedziała, kogo za momentujrzy.
Tuż nad nią stanął Szymon ze zmartwioną miną i błyszczącymi oczami. Tak, zdecydowanie tego widoku sięspodziewała.
– Tak, to znaczy nie. Nic mi nie jest. Jużwstaję.
Czuła się jakidiotka.
– Pomogęci.
Jakby nie mógł się zdecydować, czy mówić do niej per pani, czy zwyczajnie po imieniu. Wyciągnął do niej zadbanądłoń.
– Nie trzeba, poradzę sobie. – Podciągnęła się i zaczęła wstawać, wciąż ślizgając się nabłocie.
– Pomogę – rzekł niezwykle stanowczo i chwycił ją zaramię.
– Dzięki. Nie trzeba było. – Popatrzyła na niego spod długich rzęs i sięspeszyła.
Ekstra, nie dość, że jestem mokra, to jeszcze się zbłaźniłam – pomyślała.
– Kretynka – powiedziała.
– Słucham? – Spojrzał na nią z zainteresowaniem tymi ciemnymioczyma.
– Nic, głośno myślę. Proszę wracać do swoich spraw – skwitowała i poszła do kantorka się przebrać, a przede wszystkim schować przed tym młodym mężczyzną, który, nie wiedzieć czemu, pojawiał się ostatnio zbytczęsto.
– Ale… – Nie zdążył dokończyć, bo Alicja już go nie słuchała i była za daleko. – Boże, co to jest za kobieta? – dodał sam dosiebie.
Usłyszał to jednak jego kolega z roku. Marek, szczupły, wysoki i niebywale wścibski chłopak o nieprzeniknionymusposobieniu.
– Co tam? – pytał. – Spodobała ci się nasza sprzątaczka? – Zerknął jakoś takkrzywo.
– Co? Nie. Tylko coś jest z nią nietak.
– Mieszka na tym samym osiedlu co ja – powiedział. – Ale rzadko ją widać, czasem na placu zabaw jest zdzieckiem.
– Z dzieckiem. A facet? – dopytywał się z czystejciekawości.
– No ma faceta, ale jakiegośdziwnego.
– Ha, ha, no ona też jest dziwna – skwitowałSzymon.
Popatrzył za oddalającą siękobietą.
I zajebiście intrygująca – pomyślał.
Reszta dnia minęła jej tak, jak przewidywała. Wielka ściera do podłogi i zewsząd pojawiający się studenci, nieszanujący jej pracy – to był dziś jedyny widok, który miała okazję oglądać. Czuła się parszywie. Chyba się przeziębiła, bo wstrząsały nią dreszcze i zaczynało boleć jągardło.
Pięknie. Będę musiała wziąć wolne. Znów mniej pieniędzy – westchnęła w duchu – i na dodatek więcej czasu znim.
Niestety, wiedziała, że przeziębienie u niej nie przebiegało łagodnie i jeśli zaniedba swój stan teraz, to najprawdopodobniej skończy się zapaleniempłuc.
Wchodząc do mieszkania, już czuła, że coś było nie tak. Niestety, nie myliła się. Od samych drzwi czuć było alkoholowy odór, a szare płytki w przedpokoju kleiły się, najprawdopodobniej od rozlanego piwa zmieszanego z błotem. Amelka siedziała brudna przed telewizorem i oglądała bajki, co jakiś czas zerkając na sceny rozgrywające się za jej plecami. Jej ojciec imprezował z kolegami, popijając piwo i duże ilościwódki.
– O! Jest moja kochana żonka! – Plątał mu się język, ale rzucił jej ostrzegawczespojrzenie.
To miał być znak, by nie ważyła się nieodpowiednio zachować wobec jegogości.
– Co tu się, u diabła, dzieje?!
Nie wytrzymała. Była wściekła, zmęczona i osłabiona, a on urządzał sobie alkoholowe libacje, mając pod opieką małe dziecko. Tego było zawiele.
Jej krzyk sprawił, że towarzystwo w popłochu zaczęło się zbierać. Widać było, że czują respekt przed kobietą. Najprawdopodobniej dlatego, że nie pozwalali sobie na takie wybryki wobec swoichżon.
– My już pójdziemy – powiedzieli koledzy, których Ala doskonaleznała.
Mieszkali piętro niżej i bardzo lubili pić, zwłaszcza kiedy Tomasz stawiał, a ich kobiety wychodziły do pracy. Byli starsi od nich, więc dzieci były już dorastającymi podlotkami, które nie wymagały ciągłejopieki.
Gdy wyszli pospiesznie, Tomasz wpadł w furię. Zaczął zbliżać się do Ali i już miał wziąć zamach, kiedy mała Amelka krzyknęła ze strachem i uciekła dołazienki.
– Co ty sobie, kurwa, wyobrażasz?! – wycedził, odrobinę się reflektując. – Upokorzyłaś mnie przedkolegami!
– A psik! – Ala kichnęła, ledwo stojąc nanogach.
Gorączka rozkręciła się nadobre.
– Zejdź mi z oczu, bo cię zaraz zmiotę – kontynuował, nie zwracając uwagi na jej stan ani na to, że mała Amelia szlochała za łazienkowymidrzwiami.
– Miałeś nie pić, kiedy masz pod opieką dziecko! A jeśli coś by jej się stało? – Alicja podniosłagłos.
– Ale się nie stało! Siedziała grzecznie! A jak ci się nie podoba, to wypierdalaj! – krzyczał, kiedy Ala szła do łazienki poAmelkę...........
– Ja wynajmuję to mieszkanie, więc jeśli tobie nie odpowiada, to ty się wynoś – odbiłapiłeczkę.
Mieszkanie wypełnił jegośmiech.
– Nie poradzisz sobie beze mnie. Oddaję ci przysługę, że nadal tu jestem. Na twoje miejsce są dziesiątki innych, więc lepiej siedź cicho, szmato – wyrzucił i położył się nakanapie.
Kiedy udało jej się uspokoić roztrzęsione dziecko i zażyła leki na przeziębienie, usiadła w fotelu i odpoczywała. Amelka, w czasie gdy mama czuła się źle, a pijany ojciec spał, po prostu siedziała obok i przeglądała książeczki. Dzięki temu Ala mogła przymknąć na chwilę oko i odrobinę zregenerowaćsiły.
– Mamusiu. Mamo – szeptała dziewczynka, gładząc Alicję po twarzy. – Tata wyszedł – powiedziała zuśmiechem.
Ala się przeciągnęła i rozejrzała po małym mieszkaniu. Rzeczywiście już go nie było. Odetchnęła zulgą.
– To chodź. Zrobię ci kolację, wykąpiesz się i pójdziemy spać. Co ty na to? – Próbowała byćradosna.
Ostatkiem sił poczłapała do kuchni, żeby zrobić dziecku ulubionetosty.
Kiedy już czysta i pachnąca dziecięcym mydełkiem dziewczynka skończyła jeść, Ala posłała ją dołóżka.
– Ale śpisz ze mną. O, tu. – Amelka wskazała na swoją wąska, jednoosobową, rozkładanąkanapę.
– Z tobą zawsze. – Rozczuliłasię.
I tak też było, spały we dwie na małym dziecięcym posłaniu, w niewygodnych pozycjach, lecz wtulone w siebie, jakby były same w tym okrutnymświecie.
Tomasz, gdy wrócił ze swojej wieczornej eskapady, trącił ją, żeby sięobudziła.
– Wstawaj.
– Zostaw mnie w spokoju. Śpię zmałą.
– Nie. Jesteś moją żoną. Maszobowiązki.
– Jestem przeziębiona i śpię tutaj – wysyczała. – Wynośsię.
Był zbyt pijany, żeby się awanturować i brać ją siłą, więc tym razem skończyło się na całonocnym wykrzykiwaniu obelg. Najpierw ją wyzywał, później mówił, że ją kocha, i próbował wzbudzić litość, tak jakby nieopróżnienie jąder sprawiało mu cierpienie. Ala pozostawała nieugięta i nawet nie reagowała na jego utyskiwanie. Udawała, że śpi, choć każde jego słowo przeszywało ją i bolało jak zadawane na oślepciosy.
Nadszedł ciepły weekend. Radosne promienie wdzierały się przez okna, jakby kpiły z Ali, pokazując jej, że życie jest piękne. Babcia zabrała Amelkę do siebie, żeby Ala mogła dojść do zdrowia i w poniedziałek wrócić do pracy. Zarówno ona, jak i mała iskierka przyjęły tę ofertę z entuzjazmem, a Ala dodatkowo z wdzięcznością. Alicja nie mówiła swojej mamie ani siostrze, właściwie nikomu, jaki tak naprawdę był Tomasz. Wszyscy wiedzieli, że miał paskudny charakter, nikt jednak nie miał pojęcia jak bardzo. Uważali go za choleryka i egoistę, ale nie podejrzewali, że był też psychopatą znęcającym się nad żoną. Nikt nie próbował jej na siłę przekonać do tego, żeby go zostawiła, bo w całej rodzinie, a także wśród nielicznych znajomych, których miała, uchodziła za silną i niezależną kobietę. Prawda była niestety inna. Była silna dla dziecka, nie pozwalała sobie na słabość i na użalanie się nad sobą tylko ze względu na Amelkę. Nie cierpiała na syndrom sztokholmski, nie broniła go i nie usprawiedliwiała. Nigdy nie próbowała nawet rozumieć jego zachowania, nie szukała przyczyny, bo wiedziała, że nie potrzebował powodu, aby zastosować wobec niej przemoc. Nienawidziła go, choć dla świętego spokoju mówiła, że kocha, kiedy ją o to pytał. Nie chciała nawet sobie wyobrażać, co by było, gdyby mu powiedziała, jak nim gardzi. Dlaczego wciąż z nim była? Chciała choć trochę odchować córkę, żeby móc stanąć na nogi, bez niego. Żeby zacząć od nowa. Do tego potrzebny jej byłczas.
Weekend rzeczywiście okazał się dla jej organizmu zbawienny. Czuła się lepiej, przynajmniej fizycznie. Tomasz pokazywał sztuczną skruchę, że pił, zajmując się Amelką, i momentami przejawiał ludzkie odruchy, proponując Ali gorącą herbatę. Przez ten krótki czas nie uprzykrzał jej życia i mogła podleczyć przeziębienie, bez dodatkowych nerwów. Mimo to w poniedziałek nie była jeszcze na tyle zdrowa, by wrócić do pracy. Gorączka wciąż wracała, a w gardle czuła boleśnie wbijające się szpilki, niepozwalające jej normalnie funkcjonować. Poprosiła panią Jolę o kilka dodatkowych dni wolnego i obiecała, że odrobi wszystkiegodziny.
***
Stał na parterze, tuż obok centralnych schodów i rozglądał się na boki po długich korytarzach starego budynku. Widać było, że są zaniedbane i nieposprzątane tak jak zwykle. Szczególną uwagę poświęcał jednak drzwiom kantorka dla sprzątaczek. Zerkał w ich stronę natarczywie, jakby samym wzrokiem chciał sprawić, by sięotworzyły.
Była już dziesiąta, a ona się nie pojawiła. Szkoda. Miło było na nią patrzeć, choćby z daleka. Odkąd poznał osobiście tę zagadkową kobietę, często szukał jej wzrokiem podczas przerw pomiędzy zajęciami. Kiedy zjawiała się gdzieś znienacka, podziwiał jej wygląd i swobodne ruchy. Pociągało go to, że była taka nieśmiała. Nie patrzyła nawet na ludzi mijających ją, kiedy wykonywała swojąpracę.
Podszedł do drzwi i zapukał, nie bacząc na to, że kumple coś do niegomówią.
Otworzyła mu paniJola.
– Słucham? – Zmierzyła go od stóp do głów. – Trzeba gdzieś sprzątnąć? – zapytała zirytacją.
– Nie, nie. Ja po prostu myślałem, że jest tu paniAlicja.
– Nie, nie ma jej. Chora jest i muszę pracować za nią – odparła zwyrzutem.
– Rozumiem. A czy… czy mogłaby mi pani powiedzieć, jak ona się nazywa? – zapytał, zanim zastanowił się, cowyprawia.
– A po co to tobie, chłopcze? – Patrzyła na niego swoimi chytrymi oczami, znów zmrużonymi, jakby upatrywała sobie cel, który za moment zaatakuje. – Zniszczyła coś? A może ukradła? – Zmarszczyłabrwi.
– Nie! Absolutnie! Ja chciałem jej tylko coś oddać. – Wymyślił na miejscu mało wiarygodnąwymówkę.
– Daj mnie, ja jej przekażę. – Wyciągnęła w jego stronę chudąrękę.
– Nie ma potrzeby. Oddam jej, jak wróci. – Uśmiechnął się, żeby ukryć swojezakłopotanie.
– Nazywa się Kosyra – rzuciła. – Więcej nie pomogę – dodała już nieco milszymtonem.
Również na nią podziałał jego chłopięcy, białyuśmiech.
– Dziękuję – powiedział, wpisując jej dane w wyszukiwarce na portaluspołecznościowym.
Szedł zapatrzony w ekran telefonu, szukając kobiety, która coraz częściej gościła w jego myślach, powodując dziwne otępienie. Odetchnął z ulgą, kiedy ją znalazł. Potraktował to jak szansę, żeby ją trochępoznać.
– Szymon! – krzyknął Marek. – Dalej, idziemy!
Wrócił ze znajomymi do sali i odsunął od siebie myśli o tajemniczejkobiecie.
Z każdym dniem czuła się lepiej, gorączka ustąpiła, ból gardła minął. Tomasz, który znów zaczął wracać do swojej niepoczytalności, na szczęście poszedł do pracy i miał wrócić dopiero rano. A to oznaczało, że miała cały wieczór i noc tylko dla siebie. Amelki wizyta u babci nieco się wydłużyła, bo Magda, mama Ali, zaplanowała wycieczkę po pobliskich lasach. Wnuczka lubiła te beztroskie chwile, ale mimo swojego młodego wieku bała się o swojąmamę.
Alicja wzięła gorącą kąpiel, bez obaw, że zaraz ktoś wejdzie jej pod prysznic, zacznie obmacywać i zmuszać do posłusznego oddawania swojego ciała. W puszystym szlafroku i ręczniku na głowie leniwie krzątała się po mieszkaniu, intuicyjnie się rozglądając, jakby spodziewała się ataku. Zrobiła sobie napar z melisy, żeby odrobinę się rozluźnić, i usiadła wygodnie w wysłużonym fotelu, który dostała od mamy. Wzięła telefon w dłoń i zerknęła w swoje profile w mediachspołecznościowych.
Tomasz nie zabraniał jej ich mieć, bo rodzina, która mieszkała daleko, dzwoniła do nich przez aplikacje internetowe. Nie mógł pozwolić sobie, żeby ktoś uważał go za zazdrosnego tyrana, dbał o swoją reputację, żeby w razie rozstania móc pokazać, że był wspaniałym mężem, a Ali odbiło i odeszła bez przyczyny. Często rzucał podczas spotkań rodzinnych, że żona jest niestabilna uczuciowo i wydaje mu się, że spotyka się z kimś na boku. Tak jakby przygotowywał sobie grunt, który pozwoli mu uchodzić zaniewinnego.
Bezmyślnie przeglądała zdjęcia znajomych i różne wpisy. Czasem nawet któryś ją rozbawił. Nie miała jednak żadnych powiadomień. Część osób wiedziała, że niepotrzebne serduszka pod zdjęciami mogą wywołać atak zazdrości ze strony jej męża. Kiedyś poprosiła wprost, żeby nie kontaktowali się z nią bez konkretnych, ważnychprzyczyn.
Wtedy zaświeciło się czerwone kółeczko – wiadomość wspamie.
Szymon: „Dzień dobry. Mam nadzieję, że czuje się panilepiej”.
Zachłysnęła się herbatą. Szymon Wieczyński. Kto to, u licha, jest? Spojrzała w galerię i nie miała już wątpliwości. Takie oczy miał tylko ten student, na którego kilka razy wpadła w pracy. Nie wiedziała, czy ma zignorować jego troskę, czy może uprzejmie podziękować. Wybrała todrugie.
Alicja: „Tak. Dziękuję, czuję się dobrze. Pozdrawiam”.
Błyskawicznie dostała kolejnąwiadomość.
Szymon: „Kiedywracasz?”.
Znów nie wiedział, jak się do niej zwracać. Uśmiechnęła się podnosem.
Alicja: „Zdecyduj się, czy mówisz do mnie „pani”, czyjak?”.
Szymon: „Wybacz, nie chcę byćniegrzeczny”.
Alicja: „OK”.
Szymon: „Więc?”.
Alicja: „Cowięc?”.
Szymon: „Kiedywracasz?”.
Alicja: „A do czego jest ci potrzebna ta wiedza? Bałagan jest nakorytarzach?”.
Szymon: „Nie bądź śmieszna. Po prostupytam”.
Alicja: „Jutro będę. I nie będziesz musiał łapać mnie spadającej z drabiny albo podnosić leżącej w błocie. Zaręczam”.
Szymon: „Nie miałbym nic przeciwko, żeby zobaczyć cię w mniej niebezpiecznychokolicznościach”.
Alicja: „Nie pisz tak. Najlepiej w ogóle nie pisz. Wybacz. Dobranoc”.
***
Siedział przy biurku i kilkukrotnie czytał jej ostatnią wiadomość. Chciał jeszcze coś napisać, ale postanowił uszanować jej prośbę. Zastanawiał się jednak, dlaczego potraktowała jego zaczepkę w taki sposób. Chciał dowiedzieć się o niej więcej i uzyskać odpowiedź na swoje pytanie: Co jest z nią nie tak? Prześwietlił jej konto na wskroś. Wiedział, gdzie się uczyła, skąd pochodziła, kiedy wyszła za mąż i ile ma lat. Widział zdjęcia małej dziewczynki, najpewniej jej córki, oraz naburmuszonego męża ze sporą nadwagą i piwnymbrzuchem.
– Kurde, jakim cudem jest z takim gościem? – pytał sam siebie. – W sumie nie wygląd jest najważniejszy. Może jest dobrym mężem? – prowadziłmonolog.
***
– Niepotrzebnie w ogóle odpisywałam – wyrzucała sobie. – A teraz jeszcze gryzie mnie sumienie, bo byłamniemiła.
Wciąż myślała o uczuciach innych, rzadko o swoich. Rzuciła telefon z hukiem na stolik i położyła sięspać.
Noc była niespokojna, dręczyły ją koszmary codzienności. Nie dość, że przechodziła piekło każdego pieprzonego dnia, to jeszcze nocą ukazywały jej się obrzydliwe obrazy. Jakby mózg zaprogramował sobie odtwarzanie powtórki filmu, za każdym razem, kiedy ten siękończy.
Przemknęła szybko przez korytarz, żeby nikt jej nie zauważył. Czuła się jak jakiś intruz, choć pracowała tu już jakiś czas. Najbardziej jednak pragnęła znów stać się niewidzialna. Czuła się odrobinę spokojniejsza, gdy nie była zauważana przez otoczenie. Niewidzialność. Chciałaby mieć taką moc. Żeby nie rzucać się w oczy, koniecznie musiała zadbać, żeby nie wpadać w żadne tarapaty i nie upadać w błocie. Ta myśl jąrozbawiła.
Ubrała się w dres i pobiegła zameldować się paniJoli.
– Dzień dobry. Jestem, pani Jolu, dziś zostaję dowieczora.
– Bardzo dobrze. A dziecko z kim? Żebyś mi zaraz nie stękała, że musiszwracać.
– Amelka jest u babci do końca tygodnia, więc aż do niedzieli mogę pracować od rana do wieczora – powiedziała na jednymoddechu.
– Prawidłowo. – Spojrzała na Alę. – Jakiś chłopak o ciebie pytał. Że niby coś chce ci oddać – zmieniła temat i zmrużyła oczy. – Masz jakieś interesy ze studentami? Nie radzę ci się w nic wplątywać. – Skończyła i czekała na odpowiedź, krzyżując ramiona na piersi i niecierpliwie postukując czubkiem buta o kamiennąposadzkę.
– Żadnych interesów, pani Jolu. Nie znam tu nikogo. – Spuściła głowę jak uczennica na dywaniku udyrektora.
– W takim razie co? – nie odpuszczałabrygadzistka.
– Nie wiem, może zgubiłam kolczyk albo łańcuszek i nie pamiętam, a ten chłopak może widział, jak mi spada. Nie wiem, pani Jolu, naprawdę – zaczęła sięjąkać.
Nie chciała stracić pracy przez jakieś nieporozumienie. Była jejpotrzebna.
– Idź. I żeby mi więcej nikt nie zawracał tobą głowy – prychnęła z pogardą, jakby temat Ali był nieistotnym szczegółem, nad którym nie warto było siępochylić.
– Oczywiście.
Niedziela, ostatni dzień całodniowej harówki. Ala miała wrażenie, że każda klamka lśni bardziej niż kiedykolwiek, a okna wyglądają, jakby nie miały szyb – ani jednej smugi. Była już prawie dwudziesta, więc powoli zbierała się do wyjścia. Zmęczenie dawało jej się we znaki. Pracowała ciężko, żeby kierowniczka nie mogła jej niczegozarzucić.
Amelka miała wrócić w poniedziałek po południu, więc nie spieszyło jej się dodomu.
Powolnym krokiem zmierzała do drzwi. Postanowiła prowadzić rower i nacieszyć się wiosennym powietrzem, tym bardziej że trasa w większości nie prowadziła przez hałaśliwe miasto. Zamiast tego zewsząd rozciągały się pasma drzew. Już miała wyjść, kiedy drogę zastąpił jej wysoki, szczupłymężczyzna.......................
– Tak długo się pracuje? – zionął w jejstronę.
– Tak wyszło. – Spojrzała na niego zobawą.
Nie wiedziała, kto to jest ani czego od niejchce.
– Może odprowadzić? – Przybliżał się doniej.
– N-nie, dziękuję – zaczęła się jąkać. – Mamniedaleko.
– Kłamiesz, ślicznotko. – Stanął tak blisko, że Alicja cofnęła się pod samą ścianę. – Mieszkamy na tym samymosiedlu.
Popatrzyła mu w oczy i twardopowiedziała:
– Daj mi spokój. Czego chcesz odemnie?
– Tego, czego chciałaby większość moich kumpli z roku. – Uśmiechnął siębrzydko.
– Zejdź mi z drogi, bo zacznę krzyczeć – stawiałasię.
Marek, mimo swojej szczupłej postury, był dość silny. Przygwoździł jej ramię do ściany, a drugą rękę oparł tuż obok jejgłowy.
– Będziesz jeszcze krzyczeć, ale moje imię, z rozkoszy – cedził.
Czuć było od niego alkoholowyodór.
Ala była w szoku. Jakim cudem pijany człowiek kręcił się po korytarzu i dlaczego był tutaj o tej porze? To był ten moment, kiedy ponad wszystko żałowała, że zatrudniła się na politechnice, gdzie większość studentów to mężczyźni, którym buzowały hormony, a w żyłach zamiast krwi płynąłalkohol.
– Radzę ci trzymać swoje łapy z daleka! – mówiła coraz głośniej. – Wynoś się, bopożałujesz!
– Ej, Marek! Co robisz? – zabrzmiał głos z końcakorytarza.
Wiedziała, do kogonależał.
To znaczyło, że się znali. Trzeba trzymać się z daleka. Odwszystkich.
Kopnęła na oślep swojego prześladowcę i uciekła, wykorzystując moment jego nieuwagi. Prędko wsiadła na rower, wciąż się odwracając, czy czasem któryś z nich jej niegoni.
– Pieprzeni zboczeńcy… – powtarzała jak mantrę, pedałując ile sił wnogach.
Szymon podszedł do kulącego się z bóluMarka.
– Cojest?
– Ta suka! Kopnęła mnie! – wydał z siebie pijackikrzyk.
– Kto? Jesteś pijany! Co ty tu robisz? – wyrzucałpytania.
– No ta sprzątaczka! Głupia pizda! Chciałem się tylko zabawić! – jęczał Marek. – A ty co tu robisz? – zapytał już bardziejtrzeźwo.
– Gdzie ona jest? – ryknąłSzymon.
– W dupie! Myślisz, że jak mi nie dała, to tobie da? – Zaśmiałsię.
– Ty gnoju! – Szymon się wściekł. Przyparł Marka do ściany i wycedził: – Jesteś zwykłymśmieciem.
Wybiegł na plac przed budynkiem. Nie było nikogo. Uciekła.
Szymon ponad wszystko nauczony był szacunku do kobiet. Owszem, zdarzały mu się przygody, ale nigdy nie próbował kobiety do niczego zmusić. Brzydził się takimi ludźmi jakMarek.
***
Gdy dotarła do domu, Tomasza już nie było. Świetnie. Udało jej się uniknąć konfrontacji z kolejnymprzemocowcem.
– Dlaczego, u licha, przyciągam do siebie samych psycholi? – łkała.
Pospiesznie się rozebrała i wzięła prysznic. Postanowiła jutro zadzwonić do pani Joli, żeby poprosić ją o kolejny wolny dzień. Z pewnością znów będzie wściekła, ale mimo tego Ala wiedziała, że jej nie zwolni. Młode kobiety stroniły od pracy sprzątaczki, uważały, że to wstyd, dlatego pani Joli trudno było znaleźć energiczną osobę do pracy. Stereotypy mówiły, że sprzątaczkami zostają tylko niewykształcone kobiety, co w przypadku Alicji nie miało pokrycia w rzeczywistości. Skończyła ekonomię i z powodzeniem mogłaby znaleźć lepszą pracę. Zważając na dzisiejsze wydarzenie, taki właśnie miała zamiar – poszukać zatrudnienia w innym miejscu. Choć lubiła swoje zajęcie, w tej chwili to nie miało znaczenia. Nie chciała, żeby znów ktoś próbował zrobić jej krzywdę, a jak widać, nawet haniebna praca w firmie sprzątającej nie należała dobezpiecznych.
Owinięta w liliowy, gruby szlafrok, zaparzyła sobie melisę i jak to miała w zwyczaju, usiadła w fotelu. Było jej na przemian gorąco i zimno. Strach, który jej towarzyszył, pozbawił ją całkowicie chęci do snu, a zmęczenie ustąpiło miejscarezygnacji.
Usłyszała powiadomienie ztelefonu.
Tomasz. Jak zwykle. Kontrola, czy była w domu. I bynajmniej nie z troski, czy dotarła bezpiecznie. Musiała meldować się o czasie, inaczej boleśnie mścił się na niej za wyimaginowane zdrady, których w tym czasie miaładokonywać.
– W dupie jestem! – powiedziała do ekranu. – W czarnejdupie!
Rzuciła telefon na stolik i próbowała wyrównać wciąż nerwowy oddech, kiedy usłyszała kolejne powiadomienie. Czego on chciał? Przecież odpisała w wyznaczonym czasie. Nie był to jednak Tomasz. Gdy zobaczyła nadawcę, zmroziłoją.
Szymon: „Wszystko wporządku?”.
Alicja: „Ty i reszta twoich nienormalnych kumpli, trzymajcie się ode mnie zdaleka!”.
Szymon: „O czym tymówisz?”.
Alicja: „Byłeś tam! Więc wiesz! Żegnam!”.
Szymon: „Czy on ci cośzrobił?”.
Nieodpowiadała.
Szymon: „Błagam”.
Szymon: „Alicja, proszę…”.
Alicja: „Daj mi spokój. Wszyscy jesteście tacy sami! Kim ty w ogóle jesteś i czegochcesz?!”.
Szymon: „Chcę się tylko dowiedzieć, czy wszystko w porządku. I chcę ciępoznać”.
Alicja: „Nic nie jest w porządku i ja nie chcę poznać ciebie. Nie pisz domnie!”.
Wyłączyła telefon i poszła na kanapę. Położyła się na boku i podciągnęła kolana pod brodę. Zawsze tak robiła, kiedy doznawała krzywd. Czyli niemal codziennie. Była złamana. Zniszczona. Pusta w środku. Przy życiu trzymała ją wyłącznie córka. Choć blizny na nadgarstku wskazywały, że niewiele brakowało, aby to życie przestało trwać. Zasnęła zwinięta w kłębek, bez poduszki ani kołdry, cicho łkając i pozwalając, aby cały żal wypłynął wraz z palącymiłzami.
Tak jak się można było spodziewać, Ala się nie zjawiła w pracy kolejnego dnia. Z kolei Marek przyszedł niezwykle zadowolony z siebie, choć kaca było widać nakilometr.
– Siema wszystkim! – rzucił.
– Spierdalaj – wycedził Szymon, a wszyscy popatrzyli na niegozdumieni.
Raczej nie używał takiegosłownictwa.
– Co jest? – zapytał szeptem jeden z kolegów zdrużyny.
– Chcecie wiedzieć? Zaraz wam powiem. – Zerknął z nienawiścią na Marka. – Ten idiota napadł wczoraj na sprzątaczkę. Tutaj, przy wejściu. Wieczorem. – Odwrócił się iodszedł.
– Czekaj! – krzyknął inny i również zostawiłgrupę.
A za nim następny. I następny. Do momentu, aż Marek został całkiem sam. Nie próbował się nawet tłumaczyć. Tak naprawdę nikt nie wiedział, co siedziało w jego głowie. I woleliby niewiedzieć.
– Ej, ale to poważny zarzut – powiedział Damian, kapitan drużyny. – Jesteśpewien?
– Wiem, co widziałem. Trzeba mieć na niego oko. Nie jestnormalny.
– A może na policję zadzwonić? – przejął siękolejny.
– Ona by musiała to zgłosić – odparł ze złościąSzymon.
W tej samej chwili przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Coś, co mogłoby sprawić, że pozwoliłaby mu się odrobinęzbliżyć.
***
Ala siedziała w welurowym, kwiecistym fotelu, kiedy Tomasz wrócił z pracy. Nawet nie spojrzała na niego. Nie zasługiwał na to, żeby zaszczycić go jakąkolwiekuwagą.
– A ty co? – zapytał, zauważywszy, że nie jest gotowa dowyjścia.
– Nic. Wzięłam wolne – powiedziałaobojętnie.
– Chciałaś pracować, to pracuj, a nie w domu będziesz siedzieć. Szykuj się. – Chwycił ją za ramię i zrzucił zfotela.
– Nie. Mam wolne – rzekła twardo, jednocześnie podnosząc się zpodłogi.
Podszedł do niej i znów boleśnie złapał zarękę.
– Szykuj się. Ja mam plany i nie będziesz mi przeszkadzać – cedził, a jego ton brzmiał jakgroźba.
Podniosła na niego podpuchnięteoczy.
Cofnął rękę, co było nawet dziwne, bacząc na to, że nie obchodziły go nigdy jej uczucia, a łzy nigdy nie robiły na nimwrażenia.
– Co jest? Zwolnili cię! Przyznajsię!
– Nie. Już się zbieram. Będę późno. Żeby ci nie przeszkadzać. Amelka przyjedzie o osiemnastej od babci. – Szybko złapała torebkę i włożyła buty, po czym wybiegła zdomu.
Wyruszyła w kierunku uczelni, choć tak bardzo nie chciała się tam znaleźć. Po drodze zadzwoniła do brygadzistki, że jednak przyjdzie, tylko trochępóźniej.
Po wejściu do budynku pobiegła do toalety, związała włosy w kucyk i zatuszowała podpuchnięte oczy. Musiała ogarnąć swój wygląd, by nie wzbudzać podejrzeń. Gdy wychodziła, dostaławiadomość.
Szymon: „Wszystko wporządku?”.
Alicja: „Daj mispokój”.
Szymon: „Po prostu sięmartwię”.
Alicja: „Nie jestem osobą, o którą powinieneś się martwić. Odczepsię”.
Szymon: „OK”.
Odetchnęła z ulgą. Nareszcie.
Cały dzień starała się sprzątać tam, gdzie nie było studentów. Unikała ludzi i ich spojrzeń. Czuła, że wykończy ją ta cała sytuacja. Do tyrana w domu się przyzwyczaiła, lecz obcy człowiek, który chciał położyć na niej swoje łapy, napawał ją jeszcze większym strachem. Tak silnym, że niemal ją paraliżował. Chodziła na kurs samoobrony, a jednak nie przyniósł pożądanych skutków – Ala nadal nie potrafiła sięobronić.
– Pff – parsknęła. – Po co mi był ten kurs, jak się postawić Tomaszowi niepotrafię.
Praca pozwoliła jej na wyłączenie mózgu, nie myślała kompletnie o niczym, tak, jakby ktoś opróżnił naczynie, którym w tamtym momencie była. W domu robiła to samo, żeby nie dopuszczać do siebie złych myśli. Wpadała w wir porządków, bawiąc się przy tym z córką. Pomagało jejto.
Wycierała podłogę w ostatniej sali, która była jej na dziś przydzielona, kiedy usłyszała hałas na korytarzu. Przekręciła klucz w zamku, żeby nikt nie wszedł. Była tu sama, a poważnie się wystraszyła. Postanowiła być ostrożniejszą, skoro nawet w miejscu pracy czyhało na nią niebezpieczeństwo. Hałasy ucichły gdzieś w oddali, a ona skończyła sprzątać, nasłuchując szmerów dochodzących z zewnątrz. Wychyliła głowę za drzwi, upewniając się, czy nikogo nie ma. Parę metrów dalej Szymon przyciskał swoje przedramię do szyi chłopaka, który ją zaatakował. Wyglądało, jakby chciał go udusić, wszystkie mięśnie miał napięte, a na skroń wystąpiła żyła. Był wyraźnie wściekły. Nie słyszała, co mówił do Marka przez zaciśnięte zęby, i nawet ją to nie interesowało. Zamknęła za sobą cicho drzwi i skierowała się do bocznych schodów, tak, żeby nie zwrócić na siebie uwagi. Być niewidzialną. Niewidzialną.
Szymon jednak zauważył ją kątem oka i rozluźnił uścisk. Puścił Marka iwycedził:
– Pożałujesz.
Odwrócił i poszedł zanią.
Marek z trudem złapał powietrze i pobiegł w przeciwnym kierunku. Było mu wstyd, że po pijaku dopuścił się takiej głupoty. Miał świadomość, że prędzej czy później poniesie konsekwencje. Z kolei jego drugie, gorsze oblicze, wciąż marzyło, żeby dobrać się do seksowniej i jednocześnie skromnej sprzątaczki. Zdecydowanie miał psychopatyczną osobowość. Nawet statystki mówią, że około jednego procenta społeczeństwa to ludzie z patologicznymi zapędami. Ala miała pecha na kumulację tego ułamka w jednymmieście.
– Ala! Zaczekaj! – krzyknął za niąSzymon.
Odwróciła się i spłoszona przyspieszyłakroku.
– Czekaj!
– Odwalsię!
Puściła się biegiem. Dobrze, że wcześniej wylała wodę z wiadra, bo najpewniej przysporzyłaby sobie dodatkowej pracy tąucieczką.
Odpuścił, nie chciał, żeby miała go za kolejnego napastnika. Choć pewnie i tak już go zaszufladkowała. Chciał to zmienić. Powziął sobie za cel, żeby przekonać ją, że nie każdy, kogo napotyka, jest zły. Musiał tylko działać z rozwagą. Była zbytwystraszona.
Rozdział 2
Każdy dzień w pracy mijał jej tak samo. Skupiała się na swoich obowiązkach, czasem z kimś porozmawiała, zachowywała jednak dystans. Ograniczała się do zwykłych grzeczności, których wymagało dobre wychowanie. Szefowa przydzielała jej codziennie takie prace, które pozwalały unikać konfrontacji z rozszalałymi członkami drużyny sportowej. Było jej to na rękę. I choć znała rozkład zajęć większości grup, wciąż jednak obawiała się przypadkowego spotkania któregokolwiek z nich. Przypominał jej się często film o amerykańskiej drużynie, która brutalnie zgwałciła studentkę. Bardzo długo dochodziła do siebie po obejrzeniu go. Miała gęsią skórkę, gdy pomyślała, że mogłaby być ofiarą tutejszych sportowców. Każde złe wydarzenie z przeszłości nauczyło ją, że nikomu nie należyufać.
W domu też było względnie spokojnie. Poza niepohamowanym uzależnieniem Tomasza od seksu. Choć teraz częściej Alicja się przeciwstawiała i nie pozwalała mu na przedmiotowe traktowanie, to nadal się zdarzało, że siłą zmuszał ją do współżycia. Jak widać, seks z kochanką mu niewystarczał.
Amelka zaczęła adaptację w przedszkolu, bardzo jej się podobało wśród dzieci i chętnie zostawała z „ciociami”. Dzięki temu Ala mogła poprosić o zwiększenie godzin pracy. Im mniej spędzała sam na sam z mężem, tym lepiej. Zarówno jej psychika, jak i ciało odpoczywały, kiedy nie musiała się z nim mijać w domu. Wychodziła rano, zaprowadzała małą na zajęcia i zmierzała do pracy, w drodze z pracy ją odbierała. Tomasza wtedy najczęściej nie było. Kiedy odespał po nocnej zmianie, od razu wychodził i wracał późnym wieczorem, tuż przed wyjściem do pracy. Ali to w ogóle nie przeszkadzało, wręcz było na rękę. Wiedziała, co się działo, najpewniej miał jakąś kobietę na boku. A to znaczyło dla niej tylko tyle, że zaspokajał swoje żądze u innej. Była wdzięczna tej kobiecie i choć jej nie znała, to już jej współczuła. Coraz częściej miała w głowie pomysł, żeby wymienić zamki w drzwiach i wyrzucić go z mieszkania, lecz wciąż strach jej nie pozwalał, bo wiedziała, że mąż był zdolny do wszystkiego. Byłby skłonny ją zabić? Raczej nie, na to był za głupi. Potrafił jednak profesjonalnie niszczyć psychicznie. Krok po kroku odbierać pewność siebie, wlewając w człowieka strach i poczucie, że jest sięnikim.
Ala poczuła pewnego rodzaju spokój. Było zupełnie jak na początku jej pracy, stała się niewidzialna. Nawet mycie okien na drabinie przestało być dla niej problemem. Rozplanowywała sobie codzienne czynności tak, żeby nikogo nie spotykać ani nie przeszkadzać swoją obecnością. Właśnie szorowała okno w męskiej toalecie. Stresowało ją to, obawiała się, że za chwilę do środka wpadnie jakaś oszalała banda. Czasem zastanawiała się, czy pracuje wśród dorosłych ludzi, czy może w przedszkolu. Obserwowała zachowanie studentów i wielokrotnie dochodziła do wniosku, że byli niebywale niedojrzali. Ona musiała dorosnąć bardzo szybko, z resztą jej mama zawsze powtarzała, że już jako dziecko była nad wyrazdojrzała.
Mama wychowywała ją i jej siostrę sama. Ojciec odszedł, gdy Ala miała kilka miesięcy. Znalazł sobie kochankę i poświęcił rodzinę dla chwili uciechy. Gdyby nie pomoc babci, najpewniej byłoby im trudno. Alicja nigdy nie narzekała na brak ojca, swoje dzieciństwo wspominała jako najlepszy czas swojego życia i pragnęła szczęśliwe dzieciństwo zapewnić również Amelce. Czuła niestety, że w tej materii poniosła porażkę. Mała nie była głuptasem i widziała, że było źle. Może nie powinna była za wszelką cenę próbować zapewnić jej pełnej rodziny, a w zamian zapewnić spokój, na jaki obie zasługiwały? Powoli rodził się w niej pomysł, żeby rozstać się z Tomaszem ostatecznie i już nigdy nie dawać mu szansy. Największym jej błędem było to, że dała się zwieść jego pozornej przemianie i kłamstwom. Tym razem tak nie będzie. Jeszczetrochę.
Zaczęła zbierać mokre ręczniki papierowe, których używała do polerowania szyb, i już miała wstać, kiedy stanęła nad nią paniJola.
– Chodź. Jestsprawa.
– Dokąd?
– Wzywa nasrektor.
– Ale stało sięcoś?
Poważnie sięwystraszyła.
– Ty mipowiedz.
Gabinet rektora był ogromny i urządzony w starym stylu. Na środku stało duże dębowe biurko, a przy nim skórzany biurowy fotel. Na wszystkich ścianach były przepastne półki z różnymi książkami iteczkami.
Parkietowa podłoga zakryta była dywanem, który czasem Alicja miała okazjęczyścić.
– Proszę, niech panie siadają. – Wskazał dwa fotele ustawione naprzeciwbiurka.
Wyglądało to trochę jak w gabinecielekarskim.
Spojrzał ciepłym wzrokiem na Alicję, tak jakby spoglądał na swoje dziecko, które upadło i zdarło sobie kolano. Ani ona, ani pani Jola, nie wiedziały, po co zostały tu wezwane. A ta niepewność sprawiała, że Alicji ze strachu serce podchodziło do gardła, a żołądek wywinął się na drugą stronę, urządzając sobie w jej brzuchu kpiącytaniec.
– Panie profesorze – zaczęła Jola – czy coś jest nie tak? Proszę powiedzieć, a zaraz naprawimy błędy. – Zerknęła srogo naAlę.
– Coś jest bardzo nie tak. – Spojrzał jej w oczy. – A moim zadaniem jest, żeby rozwiązać tęsprawę.
– Zatemsłuchamy.
– Dziś przyszedł do mnie student. I powiedział coś niepokojącego. – Popatrzył na Alicję. – Ponoć wydarzyło się tutaj cośnieprzyjemnego.
– Coś ty nawywijała? – Jola zaczynała sięnakręcać.
– Spokojnie, pani Jolu – wyciągnął dłoń, żeby ją uciszyć – nasz system monitoringu nie jest tak rozbudowany, jak byśmy tego chcieli. Z powodzeniem jednak mogliśmy sprawdzić, czy ów uczeń mówił prawdę. – Zrobił znaczącą pauzę. – Otóż, pani… pani… Jak się pani nazywa? – zwrócił się doAli.
– Alicja Kosyra – powiedziała drżącymgłosem.
– Więc, pani Alicjo. Wiemy, że jeden z naszych studentów napadł na panią tuż przy głównym wyjściu zbudynku.
Jola sięzapowietrzyła.
– To dlatego chciałaśwolne!
Poczuła wyrzuty sumienia, że była dla niej taksroga.
– T-tak – zaczęła się jąkać. – Ale nie udało mu się nic zrobić – dodałaszybko.
– Rozumiem. Ale musi pani mieć świadomość, że nie będziemy tej sprawy tuszować. Nade wszystko cenimy sobie bezpieczeństwo ireputację.