Nieposłuszny - A.P. Mist - ebook

Nieposłuszny ebook

Mist A.P.

4,5

43 osoby interesują się tą książką

Opis

Czy zderzenie się dwóch skrajności może być początkiem prawdziwej bajki?

 

Luka, zuchwały i wytatuowany DJ, spotyka na swojej drodze Blankę, zagubioną młodą kobietę, której marzenia o reprezentowaniu kraju w siatkówce zostały brutalnie zniweczone przez dramatyczne wydarzenia z przeszłości.

Muzyk, błędnie oceniając rolę Blanki w życiu swojego ojca, sprawia, że tak szybko, jak się pojawiła, tak szybko znika, pozostawiając jednak trwały ślad w jego umyśle. Dręczony wyrzutami sumienia, postanawia ją odnaleźć. Niewiedząca o jego intencjach dziewczyna sama pojawia się na jednej z jego imprez. Mimo braku doświadczenia w kontaktach z mężczyznami decyduje się zaryzykować i zbliża się do Luki.

Luka uczy się kochać kobietę poturbowaną przez życie, a Blanka odkrywa radość, której dotychczas była brutalnie pozbawiona. Nie jest jednak świadoma, jak bardzo do jej tragedii przyczynił się ojciec ukochanego. Prawda wychodzi na jaw w najmniej oczekiwanym momencie, pozbawiając Lukę miłości jego życia.

 

Czy Luka zdoła odzyskać kobietę, którą kocha?

 

Ta historia o miłości, zdradzie i odkrywaniu prawdy pokazuje, że nawet najtrudniejsze przeszkody mogą zostać pokonane. Przygotuj się na emocjonującą podróż przez losy dwojga ludzi z różnych światów, którzy napisali własną bajkę. Czy będzie miała szczęśliwe zakończenie? Przekonaj się.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 301

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Antiochia1

Nie oderwiesz się od lektury

🥰❤️
10



Tej autorki w Wydawnictwie WasPos

CYKL PĘTLA TAJEMNIC

Nie zbliżaj się #1

Nie oddalaj się #2

Nie poddawaj się #3

POZOSTAŁE POZYCJE

Jej wszyscy mężczyźni

Serce pierwszego kontaktu

Zaginiona

Córka dziekana

Zamknij oczy

Sky Is The Limit – (duet z Natalia Kulpińska)

Sparkle&Shadow – (duet z Natalia Kulpińska)

W PRZYGOTOWANIU

Tamtej deszczowej nocy (maj 2025 r.)

Lonely Letters (sierpień 2025 r.)

Szept przeszłości(październik 2025 r.)

Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka

Copyright © by A.P. Mist, 2024Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2025All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Adam Buzek

Zdjęcie na okładce: Shutterstock AI Generator

Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie

ISBN 978-83-8290-670-7

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Playlista

Tę historię dedykuję Marcie, która zmusiła mnie do jej napisania, a także Ani, która pokochała Lukę jak nikt inny. Aniu, Canada oficjalnie jest Twój

Prolog

Wzięła głęboki, uspokajający oddech i dotknęła przycisku dzwonka. Kolejny oddech miał dodać jej odwagi, żeby go nacisnąć.

Zachodziła w głowę, kto wymyślił te chore techniki oddychania. Przecież to nie miało żadnego sensu! Nie przynosiło ani ulgi, ani nie zmniejszało stresu.

Pod naciskiem jej szczupłego palca wewnątrz rozległ się gong, jakby chciała dostać się do jakiejś średniowiecznej fortecy, a nie zwykłego domu na przedmieściach. Okej, nazwanie willi jej potencjalnego pracodawcy zwykłym domem było co najmniej grubym niedopowiedzeniem, lecz starodawny dźwięk dobiegający z wnętrza zdecydowanie gryzł się z nowoczesnym wyglądem domu.

Kobieto! Zastanawiasz się, jaki dzwonek by pasował do elewacji?!

Za drzwiami było słychać szuranie i stukanie, jakby coś niewielkiego stąpało w szpilkach po marmurze. Zaraz potem usłyszała trzask otwieranego zamka. Pospiesznie wygładziła swoje popielate spodnie i sprawdziła, czy żaden nieposłuszny guzik jej koszuli się nie odpiął. Wzięła kolejny głęboki oddech, kiedy ogromne białe drzwi otworzyły się przed nią i stanął w nich przerażający mężczyzna.

Pierwsze, co dostrzegła, to liczne tatuaże pokrywające większość jego ciała. Odkryte, umięśnione ramiona, szyję i najpewniej też klatkę piersiową, która była na wysokości jej oczu, i plecy. Ubrany był w luźną, czarną bokserkę, białe bojówki i buty wojskowe, z których wystawały niezawiązane sznurówki.

Po zlustrowaniu całego mężczyzny nie miała odwagi unieść wzroku i spojrzeć mu w oczy.

Zerknęła w bok, żeby ukryć zażenowanie, i dostrzegła, że obok niej siedzi czarny potwór, wlepiając w nią swoje wściekłe ślepia. Ślina kapała mu z otwartego pyska wprost pod jej wypolerowane czółenka.

– Boże! Proszę zabrać tego psa! – wrzasnęła i w końcu spojrzała mężczyźnie w absurdalnie błękitne oczy. – Dlaczego on nie ma kagańca?! Przecież to morderca!

Patrzył kpiącym wzrokiem na spanikowaną dziewczynę, która nie potrafiła się ruszyć, ponieważ strach ją sparaliżował. Na ogół nie bała się psów ani innych żywych stworzeń, ten obok niej nie wyglądał jednak na spokojnego i ułożonego kundelka, tylko na demona, który chciałby wyssać z niej duszę.

– Myślałem, że jesteś niemową, a tu proszę, nawet potrafisz krzyczeć – rzucił z wyższością i bezwstydnie jej się przyglądał, jakby czerpał satysfakcję z tego, że się boi. – Szatan, do nogi – zwrócił się do rottweilera.

Ten od razu wstał, a następnie usadowił się przy nodze mężczyzny.

Tembr jego głosu przeszedł dreszczem wzdłuż kręgosłupa.

Pomimo bezczelnej postawy i odstraszającego wyglądu jego mrukliwy ton jej się podobał i nawet sprawiał przyjemność.

– Na litość boską! Nawet imię ma prosto z piekła!

– Dzień dobry, pani Madej. – Obok wytatuowanego mężczyzny stanął drugi, starszy, wytworny, z równie błękitnymi oczami. – Widzę, że już poznała pani mojego nieposłusznego syna – dodał z dozą dezaprobaty, która zdecydowanie była skierowana do jego młodszej, pokolorowanej kopii.

– Dzień dobry – wydukała.

Wiedziała, że nie zrobiła dobrego pierwszego wrażenia. Nakrzyczała na syna swojego przyszłego szefa. To nie wróżyło zbyt dobrze.

– Luka, dlaczego trzymasz damę przed drzwiami? Matka w ogóle nie nauczyła cię kultury!

– To twoja nowa dupa? Myślałem, że lubisz blondynki – prychnął z pogardą, odwrócił się na pięcie i odszedł.

Po jasnym korytarzu rozniósł się stukot jego ciężkich butów, a zaraz za nim dźwięk psich łap. To właśnie pazury wydawały ten charakterystyczny odgłos, który słyszała, zanim otworzyły się drzwi.

– Proszę mi wybaczyć zachowanie tego nieokrzesanego gówniarza. Zapraszam do środka i przepraszam, że spotykamy się w takich okolicznościach. To wielce nieprofesjonalne z mojej strony, że będziemy rozmawiać w moim domu, ale w biurze przeprowadzamy remont i sama pani rozumie – mówił i jednocześnie wskazywał dłonią, w którym kierunku ma iść.

– Nic się nie stało. To ja przepraszam, nie powinnam była krzyczeć przed wejściem.

– Sam mam ochotę wrzeszczeć, kiedy widzę tego stwora. – Uśmiechnął się pokrzepiająco i otworzył kolejne białe drzwi, wprowadzając ją do swojego gabinetu.

W czasie kiedy szli długim, obszernym korytarzem, dostrzegła, że wytatuowany mężczyzna obserwuje ich z tarasu z kpiącą miną. W ogóle nie pasował do tego miejsca. Wnętrze przypominało kopię jakiegoś pałacu. Szerokie schody wyłożone czarnym dywanem, wszędzie białe ściany i marmurowe płytki. Jej uwagę przykuł też piękny, błyszczący biały fortepian, który stał w otwartym, ogromnym salonie. Całość dawała wrażenie sterylności i elegancji jednocześnie. A on? Wyglądał jak bandyta spod ciemnej gwiazdy, albo raczej ciemnej uliczki z jakiegoś kryminału. Nie chciałaby się w niej znaleźć z nim sam na sam. W ogóle nie chciałaby się z nim konfrontować. Nigdy.

Rozdział 1

Praca w archiwum firmy Andersa nie była szczytem marzeń, nie każdy świeżo upieczony absolwent Uniwersytetu Warszawskiego mógł jednak pochwalić się zdobyciem zatrudnienia na miesiąc po zdaniu ostatnich egzaminów i odebraniu tytułu magistra.

Jej marzeniem od zawsze był sport, niestety kontuzja na pierwszym roku AWF-u skutecznie te plany pogrzebała. Nikt nie wierzył, że Blanka, będąc tak drobną kobietą, może odnosić sukcesy w siatkówce. Dopiero widząc ją w akcji, ludzie kiwali głowami z aprobatą. Miała wówczas wiele propozycji współpracy od sławnych klubów sportowych. Interesowały się nią cztery zespoły Tauron Ligi, ale największym sukcesem były rozmowy z selekcjonerem na temat powołania do reprezentacji.

Jeden niefortunny upadek pozbawił ją przyszłości, która miała przynieść jej spełnienie.

Właściwie fakt, że dostała się na akademię wychowania fizycznego, był cudem, ponieważ miała awersję do pływania. Nie, to za mało powiedziane. Miała stwierdzoną fobię. I choć przed tragiczną śmiercią jej rodziców potrafiła pływać perfekcyjnie, tak teraz unikała wody. Testy sprawnościowe z pływania zaliczyła z trudem, a później dochodziła do siebie przez kilka miesięcy.

Trener wiedział o jej problemie i kombinował na wszystkie sposoby, żeby inni przymykali na to oko. Nie chciał stracić takiej libero1. Na nic się to zdało, bo przez paskudną kontuzję musiała zrezygnować z marzeń, a drużyna straciła najlepszą zawodniczkę.

Zmuszona przez sytuację, wybrała chyba najnudniejszy kierunek na świecie. W ten sposób stała się magistrem nauk ekonomicznych i zrobiła liczne kursy księgowości.

Na samą myśl, że musi stanąć w progu tego wielkiego, wpędzającego w kompleksy domu, robiło jej się niedobrze. Wprawdzie jej nowy szef okazał się niezwykle miłym, empatycznym i całkiem zabawnym mężczyzną, ale perspektywa robienia porządków w dokumentacji firmy, podczas kiedy jego nieprzyjemny syn będzie kręcił się gdzieś w pobliżu, napawało ją niechęcią, a jednocześnie dziwną ekscytacją.

Remont piętra, na którym znajdowała się firma architektoniczna Anders i Synowie, miał skończyć się za trzy tygodnie. W tym czasie ona miała doprowadzić do ładu wszystkie stare dokumenty, żeby już z nimi przenieść się do biura. Z kolei pozostali pracownicy albo byli w terenie, albo robili projekty w swoich domach. Nieliczni zjawiali się czasem u szefa w domu, który stał się teraz lokalem zastępczym dla interesu.

A może weźmie całą pracę do swojego mieszkania i tu uporządkuje faktury oraz inne papiery? Uczepiła się tej myśli i postanowiła o to zapytać.

Tego dnia ubrała się już wygodniej, ponieważ sam szef powiedział, że nie wymaga od niej eleganckiego ubioru i w jego firmie nie obowiązuje dress code. Nie chcąc jednak się skompromitować, wybrała czarne dżinsy i białą, bawełnianą bluzkę z dekoltem w serek. Całość doskonale opinała jej ciało, podkreślając jednocześnie piersi i lekko zaokrąglone biodra. Cieszyła się, że w genach odziedziczyła proporcjonalne kształty i nie była deską ani z przodu ani z tyłu, zachowując przy tym szczupłą budowę. Może trochę próżnie, ale po prostu podobała się sobie, nie bacząc przy tym na to, czy podoba się innym.

Omiotła spojrzeniem swoją niewielką kawalerkę i wyszła, żeby rozpocząć pierwszy dzień pracy.

Droga do domu na przedmieściach zajmowała jej ponad godzinę. Nie była słabym kierowcą, lecz jej wysłużony seat i poranne korki zdecydowanie nie działały na jej korzyść. Po wjechaniu na podjazd odetchnęła z ulgą, żeby zaraz wpaść w panikę. Na progu siedział ten czarny potwór, który poprzedniego dnia patrzył na nią jak na swój posiłek. I co miała teraz zrobić? Przecież nie wysiądzie, bo to by było jak samobójcze rzucenie się bestii na pożarcie.

– Szlag by to jasny! – krzyknęła i uderzyła kilkukrotnie w kierownicę.

Jej złość na tę sytuację przerwało pukanie w szybę samochodu. Właściwie nawet nie była zdziwiona tym, kogo zobaczyła po drugiej stronie.

– Nie chciałbym przerywać twoich rozmów z samą sobą, wariatko, ale masz przebitą oponę – powiedział z uśmiechem.

Blanka aż się zapowietrzyła. Wczoraj ciskał w nią piorunami, a dziś witał z uśmiechem? Na dodatek tak przyjemnym uśmiechem. Zęby miał idealnie równe, ale kły były zdecydowanie dłuższe niż u przeciętnego człowieka, co dawało wrażenie, jakby był wampirem. Może to efekt modyfikacji, bo bacząc na ilość tuszu pokrywającego jego ciało, od tych modyfikacji nie stronił. A może po prostu taka była jego uroda. Nie chciała dłużej tego rozważać, ponieważ wpatrywała się w niego już zbyt długo.

– Zapomniałaś języka w gębie? – zapytał, czym skutecznie sprowadził ją na ziemię.

– T-tak, przepraszam i dziękuję za troskę – wyjąkała.

– To nie z troski, pustaku. Po prostu nie chcę, żeby ten grat stał tu dłużej, niż jest to konieczne – wyrzucił z pogardą i odszedł, gwiżdżąc na psa, który teraz biegał radośnie po podjeździe wysypanym drobnymi kamieniami.

O, nie! Tego było już za wiele! Z niej mógł szydzić do woli, ale samochodu, na który pracowała pół roku po nocach w paskudnym pubie, nie pozwoli obrażać. Zadufany w sobie, bezczelny, zepsuty do szpiku kości dupek!

Wyskoczyła z auta jak wystrzelona z procy i niemal biegiem rzuciła się w kierunku mężczyzny, nie zwracając już nawet uwagi na to, że czarny stwór wciąż biega luzem.

– Coś ty powiedział?! – krzyknęła za nim.

Odwrócił się powoli ze zszokowaną miną i kolejny raz się uśmiechnął. Tym razem z kpiną i wyższością. Jego jasne włosy targał wiatr, więc przeczesał je dłonią, po czym wbił w Blankę swoje błękitne spojrzenie. Zacisnął mocno zarysowane szczęki i pokiwał głową, jakby sam nie wierzył, że reaguje na jej utyskiwanie.

– To, co słyszałaś – rzekł na pozór spokojnie. – A teraz idź zrobić dobrze mojemu tatusiowi – dodał i zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu.

– Ty! Ty… – Nie mogła znaleźć odpowiednich do sytuacji obelg. Wiedziała, że na pewno nie chce mieć do czynienia z tą gnidą.

Pomrugała energicznie, żeby nie rozbeczeć się jak przedszkolak, którego ktoś przezywał, uspokoiła oddech i starając się zachować opanowanie, podążyła do wejścia. Podczas rozmowy Anders ją uprzedził, że nie ma dzwonić, tylko wchodzić. Pokazał jej, w którym pomieszczeniu są wszystkie dokumenty do uporządkowania, więc nie musiała nikogo prosić, żeby ją zaprowadził.

Otworzyła drzwi i zamarła. W niewielkich rozmiarów pokoju leżały teczki. Mnóstwo teczek w różnych kolorach. Część była niedbale ułożona pod ścianą do samego sufitu, a reszta była rozrzucona na ziemi i niewielkim biurku stojącym pod oknem. Wyglądało to tak, jakby ktoś otworzył drzwi i wysypał całą zawartość z wywrotki.

Westchnęła i zamknęła się w środku, pocieszając się, że remont biura, w którym docelowo ma pracować, skończy się w ciągu trzech tygodni. Miała nadzieję, że przez ten czas upora się z tym bałaganem i później na bieżąco będzie zajmować się fakturami oraz umowami ze zleceniodawcami.

***

Chodził wokół basenu, słuchając nowych bitów, które przygotował na najbliższą imprezę, nie mógł jednak w ogóle skupić się na dźwiękach wydobywających się ze słuchawek.

Zachodził w głowę, jak ojciec mógł tak zaniżyć swoje standardy. Nie oceniał ludzi po zasobności portfela, ale ojciec nigdy nie pieprzył nikogo innego niż modelki i inne celebrytki uważające się za gwiazdy.

A teraz? W biały dzień przyjechała taka nieopierzona, mała i skromnie wyglądająca panienka, która mogłaby być jego córką, i weszła do ich domu, jakby była u siebie. Wyglądało na to, że stary Anders postanowił zostać sponsorem studentki, która zamiast zapracować na życie uczciwie, wolała dawać dupy pięćdziesięciopięciolatkowi. Obrzydliwe.

Kątem oka zauważył ją w oknie skrytki, w której niegdyś trzymał swój sprzęt muzyczny.

Wyłączył odtwarzacz, jakby to miało pomóc mu dostrzec, co ona właściwie tam robiła. Sypialnia ojca była na piętrze, więc dlaczego myszkowała na dole?

Obserwował, jak swoje długie, czarne włosy związuje w niedbały kok na czubku głowy i podciąga rękawy. Zaśmiał się sam do siebie. Wyglądała, jakby przygotowywała się do obciągania jego ojcu. W przełyku poczuł napływającą żółć.

Nie miał awersji do seksu, wręcz przeciwnie, ale fakt, że na jego oczach mógłby odgrywać się taniej produkcji film porno, napawał go obrzydzeniem. Z drugiej strony współczuł tej dziewczynie. Jak bardzo musiała być zdesperowana, żeby godzić się na takie układy? Albo była tak biedna, że chciała w taki sposób zarabiać na chleb, albo tak zepsuta, że wolała się sprzedawać, niż pracować.

Odwrócił się plecami, żeby nie patrzeć na nią dłużej. Jasne było, że zwracała uwagę. Była po prostu piękna. Czarne jak węgiel, falowane włosy, równie ciemne oczy i kuszące kształty przyciągały wzrok i zdecydowanie potrafiły doprowadzić do wrzenia w żyłach. Niestety, cały zapał i iskrę, którą wznieciła, gdy zobaczył ją pierwszy raz, skutecznie ugasił fakt, czym się zajmowała. Nie miał szacunku do takich osób.

Wtedy przyszedł mu do głowy diabelski pomysł. Postanowił napsuć krwi i jej, i ojcu. Schował słuchawki do kieszeni i podążył do domu. Po chwili znajdował się pod drzwiami, za którymi najpewniej tych dwoje oddawało się uciechom. Nadstawił ucha jak szczeniak podsłuchujący rodziców uprawiających seks. Nie usłyszał niczego. Żadnego jęknięcia, westchnień i innych dźwięków. Dziwne.

Otworzył drzwi z impetem i zobaczył ją siedzącą na podłodze i przeglądającą jakieś teczki z dokumentami. Patrzyła na niego zszokowana jego nagłym wtargnięciem.

Przez głowę przebiegło mu milion myśli. Ktoś nasłał ją, żeby sabotowała firmę ojca? W gruncie rzeczy interes starego go nie obchodził, ale na oszustwa nie mógł pozwolić, zwłaszcza że miał na nie dowód tuż pod nosem.

– Co ty robisz?! – ryknął gniewnie. Podszedł i złapał ją energicznie za ramię, żeby podnieść z podłogi. – Szpiegujesz?!

Szarpnął nią jak szmacianą lalką i siłą wyprowadził z pomieszczenia.

– Oszalałeś?! Puszczaj mnie!

Nie miała pojęcia, co się właściwie dzieje. Gość był zdrowo popierdolony.

– Mów!

– Człowieku, ale co mam ci powiedzieć?! Zostaw mnie! Przecież pracuję! – Próbowała wyszarpnąć się z jego uścisku, który coraz bardziej sprawiał jej ból.

– Dla kogo pracujesz?! Kto cię wysłał?! – ryczał jak rozwścieczone zwierzę.

Na to u szczytu schodów stanął Anders, jego twarz przybrała srogą, a jednocześnie zaniepokojoną minę.

– Łukasz! Co ty, u diabła, wyprawiasz?! – krzyknął i sprawnie zbiegł po schodach.

– Ona dla kogoś szpieguje! Grzebała w dokumentach!

– Natychmiast puść tę biedną dziewczynę! – rozkazał, widząc, jak w oczach jego nowej pracownicy zbierają się łzy. – Gdybyś choć trochę interesował się firmą, to wiedziałbyś, że w biurze jest remont, a pani Blanka zajmuje się uporządkowaniem papierów, które stamtąd przywiozłem!

Gromili się wzrokiem, jakby prowadzili niemą wojnę. Luka zwolnił uścisk, ale nawet nie spojrzał na ofiarę swoich nietrafnych oskarżeń. Coś mu jednak podpowiadało, że wcale nie jest taka niewinna. Wciąż był przekonany, że coś ją łączy z jego ojcem. Bo przecież który szef z takim zacięciem broni zwykłej pracownicy, przyjmuje ją w swoim domu i pozwala się panoszyć, jakby była u siebie?

Z kolei jego ojciec spojrzał na nią ze współczuciem, jakby chciał w ten sposób przeprosić ją za zachowanie syna. Blanka rozcierała miejsce, w którym zaczynały pojawiać się krwawe ślady, i próbowała powstrzymać łzy, które za wszelką cenę chciały opuścić kąciki jej oczu.

Naprawdę praca przy cholernych dokumentach może być niebezpieczna?

– Ja… ja chyba wrócę do domu – wydukała, przerywając niezręczną ciszę, która zapanowała w holu. – Bardzo panu dziękuję, ale proszę poszukać kogoś innego, kto nie będzie miał nic przeciwko, żeby stać się ofiarą pana nieobliczalnego syna – dodała już pewniej.

– Proszę zaczekać! – Anders próbował ją zatrzymać.

Łukasz popatrzył na ojca. Widział, że zależy mu, aby została.

Na bank ostrzył sobie kły na tę pannę.

Ominęła mężczyzn i zanim którykolwiek zdążył zareagować, wsiadła do małego, białego auta. Odpaliła silnik i ruszyła sprzed domu. Kiedy dodała gazu, znajdując się już za bramą, zniosło ją na bok. Auto zatrzymało się na poboczu, ocierając się lekko drzwiami od strony pasażera o drzewo. Zapomniała o przebitej oponie. Pacnęła się mocno w czoło.

We wstecznym lusterku zobaczyła, że Anders wraz z tym wytatuowanym idiotą, biegną w jej kierunku. Miała dwa wyjścia – pozwolić sobie pomóc, albo zostawić samochód i pójść na autobus. Wybrała to drugie. Złapała torebkę i wysiadła, posyłając im obojętne spojrzenie. Chciała jak najszybciej oddalić się od tego domu wariatów.

1Libero – zawodnik w piłce siatkowej. Jego zadaniem jest tylko gra obronna, ubrany jest w koszulkę innego koloru w celu odróżnienia od pozostałych graczy.

Rozdział 2

– Dasz wiarę? Oskarżył mnie o szpiegowanie i nazywał mnie nową dupą jego ojca! – opowiadała z rozżaleniem przyjaciółce, która odwiedziła ją wieczorem.

Zuza była jedyną bliską osobą, która została Blance. Znały się od liceum i pozostały nierozłączne nawet wtedy, gdy poszły na zupełnie inne uczelnie. Spotykały się regularnie i były dla siebie niczym siostry. Wprawdzie różniły się od siebie właściwie wszystkim, lecz nie przeszkadzało im to w zbudowaniu nierozerwalnej przyjaźni. Były równolatkami, a pomiędzy ich podejściem do życia była przepaść. Blanka, mając dwadzieścia pięć lat, zachowywała się czasem, jakby była trzy razy starsza, z kolei Zuza – jakby była nastolatką. Dopełniały się w każdym calu.

– Wiesz… takiemu przystojniakowi to chyba pozwoliłabym na jeszcze więcej niegrzecznych tekstów. – Puściła jej oko.

– Zuza! Skup się! Przez tego debila nie mam pracy!

– A może da się to odkręcić? Miałaś dobrą stawkę, niepotrzebnie zrezygnowałaś pod wpływem złości. Zadzwoń do tego Andersa i poinformuj, że jutro jednak się zjawisz i po problemie – prawiła.

– Czy ty mnie w ogóle słuchałaś? Czy zatrzymałaś się w chwili, kiedy opisałam ci tego pojebanego gościa? – prychnęła z dezaprobatą.

– Bingo!

– Miałaś mnie wspierać, a ty napalasz się na faceta, którego nie widziałaś na oczy? – Pokręciła głową z rezygnacją.

– Właściwie to widziałam – Podsunęła przyjaciółce telefon pod nos. – Jak ty się piekliłaś, ja znalazłam go w sieci. Widzisz? Jest didżejem w tym klubie, do którego nie chciałaś ze mną iść!

– Nie interesuje mnie ten prymityw – syknęła. – Zabierz to.

Pokusa spojrzenia na jego zdjęcie była silniejsza. Dostrzegła jedno, na którym był ubrany w czarne bojówki i czarną koszulkę. Trzymał w dłoniach białe, wielkie słuchawki i patrzył wprost w obiektyw.

Jego wzrok nie był pogardliwy i kpiący, tylko ciepły i roziskrzony, jakby był czymś bardzo podekscytowany.

Różnił się od tego gbura, z którym miała do czynienia.

Zerknęła jeszcze raz, żeby zarejestrować nazwę jego profilu. I_AM_LUCA.

– Czyżby? Patrzysz na niego jak sroka w gnat. On ci się podoba! – wykrzyknęła, jakby odkryła co najmniej oznaki życia na innej planecie.

– Chyba oszalałaś! Nigdy w życiu nie chciałabym mieć z nim nic wspólnego. Masz jakieś urojenia – skwitowała.

– Nie sądzę. – Kolejny raz puściła oko. – Dobra, a teraz całkiem poważnie. Myślę, że powinnaś zadzwonić do szefa i nie rezygnować.

– Jak to sobie wyobrażasz? Musiałabym poprosić, żeby oprócz kagańca dla psa kupił go również dla syna. I jeszcze jakieś pasy, którymi miałby skrępowane ręce. I knebel – zaczęła wymieniać, a Zuza patrzyła na nią z rozbawieniem.

– Zwyczajnie go ignoruj. Taka kasa nie leży na ziemi, no chyba że wolisz wrócić do pubu. Tam nikt w twojej obronie nie stanie, gdy pijany klient chwyci cię za tyłek. A tu – wskazała na telefon, w którym wciąż wyświetlał się profil Luki na portalu społecznościowym – masz za sobą starego Andersa, który w twojej obronie już stanął.

Blanka wsłuchała się w słowa przyjaciółki i w duchu przyznała jej rację. Na nocnych zmianach w obskurnym barze nigdy się nie dorobi, jedynie nerwicy i traumy. Marzyła o tym, żeby w końcu kupić swoje mieszkanie, zamiast topić wszystkie pieniądze w wynajmie małej kawalerki.

Nie narzekała na swój los, bo pomimo tego, że od dziesięciu lat była zdana tak naprawdę na siebie, radziła sobie całkiem nieźle. Babcia zajmowała się nią do momentu osiemnastych urodzin, a później umarła, jakby tylko czekała na chwilę, kiedy nie musiałaby się martwić tym, że jej wnuczka trafi do domu dziecka. Od tamtej pory Blanka pracowała i uczyła się jednocześnie.

– Już jest za późno, żeby dzwonić – powiedziała w końcu.

– Jest dwudziesta, myślisz, że tacy przystojni mężczyźni śpią o tej porze?

– O czym ty, do cholery, znowu mówisz?

– No wiesz, stary Anders też jest całkiem niezły.

Blanka przewróciła teatralnie oczami i chwyciła swoją komórkę.

Ku jej zaskoczeniu, na ekranie widniało dziesięć powiadomień. Nie była pewna, czy chce dowiedzieć się, kto próbował się z nią kontaktować. Odrzuciła dymki wyskakujące jej na wyświetlaczu i wybrała numer swojego byłego pracodawcy. Gdy odezwała się automatyczna sekretarka, zebrała w sobie całą odwagę i poinformowała, że zjawi się jutro w pracy.

– Zadowolona?

– Ty będziesz zadowolona. – Uśmiechnęła się z satysfakcją. – A teraz dawaj te lody, które mi obiecałaś. Myślisz, że będę słuchać twoich narzekań tak za darmo?

Cała Zuza – każdą sytuację zawsze obracała w żart. Blanka czasem zastanawiała się, czy ta dziewczyna kiedykolwiek spoważnieje i się ustatkuje. Mimo dwudziestu pięciu lat na karku, wciąż mieszkała z rodzicami i pozwalała się utrzymywać, podczas kiedy ona – jak to zwykle mówiła – szukała sensu życia.

***

Dobra, może i przegiął, ale to w ogóle nie dawało ojcu prawa do wygłaszania morałów, jakim to jest obleśnym jaskiniowcem, który nie potrafi postępować delikatnie z damami. Dama. Też coś! Może i wywody ojca byłyby do zniesienia, ale fakt, że ściągnął jego starszego brata, aby mieć poparcie, było już szczytem. Obaj wsiedli na niego, jakby był jakimś smarkaczem, którego należy wychowywać. Na to było zdecydowanie za późno.

Czasy, kiedy można było trzymać go męską ręką i próbować nakierować, minęły bezpowrotnie, gdyż mieszkał wtedy z matką w Kanadzie. Kiedy jego rodzice podjęli decyzję o rozwodzie, miał siedemnaście lat. Podzielili się wtedy dziećmi, jakby były tylko składem majątku, a nie żywymi istotami. Obaj z bratem byli teoretycznie dorośli. Jemu brakowało kilku miesięcy do uzyskania pełnoletności, z kolei Dawid miał dwadzieścia lat.

On pojechał z matką, a brat został z ojcem, żeby skończyć studia i później wdrożyć się w szeregi firmy.

Łukasz przez dziesięć lat spędzonych w obcym kraju również skończył studia, ale wciąż mu czegoś brakowało. Czuł, że to nie jest jego miejsce. Matka wdawała się w kolejne romanse, jakby chciała odreagować to, że została zdradzona przez męża, więc jako młody mężczyzna nie miał wzorów do naśladowania.

Uczył się dla siebie, dzięki czemu bez trudu skończył Uniwersytet w Toronto na wydziale muzycznym, pracował w studiu tatuażu, czasem grał w klubach. Teoretycznie robił wszystko to, co kochał. W praktyce był nieszczęśliwy, dlatego postanowił wrócić. Odnowił kontakty z przyjaciółmi i zaczął tworzyć muzykę. Najpierw wrzucał krótkie kawałki na YouTube, a kiedy został zauważony, zahaczył się w największym warszawskim klubie, do którego co weekend napływały tłumy.

– Przeprosisz ją!

– Nie mam zamiaru – parsknął.

– Młody, nie wiem, czego uczyli cię w Ameryce, ale tu wymagany jest szacunek – dodał Dawid. – Wystraszyłeś tę dziewczynę, a potrzebujemy pracownika do uporządkowania tego bałaganu. – Wskazał skrytkę, z której tego ranka Luka wytargał Blankę siłą.

– To zatrudnijcie sprzątaczkę. – Wzdrygnął ramionami. – A nie jakąś paniusię.

– Ty chyba nie masz pojęcia, o czym mówisz! Ona jest absolwentką akademii nauk ekonomicznych i nie jest od sprzątania, ale od prowadzenia księgowości w firmie!

– Dopiero twój ulubiony synalek powiedział, że zatrudniłeś ją do sprzątania – odpowiedział z ironią.

Wolał robić z siebie idiotę, aniżeli wysłuchiwać nudnych opowieści o ich pracy.

– Dość! Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, ale ona ma jutro wrócić – zarządził Anders i wyszedł z gabinetu.

W jego ślady poszedł Dawid, rzucając bratu karcące spojrzenie.

Tu Łukaszowi zapaliła się kolejna lampka ostrzegawcza, a nad głową niemal zatrzepotała czerwona flaga. Dlaczego, do cholery, tak mu zależało na tym, aby ta kobieta dla niego pracowała?

Usiadł teraz w skórzanym fotelu ojca i położył nogi w ciężkich butach na biurku. Miał dwadzieścia dziewięć lat, a czuł się jak smarkacz, który dostał reprymendę. Odchylił się na fotelu i ujrzał wystającą z jednej z szuflad kartkę.

Bez zawahania wyciągnął po nią dłoń i zaczął czytać. Okazało się, że w owej szufladzie był cały plik kartek, na których widniały informacje o tej podejrzanej dziewczynie. CV, list motywacyjny, kopie świadectw szkolnych, dyplomu magistra i ukończonych kursów.

Bezmyślnie wstukał jej numer telefonu na wyświetlaczu swojego smartfona, a jej imię i nazwisko wpisał w wyszukiwarkę internetową. Po chwili wyświetliła mu się lista portali społecznościowych, na których miała konta. Facebook, Instagram i inne bzdety. Owszem, on również miał takie profile, ale w jego pracy było to niezbędne, bo jak inaczej miałby dotrzeć do swoich fanów, którzy z każdym dniem powiększali swoje grono?

No dobra, nie kłamali, rzeczywiście była wykształcona i mogłaby pracować przy tych cholernych papierach.

Musiał sam przed sobą przyznać, że najprawdopodobniej źle ją ocenił.

Z westchnieniem wstał z fotela i poszedł do swojej sypialni. Musiał odespać nocną przejażdżkę na motocyklu. To była jego kolejna pasja. Może nie był jakimś maniakiem, ale lubił czuć tę adrenalinę, mknąc maszyną przez niemal pustą Warszawę. Czuł się wtedy wolny, podczas kiedy całe miasto było uwięzione w objęciach snu.

Zrzucił buty i skarpetki, po czym zdjął koszulkę i spodnie wraz z bokserkami i poszedł wziąć szybki prysznic.

Woda oblewała jego ciało, na którym widniały finezyjne malunki. Nie wiedzieć czemu, gdy zamknął oczy, pod powiekami pokazał mu się obraz drobnej brunetki patrzącej na niego z przerażeniem.

Pospiesznie zakręcił kurki i wyparował z łazienki, jakby zobaczył ducha. Czyżby aż taką krzywdę jej zrobił, że teraz postanowiła nawiedzać go w jakichś chorych wizjach?

– Czarownica – burknął pod nosem i owinął tylko biodra ciemnym ręcznikiem.

Rzucił się na miękkie łóżko, nie zadawszy sobie nawet trudu, żeby się wytrzeć. Zanim zasnął, napisał wiadomość.

***

Przetarła napuchnięte powieki wacikiem i westchnęła żałośnie. Po wiadomości z nieznanego numeru nie mogła zmrużyć oka. W gruncie rzeczy wizja, którą uraczył ją nadawca, była nawet zabawna, lecz spokoju nie dawał jej fakt, że ten kretyn miał jej numer telefonu. Obawiała się, że będzie ją nękał albo coś w tym rodzaju. Myjąc zęby, wzięła komórkę w rękę i ponownie przeczytała.

Prymityw, 20.45

Jeśli nie wrócisz jutro do tej cholernej skrytki z teczkami, to ojciec jest skłonny mnie wykastrować. W gruncie rzeczy moje jaja są cenne i mogą mi się jeszcze przydać. Z łaski swojej zjaw się i zabierz chociaż tego grata spod bramy.

Oczywiście, nie mógł darować sobie złośliwości. Jeśli to były przeprosiny w jego wykonaniu, to zdecydowanie nazwa, pod którą teraz widniał w jej telefonie, była jak najbardziej trafna.

Musiała wrócić, bo potrzebowała pieniędzy, z drugiej strony musiała też odebrać swój samochód, jak słusznie zauważył ten idiota.

Zrobiła delikatny makijaż podkreślający jej ciemne oczy i włożyła dżersejowy komplet w kolorze mięty. Nie chciała się stroić, tylko czuć się swobodnie. Najbardziej lubiła chodzić w dresie, ale pomimo tego, że miała siedzieć przez kilka godzin jedynie w towarzystwie faktur i umów, nie mogła sobie pozwolić na aż taką swobodę. Bądź co bądź to była praca biurowa. Okoliczności, w jakich przyszło jej się odnaleźć, nie należały jednak do normalnych, a użeranie się z rozwydrzonym synalkiem szefa w ogóle nie należało do jej obowiązków. Postanowiła pójść za radą przyjaciółki i go unikać. Miała nadzieję, że jej się to uda.

Czekała ją długa podróż autobusem, aby dostać się do willi Andersa, dlatego do obszernej torebki spakowała książkę i słuchawki bezprzewodowe. Przez całą drogę nie przeczytała ani jednego zdania, przesłuchała jednak wszystkie dostępne na Spotify kawałki DJ-a, którego pseudonim brzmiał Canada. Wsłuchiwała się w brzmienie jego utworów od kilku dobrych miesięcy.

Muzyka klubowa ją odprężała, choć na imprezy nigdy nie chodziła. Najprawdopodobniej dlatego, że nigdy nie miała na nie czasu. Podczas kiedy jej rówieśnicy się bawili, ona pracowała na czynsz i chleb. Później doszła do tego nauka, żeby utrzymać stypendium. Bez niego nie skończyłaby szkoły. Całe jej dotychczasowe życie było drogą pod górę, na dodatek wyłożoną cierniami. Co gorsza, przyzwyczaiła się do tego.

Z przystanku autobusowego do domu szefa miała dość spory kawałek, dlatego ponownie nałożyła słuchawki na uszy i szła w rytm klubowego bitu. Tak skupiła się na brzmieniu muzyki, że nie zauważała niczego wokół. Między innymi czarnego wozu na obcych blachach, który toczył się powoli obok niej. Wyglądał jak nowiutki pickup wprost z amerykańskiego filmu.

Przymykała oczy, oddając się muzyce. Czuła, że ją uspokaja i pozwala oderwać myśli od ostatnich nieprzyjemnych sytuacji. Zatrzymała się dopiero w momencie, kiedy zderzyła się z czymś twardym. Otworzyła oczy i pierwszym, co zobaczyła, były buty wojskowe z wiszącymi sznurówkami. Bała się podnieść głowę, bo wiedziała co, a raczej kogo będzie miała nieprzyjemność zobaczyć.

Wprawnym ruchem zdjął jej słuchawki z głowy i zawiesił sobie na szyi.

– Stwarzasz niebezpieczeństwo.

– Ja? – Podniosła w końcu na niego wzrok. – To ty stoisz na środku chodnika jak idiota.

– Ooo, bezbronny kociak wystawia pazurki? Nie przyszło ci do głowy, że tu są wjazdy na posesje i ktoś mógł cię rozjechać?

– A tobie nie przyszło do głowy, że gówno cię to obchodzi?

Szlag jasny trafił jej plan unikania tego kretyna. Nawet spod ziemi jej wyrastał.

– Czego słuchasz? – zmienił temat, a jego ton stał się łagodniejszy.

Wkładał sporo wysiłku w to, żeby nie wycelować w nią jakąś ripostą. Od dawna nikt nie irytował go tak bardzo, jak ona.

– Już niczego, bo przywłaszczyłeś sobie moje słuchawki – fuknęła obrażona.

Nie odpowiedział, tylko założył je na uszy. Wyglądali komicznie. Stali pośrodku chodnika i gromili się wzajemnie wzrokiem. Nienawiść była wręcz namacalna.

Uśmiechnął się, kiedy usłyszał wydobywające się ze słuchawek dźwięki. Spacerowała przy klubowej przeróbce Killing Me Softly with His Song2 jego autorstwa. Rzecz jasna nie przyznał się, że to on stworzył ten cover. Poczuł dziwne mrowienie na myśl, że ta czarnulka nie ma pojęcia, kim on jest. Albo nie był jeszcze wystarczająco rozpoznawalny, albo ona żyła w innym świecie.

– Chodź, podwiozę cię. Akurat wracam do domu. – Skinął głową w kierunku auta.

– Po moim trupie. Oddawaj moje słuchawki. – Wyciągnęła rękę, żeby mu je odebrać.

Czego właściwie się spodziewał? Że jedną uprzejmością załatwi sprawę? Ojciec żądał, żeby ją przeprosił, dlatego próbował być miły. Jak widać, ta nadęta dziewucha miała problem z przyjmowaniem takich gestów.

Złapał ją delikatnie za nadgarstek i włożył słuchawki w jej otwartą dłoń.

– Jak sobie chcesz – mruknął i odszedł.

Po chwili odjechał z piskiem, pozostawiając ją lekko zszokowaną.

Jego nastroje i zachowanie zmieniały się jak chorągiewka na wietrze. W tej chwili była to zdecydowanie czerwona chorągiew, która krzyczała, że ten facet jest rąbnięty.

I seksowny.

Od razu sprzedała sobie otrzeźwiającego liścia.

2Fugees, Killing Me Softly with His Song.

Rozdział 3

Spędziła długie godziny na podłodze, próbując wypracować sobie jakiś system, który pozwoliłby sprawnie ogarnąć cały bałagan w dokumentacji firmy Andersa. Nie wiedziała, czy ktoś przed nią się tym zajmował, ale jeśli tak, to miała ochotę znaleźć tę osobę i ją poćwiartować. Nie mieściło jej się w głowie, że ktoś mógł dopuścić do takiego pomieszania papierów. Wyglądało to tak, jakby każdy dokument był wkładany do teczki, która akurat wpadła delikwentowi w rękę.

Po czterech męczących godzinach postanowiła rozprostować kości. Była po rozmowie ze starym Andersem, ten zagwarantował jej, że sytuacja z jego synem już się nie powtórzy, a jeśli czułaby się niekomfortowo, to miała mu o tym mówić. Nie rozumiała, skąd w nim tyle empatii i z czego wynikało to, że tak bardzo mu zależało na tym, aby nie rezygnowała z tej pracy. Wspominał, że znał jej rodziców i że jej ufa, ale jego troska była grubo przesadzona.

Nie czuła się zbyt swobodnie, kiedy szła błyszczącym korytarzem, ale musiała zrobić choć kilka kroków, bo wiedziała, że jeśli spędzi w jednej pozycji jeszcze chwilę, to nie podniesie się już wcale.

Słyszała dobiegający z salonu dźwięk fortepianu. Kusiło ją, żeby tam zajrzeć i zobaczyć, kto potrafił wykrzesać z instrumentu tak kojące i mamiące jednocześnie brzmienie, ale się powstrzymała. Nie chciała, żeby ten wytatuowany wariat zauważył, że podsłuchuje osobę grającą w salonie. Pewnie znów wywlókłby ją siłą i o coś oskarżał. Wolała tego uniknąć. Nie wiedziała, kto tak naprawdę jeszcze mieszkał w tym domu. Może jakaś kobieta swoimi zgrabnymi, długimi palcami uderzała w klawisze? Melodia, która roznosiła się echem, miała w sobie coś w rodzaju bólu, który wraz z nutami opuszczał duszę artysty.

Potrząsnęła głową, żeby wyswobodzić się z otumaniającego ją brzmienia. Dodatkowo dała o sobie znać jej roztrzaskana noga, która bolała zawsze, kiedy miała zmienić się pogoda.

Jak na komendę, zaczął padać rzęsisty deszcz. Podeszła do wyjścia na taras i przyglądała się ogromnym kroplom odbijającym się od wzburzonej tafli wody w basenie.

Nie dziwiła jej ta pogoda. Sierpień raczył ich upałami i duchotą, więc popołudniowy deszcz był jak zbawienie dla zmęczonych temperaturami ludzi. Dla niej również. Nie lubiła lata z wielu względów, lecz najistotniejszy pogrzebała głęboko w sercu. Ten, przez który stroniła od wszelkich zbiorników wodnych.

Jej rodzice zginęli podczas burzy nad mazurskim jeziorem. Pomimo alertów bezpieczeństwa, które dostawali przez cały dzień na telefony komórkowe, oni postanowili wypłynąć motorówką na środek jeziora. Z racji tego, że ona była już prawie dorosła, nie zmuszali jej, aby płynęła z nimi. Została w domku, który kupili tamtego lata, i czekała, aż wrócą. Nie doczekała się. Z wakacji wróciła w asyście psychologa i policji. Wtedy zaczął się jej koszmar.

Gdy osiągnęła pełnoletność, musiała boleśnie zderzyć się z dorosłymi problemami. Dom, który miała dziedziczyć po rodzicach, był zadłużony, podobnie jak ich firma, w której ojciec był architektem krajobrazu, a mama księgową. Musieli zginąć, żeby ona dowiedziała się, jak bezmyślnie prowadzili interesy.

Żyli ponad stan, biorąc kolejne kredyty. W imię czego? Przecież ona nie potrzebowała otaczać się bogactwem i drogimi gadżetami. Myśleli wyłącznie o sobie i swoich zachciankach.

Czasem zastanawiała się, czy była ich prawdziwą córką, bo nie odziedziczyła po nich tej nieodpowiedzialności i rozrzutności. Do wszystkiego chciała dojść ciężką pracą i nie brała nigdy pod uwagę drogi na skróty.

Te same zasady stosowała w sporcie. Katowała się treningami, żeby być jak najlepszą. Jak się to dla niej skończyło? Dwunastoma metalowymi śrubami w kości piszczelowej. To był cud, że nie miała problemów z chodzeniem i na pierwszy rzut oka nie było widać, że przeszła tak poważną kontuzję.

Wiedziała, że to był efekt intensywnej rehabilitacji. Chodziła na nią z nadzieją, że pozwoli jej to na powrót do drużyny. Niestety, wydolność jej prawej nogi była poniżej założonych norm i Blanka nie była w stanie wytrzymać nawet połowy meczu. Musiało minąć kilka miesięcy i upłynąć mnóstwo potu i łez, zanim zrozumiała, że stała się kulą u nogi dla swojej drużyny, a nie jak niegdyś – kluczem do sukcesu. Z żalem i pękniętym sercem zrezygnowała.

Otworzyła szklane drzwi i jak zahipnotyzowana zaczęła zbliżać się do basenu. Wszystkie wspomnienia, które się w niej obudziły, jakby pchały ją w kierunku niebezpieczeństwa. Nie przeszkadzało jej, że w ciągu chwili przemokła do suchej nitki.

Z tego transu wyrwał ją dopiero warkot wybiegającego z domu psa. Merdał ogonem i okrążał ją. Sprawiał wrażenie zadowolonego, że ją widzi. Już miała się przemóc i pochylić, aby go pogłaskać, kiedy ten skoczył na nią z impetem, wpychając wprost do basenu.

Pomimo przerażenia, jakie ją owładnęło, nie panikowała, ponieważ wiedziała, że może sobie tylko zaszkodzić. Próbowała odbić się nogami od dna, ale nie odniosła zamierzonego skutku. Jakby w tym cholernym basenie były wsteczne prądy morskie, które wciągały ją swoją siłą w otchłań.

Zaczęła chaotycznie machać rękami i nogami, żeby wypłynąć na powierzchnię, i kiedy już prawie udało jej się złapać oddech, ten cholerny pies wskoczył do wody, a raczej na jej głowę, ponownie zatapiając ją w coraz zimniejszej wodzie. Noga zaczęła jej sztywnieć, co znacznie utrudniało walkę. Brakowało jej już powietrza, a w oczach ciemniało, kiedy poczuła silne szarpnięcie.

Nie wiedziała jak, ale znalazła się na brzegu basenu. Zamroczona i przemarznięta łapała nerwowo powietrze, wypluwając wodę. Kiedy świadomość tego, co się wydarzyło, zaczęła do niej wracać, otworzyła podrażnione chlorem oczy.

– Czyś ty do reszty zwariowała?! – krzyknął mężczyzna, na którego kolanach się znajdowała. – Nie umiesz pływać i wskakujesz do basenu? Na dodatek podczas ulewy! Boże! Mogłaś zginąć! – wyrzucał jej.