Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
21 osób interesuje się tą książką
Pikantny i chwytający za serce romans AGE GAP! (romans z motywem dużej różnicy wieku)
Ivory, utalentowana studentka chemii, przypadkowo poznaje mężczyznę, który samym spojrzeniem wywiera na niej ogromne wrażenie. Przez pół roku nie może zapomnieć o nieznajomym, a gdy spotyka go ponownie, chemia pomiędzy nimi jest tak silna, że nie sposób jej nie zauważyć. Wszystko jednak komplikuje fakt, że Marcus Sordon okazuje się jej nowym, o piętnaście lat starszym wykładowcą.
Córka apodyktycznego dziekana najpierw walczy z pokusą, jaką stanowi dla niej profesor, a kiedy w końcu oboje poddają się wybuchającej namiętności, przekonują się, jak wysoka jest cena za zakazany romans.
Czy warto ryzykować, gdy na szali stoją kariera Marcusa i przyszłość Ivory?
Ile walk przyjdzie im stoczyć na drodze do szczęścia i czy zdołają pokonać wszystkich wrogów, którzy na niej staną?
A może wszystko okaże się tylko krótkotrwałą fascynacją bez szans na happy end?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 261
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tej autorki w Wydawnictwie WasPos
CYKL PĘTLA TAJEMNIC
Nie zbliżaj się #1
Nie oddalaj się #2
Nie poddawaj się #3
POZOSTAŁE POZYCJE
Jej wszyscy mężczyźni
Serce pierwszego kontaktu
Zaginiona
Córka dziekana
W PRZYGOTOWANIU
Zamknij oczy (premiera w lipcu 2024 r.)
Sparkle&Shadow (duet z Natalia Kulpińska, premiera w październiku 2024 r.)
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka
Copyright © by A.P. Mist, 2023Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2024 All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Adam Buzek
Zdjęcie na okładce: Shutterstock AI Generator
Ilustracje wewnątrz książki: Gordon Johnson z Pixabay
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
ISBN 978-83-8290-478-9
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Epilog
Prolog
Ivory
Przechadzałam się wzdłuż mostu i zastanawiałam się, jak by to było skoczyć. Jeden krok. Tylko tyle dzieliłoby mnie od wolności. Od wyrwania się z łańcuchów i kajdan cierpienia. Zacisnęłam mocno oczy i jednocześnie dłonie na zardzewiałej poręczy. Nie dbałam o to, czy ktoś mnie widzi i weźmie mnie za wariatkę. Postawiłam stopę na barierce i wychyliłam się. Najpierw poczułam mdłości, a zaraz potem chłodny, marcowy wiatr smagnął moją twarz, sprawiając, że mój ból jakby zelżał.
Nagle poczułam szarpnięcie, a do moich uszu dobiegł przeraźliwy, twardy i chłodny krzyk. Zobaczyłam zimne, błękitne oczy.
– Zwariowałaś?! – wrzasnął i zaczął ciągnąć mnie w przeciwnym kierunku, niż początkowo zmierzałam. – Chcesz się zabić w środku dnia?!
– Ja… Ja nie… – Łapałam łapczywie powietrze, nie potrafiąc wypowiedzieć sensownego zdania.
Reakcja obcego mężczyzny zaskoczyła mnie tak bardzo, że nawet nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
Szarpnął mną, posadził na zimnej, oszronionej ławce, jakbym była jakąś szmacianą lalką, i kucnął naprzeciwko, bezceremonialnie kładąc dłonie na moich udach.
Nasze twarze znajdowały się na jednym poziomie, dzięki czemu mogłam mu się przyjrzeć. Mocno zarysowaną szczękę zdobił ciemny, dwudniowy zarost, pełne usta wykrzywione były we wściekłym grymasie, a wokół niebieskich oczu tworzyły się zmarszczki. Czarne włosy były idealnie przystrzyżone, jakby facet wyjęty był wprost z jakiegoś czasopisma o hitach fryzjerskich dla mężczyzn. Nie był to na pewno mój równolatek, zdecydowanie należał do dojrzałych i, jak widać, dość odpowiedzialnych mężczyzn, skoro zareagował i ściągnął mnie z poręczy mostu.
Parsknęłam bezmyślnie, patrząc w jego lodowate tęczówki.
– Bawi cię to?! – warknął.
Pokręciłam głową, mimo wszystko nie mogąc oderwać wzroku od jego przystojnej twarzy.
Mimowolnie zacisnęłam uda, na których spoczywały jego ręce.
Musiał to zauważyć, ponieważ kącik jego ust drgnął ku górze, a w oczach pojawił się dziwny błysk. Nie zabrał dłoni, miałam wrażenie, że zacisnął je jeszcze bardziej.
– Nie chciałam się zabić – bąknęłam zawstydzona.
Nie wiedziałam, czy jego dotykiem, czy tym, że wziął mnie za samobójczynię. Zadrżałam pod wpływem chłodu i tego, że moje spodnie były już całkiem przemoczone od ławki, na której mnie posadził.
– Chodź. Zaraz się przeziębisz – mruknął i oderwał ode mnie ręce, na co moje ciało zareagowało kolejnym drżeniem, jakbym została pozbawiona jedynego źródła ciepła. – Idziesz?
Wyrwał mnie z chwilowego otępienia, kiedy był już w odległości kilku kroków ode mnie.
Mężczyzna był bardzo wysoki, barczysty, sięgałam mu do ramion, co z moim wzrostem właściwie nie było trudne. Wstałam jak rażona prądem i ze skrępowaniem zaczęłam zasłaniać mokry tyłek. To była jakaś chora sytuacja, w którą wplątałam się na własne życzenie. A przecież chciałam tylko zaczerpnąć powietrza.
Szliśmy w milczeniu parędziesiąt metrów. Zatrzymał się na chodniku przed kawiarnią, do której często przychodziłam z Gavinem. Na jego wspomnienie mój żołądek związał się w supeł, a później boleśnie wywrócił na drugą stronę.
– Ja już pójdę – wymamrotałam i wyciągnęłam rękę do nieznajomego. – Dzięki za uratowanie życia, którego nie chciałam sobie odebrać – powiedziałam pewniej i wysiliłam się na coś w rodzaju uśmiechu.
Mężczyzna ujął moją dłoń i pogładził miękkim kciukiem jej wierzch. Natychmiast w tym miejscu przeszedł mnie prąd. Spojrzałam na jego ręce, duże, męskie, a jednocześnie delikatne w dotyku, i przełknęłam ślinę, czując, że dzieje się ze mną coś niedobrego. Jakbym traciła rozum.
– Gorąca czekolada czy pumpkin spice latte? – zapytał, a ja zamrugałam energicznie, zbita z pantałyku tym niespodziewanym pytaniem.
Uniósł brew, a na jego czole pojawiła się pozioma zmarszczka.
– Słucham?
– Pytam, czego się napijesz. Jesteś zziębnięta, a skoro już bawię się w rycerza w lśniącej zbroi i ratuję cię przed utratą życia, to może uratuję cię również przed zapaleniem płuc – powiedział lekko zniecierpliwiony.
– Czarna. Z cukrem – odparłam, odzyskując zdolność mowy.
– Idealna – zamruczał i popchnął drzwi, wprawiając w ruch zawieszony nad nimi dzwonek.
Minęłam go niepewnym krokiem, zasłaniając wciąż mokre na pośladkach dżinsy. Nagle poczułam, jak oplata rękoma moje biodra. Wzdrygnęłam się i spojrzałam w dół. Zawiązał na moim brzuchu rękawy swojego płaszcza i popchnął mnie lekko do przodu.
– Oddasz mi przy okazji – szepnął w mój kark, a wszystkie włoski na moim ciele stanęły dęba.
Rozdział 1
Ivory
Pół roku później…
Ciągnęłam za sobą mój mały dobytek, mieszczący się w niewielkiej walizce, i próbowałam zatrzymać taksówkę. Moim celem było mieszkanie, które wynajęłam wspólnie z moją przyjaciółką Donną.
Wcześniej byłyśmy współlokatorkami w akademiku, lecz ostatni rok postanowiłyśmy spędzić na wolności.
Mój ojciec niechętnie na to przystał, ale przysięganie niemal na własną głowę, że w żadnym wypadku nie wpłynie to na moje wyniki, sprawiło, że w końcu uległ. Na podróż pociągiem, podczas gdy on jechał wozem z Londynu, również kręcił nosem, ale udało mi się go jakoś udobruchać. Był trudnym człowiekiem, wciąż myślał, że jestem tą samą, małą dziewczynką, której obsługi musiał się nauczyć w przyspieszonym trybie.
Ogólnie rzecz ujmując – taki miał sposób okazywania rodzicielskiej miłości.
Co ja w ogóle gadam?
Wciąż usprawiedliwiałam go przed samą sobą, a prawda była taka, że najważniejsza była dla niego niczym nieskalana reputacja.
Po kilkunastominutowej podróży żółtym wozem dotarłam na miejsce. Stanęłam przed drzwiami i zaczęłam szperać w torebce w poszukiwaniu kluczy, które wręczył mi właściciel mieszkania. Nie zdążyłam jednak przekroczyć progu, kiedy uderzył we mnie rudy huragan.
– Ivy! – pisnęła i natychmiast zagarnęła mnie w swoje ramiona. – Jak dobrze cię widzieć!
Po korytarzu rozniósł się huk rzucanych na podłogę walizek.
– Donna – wymamrotałam – dusisz mnie!
Wypuściła mnie z objęć i złapała za jedną ze swoich toreb.
– Proszę. Zrobiłam nam zapiekankę i upiekłam ciasto. Na nowe, dorosłe życie – zaszczebiotała, a ja natychmiast zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem zostałyśmy przyjaciółkami.
Byłyśmy jak ogień i woda. Rzecz jasna ona była ogniem, a ja studzącą jej zapędy wodą.
– Ty zrobiłaś? – Posłałam jej powątpiewające spojrzenie.
Gdy poczułam zapach potraw, mój żołądek podskoczył radośnie. Bez względu na to, kto to przyrządził, po dwugodzinnej podróży pociągiem w towarzystwie jednej kanapki kupionej na dworcu i puszki coli zjadłabym wszystko.
– No dobra, moja mama to przygotowała – przyznała. – Nie rób takiej miny! Wiesz przecież, że gdybym ja się do tego wzięła, to zamiast na kampus trafiłybyśmy na toksykologię z silnym zatruciem nieznanymi substancjami.
– Don, jesteśmy dorosłe od kilku lat, a jeśli chodzi o gotowanie, to masz rację. Dobrze, że twoja mama cię wyręcza – parsknęłam i otworzyłam drzwi.
W akompaniamencie szczebiotu mojej przyjaciółki obejrzałyśmy wnętrze. Niewielki przedpokój, sporych rozmiarów salon z aneksem i dwie identyczne sypialnie, no i nareszcie łazienka z głęboką wanną. Dla studentek idealnie. Odsłoniłyśmy wszystkie okna i zdjęłyśmy folie, którymi przykryte były meble.
Jakbyśmy czytały w swoich myślach, rzuciłyśmy bagaże na podłogę i opadłyśmy na wielką kanapę.
– Te wakacje to był koszmar! – jęknęła. – Najlepiej czuję się tutaj, kiedy starzy mnie nie kontrolują i nie każą zachowywać się, jak na damę przystało.
– Taa, wakacje na Majorce, to rzeczywiście musiał być dla ciebie horror – skomentowałam z nutą złośliwości.
Rodzice Donny byli surowi, ale nigdy nie żałowali jej swojego czasu. Pieniędzy również. Mój ojciec z kolei nie poświęcał mi czasu tak, jak powinien był. Całe wakacje spędziłam z nim na zjazdach naukowców.
– Jak mama? – zapytała z troską.
– Wysłała aż cztery maile. – Przewróciłam oczami.
– To duży postęp. Rok temu były trzy. – Trąciła mnie ramieniem, widząc moją przygnębioną minę.
Moja mama, odkąd skończyłam sześć lat, była na misji lekarskiej w Sangmelimie. Wtedy też dowiedziałam się, kim jest mój ojciec. Stanęła ze mną przed jego drzwiami i po prostu poinformowała, że od teraz on mnie wychowuje. Jak się później okazało, był świadomy mojego istnienia, płacił alimenty i nawet chciał dać nazwisko. Ona kategorycznie odmówiła. W ten sposób ja nazywałam się Blake, a on Simmons.
W odpowiedzi wzruszyłam tylko ramieniem i wstałam z kanapy.
– Trzeba się rozpakować – zmieniłam temat i złapałam za swoją walizkę.
– Pomogę ci!
– Masz swoje – prychnęłam.
Widziałam błysk w jej oku, a to oznaczało tylko jedno – będzie mnie do czegoś namawiać.
– Jutro jest impreza w kampusie – powiedziała cicho.
Wiedziałam!
Od razu wiedziałam, że coś planuje. Ja i imprezy to zdecydowanie dwa odmienne światy. Dawałam się czasem wyciągnąć na jakiegoś drinka, ale w towarzystwie Donny kończyło się grubym melanżem i kacem gigantem, za który zbierałam później opieprz od ojca. Mówił wtedy, że hańbię dobre imię uniwersytetu.
– Nie ma mowy! – rzuciłam i umknęłam do swojej sypialni.
Nie zdążyłam zamknąć drzwi, a już wparowała za mną.
Bez słowa rzuciłam walizę na ogromne łóżko i rozpięłam suwak. Na samej górze leżał starannie zwinięty, ciemny, męski płaszcz.
– Nadal go nie wyrzuciłaś? – Popatrzyła na mnie z dezaprobatą. – Masz obsesję na punkcie tego faceta. On w ogóle istnieje? – pisnęła.
– Przecież go nie wymyśliłam. Rozmawiałam z nim przez pół dnia, a skoro nikt nie podszedł do mnie w kawiarni i nie zawiózł na oddział psychiatryczny, to znaczy, że nie mówiłam do zjawy, tylko żywej istoty – odpowiedziałam jej jak zawsze, kiedy próbowała podawać w wątpliwość jego istnienie.
– Nie wpadłaś na niego ani razu przez pół roku. Zapadł się pod ziemię?
– Nie wiem, Don! Nie mam pojęcia! – pisnęłam już całkiem wkurzona. – Daj mi chociaż pożyć wspomnieniem, okej?
Uniosła ręce w geście poddania.
– Okej, jak chcesz sobie robić dobrze, przytulając się do kawałka materiału… – Wzięła płaszcz pomiędzy dwa palce i popatrzyła na mnie z litością.
Natychmiast wyrwałam go z jej rąk i zawiesiłam na wieszaku, po czym schowałam w szafie.
Po dwugodzinnym przekonywaniu mnie, że powinnam rozerwać się przed rozpoczęciem ostatniego roku, uległam i zgodziłam się na tę cholerną imprezę. Donna miała niebywały dar przekonywania, między innymi dlatego, że była niesamowicie upierdliwa i każdy zgadzał się na wszystko dla świętego spokoju.
Tak było i tym razem.
Kiedy skończyłyśmy rozpakowywać moje rzeczy, a przyjaciółka przygotowała mi sukienkę, którą w jej przekonaniu powinnam włożyć, poszła zająć się sobą. Huragan. Donna była drobną, rudowłosą kobietą, która swoją nietypową urodą zwracała na siebie szczególną uwagę. Ta ognista dziewczyna wykorzystywała ten fakt i owijała sobie wokół palca niemal każdego faceta.
Gdy zniknęła z pola mojego widzenia, zajrzałam ponownie do szafy i odwiesiłam męski płaszcz. Wciągnęłam zapach, który był już ledwie wyczuwalny, i przymknęłam powieki, żeby przypomnieć sobie jego twarz.
Zbierające się chmury zwiastowały ulewę, a mnie natychmiast ogarnęło przygnębienie, bo czułam, że żyję ułudą. Zaczęłam mieć wątpliwości, czy rzeczywiście go nie wymyśliłam pod wpływem silnych emocji po zerwaniu z Gavinem.
Z drugiej strony, nigdy dotąd nie towarzyszyło mi tyle różnych odczuć jednocześnie, co podczas rozmowy z nieznajomym. Nie znałam jego imienia, nie wiedziałam, skąd jest, właściwie niczego o nim nie wiedziałam. Czułam natomiast silny magnetyzm, jakby mamił mnie spojrzeniem i dotykiem. Rozmawialiśmy tylko o ogólnych sprawach, on pytał, a ja bez wahania odpowiadałam. Po kilku godzinach uprzejmie się pożegnał, całując mnie w rękę i wsadzając do taksówki.
Taka moja romantyczna historyjka bez zakończenia.
Udałam się do łazienki i napełniłam wannę wodą, dodałam odrobinę pieniącego się płynu i w tej samej chwili Donna zapukała w drzwi.
– Idę na zakupy! – krzyknęła. – Chcesz coś?
– Kawę! Nie mamy czego wsypać do ekspresu!
Kiedy usłyszałam, że zamykają się za nią frontowe drzwi, zanurzyłam się w kąpieli po samą szyję i odetchnęłam. Gorąca woda ukoiła moje spięte mięśnie i pozwoliła się zrelaksować.
Potrzebowałam tego.
Wyszłam z wanny dopiero w chwili, kiedy woda była już zimna. Don najprawdopodobniej wpadła w zakupowy szał i nie wróci przez kilka godzin, dlatego ja również z niczym się nie spieszyłam.
Stanęłam całkiem naga przed lustrem. Schudłam, to pewne, ale dodało mi to uroku, bo szerokie biodra i kształtne, pełne piersi oddzielała wąska talia. Stałam się nawet zgrabna. Już nie byłam zwyczajna, jak to powiedział Gavin, gdy informował mnie, że potrzebuje bardziej seksownej dziewczyny.
Mokre blond włosy splotłam w gruby warkocz, osuszyłam się ręcznikiem i włożyłam koszulkę do spania oraz wygodne szorty. Na to narzuciłam puchowy szlafrok i poszłam do salonu, żeby zjeść w końcu te pyszności, które przyniosła Donna.
Wyłożyłam pachnące potrawy na wyspę kuchenną i zaczęłam przeszukiwać szafki. Wystarczył mi tylko widelec. Bez skrupułów jadłam prosto z wielkiego naczynia, nie fatygując się, aby przekładać cokolwiek na talerz.
Na to wróciła moja przyjaciółka. Cmokała z dezaprobatą, naśladując swoją mamę.
– Młoda damo, a cóż to za maniery? Jesteśmy na tyle zamożni, że stać nas na prawdziwą chińską porcelanę, więc dlaczego jesz z garnka, dziecko? – żartowała i wziąwszy drugi widelec, usiadła naprzeciwko mnie i zaczęła skubać makaron z mięsem.
Brakowało mi jej.
Porozmawiałyśmy jeszcze trochę i wkrótce rozeszłyśmy się do swoich pokoi. Po kilku godzinach bezsensownego przeglądania portali społecznościowych zapadłam w głęboki sen. Miałam nadzieję obudzić się w innym wymiarze; w tym, w którym moje wspomnienia nie są tylko senną marą, ale rzeczywistością.
Rozdział 2
Marcus
Spoglądałem na zegarek i przeklinałem pod nosem. Nienawidziłem spóźnialskich, a ten idiota wciąż kazał na siebie czekać. Wziąłem łyk espresso i energicznie odstawiłem filiżankę na spodek, wzbudzając tym zainteresowanie pozostałych gości lokalu. Kiedy obdarowałem ich morderczym spojrzeniem, natychmiast zaczęli udawać, że mnie nie zauważają.
Po kolejnych trzydziestu minutach oczekiwania po prostu zrezygnowałem ze spotkania z przyjacielem. Czas był czymś bezcennym, a ja nie chciałem go marnować.
Kiedy zapłaciłem rachunek i wstałem od stolika, do kawiarni wpadł Jack, zdyszany i przemoczony, bo uważał, że parasol to zbyteczny wynalazek.
– Wy… Wy… – sapał. – Wybacz – wydusił w końcu. – Utknąłem w korku, bo jakaś tępa baba jechała w żółwim tempie.
– Pewnie jakaś emerytka – prychnąłem i wskazałem mu krzesło naprzeciwko.
– Młoda, ładna – odparł z entuzjazmem i usiadł. – Trochę jak ta twoja zjawa.
– Ile razy mam ci powtarzać, że ona żyje? – warknąłem, pochylając się do niego, aby rzucić ostrzegawcze spojrzenie.
– Stary, od kilku miesięcy opowiadasz o kimś, kto najprawdopodobniej w ogóle nie istnieje. Czyli nie żyje – kpił ze mnie.
– Nie po to się spotykamy – uciąłem twardo. – Co masz dla mnie? – Kiwnąłem głową na jego skórzaną teczkę.
Nie chciałem kontynuować rozmowy na temat dziewczyny, którą spotkałem pół roku wcześniej w Londynie, ponieważ mój przyjaciel od miesięcy kpił i nie wierzył w moją opowieść. Początkowo walczyłem z obrazami w głowie, ale ona zawładnęła moim umysłem, jakby rzuciła na mnie urok. Nie wiedziałem, z czego to wynikało, ale byłem już tym zmęczony. Czułem jakąś niewytłumaczalną więź z nieznajomą.
Co miałem z tego? Paranoję.
Moje rozmyślania przerwał Jack.
– Słuchasz mnie w ogóle?! Może powinieneś iść na terapię? – prychnął pogardliwie. – To nie jest normalne.
– Spóźnianie się też nie jest – odbiłem piłeczkę. – Daj to. – Wyrwałem z jego dłoni kartki, którymi od kilku chwil machał z entuzjazmem.
Wsunąłem okulary na nos i omiotłem spojrzeniem treść, po czym zatrzymałem się odrobinę dłużej na kwotach zapisanych pogrubioną czcionką. Wyjąłem z marynarki pióro, żeby złożyć podpis.
Wracałem do źródła.
– Trish jeszcze cię nie zostawiła przez twoją obsesję? – zapytał, gdy oddawałem mu jeden egzemplarz mojej nowej umowy.
– W tym tygodniu się wyprowadza – odpowiedziałem obojętnie. – Nie z mojej winy. Znalazła sobie kogoś innego, bo, jak to stwierdziła, zaniedbuję ją.
Jack wciągnął ze świstem powietrze w płuca.
– Nie wydajesz się zbyt przejęty.
– Teraz będziemy rozmawiać o moim życiu uczuciowym? – odburknąłem.
– Będziesz szukał tej małej? – Nie odpuszczał.
Pokręciłem głową.
Po co miałbym to robić? To, że zagnieździła się w moim krwiobiegu i spacerowała bezczelnie po mózgowych zwojach, jeszcze niczego nie oznaczało.
Mój towarzysz uśmiechnął się pobłażliwie i pochylił w moją stronę.
– Boisz się, że mogę mieć rację. Że sobie ją wymyśliłeś. – Skrzyżował ramiona na piersi i patrzył na mnie z jawną satysfakcją. Prowokował mnie, drań.
– Nie będę nikogo szukał – mruknąłem. – Po prostu…
– A może ona naprawdę chciała wtedy skoczyć? – wtrącił.
– Żadne życie nie jest aż tak złe, żeby samemu je sobie odbierać. Nie wyglądała na taką… – rzekłem twardo i zacząłem zbierać się do wyjścia.
– Pamiętaj, że idziesz ze mną na imprezę!
– Na razie, Jacky. – Skinąłem na potwierdzenie i zniknąłem za drzwiami kawiarni, okrywając się szczelnie marynarką.
Po kilku minutach siedziałem już za kółkiem swojego wozu i odtwarzałem w myślach słowa przyjaciela. Nie wierzyłem, że mogłaby chcieć targnąć się na swoje życie. Była młoda, piękna i inteligentna, a jej oczy błyszczały beztrosko, kiedy się we mnie wpatrywała. Tak nie wyglądają samobójcy.
***
Nie byłem na imprezie, odkąd sam skończyłem studia, a teraz przyszło mi stać w kącie i obserwować, jak mój przyjaciel próbuje poderwać jakieś studentki na jednorazowy numerek. Owszem, roiło się od pięknych kobiet, które na pewno nie były już uczennicami, ale jakoś nie miałem w planach spędzać czasu z żadną z nich. W ogóle nie powinno być mnie w tym miejscu. Zwłaszcza że nazajutrz czekał mnie pierwszy dzień w nowym miejscu pracy.
Sączyłem jakiegoś słodkiego drinka i lustrowałem ludzi, którzy chcieli zabawić się przed kolejnym rokiem.
Wtedy ją zobaczyłem.
Byłem pewien, że to ona.
Jej włosy nie były już przemoczonymi strąkami, tylko gładko zaczesane do tyłu i ściągnięte w ciasny kok, jakby była cholerną baletnicą. Miała na sobie czerwoną, lekko połyskującą sukienkę, odkrywającą gładkie plecy. Piękna. Idealna. Uśmiechała się do dziewczyny, z którą rozmawiała, a ja poczułem niezrozumiałą ulgę. Nie wymyśliłem jej; ona żyła. Postanowiłem jeszcze przez chwilę poobserwować ją z daleka i poczekać, czy sama mnie zauważy… I czy w ogóle mnie pamięta.
Obok mnie stanął Jack.
– Ładna, nie?
– Nie waż się – warknąłem i odstawiłem szklankę na stolik, po czym bez zastanowienia ruszyłem w jej kierunku.
Przepychałem się pomiędzy pląsającymi studentami, aż w końcu dotarłem do mojego celu. Na mój widok otworzyła szeroko te swoje karmelowe oczy, a usta rozciągnęła w szerokim, szczerym uśmiechu. Tym samym, którego obraz pielęgnowałem w pamięci przez pół roku.
Rozdział 3
Ivory
– Donna… To on. Spieprzaj – wycedziłam, zanim zbliżył się na tyle, żeby mógł to usłyszeć.
Przyjaciółka nie zadawała pytań, tylko ulotniła się z prędkością światła. Obserwowałam, jak podchodzi do mnie ubrany w czarną koszulę, opinającą szerokie ramiona, i doskonale skrojone, eleganckie spodnie, przepasane skórzanym paskiem. Nie zmienił się nawet o milimetr. Wciąż elegancki i hipnotyzujący.
– Proszę, proszę… Musiałem przyjechać z Londynu do Reading, żeby znaleźć swoją zgubę – powiedział mrukliwym tonem i złapał moją dłoń, po czym złożył na niej lekki pocałunek.
W moim brzuchu obudziły się trzepoczące motyle, sprawiając, że miałam ochotę wznieść się w powietrzu.
Sądziłam, że już nigdy go nie zobaczę, a on ponownie zjawił się niespodziewanie i elektryzował mnie tak samo, jak za pierwszym razem.
– Miło mi cię widzieć, nieznajomy – wydusiłam, starając się stłumić targające mną emocje. Było to zdecydowanie utrudnione, bo nie dość, że sporo wypiłam, to jeszcze odurzała mnie jego obecność.
– I ciebie – rzekł z błyskiem w oku i stanął jeszcze bliżej, sprawiając, że zmiękły mi kolana. – Masz coś mojego. – Uniósł brew.
– Mam.
– Oddasz?
– Nie wiem, czy chcę – zniżyłam głos. – Lubię go.
– I on cię lubi.
Czułam, jak moje policzki oblewają się szkarłatem, ponieważ byłam przekonana, że wcale nie rozmawiamy o jego płaszczu.
– Mieszkasz tu? – zapytał i pogładził moją dłoń, którą wciąż trzymał w swojej.
– Studiuję tu. Mieszkam gdzie indziej.
– Studiujesz tutaj? – zadał kolejne pytanie, a ja zaśmiałam się pod nosem.
– Przecież jesteśmy w kampusie Uniwersytetu Reading. Jestem na ostatnim roku chemii – odpowiedziałam z uśmiechem. – Może…
– Muszę iść – wszedł mi w słowo i nie żegnając się, zostawił mnie samą.
Ponownie poczułam chłód, który panował nade mną przez ostatnie miesiące.
***
Donna miała ze mnie niezły ubaw, twierdząc, że mój wyidealizowany obrazek nieznajomego z mostu okazał się jednak nie tak idealny. Z kolei ja czułam się, jakby facet wymierzył mi policzek. Najpierw robił do mnie maślane oczy, a później zostawił bez słowa.
Rozdzieliłyśmy się przy wejściu, ponieważ ja poszłam po kawę do automatu, a po drodze wdałam się jeszcze w pogawędkę z kilkoma znajomymi.
Kiedy telefon zaczął wibrować w mojej torbie, wzdrygnęłam się nerwowo. Wyjęłam smartfon i odczytałam wiadomość od Donny.
Donna:Nie przychodź na chemię! Biegnij do starego i wypisz się z tych zajęć!
Przewróciłam oczami. Co ona sobie myślała? Nie mogłam już w pierwszym dniu opuścić zajęć; ojciec by mnie zabił i natychmiast zażądał, żebym wróciła pod jego skrzydła. Wrzuciłam telefon z powrotem do torby i poszłam do sali. Od samych drzwi przyjaciółka zaczęła mną nerwowo potrząsać i wypychać, abym nie zajęła miejsca.
– Oszalałaś? O co ci chodzi?!
– Spójrz! – Wcisnęła mi w dłonie podręcznik i energicznie odwróciła tak, żebym zobaczyła tylną część okładki, a raczej zdjęcie, które się na niej znajdowało.
Zamarłam i zaczęłam łapać powietrze jak ryba wyciągnięta z wody.
Autorem podręcznika był mężczyzna, którego nie mogłam wyrzucić z głowy. Nazywał się Marcus Sordon, miał trzydzieści osiem lat i był uznanym chemikiem, który w moim wieku miał na koncie więcej wyróżnień, niż byłabym w stanie spamiętać.
Okej, to przecież nic takiego. To tylko książka, z której będę się uczyć i z której będzie na mnie patrzył tymi swoimi stalowymi oczami. Niech to jasny szlag!
– Idziemy stąd!
Donna wyrwała mnie z zamyślenia.
– Dlaczego? Przecież…
– W tym roku zmienili nam wykładowcę i tak się składa, że nowym profesorem ma być – postukała palcami w książkę, którą ściskałam w dłoniach – on!
– Kurwa! – przeklęłam i odwróciłam się do wyjścia.
Nie było mi dane uciec, bo w tym samym momencie stanął w nich mężczyzna, którego chciałam uniknąć. W normalnych okolicznościach nie uciekałabym. Niestety, to nie były normalne okoliczności, bacząc na to, że mój nieznajomy nie był już taki nieznajomy…
– O, cholera – rzucił pod nosem. – Ty.
– Ty – powtórzyłam bezwiednie i natychmiast umknęłam w najdalszy kąt, ciągnąc za sobą przyjaciółkę.
Mężczyzna podążał za nami wzrokiem, który odwrócił dopiero w chwili, kiedy usiadłyśmy, a ja zakryłam twarz jego podręcznikiem.
Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Na szczęście nikt w sali nie zwracał uwagi na zamieszanie. Wszyscy byli zajęci rozmowami i zdawało się, że nawet nie zauważyli, iż pojawił się wykładowca. Rzucił teczkę na biurko i natychmiast zapadła cisza.
– Nazywam się Marcus Sordon. W tym roku będziecie mieli przyjemność, albo i nie, uczestniczyć w zajęciach prowadzonych przeze mnie – powiedział twardym, władczym tonem, a mnie przeszły ciarki. – Nie toleruję spóźnień. Na tablicy zapisuję mój numer, w razie problemów możecie się ze mną skontaktować – mówił odwrócony do nas plecami, szerokimi, opiętymi elegancką marynarką. – Jeśli wykorzystacie go w innym celu, obleję was – dodał i przemknął wzrokiem po pomieszczeniu, po czym zatrzymał go na mnie.
Moje policzki zaczęły płonąć żywym ogniem, a ja kompletnie nie rozumiałam moich reakcji. Chyba wpadłam z deszczu pod rynnę. Donna trąciła mnie łokciem.
– Uspokój się. Trzęsiesz się tak, że słyszę szczękanie zębami.
– A jeśli mnie obleje? – pisnęłam.
– Jesteś najlepszą studentką na tej gównianej uczelni; jak nie wpakujesz się w nic, to skończysz studia z wyróżnieniem. Ojciec nie dopuści, żeby ktokolwiek cię oblał – szeptała.
– Dobrze wiesz, że on w to nie ingeruje – syknęłam na tę uwagę.
– Poza tym – zniżyła głos jeszcze bardziej – on na ciebie leci. Nie pozbędzie się ciebie.
– Jesteś nienormalna – parsknęłam.
Z oddali dobiegł nas poirytowany głos mężczyzny.
– Dobrze! Widzę, że niektórzy nie mogą się skupić! Zrobimy sobie mały test. Zaczniemy od pytań na poziomie przedszkola. W sam raz dla was! – rzucił złośliwie.
– Jakiś koszmar – burknęłam pod nosem. – Powiedz mi, że śnię.
– Niestety, skarbie. Gość, do którego wzdychałaś przez ostatnie pół roku, okazuje się wrednym profesorkiem. – Usłyszałam w odpowiedzi.
Westchnęłam cicho. Nie mogłam zrezygnować z tych wykładów, ponieważ potrzebowałam ich w swoim CV, aby mieć komplet wszystkich zajęć z chemii, zanim zrobię specjalizację. Tego ode mnie oczekiwał ojciec. Spojrzałam w kierunku biurka, przy którym siedział Marcus. Postanowiłam zachowywać się, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Zresztą on również sprawiał wrażenie, jakby zapomniał o tym, że się w ogóle znamy.
– Cisza! – ryknął, a ja się wzdrygnęłam.
– Ależ on jest władczy – rozmarzyła się Donna. – Gorący…
– Zamknij się, bo nas wyrzuci – zganiłam ją.
– Zaczynamy! Kto mi powie, jaka litera nie występuje w układzie okresowym? – zadał pierwsze pytanie.
Oczywiście, że znałam odpowiedź, ale postanowiłam się nie wychylać. Z drugiej strony zależało mi na zrobieniu dobrego wrażenia i pokazaniu, że zasługuję na wysokie oceny. Ignorując pełne niedowierzania spojrzenie Donny, podniosłam powoli rękę. Dostrzegam błysk w oku profesora Sordona. W głębi duszy miałam nadzieję, że to aprobata.
– Ty tam! Zdaje się, że masz mi coś do powiedzenia. – Wskazał na mnie palcem, a pozostali studenci odetchnęli z ulgą i patrzyli na mnie z wdzięcznością.
Punkt dla mnie.
– Odpowiedź to litera J – powiedziałam z taką pewnością, że aż zaskoczyłam samą siebie.
– Dobrze – burknął. – A twoje imię to? – zapytał.
– Ivory – odparłam.
– Cóż… Szybko poradziłaś sobie z tym pytaniem, Ivory – położył nacisk na moje imię, jakby chciał pozbawić mnie animuszu.
– Cóż… – powtórzyłam. – Z reguły nie zapominam swojego imienia – odpowiedziałam nieco złośliwie.
Donna wraz z pozostałymi zaczęła cicho chichotać.
– Mówiłem o pierwszym pytaniu – odparł i uśmiechnął się chłodno. – Jaki jest najrzadszy pierwiastek na Ziemi? – zadał następne pytanie, odwracając się plecami.
– J-ja mam odpowiedzieć? – zająknęłam się.
– Skoro jesteś taka bystra, to ratuj skórę swoich kolegów i odpowiadaj na każde pytanie, które zadam. – Odwrócił się i przyszpilił mnie wzrokiem.
W tamtej chwili zrozumiałam, że mu podpadłam i niekoniecznie mówił o pytaniach związanych z chemią. Wymierzyłam sobie mentalnego liścia za swoją głupią chęć udowodnienia, że zasługuję na miano najlepszej studentki.
– Frans – odparłam krótko.
– Większość pierwiastków to…? – zapytał natychmiast.
– Metale – odpowiedziałam bez zawahania.
– Ile pierwiastków występuje w naturze?
– Dziewięćdziesiąt.
– Pierwszy sztucznie stworzony pierwiastek?
– Technet.
– Twój ulubiony pierwiastek? – spytał niespodziewanie, a ja zamilkłam.
W co on grał?
– Jaki jest twój ulubiony pierwiastek, Ivory? – Przewiercał mnie spojrzeniem, dotykał mnie nim, jakbyśmy byli w pomieszczeniu sami.
Zrobiło mi się gorąco.
– Wodór, panie profesorze – odpowiedziałam, z trudem utrzymując z nim kontakt wzrokowy.
– Dlaczego? – Przysiadł na brzegu biurka i skrzyżował ramiona na piersi. Sprawiał wrażenie szczerze zainteresowanego moją odpowiedzią.
– To najbardziej łatwopalny pierwiastek. – Tym razem spojrzałam mu pewnie w oczy. – Wystarczy mu krótkotrwały kontakt ze źródłem ciepła, aby się zapalił. To natychmiastowe i nieodwracalne, bez względu na to, czy chcielibyśmy to później cofnąć – odpowiedziałam powoli i poczułam, jak Donna kopie mnie w kostkę.
Marcus uniósł brew, ale jego wyraz twarzy był spokojny. Profesjonalny. Czyżby udało mi się utrzeć mu nosa? Chrząknął i zaczął przechadzać się po sali. Wzięłam głęboki oddech i starałam się skupić na naukowej chemii, a nie tej, którą zaczęłam odczuwać pod skórą. Jego oczy zaczęły przewiercać mnie na wylot.
– Liczę, że twój entuzjazm przełoży się na wyniki. Siadaj – nakazał i skupił się na pozostałych studentach.
Jego brwi ściągnęły się, jakby dawał mi reprymendę, ale ja udawałam, że tego nie zauważyłam.
Gdy usiadłam z powrotem na miejsce, czułam, jak płoną mi policzki. Schowałam twarz za podręcznikiem i wypuściłam powietrze z płuc.
– Trochę popłynęłaś – szepnęła moja przyjaciółka. – Lecicie na siebie – skwitowała.
Próbowałam udawać, że wcale tak nie jest, ale oszukiwanie samej siebie nie wychodziło mi zbyt dobrze. Jasne, że czułam to przyciąganie. Obserwowałam jego swobodne ruchy i wyobrażałam sobie, co kryje pod elegancką koszulą, która opinała umięśnione ciało. Cholera, pomimo tego, że był ode mnie o piętnaście lat starszy, musiałam przyznać, że wyglądał o wiele młodziej i piekielnie gorąco.
Po dwudziestu minutach zajęcia dobiegły końca.
Wszyscy błyskawicznie wyszli z pomieszczenia, a ja wyjęłam telefon z torby, żeby zapisać numer profesora.
Okej, szukałam wymówki; chciałam porozmawiać o tym, co się wydarzyło. W gruncie rzeczy oboje byliśmy w niezręcznej sytuacji.
– Zapomniałaś o czymś? – zapytał, kiedy stanęłam obok biurka, przy którym siedział i coś zapisywał w skórzanym notesie.
Natychmiast uderzył we mnie zapach miętowej gumy do żucia.
Przez chwilę mnie zamroczyło, ale szybko odzyskałam równowagę, odpychając od siebie wspomnienia.
– Chodzi o wczoraj… – wymamrotałam.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – odparł i nawet na mnie nie spojrzał. – Do widzenia. – Jego grdyka drgnęła, a szczęki mocno zacisnęły.
Kiedy wychodziłam, czułam na plecach palące spojrzenie, którym nie uraczył mnie wcześniej. Kolejne upokorzenie.
Co ja sobie w ogóle myślałam?
Nie był już kimś, o kim mogłabym myśleć. Nie w taki sposób jak dotychczas. Ukłucie odrzucenia w sercu było tak wyraźne, jakby ktoś wbił w nie zardzewiały nóż i przekręcił dla wzmocnienia efektu.
Rozdział 4
Marcus
I co miałem teraz, do ciężkiej cholery, zrobić? Kobieta, o której fantazjowałem przez pół roku, jak jakiś popierdolony maniak, okazała się moją studentką. Sam w tej chwili miałem ochotę strzelić sobie w łeb. Chyba łatwiej mi się żyło, kiedy była po prostu jakąś odległą senną marą. A teraz? Jak miałbym się zachować? Jak trzymać się z daleka? Ku mojemu nieszczęściu, była jeszcze piękniejsza, niż pamiętałem.
Usiadłem na kanapie w moim nowym mieszkaniu i usilnie próbowałem wyrzucić z głowy tę dziewczynę. Miałem świadomość, że nie potrafiłem tego zrobić przez ostatnie miesiące, a teraz, kiedy była tak blisko, tym bardziej nie mogłem tego zrobić. Co za popieprzona sytuacja! Szukałem jej w Londynie, a znalazłem w Reading i na dodatek miałem ją uczyć.
Mogło być gorzej?
Będąc moją studentką, stała się jeszcze bardziej odległa niż wówczas, gdy obsesyjnie szukałem jej na ulicach miasta.
Na dzisiejszych zajęciach pokazała pazurki i musiałem przyznać, że mnie to podniecało. A nie powinno było.
***
W kolejnych dniach łapałem się na tym, że wyczekiwałem następnych zajęć z jej grupą. Kiedy nie pojawiła się, nie poinformowawszy mnie o tym, myślałem, że się wścieknę. Jej przyjaciółka powiedziała tylko, że z przyczyn osobistych musiała opuścić wykład, a mnie zalewała krew. Zamierzałem jednak być profesjonalny i nie mogłem dać po sobie poznać, że mnie to obchodzi.
– I nie raczyła mnie o tym powiadomić? – warknąłem.
– Sądzę, że na pewno panu wyjaśni, co się wydarzyło – odpowiedziała sucho i zajęła miejsce na końcu sali.
Kilkukrotnie zauważyłem, że przygląda mi się znad notatek, jakby oceniała, badała teren. Na pewno nie dla siebie, a dla tej małej. Naprawdę miałem chorą obsesję.
Postanowiłem dać im tego dnia spokój, podałem gotowe materiały i kazałem pracować w ciszy. Ja w tym czasie otworzyłem laptop i korzystając z informacji, do których jako wykładowca miałem dostęp, zamierzałem poszukać czegoś o Ivory. Wpisałem jej dane w wyszukiwarkę. Standardowo Facebook, Instagram, na których nie była zbyt aktywna i nie umieszczała wielu informacji.
Co ja robię? Nie mogę!
Trzasnąłem mocno klapą od laptopa, sprawiając, że studenci podnieśli głowy znad książek.
Po skończonych zajęciach do późna siedziałem w gabinecie, który został mi przydzielony, i ponownie włączyłem przeglądarkę. Przejrzałem jej wszystkie zdjęcia i filmy, na których jakiś gnojek łapał ją za biodra i rzucał obsceniczne spojrzenia w jej dekolt. Miałem kolejny punkt do sprawdzenia. Musiałem dowiedzieć się, kim on jest i co ich łączy. Przewijałem jeden film, klatka po klatce, podziwiając jej zgrabne ciało. Poczułem ucisk w spodniach. Kurwa!
Przeczesałem nerwowo włosy, odłożyłem na biurko okulary, które zakładałem do pracy przed komputerem, i zmełłem w ustach kolejne przekleństwo. Zadzwoniłem do Jacka, żeby poprosić go o pomoc.
– Jesteś pewien, że to ona?
– Kurwa! Jestem pewien! Muszę się przenieść!
– Spróbuję to jakoś załatwić – burknął. – To może potrwać.
– Dzięki!
– Jasne. Nie wiem, co cię tam z nią łączy, ale wstrzymaj się.
Nie musiałem go widzieć, żeby mieć świadomość, jaką ma minę.
– Dlatego masz się tym zająć. Szybko! – warknąłem groźnie.
– Marcus… wyluzuj.
– Nie potrafię. Nie mogę być jej nauczycielem! – jęknąłem, tym samym przyznając się przyjacielowi do tego, że naprawdę mam obsesję na jej punkcie.
Nie tak wyobrażałem sobie moje spotkanie z nią. Żaden ze scenariuszy nie uwzględniał tego, że będę ją uczył. Owszem, wiedziałem, że jest młoda, dużo młodsza ode mnie, ale nie sądziłem, że aż tak.
Moją rozmowę z przyjacielem przerwało pukanie do drzwi.
– Muszę kończyć – rzuciłem i się rozłączyłem. – Proszę!
W drzwiach stanął dziekan Simmons.
– Mogę? – zapytał, jakbym to ja był jego pracodawcą, a nie na odwrót.
– Jasne, siadaj.
Zajął miejsce naprzeciwko i położył przede mną jakieś papiery. Uniosłem pytająco brew. Znałem Deana z czasów, kiedy to ja studiowałem w tym miejscu. Był wtedy moim wykładowcą, a teraz stał się zwierzchnikiem i śmiało mogłem również nazwać go przyjacielem. Posadę na uczelni wprawdzie oferował mi od lat, ale dopiero kiedy Jack zaczął wychwalać życie profesorów, postanowiłem skorzystać z propozycji. Również pracował na uniwersytecie, ale nie był nauczycielem; odpowiadał za rekrutację pracowników – w tym mnie i grzał dupę za biurkiem w Londynie.
– Mamy studentkę, której chciałbym, żebyś poświęcił szczególną uwagę – zaczął mówić i kiwnął na dokumenty, które leżały na biurku. – Jest wybitna i musisz z niej wydobyć jak najwięcej.
Zerknąłem na dane. Ivory Blake. Pięknie, kurwa!
– Chemia nie jest jej specjalizacją – odparłem z udawaną obojętnością.
– Owszem, jest jedną z wielu specjalizacji, które będzie miała. Poza tym przychodzę z tym nie tylko do ciebie. Każdy jej wykładowca wie, że ma od niej wymagać więcej niż od pozostałych. Odkąd skończyłeś studia, nie mieliśmy nikogo tak dobrego jak…
– Jak ja? – Wyszczerzyłem się.
– I ona – dodał. – Spójrz. – Podał mi czasopismo branżowe. – Ma już na koncie wiele wyróżnień, pnie się w górę. Ma być najlepsza.
Czułem, jak zaczyna mnie zalewać zimny pot. Piękna, mądra… To oznaczało zgubę.
– Rzeczywiście, imponujące wyniki – rzekłem, nie patrząc nawet na broszury, którymi machał mi przed nosem.
Jego fascynacja nie była zbyt zdrowa, zachowywał się, jakby się uwziął na tę małą. Przecież jeśli sama nie chciała robić więcej niż pozostali, to co mu do tego?
– Zorganizuj jakieś dodatkowe zajęcia dla najlepszych studentów – kontynuował podekscytowany. – Zaangażuj ją w pomoc, niech prowadzi je wspólnie z tobą. Zajmij się nią.
– Z rozkoszą – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
Chętnie zajmę się wyłącznie nią. Poza zajęciami.
Simmons wstał i poklepał mnie po ramieniu.
– Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Moja córka musi współpracować z najlepszymi – powiedział rodzicielskim tonem i wyszedł z mojego gabinetu, a ja niemal udusiłem się informacją zawartą w ostatnim zdaniu.
Właśnie przekonałem się, że może być jeszcze gorzej. Mała Ivy była córką mojego byłego wykładowcy? Jak to, kurwa, możliwe?! To jakiś pojebany żart!
Pamiętałem z czasów studenckich niemałą aferę z jego udziałem, kiedy plotkowano, że ma nieślubne dziecko… Ale czy to naprawdę musiała być ona?
Miałem świadomość, że powinienem być profesjonalny i trzymać się od niej z daleka, lecz prośba Deana, abym się nią odpowiednio zajął, dawała mi niezwykle kuszącą furtkę do tego, by pomimo wszelkich zasad zbliżyć się do niej. Chciałem tego, choć było to zakazane. Teraz podwójnie.
Przymknąłem powieki i natychmiast w mojej głowie zaczął się malować obraz małej Ivory patrzącej na mnie z cholerną pasją, jakby nikt poza mną nie istniał. Jej stary by mnie zabił, gdyby się dowiedział, że jego córka pojawia się choćby w moich myślach.
Rozdział 5
Ivory
– Klub pływacki organizuje dzisiaj imprezę. Pójdziemy. Musisz się zrelaksować po tej akcji z profesorem – rzuciła do mnie Donna, kiedy w piątek wchodziłyśmy na teren kampusu. – Był wściekły, że nie przyszłaś wczoraj na zajęcia – dodała.
Automatycznie się spięłam.
Co miałam mu powiedzieć? Że nie będę przychodzić, bo stresuje mnie jego obecność?
Ojcu powiedziałam, że mam migrenę, ale na dłuższą metę to nie przejdzie i zacznie się interesować, dlaczego jego prymuska opuszcza akurat te zajęcia.
– Nie mam nic do powiedzenia w sprawie imprez? – zignorowałam jej uwagę na temat Sordona.
– Biorąc pod uwagę okoliczności? Nie. Ja decyduję o imprezach, ty zajmujesz się nauką. – Zarzuciła rękę na moje ramię w siostrzanym uścisku. – Trzeba się integrować. Chłopcy już cię lubią za ostatnią akcję z pytaniami.
– Dobrze wiesz, że nie zależy mi na sympatii facetów – mruknęłam.
– Za to bardzo ci zależy na sympatii kogoś, kto nie powinien cię lubić. Znajdziemy kogoś, dzięki komu zapomnisz o Gavinie i panu Marcusie – szepnęła konspiracyjnie.
– Sama nie wiem… Ja… Nie… – zaczęłam się jąkać na ich wspomnienie. – Dobrze wiesz…
– Zaufaj mi.
– Facetów zostawię tobie. Ja tylko się napiję – zadecydowałam.
Tego dnia udało mi się uniknąć konfrontacji z profesorem, ponieważ miałam zajęcia praktyczne w laboratorium uniwersyteckim. Czułam się niepewnie, ponieważ Donna studiowała inny kierunek i tylko niektóre zajęcia miałyśmy wspólne. W tym chemię molekularną, na którą zapisała się tylko dla łatwego zaliczenia. Zresztą jak większość ze studentów. Nasz poprzedni profesor nie był wymagający i właściwie wystarczała sama obecność na zajęciach, aby otrzymać dobrą ocenę. Czułam, że teraz nie będzie to takie proste.
Po skończeniu zajęć spakowałam swoją torbę i wyszłam z sali. Natychmiast skierowałam się do wyjścia z kampusu, ponieważ tego dnia nie miałam obstawy w postaci przyjaciółki, która skończyła zajęcia dwie godziny wcześniej. Zaczynałam żałować, że nie wynajęłam pokoju w akademiku. Miałabym zdecydowanie bliżej i nie traciłabym czasu, żeby wydostać się z tego labiryntu. Z drugiej strony, pozwalało mi to na odcięcie się od kontroli ojca i oddzielenie szkoły od życia prywatnego, którego w gruncie rzeczy nie miałam. Dotąd nie miałam żadnego życia, a kiedy wydawało mi się, że mogę odetchnąć pełną piersią i zacząć z niego w końcu korzystać, zostałam brutalnie sprowadzona na ziemię.
– Zatrzymaj się. – Usłyszałam za plecami, gdy przechodziłam przez jeden z korytarzy, prowadzących do bocznego wyjścia.
Zamarłam.
Słyszałam już tylko dudnienie w uszach i kroki za mną, a kiedy poczułam na karku ciepły oddech, odwróciłam się powoli, jakbym miała skonfrontować się z napastnikiem.
– Gdzie byłaś? – zapytał, patrząc mi natarczywie w oczy.
– Na zajęciach.
– Gdzie byłaś, kiedy nie pojawiłaś się na moich zajęciach? – doprecyzował, a w kącikach jego oczu pojawiły się zmarszczki.
– Marcus… – zaczęłam, ale przerwał mi silnym szarpnięciem za ramię.
Przyszpilił mnie do ściany, jednocześnie rozglądając się na boki, czy nikt nas nie zauważy.
– Dla ciebie jestem profesorem – wyszeptał, pochylając się nade mną. Jedną dłoń położył na ścianie obok mojej głowy. – Będę niepocieszony, jeśli znów opuścisz spotkanie ze mną – zamruczał, a mnie po całym ciele przeszły ciarki.
Całą sobą poczułam zapach, który wdychałam przez pół roku, zatapiając nos w jego płaszczu.
– Masz mnie informować, jeśli pojawiają się jakieś problemy i nie możesz się zjawić, jasne?
Potwierdziłam skinieniem głowy. Nie byłam w stanie wykrztusić nawet słowa. Jakby sam jego chłodny wzrok pozbawiał mnie podstawowych umiejętności. Czułam, jak krew spływa z mojego organizmu, jakby chciała opuścić moje ciało. O jej obecności świadczyło wyłącznie serce obijające się o wnętrze klatki piersiowej, sprawiając mi tym niemal fizyczny ból. Gdyby niebezpieczeństwo miało twarz, to byłby nim Marcus Sordon – mężczyzna, który samą swoją obecnością sprawiał, że drżałam. Ze strachu i podniecenia.
– Grzeczna dziewczynka – mruknął i oderwał rękę od ściany, przypadkowo muskając moją szyję.
A może to nie był przypadek?
Natychmiast odszedł pewnym krokiem, przeczesując nerwowo dłonią swoje błyszczące włosy.
Co to, kurwa, było?
Zdawałam sobie sprawę z tego, że jakiekolwiek interakcje z nim nie będą łatwe, ale nie sądziłam, że spotkam się z takim gniewem z jego strony. Na drżących nogach wyszłam z budynku i wróciłam do domu. Doszłam do wniosku, że impreza zdecydowanie mi się przyda – musiałam się napić.
***
Wieczorem, kiedy powinnam była przygotowywać się do wyjścia na imprezę klubu pływackiego, moja pewność, że potrzebuję alkoholu, wyparowała. Z drugiej zaś strony wiedziałam, że jeśli nie oderwę się od rzeczywistości, wciąż będę myślała o Marcusie. To znaczy o panu Sordonie.
Cholera!
Co to w ogóle za nazwisko?
Na pewno nie był Brytyjczykiem, bo zdecydowanie miał odmienny akcent.
W mojej głowie panował chaos. Może rzeczywiście spotkanie ze sportowcami odwróci moją uwagę od profesora? Zdawało się, że całkowicie zapomniałam, co stało się ostatnim razem, kiedy zgodziłam się umówić z gwiazdą sportu.
Niestety nie.
Doskonale pamiętałam wszystko, a najbardziej to, jak nazwał mnie zwyczajną, szarą i mało kobiecą. Na te wspomnienia mnie zemdliło.
Jak mogłam sypiać z kimś, kto mnie tak naprawdę nawet nie pożądał? Prawda była taka, że zaczął się umawiać ze mną, bo liczył na względy u mojego ojca, a kiedy się ich nie doczekał, kopnął mnie w cztery litery.
Włożyłam różową sukienkę, włosy spięłam w ciasny kok, a na szyi zawiesiłam łańcuszek z wisiorkiem w kształcie złamanego serca. Podkreśliłam oczy tuszem do rzęs, a usta przeciągnęłam delikatną szminką. Już nigdy nie będę szarą myszką, którą ktoś zechce wykorzystać.
Nigdy!
Z Donną niemal zderzyłyśmy się w przedpokoju. Na mój widok zagwizdała z aprobatą i bez słowa pociągnęła mnie do wyjścia.
Po półgodzinie stałyśmy pod budynkiem, w którym odbywała się impreza. Była to ogromna willa na terenie kampusu, na której tyłach znajdował się wielki basen. Wszędzie roiło się od ludzi.
– To pierwsza impreza w tym semestrze. Będzie nieziemsko! – zawołała przyjaciółka, widząc moją niepewną minę. – Poza tym wspominałam już, że wyglądasz pięknie?
– Skończ. Potrzebuję alkoholu – mruknęłam.
Nie powiedziałam jej o sytuacji z profesorem. Niepotrzebnie by się nakręcała, a tego wieczora chciałam o tym zapomnieć.
Weszłyśmy do ogrodu i wkrótce znalazłyśmy dla siebie idealne miejsce, z którego mogłyśmy obserwować wszystkich przybyłych i porozmawiać w spokoju. Część imprezowiczów była już mocno pijana, ludzie zaczęli wskakiwać do wody, nie bacząc na to, że mają na sobie ubrania, których swoją drogą chętnie się pozbywali, kiedy pływali w basenie. Już miałam skomentować to prymitywne zachowanie, kiedy moja przyjaciółka zbladła.
– O, nie…
– Co jest?
– Nie, nic. Chodź – Pociągnęła mnie w kierunku domu.
Kiedy do niego wchodziłyśmy, obejrzałam się przez ramię i w tłumie zobaczyłam roześmianą twarz Gavina.
Oblałam się zimnym potem i zatrzymałam, jakbym pod jego wpływem zamieniła się w górę lodową. Jeszcze tego było mi trzeba, aby mój eks obściskiwał się na moich oczach z panną, dla której mnie zostawił.
– Ivy? – zaniepokoiła się Donna.
– On tu jest – wyszeptałam. – Dlaczego on tu jest? – pisnęłam.
– Wracamy do domu. Spędzimy wieczór przed telewizorem – zadecydowała i wciąż próbowała mnie ciągnąć za rękę.
– Nie. Nie dam mu tej satysfakcji. Chcę, żeby to zostało w tyle. Pokażę, że też potrafię się bawić! – odparłam twardo, a ona otworzyła szeroko oczy i usta.
– Ćpałaś?! – pisnęła. – Ojczulek byłby zachwycony twoją nową postawą! – pisnęła z ekscytacją.
Uwielbiała, kiedy robiłam coś wbrew jego zasadom, zawsze popychała mnie do tego, żebym mu się przeciwstawiała.
– Zamknij się. – warknęłam i złapałam za puszki stojące na stoliku nieopodal. – Pijemy!
***
Trzy godziny później oblewałam twarz zimną wodą w łazience. Zdecydowanie przesadziłam z ilością alkoholu. Na szczęście nie spotkałam nigdzie tego drania, więc uznałam, że mnie się po prostu wydawało. Westchnęłam ciężko i patrzyłam w lustro. Odbicie mojej twarzy się rozmywało. Parsknęłam. Dawno nie doprowadziłam się do takiego stanu i musiałam przyznać, że czułam się z tym zajebiście dobrze. Jakby wszystkie troski rzeczywiście mogły zostać utopione w wódce, a ja w końcu nie musiałam mierzyć się z konsekwencjami w postaci ojcowskiego kazania. Byłam dorosłą kobietą, a on… próbował mnie tego pozbawiać.
Do pomieszczenia wpadła Donna, bełkotała, że wszystko jej wiruje.
– Jesteś taka piękna, Ivy, i mądra, iiii super! – Uwiesiła się na mojej szyi. – Gavin jest gnojem. – Czknęła. – A Sordon…
– Jest niebezpieczny. – Roześmiałam się.
– Powinnaś mu wygarnąć! – wymamrotała. – Najpierw cię zaczepia, a później… Później…
– Wracam do domu, Donna – powiedziałam nagle, ignorując jej bełkot. – Robi się głośno, a nie chcę, żeby mój ojciec dowiedział się, że tu byłam.
– Jesteś pewna? Załatwię ci podwózkę – mówiła niewyraźnie z pijackim uśmiechem.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ ktoś wparował do łazienki i wypchnął nas na korytarz. Po chwili stanął przed nami ciemnoskóry mężczyzna. Pomimo alkoholu płynącego w moich żyłach nie umknęło mi, że spojrzał na moją przyjaciółkę z pożądaniem.
– Terrence! Odwieziesz Ivy do domu – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Chłopak uśmiechnął się promiennie i wyciągnął do mnie rękę, widząc, jak się chwieję.
– Nie ma problemu.
Gdyby chciał zrobić mi krzywdę, to nawet nie miałabym siły się bronić. Byłam tak pijana, że wszystkie moje zmysły działały w spowolnionym tempie. Zwłaszcza te odpowiedzialne za poruszanie się.
Po kilkunastu minutach wprowadzał mnie po schodach do mieszkania.
Przez całą drogę odezwał się może kilka razy i na szczęście nie miał żadnych dzikich zapędów.
Całkiem przyzwoity facet.
Wyszukał w mojej torebce klucze i zaprowadził mnie do łazienki. Rozłożył mi na podłodze koc i posadził tak, żebym miała dostęp do muszli. Był jednocześnie troskliwy i powściągliwy.
– Będziesz miała potężnego kaca – rzucił. – Wracam na imprezę – dodał i zostawił mnie samą.
Nie byłam w odpowiedniej formie, żeby analizować jego zachowanie. Najważniejsze, że trafiłam do domu.
Wypity alkohol sprawił, że zaczęłam niekontrolowanie chichotać i wyjęłam telefon z torebki. Bez zawahania napisałam wiadomość do profesora. Procenty dodawały mi odwagi i pozbawiały umiejętności logicznego myślenia.
Ivory: Cześć. Mam do ciebie pytanie, PROSZĘ PANA. Za kogo ty się właściwie uważasz? W co ty pogrywasz?
Marcus: Słucham? Kim jesteś?
Ivory: Dobrze wiesz, kim jestem, Marcusie. Panie profesorze.
Marcus: Ivory?
Ivory: Taaaak, ta bystra studentka…
Marcus: Jeśli nie masz pytań dotyczących zajęć…
Ivory: To co? Oblejesz najlepszą studentkę, jaką miałeś przyjemność uczyć? Po prostu odpowiedz. Dlaczego zachowujesz się w ten sposób?
Marcus: Zostaw to i nie drąż tematu.
Ivory: Jak tam sobie chcesz.
Ivory: Nra.
Marcus: Co?
Ivory: Nara. Na jak sód, PANIE PROFESORZE. Sorry, wszystko wiruje.
Marcus: Jesteś pijana?!
Ivory: tak phosze2m pana. I wkurzona.
Literki zaczęły zlewać mi się w jedną czarną plamę, a do gardła napłynęła żółć. Co ja wyprawiam? Teraz już na pewno mnie obleje, a ojciec uziemi mnie do emerytury, jak się dowie, na co sobie pozwalałam.
Marcus: Odbiorę cię. Daj mi adres.
Ivory: Jestem w domu. Odwiózł mnie taaaaaaki troskliwy mężczyzna…
Marcus: Odwiózł cię jakiś obcy facet?!
Ivory: Przystojny facet, panie psorze.
Marcus: Zaraz tam będę!
Zaśmiałam się. Przecież nawet nie wiedział, gdzie mieszkam.
Rozdział 6
Marcus
W chwili, kiedy bilem się z myślami, leżąc w łóżku i postanawiając, że będę walczył z pożądaniem, które wzbudza we mnie mała Ivory, ona postanowiła napisać do mnie wiadomość po pijaku. Jak miałem zachować profesjonalizm, skoro ona sama prosiła się o to, żeby wpaść w moje ręce? Igrała ze mną.
Wyskoczyłem z łóżka, jakby nagle zaczęło mnie parzyć, włożyłem szary dres i zbiegłem po schodach. Wsiadłem do wozu i ruszyłem z piskiem. Tylko dzięki swojej obsesji znałem adres, pod który miałem się udać, ponieważ spisałem go z jej kwestionariusza. Owszem, nie powinienem był wykorzystywać swojego stanowiska, żeby ją sprawdzać, ale pokusa była silniejsza.