Zaginiona - A.P. Mist - ebook + książka

Zaginiona ebook

Mist A.P.

4,2

Opis

Jak cienka jest granica pomiędzy jawą a snem? O tym przekonuje się Agata. Zimowym popołudniem budzi się w środku lasu. Jej stan wskazuje na to, że miała wypadek. Niestety, niczego nie pamięta. Nie zna swojego imienia ani nie wie, jak znalazła się w bieszczadzkim lesie. Znajduje ją właściciel pobliskiego tartaku – nieprzyjaźnie nastawiony, lecz niezwykle przystojny Aleksander. Początkowo traktuje ją jak problem, ale z biegiem czasu zaczyna się do niej przywiązywać.

Wkrótce, z pomocą przyjaciela, udaje się odkryć tożsamość znalezionej dziewczyny. Okazuje się córką magnata finansowego i narzeczoną Łukasza.

Agata wraca do domu i do narzeczonego, którego nie rozpoznaje. Stara się żyć swoim poprzednim życiem. Nie ma pojęcia, że stała się ofiarą spisku i obiektem zemsty. Ma zapłacić najwyższą cenę za grzechy zmarłego ojca. Łukasz faszeruje ją lekami, by ją ogłupić i by nie przypomniała sobie, że to przez niego prawie straciła życie.

Aleksander wyrusza na drugi koniec kraju, by odnaleźć ukochaną. Gdy mu się to udaje, uciekają razem, a domniemany narzeczony rozpływa się w powietrzu.

Poznanie granicy pomiędzy snem a rzeczywistością pozwala Agacie rozwikłać zagadkę, a rozwiązanie wstrząsającej tajemnicy omal nie pozbawia jej życia.

Historia opowiadająca o tym, jak potężna jest siła podświadomości i sugestii, a także o tym, że prawdziwa miłość przekracza wszystkie bariery – nawet umysłu.

Autorka bestsellerów "Jej wszyscy mężczyźni" i "Serce pierwszego kontaktu" powraca z mrocznym thrillerem psychologicznym.

 

Kiedy jawa przeplata się ze snem, rzeczywistość z fikcją, a bliskie osoby okazują się kimś zupełnie innym… Prawda zakorzeniona głęboko w sercu, lecz zapomniana… Jak ją odkryć? Jak w końcu odnaleźć rozwiązanie? Komu tak naprawdę zaufać? Czy intuicja może zawieść?

Tej książki nie sposób odłożyć nawet na chwilę. A.P. Mist namiesza Wam w głowach! Gdy wreszcie dopasujecie brakujące elementy w tej całej układance, dostaniecie pstryczka w nos i zapytacie: „Ale jak to?!”.

Przygotujcie się na lekturę pełną tajemnic i zaskoczenia. Gorąco polecam!

Klaudia Leszczyńska, autorka

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 216

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (159 ocen)
91
28
22
17
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
moannamo

Całkiem niezła

Początek wciągnął bardzo, później jednak coś poszło nie tak... Jako całość średnio do mnie przemówiła...
50
zaczytana_matka96

Nie oderwiesz się od lektury

~𝑃𝑟𝑧𝑒𝑑𝑝𝑟𝑒𝑚𝑖𝑒𝑟𝑜𝑤𝑎 𝑅𝑒𝑐𝑒𝑛𝑧𝑗𝑎 𝑃𝑎𝑡𝑟𝑜𝑛𝑎𝑡𝑢~ Tytuł : Zaginiona Autor: @a.p.mist Wydawnictwo: @waspos Premiera: 23.11.22r. " 𝚆𝚜𝚙𝚘𝚖𝚗𝚒𝚎𝚗𝚒𝚊 𝚜ą 𝚓𝚊𝚔 𝚜𝚗𝚢- 𝚛𝚘𝚣𝚙ł𝚢𝚠𝚊𝚓ą 𝚜𝚒ę 𝚙𝚘𝚍 𝚠𝚙ł𝚢𝚠𝚎𝚖 𝚌𝚣𝚊𝚜𝚞, 𝚊 𝚐𝚛𝚊𝚗𝚒𝚌𝚊 𝚙𝚘𝚖𝚒ę𝚍𝚣𝚢 𝚗𝚒𝚖𝚒 𝚓𝚎𝚜𝚝 𝚌𝚒𝚎𝚗𝚔𝚊" Agata główna bohaterka budzi się zimą w środku lasu. Zupełnie nic nie pamięta co się stało i jak się tu znalazła. Nie posiada zupełnie żadnych wspomnień. Znajduje ją Aleksander który jest właścicielem tartaku w okolicy. Z pomocą im przychodzi przyjaciel mężczyzny który pomaga im dowiedzieć się kim ona jest. Kobieta jest zmuszona do powrotu do domu narzeczonego którego nie pamięta. Nie jest świadoma, że stała się ofiarą intrygi. Za grzechy swojego nieżyjącego ojca będzie zmuszona przyjąć karę. Agata stara się dowiedzieć co jest jawą, a co snem. Co tak naprawdę stało się Agacie ? Czy uda jej się rozwiązać zagadkę? Jak potaczą się losy kobiety? "Zaginiona" to fantastyczna ...
30
Alexandra0406

Z braku laku…

Pomysł był świetny, ale wykonanie bardzo chaotyczne. Czasami sama się gubiłam o co chodzi, bo niektóre z,, epizodow" były opisane tak krótko i bez szczegółow, że nie wiadomo było o co chodzi. Gdyby autorka dodała tak z 200 stron i lepiej to wszystko rozpisała moglibyśmy mieć tu bestseller.
31
Damek1502

Nie oderwiesz się od lektury

🥰🤩
20
Klucha78

Dobrze spędzony czas

Polecam
20

Popularność




Copyright © by A.P. Mist, 2021Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2022 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Adam Buzek

Zdjęcie na okładce: © by Maksim Toome/Shutterstock

Ilustracje wewnątrz książki: Obraz Clker-Free-Vector-Images z Pixabay

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-195-5

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Epilog

Prolog

W życiu zawsze trafia się taki moment, kiedy chciałoby się uciec ze świata, który jest już tak dobrze znany, że zaczyna tłamsić, przygniatać… dusić.

Był taki czas, że budziłam się z tym uczuciem każdego dnia. Potem z każdą minutą nastrój się zmieniał, aż zasypiałam wieczorem spokojna i pełna wdzięczności za wszystko, co było mi dane. Gdy jednak słońce wybudzało mnie kolejnego ranka, zamiast dobrego nastroju i pozytywnej energii otaczała mnie chmura wątpliwości i podejrzeń, które rodziły strach i poczucie, że nie pasuję do tego, co mnieotacza.

Wspomnienia są trochę jak sny. Rozpływają się pod działaniem czasu, a granica pomiędzy jednym a drugim ma tak delikatną otoczkę, że z powodzeniem może pęknąć. Nie miałam żadnych wspomnień ani snów. Tylko wyraźną intuicję i wewnętrzny głos, który nakazywał miuciekać.

Próbowałam otworzyć oczy. Czułam, jakby lodowate szpilki wbijały mi się w twarz, a w ustach dominował posmak ziemi, leśnej ściółki i krwi. Powoli przetoczyłam się na plecy, delikatnie uchylając spuchnięte powieki. Nade mną rozpościerały się wysokie drzewa iglaste, przez których gąszcz przebijały się ostre promienie zimowego słońca. Poczułam mdłości, lecz przemogłam się i usiadłam na lodowatej pokrywie. Zaczęłam intensywnie mrugać, żeby móc dostrzec, gdzie jestem. Las. Zimny i przerażający. Wokół nie było nic poza strzelistymi świerkami. W oddali usłyszałam ryk jakiegoś leśnego mieszkańca. Wstałam wolno, podpierając się na leżącym obok namokniętym konarze. Zachwiałam się pod wpływem przeszywającego bólu w skroniach. Wtedy tuż obok moich stóp dostrzegłam coś błyszczącego. Pochyliłam się, walcząc z bólem przenikającym całe ciało. To był zegarek. Na bransolecie widniał zabrudzony grawer „Kochanej Agacie – Mama”.

Agacie? Jakiej Agacie? Ja jestemAgatą?

Milion myśli kłębiło się w mojej pękającej z bólu głowie. Boże! Uświadomiłam sobie, że nie wiem, kim jestem! Czy ja mam tak na imię? To prawdopodobne. Pospiesznie wsunęłam zegarek na nadgarstek i zaczęłam się rozglądać, bo słońce powoli chowało się za horyzontem. Byłam na jakimś zboczu, w oddali rysowały się dachy jakichś chat, a z ich kominów wznosił się ku niebu dym. Muszę tam dotrzeć, muszę szukaćpomocy.

Jak się tu w ogóle znalazłam i ile czasu spędziłam? Pewnie niewiele, skoro jeszcze nie zamarzłam. Równolegle z tą myślą przeszedł mnie dreszcz. Miałam na sobie przecież wyłącznie lekki sweter i poszarpaną kurtkę. Legginsy były podarte i zakrwawione. Chyba nie miałam złamań, tylko otarcia. Postanowiłam ruszyć, lecz zmarznięte nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Małymi kroczkami przemieszczałam się powoli, nie widząc, dokąd idę, ani nie wiedząc, dokąd powinnam pójść. Po kilku minutach sprawiającego mi niemałą trudność marszu stanęłam na skraju pagórka, szukając wzrokiem jakiejś drogi, która poprowadziłaby mnie dowioski.

Wtem moją uwagę przykuł najpierw szelest, a potem trzask łamanych gałązek. Dźwięk nie ustawał i był coraz bliżej mnie. Wpadłam w popłoch i zaczęłam biec w głąb lasu, żeby szukać schronienia wśród drzew. Brakowało mi tchu, a strach dosłownie chwycił mnie za gardło i dusił. Schowałam się za grubym konarem, próbując uspokoićoddech.

Oby mnie nie usłyszał… Nie wiedziałam, czy to niedźwiedź, czy człowiek, czy może dzik. Obawiałam się jednak konfrontacji z każdym z tych zwierząt. Z mojego gardła za wszelką cenę chciał się wydostać szloch. Uspokój się, Agata! Agata? Jak to obco brzmi… Rozejrzałam się kolejny raz i, nikogo ani niczego nie widząc, wolnym i jeszcze chwiejnym krokiem ruszyłam najciszej, jak tylko się dało. Przemieszczałam się na tyle ostrożnie, na ile pozwalało mi ciało, którego jeszcze nierozpoznawałam.

Wtedy stanął przede mną. Wysoki i barczysty, z ciemnym zarostem. Zdążyłam zauważyć wyłącznie błękit jego pozbawionego emocji spojrzenia i poczuć, jak chwyta mnie za ramię. Zamknęłam oczy i pogodziłam się z tym, co manadejść.

Pewnie mniezabije.

Wpadłam wotchłań…

Brak jakiegokolwiek dźwięku. Otaczała mnie przerażająca cisza, a potem usłyszałam własnykrzyk.

– Nieeeeeee!

Rozdział 1

Odnaleziona

Zbudził ją własny przeraźliwy krzyk. Znów nie miała siły się podnieść, ale tym razem leżała w ciepłym łóżku, szczelnie przykryta bawełnianą pościelą w niebiesko-czerwoną kratę, ubrana w pluszową męską piżamę i wełniane skarpety, za duże o przynajmniej pięć rozmiarów. Rozejrzała się ostrożnie po pomieszczeniu. Było obce, ale przytulne i, mimo grubych zasłon w oknach, dość jasne. Ściany pokrywała sosnowa boazeria, ukazująca gdzieniegdzie wyblaknięte ślady po wiszącychobrazach.

Jęknęła.

Zaczęła analizować wszystko, co się wydarzyło. Pamiętała las i to, że przed czymś uciekała. Nerwowo złapała się za nadgarstek, na który uprzednio wsunęła znaleziony zegarek. Był na miejscu. Znów przeczytała grawer, tym razem już nie był pokryty ziemią. „Kochanej Agacie…”. Sposępniała, choć wydawało jej się to niemożliwe, żeby móc czuć się jeszcze gorzej. Zastanowiła się przez chwilę nad swoim stanem. Poza bolącym i zdrętwiałym ciałem nie czuła nic. To było niezwykle dziwne, ale po prostu nie wiedziała, co czuć, bo nie wiedziała, kim jest ani gdzie sięznalazła.

Za drzwiami dało się usłyszeć szmer i coraz głośniejsze kroki, odbijające się echem od drewnianych stropów. Skrzypnięcie na progu i cichepukanie.

– Mogę wejść? – Usłyszała ochrypły, męski głos. – Przyniosłemherbatę.

– T-tak p-proszę – pisnęłazdezorientowana.

Drzwi, również sosnowe, z czarnym okuciem i antyczną klamką zaskrzypiały przeraźliwie, a potem całym skrzydłem zasłoniły jedyne źródło światła – małą szczelinę między zasłonami. Za nimi pojawił się wysoki cień i w progu stanęła postać trzymająca wielki, gliniany kubek, z którego unosiła się para. Pokój wypełniły cierpki zapach ziół i przyjemna woń wody kolońskiej. Drzwi powoli się zamknęły, a cień zaczął się zbliżać. Agata odruchowo wycofała się pod wezgłowie łóżka i szczelnie zakryła siękołdrą.

– Nie musisz się mnie bać – zachrypiał cień, jednocześnie włączając starą lampkę, stojącą obok łóżka. – Jestem Aleksander, a to jest mój dom. Znalazłem cię w lesie na wzgórzu, uciekałaś przed czymś… – Urwał monolog, przyglądając się jejbadawczo.

A może przedkimś.

Mimo wrodzonej przenikliwości nie potrafił jednak nic wyczytać z jej twarzy. W spojrzeniu dziewczyny widział tylko pustkę i obawę. Jakby była kielichem, z którego ktoś brutalnie wylał całewino.

Patrzyła na niego tymi wystraszonymi sarnimi oczami, lecz pozbawionymi blasku. Wydawały sięzgaszone.

Kiedy przyniósł ją do domu, miał okazję się jej przyjrzeć. Drobna, smukła, poobcierana właściwie na całym ciele. Miała gładką, jasną skórę i zadbane dłonie, mimo ziemi za paznokciami. Zauważył nawet malutki pieprzyk, tuż przy nadgarstku, na którym nosiła srebrny zegarek. Też gowyczyścił.

Agata – tak miała na imię ta przestraszona, kruchadziewczyna.

Gdy obmywał ją z brudu i krwi, dłonie co rusz wplątywały mu się w jej gęste czarne loki, tak niepasujące do zielonychoczu.

Nie powinna byćruda?

Przyjrzał jej się uważnie i szybko odpędził od siebie tewizje.

– Pij – burknął. – Lekarz dojedzie najprędzej za trzy dni. Burzaśnieżna.

Po tych słowach wyszedł i pospiesznie zamknął drzwi, zostawiając ją jeszcze bardziej zdezorientowaną, niżzastał.

– Co to było? – wyszeptała.

Ta krótka wizyta obcego człowieka w nieznanym miejscu już całkowicie wytrąciła ją z równowagi. Dziewczyna przesunęła się ostrożnie na skraj łóżka, jakby się bała, że szelest pościeli obudzi jakieś złe duchy czające się w kącie. Powąchała zawartośćkubka.

Śmierdzi jak trawa, ale chyba nie próbowałby mnie otruć, skoro mnie tu przyniósł, umył iprzebrał?

W tej samej chwili poczuła falę gorąca, a zaraz po niej zimny dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Uzmysłowiła sobie, że ten wielkolud widział ją nago, że ją rozebrał idotykał.

Jakie to ma znaczenie, przecież cię nie zna… sama siebie nieznasz.

Wzięła łyk naparu i ciepło natychmiast rozlało się po przełyku, a później po całym ciele. Te nieznane zioła w magiczny sposób pokrzepiły ją tak, że postanowiła wstać z łóżka. Zdecydowanym ruchem zrzuciła z siebie ciężką kołdrę i stanęła na nogi. I tak szybko, jak to zrobiła, tak szybko pożałowała – zawroty głowy natychmiast przypomniały, jak mizerną siłą dysponowała. Usiadła bezradnie na brzegu materaca, tym razem uważniej planując i analizując kolejną próbę podniesienia się, co najmniej jakby miała to być wyprawa naKsiężyc.

***

Dwa i pół metra niżej, konkretnie tuż pod sypialnią, w której dziewczyna próbowała się ruszyć i przypomnieć sobie, kim jest, w kuchni przy kamiennym piecu stał wielkolud. Wyglądał przy tym dość groteskowo – rosły mężczyzna o dłoniach drwala, z ciemnymi włosami, gdzieniegdzie przyprószonymi białymi refleksami, ubrany w fartuch w drobne żółte kwiatki. Był to prezent od siostry, która twierdziła, że skoro Aleksander nie chce mieć kobiety, to musi sam sobie radzić z wszystkimi babskimi zajęciami. Również z gotowaniem. Zapach roznoszący się po pomieszczeniu dobitnie świadczył, że szło mu z tym całkiemnieźle.

Stał nad patelnią, mieszając bezmyślnie jej zawartość, gdy usłyszał nad sobą skrzypienie. W domu, w którym od lat mieszkał sam, oznaczało to tylko jedno – jego niespodziewany gość zaczął chodzić popokoju.

Kilka sekund później usłyszał huk, jakby piętro wyżej przewróciła sięszafa.

Jednym susem pokonał parę stopni i już był pod drzwiami, po czym otworzył je z impetem. Kobieta próbowała się podnieść. Wyglądała jak potrącona przez samochódłania.

Nie zastanawiając się długo, chwycił ją za chude ramiona iwysyczał:

– Co ty, do cholery, wyprawiasz?!

– Ja… tylko chciałam wstać, czułam się już lepiej, ale zakręciło mi się w głowie – jąkała się – i zahaczyłam o krzesło. Przepraszam.

Jego lodowate spojrzenie na ułamek sekundy się ociepliło. Posadził ją na starym fotelu z przetartymi podłokietnikami i przykucnął tak, by widzieć jej twarz. Potemwyszeptał:

– Okej, chodź, pomogę ci, zjesz coś ipogadamy.

– Dziękuję – odparła odrobinępewniej.

Zeszli po kilku drewnianych stopniach, a Aleksander cały czas asekurował tę łanię – jak nazwał ją parę razy w myślach – żeby nie spadła. Jednocześnie zachodził w głowę, skąd u niego ten dziwny odruch opiekuńczości. Owszem, był odpowiedzialnym i sumiennym człowiekiem, a nade wszystko uczciwym, i nigdy nie odmawiał przyjacielskich przysług czy pomocy. Nigdy też jednak nie czuł się odpowiedzialny za drugiego człowieka, zwłaszcza jeśli go nieznał.

Właściwie nie na rękę mu było, że akurat on musiał się natknąć na tę nieznajomą dziewczynę, uciekającą przed szumem wiatru w lesie. Co ona tam, do cholery, robiła? I co się stało, że była tak poturbowana? Tego zamierzał się dziś dowiedzieć podczas kolacji. A rankiem następnego dnia planował pójść w to samo miejsce, gdzie ją znalazł. Chciał poszukać… Czego? Sam jeszcze nie miał pojęcia. Liczył, że wkrótce się towyjaśni.

Kiedy usadził ją na dębowym krześle i postawił przed nią talerz, usiadł naprzeciwko, badawczo jej sięprzyglądając.

– Jedz, nie wiem, w jakich miejscach przywykłaś jadać, ale nic innego nie mam – powiedziałoschle.

– Dziękuję – wyszeptała i dopiero teraz poczuła, jak bardzo byłagłodna.

Jedli w milczeniu, a ciszę przełamywały tylko odgłosy sztućców stukających o talerze. Jajecznica na maśle, z boczkiem i pomidorami smakowała jak wykwintne danie z najlepszej restauracji. Kiedy skończyła, zabrał talerz, wrzucił z hukiem do zlewu. Agatą wstrząsnął dreszcz, niemal zobaczyła iskry ze strachu. Usiadł okrakiem na drewnianym taborecie i mimo starań, by zabrzmieć w miarę łagodnie, twardorzekł:

– Mów. Jak znalazłaś się w tym lesie, taka poobijana? Miałaś wypadek? W szoku zboczyłaś ze szlaku turystycznego? – zasypał ją gradempytań.

Pokręciłagłową.

– Nie wiem, jak się tam znalazłam, i nie wiem, co się stało. Nie wiem nawet, gdzie jestem ani jak się nazywam – odparła drżącym głosem. – Naprawdę nie wiem. – Zaniosła siępłaczem.

Aleksander przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu, obserwował, jak zaczyna się garbić i wyłamywać nerwowo palce. Bałasię.

– Dzwonię na policję – odparłkrótko.

Uniosła oczy, popatrzyła na niego, znów tym samym pustym spojrzeniem. Sama nie wiedziała, czy policja pomoże, nic nie pamiętała, więc i tak nic im nie powie. Musiał być jakiś sposób, żeby sobie przypomnieć. Musiał! Myśli kotłowały w jej głowie, przyprawiając o mdłości. Jeszcze raz zerknęła w górę i pisnęła jak kot, którego zbyt mocnościśnięto.

– Dobrze, najlepiej będzie, jak zabierze mniepolicja.

– Raczej cię nie zabiorą, nie mają dokąd cię zabrać. Ale trzeba się w jakiś sposób dowiedzieć, co się stało, rozumiesz?

Tym razem brzmiał łagodnie, jakby wystraszył się, że rzeczywiście ktoś ją stąd zabierze albo samaucieknie.

Zostawił ją przy stole i poszedł potelefon.

Kiedy rozmawiał, przyglądała mu się dyskretnie. Czuła się nieswojo, słysząc słowa tego zupełnie obcegomężczyzny.

– Jakaś dziewczyna… Niepotrzebny mi problem… Zróbciecoś…

Obserwowała jego nerwowe ruchy. Przeczesywał krótkie włosy dłonią i zatrzymywał ją na karku. Jego mimika wskazywała, że jestzdenerwowany.

Gdy odłożył telefon i wrócił do niej, znów spuściła wzrok. Czuła się jak intruz i właściwie nimbyła.

Aleks usiadł i westchnąłciężko.

– Musimy poczekać, aż minie nawałnica. Do tego czasu zostaniesz tutaj. Wiesz, gdzie jest sypialnia. Dobranoc – uciął i wyszedł zkuchni.

Agata kątem oka widziała, jak rozsiadł się na kanapie w salonie, oparł czoło na pięściach i przeklął podnosem.

Oszołomiona jego rozchwianym zachowaniem wstała od stołu i powolnym krokiem poszła na piętro, przytrzymując się poręczy, żeby nie upaść i nie zdenerwować gospodarza hałasem. Nie wiedziała, co myśleć. W jednej chwili sprawiał wrażenie zmartwionego i jej pomagał, w drugiej był wściekły, że natknął się na nią i teraz jest dla niego kulą unogi.

Siedział w półmroku na kanapie, patrzył w iskry skaczące radośnie w kominku. Nasłuchiwał jakiegoś stuku, czegokolwiek, co wskazywałoby na to, że ona tamjest.

– Oczywiście, że jest durniu – wymamrotał dosiebie.

Sam ją tu przyniosłeś, teraz sięmartw.

Kim ty jesteś? Agata?

Już nawet nie wiedział, czy to faktycznie jej imię. Ba! Ona też ponoć tego nie wiedziała. Zaśmiał się w duchu, by za moment znów się zezłościć na to, iż odczuwa słabość. Że też mu się zachciało przechadzki po lesie. Idiota!

Podszedł do barku i nalał sobie bursztynowego płynu. Wypił jednym haustem. Odstawił szklankę z taką energią, że po domu rozniosło się echo. Wziął gruby koc, położył się na kanapie i patrzył w sufit. Jego sypialnię zajmowała zraniona sarenka, druga była w remoncie od wielu tygodni, więc nie miał wyjścia – musiał spać w niewygodach. Nogi wystawały mu poza podłokietniki i wciąż miał wrażenie, że za chwilę spadnie. Zmełł przekleństwo, zamknął oczy i próbował oczyścićgłowę.

Gdy dotarła do pokoju, zamknęła drzwi i usiadła w fotelu, w którym nie tak dawno usadził ją Aleksander. Zaczęła znów odczuwać silny ból głowy i odmrożone stopy. Wybuchnęła płaczem. Niewiedza sprawiała jej niemal fizyczny ból, a beznadzieja sytuacji, w której się znalazła, potęgowała w niej trwogę. Nie chciała tu być, nie chciała być dla nikogo problemem. Przecież nie doprowadziła do tej sytuacji celowo. Nie miała pojęcia, czego chciała ani co ją tu przywiodło. A ten zimny drań wyzywał ją od problemów. Gbur.

Kapiące łzy odbijały się od drewnianego parkietu, tworząc już małą kałużę. Zaczęła energicznie wycierać policzki i wstała. W tych pozornie zwyczajnych ruchach było tyle energii, jakby podjęła jakąś ważną decyzję. I w istocie tak było. Postanowiła opuścić ten dom i znaleźć odpowiedź. Jeszczedziś.

Rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu jakiegoś ubrania, otwierała szafy, lecz starała się zachowywać na tyle cicho, by Aleks nie przejrzał jej planu. W jednej z nich leżały znoszony dres i kurtka. Wciągnęła je na puchatą piżamę, po czym włożyła stare sportowe buty, które dostrzegła za kwiecistym fotelem. Były za duże, ale wsunięte na grube skarpety trzymały się nastopach.

Otworzyła drzwi niemal bezszelestnie i powoli zmierzała w dół. W małym, ciemnym korytarzu odszukała drzwi frontowe i już miała wyjść, kiedy poczuła wyrzutysumienia.

Nie mogę odejść bez słowa, bądź co bądź, pomógł mi, najpewniej uratował przed śmiercią z wyziębienia. Zostawię liścik. Tylemogę.

Odwróciła się, by podejść do stolika, przy którym Aleksander tego wieczoru rozmawiał z policją. Jak się domyślała, znalazła tam notes i ołówek. Nakreśliła szybko kilka słów, po czym ruszyła w kierunku wyjścia. Zdeterminowana, żeby znaleźćodpowiedzi.

Aleksander spał niespokojnie, posapywał ciężko, jakby wyczuwał, że dzieje się coś złego. Wtedy na zewnątrz zaczął ujadać pies, tak zawzięcie, że gdyby nie fakt, iż dom oddalony jest od innych, szczekanie obudziłoby pół wioski. Mężczyzna zerwał się na równe nogi i naprędce zarzucił kurtkę na ramiona, jednocześnie chwytając telefon i małą siekierę stojącą za drzwiami. Trzymał ją tam na wypadek, no właśnie, na wypadek czego? Przecież w wiosce wszyscy się znali, a turyści nie zapuszczali się w tak odludne miejsce, nie było tu nic ciekawego, za czym gonilibymiastowi.

Włączywszy lampy na ganku, wyszedł na zewnątrz i rozejrzał się po bezkresnej białej pierzynie. Nikogo. Może lis wpadł do sąsiedniego kurnika w poszukiwaniu jaj. Miał już wracać, kiedy zauważył coś, czego być nie powinno – ślady butów prowadzące od drzwi dobramy.

– Kurwa! – wyburczał niczym wściekłyniedźwiedź.

Nie zamknąwszy nawet drzwi, ruszył, nie oglądając się za siebie. W świeżym śniegu nietrudno było śledzić uciekiniera i też było wiadomo, że daleko nie zdążył sięzapuścić.

Pole. W oddali mały cień w za dużej kurtce, brodzący w śniegu po kolana. Ruszył pędem jak polującyzwierz.

Po co mi tobyło?!

Kiedy ją doganiał, wykrzyczał:

– Agata! Stój!

Nie słuchała. Biegła przed siebie na tyle, na ile pozwalała jej śnieżna pokrywa, która skutecznie ograniczała ruchy. Na nic jednak były jej starania. Aleks pomimo swojej niedźwiedziej postury był bardzo szybki i praktycznie w kilku susach znalazł się tuż za nią. Chciała mu uciec, lecz nie miała szans. Chwycił ją za ramię i energicznie odwrócił w swoją stronę. Patrzył na nią wściekłym wzrokiem, jakby chciał ją uderzyć. Struchlała.

– Co ty, u licha, robisz? Chcesz zamarznąć? – gromił.

– Nie. Odchodzę – wymamrotała. – Nie chcę sprawiać problemów, a tym właśnie dla pana jestem. Problemem. Dlatego postanowiłam szukaćpomocy.

– Pomocy? W środku pola, w czasie śnieżycy? Czyś ty postradałazmysły?

Zamilkł, sam siebie karcąc, uzmysłowiwszy sobie, że to nieodpowiednie sformułowanie, bacząc na to, że dziewczyna straciłapamięć.

Milczała z zadartą głową. W blasku odbijającym się od śniegu zobaczył, że ma zaszklone oczy. Wyciągnął do niej swoją wielką rękę i już łagodniejdodał:

– Chodź, wracamy, rano poszukamy rozwiązania. Jak już cię tu ściągnąłem, to nie pozwolę, żebyś na własne życzenie zrobiła sobie krzywdę. Nie chcę mieć cię nasumieniu.

– Nigdzie nie idę. – Popatrzyła mu w oczy równie wściekła coon.

– Pójdziesz! Do domu! – wrzeszczał. – Chcesz mi narobić jeszcze więcej problemów swoją bezmyślnością? Nie pójdziesz ze mną?! To idź chociaż poza granice mojego pola, tam możesz zamarznąć! – wybuchnął.

Po chwili pożałował tak ostrych słów. Oczywiste było, że nie życzy jej tego i że chce, by wróciła do jego domu. Poniosłogo.

Agata stała jak wryta. Już po tych kilku godzinach spędzonych w jego towarzystwie wiedziała, że jest zimnym draniem, nie sądziła jednak, że aż takbardzo.

Zamrugała zaskoczona. O nie! Chce, żeby zamarzła? No to nie da mu tejsatysfakcji.

Chwyciła jego dłoń, wyciągniętą w jej stronę, energiczniej, niż zamierzała, i wciąż naburmuszona niczym przedszkolak ruszyła w stronę domu. Dopiero teraz z oddali zobaczyła, jak urokliwa to była budowla. Cała z drewna z szeroką werandą, na której połyskiwało ciepłe światło. Dach pokryty był strzechą, jak w starych filmach, lecz zachowaną w dobrej formie – tak, jakby została niedawnopołożona.

Szli bez słowa. On – wciąż wściekły, ale nieco usatysfakcjonowany, że jego brutalne słowa przyniosły zamierzony skutek. Z kolei ona – również zła i zbuntowana. Wyglądało na to, że charakter ma silny i zdecydowanie jest indywidualistką, która nie znosi, kiedy ktoś wywiera na niąpresję.

Stanęli przed drzwiami. Delikatnie pchnął ją do wnętrza, jakby wprowadzał więźnia do celi, a nie zaginioną kobietę, którą należałoby się zaopiekować. Już chciała czmychnąć w korytarz prowadzący do sypialni, od wczorajszej nocy pełniącej funkcję jej pokoju, lecz jej się nie powiodło. Aleksander szybko złapał dziewczynę za kurtkę z takim impetem, że niemal ją z niejzdarł.

– Nie tak prędko. Do salonu! – ryknął znów tym twardym głosem. – Skoro masz siły, żeby spacerować w środku nocy, to masz też siły na wyjaśnienia. Siadaj! – Jego negatywne emocje nieopadały.

– Panie Aleksandrze, co mam panu wyjaśnić, skoro sama niczego nie wiem? – spytała obojętnie, alezdecydowanie.

Była wściekła, że traktuje ją jak nieznośną uczennicę, którą trzeba postawić wkącie.

– Zacznij od początku, albo inaczej: zacznij od momentu, który pamiętasz – silił się na spokojnyton.

– No dobra – wysyczała i usiadła na miękkiejkanapie.

Zdjęła wielkie, przemoczone buty i podkuliła nogi. Aleksander, zauważywszy to, rzucił jejkoc.

– Masz, przykryjsię.

Ten chłodny gest przyjęła zwdzięcznością.

– Dziękuję.

– Mów. Zrobię herbatę i będęsłuchał.

Wzięła głęboki wdech i zaczęła po cichu, choć z wyczuwalną irytacją wgłosie.

– Obudziłam się w tym lesie i wszystko mnie bolało. Ale naprawdę nie pamiętam, jak się tam znalazłam i co się wydarzyło. Nie wiem nawet, czy imię na zegarku jest moje. Jak usłyszałam szelest, to się wystraszyłam i uciekłam. Resztę pan już zna, bo mnie pan złapał. – Zmiękła i się rozkleiła. – Ja… ja chciałam tylko… Chciałam się dowiedzieć, kim jestem. A dla pana jestem wrzodem na tyłku, więc postanowiłam, że poszukam pomocy gdzie indziej. Nie oczekuję jej od pana – wypaliła jednym tchem i zacisnęła usta, podciągając kolana jeszcze bardziej, jakby się bała, że spod kanapy wypełźnie wrogamacka.

Aleksander chrząknął i kucnął naprzeciwko niej, patrząc prosto w jej zieloneoczy.

– Nie jesteś problemem, to znaczy jesteś, w sensie… – motał się, co było do niego niepodobne – problemem jest to, że znalazłaś się w takiej sytuacji i akurat ja byłem w tym cholernym lesie. Ale skoro już się na ciebie natknąłem, to postaram się pomóc. Więc z łaski swojej przestań odstawiać takie chore numery i nie utrudniaj tej już dość skomplikowanej okoliczności. Okej? – zapytał na koniec, aby upewnić się, że jego mowa ma w ogólesens.

Pokiwała lekko głową. Zahipnotyzowana jego żelaznym spojrzeniem nie potrafiła nic wydusić. Tylko patrzyła na jego ostro zarysowaną szczękę, lekki zarost, usta. Wreszcie zatrzymała się na oczach, teraz nieco kpiących. Do tego uniósł brew. Zauważył, że gdy na nią spogląda, ona w dziwny sposób łagodnieje i nie jest już taką buńczucznąjedzą.

– Skoro się zgadzasz, to powinnaś odpocząć. Ogrzej się przy kominku albo schowaj się pod kołdrą na górze, zaraz będzie świtać – oznajmił rzeczowym tonem. – A! I mam na imię Aleksander, nie pan – dodał – nie jestem dużo starszy od ciebie, Agato – zaakcentował, jakby chciał, żeby poczuła ścisk, który on czuje, kiedy ona wymawia jegoimię.

– Dobrze. To ja tu chwilę posiedzę, proszę pana, to znaczy, Aleksandrze. – Odwdzięczyła się drobnązłośliwością.

– Mów mi Aleks, po prostu. – Znów gościsnęło.

Wstał i ruszył dowyjścia.

– Idę po drewno – wytłumaczył.

Nie był przyzwyczajony do tego, by komukolwiek mówić, dokąd i po co idzie. Nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś jest w jego domu. Poza corocznymi odwiedzinami siostry z mężem. Ale to inna sytuacja. Wyjątkowa. Tak, zdecydowanie wyjątkowa. Nie wiedział, czy ma na myśli okoliczności, czy może kobietę, która właśnie ogrzewała się przy jegokominku.

Z nieskrywaną złością kopnął wielki kołek dębu leżący pod wiatą. Ta dziewczyna swoją obecnością i zachowaniem doprowadzała go do szału. Zaczął niecierpliwie zbierać kawałki drewna, które porąbał dzień wcześniej, kiedy nie oczekiwał takiego znaleziska w lesie. Wyjątkowo irytującego i pięknego znaleziska. Jakby nie mogła być do tego wszystkiego brzydka. Nie, oczywiście, że nie. Musiała być wkurzająca i pociągająca, co doprowadzało go do dodatkowejfrustracji.

Stał z naręczem drew w progu, przyglądając się, jak nowo przybyła śpi, zaplątana w koc z owczejwełny.

Odłożył drzewo w korytarzu i zbliżył się po cichu, by jej nie zbudzić. Postanowił nie zanosić dziewczyny do łóżka, nie chcąc przerywać odpoczynku, którego na pewnopotrzebowała.

Pochylił się, by przyjrzeć się jej twarzy. Mógł to teraz zrobić bez skrępowania. Na czole miała zmarszczkę, jakby była zła, a brwi ściągnięte wnapięciu.

Co ty przeżyłaś? Kto cię do tegodoprowadził?

Autentycznie sięzmartwił.

Czyżby obudziły się w nim inne uczucia niż chłód i dystans? Przez większość jego trzydziestotrzyletniego życia nie pojawiało się coś takiego jak troska czy ciepło wobec innych. Wiejskie otoczenie przywykło, że jest oschły i rzeczowy, nie wymagano od niego przejawów sympatii. Wszystkim wystarczało, że w swojej srogości był po prostu dobrym człowiekiem. Nigdy za wiele nie mówił, nie skarżył się, nie prosił nikogo o pomoc, ze wszystkim radził sobie sam – tak nauczył goojciec.

– Masz być twardy, nikt nie jest ci potrzebny, a jak potrzebujesz pomocy, to szukaj jej we własnych rękach, nigdy u innych – dźwięczał mu w myślach baryton wbijający mu te cechy dogłowy.

Westchnął, dorzucił kilka kawałków drewna do kominka, wziął koc i usadowił się w fotelu. Nogi oparł na małym dębowym stoliku i przymknął powieki. Na chwilę. Tylko nachwilę.

Kiedy otworzyła oczy, było już jasno, a całe wrażenie potęgował śnieg, od którego odbijały się promienie słońca, próbujące przebić się przez skłębione chmury zapowiadające kolejną śnieżycę. Wstała powoli z kanapy i rozejrzawszy się zaspanym wzrokiem, zatrzymała go na nienaturalnie dużym zawiniątku skulonym na fotelu. Spod puszystego koca wystawał wyłącznie czubek głowy i słychać było ciche pochrapywanie. Poczuła ukłucie wyrzutów sumienia. Aleks spał na fotelu, podczas gdy mógł iść do łóżka. Choć pewnie chciał jej pilnować, by znowu nie sprawiła mu kłopotu. Przecież nie zrobił tego ze względu na nią, tylko ze względu nasiebie.

Owinięta w koc poczłapała przez drewniany korytarz w poszukiwaniu łazienki na parterze. Kiedy ją znalazła, z lekkim skrzypieniem drzwi wsunęła się do środka. Marzyła o gorącej kąpieli, by rozluźnić cały czas napięte mięśnie. Pomieszczenie było małe, przytulne, w takim samym tonie jak reszta domu, a przynajmniej jak te pomieszczenia, które zdążyła zobaczyć. Ściany do połowy były pokryte lakierowanym drewnem, a na suficie umieszczone trzy grube belki w odrobinę ciemniejszym odcieniu. W rogu stał prysznic ze szklanymi drzwiami, wyróżniający się swoją nowoczesnością jak na wiejski domek. Na ścianie obok zawieszona była mała rzeźbiona umywalka, nad nią okrągłe lustro na skórzanym pasku, a po przeciwległej stronie sedes z drewnianą deską. Wystrój tworzył harmonijnącałość.

Zrzuciła z siebie koc i wszystkie warstwy grubych ubrań, po czym przyjrzała się swojemu odbiciu. Ramiona, brzuch i piersi pokrywały liczne siniaki, a gdzieniegdzie widoczne były zaschnięte ranki. Uda, kolana i łydki miała niemal całe fioletowe, a na nich głębsze zadrapania zaklejone przeźroczystymi plastrami. Zbliżyła się do lustra i zaczęła dotykać swojej twarzy – ta w porównaniu do reszty ciała była w lepszym stanie. Kilka drobnych zadrapań, lekko podpuchnięty policzek, zmieniający kolor z fioletu wzieleń.

– Kim jesteś? – mówiła cicho, jakby nie chciała wystraszyć dziewczyny przed nią. – Kimjesteś…

Spuściła wzrok i podeszła do prysznica. Odkręciła kurki, czekając, aż woda będzie odpowiednia. Odkleiła plasterki i chwyciła jedyny, wiszący nieopodal, ręcznik. Wchodząc pod gorący strumień, zasyczała. Połączenie zadrapań i niemal wrzątku to nie był dobry pomysł, lecz zignorowała ból i pieczenie, próbując się zrelaksować. Zamknęła oczy i poddała się chwili. Spięte mięśnie powoli sięrozluźniały.

Szum wody zagłuszył dźwięk otwierających siędrzwi.

W progu stanął Aleks. Na początku zakrył oczy, ale potem opuścił rękę. Znów mógł popatrzeć na jej ciało, tym razem bardziej żywe niż wtedy, kiedy to on dotykał jej skóry, obmywając z brudu i krwi. Błyskawicznie się otrząsnął. Co ty robisz, durniu? Odwrócił wzrok i zamknął drzwi tylko po to, by głośno zapukać i dać jej znać o swojejobecności.

– Wszystko w porządku?! – krzyknął.

Usłyszał rozsuwające się drzwi prysznica. Wyobraził sobie ją nagą, stojącą pośrodku łazienki, dotykającą swoje poobijane ciało. Jego wyobraźnia poszła o krok dalej i pojawiła się wizja, w której to on jej dotyka. Kolejny raz potrząsnął głową, próbując wyrzucić te myśli zgłowy.

– Tak, już wychodzę, przepraszam, nie chciałam pana budzić. Nie chciałam cię budzić – poprawiłasię.

Owinęła się ręcznikiem i wychyliła mokrą, czarnączuprynę.

– Nie mam ubrań. Czy mógłbyś pożyczyć mi jakiś dres? Cokolwiek? Przepraszam.

– Przestań wiecznie za wszystko przepraszać, dziewczyno – odparł lekko rozbawiony. – Zaraz ci przyniosę. Gdzieś mam stare ubrania siostry, powinnypasować.

Puścił jej oko i się wycofał. Sam zaskoczony tym, jak swobodnie poczuł się przy tej nieznajomejkobiecie.

Głupcze, nie bądź słaby. Karcił się, jak niegdyś robił to jegoojciec.

Agata, odrobinę zawstydzona, wycofała się do łazienki i zaczęła poszukiwania czegoś do czesania. Kiedy znalazła drewniany grzebień w jednej z łazienkowych szafek i rozczesywała swoje gęste włosy, do jej głowy usilnie wpychały się dziwne myśli. Mogłabym tu zostać. Zrobiło jej się gorąco. Przynajmniej do czasu, aż nie dowiem się, kim jestem, i nie odzyskam dotychczasowego życia. Tylko jakie ono było? Może wcale nie powinnam wracać do przeszłości? Jakby intuicja jej podpowiadała, że obecna sytuacja to następstwo przerażającejhistorii.

Z myśli wytrąciło jąpukanie.

– Ubranie masz pod drzwiami. Nie musisz się spieszyć. Ja wychodzę, muszę coś załatwić. Ty się stąd nie ruszaj, jasne?

– T-tak, dziękuję.

Aleks westchnął, oparł głowę o drzwi, tak jakby w ogóle nie chciałwychodzić.

Chrzęst klamki od razu go ocucił. Wyprostował się i odwrócił plecami, ponieważ nie chciał znów widzieć jej mokrej, zawiniętej tylko w ręcznik. To znaczy chciał, ale starał się te chęci odrzucać. Wzbudzała w nim wtedy odczucia, które tłamsił w sobielatami.

Agata wysunęła rękę i chwyciłaubranie.

– Mogę ugotować dla ciebie obiad? – zapytała. – W ramach przeprosin – dodała.

– Ha, ha, jasne, tylko nie wiem, co jest w lodówce. Nie wymyślaj niczego specjalnego. I tak będę miał mało czasu – odparł miękko, po czym odszedłpowoli.

Był zdezorientowany tym zwyczajnym pytaniem. Brzmiało nazbyt naturalnie, jakby tak miało być, że ona gotuje dla niego, podczas gdy on wychodzi pracować. Zamknął drzwi z nadzieją, że nie pojawią się żadne kłopoty pod jegonieobecność.

– Jest dorosła – przekonywał samsiebie.

Ubrała się i nasłuchiwała, kiedy zamkną się drzwi frontowe. Usłyszawszy trzask, wyszła z łazienki na palcach, jakby bojąc się, że stąpając zbyt pewnie, może wywołać przybycie kogośgroźnego.

Miała na sobie obcisłe granatowe legginsy i ciut za dużą granatową koszulę w czerwone kwiaty. Żeby zwisający materiał jej nie przeszkadzał, postanowiła zawiązać poły koszuli w pasie, nadając swojemu wyglądowi odrobinę dziewczęcej świeżości. Włosy spięła w luźny kok na czubku głowy, a krótsze niesforne kosmyki wysuwały się na czoło i kark. Ruszyła w stronę kuchni w poszukiwaniu herbaty albo kawy. Sama nie znała swoich preferencji, nie miała pojęcia, czy lubi kawę, lecz w tym krótkim czasie dowiedziała się, że za herbatą nie przepada. A jej wybawca wciąż usilnie poił ją trawiastym naparem. Nastawiła wodę w czajniku elektrycznym, co znów nie pasowało do ogólnego wystroju, i wyciągnęła kubek z jednej z wiszących szafek. Po niedługim poszukiwaniu znalazła również kawę. Z parującym naczyniem poszła do salonu, usiadła na kanapie, powąchała zawartość kubka i upiłałyk.

– Mmmm… – zamruczała. – Tak, kawę lubię – skwitowała.

Umościła się jeszcze wygodniej, próbując się zrelaksować i jednocześnie cokolwiek sobieprzypomnieć.

Rozdział 2

Pierwszy krok

Tymczasem Aleksander docierał już do tartaku. Kiedy wszedł do biura, sekretarka omal nie wylała na siebie kawy, zaskoczona, że się pojawił. Była kobietą koło pięćdziesiątki, miała prawie wszystkie włosy siwe, spięte ciasno w koczek nakarku.

– Dzień dobry, panie prezesie, nie spodziewaliśmy się pana! – powiedziała doniośle, wygładziwszy ciemnoniebieską garsonkę. – Czy coś się stało? Zaręczam, że wraz z pozostałymi dbamy, by w tartaku wszystko przebiegało, jak należy – wyrzuciła jednymtchem.

– Pani Tereso, ile razy mam powtarzać, żeby mnie pani tak nie tytułowała? – Skarcił ją spojrzeniem. – Nic się nie stało. Przynajmniej nie tutaj. Przyszedłemodetchnąć.

– Rozumiem, to znaczy nie rozumiem, a chciałabym rozumieć. Jesteś chory, Aleksandrze? Mogę ci pomóc? – zaszczebiotała już bardziej ośmielona paniTeresa.

– Nie, to znaczy tak. W sensie nie jestem chory i właściwie – rozbłysnął w jego głowie genialny pomysł – może mi pani pomóc. Pójdziemy domnie?

Po opowiedzeniu wszystkiego jak na spowiedzi, cały czas słyszał w głowie słowa ojca – „Nie szukaj pomocy u innych” – lecz w obecnej sytuacji nie miał zbyt wielkiego wyboru, musiał poprosić o pomoc właśnie tę kobietę. Ufał jej, pracowała dla jego ojca, odkąd Aleks był smarkaczem pałętającym się wśród pracowników i pchającym się wszędzie tam, gdzie było niebezpiecznie. A dodatkowym atutem był jej syn – szczupły, na pozór nieszkodliwy, najlepszy detektyw wokręgu.

– Pani Tereso, ta rozmowa musi zostać między nami – rzekł na koniec. – I żeby nie myślała pani, że wykorzystuję swoje stanowisko. Jest pani w stanie mi pomóc? – zapytał z desperacją wgłosie.

– Ja… oczywiście – odparła nieco zszokowana. – Przepraszam, nie sądziłam, że takie rzeczy się zdarzają, to znaczy nigdy bym nie pomyślała, że w naszej wioseczce będzie taki przypadek – kontynuowała. – Zadzwonię dziś do Emila, obiecuję, że pomoże. Dowiemy się, kim jest ta biedna dziewczyna, i odeślemy ją dodomu.

Po matczynemu położyła rękę na jego ramieniu, a on zadrżał wewnątrz. Czy był gotowy na to, by odesłać Agatę do domu? I jak to się stało, że po jednej dobie przyszło mu do głowy, iż mógłby ją zatrzymać? Zamyślił się, a pani Teresa taktownie wycofała się z biura, dając mu swobodę. Aleks cenił w niej to, że zawsze wiedziała, kiedy należy zejść mu zdrogi.

***

W pięknym drewnianym domku na uboczu, roznosił się dość dziwny zapach – środki chemiczne pomieszane z wonią pieczonego kurczaka z warzywami. Agata, nudząc się niemal pół dnia, postanowiła się na coś przydać. Wyszorowała obłocone parkiety, starła kurze z bibelotów zapełniających liczne półki w salonie i kuchni, wymyła płytki w łazience oraz wypolerowałalustro.

Pod nieobecność właściciela postanowiła też zwiedzićdom.

Na dole znajdowała się kuchnia z przejściem do wielkiej spiżarni, wypełnionej najróżniejszymi przetworami, konserwami i winem. Pod półkami z kompotami truskawkowymi stała biała skrzynia – zamrażarka, w której znalazłakurczaka.

Obchodząc resztę parteru, znalazła małe biuro, w którym pachniało skórzanymi meblami i starymi książkami. Na biurku stał laptop, gryzący się swoją nowoczesnością z dębowym biurkiem i antycznymi regałami. Salon i łazienkę, które zdążyła poznać już wcześniej, pominęła podczas swojej wycieczki. Powolnym krokiem wspięła się po schodach, podziwiając zimowe pejzaże zawieszone wzdłuż poręczy. Czuła, jakby nigdy nie znała zimy, przynajmniej nie na stałe. Może mieszkała gdzieś w ciepłych krajach, a śnieg znała tylko z miejsc, do którychpodróżowała?

Pustka w głowie sprawiała jej ból. Uderzyła pięścią w drewnianą ścianę na piętrze. Rosnąca frustracja zaczęła wypływać niczym sok wylewający się z pękniętegodzbanka.

Agata nie weszła do sypialni, w której się obudziła, bo już ją znała. Otworzyła kolejne drzwi. To również była sypialnia, tak przynajmniej można było sądzić po dużym łóżku kontynentalnym, stojącym pośrodku, teraz zakrytym folią malarską. Tuż obok stały wiadra z farbami i ubrudzona drewniana drabina. Wzdłuż ścian – wyglądających, jakby były pomalowane nie wcześniej niż kilka dni temu – ułożone były pudła, również zakrytefolią.

– Ciekawe, czy mieszka z nim ktośjeszcze…

Szybko zakryła usta, wystraszona, że ktoś usłyszy jejpytania.

Opuściła remontowany pokój i poszła w głąb korytarza. Tak, jak się spodziewała, znalazła łazienkę, o wiele większą niż ta, w której brała prysznic. Na środku stała wanna, jakiej jeszcze w życiu nie widziała. A pamiętasz, jakie w ogóle widziałaś? Nie, nie pamiętała. Ale ta byłą wyjątkowa, obszerna, a jej biel aż raziła w oczy. Pod skosem stały dwie umywalki utrzymane w podobnym stylu co wanna, na ścianie naprzeciwko toaleta, a tuż przy drzwiach ogromne lustro ozdobione błękitną mozaiką. Okno w dachu całkowicie przykryte było śniegiem, co powodowało uczucie chłodu iciemności.

Zamknęła drzwi i spokojnym krokiem zeszła dokuchni.

Kurczak pewnie był już gotowy. Zastanawiała się, skąd wiedziała, jak go przyrządzić. Wychodziło na to, że wraz z utratą pamięci nie utraciła swych umiejętności. Wyciągnęła przypieczonego na złoto ptaka, postawiła na wielkiej desce i zaciągnęła się kuszącym zapachem. Zrzuciła rękawice z dłoni i westchnęła, kolejny raz zadając sobie pytanie. Kim jesteś? Wtedy usłyszała pukanie do drzwi. To nie był łagodny stukot, raczej pewne, silne uderzenia mężczyzny. Zadrżała, nie wiedząc, co ma robić. Wygładziła bluzkę i na palcach podeszła do źródładźwięku.

– Wyłaź, ty stary capie, wiem, że jesteś! – zabrzmiał skrzekliwygłos.

Zamarła, ale starała się odpowiedzieć spokojnymgłosem.

– Pana Aleksandra nie ma w domu. Mam cośprzekazać?

– A kim ty jesteś, szczygiełku? – odezwał się mężczyzna zadrzwiami.

– Ja.. ja… – zaczęła się nerwowojąkać.

– Nie mów, masz inny akcent, wreszcie posłuchał mojej rady i wynajął sobie gosposię. Wpuść mnie, jestem dziadek Cyryl – oznajmił.

– Ja nie mogę, Pan Aleksander niepozwala…

Nie zdążyła jednak dokończyć, bo nieznajomy dziadek przekroczył już prógdomu.

Agata stała osłupiała i przyglądała się przybyszowi. Był równie wysoki co Aleksander, miał gęste, krzaczaste brwi i mocno pomarszczoną, lecz dobrotliwą twarz. Jego głowę pokrywała siwizna, a na samym czubku miał śmiesznączapkę.

Lekko zgarbiony starzecpowiedział:

– No idź, idź, zimno do izby wpuszczamy, przepuść mnie, skowronku.

Dziewczyna posłusznie się odsunęła, nie było sensu się stawiać. Nawet jeśli podjęłaby starania, a dziadek miałby złe zamiary, to z powodzeniem powaliłby ją na ziemię. Stojąc naprzeciw niego, wyglądała jak kruche kurczątko próbujące zmierzyć się ze starym kogutem – bezszans.

Zamykając drzwi, odetchnęła z ulgą, bo w oddali widać było wysoką postać – Aleks wracał dodomu.

– Pan Aleksander właśnie idzie, więc może… może panusiądzie?

– Mów do mnie „dziadku”, wszyscy się tak do mnie zwracają. A usiądę, kości już nie te, co kiedyś. – Urwał. – A co tu tak pachnie? – zamruczał niemal wpodnieceniu.

Z oddali słychać było twardy, acz żartobliwygłos.

– Cyryl! Ty pryku stary, co tu robisz? Nie będę z tobą pił, robotęmam.

– Jak się do mnie odnosisz, gówniarzu? Szacunku trochę, szczeniaku, bo cię pasem nauczę! – wykrzyczał przyjaznym, wręcz rodzicielskimtonem.

Kiedy Aleks stanął w progu, spojrzał najpierw przelotnie na Agatę, a potem uścisnął dziadka Cyryla jak przyjaciela, który wrócił z dalekiej wyprawy. Nie widziała w nim dotychczas takiego ciepła, jakie biło z niego w tej chwili. Musieli być ze sobą zżyci. Obrazek, który miała przed oczami, wypełnił ją samą tym ciepłem, poczuła się jak w domu. Zaczęła powoli się wycofywać z kuchni, w której dziadek postanowił usiąść, lecz niezdążyła.

– Dziadku, to jest Agata, ona, to jest, no…

– Już, przestań się jąkać w obecności kobiety. Poznaliśmy się, jest twoją gosposią. – Wyciągnął pochopnewnioski.

Aleks aż sięzapowietrzył.

– Co ty chrzanisz? Jakągosposią?

– A niby kim? Posprzątane masz, pachnie jedzeniem, w piecu się pali. O to zadbała albo gosposia, albo żona. Żoną nie jesteś, prawda, szczygiełku? – zapytał oszołomionądziewczynę.

– N-nie, proszępana.

– Dziadku! – warknął. – „Dziadku” mi mów – dodał łagodniej. – Pogadać musimy, sprawa jest – zwrócił się do Aleksa. – Pannicę możesz odprawić, sami sobie obiad nałożymy – powiedział konspiracyjnymtonem.

Mężczyzna był równie wytrącony z równowagi co Agata, spojrzał tylko na nią błagalnym i jednocześnie przepraszającym wzrokiem. Zrozumiała. Wycofywała się, jakby w obawie, że kiedy odwróci się plecami, to coś jej zagrozi. Pobiegła na górę, na tyle szybko, na ile pozwalały jej wciąż bolące nogi. Nie weszła jednak do sypialni. Usiadła na szczycie schodów, próbując coś usłyszeć. Głos dziadka był stłumiony, lecz ryk Aleksandra nie pozostawiał wątpliwości, że ta rozmowa nie przebiegnie w tak przyjaznej atmosferze, w jakiej powitał swojego gościa. Był wyraźniewściekły.

– Wybij to sobie z głowy! Nie pożyczę mu ani grosza! Przepił wszystko, comiał!

– Nie drzyj się! Powiedział, że zainwestuje i odda. Dał mi słowo! – gromiłCyryl.

– Nie. Nie ma mowy. Wykorzystał ciebie i Zofię, prawie pozbawił was domu! – uciął.

Zapadła cisza. Agata postanowiła zejść, aby swoją obecnością załagodzić napiętąsytuację.

Zapukała w drewniany kawałek ściany, tuż przy wejściu do kuchni. Dwie pary oczu skierowały się w jej kierunku i skupiły naniej.

– Chodź, chodź – powiedziałdziadek.

Aleks zaś wstał, jakby krzesło nagle zaczęło goparzyć.

– Siadaj, dziadek Cyryl już wychodzi – rzekł z naciskiem. – Prawda?

– Tak, tak, jasne. Wychodzę. Do zobaczenia, ptaszyno. A ty, młody, przemyśl to – wyburczał iwyszedł.

***

Każdy dzień wyglądał jednakowo, Aleks wychodził rano i wracał późnym popołudniem. Z kolei kiedy był w domu, niewiele rozmawiali, wymieniali między sobą tylko niezbędne informacje, więc tak, jakby go nie było. Zamknął się w sobie, otoczył murem i nie okazywał żadnych emocji, co Agacie było właściwie na rękę. Była zmęczona domysłami i kłopotliwymi sytuacjami pojawiającymi się między innymi, odkąd znalazła się w jegodomu.

Śnieżyce ustąpiły, powietrze było mroźne, a niebo tak czyste, że słońce wydawało się zajmować całą jego powierzchnię. Siedziała na ganku owinięta grubym kocem, na stoliku po lewej stronie parował kubek z kawą, a