Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
46 osób interesuje się tą książką
Pierwsza niespełniona miłość jest tą, którą zapamiętuje się na zawsze.
Rosie i Liam byli przyjaciółmi. Spotykali się wyłącznie latem, kiedy dziewczyna przyjeżdżała na wakacje do dziadków. Dzielące ich kilometry nie przeszkodziły w tym, by chłopak zakochał się w Rosie. Niestety słowa, które usłyszał tuż przed jej powrotem do domu, skutecznie pozbawiają go złudzeń – jego uczucia nie były odwzajemnione.
Pierwszy raz od lat postanawia nie pożegnać się z dziewczyną, dając jej tym do zrozumienia, że ich przyjaźń właśnie się zakończyła.
Czy tych dwoje będzie potrafiło odbudować to, co stracili, kiedy Rosie zamieszka u dziadków na stałe?
A może głęboko zakorzeniona niechęć i zranione uczucia przesłonią im to, co prawdziwe?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 211
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Goodbye, Rosie
Goodbye, Rosie
A.P. Mist
Copyright ©
A.P. Mist
Wydawnictwo White Raven
Wszelkie prawa zastrzeżone
All rights reserved
Kopiowanie, reprodukcja, dystrybucja lub jakiekolwiek inne wykorzystanie niniejszej publikacji w całości lub w części, bez wyraźnej zgody autora lub wydawcy, jest surowo zabronione zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa o prawach autorskich. Niniejszy tekst stanowi wyłączną własność autora i podlega ochronie zgodnie z przepisami międzynarodowymi oraz krajowymi dotyczącymi praw autorskich.
Redakcja
Dominika Surma @pani.redaktorka
Korekta
Dominika Kamyszek @opiekunka_slowa
Redakcja techniczna i graficzna
Marcin Olbryś
www.wydawnictwowr.pl
Numer ISBN: 978-83-68175-03-5
Dedykacja:
Dla tych, którzy potrafią wybaczać. Nie tylko innym, ale także sobie.
Liam
Siedzieliśmy na mokrym ręczniku i patrzyliśmy przed siebie. To był ten moment wakacji, którego nie lubiłem najbardziej. Cisza, która pomiędzy nami zapadała, zawsze zwiastowała to samo – pożegnanie.
Rosie była moją przyjaciółką, odkąd pamiętam. Wakacyjną przyjaciółką, ponieważ tylko w tym czasie się widywaliśmy. Mieszkała na stałe prawie sześćset mil od Great Barrington i przyjeżdżała tu dwa razy w roku – w wakacje i święta.
Pomimo tego, że spędzaliśmy ze sobą jedynie miesiąc, nie przeszkodziło mi to się w niej po prostu zakochać. Cały rok bez niej, każdy dzień oczekiwania na jej przyjazd, był dla mnie jednocześnie torturą i nadzieją, że jej powrót jest coraz bliżej.
– Kiedyś uciekniemy razem i nie wrócę do Detroit – zachichotała i opadła na plecy, krzyżując ręce pod głową.
– Twoi starzy, kiedy by nas znaleźli, pewnie nabiliby mnie na drewniany pal pośrodku pustyni i patrzyli, jak pożerają mnie sępy – parsknąłem i położyłem się obok niej. Wsparłem głowę na dłoni i zwróciłem się do niej całym ciałem.
– Nie sądzę, żeby zdążyli. Dziadek powiesiłby cię na płocie pomiędzy waszymi domami, a na szyi zawiesiłby ci tabliczkę z napisem: „Tak kończą ci, którzy zbliżają się do mojej wnuczki”. – Zaczęła się śmiać, a mokre kosmyki włosów opadły jej na czoło.
Odruchowo wyciągnąłem rękę w jej stronę i założyłem je za ucho, a jej policzki pokryły się delikatnym rumieńcem.
– Jestem skłonny się poświęcić, pod warunkiem że obok mnie nie zawiśnie żaden inny. – Wyszczerzyłem się, ale już po chwili spoważniałem. – Rosie, bo ja…
– Szlag! Już trzecia! Babcia mnie zabije! – Zerwała się do siadu, a już po chwili zaczęła zbierać wszystkie rzeczy. – Rodzice przyjadą za godzinę!
Przewróciłem oczami i westchnąłem ciężko. Przez całe wakacje nie odważyłem się wyznać, co do niej czuję, i wszystko wskazywało na to, że będę musiał czekać kolejny rok. Nie było możliwości, żebyśmy spotkali się w święta, ponieważ wtedy jej rodzice wymagali, żeby cały ten czas spędzała z rodziną. Mogliśmy rozmawiać wyłącznie przez telefon, ale nie chciałem jej tego mówić w taki sposób.
– Nie panikuj, to nie wojsko, nikt nie będzie kazał ci robić stu pompek za kilka minut spóźnienia – wymamrotałem i zwinąłem ręczniki. Wziąłem z jej ręki plecak, do którego napchała wszystkie swoje rzeczy, i kiwnąłem głową na wyjście z małej plaży.
– Za to mogą mi kazać zrobić sto okrążeń wokół domu – zaśmiała się i ruszyła szybkim krokiem.
– To mógłby być ciekawy widok. Stałbym przy płocie i oblewał cię wodą, gdybyś się zgrzała – zażartowałem i szturchnąłem ją łokciem w żebra.
– Wiedziałam, że zawsze mogę liczyć na twoje wsparcie, dupku.
Uderzyła mnie pięścią w ramię, a ja szybko złapałem ją za nadgarstek i zatrzymałem. Stanąłem blisko niej, a ona podniosła na mnie wzrok i uśmiechnęła się słodko. Teraz albo nigdy.
Wziąłem jej policzki pomiędzy dłonie i pochyliłem się. Kiedy stanęła na palcach, żeby zrównać nasze twarze, już wiedziałem, że to był dobry krok. Przytknąłem wargi do jej ust, a ona oplotła mój kark ramionami i odwzajemniła pocałunek. Śmiało musnąłem językiem jej dolną wargę, a kiedy wpuściła mnie do środka, połączyłem go z jej. Jęknęła cicho i przylgnęła do mnie całym ciałem, a ja zapragnąłem znacznie więcej niż tylko pocałunku.
Całowaliśmy się, jakby nic poza nami nie istniało. I tak rzeczywiście było; poza nią mógł nie istnieć cały świat. Rosie obchodziła urodziny dwa tygodnie po zakończeniu wakacji, więc w gruncie rzeczy miała jeszcze piętnaście lat. W teorii łamałem prawo, całując ją i pożądając jej. W praktyce żadne prawo nie miało dla mnie znaczenia.
Żadne z nas nie wyglądało na swój wiek; ja nawet nie musiałbym mieć dowodu, gdybym chciał kupić alkohol, a ona była wyjątkowo dojrzała. Nie wiedziałem, w którym momencie zacząłem zauważać, że jest śliczną dziewczyną, a nie tylko kumpelką z sąsiedztwa, ale to się po prostu stało.
– Nie chcę się z tobą żegnać – wyszeptała tuż przy moich ustach.
– A ja nie pozwolę ci wyjechać bez pożegnania. – Uśmiechnąłem się i odsunąłem o krok. – Przyjdę, zanim przyjadą twoi rodzice. Twoja babcia jest bardziej tolerancyjna, kiedy chcę się z tobą pożegnać – rzuciłem swobodnie i ruszyliśmy dalej, jakby przed momentem nic się nie wydarzyło. A stało się więcej, niż można by przypuszczać.
– Bo cię zna. Wciąż powtarza, że dobry z ciebie chłopiec.
– Mówi tak, odkąd się urodziłem.
– I przez szesnaście lat nie zmieniła zdania, więc chyba ma rację. – Spojrzała na mnie spod rzęs i nieśmiało ujęła moją dłoń.
Splotłem nasze palce i uniosłem do swojej twarzy, by złożyć jeszcze pocałunek na wierzchu jej dłoni.
– Dla ciebie zawsze będę dobry, małpeczko – zapewniłem.
Od jeziora do domu mieliśmy zaledwie kilka minut drogi. Rozdzielaliśmy się, jak zawsze, na granicy pomiędzy domem jej dziadków a moim. Te dwa budynki były swoim odbiciem lustrzanym, a okna mojego pokoju wychodziły na okna pokoju, który zajmowała Rosie. Często siedzieliśmy na parapetach i rozmawialiśmy przez długie godziny, kiedy wszyscy spali. Żartowaliśmy czasem, że wybudujemy pomiędzy nimi kładkę.
– Za piętnaście minut? – zapytała, patrząc na mnie tymi swoimi błyszczącymi, karmelowymi oczami.
– Jak zawsze. – Puściłem do niej oko i nie mogąc się powstrzymać, pocałowałem ją jeszcze raz. – Leć, mimo wszystko wolę nie wisieć na tym płocie.
Wszedłem do domu i od razu pobiegłem na górę do swojego pokoju po prezent, który chciałem jej dać z okazji jej zbliżających się urodzin. Wyjąłem z pudełka złoty łańcuszek z wisiorkiem w kształcie znaku nieskończoności z wygrawerowanymi na nim imionami. Rosie & Liam.
Rozsiadłem się na kanapie w salonie i odliczałem czas, który płynął zdecydowanie zbyt szybko. Nienawidziłem chwili, w której musiałem się z nią żegnać, ale nigdy nie pozwoliłem, żeby wyjechała bez tego. Każde nasze pożegnanie było czymś w rodzaju zapewnienia, deklaracji. Czasem nie musieliśmy niczego mówić, a po prostu wiedzieliśmy, co myśli ta druga osoba. Tak, jak z pocałunkiem… To wystarczyło mi, żebym zdobył pewność, że moje uczucia nie są jednostronne.
Po kilku kolejnych minutach wyszedłem z domu i przeskoczyłem przez płot, po czym wspiąłem się po drewnianych schodach na werandę. Stanąłem przed drzwiami, które były lekko uchylone. Mimo to chciałem zapukać. W chwili, kiedy podniosłem rękę, usłyszałem wyraźne słowa Rosie:
– To tylko kolega, babciu. Nic dla mnie nie znaczy.
– On najwyraźniej tego nie rozumie – odpowiedziała jej pani Hughes.
Moja ręka natychmiast opadła. Otworzyłem dłoń, w której trzymałem łańcuszek dla Rosie, i upuściłem go na deski. Byłem tylko kolegą. Nic nie znaczyłem. Naiwnie myślałem, że jestem dla niej ważny, a ona z taką lekkością sprowadziła mnie na ziemię. W gruncie rzeczy cieszyłem się, że to usłyszałem. To uchroniło mnie przed dalszym robieniem z siebie frajera.
– Żegnaj, Rosie… – szepnąłem i odszedłem.
Liam
Dwa lata później…
– Czterdzieści dziewięć, pięćdziesiąt, pięćdziesiąt jeden… – liczyłem na głos pompki, które robiłem na macie w otwartym garażu. Rodzice nigdy nie wjeżdżali do niego swoimi wozami, więc przerobiłem go na prowizoryczną siłownię.
Przerwałem ćwiczenia, kiedy jakiś duży samochód znacznie zwolnił przed naszym podjazdem. Nie spodziewałem się żadnych gości, rodzice nie wspominali, że ktoś miałby nas odwiedzić. Auto nie zatrzymało się jednak przed naszym domem, ale na poboczu przed posesją sąsiadów.
Podniosłem się z maty i stanąłem przy otwartej bramie. Oparłem się o nią ramieniem i obserwowałem. Nasza ulica była jedną ze spokojniejszych w całym mieście, wszyscy się znali i rzadko pojawiał się ktokolwiek nowy. A przybycia kogoś „starego” nie oczekiwałbym tym bardziej…
Ku mojemu zaskoczeniu zza kierownicy wysiadł pan Hughes, a z miejsca pasażera, jak mogłem się spodziewać, jego żona. Wszystko wskazywało na to, że na emeryturze kupili sobie nowe auto.
Równocześnie podeszli do tylnych drzwi. Mężczyzna otworzył je na oścież i pochylił się do środka. Po chwili wyciągał z wnętrza wozu… nieprzytomną dziewczynę.
Zmrużyłem oczy, jakby miało mi to pomóc w lepszym widzeniu. Wyglądało to trochę tak, jakby kogoś uprowadzili i wnosili do domu, żeby poddać torturom. Dziewczyna miała rękę w gipsie, a na szyi kołnierz ortopedyczny. Dopiero w chwili, kiedy kobieta zebrała włosy z jej twarzy, dostrzegłem, że przywieźli… Rosie.
Co jej się, do licha, stało? Dlaczego znalazła się tu po dwóch latach nieobecności?
Poczułem w klatce piersiowej silne ukłucie, jakby cały ból, z którego leczyłem się przez długie miesiące, odżył na nowo. Miała już nigdy się nie zjawiać…
– Liam? Wszystko w porządku? – Gdzieś za moimi plecami rozległ się głos mamy. – Drżysz. Przeziębiłeś się? – Stanęła obok mnie i przyłożyła dłoń do mojego czoła. Wtedy powiodła wzrokiem w miejsce, od którego ja, pomimo największego wysiłku, nie potrafiłem oderwać swojego spojrzenia.
– Och.
– Kurwa… – sapnąłem pod nosem.
– Liam! – Posłała mi karcące spojrzenie. – Pomóż im, nie widzisz, że mają problem z niesieniem jej? Zaraz spadnie.
– Mam to w dupie – prychnąłem i schowałem się we wnętrzu garażu. Przeszedłem przez całą jego długość i kopiąc leżące na ziemi skakanki, wszedłem do domu.
Już po paru sekundach moja mama wparowała do środka i złapała mnie za spocone ramię.
– Liam!
– Co? – jęknąłem i przewracając oczami, odwróciłem się do niej.
– Dlaczego się tak zachowujesz? Przecież przyjaźnicie się z Rosie – mówiła z wyraźną troską, a ja wybuchnąłem śmiechem.
– Przyjaźnimy? Zatrzymałaś się w czasie jakieś dwa lata temu? – wykrztusiłem. – Nie przyjaźnię się z nią. Nic dla mnie nie znaczy – wycedziłem i poszedłem na górę.
Od razu zbliżyłem się do okna. Chciałem spuścić roletę tak, jak robiłem to zawsze, żeby nie widzieć tego, co znajduje się po drugiej stronie, a raczej tego, czego już tam nie ma, ale coś mnie powstrzymało.
Okno w pokoju Rosie było otwarte. Dostrzegłem jej dziadka układającego ją w łóżku i płaczącą nad nią panią Hughes. Zacisnąłem mocno szczęki i ostatecznie zasłoniłem okna, po czym opadłem ciężko na łóżko i patrzyłem tępo w sufit.
Mój nieposłuszny umysł generował setki niechcianych myśli. Nie chciałem czuć zmartwienia o nią, nie chciałem wiedzieć, co się z nią działo, bo tak było mi łatwiej.
Sięgnąłem po słuchawki leżące na nocnym stoliku, połączyłem je z telefonem i włączyłem muzykę na najwyższej głośności. Musiałem uciszyć myśli, zagłuszyć je. Niestety nic nie działało na uczucia. Ich nie szło tak po prostu ugasić. A te zranione były jeszcze silniejsze od tych, które mogłyby być spełnione.
Nie sądziłem, że moja reakcja na jej widok będzie tak gwałtowna. Dotąd jakoś funkcjonowałem, żyłem, a wystarczyło kilka sekund, żeby wszystkie rany się pootwierały. To było pojebane.
***
Siedziałem z rodzicami i siostrą przy stole. Mieli głupią manię, żeby jeść wspólnie przynajmniej jeden posiłek w ciągu dnia – twierdzili, że to umacnia rodzinne więzi. Tisha, moja młodsza siostra, machała energicznie nogami, kopiąc mnie przy tym po piszczelach.
– Zrób to jeszcze raz, a skręcę ci kark – syknąłem, a ta smarkula spojrzała na mnie przebiegle i przesłodzonym głosem zwróciła się do matki:
– Mamo, czy przy skręconym karku zakłada się coś takiego, jak nosi Rosie? – zapytała, a mnie na samo wspomnienie jej imienia znów zakłuło w mostku.
– Słucham? – Matka przeżuła kawałek mięsa i spojrzała na nią zaniepokojona, a ja mimowolnie parsknąłem. Zastanawiałem się, czy ja w wieku czternastu lat też byłem taki głupi jak Tisha.
Znacznie głupszy…
– Liam? – Ojciec spojrzał na mnie z przyganą, a moje usta wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu.
– Ten idiota grozi, że skręci mi kark, i tak się zastanawiam, czy będę od razu martwa, czy jest szansa, że skończy się tylko kalectwem jak u…
– Rosie nie jest kaleką – przerwała jej matka. – Nosi kołnierz, bo miała wypadek, ale wkrótce wróci do pełni zdrowia i będzie poruszać się normalnie.
– Jaki wypadek? – wypaliłem, zanim zdążyłem to przemyśleć.
– Kiedy chciałam ci powiedzieć kilka dni temu, to nie chciałeś mnie słuchać – odparła z wyraźną irytacją. – Rosie i jej…
– Nieważne – rzuciłem pospiesznie i wstałem od stołu. Samo jej imię wzbudzało we mnie wszystkie najgorsze emocje. – Było niezłe. – Kiwnąłem głową na swój talerz, z którego nic nie ubyło, i poszedłem do siebie.
Zerknąłem w stronę okien i jakaś nieznana siła popchnęła mnie w ich kierunku. Oparłem łokcie na szerokim parapecie i spojrzałem w okna naprzeciwko. Dostrzegłem szczupłą sylwetkę dziewczyny. Siedziała na brzegu łóżka, nawet z tej odległości widziałem, że jej plecy drżą.
Po chwili do pokoju weszła jej babcia i usiadła obok niej. Objęła ją ramieniem i gładziła jej brązowe włosy. Te same, które kiedyś mogłem dotykać, pozwalała mi na to. Dlaczego, skoro byłem dla niej nikim? Dlaczego mogłem jej dotykać, całować ją, zabierać jej czas, jeśli to nic nie znaczyło?
Nagle telefon w kieszeni moich dresów zaczął wściekle dzwonić. Rosie i jej babcia odwróciły się w stronę okna, zwabione głośnym dźwiękiem. Mój wzrok skrzyżował się ze smutnym spojrzeniem dziewczyny. Zupełnie innym niż to, które zapamiętałem.
Niezrażony tym, że zostałem przyłapany na, bądź co bądź, podglądaniu, odebrałem połączenie i zasunąłem roletę.
– Co tam? – mruknąłem.
– Zabierzesz mnie dziś do baru? Idzie cała drużyna. – Po drugiej stronie usłyszałem głos Sally.
– Ja nie jestem w drużynie – odburknąłem. – Jedź sama.
– Nie bądź taki! Niedługo rozpoczyna się ostatni rok, a ty…
– A ja nie mam ochoty włóczyć się po barach z idiotami z drużyny – przerwałem jej. – Może po prostu zacznij się spotykać z którymś z nich, zamiast marnować mój czas? – zapytałem jadowicie.
– Jesteś dupkiem, Liam!
– Ale dobrze się pieprzę – parsknąłem. – Dlatego się mnie trzymasz.
– Nie zaprzeczę. – Jej chwilowa złość natychmiast się ulotniła. – Wpadnij wieczorem – rzuciła i zakończyła połączenie.
Odrzuciłem telefon na komodę i usiadłem w fotelu nieopodal. Moja głowa znów była przepełniona niechcianymi myślami. Zdawałem sobie sprawę, że mogłaby mnie zdradzić z którymś gościem z drużyny futbolowej, ale tak naprawdę nie miało to dla mnie znaczenia.
Sam nie należałem do drużyny, bo nigdy nie pociągał mnie ten sport. Wolałem swoją prowizoryczną siłownię, skakankę i pływanie. Nie chciałem być gwiazdą, ceniłem sobie spokój, który w ostatnich kilku dniach był skutecznie burzony przez obecność mojej zguby zaledwie kilka metrów ode mnie.
Sięgnąłem ręką do rolety i uniosłem ją nieznacznie, tworząc niewielką szczelinę, przez którą mógłbym niezauważony obserwować, co dzieje się w sąsiednim domu. Opadłem plecami na oparcie fotela i jęknąłem z frustracją. Schowałem twarz w dłoniach i potarłem mocno oczy. Wtedy ktoś zapukał do drzwi.
– Co? – zawarczałem i odchyliłem głowę, żeby dostrzec, kto nacisnął na klamkę.
– Zawieziesz mnie do biblioteki? – Tisha wetknęła głowę w szczelinę w drzwiach. – Rodzice są zajęci, a ja chciałam…
– Pod jednym warunkiem. – Wyszczerzyłem się zadowolony z pomysłu, który niespodziewanie wpadł mi do głowy.
– Nie mam kasy, straciłam całe kieszonkowe – jęknęła, spodziewając się, że będę chciał od niej pieniędzy.
– Zamienisz się ze mną pokojami.
Rosie
– Mamo! Tato?! – Z mojego gardła wydobył się chrapliwy skowyt.
Nie widziałam niczego, bo klejąca maź zalała mi oczy. Czułam ból w całym ciele, ale to nie on wywoływał we mnie trwogę. Cisza. Brak jakiegokolwiek dźwięku był dla mnie przerażający.
– Mamo! – jęknęłam i próbowałam się poruszyć. Bezskutecznie.
Uniosłam do twarzy rękę i pomimo rozdzierającego bólu przetarłam oczy. Krew była wszędzie. Moje serce zatrzymało się na chwilę, by za moment rozpocząć szaleńczy łomot. Oddech przyspieszył, a z gardła wydobył się szloch.
Wokół mnie unosił się zapach benzyny, czułam, jakby zalewała moje ciało. Jej obrzydliwy smak w ustach sprawiał, że zebrało mi się na wymioty.
Przez mój płacz i żałosne nawoływanie przedarł się odgłos syren.
***
– Nie! – krzyknęłam i poderwałam się do siadu.
Zimny pot przyprawiał mnie o dreszcze. To był sen. Tylko sen. Koszmar, który nawiedzał mnie za każdym razem, kiedy zamykałam oczy. Odkąd przestałam zażywać środki na uspokojenie, wszystko do mnie wracało… Tylko oni już nie wrócą.
– Rosie? Wszystko w porządku? – usłyszałam zatroskany głos babci.
– T-tak – wyjąkałam.
Nic nie było w porządku… Wszystko było nie tak. Cały świat runął, a na jego gruzach stałam ja – sierota.
– Jedziemy z dziadkiem do centrum, może chciałabyś… – Babcia weszła do pokoju i spojrzała na mnie ciepło.
Pokręciłam tylko nieznacznie głową, która wciąż była unieruchomiona przez kołnierz.
– Nie wsiądę do samochodu – wyszeptałam i znów opadłam na łóżko.
Gips na ręce uniemożliwił mi położenie się plecami do drzwi, w których stała, dlatego na tyle, na ile pozwalał mi cholerny kołnierz, zwróciłam głowę w stronę okna. Z kącików moich oczu spłynęły pojedyncze łzy.
Babcia zbliżyła się do łóżka i przykucnęła przede mną tak, że zablokowała mi widok na zasłonięte okno sąsiedniego domu.
– Rosie… Posłuchaj mnie, dziecko. – Pogładziła czule mój policzek. – Kiedy odchodzi ktoś, kto miał nas nigdy nie opuścić, cierpimy, ale w końcu uczymy się żyć bez obecności tej osoby. Nie dlatego, że chcemy, ale dlatego, że nie mamy wyboru – powiedziała łamiącym się głosem. – Ja również cierpię, twoja mama była moją córką. Nie powinna była umierać przede mną, nie taka jest kolej rzeczy, ale tak się po prostu zdarza. To był nieszczęśliwy wypadek i nie mamy na to wpływu, kochanie. Gdy tracimy osoby, które kochamy, musimy znaleźć drogę, by iść dalej, dla tych, których wciąż mamy. Ty masz nas, a my mamy ciebie.
– To ja powinnam była wtedy zginąć – wykrztusiłam z trudem, po czym znów się rozpłakałam.
– Nie, Rosie. Ty masz żyć. Masz żyć tak naprawdę, a nie tylko wegetować – rzekła stanowczo. – Poradzimy sobie, słyszysz? Ty sobie poradzisz, bo jesteś silna.
Miałam wyrzuty sumienia, bo skupiałam całą uwagę bliskich na sobie, choć ich cierpienie z pewnością było równie potężne jak moje. Mimo tego oni wciąż dbali o mnie, troszczyli się, pocieszali. Starali się ze wszystkich sił, żeby wyciągnąć mnie z otchłani, w której się pogrążyłam.
Babcia spędziła ze mną dobrą godzinę. Wyszła z pokoju dopiero wtedy, kiedy zyskała pewność, że się uspokoiłam. Byłam na granicy snu, kiedy usłyszałam jakiś hałas dobiegający z sąsiedniego domu.
Odkąd znalazłam się w tym miejscu, kolejną sprawą, która po stokroć bardziej niż przez ostatnie dwa lata spędzała mi sen z powiek, było zakończenie tego, co łączyło mnie z Liamem. Pomimo upływu czasu wciąż nie wiedziałam, dlaczego postanowił mnie wystawić, a później napisać wiadomość, że nie mam już po co przyjeżdżać… Każda moja próba kontaktu z nim kończyła się porażką.
Z najlepszych przyjaciół, pary, którą mogliśmy stworzyć, niespodziewanie staliśmy się wrogami. Kochałam go, myślałam, że nasz pocałunek coś znaczył, że zrozumiał, iż chcę być kimś więcej niż tylko przyjaciółką… Chciałam być jego dziewczyną, a on najpierw rozpalił uczucia, by po chwili je brutalnie ugasić.
To on był tym miejscem, w którym czułam się całkowicie wolna. A teraz nie łączyło nas nic. Nie mogłam pobiec do niego, żeby się wyżalić, przytulić do jego szerokiej piersi. Nie mogłam, bo mnie nie chciał.
Zrozumiałam, że jego pocałunek dwa lata wcześniej był ostatecznym pożegnaniem. Rozbudził we mnie uczucia, które później wyrzucił do kosza. Przez wiele lat nie rozdzieliły nas kilometry, a zrobiła to cisza, która niespodziewanie pomiędzy nami zapadła.
Cisza, z którą nigdy się nie pogodziłam i nie pogodzę…
Wszyscy, których kochałam, odchodzili ode mnie, zostawiali mnie, nie wypowiadając nawet słowa.
Moja mama po tamtych feralnych wakacjach powtarzała, że z pierwszej miłości się wyrasta, lecz się myliła. Nie przestałam go kochać.
Z trudem podniosłam się do siadu i odruchowo złapałam za łańcuszek z wisiorkiem, który teraz oplatał mój nadgarstek zamiast szyi. Znalazłam go na werandzie, kiedy Liam nie przyszedł się ze mną pożegnać. Zastanawiałam się czasem, jakim cudem znalazł się wtedy na wycieraczce. Grawer na zawieszce i sam jej kształt były czystą hipokryzją, jakby chciał mi dodatkowo dokopać, wbić kolejny nóż w serce. Jakby mówił: „Mieliśmy być nieskończeni, ale się rozmyśliłem”.
Podniosłam głowę i patrzyłam w stronę jego okna. Roleta była opuszczona, ale mimo wszystko przez jej materiał dostrzegałam poruszający się w jego pokoju cień. Stawiał nerwowe kroki, robił jakiś hałas i głośno klął.
W moim gardle urosła nieprzyjemna gula, której nie byłam w stanie przełknąć. Tęsknota za kimś, kto był tak blisko, zdawała się trudniejsza niż ta, kiedy dzielił nas duży dystans. Sięgnęłam po telefon i napisałam SMS-a,na którego wiedziałam, że nie otrzymam odpowiedzi.Nie zmienił numeru, ale od dwóch lat nie odpisywał na moje wiadomości i nie odbierał połączeń. Ja mimo to wciąż próbowałam.
Rosie: Porozmawiamy?
Kiedy otrzymałam komunikat o dostarczeniu wiadomości, odłożyłam telefon z powrotem na stolik i wstałam. Nie łudziłam się, że tym razem się odezwie, nie nastawiałam się już na nic pozytywnego.
Czasem trzeba usunąć numer, skasować wiadomości i odejść. Nie zapominać, kim ta jedna jedyna osoba dla nas była, lecz zaakceptować fakt, że już nią nie jest… I już nigdy nie będzie. Ja wciąż tego nie potrafiłam i oszukiwałam samą siebie, że mnie to już nie obchodzi. Kiedy był tak blisko, bolało ze zdwojoną siłą.
Rzadko wychodziłam z pokoju, czasem nawet nie ruszałam się z łóżka. Jadłam tylko dlatego, że babcia stała nade mną tak długo, aż cała zawartość talerza zniknęła. Z kolei kąpiele brałam wtedy, gdy narzekała, że zaczynam zwyczajnie śmierdzieć.
Z ciężkim westchnieniem i niezrozumiałą niepewnością wychyliłam się z pokoju. Rozejrzałam się po korytarzu, jakbym była tu pierwszy raz, i zrobiłam kilka kroków. Zanim zdążyłam zamknąć drzwi, usłyszałam wyraźny ryk Liama:
– Tisha, co ty, kurwa, robisz?!
Przewróciłam oczami, a kąciki moich ust lekko drgnęły. Pamiętałam jego młodszą siostrę; była niewiarygodnie złośliwa i uciążliwa, ale w gruncie rzeczy w porządku. Czasem zabieraliśmy ją dla świętego spokoju ze sobą nad jezioro. Kiedyś…
Znałam też kilku jego znajomych, głównie chłopaków z jego szkoły, z którymi też czasem wychodziliśmy na plażę albo do baru w centrum.
Zeszłam powoli po schodach i zajrzałam do kuchni. Babcia i dziadek jeszcze nie wrócili, a we mnie niepodziewanie uderzył niepokój. A jeśli doszło do wypadku? Jeśli i oni zginą? Zostanę całkowicie sama. Nie będę miała już nikogo…
Mój oddech przyspieszył, ale miałam wrażenie, jakby łapanie przeze mnie gwałtownych haustów powietrza nie napełniało nim płuc. Zaczęłam się dusić pod wpływem niewidzialnej pętli, zaciskającej się wokół moich żeber.
Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Nigdy dotąd nie czułam aż tak przejmującego strachu. W oczach mi ciemniało, a w głowie zapanował chaos, jakby wszystkie myśli, cały mój umysł został wyrzucony do głośnego miksera robiącego z mojego mózgu papkę.
Kolejny raz pomyślałam, że śmierć nie byłaby niczym złym, bo przyniosłaby mi w końcu ulgę. Nie musiałabym wkładać wysiłku w próby zaczerpnięcia oddechu, nie czułabym już bólu.
Pochyliłam się i przyłożyłam zdrową rękę do piersi. Czułam przez żebra, jak łomocze mi serce. Dusiłam się.
– Rosie?! – usłyszałam stłumiony głos, ale nikogo nie widziałam. – Richard! Prędko! Ma atak paniki!
Liam
Pomysł, żeby zamienić się z Tishą pokojami, był najgłupszym, na jaki mogłem wpaść. Kiedy zaczęła znosić wszystkie swoje graty, natychmiast zmieniłem zdanie. Wolałem siedzieć przez resztę życia przy zasłoniętym oknie, niż znosić jęczenie młodszej siostry, że źle ustawiłem jej toaletkę.
– Jesteś bardziej niezdecydowany niż baba – prychała ze złością. – Nie zapłacę ci za podwózkę do biblioteki.
– Zawiozłem cię za darmo, a teraz się po prostu zamknij i zabieraj te gówna. – Wskazałem na wielką skrzynkę z jakimiś babskimi bibelotami.
– To jest za ciężkie! Pomóż mi! Jesteś mi to winien! Sam wpadłeś na ten idiotyczny pomysł tylko dlatego, że boisz się Rosie! – krzyknęła, a ja poderwałem się z fotela, w którym siedziałem.
– Nikogo się nie boję – wysyczałem, stając przed nią.
Zadarła wysoko głowę i zrobiła kpiącą minę. Była ode mnie o połowę mniejsza, ale w ogóle nie czuła respektu.
Była dokładnie tak samo drobna jak Rosie…
– Jasne. – Machnęła niedbale ręką i podeszła do zasłoniętego okna. Patrząc mi zaciekle w oczy, podniosła roletę.
Nie byłem w stanie się powstrzymać i spojrzałem w tamtym kierunku.
Pan Hughes znów kładł na łóżku nieprzytomną dziewczynę. Co jej, do cholery, było?! Potrzasnąłem głową, żeby wyrzucić z niej niechcianą myśl. To było zbyt trudne…
– Wiesz co? Zostaw to. – Kiwnąłem głową na rzeczy, które zdążyła już przynieść. – Nie będę tu spał. Jednak się zamieńmy – dodałem cicho.
– A może jest ciężko chora? – zapytała nieobecnym głosem, również wpatrując się w okno naprzeciwko. – Może niedługo umrze?
– Zamknij się, Tisha – warknąłem. – Zostań sobie tutaj i twórz swoje głupie teorie, kiedy mnie już tu nie będzie.
– To musi być trudne… Umierać z myślą, że były chłopak nie ma jaj.
– Powiedziałem, zamknij się! Nie byłem jej chłopakiem! – ryknąłem i szarpnąłem cholerną roletę tak, że całkowicie spadła.
Wtedy usłyszałem wyraźny krzyk dobiegający z sąsiedniego domu. Przeraźliwe, przepełnione cierpieniem wycie. Znów mimowolnie spojrzałem w tamtą stronę. Rosie wrzeszczała i odpychała od siebie ręce babci. Poczułem silny ucisk w klatce piersiowej. Nie wiedziałem, co oznacza, ale odkąd dowiedziałem się, że przyjechała, pojawiał się zbyt często. Jakby jej bliskość sprawiała mi fizyczny ból.
– Na sto procent jest chora i umrze.
Beztroskie stwierdzenie Tishy sprawiło, że odszedłem od okna. Nie chciałem tego widzieć ani słyszeć, bo była to dla mnie niewyobrażalna męka. Jakby przekazywała mi swoje cierpienie.
– Powinieneś się chociaż z nią pożegnać.
– Pożegnałem dwa lata temu – prychnąłem i wyszedłem z pokoju.
***
Ostatni tydzień wakacji, ostatni rok liceum. To był moment, w którym powinienem określić, co chcę dalej robić, na jakie studia pójść, a ja nie miałem żadnego planu. Nie było niczego, w czym czułbym się na tyle dobrze i pewnie, żeby całkowicie się temu poświęcić. Nie byłem sportowcem, wyniki w nauce miałem przeciętne, więc o jakiejś ambitnej uczelni mogłem pomarzyć. Nie wyróżniałem się niczym… No, może poza chamstwem.
– King! – Z prawej strony plaży zbliżał się do nas mój najlepszy kumpel.
– Simon – mruknąłem i zrobiłem daszek z dłoni, żeby osłonić oczy przed rażącym słońcem.
Sally posłała mi niezadowolone spojrzenie. Pewnie liczyła, że spędzimy całe popołudnie i wieczór sami, ale miałem to w dupie. Od kilku dni nie widziałem się z kumplami, bo coś mi odpierdalało i nie wychodziłem z domu.
– Gdzie reszta? – Wyszczerzyłem się, na co dziewczyna zrobiła się już wyraźnie wściekła.
– Opalanie w gronie bandy półgłówków nie jest szczytem moich marzeń – wysyczała.
– Wiesz, na czym polega twój problem, Sally? – Mój kumpel opadł ciężko na piasek obok niej. – Ta banda półgłówków ma więcej rozumu od ciebie i czujesz się nieswojo, kiedy nie rozumiesz, o czym rozmawiamy, bo używamy zbyt trudnych słów. – Zaśmiał się i trącił ją łokciem, a ja mimowolnie parsknąłem.
– Jesteś chujem!
– Och, potężnym! – Teatralnie położył dłoń na swoim torsie. – Chcesz zobaczyć? Czy mały ptaszek Liama ci wystarcza?
– Z jego orłem twój pisklak nie może się równać. – Dziewczyna śmiało położyła dłoń na moich spodenkach i ścisnęła palcami mojego kutasa, rzucając mi wyzywające spojrzenie.
– Zaraz się zrzygam... – Skrzywił się z obrzydzeniem.
– Odwalcie się oboje od zawartości moich gaci – rzuciłem obojętnie i wstałem, po czym skierowałem się do wody.
Wziąłem rozbieg i już po chwili moje rozgrzane od słońca ciało doznało ulgi. Przepłynąłem kraulem kilkanaście metrów i po prostu położyłem się na wodzie. Po kilku minutach usłyszałem plusk. Sally podpłynęła do mnie i od razu włożyła rękę w moje spodenki.
– Zabawmy się. – Oplotła palcami mojego członka i zaczęła przesuwać po całej jego długości. – Nie mam majtek.
– A ja gumek – mruknąłem i złapałem ją za nadgarstek. – Odpuść. – Odepchnąłem jej rękę i zacząłem płynąć w stronę brzegu.
– Co się z tobą dzieje? Masz klimakterium?! – krzyczała za mną.
Pozostawiłem jej głupie pierdolenie bez komentarza. Opadłem na ręcznik obok kumpla i zamknąłem oczy. W oddali słyszałem zbliżającą się resztę ekipy, a to oznaczało, że za moment alkohol poleje się rwącym strumieniem. Pozwalaliśmy sobie na picie na plaży, bo zawsze chodziliśmy na taką, gdzie nie pojawiał się nikt poza nami. Zawsze też wybieraliśmy jedną osobę, która pozostanie trzeźwa. Potrzebowaliśmy jednego głosu rozsądku. Tym razem miałem to być ja, bo przyjechałem autem. Musiałem później odwieźć Sally do domu.
– Co jest, stary? – zapytał Jefferson.
– Nic – odburknąłem, nie otwierając oczu. – Opalam się.
– Laska wskakuje ci w gacie, a ty…
– Rosie przyjechała do dziadków – jęknąłem cicho.
– Trzeba było tak od razu – zaśmiał się. – Założyła ci kaganiec czy kłódkę na kutasa? – kpił, ale w chwili, kiedy podniosłem się do siadu i spojrzałem na niego, natychmiast spoważniał. – Okej, już milczę.
Simon wiedział wiele, ale nie wszystko. Powiedziałem mu tylko, że moje drogi z Rosie się rozeszły, ale nie wspomniałem, że zrobiłem z siebie totalnego frajera, myśląc, że mogłaby być moją dziewczyną. Przez długie miesiące udawałem, że straciłem koleżankę, a nie pierwszą miłość.
Miałem ochotę zawyć na samą myśl, jakim byłem idiotą. Nie wyleczyłem się z tego gówna, a jej przyjazd uświadomił mi to zbyt dosadnie. I jeszcze jej stan… Z jednej strony chciałem dowiedzieć się, co się stało, a z drugiej wolałem udawać, że mnie to nie obchodzi.
– A co to za grobowa atmosfera? – rzucił Nick, stawiając przed nami karton z piwem. – Pijcie, emeryci, żeby kije w waszych dupach miały się w czym rozpuścić.
Obok mnie zmaterializowała się obrażona Sally, która z pewnością nie przywykła do tego, żeby ktoś odmawiał jej pieprzenia. Musiałem się ogarnąć i wrócić do normalności, która została chwilowo zburzona przez pojawienie się Rosie.
– Wyjedziemy wcześniej. – Puściłem do niej oko i zawiesiłem na jej karku swoje ramię, tym samym składając obietnicę, że dostanie to, czego chciała.
***
Wsiedliśmy do mojego wozu, odpaliłem silnik i ruszy-łem w kierunku nieuczęszczanej leśnej drogi. Zatrzymałem się gdzieś w połowie i odsunąłem maksymalnie swój fotel. Wyjąłem ze schowka prezerwatywę i podałem dziewczynie.
Sally uśmiechnęła się z satysfakcją. Zdjęła spod swojej krótkiej sukienki majtki i od razu zabrała się za zsuwanie moich spodenek. Pochyliła się i natychmiast wzięła go głęboko do ust. Podobało mi się to, że nie musiałem jej nic mówić, a ona doskonale wiedziała, co ma robić.
Odchyliłem się nieco do tyłu i wypchnąłem biodra ku górze, wypełniając członkiem jej gardło. Nawet na moment się nie zakrztusiła. Zebrałem z jej pleców blond włosy i zawinąłem wokół swojego nadgarstka.
Ssała mnie żarliwie, a ja zamknąłem oczy, pozostając całkowicie biernym. Nagle pod powiekami ujrzałem, zamiast niebieskich oczu Sally, karmelowe, błyszczące tęczówki Rosie. Zamiast blond włosów oplatających mój nadgarstek zobaczyłem brązowe z jasnymi refleksami.
– Kurwa – syknąłem i poderwałem głowę. – Dość. – Pociągnąłem dziewczynę za włosy, a ona spojrzała na mnie zaskoczona. – Załóż – rozkazałem i kiwnąłem głową na prezerwatywę, która teraz leżała na siedzeniu obok.
Posłusznie otworzyła opakowanie i sprawnie naciągnęła na mnie gumkę, po czym bez zbędnych wstępów dosiadła mnie i zaczęła ujeżdżać. Nie było tu miejsca na czułe gesty, nie całowaliśmy się, nie dbaliśmy o nastrój i inne pierdoły.
Oboje wiedzieliśmy, o co nam chodzi, i choć wszyscy uważali nas za doskonałą parę, nikt nie miał pojęcia, że nie było pomiędzy nami żadnych uczuć. Przynajmniej nie z mojej strony.
– Dobrze – mruknąłem, kiedy przyspieszyła i zaczęła nabijać się na mnie do samego końca. Starałem się nie przymykać powiek, żeby znów nie zobaczyć dziewczyny, której widzieć nie chciałem.
Pieprzyliśmy się prymitywnie jak zwierzęta. Byle tylko osiągnąć fizyczne spełnienie, nic więcej się nie liczyło. Przytrzymałem mocno jej biodra i pchnąłem kilkukrotnie, a kiedy z ust Sally wypłynął spazmatyczny jęk, a jej ciało zaczęło drżeć, przestałem się powstrzymywać i pozwoliłem, żeby i przez moje ciało przeszła fala orgazmu.
Chwilowa ulga.