Seria Czarci dom i inne słowiańskie opowiadania erotyczne - Catrina Curant - ebook

Seria Czarci dom i inne słowiańskie opowiadania erotyczne ebook

Catrina Curant

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

"– Czym jesteś? – Nie odrywała od niego spojrzenia. Był dziwny, nieludzki, a jednocześnie tkwiło w nim coś niesamowitego.

– Bardzo chcesz wiedzieć? – Usta ułożyły mu się w złośliwy uśmiech. Był coraz bliżej, omijał łóżko, poruszał się wolno, jakby nie chciał jej spłoszyć.

– Tak. – Zdała sobie sprawę, że to wyszeptała. Był blisko, tak blisko, że poczuła jego zapach, jej ciało zareagowało na to bez jej wiedzy; był męski, mocny, naturalny.

– Pocałuj mnie, a ci powiem. – Zatrzymał się, stał idealnie przed jej ręką, wystarczyło nacisnąć guzik, a gaz by w niego uderzył, dając jej czas na ucieczkę.

„To sen, sen, sen!" – krzyczała do siebie w myślach, a jednocześnie zdawała sobie sprawę, że sen nie może być aż tak wyraźny, tak pachnący. „Ma zimną dłoń, niczym listopadowa noc" – przyszło jej znów do głowy. Wyłuskał jej spray z dłoni i rzucił go niedbale na podłogę. Trzymała kołdrę niczym tarczę, zdając sobie sprawę, że sama pozwoliła sobie na bezbronność."

Co kryje się w starym domu w środku lasu? Pożądanie krąży jej w żyłach jak trucizna, która zatruwa zdolność odróżniania jawy od snu. A może sny tak naprawdę są jawą? Julia zawsze miała problemy z nawiązywaniem znajomości i relacji, samotność jej odpowiada, więc gdy dostaje w spadku stary dom, uznaje to za zrządzenie losu. Pakuje cały dobytek i Bohuna – wielkiego kocura – i wprowadza się do ruiny po ciotce, którą ledwo znała. Sielanka przestaje być sielanką, gdy okazuje się, że dom jest zamieszkany, a dziki lokator absolutnie nie chce z nią mieszkać. Nie wie, czym jest: wytworem umysłu, duchem czy demonem, który bawi się jej snami, ale oprócz niechęci, którą do siebie czują, pojawia się też pożądanie, któremu nie potrafią się oprzeć. Dodatkowo coś czai się w lesie, a mieszkańcy z lękiem opowiadają o starej Kruczycy.

Czarci Dom skrywa wiele tajemnic, a Julia niebawem pozna te mroczniejsze oraz te, które rozpalą jej krew...

Istoty z dawnych słowiańskich opowieści: szalone, zabójcze i fascynujące. Wiły, rusałki, południce, demony – zostały już dawno zapomniane, a strach przed nimi wygasł.

A gdyby jednak wciąż żyły między nami?

Catrina Curant zaprasza Czytelniczki i Czytelników do świata, w którym wszystko jest możliwe. Nawet to, że demon potrafi kochać.

Odważysz się wejść do lasu?

Zbiór zawiera serię „Czarci dom" oraz cztery inne opowiadania erotyczne o świecie pełnym tajemniczych stworzeń oraz pożądania sprawiającego, że przekraczamy granicę tego, co znajome.

Czarci dom 1: Nocny demon

Czarci dom 2: Leśniczy i wilk

Czarci dom 3: Zagubiona w lesie

Czarci dom 4: Nie jestem twoją własnością

Czarci dom 5: Diabelska miłość

Czarci dom 6: Przebudzenie wiedźmy

Leszy, demon lasu, i Córka Lisa

Morena, bogini zimy

Wiła

Noc Kupały: Zaklęty

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 190

Oceny
4,3 (12 ocen)
7
2
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AgaAgi

Nie oderwiesz się od lektury

Mile spędzony czas czytając te inne opowieści.
00

Popularność



Podobne


Catrina Curant

Seria Czarci dom i inne słowiańskie opowiadania erotyczne

Lust

Seria Czarci dom i inne słowiańskie opowiadania erotyczne

Zdjęcie na okładce: Shutterstock

Copyright © 2023 Catrina Curant i LUST

Wszystkie prawa zastrzeżone

ISBN: 9788727102252 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

www.sagaegmont.com

Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.

Czarci dom 1: Nocny demon – seria erotyczna

Samochód, którym jechała, miał dokładnie tyle lat, co ona. Z jednej strony trochę ją to bawiło, z drugiej zdawała sobie sprawę, że jest w tym coś okrutnego. Za każdym razem, gdy dochodziła nowa rysa, gdy kolejna cześć się psuła albo gdy nie chciał odpalić, wyobrażała sobie, że się starzeje. Powinna była sprzedać mazdę już szmat czasu temu, ale prawda była taka, że kochała ten samochód. Jego brzmienie, to, że miał w sobie tak mało elektroniki, i to, że przeżył z nią tyle przygód. Teraz jechała na kolejną, rzucając wszystko, co znała do tej pory, z nadzieją, że może chociaż raz w życiu rzeczywistość jej pomoże zamiast rzucać kłody pod nogi na każdym kroku.

– Za pięćset metrów skręć w lewo. – Nawigacja prowadziła ją od kilku godzin, a teraz miała doprowadzić do miejsca, które – jak się okazało miesiąc wcześniej – dostała w spadku. Dom z osiemnastoma hektarami ziemi. Podatek spadkowy pogrążył całe jej oszczędności; niewiele myśląc, sprzedała też kawalerkę, a teraz z resztą gotówki oraz bagażnikiem rzeczy jechała zobaczyć, jak będzie wyglądał jej nowy dom. Na tylnym siedzeniu rozpaczliwie zamiauczał kot, miał dosyć podróży, zresztą ona także.

– No już, Bohun, zaraz dojedziemy.

Bestia z tyłu zasyczała w odpowiedzi. Kota przygarnęła rok wcześniej ze schroniska. Już wtedy, mimo że był mały, wyglądał jak kawał zabijaki. Nie miał lewego oka, syczał w klatce na każdego, kto podchodził, i podobno drapał. Jej nie podrapał. To była miłość od pierwszego wejrzenia, chociaż gdy zabrała go do domu, stwierdziła, że to będzie toksyczna miłość. W pierwszym dniu podarł jej książkę, zaatakował chłopaka i zajął fotel, który do tej pory był jej. Chłopak zerwał z nią miesiąc później, a ona podejrzewała, że Bohun miał w tym zerwaniu dosyć duży udział; nie zmieniało to faktu, że odetchnęła z ulgą, bo sama zbierała się do odejścia od pół roku. Miłość z liceum w pewnym momencie stała się przyzwyczajeniem, które przeszło w lekką niechęć, ale wspólne mieszkanie i znajomi jakoś trzymały ich razem. Bohun stał się piękną kością niezgody, a fakt, że nienawidził Jakuba żywą nienawiścią, stanowczo pomógł.

Nawigacja poinformowała, że jest u celu podróży. Zatrzymała samochód i sprawdziła w telefonie, jednak komunikat brzmiał jasno: była na miejscu. Spróbowała się połączyć z internetem, ale strony nie chciały się załadować. Wcześniej w domu sprawdzała w Google Earth, jak wygląda teren. Odpaliła silnik – z tego, co pamiętała, powinna pojechać polną drogą do stawu, a potem skręcić w prawo. Ruszyła wolno. Droga nie należała do najlepszych, a jej samochód stanowczo nie był terenowy, więc z każdą kolejną dziurą modliła się o to, aby nic się nie urwało. Od miesiąca zastanawiała się, czemu ciotka przepisała dom na nią – praktycznie się nie znały, zresztą ciotkę mało kto znał. Siostra jej mamy trzymała się na uboczu rodziny, pojawiała na ślubach, pogrzebach, zresztą to na pogrzebie rodziców widziała ją ostatnio, ale oprócz kondolencji nie zamieniły ani słowa. O jej śmierci usłyszała dopiero w dniu odczytania testamentu, na które to wydarzenie dostała oficjalne wezwanie sądowe.

Staw był duży, porośnięty z każdej strony, z małym pomostem, który ewidentnie nadawał się tylko do spalenia. Dom znajdował się kawałek dalej, a ona jęknęła na wpół rozczarowana. Był piękny, olbrzymi, w pałacowym stylu, ale był też praktycznie ruiną. Wysiadła i wyciągnęła kota, który fuknął i się wyrwał. Stała i patrzyła. Kot siedział i zdawało się, że też patrzy. Cały budynek porastały dzikie winorośle, a ona zadrżała na myśl, że ich macki wdzierają się do środka. Połowa budynku miała okna zabite deskami, byle jak dobudowano mały ganek, ale wyglądało na to, że właśnie tam znajdowało się wejście do bardziej zamieszkanej części. Klucz pasował, drzwi skrzypnęły i ku jej niewysłowionej uldze światła się zapaliły. Weszła do kuchni, drewniane podłogi wymagały cyklinowania, kaflowy piec był w rewelacyjnym stanie, szafki kuchenne i stół wyglądały na solidne. Nie było brudno, chociaż wszędzie zdążyły się pojawić pajęczyny i kurz, który pokrył blaty regularną warstwą. Odkręciła kran i przez chwilę wstrzymała oddech, ale kran zakaszlał i wypluł wodę.

– Witaj w domu! – powiedziała do kota, który wskoczył na krzesło. Godzinę później usiadła z herbatą na progu i zapatrzyła się na staw. Robiło się ciemno, słońce odbijało się od powierzchni, a żaby zaczynały swój wieczorny koncert. Poczuła się jak w domu, jakby wreszcie odnalazła swoje miejsce na świecie. Wyciągnęła telefon, ale praktycznie nie przyszedł jej do głowy nikt, do kogo chciałaby zadzwonić. Miała problem z nawiązywaniem relacji, szczególnie bliższych, przyjacielskich. Były w jej życiu koleżanki, ale czy którąś interesowało, co teraz robi? Wątpiła w to mocno. Bohun otarł się o jej nogę i poszedł oglądać teren, jemu ewidentnie podobało się nowe miejsce do życia.

***

Czuła, że się dusi, otworzyła oczy i z trudem wciągnęła powietrze. Odrzuciła kołdrę i wstała. Otworzyła okno i z ulgą wciągnęła powietrze. Było lekko wilgotne, jakby ta wilgoć ciągnęła od stawu. Założyła kapcie i narzuciła na plecy szlafrok. Kota nigdzie nie było, chociaż zwykle spał na niej z uporem maniaka, ale wydawało się, że tutaj interesuje go wszystko, a spanie najmniej.

– Zdrajca – mruknęła pod nosem. Nie gasiła światła na korytarzu i w kuchni, czuła się w domu jeszcze nieswojo, a to dawało poczucie bezpieczeństwa. Wstawiła czajnik na gaz i poszła do łazienki zrobić siku i umyć twarz. Był środek nocy, ale czuła, że już nie zaśnie. Umyła zęby i spojrzała w lustro. Włosy sterczały jej na wszystkie strony, nigdy nie umiała ich ujarzmić. Obcinała je więc na krótko i dawała spokój. Były czarne, co całkiem ładnie kontrastowało ze zbyt jasnymi oczami. Zawsze jej się wydawało, że ciemnowłose kobiety mają ciemne oczy, ona jednak akurat swoje odziedziczyła po rodzinie ojca. Były szare z drobinkami zieleni, teraz miała pod nimi cienie. Pokazała odbiciu język i wróciła do kuchni.

Stał przy czajniku, który teraz jak na życzenie zaczął gwizdać. Zamarła – z szoku, strachu czy zdziwienia, sama nie wiedziała. Mężczyzna jak gdyby nigdy nic ściągnął czajnik i zalał wodą herbatę, którą sobie przygotowała. Potem się odwrócił, a ona krzyknęła. Słyszała jeszcze śmiech, mroczny, nieprzyjemny śmiech. Jej auta nie było przed domem; odwróciła się i zobaczyła, że wyszedł za nią. Przerażenie ścisnęło jej żołądek, zaczęła biec w stronę drogi, gubiąc po drodze kapcie. Nagie stopy piekły, wiedziała, że jest blisko, był szybszy. Dopadł ją i złapał, próbowała się wyrwać, ale podniósł ją bez trudu jak szmacianą lalkę i zarzucił na ramię. Szli w stronę stawu, a ona krzyczała i tłukła go pięściami w plecy. Miał ogon. Świadomość ta mocno w nią uderzyła, że zamarła na chwilę, a potem wrzasnęła głośniej. Był szczupły, ale silny, jego ramię trzymało ją tak, że nie miała możliwości ruchu. Wcześniej w kuchni zobaczyła twarz, która ją przeraziła, bo nie była twarzą ludzką – zbyt pociągła, z dziwnymi brwiami i ustami, które wydawały się nienaturalnie ostre. Miał na sobie podartą gdzieniegdzie koszulkę i spodnie, które widziały lepsze czasy.

– Puszczaj mnie! – krzyknęła, a gdy ją puścił, zachwiała się na deskach pomostu i złapała go za ramię, aby się nie wywrócić. Byli tego samego wzrostu. Odskoczyła do tyłu, ale byli na pomoście. Za nią znajdowała się woda, a na środku stał on. Noc była jasna, jego żółte – niczym kocie – oczy lekko świeciły, wpatrując się w nią uparcie.

– Czego chcesz? Czym jesteś? – Serce tłukło jej w piersi, bała się, panicznie się bała.

– Ładna, ale głupia – stwierdził i się roześmiał. Zrobił krok w jej stronę, a ona cofnęła się, zdając sobie sprawę, że jeszcze krok i wpadnie do stawu, a nie potrafiła pływać. Miał ogon, który jakby żył własnym życiem; był długi i ciemny jak jego skóra. Poruszał się tak jak koci ogon – powolnie, majestatycznie.

– Zostaw mnie, proszę. – Z trudem przełknęła ślinę. Wyciągnął dłoń, jakby chciał dotknąć jej policzka, ale odtrąciła jego rękę. Znalazł się przy niej tak szybko, że nie zdążyła odskoczyć, ogon owinął się jej wokół bioder, przytrzymując ją. Walczyła, ale unieruchomił ją bez trudu, poczuła jego palce na policzku, a potem zbliżył swoją twarz do niej i zlizał łzy. Usłyszała jego śmiech i wpadła do wody.

***

Otworzyła oczy i z trudem złapała powietrze. Kołdra zawinęła się jej na twarzy, dusząc, topiąc w koszmarze. Zerwała ją z siebie, odrzuciła i usiadła. Bohun siedział nastroszony na parapecie okna, wpatrywał się w nią, ale nagle po kociemu stracił zainteresowanie, złagodził sierść i położył się, zwijając w kulkę. Przetarła policzek nerwowo, sen jeszcze w niej majaczył, upiornie realny. Wstała i włożyła kapcie, wybuchając śmiechem, bo déjà vu było denerwujące. Denerwowało ją na tyle, że wchodząc do kuchni, rozejrzała się nerwowo, jakby oczekując, że dziwny stwór pojawi się i tutaj. Wyjrzała przez okno, ale było ciemno, zupełnie inaczej niż w jej półśnie, gdzie księżyc w pełni oświetlał noc niczym lampa. Pokręciła się po kuchni, odwlekając moment, w którym pójdzie do łazienki. Czajnik zagwizdał, a ona nalała wrzątku do mięty. Zaśmiała się nerwowo i poszła się załatwić, a gdy wyszła, w kuchni był tylko Bohun, patrzący wymownie na pustą miskę. Podrapała go za uchem, co przyjął łaskawie, i nasypała chrupek do miski, co zupełnie go nie zainteresowało. Pokręciła głową.

– Jutro zrobię normalne zakupy, okej, łachudro? – mruknęła i wróciła do sypialni. Zaczęła czytać, a gdy słońce wstało, odkryła, że zasnęła z twarzą wbitą w papier, tym razem snem bez snów.

Dzień przyniósł kilka odkryć. Jednym było to, że absolutnie żaden klucz nie pasował do drzwi prowadzących do drugiej części domu. Próbowała je otworzyć siłą, ale przy masie niecałych sześćdziesięciu kilogramów okazało się to niewykonalne. Następnym była martwa mysz leżąca na progu i zadowolony z siebie, dumnie miauczący Bohun. Szerszenie mieszkające w gruszy były odkryciem bolesnym. Apteczka ciotki była za to wyposażona we wszystko, od antybiotyków po środki na ugryzienia i kolorowe plastry. W toaletce znajdował się jej dziennik, zapisany koszmarnym pismem, a szafy wypełnione książkami usprawiedliwiały brak telewizora, za to fakt, że nie ma Internetu, a zasięg sieci komórkowej jest, delikatnie mówiąc, słaby – lekko ją dobił.

Zdziwiła się, że dom mimo wszystko nie był ruszony – wcześniej bała się szabrowników, kupiła sobie nawet gaz pieprzowy, ale nie znalazła innych śladów niż zwierzęce, prawdopodobnie sarnie, chociaż na tropach znała się średnio. W swoim życiu znała się na kilku rzeczach, które na szczęście pozwalały jej utrzymać się i uniknąć pracy w korporacji. Miała niekłamany talent do języków i w tej chwili znała ich sześć, była w trakcie nauki kolejnego. Innymi słowy: mogła pracować w domu, robiąc to, co lubi – tłumacząc książki i teksty popularnonaukowe na inne języki. Dzięki temu od dwóch lat miała całkiem przyjemny dochód i własną działalność.

Zamknęła dom i wsiadła do samochodu, migawka z nocy pojawiła się natychmiastowo. Auta wtedy nie było; pokręciła głową zdumiona, sen wepchnął jej się w pamięć i nie mogła się go pozbyć. Wcześniej poszła nad staw, ale kładka była zbyt rozwalona, aby mogła na niej stanąć. Przez chwilę zastanawiała się, jak głęboki jest. Odpaliła i ruszyła, do najbliższej wioski miała sześć kilometrów, ale do najbliższego sklepu – dziesięć. Musiała zacząć planować zakupy z wyprzedzeniem i na dłużej, bo opcja wypadu po chipsy raczej odpadała.

***

Zakupy zrobiła jednak w mieście, w sieciówce, do której miała czterdzieści minut drogi, ale za to było wszystko, a planowała zaopatrzyć się na miesiąc i do sklepu w Łomiankach wyskakiwać tylko po chleb i nabiał. Weszła teraz niepewnie do środka, zawsze czuła się nieswojo w małych sklepikach, jakby wystawiona na widok, ale oprócz zakupów potrzebowała informacji. Musiała znaleźć kogoś, kto będzie w stanie pomóc jej w drobnych naprawach. Najlepiej byłoby mieć kogoś jak pan Marek, którego zatrudniała we Wrocławiu i który umiał naprawić zlew, zmienić lampę, a jak było trzeba, pomóc ze skręceniem mebli.

– Pomoc w czymś? – Ekspedientka była w jej wieku, może odrobinę starsza. Uśmiechała się sympatycznie, widząc jej dezorientację.

– Dzień dobry, w sumie chciałam chleb, masło i mleko. I jajka. – Zapomniała o jajkach wcześniej.

– Chleb masz po lewej, a jajka za piwem. – Piwo było stanowczo lubianym asortymentem sklepu, bo stało w paletach w każdym rogu. – Masło i mleko mam w ladzie. Normalne chcesz czy margarynę? – dopytała, nabijając pieczywo na kasę.

– Zwykłe masło. – Julia odetchnęła wewnętrznie i zebrała się w sobie. – Ja wprowadziłam się do domu w Kamionce, w sensie w lesie. No, po Kruczyńskiej – powiedziała szybko, ktoś wszedł do sklepu, ale zniknął za regalami. – I szukam złotej rączki. W sensie kogoś, kto zajmuje się budowlanką czy czymś – motała się coraz bardziej, klnąc w duchu na siebie i swoją aspołeczność.

– Czekaj, mieszkasz w Czarcim Domu?! – Ekspedientka spojrzała na nią z ekscytacją w oczach. – Po Kruczej Wariatce?!

Julia poczuła, że robi jej się cholernie zimno i nieprzyjemnie, a potem skinęła głową. Stara kobieta, która wcześniej weszła, teraz przysłuchiwała się rozmowie z zainteresowaniem.

– Jak Czarci Dom? – zapytała, a tamta spojrzała na nią z lekkim politowaniem i współczuciem.

– No duchy. Nikt tam nie chodzi, bo straszy. Podobno ona była satanistką czy coś. – Dziewczyna zapakowała jej rzeczy do jednorazówki.

– Weź dziewuchy nie strasz – odezwała się starsza. – Kruczyńska była lekko świrnięta i tyle. A że gównarzerię goniła ze swojego terenu, to nic dziwnego.

– A jak po jej śmierci tam pojechał ksiądz? – Młoda wzięła się pod boki, już całkiem ignorując Julię.

– To co niby? – Stara patrzyła na nią bykiem.

– To go szerszenie pożarły! – Młoda niemal tupnęła nogą, a Julia pomyślała, że znalazła się w jakiejś innej rzeczywistości, w której takie sceny mają rację bytu. Dotąd mieszkała w zachodniej części Polski i wydawało jej się, że cały kraj jest taki jak Wrocław, a teraz okazywało się, że nie. I o dziwo, to starsza z kobiet wydawała się rozsądniejsza.

– Są szerszenie – stwierdziła Julia, ale nikt jej nie słuchał.

– Ja bym się bardziej bała tego, w jakim stanie jest ta ruina. Wrona nic tam nie robiła przez lata, to się musi zawalić. – Odwróciła się staruszka i popatrzyła na Julię, dziewczyna automatycznie poczuła się mała i krucha. – Sprzedaj to w cholerę, tyle ci radzę – powiedziała i wyszła, nie robiąc zakupów. Julia zapłaciła za swoje, unikając wzroku ekspedientki i bojąc się, że ta zacznie opowiadać kolejne historie, i uciekła do auta. Jadąc, kręciła głową z niedowierzaniem. „Czarci Dom. Jak z taniego horroru, brakuje jeszcze wieśniaków z widłami, topielca w stawie i trupa w piwnicy” – pomyślała, skręcając na swoją drogę.

Spociła się, wnosząc zakupy; dzień robił się coraz piękniejszy, lato w pełni. Ściągnęła spodnie i koszulkę, a po chwili zastanowienia również stanik, którego nie znosiła, i włożyła sukienkę. Lubiła ją za pojemne kieszenie. Lodówka działała, chociaż wydawało się, że robi to już bardziej z przyzwyczajenia, więc Julia zanotowała w pamięci, że powinna kupić nową, najlepiej większą, aby uniknąć wyjazdów na zakupy. Po dzisiejszej akcji doszła do wniosku, że maszyna do chleba też jest opcją. Nałożyła jeść Bohunowi, który wzgardził również mokrą karmą, i zrobiła sobie kanapkę. Planowała posprzątać, cały dom, a przynajmniej część, do której miała dostęp. Wieczorem absolutnie wykończona wypiła piwo i położyła się spać, zawijając w pościel jak w kokon.

Czuła żar, rozlewał się po jej ciele. Otworzyła oczy. Śniło jej się, że uprawia seks. Przymknęła powieki, starając się złapać nić snu. Tęskniła za seksem, za tym cudownym uczuciem, gdy wszystko przestaje się liczyć, gdy najważniejszy na świecie jest dotyk, smak i zapach. Ściągnęła koszulę, w której spała, zsunęła majtki. Pościel ocierała się o jej ciało, a ona chciała przez chwilę udawać, że jest to kochanek, mężczyzna ze snu. Jego dłoń była jej dłonią, ale to nieważne, nie w tej chwili. Pieścił ją delikatnie, stale zwiększając nacisk, przyspieszając tempo. W jej śnie był silny, jego ciało idealnie współgrało z jej, jego skóra była chłodna jak listopadowa noc, ale język gorący, zachłanny. Całował ją, lizał po stukach, aby zejść niżej i ssać, podgryzać jej kobiecość. Fala orgazmu rozlała się w niej przyjemnie, ale nie poczuła spokoju, który zwykle za nią szedł, miała wrażenie, że tym razem orgazm był tylko wstępem, początkiem. Zgubiła się, czy śni, czy jest w półjawie, ale nie chciała się budzić. Tak dawno się nie kochała, nie tak, aby odpłynąć, a teraz sama ze sobą w środku nocy traciła zmysły. Przeciągnęła dłonią po piersiach, były pełne, a jednocześnie przyjemnie miękkie; musnęła się po sutkach, a potem złapała je mocno i ścisnęła. Mężczyzna przygryzł je, sprawiając ból, męczył je, liżąc i gryząc na zmianę, jego silna dłoń je ściskała. Krzyknęła cicho, rozpaczliwie, żar rozlał się po całym ciele, był jak energia, która wypełnia na sekundę każdą kroplę krwi, a potem znika, zostawiając ciepło. Jej wyobraźnia narzucała mu rysy, nadawała kształty twarzy, a gdy ją całował, zobaczyła, że oczy lśnią mu kocim blaskiem. Jej palce poruszały się w środku, coraz bardziej gorączkowo, biodra podniosły się zapraszająco. Polizał ją po policzku i roześmiał się, zmarszczyła brwi, ten śmiech jej nie pasował, nie do tego, co robiła, do wyobraźni. Otworzyła oczy i usiadła na łóżku, przykrywając się nerwowo kołdrą.

– Bardzo ładnie, szczególnie podobał mi się ten moment, gdy narzuciłaś mu moje rysy. Majstersztyk! – powiedział, a ona zaczęła krzyczeć.

– Wynoś się! – Złapała stojącą koło łóżka lampkę i rzuciła w niego, ale przedmiot nie doleciał, bo kabel odłączył się z kontaktu z trudem i znacząco spowolnił lot. Rozbawiło go to, bo roześmiał się głośno. Zdołała zejść z łóżka i dalej przykrywając się kołdrą, wycofała się do ściany.

– Interesuje mnie tylko, czy bardziej lubisz, jak boli, czy jak jest delikatnie – zastanawiał się na głos, ale nie ruszył od okna. Wyciągnęła ze szlafroka gaz pieprzowy i teraz stała, jedną ręką trzymając opadającą uparcie kołdrę, a drugą puszkę.

– Nie zbliżaj się! – Próbowała opanować głos, ale dalej brzmiał piskliwie.

– A czy ja gdzieś idę? – zapytał zdumiony. – Nie powiem, to, jak ścisnęłaś sutki, było chyba najfajniejsze – mówił dalej, nie odrywając od niej spojrzenia. – Chociaż zrobiłbym to lepiej, mocniej. I wszedłbym w ciebie jednym pchnięciem. – Ton głosu mu się zmienił. Ręka jej zadrżała, chociaż może to nie ręka, może to całe ciało. – Pachniesz jak samica w rui, niemal czuję, jak z ciebie cieknie. Zlizywałbym to pomału i chętnie pocałowałbym ten mały pieprzyk, który tam masz.

Trzymała kołdrę rozpaczliwie, dłoń drżała jej cały czas, a dziwny mężczyzna nie przestawał mówić. Jego głos niemal hipnotyzował, była przerażona, ale ciało ją zdradzało. Z każdym jego zdaniem jej cipka pulsowała mocniej, czuła, że jest wilgotna, że sterczące sutki ocierają się o kołdrę.

– Przestań – powiedziała, już nie krzycząc, głos uwiązł jej w gardle.

– Ty zaczęłaś. – Zaśmiał się, a jego ciemne usta rozciągnęły się w uśmiechu. Miał czarne włosy, które spadały mu na kark; spod nich wystawały spiczaste niczym elfie uszy. Musiał mieć dziwne ramiona, bo koszulka nie układała się tak jak na ludzkich, a podnosiła lekko. Była sprana, w kilku miejscach dziurawa, ale mimo to Julia dostrzegła napis „Queen”. Ciemne dżinsy wisiały mu na biodrach; spojrzała, nie mogła się oprzeć, musiał być tam wielki. Dostrzegł to spojrzenie, bo prychnął cicho.

– Chcesz zobaczyć? Ciekawskie stworzenie. – Zrobił krok w jej stronę.

– Nie podchodź, bo dam ci tym gównem po oczach! – Bała się, ale ten strach, mieszając się z podnieceniem i nierealnością sytuacji, sprawił, że mimo wszystko się uspokajała – jakby fakt, że to jest tak dziwne i nienormalne, nadawał temu inny wymiar.

– Przecież nic ci nie zrobię – stwierdził cicho, niemal mrucząc. – Nic, czego sama sobie przed chwilą nie robiłaś.

Stał teraz przy łóżku, ona z jednej strony, dotykając plecami zimnej ściany, on z drugiej, jakby zastanawiając się, co zrobić.

– Czym jesteś? – Nie odrywała od niego spojrzenia. Był dziwny, nieludzki, a jednocześnie tkwiło w nim coś niesamowitego.

– Bardzo chcesz wiedzieć? – Usta ułożyły mu się w złośliwy uśmiech. Był coraz bliżej, omijał łóżko, poruszał się wolno, jakby nie chciał jej spłoszyć.

– Tak. – Zdała sobie sprawę, że to wyszeptała. Był blisko, tak blisko, że poczuła jego zapach, jej ciało zareagowało na to bez jej wiedzy; był męski, mocny, naturalny.

– Pocałuj mnie, a ci powiem. – Zatrzymał się, stał idealnie przed jej ręką, wystarczyło nacisnąć guzik, a gaz by w niego uderzył, dając jej czas na ucieczkę.

„To sen, sen, sen!” – krzyczała do siebie w myślach, a jednocześnie zdawała sobie sprawę, że sen nie może być aż tak wyraźny, tak pachnący. „Ma zimną dłoń, niczym listopadowa noc” – przyszło jej znów do głowy. Wyłuskał jej spray z dłoni i rzucił go niedbale na podłogę. Trzymała kołdrę niczym tarczę, zdając sobie sprawę, że sama pozwoliła sobie na bezbronność.

– A jak zrzucisz kołdrę, powiem ci nawet, kim ty jesteś. – Jego język był ciepły, całował badawczo, zaciekawiony, wyczuła w tym jakaś niepewność, a ona ze zdumieniem zdała sobie sprawę, że musiał robić to pierwszy raz. Podniosła rękę i włożyła mu dłoń we włosy, ku jej zdziwieniu były miękkie, jedwabiste. Oddała pocałunek, prowadząc go i pokazując, jak można to robić. Pocałowała mu skraj ust, kończąc i zabierając dłoń.

– Kim jesteś? – zapytała cicho. Był tak blisko, a po tym pocałunku cały jej strach gdzieś zniknął. Była ciekawa, sen był ciekawy, bo to był sen, zdała sobie z tego sprawę, a to ją uspokoiło. Sny są bezpieczne.

– Głupia. – Zaśmiał się złośliwie, jego głos nie był już kuszący. – Masz się stąd wyprowadzić. – Oparł rękę o ścianę przy jej twarzy, jego ogon zaczął nerwowo drżeć. Znała ten ruch, ogon Bohuna robił tak, gdy kot był zirytowany i zwykle kogoś wtedy drapał. Zamarła.

– Dlaczego? – spytała, a on złapał ją za brodę, zrobił to szybko i boleśnie.

– Bo następnym razem nie będę miły – wysyczał jej do ucha, przygniatając sobą.

– To mój dom – wykrztusiła, a on złapał za kołdrę i zerwał ją z niej. Odwrócił ją jednym ruchem i pchnął na ścianę, szarpnęła się, ale złapał jej ręce i unieruchomił nad głową. Nagle ją puścił i się odsunął. Złapała kołdrę i gaz, drzwi się uchyliły i wszedł kot. Bohun był większy niż w rzeczywistości, lśnił lekko. Usiadł przed nią i spokojnie zaczął myć łapę, ignorując mężczyznę.

– To MÓJ dom – ryknął wściekle. Widziała, że chce powiedzieć coś jeszcze, ale zrezygnował. Patrzyła, jak wychodzi, zamykając drzwi od sypialni.

Otworzyła oczy i wpatrywała się w sufit. Bohun spał jej w nogach. Wstała i podeszła do okna. Była naga. Przygryzła policzki od środka. Było jej gorąco, podniosła dłoń i powąchała ją. Na skórze został jego zapach, to musiał być jego zapach. Czarci Dom. Zdała sobie sprawę, że faktycznie jest nawiedzony. Przez chwilę wpatrywała się w ciemność na zewnątrz. Powinna się teraz pakować, wsiadać w auto i uciekać. To było rozsądne. Pytanie, czy ona była. Czy chciała być? Kiedyś jako mała dziewczynka śniła wyraźne sny, podróżowała tak po świecie, tworzyła całe światy, a potem okazało się, że lepiej o nich nie mówić. Prawda była taka, że od kilku lat starała się dopasować do tego, czego chce otoczenie. Do szkoły, uczelni, społecznych standardów; próbowała żyć jak inni, mimo że sprawiało jej to tak wielki trud. Tu poczuła się jak w domu, w otoczeniu lasów, w domu na uboczu. A teraz ktoś chciał ją stąd wyrzucić.

– Niedoczekanie – krzyknęła. – Twoje niedoczekanie, dupku!

Kot obudził się i zeskoczył z łóżka, ocierając się o jej nogę. Podniosła go i pogłaskała. Nałożyła mu w kuchni śmietanki i postawiła koło miski, zdawało się, że dbał sam o swoje wyżywienie, ale nie wzgardził smakołykiem. Nalała herbaty do kubka – lubiła swój kubek, ceramiczny, zrobiła go kiedyś na zajęciach, odciskając w nim liście porzeczki. Kubek nie był idealny, miał dziwne krzywizny, ale był jej. Od początku do końca. Tak jak ten dom, a ona miała zamiar walczyć o swoje. Chociażby z duchami. Czy raczej z duchem, który nie umiał całować.

***

Wzięła zimny prysznic i się ubrała. Jeden sen mógł być dziwny, dwa sugerowały, że to, co się w nich dzieje, nie jest przypadkowe. Pewnie zrzuciłaby to na karb szaleństwa, ale wczorajsza rozmowa sugerowała, że szalona nie jest. Mogła nie wierzyć w duchy, ale jeden mieszkał w tym domu bez względu na to, co chciałaby sobie wmawiać. Jeżeli organizował podobne sny ciotce, to nic dziwnego, że Wrona oszalała, chociaż wtedy powinien raczej umieć całować, nawet we śnie. Postanowiła, że w najbliższym czasie zacznie rozszyfrowywać pamiętniki, chociaż pismo ciotki było upiorne. Sprawdzi też, w jaki sposób pozbyć się go z domu. I musi kupić kawę, nie znosiła jej, ale nie miała zamiaru spać, dopóki on tak bezkarnie poczyna sobie w jej snach.

– Wracam za godzinę! – krzyknęła w przestrzeń. – Nie myśl, że się ciebie boję! – dodała jeszcze i trzasnęła drzwiami.

Zasięg złapała kilka kilometrów dalej. Wyjęła z samochodu koc i usiadła z telefonem pod dębem, połączyła się z Internetem. „Jak się pozbyć duchów” wpisane w Google zaowocowało całą gamą stron. Prychnęła poirytowana, gdy w pierwszej stronie, która jej wyskoczyła, pojawiło się, że ma przygotować ołtarz i zaprosić ducha do rozmowy.

– „Przygotuj symboliczny ołtarz, na którym położysz poczęstunek” – przeczytała i pokręciła głową. – Ja mu dam poczęstunek – rzuciła zjadliwie. – „Zostaw dary za opiekę nad domostwem i przeproś za wtargnięcie”. – Przez myśl jej przeszło, że powinna mu powiedzieć to i owo o czystości w domu i stanie kładki na stawie. Jak tak miała wyglądać opieka, to ona podziękuje.

Czytała dalej, od czasu do czasu śmiejąc się w głos.

– „Nalej alkoholu”. – Patrzyła na stronę i zastanawiała się, kto wypisuje te brednie. – O, to pewnie by mu się spodobało. Upiję go i wywlokę z domu – mruknęła do siebie, zamknęła stronę i zaczęła przewijać, szukając kolejnej.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.