Serviam! Duchowa misja Polaków - Anna Dąmbska - ebook

Serviam! Duchowa misja Polaków ebook

Dąmbska Anna

5,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Ciąg dalszy bestsellerowej książki Zadanie Polski. Tytuł niniejszego tomu: Serviam Będę służyć to postawa Autorki wobec Polski. To jej pragnienie, by naród polski zdecydował się służyć Bogu w Jego planach odrodzenia Ojczyzny. Słowo Serviam jest zarazem przeciwieństwem deklaracji Non serviam, przypisywanej duchowi buntu, Lucyferowi.

W niniejszym tomie Niebo ujawnia szczegółowo Boże zamierzenia wobec Polski i Polaków. Zaufanie i oddanie się Jezusowi i Jego Matce oznacza przede wszystkim służbę; usilną walkę o własne nawrócenie, stałą modlitwę o nawrócenie wszystkich, których zbawienie wieczne jest zagrożone. W świecie coraz bardziej odwracającym się od Boga, modlitewna współpraca narodu polskiego z wolą Bożą może zyskać istotną wartość w planach Opatrzności.

W książce znajdziemy także zapowiedzi wojen, epidemii i kataklizmów. Odsłonięte zostają plany i sposoby działania sił zła. Ukazane wydarzenia końca czasów podkreślają potrzebę niesienia pomocy i solidarności międzyludzkiej. Otarcie się o zagładę pozwoli ludzkości uświadomić sobie, że uratowała się dzięki miłosierdziu Bożemu.

Autorką książki jest Anna Dąmbska (19232007), mistyczka pozostająca pod opieką Kościoła, która przez ponad 20 lat spisywała wypowiedzi, wyjaśnienia i napomnienia Zbawiciela, Matki Bożej i dusz odwiedzających ją w warszawskim mieszkaniu. Unikająca rozgłosu, znana z publikacji religijnych wydawanych pod pseudonimem Anna, m.in. Świadkowie Bożego Miłosierdzia i Zaufajcie Maryi.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 678

Oceny
5,0 (4 oceny)
4
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Okładka Fahrenheit 451

Redakcja merytoryczna Grzegorz Płoszajski

Redakcja i korekta Firma Korektorska UKKLW, Maria Korzeniecka, Ewa Woźniak

Dyrektor projektów wydawniczych Maciej Marchewicz

ISBN. 9788380796874

Copyright © by Grzegorz Płoszajski Copyright © for Fronda PL sp. z o.o. Warszawa 2022

 

Wydawcy

 

Instytut Św. Jakuba Sp. z o.o. ul. Papieża Pawła VI 4, 71-899 Szczecinhttp://www.instytutswjakuba.pl/tel. 91 452 50 87 www.facebook.com/instytutswjakuba

 

WydawcaWydawnictwo Fronda Sp. z o.o.ul. Łopuszańska 3202-220 Warszawatel. 22 836 54 44, 877 37 35 faks 22 877 37 34e-mail: [email protected]

www.wydawnictwofronda.pl

www.facebook.com/FrondaWydawnictwo

www.twitter.com/Wyd_Fronda

Przygotowanie wersji elektronicznejEpubeum

Wprowadzenie

Kościół Święty zawsze był prowadzony przez Ducha Świętego drogami rozumnej wolności ludzkich serc. Dotyczy to nie tylko oficjalnej, urzędowo ogłaszanej oraz formalnie potwierdzanej myśli i doktryny Kościoła. W tych obszarach konieczny jest bowiem charyzmat i głos Kościoła Chrystusowego oraz rozstrzygnięcia ze strony odpowiednich urzędów eklezjalnych zgodnie z ich szczegółowymi charyzmatami i kompetencjami. Droga rozumnej wolności serca jest jednak również drogą intelektualnego rozwoju, dojrzewania, dokonywania określonych wyborów i przyjmowania za te wybory osobistej odpowiedzialności ze strony każdego wiernego. W tej przestrzeni niezmiennym, trwałym i skutecznym źródłem pozostają z kolei przede wszystkim sakramenty święte, w tym sakramenty wtajemniczenia chrześcijańskiego, a także odpowiednio uformowany umysł, wola i serce każdego ucznia Chrystusa.

Wielokrotnie podziwiam minione pokolenia, w tym także ludzi tzw. prostych, którzy szkół nie kończąc, mieli w sobie jakąś pogłębioną mądrość duchową. Doskonale potrafili rozeznawać duchowy wymiar zróżnicowanych, praktycznych sytuacji życiowych. […] Ostatnie pokolenia, a szczególnie ostatnie dziesięciolecia, pokazały dodatkową potrzebę kształtowania takiej rozumnej wolności i odpowiedzialności serca poszczególnych wiernych z racji na rozszerzoną perspektywę problemów, wątpliwości i pytań, jakimi świat współczesny wręcz zasypuje każdego człowieka, w niejednej sytuacji mogąc wprowadzić mu nawet niezły zamęt w głowie. […] Jednocześnie, co jest nie mniej istotne, te same konteksty mogą jednak przynosić bardzo dobre owoce i ukazywać nowe szanse dojrzewania wiernych w jak najbardziej prawidłowo rozumianej i przeżywanej drodze osobistego uświęcenia, dojrzałego charyzmatu i rzeczywistej współpracy z łaską Boga. […]

Szczególne miejsce, jak się wydaje, ciągle zajmują kwestie z obszaru katolickiej nauki społecznej. Myśl soborowa oraz nauczanie Świętego Jana Pawła II stanowią tu niezwykle silny fundament, na którym należy umiejętnie i odważnie budować kolejne frazy, pojęcia, analizy i odpowiedzi. W tych z kolei przestrzeniach, oprócz kwestii etyki życia małżeńskiego i rodzinnego, oprócz katolickiej interpretacji kwestii czysto ekonomicznych i gospodarczych, jest także zagadnienie życia narodowego w najgłębszym ujęciu duchowym tego tematu. […] W wielu tych kwestiach, dla naszego pokolenia niezwykle istotne pozostanie na długi jeszcze czas nauczanie prymasa Augusta Hlonda oraz prymasa Stefana Wyszyńskiego, a nade wszystko głos Jana Pawła II. Powraca tu wielka narodowa katecheza Prymasa Tysiąclecia z okresu Wielkiej Nowenny przed Tysiącleciem Chrztu Polski oraz z Liturgii Milenijnych, a także szereg homilii i przemówień Świętego Jana Pawła II. Warto w tym kontekście wielokrotnie jeszcze studiować szczególnie cykl papieskich homilii z pierwszej Pielgrzymki do Ojczyzny. Warto powracać do jego słów, że dziejów naszej Ojczyzny nie sposób zrozumieć do końca bez Chrystusa. […]

Mam w ręku tom […] autorstwa Anny Dąmbskiej. […] W pełnym pokoju serca można ten tekst przekazać do prywatnego studium i do medytacji każdemu wiernemu, który chce bardziej odpowiedzialnie przeżywać swoją wiarę, także w nurcie duchowych dziejów naszego Narodu i naszej Ojczyzny. Łączą się jednak w tym tomie pewne kwestie wyżej zasygnalizowane. Dlatego warto podkreślić, że istotnym walorem niniejszego tomu jest bardzo spójny i jednoznaczny język, co – uwzględniając fakt, iż różne fragmenty tekstu powstawały w różnym czasie i w różnych okolicznościach – dla całościowej oceny ma znaczenie niebagatelne. […] Nie jest natomiast moją intencją ani zadaniem rozstrzygać o duchowym źródle i rzeczywistej inspiracji, która poruszała serce i myśli Autorki, gdy teksty te powstawały. Świadectwa osób ją znających wskazują, że była to osobowość duchowo dojrzała, doświadczona życiowo i duchowo, przygotowana też na różnych poziomach i w różnych obszarach życia do pogłębionego, ewangelicznego patrzenia na sprawy ducha Narodu i do poważnego ich interpretowania.

Dla samego czytelnika natomiast nie jest obecnie konieczne rozstrzyganie, czy przedstawione teksty są jedynie owocem jej osobistego studium i duchowych analiz, czy też są owocem pogłębionej medytacji i np. zapisków duszy, czy też rzeczywiście mogła doznawać głębszych inspiracji duchowych. Dla prowadzenia samego studium i podejmowania przez czytelnika własnych refleksji na kanwie przedstawionych myśli Autorki istotne jest, że treści te oraz prezentowane myśli mogą być bezpiecznie poznawane, chociaż przyjmowane mają być w drodze osobistego studium oraz metodą własnej dojrzałej medytacji. Trzeba tu więc korzystać z osobistej, rozumnej wolności serca.

Niech więc teksty niniejsze służą każdemu, kto zechce poznawać duchowe dzieje naszej Ojczyzny i Narodu oraz zechce stawiać Bogu w modlitwie medytacyjnej pytania o dzisiejsze duchowe szanse Polski oraz o Boże zaproszenie wobec Narodu i Ojczyzny pośród innych narodów świata w nowym czasie.

Na te drogi rozumnej wolności serca błogosławię.

 

Fragmenty tekstu abpa Andrzeja Dzięgi

„Na drogach rozumnej wolności serca”

stanowiącego wstęp do książki

Anny Dąmbskiej „Zadanie Polski”

(Instytut Wydawniczy św. Jakuba i Fronda, 2021).

Zamieszczono za zgodą Autora.

 

 

O wyborze tekstów do Serviam

Niniejsze dzieło jest wyborem tekstów Anny Dąmbskiej z lat 2002–2007 dotyczących głównie podejmowania służby i wychowania do niej. Umieszczony na początku w roli przedmowy tekst z roku 2000 zatytułowany Zaproszenie zaprasza do służby. Wśród wielu ogólnych definicji pojęcia służby bliskie Autorce zdaje się być określenie „praca na rzecz jakiejś wspólnoty, wykonywana z poświęceniem”1. Dla Autorki tą wspólnotą jest z pewnością przede wszystkim ojczyzna, ale służbę pojmuje ona szeroko, od służby ludziom do służby Bogu, a właściwie łącząc obie te postaci służby, trochę jak w przykazaniu miłości Boga, które złączone jest z przykazaniem miłości bliźniego. Tytuł Serviam – oznaczający „Będę służyć” – dobrze wyraża postawę Autorki wobec Polski i jej pragnienie, by naród polski chciał służyć Bogu w Jego planach odrodzenia ojczyzny i ratowania świata przed samozagładą, do której zmierza. Słowo serviam jest zarazem przeciwieństwem deklaracji nonserviam przypisywanej duchowi buntu, Lucyferowi.

Zamiar opracowania zbioru tekstów dotyczących służby i jego koncepcja dojrzewały u Autorki od 2003 r. Gdy w roku 2005 ukończyła pracę nad antologią polskich utworów literackich i dokumentów Polska jest jedna. Pokoleniom naszych przodków w hołdzie2, skonkretyzowała plan, że teksty dotyczące służby będzie wybierać z roczników od 2002. Pracę nad nowym zbiorem zaczęła w październiku 2005 r. od opracowania rocznika 2004, ale przerwała ją po otrzymaniu od wydawnictwa oo. franciszkanów w Niepokalanowie propozycji publikacji rozszerzonej wersji książki Zaufajcie Maryi3. Praca nad nią trwała wiele miesięcy. W części tekstów włączonych do tej książki przewijał się wprawdzie temat służby, ale nie był potraktowany tak szeroko jak w planowanym wyborze tematycznym (wspomniała tylko o tym wyborze w tekstach z 30 i 31 X 2005 r.). Pogarszający się stan zdrowia Autorki, operacje i dłuższe okresy rehabilitacji przyczyniły się do tego, że decyzje dotyczące kontynuacji prac nad wyborem o służbie były odkładane. Nie zdążyła go dokończyć. Zmarła w 2007 r. Wspomniane dwie ukończone książki zostały opublikowane po jej śmierci.

W roku 2021 Grzegorz Płoszajski, któremu Autorka powierzyła troskę o jej archiwum i dalsze losy spuścizny, zdecydował się dokończyć opracowanie rozpoczętego wyboru o służbie z pomocą kilku osób mających doświadczenie współpracy z Autorką. Praca była ułatwiona dzięki zapisanym przez Autorkę wskazówkom dotyczącym jego tworzenia i dzięki temu, że część wyboru opracowana wspólnie z Autorką stanowiła materiał porównawczy i zarazem wzór, na którym można było się oprzeć przy selekcji tekstów z innych lat.

Prezentowany tom Serviam obejmuje materiały od roku 2002 do 2007. Pełne teksty lub ich fragmenty były wybierane według wspomnianych wyżej wskazówek Autorki. Nie kierowano się przy tym własną koncepcją wyboru i jego przeznaczenia ani żadnymi dodatkowymi celami, jakie miałby spełniać. Porównanie wybranych tekstów z Zaufajcie Maryi pozwoliło stwierdzić, że blisko dwie trzecie materiałów w Serviam to teksty nowe, niepublikowane wcześniej.

Teksty przedstawiają zapisy wewnętrznych rozmów Autorki z Bogiem, a także z Maryją oraz zmarłymi osobami zbawionymi. Autorka jest przekonana co do tożsamości osób, które słyszała wewnętrznie. To przekonanie wyrażają sformułowania: „mówi Pan”, „mówi Matka Boża”, „mówi matka” (matka Autorki), „mówi ojciec Jan”, „mówi Andrzej”, rozpoczynające wypowiedzi przypisywane przez Autorkę tym osobom. Kwestia zasadności tego przekonania jest przedstawiona dokładniej w rozdziale O Autorce. Tam również opisane są niektóre osoby, w szczególności wspomniany wyżej ojciec Jan (Jan Sieg SJ z Krakowa), który od kilkunastu lat brał udział w wielu spotkaniach modlitewnych u Autorki i który zmarł w święta Bożego Narodzenia w 2001 r., a w roku 2002 występuje już jako jej rozmówca. Tu natomiast należy zwrócić uwagę na kwestię terminologiczną dotyczącą określenia „Pan”. Do używania go Autorka została zainspirowana w Ruchu Odnowy w Duchu Świętym. Jak wynika z zapisanych przez nią tekstów, określeniem tym Autorka obejmuje zarówno Jezusa Chrystusa, jak i Boga Ojca. Chcąc rozwiać wątpliwości niektórych znajomych kapłanów, poprosiła podczas modlitwy o wyjaśnienie kwestii, kto właściwie z nią rozmawiał jako „Pan”. Została wówczas doprowadzona do zrozumienia, że rozmawiała z Bogiem w Jego pełni – w Trójcy Świętej.

Rozmowy te Autorka przez wiele lat prowadziła i zapisywała sama. Po zbliżeniu się do Ruchu Odnowy w Duchu Świętym zaczęła prowadzić rozmowy także podczas modlitwy wspólnej kilku osób. Ponadto z powodu postępującej choroby musiała korzystać z pomocy innych w zapisywaniu swoich rozmów osobistych. Pomagające jej osoby stawały się z czasem także uczestnikami rozmów. Słowa Pana lub Maryi przekazywała Autorka. Osoby jej towarzyszące mogły pytać, prosić, dziękować, przedstawiać swoje problemy; mogły być same zapytane lub otrzymać radę. W zapisie rozmów ten pośredniczący udział Autorki nie jest zaznaczany. Osoby biorące udział w rozmowach są zazwyczaj opatrzone imionami. Może to być niezbędne, gdyż bez imion rozmowy prowadzone w większym gronie byłyby niejasne. Poza tym imiona pozwalają identyfikować osoby, które występują wielokrotnie. Imiona większości uczestników rozmów zostały zmienione.

Teksty są ułożone w porządku chronologicznym. Przy wydzielaniu do niniejszej publikacji fragmentów z tekstów źródłowych nie zaznaczano pominięcia części początkowej lub końcowej tekstu źródłowego, natomiast zaznaczano symbolem „[…]” opuszczenia wewnątrz wybranego fragmentu.

Autorka używała określenia: „nasze modlitwy”. Dotyczy ono kilku modlitw szczególnie często odmawianych na początku spotkań, przede wszystkim dwóch:

„Ojcze, oddajemy Tobie, wspólnie z Maryją, w imieniu całego narodu, naszą dobrą wolę służenia Tobie w Twoich planach odrodzenia świata. Kochamy Cię i pragniemy być Ci wierni” oraz „Twoją jesteśmy własnością i do Ciebie należeć chcemy”.

Pierwsza z tych modlitw była traktowana jako dar Matki Bożej (dany wraz z zachętą do wytrwałego jej odmawiania – wspólnie z Nią). Tym dwóm zazwyczaj towarzyszyły modlitwy: „Pod Twoją obronę” i „Jezu, ufam Tobie”.

W tekstach zdarzają się uwagi i komentarze Autorki ułatwiające zrozumienie przekazywanych treści, ale niebędące częścią samej rozmowy: są one umieszczane w nawiasach okrągłych i wyróżniane pismem pochyłym. W pełniejszym zrozumieniu treści może być pomocna rada Autorki, by słowa Pana próbować czytać na głos, starając się oddać zawarte w wypowiedziach akcenty i warstwę emocjonalną. W pisowni zwrotów grzecznościowych występujących w dialogach z krewnymi i przyjaciółmi Anny Dąmbskiej dla czytelności zaniechano stosowania wielkich liter – poza oczywiście wypowiedziami kierowanymi do Osób Boskich i Matki Bożej.

W książce zamieszczono dwa indeksy: indeks terminów oraz indeks osobowy. Mogą one pomóc czytelnikowi w poruszaniu się po tekstach. Położenie haseł indeksu wskazywano za pomocą dat poszczególnych tekstów, a nie numerów stron. W indeksie osobowym umieszczono większość rozmówców Autorki oraz osób wymienionych w rozmowach. Objęto indeksem Osoby Boskie, zrezygnowano jednak z uwzględnienia określenia „Pan”, gdyż występuje ono w książce ponad tysiąc razy i indeks byłby zbyt obszerny.

Niektóre teksty zapowiadają wojny i kataklizmy, epidemie i przewroty oraz zwracają uwagę na działanie sił zła. Włączenie takich tekstów do wyboru o służbie, mogące zdziwić niejednego czytelnika, uzasadnione jest tym, że ukazują one potrzebę niesienia pomocy i umacniają nadzieję. Nie jest w nich zapowiadana zagłada ludzkości, lecz ratunek przygotowany przez Boga – niemniej każą się liczyć z perspektywą śmierci bardzo wielu osób. Wiadomo, że stan duchowy ludzkości jest zły – dla czytelnika wierzącego pytanie o los wieczny ludzi, którzy zginą, ukazuje się w całej powadze. Ponadto w tekstach ukazany jest sens zapowiadanych wydarzeń. Ludzkość, odwracając się od Boga i Jego praw, wystawia się na działanie duchowych sił zła, które popychają ją do agresji wzajemnej i nienawiści, której tyle już dziś się obserwuje (m.in. w przewrotnych dążeniach do uczynienia z aborcji prawa człowieka). Wojny i przewroty, użycie broni masowego rażenia (np. biologicznej) to logiczne następstwo takich postaw ludzkich. Zapowiadane kataklizmy będą ratunkiem przed zupełnym wzajemnym wyniszczeniem w rozpoczętych działaniach wojennych. Nie chodzi jednak tylko o to, by przeżyły jakieś mniejsze czy większe grupy ludzi, jeśli miałyby powrócić do takich samych relacji wzajemnych i sposobu życia jak obecnie. Chodzi o realną możliwość odrodzenia duchowego ludzkości i wejścia (powrotu) na drogę prawidłowego rozwoju, zgodnego z prawami Bożymi. Otarcie się o zagładę i dostrzeżenie własnych win ludzkości, zwłaszcza gdy towarzyszyć temu będzie świadomość, że ludzkość nie uratowała się sama, lecz „została uratowana dzięki miłosierdziu Bożemu”, powinno pomóc w poważnym podejściu do nawrócenia i szukania prawidłowego sposobu życia osobistego i społecznego.

Przedstawiona analiza i zapowiedzi wydarzeń ukazują pole służby od modlitwy o nawrócenie wszystkich, których zbawienie wieczne jest zagrożone, po modlitwy o światło sumienia, rozpoznawanie zła, siłę do odwracania się od niego, jak i wiele innych (np. o światłych przywódców). Do służby polegającej na modlitwie za innych i ofiarach duchowych zdolny jest każdy. Jeżeli w tekstach wskazywane są ośrodki zła, to przede wszystkim po to, by zachować szczególną czujność w ocenianiu ich działań, za którymi stać może „ojciec kłamstwa” (J 8, 44), a także by podjąć walkę duchową (Ef 6, 11–17), a zarazem modlić się i wstawiać za ludzi, którzy dali się tym siłom uwieść lub im służą. Za tych, którzy zginą w wojnach, kataklizmach, epidemiach, można modlić się już dziś, nie czekając na te wydarzenia, bo później może nie starczyć nam czasu i sił, by modlić się za innych ginących masowo, zwłaszcza gdy samemu ulegnie się paraliżującemu lękowi i powszechnym emocjom. Można też modlić się o rozpoznanie swojego miejsca służby w planach Bożych. Podsumowując, teksty zapowiadające groźne wydarzenia mają przede wszystkim pomóc nam, byśmy przygotowali się do niesienia pomocy innym ludziom, a także narodom.

Wybór jest dziełem oryginalnym. Jak już wspomniano, większość zamieszczonych tekstów Autorki jest publikowana po raz pierwszy. Natomiast sama informacja O Autorce to powtórzenie tekstu zawartego w książce Zadanie Polski (Instytut Wydawniczy św. Jakuba i Fronda, 2021) z niewielkimi zmianami.

Niniejsza publikacja może być traktowana jako uzupełnienie wspomnianego wyboru Zadanie Polski. Tamten ukazuje cel, jakim jest utworzenie ustroju zgodnego z przykazaniem miłości społecznej – „Abyście się społecznie miłowali”, ten przygotowuje do służby tych, którzy mieliby się trudzić nad realizacją tego celu, a zarazem zachęca i wskazuje pomoc duchową, na jaką można w tej służbie liczyć. A trzeba liczyć, gdy porywa się na cel, którego osiągnięcie tak bardzo przekracza możliwości samego człowieka.

 

Grzegorz Płoszajski

Warszawa, 6 stycznia 2022 r.

Zaproszenie .(Zamiast Przedmowy)

19 VI 2000 r.

Mój Kościół jest jak wielka rodzina – mówi Pan – w której dzieci są kochane, otrzymują opiekę i troskę. Dlatego są radosne i cieszą się życiem. Później zaczynają naukę. Uczą się przede wszystkim od dorosłych: rodziców, nauczycieli, wychowawców, od starszego rodzeństwa, później od wykładowców, profesorów i innych autorytetów naukowych. Jak widzicie, Kościół mój nie różni się od wielkiej rodziny, tyle że zamierzony jest do końca istnienia ludzkości.

W każdym pokoleniu znajdują się w nim osoby dziecinne, a więc niedojrzałe, szukające zaspokojenia zachcianek, mające stałe i silne pragnienie przyjemności, zabawy – ogólnie mówiąc, używania życia bez poczucia odpowiedzialności, bez pracy i bez obowiązków. Skutki takiego życia są często tragiczne, choroby, np. AIDS, więzienie, szpital psychiatryczny, alkoholizm, narkomania, odrzucenie przez społeczeństwo, rodzinę i przyjaciół, aż do samobójstwa.

To są moje biedne dzieci, którym potrzebna jest pomoc i wzorce osobowe, bo bez nich każda nauka będzie bezowocna. Na szczęście w mojej wielkiej rodzinie istnieje wielu ludzi dojrzałych, mających poczucie odpowiedzialności za wszystkich potrzebujących pomocy. A skoro pomoc ta musi być wszechstronna, powołuję wiele zakonów, instytutów, dzieł charytatywnych, wreszcie wzywam was, dzieci – ludzi świeckich – bez różnicy płci i wieku. Powołuję was do służby tak, jak powołuje się pospolite ruszenie.

Spójrzcie na obecny świat: zło rośnie w pychę i publicznie szczyci się swoją perwersją, bezwstydem i wynaturzeniami.

Moje dzieci! Nie kto inny, lecz wy, chrześcijanie, jesteście za to odpowiedzialni przede Mną. Nie jesteście wzorcami moralnymi – a powinniście, tak jak powinniście być żarliwi, gorący, a jesteście gnuśni, letni i egoistyczni. Obca jest wam myśl o wspólnocie miłości, którą powinien być Kościół mój. Co to oznacza? Troskę o zbawienie każdego człowieka. Bo ten, co myśli o swoim tylko zbawieniu, nie zbawi się, gdyż nie wypełnia przykazania miłości bliźniego. Pozostanie bowiem dłużnikiem wszystkich, od których czerpał i z których pomocy korzystał, skoro z otrzymanego bogactwa nie dał nic tym, którym winien był pomoc, widząc zagrożenie ich dusz.

Kościół mój, dzieci, jest wspólnotą miłości, a miłość to darzenie. Ja jestem wieczystym dawcą, więc dzieci mojego Kościoła otrzymały ode Mnie nieskończenie więcej dóbr niż inne bez żadnej swojej zasługi: otrzymały Mnie samego w sakramencie Eucharystii, dostępnego zawsze i każdemu, kto Mnie zapragnie. Z pełni serca mojego nasycam ich, lecz po to, by nieśli miłość moją i rozdawali ją.

Czy rozumiecie, dzieci, że waszym prawdziwym szczęściem jest współpraca z Ojcem i naśladowanie Go?

Stworzeni zostaliście z miłości i przeznaczeni do miłości. Zapragnijcie służyć sobą braciom waszym. Odważcie się powierzyć Mi siebie i swoje plany życiowe, a sprawię, że staniecie się pożyteczni, potrzebni i szczęśliwi. Dając miłość, wzrastacie w nią sami, a ona powraca ku wam ustokrotniona – bo taka jest natura miłości.

Chciałbym wam udzielać jej bez miary, a przecież zależy to wyłącznie od waszej woli. Jeżeli zapragniecie darzyć i dawać, tak stanie się wam.

Ale Mnie zależy na szczęściu wiecznym każdego człowieka. Pragnę radości każdego z was i gotów jestem przebaczać najstraszliwsze zbrodnie na jedno słowo: „żałuję”. Jednakże moimi pomocnymi rękoma jesteście teraz wy. Jesteście w tym pokoleniu moim głosem, moją pomocą, moją miłością. Zobaczcie, ile wam daję, aby was uszczęśliwić.

Proponuję każdemu z was, kto zechce, współpracę ze Mną nad ratowaniem świata. Obiecuję sam pracować nad wami i przybliżać was wciąż ku sobie, jeśli wy zechcecie służyć sobą bliźnim waszym. Odpowiednio do waszej szczerości i wytrwałości w służbie Ja będę wychowawcą waszym i przyjacielem dla was i tych wszystkich, których wy weźmiecie w opiekę.

Pomyślcie, Ja – Świętość sama – nie wyróżniam ani nie odrzucam nikogo z was. Każdemu proponuję tę niezwykłą szansę stania się przyjacielem moim. Czy i wy nie powinniście tak traktować bliźnich waszych? Przecież oni nie są gorsi od was. Ich też zapraszam do Królestwa Bożego.

Nie osądzajcie więc nikogo, a starajcie się kochać ich tak, jak Ja kocham was – czyli bezwarunkowo.

Zastanówcie się, dzieci, nad tym, co wam powiedziałem: jaką szansę wam daję, jakie możliwości czynienia dobra, bez którego ziemia umiera.

Przemyślcie to sobie. Ja czekam na każdego z was. +4

Rok 2002

5 I 2002 r.

Spotykamy się z Grażyną i Grzegorzem, którzy byli w Krakowie na pogrzebie ojca Jana.

– Witajcie, moi kochani – mówi ojciec Jan. – Dziękuję wam, Grażyno i Grzegorzu, za przyjazd na mój pogrzeb. […]

W czasie mszy świętej dziękowałem ja i wszyscy moi bliscy z nieba, łącznie z twoją rodziną i przyjaciółmi, Anno, bo już staliśmy się jedną rodziną, a przyjaciół mam ogromną liczbę. Oczywiście oni wszyscy są również przyjaciółmi twoimi, bo w dużej mierze są to osoby, o których mówiliśmy w Świadkach Bożego miłosierdzia, nie mówiąc o mojej rodzinie jezuickiej. Wszyscy dziękowaliśmy Bogu za Jego miłość i miłosierdzie. Szkoda że nie słyszeliście naszych śpiewów, bo były to, jak uprzedziłem was, hymny uwielbienia Boga i wdzięczności.

A dla waszej informacji: twoja matka, Aniu, uprzedziła cię, że przyjdzie po mnie nasz Pan i sam wprowadzi mnie do naszego domu – i tak było. Między nami mówiąc, rzeczywiście śmierci nie ma. Jest przejście od stanu ciężkiego, czasem koszmarnego, do niesłychanego olśnienia i zachwytu spotkania z Panem. I ta rzeczywistość nie ma końca. Nawet w sensie odczuć fizycznych jest to ogromna i natychmiastowa ulga. A obecność Pana naszego to jest rzeczywiste spotkanie z Osobą, która swoją obecnością sprawia, że zostajemy ogarnięci Jego nieskończoną miłością skierowaną do nas – do mnie, Jana, jako ukochanego syna, który nareszcie wraca do domu.

Pan jest naszym Ojcem, Bratem, Przyjacielem – po prostu wszystkim – i Jego obecność sprawia, że odczuwamy pełnię szczęścia bez żadnego braku. A nasza odpowiedź to niezmierna wdzięczność, uwielbienie, zachwyt i zdumienie, że Bóg nas naprawdę aż tak kocha. I uświadamiamy sobie, że tak było zawsze!

Mogę wam powiedzieć, że ten stan trwa, ale nie przeszkadza jasnemu pojmowaniu i rozumowaniu. Właśnie to chciałem wam powiedzieć, że w naszym domu nie są to stany emocjonalne, lecz nieustająca radość z posiadania miłości Pana, w której to radości uczymy się istnieć. Chcę wam przez to powiedzieć, że na ziemi człowiek w takim stanie byłby w ekstazie, bo ciało fizyczne nie wytrzymuje takiego stopnia szczęścia. A tu, umocnieni w Panu, istniejemy i myślimy jasno. Pojmujemy bez trudu, naturalnie i do tego w całości te sprawy, które były nam bliskie.

Chyba na tym skończymy opis mojego stanu – jak by go nazwać…? – chyba duchowego, dodając tylko, że Szczęście – Grzegorzu, napisz „szczęście” dużą literą – bycia w domu Bożym jest nieustające, trwałe, wieczne i, jak mówią mi bliscy, wciąż rosnące. Widzicie, natura duchowa jest zupełnie inna i nie da się jej zrozumieć dobrze przez porównania w języku ziemskim. Chyba najlepszym określeniem są słowa św. Pawła: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9). A przecież miłowaliśmy tak mało, tylko wedle możliwości ludzkich…

 

7 I 2002 r.

Czytamy teksty rozmów z ojcem Janem z ostatnich dni, modlimy się za Polskę. Gdy zamierzamy zwrócić się do ojca Jana, jakiś czas trudno nam się skupić i rozpraszamy się w dygresjach. Ojciec Jan mówi do Anny:

– Teraz rozumiem, że twoje ociąganie się, Anno, przed rozpoczęciem rozmowy wynikało z szacunku dla świętości i majestatu Boga. Dam ci radę: niech każda twoja rozmowa z Bogiem będzie rzuceniem się w ramiona Ojca, okazaniem Mu zawierzenia, „wpakowaniem Mu się na kolana”…

– Ojcze Janie, witamy – odpowiada uspokojona Anna. – Cieszymy się, że ojciec jest z nami. I mamy pierwsze pytanie – od Zdzisławy. Czy możemy, czy powinniśmy zapraszać ojca do uczestnictwa w mszy świętej. Zdzisława mówi, że tak czyni, a my sądziliśmy, że dotyczyć to powinno raczej osób oczyszczających się.

– Moi drodzy, tych ostatnich – na pewno. Zapraszajcie ich stale i systematycznie. I dzielcie się z nimi Bogiem, przyjmując Komunię Świętą. To im przybliży niejako żywą obecność Pana. Jeżeli chodzi o mnie i całe niebo, to my istniejemy w obecności Bożej. Nic już zbliżyć Go nam bardziej nie może. Natomiast możecie prosić nas wszystkich lub pojedyncze osoby, abyśmy wam towarzyszyli w modlitwie, zwłaszcza w uwielbianiu naszego Pana i w prośbach Kościoła; „Ojcze nasz” też może być naszą wspólną modlitwą. Ale to już zależy od waszego pragnienia. Ja chętnie przyjdę na każde wasze zaproszenie. A w mszach w intencji ogólnej, na przykład za ojczyznę, uczestniczymy wszyscy.

– Dziękujemy, ojcze, za odpowiedź – mówi Anna i dodaje ze smutkiem: – tylko ja nie chodzę na mszę (z powodu choroby).

– Ale słuchasz przez radio – zauważa Kamila.

– Słucham – potwierdza Anna. Ojciec Jan włącza się:

– Anno, kiedy ty „słuchasz” mszy św., chętnie będziemy z tobą, tylko zaproś nas. Ale wiedz, że my będziemy przed ołtarzem Pana. […]

– Chcemy cię angażować, ojcze Janie, do pomocy ludziom – mówi Anna. – Ale może ty masz inne ważne zadania, które cię absorbują?

– Nie ma takiej możliwości, żeby mieszkańcom nieba zaangażowanie w jedne zadania uniemożliwiało pomaganie w innych – zauważa z uśmiechem Grzegorz. Ojciec Jan potwierdza:

– Właśnie trafiłeś w sedno, Grzegorzu. Jesteśmy cali „wychyleni” ku wam. Bo dopiero tu rozumie się, w jak strasznym grzechu pogrążona jest cała ziemia.

Kamila, która właśnie wróciła z gór, zauważa: – Ziemia wygląda chyba podobnie jak pogrążone w smogu miasto widziane z góry.

– Jest dokładnie tak, jak mówisz, Kamilo – odpowiada ojciec Jan – ale to nie jest smog, to jest trucizna dusz.

Cały czas poruszacie się wśród wydzielanych przez ludzi „wyziewów” chciwości, nienawiści, niechęci, nieżyczliwości, zazdrości, zawiści, gniewu, pożądliwości. Wszystko to wygląda jak macki ośmiornicy przy waszych nogach: po prostu czepia się was i ściąga w dół – ku sprawom materialnym, często niskim. Te „wyziewy” spadają na was i na pewno przeszkadzają w modlitwie, a zwłaszcza w stałym trwaniu przy Bogu, w ciągłej świadomości przebywania z Panem. I chyba najlepsze, co możecie zrobić, jest stosowanie aktów strzelistych, ale takich, które rozdawalibyście ludziom – które obejmowałyby innych miłością Boga, np. „Boże, zmiłuj się nad nami”, „Boże, oczyść nasze serca”, „Jezu, ufamy Tobie”, „Boże, pobłogosław mnie i moje otoczenie”, „Panie, przyjdź tu i zostań królem tej fundacji. Niech Twoje miłosierdzie przejawia się przez nią”.

We wszystko, co robicie dla innych, wprowadzajcie Pana. Możecie z całym niebem. Będziemy szczęśliwi, mogąc wam pomagać. A jeśli zaprosicie Pana, to On na pewno weźmie ze sobą liczne swoje dzieci. […]

Ojciec Jan dodaje jeszcze:

– A w ramach życzeń świątecznych życzę wam wszystkim, abyście stawali się coraz pożyteczniejsi ludziom i Polsce, a przez to – Bogu. Obyście nigdy nie zapomnieli, w żadnej chwili życia, że jesteście bezgranicznie kochani; nigdy sami, nigdy opuszczeni. Macie miłość naszego Króla i całego Jego królestwa.

– Ojej, to tak dużo, że może nas przytłoczyć… – stropiła się Anna. Ale ojciec Jan odpowiada:

– Nie. To nauczy was wzlatywać.

 

11 I 2002 r.

Modlimy się we czworo. Zwraca się do nas ojciec Jan:

– Przede wszystkim dziękuję wam za wszystko, coście do tej pory zrobili. Zrozumieliście moje pragnienie, aby nie zrywały się kontakty z ludźmi, których formowałem. Przecież wszystko, co robiłem, prowadziło ku przygotowaniu ich do służby krajowi – a ta, sami widzicie, jest niezbędna dla Polski. Na szczęście Pan nam daje możność współpracy, która będzie się poszerzać, a także – co obecnie wiem na pewno – stanie się współpracą obu części Kościoła: naszej i waszej.

Dlatego trzeba ludzi przygotowywać i robi to doskonale książka Świadkowie Bożego miłosierdzia. Ale trzeba przygotowywać się też do osobistego udziału w tej służbie, tzn. nie szukać w książkach sensacji, tylko rozważyć, jak samemu można przyczynić się do skuteczności współpracy, jaką nam Pan ze swojej miłosiernej miłości ofiarowuje.

Anna patrzy na leżący na stole nekrolog ojca Jana ze słowami: „z głębokim żalem żegnamy ojca Jana”, dany przez grupę warszawską. Ojciec Jan mówi:

– Wiesz co, schowaj jednak ten mój nekrolog. Przecież ja żyję, jestem z wami, i to nie jest żadne pożegnanie. […]

Anna rozważa niewierność Izraela wobec Boga (jako zaprzeczenie miłości). Grzegorz zauważa, że gdyby Izrael zawsze stał niewzruszenie przy Bogu, to nie dałby „okazji” do ukazania Bożego miłosierdzia. Ojciec Jan mówi wówczas:

– Słusznie mówisz, Grzegorzu, ale nie ma nic dla was straszniejszego niż zlekceważenie miłosierdzia Bożego przez odrzucenie go z powodu pychy rozumu i samozadowolenia; mówię tutaj o naszych obecnych „elitach”.

Ponadto proszę usilnie o łączenie się z nami w modlitwach wdzięczności i uwielbienia, których z Polski płynie stanowczo za mało. Stale proście o nasz współudział i zapraszajcie wszystkich aniołów, a zwłaszcza waszych opiekunów. […]

Zmieniamy temat rozmowy i popadamy w dość dalekie dygresje. Ojciec Jan zaczyna się śmiać i mówi, że tak trudno nam o zdyscyplinowanie uwagi i skaczemy „na manowce”, po czym dodaje:

– Ale nie robię wam wyrzutów, tylko stwierdzam fakt.

– Tak między nami mówiąc, to jak ojciec ze mną wytrzymał? – pyta Anna.

– Anno, musiałem cię przyjąć taką, jaką jesteś. Ale to, co przekazywałaś, było jak czyste złoto bez domieszek i bez dygresji. I to, co nam dawałaś i dajesz, żywi bardzo wielu ludzi. Cieszę się, jeżeli mogłem ci w czymś pomóc. […]

Kamila pyta:

– Co jest najważniejsze tak na co dzień, żeby pozostawać blisko Pana? Na co najbardziej zwracać uwagę?

– Kamilo, ty już to robisz – odpowiada ojciec Jan. – Dzisiaj woziłaś Annę, by jej pomóc, a z Anną woziłaś i Boga, bo On przebywa w każdym waszym dobrym czynie. Weźcie sobie do serca, że Jezus mówił: „gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20).

– Dlaczego miałbym nie być pomiędzy wami, skoro obie jesteście sobie życzliwe, a ty, Kamilo, chciałaś pomóc Annie? – mówi Pan, włączając się do rozmowy. – Ja też tego chciałem, więc wypełniałaś moje pragnienie. Zawsze kiedy służysz sobą innym, Ja jestem z tobą – bo to jest twoja droga, dziecko, do Mnie. […]

– Przyjmijcie teraz moje błogosławieństwo, które daję wam poprzez Jana.

Niech łaska moja spocznie na was, oczyszcza was i wspomaga. Niech miłość moja rozrasta się w was i udziela się tym, których kochacie w imię moje. Niech siły wasze rosną, a jeszcze bardziej wzrasta pragnienie udzielania się wszystkim, którzy szukają i potrzebują Boga, a których spotkam z wami. Trwajcie, dzieci, w ufności, bo nigdy nikogo nie zawiodłem. +

 

14 I 2002 r.

– Proszę cię o rozmowę, Mamo! – zwraca się Anna do swojej matki.

– Jestem, córeczko! Cieszę się, że dajesz mi swój czas. Powiem ci w skrócie o spotkaniu u nas z ojcem Janem, z którym już jesteśmy zaprzyjaźnieni: twoja rodzina i przyjaciele, których ja i ojciec traktujemy jako swoich najbliższych. Tu nie ma nic innego jak tylko przyjaźń i zrozumienie. A nas jednoczy wspólny cel: pragniemy, aby Polska oddała Bogu – Stwórcy, Ojcu i Prawodawcy naszemu – należny Mu hołd, służąc Mu wiernie i mądrze opierając się na Jego prawach.

Prawa to nie tylko Dekalog, lecz także wszystko, co wskazał nam Jezus i co mówił i nadal mówi Kościołowi Duch Święty. Mówimy o początkach budowania Królestwa Bożego na ziemi, o przywróceniu stosunku przyjaźni, zaufania, czci i miłości pomiędzy stworzeniem a Stwórcą.

Mówisz, że taki stan jest w niebie. Tak. Ale tu żyjemy z Jego miłości i łaski. On nas nieskończenie i nieustannie obdarza. My istniejemy w szczęściu, wdzięczności i uwielbieniu. Nic zrobić dla Boga nie możemy; wszystko jest nam dane, bo to jest dom Boga – Jego dom, w którym istniejemy bez trudu, pracy, wysiłku – jak aniołowie. Ale my przyszliśmy z bólu, cierpienia, tęsknoty i nikłych prób służenia Panu, a teraz widzimy, że wy – już teraz prawie cała ludzkość – żyjecie w ciemnościach grzechu, który was oślepia i obezwładnia, a panowanie Szatana z każdą chwilą rozrasta się i umacnia.

Nie tylko wam współczujemy, lecz także pragniemy ratować was, wspomagać, podtrzymywać i walczyć wraz z wami, bo wiemy, że upodlona ludzkość zmierza ku zagładzie, a większość ofiar jest niewinna, bezbronna, bezradna, zniewolona. Świat żyje w lęku, głodzie, zagrożeniu i bez przyszłości…

Teraz będzie coraz gorzej, gdyż Pan zapowiedział, że da wam ostatni dar, który może was uratować: lęk! Uratować przynajmniej wasze dusze. Lecz co to będzie za zagłada, zniszczenie, zgliszcza, nędza i głód dla tych, co przeżyją… – pomyśl tylko.

Jak ogromnie wam współczujemy i pragniemy nieść pomoc. Dlatego to mówię, że dobrze wiesz, jakie są zadania naszego narodu na służbie Pana. A jeśli odmówicie, nie czeka was już nic oprócz zagłady globu. Natomiast jeśli podejmiecie trud służenia Jemu samemu, otrzymacie wszelką potrzebną pomoc, bo sami walczyć przeciw nieprzyjacielowi nie możecie. Nieprzyjaciel to wie, ale nie spodziewa się, że Bóg się ujmie za tymi, którzy Go zdradzili świadomie lub opuścili dla wygody ciała. Szatan nie rozumie miłosierdzia i przebaczenia Boga. Jest stworzeniem zbuntowanym i przeżartym nienawiścią. Niezdolny jest pojąć natury Boga. Za to my, dzieci naszego Ojca – Boga, żyjemy w nieustającym zachwycie, bo poznajemy, że Jego miłosierna – względem nas – miłość nie ma granic. Dlatego pragnie On wyzwolić was i uratować, a to znaczy – oczyścić i odrodzić ludzkość.

Darem Jego miłości przekraczającym wszelkie wyobrażenia jest danie naszemu narodowi – pomimo jego odstępstwa, zaćmienia umysłowego, pomimo grzechu, w jakim żyje społeczeństwo zniewolone i umysłowo niezdolne do widzenia prawdy, do odróżniania dobra od zła, do przejrzenia kłamstwa, którym zostało omotane, pomimo waszego rozpaczliwego stanu, a może właśnie dlatego… – jest danie udziału w planach Bożych. Pan nadal wierzy, że zdolni jesteście do nawrócenia i żarliwej, wytrwałej służby swojemu narodowi. Przecież wszystko, w czym działać będziemy wspólnie, prowadzi do polepszenia warunków waszego życia, do pokoju pomiędzy wami, ładu, harmonii, a przede wszystkim do sprawiedliwości społecznej.

Sprawiedliwość taka, jak ją widzi Pan, jest łagodna i miłosierna dla skrzywdzonych, potrzebujących, słabych, wyzyskiwanych i oszukiwanych, natomiast jest szybka, skuteczna i nieprzekupna w stosunku do wszystkich, którzy nadużywali prawa dla własnych korzyści. Jeśli chcecie się lepiej zapoznać z upodobaniami i wolą Pana, przeczytajcie Proroków… wiecie których (chodzi o ostrzeżenia przed następstwami odejścia ludu wybranego od Boga oraz o okresy niewoli).

Wiemy, że na pewno będziemy mogli wam pomagać, a i aniołowie stają już w szyku bojowym. Nie mogę wam powiedzieć, kiedy ani jak to się stanie, ale powtarzam: bądźcie przygotowani na współpracę. Dlatego stale wam powtarzamy: Stójcie przy Panu! Oczyszczajcie się – przynajmniej z grzechów ciężkich. Proście Pana o możność służenia Polsce, o wskazanie każdemu z was jego zadań. […]

Proszę bardzo, abyście się nie martwili, niczym nie niepokoili. Czas jest w ręku Pana, więc Jego planom zaszkodzić nie może. Teraz przyjmijcie błogosławieństwo Pana dane przez moje ręce.

Mówi Pan:

– Niech spocznie na was i rozrasta się w was mój pokój, łagodność i cierpliwość moja. Uczcie się przyjmować każdy dzień jako mój dar, bo nie ma dwóch dni identycznych. Każdy może was przybliżyć do Mnie lub oddalić. A Ja pragnę, abyście byli cały czas przy moim sercu. Otaczam was moją miłością i wszystkich, z którymi was spotykam. +

 

16 I 2002 r.

Modlimy się za Polskę. Gdy mówimy o trudnościach i lękach wobec nasilającego się zła, ojciec Jan radzi:

– A ja po tym, co zobaczyłem, dodam wam taką radę: W chwilach załamania i depresji zaczynajcie dziękować Panu za wszystko, co otrzymaliście i otrzymacie, i za wszystko, co Pan dla naszego narodu uczyni. Takie krótkie modlitwy, zaręczam wam, obezwładnią zupełnie Szatana. On nie jest w stanie znieść waszej wdzięczności Bogu i uwielbiania Go.

 

19 I 2002 r.

Anna prosi Pana o uzdrowienie dwóch osób, o których dowiedziała się z przekazanego przez wydawnictwo listu czytelnika. Na takie listy czytelników odpisywał dawniej ojciec Jan. Teraz Anna zwraca się do niego:

– Ojcze, czy możemy prosić o uzdrowienie tych dwóch osób…? Przez kogo jest najlepiej prosić? Czy są święci, którym Bóg specjalnie daje te łaski? Ja bym bardzo chciała prosić przez ojca, bo ojciec tyle tych listów czytał i odpisywał na nie w poczuciu swojej bezradności. Tak samo czuję się ja, kiedy mnie proszą o wstawiennictwo, a ja wiem, że nie jestem jakoś specjalnie uprzywilejowana w wypraszaniu łask uzdrawiania fizycznego lub psychicznego. […]

– Moi kochani, zaskoczyliście mnie, a jednocześnie tak samo jak wy poczułem się zasmucony tymi dwoma chorymi osobami – i wobec tego zobligowany do zwrócenia się do Pana.

– Panie, przyjdź – mówi Anna – przyjdź, prosimy, i powiedz, co mamy robić. Co „biedny” ojciec ma robić? Prosimy Cię, Panie, najusilniej za tę biedną dziewczynę i za matkę dwojga dzieci – o ratunek dla nich. Zawsze byłeś wrażliwy na takie sytuacje. Wskrzesiłeś córkę Jaira i młodzieńca z Naim i tyle osób uzdrowiłeś. Prosimy Cię razem z ojcem Janem.

I nie pozwól, Panie, żeby ludzie zwracali się do mnie o wstawiennictwo jako do osoby uprzywilejowanej. Niech proszą przez ojca Jana, który jest przecież w Twoim domu.

Mówi Pan:

– Dzieci, zawsze pragnąłem tego, aby więź pomiędzy wami wzrastała i pogłębiała się. Cieszy Mnie, że nie czujecie się opuszczeni i osamotnieni po przejściu ojca Jana do Mnie. Przeciwnie, ufacie w pomoc ojca Jana i zwracacie się do niego z radością i zaufaniem. Wiem, jak syn mój służył wam w życiu: hojnie, serdecznie, bez względu na swoje samopoczucie – czym zdobył waszą miłość – i pomagał we wspólnej waszej pracy dotyczącej moich słów (ojciec Jan, który pełnił w diecezji krakowskiej funkcję cenzora kościelnego, oceniał zapisywane słowa Pana od strony teologicznej).

Nie odsuwam ojca Jana od tej służby, bo pragnę jego radości. A że służba już nie jest dla niego trudem i zmęczeniem, chcę, aby ojciec Jan mógł wspomagać was w inny jeszcze sposób. Dlatego otwieram moje uszy i serce na wasze prośby, które on Mi przedstawia i będzie przedstawiał.

Przyjmijcie ten wyraz mojej miłości do Jana, do was i do tych wszystkich, którzy zwracają się z prośbą o ratunek, szukając pośrednictwa. Czynię to, ponieważ pragnę, aby Jan był poznawany szerzej jako wzór kapłana kochającego i troszczącego się o ludzi świeckich – swoich przyjaciół. A każdego z was uważał za przyjaciela, dbał o niego i orędował za nim przede Mną – nawet nie wiecie jak często i jak gorąco.

Daję mu więc łaskę wypraszania u Mnie pomocy dla was w tym, co jest dla was ciężkim brzemieniem, cierpieniem, i ratowania ludzi w ciężkich stanach fizycznych i psychicznych.

– Panie, to znaczy, że możemy prosić ojca Jana o wstawiennictwo u Ciebie teraz za te dwie osoby, a potem za inne…? – upewnia się Anna.

– Tak, moi kochani przyjaciele. Proście Jana o wstawiennictwo – nie robiąc w tych sprawach zbyt wiele hałasu.

 

29 I 2002 r.

Po zrobieniu korekty tekstów rozmów z Panem wzruszona Anna mówi:

– Chwała Ci, Panie, za to, że chcesz być wśród nas, zwykłych ludzi (świeckich).

Pan odpowiada:

– Moje dzieci, Ja nie dzielę ludzi na konsekrowanych i nie(konsekrowanych). Przede Mną każdy z was jest równy i powołani jesteście wszyscy do tego samego mojego domu. Waszą drogą ku niemu są rozliczne powołania i nie jest cenniejszy dla Mnie światowej sławy tenor niż szewc starający się dobrze naprawiać buty.

Wszyscy otrzymujecie moje dary, a waszą odpowiedzią wdzięczności za nie jest używanie ich tak, aby służyły waszym bliźnim. Chwalić Mnie możecie poprzez waszą pracę. Albo jest uczciwa, rzetelna i wykonywana z życzliwością i troską o dobro tych, którzy z niej korzystają, albo troszczycie się wyłącznie o swoje korzyści, na miarę swoich możliwości, ale tylko dla zadowolenia własnego i osiągnięcia uznania, pieniędzy, władzy, znaczenia, sławy – czyli zabiegacie o używanie moich darów dla zysku doczesnego, chociaż zamiarem moim jest iść przez życie z każdym z was, wspomagając was i obdarzając moim światłem, rozwijając wasze władze duchowe i starając się dawać wam okoliczności, w których możecie świadczyć sobą o Mnie: po prostu być moim świadkiem.

Ilu z was to rozumie? Ilu dary moje przyjmuje z wdzięcznością, nie uważając ich za należne sobie talenty, za które społeczeństwo winno im cześć, honory i jak największe korzyści materialne? Taką postawę uważam za sprzeniewierzenie moich darów, a więc przed sądem moim będziecie się musieli z tego długo i ze wstydem tłumaczyć.

Taka postawa niezrozumienia, egoizmu, pychy i samozadowolenia nie omija osób konsekrowanych; przeciwnie, jest często spotykana i powoduje, że Kościół mój nie świadczy o Mnie – bo wtedy porywałby ludzi za sobą – i bardziej Mi szkodzi taka postawa niż taka sama postawa ludzi niekonsekrowanych.

W kraju, w którym jedni cenią zaszczyty, wymagają uznania i chcą być jak najczęściej widziani w środkach masowego przekazu, podczas gdy inni dźwigają ciężary biedy, bezrobocia, często bezdomności, nie mając nadziei na poprawę, najgorszym grzechem społecznym jest brak solidarności, pomocy wzajemnej i zrozumienia. Z kamiennych serc nie popłynie ożywiająca woda miłosierdzia.

Przede Mną mam obraz Kościoła, w którym powtarzają się błędy ludzkie – możnych Izraela – sprzed kilku tysięcy lat: z jednej strony bieda i krzywda ludzka, z drugiej absolutny brak współczucia i miłości bliźniego. A zatem nie widzę tu podobieństwa do Mnie. Mówię tu o moim hierarchicznym Kościele.

Lękam się o waszą przyszłość, moi wybrani – leniwi i nieużyteczni słudzy. Bronicie nie Mnie, a siebie samych. A tak pragnę zobaczyć wśród was nową Matkę Teresę5, Brata Alberta6, ks. Bronisława Markiewicza7, Andrzeja Bobolę8, ojca Beyzyma9 i tylu innych, którzy nie bali się biedy i nędzy, a przeciwnie, szli, aby ją podzielać z biedakami.

Tyle macie możliwości misji, a tak mało widzę wśród was chętnych. Ranicie moje serce, dzieci. Pomyślcie o tym.

A przecież gdybyście Mnie prosili, gdybyście mieli dobrą wolę służenia Mi prawdziwie, wskazałbym wam drogi i poszedłbym z wami, bo to jest teraz pierwsza linia frontu walki o godność ludzką, o miłość wzajemną i prawdziwe braterstwo. Zastanówcie się nad tym, dzieci, zwłaszcza te, co się dobrze lub bardzo dobrze mają.

Pan mówi:

– Podzieliłem się z wami moim bólem.

Milczymy. […] Po dłuższej chwili Pan dodaje:

– Każdego z was gotów jestem wspierać i pomagać mu, aby tylko chciał służyć swoim bliźnim. […]

– Dziękujemy Ci, Panie, żeś zechciał podzielić się z nami swoim bólem. Współczujemy Ci, tym bardziej że wiemy, jak Ty kochasz zarówno tych, którzy sprawiają Ci ból, jak i tych, do których oni mieliby pójść. […]

Prosimy Cię, Panie, o błogosławieństwo i, jeżeli zechcesz, prosimy Cię o błogosławieństwo dla całego naszego kraju, dla tych wszystkich ludzi biednych, zrozpaczonych, smutnych, niemających nadziei.

– Przytulam was do serca, dzieci. Zapewniam was, że nigdy was (waszego kraju) nie opuszczę. Broniłem was od kilkuset lat, szczególnie od czasu zaborów, i bronię, i pokładam w was nadzieję – pomimo wszystko.

 

30 I 2002 r.

Modlimy się w kilka osób. Obecny wśród nas kapłan, który przyjechał z daleka, opowiada o złej sytuacji duchowej w swojej parafii, której proboszcz zachowuje się w sposób gorszący i zdaje się trwać z uporem w grzechu ciężkim, a także o różnych swoich obciążeniach – od kłopotów ze zdrowiem po odczuwanie ciężaru zła. Prosimy Pana o szczególną opiekę nad tą parafią. Pan radzi kapłanowi:

– Wszystko, co odczuwasz, synu – fizycznie i psychicznie – ofiarowuj Mnie dla dobra parafii. Masz przed sobą typowy przykład ludu, którego tysiąc lat chrześcijaństwa nie zdołało naprawdę nawrócić – a to znaczy, że było ono powszechnie traktowane formalnie i powierzchownie.

Sam nie dasz sobie rady, ale ze Mną wszystko jest możliwe. Dlatego zwracaj się do Mnie jako do rzeczywistego pana tej parafii – bo nie ksiądz proboszcz, a Ja jestem tu rzeczywistym gospodarzem, choć odrzuconym, pogardzonym i sponiewieranym przez mojego sługę. Nie powinno ci to przeszkadzać w okazywaniu Mi szacunku, czci i miłości, jakie Mi się należą od sług moich, których tak wysoko podniosłem: mianowałem pasterzami ludzi, równych im godnością dzieci Bożych. Dlatego staraj się przepraszać Mnie w imieniu wszystkich kapłanów tej parafii. Kochaj Mnie też w waszym imieniu i proś, aby Ofiara moja, którą ty odprawiasz, była zapłatą za wszystkie inne sprawowane niegodnie.

Jedna z osób mówi, że trudno jej modlić się za kapłana, który tak lekceważy Boga i ludzi i zuchwale grzeszy. Oczekiwałaby raczej kary dla niego, a Pan jest tu bardzo powściągliwy w słowach i miłosierny. Gdy inna osoba zauważa, że Pan niemal zawsze nas usprawiedliwia, Pan włącza się:

– Bo jestem waszym Ojcem. Ojciec nie zabija swoich dzieci, lecz stara się je przemieniać, podnosić z upadków i oczyszczać. Ojciec zawsze każdemu ze swoich dzieci okazuje zaufanie i rzeczywiście wierzy w jego zmianę na lepsze. Na synu marnotrawnym – dodaje Pan z uśmiechem – nie zawiódł się.

Ktoś z nas wyraża myśl, że gdyby swoim postępowaniem ksiądz sprowadził na siebie chorobę, to ta może go otrzeźwi. Pan mówi wówczas:

– Moi drodzy, nie myślcie o karach Bożych za grzech, gdyż Ja nie potrzebuję karać, kiedy grzeszny człowiek, który nie chce się zmienić, sam karze się najbardziej, jak to jest możliwe.

Kapłan nawiązuje do tych słów Pana:

– Myślę, Panie, że tu jest taka sytuacja, że on ma świadomość, że żyje w grzechu, ale nie chce uznać zła i woli się sam usprawiedliwiać.

– Wierzę, synu, że to ci nie przeszkodzi we wstawianiu się za nim, ponieważ nie chciałbym, żebyś był taki jak „dobry” brat marnotrawnego syna.

– Ja nie czuję się lepszy. A pragnąłbym jego nawrócenia dla dobra jego i parafii.

– Ty traktuj wszystkie swoje msze jako ofiarę przebłagalną – i mów to Mnie, a nie innym – a Ja ci, synu, będę błogosławił. Może taka jest twoja prawdziwa rola w tej parafii… Ktoś musi prosić Mnie o przebaczenie w imieniu grzeszników, którzy tego nie robią. Mogę liczyć spośród kapłanów tylko na ciebie, więc rób to, synu, codziennie i bądź pewien mojej obecności, opieki nad tobą i miłości. […]

Kapłan wspomina o parafianach, którzy usiłują wyrwać się z niewoli grzechu, choć nadal upadają. Pan mówi do niego:

– Włączaj ich w ofiarę przebłagalną […] – i zapewnia: – Jestem przy każdym z moich kapłanów, dopóki tego pragną.

Dodaje też: – Nie myśl o nim jak o grzeszniku, tylko jak o ofierze Szatana.

Kocham cię, synu, i nadal cię prowadzę, a zarazem uczę. Pragnę, abyś do końca życia był moim przyjacielem, sługą rozumiejącym Mnie i współczującym Mi, tak abyśmy razem służyli światu, który w rozpaczy oczekuje na odrodzenie.

– Kocham was wszystkich, moje dzieci – zwraca się Pan do obecnych.

– Niech miłość moja spocznie na was wszystkich, uzdrawia was i uzdalnia do coraz owocniejszej służby. +

 

2 II 2002 r.Ofiarowanie Pańskie

– Matko, czy możemy Cię prosić, dzisiaj, w dniu Twojego święta…?

– Witajcie, moje kochane dzieci – mówi Matka Boża. – Dzisiaj powróciła do domu Ojca matka twoja, Grażyno. Jest ogromnie przejęta i wzruszona, chociaż przygotowywała się do tego dnia. Ale nieba nie można opisać. Trzeba w nim być, trzeba odczuć miłość Ojca do swoich dzieci i ich radość – która będzie wciąż wzrastała w wieczności.

Nie „męczcie” mamy długo, bo to jest jej pierwszy dzień, a przyjaciół i bliskich ma tu bardzo wielu. Proponuję, abyście rozmawiali z Andrzejem (ojcem Grażyny), a oni oboje z radością dadzą wam swoje błogosławieństwo.

– Prosimy i słuchamy. I dziękujemy Ci, Matko – odpowiadamy.

– Witajcie, moi drodzy. Mówi Andrzej. Dzisiaj po mszy świętej, w czasie której modliliście się za żonę, Pan otworzył jej drzwi swojego domu. Ja, wielu przyjaciół i rodzina oczekiwaliśmy jej. Muszę wam powiedzieć, że nawet był ojciec Jan.

– Jak tak szybko poznaliście się z ojcem Janem, panie Andrzeju? – pyta trochę zaskoczona Anna.

– No przecież modliliście się za mnie z ojcem Janem podczas mojej choroby. Tu się nikogo nie zapomina. Ponadto wiem, że ojciec Jan nadal współpracuje z wami. Wracam do żony. Jeżeli można powiedzieć o kimś, że jest wniebowzięty, to teraz o niej – mówi Andrzej z uśmiechem. […]

Anna zaprasza ojca Grażyny, żeby bywał tu, zwłaszcza przy rozmowach o Polsce. Andrzej odpowiada:

– Pani Anno, ja już dawno zdążyłem poznać pani przyjaciół, a nawet pani matkę. Wszyscy jesteśmy skupieni na możliwości zrealizowania planów Bożych w Polsce, a może raczej – przez Polskę. Teraz wchodzi w nie i żona, bo jak każdy, kto kochał swoją ojczyznę, pragnie ona wspomagać was; i o to prosiła już po śmierci. Dodam, że to, co w życiu robiła z miłości do kraju, to orędowało za nią i skróciło jej czas oczyszczenia, a także wasza pomoc i jej choroba. Gdyby nie ona (tzn. choroba), długo jeszcze oczekiwalibyśmy jej przybycia. […]

Wiemy, jakie zaufanie Pan pokłada w was, i to jeszcze – że my mamy być waszą pomocą, a także cały zachwycający, wspaniały świat aniołów.

Może tego nie wiecie, ale każdy z nas podtrzymuje przyjaźń ze swoim Aniołem Stróżem, który teraz staje się naszym przyjacielem na wieczność. Wiem, że tego wam nie mówiono, dlatego pozwalam sobie na te wtręty. […]

Anna zauważa, że gdy nadejdą zapowiadane wydarzenia, to wielu ludzi będzie musiało i chciało zastanowić się i odkryć na nowo, co stanowić ma sens i cel ich życia.

– Mówi pani, Anno, o celu życia – włącza się Andrzej. – Bardzo bliski jest już czas, kiedy stanie się to najważniejszym pytaniem – nie tylko jak przeżyć, ale po co żyć i dla jakiego celu. Wy już na szczęście rozumiecie, że nie ma piękniejszej pracy niż służba Panu – a tę może pełnić każdy człowiek, który zechce.

Bo Panu potrzebne jest każde z Jego dzieci – dla szczęścia jego samego, aby wzmóc jego radość. Przecież szczęściem Boga samego jest uszczęśliwianie swoich dzieci, i to nie czekając aż wrócą do Jego domu. Zresztą wy to już rozumiecie. […]

– Teraz przyjmijcie nasze wspólne błogosławieństwo, które jest błogosławieństwem Pana dawanym wam przez nasze ręce.

Mówi Pan:

– Moi drodzy, chciałem uszczęśliwić was w dniu tak ważnym dla Maryi, waszej prawdziwej Matki (prawdziwej Matki rodzaju ludzkiego), która wstawiała się za swoją córką. Przyjmijcie od rodziców Grażyny ich błogosławieństwo dla was. Niech spocznie na was i pozostanie miłość Boża, niech was nasyci, usprawni i prowadzi w waszej służbie światu.

Pozostańcie z Bogiem. +

 

6 II 2002 r.

Rozmawiamy z ojcem Józefem. Do rozmowy włącza się ojciec Jan:

– Józefie, najważniejsze jest zrozumienie przez ciebie, jak wspaniałe są plany Pana. Reszta zależy od tych twoich „uczniów”, których prowadzisz. Bo tylko ty orientujesz się, który z nich może pracować twórczo, czyli organizować zespoły niosące pomoc społeczną taką lub inną, zależnie od tego, jaka jest potrzebna.

Anna objaśnia ojcu Józefowi:

– Pan nazywał takie grupy ochotników zespołami działającymi społecznie na swoim terenie w zaradzaniu brakom najbardziej dotkliwym dla danego miejsca.

Ojciec Jan uzupełnia:

– Kiedy Pan mówił o zespołach, podkreślał dwie sprawy: wspólnotę świeckich i zakonnych osób, bo obie grupy mogą sobie wiele dać, oraz nieograniczanie wieku i płci, dlatego że młodzi ludzie potrzebują przewodników i wzorców, a kobiety są bardziej niż mężczyźni uwrażliwione na krzywdę ludzką, choć same często nie potrafią jej zaradzić. Trzecią ważną rzeczą jest mobilność grup, to znaczy nie przystosowywanie się do obecnie pełnionych funkcji, ale do aktualnych w danym czasie potrzeb otoczenia. Pamiętajcie, że z takiej służby bliźniemu wyłonią się przyszli działacze (szeroko pojętej) opieki społecznej.

Jeszcze jedna uwaga ogólna. Wydaje mi się, że jest w jednej z wydanych książek rada dotycząca zagrożenia miast. W tym stanie rzeczy, a także w przypadku innych zagrożeń należy po bratersku traktować i przygarniać chętnych, choćby byli jak najdalsi od katolicyzmu. W zorganizowanej pomocy społecznej każdy jej członek powinien się czuć potrzebny i pożyteczny. Wtedy znika strach i poczucie osobistego zagrożenia, a wzrasta zaufanie wzajemne i przyjaźń. […]

Ksiądz Józef przedstawia jeszcze wiele próśb. Ojciec Jan odpowiada:

– Wszystko oddam Panu i będę Go prosił…

A teraz przyjmijcie błogosławieństwo Pana przez moje ręce.

Mówi Pan:

– Przyjmijcie, moje dzieci, błogosławieństwo moje. Niech spocznie na was, zakorzeni się i przyniesie obfite owoce. Moja pomoc będzie szła z wami.

Przytulam was do serca i obejmuję swoją miłością wraz ze wszystkimi, o których się troszczycie, ze wszystkimi, którym służycie, oraz tymi wszystkimi, którzy potrzebują mojej pomocy i ratunku. +

 

8 II 2002 r.

Spotykamy się we czworo, aby wspólnie się modlić. Zwracamy się do Pana:

– Panie, chcielibyśmy się spotykać co dwa tygodnie. Zapraszamy Ciebie na te spotkania.

– Ja zawsze pragnę mieć was jak najbliżej siebie, żeby móc was strzec i osłaniać. A poza tym, póki jesteście blisko, żaden szatan nie ośmieli się do was zbliżyć. Pragnąłbym, abyście – wiedząc o tym – „przyprowadzali” do Mnie ludzi będących daleko i oddawali Mi ich w opiekę.

Wymieniamy różne osoby, które oddajemy Panu w opiekę. Pan mówi:

– Chciałbym, dzieci, abyście oddali Mi teraz wszystkich ludzi smutnych.

– Sama się poddałam smutkowi – mówi Kamila.

– Kamilo, moja córeczko, przecież ty na dnie serca nie jesteś smutna. Martwisz się o wiele spraw i wielu ludzi. Ja to rozumiem. Ale taki smutek, o jakim Ja mówię, jest to zupełna utrata nadziei, niewidzenie przed sobą żadnej przyszłości. Od takiego smutku niedaleko już do samoagresji. Oddajcie Mi teraz tych, u których zauważacie taką postawę najbardziej tragiczną.

Wymieniamy jeszcze wiele innych osób. Od smutnych przechodzimy do chorych i wówczas Pan mówi z uśmiechem:

– Moi kochani, zostawcie coś dla Jana. Ja bardzo pragnę, aby on wstawiał się za wami i pragnę jego radości.

– A teraz proszę was, pobądźcie chwilę w milczeniu, myśląc o tym, jak wielka jest moja miłość do was tu obecnych.

Trwamy w ciszy. Potem pełni radości śpiewamy hymn „Ciebie Boga wysławiamy”.

– Panie, dziękujemy Ci za dzisiejszy dzień.

– Pamiętajcie, że jest ze Mną ojciec Jan, boście go zapraszali.

– Ojcze Janie – mówi Anna – będziemy mieli dużo próśb.

Polecamy ojcu Janowi z prośbą o wstawiennictwo różne osoby chore. Prosimy też o radę. […]

– Panie, chcę Ci bardzo gorąco polecić – za pośrednictwem ojca Jana – Adama na cały okres jego pobytu w Niemczech, dokąd jedzie na operację. Czy jest coś, co mogłabym mu powiedzieć? – pyta Kamila.

– Powiedz mu – odpowiada Pan – że Bóg go kocha i będzie przy nim ze swoją nieskończoną miłością. Niech zaufa miłości Boga.

– Panie, dobrze nam tu przy Tobie – mówi Anna.

– Kochani, teraz pożegnamy się. Ale to jest jednostronne, bo Ja o was nie zapominam nigdy. Przyjmijcie moje błogosławieństwo, dzieci. Cieszę się, że dzisiaj zadbaliście o swoich bliźnich. Jeżeli spotkacie się z cudzą biedą, to nie czekajcie dwóch tygodni, ale mówcie Mi to natychmiast.

 

12 II 2002 r.

Ojciec Jan nawiązuje do pytania Grzegorza o zgodę na pokazanie w klasztorze ojca Jana kilku rozmów z nim, tchnących radością:

– Wszystko, co wam mówiłem już z królestwa Pana, jest pełne radości i teraz doskonale rozumiem twoją matkę, Aniu, która mówiła: „Wszyscy tu jesteśmy pełni radości, młodzi, szczęśliwi”. Słowem niebo jest „miejscem” wieczystej młodości, ale pełnej mądrości i dojrzałości. Natomiast radość przelewa się wśród nas. Po prostu nie ma tu smutku, zgryzoty, niepokoju, bo żyjąc w miłości Boga, żywi się pełnię zaufania i pewność, że cokolwiek On postanowi, jest to na pewno najlepsze, najdoskonalsze, najmądrzejsze i najbardziej miłosierne – jeśli dotyczy to ludzkości lub poszczególnych ludzi. Dlatego żyjemy (istniejemy) w pełni pokoju, zaufania, wdzięczności i zachwytu. My nie kontemplujemy Boga, a istniejemy w Nim.

To, co mówiła twoja matka, Anno, jest prawdą: oddychamy miłością Boga tak jak wy powietrzem i każdy nasz oddech jest coraz głębszy, a w odpowiedzi miłość Boga ogarnia nas pełniej. I takie wzrastanie powoduje, że świadomość nasza ogarnia coraz więcej i szerzej, a wtedy wzrasta uwielbienie i wdzięczność. Nieba opisać nie można. Nie ma podobieństw ani odpowiednich porównań. Pewne jest tylko jedno: nikt z nas nie zasługuje na to szczęście sam z siebie, ale miłość Boża jest nieskończona, darząca, wybaczająca, pragnąca uszczęśliwiania nas.

 

22 II 2002 r.

Modlimy się za Polskę, powtarzając nasze prośby z 15 sierpnia 2001 r., kiedy prosiliśmy o uwolnienie ojczyzny od różnych form zniewolenia przez złego ducha i przepraszaliśmy za winy naszego narodu. Czynimy to w imieniu całego narodu, zaprosiwszy do modlitwy całe niebo – ludzi i aniołów – i Polaków z czyśćca. Gdy wymieniamy kolejne wezwania, Anna słyszy zapewnienie aniołów:

– My się modlimy razem z wami.

Gdy czyni pewne porównania ich stanu i naszego, słyszy:

– …ale zazdrościmy wam możliwości wykazania – wyborami waszej wolnej woli – swojej miłości Panu także za cenę cierpienia, wysiłku. My nie możemy cierpieć, a wy możecie każde swoje cierpienie ofiarować Panu.

Anna uświadamia sobie obecność ojca Jana wśród nas i zwraca się do niego:

– Ojcze Janie, zapraszamy ojca raz na zawsze na spotkania naszej grupy modlitewnej. I dziękujemy ojcu, że ojciec tu przyszedł.

Ojciec Jan odpowiada z radością:

– To jedno z moich ulubionych miejsc. Przyzwyczaiłem się bywać tu u ciebie.

– Zawsze jest ojciec bardzo, bardzo mile tu widziany… Nie, przepraszam – „mile słyszany”.

– Chciałbym wam poradzić – mówi ojciec Jan – żebyście niekoniecznie całą modlitwę, ale to, co wam ukazuje codzienne życie plus środki przekazu, natychmiast oddawali Panu, przepraszając Go i wstawiając się za waszymi „niedobliźnionymi bliźnimi”. A także przy codziennej modlitwie przepraszajcie Pana za wszelkie zło czynione w naszym narodzie. W ogóle częściej módlcie się w imieniu całego narodu, korzystając z tych możliwości, jakie wam daje przynależenie do wspólnoty polskiej.

– Czy ojciec poprowadzi nasze spotkanie? – pyta Anna.

– Jakżeżbym śmiał, skoro jest tu obecny Pan.

Zaczynamy rozmawiać o wybraniu tekstów dla najbliższych przyjaciół i kierowników grup, ale ponownie rozpraszamy się. Gdy Grzegorz proponuje, żeby podziękować Panu za to, że jest tu z nami, Pan włącza się do rozmowy:

– Moje dzieci, jakżeżby Ojciec miał nie być przy dzieciach, które liczą na Jego obecność. Ponadto ciągle zapominacie, ze jesteście moją radością.

– Ja się wcale sobą nie cieszę… – zauważa Anna.

– Bo ty w sobie widzisz przede wszystkim braki i niedoskonałości, a Ja cieszę się każdym twoim słowem, myślą i uczynkiem, zaś niedociągnięcia uważam za sprawy przejściowe. Zobaczysz, że w moim domu już ich nie będziesz miała.

Kamila pyta:

– Panie, czy nigdy nie czujesz się zraniony naszym postępowaniem?

– Niech wam odpowiedzą dzisiaj dwaj obecni tu ojcowie rodzin, czy bardzo się czuli zranieni, gdy dziecko zabrudziło pieluszki albo krzyczało w nocy, kiedy je bolał brzuszek. Ciągle zapominacie, że jesteście w moim świecie dziećmi – razem z najbardziej nadętymi i pełnymi poczucia własnej wartości laureatami nagród, na przykład Nagrody Nobla. Dziecko nie wie, kim będzie w życiu, a nawet co dostanie na drugi dzień na obiad (a ile dzieci teraz nie wie, czy w ogóle dostanie coś do jedzenia). Nie znacie swojej przyszłości.

W swoim materialnym świecie odbieracie dźwięki od 16 Hz do kilkunastu tysięcy, barwy – w ograniczonym zakresie widma. Wszystkie zmysły macie takiej jakości, jaka jest wam potrzebna do życia i czynienia wyborów, bo na tym polega właściwy sens waszego życia.

Mój Kościół ogromnie pomaga wam w tym, jeśli słuchacie moich wskazań. Cała wasza natura psychofizyczna pozwala wam na wzrastanie i rozwijanie w sobie – dzięki rozumowi, woli i sumieniu – waszego indywidualnego człowieczeństwa. Wszyscy dążycie do pełni swojego rozwoju, a ona powinna stawać się miłością obejmującą waszych bliźnich i odnajdującą w świecie materialnym jego pierwiastki duchowe, a w nich odpowiedzi na najważniejsze pytania: „Skąd się wzięliśmy?”, „Po co istniejemy?”, „Dokąd dążymy?”. Dzięki Jezusowi macie odpowiedzi pewne i prawdziwe, ale najważniejsza jest wasza odpowiedź już rozpoznanemu Bogu – odpowiedź miłością za miłość, która wam ofiarowała istnienie w pełni wolności wyboru woli kierowanej rozumem, a prześwietlonej sumieniem. Jeśli odpowiecie wdzięcznością i z miłością i szacunkiem przyjmiecie miłość Boga do siebie, starając się nie ranić swojego Stwórcy i Ojca, miłość będzie wzrastała w was, aż wypełni was całkowicie.

I to jest wszystko, czego mógłbym się po was spodziewać. Tylko że Ja przez cały czas waszego życia współpracuję z wami, ani na chwilę nie spuszczam was z oka i wspomagam wedle waszych potrzeb, a także staram się darzyć was miłością na tyle, na ile jesteście zdolni ją przyjąć.

– Panie – pyta Kamila – a jak te malutkie dzieci, którymi jesteśmy, powinny przeprowadzać rachunek sumienia? Ja mam z tym trudności.

– Moja córeczko, wiem, że kiedy popełnisz jakieś głupstwo, sama odczuwasz natychmiast niesmak i niezadowolenie z siebie, czyż nie tak?

– Tak.

– To nie jest tylko poczucie, że twoje mniemanie o sobie doznało szkody, ale sumienie woła. Wtedy natychmiast przeproś Mnie za to, że źle potraktowałaś jedno z moich dzieci – które tak samo kocham jak ciebie. I to Mi wystarczy. Lepiej jest od razu przepraszać, a jeśli się zawiniło bardziej, prosić Mnie, abym wynagrodził sam tych, względem których się zawiniło. Czy to ci wystarczy, córko?

– Tak, to znaczy będę się starała pamiętać, żeby to robić od razu.

– Pamiętaj, że Ja jestem zawsze do twojej dyspozycji, tak jak matka przy kołysce dziecka – bo cię kocham, córeczko.

 

24 II 2002 r.

Gdy modlimy się za Polskę, Pan mówi:

– Powinniście Mnie wzywać dużo częściej do współpracy. Gdybyście stosowali praktykę codziennej mszy św. i Komunii, byłoby Mi dużo łatwiej nasycać was Sobą. Przecież do tego konieczna jest wasza wola, pragnienie przyjęcia moich darów!

Prosimy o wskazówki dla jednej z grup. Pan odpowiada:

– Pragnąłbym, aby oni w okresie Wielkiego Postu rozważyli, co Ja im dałem i daję – między innymi przez mój Kościół – i co oni robią z moimi darami. Jakie są przyczyny tego, że tak mało wzrastają, tak nikle świadczą o Mnie – jak gdyby w ich mieście panował raj na ziemi?

Od grup bowiem oczekuję zbiorowego działania skierowanego na pomoc bliźnim potrzebującym – bo cóż mogą dać Mnie samemu? Wstawianie się modlitewne jest ważne, zwłaszcza u osób bardzo starych, chorych, inwalidów itp., natomiast człowiek sprawny powinien modlitwę „wykonywać”, to jest służyć bliźnim w łączności ze Mną.

Synu, pomyśl, […] że twoja praca zawodowa też jest pełniona ze Mną. Zmieniasz się i coraz częściej zaczynasz wprowadzać Mnie w swoje środowisko. […]

A ty, córko, pomimo choroby i odczuwanego zmęczenia spotykasz się z ludźmi – włączam w to i twoje ustawiczne rozmowy z ludźmi, którzy szukają pocieszenia.

– Panie, dziękuję Ci bardzo za Twoje słowa, bo miałem wrażenie, że czynię dużo za mało.

– Co innego jest „czynić za mało”, a co innego oglądać efekty naszej współpracy. Nie możecie się oceniać wedle waszej „wydajności”.

Anna przypomina sobie w tej chwili słowa Anioła wypowiedziane minionej nocy, których nie zanotowała: „Każdy z was jest darem dla Boga. Ale dla Boga nie jest ważne to, czego dany człowiek dokonał, tylko on sam”.

– Panie, wyszłam z Twoich rąk i teraz wracam do Ciebie, tylko nieco poobtłukiwana i posiniaczona.

– Ale doświadczona – odpowiada Pan z uśmiechem i dodaje: – I wracasz z własnego wyboru. Z wszystkich dóbr tego świata, w którym żyjecie, wybrałaś Mnie. Jakżeżbym miał tego daru nie przyjąć?

Wszyscy wychodzicie ode Mnie, a ogromna większość błądzi wśród bogactwa moich darów, zdobywając lub marząc o zdobyciu tego, czego jeszcze nie posiedli. I tak przebłądzą całe swoje życie, nie dojrzawszy i nie zrozumiawszy Miłości, która im to wszystko dała, łącznie z istnieniem ich samych – i to nie dlatego że się przed nimi ukrywam, lecz dlatego że nie mieli czasu ani ochoty, aby się przy Mnie zatrzymać, osądziwszy, że nie jestem tego wart, zlekceważywszy Mnie.

Największym, lecz zarazem najniebezpieczniejszym z moich darów jest wolna wola. Jednakże nie mogłem moich dzieci uczynić niewolnikami. Ten dar świadczy o waszym prawdziwie królewskim pochodzeniu. Przezeń wyrażam swój ogromny szacunek do każdej osoby ludzkiej.

Wyście to zrozumieli, moje dzieci. Dlatego nie marnowaliście czasu na włóczęgę po bazarach i supermarketach świata, gdzie handluje się wszystkim, co można kupić i sprzedać, a oprócz dóbr materialnych – również wolnością, godnością ludzką, honorem, sławą, znaczeniem, władzą, a nawet „miłością”. Cieszyło Mnie, że odrzucaliście takie pokusy, szukając tego, co prawdziwe, co dobre i mądre. Na tej szerokiej i jasnej drodze mojego Kościoła szliście, nie zbaczając i nie zatrzymując się przy przydrożnych straganach z ciekawostkami, takimi jak teozofia, okultyzm, wróżbiarstwo, New Age, magia, satanizm, a także z niebezpiecznymi truciznami, jak terroryzm, fanatyzm, różnego rodzaju faszyzmy i inne „izmy” (np. komunizm, globalizm). Słowem, szukając prawdziwych wartości, zawsze dojdziecie do Mnie: Alfy i Omegi, Stwórcy i – nareszcie – Ojca, Miłości darzącej, oczekującej was cierpliwie, czasem przez długie lata, aby ogarnąć was swoją miłością i bronić jako swojej własności. Śluby zakonne są właśnie tym oddaniem się Mnie w zupełności. Lecz o wiele więcej osób oddaje Mi siebie po cichu i w milczeniu, a ich zawierzenie jest dla Mnie najwyższym szczęściem.

– Czy można uszczęśliwić Boga? I czym? – pytamy.

– Można, dzieci, wtedy, kiedy człowiek oddaje siebie z pełnią swoich dokonań, takiego jakim się stał – w ramiona Ojca.

Czyż syn marnotrawny, padając w ramiona ojca, myślał o tym, że jest brudny, obdarty, zaniedbany, chudy i brzydki? Nie było na to miejsca ani czasu, bo miłość ojca ogarnęła go. Ja po każdym z was spodziewam się takiego ostatecznego spotkania i ostatecznej radości i wspomagam was – na tyle, na ile Mi pozwalacie.

Mówiliście o Marcie Robin10. Ona pozwoliła Mi na wszystko i w zamian otrzymała wszystko, co jest moje – omnium. […]

Teraz przytulam was do serca, moi ukochani przyjaciele. Błogosławię i będę z wami, zwłaszcza wśród ludzi. Niech miłość moja spocznie na was i wzrasta aż do pełni. +

Pełni zachwytu i wdzięczności dziękujemy Panu za Jego słowa.

 

4 III 2002 r.

Zaczynamy rozmawiać we troje o nawróceniu, czy raczej nawracaniu się. Pan włącza się:

– Moi kochani, najważniejsze w tym wszystkim, co się z wami dzieje, jest to, że Ja się wami nie zrażam i nie ma sytuacji, w której zdołalibyście zniechęcić Mnie do siebie. Jeżeli przyjmiecie tak prostą rzecz jak stała świadomość, że jesteście kochani zawsze i pomimo wszystko, wtedy łatwo wam będzie powracać do Mnie z wszelkich waszych odejść i zagubień. Jeśli proszę, abyście nigdy nie odchodzili ode Mnie, to właśnie dlatego, abyście nie musieli powracać. Pozostając przy Mnie zawsze, zdobywacie poczucie przynależności. Macie swego Ojca, rodzeństwo i dom, a więc poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że jesteście kochani stale. Wiecie, że strzegę was i opiekuję się wami, a z pomocą spieszę zawsze, gdy jest to wam potrzebne. Najczęściej w ogóle nie zauważacie mojej pomocy, bo nie służę wam nią dla zyskania wdzięczności. Prawdziwa miłość jest zawsze bezinteresowna.

Oto mój temat do rozważań w okresie Wielkiego Postu.

Dziękujemy Panu za te słowa. Zaczynamy rozmawiać między sobą. Gdy Anna zauważa, że dzięki temu, iż jesteśmy różni, możemy się uzupełniać i że to jest wspaniałe, Pan mówi:

– To, że możecie się uzupełniać, jest moim zamierzeniem, bo przecież stanowicie rodzinę. Jesteście wszyscy członkami rodziny ludzkiej. Dlatego każdy z was powinien być już w swojej dojrzałości duchowej – a nie fizycznej – darem dla innych.

A widząc nasze niepewne miny, dodaje:

– Dzieci, przecież już się o to staracie…

i wskazuje na niektóre z naszych działań.

 

5 III 2002 r.

– Czy jest jeszcze coś, co moglibyśmy zrobić? – pyta Anna ojca Jana i przypomina o stałym zaproszeniu na nasze spotkania modlitewne.

– Witajcie, moi kochani. Mówi Jan. Jestem wam bardzo wdzięczny. […] Na pewno będę czuwał nad wszystkimi grupami i dziękuję wam za przygotowanie dla nich tekstów.

Cieszę się, że twoja rozmowa, Grzegorzu, z kapelanem grupy (zmartwychwstańcem) przybliżyła go do grupy i zorientowała w tematach poruszanych. W każdym razie zależy mu na Polsce, a właściwie im wszystkim – całemu zakonowi. To już jest platforma porozumienia.

Teksty Pana przeznaczone dla nich w przyszłości możecie mi pokazać, jeśli zechcecie. Będziemy oscylować ku tematyce społecznej i obywatelskiej odpowiedzialności. To będzie dobrą pomocą, sądzę, dla księdza kapelana.

 

8 III 2002 r.

Modlimy się w kilka osób. Prosimy za wiele osób i spraw; oddajemy nasze obecne ciężary. Przepraszamy za winy tych, którzy ich nie żałują. Usiłujemy także dziękować. Gdy dziękujemy Panu za to, że jest dla nas oparciem i że otacza nas swoją miłością, Pan mówi:

– Owszem, dzieci, macie we Mnie zawsze oparcie i macie moją miłość, ale dałem wam wolną wolę i oczekuję na waszą zgodę, a przede wszystkim na wasze pragnienie przyjęcia wszystkiego, co chcę wam dać. Teraz oddajecie Mi to wasze pragnienie w imieniu kilku osób, a Ja proszę, abyście oddali Mi waszą wolę przyjęcia moich planów i moich metod działania w imieniu całego waszego narodu. Macie prawo prosić tak, bo jesteście jedną rodziną.

Prosimy o to, zaprosiwszy do udziału w modlitwie wszystkich Polaków z nieba, a z czyśćca tych, którzy mogą, a ponadto naszą Królową, Aniołów Stróżów i naszych patronów. Prosimy też o dary Ducha Świętego – takie, jakie są potrzebne w tej służbie. […] Zauważamy, że nie odczuwamy już ciężarów, o których mówiliśmy na początku spotkania, i dziękujemy Panu i za to. Pan mówi:

– Moi drodzy, przecież Ja zdjąłem z was wasze ciężary, bo pozwoliliście Mi na to.

Po chwili dodaje:

– Moje dzieci, moim prawdziwym życzeniem dla was jest to, abyście zawsze chodzili z lekkim sercem, a nie przygięci do ziemi przez ciężary wasze i innych, którymi was obarczono. Dlatego jeszcze raz przypominam: – Jestem przy was zawsze obecny. Oczekuję, że natychmiast oddacie Mi wszystko, co jest dla was ciężarem. I jak już wam mówiłem, nie obawiajcie się, bo Ja udźwignę nawet ciężar win całej ludzkości. Przecież po to poszedłem za was na krzyż, aby przejąć na siebie całe zło, które w sobie nosicie, a które nie pozwala wam postępować szybko, bo jest jak kule żelazne przykute łańcuchami do waszych nóg.

Nie taka była moja wola względem was. Dlatego możecie być pewni, że uwolnię każdego od jego ciężarów, jeśli zechce Mi je oddać. Dlatego konieczne jest, aby każdy z was uwierzył, że Ja jestem blisko, że kocham was niezależnie od tego, co za sobą wleczecie, i pragnę was uwolnić – bo mogę to uczynić, jeśli wy tego zapragniecie.

Mówią o Mnie prorocy, że przyszedłem więźniów wyzwalać (Iz 49, 9), i nadal to czynię. Mało! Ja dla próśb waszych gotów jestem wyzwalać wszystkich, których Mi wskażecie. Jeśli wy się nad nimi litujecie, cóż dopiero Ja, ich Ojciec i Zbawca. Bądźcie więc miłosierni i współczujący, a wtedy zbliżymy się do siebie – wy i Ja.

Prosimy o wyzwolenie naszego narodu – zwłaszcza tych, którzy najbardziej tego potrzebują – i to nie tylko od „zwykłych” ciężarów, ale przede wszystkim od zła. Pan mówi:

– Dzieci, przyjmijcie błogosławieństwo Boga najwyższego w całej pełni świętości, mocy i majestatu Trójcy Świętej. Niechaj moja miłosierna miłość spłynie na was, przemienia was i udziela się innym spragnionym jej ludziom. +

 

18 III 2002 r.

Modlimy się we dwie:

– Witamy Cię, Ojcze. […] Powiedz nam, proszę, czym najbardziej mogłybyśmy uczcić Święto Twojego Zmartwychwstania.

– Moje kochane córeczki – odpowiada Pan. – Najbardziej ucieszycie Mnie, pozwalając Mi kochać się tak, jak tego pragnę, nie stawiając Mi oporu. Tak niewiele do tego potrzeba…

Proście, abym został odnowicielem waszych serc. Znaczy to, że pragnę oczyścić wasze serca ze wszystkiego, co je zaśmieca. Pragnę, aby wasza miłość była naprawdę czysta. Dlatego – przez nadchodzące dni – przypominajcie sobie każdego, kto spowodował wasz ból, uraził was lub zranił, i każdą z takich osób oddawajcie Mnie z prośbą o ich uleczenie i uzdrowienie, dodając do tej prośby swoje przebaczenie. To dotyczy wszystkich: żywych i „zmarłych”.