Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ciąg dalszy bestsellerowej książki Serviam. Tytuł niniejszego tomu: Twych Praw pilnuję, nawiązuje do psalmu 119, imponującego i uroczystego kantyku na temat Bożego Prawa, bo ono, dla każdego człowieka wierzącego, jest źródłem życia.
Czasy, w których Anna rozmawia z Panem, to także burzliwy okres krystalizowania się prawa stanowionego w Polsce po odzyskaniu niepodległości, odbudowy państwa polskiego i tożsamości Polaków. To moment w dziejach, kiedy Polacy stanęli przed wyborem: budować mozolnie Królestwo Boże na Ziemi, bronić Bożych wartości czy gonić za mirażami świata.
Jezus odpowiada na wszystkie pytania i wątpliwości Anny i jej grupy modlitewnej. Przekazuje swoje wskazówki i napomnienia, pomagając zrozumieć, że modlitewna współpraca narodu polskiego z wolą Bożą ma istotną wartość w planach Opatrzności.
Autorką książki jest Anna Dąmbska (19232007), mistyczka pozostająca pod opieką Kościoła, która przez ponad 20 lat spisywała wypowiedzi, wyjaśnienia i napomnienia Zbawiciela, Matki Bożej i dusz odwiedzających ją w warszawskim mieszkaniu. Unikająca rozgłosu, znana z publikacji religijnych wydawanych pod pseudonimem Anna, m.in. Świadkowie Bożego Miłosierdzia i Zaufajcie Maryi.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 745
Okładka Fahrenheit 451
Zdjęcia na okładce velishchuk/123FR.com, bialasiewicz/123FR.com
Redakcja merytoryczna Grzegorz Płoszajski
Redakcja językowa Joanna Misztal (UKKLW)
Korekta Firma Korektorska – Barbara Mic, Elżbieta Steglińska
Dyrektor projektów wydawniczych Maciej Marchewicz
ISBN 978-83-8079-758-1
Copyright © by Grzegorz Płoszajski Copyright © for Fronda PL sp. z o.o. Warszawa 2022
ISBN 9788380797734
WYDAWCY
Wydawnictwo Fronda Sp. z o.o.ul. Łopuszańska 3202-220 Warszawatel. 22 836 54 44, 877 37 35 faks 22 877 37 34e-mail: [email protected]
www.wydawnictwofronda.pl
www.facebook.com/FrondaWydawnictwo
www.twitter.com/Wyd_Fronda
Instytut św. Jakuba
Sp. z o.o. ul. Papieża Pawła VI 4 71-899 Szczecinhttp://www.instytutswjakuba.pl/tel. 91 452 50 87 www.facebook.com/instytutswjakuba
Przygotowanie wersji elektronicznejEpubeum
Kościół Święty zawsze był prowadzony przez Ducha Świętego drogami rozumnej wolności ludzkich serc. Dotyczy to nie tylko oficjalnej, urzędowo ogłaszanej oraz formalnie potwierdzanej myśli i doktryny Kościoła. W tych obszarach jest bowiem konieczny charyzmat i głos Kościoła Chrystusowego oraz rozstrzygnięcia ze strony odpowiednich urzędów eklezjalnych, zgodnie z ich szczegółowymi charyzmatami i kompetencjami. Droga rozumnej wolności serca jest jednak również drogą intelektualnego rozwoju, dojrzewania, dokonywania określonych wyborów i przyjmowania za te wybory osobistej odpowiedzialności ze strony każdego wiernego. W tej przestrzeni niezmiennym, trwałym i skutecznym źródłem pozostają przede wszystkim sakramenty święte, w tym sakramenty wtajemniczenia chrześcijańskiego, a także odpowiednio uformowany umysł, wola i serce każdego ucznia Chrystusa.
Wielokrotnie podziwiam poprzednie pokolenia, w tym także ludzi tak zwanych prostych, którzy – szkół nie kończąc – mieli w sobie jakąś pogłębioną mądrość duchową. Doskonale potrafili interpretować duchowy wymiar zróżnicowanych, praktycznych sytuacji życiowych. […] Ostatnie pokolenia, a szczególnie ostatnie dziesięciolecia pokazały dodatkową potrzebę kształtowania takiej rozumnej wolności i odpowiedzialności serca poszczególnych wiernych, z uwagi na rozszerzoną perspektywę problemów, wątpliwości i pytań, jakimi świat współczesny zasypuje każdego człowieka, w niejednej sytuacji mogąc wprowadzić mu niezły zamęt w głowie. […] Jednocześnie, co jest nie mniej istotne, te same konteksty mogą przynosić bardzo dobre owoce i ukazywać nowe szanse dojrzewania wiernych w jak najbardziej prawidłowo rozumianej i przeżywanej drodze osobistego uświęcenia, dojrzałego charyzmatu i rzeczywistej współpracy z łaską Boga […].
Szczególne miejsce – jak się wydaje – ciągle zajmują kwestie z obszaru katolickiej nauki społecznej. Myśl soborowa oraz nauczanie Świętego Jana Pawła II stanowią tu niezwykle silny fundament, na którym należy umiejętnie i odważnie budować kolejne frazy, pojęcia, analizy i odpowiedzi. W tych przestrzeniach, oprócz kwestii etyki życia małżeńskiego i rodzinnego, oprócz katolickiej interpretacji kwestii czysto ekonomicznych i gospodarczych, jest także zagadnienie życia narodowego, w najgłębszym ujęciu duchowym tego tematu. […] W wielu tych kwestiach dla naszego pokolenia niezwykle istotne pozostanie na długi czas nauczanie prymasa Augusta Hlonda oraz prymasa Stefana Wyszyńskiego, a nade wszystko głos Jana Pawła II. Powraca tu wielka narodowa katecheza Prymasa Tysiąclecia z okresu Wielkiej Nowenny przed Tysiącleciem Chrztu Polski oraz z Liturgii Milenijnych, a także szereg homilii i przemówień Świętego Jana Pawła II. Warto w tym kontekście wielokrotnie studiować cykl papieskich homilii z pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny. Warto powracać do Jego słów, że dziejów naszej Ojczyzny nie sposób zrozumieć do końca bez Chrystusa […].
Mam w ręku tom […] autorstwa Anny Dąmbskiej. […] W pełnym pokoju serca można ten tekst przekazać do prywatnego studium i do medytacji każdemu wiernemu, który chce bardziej odpowiedzialnie przeżywać swoją wiarę, także w nurcie duchowych dziejów naszego Narodu i naszej Ojczyzny. Łączą się jednak w tym tomie pewne – wyżej zasygnalizowane – kwestie. Dlatego warto podkreślić, że istotnym walorem niniejszego opracowania jest bardzo spójny i jednoznaczny język, co – uwzględniając fakt, iż różne fragmenty tekstu powstawały w różnym czasie i w różnych okolicznościach – dla całościowej oceny ma niebagatelne znaczenie. […] Nie jest natomiast moją intencją ani zadaniem rozstrzygać o duchowym źródle i rzeczywistej inspiracji, która poruszała serce i myśli Autorki, gdy teksty te powstawały. Świadectwa osób ją znających wskazują, że była to osobowość intelektualnie dojrzała, doświadczona życiowo i duchowo, przygotowana na różnych poziomach i w różnych obszarach życia do pogłębionego, ewangelicznego patrzenia na sprawy ducha Narodu i do poważnego ich interpretowania.
Dla samego czytelnika natomiast nie jest obecnie konieczne rozstrzyganie, czy przedstawione teksty są jedynie owocem jej osobistego studium i duchowych analiz, czy pogłębionej medytacji i zapisków duszy, czy też rzeczywiście mogła doznawać głębszych inspiracji duchowych. Dla prowadzenia samego studium i podejmowania przez czytelnika własnych refleksji na kanwie przedstawionych myśli Autorki istotne jest, że treści te oraz prezentowane myśli mogą być bezpiecznie poznawane, chociaż powinny być przyjmowane w drodze osobistego studium oraz metodą własnej dojrzałej medytacji. Trzeba tu więc korzystać z osobistej, rozumnej wolności serca.
Niech więc niniejsze teksty służą każdemu, kto zechce poznawać duchowe dzieje naszej Ojczyzny i Narodu oraz pragnie stawiać Bogu w modlitwie medytacyjnej pytania o dzisiejsze duchowe szanse Polski oraz o Boże zaproszenie wobec Narodu i Ojczyzny pośród innych narodów świata w nowym czasie.
Na te drogi rozumnej wolności serca błogosławię.
Fragmenty tekstu arcybiskupa Andrzeja Dzięgi
„Na drogach rozumnej wolności serca”
stanowiącego wstęp do książki
Anny Dąmbskiej „Zadanie Polski”
(Instytut Wydawniczy Świętego Jakuba i Fronda, 2021).
Zamieszczono za zgodą Autora.
Oddajemy do rąk Czytelników zestaw tekstów Anny Dąmbskiej – „Anny” z lat 1996–1998, opracowany w formie roczników.
Teksty te przedstawiają – według przeświadczenia Autorki – zapisy jej wewnętrznych rozmów z Bogiem, a także z Maryją oraz ze zmarłymi osobami zbawionymi. Autorka była przekonana co do tożsamości osób, które słyszała wewnętrznie. To przekonanie wyrażają sformułowania „mówi Pan”, „mówi matka”, zaznaczające wypowiedzi przypisywane przez nią tym osobom. Omówienie zasadności tego przekonania jest przedstawione dokładniej w rozdziale „O Autorce”. Tu natomiast należy zwrócić uwagę na kwestię terminologiczną dotyczącą określenia „Pan”. Do używania go Autorka została zainspirowana w Ruchu Odnowy w Duchu Świętym. Jak wynika z zapisanych przez nią opracowań, określeniem tym obejmowała zarówno Jezusa Chrystusa, jak i Boga Ojca. Budziło to niekiedy pytania znajomych kapłanów, którym pokazywała swoje teksty. Gdy poprosiła podczas modlitwy o wyjaśnienie, kto z nią rozmawiał jako „Pan”, zrozumiała, że rozmawiała z Bogiem w Jego pełni – w Trójcy Świętej.
Rozmowy te Autorka początkowo zapisywała sama. Zbliżywszy się do Ruchu Odnowy w Duchu Świętym, zaczęła prowadzić dyskusje także podczas wspólnotowych spotkań modlitewnych. Poza tym – z powodu postępującej niesprawności rąk wynikającej z choroby – coraz częściej musiała korzystać z pomocy innych osób także przy notowaniu jej osobistych modlitw. Z czasem osoby pomagające jej w ich zapisywaniu stawały się także aktywnymi uczestnikami tych rozmów: mogły pytać, prosić, dziękować, przedstawiać swoje problemy, odpowiadać, gdy zostały zapytane itd. Udział Autorki jako pośredniczki przekazującej słowa Pana lub Maryi, bądź zmarłej osoby zbawionej, nie jest zaznaczany w tekstach. Imiona osób biorących udział w spotkaniach są zazwyczaj zmienione.
Teksty są umieszczone w rocznikach w porządku chronologicznym. Przy przygotowywaniu ich do niniejszej publikacji zaznaczano symbolem „[…]” zdarzające się pominięcia niektórych fragmentów, zazwyczaj dotyczących spraw osobistych uczestników spotkania.
Autorka używała niekiedy określenia: „nasze modlitwy”. Dotyczy ono kilku formuł modlitewnych szczególnie często odmawianych na początku spotkań. Przede wszystkim były to:
„Ojcze, oddajemy Tobie, wspólnie z Maryją, w imieniu całego narodu, naszą dobrą wolę służenia Tobie w Twoich planach odrodzenia świata. Kochamy Cię i pragniemy być Ci wierni”.
oraz
„Twoją jesteśmy własnością i do Ciebie należeć chcemy”.
Pierwszą modlitwę, a właściwie pierwsze jej zdanie, przekazała Matka Boża w 1994 roku, prosząc o wytrwałe jej odmawianie. Drugie zdanie spontanicznie dodała Autorka. Zazwyczaj towarzyszyły im modlitwy: „Pod Twoją obronę” i „Jezu, ufam Tobie”.
W tekstach są zamieszczane uwagi i komentarze Autorki uzupełniające przekazywane treści i ułatwiające ich zrozumienie, ale niebędące częścią wypowiedzi uczestników rozmowy. Komentarze te są umieszczane w nawiasach zwyczajnych i wyróżniane pismem pochyłym. W pisowni zwrotów grzecznościowych występujących w dialogach z krewnymi i przyjaciółmi nie stosowano wielkich liter (poza wypowiedziami kierowanymi do Osób Boskich i Matki Bożej). Autorka oznaczała symbolem "✝" znak krzyża, jaki, jej zdaniem, towarzyszył zazwyczaj słowom błogosławieństwa udzielanego przez Pana bądź przekazywanego przez inne Osoby.
Niektóre teksty zapowiadają groźne wydarzenia w postaci wojen i kataklizmów oraz zwracają uwagę na działanie sił zła w świecie. Celem tych zapowiedzi nie jest jałowe budzenie emocji, lecz raczej skłanianie do refleksji dotyczących między innymi przewidywanych skutków tych wydarzeń i możliwych do podejmowania działań. Perspektywa śmierci bardzo wielu ludzi sprawia, że czytelnikowi wierzącemu ukazuje się w całej powadze pytanie o los wieczny osób, które zginą nagle, nieprzygotowane do śmierci duchowo.
Ludzkość, odwracając się od Boga i Jego praw, wystawia się na działanie duchowych sił zła, które popychają ją do wzajemnej agresji i nienawiści. Wojny i prawdopodobne użycie broni masowego rażenia to logiczne następstwa takich ludzkich postaw. Zapowiadane kataklizmy, choć będą niosły śmierć, mają być – paradoksalnie – ratunkiem przed zupełnym wzajemnym wyniszczeniem się ludzkości w rozpoczętych działaniach wojennych. W sumie zapowiadane groźne wydarzenia mają jej otworzyć realną możliwość odrodzenia duchowego i powrotu na drogę rozwoju zgodnego z prawami Bożymi. Otarcie się o zagładę i dostrzeżenie przez ludzkość jej własnych win, zwłaszcza gdy zdobędzie się ona na refleksję, że nie uratowała się sama, lecz została uratowana dzięki miłosierdziu Bożemu, powinny pomóc w powrocie do Boga i kształtowaniu życia osobistego i społecznego w oparciu o Jego prawa.
Przedstawiona analiza i zapowiedzi wydarzeń kierują myśl ku podejmowaniu współpracy z Bogiem w Jego planach odrodzenia świata. Teksty ukazują możliwości służby, począwszy od takich jak modlitwa o nawrócenie wszystkich, których zbawienie wieczne jest zagrożone, modlitwa o światło sumienia, o rozpoznawanie zła, o siłę do odwracania się od niego. Jeżeli w publikacjach zwraca się uwagę na działanie duchowych sił zła, to przede wszystkim po to, by zachować szczególną czujność w ocenianiu ludzkich dążeń i działań, za którymi stać może ojciec kłamstwa, by podjąć walkę duchową, by wstawiać się do Boga za ludźmi, którzy dali się tym siłom uwieść lub im służą. Podsumowując, teksty zapowiadające groźne wydarzenia mają przede wszystkim pomóc nam w przygotowaniu się do niesienia pomocy innym ludziom i całym narodom.
W roku 2022 Grzegorz Płoszajski, któremu Autorka powierzyła troskę o dalsze losy jej spuścizny, dokończył opracowanie roczników z lat 1996–1998. Korzystał w tym zadaniu z pomocy kilku osób mających doświadczenie we współpracy z Autorką. Praca była ułatwiona dzięki zapisanym w 1997 roku wskazówkom dotyczącym opracowania nowych roczników. Niniejsze dzieło wypełnia częściowo lukę, jaką można dostrzec między wyborami: Zadanie Polski – skupionym na tekstach do 1991 roku, i Serviam – obejmującym teksty od 2002 roku.
Roczniki 1996–1998 są dziełem oryginalnym. Niektóre opracowania były już publikowane w wyborze tekstów dotyczących Matki Bożej Zaufajcie Maryi 1982–2005 (Wydawnictwo Ojców Franciszkanów, Niepokalanów 2016). Porównanie obu dzieł pozwala jednak stwierdzić, że blisko dwie trzecie pozycji w „Rocznikach 1996 –1998” to teksty nowe, niepublikowane wcześniej.
Zamieszczona informacja „O Autorce” jest powtórzeniem, z niewielkimi zmianami, tekstu zawartego w książce „Zadanie Polski” (Instytut Wydawniczy Świętego Jakuba i Fronda, 2021).
„Roczniki 1996–1998” uzupełniają przekaz opracowań zawartych we wspomnianej książce. „Zadanie Polski” ukazuje cel, jakim jest utworzenie w Polsce ustroju opartego na przykazaniu miłości społecznej „Abyście się społecznie miłowali” i ogólnie na prawach Bożych. Autorce bliski był Psalm 119, który z miłością mówi o prawach Bożych, ukazując ich wielkość i znaczenie. Autorka używała określeń występujących w tym psalmie w odniesieniu do zapisywanych przez siebie tekstów o tematyce społecznej, mogących inspirować przemyślenia dotyczące takiego ustroju. Z tego też psalmu zaczerpnięty jest tytuł niniejszego zestawu roczników „Twych praw pilnuję”, a także przedmowa. Autor opracowania wybrał tłumaczenie Jana Kochanowskiego, cenione przez Autorkę ze względu na piękno języka staropolskiego.
„Roczniki 1996–1998” mogą być pomocne w formacji i przygotowaniu do służby społecznej tych, którzy chcieliby angażować się w realizację wspomnianego celu. Ponadto wskazują pomoc duchową, na jaką można w tej służbie liczyć. A trzeba liczyć, gdyż osiągnięcie celu, jakim jest odrodzenie ludzkości, przekracza możliwości samego człowieka.
Grzegorz Płoszajski
Warszawa, 7 kwietnia 2022 roku
Panie, to dział i część moja – ustaw Twych pilnować;
Proszę, racz się wedle słów swych nade mną smiłować.
Przypatrzyłem się myślom swym, błąd wszytki me sprawy;
Przetożem się wolał kwapić do Twojej ustawy.
Nosząc pęta niepobożnych Twój zakon wyznawam,
Dla chwały Twych sądów wiernych o północy wstawam.
To przyjaciel mój, kto pilen Twego rozkazania.
Pełen świat Twej łaski, życz mi prawdy Twej uznania.
Łaskawieś się ze mną obszedł wedle słów swych, Jowa
– Daj mi rozum, który ważę wielce Twoje słowa.
Błądziłem, pókim trosk nie znał, dziś lepszy karany;
Objaw’ mi swój statut, Panie w dobroć nieprzebrany.
Hardzi na mię fałszem idą, ja Twych praw pilnuję,
Oni ciała tuczą, ja Twe uchwały lubuję.
Nauczyły mię strzec Twoich wyroków kłopoty;
Pożyteczniejszy zakon Twych ust niż kruszec złoty.
Psalm 119; 57–72
w tłumaczeniu Jana Kochanowskiego1
29 stycznia 1996 roku
Spotykamy się u Anny po jej powrocie z długiego pobytu w szpitalu. Trudno nam się skupić na modlitwie i długo rozmawiamy o różnych sprawach bieżących, między innymi o planowanych pracach. Gdy zwracamy się myślą do Pana, Pan mówi:
– Witajcie, dzieci! Wy czekaliście na tę rozmowę, a Ja tym bardziej oczekiwałem na nasze spotkanie. Wiem, Anno, że trudno było ci się skupić, ale teraz masz czas i ciszę. Cieszę się, że znowu czytasz nasze rozmowy (pierwszy tom Bożego wychowania, zawierający osobiste rozmowy Anny). Teraz daję ci czas na powrót do zdrowia. Sama widzisz, że potrzebowałaś tygodnia, żeby mieć chęć na cokolwiek. […]
Pan nawiązuje krótko do zamierzonych przez nas prac, po czym zmienia temat:
– A my teraz porozmawiajmy. Chciałbym, żebyście powiedzieli Mi, czy w ostatnich czasach zauważacie moją opiekę i pomoc.
– Tak – potwierdza Grzegorz. – W wielu sytuacjach: od zachowywania spokoju przy uczestniczeniu w wydarzeniach dramatycznych dla narodu, poprzez pomoc w wypełnianiu obowiązków zawodowych, po spokojne i ufne przyjęcie choroby.
– Ja odczuwałam ją i przed operacją, i w czasie jej trwania, i po – mówi Anna. – Cienia zdenerwowania nie dostrzegałam u siebie. Byłam spokojna, ale nie zrezygnowana. Taki silny spokój.
Dziękujemy Ci, Panie, za pomoc w ukończeniu korekt (w szpitalu). Sam widziałeś, w jak złych warunkach je robiliśmy. A jednak prace udało nam się ukończyć. Dziękujemy jeszcze za współpracę ojca Jana i za pomoc mnie, zwłaszcza po operacji, kiedy byłam tak słaba i oszołomiona…
– Wy wszyscy troje opłaciliście w ten sposób szybsze wydanie i pomoc, jaką ta książka w przyszłości da czytającym. Czasami jest to potrzebne. Ale pewni bądźcie, że Ja jako czwarty byłem przy was i dodawałem wam sił, a także czuwałem nad prawidłowością korekty.
– Teraz, Panie, czuję się taka zawieszona w obowiązkach i od razu przychodzą myśli, że już Ci nie jestem potrzebna…
– Jesteś po operacji osłabiona bardziej, niż myślisz, i dlatego łatwiej ulegasz podsuwanym ci myślom. Nie czynię ci z tego powodu wyrzutu, ale radzę, oddawaj się w opiekę Maryi i poproś naszą Matkę o to, żeby czuwała nad tobą i nie dopuściła do obecności Szatana. Chodzi Mi o twoją wolę opowiedzenia się przeciw niemu. Resztą zajmie się Matka.
– Dziękuję Ci, Panie, za radę. A co powinnam teraz robić?
– Moja córko, po przejrzeniu korekt poddaj się mojemu prowadzeniu i spokojnie przyjmuj, co dzień niesie. Chciałbym, żebyś odpoczywała po szpitalu i z niczym się nie spieszyła. […] Potrzebna ci cisza i spokój, za którym tak tęskniłaś w szpitalu. Przyjmij najbliższy czas jako mój dar dla ciebie.
– Mnie jest przykro – mówi Grzegorz – że widząc lepiej Twoją opiekę i miłość, nie umiem miłości odwzajemnić lub raczej, że mało się staram.
– A korekta, którą robiłeś, teksty, które przepisywałeś, wszystkie twoje wysiłki, żeby skończyć prace nad trzecim tomem „Bożego wychowania” – wylicza Pan. – Czyżby to wszystko nic nie znaczyło?
– Wiem, że znaczyło, ale osiągnięcia nie są nasze, lecz Twoje, nasza jest wola…
Pan prostuje:
– To nie jest prawda. Wasz jest trud. Dlatego dopuszczam do niego. To jest ten skarb, który gromadzicie w moich spichlerzach. Pomyśl, synu, o tym, że miłość nie przejawia się w emocjach, bo nie ma nic wspólnego z życiem emocjonalnym. Miłość jest przede wszystkim wolą kochania, wolą kierowaną rozumem. Czy zdarzyło ci się kiedykolwiek kochać coś, o czym nic nie wiesz, czego nie rozumiesz?
– Nie.
– Wy, ludzie, jesteście bardzo związani z waszą naturą emocjonalną, z waszymi zmysłami i odczuciami (ze zrozumienia: miłość nam się kojarzy z przejawami uczuciowymi i sądzimy, że jeśli ich nie ma, to nie ma miłości). Dla Mnie natomiast objawem waszej miłości jest stałość waszego wyboru i wszelkie działanie, które wiążecie ze służbą Mnie… – Pan dodaje z uśmiechem – również ze służbą waszym bliźnim, jeśli jest w niej pragnienie darzenia ich dobrem, tym bardziej jeśli jest pełniona wraz ze Mną lub w imię moje. Najłatwiejszym przykładem jest tu służba misjonarska.
Anna wymienia osobę, którą ceni za jej służbę dla innych, ale której sposób wyrażania się uważa za emocjonalny. Pan tłumaczy:
– Napisz tak: Inaczej podchodzą do swoich spraw małe dzieci, które potrafią wyrażać się przede wszystkim poprzez emocje, a inaczej dorośli, którzy nauczyli się już emocje opanowywać, a nawet często wstydzą się je okazywać. Wy dorastacie Mi, dzieci, dlatego nie spodziewam się po was dziecięcych sposobów zachowania, a właściwych dla waszego stopnia rozwoju. Ponadto jest jeszcze sposób zachowania, w którym wyrośliście, i wasza własna zdolność oraz chęć lub niechęć do wyrażania emocji.
Uczuciowość prawdziwa wyraża się w przywiązaniu, szacunku, upodobaniu do ludzi lub wartości, które uznajecie za godne miłości. Jest to więc raczej stała postawa niż chwilowe akty emocjonalne. Miłość, dzieci, obejmuje to wszystko w stopniu najwyższym. Jest upodobaniem wieczystym. Taka jest moja miłość do was. A wy powoli zaczynacie Mi odpowiadać.
Nie podoba się wam taka definicja miłości? – pyta Pan z uśmiechem.
Odpowiadamy na przemian:
– W śmierci Chrystusa za nas było jeszcze coś więcej…
– Oprócz miłości do ludzi była miłość do Ojca.
– I przyjęcie Jego woli jako wyraz posłuszeństwa…
– Będące świadectwem miłości.
– Ale śmierć Chrystusa była za nas i dla nas…
Pan tłumaczy:
– To jest stosunek prawdziwego ojca do jego dzieci, tym bardziej heroiczny i ofiarny, im bardziej jest to potrzebne dzieciom. A w tym wypadku cała ludzkość potrzebowała zbawienia, i tylko Bóg mógł temu zaradzić. Dobrowolna śmierć na krzyżu jest nie słowem, nie uczuciem, a czynem. I tak się objawia największa miłość.
Lecz iluż naśladowców miał Jezus! A więc otrzymał w odpowiedzi najgorętszą miłość ludzką wyrażoną czynami, nieraz całego życia. Bo pamiętajcie, że każdy z moich świętych najpierw trudził się przez wiele lat, by niekiedy zakończyć życie śmiercią męczeńską. Na przykład Wojciech, ojciec Beyzym, Maksymilian: takie różne życia, a każde wyrażało bezwarunkową miłość człowieka do tego, co darzył on szacunkiem, przywiązaniem i upodobaniem. Tym byłem Ja.
Powiedzcie, czy nie tak samo jest z wami (z zachowaniem proporcji). Upodobaliście sobie moje plany. Jesteście przywiązani do formy naszych rozmów i darzycie słowa moje szacunkiem. W rezultacie od iluż to lat służycie Mi sobą! A w takim stosunku wyraża się wasza miłość.
– Na tyle służymy, na ile nas, Panie, stać – mówi Anna. – Mam na myśli, że dzielimy miłość do Ciebie z miłością do siebie. Nawet nie możemy się porównać z…
– Przecież jesteś chora; sądzisz, że możesz wiele, a stać cię na niewiele. Dlatego nie martw się swoją bezużytecznością. Bo chociaż rzeczywiście nic nie zrobisz beze Mnie, to jednak Ja potrafię zagospodarować twoje życie, jeżeli Mi w tym nie będziesz przeszkadzać. Tak więc teraz najlepszą nauką jest przyjmowanie w posłuszeństwie tego, co dzień niesie. Pamiętaj przy tym, że dzień, w którym nie masz rozmów i gości, nie jest dniem zmarnowanym, a tylko takim, w którym otrzymujesz ode Mnie ciszę i pokój, których tak ci brakowało w szpitalu.
– A ty, Grzegorzu? – pyta Pan.
– Staram się, ale ileż w tych moich staraniach jest braku wytrwałości. […] Dostrzegam Twoją pomoc w moich codziennych pracach: aż dziwię się czasem, gdy udaje mi się, oczywiście z Twoją pomocą, wywiązać się z rozmaitych obowiązków. Proszę Cię teraz o pomoc w związku z funkcją, którą miałbym dodatkowo zostać obciążony. Nie chciałbym odmawiać jej pełnienia, skoro istnieje taka potrzeba, ale chcę być do Twojej dyspozycji, kiedy tego zapragniesz.
– Synu, Ja ci pomogę. Jednak już więcej ciężarów na siebie nie bierz. Będziesz Mi potrzebny, ale jeszcze masz trochę czasu. Dlatego staraj się wykorzystać go, lecz dbając o swoje zdrowie. […] Kiedy będziesz w Krakowie, przekaż moje błogosławieństwo Janowi, bo on się bardzo stara w naszych sprawach.
2 lutego 1996 roku, Ofiarowanie Pańskie
Modlimy się we czworo. Odmawiamy akt oddania. Gdy kończymy go słowami: „Kochamy Cię i pragniemy być Ci wierni”, Annie przychodzi na myśl, że to za mało. Pan jednak natychmiast odpowiada:
– To Mi wystarczy.
Zwracamy się do Maryi, jako że to Jej święto obchodzimy w dniu dzisiejszym:
– Pragniemy uczcić Cię, Matko, i uczcić Boga w tym, co jest treścią dzisiejszego święta.
– Pragnę oddać Ci Polskę. Dzisiejsze czytania mówią o Jezusie jako o świetle na oświecenie pogan, a widać, jak bardzo my spoganieliśmy.
Zaczynamy rozmawiać o aktualnych problemach politycznych, rozpraszając się. Po pewnym czasie reflektujemy się:
– Zastanówmy się, co my (tu obecni) możemy zrobić.
– Właśnie, co my mamy zrobić? – powtarza pytanie Barbara, angażująca się w działalność publiczną.
Matka Boża pyta ją:
– Powiedz mi, córko, co rozumiesz przez „my”.
– My, Polacy. Co powinniśmy zrobić, by stało się to zgodnie z wolą Bożą?
– Teraz jest dla was czas postu, pokuty i opowiedzenia się za Bogiem lub przeciw Bogu. Ale ten czas kończy się już. Zresztą nie był on nigdy czasem bierności, jak wyście (społeczeństwo) to zrozumieli. Teraz jednak coraz więcej z was musi się opowiedzieć za Bogiem lub przeciw Niemu i Jego prawom.
Teraz, dzieci, musicie starać się, każde wedle swoich możliwości o to, aby wasze otoczenie zechciało wybierać właściwie. Każde z was ma inne możliwości i dlatego musi starać się wedle nich. Pozwólcie, że się do tego ograniczę. To są sprawy, które każdy z was potrafi rozstrzygnąć w swoim sumieniu i działać według swego rozeznania. Chciałabym tylko, żebyście działali, a nie ograniczali się do rozmów (wspólnego narzekania) w swoim gronie.
– Moja córeczko – Maryja zwraca się do Barbary – daję ci moje błogosławieństwo i pomoc w tym, co robisz, ale nie daj się ponosić emocjom i nie pogrążaj w próbach osądzania ludzi. Ta ziemia (Polska) pełna jest marnotrawnych synów… i córek – dodaje Maryja delikatnie. – Nadzieją naszą jest ich powrót do domu Ojca. Starajcie się ze swojej strony pomagać w tym, a nie odrzucać ludzi, bo piętnując ich publicznie, wywołujecie z ich strony tyle gniewu i nienawiści, że może to uniemożliwić im powrót.
– Czyli mam być miłosierna dla ludzi z tak zwanej prawicy, którzy szkodzą Polsce. Łatwiej mi być taką dla komunistów.
– Uważaj, córko, bo to jest postawa Piotra, który uprzednio był taki pewny siebie, a jednak podczas próby zaparł się Jezusa.
– To już wolę mieć dla nich miłosierdzie.
– Radziłabym ci, abyś sprzymierzyła się z Nami, a nie z takimi czy innymi ludźmi. Bo ludzie są zmienni. Szanuj ich i nie cofaj im swego zaufania, ale w swojej pracy opieraj się na Nas. Wtedy nie będziesz zawiedziona.
Dziękujemy Maryi i wymieniamy długo różne prośby. W końcu Anna prosi:
– Maryjo, prosimy, powiedz Ty sama to, co Ty chcesz powiedzieć. My Cię nie dopuszczamy do głosu.
– Moje dzieci. W dniu dzisiejszym obchodzicie pamiątkę dnia, w którym zanieśliśmy Jezusa do Świątyni, aby ofiarować go Jego Ojcu, Bogu. Taka była intencja Józefa i moja. Wiedzieliśmy przecież, że Jezus jest Synem Bożym, obiecanym nam Mesjaszem. To dzień, w którym wolna wola ludzka oddała Bogu to, co od początku było Mu przynależne. Odtąd zawsze czuliśmy się tylko opiekunami Jezusa.
Teraz podziękujcie razem ze mną Bogu za danie nam (ludziom) Syna, największą Świętość Nieba, i za wszystkie konsekwencje, jakie przyniósł ludzkości ten zamiar Boży. Ja przekazuję wam błogosławieństwo Boże. ✝
– Oddajemy Ci, Boże, cały rodzaj ludzki, prosząc, aby Twoja miłość zlitowała się nad nami i aby Twoje miłosierdzie ratowało nas w chwilach ciężkich i pomogło nam wprowadzić Twoje prawa w ustroje państwowe – mówi Anna. – Dzisiaj w odpowiedzi na Twoją miłość, zsyłającą nam na ziemię Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa, oddajemy Tobie w imieniu całej ludzkości naszą dobrą wolę służenia Tobie w Twoich planach odrodzenia dusz ludzkich.
4 lutego 1996 roku
Po Mszy Świętej i po agapie wdajemy się w rozmowę na temat Żydów i ich działalności. Gdy przerywamy ją, Pan mówi:
– Chciałbym, Anno, żebyś nie uogólniała, gdyż w każdym uogólnieniu kryje się fałsz (tak jak i w każdej statystyce). Ja na każdego człowieka patrzę, traktując go przede wszystkim jako swoje dziecko, a po wtóre, przyjmując z góry, że bezgrzeszny nie będzie, ponieważ bezgrzesznych nie ma pomiędzy wami. Inaczej Jezus nie oddałby życia za każdego człowieka.
Każdy z was jest jednostką niepowtarzalną, osobą godną szacunku, ponieważ jest stworzeniem moim, któremu dałem istnienie z miłości i przeznaczyłem do wiecznego życia w szczęściu wzajemnej miłości. Jeżeli tego nie zechce i moją miłość odrzucać będzie aż do momentu śmierci, będzie to jego własny wybór i sam się potępi. Tak jak każdy z was ma prawo wyboru nadane wam przeze Mnie, i sam go dokonuje, tak i moment wyboru w czasie życia jest sprawą indywidualną. Nie możecie więc osądzać waszych bliźnich, oglądając ich w trakcie ich życia, bo nie wiecie, w jakim momencie może nastąpić ich nawrócenie ku Mnie albo odwrotnie – ich zdrada.
Ja wspomagam każdego z was bez względu na jego stan duchowy i wyczekuję cierpliwie momentu, w którym ludzie odrzucający Mnie zapragną do Mnie powrócić. Troszczę się o nich i zabiegam pieczołowiciej niż o wiernych Mi, gdyż jest oczywiste, że bardziej niż tamci potrzebują mojej pomocy. Czyż nie tak powinien postępować dobry Ojciec?
Ja wiem, kiedy nawrócenie ku Mnie jest prawdziwe, i tylko takie Mnie zadowala. Ale wy w ogóle nie orientujecie się w zawiłościach życia wewnętrznego innych ludzi. Jakże więc możecie ich osądzać?
Po śmierci drugiego człowieka osądzają go w oczach waszych jego czyny. One pozostaną jako wiecznie żywy dowód tego, czym żył dany człowiek, to znaczy czy służył Mnie bezpośrednio lub pośrednio przez miłość do innych ludzi, czy też szkodził wam (znów) bezpośrednio lub pośrednio, usiłując usunąć Mnie z waszych serc i umysłów. Złe życia, pełne okrucieństwa, perfidii i mordu, są strasznym ostrzeżeniem dla współczesnych i potomnych, ale i tu nie wiecie, czy przypadkiem w ostatniej chwili człowiek taki nie wezwał Mnie na ratunek (ze zrozumienia: ludzie tacy mogą zostać uratowani, niemniej ich życie jako złe pozostaje w pamięci).
Dlatego weźcie sobie do serca stosunek ojca miłosiernego do marnotrawnego syna, bo to jest najwyraźniejszy obraz, jaki podał Jezus, chcąc opisać stosunek mój do marnotrawnej ludzkości.
Chciałbym, abyście, przepisując to, przeznaczyli jeden egzemplarz dla Barbary (uczestniczki rozmowy z Maryją przed dwoma dniami) – wtrąca Pan uwagę, po czym powraca do rozmowy.
– A teraz, dzieci, chciałbym, abyście wysłuchali poważnie moich słów. Otóż, jak powiedziałem, czas dany wam na pokutę (nawracanie się) i post kończy się. Nadchodzi czas wyborów i jawnego opowiedzenia się za Mną lub przeciwko Mnie. Nie mówię tu o referendach, bo to jest wasz obywatelski obowiązek; mówię o postawie waszej. Trzeba bowiem będzie wypowiadać się jasno jako katolik albo jako wróg mój czy też mojego Kościoła.
Bo to Ja założyłem Kościół i moim zamierzeniem było utworzenie ludu mojego poza wszelkimi ograniczeniami ras, kultur, narodowości czy wszelkich innych różnic. Jeden lud Boży: takie były początki wspólnot chrześcijańskich i taki był, przynajmniej teoretycznie, Kościół we wczesnym i późnym średniowieczu. Teraz jest to niemożliwe, bo wszystkie społeczeństwa dawniej rdzenne (wywodzące się z plemion osiadłych na danym terenie) i chrześcijańskie od pokoleń przeniknięte zostały przez elementy (inspirowane przez nieprzyjaciela) obce chrześcijaństwu lub wręcz wrogie Mi, które tak obezwładniły państwa dawniej chrześcijańskie, że teraz jedność chrześcijańska wśród nich jest rzadka i dotyczy mniejszości narodów, często nielicznej. Na czym więc odbudować kulturę chrześcijańską? Na czym oprzeć jednomyślność ludu Bożego, gdy chodzi o stosunek między Ojcem a dziećmi, czyli stosunek miłości pomiędzy Mną a człowiekiem?
Dlatego, Janie, powstał mój zamiar utworzenia ludu mojego oddanego Mnie, służącego Mi i wiernego. Mówię o Izraelitach. I chociaż zamierzenie owo nie zostało wypełnione ze strony Izraela, to jednak przyszedł Syn mój, nauczał, świadczył o Mnie i oddał swoje życie za zbawienie ludzkości. Ta ofiara, wciąż żywa, oręduje za wami i obecnie zapewnia wam mój ratunek przed zagładą ziemi.
Pan nawiązuje do homilii wygłoszonej przez ojca Jana. Ojciec Jan wykazywał w niej – powołując się na specjalistę od Starego Testamentu Norberta Lohfinka – że plan Boży w Starym Testamencie przewidywał najpierw zbudowanie społeczności opartej na prawie Bożym, by stała się „miastem na górze” dla innych narodów, które wówczas pielgrzymowałyby, podziwiając osiągnięcia tej społeczności i otwierając się na Boga. W orędziu danym przez Annę jest to samo zamierzenie: najpierw nowa społeczność narodowa i państwowa, która stanie się znakiem dla innych, aby mogły się wzorować. Zatem orędzie dane przez Annę współbrzmi z planem Bożym realizowanym już od Starego Testamentu. Norbert Lohfink mówi, że nie można ograniczać przesłania Bożego do jednostki, do zbawienia duszy, ponieważ królestwo Boże obejmuje całość, łącznie ze stosunkami międzyludzkimi i życiem gospodarczym, i oznacza przemianę świata. Pan mówi:
– Jednakże powróciłem do pierwotnego mojego zamierzenia znalezienia sobie wśród was ludu żyjącego dla Mnie, świadczącego sobą o Mnie, zdolnego do miłowania Mnie i wszystkich innych ludów. Dałem wam (Polakom) wspaniałą Królową, która was przygotowywała przez 10 wieków, pomagając wam wyrobić w sobie cechy, które widzieć w was zapragnąłem. Jeżeli wy zgodzicie się wypełniać moje plany, staniecie się moimi współpracownikami i zyskacie dla siebie to, co zyskał Izrael wówczas, kiedy był Mi wierny: pomoc moją, ratunek i błogosławieństwo, a nawet dużo więcej. Będziecie wzorem i przykładem dla wielu innych państw, ponieważ w przeciwieństwie do Żydów nie będziecie Mnie ukrywać tylko dla siebie, a będziecie się Mną chlubić i głosić Mnie wśród narodów świata. To dopowiadam wam dzisiaj.
A teraz przyjmijcie moje błogosławieństwo. Przytulam was do serca razem z waszymi przyjaciółmi i rodzinami. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga Wszechmogącego, Pana nieba i ziemi, Ojca przebaczającego i miłosiernego, Syna, Zbawcy waszego, i Ducha Świętego, Światła waszych serc i waszych sumień. ✝
7 lutego 1996 roku
Anna mówi o swoim rozumieniu słów Pana z poprzedniego spotkania (4 lutego). Zrozumienie było szersze od tego, co wyraziła słowami.
W działaniu Pana są trzy etapy:
• Naród żydowski, który ostatecznie zawiódł Pana i został rozproszony.
• Chrystus zaczął tworzyć lud Boży, który po kilkunastu wiekach stworzył w Europie cywilizację chrześcijańską z jednym językiem, jedną wiarą, opierającą się na prawach Bożych, choć nie w pełni (wojny wzajemne, pierwsze podboje kolonialne). Szatan (przy pomocy ludzi) starał się zniszczyć plan Boży. Inspirował wewnątrz chrześcijaństwa herezje. Miał swój udział w takich osiągnięciach jak humanizm, w którym człowiek sam stanowi o sobie i nie potrzebuje Boga, protestantyzm z podziałami, wojnami i próbami niszczenia państw katolickich (potop szwedzki). Chciwość i podłość ludzka – wykorzystywane przez Szatana – doprowadziły do tego, że Europa utraciła jeden język i religię. Ten lud Boży okazał się niezdolny do zjednoczonego oporu przeciwko złu. Europa nie będzie już jednomyślna.
• Pan wraca do koncepcji odrodzenia ludzkości, począwszy od jednego narodu. W rdzennej Polsce jeszcze się zachował katolicyzm.
Pan uzupełnia słowa Anny:
– Napiszcie, że Matka moja zbudowała w waszym narodzie swoją twierdzę. Pomogła rozwinąć wam cechy, których zabrakło Izraelowi: życzliwy stosunek do obcych kultur bez poczucia pogardy dla nich i pychy własnej, pragnienie dzielenia się bez dążności do narzucania własnych wartości siłą, równy szacunek dla każdego człowieka (tak Polaka, jak cudzoziemca), szacunek dla moich praw, który przejawia się jako zawierzenie Mi w chwilach ciężkich (Pan dodaje: teraz jest pauza) i wiele innych cech, które w tej chwili wydaje się, że zanikły. Ale odezwą się z wielką siłą od momentu zagrożenia waszego bytu. To daje Mi nadzieję, że będziecie zdolni do utworzenia ustroju opartego na prawach moich, tym bardziej że doświadczyliście ustroju terroru i kłamstwa, a obecnie doświadczacie presji wszelkich wynaturzonych form współżycia lansowanych przez Zachód. Mniemam, że to was zniechęci do planowania życia w oparciu o prawa antyludzkie, których przykładem może być przyzwolenie na tak lansowaną aborcję i eutanazję.
Zaczynamy rozmawiać o eutanazji w Holandii, gdzie jest nie tylko praktykowana, lecz od kilku lat także formalnie uznana przez określenie warunków niekaralności lekarzy. Pan włącza się, zaznaczając:
– Dobrowolnie to zrobili. Przegłosowali w parlamencie.
Kończymy spotkanie. Pan mówi:
– Moi drodzy przyjaciele! Ogarniam was moją miłością. Daję wam więcej sił. Mówię wam, jak cieszy Mnie to, co robicie dla siebie wzajemnie, bo to was jeszcze bardziej zespala. Pragnąłbym, abyście trwali w jedności i świadczyli tym o Mnie.
9 lutego 1996 roku
Anna z ojcem Janem kończą pracę nad odpowiadaniem na listy czytelników, przekazywane Annie przez wydawnictwo. Jedna z osób zawarła w liście pytanie: „Panie, czym chcesz, abym Ci służyła?”. Sama przeszła przez Odnowę w Duchu Świętym, a obecnie prowadzi grupę modlitewną. Pan do słów od Anny (zapisanych przez ojca Jana) dodaje swoje:
– Moja córko, przecież Ja przez cały czas podsuwam ci propozycje współpracy. Taką propozycją jest każdy nowy dzień i każdy człowiek, z którym cię w nim spotykam. Jeżeli jednak chcesz, abym Ja był twoim nauczycielem i przewodnikiem, trzymaj się Mnie mocno i proś, abym był obecny w każdej chwili przy tobie, a zwłaszcza wtedy, kiedy służysz innym. Pozostawiaj Mi wolność działania w sobie i proś moją Matkę o stałą opiekę. Ona potrafi cię ochronić przed działaniem złego ducha. Lecz ze zniechęceniem musisz walczyć sama, ofiarowując Mi nie wyniki swojej pracy, a sam trud. Daję ci, córko, moje błogosławieństwo.
Gdy rozważamy pytanie osoby z Białorusi o zgodę na tłumaczenie na białoruski fragmentów drugiego tomu „Bożego wychowania”, Pan odpowiada:
– Nie chciałbym żadnych wyciągów. Ja wami kieruję w naszych pracach redakcyjnych, tak żeby było widać moje wychowanie, które was prowadzi stopniowo ku odpowiedzialności za świat, w którym żyjecie. Jak możecie pokazać to w wyciągach? A więc na to nie zgadzam się. Natomiast możecie spróbować poruszyć Białorusinów, a do tego najbardziej się nadaje wybór o moim miłosierdziu i miłości do was („Dziękujcie Panu, bo jest miłosierny”), tym bardziej że stanowi on wprowadzenie zarówno do „Świadków Bożego Miłosierdzia”, jak i do „Bożego wychowania”, i takie było jego właściwe przeznaczenie.
Mówimy o osobie tłumaczącej „Pozwólcie ogarnąć się miłości” na język litewski, a także o innych osobach usiłujących coś czynić dla ożywienia i umocnienia wiary na Litwie i na Białorusi. Pan mówi:
– Janie, przekaż wszystkim zainteresowanym w niesieniu pomocy Białorusi, Litwie, Grodzieńszczyźnie, Wileńszczyźnie moje specjalne błogosławieństwo i obietnicę pomocy, jeżeli trwać będą w tych usiłowaniach. Umacniam ich w Sobie.
Ojciec Jan wspomina o kimś ze swoich bliskich, który ostatnio zaczął zaglądać do kieliszka. Anna prosi Pana za tego człowieka, trochę go tłumacząc okolicznościami (odpowiedzialność za utrzymanie licznej rodziny, niepewność w działalności gospodarczej i bóle kręgosłupa). Pan mówi:
– Bardzo lubię, jak bronicie innych i wstawiacie się jako ich adwokaci przede Mną.
Po przerwie zwracamy się do Pana:
– Dziękujemy Ci, Panie, że jesteś, że jesteś blisko nas, że przyszedłeś do nas w Komunii Świętej.
– Gdybyście wiedzieli, moi kochani przyjaciele – odpowiada Pan – jak bardzo Ja się cieszę z każdego, kto Mnie zaprasza do swojego domu, kto Mnie oczekuje z radością, po to aby ze Mną przestawać jak z przyjacielem. Nie pragnę od was hołdów ani uwielbienia; całe niebo nieustannie to czyni. Pragnę szczerej, radosnej, przyjacielskiej rozmowy.
Nie boicie się spotkania ze Mną, prawda? Nie spodziewacie się, że będę wam coś wymawiał lub wypominał, czyż nie tak?
– Nigdy nie zdarzyło się, żebyś nam coś wypomniał lub był gniewny – odpowiada Anna. – Zawsze jesteś, Panie, niesłychanie wyrozumiały, cierpliwy, przystępny i kochający. To się czuje.
– Wy też przy Mnie nie jesteście zagniewani czy ponurzy ani wrogo do siebie nastawieni, prawda?
– Bo Ty, Panie, łagodzisz swoją obecnością i uspokajasz wszystkie nasze emocje.
– Przecież jestem lekarzem waszych dusz – mówi Pan z uśmiechem. – A wy stale potrzebujecie lekarza. Nie mówię tego, aby was zasmucać. Mówię to dlatego, że jesteście bardzo poranieni przez świat i te zranienia, nawet pozornie zabliźnione, często się odnawiają. Skąd na przykład u ciebie, Anno, taka nieufność? Stąd, że doświadczyłaś zdrady zaufania dziesiątki razy. A Ja to wszystko wiem i dlatego, przychodząc, odnawiam w tobie dar ufności.
– Dziękuję Ci, Panie, za wszystkich ludzi, którzy mi pomagają.
Anna dodaje, że ostatnio miała okazję przekazać kurtkę komuś, kto jej potrzebował, i dodaje:
– Panie, jak przyjemnie jest dawać. Jak Tyś się musiał cieszyć każdym uzdrowieniem! A ja w tej chwili uczę się brać i nie czuć się zażenowaną ani upokorzoną. Ale dawać jest przyjemniej…
– A czyż mało dajemy ludziom w naszych książkach? – pyta Pan.
Anna zastanawia się chwilę, usiłując porównać wysiłek swój i Grzegorza przy zapisywaniu, przepisywaniu, korektach i redagowaniu tekstów. Pan dopowiada:
– Ale niezbędne były Mi oba (zarówno trud Anny, jak i Grzegorza). Widzicie, jak potrafię zorganizować pracę. Wystarczyły Mi wysiłki trzech osób (ze sprawdzaniem tekstów przez ojca Jana), a ile już książek napisaliśmy!
Po wyliczeniu tytułów odpowiadamy:
– Sześć. I trzy są w drodze (w druku).
– A myśleliście, że ich nigdy nie ujrzycie w druku. Teraz z listów od czytelników wiecie, ilu osobom otworzyły one oczy na to, kim prawdziwie jestem, oświeciły ich, przywróciły im pokój i zbliżyły ku Mnie. W tym cała strona materialna zależała od was. Wyście to, co duchowe, zamienili w słowa i utrwalili. Czyż nie jesteście moją radością?
A Jan! Wyszukałem wam takiego zakonnika, który – oprócz służenia umiejętnościami naukowca – potrafi zaprzyjaźnić się z ludźmi świeckimi, pokochać ich i wejść z nimi w prawdziwe braterstwo. Nie mówię tu o jego wiedzy, tylko o charakterze.
– Dziękuję, Panie – mówi ojciec Jan.
Anna czyni dygresję i dłuższy czas zachęca ojca Jana i Grzegorza do obejrzenia w telewizji czeskiej komedii z 1947 roku „Nikt nic nie wie”, opowiadając ze śmiechem niektóre sceny. Po pewnym czasie wraca do przerwanej rozmowy:
– Przepraszam, Panie.
– Taka swoboda zachowania to tylko znak, że dobrze się czujesz w mojej obecności.
– Może zachowuję się nawet trochę bezczelnie – tłumaczy się Anna – ale czuję się swobodnie jak… w domu.
– Tego właśnie dla ciebie chciałem.
A wy obaj jesteście bardzo cierpliwi i wyrozumiali dla Anny. Cieszy Mnie to. Bo wtedy ułatwiacie Annie jej służbę.
Nie spodziewajcie się, że Ja się w stosunku do was zmienię i nagle (po śmierci ciała) zobaczycie Mnie w postaci surowego sędziego. Jeżeli zawieram z wami przyjaźń, to na zawsze, i będzie ona niezmiennie taka sama. Bo z każdym człowiekiem zawieram przyjaźń dostosowaną do jego natury. I tak jak wy nie zmieniacie się, przychodząc do mego domu, a tylko rozumiecie nieskończenie więcej, jaśniej i szerzej, gdyż widzicie wszystko w moim świetle, tak Ja jestem dla was nadal tym samym Przyjacielem kochającym was, bliskim wam i rozumiejącym was. Zmienia się tylko sytuacja. Na ziemi wy zapraszacie Mnie, często traktując Mnie jak gościa uciążliwego lub narzucającego się wam, a zatem zwykle zapraszając na krótko, rzadziej zaś wyczekując Mnie z upragnieniem, tu natomiast Ja jestem Gospodarzem domu, Królem w swoim królestwie, Władcą rozradowanym, że teraz może przyjąć tych, którzy go tylekroć zapraszali do siebie. Czy możecie wyobrazić sobie, jaka jest wtedy moja radość? Zostajecie nią ogarnięci i przepełnieni i to nasze spotkanie zamienia się w wieczystą radość wspólnego przebywania.
Chciałbym, aby to, że pierwsze spotkanie moich przyjaciół ze Mną w domu Ojca jest właśnie takie, stało się dla was pewnikiem, by nikt nigdy nie zniszczył waszej pewności, że śmierć ciała daje wam otwarcie bram mojego królestwa, a Ja sam wychodzę wam na spotkanie.
Przyjaźń ze Mną jest na dziś, na życie i na zawsze. Ja pozostaję ten sam, a tylko wy zmieniacie strój podróżny na białe szaty mojego królestwa, w które Ja sam was przyodziewam, abyście weszli w godności należnej przyjaciołom moim.
Anna mówi do ojca Jana i Grzegorza:
– Ale gdybyśmy teraz zobaczyli Pana w Jego prawdziwej postaci, to leżelibyśmy plackiemi nie śmieli podnieść oczu.
– Nie dopuściłbym do tego – mówi Pan. – Prawdziwe dzieci nigdy nie boją się ojca, nawet jeśli zobaczą go na tronie królewskim. Pomiędzy nami nigdy nie zaistnieje dystans i etykieta dworska, skoro wy nie wytworzyliście jej do tej pory.
– Panie, gdybyśmy przyjęli taką postawę względem Ciebie, zachowując etykietę, nie moglibyśmy z Tobą rozmawiać, nie odważylibyśmy się powiedzieć od siebie ani słowa.
– Nie byłoby „Bożego wychowania” – dodaje Grzegorz – w każdym razie takiego, jak jest.
– Panie, czy te słowa odnoszą się tylko do naszej trójki – pyta ojciec Jan – czy też mają znaczenie powszechne?
– Odnoszą się do wszystkich, którzy traktują Mnie jak Przyjaciela i sami starają się być przyjaciółmi moimi.
– Dziękujemy, Panie! Dziękujemy.
– Zapamiętajcie to jeszcze, że Ja jestem przyjacielem zawsze wiernym. Cokolwiek wy byście zrobili, Ja się was nie zaprę. Zawsze będę was bronił w życiu, a po śmierci osłaniał przed sprawiedliwością Ojca, ponieważ jestem Bogiem miłości i za waszą miłość odpłacam moją, pełną wdzięczności za to, że przyjęliście Mnie niewidzialnego, niedotykalnego, niewyobrażalnego, zawierzając mojemu słowu (w Piśmie Świętym). Miłość moja wtedy jest pełna wdzięczności za zaufanie i zawierzenie Mi, i dlatego zakrywa przed sprawiedliwością Ojca wszystkie wasze przewinienia.
– Rzeczywiście, nigdy nie myśleliśmy o tym, że Chrystus może być nam wdzięczny – zauważa Anna.
Spoglądamy na zegarek. Jest późno i powinniśmy kończyć. Prosimy o błogosławieństwo. Pan najpierw odpowiada na uwagę Anny:
– Nie ma innego Boga. Jest tylko taki Bóg. Dlatego jeszcze istniejecie. Wszystko inne jest ludzkim wyobrażeniem.
Dzieci, przytulam was do serca, obejmuję moją miłością, dodaję wam sił i energii, a także wszystkim nieobecnym tu waszym przyjaciołom i bliskim. To dla was tak robię.
Przyjmijcie błogosławieństwo Boga nieskończonego miłosierdzia, miłości, Boga przyjaźni i radości, Boga prawdziwego, darzącego wszystko, co powołał do istnienia, swoją opieką, troską i zmiłowaniem. Błogosławię was. ✝
11 lutego 1996 roku
– Panie! Telefonowała do mnie Zdzisława, prosząc w sprawie znajomej rodziny z neokatechumenatu. Jedno z ich dzieci nie wróciło w piątek po szkole do domu. Milicja doszła do tego, że chłopiec był na dworcu i chciał kupić bilet do Poronina. Rodzice chcieliby wiedzieć, co z nim jest. Co można im odpowiedzieć? Przecież nie jesteś, Panie, wróżką! Jak mogą o to pytać? Ty uczysz każdego poufałej rozmowy z Tobą, ale nie wykorzystywania Ciebie jako źródła informacji…
– Przekaż im, Anno, że wiem wszystko o ich synu i objąłem go swoją opieką. I nic więcej.
Albo Mi ufają, albo nie. Jeśli ufają Mi, powinni prosić Mnie o to (o objęcie ich syna opieką), co zresztą sam zrobiłem, i czekać cierpliwie na wiadomość. Jeśli nie mają do Mnie zaufania, muszą czekać na informacje z waszych źródeł.
Zdzisławie, powiedz, że ciężkie próby są częścią życia człowieka wierzącego we Mnie, a ich postawa w próbie określa, czy ufają Mi, czy nie. I jeszcze to, że rozmowy ze Mną toczą się w atmosferze miłości i zaufania, a sprawy ziemskie wynikają w nich z waszych emocji lub zagrożeń, nie są jednak nigdy przyczyną rozmów.
12 lutego 1996 roku
Anna czyta siostrze Ewelinie i księdzu Stanisławowi tekst z 9 lutego o przyjaźni z Bogiem. Gdy kończy, Pan mówi:
– Cieszę się, że chcecie się Mną dzielić.
Prosimy za różne osoby, o których rozmawialiśmy. Gdy wyliczamy kolejną zakonnicę, Pan mówi:
– To oddajcie Mi wszystkie zakony żeńskie.
Prosimy za zakony żeńskie i męskie, za duchowieństwo i świeckich, za cały lud Boży i za tych, co się z niego wyłączyli – za wszystkich. Pan mówi:
– Ja troszczę się o was wszystkich, ale miło jest Mi słyszeć o waszej trosce o swoich współobywateli. Pragnąłbym, abyście modląc się za swój naród, stawiali pod moim krzyżem wszystkich, którzy, jak uważacie, potrzebują mojego miłosierdzia, i poświęcili im choć jedną myśl w czasie mojej Ofiary.
Ksiądz Stanisław mówi:
– Chciałbym Ci podziękować, Panie, za nową parafię, za możność bycia z Tobą w ciszy, w milczeniu, co ułatwia mi pogłębianie więzi z Tobą. Dziękuję za pomoc w poznawaniu ludzi, w niesieniu im pomocy. Czuję, że jesteś zawsze przy mnie. Bądź uwielbiony, Panie!
– Synu, Ja cię wciąż oczyszczam i przygotowuję. Prawdziwie godna Mnie służba kapłańska jest rzeczywistym samozaparciem się. To nie jest takie łatwe, tym bardziej że Ja nie stosuję metody gwałtownego nacisku, a przeciwnie, staram się, aby dziecko samo domyśliło się moich pragnień i zechciało je spełniać. Przecież Ja pracuję nad wami dla waszej przyszłej chwały, dla waszej świadomości tego, że nie zmarnowaliście życia, służąc Mi, że było ono pożyteczne i obfitowało w dobro udzielane wam i następnie innym przez was.
Podoba Mi się przyjmować was w moim królestwie (Pan nawiązuje do swoich słów z 9 lutego 1996 roku), przychodzących z radością z dokonanych prac i dumnych z trudu, jaki w waszą służbę włożyliście. Bo każdy z was nosi na sobie moje znamię i każdy mniej lub bardziej naśladuje moje życie, przynajmniej na pewnych jego odcinkach. […]
A co ty Mi powiesz? – Pan zwraca się do siostry Eweliny.
– Jest mi ciągle trudno pogodzić się z tym, że przełożona domu mnie nie akceptuje.
– Córko, wszystko oddawaj Mi za nią, bo sama widzisz, jak ona bardzo potrzebuje pomocy. Ale nie rozmawiaj z nią i nie nawiązuj kontaktu, jeśli ona tego nie chce.
– Czy jest sens zachęcać dziewczęta do wstępowania do nas, skoro…?
Już po zadaniu tego pytania siostra Ewelina przypomina sobie, że Pan już jej na podobne pytanie odpowiadał, że przecież dziewczęta wstępują do zakonu ze względu na Niego, a nie dla takiej lub innej siostry. Pan dodaje:
– I teraz nic innego nie powiem ci. Składałaś śluby Mnie i tylko Ja mogę orzec, czy jesteś Mi wierna i posłuszna, czy też nie. Jeżeli wszystko, co robisz, robisz w imieniu moim, zabiegając o liczną i dobrą służbę dla Mnie, Ja jestem zadowolony. Życie w zakonie, córko, to jest tylko forma służby, w której jak w każdej innej rozwija się przyjaźń i zaufanie pomiędzy Mną a a tobą. Tylko ta przyjaźń ma znaczenie wieczne i tylko dla zbliżenia do Mnie przyjęłaś śluby zakonne. Czyż nie tak?
– Tak, Panie! Chciałabym mieć ten zapał, który miałam, wstępując do zakonu.
– Tak, córko, to był poryw serca młodej dziewczyny. A teraz jest trud pracy nad zbliżeniem mojego królestwa w kraju w dużej mierze zbuntowanym przeciw Mnie. Czy możesz sobie wyobrazić, że echa tego buntu nie dotrą do zakonów, łącznie z tymi najbardziej zamkniętymi. Wszędzie walczycie z nieprzyjacielem, który usiłuje krecimi drogami zniszczyć moje królowanie w twojej ojczyźnie. Twoja wierność Mnie wzbudziła jego gniew i nieprzyjaciel twój stara się zniszczyć w tobie to, co nie poddaje się jego woli. Uderza w twoje najwrażliwsze miejsca: emocjonalność, poczucie sprawiedliwości, odrazę do intryg i fałszu, żeby wprowadzić niepokój i zamęt, zniszczyć twoją odporność i doprowadzić do zerwania bliskiego stosunku miłości pomiędzy Mną a tobą.
Nie daj się, córko, niczym oderwać ode Mnie. Wszystkie zderzenia emocjonalne z twoją przełożoną natychmiast Mi oddawaj dla jej ratunku. Zobaczysz, ile będziesz miała do ofiarowania.
Pamiętaj, że służysz Mnie, a Ja cię kocham. I to się nigdy nie zmieni. Licz na Mnie, wzywaj Mnie i stawiaj twoją przełożoną pod moim krzyżem, prosząc Mnie o przebaczenie jej win. Wiedz, że osoba prosząca za drugą, która wobec niej jest winna, może uzyskać ode Mnie to, czego nie uzyska nigdy osoba, której to nie dotyczy, i korzystaj z tej wiedzy.
Teraz, dzieci, chciałbym, żebyście przyjęli moje błogosławieństwo, bo czas już jest na wyjazd księdza Stanisława. Każdemu z was jestem potrzebny Ja, który jestem waszą siłą, waszym umocnieniem i skutecznością waszego działania. Przytulam was do serca, obejmuję moją miłością, która pragnie leczyć wszystkie wasze rany i zaspokoić wszystkie wasze potrzeby duchowe. Przylgnijcie do Mnie na chwilę w milczeniu.
Przyjmijcie błogosławieństwo Boga Najwyższego w całej potędze Jego miłości do was. ✝
Pan dodaje po chwili:
– Jestem jak tysiąc słońc, jak energia wody spadającej z ogromną siłą (Anna ma wyobrażenie potężnego wodospadu), a obejmuję was tak delikatnie jak ramiona najczulszej matki.
15 lutego 1996 roku
Mówi Pan:
– Witajcie, dzieci! Dzisiaj możemy porozmawiać o sprawach, które Ja chciałbym poruszyć. Ale zaczniemy od pytania.
Powiedz, Grzegorzu, czy jesteś zadowolony z takiego życia, jakie otrzymałeś.
– Bardzo.
– Widzisz, chciałem ci wynagrodzić utratę matki. Dlatego nie dopuściłem, żebyś żył samotnie. Wybrałem ci żonę i chyba na mój wybór nie narzekasz. Teraz zobacz, jak staram się, i to bardzo usilnie, wyrobić w niej te cechy, których nie mogła zdobyć, będąc uwiązaną pomiędzy pracą biurową a domem i dziećmi. Otrzymała taką pracę, która poszerza jej horyzonty, uczy ją obywatelskiego stosunku względem ludzi bardzo różnych, a grupy, które poznaje, dają jej przegląd ich postaw, potrzeb i braków. Bo widzisz, ona jest typem praktyka, nie teoretyka. I teraz stawiam ją wobec problemów, które musi rozwiązywać sama, i to niejako w naszym imieniu, czyli zgodnie z moimi prawami. Widzisz, jakie mam do niej zaufanie! (Ze zrozumienia: Pan polega na niej jako na swoim uczniu i naśladowcy. Ufa, że nigdy nie zmieni swojej postawy, gdy występuje wobec innych ludzi. Przy tym ona występuje bardziej jako katoliczka niż jako polska patriotka). Chciałem, żeby żona dogoniła ciebie w twoim poczuciu odpowiedzialności obywatelskiej.
Ty, Grzegorzu, jesteś już przygotowany do takiej służby Mnie, jaką ci wybrałem. Powiedz, czy twoja obecna służba bardzo koliduje z pracą na uczelni.
– Twoja pomoc, Panie, w przygotowywaniu i prowadzeniu zajęć rekompensuje z nawiązką czas poświęcony na tę służbę. A poza tym serce ciągnie mnie też do tej służby ze względu na ogromne poczucie sensu, że uczestniczy się w przygotowaniu tego, co jest naprawdę dobre i potrzebne dla Polski, i nie tylko dla Polski, lecz także dla odrodzenia chrześcijaństwa na całym świecie.
– Przez tak wiele lat nic nie dawało się zrobić – zauważa Anna. – Nie było nikogo sensownego do współpracy.
– Bo chcieliście uprzedzić moje działanie, a to znaczy, że robiliście to sami. […]
– Panie, pragniemy tę współpracę udokumentować […], ale to zależy od Twojej zgody – mówi Anna.
– Mnie nie przeszkadzają najnowsze metody dokumentacji. Wprost przeciwnie, chciałbym, aby były użyte. Najnowsze osiągnięcia nauki są waszym wytworem, powinny więc wraz z wami samymi służyć Mnie i moim planom. Kiedy modlicie się: „przyjdź królestwo Twoje” i „bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi”, mówicie Mi o waszym pragnieniu zbliżenia królestwa Bożego do ziemi. A Ja pragnę przebywać z wami, zachowując pełnię waszej wolności, zezwalając wam na wykorzystywanie wszelkich zdobyczy cywilizacji, tak abyście czuli się swobodni w wyborze środków. Tylko cel ich użycia będzie służbą Mnie, który pragnę bardziej udzielać się światu, jednak wedle waszej woli, bo nie działam siłą ani przymusem, ponieważ to są metody Szatana, nie moje.
Moi kochani, pragnąłbym, abyście okres Wielkiego Postu przeżyli jako przygotowanie. Postarajcie się pościć duchowo (zachowując normalnie obowiązujące posty), oczyszczając się z myśli i wyobrażeń niechętnych, osądzających i pustych (bez wartości). Starajcie się myśleć o sprawach pozytywnych, a o ludziach jako o moich dzieciach, w dużej mierze marnotrawnych, ale zawsze kochanych.
Teraz odpowiem wam na pytania twego sąsiada, Anno.
Sąsiad, który pomaga Annie w różnych codziennych sprawach, pytał, czy jego dawno zmarłemu bratu jest potrzebna pomoc. Pan mówi:
– Synu, jeżeli chcesz sprawić wielką radość swojemu bratu, zapraszaj go do współudziału w każdym dobrym uczynku, który czynisz. Będzie to dla niego szczęściem, bo krótko miał możność czynienia dobra na ziemi. Wszyscy twoi bliscy ślą ci wyrazy miłości z mojego domu.
Pan mówi Annie o osobie mającej przyjść nazajutrz, zaniepokojonej możliwością rozbicia prowadzonej przez nią grupy modlitewnej.
– Jutro, Anno, kiedy przyjdzie do ciebie, powiedz jej, żeby była zupełnie spokojna. Ja ją kocham i nie pozwolę jej skrzywdzić. We wszystko, co się z nią dzieje, niech włącza Maryję, Matkę moją, pogromicielkę Szatana. Niech też odda Jej siebie i całą grupę. Chciałbym, żeby pamiętała, że Szatan jest tym, który dzieli. Dlatego niech nie dopuszcza do podziału grupy. […] Niech wierzy w moją miłość do siebie i w moją moc.
– Panie – mówi Grzegorz – chcę Ci zawierzyć mego ojca, przebywającego w szpitalu w stanie zagrożenia życia, i podziękować za wszystko, co dla niego czynisz, uczyniłeś i uczynisz, za Twoją miłość i miłosierdzie.
– Pamiętaj, synku, że to jest też moje dziecko, uparte, zarozumiałe, ale przecież Ja kocham go takiego, jakim jest. Przekaż mu te słowa.
Dzieci, obejmuję was i przytulam do serca. Chcę, żebyście odczuli moją miłość do was. Jesteście moją pomocą. Cieszę się wami.
Grzegorzu, powiedz to żonie. Dotyczy to także wielu innych osób, które wam towarzyszą w tej pracy.
17 lutego 1996 roku
Dziękujemy za wiele spraw. Gdy kończymy je wyliczać, Anna zwraca się do Pana:
– Prosimy, powiedz coś, Panie, zwłaszcza do Zdzisławy.
– Moja córko, sama dziękowałaś Mi za to, w czym ci pomagam, ale Ja cieszę się, że ty chcesz się do Mnie zwracać. Bo tu wasza dobra wola jest najważniejsza. Sama wiesz, że nie lubię się narzucać. Ty też tego nie lubisz, więc Mnie rozumiesz.
– Panie Jezu, oddajemy Ci to wszystko, co nas od Ciebie oddziela.
– A Ja z radością waszą wolę oddania przyjmuję.
Nikt z was, ludzi, nie jest niczym innym jak samą nędzą i biedą, ale to Ja wam dałem istnienie i dlatego, odkupieni przeze Mnie, możecie się nazywać teraz moimi dziećmi. Pamiętajcie przy tym, że swoją śmierć ofiarowałem za wszystkich ludzi na ziemi. Dlatego nie ma wśród was innych jak tylko wasi bracia i siostry, wszyscy jednakowo otoczeni moją ojcowską miłością.
Cieszy Mnie, kiedy służycie sobie nawzajem i spokojnie znosicie swoje niedoskonałości. Wszystkie wasze sprawiedliwe, lecz surowe osądy oddawajcie Mnie, a Ja zanurzę je w moim miłosierdziu, bo nie ma człowieka, który by go nie potrzebował. Osądźcie sami po sobie. Czyż nie jestem dla was miłosierny? Nie karcę was, nie ganię, a cierpliwie oczekuję na waszą przemianę. Czy to nie znaczy, że ufam waszej miłości do Mnie i pozwalam wam żyć wedle waszej woli w wolności wyborów, wciąż mając nadzieję, że nie zapomnicie o Mnie i prędzej czy później zwrócicie się ku Mnie w zupełności, tak abym mógł wprowadzić was do mojego domu z radością i dumą Ojca.
Dlaczego wam to mówię? Bo tak wielu ludzi potrzebuje waszego orędownictwa, w tej chwili ojciec Grzegorza (przebywający w szpitalu na oddziale intensywnej terapii)…
Przerywamy rozmowę i prosimy za niego.
– Dziękujemy Ci, Panie, za odnalezienie syna przyjaciół Zdzisławy – dodaje Anna.
– Ja też oddałam Ci moje dzieci i widzę w nich dużą zmianę na lepsze – mówi Zdzisława.
– Moja córko, tyś Mi swoje dzieci oddała i od ciebie spodziewam się wdzięczności. W każdym razie obiecuję ci, że ich nigdy nie pozostawię samych sobie, tym bardziej że zastępuję w tym staraniu ich ojca, który Mnie o to stale prosi. Twój mąż jest ze Mną, gdyż uwzględniłem jego chorobę i to, że zabrałem go dość wcześnie, a on w swoim życiu okazywał innym miłosierdzie. Dlatego cieszy się moim domem i wszystkie swoje prawa scedował na Mnie. Czekałem tylko na twoje zezwolenie.
Oddawaj Mi ich wszystkich: tych, których pamiętasz w czasie każdej ofiary Mszy Świętej, w której uczestniczysz, tak samo jak prosisz o uczestnictwo swoich przyjaciół z nieba i czyśćca (to znaczy wszystkich zbawionych), a oni będą obecni.
– Czy bóle głowy, serca pochodzą od czegoś złego (Szatana)? – pyta Zdzisława, zaniepokojona swoim stanem zdrowia.
– Dziecko, Szatan nie może wam szkodzić fizycznie (gdyby było inaczej, nikt z was by nie żył). Może wam tylko sugerować wiele spraw i doznań. Natomiast Ja radzę ci: idź do dobrego kardiologa i proś go o dokładne zbadanie i przepisanie odpowiedniego leczenia.
Dzieci, udzielam wam mojego błogosławieństwa dla obu domów. ✝
19 lutego 1996 roku
– Czytam książkę „Potęga zła”, o czym wiesz, Panie. To świetna książka. Bardzo dobre są przypisy, na przykład do powiedzenia: „cel uświęca środki”, określonego jako najbardziej odrażające, ohydne zdanie. Powiedziałeś kiedyś, że wymyślili je wrogowie ludzkości i przypisali jezuitom, żeby ich oszkalować. Autor mówi, że granicę raz na zawsze wyznaczył Gandhi, nie pozostawiając żadnej furtki ludziom o wygórowanych ambicjach, sadystom i tyranom, kiedy oświadczył, że „cel zawiera się w stosowanych środkach jak drzewo w nasieniu”.
Pomyślałam, że gdyby przeanalizować środki, jakich Ty używasz w stosunku do nas, ukazałby się w pełni Twój zamiar, cel istnienia ludzkości. I rzeczywiście ujawnia się on w pełni blasku Twojej bezinteresowności. Nawet jeśli nie wierzy się w Twoje słowa, to i tak użyte przez Ciebie środki wiodące do wyznaczonego przez Ciebie celu same krzyczą o tym, kim Ty jesteś i co jest tym celem.
– Przede wszystkim dar wolnej woli. Nie stosujesz przemocy, nacisku ani kar. Nie ograniczasz wolności, gdy jest źle użyta; nie umniejszasz pomocy, nie zniechęcasz się, ani nie odwracasz. Przeciwnie, tym bardziej starasz się pomagać, troszczysz się i wzmagasz swoją opiekę.
– Nigdy nikomu nie cofasz swojej miłości. Cokolwiek człowiek popełni, Ty go kochasz niezmiennie i nieustannie podtrzymujesz jego życie.
– Nikomu nie narzucasz się. Cierpliwie wyczekujesz na każdego z nas, znosząc zło, jakie czynimy. Dbasz o nas, podsuwając delikatnie i nieśmiało takie sytuacje, w których możemy, jeśli zechcemy, zwrócić na Ciebie uwagę, zastanowić się, zacząć poszukiwania Ciebie ukrytego za przypadkami w naszym życiu, słowem rozpocząć drogę do Ciebie, w której wtedy mamy ogromną Twoją pomoc.
– Nigdy nie przerażasz nas. Nie straszysz, nie grozisz, nie potępiasz. Przez całe życie możemy, jeśli chcemy, nie zauważyć Ciebie lub zlekceważyć, a wszystkie Twoje dary zmarnować, zaprzepaścić, sprofanować. Ty zaś dalej jesteś łagodny i kochający. Nic Cię nie może odrzucić.
– Powiedziałeś nam słowa prawdy. Syn Twój poszerzył je i zginął na krzyżu za każdego z nas. Odtąd krzyż zbawienia zawisł nad światem i woła o tym, kim jesteś. Jest bramą, nadzieją, pewnością.
Jaki więc jest Twój cel? Danie nam, całej ludzkości, szczęścia wiecznego w Twoim domu, w którym oczekujesz nas.
Kim więc jesteś, bezinteresowna miłości? Ty jesteś Bogiem! Ty i tylko Ty, który takie środki stosujesz dla osiągnięcia swojego celu: uszczęśliwienia i objęcia na zawsze swoją miłością roju zbuntowanych stworzeń, które wydobyłeś z niebytu, odkupiłeś i kochasz nieskończenie jak Ojciec powracające dzieci swoje.
Tobie i tylko Tobie chwała, cześć i dziękczynienie!
20 lutego 1996 roku
Grzegorz mówi o swej radości z dobrego przebiegu wizyty u ojca w szpitalu, a szczególnie z tego, że ojciec z radością przyjął słowa Pana. Anna opowiada o przeczytanej książce. Po dłuższej rozmowie zauważa, zwracając się do Pana:
– Panie, nie daję Ci dojść do słowa.
– Witajcie, dzieci! Widzisz, gdybyś inaczej się zachowywała, nie byłabyś sobą, a Ja pragnę mówić z tobą, mówić swobodnie, czyli dawać ci pełną wolność. I zawsze tak czynię. Czyż nie tak, Grzegorzu?
– Tak. Szacunek dla naszej wolności to jedna z tych Twoich cech, które szczególnie silnie rzuciły mi się w oczy podczas czytania „Pozwólcie ogarnąć się miłości” – odpowiada Grzegorz.
– Wiecie, że sam jestem wolny nieskończenie. Dlatego pragnę wolności jak najszerzej pojętej dla każdego z was i dlatego boleję bardziej od was nad każdym, kto został zniewolony. A sami wiecie, jak wiele jest form zniewolenia. Wasz umysł może być zniewolony przez jakąkolwiek z ideologii (dotyczy to także sekt), wasze ciało przez grzech (narkotyki, alkohol, tytoń, nieuporządkowane życie, zboczenia), wasza wola, jeśli pozwolicie sobą manipulować lub przystaniecie na rozwiązania sugerowane wam przez innych, na przykład w wyborze raczej aborcji niż urodzenia dziecka lub tam, gdzie sugestie otoczenia kierują was ku osiąganiu korzyści za cenę czynienia czegokolwiek wbrew sumieniu.
– Pan na pewno znalazłby dla każdego z tych ludzi wiele usprawiedliwień – stwierdza Anna.
– Całe szczęście, że jest ktoś taki. I że jest to sam Bóg – podsumowuje Grzegorz.
– Ja chciałbym, żebyście byli tacy jak Ja. Przecież dzieci przejawiają podobieństwo do Ojca, prawda?
– Bardzo bym tego chciała, Panie, ale nie wiem, czy się tego doczekasz ode mnie. (Nie zdążę).
– Oddaj ten problem zaraz, teraz, Mnie. Proś, abym uczynił cię miłosierną w myślach, słowach i sądach.
– Proszę Cię, Panie, o to. Oddaję Ci moją wolę i moją wolność w tym zakresie, abyś uporządkował to, co Ci we mnie sprawia ból.
– Już to zacząłem robić. Przypomnij sobie to, co mówiłem o twoich sąsiadkach z sali szpitalnej.
– Tak, Panie. Ja zwykle przyjmuję rozumowe argumenty, szkoda, że często poniewczasie.
– Nic byś im teraz pomóc nie mogła, ale jeśli Mnie poprosisz za nie, zwrócę na nie większą uwagę. Bo obecnie nie potrzebują Mnie, więc pozwalam im żyć tak, jak sobie wybrały.
– Grzegorzu, czy nie podzielisz się ze Mną swoją radością?
– Dziękuję. Wychodziłem ze szpitala pełen radości z przebiegu wizyty u ojca i wdzięczności dla Ciebie, bo uważam, że jej dobry przebieg to zasługa Twojej obecności przy nim i Twojej pomocy. Ojciec przyjął Twoje słowa z radością, jakiej nie widziałem u niego od wielu lat, a może nigdy. Obawiałem się tej rozmowy, bo od dłuższego czasu ojciec nie potrafił spokojnie rozmawiać na tematy religijne, a w jego stanie zdrowia zdenerwowanie mogło być groźne. Samo poruszenie tej tematyki, nawet przypadkowe, powodowało zazwyczaj, że ojciec przestawał słuchać i w stanie silnego wzburzenia wypowiadał swoje zarzuty wobec nauczania Kościoła, zwłaszcza w dziedzinie moralności, i wobec postępowania niektórych księży. Czasami bywałem przerażony, co by się stało, gdyby umarł w takim stanie ducha… Byłem bezradny, nie wiedząc, jak mu pomóc. Ojciec nie przyjmował argumentów kwestionujących jego uprzedzenia, nie chciał też czytać dobrych książek religijnych. Mówienie o Tobie jako Bogu miłości nie trafiało do niego, jak gdyby taki Bóg nie mieścił się w jego pojęciach. Właściwie to nie wiem, dlaczego stosunek ojca do Ciebie, do Kościoła tak się ukształtował w ciągu jego życia i dlaczego ojciec, będący zasadniczo człowiekiem prawym, mający przy tym wiele zalet i ceniony przez ludzi, bywał tak niedojrzały w relacjach z najbliższymi. Ostatnio zaczynam tłumaczyć to sobie wpływem niektórych wydarzeń z jego młodości, ale są to tylko moje domysły.
– Posłuchaj, Ja twojego ojca znam w pełni. Wiem, że sprawy moje były dla niego obce i nie leżą w zakresie jego zainteresowań. Pozostawiał je księżom, ściślej, Kościołowi, nie wiedząc, że sam jest jego cząstką. Ale teraz przychodzi okres starości, a z tym pytania, co będzie po śmierci i lęk przed śmiercią, który choroba powiększa. Dla twojego ojca jestem odległy i groźny, jestem sędzią, ale on nic nie wie o tym, że jestem jego prawdziwym Ojcem i jako taki czuję się odpowiedzialny za jego szczęście. To zaś, że nie narzucałem mu się przez całe życie, było odpowiedzią na jego wolę. Lecz teraz jest czas na jego powrót ku Mnie. Ja chciałbym zrobić wszystko tak, aby poczuł się moim synem, kochanym i oczekiwanym z radością.
Bardzo niewiele wiesz o młodości ojca, a właśnie ona nie pozwoliła mu stać się prawdziwym ojcem rodziny. Ja to rozumiem i pragnę ułatwić mu powrót ku Mnie, ale on powinien chcieć otworzyć się na moją miłość. Jeżeli możesz, rozmawiaj z nim o przeszłości, o tym, ile razy pomagałem mu w życiu i jak broniłem go zawsze, pomimo że nie myślał o Mnie. Powiedz mu, że Ja nie pragnę wdzięczności, bo dałem mu wolność nawet od siebie jako dowód tego, jak go kocham i szanuję jego osobę.
– Bardzo dziękuję, Ojcze.
– Powiedziałem ci tyle o twoim ojcu, żebyś mógł bardziej mu współczuć. Wiesz przecież, że bardzo łatwo jest zbliżyć się do ludzi, którym się współczuje, nawet jeśli są ojcami mało znanymi nam (Pan mówi te słowa z uśmiechem).
22 lutego 1996 roku
– Proszę Cię, Panie, powiedz mi, czym powinien być dla mnie tegoroczny Wielki Post? – pyta Anna. – Przed chwilą słyszałam w telewizji, że właściwymi czynami w tym okresie są: post, modlitwa i jałmużna. Jak powinnam realizować je w moich warunkach i w chorobie?
– Chętnie ci, Anno, odpowiem. Otóż post to przemiana, odwrócenie się od swojego dotychczasowego życia ku bliższemu współżyciu ze Mną, oczyszczenie się, którego potrzebuje każdy człowiek, aby nie zastygł w swoich przyzwyczajeniach, nawykach, a przede wszystkim w samozadowoleniu. Dotyczy to właśnie wierzących we Mnie. Niewierzących post nic nie obchodzi. Ludzie obciążeni grzechami ciężkimi wiedzą w swoim sumieniu, że są grzesznikami. Ale mój Kościół na ziemi składa się w większości z tak zwanych przez ciebie „lojalnych obywateli”, którzy uważają się za dobrych, przyzwoitych, godnych szacunku ludzi. Tymczasem wszyscy jesteście grzesznikami. Każdy grzeszy wedle własnej natury i nikt z was nie powinien potępiać innych, bo nie wie, czy żyjąc w tych samych warunkach jak oni, nie postępowałby gorzej.
Czytasz książkę na temat zła i wiem, że zgadzasz się z autorem (ojciec B. Bro „Potęga zła”). Tak więc rekolekcje wielkopostne rozpoczęłaś przed czasem. To dobrze, będziemy mieli więcej dni na przygotowanie się do spotkania ze Mną Zmartwychwstałym, w czystości, radości i bliskości. Będę ci pomagał z radością wynikającą z tego, że prosisz Mnie o kierownictwo.
Poszczenie fizyczne tobie nie jest potrzebne (uwaga: przepisy kościelne nie wymagają postu ilościowego ze względu na wiek i chorobę). Jadasz za rzadko (często zaledwie dwa razy dziennie) i to, co ci bliźni zakupią lub przyniosą, jak Zdzisława czy siostra Marylka. Nie masz wyboru. A także dużo wysiłku kosztuje cię odgrzewanie, przyrządzanie, zmywanie. I to wszystko codziennie ofiarowuj Mi jako twoją wielkopostną ofiarę. Tyle co do zwykłego znaczenia postu.
Co do postu duchowego: umysłu, emocji i woli, staraj się, córeczko, o unikanie podniet emocjonalnych, na przykład w telewizji filmów mało wartościowych, ale wiem, że o tym już myślałaś. W radiu słuchasz tylko klasycznej muzyki, i tego nie unikaj. Plotek na szczęście w naszym domu nie ma, ale pozostają myśli i słowa niechętne, nieżyczliwe, potępiające człowieka, zwłaszcza w związku z polityką. Staraj się unikać tego, wiedząc, że ranią one Mnie, Ojca każdego człowieka.
Przychodzi Grzegorz. Po przeczytaniu zapisków Anny pyta Pana o to samo w stosunku do siebie. Pan mówi:
– Synu, pożycz od Anny i przeczytaj tę książkę. To będzie twój temat rekolekcyjny, bardzo ważny, gdyż niedługo cała ludzkość będzie pytała: „Gdzie jest Bóg?”, „Dlaczego do tego dopuszcza, jeśli jest dobry?” i „Dlaczego Bóg zezwala na cierpienie?”, a ty będziesz potrzebował argumentów albo, co ważniejsze, zrozumienia mojego miłosierdzia i waszej dobrej woli.
Z pewnością pójdziecie wraz z żoną na któreś z rekolekcji organizowanych w waszej parafii lub innych, tak że ten problem nie istnieje w twoim przypadku.
Postem jest, jak dowiedziałeś się, niedogadzanie sobie w tym okresie, ale przy tym odżywianie się właściwe (oczywiście z zachowaniem przepisów postnych), czyli pożywne, bo pracujecie ciężko. W poście duchowym polegam na tobie. Chciałbym tylko, żebyś, mając czas, uzupełnił wszystko to, coś odkładał, co było dla ciebie nieprzyjemne czy uciążliwe. Staraj się mówić do Mnie codziennie, nie tylko oddawać Mi dzień, ale prosić, abym był z tobą i uczestniczył w twoich zajęciach danego dnia.
Nie tylko Annę pragnę zbliżyć ku sobie. To samo dotyczy was, a nic tak nie łączy, jak przestawanie razem. […]
Proś Mnie, abym wspomagał cię w modlitwie, zwłaszcza wtedy, kiedy będziesz analizował swoje postępowanie, myśli, intencje, a Ja ci to wyjaśnię. To samo w pewnej mierze dotyczy twojej żony, ale niech się nie zmusza do przebywania ze Mną, kiedy jest wyczerpana; wówczas niech Mi poświęci zamiast dłuższej modlitwy raczej kilka serdecznych minut przed tabernakulum.
Teraz sprawa jałmużny. […] Otóż jałmużna to jest dar, a darem może być wszystko, co dotyczy duszy i ciała. […] Jałmużna powinna wynikać z sytuacji potrzebującego i dającego. Dawać ją może każdy, także ten, kto nie ma majątku, z którego mógłby wypłacać „dziesięcinę” (Pan nawiązuje do naszej wcześniejszej rozmowy o jałmużnie w dawnym świecie żydowskim i muzułmańskim). Jałmużną miłą Mi nie jest dawanie z tego, co zbywa, lecz trud włożony w uszczęśliwienie możliwe dla was, innych ludzi. W to wchodzą naturalnie ich potrzeby. Jeżeli pragniecie je zaspokoić, to znaczy, że zauważacie bliźnich swoich, warunki ich życia i braki, a o to właśnie Mi chodzi, abyście poszerzali serca, a nie opróżniali kiesy (ze zrozumienia: ta uwaga Pana nie dotyczy dawania na tacę rozumianego jako naturalne partycypowanie w wydatkach parafii lub innego rodzaju zbiórek w Kościele, ale tego, by datkiem pieniężnym nie oszukiwać swego sumienia, że uczyniliśmy wszystko, co należało).
– Czy to jest, Panie, wszystko? – pyta Anna.
– Na dzisiaj, dzieci. Na dzisiaj.
24 lutego 1996 roku
Podczas rozmowy telefonicznej Grzegorz informuje Annę o prośbie znajomego kapłana, by Anna zapytała Pana w sprawie jego znajomej, która po tragicznej śmierci syna w wypadku nie może znaleźć spokoju. Pomogły jej książki Anny, ale nie do końca. Kapłan ten powiedział jej, że zna Annę…
Grzegorz tłumaczył temu kapłanowi, że książki Anny mają pomagać ludziom, by każdy zwracał się do Pana sam, a nie szukał pośrednictwa Anny, a więc powinien do tego zachęcać swoją znajomą. Może też jej poradzić, iż najbardziej ucieszy syna, zapraszając go do udziału w jej dobrych czynach. W zasadzie uważając sprawę za załatwioną wobec tego kapłana, Grzegorz mówi jednak Annie o jego prośbie, żeby sama oceniła, czy należy coś więcej czynić w tej sprawie. Ku zaskoczeniu obojga Pan odpowiada natychmiast (w trakcie rozmowy telefonicznej):
– Przed chwilą czytałaś o moim miłosierdziu. Powiedz jej, że nie byłbym miłosierny, gdybym tego chłopca nie przyjął do siebie, dopuściwszy, że utracił tyle lat życia na ziemi. Dlatego po krótkim przygotowaniu będzie ze Mną i już żyje w radości.