Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
44 osoby interesują się tą książką
Seth jest zadowolony ze swojego życia. Nigdy nie czuł potrzeby toczenia walki o władzę. Wystarczy mu klub stanowiący jego największe źródło dochodów. Oraz miasto, które stało się dla niego prawdziwym domem. Niestety spokój nie trwa długo, bo w Oswego pojawia się seryjny morderca, a pewien ambitny policjant próbuje powiązać Blakemore’a ze sprawą zabitych kobiet.
Seth skupia uwagę na byłej barmance, która potrzebuje pomocy. I choć Rebel nie oczekuje, że to były szef będzie jej wybawicielem, tak właśnie się dzieje.
Ona się go boi, a on chce się zabawić. Ma to jednak swoje konsekwencje. Mężczyzna nie zamierzał obdarzać uczuciem żadnej kobiety, lecz los zadecydował inaczej. Ta dwójka nawiązuje porozumienie, które przeradza się w bolesne uczucie. Gdy Rebel ucieka od niedoszłego oprawcy, Seth wie, że musi zrobić wszystko, by ją ochronić. Nie zdaje sobie jednak sprawy, jak wiele będzie musiał poświęcić.
Kim jest morderca i dlaczego tak bardzo pragnie śmierci Rebel?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 263
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla moich przyjaciółek.
Dziękuję, że ze mną wytrzymujecie.
Seth
Siedziałem w swoim gabinecie, obserwując wszystko, co się dzieje w klubie. Miałem idealny widok na każdego, kto znajdował się w środku, i jednocześnie pozostawałem niewidoczny dla otoczenia. Kochałem lustra weneckie.
– Seth? – Do środka wszedł Angelo. – Pamiętasz gliniarza, który próbował cię powiązać z zabójstwem tamtej dziewczyny?
– Oczywiście.
– Znów tu jest. Usiłuje wyciągnąć coś od naszych dziewczyn.
Wściekły ruszyłem w stronę drzwi. Nie bałem się, że któraś z barmanek powie za dużo, ale ten kutas działał mi na nerwy. Siedział przy barze, starając się rozmawiać z Mią, która zupełnie go olewała. Stanąłem obok niej. Na mój widok wyraźnie się odprężyła.
– Dobrze, że jesteś. Już miałam wołać ochronę, ale to policjant.
– Dam sobie z nim radę – odparłem spokojnie, po czym zwróciłem się do mężczyzny: – O ile nie masz nakazu, nie radzę ci przesłuchiwać moich pracowników.
– To groźba? – zapytał hardo.
– Jesteś na moim terenie, w moim mieście i prosisz się o kłopoty. To już nie odwaga. To głupota. Od kiedy w policji zatrudniają idiotów?
Skrzywił się, po czym wolno wstał z miejsca i pochylił się w moim kierunku.
– Zginęła kolejna dziewczyna – oznajmił.
– Nie mam z tym nic wspólnego.
– Czyżby?
– Posłuchaj mnie uważnie, pajacu – wysyczałem. – Nie pojawiaj się tu nigdy więcej, bo zrobię wszystko, żebyś stracił pracę. Nie próbuj mnie połączyć z mało zgrabnymi morderstwami, tylko zacznij działać, bo chyba za to ci, kurwa, płacą.
Wyprostował się, posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, ale dał za wygraną. Poczekałem, aż wyjdzie, i gdy już miałem wrócić do biura, podszedł do mnie Tom, jeden z ochroniarzy.
– Wyrzucić go następnym razem? Błyska odznaką, nie wiem, co robić.
Zastanowiłem się. Rzeczywiście, funkcjonariusz na służbie ma pewne przywileje.
– Nie. Po prostu od razu mnie informuj.
Liczyłem, że następnego razu jednak nie będzie. W Oswego doszło do kilku morderstw, ale nie miałem z tym nic wspólnego. Ginęły młode kobiety, a ich oprawca nie trudził się z zadaniem śmierci ani ukryciem ciała. Kompletnie nie moje zwyczaje. Niestety zwłoki znajdowano w pobliżu klubu, a ten pajac próbował mnie z tym powiązać. Jakbym miał mało kłopotów.
W biurze czekał Angelo. Zdążył poczęstować się whisky i rozsiąść w fotelu.
– Czas przypomnieć Millerowi, komu zawdzięcza stanowisko? – spytał zadumany, na co tylko kiwnąłem głową. – Tak myślałem. – Wstał i podał mi telefon. – Już wpisałem numer.
Nim wrócił na miejsce, usłyszałem pierwszy sygnał nawiązywanego połączenia. Drugi, trzeci, czwarty…
– Panie Blakemore? Czy coś się stało? – zgłosił się zaspany Eric.
– Jakim programem ochronnym objęty jest ten kretyn? Jeśli jeszcze raz zobaczę go w swoim klubie, nie ręczę za siebie.
– Bardzo przepraszam. Nie sądziłem, że znów do pana pójdzie. – Od razu się obudził. – Może mi pan nie wierzyć, ale to dobry detektyw. Jest cennym nabytkiem w wydziale zabójstw.
– Jest idiotą, Eric!
– Proszę mi zaufać, nie będzie już pana niepokoił.
– Kto to jest? Upośledzony siostrzeniec? Za długo cię znam, Miller. Nie trzymałbyś go, gdyby nie był ważny, i z pewnością nie chodzi o jego umiejętności.
Usłyszałem westchnienie. A więc miałem rację. Czekałem, aż mężczyzna się przyzna, co go łączy z gliniarzem, który obrał sobie za cel uprzykrzenie mi życia.
– To kuzyn jednego z wysoko postawionych polityków – rzekł niechętnie.
– Pamiętaj, komu zawdzięczasz posadę.
– Pamiętam, panie Blakemore. Jeśli Brad znów pojawi się u pana, zwolnię go bez wahania.
Rozłączyłem się, po czym spojrzałem na Angela.
– Wysoko postawiony polityk? – pomyślałem na głos.
– Sprawdzić to?
– Nie. Mamy ważniejsze sprawy do załatwienia. Eric dopilnuje, żeby jego nowy nabytek więcej mnie nie drażnił, a my zajmiemy się istotnymi kwestiami.
– Jakimi? – zapytał przeciągle.
– Nasze interesy, przyjacielu.
– Mam wszystko pod kontrolą.
– Wierzę.
– Nie chcesz odwiedzić matki?
– Nie. Nie teraz. Dopóki nie będzie wyników…
– Będą za dwa dni.
Spojrzałem na niego zaskoczony.
– Jak to? Skąd wiesz?
– Davina zadzwoniła do Lexi. Opowiedziała jej o wszystkim, co się dzieje w domu, a Lexi przekazała to mnie – odparł beznamiętnie.
– Muszę zadzwonić do Alexandra.
– Załatwić transport?
Myślałem przez chwilę. Nie lubiłem się przyznawać do jakichkolwiek słabości. Wolałem udawać, że ich nie mam, ale bałem się. Nie chciałem usłyszeć, że nie udało się nic zrobić i nasza matka niedługo umrze. Nawet najlepsi lekarze nie są cudotwórcami.
– Tak – powiedziałem cicho. Spojrzałem na zegar. Dochodziła pierwsza w nocy. – Pójdę już. Dopilnuj, żeby ten glina się tu nie kręcił.
– Jasne. Seth? – Zatrzymał mnie, gdy byłem już przy drzwiach. – Nie wydaje ci się, że powinniśmy się przyjrzeć tym morderstwom? Wszystko dzieje się pod naszymi nosami, a pracuje dla nas wiele kobiet.
– Zajmę się tą sprawą, gdy wrócimy z Nowego Jorku.
Mój przyjaciel miał rację. W niemal identyczny sposób życie straciło już pięć kobiet, co nie stawiało nas w dobrym świetle. Nasze dziewczyny miały prawo czuć niepokój. I choć większość z nich mieszkała w należącym do mnie budynku naprzeciwko klubu, musiałem wzmocnić ochronę.
Zszedłem na parter, unikając zaczepek paru napalonych kobiet. W tamtej chwili miałem w głowie coś totalnie innego. Coś, co spędzało mi sen z powiek.
Rebel
Przeciągnęłam się na drewnianym i cholernie niewygodnym krześle, po czym przetarłam zmęczone oczy. Jeszcze tylko dwie godziny… Niechętnie wstałam, by wrócić za ladę, choć marzyłam już tylko o śnie.
– Godzina, pięćdziesiąt osiem minut i trzydzieści sekund – wyszeptałam, patrząc na ogromny zegar nad drzwiami.
– Co tam mamroczesz, skarbie? – Obok mnie pojawiła się Teresa.
– Nic, tak tylko… głośno myślę.
– Źle wyglądasz. Spałaś?
Nie spałam. Po powrocie z pracy padłam na łóżko, ale trzy godziny później Brooka dopadła wena twórcza. Obudziła mnie głośna muzyka, bez której nie był w stanie pracować. Nie miałam serca mu powiedzieć, żeby ją wyłączył. Tym bardziej dlatego, że przez dobre dwa miesiące nie wziął pędzla do ręki. Liczyłam, że obraz, który namaluje, sprzeda się za kilka tysięcy.
– Tak. Po prostu dopadło mnie zmęczenie.
– A więc wracaj do domu.
– Ale zostały mi jeszcze dwie godziny – powiedziałam spanikowana, nie mogąc sobie pozwolić na odpuszczenie żadnej minuty, by dostać pełne wynagrodzenie.
– To przydrożny bar mleczny, kotku. Nie wpadnie tu nagle setka klientów, z którą sobie nie poradzę – powiedziała rozbawiona.
– Ale…
– Wpiszę ci dwanaście godzin w grafiku. Martin się nie dowie.
– Dziękuję.
Uścisnęłam kobietę i pobiegłam na zaplecze, by się pozbyć uniformu. Cieszyłam się jak małe dziecko na myśl o śnie. Każdego dnia pracowałam po dwanaście godzin. Dokładnie od dwunastej do północy. Droga do baru zajmowała trzydzieści minut w jedną stronę, co w sumie odbierało mi kolejną godzinę drogocennego czasu. Niestety nie mogłam sobie pozwolić na długi sen. Wstawałam wcześnie rano i zajmowałam się mieszkaniem, bo Brook miał dwie lewe ręce do sprzątania. Na mojej głowie były także zakupy i gotowanie, a więc gdy udawało mi się przespać pięć godzin, byłam szalenie szczęśliwa. Zaczynałam tęsknić za posadą w klubie Blakemore’a. Może i spędzałam tam całą noc, ale dni miałam wolne, a pensja wystarczała na dwa miesiące czynszu. Gdyby nie zazdrość Brooka, z pewnością wciąż bym tam pracowała. On jednak załatwił mi robotę w barze mlecznym. Uznał, że skoro harowałam całymi nocami, to dwanaście godzin od południa do północy nie zrobi mi większej różnicy. A ja, głupia, postanowiłam nic nie mówić…
Wróciłam do mieszkania skonana i poczułam zapach trawki. Kręcąc głową, weszłam do sypialni. Wyglądała tak, jakby przeszedł przez nią huragan. Brook leżał na łóżku, wokół niego walały się opakowania po przekąskach, a on nic sobie z tego nie robił. Na moment oderwał wzrok od telewizora.
– O, wcześnie wróciłaś – rzucił beznamiętnie.
– I bardzo tego żałuję. Pójdę pod prysznic, a ty posprzątaj ten chlew, bo padam z nóg i chcę się przespać.
– Niepotrzebnie dramatyzujesz. – Podniósł się i zrzucił ręką wszystkie śmieci na podłogę. – Widzisz? Posprzątane.
Chciało mi się płakać, ale nie miałam siły nawet na to. Bez słowa zniknęłam w łazience, a pod prysznicem myślałam już tylko o tym, że muszę iść na zakupy, bo Brook po trawce zjadł wszystko, co kupiłam na cały miesiąc. Nie miałam już pieniędzy, ale to go niewiele obchodziło. W pewnym momencie zaczęłam płakać i nie potrafiłam tego powstrzymać. Nie wiem, jak długo to trwało… Siedziałam w brodziku i zalewałam się łzami z bezsilności, aż w końcu mi się skończyły. Wstałam i zakręciłam wodę, przypominając sobie, że głupio naraziłam nas na wyższe rachunki, po czym pełna złości i wyrzutów sumienia wróciłam do sypialni.
Brook już spał. Spojrzałam na sztalugę, mając nadzieję, że przynajmniej skończył obraz, ale byłam w błędzie. Nie ruszył go. Te dwie godziny wysiłku nad ranem najwyraźniej stanowiły szczyt jego możliwości. Nie był taki, gdy go poznałam.
Trzy lata wcześniej wpadliśmy na siebie podczas pewnej wystawy. Znalazłam się tam przypadkiem, ale bardzo spodobał mi się jeden obraz. Wtedy podszedł Brook. Zaczęliśmy rozmawiać i przyznał, że obraz, który tak bardzo przypadł mi do gustu, został namalowany przez niego. Jeden z gości zapłacił za niego równo dziesięć tysięcy dolarów, co było dla mnie czymś zupełnie nierealnym. Spotykaliśmy się przez kolejne tygodnie, a ja oddałam mu serce. Byłam zafascynowana artystą, który opowiadał mi o świecie, obiecywał, że kiedyś zabierze mnie do Europy i pokaże jej uroki. Bardzo na to czekałam. Zamiast tego obserwowałam, jak się stacza. Mimo popularności jego obrazy budziły coraz mniejsze zainteresowanie, aż w końcu nie był w stanie niczego namalować. Stwierdził, że to chwilowa blokada twórcza i niedługo wszystko wróci do normy. Zaczął brać narkotyki, coraz częściej sięgał po alkohol, a ja na to patrzyłam i nie miałam pojęcia, jak mu pomóc. Oszczędności topniały, aż nie zostało z nich nic. Byłam zmuszona rzucić studia i podjąć pracę, by nas utrzymać. W ten sposób znalazłam się w klubie Blakemore’a, bo tylko on chciał mnie zatrudnić. Sukinsyn i okropny kobieciarz, ale płacił co do centa. U Teresy i Martina pracowałam ciężej oraz dłużej, mimo to zarabiałam dużo mniej. Bar znajdował się kawałek drogi od mieszkania, więc traciłam sporo pieniędzy na paliwo do mojego ledwo toczącego się auta.
Kiedy obudziłam się rano, mężczyzny nie było już obok. Dochodziła ósma, a ja wciąż byłam cholernie zmęczona. Po krótkiej walce z ciężkimi powiekami udało mi się zwlec z łóżka. Zapomniałam o „porządkach” mojego chłopaka, dlatego oczywiście wdepnęłam w opakowanie po jogurcie. Przeklęłam kilka razy w drodze do łazienki, ale to niewiele pomogło. Wciąż byłam wściekła.
– Brook?!
Odpowiedziała mi cisza.
Nie wiedziałam, dokąd poszedł, ale nie zamierzałam tracić czasu na telefonowanie do niego. Zresztą i tak zazwyczaj nie odbierał.
Po porannej toalecie zebrałam się szybko i wyszłam na zakupy, mając w portfelu ostatnie sto dolarów. Nie chciałam ruszać oszczędności, poza tym w szkatułce było niewiele więcej ponad pieniądze przeznaczone na czynsz. Starałam się odkładać jak najwięcej, to jednak nigdy nie wychodziło. Brook często potrzebował kasy, a ja nie potrafiłam mu się postawić. Tak więc musiałam oszczędzać każdy cent.
Kupiłam najpotrzebniejsze produkty, po czym wróciłam do mieszkania. Byłam głodna, musiałam zjeść porządne śniadanie, by się uporać z panującym dookoła bałaganem. Domyślałam się, że Brook miał gości, bo jeden człowiek nie byłby w stanie zostawić takiego syfu w ciągu kilku godzin. Łudziłam się, że sytuacja ulegnie zmianie, ale patrząc na to, co się działo od wielu miesięcy, już dawno powinnam stracić nadzieję.
Nie zwlekając, od razu po śniadaniu zabrałam się do sprzątania, lecz i tak nie udało mi się uporać ze wszystkim. Zostawiłam na stole kartkę dla Brooka, informując go, że jeśli nie zamierza dokończyć ogarniania, ma przynajmniej nie narobić jeszcze większego bałaganu, bo zrobię mu krzywdę. Wtedy naprawdę wierzyłam, że jestem do tego zdolna.
Wykończona wyszłam na zewnątrz, wsiadłam do samochodu i na moment zamknęłam oczy. Marzyłam, by moja rzeczywistość poprawiła się jak za dotknięciem magicznej różdżki. Już nie dawałam rady.
Seth
Uśmiechnąłem się z ulgą na widok rzędu czarnych samochodów pod moim domem rodzinnym. Zjawili się wszyscy. To dobrze, matce z pewnością było lżej. Ja także czułem się lepiej z rodzeństwem u boku. Moi bracia oraz ich najbliżsi przyjaciele stali na tarasie, żywo o czymś rozmawiając.
– Wygląda na to, że przyjechaliśmy ostatni – powiedział Angelo, gdy szliśmy w ich kierunku.
– Znajdę Davinę – poinformowała Lexi, od razu ruszając w stronę głównego wejścia.
– Seth – przywitał mnie Alexander. – Dobrze, że jesteś. Lekarz powinien przyjechać lada chwila.
– Mógł zadzwonić – skomentował pod nosem Ashton.
– Mógł, ale mama wybrała tę formę – upomniał go Vincent. – Uszanuj to.
Obok nas pojawiła się moja siostra, trzymając małą Mię. Nie mogłem uwierzyć, że Katherine jest matką. I to dobrą matką. Carter wziął na ręce moją siostrzenicę, a każdy dookoła wpatrywał się w nią jak w obrazek.
– Banda mięśniaków mięknie na widok dziecka – zadrwiła Kat.
– Nie dziecka, tylko naszej pięknej siostrzenicy, która na szczęście nie ma charakteru mamusi – skwitował Richie, narażając się na zabójcze spojrzenie Katherine. – Daj spokój. Przyznaj: sama się cieszysz, że nie jest do ciebie podobna pod względem temperamentu.
Nasz chwilowy dobry humor przerwał dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Wiedzieliśmy, kto w nim jest i co takiego wiezie. Zdaje się, że nie tylko mnie serce podeszło do gardła.
– Tak wiele razy narażałem się na śmierć, ale dopiero dziś znam prawdziwe uczucie strachu – wyszeptałem, kierując się wraz z resztą do drzwi frontowych.
– Nie jesteśmy gotowi na jej utratę – dodał Jacob. – Musi być dobrze.
W salonie czekały wszystkie kobiety – także matka. Przywitałem się z nią, próbując zmusić usta do uśmiechu, ale na próżno. Była blada, pozbawiona energii. Zupełnie jak nie ona. Zanim wszyscy zajęli miejsca, dołączył lekarz. W skupieniu wyciągnął teczkę, a z niej – dokument zawierający wyniki. Biała kartka i czarny tusz miały zdecydować o naszym dalszym życiu.
– Czy życzą sobie państwo odczytania całości?
– Nie. – Alex niemal warknął. – Proszę powiedzieć, czy mama wciąż jest chora.
– Mogą państwo odetchnąć. Pozbyliśmy się nowotworu. I choć to jeszcze nie koniec…
Nie słuchałem już tego, co mówił. Zaszumiało mi w uszach, a z serca spadł wielki ciężar. Mimowolnie wstałem, podszedłem do matki i klęknąłem tuż przy niej. Położyłem głowę na jej kolanach i odetchnąłem z ogromną ulgą. Zamknąłem oczy, tkwiąc w tej pozycji jeszcze przez długi czas. Po raz kolejny poczułem, że jesteśmy niepokonani. Nic nie mogło nas zniszczyć.
– Uczcijmy to! – zaproponował Richie.
Podniosłem się, jeszcze raz spojrzałem na matkę, która nagle zdawała się młodsza o dziesięć lat, po czym zwróciłem się do reszty:
– Na mnie już pora. Chciałbym z wami świętować, ale w Oswego ostatnio zrobiło się dość niebezpiecznie. Wolę być na miejscu.
– Właśnie! Chciałbym z tobą o tym porozmawiać – odezwał się Alex.
Wyszliśmy na zewnątrz w towarzystwie Angela i Victora. Tuż za nami dreptała niezadowolona z szybkiego powrotu Lexi. Wyprzedziła nas i wsiadła do samochodu, dając pokaz swojego buntu. Mimo że zacząłem ją tolerować i przestała mi przeszkadzać, niejednokrotnie miałem ochotę udusić ją gołymi rękoma.
– Wiesz coś więcej na temat tych morderstw? – zapytał brat, odprowadzając mnie do auta.
– Nie. Policja twierdzi, że to seryjny zabójca. Jego ofiarami są piękne brunetki. Sposób morderstwa za każdym razem jest taki sam: uderzenie w głowę.
– Gwałt?
– Nie zawsze. Albo policja połączyła morderstwa dwóch różnych ludzi, albo facet nie zawsze ma czas na dodatkowe… atrakcje – skomentowałem z niesmakiem.
– Powinniśmy się tym zająć.
– Policja próbuje mnie powiązać z tymi morderstwami. Wolę się do tego nie mieszać. Przynajmniej nie teraz.
– Jak to? Przecież masz ich w garści – zauważył zaskoczony Victor.
– Pojawił się nowy glina. Albo ma ochotę na awans, albo czuje zbyt duże powołanie. Zamiast szukać sprawcy, usiłuje mi udowodnić, że to ja odpowiadam za te morderstwa. Miller obiecał go ustawić – wyjaśniłem beznamiętnie. – Sytuacja jest chujowa. Musiałem zapewnić ochronę moim dziewczynom, ale może w policji jest jednak ktoś myślący i zajmie się problemem, jak należy.
– Jeśli w ciągu miesiąca nic się nie zmieni, będziemy musieli wkroczyć do akcji – stwierdził zamyślony Alexander. – Znajdziemy go szybciej niż gliny.
– Nadia mogłaby nam pomóc – dodał Victor. – Zna się na tropieniu takich skurwieli.
– Poproszę ją o to, jeśli sprawa nie ruszy do przodu. A teraz wybaczcie, ale przed nami trzy godziny drogi i nocna praca w klubie.
Pożegnałem się z mężczyznami i razem z Angelem wsiedliśmy do samochodu. Trochę żałowałem, że nie zdecydowałem się na lot.
– Davina chciałaby przyjechać do nas na kilka dni – odezwała się nieśmiało Lexi.
– Kiedy zrobi się bezpieczniej – rzuciłem od niechcenia.
– Przecież my zawsze jesteśmy bezpieczne.
Wystarczyło moje surowe spojrzenie, by opuściła głowę i skupiła się na swoich butach. Nie zamierzałem pozwalać jej i mojej siostrze na zbyt wiele swobody. A już na pewno nie w tamtym momencie. Sam jednak planowałem nieźle się zabawić. Zapomnieć o tygodniach udręk, które męczyły moją rodzinę. Powrót matki do zdrowia planowałem uczcić w stylu rodziny Blakemore.
Gdy wróciłem do domu, dawno już zapadła noc. Ociężale wszedłem do środka, rzuciłem kurtkę na fotel i rozsiadłem się w salonie. Obserwowałem w skupieniu wbiegającą po schodach kuzynkę, a gdy zniknęła mi z pola widzenia, spojrzałem na Angela.
– Myślałem o szkole z internatem – odezwałem się.
– Dla Lexi? – zapytał jakby zdziwiony, sięgając po butelkę whisky. – Nie wiem, czy to dobry pomysł. Czy tego chcesz, czy nie, nosi twoje nazwisko, a to może nieść ze sobą konsekwencje.
– Szukałem szkoły w Anglii.
Mężczyzna zastygł na moment w trakcie wlewania alkoholu do szklanki. Po chwili jakby nigdy nic wrócił do przerwanej czynności. Idąc z drinkami w moim kierunku, odpowiedział:
– Myślałem, że temat „jak pozbyć się Lexi” mamy już za sobą.
– Owszem. Nie chcę się jej pozbywać w taki sposób. Ale nie oszukujmy się, w tym domu nie czeka jej świetlana przyszłość. Jak słusznie zauważyłeś, nosi moje nazwisko, a to swego rodzaju klątwa.
– Davina za chwilę zaczyna szkołę, może warto…
– Alex załatwił jej ochroniarzy, którzy prędzej rzucą się pod samochód, niż spuszczą ją z oczu. Ja nie każę chłopakom przesiadywać w szkole z moją kuzynką. – Wziąłem spory łyk trunku, po czym skupiłem się na przyjacielu. – Nauczanie domowe nie wystarcza. Ona coraz usilniej szuka towarzystwa, wymyka się do klubu, nie słucha poleceń. Skoro przestaję nad nią panować…
– To nastolatka.
– Zdaję sobie z tego sprawę, ale to niewiele zmienia.
– Pomyśl, czy Anglia jest dobrym rozwiązaniem. Może Lexi potrzebuje nowej opiekunki? Obecna próbowała ustawić nawet mnie.
– Żartujesz? – rzuciłem rozbawiony.
– Nie. Wczoraj zasugerowała, że zamiast do klubu powinienem wcześniej pójść spać i rozwijać się na różnych płaszczyznach.
Zaśmiałem się głośno. Starsza pani rzeczywiście mogła być złym wyborem. Szczególnie taka, która połowę życia spędziła w wojsku. Poprzednia opiekunka opuściła nasz dom z płaczem, dlatego myślałem, że Lexi potrzebuje silnej ręki. Pani Smith zdecydowanie nie zamierzała płakać.
Rebel
Ucieszyłam się, gdy po powrocie do domu nie powitał mnie jeszcze większy burdel. Wykończona po całym dniu na nogach ledwo przeszłam przez kuchnię, lecz gdy miałam sięgnąć do klamki i zamknąć się w sypialni, coś przykuło moją uwagę. Dostrzegłam kątem oka kartkę, którą zostawiłam dla Brooka przed wyjściem. Niepewnie weszłam do sypialni. Tam także nic się nie zmieniło. Wyciągnęłam telefon i spróbowałam się dodzwonić do Brooka, ale usłyszałam komunikat informujący, że abonament jest poza zasięgiem.
– Wyłączył telefon? – wyszeptałam zaskoczona.
Od razu wybrałam numer jego najlepszego kolegi, ale on również nie odebrał. Pełna obaw włożyłam buty, które dopiero co zrzuciłam, i wyszłam z mieszkania. Mimo potwornego zmęczenia nie potrafiłabym zasnąć. Nie wiedziałam, co się dzieje z moim chłopakiem, ale znałam jego uzależnienie od narkotyków i wyobraźnia podsuwała mi najgorsze scenariusze. Bałam się, że przedawkował i właśnie walczy o życie, a może nawet przegrał tę walkę.
Z przerażeniem przemierzałam ulice, odwiedzając każde miejsce, w którym mogłabym go znaleźć. Na próżno jednak. Tego dnia w mieście było zaskakująco cicho i pusto. W końcu dotarłam do ulubionego baru Brooka. Uważałam to miejsce za zwykłą spelunę, ale on potrafił spędzać w niej wiele godzin. Od razu podeszłam do baru, przy którym stał znany mi facet.
– Widziałeś Brooka? – zapytałam, gdy na mnie spojrzał.
Pokręcił głową.
– Nie. Od dobrego tygodnia tu nie przychodził. Przyszłaś uregulować jego rachunek?
– Rachunek?
– Pił przez kilka dni, zarzekając się, że odda co do centa. Uwierzyłem, ale po tym, jak go poinformowałem, że to ostatni raz i następną kolejkę dostanie, jak zapłaci za poprzednie, więcej się nie pojawił. Dlatego mam nadzieję, że przyszłaś oddać jego dług.
– Nie. Przyszłam go znaleźć – odpowiedziałam nieco roztrzęsiona. – Nie widziałeś jego kolegów?
– Tam są. – Kiwnął głową w stronę zacienionej loży. – Hej! – Złapał mnie za rękę, gdy próbowałam odejść. – Dwieście dolarów.
– Nie mam przy sobie pieniędzy.
– Możemy się dogadać.
Wyrwałam się i nim zdążył mnie wystraszyć, wysyczałam:
– Posłuchaj. Nie ja kazałam ci mu zaufać i nie ja będę za to płacić.
Zrobiłam zaledwie krok, gdy usłyszałam za plecami:
– Ale mogłabyś uregulować jego dług.
– Nie mam zamiaru.
Oddaliłam się, by nie wchodzić w dalszą dyskusję. Najchętniej opuściłabym to miejsce i nigdy tu nie wracała, ale musiałam odnaleźć Brooka.
Trzej jego koledzy siedzieli przy stoliku, już ledwo kontaktując. Miałam ochotę się rozpłakać, ale zacisnęłam zęby i pochyliłam się w ich kierunku.
– Gdzie Brook?
Tylko jeden z nich zdawał się mnie usłyszeć. Z niebywałym trudem uniósł głowę i spojrzał w moją stronę.
– Kim jesteś? – wybełkotał.
– Szukam Brooka.
– Brooka?
– Cholera… – załkałam. – Tak. Wiesz, gdzie on jest?
– Nie ma go.
– Tyle zdążyłam zauważyć! Wiesz, gdzie jest?
Głowa mężczyzny bezwładnie opadła na blat. Po moim policzku spłynęła samotna łza, obnażając bezradność, którą czułam.
– Nie znajdziesz go.
Odwróciłam się w stronę damskiego głosu.
– Co?
– Uciekł.
Spojrzałam na blondynkę posyłającą mi sztuczny uśmiech. Nie wyglądała, jakby była pod wpływem jakichkolwiek używek, choć jej słowa nie trzymały się kupy.
– Jak to: uciekł? Kim ty w ogóle jesteś?
– Cora – przedstawiła się z dumą. – Ja i twój chłopak… Cóż… Można powiedzieć, że lubił płacić twoimi pieniędzmi nie tylko za narkotyki. Jeśli wiesz, o czym mówię. – Puściła mi oczko, a mnie zemdliło.
Dziwka… Cudownie. Mój facet zdradzał mnie z dziwką!
– Wiesz, gdzie jest? – wysyczałam wściekła.
– Chciał udowodnić wszystkim, jaki to z niego złoty chłopak. Zabrał ci kasę, chwaląc się, że gdy wrócisz do domu, padniesz na widok niedomykającej się szkatułki, w której trzymasz forsę na mieszkanie. Ale coś poszło nie tak i przegrał wszystko. Na koniec jeszcze się zadłużył. Nie mam pojęcia, jak udało mu się uciec z tego kasyna, ale na pewno jest już daleko stąd. Na twoim miejscu nie wracałabym do domu, bo będą go tam szukać i wezmą cię jako zastaw. Nie odpuszczą, jak ten barman.
Patrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami, czując, jak wali mi się świat. Potrzebowałam chwili, by sobie uświadomić, że własny facet mnie okradł, że zabrał pieniądze, za które miałam opłacić czynsz, i całe moje oszczędności. Wziął to, przegrał i uciekł, zostawiając mnie zupełnie samą. Nie zastanowił się nawet, czy będę bezpieczna.
– Hej! – Blondynka szarpnęła moje ramię. – Słyszałaś, co mówiłam?
– Co? – zapytałam nieobecnym głosem.
Pokręciła głową.
– Nie znam cię, ale nie wyglądasz na sukę, jak przedstawiał cię Brook, więc dobrze ci radzę: nie wracaj do mieszkania. A jeśli już musisz, to w środku dnia i najlepiej z kimś. Zabierz swoje rzeczy i uciekaj, bo oni nie odpuszczą.
– Ale ja nic nie zrobiłam – powiedziałam przez łzy.
– Ten świat rządzi się innymi prawami.
Bez słowa ruszyłam w stronę wyjścia. Nie miałam gdzie się podziać. Mogłam najwyżej spędzić noc w samochodzie. Po moich policzkach spływały łzy, gdy przypominałam sobie słowa Cory. Głupia sądziłam, że mnie kochał, a on… Na samą myśl miałam ochotę krzyczeć. Szłam przed siebie, nie zastanawiając się nawet nad kierunkiem, aż usłyszałam znajomy głos.
– Rebel?
Podniosłam głowę. Dwie skąpo ubrane dziewczyny stały tuż przede mną. Uśmiechały się, ale ich oczy zdradzały zaskoczenie. Kiedy skupiły się bardziej na mojej twarzy, zauważyłam u nich szok. Nawet nie chciałam wiedzieć, jak wyglądałam w tamtym momencie.
– Mia, Naomi. Cześć. – Próbowałam się uśmiechnąć.
– Co się stało? – zapytała Mia, blond piękność, którą każdy uważał za ludzką wersję lalki Barbie.
– Nic. Po prostu mam zły dzień i szczerze mówiąc, zamyśliłam się. – Rozejrzałam się. – Dawno nie byłam w tej okolicy.
– Bardzo źle wyglądasz – skomentowała druga dziewczyna.
Naomi z ciemnymi włosami i karnacją oraz brązowymi oczami stanowiła przeciwieństwo Mii. Musiałam jednak przyznać, że obie były niesamowicie piękne.
– Ciężki tydzień – skwitowałam szybko. – Wybaczcie, ale muszę iść.
– Nie ma mowy! – krzyknęła blondynka. – Nie wypuścimy cię w takim stanie! Idziesz do nas.
– Dziewczyny, ja naprawdę…
– Nie będziemy słuchać wymówek – dodała druga z przyjaciółek, łapiąc mnie pod ramię. – Mieszkamy teraz naprzeciwko klubu. Mamy swoje mieszkanie i dużo miejsca. Seth potrafi o nas zadbać.
– Ach tak – rzuciłam pod nosem.
– Przy okazji opowiesz, dlaczego nas zostawiłaś.
Nie było mi to na rękę, ale czy mogłam uciec? Oczywiście, że nie.
Dziewczyny przeprowadziły mnie przez ulicę, po czym zaprowadziły prosto do siebie. Nie było to mieszkanie, tylko apartament. Seth zdecydowanie potrafił zadbać o swoje pracownice. Przez sekundę nawet żałowałam, że odeszłam z klubu. Później przypomniałam sobie o próbach przelecenia mnie przez szefa i od razu zapomniałam o zazdrości.
Usiadłam na kanapie pośrodku salonu. Dochodziła czwarta nad ranem, a kobiety nie wyglądały na zmęczone.
– Co u was? – zagadnęłam, siląc się na uśmiech.
– Opowiadaj – zażądała Naomi, a jej głos był stanowczy, dający do zrozumienia, że nie ustąpi.
Westchnęłam, opuściłam głowę i zaczęłam streszczać ostatnie miesiące swojego życia. Opowiedziałam o problemach Brooka, nowej pracy, aż doszłam do dzisiejszego dnia. Opisałam wszystko do momentu spotkania na ulicy.
– Co za skurwiel! – Mia podniosła się z miejsca. – Urwałabym mu jaja!
– Powinnaś to zgłosić na policję – dodała Naomi. – Właściciele kasyn nie odpuszczają.
– Policja i tak niewiele zrobi. Mam wam przypomnieć, kto trzyma ich w garści?
– No właśnie! – krzyknęła blondynka. – Seth ci pomoże.
Zaśmiałam się teatralnie.
– Seth? Facet, któremu wysłałam wiadomość, że więcej nie przyjdę do pracy, bo bałam się, że nie pozwoli mi odejść?
– Źle zrobiłaś, ale wątpię, żeby miał cię za to karać.
– Mia, mówimy o jednym z Blakemore’ów! Ta rodzina nie wybacza.
– Przesadzasz – wtrąciła Naomi. – Seth jest…
– Gangsterem – przerwałam jej. – Bardzo prawdopodobne, że on i właściciel kasyna, który pewnie teraz mnie szuka, to kumple. Pójdę do Setha, a on zaprowadzi mnie prosto do człowieka, który będzie chciał za moim pośrednictwem odebrać dług od Brooka.
– Wątpię, żeby Blakemore miał coś wspólnego z tym człowiekiem – skomentowała Mia.
– Ale nie jesteś tego pewna.
– Nie jestem – przyznała niechętnie. – Dobrze, w takim razie zostań u nas na jakiś czas. Niech wszystko się uspokoi.
– Nie mogę nadużywać waszej gościnności.
– Daj spokój. Potrzebujesz pomocy, nie unoś się honorem. Jeśli nie masz superalternatywy, przestań kombinować.
– Zgadzam się – wtrąciła Naomi. – Sama mówiłaś, że nie masz dokąd iść. Jest tu więcej miejsca, niż potrzebujemy. Jutro pogadamy z chłopakami z klubu. Pojadą z tobą do mieszkania, żebyś mogła bezpiecznie zabrać rzeczy. I spokojnie, Seth się nie dowie.
– Seth dowie się o wszystkim – skomentowałam pod nosem.
– Nie, jeśli ładnie poprosimy. – Mia puściła mi oczko. – Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Powinnaś wziąć wolne w tym barze, w którym teraz pracujesz. Wiesz, na wszelki wypadek.
Przytaknęłam. Zdecydowanie powinnam to zrobić. Mimo nieludzkiej godziny wysłałam wiadomość do Teresy. Jej także nie chciałam okłamywać. Była dla mnie jak dobra ciotka i nieraz mi sugerowała, że powinnam zostawić Brooka. Zasługiwała na wyjaśnienia. Postanowiłam się wytłumaczyć w bardzo dużym skrócie.
Niedługo później leżałam na kanapie i próbowałam zasnąć. Nie potrafiłam jednak zamknąć nawet oczu, bo od razu sobie wyobrażałam, jak wparowują tutaj obcy mężczyźni i zabierają mnie w ramach spłaty. Słyszałam o tym świecie, niejako w nim żyłam, kiedy pracowałam dla Setha. Kilkukrotnie byłam świadkiem gangsterskich potyczek. Nie chciałam być tego częścią.
Seth
Obudziłem się w południe. Nieśpiesznie zjadłem posiłek, który miał mi wystarczyć na resztę dnia, po czym wziąłem długi prysznic. Przez dwie następne godziny zajmowałem się pracą, jeśli można tak nazwać rodzinne interesy. Cóż… Ja nazywałem. Przed wieczorem Angelo podsunął mi kilka związanych głównie z klubem dokumentów, które według niego musiałem przejrzeć.
Nastała pora kolacji, gdy byłem wolny i gotowy na powitanie swojego dnia. Nocny tryb życia od zawsze mi służył, a po odzyskaniu spokoju ducha planowałem nadrobić czas, gdy nie mogłem w pełni korzystać z rozrywek.
– Przemyślałeś sprawę szkoły w Anglii? – zapytał Angelo, gdy byliśmy w drodze do klubu.
– Nie. Nie miałem na to czasu. Na razie uważam, że to dobry pomysł, ale rozważę zmianę opiekunki.
– Gdy smacznie spałeś, pomyślałem o tym za ciebie i nawet już kogoś znalazłem.
– Doprawdy? – Spojrzałem spod przymrużonych powiek na przyjaciela. – Nie przypominam sobie, żebym ci to zlecał.
– Nie zlecałeś, ale masz dużo na głowie.
– A ty za dużo wolnego czasu.
– Być może. Czy to źle, że chcę pomóc?
– Uważaj, Angelo… Rozluźnij więzi z moją kuzynką, nim zacznie ci na niej zależeć – powiedziałem tonem jasno dającym do zrozumienia, że bardzo mi się nie podoba to nadmierne zaangażowanie.
Mężczyzna wiedział, że nie chcę, żeby Lexi była traktowana przez niego jak Davina. Miał zachować dystans i choć nawet moje nastawienie bardzo się zmieniło, nie mogłem pozwolić, by przyjaciel usiłował zapewnić bezpieczeństwo dziewczynie za wszelką cenę. Sam nie lubiłem tego uczucia. Wolałem być odpowiedzialny tylko za siebie. Bo gdy chcesz ochronić kogoś, na kim ci zależy, przestajesz być egoistą, a to prowadzi do lawiny niepotrzebnych uczuć i emocji. Jedna z nielicznych rad ojca, która rzeczywiście miała sens.
– Na jej oczach zabito rodziców. Ledwo doszła do siebie, a ty chcesz jej zasponsorować kolejną traumę – rzekł.
Pokręciłem głową. Czy on próbował mi wmówić, że jestem potworem? Nie rozumiał, że obecność Lexi w moim domu od początku była kiepskim pomysłem. Ojciec umieścił ją u mnie, bo byłem najbezpieczniejszym wyborem, ale wciąż niedostatecznie dobrym. To, że dziewczyna mieszkała tutaj tak długo, było nieporozumieniem. Przebywanie wśród naszej rodziny już samo w sobie zwiastowało niezłą traumę.
– Kogo dla niej znalazłeś? – zapytałem zrezygnowany.
Wcale nie zmieniłem zdania, ale nie zamierzałem się tłumaczyć ze swoich decyzji.
– Caroline. Dwadzieścia osiem lat, pracuje z trudną młodzieżą, chętnie jednak porzuci to zajęcie dla wyższych zarobków. Poza tym skoro dała sobie radę z niewychowaną młodzieżą…
– Poradzi sobie także z Lexi?
– Dokładnie.
– Pomyślę.
Wejście do klubu przerwało naszą rozmowę na temat mojej kuzynki i jej wychowania. Całe szczęście. Wszedłem za bar i przywitałem się z dwiema blondynkami przygotowującymi się do pracy.
– Jesteście dziś cholernie seksowne – zamruczałem, przyciągając je do siebie.
– Dobry humor wrócił? – zapytała jedna z nich. – Może warto to wykorzystać i odwiedzić szefa w biurze?
– Może nawet uda nam się wynegocjować podwyżkę – dodała kokieteryjnie druga.
Uśmiechnąłem się.
– Może. Ale teraz zanieście do mojej loży butelkę whisky i dwie szklanki.
Nie odmówiwszy swoim dłoniom zaciśnięcia się na jędrnych pośladkach kobiet w ramach pożegnania, dołączyłem do przyjaciela i ruszyliśmy do naszego stolika na antresoli. Zajęliśmy miejsca, a kilka chwil później barmanki przyniosły zamówienie.
– Skoro dziś tu jesteś, pewnie potrzebujesz dwóch dodatkowych dziewczyn. – Obok mnie usiadła Kylie. – Chętnie będziemy was obsługiwać, jeśli ściągniesz do baru kogoś z sali.
Z szerokim uśmiechem pokręciłem głową i złapałem kobietę za brodę. Była jedną z moich ulubionych barmanek.
– Zabierz koleżankę i weźcie się do roboty – wyszeptałem prosto w jej usta. – A jeśli będę potrzebował osobistej obsługi, sam załatwię dodatkowe dziewczyny i zdecyduję, kto będzie tu tylko dla mnie. – Choć szeptałem, w moim głosie pobrzmiewała groza.
– Przepraszam, Seth, ja nie…
– Masz szczęście, że mam do ciebie słabość, Kylie. A teraz wracaj do pracy.
Dziewczyna i jej koleżanka od razu ruszyły w stronę schodów. W trakcie mojej krótkiej wymiany zdań z barmanką Angelo zdążył rozlać alkohol. Chwyciłem swoją szklankę i upiłem duży łyk.
– Brakowało mi tego – stwierdziłem rozluźniony.
– Dziś się bawimy?
– Tak. Opiję powrót do zdrowia matki.
– Za Renee. – Uniósł naczynie, a ja stuknąłem w nie swoim.
Kilka toastów później uznałem, że warto zabrać jedną dziewczynę do siebie. Kylie miała rację i zamierzałem jej to przyznać. Przez ostatnie tygodnie nie spędzałem czasu w loży, dlatego większość dziewczyn pracowała na sali.
Dotarłem do baru, lecz nie zauważyłem blondynki, której szukałem. Za to szybko dostrzegła mnie jej przyjaciółka. Natychmiast podeszła bliżej.
– Gdzie Kylie? – zagadnąłem ją.
– Na zapleczu. Pójść po nią?
– Nie. Sam pójdę.
Udałem się za bar, przeszedłem przez drzwi prowadzące na zaplecze, ale usłyszałem na korytarzu docierającą z garderoby rozmowę dwóch kobiet. Nie zainteresowałoby mnie to tak bardzo, gdyby nie fakt, że moją uwagę przykuło jedno imię.
– Dasz wiarę? Być tak długo z facetem, który zostawia cię w taki sposób?
To zdecydowanie był głos Naomi.
– Nawet nie chcę o tym myśleć. Rebel jest głupia, że nie zgłosiła tego na policję. Albo nie poprosiła o pomoc Setha.
Skrzywiłem się na słowa Mii.
– Sama słyszałaś, co mówiła. Jest pewna, że jej nie pomoże po tym, jak odeszła z dnia na dzień.
Odruchowo kiwnąłem głową. Wiedziałem już, że temat rozmowy dotyczy mnie bardziej, niż mogłem się spodziewać.
– Jestem ciekawa, co postanowi. Pomieszka u nas kilka dni, a co później? Wróci do mieszkania, narażając się na napaść? A jeśli ci ludzie naprawdę potraktują ją jako spłatę długów Brooka? – powiedziała z obrzydzeniem Mia. – Może powinnyśmy porozmawiać z szefem? Może przyjmie ją z powrotem?
Miałem ochotę tam wparować i wywalić je obie. Miały szczęście, że uratowała je wychodząca z zaplecza Kylie. Podszedłem do niej i pociągnąłem ją do miejsca, które opuściła.
– Wiedziałam, że się stęsknisz – wyszeptała, uwieszając mi się na szyi.
Choć miałem inne plany, postanowiłem nieco się zabawić.
– Jesteś bardzo niegrzeczną dziewczynką, prawda, mała? – wyszeptałem do ucha kobiety, a ona zamruczała na znak zgody. – A więc zrobisz dla mnie coś bardzo niegrzecznego. W zamian spełnię twoje jedno życzenie.
Odchyliła głowę, by spojrzeć mi w oczy.
– Jedno życzenie?
– Dokładnie.
– Nie boisz się, że zażyczę sobie czegoś głupiego? – Uniosła brew, ale jej dłoń wciąż sunęła po moim ciele.
– Jesteś rozsądna, dlatego tak cię lubię. – Uszczypnąłem jej brodę. – To jak będzie?
– Chcę własnego mieszkania.
Musiałem powstrzymać uśmiech. Wiedziałem, że jest rozsądna.
– Zgoda.
– Co mam zrobić? – zapytała niepewnie, jakby dopiero sobie uświadomiła, że moja prośba będzie się wiązała z dużym ryzykiem, bo w przeciwnym razie bym nie przystał na jej warunek.
– Ukradniesz klucze do mieszkania Naomi i Mii.
Zastygła w bezruchu, a na jej twarzy uwidocznił się strach.
– Mają je zawsze przy sobie. Zresztą jak każda z dziewczyn.
– Wiele oferuję, więc także wiele wymagam.
Przygryzła wargę i rozejrzała się, jakby szukała ratunku. W końcu wróciła spojrzeniem do mnie.
– Dobrze. Spróbuję.
– Wiesz, że potrafię się odwdzięczyć.
– Po co ci klucze do ich mieszkania? – Przekręciła głowę w bok. – Masz na myśli coś złego czy po prostu chcesz im zrobić… niespodziankę?
Stłumiłem śmiech, widząc jej zazdrość. Niby wiedziała, że między nami nigdy nic nie będzie, mimo to wyczuwała zagrożenie w każdej innej kobiecie.
– To nic złego, ale też żadna niespodzianka. Mieszkanie, podobnie jak cały budynek, jest przecież moje, a ja mam przeczucie, że dziewczyny ukrywają przede mną coś istotnego. Nie zapytam je o to, bo zdążą ukryć dowody. Muszę więc sprawdzić sam, czy to, co myślę, jest prawdą.
Kiwnęła głową, lecz widziałem po niej, że nie ma pojęcia, o czym mówię. To było mi bardzo na rękę.
Po drodze do loży zabrałem z baru butelkę whisky i dosiadłem się do przyjaciela, który wyglądał na bardzo znudzonego.
– Myślałem, że już nie wrócisz – odezwał się. – Rozważałem powrót do domu. Jeśli chciałeś się rozerwać, mogłeś uprzedzić.
– Gdybym chciał się rozerwać, jeszcze długo siedziałbyś tu sam – poprawiłem go rozbawiony. – Byłem świadkiem dość ciekawej rozmowy.
– Powiesz coś więcej?
– Pamiętasz Rebel?
– Oczywiście.
– Wygląda na to, że ma problemy. Zatrzymała się u Mii i Naomi.
Angelo zmrużył oczy.
– Co zamierzasz?
– Jeszcze nie wiem. Zanim odeszła, ostrzegałem ją przed tym kutasem. Może chcę tylko zobaczyć wyraz jej twarzy.
– Wyrzucisz ją?
– Gdyby to się stało trzy dni wcześniej, z pewnością tak właśnie bym zrobił. Nie próbowałbym się zakraść do mieszkania, po prostu zabrałbym dziewczynom siłą klucze i wpadł do nich, żeby wywalić Rebel własnoręcznie. Teraz jednak mam ochotę na więcej doznań.
– Wraca dawny Seth – skomentował przyjaciel z nutą niepokoju w głosie.
Nie minęło pół godziny, a Kylie przyszła do nas i podała mi klucze. Wiedziałem, że da sobie radę. Miała silną motywację i wcale nie chodziło o mieszkanie, które było dla niej czymś w rodzaju bonusu. Chciała mi zaimponować i musiałem przyznać, że jej się udało.
– Angelo, jutro rano znajdź mieszkanie dla Kylie w pobliżu klubu – wydałem polecenie przyjacielowi, który był wyraźnie zaskoczony, po czym spojrzałem na dziewczynę. – Zasłużyła na wynagrodzenie.
– Ach tak – rzucił pod nosem. – Wracam do domu.
Kiedy odszedł, od razu wstałem.
– Załatwię to szybko i oddam ci klucze, żebyś mogła je niepostrzeżenie zwrócić – wyjaśniłem kobiecie.
– A później?
– Co: później?
– Mogę liczyć na dodatkową nagrodę?
– Skarbie… – Pochyliłem się i wyszeptałem w jej usta: – Jak w ogóle możesz myśleć, że nie? Dziś zabieram cię do siebie.
Po tych słowach odszedłem, żeby nie tracić czasu. Dochodziła północ, więc Rebel mogła już spać, a to nie do końca mi pasowało.
© Kinga Litkowiec
© Wydawnictwo Black Rose, Zamość 2024
ISBN 978-83-68216-16-5
Wydanie pierwsze
Redakcja
Paulina Zyszczak – Zyszczak.pl
Korekta
Kinga Dąbrowicz
Danuta Perszewska
Paulina Wójcik
Skład i łamanie
Andrzej Zyszczak – Zyszczak.pl
Projekt okładki
Mateusz Rękawek
Projekt logo
Monika Macioszek
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Książka ani jej części nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autorki i wydawcy.