Siedem dni w czerwcu - Williams Tia - ebook + książka

Siedem dni w czerwcu ebook

Williams Tia

3,8

Opis

Jako nastolatkowie Eva i Shane spędzili razem siedem upojnych czerwcowych dni. Zakochani do szaleństwa, odurzeni miłością. Oboje ze skłonnościami do depresji i narkotyków, odnaleźli w sobie bratnie dusze. Nagle jednak ich rozdzielono. Od tamtego czasu przez kilkanaście lat się nie widzieli i nie mieli ze sobą żadnego kontaktu.

Eva wyszła za mąż i rozwiodła się, mieszka w Nowym Jorku, wychowuje samotnie dwunastoletnią córkę. Pisze książki – stworzona przez nią seria erotycznego fantasy przyniosła jej sukces i status uznanej pisarki. Aktywnie uczestniczy w życiu lokalnej społeczności.

Pewnego dnia, bez zapowiedzi, w jej życiu znowu pojawia się Shane. Jest teraz innym człowiekiem. Ma za sobą epizod więzienny i kurację odwykową. Zajmuje się dziećmi z problemami. I bardzo chciałby zacząć wszystko od nowa. Ale choć wspomnienia o cudownym tygodniu sprzed lat odżywają z ogromną siłą, Eva się waha. Czy warto jeszcze raz dać szansę tej miłości?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 390

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (93 oceny)
34
30
11
12
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
paaula29

Nie polecam

to jest napisane tak okropnym stylem ,że nie dałam rady tego czytać
20
Naporae35

Nie polecam

Nie polecam bo już dawno nie czytałam tak chaotycznej lektury. A pióro autorki szkoda komentować
10
Mary89xx

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowita historia
00
Brytka

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka! Nie rozumiem tak słabych ocen(bo ja się zachwycam). Język pasuje mi do przedstawienia, niesfornych, buntowniczych czarnoskórych I ich dyskryminacji! Wulgaryzmy tam ujęte czasami są dla mnie za ostre, język, którego ja bym nie uzyla, ale z tego w jakiś osób znam świat czarnoskórych w USA(z filmów itd.) idealnie mi pasuje! Do tego wszelką problematyka głównych bohaterów ich przemyślenia. Wątek pisarzy! Takie to przekonujące, niedopowiedzenia mające sens. Do tego pisana z pozycji dorosłego człowieka a nie jak młodzieżówka! Wszystkie odniesienia do wieku nastoletniego świetne w punkt. Bardzo polecam!
00
aswitalska

Z braku laku…

Dalam radę przeczytać tylko trzydziesci trzy strony...
00

Popularność




Tytuł oryginału: Seven Days in June

Projekt okładki: Katarzyna Konior

Redakcja: Beata Turska

Redaktor prowadzący: Mariola Hajnus

Redakcja techniczna: Grzegorz Włodek

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Renata Jaśtak, Kornelia Dąbrowska

Copyright © 2021 by Tia Williams

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2023

© for the Polish translation by Filip Filipowski

ISBN 978-83-287-2726-7

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Wydanie I 

Warszawa 2023

–fragment–

Dla CC i FF,

Kocham Was.

Prolog

W roku Pańskim 2019 trzydziestodwuletnia Eva Mercy prawie udławiła się na śmierć gumą do żucia. Właśnie miała zacząć się masturbować, kiedy kawałek gumy utknął jej w przełyku, odcinając dopływ powietrza. Kiedy stopniowo traciła przytomność, wyobrażała sobie, jak jej córka, Audre, wchodzi do sypialni i znajduje swoją matkę ubraną w piżamę w Mikołaje i rzucającą się w pościeli, ściskającą w jednej ręce nawilżacz o smaku truskawkowym, a w drugiej wibrator o nazwie Quarterback (który wibrował o wiele szybciej, niż napisano na ulotce – tak szybko, że guma stawała w gardle). Napis na jej nagrobku brzmiałby: „Zabita przez dildo”. Wspaniała pamiątka po matce dla dwunastoletniej, osieroconej córki.

Jednak Eva nie umarła. Udało jej się wykasłać gumę. Cała roztrzęsiona wcisnęła Quarterbacka głęboko do szuflady z hiphopowymi podkoszulkami, włożyła na palec swój stary pierścionek z kameą i poczłapała korytarzem obudzić Audre na imprezę urodzinową w tematyce BFF Hampton. Nie miała czasu na roztrząsanie bliskiego spotkania ze śmiercią.

Choć uważała się za naprawdę dobrą matkę i nie najgorszą pisarkę, jej prawdziwym talentem była umiejętność odsuwania na bok takich porąbanych sytuacji i skupienia się na tym, co w życiu ważne. Jednak tym razem przez swój talent przegapiła oczywisty znak.

Kiedy Eva Mercy była małą dziewczynką, mama powiedziała jej, że kreolskie kobiety potrafią dostrzegać znaki. W tamtym czasie słowo Kreole kojarzyło się Evie z Luizjaną i czarnoskórymi ludźmi o francusko brzmiących nazwiskach. Dopiero kiedy chodziła już do gimnazjum, zdała sobie sprawę, że jej matka była – jak by to odpowiednio ująć – ekscentryczna i wymyślała „znaki”, aby usprawiedliwić spełnianie swoich zachcianek. (Mariah Carey wydała album Charmbracelet? To znak, że trzeba wydać całą wypłatę na bransoletki z cyrkonią!) Eva była więc nauczona dostrzegać wiadomości, które wysyłał jej wszechświat.

Dlatego powinna była się domyślić, że afera z wibratorem to zapowiedź dramatycznych wydarzeń. W końcu już wcześniej zdarzyło jej się cudem uniknąć śmierci.

I tym razem – podobnie jak wtedy – jej świat miał się zmienić nie do poznania.

NIEDZIELA

Rozdział 1

Pocałujcie mnie…

– Toast za naszą boginię seksu, Evę Mercy! – zawyła pulchna kobieta, unosząc kieliszek z szampanem. Eva parsknęła na dźwięk słów „bogini seksu”. Po wczorajszym wypadku z gumą jej gardło było wciąż obolałe.

Na toast odpowiedziało wrzaskiem czterdzieści stłoczonych przy stolikach kobiet. Wszystkie były kompletnie nawalone. Klub książkowy składał się z wywodzących się z klasy średniej i wyższej narwanych białych kobiet, wszystkich grubo po pięćdziesiątce, które na brunch z Evą na Manhattanie przyjechały aż z Dayton w stanie Ohio. Okazją do spotkania była piętnasta rocznica powstania jej bestsellerowej (a przynajmniej kiedyś bestsellerowej) serii erotycznej, Przeklęci.

Przewodnicząca kapituły, Lavey, poprawiła szpiczasty, purpurowy kapelusz i zwróciła się do siedzącej na szczycie stołu Evy.

– Dziś – ryknęła – świętujemy magiczny dzień, w którym poznałyśmy naszego brązowookiego wampira Sebastiana i jego prawdziwą miłość, niepokorną czarownicę, Gię!

Pomieszczenie wypełnił pisk. Eva z ulgą przyjęła wiadomość, że właściciele tandetnej restauracji w stylu S&M na Times Square o nazwie Powiedz Tak udostępnili im prywatną salę. I to jaką. Na ścianach porozwieszano baty, pejcze i liny kinbaku, a nad polakierowanymi na czarno stolikami dyndały niebezpiecznie nisko zwisające z czerwonego sufitu gotyckie kandelabry.

Największą atrakcją lokalu było menu Ból/Przyjemność. Zależnie od wyboru, kelnerki i kelnerzy przebrani w stroje BDSM mogli wymierzyć klientowi delikatną chłostę, zrobić mu lap dance i tym podobne. Jeśli tylko klient sobie tego życzył.

Eva nie życzyła sobie. Jednak potrafiła się zachować. Prawdziwe Gospodynie Domowe z Dayton przebyły dla niej naprawdę długą drogę. Zresztą to właśnie dzięki takim wiernym fankom jak one, Eva wciąż jako tako dawała radę finansowo. Zwłaszcza ostatnio, kiedy fascynacja wampirami (podobnie jak sprzedaż książek) zdecydowanie wyhamowały.

Eva wybrała z menu pozycję „Kajdanki i ciasteczka”. Siedziała teraz na gotyckim tronie z rękami zapiętymi w kajdanki za oparciem krzesła, a znudzona, ubrana w sztuczną skórę kelnerka karmiła ją ciasteczkami.

Był kwadrans po trzeciej po południu.

Normalnie byłaby przerażona. Lecz nie był to jej pierwszy raz. W końcu Eva pisała powieści ocierające się o porno, sprzedawane przy kasie w supermarkecie. Podczas gdy inni autorzy spotykali się z fanami w księgarniach, na uniwersytetach lub w eleganckich posiadłościach, Eva pojawiała się w miejscach, jak by to ująć, mniej przyzwoitych. Podpisywała swoje książki w sex shopach, klubach burlesque czy w szkołach miłości tantrycznej. Zdarzyło się jej nawet promować swoje powieści na afterparty po gali Feminists in Adult Film (FAFFIES) w 2008 roku.

Taką miała pracę. Musiała uśmiechać się dobrotliwie, kiedy czytelnicy rozpływali się nad losami dwóch wiecznie dziewiętnastoletnich, dysfunkcyjnych, napalonych świrów, którzy narodzili się w jej wyobraźni, kiedy sama była dziewiętnastoletnią, dysfunkcyjną, napaloną świrką.

Eva nigdy nie planowała, by jej nazwisko automatycznie kojarzyło się z wiedźmami, wampirami i orgazmami. Jej kariera zaczęła się zupełnym przypadkiem. Była na drugim roku studiów (ciągnęła dwa kierunki: twórcze pisanie i zaawansowaną melancholię). Trwała przerwa zimowa, a ona nie miała się gdzie podziać. Siedziała zamknięta w swoim pokoju i przelewała na papier młodzieńcze frustracje i fantazje ze świata horroru. Efektem były wypełnione przemocą rozpustne orgie, które jej współlokatorka w tajemnicy przed nią zgłosiła do konkursu literackiego New Fiction organizowanego przez magazyn „Jumpscare”. Eva zajęła w nim pierwsze miejsce i zatrudniła swojego pierwszego agenta literackiego. Trzy miesiące później była już byłą studentką z sześciocyfrowym kontraktem na serię książek.

To zabawne, że zarabiała na życie, pisząc o seksie. Nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz była naga w towarzystwie drugiej osoby, zarówno prawdziwej, jak i wyimaginowanej. Pisanie książek, jeżdżenie w trasy, samotne wychowywanie dwunastoletniej bomby hormonalnej i zmaganie się z przewlekłą chorobą, która momentami całkowicie odbierała jej zdolność do jakiegokolwiek funkcjonowania, było tak wykańczające, że nie miała już sił przygruchać sobie prawdziwego penisa z krwi i kości.

Ale nie przejmowała się tym. Kiedy miała chcicę, wyżywała się w swoich książkach. Niczym bokser zachowujący wstrzemięźliwość przed walką, wykorzystywała swoje niezaspokojone żądze do dodawania pikanterii perypetiom Sebastiana i Gii. Były jej literacką amunicją.

Jednak w dobie mediów społecznościowych nikt nie chce oglądać zdjęć, na których jego ulubiona autorka odpada na kanapie o dziewiątej trzydzieści każdego wieczora, otumaniona lekami przeciwbólowymi. Dlatego publicznie Eva musiała wyglądać jak należy. Stworzyła własny styl niesfornej, lecz eleganckiej seksownej babeczki. Dziś ubrana była w szarą sukienkę typu T-shirt marki Adidas, klasyczne złote kolczyki koła, a oczy podkreśliła czarną kreską. W lokach do ramion i okularach sekretarki wyglądała jak prawdziwa tygrysica.

Udawanie wychodziło Evie doskonale.

– …i dziękujemy z całego serca – ciągnęła Lacey – za obdarzenie nas wiarą w namiętność, mimo że na Gii i Sebastianie ciąży klątwa, przez którą za każdym razem, gdy osiągają orgazm, budzą się na przeciwnych krańcach świata. Dzięki tobie stworzyłyśmy społeczność. OBSESH. Nie możemy się doczekać piętnastego tomu Przeklętych!

Gdy rozległy się oklaski, Eva uśmiechnęła się szeroko i postanowiła wstać. Niestety zapomniała, że jest przypięta do krzesła i kajdanki szarpnęły ją w tył. Kiedy leciała na ziemię, wszystkie zebrane wstrzymały oddech. Jej kelnerka-domina zareagowała o dwie sekundy za późno. Rzuciła się z pomocą i rozpięła kajdanki.

– Wow, za dużo wina… – zachichotała Eva, wskakując z powrotem na krzesło. Oczywiście kłamała. Problemy zdrowotne nie pozwalały jej na picie alkoholu. Jeden łyk i wylądowałaby w szpitalu.

Uniosła kieliszek z wodą gazowaną w stronę gromadki wesoło napitych kobiet. Podobnie jak Lacey, większość z nich nosiła charakterystyczne fioletowe kapelusze. Niektóre miały przypięte do bluzek wisiorki z literą S, przypominającą kształtem podpis wampira Sebastiana ($29,99 na evamercymercyme.com).

Taką samą literę Eva miała wytatuowaną na przedramieniu – błędy młodości.

– Nie wiem, jak mam wam dziękować – powiedziała z udawanym entuzjazmem. – Naprawdę. To dzięki wam saga Przeklętych cały czas trwa. Mam nadzieję, że piętnasta część spełni wasze oczekiwania.

Jeśli kiedykolwiek ją napiszę. Termin na oddanie rękopisu mijał za tydzień, a ona, kompletnie sparaliżowana blokadą twórczą, skleiła ledwie pięć rozdziałów.

Postanowiła szybko zmienić temat.

– Czy ktoś tu czyta „Variety”?

Było to raczej zgromadzenie w stylu „Reedbook” i „Martha Stewart Living”, więc nie – nikt nie czytał „Variety”.

– Wczoraj ukazały się fantastyczne wieści. – Eva odłożyła szklankę i oparła brodę na splecionych dłoniach. – Spełniło się nasze życzenie. Przeklęci doczekają się adaptacji filmowej!

Salę wypełniły piski. Jeden z kapeluszy pofrunął w górę. Jakaś podpita blondynka wyciągnęła iPhone’a i zaczęła nagrywać Evę, aby później wrzucić jej przemówienie na fanpage’a na Facebooku. Obok Tumblra i Twittera Facebook grał bardzo ważną rolę w promocji książek Evy. To właśnie tam fani udostępniali fan art własnego autorstwa, plotkowali, pisali sprośne opowiadania i rozprawiali nad obsadą do wyczekiwanego od lat filmu.

– Udało mi się znaleźć producentkę – do tego czarną, Bogu niech będą dzięki – która naprawdę rozumie nasz świat. Jej ostatni film wyświetlono na festiwalu Sundance. To krótki erotyk o agentce nieruchomości, której udało się uwieść wilkołaka! Trwa nabór na stanowisko reżysera.

– Sebastian w filmie! Wyobrażacie to sobie? – zawyła jakaś ruda. – To musi być czarny aktor o brązowych oczach. I taki, co dobrze gryzie.

– Eva, jak mam namówić męża, żeby mnie ugryzł? – zajęczała kobieta, wyglądająca identycznie jak Meryl Streep. Tak było zawsze. Gadka o seksie była nieunikniona.

– Podniecenie wywołanie gryzieniem to zjawisko powszechnie znane. Nazywa się odaxelagnia – uświadomiła ją Eva. – Po prostu powiedz mu, że tego pragniesz. Wyszeptaj mu to do ucha.

– Odaxelagnij mnie – zamruczała Meryl.

– Brzmi super – odparła Eva, mrugając.

– Ależ jestem podjarana, że zobaczę Gię na dużym ekranie – odezwała się chrapliwym głosem brunetka. – Wojowniczka, która niczego się nie boi. To Sebastian ma być niby tym strasznym, ale to przecież ona zabiła te wszystkie wampiry, żeby go bronić.

– Co nie? Potęga, jaka tli się w młodym dziewczęcym sercu, mogłaby zasilić całe narody. – Z iskierką w oku Eva rozpoczęła swój mini monolog, który już od wielu lat miała doprowadzony do perfekcji. Ta część wciąż sprawiała jej przyjemność. – Mówi się nam, że zwierzęcy instynkt i id to tylko mężczyźni. Tymczasem nastoletnie dziewczęta są daleko przed nimi.

– Ale społeczeństwo nie chce, byśmy o tym wiedzieli.

– No właśnie. – Eva czuła, że ból się zbliża. Tuż przed atakiem zawsze do głosu dochodziło jej czarnoskóre wnętrze.

– Przyjrzyjmy się historii – mówiła dalej, pocierając skroń. – Roxanne Shanté w wieku czternastu lat rapowała już lepiej niż faceci. Serena miała siedemnaście lat, gdy wygrała US Open. Mary Shelley napisała Frankensteina w wieku osiemnastu lat. Josephine Baker miała dziewiętnaście lat, gdy podbiła Paryż. Pamiętnik szkolny Zeldy Fitzgerald był tak zajebisty, że jej przyszły mąż ukradł całe rozdziały, gdy pisał Wielkiego Gatsby’ego. Osiemnastowieczna poetka Phillis Wheatley opublikowała swoje pierwsze dzieło w wieku czternastu lat, żyjąc w niewoli u białych. Joanna d’Arc. Greta Thunberg. To nastolatki zmieniają ten pierdolony świat.

Przez grupę przetoczył się pomruk podniecenia. Lecz z Evą było coraz gorzej. Dudnienie w skroniach rosło z każdą sekundą. Cukier z tych cholernych ciasteczek, którymi ją napchali, tylko pogarszał stan. Sama by ich nie zjadła, ale przecież była w kajdanach.

Nieświadomie zerwała gumkę, którą zawsze nosiła na nadgarstku. Ból miał odwrócić uwagę. Stara sztuczka.

– Pamiętacie scenę, w której Kate Winslet ucieka z Titanika? – zapytała brunetka. – A potem wskakuje z powrotem, żeby być z Leo? To się nazywa dziewczęca pasja.

– Dla Leo też bym wróciła – przyznała Lacey – a mam czterdzieści jeden lat.

Naprawdę miała pięćdziesiąt pięć.

– Zupełnie tak, jak Gia – westchnęła drobna kobieta z doczepianym kokiem. – W każdej części walczy, żeby móc znów być z Sebastianem, choć wie, że kiedy będą się kochać, znów zostaną rozdzieleni.

– To metafora – powiedziała Eva. Wszystko wokół niej robiło się coraz bardziej rozmyte. – Bez względu na to, jak ryzykowna jest wędrówka bratnich dusz, nigdy się ona nie kończy. Kto by nie chciał, żeby na przekór odległości, czasu i klątw, jego związek trwał wiecznie?

Eva by nie chciała. Na myśl o ryzykownej miłości robiło jej się niedobrze.

– Muszę coś wyznać… – wyszeptała podpita blondynka, popijając czwarty kieliszek czerwonego wina. – Mój syn gra w lidze koszykarskiej w Ohio State. Jestem strasznie napalona, jak oglądam jego mecze. Dla mnie każdy z tych pięknych czarnych koszykarzy jest Sebastianem.

Nie mogąc znaleźć słów, Eva wzięła łyk wody gazowanej.

Oto moja spuścizna, pomyślała. Moi znajomi organizują wiece i publikują na łamach New Yorkera artykuły o problemach rasowych w Ameryce, za które zgarniają nagrody Pulitzera. Moja córka jest tak zbuntowana, że na zorganizowanym przez jej szkołę proteście przeciwko wydarzeniom w Midtown błagała policjanta, żeby ją aresztował. Tymczasem mój wkład w tych niespokojnych czasach to pobudzanie bynajmniej nie młodych białych kobiet do ślinienia się na widok czarnych studentów grających w koszykówkę, którzy po prostu próbują się dostać do NBA.

W tym momencie potężny młot grzmotnął ją prosto w głowę. Zacisnęła drżące palce na krawędzi siedzenia, gotując się na kolejne ciosy. Świat zawirował. Rysy twarzy zgromadzonych kobiet topiły się jak zegary Dalego; mieszanina rywalizujących perfum wywracała jej żołądek, niewidzialny młot okładał ją po twarzy, kaleczył ją i miażdżył coraz bardziej, wszystkie dźwięki docierały do niej z niewiarygodną głośnością – szum klimatyzatorów, brzdąkanie naczyń, Boże jedyny, czy ktoś otwiera chipsy w Connecticut?

Napady migreny zawsze postępowały bardzo szybko. Trwały już od dzieciństwa, a swoją intensywnością zadziwiały nawet najbardziej wykwalifikowanych specjalistów na Wschodnim Wybrzeżu.

Powieki Evy zaczęły opadać. Wprawiona już w takich sytuacjach uniosła brwi, aby wyglądać na bardziej przytomną i obdarzyła zebranych szerokim uśmiechem. Widok grupy rozpasanych kobiet wywołał u niej prymitywną zawiść. Odczuwała ją za każdym razem, gdy znajdowała się w towarzystwie. Były normalne. Mogły robić, co chciały.

Wszystkie te normalne rzeczy. Mogły skakać na główkę do basenu. Aktywnie uczestniczyć w rozmowie dłużej niż dwadzieścia minut. Zapalać świece zapachowe. Upijać się. Jechać metrem z jednego końca miasta na drugi, mimo że facet wygrywa na saksofonie Ain’t Nobody bez przerwy przez dziewięć stacji. Uprawiać seks w ambitnych pozycjach. Śmiać się zbyt głośno. Płakać zbyt mocno. Oddychać za głęboko. Iść za szybko.

Po prostu żyć. Kropka. Była pewna, że wszystkie te kobiety mogły robić, co tylko chciały, bez tego przeszywającego bólu, jakby znęcał się nad nią jakiś rozwścieczony bóg. Zastanawiała się, jakie to uczucie, kiedy nic nie boli.

Jestem kosmitką, pomyślała Eva. Od zawsze miała wrażenie, że tylko udaje człowieka i pogodziła się z tym. Jednak nigdy nie przestała fantazjować o tym, jak to jest nie być chorą.

– Uch… Przepraszam na chwilę – wydusiła z trudem. – Muszę zadzwonić do córki.

Spokojnie podniosła torebkę i przeszła przez czerwone drzwi prywatnego pokoju. Klucząc między stolikami zajętymi przez wykwintnych gości zachwycających się musicalem Hamilton, dostrzegła toalety mieszczące się za pomieszczeniem dla hostess. Weszła czym prędzej do kabiny dla niepełnosprawnych i zwymiotowała do muszli.

Przez kilka chwil oddychała głęboko, starając się ignorować ból – dokładnie tak, jak uczyli ją neurolodzy, specjaliści od akupunktury i medycyny wschodniej. Następnie zwymiotowała jeszcze raz.

Zakołysała się. Złapała za krawędź umywalki, aby odzyskać równowagę. Jej makijaż był w opłakanym stanie. Właśnie dlatego stosowała rozmazaną kreskę. Nigdy nie wiedziała, kiedy dostanie ataku, więc jeśli jej makijaż wyglądał jak u Rihanny o trzeciej nad ranem, zawsze mogła udawać, że właśnie taki miał być.

Eva wyciągnęła z torebki jednorazowy zastrzyk przeciwbólowy. Podciągnęła sukienkę, odsłaniając pokryte bliznami udo, wbiła igłę, po czym wyrzuciła strzykawkę do śmietnika. Dla pewności wyciągnęła jeszcze żelkowego misia z marihuaną (żeby nie było – żelki przepisali jej najlepsi specjaliści medycyny paliatywnej w Nowym Jorku). Odgryzła uszko. A, chuj z tym, pomyślała i wsadziła do ust całego misia. To pozwoli jej uśmierzyć ból do końca dnia. Dzięki temu zdoła jakoś przetrwać wszystkie popołudniowe rytuały ze swoją córką, a potem położy się spać.

Ostrożnie oparła się o ścianę toalety. Jej powieki opadły.

Bycie chorą nie jest seksowne. Jej przypadłość była niewidzialna – nie brakowało jej żadnej kończyny, nie chodziła cała zakuta w gips. Jej cierpienie było dla innych kompletnie niezrozumiałe. Przecież każdego czasem boli głowa. Jak ma się grypę albo próbuje odstawić kawę. Postanowiła ukrywać swój problem. Znajomi przyzwyczaili się, że Eva ciągle odwołuje plany („Muszę pracować, terminy gonią!”). Bardzo często mdlała, jak wtedy na ślubie Denise i Todda („Za dużo prosecco!”). W połowie zdania zapominała, co chciała powiedzieć („Przepraszam, rozkojarzyłam się”). Zdarzało się jej znikać na całe tygodnie („Wyjechałam popisać w spokoju!” – wcale nie jestem na oddziale leczenia bólu w szpitalu Mount Sinai).

Białe kłamstwa przychodziły jej łatwiej niż prawda.

Przykład: co by zrobiły Napalone Mamuśki z Ohio, gdyby się dowiedziały, że Eva najchętniej udusiłaby Sebastiana i Gię? Że wygnałaby ich w cholerę, najlepiej tam, gdzie siedzą ci debile ze Zmierzchu?

Na początku uwielbiała swoje książki. Pisała dla własnej przyjemności, a nowe pomysły przychodziły jej do głowy nie wiadomo skąd. Potem pisała dla czytelników. Teraz zapożyczała całe wątki z komentarzy fanów na stronach internetowych – wyższa szkoła plagiatu.

Nie mogła już pisać opowieści o „utrapionych kochankach”. Wiele lat temu była pewna, że prawdziwa miłość musi być do krwi. Kiedyś cała trójka, Eva, Gia i Sebastian, byli nastolatkami, do głów przychodziły im te same porąbane rzeczy. Gia i Sebastian nigdy nie wydorośleli. Lecz Eva tak.

Najchętniej zakończyłaby Przeklętych, lecz książki zapewniały jej córce, Audre, dostatnie i bezpieczne życie. Eva wyprułaby sobie wszystkie żyły, żeby jej dziecko nie miało takiego dzieciństwa, jak ona. I udało jej się. Chciałaby tylko, żeby jej iskra znów zapłonęła. Film mógłby w tym pomóc.

Oprócz tego głęboko w środku wierzyła, że dzięki niemu będzie mogła zacząć od nowa. Udział w zyskach pozwoliłby jej zrobić przerwę od Przeklętych i skupić się na książce, o której od zawsze marzyła. Stać ją było na dużo więcej niż głupie, erotyczne romansidła (a przynajmniej miała taką nadzieję). Nadszedł czas udowodnić to przed samą sobą.

Eva czuła się już trochę lepiej. Przemyła usta płynem, który zawsze miała przy sobie. Niemal bezwiednie uniosła w górę środkowy palec lewej dłoni, na którym nosiła klasyczny pierścionek z kameą (bez niego czuła się naga), przytknęła go do nosa i zaciągnęła się. Stary nawyk – nikły zapach perfum jego starej właścicielki działał na nią uspokajająco.

Kiedy udało jej się całkowicie wyciszyć, sprawdziła telefon.

Dziś 12:45

Królowa Cece

Szanowna Pani. Gdzie się Pani podziewa? Jako Pani redaktorka MAM NADZIEJĘ, że jest Pani zajęta pisaniem. Jako najlepsza przyjaciółka NAKAZUJĘ zrobić sobie przerwę. MAM WAŻNE WIEŚCI. Odpisz.

Dziś 13:11

Producentka Sidney

Od trzech godzin próbuję się do ciebie dodzwonić! Chyba znalazłam reżysera! Oddzwoń.

Dziś 14:40

Moje kochanie

zalatwilas mi piorka na projekt #ikonafeminizmu?? potrzebuje ich na portret babci jej wlosy byly takie puszyste dzieki mamo mam nadzieje swietnie sie bawisz na swoim sex-obiadku buziaczki.

Dziś 15:04

Jackie

Szurnięta hipochondryczka i opiekunka, do której zwracam się tylko w wyjątkowych sytuacjach

Audre wróciła do domu ze spotkania klubu dyskusyjnego Debate Team. A razem z nią dwadzieścia innych dzieciaków. Na swoim profilu na ChildCare.com zaznaczyłam, że nie zajmuję się dużymi grupami.

(Agorafobia, germafobia, klaustrofobia).

Jezu, Audre, wymamrotała Eva.

Lekko skołowana mieszaniną marihuany i zastrzyku przeciwbólowego zamówiła Ubera, grzecznie przeprosiła Koszykarki z Ohio i sześć minut później jechała w kierunku Brooklynu.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz