Skarb mafii tom 2. Bez granic - Maya Ford - ebook

Skarb mafii tom 2. Bez granic ebook

Maya Ford

4,8

82 osoby interesują się tą książką

Opis

Jackie czuje, że minęła się z przeznaczeniem. Sam Gates też chce dla niej innego życia. Zdaje sobie sprawę, że to jedyny sposób, aby ich uczucie przetrwało przeciwności, jakie niesie ze sobą przynależność do świata mafii. Mężczyzna uważa, że Nick popełnił błąd, gdy odsunął siostrę od rodzinnego interesu. Sprawa przetargu staje się doskonałą okazją, aby odwrócić los. Również posada menadżera w klubie Scaner sprawia, że Jackie ląduje w samym centrum wydarzeń.

Bez granic to druga część czterotomowej serii, w której główna bohaterka nawiązuje relacje z żołnierzami Gatesa, powoli uodparnia się na problemy i przyswaja nowe zasady.

Bo w świecie mafii jedynie przestrzeganie reguł potrafi zagłuszyć krzyk własnego sumienia.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 620

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (44 oceny)
38
5
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
mater0pocztaonetpl

Dobrze spędzony czas

Dużo lepsza od poprzedniej
00
AgaMilosz2014

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
katierina

Nie oderwiesz się od lektury

wciągająca , nie ma czasu na nudy.
00
Jolanta1w

Nie oderwiesz się od lektury

super gdzie następne tomy!
00
Zuzazuza31

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam , 🩵
00

Popularność




Copyright ©2024 by Maya Ford

ISBN: 978-83-968973-8-1

Wydanie pierwsze

Redakcja: Anna Hat – Zyszczak.pl

Korekta: Paulina Zyszczak – Zyszczak.pl

Skład i łamanie: Natalia Kocot – Zyszczak.pl

Projekt okładki: Justyna Knapik, FB @justyna.es.grafik

Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani jej części nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autorki.

Facebook: mayaford.autor

Instagram: @mayaford.autor

Mafia nie zapomina i nie wybacza.

Mafia czeka na dobry moment.

Prolog

Brooklyn, Nowy Jork, 2007 r.

Odebrałam ostatnie zamówienie – mocno wysmażony stek z podwójną porcją frytek. Z uśmiechem na twarzy zaniosłam talerz do stolika numer dziewięć. Starsza pani podziękowała cichym burknięciem i niewielkim napiwkiem.

Tego dnia zastępowałam Tinę. Jej dzieci zachorowały i nie mogła przyjść do pracy, więc wzięłam dwie zmiany. Gdy wybiła dziewiąta, przekręciłam klucz w drzwiach i zasłoniłam żaluzje. Przez trzy miesiące pracy w Shitty Food zdążyłam nabrać wprawy i sprzątanie całej sali zajmowało mi zaledwie dwadzieścia minut. Kuchnię porządkował Roy – przeraźliwie chudy małolat, który rzucił szkołę i podjął pracę, żeby wspomóc matkę wychowującą jeszcze trójkę jego rodzeństwa. Dostał fuchę na zmywaku i za każdym razem, kiedy niósł stertę naczyń, miałam wrażenie, że pęknie mu kręgosłup i wszystko się potłucze.

Posiłki przyrządzał nasz szef Ted. Pracował równie ciężko jak my i pewnie dlatego dobrze nas traktował, bo na własnej skórze doświadczał, co znaczy harówa w jego gównianym przybytku. Niestety lokal nie zbijał kokosów i Ted nie płacił zbyt wiele, ale przynajmniej regularnie – zawsze pod koniec tygodnia. Głównie z tej przyczyny zdecydowałam się na wstawanie o szóstej rano i noszenie różowego uniformu oraz białego fartuszka. Codziennie przed rozpoczęciem zmiany wpinałam we włosy obciachową różową kokardę, w której wyglądałam nie tyle śmiesznie, ile idiotycznie, i z uśmiechem przyklejonym do twarzy stawałam za barem.

Na początku sądziłam, że zostanę tam najwyżej miesiąc. Równocześnie szukałam innego, bardziej ambitnego zajęcia. Ale mijały całe tygodnie, a ja wciąż nie mogłam nic znaleźć. Brakowało mi pieniędzy i co gorsza – pomysłów na przyszłość. Noszenie hamburgerów w Shitty Food pochłonęło mnie na dobre, a tymczasowe zajęcie przerodziło się w stałą pracę. W końcu nastała jesień, a ja z początkiem listopada rozpoczynałam czwarty już miesiąc kelnerowania w lokalu Teda Webera.

Naciągnęłam kozaki i włożyłam krótki szary płaszczyk. Padał drobny deszcz, więc zapięłam kołnierz pod szyją i zarzuciłam na głowę kaptur. Na przystanku nie miałam co liczyć na miejsce pod dachem. W autobusie też panował tłok. Po całym dniu chodzenia pragnęłam choć na chwilę usiąść, ale niestety nie wypatrzyłam żadnego wolnego siedzenia i do samego końca jechałam przyczepiona do zimnej metalowej poręczy oraz rudej nastolatki.

Mustang stał pod blokiem. Ścisnęło mi się serce, gdy go mijałam. Bruce’owi powiedziałam, że jest zepsuty i czeka na swoją kolej u mechanika. Zaczął coś podejrzewać, kiedy upływały kolejne dni, a ja wciąż wracałam do domu piechotą, w dodatku śmierdząca przesmażonym olejem. Kilka razy mnie przyłapał. Specjalnie przyjeżdżał wcześniej i czekał na parkingu. Tłumaczyłam, że byłam na hamburgerach i widocznie ubranie przesiąkło zapachem lokalu, w którym jadłam, ale on mi nie wierzył. Raczej nie kupił też historyjki, jakoby codziennie biegam po galeriach. Nic jednak nie mówił, po prostu przyglądał się temu i milczał. Nie wysłał żadnego ze swoich ludzi, żeby mnie śledził. Mógł to zrobić, ale postanowił załatwić tę sprawę jak każdy zwykły facet.

Jedynie Paula znała prawdę. Dowiedziała się, że pracuję w Shitty Food, przez przypadek, kiedy przyszła do nas na obiad ze swoimi nowymi koleżankami. Miała nietęgą minę, gdy zobaczyła mnie z tą kokardą na głowie. Postraszyłam ją, że jeśli wypapla Nickowi, to wyrwę jej jęzor gołymi rękami. Obiecała, że do końca swoich dni będzie milczeć jak grób. Wytrzymała miesiąc.

Wyszłam spod prysznica i właśnie wycierałam włosy ręcznikiem, gdy usłyszałam sygnał telefonu domowego.

– Cześć. Co słychać? – odezwała się przyjaciółka.

– Wszystko okej. A u ciebie?

– W porządku. Słuchaj, dzwonię, bo mamy wolne miejsce w rubryce porad małżeńskich. Może miałabyś ochotę wrócić do dziennikarstwa?

– Do dziennikarstwa… w rubryce porad… Hmm. Wiesz, chyba nie będę zainteresowana. Nawet nie jestem mężatką.

– Oj, daj spokój, Jackie! Proponuję ci normalną pracę, a ty zamiast tego wolisz smażyć frytki?

– Dla mnie normalniejsze jest smażenie frytek niż udzielanie porad małżeńskich.

– Naprawdę cię nie rozumiem. Gdybym miała takich bogatych braci jak ty, nie wychodziłabym z ich portfeli.

– Nie jestem taka. Umiem sama o siebie zadbać.

– No właśnie widziałam – odparła złośliwie.

– Poza tym nie chcę pracować pod twoje dyktando. Taki układ kompletnie mnie nie interesuje.

– Wiesz, wszystkie moje koleżanki powiedziały, że masz nierówno pod sufitem. Nawet Bruce się zdziwił, kiedy usłyszał, czym się zajmujesz – wypaliła.

Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach.

– Bruce? Skąd o tym wie Bruce?! – Z wrażenia aż wstałam z kanapy, na której chwilę wcześniej usiadłam.

– Rozmawiałam z nim w Scanerze i jakoś tak mi się wyrwało – przyznała.

– Paula! Miałaś nikomu o tym nie wspominać! – zdenerwowałam się. Gdybym mogła, zadusiłabym ją przez telefon.

– Co ci zależy?! Sypiasz z nim czy jak?

Ugryzłam się w język, po czym wygłosiłam z wyrzutem:

– Powiedzieć Bruce’owi to jak powiedzieć moim braciom! Przez ciebie będą mi teraz suszyć głowę! Dzięki, że dotrzymałaś słowa! – Odłożyłam słuchawkę, nie czekając na reakcję.

Nie miałam pojęcia, jak Gates to z niej wyciągnął. Pewnie użył jakiegoś podstępu. Ale to nie zmieniało faktu, że złamała obietnicę, i podejrzewałam, że być może zrobiła to z premedytacją, by mnie oczernić. Przecież w duchu ze mnie drwiła. Uważała, że jestem idiotką, choć nigdy nie powiedziała tego na głos.

Paula zmieniła się nie do poznania. To nie była już ta sama dziewczyna, którą znałam na początku. Od pieniędzy mojego brata poprzewracało jej się w głowie. Nick kupił jej nowy samochód i apartament na Manhattanie, a także załatwił posadę redaktorki naczelnej w jednym z kolorowych pism dla kobiet. Wiązał z Paulą nadzieje na przyszłość. Widział ją w roli żony i matki swoich dzieci, dlatego był taki hojny. W końcu innych kochanek nie obsypywał tak wartościowymi prezentami, a ona miała wszystko, co chciała: najdroższe ciuchy, buty i torebki. Kupowała szminki warte więcej niż jedna moja pensja i ostentacyjnie mi to wypominała.

Niekiedy chodziłam z nią na zakupy do luksusowych sklepów, oczywiście tylko dla towarzystwa. Zachowywała się skandalicznie wobec ekspedientek. Rozkazywała im i poniżała je, a one biegały dookoła niej, jakby była jakąś księżniczką. Bawiło ją to tak samo jak kupowanie jakichś szmat za tysiące dolarów. W niektórych wyglądała kretyńsko, ale brała pod uwagę jedynie cenę i metkę. Złota karta Nicka miała naprawdę duży limit, więc Paula mogła się popisywać.

Po jakimś czasie nasze kontakty zaczęły się ograniczać do przypadkowych spotkań. Paula miała teraz nowe koleżanki, z którymi mogła szczebiotać do woli na nieinteresujące mnie tematy. W końcu ile można gadać o ciuchach i kosmetykach? Tolerowałam ją tylko dlatego, że była dziewczyną mojego brata.

Po tym, jak wszystko wypaplała, wizyta Gatesa w Shitty Food była kwestią czasu. Następnego dnia spoglądałam na drzwi przy każdym brzdęknięciu miedzianego dzwoneczka, oczekując, że może tym razem to on stanie w progu. Zawitał dopiero po tygodniu, dwie godziny przed końcem mojej zmiany.

Właśnie wycierałam szklanki przy barze, kiedy spostrzegłam czarnego forda F-150 raptor zajeżdżającego na parking przed lokalem. Bruce wysiadł z samochodu i powoli, ale pewnie wkroczył do restauracji. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, ogarnął mnie straszny wstyd. Próbowałam unikać jego wzroku. Miałam nadzieję, że zajmie miejsce przy stolikach obsługiwanych przez Tinę. Oczywiście usiadł przy barze i zaczął czytać menu wypisane na podświetlanych tablicach przytwierdzonych do ściany. Ociągałam się najdłużej, jak mogłam, i czekałam, aż Tina wróci z sali. Koleżanka zmarszczyła brwi, widząc, że nie przyjmuję zamówienia, i popędziła mnie wzrokiem. Nawet nie drgnęłam, więc pośpiesznie zebrała talerze i ruszyła na pomoc. Niestety szef był szybszy.

– Jackie, zostaw te szklanki! Nie widzisz, że klient czeka?!

– Widzę. Ślepa nie jestem – odparłam zrezygnowana.

Odłożyłam ścierkę, chwyciłam bloczek i ruszyłam w stronę drugiego końca blatu.

– Co podać? – zapytałam niepewnie.

Nie wiedziałam, czego się spodziewać po Brusie, ale zdążyłam poznać go na tyle, by mieć pewność, że nie wyciągnie mnie siłą zza baru i nie wywlecze za włosy na parking. Taką praktykę mógłby zastosować jedynie Nick.

– Podwójny cheeseburger, małe frytki i cola bez cukru – złożył zamówienie jak każdy zwykły klient.

– Proszę bardzo – odparłam, zapisując zestaw numer dwa.

Wyrwałam kartkę i przypięłam ją na karuzeli w okienku między kuchnią a barem. To samo uczyniła Tina, która właśnie przyniosła pęk zamówień z sali. Tego dnia ruch był naprawdę duży.

– Sześć bez cukru i cztery zwykłe – poinformowała.

– Robi się – rzuciłam i stanęłam przy dystrybutorze. Zwolniłam dźwignię, a po ściankach naczynia popłynął ciemny napój gazowany.

– Przystojny jak cholera – wyszeptała nagle, spoglądając ukradkiem w stronę Gatesa.

– Kto? – Udałam głupią.

– Ten facet, którego obsługujesz.

– Ach, ten. Rzeczywiście niczego sobie.

– Jakiś nadziany, od razu widać. Chyba wpadłaś mu w oko, wzroku od ciebie nie odrywa.

Zerknęłam w tamtą stronę. Faktycznie, Bruce wciąż na mnie patrzył. Myślałam, że za chwilę wpełznę ze wstydu pod bar.

– Zestaw drugi! – usłyszałam z kuchni. Przerwałam nalewanie coli i odebrałam zamówienie.

– Życzymy smacznego – powiedziałam, stawiając talerz przed Gatesem.

Milczał. Zerknął z rozbawieniem na kokardę w moich włosach i wepchnął sobie frytkę do ust.

Wróciłam do obowiązków. Klientów ciągle przybywało, więc szef zawołał mnie do pomocy w kuchni. Wytarłam cały stos talerzy, a kiedy wróciłam, Tina podawała Bruce’owi małe piwo. Pomyślałam, że najwyraźniej będzie tu czekał jeszcze przez godzinę, jednak tuż przed piątą poprosił o rachunek. Kwota na paragonie nie przekraczała trzydziestu dolców.

– Reszty nie trzeba – powiedział i położył przede mną studolarowy banknot, po czym wstał i wyszedł.

– Mówiłam, że wpadłaś mu w oko – skomentowała Tina, tęsknym wzrokiem patrząc, jak czarny ford odjeżdża z parkingu. – Ach, gdybym ja miała takie szczęście do facetów… Na twoim miejscu wcisnęłabym mu numer telefonu do bułki.

Po szóstej zrzuciłam z siebie różowy strój kelnerki i włożyłam normalne ciuchy. Śmierdziały olejem, mimo że trzymałam je w zamkniętej szafce. Pożegnałam Tinę machnięciem ręki i wyszłam. Miałam nadzieję zdążyć na autobus, bo nie lubiłam jeździć metrem. Skręciłam za budynek i stanęłam jak wryta. Mój facet nie odpuścił. Czekał na mnie z tyłu i oparty o samochód palił papierosa. Zmieszałam się i nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam, jak pieką mnie policzki.

Bruce wyrzucił niedopałek, bez słowa otworzył drzwi raptora i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Posłusznie wsiadłam. Zerkałam na niego niepewnie, podczas gdy on patrzył na mnie bezlitośnie. Nie chciałam awantury i nie zamierzałam tłumaczyć swoich decyzji. Czułam jednak ogromne zażenowanie. Wiedziałam, że nie popiera pracy w Shitty Food i na pewno nie daruje mi kłamstwa.

Bez słowa odpalił silnik i wyjechał na ulicę. Długo prowadził w milczeniu, aż wreszcie powiedział ze stoickim spokojem:

– Ten zapach jest nie do wytrzymania. Ale żarcie było całkiem dobre. – Uchylił szybę.

– Bo u nas zawsze wszystko jest świeże – wypaliłam.

Spojrzał na mnie, jakbym się urwała z choinki, a ja spuściłam głowę jeszcze bardziej zawstydzona.

Dojechaliśmy do stacji benzynowej, ale Bruce nie podjechał pod dystrybutor. Stanął na bocznym parkingu przy sklepie, zgasił silnik i westchnął ciężko.

– Powiesz mi, dlaczego ukrywałaś, że pracujesz w tym lokalu?

Czułam na sobie jego wzrok. Oczekiwał odpowiedzi.

– Nie robię nic złego – odparłam skruszona.

– Oczywiście, że nie – przyznał. Patrzył na mnie, wciąż czekając, aż się wytłumaczę.

– Zarabiam na własne utrzymanie – powiedziałam w końcu. – Chcę być niezależna – dodałam.

– Od moich pieniędzy?

– Od waszych pieniędzy – poprawiłam.

– Nie bardzo ci to wychodzi. Wiem, że zalegasz z ubezpieczeniem samochodu i czynszem za mieszkanie.

Teraz dopiero poczułam się głupio.

– Jestem nowa, dostaję niewielką pensję. Większość zarobków pokrywają napiwki, zazwyczaj nie są duże. Ale czego można oczekiwać po takiej knajpie?

– Chcesz całe życie roznosić hamburgery? To jest szczyt twoich marzeń?

– Moje marzenia się nie spełnią. Bracia nigdy na to nie pozwolą.

Bruce pomyślał chwilę, po czym znów zapytał:

– Dlaczego nie nosisz kolczyków, które kupiłem ci na Florydzie?

– One są warte trzydzieści tysięcy dolarów!

– Za mało?

– Zwariowałeś?! Mogę założyć je na jakąś szczególną okazję, ale nie będę ich nosić na co dzień!

– Chcę, żebyś nosiła je na co dzień! I chcę, żebyś zrezygnowała z pracy w tym bajzlu. I wiesz co? Nie będę owijał w bawełnę – zdenerwował się. – Jesteś moją kobietą, kobietą Bruce’a Gatesa, a to oznacza koniec podawania hamburgerów i wożenia się śmierdzącymi autobusami! Dziś ostatni raz tam harowałaś. Rozumiesz?!

– A jeśli się nie zgodzę, to co? Dostanę w twarz czy przyłożysz mi pistolet do głowy?!

Bruce próbował nad sobą zapanować. Nabrał powietrza i powoli uwolnił je z płuc.

– Chyba nie mówisz poważnie? – zapytał przez zaciśnięte zęby. W jego czarnych oczach zobaczyłam charakterystyczny chłód.

Odpuściłam.

– To miało być jedynie tymczasowe zajęcie – powiedziałam smutnym tonem. – Ale nie mogę znaleźć nic, co by mi odpowiadało.

– Wróć do dziennikarstwa. Mamy dużo znajomości. Dostaniesz pracę w każdej gazecie, powiedz tylko słowo.

– Nie chcę ani waszych pieniędzy, ani tym bardziej znajomości!

Gates zacisnął ręce na kierownicy. Jego spojrzenie wbiło mnie w fotel.

– Idę po papierosy. Muszę zapalić, bo zaraz mnie szlag trafi! – syknął i wysiadł.

Zanim jednak zamknął drzwi, zapytał ironicznie:

– Nic ci nie kupować? Zgadłem?

– Kup mi batonik!

– Jaki?!

– Z ciastkiem i czekoladą! – wykrzyczałam bliska płaczu.

Rozmowa ze mną nie należała do łatwych pod żadnym względem. Czasami kaprysiłam jak dziecko i uparcie obstawałam przy swoim. Mimo że miałam dwadzieścia dwa lata, nie byłam zbyt dojrzała. Niekiedy naprawdę potrafiłam zajść za skórę. Bruce był już trzydziestojednoletnim, poważnym facetem. Nie zawsze pojmował tok mojego myślenia. Zresztą nie tylko on. Tak naprawdę jedynie Bart rozumiał i akceptował moje decyzje, które innym wydawały się nielogiczne. On wiedział, że nie robię nikomu na złość, tylko postępuję zgodnie z własnym sumieniem i osobistymi przekonaniami.

Gates prawdopodobnie nigdy nie rozmawiał w ten sposób z kobietą. Usiłował przeprowadzić tę dyskusję według swojego scenariusza. Tym razem musiał użyć jedynie rozumu. Nie siły rąk, ale siły perswazji. Podobnie jak Nick niejednokrotnie miał ochotę złapać mnie za włosy i przywołać do porządku. Nie wiem, co takiego w sobie miałam, że za każdym razem, gdy już podnosili rękę, zaraz rezygnowali i miękło im serce.

Bruce wyszedł ze sklepu i stanął przed samochodem. Zaciągał się papierosem, od czasu do czasu zerkając na mnie przez szybę. Obstawanie przy swoim nie miało sensu, tak samo jak dalsza praca w Shitty Food. Zdawałam sobie sprawę, że muszę odejść i poszukać innego zajęcia. Teraz, kiedy on poznał prawdę, miałam dodatkową motywację.

Wysiadłam z samochodu i oparłam głowę na jego torsie. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu objął mnie ramieniem. Nie chciałam, żeby się złościł, więc postanowiłam się wytłumaczyć.

– Bruce? – wyszeptałam. – Przepraszam cię. To miała być tylko praca na chwilę, góra na miesiąc. Potrzebowałam pieniędzy, ale nie mogłam znaleźć nic innego. Tak bardzo mi wstyd, że cię okłamałam – powiedziałam uniżonym głosem i zadarłam głowę, aby zmiękczyć go słodką minką.

– Nigdy więcej tego nie rób, nie okłamuj mnie – poprosił spokojnie.

Pokiwałam głową.

– Obiecuję – odparłam, a on pocałował mnie w czoło. – Jesteś na mnie zły?

– Owszem, ale zaraz mi przejdzie.

Wzięłam głęboki oddech. Musiałam powiedzieć mu coś jeszcze i miałam nadzieję, że nie dostanie szału.

– Chciałabym tam zostać do końca tygodnia – oznajmiłam. – Nie mogę ich zostawić na lodzie. To fajni ludzie. Polubiłam ich – dodałam błagalnym tonem. – To tylko trzy dni.

– Niech będzie. Ale jutro pogadam z Bartem, bo sam nie umiem sobie z tobą poradzić. Pomożemy ci znaleźć inną pracę, czy ci się to podoba, czy nie. Chyba że nie chcesz pracować, to powiedz od razu. Dobrze wiesz, że nie musisz.

– Nie będę żyć na twój koszt. Nie chcę być niczyją utrzymanką. Wolę mieć mało, ale przynajmniej swoje.

– Jackie, to ci nie wyjdzie. Spójrz prawdzie w oczy. Powiedz: czy pasuje ci ta klitka w bloku? Marna pensja? Praca od świtu do nocy? Powiedz mi tu i teraz: czy jesteś zadowolona ze swojego życia?

Spuściłam wzrok.

– Bruce, ja nie radzę sobie w normalnym świecie. Od momentu zakończenia sprawy Hopkinsa wciąż mam nieodparte wrażenie, że coś mnie ominęło.

– Mówiłem ci, że mogę to zmienić.

– Nie masz takiej siły.

– Mam jej więcej, niż myślisz, ale do tego nie potrzeba siły, skarbie. Jeśli coś jest ci pisane, los sam podsunie rozwiązanie.

– Mój los już dawno został przesądzony i to właśnie Nick o nim zadecydował.

Bruce nie skomentował tego zdania. Rzucił peta na chodnik i przydeptał go butem. Potem sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki i wydobył skórzany portfel. Wyciągnął z niego jedną ze swoich kart płatniczych.

– Weź. – Podał mi szary kawałek plastiku. – Zapłać ubezpieczenie samochodu i czynsz za mieszkanie. Możesz wydać więcej, jeśli chcesz. Nawet wszystko.

Zawahałam się. Przyjęcie tej karty oznaczałoby dla mnie zerwanie z niezależnością i porzucenie wszystkich dotychczasowych przekonań. Miałam duże opory, żeby wziąć te pieniądze, i naprawdę byłam gotowa odmówić.

– Jackie, nawet mnie nie wkurzaj – syknął, widząc, że nie wyciągam ręki.

Zgodziłam się niepewnie dla świętego spokoju.

– Dziękuję – odparłam skromnie i złożyłam pocałunek na jego ustach.

Odniosłam wrażenie, że całował inaczej niż zwykle. W jakiś szczególny sposób, jakby wiedział, że teraz wszystko się ułoży.

– Kocham cię, skarbie – powiedział i wyjął z kieszeni pięć różnych batonów z ciasteczkiem i czekoladą.

***

Kiedy następnego ranka czekałam na autobus, czułam się jakoś inaczej. Miałam wrażenie, że wszystko dookoła jest inne. Ludzie, budynki, samochody… Ten cały uliczny gwar brzmiał po nowemu. Zmiany dosłownie wisiały w powietrzu. Czułam się tak lekko i cudownie. Zrzuciłam duży ciężar, który pewnie jeszcze długo by mnie przygniatał, gdyby nie paplanie mojej koleżanki. Co prawda najadłam się wstydu przed Gatesem i czekała mnie jeszcze kolejna porcja przed braćmi, ale w gruncie rzeczy tym razem lekkomyślność Pauli wyszła mi na dobre.

Oczywiście skorzystałam z karty i opłaciłam zobowiązania. Narobiłam tak dużych długów, że musiałam wysłać swój honor w kosmos i zapomnieć o nim na zawsze. Bruce miał rację. Jego kobieta powinna coś sobą reprezentować. Nie mogłam w imię dziecinnych przekonań biegać z frytkami i śmierdzieć olejem. Wreszcie to zrozumiałam i poczułam dużą ulgę, że rezygnuję z pracy w Shitty Food. Już na wejściu poinformowałam o tym szefa i pozostałych. Byli bardzo zawiedzeni.

Przez te trzy dni Bruce codziennie przychodził w porze lunchu, zjadał zestaw drugi i zostawiał sowity napiwek. Wiedział, że pieniądze nie są wyłącznie dla mnie. Dzieliłam je na troje, pomiędzy siebie, Tinę i Roya. Takie obowiązywały zasady. I chociaż wszyscy wiedzieli, że Bruce przychodzi jedynie ze względu na mnie oraz że to on jest powodem mojego odejścia z pracy, i tak łapczywie przyjmowali banknoty.

W piątkowy wieczór przyjechał przed końcem mojej zmiany. Zamówił piwo i czekał. Po zamknięciu szef wypłacił mi ostatnią pensję i wręczył mały prezent. Także Tina i Roy przygotowali upominki. Wszystkie musiałam otworzyć przy nich. Ted podarował mi sztucznego hamburgera na sprężynce, Roy – świnkę skarbonkę, a Tina – różowe pluszowe kajdanki. Pożegnałam ich z żalem, ale też z poczuciem ulgi, bo miałam już dość takiego życia. Zawierzyłam swój los Gatesowi i to było najlepsze, co mogłam wtedy zrobić.

Rozdział 1

Upięłam włosy w luźny kucyk. Chciałam mieć pewność, że Bruce zauważy kolczyki. Wyglądały ślicznie. Białe złoto i brylanty dodawały mojej twarzy niesamowitego blasku. Włożyłam ładne ciuchy, choć nie szłam na randkę, tylko na ścięcie głowy. Zgasiłam światło i zamknęłam mieszkanie. Po raz pierwszy od kilku tygodni odpaliłam mustanga. Silnik zaskoczył za pierwszym razem, a jego mocne brzmienie przyprawiło mnie o gęsią skórkę.

Otworzyłam bramę prowadzącą na boczny parking własnym pilotem, który dostałam od braci. Ustawiłam samochód przodem do wyjazdu, na wypadek gdybym musiała w pośpiechu uciekać przed rozjuszonym Nickiem. Wstukałam na klawiaturze kod – datę moich urodzin – i po usłyszeniu cichego brzęczenia nieśmiało weszłam do sejfu. Bruce i Bart już czekali.

– Wejdź dalej. Usiądź – zaprosił Bart.

Bez słowa zajęłam miejsce w wygodnym skórzanym fotelu stojącym przy fornirowanym stole.

Mój facet patrzył na mnie jak na jakieś zjawisko nadprzyrodzone. Kiedy znajdował się obok, moje serce biło mocniej. Zdjęłam kurtkę, bo nagle zrobiło mi się gorąco.

– Chcesz coś do picia? – Bart starał się nie zwracać uwagi na pożądanie, które zawisło w powietrzu.

– Wodę – poprosiłam cicho.

Podniósł tyłek i leniwie poczłapał do aneksu kuchennego.

– Może być z lodówki? – zapytał, przetrząsając wszystkie szafki.

– Tak – odparłam, nie spuszczając wzroku z Bruce’a.

– A może być z butelki?

– Jasne.

Po długich poszukiwaniach dostałam czystą szklankę. Zauważyłam, że w aneksie kuchennym panuje bałagan. Zgadłam, że nie wpuszczają tu sprzątaczek ani żadnych kobiet niezwiązanych z interesami. W końcu nawet nasza księżniczka posprzątałaby to pobojowisko.

– I co, siostra? Przyjechałaś samochodem czy autobusem? – Bart zaczął się ze mnie nabijać.

– Bardzo śmieszne – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Gdzie Nick?

– Gdzieś łazi. Bez obaw, zaraz przyjdzie.

– Już nie mogę się doczekać – odparłam ironicznie.

– Ładne kolczyki – zauważył. – Kiedy je zobaczy, skuma na sto procent – dodał i wymownie popatrzył na kolegę.

– Powiem, że nie są prawdziwe – rzuciłam szybko.

– Nie uwierzy – stwierdził pewnie. – Wczoraj kupił identyczne. Byłem przy tym. To najnowszy projekt z limitowanej serii Brilliant Moments od Gold Fire, prawda?

– Bruce sprezentował mi je na Florydzie. – Westchnęłam ciężko.

– Można je dostać w każdym firmowym salonie – poinformował brat.

– Jak to możliwe, że wybrał takie same dla Pauli? – zdziwiłam się.

– To proste. W tym sezonie to flagowy model w ich ofercie. Słyszałem na własne uszy.

– Niech to szlag – skwitował Bruce, patrząc, jak ściągam błyskotki.

Nick nie mógł się teraz o nas dowiedzieć, bo na pewno nie wyszłabym z sejfu w jednym kawałku, dlatego upchnęłam świecidełka do najgłębszej kieszeni torebki i dokładnie sprawdziłam, czy są bezpieczne. A już miałam nadzieję, że wkrótce przeparaduję w nich przed Paulą. Tymczasem to ona znów miała zadzierać nosa i ostentacyjnie pokazywać, co dostała.

– Wolałabym, żeby Nick już się zjawił. Chcę to mieć wreszcie za sobą – powiedziałam i spróbowałam odkręcić butelkę. – Co to za nakrętki?! – wyrzuciłam.

Bruce pomógł mi otworzyć wodę tak jak kiedyś, gdy byłam tu z nim sama, zanim jeszcze zaczęliśmy się spotykać.

Bart wydobył telefon i wybrał numer brata.

– Jackie przyszła. Zdążyła już zapuścić korzenie – powiedział. – No przecież dzwonię! – oburzył się do słuchawki i pokręcił głową, odkładając komórkę na stół.

Dałabym sobie rękę uciąć, że przypisał sobie fascynujące odkrycie w Shitty Food, a rola Bruce’a została całkowicie pominięta. Nie rozumiałam więc, dlaczego mój ukochany będzie uczestniczył w tej awanturze – bo tej się spodziewałam.

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Nick zszedł z góry niemal natychmiast. Rzucił mi krótkie spojrzenie i podszedł do lodówki, żeby wziąć sobie butelkę mineralnej. Stanął po przeciwnej stronie stołu i przez chwilę walczył z nakrętką, żeby zaraz pociągnąć duży łyk wody. Był spokojny. Już wiedziałam, że nie będzie krzyczał. Pewnie dlatego rozpoczęcie rozmowy sprawiało mu tak duży kłopot.

W końcu przeczesał ręką swoje długie kręcone włosy i głośno odchrząknął.

– Posłuchaj, Jackie… – zaczął. – Potrzebujemy kogoś do prowadzenia tego lokalu. – Zatoczył ręką łuk, akcentując tym samym, że chodzi mu o ten właśnie budynek. – Szukamy osoby godnej zaufania, która przejęłaby sprawy organizacyjne, finanse i te inne bzdety. Do tej pory robiliśmy to na zmianę… – Zawiesił głos. – Naprawdę szukaliśmy menadżera – dodał, jakby chciał podkreślić, że nie stworzyli tego stanowiska wyłącznie ze względu na mnie. – Pomyśleliśmy, że skoro nie masz teraz innego zajęcia, to może zechcesz pracować tutaj. Ja i Bart bardzo byśmy tego chcieli. Nawet Bruce nie znalazł lepszego kandydata. Sądzimy, że jesteś najodpowiedniejszą osobą na to stanowisko.

Tego nie przewidziałabym nawet w najodważniejszych snach. Naprawdę zaskoczyli mnie tą propozycją i formą, w jakiej Nick ją przekazał. Starannie dobierał każde słowo, uważając, żeby przypadkiem nie palnąć czegoś, co mogłoby mnie zdenerwować i sprawić, że odmówię ze zwykłej przekory. Nie przez przypadek to właśnie on wygłaszał tę sztywną mowę. Jego zdanie było dla mnie najważniejsze.

Wyczułam, że bracia dokładnie zaplanowali i omówili przebieg spotkania. Oczami wyobraźni widziałam, jak Bart poucza brata, żeby zachował spokój i nie wspominał o Shitty Food. To dlatego Bruce uczestniczył w rozmowie – bo formalnie również miał prawo do podejmowania decyzji dotyczących lokalu. Najzabawniejsze, że właśnie on to zaaranżował. Można powiedzieć, że w zasadzie to Nick odgrywał obecnie główną rolę w tym przedstawieniu.

Wszyscy trzej w milczeniu oczekiwali na odpowiedź. Na ich twarzach dostrzegłam napięcie i cień wątpliwości. Nie mieli przecież pewności, że zaakceptuję tę propozycję. Siedzieli jak na szpilkach, jakbym zaraz miała oznajmić, czy wygrałam milion, czy przegrałam życie.

– Skarbie, zanim cokolwiek powiesz… – Nick próbował dalej mnie przekonywać.

– Dobrze – powiedziałam cicho.

Każdy pochylił się do przodu i nadstawił uszu.

– Zgadzam się – potwierdziłam głośno i niemal w tym samym momencie usłyszałam odgłos ulgi.

Bart klasnął w dłonie.

– No to witamy w klubie! – oznajmił zadowolony.

Wyszczerzyłam zęby w reakcji na uśmiechy zwycięstwa, jakie zagościły nagle na ich ustach, ale nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że przegrałam bitwę, którą toczyłam od wielu lat – bitwę o niezależność. W końcu praca w Scanerze dawała braciom więcej możliwości kontrolowania mnie. Wtedy jeszcze nie sądziłam, że będzie to poniekąd działać również w przeciwną stronę.

– Powinniśmy to uczcić – zauważył Bruce i wstał.

Nick zatrzymał go gestem ręki.

– Zanim otworzymy szampana, chciałbym zamienić z siostrą kilka słów na osobności.

Chłopaki spojrzały na niego z zaskoczeniem i przerażeniem jednocześnie. Tego na pewno nie ustalali.

– Może odłożysz to na później – zasugerował wymownie Bart.

– Wybaczcie, ale muszę powiedzieć jej to teraz i raz na zawsze zamknąć ten temat.

Nick dobrze odegrał swoją rolę. Najpierw zagadał grzecznie i spokojnie, żebym tylko uległa, a teraz zamierzał wylać z siebie żółć, która zalegała mu na dnie żołądka. Inaczej nie byłby sobą.

Mocno chwycił mnie pod ramię i pociągnął w stronę aneksu wypoczynkowego umiejscowionego za komputerową wyspą. Od reszty pomieszczenia odgradzała go jedynie szklana półprzezroczysta ściana. W środku stały stolik i skórzane kanapy, a na podłodze leżał lekko przybrudzony puchaty dywan.

Oparłam się plecami o luksfery, a Nick klapnął na stoliku. Wsparł łokcie na kolanach i splótł dłonie. Przez moment wpatrywał się w moje stopy, a potem lekko zadarł głowę i spojrzał na mnie z przejęciem.

– Następnym razem, gdy będziesz w trudnej sytuacji finansowej, po prostu nam powiedz – zaczął łagodnie. – Wiem, że pragniesz być niezależna, i do tej pory przymykałem na to oko, bo sądziłem, że gdy naprawdę zabraknie ci kasy, wreszcie oprzytomniejesz. Tymczasem wolałaś smażyć kotlety, niż poprosić o pomoc własnych braci. Muszę ci powiedzieć, że jesteś egoistką, a twoje zachowanie jest po prostu niepoważne.

– Co ty pleciesz, Nicky? Ja egoistką?! – wyrzuciłam obrażona.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, jak wiele z Bartem poświęciliśmy, żebyś miała w miarę normalny dom, przyzwoite warunki do nauki i miłość, której nie mogli ci już dać rodzice? Wybacz mi to, co teraz powiem, ale gdyby nie ty, nasze życie wyglądałoby kompletnie inaczej. Mógłbym pić do upadłego, imprezować do rana… – mówił, a mnie łzy napłynęły do oczu – …sprzedać dom w Jersey, zamieszkać na Manhattanie i cieszyć się niezależnością. Mógłbym jeść jakieś śmieci w przydrożnych barach, nie przejmować się niczym! Nie myśleć, czy zjadłaś śniadanie, czy byłaś w szkole, czy znów zwijasz się z bólu, bo dostałaś tej pieprzonej miesiączki, i czy równo rosną ci cycki! Mógłbym ruchać panienki w każdą noc, którą musiałem poświęcać tobie! – Zaakcentował mocniej ostatnie zdanie.

Zerknął ma mnie, aby się upewnić, że nie przesadził.

– Ale wiesz co?! – kontynuował. – Nie żałuję, bo jesteś cudownym owocem mojej pracy i poświęcenia. Zawsze bardzo cię kochałem. Od chwili, kiedy matka położyła mi na rękach małą, śliczną kruszynkę. Już wtedy obiecałem sobie, że nigdy nie pozwolę, żeby spotkała cię jakakolwiek krzywda. Czułem, że jestem za ciebie odpowiedzialny nie mniej niż rodzice. Myślałem, że szlag mnie trafi, kiedy Bart powiedział o twoich długach i pracy w tym smrodzie. Już sam nie wiem, czy mam być zły na siebie, czy na ciebie. Bo na co nam były te wszystkie lata wyrzeczeń, skoro szczytem twoich marzeń jest noszenie hamburgerów?! Uwierz, że naprawdę byłem do tej pory wyrozumiały. To nawet dobrze, że radzisz sobie sama i nie boisz się żadnej pracy. Fajnie, pokazałaś, na co cię stać. Ale to koniec, rozumiesz?! Bo ja po prostu dłużej tego nie zniosę i nie zamierzam tego tolerować! Moja siostra nie będzie harować w spelunie – rzekł kategorycznie.

– Nick, daj już spokój – odezwał się zza ściany drugi brat.

– Nie zamierzam. Ona musi to w końcu pojąć – rzucił, wychylając głowę, aby słowa skierowane w głąb centralnego pomieszczenia sejfu były lepiej słyszalne.

Wygłosił to tak stanowczo, że Bart spasował, a może po prostu uznał, że taka reprymenda mi się przyda.

Znów zapanowała kompletna cisza. Nick zrobił krótką pauzę. Odetchnął, a potem zebrał się w sobie i ciągnął dalej.

– Powiedz: jak byś się czuła na moim miejscu? Gdybyś miała wszystko, czego pragniesz? Najnowsze samochody, ciuchy, kosmetyki. Wyobraź sobie, że siedzisz w ekskluzywnej restauracji nad wykwintnym posiłkiem za kilkaset dolców za porcję i nagle otrzymujesz wiadomość, że twoja siostra tyra urobiona po łokcie w jakimś Shitty Food, ma długi, niezapłacone rachunki, a jej miesięczna pensja leży właśnie na twoim talerzu. Powiedz: przełknęłabyś chociaż kęs? Bo mnie, kurwa, stanął w gardle! – Wstał ze stolika. – Proszę cię, następnym razem pomyśl nie tylko o sobie, ale również o braciach, którym bardzo na tobie zależy. Przestań zgrywać taką niezależną, bo to ci kompletnie nie wychodzi. Daj sobie pomóc, od tego przecież jest rodzina – zakończył, ledwie opanowując emocje.

Zwiesiłam głowę.

– Przepraszam cię – wydusiłam przez zaciśnięte gardło. – Ja nigdy nie myślałam o tym w taki sposób.

– Wiem, w końcu masz jeszcze gluty pod nosem – odparł i wyciągnął z kieszeni pudełeczko owinięte złotym ozdobnym papierem z czerwoną kokardką przyklejoną na wieczku. – Mam dla ciebie mały prezent. Na dobry początek. Chciałbym, żebyś za każdym razem, kiedy to założysz, przypomniała sobie, że jesteś dla nas bardzo ważna. – Podał mi pakunek. – Przemyśl to wszystko, Jackie – dorzucił i wyszedł. Tak po prostu odszedł, zostawiając mnie opartą o ścianę, ze łzami w oczach i z ogromnym poczuciem winy.

Zdjęłam kokardę i papierek. Serce zabiło mi mocniej. Już widziałam takie pudełko. Czarne, zamszowe, ze złotymi zdobieniami. Miałam jednakowe w domu! Podniosłam wieczko i prawie pisnęłam z wrażenia. Trzymałam w ręku komplet brylantowych kolczyków za trzydzieści tysięcy dolarów! Identyczny jak ten, który kilka minut temu ściągnęłam z uszu i skrzętnie ukryłam w torebce. Nie mogłam uwierzyć, że kupił je z myślą o mnie, a nie o Pauli. Rozkleiłam się. Łzy leciały mi ciurkiem po policzkach, kiedy położyłam prezent na stole, żeby Bruce i Bart zobaczyli, co dostałam. Na pewno zżerała ich ciekawość. Przecież słyszeli każde słowo naszej rozmowy.

– Bardzo was przepraszam – wyszeptałam, naciągając kurtkę. – Za to, że dziś nie wypiję z wami szampana, i za wszystkie moje głupoty. Kiedy mam przyjść do pracy? – Pociągnęłam nosem. Przez dłuższą chwilę był to jedyny odgłos, jaki dało się tam usłyszeć.

– Przyjdź jutro na dziewiątą. – Wreszcie odpowiedział Nick, bo Bart i Bruce siedzieli jak zamurowani.

Przytaknęłam, wyjęłam kolczyki z pudełka, założyłam je i zabrałam torebkę.

– Będę na pewno – odparłam i wyszłam.

Tego dnia Nick otworzył mi oczy. Zobaczyłam wszystkie błędy, które popełniłam przez zaledwie półtora roku mieszkania na Brooklynie. Za każdym razem słono za nie płaciłam. Moi bracia również, ale jak dotąd nie zdawałam sobie z tego sprawy, a może po prostu nie dopuszczałam tej myśli do głowy. Już dawno puściłam w niepamięć problemy, których im przysporzyłam, gdy wywołałam aferę z Hopkinsem. Zapomniałam już o kłamstwach, które im wtedy wciskałam, i przede wszystkim nigdy nie przyjmowałam od nich pomocy finansowej. Mówiłam, że świetnie sobie radzę, więc spali spokojnie, pewni, że niczego mi nie brakuje. Odrzucałam każdą propozycję wsparcia w zwyczajnych, codziennych sprawach. Uważałam, że wszystko muszę załatwiać sama, choć oni niejednokrotnie wyciągali pomocną dłoń. Chcieli dla mnie jak najlepiej.

Tymczasem ja utrudniałam sobie życie na własne życzenie. I co wynikło z tej niezależności? Kupa długów i wstydu. Nie pomyślałam, że świat, który mnie otacza, nie jest taki piękny, jak sądziłam, i zwykłym ludziom nic nie przychodzi łatwo. Muszą o wszystko walczyć, drapać pazurami albo wyrywać siłą. Ja nie umiałam toczyć bitew, wydzierać innym z gardeł czy iść po trupach do celu. Nie miałam już tej werwy i zapału, jakie rozpalały mnie na początku. Właśnie dlatego ugrzęzłam w lokalu Teda Webera. Ale teraz szansa na lepsze życie znajdowała się tuż obok. Sięgnęłam po nią nie tylko ze względu na perspektywę lepszej sytuacji finansowej, ale też z głęboko ukrytą nadzieją na całkowitą odmianę mojej przeciętnej egzystencji.

Rozdział 2

Punktualnie o dziewiątej stanęłam przed głównymi drzwiami Scanera. Przez całą noc miałam wyrzuty sumienia, więc byłam zmęczona i niewyspana. Posłałam sztuczny uśmiech ochroniarzowi, który pilnował wejścia i właśnie zatarasował mi drogę swoim wielkim cielskiem.

– W czym ci pomóc, suczko? – Joker powitał mnie w niezwykle osobliwy sposób.

Udałam, że nie dosłyszałam ostatniego słowa.

– Mam na imię Jackie. Dostałam tu pracę.

– He, he. Coraz lepsze dupeczki te nasze kelnereczki – skomentował.

I tym razem przemilczałam tę jakże błyskotliwą rymowankę. Mężczyzna wyciągnął telefon i wybrał numer.

– Szefie, jakaś lala przyszła – powiedział po chwili. – Mówi, że od dziś tutaj pracuje… Dobra. Wchodzisz, niunia. – Zaczął zamaszyście wachlować ręką, jakby zaganiał stado krów do zagrody.

Kiedy go minęłam, usłyszałam za plecami ciche syknięcie i jeszcze inne bliżej niezidentyfikowane dźwięki. Poczułam jego wzrok na swoim tyłku i pomyślałam, że niezły z niego czubek. Gdybym wiedziała, że na wejściu stoi świr, skorzystałabym z bocznego parkingu. Na początku miałam taki zamiar, ale nie wiedziałam, czy ktoś czeka na mnie w sejfie, a bez zaproszenia nie chciałam tam wchodzić.

Usiadłam na wysokim krześle przy głównym barze. Bez muzyki i klientów lokal wydawał się pusty i głuchy. Jednocześnie zachwycał wolną przestrzenią. Główna sala i obydwa tarasy były skąpane w półmroku. Rano nie zapalano świateł, a wąskie lufciki umieszczone nieco poniżej sufitu nie przepuszczały zbyt wiele słońca.

Oparłam łokcie na blacie i z nudów studiowałam etykiety butelek stojących na półkach pod ścianą. Bawiłam się przy tym brylantowymi kolczykami, które obowiązkowo tego dnia założyłam. Rano miałam poważny dylemat, czy wybrać te od Bruce’a, czy te od Nicka. Zdecydowałam, że skoro są identyczne, wezmę po jednym z każdego kompletu, żeby było sprawiedliwie.

Po dziesięciu minutach przyszedł mój facet. Otworzył obite skórą drzwi łączące główną salę z przejściem na górę i podszedł do mnie pewnym krokiem. Od razu się rozpromieniłam, choć na jego twarzy dostrzegłam zaledwie niewielkie drgnięcie kącika ust, które u niego uchodziło za uśmiech. Bruce nie uzewnętrzniał emocji. Nie dlatego, że chciał je ukryć. Po prostu taką już miał naturę – wszystko, co czuł, zatrzymywał w środku i nieważne, czy chodziło o radość, czy smutek. Jedynie złość, nienawiść i namiętność wylewały się z jego oczu jak czarna lawa z bezdennego wulkanu.

– Cześć, skarbie – przywitał się krótko i przysiadł na krześle obok.

Miałam ochotę zarzucić mu ręce na szyję i całować go bez końca, ale w każdej chwili mógł przyjść Nick. Zresztą kamer wisiało tu więcej niż pajęczyn, więc prawdopodobnie ktoś nas obserwował.

– Wczoraj myślałam, że do mnie przyjdziesz – powiedziałam zawiedziona.

– Sądziłem, że chcesz być sama.

– Nie ma takiej chwili, której nie chciałabym spędzić z tobą.

Bruce westchnął ciężko i pokręcił głową.

– Wiesz, są takie momenty, w których nie wiem, jak mam się wobec ciebie zachowywać. Przecież mogłaś zadzwonić – odparł z wyrzutem, ale łagodnie.

– Pomyślałam, że może masz ważniejsze sprawy na głowie.

– Źle pomyślałaś, chciałem przyjść. Próbowałem nawet za tobą wybiec, ale Bart kopnął mnie w kostkę.

– Nieważne, nadrobimy to innym razem. Nie mogę wymagać, żebyś mnie rozumiał, skoro sama siebie nie rozumiem – skwitowałam podłamana.

– Przepraszam, jeśli cię zawiodłem – powiedział cicho i musnął moją dłoń, którą położyłam na blacie.

– Chciałabym spotykać cię częściej – stwierdziłam smutnym głosikiem.

– Też bym chciał, skarbie – odparł. – Teraz będziemy się widzieć codziennie.

Spuściłam głowę. Formalnie byliśmy ze sobą już ponad trzy miesiące, a nasze randki mogłam policzyć na palcach jednej ręki. W dodatku większość z nich poświęcaliśmy jedynie na seks, a ja byłam tak zakochana, że potrzebowałam jego bliskości przynajmniej przez kilkanaście godzin w ciągu doby.

– I jak wyobrażasz sobie te spotkania, Bruce? Tak jak teraz? Ostrożnie i na dystans? A może w składziku na szczotki? Musimy mu powiedzieć.

– Sama wiesz, że to nie takie proste.

– Wiem. I może dlatego ja powinnam to zrobić.

– Nie ma mowy. Jeśli ktoś ma oberwać, to tylko ja. Znam Nicka. Gdy o nas usłyszy, dostanie szału. Ale coś wymyślę. Porozmawiam z nim, kiedy wyczuję odpowiedni moment.

– O wilku mowa – zauważyłam.

Brat właśnie przekroczył próg lokalu. Zmarszczył brwi, gdy zobaczył nas razem.

– Mam nadzieję, że nie podrywasz mojej siostry – wypalił.

– O co ci znowu chodzi, stary? – zapytał rozdrażniony Bruce.

– Dopóki jej nie dotykasz, to o nic. Wyluzuj. – Klepnął go w ramię.

Takie sytuacje odbierały nam wszelką nadzieję i sprawiały, że coraz dłużej odwlekaliśmy ujawnienie prawdy. Nick niejednokrotnie dawał Bruce’owi do zrozumienia, że nigdy nie przełknąłby tak gorzkiej pigułki. Co więcej, żadne z nas nie rozumiało dlaczego. W rezultacie im bardziej brnęliśmy w kłamstwo, tym trudniej było nam się przyznać, a ciągłe docinki ze strony brata niczego nie ułatwiały.

Nick oprowadził mnie po całym lokalu. Ani razu nie wspomniał o naszej wczorajszej rozmowie. Ja też nie widziałam sensu w powracaniu do tego tematu, więc skupiliśmy się na wdrażaniu mnie do obowiązków. Należało do nich zarządzanie personelem, towarem i pieniędzmi. Brat poinstruował, co i jak mam robić, przedstawił mnie pracownikom i ochronie oraz przydzielił mi gabinet. Został nim pokój na górze, po prawej stronie od schodów. Pomieszczenie przypominało o nie tak dawnych wydarzeniach, o których mój brat nie miał oczywiście bladego pojęcia. Na dywanie widniała jeszcze plama po drinku, który upuściłam, gdy Bruce chwycił mnie w ramiona.

Pracę zaczęłam natychmiast i od razu wzięłam się do wprowadzania zmian. Mogłam zarządzać bez ograniczeń wszystkim oprócz ochrony, która wciąż pozostawała pod wpływem chłopaków, ale akurat ochroniarze byli najbardziej zdyscyplinowani z całego personelu.

Nikt nie sprawiał takich kłopotów jak kelnerki. I to właśnie od nich zaczęłam rewolucje. Szybko zauważyłam, że wchodzą chłopakom na głowy, a Nickowi jeszcze na inną część ciała. Na początku nie zwracałam na to uwagi, ale po tym, jak przyłapałam brata na ruchaniu w szatni, puściły mi nerwy. Nie mogłam tego tolerować i dobitnie oznajmiłam to zarówno jemu, jak i wszystkim paniom. Zastrzegłam, że jeśli jeszcze raz przyłapię którąś na uprawianiu seksu w miejscu pracy, bez zastanowienia wyrzucę ją na bruk.

Wprowadziłam zasady dotyczące podziału obowiązków i napiwków oraz zaczęłam wymagać kultury pracy. W pierwszym miesiącu kelnerki nie stosowały się do żadnych poleceń i totalnie je olewały. Wykonywały jedynie te zadania, które uważały za wygodne. Nie akceptowały mnie jako swojej przełożonej, a ja nie potrafiłam przemówić im do rozumu. Luźne upomnienia Nicka traktowały jak żarty, więc jego pomoc nie na wiele się zdała. Dopiero kiedy powiedziałam o moim problemie Bruce’owi, sytuacja się zmieniła. Gates nie znał słowa „nieposłuszeństwo” i nie pobłażał nikomu, kto sprzeciwiał się jego woli. Szybko poustawiał kelnerki, umacniając tym sposobem mój autorytet. Od tej pory chodziły jak w zegarku, ale i tak nie darzyły mnie sympatią i przez jakiś czas dawały mi to odczuć na każdym kroku.

Skaner stał się moim drugim domem. Spędzałam w nim całe dnie oraz wieczory. Nie musiałam ciężko harować i otrzymywałam godne wynagrodzenie. Polubiłam ten klub i swoje stanowisko. Nie żałowałam tej decyzji, bo czułam, że tu jest moje miejsce.

***

Nastał wyjątkowo zimny luty, a ludzie chętniej spędzali czas w lokalach. Tego wieczoru Scaner był wypełniony po brzegi. Barmani nie nadążali z przygotowywaniem drinków, kelnerki nie wyrabiały z roznoszeniem i zbieraniem szklanek, a chłopaki z ochrony co chwila interweniowały. Taki tłum gości wymagał podwojonego nakładu pracy i podwyższonej uwagi, ale personel świetnie dawał sobie radę.

Nieczęsto wszyscy razem mieliśmy wolny czas, który towarzysko spędzaliśmy przy piwie, ale akurat tego wieczoru tak się zdarzyło. Siedzieliśmy w boksie na drugim tarasie. Paula wypiła za dużo, więc Nick zabrał ją na zewnątrz, aby przewietrzyła głowę. Wtedy pierwszy raz usłyszałam o przetargu. Nie przywiązałam do tego większej wagi, tak jak do większości informacji, które Bruce i bracia wymieniali między sobą w mojej obecności. Naprawdę istotne wiadomości trzymali w tajemnicy i pozwalali mi usłyszeć wyłącznie strzępy, których i tak nie potrafiłam ułożyć w całość.

Jane zebrała puste butelki i wymieniła zapełnioną popielniczkę na czystą. Gates właśnie zakończył krótką rozmowę telefoniczną, więc gdy kelnerka odeszła, Bart pochylił się w jego stronę i oparł łokcie na stole.

– Co ci powiedział?

– Twierdzi, że nie ma dostępu do nazwisk.

Bart zastanowił się przez chwilę, po czym zapytał:

– Co o tym myślisz?

– Musimy powęszyć, bo jeśli ta sprawa ma związek z przetargiem, może nas spotkać to samo co Browna i Lesona.

– Wiesz, że sam nie dam rady obejść systemu. Potrzebuję drugiej, doświadczonej osoby do pomocy.

– Naprawdę musimy ściągnąć akurat ją?

– To dane zabezpieczone hasłami. Nie złamię ich, potrzebujemy profesjonalisty.

– Skoro nie ma innego wyjścia, niech będzie – zgodził się Bruce i zmienił temat. Dalej rozmawiali o interesach, ale tym razem o tych legalnych.

Znudzona słuchaniem ich dyskusji o finansach szybko opróżniłam butelkę. Zdrętwiały mi plecy, więc poszłam do baru, aby trochę rozprostować kręgosłup. Po gorzkim piwie nabrałam ochoty na słodkiego drinka. Czekałam przy blacie, aż Carlo skończy obsługiwać klientów, kiedy usłyszałam wulgarne słowa.

– Teraz mi obciągniesz, suko!

Odwróciłam głowę. Jakiś kretyn trzymał jedną z kelnerek za łokieć i chciał ją zmusić, żeby uklękła. Jane zdołała uwolnić rękę, a zrobiła to tak zamaszyście, że o mały włos nie zrzuciła szklanek z tacy. Następnie wróciła do swoich obowiązków, kompletnie nie reagując na zaczepki. Takie drobne incydenty zdarzały się dość często i kelnerki zdążyły już przywyknąć. Kobieta jednak instynktownie rozejrzała się za ochroną. Niestety żaden z chłopaków wyznaczonych do pilnowania pierwszego tarasu nie stał na stanowisku.

Jedną kondygnację powinno obstawiać przynajmniej pięciu ochroniarzy, ale często, zamiast pilnować roboty, bajerowali klientki. Wiedzieli, że i tak ktoś patrzy na monitory i w razie czego ich powiadomi.

Tymczasem chamski adorator nie rezygnował i wciąż docinał dziewczynie za każdym razem, gdy przechodziła obok jego stolika. Widząc, że mu nie ulega, wstał i zaczął za nią łazić. Po jego mętnych oczach poznałam, że jest dobrze naprany, choć trzymał pion. Alkohol najwyraźniej wszedł mu w głowę, a nie w nogi.

Ochroniarze nie wracali, a Jane traciła cierpliwość. Mężczyzna robił się coraz bardziej natarczywy i rzucał coraz więcej brzydkich uwag. Myślałam, że odpuści, kiedy dziewczyna go odepchnęła, ale tym jedynie pogorszyła sprawę. Kiedy chwycił się za krocze i położył drugie łapsko na tyłku kelnerki, nie wytrzymałam. Zostawiłam drinka na blacie i poszłam interweniować.

Facet znów trzymał Jane za rękę, więc złapałam go za sweter i próbowałam odciągnąć.

– Zostaw ją! – zażądałam stanowczym tonem.

Odwrócił głowę i obnażył swoje duże śnieżnobiałe zęby. Znałam takich jak on. Narwany synalek bogatych rodziców, który myśli, że wszystko mu wolno.

– Zajmij się swoimi sprawami, dziwko! – syknął.

– To jest moja sprawa! – Znowu go szarpnęłam.

Bart wychylił głowę z boksu.

– Spieprzaj, suko! – ryknął głośno awanturnik i popchnął mnie na pobliski stolik. Upadłam, zahaczając łokciem o kant krzesła.

– Co jest, sukinsynu?! – wypalił Bruce i nie czekając na odpowiedź, walnął go w twarz.

Mężczyzna upadł na podłogę, a wtedy Bart pociągnął go za włosy i sprzedał mu cios w brzuch.

– Żebym cię tu więcej nie widział! – warknął i dosłownie rzucił nim w ochroniarzy, którzy wreszcie łaskawie przybiegli na ratunek.

Jane podała mi rękę i z jej pomocą wstałam.

– Dzięki – powiedziała.

– Zawsze do usług – odparłam, poprawiając bluzkę.

– Nic ci nie jest? – zapytał wkurzony Bruce. Już dawno nie widziałam tego czarnego chłodu w jego oczach.

– Nie.

– Następnym razem zawołaj ochronę – rzekł, wyciągając w moją stronę palec wskazujący. – A wy, skoro nie potraficie upilnować spokoju w lokalu, na miesiąc wylatujecie na magazyny! – rzucił do jednego z chłopaków. – Natychmiast zawołaj McCoya na górę! – zwrócił się do stojącego najbliżej ochroniarza, po czym spojrzał na Jane i zapytał: – Tobie nic nie jest?

Kelnerka pokręciła przecząco głową i wypowiedziała ledwie słyszalne „nie”.

Barman podał mi worek z lodem. Przyjęłam go z wdzięcznością i przyłożyłam do łokcia, patrząc, jak ochroniarze wyprowadzają natręta. Rzucał wyzwiskami, wyrywał się i odgrażał.

– Nie wiecie, z kim zadarliście! – krzyczał. – Ja tego tak nie zostawię!

– Bart, dopilnuj, żeby ten kretyn na pewno tu nie wrócił – polecił Bruce.

– Z największą przyjemnością – odparł brat.

– A my idziemy na górę. – Gates pociągnął mnie w stronę schodów.

Usiadłam na miękkiej kanapie w holu. Bruce zapalił papierosa i zajął miejsce naprzeciwko.

– Bardzo boli? – Jego oczy złagodniały, ale ton głosu pozostał stanowczy i ostry.

– Przeżyję.

– Od takich spraw jest ochrona, a nie ty – zganił mnie.

– Miałam pozwolić, żeby ją zgwałcił, czy jak?!

– Po prostu następnym razem zawołaj ochronę, Jackie! Nieważne, czy gwałcą, czy zabijają. Od takich spraw są ci faceci w czarnych uniformach. Rozumiesz? – Podkreślił ostatnie słowo.

– Rozumiem – przytaknęłam skruszona.

– Wiesz, że chodzi mi tylko o to, żeby nie przytrafiło ci się coś przykrego – dodał spokojnie.

– Wiem, Bruce.

Mój facet bardzo cenił McCoya. Uważał go za dobrego szefa ochrony, ale nie mógł przymykać oka na niesubordynację swoich ludzi. Wymagał, aby z każdego niewywiązania się z obowiązków McCoy wyciągnął konsekwencje. Obstawa klubu musiała być zdyscyplinowana i czujna w każdej sytuacji.

Ochroniarze nie należeli do żadnej z firm pilnujących osób czy obiektów. Tworzyli wewnętrzną jednostkę działającą wyłącznie na rozkazy Gatesa i braci. Czuli respekt przed bossami i darzyli ich szacunkiem. Zależało im na posadzie nie tylko ze względu na duże zarobki. Przede wszystkim upatrywali w niej szansy na awans, czyli możliwości zwerbowania do grupy będącej w ścisłym otoczeniu Szefa.

Chłopaki często wyławiały spośród bramkarzy sprytniejsze osobniki i zatrudniały do ambitniejszych zadań, które niejednokrotnie dodatkowo opłacali. Dlatego do pracy w klubie byli wybierani wyłącznie najlepsi, choć trafiały się też prawdziwie oryginalne osobowości – faceci sprawdzający się wyłącznie na bramce. Chociażby Kula, którego poznałam, gdy pilnował mnie podczas sprawy Hopkinsa. Wtedy to uległ urokowi mojego biustu. Od tego czasu zawsze, kiedy z nim rozmawiałam, patrzył mi w cycki zamiast w oczy. Nikt nigdy go z tego powodu nie upominał, bo Kula po prostu już tak miał. Jego mózg zwyczajnie przeżarły sterydy.

Kolejna osobliwość to Joker. Wszyscy tak go nazywali, bo uwielbiał robić kawały i sklecać rymowanki. Najczęściej sprośne i najchętniej pod adresem kobiet. Niektórych denerwował jego niezwykły talent, gdyż nie rozumieli dowcipów lub brali je zbyt dosłownie. Czasami wynikały z tego małe awantury, a czasami – duży ubaw. W każdym razie dla Jokera dzień bez żartów był dniem straconym i zawsze majstrował jakiegoś psikusa, aby umilić sobie życie.

Maks ciągle żuł zapałki. Stąd wzięło się przezwisko „Zapała”. Odgryzał łepek i zwyczajnie ssał drewienko. Kiedy jedna zapałka się zużyła, wyciągał następną i tak w kółko. W ciągu jednego dnia potrafił przeżuć całe pudełko. Mówił, że to go odstresowuje i uspokaja. Niestety przez swój dziwaczny nałóg wykrzywił sobie dwa przednie zęby, co było aż nazbyt dobrze widoczne. Dla Zapały jednak prosty zgryz nie miał raczej większego znaczenia, bo nigdy nie widziałam go bez zapałki w ustach.

Tymi oryginalnymi facetami i pozostałymi ochroniarzami kierował właśnie McCoy – nienachalny i ułożony facet po czterdziestce, oddany pracy i lojalny wobec przełożonych. Podległych mu ludzi traktował jak własną małą armię i kierował nimi silną ręką. To on odpowiadał za wszystko, co dotyczyło bezpieczeństwa w tym budynku i nie tylko. Gates dysponował własną ochroną wszystkich obiektów należących do niego. To był ogromny sztab ludzi. Obstawiali głównie magazyny, ale też inne aktywa takie jak biurowce, hotele czy jednostki zależne od Sayo – spółki matki stanowiącej własność chłopaków. Gdy więc podwładni McCoya zawiedli, dla Bruce’a było to równoznaczne z zaniedbaniem obowiązków przez ich zwierzchnika. To dlatego teraz trafił na dywanik.

Wszedł po schodach szybkim krokiem, a gdy zobaczył Gatesa, prawie stanął na baczność. Zauważyłam, że lekko drży mu prawa powieka. Nie odzywał się. Zaplótł ręce z tyłu i czekał.

Bruce zgasił papierosa w popielniczce i wlepił w mężczyznę swoje czarne przerażające spojrzenie.

– Nie będę ci robił wykładu na temat dzisiejszego zdarzenia – zaczął. – Mam nadzieję, że wyciągniesz wobec ludzi odpowiednie konsekwencje.

– Oczywiście, Szefie – odezwał się McCoy.

– Zapamiętaj jedno i przekaż to wszystkim: jeśli jeszcze raz na terenie naszego klubu tej dziewczynie spadnie chociażby włos z głowy, to was wszystkich, kurwa, pozabijam. Rozumiemy się?

– Tak jest, Szefie.

– Możesz odejść.

McCoy rzucił na mnie okiem i bez słowa zszedł na dół.

Troskliwość Gatesa bardzo mi schlebiała, ale uważałam, że nie potrzebuję żadnych dodatkowych przywilejów. Nakaz Bruce’a zaowocował jednak bardzo szybko i wkrótce każdy ochroniarz potrafił w ciągu kilku sekund powiedzieć, w którym miejscu lokalu akurat się znajduję.

Cały ten incydent przyniósł mi jeszcze jedną korzyść. Niewątpliwie urosłam w oczach personelu. Kelnerki wreszcie zmieniły do mnie nastawienie. Z zawistnych żmij przeistoczyły się w łagodne owieczki. Co prawda zapłaciłam za szacunek stłuczonym łokciem oraz srogą awanturą z braćmi, ale było warto. Od tej chwili współpraca z moimi podwładnymi nie przysparzała już takich problemów jak wcześniej.

Najgorsze, czyli początki, miałam za sobą. Zdołałam zapanować nad obowiązkami i personelem. Wdrożyłam kilka nowych zasad, ogarnęłam papiery i sterowanie dostawami. Jednym słowem: miałam ten interes w małym palcu.

W pracy zdołałam wszystko poukładać po swojej myśli. W innej kwestii nie odniosłam takiego sukcesu. Nick wciąż nie wiedział o moim związku z jego przyjacielem. Żadne z nas nie miało odwagi go oświecić. Dalej spędzaliśmy czas potajemnie. Mój facet wybierał ciche restauracyjki, małe kina i oddalone od centrum kawiarnie. Ukrywaliśmy się jak para nastolatków przed gniewem surowych rodziców, lecz na dłuższą metę stało się to męczące. Bruce starał się wynagrodzić mi ten dyskomfort. Obdarowywał mnie nie tylko prezentami, ale również czułością i często niepohamowaną namiętnością. Dbał o mnie, interesował się moimi sprawami zawodowymi i osobistymi. Dopóki nie przekroczyliśmy progu Scanera. To właśnie tutaj słono płaciłam za naszą tajemnicę.

Gates nie chciał siać plotek i w klubie trzymał się na dystans. Szczególnie w miejscach, gdzie wisiały kamery i inni na nas patrzyli. Z jednej strony było w tym coś ekscytującego i podniecającego, ale z drugiej nasz sekret prowadził do niepotrzebnego stresu, a niekiedy dużych nerwów. I to głównie za sprawą mojego brata, którego niewiedza drażniła mnie podwójnie.

Gdy tylko w pobliżu nie było Pauli, Nick bynajmniej nie marnował czasu. Zapraszał do boksu znajome, które emanowały seksem i bez żadnych zahamowań oferowały swoje wdzięki. Tolerowałam jego wybryki, dopóki nie wciągał w nie Bruce’a. Wtedy nie potrafiłam znieść świadomości, że mój facet siedzi w ciasnym boksie z chętnymi laskami. Przecież oni mogli tam robić wszystko. Niejednokrotnie prosiłam Barta, żeby poszedł sprawdzić, co tam się dzieje, jeśli nie chce, żebym sfiksowała. Najczęściej już stamtąd nie wracał, a potem mnie pocieszał, że nie muszę się martwić, bo Bruce jest wierny jak pies. Trudno mi było w to uwierzyć, kiedy razem z dziewczynami opuszczali lokal. Dwa razy za nimi pojechałam. Gates zawsze wracał do domu. Zastanawiałam się, jak długo wytrzyma. Kiedy ulegnie pokusie, którą ten diabeł podawał mu na tacy.

Zrozumiałam, że dopóki brat nie pozna prawdy, nigdy nie skończy wodzić mojego faceta na pokuszenie, urządzać imprez z pięknościami i pływać jachtami z orientalnymi prostytutkami. Bruce za którymś razem mógłby nie wytrzymać próby i ulec jakiejś pięknej, chętnej niewieście. Do tej pory wyłącznie Bart zapewniał, że nic takiego się nie wydarzyło. Wierzyłam jego słowom, ale jakoś nie ufałam Gatesowi, mimo że naprawdę chciałam. Kiedy byliśmy sami, nie poruszałam tego tematu, chociaż wiele razy miałam na to ochotę. Wiedział o tym, jednak nie był typem faceta, który tłumaczy przed kobietą swoje postępowanie.

W rezultacie stanęłam na krawędzi załamania nerwowego. Nabrałam wątpliwości, czy ten związek przetrwa. Byłam coraz bardziej podejrzliwa i zdarzały się chwile, w których tylko moja naiwna wiara w jego miłość podtrzymywała mnie na duchu.

I właśnie wtedy pojawiła się ona.

Rozdział 3

Nata. Długonoga piękność. Duże niebieskie oczy, sięgające do pasa kruczoczarne włosy i szerokie biodra. Wkroczyła do Scanera z pewnością siebie i polotem, których pozazdrościłaby jej niejedna modelka chodząca po wybiegu. Tuż za nią weszła Nelly. Filigranowa dziewczyna z burzą rudych loków. Miała gładką, piegowatą cerę i wąskie usta o fascynującym kształcie. Wyglądała na wesołą osobę lubiącą dobrą zabawę. I głównie dlatego towarzyszyła Nacie.

Stałam za barem. Przeglądałam kajet z zamówieniami od barmanów, ale nie potrafiłam skupić uwagi na notatkach. Ukradkiem zerkałam na dziewczyny i zachodziłam w głowę, jakie licho je tu przyniosło. Kiedy Zapała wyciągnął telefon, nie miałam wątpliwości odnośnie do celu ich wizyty.

Nata zauważyła moje zainteresowanie. Obdarzyła mnie chłodnym, zdecydowanym spojrzeniem, czym bynajmniej nie zaskarbiła sobie mojej sympatii. Od razu wyczułam, że ma wredny charakter i patrzy na inne kobiety z góry. Kłopoty dosłownie wisiały w powietrzu.

Nie widziałam Bruce’a już od czterech dni. Był w stolicy i załatwiał interesy. Wrócił w nocy, dlatego nie mieliśmy okazji nawet się przywitać. Kiedy razem z Nickiem zszedł na dół, żeby przyjąć gości, miałam ochotę zawisnąć na jego szyi i nie wypuszczać go z objęć przez najbliższą dobę. Niestety Nata mnie uprzedziła.

– Kopę lat! – Nick szeroko rozpostarł ramiona. – Świetnie wyglądasz – dodał i pocałował ją w policzek. – A to kto? – Chwycił drugą dziewczynę za rękę i obrócił nią jak w tańcu, lustrując ją wzrokiem od góry do dołu. Już wiedziałam, z kim brat spędzi kolejną noc.

Nata oczywiście wyraziła głęboką radość ze spotkania z Nickiem, ale znacznie więcej uwagi poświęciła mojemu facetowi. Przylgnęła do niego jak rzep do swetra. Oparła o jego tors swoje ogromne walory i zarzuciła mu ręce na szyję.

– Nie przywitasz mnie, przystojniaku? – zapytała słodziutkim głosikiem.

Bruce stał nieruchomo z rękami w kieszeniach i wpatrywał się w nią jak w obrazek. Nie wypowiedział nawet jednego słowa, ale chyba cieszył się z jej przybycia. Jak zwykle po jego zachowaniu nie potrafiłam jednoznacznie niczego stwierdzić.

Kobieta nie czekała na odpowiedź. Stanęła na palcach i pocałowała go… prosto w usta! Nie był to zwykły przyjacielski buziaczek, lecz długi, namiętny pocałunek. I to odwzajemniony!

Myślałam, że zaraz eksploduję ze złości. Już miałam wyjść zza baru i wyszarpać ją za włosy, ale na szczęście jakoś utrzymałam nerwy na wodzy. Ten jej uśmieszek, który mu rzuciła, kiedy wreszcie odlepiła od niego swoje idealne ciało, doprowadził mnie do rozpaczy.

Dziewczyny podążyły za Nickiem na górę. Bruce odprowadził ich wzrokiem i było jasne, że za chwilę się odwróci, żeby sprawdzić, czy jestem gdzieś w pobliżu. Nie miałam pojęcia, jak zareagować na to, co widziałam, więc szybko kucnęłam za barem. Jeśli spojrzał w tamtą stronę, dostrzegł jedynie strumień pary wylatujący z moich uszu pod ogromnym ciśnieniem zazdrości.

Drzwi klapnęły głucho. Wystrzeliłam do góry jak strzała i nerwowo zaczęłam wertować kajet, ale chyba tylko po to, żeby zająć czymś ręce. Zerknęłam na salę. Znów była pusta. Jedynie Maks wciąż stał przy wejściu i żuł swoją zapałkę. Udawał, że podziwia sufit i wyłącznie nim jest zainteresowany, ale jako świadek całej sytuacji doskonale widział, co zrobiłam.

Nie wytrzymałam. Trzepnęłam notesem o blat i podeszłam do ochroniarza.

– Zapała, wiesz, co to za laski?

– Wiem – odpowiedział, międląc drewienko zębami. – To Nata i jakaś jej koleżanka. Nelly czy jakoś tak.

Pokiwałam głową.

– Wiesz, po co przyjechały?

Wzruszył ramionami.

– Pojęcia nie mam, ja tu tylko otwieram drzwi.

Głęboko westchnęłam zawiedziona skąpymi informacjami i ruszyłam z powrotem w stronę baru.

– Jackie. – Zatrzymał mnie.

Spojrzałam na niego pytająco.

– Nata była kiedyś laską Gatesa – wypalił.

Poczułam się tak, jakbym dostała w twarz.

– Dzięki – wydusiłam.

– Nie ma za co – odparł ze zjadliwym uśmieszkiem.

Próbowałam pracować. Złożyłam zamówienie u dostawcy alkoholi, bo zapasy były już na wyczerpaniu. Nie powinnam dopuszczać do dużych braków towaru, jeśli chciałam utrzymać sprzedaż na wysokim poziomie. Zapała obserwował mnie z rozbawieniem. Tylko czekał, aż rzucę telefon i pobiegnę na górę. Gdy otwierałam służbowe drzwi, właśnie rozpieczętował kolejne kartonowe pudełeczko wypełnione drewienkami z siarką.

Na piętrze nie zastałam nikogo. Drzwi gabinetu po lewej stronie były lekko uchylone. Weszłam do środka i odszukałam przycisk. Ścianka przesunęła się prawie bezgłośnie. Zaczęłam schodzić, nasłuchując głosów. Dobiegały do moich uszu coraz wyraźniej. Usłyszałam Barta, więc poczułam nieznaczną ulgę. Wydawało mi się, że przy nim nie mogą robić nic nieprzyzwoitego.

Gdy wszyscy zauważyli moją obecność, a ja przekonałam się, że dziewczyny siedzą na krzesłach, a nie na biodrach chłopaków, uświadomiłam sobie, że właściwie nie przygotowałam żadnego pretekstu, który usprawiedliwiałby to wtargnięcie. Niespodziewanie z opresji wybawił mnie Nick.

– Jackie, skoro już jesteś, może zrobisz nam kawy?

– Kawy? – Otrząsnęłam się. – Jasne. Nie ma problemu – stwierdziłam i z ulgą przeszłam do aneksu kuchennego.

Ciągle czułam na plecach wzrok Barta, który jako jedyny wiedział, po co przylazłam, i obserwował każdy mój ruch. Czasami sądziłam, że zna mnie lepiej niż ja sama siebie. Zawsze wyczuwał mój nastrój i przewidywał zachowania. Byłam dla niego jak otwarta księga. Czytał z moich oczu, ruchów i gestów. Wciąż zachodziłam w głowę, jak on to robi. Przecież tak bardzo uważałam, aby nie okazywać emocji.

Przyciągałam nie tylko jego uwagę – również piękna pani, siedząca zdecydowanie za blisko mojego faceta, mierzyła mnie wzrokiem. Patrzyła chłodno i pogardliwie. Nie miałam wątpliwości, że właśnie główkuje, który z nich ze mną sypia i czy to właśnie Gates.

Zebrałam brudne szklanki i nastawiłam wodę w czajniku. Wystarczyło, że nie schodziłam do sejfu przez kilka dni, a kuchnia już wyglądała jak pobojowisko.

– Jestem gotowa – usłyszałam głos Naty. – To bułka z masłem. Nie ma się nad czym rozwodzić. Wchodzę, ściągam pliki i wychodzę. Proste.

Woda zawrzała. Wsypałam do filiżanek po dwie łyżeczki kawy.

– Uważaj, żeby nie uszkodzić danych. Pliki mogą mieć zabezpieczenia – poinstruował Bart.

– Nie ma takich zabezpieczeń, których nie potrafię obejść.

Zalałam kawę, odstawiłam czajnik i chwyciłam spodki.

– Pamiętaj, że musisz je wysłać w ciągu pięciu sekund. Inaczej system zaalarmuje włamanie – kontynuował.

– Bruce mi przypomni, gdybym o czymś nie pamiętała, prawda? – zapytała słodkim głosem.

Odwróciłam się. Nata stała nad Gatesem. Muskała ustami jego ucho i głaskała go ręką po ramieniu. Zacisnęłam palce na spodkach tak niefortunnie, że zrzuciłam na podłogę obydwie filiżanki. Jedna z nich potoczyła się wprost pod nogi mojego faceta.

– Przepraszam – pisnęłam zakłopotana.

Nick i Nelly prawie w ogóle nie zwrócili na to uwagi. Bart pokręcił jedynie głową, ale Nata zerkała podejrzliwie. Zapewne próbowała odgadnąć, czy jestem taką niezdarą, czy zrobiłam to specjalnie.

– Śpiąca Królewna – rzuciła uszczypliwie.

Nikt nie zareagował.

Bruce podniósł filiżankę, uwalniając się tym samym z objęć kobiety. Podszedł i bez słowa wcisnął mi naczynie do ręki.

– Dzięki – wydusiłam ze spuszczonym wzrokiem.

Podniosłam drugie naczynie i wróciłam do kuchni zaparzyć nową kawę. Próbowałam zapanować nad nerwami. Zanim Bart stanął obok, zdołałam jedynie uspokoić oddech.

– Pomóc ci? – zaproponował.

– Co ona tu robi? – zapytałam przez zaciśnięte zęby. Moje wnętrzności wrzały tak jak woda w czajniku.

– Posłuchaj, zależy nam, żeby załatwiła dla nas jedną rzecz. Nikt inny tego nie zrobi. To ważne, rozumiesz? – Obawiał się, że przyjdzie mi do głowy jakiś głupi pomysł, który zniweczy ich plany.

– Kiedy to ma być?

– Dziś o północy.

Załamana potarłam ręką czoło.

– Dłużej tego nie wytrzymam. Nie mogę już patrzeć na te wszystkie dziewczyny.

– Przecież wiesz, jak rozwiązać ten problem – stwierdził, po czym chwycił naczynia i zaniósł je za mnie do stołu.

Nata wciąż kokietowała Bruce’a. Podziękowała Bartowi za kawę czarującym uśmiechem i znów skierowała swoją śliczną główkę w stronę mojego faceta. Chwyciłam łyżeczki i cukier. Walnęłam cukiernicą o stół przed samą twarzą tej wrednej małpy.

– Nie słodzę – syknęła i odepchnęła ją w stronę Nelly.

– Jackie, idź na górę – polecił niespodziewanie Bruce.

Jego stanowczy ton poraził mnie jak piorun. Zacisnęłam pięści. Łzy napłynęły mi do oczu, ale wykonałam polecenie bez najmniejszego sprzeciwu. Szybko wbiegłam na piętro i zamknęłam na klucz drzwi mojego gabinetu. Przetarłam mokre policzki. Byłam zrozpaczona i kompletnie bezsilna. Nie wiedziałam, czy Bruce wyprosił mnie z sejfu, bo tak jak Bart myślał, że zrobię coś głupiego, czy po prostu jego eks obudziła w nim uczucia, którym chciał dać upust, a ja stałam na przeszkodzie. Jak to mówią: stara miłość nie rdzewieje, a Bruce to przecież tylko człowiek. Tym razem mógł nie wytrzymać.

Nata kusiła na wszelkie sposoby. Inne dziewczyny nie dorastały jej nawet do pięt. Stanowiła prawdziwe zagrożenie, bo znała Bruce’a lepiej niż ja. Łączyły ich wspólne sprawy, przeżycia i wspomnienia. Nie umiałam czytać z czarnych oczu Gatesa, ale w jej oczach zobaczyłam coś, co kompletnie mnie przeraziło. To była intryga. Niepohamowana chęć odzyskania tego, co kiedyś straciła.

Bruce przez resztę dnia nie próbował znaleźć nawet jednej okazji, żeby zamienić ze mną kilka słów. Po południu odrzucił moje połączenie, a kiedy zadzwoniłam wieczorem, odebrał, ale powiedział, że nie może rozmawiać. Następnej próby już nie podjęłam. Pomyślałam, że być może przeszkadzam im w kolacji. W południe wszyscy wspólnie zjedli obiad na mieście, a teraz siedzieli w Scanerze i odpoczywali przed akcją.

Tylko ja tkwiłam w domu i obgryzałam paznokcie. Chodziłam w tę i z powrotem, z nadzieją spoglądając w okna. Nie potrafiłam skupić uwagi na żadnym zajęciu. Myślami wciąż błądziłam po lokalu i wyobrażałam sobie, co takiego robią.

Czekałam do dziesiątej. Bruce nie przyjechał i zrozumiałam, że tej nocy już nie zapuka do moich drzwi. Poprawiłam makijaż, zabrałam torebkę i pomimo późnej pory pojechałam do klubu. Ciekawość nie dawała mi spokoju. Musiałam koniecznie zobaczyć, co się tam dzieje.