Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
A Ty, czy jesteś tak naprawdę szczęśliwy? Zdobyłeś swój raj na ziemi? A może tylko
wmawiasz sobie i innym, że jest w porządku, gdy w rzeczywistości pragniesz dla siebie zupełnie
innego życia?
Ludzie często okłamują wszystkich wokół, że czują się dobrze w swojej skórze i są
spełnieni. Zdarza się, że jest to maska, która ma ukryć prawdę, znaną tylko sercu człowieka. Mówiącą o tym, że chcą dla siebie całkiem innego życia, a to, w jakim miejscu
się znajdują, nie jest wcale ich wygraną, lecz porażką. W psychologii takie zjawisko nazywane
jest słodkimi cytrynami. Według niego mówimy, że oczekujemy od życia rzeczy, które tak
naprawdę nie są tymi, których pragniemy. Zaklinamy rzeczywistość, wmawiając sobie, że sytuacja, w której się znajdujemy nie jest wcale aż taka zła. Równocześnie odbierając sobie szansę na prawdziwe szczęście. Słodkie cytryny i Raj, to obyczajowa opowieść o życiu z jego blaskami i cieniami. O sile miłości i przyjaźni. Historie głównych bohaterów uczą i doświadczają, dzięki czemu czytelnik może się z nimi łatwo utożsamiać, znajdując w zdarzeniach z udziałem postaci
swoje własne problemy i trudności. Przeżywane sytuacje, potrafią pomóc
docenić to co mamy w życiu i zauważyć dobro wokół nas. Warto sięgnąć po tę książkę,
ponieważ obok łez radości i wzruszenia, potrafi obudzić w sercach czytelników wiarę w to, że
prawdziwe szczęście jest również dla nich i mają duży wpływ na to, czy je osiągną.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 305
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Kinga Baran
ISBN: 978-83-964692-1-2
Wydanie pierwsze, Sułkowice 2022
Redakcja
Paulina Zyszczak – Zyszczak.pl
Korekta
Angelina Ślusarczyk
Skład i łamanie
Andrzej Zyszczak – Zyszczak.pl
Projekt okładki
Karolina Staszak
Dostosowanie okładki
Arkadiusz Kapłon
Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani jej części nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autorki.
Moim przyjaciółkom, a także siostrom, które nimi są – dziękuję, że trwamy razem tyle lat mimo wszystko
Mojemu mężowi i dzieciom – dziękuję, że tworzycie mój raj na ziemi
Nagle zerwała się gwałtowna burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał.
(Mt 8,24)
Pistis poczuła ruchy pod sercem, kiedy siedziała na nieskończonym jeszcze tarasie swojego nowego domu. Właśnie się wprowadzili. Rozmyślała o tym, jak długo czekała na ten moment. Ile minut spędziła na wyobrażaniu sobie tej scenerii, ale przede wszystkim tego uczucia. Odczuwała ciepło, nie tylko za sprawą promieni słonecznych – zdecydowanie bardziej doświadczała go na duchu. Było jeszcze piękniej niż w marzeniach. Przed oczami malowały jej się lasy tworzące fale. Nie widziała na horyzoncie ani kawałka równego pola. Otaczały ją cztery pasma gór, należące między innymi do Beskidu Makowieckiego. Drzewa układały się w chaotyczne grzbiety na przemian z dolinami, pagórkami i domami. Wyglądały, jakby zostały porwane przez prądy wsteczne, a następnie wyrzucone na brzeg i zastygłe w tym położeniu. To był teraz jej dom. Myśl o tym, że musi się przyzwyczaić do takich widoków za oknem, wywoływała uśmiech na jej twarzy. Niezwykłość tej chwili potęgowały radosne chichoty synka bawiącego się obok jej stóp. Gabriel niedawno miał obchodzić swoje pierwsze urodziny. Jego energia, jak również aktywność brata, który za nic w świecie nie chciał przestać obrzucać wnętrza Pistis ciosami, uświadamiały jej, że pierwsze lata pobytu w tym wspaniałym miejscu na pewno nie będą dla nich spokojne.
Usłyszała szczekanie swoich psów i zerknęła w ich stronę. Stały pod ogrodzeniem, obszczekując przechodzącego sąsiada. Uniosła rękę i pomachała znajomemu. Zapewne szedł do swoich baranków, które mieszkały po sąsiedzku. Zawołała Bruna, małego boston teriera, którego adoptowali kilka lat wcześniej, jeszcze przed ślubem. Był on nie tylko psem, ale też członkiem rodziny. Zaraz za swoim psim bratem podążył Menelaos – senior, który dołączył do ich rodziny kilka miesięcy wcześniej. Ten duży pies w typie amstaffa wbrew pozorom był ostoją cierpliwości i łagodności. Patrzyła na czworonogi i kolejny raz pomyślała o tym, jakie to niesamowite, że dwa zupełnie różne psy przygarnięte w innym czasie, o odmiennych rasach i w różnym wieku mogą mieć identyczny wręcz kolor umaszczenia.
Znów się uśmiechnęła do siebie. Przecież właśnie to dawało im tyle szczęścia. Ich świeżo postawiony dom, w który zaczynali wnosić swoje życie. Wdmuchiwali je niczym powietrze w pompowany zamek. Każdy ich oddech, uśmiech i wzajemna miłość sprawiały, że wciąż wzrastał. Wyjątkowo jakościowe i głębokie były te wdechy, które wcześniej ledwo zdobyli, złapawszy powietrze. Tworzyły je nieprzespane noce, zmęczenie, praca i ciążowe dolegliwości Pistis. Nie mieli jednak na co narzekać poza tymi zwykłymi drobnostkami codzienności. I tak wygrali los na loterii, ponieważ wiedli życie zgodne ze swoimi pragnieniami. A przecież o to właśnie chodzi. Niby taki banał, ale trudno go osiągnąć. Trzeba móc się pochwalić niesamowitymi chodami w niebie, być ulubieńcem losu czy też mieć szczęście w kartach lub miłości. Nie wiem, który dokładnie z tych czynników działa u konkretnych osób. Wiem, że u Pistis i Haniela jest to ta pierwsza zależność. Tajemnica ich szczęścia kryje się w zaufaniu i oddaniu skoku z ogromną wiarą w to, że polecą na spadochronie zrobionym z Jego dłoni, a następnie wylądują tam, gdzie chcą. Nawet jeśli przy podejściu do podłoża zostaną lekko poturbowani przez wiatr, a czasami przez porządne zamiecie śnieżne.
Nie każdy ma w sobie odwagę na takie szaleństwo, dlatego nie każdy jest tam, gdzie powinien. Paradoksalnie to, co daje ich rodzinie tak wielkie szczęście, dla innych jest abstrakcyjne i śmieszne. Haniel nigdy się tym nie przejmował. Robił to, co do niego należało, i starał się spełniać powinności męża i ojca najlepiej, jak potrafił, czyli wkładać w nie całe swoje serce. Pistis na początku zaprzątała sobie głowę tym, co myślą o ich życiu inni – może nie brała tego do serca, ale z pewnością o tym myślała. Z biegiem czasu zrozumiała jednak, że nie obchodzi jej zdanie innych, ich odczucia ani poglądy dotyczące jej życia. Wiedziała doskonale, czego chce, i o to walczyła. Kiedy to zdobywała, nie potrzebowała niczyjej aprobaty, ponieważ miała w sobie absolutne poczucie pewności i spełnienia. Doskonale wiedziała, że jest tak, jak ma być. Nie wiem, czy słyszeliście słowa Świętego Augustyna o tym, że jeśli Bóg jest w życiu człowieka na pierwszym miejscu, to wszystko w nim będzie na swoim miejscu. Do tej pory idealnie się to sprawdza w życiu tych dwojga. Tym w pojedynkę, zanim się spotkali, i wspólnym.
To się przydaje – swego rodzaju charyzma i umiejętność dopasowania się do spotykanych na drodze możliwości. Wtedy zachowuje się w sobie radość, taką mimo wszystko. Pistis cały czas miała z tyłu głowy i na dnie serca – a może na jego wierzchu – tę najważniejszą myśl. Pamięć o tym, że finalnie zmierzają do życia wiecznego. Dzięki wierze w to, że idą tak naprawdę do miasta w innym wymiarze, nie stanowi dla nich sprawy życia i śmierci to, co do bólu przeszywa ich ziemskością.
Rozmyślania Pistis przerwał dźwięk nadchodzącego połączenia na Messengerze. Ekran stojącego na stoliku laptopa się zaświecił. Nacisnęła lewy przycisk touchpada. Jej oczom ukazała się twarz Aliny. Znały się od dziecka. Później ich drogi się rozeszły, żeby dziewczyny zupełnie przypadkiem mogły się spotkać znów w liceum i odbudować swoją relację na nowo. Tym razem ich przyjaźń była silna i głęboka.
– Buongiorno! – krzyknęła roześmiana Alina. Siedziała skąpana w promieniach słonecznych w ogródku restauracji Lo Scopettaro w centrum Rzymu.
– Cześć, kochana! Mimo że u nas też jest piękne lato, to i tak ci zazdroszczę tych Włoch!
– Wiem, doskonale cię rozumiem. Sama wiesz, że obie zawsze tęskniłyśmy za słońcem podczas zimy. Nie cierpimy jesieni i zawsze ciągnęło nas do Rzymu.
– I tobie się udało tam pojechać. – Pistis się uśmiechnęła.
Alina zrobiła to samo, spuszczając delikatnie głowę i mrużąc oczy.
– Ale ty nigdy w życiu nie wyjechałabyś na stałe z Polski.
– No tak, to prawda. Nie potrafiłabym mieszkać na obczyźnie. – Spojrzała na Gabriela i znów przeniosła wzrok na przyjaciółkę. – Najważniejsze, że dzięki tobie tak często możemy chociaż przez kamerkę zaczerpnąć włoskich promieni i radości.
– Oj tak. Jest tutaj tyle radości. Uwielbiam Włochów. – Spojrzała wokół, układając usta w dzióbek. Zapewne ogarniała wzrokiem przystojnych, opalonych mężczyzn.
– Wiem, ale i tak wolałabym, żebyś była tutaj, z nami, na miejscu – wyznała Pistis. Popatrzyły na siebie ze zrozumieniem. – Opowiadaj: jak się udał pokaz mody? No i jak świętowaliście z Paolem? – Uśmiechnęła się wymownie.
Alina jeszcze bardziej się rozpromieniła. Odkąd przeprowadzili się do Rzymu, jej życie stało się idealne. Długo na to czekała, ale wreszcie spełnił się jej wielki włoski sen. Projektowała ubrania. Dopiero zaczynała, a jej droga zawodowa już zapowiadała się obiecująco. Pistis szalenie się z tego cieszyła, ponieważ nie zawsze było tak kolorowo. Alina imała się różnych zajęć, łącznie ze zmywaniem i pracą po nocach. Straciła już wiarę w to, że uda jej się znaleźć pracę za granicą. Wcześniej mieszkali z Paolem w Anglii. Była tam bardzo nieszczęśliwa. Ludzie zdawali się opryskliwi. Każdy patrzył tylko na siebie. Nie mogła tam liczyć na mieszkańców, również Polaków. Nie byli szczerzy, lecz otoczeni tajemniczością. Zawsze się pilnowali przed powiedzeniem za dużo, aby ktoś zbytnio na tym nie skorzystał. Jeśli jakaś Polka mieszkająca w Anglii przez lata znalazła sklepik z dobrej jakości mięsem, to strzegła tej tajemnicy niczym największego skarbu.
Miała tego dość. Fałszywi ludzie, pogoda przyprawiająca o depresję i brak powodzenia na ścieżce zawodowej. Była już w takim stanie psychicznym, że Paolo zgodził się spróbować w Rzymie. Nie chciał wracać do ojczyzny. Wyjechał stamtąd po studiach. Znalazł świetną pracę w nieruchomościach. Pistis nigdy nie wiedziała do końca, czym się zajmuje narzeczony przyjaciółki. Wystarczyło jej tyle, że ma dobrze płatną posadę, bo to dawało jej ogląd ich sytuacji. Paolo bał się, że w Rzymie nie znajdzie tak dobrego stanowiska. I rzeczywiście, musiał się przebranżowić. Skończył za biurkiem, ale kiedy Alinie zaczęło się układać zawodowo, nawet się z tego cieszył. Miał teraz luźniejsze godziny pracy, mógł spędzać więcej czasu z ukochaną. Pomagał jej także przy projektach, znalazł w sobie sympatię do mody. Zaczęła go nawet interesować, co zaowocowało rozwojem jej firmy w męskie inspiracje i nową kolekcję dla panów. Pierwszą w jej karierze.
Paolo zrozumiał, że przeprowadzka to jedyna nadzieja na to, aby Alina odbiła się od dna i aby mogli budować swoją relację. Kochał ją. Może na swój dziwny włoski sposób, czasami niezrozumiale, ale kochał. I chociaż różnili się pod wieloma względami – dzieliły ich aspekty kulturowe, językowe czy wierzeniowe – to nad tym dwojgiem wisiała pewność, że on zrobi dla niej naprawdę dużo. Zapominał przy Alinie o sobie, na pierwszym miejscu stawiał jej szczęście. Pistis zawsze przychodziło na myśl, że to właśnie jest miłość. Takie proste w teorii, a zarazem trudne do wykonania, całkowicie nie patrzeć na swoje potrzeby. W codziennym życiu, w każdej chwili, być nastawionym na przyjemność, dobro czy odpoczynek tej drugiej osoby. I jak pokazywał przykład Paola, to często prowadzi też do szczęścia tej kochającej osoby.
– Pokaz był świetny! Koniecznie musisz kiedyś przyjechać. Może jak już nie będziesz karmić Samuela.
Pistis się uśmiechnęła.
– Wiem, wiem. To trochę potrwa, ale może do tego czasu będę jeszcze wyżej na rynku i przyjedziesz tutaj na prawdziwą bombę.
– Byłoby wspaniale. Ale będę musiała przyjechać dwa razy. Raz sama, na prawdziwe włoskie szaleństwo, tylko we dwie, później z Hanielem i dziećmi.
– Tak. Wiem. Oszalałabyś z tęsknoty za nimi.
Pistis uniosła brwi i skinęła głową.
– Mam połączenie od managerki, muszę kończyć, kochana – rzekła Alina. – Zdzwonimy się!
– Oczywiście. W kontakcie!
Posłały sobie pocałunki za pomocą dłoni i się rozłączyły.
Pistis wciąż się uśmiechała, przenosząc wzrok na malujący się przed nią górski krajobraz. Podeszła do synka i popatrzyła mu w oczy, myśląc o wspólnej podróży do Rzymu. Podała małemu bidon i posadziła go sobie na kolanach. Śpiący wtulił w mamę bok, dopasowując się do jej wystającego brzucha. Pistis znów się zamyśliła. Przed oczami miała piękny Rzym, plażę, na której spędzali swoją podróż poślubną. Myślała o tym, jak bardzo życie jej i Aliny się różni. Naraz naszła ją świadomość, że jednak inne życie nie dałoby jej szczęścia.
Życie jej i Haniela nie było idealne i proste. Przez kolejne lata będą spłacać kredyt, który stanowi główną cenę za to, że mogą mieć namiastkę nieba na ziemi. Własne miejsce. Dom ze swoimi wartościami i zasadami, rządzący się ich prawami. Pistis porzuciła na razie karierę zawodową. Zrobiła to świadomie. Nie powiem, że przemyślanie, bo musiałabym skłamać. Nie zastanawiała się nad tym długo. Wystarczyło jej pragnienie pokrywające się z pragnieniami Haniela. Zdecydowali się wziąć udział w kolejnym powołaniu. Odpowiedzieli na następne zaproszenie Stworzyciela. Przyjęli jeszcze jeden podarowany im cud, o który wspólnie prosili.
Haniel pracował, Pistis zajmowała się dzieckiem i domem, nosząc pod sercem kolejnego członka rodziny. Taki standardowy model. Absolutnie nie mieli zamiaru rzucać się światu w oczy. Pragnęli tylko od reszty zrozumienia – i spokoju. Każdy wybiera, jak żyje, chociaż nie zawsze pokrywa się to z tym, jak chce żyć. Mimo że ich oczekiwania nie były wygórowane ani w żaden sposób wymagające, świat nie mógł tak po prostu odpuścić i dać z siebie wszystkiego. Musiał trochę poprzeszkadzać w sielance. Niekiedy pstryknąć w nos, a czasem kopnąć w tyłek.
Ludzie nie chcą rezygnować z wtrącania się w nie swoje sprawy. Taką chyba mamy naturę. Pistis bardzo tego nie lubiła – u innych, ale także u siebie. Nie jest aż taką hipokrytką. Doskonale zdaje sobie sprawę, że też zdarza jej się komentować położenie innych. Zawsze ma w głowie cytat o belce i drzazdze w oczach swoich i drugiego człowieka. Jeśli wypowiada się na temat znajomych czy bliskich, robi to raczej z troski i dobrych intencji niż z zawiści. Chociaż nieraz pojawiają się w niej: zazdrość, frustracja czy niewyjaśniony gniew. Jej młodsza siostra, Agape, wciąż powtarza, że „laski są pomylone”, podobnego zdania jest Haniel. Mężczyźni jakoś potrafią sobie normalnie radzić z takimi sytuacjami. Prosto w twarz powiedzieć po męsku raz a porządnie. Bez fochów, niedomówień i ukrytych pretensji – głoszonych całemu światu, a nie osobie, której dotyczą. Pistis nerwowo reagowała na wydawanie osądów o życiu innych, bez pozostawienia jakiejkolwiek furtki na zrozumienie. Taka wszechwiedząca postawa kogoś, kogo życie zupełnie odbiega od tego, które osądza. Zawsze mówiła, że nikt nie ma prawa się wypowiadać na temat ich problemów, czynów ani sposobów na codzienność, dopóki nie przeżyje tego co oni. Nie będzie w ich butach, skórze i sercu.
Pistis i Haniela do tej pory los traktował dobrze. Byli w grupie szczęśliwców, którzy obrywali jedynie po nosie. Stanęli przed wyborem, jak większość z nas każdego dnia. Musieli wybrać, czy będą mieli dzieci, czy pieniądze. Wybór był dla nich oczywisty. Bo decyzja wychodziła z ich serc. Nawet jeśli w głowach mieli myśli o tym, żeby wieść dostatnie życie i móc sobie pozwolić na jakiegoś rodzaju luksusy, to ich pragnienie posiadania dóbr materialnych nie było na tyle wielkie jak to dotyczące szerzenia uczucia i wydawania jego owoców. To było w nich wpisane. Szczęście dawała im wspólna egzystencja w domu – bez zmywarki i wspaniałych wakacji za granicą.
Ona wolała zacisnąć zęby i poupychać rzeczy w kilku komodach zamiast w wielkiej garderobie. On – wracać do domu kilkunastoletnim kombi zamiast wypasionym jeepem. Bo takie małe marzenia mieli z tyłu głowy. Chyba jak każdy. Wierzyli, że uda im się kiedyś je zrealizować. Jednak nie był to ich priorytet. Ukochali swój niewykończony dom i swoje życie na średnim poziomie. Pistis mogła w każdej chwili zostawić dzieci w żłobku i pójść do pracy. Mieliby wtedy możliwość urzeczywistnienia pragnień związanych ze swoimi pokojami i garażem. Nie potrafili sobie jednak tego wyobrazić. Rozmowa o tym kończyła się zaszklonymi oczami Haniela i łzami Pistis. Nie mogli znieść myśli, że ich dzieci będą przez cały dzień pod opieką obcych ludzi. Jeszcze nie teraz. Czuli potrzebę odegrania swojej roli właśnie w taki sposób. Dając maluchom możliwie jak najwięcej siebie, swojego czasu i uwagi. Jasne, że nie mogli obydwoje zrezygnować z pracy, ale mogła zrobić to Pistis w imieniu ich obojga.
Spotykamy się z przeróżnymi sytuacjami i położeniami. Za każdym razem musimy usiąść i przemyśleć taktykę. W lepszym wypadku porównać plan A z planem B. W gorszym – przerobić cały alfabet. Ale nawet w takim wariancie jest pełno nadziei, jak mówi ksiądz Tomasz Tyszkiewicz: „Bóg ma dla ciebie plan A, jeśli go zepsujesz, to ma plan B, jeśli ten też zepsujesz, to ma plan C. A jeśli dojdziesz do Z i ten plan też zepsujesz, to Bóg wymyśli dla ciebie nową literkę”.
Na nasze wybory ma wpływ masa rzeczy. Dokonujemy takiego, na jaki mamy możliwość. Staramy się, aby był zgodny z naszym sumieniem, sercem i portfelem. Najważniejsze, żeby nie bawić się w sędziego i nie negować tego, jak inni walczą z życiem. Każdy z nas ma prawo do swojej logistyki, każdy jest przywódcą swoich oddziałów. Nie siedzimy w namiocie innych walczących, nie jesteśmy na ich polu bitwy, nie my ustawiamy pionki na ich planszach, a więc i my nie otwierajmy ust, żeby wygłaszać mowę przed bitwą.
Tak właśnie wygląda nasze życie. Jesteśmy, myślimy, wybieramy, czujemy i… czekamy. Aż los nam pokaże, czy nasza decyzja była dobra. Pistis i Haniel nie czekali w strachu. No, może w leciutkim lęku. Pozostawiali w tym wszystkim wolną rękę Bogu. Robili, co mogli, aby wypełniać swój pobyt tutaj jak najlepiej. Wiedzieli jednak, że bez Niego to niemożliwe w stu procentach. Że jeśli pozwolą sobie na tę odrobinę szaleństwa, rzucając się na nieznaną wodę – z prośbą o Jego prowadzenie – to wyłonią się spod fal. Owszem, była mowa o pomyłce, ale nie o przegranej. W żaden sposób nie mógł nadejść koniec, bo przecież Bóg mógł wymyślać alfabet całą wieczność.
Tym razem rozmyślania przerwał jej dźwięk SMS-a. Przypomniała sobie, że przecież jechała do niej Agape, która teraz często wpadała z odwiedzinami. Napisała, że będzie za piętnaście minut.
Pistis wstała i odłożyła Gabriela do łóżeczka turystycznego. Poszła do kuchni, żeby nastawić wodę na kawę. Miała zamiar zaparzyć duże ilości czarnego napoju, wiedziała bowiem, że zapewne kolejny raz czekają je długie rozmowy i zgadywanie przyszłości. Odkąd znalazły do siebie drogę i wspólny język, spędzały dużo czasu na rozmowie. Pistis mogła się poczuć wreszcie starszą, a nie tylko młodszą siostrą. Agape ze swoim młodzieńczym usposobieniem i dziewczęcą urodą przypominała jej samą siebie sprzed lat. Naiwną i ciekawą świata. Dopiero teraz tak naprawdę zaczynała poznawać cały wachlarz jego kolorów – kiedy uporała się z problemami i zaczęła patrzeć na rzeczywistość zupełnie innymi oczami.
Agape wbiegła do domu z torbą na ramieniu. Nosiła ją dumnie. Ukazywała logo uczelni, którą – choć przysparzała wielu stresów i zmartwień, zresztą jak każda uczelnia każdemu studentowi – lubiła i szanowała.
Pistis widziała już grymas na twarzy siostry: zakłopotanie pomieszane z wątpliwościami i pretensjami do życia. Rzecz jasna, ta burza emocji spowodowana była uczuciami szalejącymi w sercu młodej damy. Agape miała ogromne pragnienie znalezienia kogoś, kto będzie jej bratnią duszą. Powiernikiem, ostoją i żaglem. Całym światem, doskonale do niej dopasowanym. Teraz ta misja wypełniała jej cały wolny czas. Jak przystało na prawdziwą chrześcijankę, zachowywała się tak, jakby wszystko zależało od niej, a przy tym modliła, jakby wszystko zależało od Boga. Jej determinacja była zabawna, ale też godna podziwu. Bombardowała niebo prośbami, groźbami, lamentami, krzykiem i milczeniem, biorąc za swoich adwokatów i sprzymierzeńców wszelakich świętych z Józefem na czele.
Rzuciła Pistis spojrzenie, po którym wszystko stało się jasne: „leżak, kawa, ty, słońce i za trzy minuty widzimy się na tarasie”. Agape była zagubiona, co Pistis wiedziała już po kilku zdaniach. Chociaż musiała się wysilić, żeby poprowadzić rozmowę z siostrą, jak należało. Agape była wymagającą towarzyszką rozważań, jeśli temat robił się dla niej trudny lub dotyczył jej osoby w dużym stopniu. Z jednej strony między innymi właśnie po to przyjechała do Pistis: żeby móc się uzewnętrznić. Z drugiej – należało ją ciągnąć za język, jakby słowa, które miała wypowiedzieć, były trudne do wypchnięcia przez aparat mowy. Jeśli ktoś dobrze znał Agape, wiedział, że miewa różne nastroje. Jest radosna i towarzyska, a w jednej chwili potrafi przejść obok rodzonej siostry i na nią nie spojrzeć. Cóż, nie robi tego specjalnie, po prostu tak przeżywa swoje zawody i potknięcia. Wie, że świat zewnętrzny nic jej nie zawinił i że to nie bliscy są odpowiedzialni za jej porażkę, a jednak nie potrafi popatrzeć im w oczy, dlatego że nie umie uczynić tego w stosunku do siebie.
Całe szczęście jest świadoma swojego zachowania. Sama mówi, że występują u niej dążenie i unikanie. Nie tylko w codzienności, ale także w kontaktach z innymi. Zarówno z rodzicami, jak i z mężczyznami – w czym zresztą widzi powiązanie. Podobno relacja z rodzicami, która jest naszą pierwszą w życiu, rzutuje na to, jak będzie wyglądać nasza więź z innymi, również naszym przyszłym mężem czy żoną.
Agape, zachęcona pytaniami Pistis i lekkim, świeżym powietrzem, snuła teraz na tarasie przemyślenia o krętych drogach swoich uczuć i emocji. Wiedziała, czego chce od życia, nie miała jednak pojęcia, jak to osiągnąć. Nie chciała nic od razu, a równocześnie nie mogła się doczekać tego, do czego dążyła. Podobali jej się chłopcy, ale jeszcze nie spotkała takiego, który pasowałby do jej wizji. Pragnęła poznać tego, którego widziała w wyobraźni. Ten był oczywiście przystojny i zabawny, ale przy tym wierzący i kochający Boga. Stał u jej boku z zawieszoną na szyi gitarą, radośnie przeskakując z nogi na nogę i śpiewając oazowe hity. Na studiach, w pracy i w centrum Krakowa nie spotkała wszakże tego tworu swojego serca, przez co irytacja od czasu do czasu zaczynała nad nią panować. Nieraz ze złości miała ochotę rozszarpać kogoś na strzępy.
– Powiedz mi: dlaczego nie mogę mieć takiego szczęścia jak ty? Poznałaś Haniela tak wcześnie. Kochacie się, od początku miałaś pewność, że to miłość twojego życia – zaczęła.
– Spokojnie, jesteś jeszcze młoda. Wiem, że pragniesz mieć kogoś bliskiego, że po swoich przejściach marzysz o wielkim uczuciu. I na pewno takie na ciebie czeka. Jestem o tym przekonana.
– Pistis, ja wiem, naprawdę. To nie chodzi o to, że ja jestem jakaś napalona czy zdesperowana. Zdaję sobie sprawę, że jest czas. Ale zobaczyłam go na tej imprezie, był jakby wyciągnięty z innego świata. To znaczy… och, mój Boże! Ideał!
– Czekaj, czekaj. Ale o kim ty mówisz? Jaki on? Kto? – Pistis zgłupiała. Siostra dopiero co lamentowała, a tu nagle okazuje się, że jednak jakiś mężczyzna wpadł jej w oko.
– Byłam na dużej imprezie w klubie. Taka najbardziej chamska impreza do granic. Wiem, wiem, zaraz mi dasz reprymendę, ale daj dokończyć. Były urodziny Sary, a ona uwielbia takie klimaty. Poszłam, bo w sumie nie miałam planów… No ale do rzeczy. Wchodzi nagle facet, Pistis, gdybyś go widziała! Piękny! Cudownie wyrzeźbiony, ciemna karnacja! Nogi się pode mną ugięły!
– Brzmi bardzo interesująco…
– No ale słuchaj dalej – mówiła Agape jak nakręcona. – Sławek, bo tak ma na imię, należy do wspólnoty! Jest jak my, zajawiony katol!
Pistis spojrzała na nią z przerażeniem i zdziwieniem, nie kryjąc też rozbawienia.
– No wiesz, o co mi chodzi – sprostowała dziewczyna, widząc minę starszej siostry. – Jest taki, o jakiego się modlę. Materiał na męża!
– No to wspaniale. Może to akurat jest odpowiedź na twoje prośby. Nie rozumiem zatem, po co były te wszystkie nerwy na początku i narzekania. – Pistis upiła kolejny łyk kawy, która zdążyła wystygnąć, podczas gdy ona zasłuchana była w opowieściach. Połknęła czarny napój z myślą, że tym razem miała się napić ciepłej kawy i że kolejny raz się jej to nie udało. Wyciągnęła Gabriela z kojca i rozłożyła przed nim kolorową książeczkę, trzymając go na kolanach. Malec zaczął uderzać rączką w narysowaną krowę pasącą się na łące.
– Jak ty nic nie rozumiesz. On mnie zwyczajnie nie chce. Ani trochę nie jest zainteresowany.
– Słuchaj, to może ma dziewczynę… Przecież na pewno mu się podobasz.
– Właśnie podobno nie ma.
– „Podobno”?
– To znaczy nie ma. Mówi, że nie ma… Ja już robię, co tylko mogę. Stwarzam sprzyjające sytuacje, żebyśmy mogli spędzić chociaż chwilę razem. Sami, żeby on mógł mnie poznać, zobaczyć, jaka jestem. Taka naprawdę, rozumiesz?
Pistis doskonale rozumiała. Jej siostra zdawała sobie sprawę z tego, jaka jest potłuczona. Miała świadomość swojego trudnego sposobu bycia przez to, że toczy ciągłą walkę między dobrym a złym obliczem własnej duszy. Z tego powodu mogło się wydawać światu zewnętrznemu, że ma nierówno pod sufitem. Pistis do niedawna też tak sądziła. Nosiła w sobie obraz swojej młodszej siostry, która ciągle strzela fochy i ze wszystkim ma problem. Dopiero niedawno poznała wnętrze Agape. Zobaczyła, że jej dobre serce jest tak naprawdę pod silnym wpływem mózgu i – jak to określiła Agape – połączeń nerwowych, które atakują młodą bezbronną osobę i sprawiają, że nie potrafi sobie poradzić sama ze sobą i otacza się murem, a przy tym jest dla otoczenia gorzka i nieprzyjemna, bo smutna i przyćmiona w środku.
– Myślę, Agape, że najlepiej będzie, jak dasz sobie i Sławkowi trochę czasu. Lepiej poznasz sytuację, jego, siebie, może was.
– Masz rację. Nie ma co się rzucać na pierwszego wierzącego faceta, zapominając o zdrowym rozsądku. Dziękuję za kawkę, była pyszna. – Wstała i jakby nigdy nic pobiegła do ogrodu i zajęła miejsce na najwygodniejszym leżaku, ustawionym w pełnym słońcu.
Pistis zebrała filiżanki i ruszyła w stronę kuchni. Była bezradna wobec problemów siostry, ponieważ nigdy w ten sposób nie szukała i nie oczekiwała swojego księcia. Miała to szczęście, że pojawił się obok niej, jeszcze zanim zdążyła za nim przeraźliwie zatęsknić.
Pod tym względem drogi sióstr różniły się dokładnie tak samo jak pod każdym innym. Pistis znajdowała się pośrodku całego zamieszania, czyli ich życia. Była średnia – i młodsza, i starsza. Spełniała niejako funkcję ciężarka próbującego zachować równowagę. Miała przy tym wszystkim w prawej dłoni modlitwę i zawierzenie, w lewej zaś – bezsilność. W jakimś stopniu matkowała swoim siostrom. Może dlatego, że jako pierwsza z nich została mamą i miała w sobie to coś, co się rodzi w kobiecie wraz z przyjściem na świat dziecka. Myślę, że kobiety w pełni to rozumieją, tak samo jak ból menstruacyjny i porodowy czy jeszcze ważniejsze i głębsze aspekty, jak noszenie w sobie życia albo towarzyszący jeździe na porodówkę strach mieszający się z euforią i niemożnością doczekania się na pierwsze spojrzenie w twarz swojego maleństwa. Pierwsze doświadczenie jego dotyku poruszającego każdą struną serca. Łzy, które, choć są ich miliony, nie mają siły lecieć po godzinach starań, aby dziecko przeszło swoją pierwszą, jakże trudną drogę.
I chociaż mężczyźni nigdy nie zrozumieją tego tak, jak kobiety, to my nie wyobrażamy sobie tych chwil bez masujących nas męskich dłoni. Nie chcemy tych wszystkich mistycznych przeżyć bez ręki podającej nam butelkę z wodą między skurczami. Nie wyobrażamy sobie, że nie podtrzymają nas pod prysznicem, kiedy padamy z wycieńczenia i z powodu utraconej podczas całego procesu krwi. A nade wszystko na nic nasze przeżycia i rozumienie istoty macierzyństwa, jeśli nie możemy, trzymając naszych dzieci w objęciach, spojrzeć im w oczy i poczuć na swoich dłoniach męskiej dłoni. Branie udziału w cudzie stworzenia wymaga od nas gigantycznej siły i zapału, ale też obdarowuje nas czymś, co nam te siły daje. Już nigdy nie będziemy tacy jak przedtem. Wytrzymamy i damy radę zrobić wszystko dla tych, których kochamy, czując niespotykane dotąd ciepło w sercu. Dzięki temu inaczej patrzymy na człowieka, na siostrę, męża, sąsiada i dziecko w sklepie. Jesteśmy bardziej wyczuleni i wrażliwsi. Może właśnie dzięki temu czasami pomocni…
***
Pistis, napełniona ową siłą, przygotowywała niedzielne śniadanie. To był ich mały rytuał – dzielenie stołu w jadani, a następnie karmienie się Słowem i ładowanie baterii w kościele. Bardzo lubili ten dzień. Spędzali czas ze sobą i z Nim, co bez wątpienia miało wpływ na mieszkające w ich domu szczęście. Czasami podczas posiłków milkli nagle, żeby móc się napawać widokami za oknem. Rozciągały się tam Wzgórza Lanckorońskie łączące się na horyzoncie z niebem. A jeśli była to akurat kolacja, mogli podziwiać też pięknie zachodzące za wzgórze słońce zwiastujące nadejście nocy i dla jednych odpoczynek, dla drugich – wstawanie do dzieci i ciążowe pobudki. Śmiali się, że to otoczenie i panorama za szybą są dużo lepszym telewizorem niż ten stojący w ich salonie. Mimo że już nieraz pochłaniali oczami ów obraz, ciągle udawało im się dostrzec w nim coś nowego. Kształt jednego z dachów w oddali lub drzewo, które rosło tam od lat, a zdawało się, jakby nocą wystrzeliło nagle spod ziemi. Czasami obserwowali też kolor dymu z kominów pobliskich domów, od razu wiedząc, kto przyczynia się do zanieczyszczenia powietrza w ich okolicy.
Pistis poddała się nostalgii i rozmyślaniom.
– Haniel, jak myślisz: dlaczego nie każdy ma możliwość spotkać swoje szczęście? – zapytała wpatrzona w korony drzew. Jej wzrok przykuł ruch poniżej. Przyjrzała się dokładnie i zobaczyła ich kota Zygzaka czającego się na coś w wysokiej trawie. Potrafił godzinami wyczekiwać nad różnymi norkami, aż pojawi się w nich zdobycz godna zapolowania.
– Pewnie masz na myśli Ritę. – Wiedział, że Pistis umówiła się z jedną ze swoich przyjaciółek na spotkanie w nadchodzącym tygodniu. Kiedy usłyszał pytanie wypływające z ust żony, od razu skojarzył te dwie sprawy.
To właśnie w niej kochał – jej podejście do przyjaźni. Dbanie o nią i pielęgnowanie jej. Było w tym jednak też coś, co go denerwowało. Troska równała się zamartwianiu. Wiedział, że Pistis nie tylko się martwi, ale również przeżywa i analizuje, próbując znaleźć złotą radę dla przyjaciółek w kryzysie. Niczym Pinky i Mózg ze znanej większości kreskówki próbujący wymyślić wyjście z zagmatwanej sytuacji.
– Nie wiem, kochanie. Może po prostu dlatego, że pomylili się w wyborze dróg? Może wcale nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo składa się na to większość naszych decyzji? Może też zabrakło tym ludziom najzwyklejszego farta, znalezienia się w odpowiednim czasie we właściwym miejscu… – Zobaczył jej zatroskaną twarz i zaraz dodał: – Ale oni ciągle to swoje szczęście mogą jeszcze spotkać. Wszystko zależy od nich.
Rita była jedną z jej bliskich dusz. Kimś, z kim znała się od lat i z kim dzieliła swoje życie. Taka osoba, której jesteś pewna już w stu procentach, bo znasz jej reakcję na każde twoje słowo. Nie mówię tutaj broń Boże tylko o tych złych chwilach, w których potrzebuje się obecności przyjaciółki. Nie mam na myśli akurat tych momentów, w których siedzi się pod kocem z winem i masą łez. Pistis już doskonale wie, że nie po tym zdobywa się niezachwiane zaufanie. I choć gotowość przybycia czy chociaż zapewnienie swojej duchowej obecności przy drugiej osobie w każdej trudnej chwili ma duże znaczenie, to Pistis przekonała się już, że nie jest to wyznacznikiem szczerej, prawdziwej, bezinteresownej i czystej w swojej naturze miłości. Coś, co daje nam poczucie niewzruszonego oddania i czystych intencji, to przeżywanie razem szczęścia. Kiedy były młodsze, zdarzało się, że w ich przyjaźń wkradały się złe nuty zazdrości, przez co melodia ich relacji stawała się nieczysta. Biło fałszem na kilometr i raniło uszy. W pewnym momencie nie chciało się uczestniczyć w takim koncercie. Jak nie jedna, to druga czy kolejna z nich. Powstawały nieporozumienia, w związku z którymi jedna z nich ciągle wpadała w miejsce umieszczone między młotem a kowadłem. Jak w rosyjskiej ruletce – nigdy nie było wiadomo, jak się odmienią losy i która dziewczyna będzie kolejna.
Takie sytuacje nie zniszczyły ich przyjaźni. Wręcz przeciwnie – umocniły ją. To tak jak w związku lub małżeństwie. Sprzeczki i kłótnie kształtują dwoje ludzi, którzy mają spędzić ze sobą życie. Uczą ich reakcji drugiej strony, dialogu, tonu, sposobu rozmowy i kompromisów. Tak samo jest z przyjaźniami. Oczywiście niektóre się rozlatują. Jeśli nie ma szczerych uczuć z obydwóch stron i mocnych chęci, aby być ze sobą mimo wszystko i pokonać przeszkody, to więź nie przetrwa. Taka relacja może ogromnie uszczęśliwiać. Przeżyte wspólnie trudne chwile czynią ją mocną i stabilną, tym bardziej dającą możliwość na wzajemne obdarowywanie się radością. Kiedy człowiek przejdzie z kimś ramię w ramię drogę, docierają do kolejnego etapu, dojrzewają, tak jak Pistis czy Rita. Nie ma już miejsca na nieczyste nuty w ich melodii – ich ruchy są zgrane. Grają przecież w tym samym zespole, a ich nuty opierają się przede wszystkim na szczerości. Nie ma miejsca na nieporozumienia, żadna ich nie chce. Dlatego właśnie, gdy tylko pojawi się choćby widmo sprzeczki, zaczynają ze sobą rozmawiać. Uwierzcie mi, szczerość i rozmowa mogą bardzo ulepszyć nasz świat i uczynić życie o wiele prostszym. Nie jest to już podstawówka, gdzie rzuciło się groźne spojrzenie i obróciło na pięcie, żeby odejść i przez tydzień się nie odzywać, lub robiło sobie okrutne kawały. To dorosłość, w której trzeba powiedzieć, co cię wkurza, pokazać swój punkt widzenia, i nie zamykać się przy tym na odczucia drugiej strony. Tylko wyjaśnienie niejasności sprawi, że będziemy trwać w zgodzie i posuwać się do przodu.
To nie jest też czas na tajemnice, szeptanie na ucho jednej z paczki pieczołowicie zakodowanej informacji i sprawdzanie, czy zainteresowana na pewno widzi całą konspirację. Następnie paradowanie przed ową nieszczęsną i całym światem w tryumfie, bo my coś wiemy, a ona nie. W dzieciństwie może i działało. Było jak płachta na byka, ale nie dziś. Nie chcę powiedzieć, że nie można mieć swoich intymnych spraw i w przyjaźni trzeba się dzielić wszystkim. Absolutnie nie. Trzeba żyć w zgodzie ze sobą, ale żeby ta zgoda panowała, powinno się postawić sprawę jasno. Podzielić się z resztą wiadomością mającą na celu poinformować, że stało się coś ważnego, dotyczącego nas, ale nie chcemy do tego wracać. Szczerze bijemy się wówczas w piersi i prosimy, żeby nie zadawano nam pytań w tym temacie, ponieważ nie jest to na nasze siły. Tyle. Wszyscy wiemy, na czym stoimy, i nie musimy być świadkami głuchego telefonu reszty przyjaciółek.
Rita podjechała pod dom na wzgórzu swoim małym, niebieskim samochodem. Była spóźniona – jak zawsze. I chociaż Pistis doskonale znała tę wadę przyjaciółki, to nie potrafiła się w duchu nie złościć. Zawsze sobie obiecywała, że nie będzie jej wyczekiwać i po prostu zajmie się swoimi obowiązkami. Niestety nigdy nie udało się wdrożyć tej jakże cudownej idei. Dlatego każdy początek ich spotkania kosztował Pistis ból w przełyku od duszenia złości. Owo odczucie nie trwało jednak długo, dzięki czemu już po kilku minutach powietrze było czyste, a atmosfera – jak najbardziej sprzyjająca spotkaniu.
Tym razem złość Pistis minęła jednak od razu, kiedy tylko zobaczyła twarz Rity stojącej w progu jej domu. Trzymała za rękę pierworodnego synka, Maćka, który z kolei swoją dłoń miał zaciśniętą na rączce młodszej siostrzyczki, Amelki. W drugiej dłoni kobiety widać było fotelik samochodowy, w którym kuliła się najmniejsza pociecha rodziny – Janek.
Pistis zaczęła się powoli przesuwać w stronę gości, aby się przywitać. Po drodze przewinęło jej się przez głowę tysiące myśli. Idąc, marzyła o tym, żeby przedpokój nigdy się nie skończył, ponieważ panicznie bała się tego, co skrywa malujące się na twarzy przyjaciółki spojrzenie. Obawiała się, co zaraz będzie musiała usłyszeć i jak bardzo bolesne będzie to dla nich obydwóch. Najbardziej kłującą była jednak myśl, jak bardzo krzywdzące będzie to dla dzieci Rity i Eryka.
– Gabriel, chodź. Przyszli twoi przyjaciele. – Zawołała swojego synka, żeby zajął się mniejszą częścią towarzystwa. Wiedziała, że będą potrzebowały dłuższej chwili na rozmowę.
Maluch nieśmiało podszedł do mamy i złapał jej udo. Maciek był najstarszy z dzieci i jakby przyzwyczajony do pełnienia funkcji opiekuna reszty gromadki. Wziął Gabriela za rączkę. Teraz, trzymając już dwoje towarzyszy, ruszył w stronę dywanu, na którym czekał kosz z zabawkami. Rita posadziła Janka na macie edukacyjnej tuż obok.
Odwróciła się ze łzami do przyjaciółki.
– Pistis, ja już tak dłużej nie dam rady. Przymykałam oczy na naprawdę wiele rzeczy… – zaczęła, po czym schowała twarz w dłoniach. Jej wyznanie dawało jasny przekaz tego, jak bardzo jest przejęta. Na pewno był to też dla Pistis sygnał mówiący o tym, że sprawa jest poważna.
– Chodź, usiądziemy. Miejmy nadzieję, że dzieci będą się w miarę grzecznie bawić.
Gabriel nie był absorbującym chłopcem, potrafił świetnie organizować sobie czas. Dzieci Rity zajęte były oględzinami nowych dla nich zabawek, a Janek… cóż, odpływał właśnie w objęcia Morfeusza, leżąc na boku i ssąc smoczek. Musiał się znużyć podróżą. Miętolił paluszkami zielony, szeleszczący listek.
Usiadły przy stole nieopodal domowego placu zabaw. Rita zebrała się wreszcie na odwagę, żeby streścić to, co ją spotkało.
– Sama wiesz, na początku było wspaniale. Kwiaty, prezenty, przede wszystkim obecność, zabieganie, walczenie o mnie, o nas. Nie byłam zakochana od pierwszego spotkania, nawet nie od trzeciego. Nie byłam też obojętna. Coś we mnie drgało, ciągnęło w stronę ramion Eryka. Wiesz, rozumiesz? Nie czułam tych całych fajerwerków, ale to było w końcu coś innego.
Pistis ze łzami w oczach patrzyła na przyjaciółkę. Wiedziała, że to bardzo ważna dla nich chwila. Że Rita opowie jej wszystko szczerze, bez udawania. Że ściągnęła maskę, żeby przestać robić dobrą minę do złej gry. Pistis zrozumiała, że jej rozmówczyni właśnie podjęła decyzję, aby przestać choć na chwilę szczerzyć zęby, mimo bólu i złości rozdzierających jej serce. Milczała, żeby nie przeszkadzać przyjaciółce w tej spowiedzi, dała jej jednak wyraźne znaki, że słucha jej słów z zainteresowaniem i zaangażowaniem. Spojrzeniem i skinieniem głowy zapewniła, że kiedy tylko Rita będzie tego potrzebować, otrzyma ciepłe słowa i przyjacielskie ramię, które chociaż na sekundę przyniosą ukojenie. Myślała o tym, że zdaje właśnie egzamin jako przyjaciółka, człowiek, pocieszycielka. I chciała podołać temu zadaniu w dobrym stylu.
Dzieci, jakby wyczuwając atmosferę, doskonale się bawiły w swoim towarzystwie. Maciek, naśladując rodziców, panował nad resztą dzieciaków, wziąwszy sobie do serca słowa mamy, że jest najstarszy i teraz to on ma się zajmować resztą załogi. Niewątpliwie pomogły w tym smakołyki, które Rita ze sobą przywiozła, wiedząc, że będzie potrzebowała spokoju.
– Myślałam sobie, że to może jakiś taki znak, że po tych wszystkich szaleństwach i błędach nadszedł czas na zatrzymanie się, wzięcie życia na poważnie – ciągnęła. – Biorąc pod uwagę życie i uczucia innych, nie tylko swoje. Sama wiesz, jaki jest Eryk: męski, do rany przyłóż. Taki ułożony i poprawny. Przede wszystkim nastawiony na rodzinę. Tego przecież zawsze chciałam, prawda?
Pistis skinęła kolejny raz głową. Przełykając ślinę, zaczęła się zastanawiać, do czego zmierza przyjaciółka.
– Oczywiście, że zawsze tego pragnęłaś. Wszystkie ci kibicowałyśmy w ułożeniu sobie życia. Każdy, kto spotkał Eryka, był pod jego urokiem. To właśnie to, o czym mówisz. Niby zwykły facet, ale traktujący cię jak swoją różę, diament w koronie. Miało się wrażenie, że jesteś dla niego ozdobą. I to właśnie było takie wyjątkowe. Wspaniale się odnajdywał w towarzystwie już od samego początku. Zabawny i dobrze wychowany. Wypowiadał się zawsze i o wszystkim z takim przekonaniem, że każdy miał wrażenie, że przemawia przez niego rozsądek czy jakaś mądrość. Dlaczego miałabyś nie chcieć spotykać się z takim facetem? Wiem, że macie ciężkie chwile i Eryk jest bardzo stanowczy, ale przecież się kochacie, nie? Ty go kochasz. Bo kochasz? Macie trójkę wspaniałych dzieci.
Rita przygryzła wargę z nerwów, kiedy Pistis kończyła swoją wypowiedź.
– Widzisz? I tak to właśnie wygląda. Owszem. Początki były wspaniałe z jego strony. Jak chyba każdy początek związku. Wtedy zabiega się o drugą osobę. Walczy o uczucie i uwagę. Tylko szkoda, że kiedy już się kogoś posiądzie, to albo zaczyna się pokazywać swoją prawdziwą twarz, albo… sama nie wiem… daje się wessać codzienności i monotonii życia.
Gabriel podbiegł do mamy i wdrapał jej się na kolana. Potrafił zająć się sam sobą, jednak często potrzebował chwili czułości. Kiedy Pistis nie miała siły na wspólne spędzanie czasu i poświęcenie mu swojej uwagi, sam cichutko bawił się zabawkami. Ciekawa była, czy sytuacja się zmieni, kiedy na świecie pojawi się jego brat. Uśmiechnęła się do siebie na myśl o braterskiej miłości, jaką miała nadzieję zaszczepić, a później obserwować w relacji swoich synków. Pozostałe dzieci również wyglądały na znużone zabawą.
– Wiesz co, może przejdziemy do ogrodu? Dzieciaki sobie trochę pobiegają, a my skończymy rozmawiać.
– Dobry pomysł – zgodziła się Rita. – Mnie też się przyda odetchnąć świeżym powietrzem.
Zbierały się do wyjścia, Pistis robiła to bardzo powoli z powodu doskwierających jej skurczów napinających brzuch od kilku tygodni. Nagle w drzwiach pojawił się uśmiechnięty Haniel.
– Dzień dobry wszystkim! – zawołał od wejścia, chcąc zakomunikować swoją obecność. Wiedział doskonale o wizycie Rity. Zdawał sobie sprawę, że może zastać dziewczyny poważnie rozmawiające, i chciał dać im margines czasu na otrząśnięcie się z emocji, zanim się przywita.
– Kochanie, co ty tutaj robisz tak wcześnie?
– Jak to: co? Zabieram nasze maluchy na wycieczkę do lasu. Jeśli nasze kochane mamy nie mają nic przeciwko. – Spojrzał pytająco na Ritę.
– Oczywiście, to bardzo miłe z twojej strony. – Rita popatrzyła na męża przyjaciółki z wdzięcznością. Potrzebowała ciszy i skupienia, zanim dokończy opowieść. Propozycja Haniela była dla niej w tym momencie nieocenionym prezentem. – Ale chyba bez Janka, przecież nie będziesz go niósł na rękach.
– Wszystko już obmyśliłem, mamy przecież nosidełko, Gabriel pójdzie powoli na nóżkach, a ja wezmę małego. Nakarm go tylko i zapewne zaśnie bujany podczas spaceru. Widzę, że chyba tutaj nie może zasnąć.
Przeniósł wzrok na chłopczyka, który rzeczywiście wciąż otwierał i zamykał oczy.
Pistis podeszła do męża i czule złapała za jego policzek.
– Jesteś niemożliwie kochany.
Przytuliła się do niego. Haniel poczuł harce swojego syna w brzuchu żony. Uwielbiała te momenty. Czuła miłość wewnątrz i na zewnątrz. Obecność potężnego uczucia. Od kilku lat doświadczała miłości w sobie i w otoczeniu. Była wdzięczna losowi za tak wielką łaskę. Żałowała, że nie wszystkie jej przyjaciółki i bliskie osoby mogą dotykać czystej miłości. Mimo że nie dostali od życia bogactw i o wszystko musieli walczyć sami, to dzięki sobie nawzajem wyrywali światu to, czego pragnęli. I chociaż dbali o to, co osiągali, to było właśnie ich szczęście – powołanie i misja. Nie oddałaby tego za żadne skarby świata, nawet takie jak luksus finansowy.
– Dziękuję, że pomyślałeś.
– Będziecie mogły spokojnie porozmawiać. – Haniel się uśmiechnął i pocałował ją w czoło. – A my zmykamy na poszukiwanie przygód. Chodźcie, dzieciaki! Wyruszamy. – Puścił jeszcze oko do żony i odwrócił się w stronę drzwi. Podążyło za nim troje maluchów. Na przedzie kroczył rozradowany Maciek, za nim – wpatrzona w wujka Emilka ciekawa, co to za przygody ich czekają. Na końcu nieporadnie próbował ich dogonić Gabriel. Rita nakarmiła Janka i pomogła odpowiednio ułożyć go w nosidle.