Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Nowy przekład najsłynniejszej i dwukrotnie zekranizowanej sztuki wybitnego amerykańskiego dramaturga. Ostatni dzień z życia wędrownego sprzedawcy, który nie potrafi odnaleźć się w realiach twardej, bezwzględnej rzeczywistości. Uświadamia sobie, że całe jego życie jest porażką. Zasady i wartości, którym hołduje okazują się mitami i kłamstwem. Nie spełnia się ani jako handlowiec, ani jako mąż i ojciec. Myśl o zabezpieczeniu przyszłości najbliższym podsuwa Lomanowi zaskakujące wyjście z sytuacji. Historia rodziny Lomanów, chociaż osadzona w amerykańskich realiach, posiada wymiar uniwersalny, jest bardzo aktualna i bliska naszej codzienności. „Śmierć komiwojażera” to jedno z najwybitniejszych dzieł Arthura Millera. Sztuka była uhonorowana nagrodą Pulitzera, wielokrotnie wystawiana na deskach teatrów na całym świecie i sfilmowana przez Volkera Schlöndorffa.
[Opis wydawcy]
Książka dostępna w zasobach:
Miejska Biblioteka Publiczna w Gdyni
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej
Biblioteka Publiczna Gminy Nadarzyn
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu
Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Wola m.st. Warszawy (3)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 139
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Arthur Miller
śmierć komiwojażera
Przełożyła
Anna Bańkowska
Prószyński i S-ka
Tytuł oryginału:
DEATH OF A SALESMAN
Copyright © Arthur Miller, 1949, 1977
All rights reserved
Zdjęcie na okładce: Agencja BE&W
Projekt okładki: Maciej Trzebiecki
Redakcja: Magdalena Koziej
Redaktor prowadzący: Renata Smolińska
Korekta: Bronisława Dziedzic-Wesołowska
Łamanie: Ewa Wójcik
ISBN 978-83-7648-230-9
Warszawa 2009
Wydawca:
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-651 Warszawa, ul. Garażowa 7
www.proszynski.pl
Druk i oprawa:
Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca SA
30-011 Kraków, ul. Wrocławska 53
OSOBY
(według kolejności występowania)
Willy Loman
Linda
Biff
Happy
Bernard
Kobieta
Charley
Wuj Ben
Howard Wagner
Jenny
Stanley
Panna Forsythe
Letta
Akcja rozgrywa się w domu i na podwórzu Willy’ego Lomana, a także w różnych odwiedzanych przez niego miejscach dzisiejszego1 Nowego Jorku i Bostonu.
Słychać dźwięki fletu. Cicha, subtelna melodia kojarzy się z trawą, drzewami, horyzontem. Kurtyna idzie w górę.
Przed nami dom komiwojażera. Ze wszystkich stron otaczają go pudełkowate, przytłaczające kształty wieżowców. Na dom i proscenium pada tylko błękitne światło z nieba; reszta otoczenia jarzy się wściekłym pomarańczowym blaskiem. W miarę jak scena się rozjaśnia, widzimy, że masywne kamienice czynszowe skupione są wokół małego, chciałoby się powiedzieć: kruchego, siedliska. Całe to miejsce wydaje się jakby ze snu, ale takiego, który ma źródło w rzeczywistości. Usytuowana pośrodku kuchnia wygląda dość realnie - jest tam stół z trzema krzesłami oraz lodówka, nie widać jednak żadnego innego wyposażenia. W głębi, za kotarą, znajduje się wejście do głównego pokoju. Po prawej, na nieco wyższym poziomie, jest sypialnia, której jedyne umeblowanie stanowi mosiężne łóżko i twarde krzesło. Na półce nad łóżkiem stoi srebrny puchar - trofeum sportowe. Okno wychodzi na sąsiednią kamienicę.
Za kuchnią, na poziomie wyższym o sześć i pół stopy2_ sypialnia synów, w tej chwili prawie niewidoczna, z dwoma łóżkami i mansardowym oknem, usytuowana bezpośrednio nad niewidocznym dla widza pokojem dziennym. W kuchni - po lewej kręte schody, które tam prowadzą.
Sceneria ta jako całość (choć w pewnych miejscach tylko częściowo) jest przezroczysta. Powyżej i poniżej jednowymiarowej linii dachu domku widać wieżowce mieszkalne. Przestrzeń przed frontem rozciąga się na proscenium i schodzi do orkiestry, pełniąc funkcję zarówno podwórka, jak miejsca, w którym ukazują się wszystkie twory wyobraźni Willy’ego oraz rozgrywają się sceny miejskie. Kiedy akcja toczy się w teraźniejszości, aktorzynie wykraczają poza umowne ściany, a do domu wchodzą tylko przez drzwi po lewej stronie. Natomiast w scenach z przeszłości te granice nie są przestrzegane - postaci wchodzą i opuszczają scenę poprzez „ścianę” oddzielającą proscenium.
Willy Loman, komiwojażer, wchodzi z prawej, taszcząc dwa wielkie pudła z próbkami. Flet nadal gra; Willy słyszy muzykę, ale nie jest jej świadom. Ma ponad sześćdziesiąt lat, ubrany jest skromnie. Nawet kiedy idzie przez scenę do drzwi domu, zwraca uwagę widza swym ogromnym zmęczeniem. Otwiera kluczem drzwi, wchodzi do kuchni i z wyraźną ulgą składa na podłodze swój ciężar. Ogląda zaczerwienione wnętrze dłoni i z ust wyrywa mu się okrzyk -westchnienie w rodzaju: „O, Boże, Boże...”. Zamyka drzwi, potem przez przejście z kotarą zanosi pudla do pokoju. Po prawej stronie, w sypialni, poruszyła się przed chwilą na łóżku Linda, jego żona. Wstaje, wkłada szlafrok, nasłuchuje. Dobroduszna z natury, uczy się tłumić wszelkie pretensje do Willy’ego - oprócz miłości bowiem czuje podziw dla męża, jak gdyby jego zmienne usposobienie, krewki temperament, przyziemne marzenia i drobne grzeszki służyły jej tylko do brutalnego przypominania o kłębiących się w nim tęsknotach. Tęsknoty te Linda podziela, ale brakuje jej temperamentu, by je wyrazić i zrealizować.
LINDA słysząc, że Willy wrócił, woła z niepokojem
Willy?
WILLY
Tak, to ja. Wróciłem.
LINDA
Dlaczego? Co się stało? (krótka pauza) Willy, czy to coś złego?
WILLY
Nie, nic się nie stało.
LINDA
Chyba nie rozbiłeś wozu?
WILLY z lekką irytacją
Przecież mówię, że nic się nie stało. Nie słyszałaś?
LINDA
Źle się czujesz?
WILLY
Jestem skonany. (Flet stopniowo cichnie. Willy ze smętną miną siada przy żonie na łóżku). Nie wyrobiłem, rozumiesz? Po prostu nie dałem rady.
LINDA bardzo oględnie, delikatnie
Gdzie byłeś cały dzień? Wyglądasz okropnie.
WILLY
Dotarłem ledwie za Yonkers. Zatrzymałem się na kawę... Może to przez tę kawę.
LINDA
Ale co?
WILLY po pauzie
Nagle się okazało, że nie mogę prowadzić. Wóz ciągle zjeżdżał mi na bok, rozumiesz?
LINDA wyrozumiale
Ach, może znów kierownica nawala. Wątpię, czy Angelo zna się na studebakerze.
WILLY
Nie, nie, to moja wina. Nagle widzę, że mam sześćdziesiątkę na liczniku i nie pamiętam ostatnich pięciu minut. Ja... w ogóle nie mogłem się skupić.
LINDA
Może to przez okulary? Ty nigdy nie zmieniasz szkieł.
WILLY
Bo dobrze widzę. W drodze powrotnej wlokłem się jak żółw. Z Yonkers jechałem cztery godziny!
LINDA z rezygnacją
No więc po prostu musisz wypocząć, Willy. Długo tak nie pociągniesz.
WILLY
Dopiero co wróciłem z Florydy.
LINDA
Ale widocznie twój umysł nie wypoczął. Wciąż działa na wysokich obrotach, a to przecież właśnie umysł liczy się najbardziej.
WILLY
Pojadę rano. Może do tej pory poczuję się lepiej. (Linda zdejmuje mu buty) Te cholerne wkładki mnie wykończą.
LINDA
Weź aspirynę. Przynieść ci? Zobaczysz, że pomoże.
WILLY ze zdziwieniem
Normalnie sobie jadę, rozumiesz? I wszystko gra, nawet stać mnie na podziwianie krajobrazu. Wyobrażasz sobie? Ja i krajobraz! Jakbym co tydzień tamtędy nie kursował... Ale tak tam teraz pięknie, drzewa się rozrosły, słoneczko przygrzewa... No więc uchylam przednią szybę, wystawiam twarz na ten ciepły powiew... i nagle jestem na poboczu! Powiadam ci, kompletnie zapomniałem, że siedzę za kółkiem! Gdybym zjechał w drugą stronę, za biały pas, mógłbym kogoś zabić! Wyrównałem, jadę dalej - a po paru minutach znów to samo - odpływam! I o mały włos, a... (przyciska palce do oczu) Mam takie myśli, takie dziwne myśli...
LINDA
Willy kochanie. Porozmawiaj z nimi znowu. Nie ma powodu, żeby ci odmówili pracy w Nowym Jorku.
WILLY
Nie potrzebują mnie w Nowym Jorku. Moje miejsce jest w Nowej Anglii, tam się beze mnie nie obejdą.
LINDA
Ale masz już sześćdziesiąt lat. Nie mogą oczekiwać, że będziesz nadal jeździł co tydzień.
WILLY
Muszę wysiać depeszę do Portland. Jutro o dziesiątej jestem umówiony z Brownem i Morrisonem, mam im pokazać próbki. Kurczę, mógłbym coś sprzedać!
Zaczyna wkładać marynarkę.
LINDA zabieramu marynarkę
Najlepiej pójdź jutro do biura i powiedz Howardowi, że po prostu musisz pracować w Nowym Jorku. Jesteś za bardzo uległy, mój drogi.
WILLY
Gdyby żył stary Wagner, to ja rządziłbym dziś w centrali! To był szef całą gębą, panisko! A ten jego synalek Howard zupełnie mnie nie docenia. Kiedy po raz pierwszy jechałem na północ, nikt w Wagner Company nie wiedział, gdzie leży Nowa Anglia!
LINDA
Więc czemu nie powiesz tego wszystkiego Howardowi, kochany?
WILLY podniesiony na duchu
Powiem! Pewnie, że powiem. Jest jeszcze jakiś ser?
LINDA
Zrobię ci kanapkę.
WILLY
Nie, idź spać. Napiję się mleka i zaraz przyjdę. Chłopaki w domu?
LINDA
Już śpią. Happy zabrał dziś Biffa na dziewczyny.
WILLY z zainteresowaniem
No coś ty?
LINDA
Aż miło popatrzeć, jak się tak razem golą, stojąc jeden za drugim w łazience. A potem razem wychodzą. Czujesz? W całym domu pachnie wodą po goleniu.
WILLY
Pomyśl tylko. Tyrasz przez całe życie, żeby spłacić dom, a jak już wreszcie jest twój, nie ma komu w nim mieszkać.
LINDA
Cóż, mój drogi, takie jest życie. Ciągle ktoś nas porzuca, coś się traci.
WILLY
Nie, nie... niektórzy do czegoś dochodzą. Czy Biff coś mówił, kiedy rano wyjechałem?
LINDA
Nie powinieneś tak na niego napadać, Willy, zwłaszcza gdy dopiero co wysiadł z pociągu. Musisz bardziej panować nad nerwami.
WILLY
A kiedyż to ja nie panowałem nad nerwami? Do diabła, przecież go tylko spytałem, czy w ogóle coś zarabia! To ma być napadanie?
LINDA
Ależ mój drogi, jak on ma zarabiać?
WILLY zmartwiony i zły
Coś go wyraźnie gryzie. Zrobił się humorzasty... A wytłumaczył się chociaż po moim wyjściu?
LINDA
Był strasznie załamany, Willy. Wiesz przecież, jak cię podziwia. Gdyby znalazł swoje miejsce w życiu, może by wam obu ulżyło i przestalibyście się kłócić.
WILLY
Jak ma znaleźć to miejsce, skoro siedzi na farmie? Czy to w ogóle jest życie? Kim on tam będzie, parobkiem? Na początku myślałem, że takiemu młokosowi przyda się trochę włóczęgi po świecie, niech spróbuje tego i owego. Ale on po dziesięciu latach nadal nie wyciąga nawet trzydziestu pięciu dolarów na tydzień...
LINDA
Już zaczyna się odnajdywać, Willy.
WILLY
Nie móc się odnaleźć w wieku trzydziestu czterech lat to hańba!
LINDA
Ciii...
WILLY
Bo, kurde, po prostu robić mu się nie chce!
LINDA
Willy, proszę!
WILLY
Nasz Biff jest zwykłym obibokiem!
LINDA
Śpią już. Weź sobie coś do jedzenia. No, idź na dół!
WILLY
Po co on przyjechał do domu? Ciekawe, co go tu sprowadziło.
LINDA
Nie wiem. Chyba wciąż jest zagubiony... Kompletnie zagubiony.
WILLY
Biff Loman zagubiony! W największym kraju świata młody człowiek o takim... osobistym uroku nie może znaleźć sobie miejsca! Mimo że tak ciężko pracuje! Bo jedno trzeba mu przyznać: nie jest leniwy.
LINDA
O, nie!
WILLY współczująco, ale zdecydowanie
Już ja z nim rano pogadam. O tak, utniemy sobie pogawędkę. Znajdę mu pracę w handlu i ani się obejrzy, jak będzie wielki. Mój Boże! Pamiętasz, jak koledzy chodzili za nim krok w krok w szkole? Wystarczyło, że się uśmiechnął - i zaraz poszliby za nim w ogień! A kiedy szedł ulicą...
Pogrąża się we wspomnieniach.
LINDA chce go przywrócić do rzeczywistości
Willy, kochanie, mam tu nowy gatunek amerykańskiego sera. Jest taki puszysty...
WILLY
Po co kupujesz amerykański, skoro lubię szwajcarski?
LINDA
Myślałam, że ucieszy cię odmiana.
WILLY
Nie potrzebuję odmiany! Chcę szwajcarskiego sera! Czemu ty zawsze mi się sprzeciwiasz?
LINDA ze skrywanym śmiechem
To miała być niespodzianka.
WILLY
Na miłość boską, czemu nie otworzysz tu okna?
LINDA z niewzruszoną cierpliwością
Przecież wszystkie są otwarte.
WILLY
Trzymają nas tu jak w pudełkach. Nic, tylko cegły i okna, okna i cegły.
LINDA
Powinniśmy byli wykupić sąsiednią parcelę.
WILLY
Ulica jest zastawiona samochodami. W całej okolicy nie uświadczysz ani odrobiny świeżego powietrza. Trawa nie chce już rosnąć, a w ogródku nie da się hodować marchewki. Powinni ustanowić jakieś prawo przeciwko tym wieżowcom. Pamiętasz nasze dwa wiązy, co tam rosły? Takie były piękne, wieszaliśmy na nich z Biffem huśtawkę...
LINDA
Taaa... Zupełnie jakby się mieszkało tysiąc mil od miasta.
WILLY
Powinni zamknąć tego, co kazał je wyciąć. Spustoszyli całą okolicę, (w zadumie) Coraz częściej myślę o tamtych czasach, wiesz? O tej porze roku kwitły już bzy i glicynie. A potem jeszcze peonie, żonkile. Ależ pachniało w tym pokoju!
LINDA
No cóż, w końcu ludzie muszą się gdzieś wprowadzać.
WILLY
Nie o to chodzi, teraz po prostu jest ich więcej.
LINDA
Nie sądzę. Raczej...
WILLY
Właśnie, że jest więcej ludzi! To przez to kraj popada w ruinę: przyrost naturalny wymyka się spod kontroli. I to szaleńcze współzawodnictwo! Czujesz w domu smród z tamtego wieżowca. I jeszcze drugi naprzeciwko... Co to znaczy puszysty ser?
Kiedy wypowiada ostatnie zdanie, Biff i Happy podnoszą się w łóżkach, nasłuchując.
LINDA
Zejdź na dół i spróbuj. Tylko po cichu.
WILLY ze skruchą w głosie, obracając się do Lindy
Chyba nie martwisz się o mnie, skarbie?
BIFF
O co im chodzi?
HAPPY
Słuchaj!
LINDA
Za dużo masz na głowie.
WILLY
Ale ty jesteś mi podporą i pociechą.
LINDA
Kochany, po prostu spróbuj się rozluźnić. Robisz z igły widły.
WILLY
Nie będę się z nim więcej użerał. Chce wracać do Teksasu, to wolna droga.
LINDA
Na pewno jakoś się urządzi.
WILLY
Jasne. Niektórzy rozkręcają się w późniejszym wieku, jak na przykład Thomas Edison albo B. F. Goodrich. Jeden z nich był głuchy, (rusza do drzwi sypialni) Ja tam stawiam na Biffa.
LINDA
Wiesz co, Willy? Jeśli w niedzielę będzie ładnie, to pojedziemy na wieś. Otworzymy przednią szybę i zabierzemy lunch.
WILLY
Nie, w tych nowych samochodach przednie szyby się nie otwierają.
LINDA
Ale dziś ją otworzyłeś.
WILLY
Ja? Nie, skądże, (staje w pół kroku) Zaraz, to dziwne!
Czy to nie zdumiewające, że...
Przerywa przerażony; w dali słychać flet.
LINDA
Co, kochany?
WILLY
To doprawdy dziwne.
LINDA
Co takiego?
WILLY
Właśnie myślałem o tamtej chewroletce. (urywa na chwilę) Dwudziesty ósmy rok, miałem wtedy czerwoną chewroletkę... (milknie) Śmieszne, przysiągłbym, że dziś nią jechałem...
LINDA
To nic, po prostu coś ci ją przypomniało.
WILLY
Zadziwiające. Pamiętasz chewroletkę? Jak Biff zawsze polerował ją woskiem? Diler nie chciał potem wierzyć, że na liczniku jest osiemdziesiąt tysięcy mil. (kręci głową) Hmmm. (do Lindy) Zamknij oczy, zaraz wracam.
Wychodzi z sypialni.
HAPPY do Biffa
Kurczę, może on znów rozwalił wóz?
LINDA woła za Willym
Tylko uważaj na schodach, kochany! Ser jest na środkowej półce.
Odwraca się, podchodzi do łóżka, bierze marynarkę męża i wychodzi z sypialni.
Światło na pokój synów. Słychać, jak niewidoczny Willy mówi do siebie: „Osiemdziesiąt tysięcy mil”, śmiejąc się z cicha. Biff wstaje z łóżka, robi parę kroków, po czym zatrzymuje się, nasłuchując. Jest o dwa lata starszy od brata, dobrze zbudowany, ale ostatnio zmizerniał i stracił pewność siebie. Powodzi mu się gorzej niż Happy’emu, a jego marzenia są śmielsze i trudniejsze do zaakceptowania. Happy jest wysoki, potężnej postury, a jego seksowność aż bije w oczy, jakby to był kolor czy zapach, co zdążyło odkryć wiele kobiet. Podobnie jak brat, jest zagubiony, ale w inny sposób, gdyż nigdy nie pozwolił sobie na przyznanie się do porażki i jest bardziej gruboskórny, w związku z czym sprawia wrażenie zadowolonego z siebie.
HAPPY wstając z łóżka
Jak tak dalej pójdzie, lada moment zabiorą mu prawko. Wiesz, Biff, zaczynam się o niego martwić.
BIFF
Oczy mu wysiadają.
HAPPY
Nie, jeździłem z nim - wzrok ma w porządku. Po prostu nie umie się skoncentrować. Byłem z nim w mieście w zeszłym tygodniu i sam widziałem: zatrzymuje się na zielonym świetle, a rusza na czerwonym!
Śmiech.
BIFF
Może nie odróżnia kolorów.
HAPPY
Kto, nasz stary? Daj spokój, ma najlepsze oko do kolorów w całej firmie, przecież wiesz.
BIFF siadając na łóżku
Idę spać.
HAPPY
Chyba nie jesteś wciąż zły na tatę?
BIFF
Porządny z niego gość.
WILLY na parterze w dużym pokoju
Tak jest, panie, osiemdziesiąt tysięcy mil... Ni mniej, ni więcej!
BIFF
Palisz?
HAPPY wyciąga w jego stronę paczkę papierosów
Masz ochotę?
BIFF bierze papierosa
Wystarczy mi poczuć, żebym nie mógł zasnąć.
WILLY
Co za beznadziejna robota!
HAPPY z głębokim wzruszeniem
Zabawne, no nie, Biff? Znów tu razem śpimy. Stare, poczciwe wyra! (klepie z czułością łóżko) Te nasze wieczorne gadki... Całe nasze życie!
BIFF
Taaa, mnóstwo marzeń i planów.
HAPPY z niskim, zmysłowym śmiechem
Z pół tysiąca babek chciałoby wiedzieć, o czym się tu gadało.
Obaj się cicho śmieją.
BIFF
Pamiętasz tę grubą Betsy... kurde, jakżeż jej było?
Tę z Bushwick Avenue?
HAPPY przyczesując włosy
Co miała psa collie?
BIFF
Ta sama. To ja cię tam zabrałem, pamiętasz?
HAPPY
Jasne, to był mój pierwszy raz... chyba. Ależ to była krowa! (śmieją się obaj rubasznie) Nie zapominaj, że to ty nauczyłeś mnie wszystkiego, co wiem o kobietach.
BIFF
Idę o zakład, że nie pamiętasz, jaki byłeś nieśmiały, zwłaszcza przy dziewczynach.
HAPPY
Ach, nadal jestem.
BIFF
Gadaj zdrów.
HAPPY
Po prostu nie okazuję tego. Teraz zresztą jestem trochę śmielszy, a ty jakby mniej. Co z tobą, Biff? Gdzie twój dawny humor, tupet? (trzepie go w kolano. Biff wstaje i zaczyna krążyć niespokojnie po pokoju.) Co ci się stało?
BIFF
Dlaczego tata wciąż mi dogryza?
HAPPY
Nie to, że dogryza, on po prostu...
BIFF
Cokolwiek powiem, zaraz widzę ten drwiący uśmieszek. Nie mogę się do niego zbliżyć.
HAPPY
Po prostu chce, żebyś wyszedł na swoje. Biff, już dawno chciałem z tobą porozmawiać o tacie. Coś... coś się z nim dzieje. On gada do siebie.
BIFF
Zauważyłem to dziś rano. Ale on zawsze coś mamrotał.
HAPPY
Nie aż tak, jak teraz. To się stało takie krępujące, że wysłałem go na Florydę. I wiesz, co ci powiem? To jest przeważnie gadka do ciebie.
BIFF
A co do mnie mówi?
HAPPY
Nie mogę wykapować.
BIFF
No co on takiego mówi?
HAPPY
Pewnie chodzi mu o to, że się wciąż nie ustatkowałeś, że żyjesz w zawieszeniu...
BIFF
Ma też parę innych zmartwień.
HAPPY
Na przykład?
BIFF
Wszystko jedno. Po prostu nie zwalaj wszystkiego na mnie.
HAPPY
Myślę że gdybyś coś rozkręcił... Znaczy, widzisz tam dla siebie jakąś przyszłość?
BIFF
Wiesz co, stary? Ja w ogóle nie wiem, co to jest przyszłość. Sam nie wiem, czego mam chcieć.
HAPPY
To znaczy?
BIFF
No cóż, po skończeniu szkoły przez siedem lat próbowałem się jakoś ustawić. Pracowałem w firmie spedycyjnej, byłem komiwojażerem, imałem się różnych interesów. To naprawdę mamy żywot. Człowiek w upały musi pchać się do metra, poświęca życie na prowadzenie ksiąg, wydzwanianie do różnych ludzi, na sprzedaż czy kupno. Męczy się przez pięćdziesiąt tygodni w roku, żeby zarobić na dwutygodniowy urlop, a tak naprawdę marzy tylko o jednym: żeby być na świeżym powietrzu i móc zdjąć koszulę. I jeszcze ten nieustanny wyścig, żeby wypaść o oczko lepiej od kumpla. A jednak... tak właśnie buduje się przyszłość.
HAPPY
A na tej farmie naprawdę ci się podoba? Jesteś zadowolony?
BIFF z rosnącym zdenerwowaniem
Hap, odkąd przed wojną wyjechałem z domu, zmieniłem ze trzydzieści różnych posad i zawsze wychodziło na to samo. Po prostu dopiero niedawno to sobie uświadomiłem. W Nebrasce, gdzie pasałem bydło, w obu Dakotach, w Arizonie, a ostatnio w Teksasie. Chyba dlatego przyjechałem teraz do domu, że wreszcie to zrozumiałem. Ta farma, na której pracuję... tam jest teraz wiosna, kapujesz? I mają z piętnaście nowo narodzonych źrebaczków. Czy może być coś bardziej wzruszającego i... piękniejszego niż widok klaczy ze źrebakiem? No i fajnie tam, wiesz? Teksas jest fajny i ta wiosna... A gdy tylko nadchodzi wiosna, bez względu na to, gdzie mnie zastanie, zaraz mam wrażenie, że - mój Boże - przecież ja do niczego nie dojdę! Co ja, do diabła, wyprawiam, uganiam się z końmi za dwadzieścia osiem dolarów na tydzień! Mam trzydzieści cztery lata, powinienem budować przyszłość! I zaraz w te pędy wracam do domu. A teraz, kiedy już tu jestem, nie wiem, co ze sobą począć, (po pauzie) Zawsze stawiałem sobie za cel, aby nie marnować życia, i za każdym razem, kiedy tu wracam, widzę, że to właśnie robię.
HAPPY
Ale z ciebie poeta, Biff! Taki... taki idealista!
BIFF
Nie, po prostu wszystko mi się miesza. Może powinienem się ożenić? Może uczepić się czegoś na stale? Może o to właśnie chodzi. Zachowuję się jak smarkacz. Nie mam żony ani żadnego interesu, ot, taki wyrostek. A ty jesteś zadowolony, Hap? Masz sukcesy, co? I satysfakcję?
HAPPY
Cholera, nie!
BIFF
Dlaczego? Przecież zbijasz forsę, nie?
HAPPY porusza się energicznie, gestykulując
Na razie mogę tylko czekać, aż umrze kierownik handlowy. I przypuśćmy, że wskoczę na jego miejsce... To mój dobry kolega. Właśnie wybudował sobie fantastyczną rezydencję na Long Island, pomieszkał tam dwa miesiące, sprzedał i teraz buduje następną. Jak tylko skończy budowę, przestaje go to cieszyć. Ze mną byłoby dokładnie tak samo. Sam nie wiem, po jakiego diabła pracuję. Czasem siedzę w mieszkaniu, sam jak palec, i myślę o czynszu, który płacę. To wariactwo, ale przecież tego właśnie zawsze chciałem. Własnego mieszkania, samochodu, mnóstwa kobiet... A mimo to, cholera, czuję się samotny.
BIFF z entuzjazmem
Słuchaj, a może pojechałbyś ze mną na Zachód?
HAPPY
Ty i ja, hę?
BIFF
Jasne, może kupilibyśmy ranczo. Będziemy hodować bydło, żyć z pracy rąk... Faceci tak zbudowani jak my powinni pracować na powietrzu.
HAPPY w euforii
Bracia Loman, co nie?
BIFF z ogromną serdecznością
A jak! Stalibyśmy się sławni w całym stanie!
HAPPY zachwycony pomysłem
Biff, to jest to, o czym zawsze marzyłem! Czasem mam chęć zedrzeć z siebie ciuchy na środku sklepu i dać w ucho cholernemu kierownikowi. Rozumiesz, od każdego w tym sklepie jestem lepszy w boksie, biegach, podnoszeniu ciężarów, ale muszę słuchać poleceń tej hołoty, tych mięczaków, dopóki szlag mnie całkiem nie trafi.
BIFF
Mówię ci, chłopcze, gdybym miał cię przy sobie, na pewno byłbym szczęśliwy.
HAPPY żywo
Wiesz, Biff, wszyscy wokół mnie są tak fałszywi, że ciągle obniżam loty...
BIFF
Dziecino, we dwóch stalibyśmy za sobą murem, mielibyśmy komu ufać...
HAPPY
Gdybym był gdzieś blisko ciebie...
BIFF
Hap, cały kłopot w tym, że nie nauczyli nas pazerności na forsę. Nie mam do tego smykałki.
HAPPY
Ja także.
BIFF
No więc jedźmy.
HAPPY
Tylko jest jedna sprawa... Ile z tego można wyciągnąć?
BIFF
Spójrz na tego swojego kolegę. Buduje posiadłość i nie potrafi w niej usiedzieć.
HAPPY
Taa, za to jak wchodzi do magazynu, to po prostu fale się przed nim rozstępują. Pięćdziesiąt dwa tysiące rocznie wkraczają przez drzwi obrotowe! A ja mam więcej w małym palcu niż ten facet w głowie!
BIFF
Jasne, ale przed chwilą mówiłeś...
HAPPY
Muszę pokazać tym nadętym ważniakom z dyrekcji, na co stać Hapa Lomana. Też chcę wchodzić do firmy z taką miną. Dopiero potem z tobą pojadę i odtąd będziemy już razem, Biff, masz moje słowo. Ale, ale, przypomnij no sobie te dwie dziewuszki, cośmy je dziś poderwali. Czy nie fantastyczne?
BIFF
Nooo... Od lat takich nie miałem.
HAPPY
Mam tego towaru, ile zechcę, na każde skinienie. Gdy tylko się podle poczuję. Niestety z nimi jest jak z kręglami: przewracasz je po kolei i to nic nie znaczy. A ty nadal z kwiatka na kwiatek?
BIFF
E, tam. Chciałbym znaleźć sobie dziewczynę... stateczną, no i żeby coś miała...
HAPPY
Ba! Ja też o tym marzę.
BIFF
Daj spokój, nigdy byś nie wracał do domu.
HAPPY
Wracałbym! Chcę takiej, co potrafi mi się postawić, z charakterem. Jak mama, kapujesz? Możesz mnie uznać za sukinsyna, ale coś ci powiem. Ta Charlotte, z którą dziś byłem, za pięć tygodni wychodzi za mąż.
Przymierza nowy kapelusz.
BIFF
Picujesz!
HAPPY
Skąd, facet jest kandydatem na wiceprezesa naszej firmy. Nie wiem, co mnie napadło, może mam przerost ambicji? W każdym razie poderwałem ją i teraz nie mogę się baby pozbyć. Już trzeciemu kierownikowi wykręciłem taki numer. Czyż to nie paskudna cecha? A wiesz, jaki jest szczyt wszystkiego? Ja chodzę na te wszystkie śluby! (śmieje się mimo oburzenia) Tak samo z łapówkami: niby ich nie biorę. Ale od czasu do czasu producenci wciskają ci studolarówkę, żeby złożyć u nich zamówienie. Wiesz, jaki jestem uczciwy, ale to tak jak z tą dziewczyną... nienawidzę się za to. Bo tak naprawdę jej nie chcę, a jednak biorę... i sprawia mi to frajdę!
BIFF
Chodźmy już spać.
HAPPY
Więc do niczego nie doszliśmy, hę?
BIFF
Mam taki jeden pomysł. Może go wypróbuję.
HAPPY
Jaki?
BIFF
Pamiętasz Billa Olivera?
HAPPY
Jasne, to teraz szycha. A co, chcesz znów u niego pracować?
BIFF
Nie, ale jak odchodziłem, położył mi rękę na ramieniu i powiedział: „Biff, gdybyś czegoś potrzebował, zawsze możesz do mnie przyjść”.
HAPPY
Pamiętam. Niezła myśl.
BIFF
Chyba rzeczywiście do niego pójdę. Gdybym zdobył dziesięć tysięcy... albo chociaż siedem czy osiem, mógłbym kupić piękne ranczo.
HAPPY
Na pewno cię wesprze. On cię bardzo cenił, Biff, to znaczy, wszyscy tam cię cenili. Byłeś bardzo lubiany. Dlatego powiadam ci: wróć tutaj i zamieszkajmy razem. I każda cizia, jaką tylko zechcesz...
BIFF
Nie, na ranczo miałbym pracę, jaką lubię, i jeszcze do czegoś bym doszedł. Tylko tak sobie myślę: czy Oliver wciąż myśli, że ukradłem ten karton piłek do kosza?
HAPPY
E, pewnie dawno zapomniał, to już prawie dziesięć lat. Jesteś przewrażliwiony, zresztą tak naprawdę wcale cię nie wylał.
BIFF
Ale miał chyba taki zamiar. I dlatego sam odszedłem. Nigdy nie miałem pewności, czy on wie czy nie, miał jednak o mnie bardzo dobre zdanie. Tylko mnie jednemu pozwalał zamykać firmę.
WILLY z dołu
Biff, chcesz umyć wóz?
HAPPY
Ciii...
Biff patrzy na Happy’ego, który zerka na dół, nasłuchując. Willy mamrocze coś do siebie w dziennym pokoju.
HAPPY
Słyszysz?
Nasłuchują. Willy śmieje się dobrodusznie.
BIFF z rosnącym gniewem
Czy on nie wie, że mama go słyszy?
WILLY
Tylko nie pobrudź swetra, Biff!
Przez twarz Biffa przebiega skurcz.
HAPPY
Czy to nie straszne? Nie wyjeżdżaj znowu, Biff, dobrze? Znajdziesz tu sobie robotę. Musisz być w pobliżu, ja zupełnie nie wiem, co mam z nim robić. Coraz bardziej się o niego boję.
WILLY
Co się tak cackasz z tym wozem?!
BIFF
Mama wszystko słyszy!
WILLY
Nie żartujesz, Biff? Naprawdę masz randkę? To cudownie!
HAPPY
Śpijmy już. Ale rano z nim pogadaj, dobrze?
BIFF niechętnie, kładąc się do łóżka
Tak, kurczę, przy niej!
HAPPY też się kładzie
Wyłóż mu kawę na ławę.
Światło w ich pokoju przygasa.
BIFF do siebie, w łóżku
Ten samolubny głupek...
HAPPY
Ciii... Śpij, Biff.
Światło gaśnie, zanim jeszcze skończyli mówić. W ciemnej kuchni ledwie widoczny zarys postaci Willy’ego. Otwiera lodówkę, szpera w niej przez chwilę, wyjmuje butelkę mleka. Wieżowce stopniowo znikają, dom i jego otoczenie pokrywają się liśćmi. Jednocześnie rozlega się muzyka.
WILLY
Rozumiesz, Biff, z dziewczynami trzeba uważać, i tyle. Niczego nie obiecuj. Pamiętaj, żadnych zobowiązań. Bo one zawsze wierzą we wszystko, co im mówisz, a ty jesteś jeszcze bardzo młody. Za młody, żeby się angażować. (Światło na kuchnię. Willy, cały czas mówiąc, zamyka lodówkę i przechodzi na przód sceny, do stołu. Nalewa mleko do szklanki. Jest kompletnie pogrążony w myślach. Uśmiecha się leciutko). Tak jest, Biff, stanowczo za młody. Najpierw musisz się skupić na nauce, a jak już się ustatkujesz, na pewno się od dziewczyn nie opędzisz. Taki chłop jak ty! (uśmiecha się szeroko do stojącego obok krzesła) Że co? Dziewczyny ci stawiają? (śmiejesię) Chłopie, ale z ciebie numer! (stopniowo podnosi głos do poziomu normalnej rozmowy, kierując go za scenę, poprzez ściany kuchni.) Właśnie się zastanawiałem, po co wy tak starannie pucujecie ten wóz. Ha! Nie zapomnijcie o deklach, chłopaki. Happy, szyby najlepiej myje się gazetami, tak jest najłatwiej. Pokaż mu, Biff. Widzisz, Happy? Trzeba je pognieść, zwinąć w kulkę... O tak, dobra robota! Świetnie ci idzie, synu! (urywa, potem kiwa z aprobatą głową, wreszcie spogląda w górę) Biff, jak tylko znajdziemy wolną chwilę, musimy przyciąć tę wielką gałąź nad domem. W czasie burzy może się złamać i spaść na dach. Coś ci powiem, weźmiemy sznur, podwiążemy konar, a potem wieziemy na drzewo i przepiłujemy. Jak tylko skończycie z wozem, chcę was tu widzieć. Mam dla was niespodziankę, chłopaki!
BIFF zza sceny
A jaką?
WILLY