Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nieskończona skala emocji oraz akcja, która nie ma ograniczenia prędkości!
Alexandra „Alex” Ferenc była oczkiem w głowie swojego ojca, Wielkiego Alfredo, pięciokrotnego mistrza świata w wyścigach motocyklowych. Po tragicznym wypadku, który zmienił życie całej rodziny, Alex dostaje propozycję, dzięki której ma szansę na spełnienie marzeń z dzieciństwa. Idzie w ślady swojego ojca i rozpoczyna karierę w wyścigach MOTO GP. Wraca do rodzinnych Włoch, gdzie niespodziewanie spotyka Tito – przyjaciela z dawnych lat, który już nie przypomina słodkiego chłopca. A nieziemsko przystojny i arogancki mistrz świata Lukas Perèza, skrywa więcej tajemnic, niż można sobie wyobrazić.
Czy Alex odnajdzie się w męskim świecie rywalizacji i adrenaliny? Czy będzie umiała dokonać słusznych wyborów? A może tym razem emocje wezmą górę nad rozsądkiem?
Ten tytuł przyprawia o zawrót głowy – wciśnijcie gaz do dechy i spotkajcie pasjonującą miłość.
Ta historia jest rewelacyjna! Dajcie się porwać do świata, gdzie czeka Was ostra jazda bez trzymanki i namiętność, która rozpala zmysły. „Speedlove” to strzał w 10!
K.A. Zysk — autorka
Z jednej strony szybkość i niebezpieczeństwo, z drugiej seksowni bohaterowie oraz namiętny romans. Ta piękna i pełna akcji historia sprawi, że uwierzysz w miłość.
Paulina Radziszewska, @Matka Polka Czyta
"Speedlove" to gorąca powieść dla fanów romansów i szybkiej jazdy. Włochy, motocykle i przystojny mężczyzna – brzmi zachęcająco? Dla mnie tak! Ta książka pochłania w całości, jest świetnie napisana i niczego jej nie brakuje. Gorąco polecam!
Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska, @Książki takie jak my
Przygotujcie się na ostrą jazdę i dajcie się ponieść emocjom. Adrenalina oraz napięcie nieustannie towarzyszą lekturze. Powieść Julity gwarantuje również wypieki na twarzy. Tajemnica w tle i wyraziści bohaterowie dopełniają całości. Czego więcej można chcieć od znakomitego romansu? Jestem w pełni usatysfakcjonowana i czekam na więcej! Autorka dała czadu!
Katarzyna Lewandowicz, @herbatkowa.czyta
Jeślichoć na chwilę chcesz się oderwać od szarej rzeczywistości i zanurzyć w sceny pełne adrenaliny, napięcia oraz burzliwych emocji, to nie zwlekaj! Gwarantuję, że w "Speedlove" zakochasz się na zabój!
Krystyna Meszka, www.cyrysia.blogspot.com
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 353
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
W swojej książce kierowałam się regułami, jakim podlegają wyścigi motocyklowe MotoGP. Nazwy torów i formuła wyścigów – trening, kwalifikacje oraz dzień wyścigu – są zaczerpnięte z życia codziennego. Jednak grafik wyścigów oraz skrócenie całego sezonu jest zabiegiem stylistycznym, mającym na celu ubarwienie historii Alex. Jest to w dużej mierze fikcja literacka stworzona na potrzeby książki.
Dziewięć lat temu…
– Jak to wracamy do Polski?!
– Aleksandro, nie dyskutuj z matką. – Głos mojego ojca był stanowczy, ale niewiele mnie to obchodziło. Czułam, jak w całym moim ciele wzbiera wściekłość. Zanim jednak zdążyłam wybuchnąć, na moim ramieniu wylądowała czyjaś dłoń.
– Skarbie, to była nasza wspólna decyzja. Moja i twojego ojca. Tak będzie dla nas wszystkich najlepiej. – Łagodne słowa w języku włoskim wypowiedziane przez moją mamę przetoczyły się przez moją głowę jak huragan. Czy oni mówili poważnie? Dlaczego każą mi wracać do kraju, z którym łączy mnie jedynie akt urodzenia? Wszystko, co mam, i na czym mi zależy jest tutaj, we Włoszech.
Nie chciałam ich widzieć. Złapałam telefon leżący na blacie i wybiegłam z kuchni. Drzwi naszego cudownego domu mieszczącego się nad samym wybrzeżem w Pesaro trzasnęły z taką siłą, że prawie wyleciały z zawiasów. To również miałam głęboko gdzieś. Biegłam przed siebie, zostawiając daleko w tyle tę chorą sytuację.
Kiedy zaczęło mi w końcu brakować tchu, opadłam bezradnie na piasek. Wyciągnęłam z kieszeni komórkę i trzęsącymi się ze złości dłońmi wybrałam numer jedynej osoby, z którą mogłam teraz porozmawiać.
– Potrzebuję cię… – wyszeptałam. – Jestem na plaży.
Nie musiałam mówić więcej, wiedziałam, że mnie znajdzie.
Po niecałych dwudziestu minutach, które spędziłam na zapamiętywaniu wyglądu spokojnego morza, poczułam czyjeś ręce otaczające moją klatkę piersiową. Zamknęłam oczy, a spod moich powiek zaczęły stopniowo spływać łzy. Gdy uspokoiłam się na tyle, by móc wydusić z siebie cokolwiek, wciąż znajdowałam się w jego objęciach. Pokiwałam delikatnie głową, dając mu sygnał, że już się uspokoiłam. Uwolnił mnie ze swoich ramion i usiadł na piasku obok mnie.
– Co się dzieje, mała? – Tyle razy jego głos trzymał mnie w ryzach, ale dziś nie potrafiłam się pilnować.
– Tito, wyjeżdżam… – Niby to były tylko dwa słowa, ale rozrywały moje serce na kawałeczki.
– Twój ojciec znów zabiera was na Grand Prix? Przecież twoja mama tłumaczyła mu, że nie możecie wiecznie wyjeżdżać. Miałaś skończyć szkołę. Z takim trybem życia znowu będziesz musiała powtarzać klasę.
Chciałam mu przerwać, ale nie potrafiłam. Jak miałam powiedzieć mojemu jedynemu przyjacielowi, że już tu nie wrócę? Nie będzie jak zawsze, parę miesięcy przerwy i szybkie nadrabianie zaległości w szkole. Moje życie miało się nieodwracalnie zmienić, a ja nie wiedziałam, jak poradzę sobie bez niego.
– Nie zrozumiałeś. Wyjeżdżam, to znaczy, że się wyprowadzam. Rodzice mnie stąd zabierają. Wracamy do Polski.
Na jego twarzy malowała się czysta konsternacja.
– Przestań sobie robić ze mnie jaja, Alex. To nawet nie jest śmieszne… – Myślał, że żartuję, ale gdy tylko spojrzał w moje oczy, jego źrenice zaszły mgłą. – Nie ma takiej opcji. Nie pozwolę, żebyś wyjechała.
– Myślę, że żadne z nas nie ma tutaj nic do gadania. Wszystko jest już zaplanowane. Słynny Alfredo Ferenc został wykupiony przez polskiego sponsora. Od przyszłego sezonu mój ojciec będzie się ścigał dla polskiego zespołu. – Dopiero gdy powiedziałam to wszystko na głos, dotarło do mnie, jak bardzo zmieni się moje życie. Miałam siedemnaście lat i byłam w pełni zależna od rodziców. Nie miałam siły kontynuować tej rozmowy z Tito. Po prostu siedziałam i wpatrywałam się w spokojną taflę wody przede mną. Chciałam zapamiętać jak najwięcej, zanim wyjadę. Zamknęłam na moment powieki, a fala wspomnień zalała mój umysł.
Wychowałam się we Włoszech i tu spędziłam niemal całe swoje dotychczasowe życie. Nie licząc tych momentów, kiedy akurat ojciec musiał wyjechać na zawody i zabierał mnie oraz mamę ze sobą. Mój tata był jednym z najsłynniejszych włoskich kierowców motocyklowych. Alfredo Ferenc to żywa legenda. To nie pierwszy raz, kiedy wraca do Polski. Urodził się tam i spędził całe dzieciństwo. Tam zaczęła się jego kariera, ale to we Włoszech poznał moją mamę. Zawróciła mu w głowie i w sumie się mu nie dziwię. Moja mama, Sofia Ferenc, to Włoszka z krwi i kości. Piękna ciemnowłosa kobieta o nogach do nieba. Zawsze zazdrościłam jej tych kruczoczarnych włosów. Za każdym razem, gdy patrzyłam w lustro, widziałam kalkę swojego ojca. Odziedziczyłam po nim ciemne blond włosy i błękitne, niemal turkusowe oczy. Mogłoby się na tym skończyć, ale tata zaraził mnie również miłością do wyścigów. Kocham motocykle równie mocno jak on i dzięki temu rozumiałam się z ojcem bez słów. Dlatego też okropnie zabolał mnie fakt, że nie uzgodnił ze mną decyzji o przeprowadzce. Wiedziałam, że będzie mi trudno odnaleźć się w nowym kraju. Od dziecka byłam inna. Nie interesowały mnie lalki, moda czy randkowanie z chłopakami. Moje zabawki zastępowały małe samochody i motocykle, najpierw plastikowe, które z czasem zmieniłam na pełnowymiarowe stalowe maszyny.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na swojego przyjaciela, który milczał tak jak ja. Nie sądzę, że znajdę kogoś równie oddanego i wspaniałego jak Tito. Pamiętam jak dziś moment, kiedy się poznaliśmy. A było to niemal czternaście lat temu. Żadna koleżanka w przedszkolu nie chciała się ze mną bawić torem samochodowym, a wszyscy chłopcy uważali, że jestem dziwna, więc po prostu siedziałam sama i zajmowałam się swoimi zabawkami. W ogóle mi to nie przeszkadzało. Nie potrzebowałam towarzystwa. Przynajmniej tak myślałam, bo kiedy w drzwiach ujrzałam tego roześmianego chłopaka, wiedziałam, że zostanie moim najlepszym kumplem. Usiadł bez słowa obok mnie i złapał za mój ulubiony czerwony motocykl z płomieniami po bokach. Spiorunowałam go wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu, na co pokazał w szerokim uśmiechu szereg lekko krzywych zębów i powiedział:
– Cześć, nazywam się Tito Grassi. Od dziś będę twoim przyjacielem. – Tym zarozumiałym powitaniem skradł moje serce, tak jak zabrał tamtego dnia mój ulubiony czerwony motocykl.
Zyskałam wtedy brata i przyjaciela w jednym. Nie potrzebowałam nikogo innego. Przeżyliśmy razem całą szkołę i wspólnie zaczęliśmy treningi z trenerem mojego ojca. Byłam jedyną dziewczyną ścigającą się na torze w Pesaro. W zasadzie na całym wschodnim wybrzeżu nie spotkałam innej zawodniczki. Prawda była taka, że nikt nie brał mnie za kobietę. W momencie, w którym chowałam blond włosy pod kominiarką i kaskiem, przestawało się liczyć, że ścigam się z samymi facetami. Moja mama już zrezygnowała z prób przeciągnięcia mnie na swoją stronę. Od siedmiu lat każdą wolną chwilę spędzałam na torze razem z Tito. Kiedy mój ojciec kończył trening, my zaczynaliśmy swój pod jego okiem. To był mój świat i moja rutyna, a teraz chcieli mi to wszystko odebrać.
Wstałam z piasku i otrzepałam spodnie. Tito wciąż wpatrywał się w morze, nie zwracając na mnie uwagi.
– Chodź. – Wyciągnęłam do niego rękę. – Nie mam zamiaru marnować moich ostatnich dni tutaj.
– Alex, gdzie ty chcesz iść? – Spojrzał na zegarek. – Dochodzi pierwsza w nocy. – Uśmiechnęłam się do niego zadziornie. – O nie… Znam ten wyraz twarzy!
– A właśnie, że tak. Albo idziesz ze mną, albo pójdę sama. – Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę garażu, gdzie stał mój ukochany motocykl benelli tornado tre 1130. Dostałam go od taty na piętnaste urodziny, a moja mama prawie dostała wtedy zawału. Silnik sto sześćdziesiąt trzy konie mechaniczne, maksymalna prędkość dwieście sześćdziesiąt kilometrów na godzinę, z przyśpieszeniem do setki w trzy i jedną dziesiątą sekundy. Za każdym razem na widok tego cuda czułam mrowienie w całym ciele. Otworzyłam drzwi od garażu, nie przejmując się tym, czy rodzice mnie usłyszą. Naciągnęłam na głowę czarną kominiarkę, a potem nałożyłam kask. Przerzuciłam nogę przez moją maszynę i odpaliłam silnik. W chwili, w której całe pomieszczenie wypełnił cudowny warkot silnika, cała złość, jaką miałam w sobie, wyparowała. Starannie zapięłam kask pod szyją. Zsunęłam szybkę na oczy, a wtedy do moich uszu dobiegł pomruk innego motocykla znajdującego się gdzieś na ulicy.
Dodałam ostrożnie gazu i wyjechałam na ulicę, gdzie czekał na mnie Tito. Skinął mi tylko głową ukrytą pod kaskiem i oboje ruszyliśmy pędem w stronę naszego toru. Zamierzałam jeździć tak długo, aż całe napięcie, które w sobie nosiłam, zniknie.
Gdy tylko dojechałam na miejsce, w rekordowym tempie ubrałam się w sportowy kombinezon i zmieniłam buty. Marco, ochroniarz dyżurujący na torze, nawet nie zwrócił na nas uwagi. Znał nas od małego i to nie był pierwszy raz, kiedy urządziliśmy sobie nocne wyścigi.
Zajęliśmy razem z Tito miejsca startowe. Światła sygnalizujące odliczanie przedzierały się przez wizjer chroniący moje oczy. Kręciłam delikatnie pokrętłem, dodając gazu, a kiedy czerwone światła zgasły, wyjechałam z piskiem opon na tor. Wszystko wokół zniknęło. Marzyłam, by problemy, z jakimi się mierzyłam, zniknęły równie szybko. Niestety, wiedziałam, że moje życie już nigdy nie będzie wyglądało tak samo.
– Jak jedziesz, pajacu?! – Wcisnęłam hamulec z taką siłą, że samochód jadący za mną o mały włos nie wjechał mi w zderzak. Walnęłam z wściekłością rękami w kierownicę i puściłam wiązankę przekleństw pod jego adresem.
Na wyświetlaczu mojego telefonu pojawiło się połączenie przychodzące od mamy.
– Co tam, mamo? – powiedziałam po włosku, starając się, aby mój głos brzmiał jak najspokojniej.
– Kochanie, pamiętasz, żeby dzisiaj pojechać do ojca? – Smutek w jej głosie był wręcz namacalny, a mi ścisnęło się serce.
– Oczywiście, że tak. Jak mogłabym zapomnieć. – W myślach błagałam samą siebie o siłę i opanowanie. – Właśnie próbuję przebić się przez centrum, ale połowa tych debili nie potrafi jeździć! Kto im w ogóle dał prawo jazdy… – Już zaczynałam się rozkręcać, kiedy usłyszałam ciche pochlipywanie w głośnikach.
– Alexa… – Słysząc swoje imię, wypowiedziane w takiej formie, jakiej używał tylko mój tata, poczułam łzy napływające do oczu. – Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie używała telefonu podczas jazdy?
Szlag! Miałam ochotę cofnąć wypowiedziane przed chwilą słowa. Wiedziałam przecież, że to drażliwy temat. Od ponad trzech lat nie jeżdżę po mieście motocyklem, a mój samochód to podrasowany klasyk z 1986 roku. Do kupna bmw m3 namówił mnie mój wspólnik Rafał. Długo biłam się z myślami. Samochody po prostu do mnie nie przemawiały. Moje serce należało do jednośladów, ale dla mojej mamy motocykle przynosiły tylko ból i cierpienie. Rozumiałam te obawy i zamierzałam uszanować jej uczucia. Zaraz po zakupie auta wynajęłam miejsce garażowe na torze wyścigowym pod Warszawą, gdzie trzymałam teraz swoją dwukołową maszynę.
Odchrząknęłam, starając się opanować drżenie głosu.
– Widzimy się jutro? – Nie zamierzałam jej bardziej denerwować.
– Tak. Przyjedź na obiad. Do zobaczenia, skarbie – odpowiedziała i natychmiast się rozłączyła.
Wiedziałam, że po dzisiejszym dniu będę potrzebowała chwili dla siebie i wyłączenia emocji. Wybrałam szybko numer na panelu sterowania i czekałam na połączenie.
– Tor Modlin, słucham?
– Hej Michał, tu Olka. – W Polsce używałam odpowiednika mojego imienia. Tak było po prostu łatwiej. – Zarezerwujesz mi tor na osiemnastą? – Znałam odpowiedź, zanim zadałam pytanie. Chłopak ewidentnie miał do mnie słabość, a ja niestety regularnie to wykorzystywałam.
– Pewnie, dla ciebie zawsze.
Uśmiechnęłam się pod nosem i pożegnałam szybko.
Spojrzałam przez okno, ale sznur samochodów, który miałam przed sobą, nie zmalał nawet odrobinę.
– Chryste… – Uderzyłam głową o kierownicę, a klakson mojego auta zawył z taką mocą, że aż podskoczyłam na siedzeniu. Spojrzałam w bok, gdzie jakiś łysy facet lustrował mnie wzrokiem. Zboczeniec…
Kiedy auto przede mną ruszyło ze świateł, dodałam gazu, ale wcześniej uśmiechnęłam się promiennie do kretyna na sąsiednim pasie. Facet pokazał w odpowiedzi rząd krzywych zębów, na co z czystą radością pomachałam mu środkowym palcem i odjechałam.
Dlaczego ludzie muszą mnie tak wkurwiać…?
*
Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Skrzywiłam się, przechodząc przez próg, ale od razu dotarło do mnie, że niepotrzebnie. Przecież on i tak niczego nie słyszy…
Podeszłam do łóżka stojącego po drugiej stronie pokoju. Nie chciałam go widzieć w takim stanie. To nie był mój tata. Silny, wysoki i odważny mężczyzna podłączony do miliona kabli i aparatur utrzymujących go przy życiu. Wytarłam łzę spływającą po policzku i usiadłam na fotelu przesuniętym w stronę łóżka.
– Cześć, tato, dobrze cię widzieć. – Nie czekałam na odpowiedź. – Wiesz, co dzisiaj jest za dzień? Dziś dzień ojca. – Głos mi się lekko załamał. – Nie zamierzam rezygnować z naszej tradycji. Już zarezerwowałam tor na dzisiaj. – Ścisnęłam delikatnie jego bezwładną dłoń. Dłoń, która pomagała mi, gdy upadłam i podtrzymała mnie, kiedy tego potrzebowałam.
Miałam dziesięć lat, gdy pierwszy raz tata zabrał mnie na tor. To był zwykły tor kartingowy z wypożyczalnią gokartów. Dostałam wtedy moją pierwszą kominiarkę w kwiatki, za co nakrzyczałam na tatę, bo oczekiwałam czegoś bardziej dorosłego. Pamiętam rozbawienie na jego twarzy, kiedy naburmuszona siedziałam w poczekalni. Dopiero gdy pozwolił mi wybrać kolor kasku, trochę mu wybaczyłam. Podobno byłam za mała, żeby samodzielnie poprowadzić gokart. Dlatego pierwsze cztery okrążenia jechałam z tatą. Nie wiem, czy już wtedy zdawał sobie sprawę z tego, że jestem stworzona do szybkiej jazdy, czy może chciał mi sprawić frajdę. Prawda jest taka, że w momencie, gdy usiadłam sama za kierownicą, poczułam się jak ryba w wodzie. Tata jechał za mną, dając instrukcje, a ja mknęłam po torze, wchodząc w zakręty, jakbym urodziła się za kółkiem. Nie pobiłam żadnego rekordu toru, ale wiedziałam, że to nie był mój ostatni raz. I miałam rację. Na każde urodziny, święta czy w weekendy błagałam tatę o wspólne ściganie. To był nasz rytuał przez pięć lat, dopóki nie dostałam prawdziwej dwukołowej maszyny. Wtedy jako duże dzieci po prostu zmieniliśmy zabawki na większe, a tor na bardziej profesjonalny. Nie wiem, czy Alfredo Ferenc chciał mieć syna, który przejmie po nim tradycje zdobywania wszystkich możliwych nagród na największych zawodach, ale trafiłam mu się ja i nie zamierzałam zaprzepaścić jego kariery. Całe życie ścigałam się z mężczyznami i w żaden sposób nie czułam się od nich gorsza. Wręcz przeciwnie. Zazwyczaj nikt nie interesował się dziećmi zawodników, więc nie wiedzieli, że dziedzic mistrza, występujący pod nazwiskiem Ferenc, to kobieta. Zwłaszcza, że na zawodach i turniejach startowałam jako Alex, nie Alexa czy Alexandra. Alexą byłam dla rodziców, a Alex ścigała się na torze. Zawsze przyjeżdżałam na tor w kombinezonie i kasku. Po prostu zmieniałam motocykl na ten, na którym miałam się ścigać. Zawsze towarzyszył mi ojciec. Starał się jak mógł pogodzić swój turniejowy grafik z moim. Był dla mnie wielkim wsparciem… Jednak wszystko się zmieniło. Od trzech lat nie startuję. Nie potrafię ścigać się ze świadomością, że jemu zostało to odebrane, że nie zobaczę go na trybunach. Nie byłam w stanie przestać jeździć, ale teraz robię to tylko by rozładować nadmiar emocji. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek mogła znów wrócić do zawodowego ścigania.
Spojrzałam na nieruchomą twarz ojca. Trochę zarósł przez ostatnie dni. Złapałam za nożyczki i maszynkę leżące na stoliku przy oknie.
– Trzeba cię doprowadzić do porządku, przystojniaku – powiedziałam pieszczotliwie po włosku i zaczęłam nakładać na jego twarz piankę do golenia. Po dwudziestu minutach wszystko było gotowe. Jasne włosy przycięte, a cały zarost zgolony. Mimo zapadniętych policzków i niemal białej twarzy wciąż przypominał siebie. Przystojny blondyn z wyraźnymi rysami twarzy. Przez to, że schudł, jego kości policzkowe były jeszcze bardziej wydatne. Zawsze będę pamiętać jego cwaniacki uśmieszek sprawiający, że w kącikach ust pojawiały się drobne zmarszczki.
Nie widziałam ich od ponad trzech lat. Na tę myśl poczułam ucisk w piersi. Złapałam jego głowę w obie ręce i pocałowałam delikatnie w czoło. Łza spływająca po moim policzku zatrzymała się dopiero na poduszce. Miałam dwadzieścia sześć lat, ale przy nim wciąż czułam się jak mała dziewczynka potrzebująca ojca.
– Wróć do mnie, tato. Bez ciebie nic nie będzie takie samo…
–Tato! – Mój krzyk wypełnił wnętrze pustej szatni. Alfredo Ferenc siedział na ławce ze spuszczoną głową. Gdy tylko usłyszał mój głos, momentalnie poderwał się do góry. – Dobrze się czujesz?
–Tak, kochanie, wszystko wporządku. Staram się tylko skupić przed startem. – Jego troskliwy uśmiech podniósł mnie na duchu.
–Wiesz otym, że jesteś najlepszy, prawda? – spytałam, siadając obok ipociągnęłam go na ławkę. Podniósł wzrok do góry ipatrzył przed siebie.
–Alexa, każdy zawodnik powinien znać swoją wartość, dlatego wiem, na ile mnie wdanym momencie stać. Musisz pamiętać, że nie zawsze mamy wpływ na nasz wynik.
–Chcesz powiedzieć, że dziś nie dasz rady? – spytałam zdezorientowana.
–Nie, kochanie. Chcę powiedzieć, że nie każdą walkę można wygrać. – Nie miałam pojęcia, dlaczego mówi mi to akurat dzisiaj. Przecież to miał być jego ostatni występ. Nie zdążyłam zadać mu kolejnych pytań, bo wdrzwiach stanął jego trener Krzysztof Masłowski.
–Gotowy, Alfredo? – spytał iotworzył szerzej drzwi. Mój ojciec wstał pierwszy iwyciągnął do mnie rękę. Wcisnęłam swoją kruchą dłoń wjego dwa razy większą iramię wramię ruszyliśmy na tor.
Krzyk…
Hałas…
Wycie syren iciemność.
Obudziłam się zlana potem. Już dawno nie śnił mi się ten koszmar. Miałam nadzieję, że to już koniec i jakoś się pozbierałam, a jednak wszystko wróciło. Przed oczami widziałam dokładnie zdarzenia sprzed trzech lat.
Razem z mamą siedziałyśmy w boksie taty z całą ekipą Honda Race Team. Na ekranach wyświetlany był obraz z kamer zamontowanych na kasku i motocyklu zawodnika z numerem 55 – mojego ojca. Za każdym razem, kiedy śledziłam jego wyścig, wstrzymywałam oddech przy zakrętach i z podkulonymi palcami u stóp czekałam, aż naprostuje maszynę. Wyścig trwał już od trzydziestu dwóch minut, a Alfredo Ferenc znajdował się na pozycji lidera. Zostało mu jedno okrążenie do zakończenia swojej sportowej kariery. Miał czterdzieści cztery lata, więc i tak jeździł zdecydowanie zbyt długo. Mama od paru lat namawiała go do przejścia na emeryturę, ale zawsze znajdował sobie jakąś wymówkę. Najpierw chciał poczekać do wielkiego Grand Prix, później były eliminacje do Mistrzostw Europy, a gdy już zdobył każdą możliwą nagrodę, chciał zakończyć karierę tam, gdzie wszystko się zaczęło. Wielki finał odbywał się w Doha, czołowi zawodnicy z całego świata, a na ich czele mój tata.
Sędzia zasygnalizował rozpoczęcie ostatniego okrążenia. Usłyszałam warkot silnika przejeżdżającego zawodnika przy naszym garażu. Jak zahipnotyzowana wodziłam wzrokiem po ekranie. Czułam, że coś było nie tak. Nie rozumiałam, dlaczego tata nie zniża pozycji do wejścia w zakręt znajdujący się tuż przed nim. Cały nasz zespół zaczął nerwowo krzątać się po pomieszczeniu, wciskać przełączniki i krzyczeć coś do mikrofonów, natomiast ja nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca. Obserwowałam wyścig jakby w zwolnionym tempie, a mijające sekundy ciągnęły się dla mnie niczym minuty. W rogu ekranu dającego obraz z boku motocykla dostrzegłam Franco Diaza siedzącego tacie na ogonie. Wiedziałam, co mój ojciec próbuje zrobić i nie zamierzałam mu na to pozwolić. Chciał opóźnić wejście w zakręt, by zaoszczędzić kilka cennych sekund, dzięki czemu mógł wziąć następny wiraż po mniejszym łuku. Podbiegłam do panelu sterowania, dzięki któremu mieliśmy stały kontakt z kierowcą. Mój wzrok szalał w poszukiwaniu odpowiedniej komendy, którą mogłabym wysłać bezpośrednio na tablicę rozdzielczą motocyklu mojego taty. Bez zastanowienia wcisnęłam racer out1 #55.Modliłam się, by to wystarczyło, by wiedział, że to wszystko nie jest tego warte.
Spojrzałam z powrotem na ekran, gdzie obaj zawodnicy wchodzili w zakręt z niebezpieczną prędkością. Nagle przednie koło Diaza zahaczyło o tylną oś naszego motocykla. Ostatnie, co zdołałam dostrzec, to maszyna zespołu Honda koziołkująca bez swojego kierowcy. Tata leżał nieruchomy na ziemi. Ekipa ratunkowa ruszyła biegiem na tor.
Dla mnie wszystko straciło ostrość, a potem był tylko mój krzyk i wszechogarniająca ciemność…
*
Nieprzytomna wsiadłam do samochodu zaparkowanego w garażu podziemnym. Już byłam spóźniona na budowę, a dziś miała wejść na plac ekipa od wylewek nawierzchni. Oczywiście, musiałam mieć fatalną noc akurat kiedy powinnam zatwierdzić i dopuścić do użytku wykonane do tej pory etapy budowy.
Mieszkałam na Ursynowie, więc dojazd do Powsina nie powinien mi zająć więcej niż trzydzieści minut. Gdy wyjeżdżałam z podziemi, na moją przednią szybę lunęła ściana deszczu. Świetnie… Znając moje szczęście, jakiś kretyn spowoduje taki korek, że się żyć odechce. Ludzie głupieją w taką pogodę. Włączyłam się w ruch uliczny wlekących się niemiłosiernie samochodów. Chryste… Ja po prostu nie powinnam jeździć samochodem. Stanie w korkach doprowadzało mnie do białej gorączki. Już dawno tak bardzo nie tęskniłam za moją dwukołową maszyną. Gdybym poruszała się między samochodami, byłabym na miejscu w ciągu piętnastu minut…
Spóźniłam się tylko albo aż niecałe pół godziny. Na szczęście kierownik budowy, czyli Rafał, był wyluzowanym gościem cztery lata starszym ode mnie. Jak tylko zobaczył moją wkurwioną minę, zaczął się śmiać i zaproponował kubek kawy, za który byłabym w stanie zabić. Z Rafałem współpracowałam od ponad roku. Był młody, wykształcony i znał się na rzeczy, a ja zatrudniałam tylko fachowców.
Kiedy rodzice siłą zmusili mnie do przeprowadzki w wieku siedemnastu lat, myślałam, że to najgorsze, co mogło mi się przytrafić. Całe dotychczasowe życie spędziłam we Włoszech. Nie znałam innej rzeczywistości. Jednak po upływie tylu lat mogłam im tylko podziękować. Jakimś cudem udało mi się zdać maturę międzynarodową i dostać się na studia na Politechnice Warszawskiej. Dzisiaj mogłam śmiało powiedzieć, że lubię swoją pracę. Z wykształcenia jestem inżynierem materiałowym, a dodatkowo zajęłam się projektowaniem i architekturą. Czy właśnie tak wyobrażałam sobie moje dorosłe życie? Nic bardziej mylnego. Miałam być następcą wielkiego Alfredo, ale życie zdecydowało za mnie. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie znalazła jakiegoś kompromisu, który zadowoli zarówno mnie, jak i wszystkich, którzy oczekiwali, że pójdę w ślady ojca. Po ponad trzech latach spędzonych na nudnych stażach i praktykach w końcu dopięłam swego. Oprócz dorywczych prac, jak choćby ta dzisiejsza, tworzyłam swój projekt. Za rok o tej porze powinnam zostać dumną właścicielką, jak i projektantką własnego toru kartingowego dla dzieciaków. Tworzenie projektu zajęło mi przeszło ponad rok i za każdym razem, gdy chciałam odpuścić, przypominałam sobie, dlaczego to robię. Robiłam to dla mojego taty. Tor miał być naszym wspólnym przedsięwzięciem i mimo naszej tragedii zamierzałam go dokończyć.
Tydzień temu uzyskałam wszelkie zgody potrzebne na rozpoczęcie prac w podwarszawskim Raszynie. Teraz zamierzałam namówić do współpracy Rafała.
– Dziś nie w humorze, słoneczko? – rzucił wesoło.
– Żebyś wiedział. Wspominałam już kiedyś, że większość ludzi to idioci, a dobrych kierowców jest coraz mniej?! – Spojrzałam wyzywająco na Rafała.
– Poważne oskarżenia jak na ósmą rano w poniedziałek. – Roześmiał się pod nosem i podsunął mi plany budowy do zatwierdzenia.
Przekartkowałam stos papierów, udając, że rzeczywiście analizuję cały projekt, ale prawda była taka, że znałam go na pamięć. Nie marnowałam czasu na siedzeniu nad obliczeniami. Przychodziło mi to z taką łatwością, jak dodanie dwa do dwóch. Ziewnęłam przeciągle i podniosłam oczy na kierownika budowy.
– Rafał – zaczęłam od niechcenia. – Mam dla ciebie propozycję…
– Zanim cokolwiek powiesz, pamiętaj, że mam żonę. – Wskazał na serdeczny palec, na którym raziła w oczy złota obrączka.
– Przecież wiem… – Przewróciłam oczami. – Swoją drogą Marta to super babka, więc pilnuj jej, bo drugiej takiej nie znajdziesz.
Wyszczerzył się w ogromnym uśmiechu. Lubiłam ich, a przez nasze codzienne kontakty zawodowe stałam się stałym bywalcem w ich domu. Mimo że nie przepadałam za towarzystwem kobiet, to z Martą odnalazłam wspólny język.
– Do rzeczy – kontynuowałam. – Pamiętasz, jak mówiłam ci o moim torze w Raszynie? – Pokiwał głową. – Chcę, żebyś mi w tym pomógł. Wczoraj odebrałam zgody z urzędu. W przyszłym tygodniu rozpoczynam prace budowlane. Co ty na to?
– Olka, dobrze wiesz, ile mam roboty. Nie wiem, czy reszta chłopaków da radę wcisnąć jeszcze ten projekt…
Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Na widok nadawcy uderzyłam się ręką w czoło.
– O cholera… – Podniosłam oczy na mojego rozmówcę. – Dawaj te papiery do podpisu. – Wyrwałam mu pozostałe kartki z ręki. – Zapomniałam, że umówiłam się z Emiliem na torze. No jak nic urwie mi łeb – gadałam, wylewając z siebie słowa. Machnęłam szybko dwa podpisy i na każdej stronie złożyłam parafkę.
– Przemyśl sprawę. Zadzwonię wieczorem. – Zanim Rafał zdążył odpowiedzieć, ja już biegłam do samochodu. Za plecami usłyszałam tylko jego głośny śmiech. Czy choć raz w życiu coś mogło iść po mojej myśli?
1 Kierowca poza wyścigiem (ang.). Kierowca otrzymuje od zespołu informacje, które są wyświetlane na tablicy rozdzielczej motocykla. Członkowie drużyny mogą wysyłać zawodnikowi informacje dotyczące jego aktualnego miejsca, straty do przeciwników, potrzeby zmiany opon lub problemu z motocyklem. Treść komend oraz ich liczba są ściśle określone przez oprogramowanie.
Nic nie szło po mojej myśli…
– Żartujesz, prawda? – Wciąż nie wierzyłam w to, o co prosił mnie Emilio.
– Alex, proszę tylko, żebyś się zastanowiła i nie mówiła od razu nie. Przecież kiedyś to była twoja codzienność… – Dojrzały Włoch spojrzał na mnie spod czupryny swoich ciemnych włosów. Emilio Mancini był menedżerem mojego ojca, ale przede wszystkim jego najlepszym przyjacielem i moim ojcem chrzestnym. Mimo dzielącej ich różnicy wieku świetnie się dogadywali. Mój ojciec zawsze traktował go jak młodszego brata.
– Myślałam, że przyleciałeś tu odwiedzić Alfredo. – Już od jakiegoś czasu byłam z Emiliem w stałym kontakcie. Ostatni raz widzieliśmy się pół roku temu w urodziny taty.
– Pierwotnie tak właśnie było, piccola1.
Zmiękczyło mnie trochę to włoskie określenie. Mimo że od ponad siedmiu lat starałam się go nauczyć polskich słów, uparcie pozostawał przy swoim ojczystym języku. Nie miałam problemu ze skakaniem z polskiego na włoski. W domu tata zawsze mówił do mnie w jego rodowitym języku, a mama upierała się przy włoskim. Kiedy byłam mała, mieszałam wszystko, przez co tworzyłam dziwne połączenia słów i zdań. Jeśli dorzucić do tego angielski i hiszpański, którego nauczyłam się na studiach, teraz posługiwałam się biegle czterema językami. Cud, że moja głowa jeszcze nie eksplodowała.
– Z tego co słyszę, prosisz mnie o coś, czego nie zamierzam robić.
Jak on w ogóle mógł pomyśleć, że się na to zgodzę?
– Chodźmy na kawę. Postaram się wyjaśnić ci wszystko na spokojnie i jeżeli wciąż będziesz upierała się, że tego nie zrobisz, to odpuszczę.
– Czy rozmawiałeś o tym z moją matką? – To pytanie nie dawało mi spokoju.
– Nie, i dopóki niczego nie ustalimy, wolałbym, żeby tak zostało.
Cudownie, teraz jeszcze oczekiwał, że będę miała przed nią tajemnice. Czy on nie znał mojej matki? Przecież ona wie, czy potrzebuję skorzystać z toalety, jeszcze zanim ja o tym pomyślę.
Westchnęłam przeciągle i rzuciłam mu kluczyki do mojego auta.
– Prowadź, ja już mam dość wrażeń jak na jeden dzień.
Spojrzałam na zegarek. Była dopiero dziewiąta rano…
*
– Podsumowując. Prosisz mnie, żebym rzuciła wszystko i wystartowała w Grand Prix, reprezentując wasz zespół we Włoszech? – Co za ironia. Kiedy myślałam, że moje życie jest stabilne i poukładane, wystarczyła jedna propozycja, żebym podała w wątpliwość wszystko, co dotąd osiągnęłam. Powiedziałabym, że czuję déjà vu,tylko że tym razem to ja mam być głównym kierowcą, a nie mój ojciec.
– W dużym skrócie właśnie tak, o to cię proszę. To tylko umowa na rok. Nieraz jeździłaś ze swoim ojcem, więc wiesz, na czym to polega. Jeden wyścig w miesiącu, dziesięć państw i w zależności od wyników walka o punkty w klasyfikacji ogólnej.
Biłam się z myślami. Nie mogłam podjąć takiej decyzji w dziesięć minut, jednak wiedziałam, że im dłużej będę zwlekać, tym mniej czasu zostanie mi na treningi. Nie jeździłam zawodowo od trzech lat. W Polsce i tak robili mi ogromne problemy, kiedy chciałam startować z mężczyznami.
– Jak chcesz obejść regulamin? Przypominam ci, że nic się przez te lata nie zmieniło i wciąż jestem kobietą. Wiesz, jakie problemy lubi sprawiać Federacja Motocyklowa. – Spojrzałam na niego spod zmrużonych powiek, popijając swoją mrożoną kawę. Serce w mojej piersi uderzało o żebra i nie wiedziałam, czy to zasługa zbyt dużej ilości kofeiny, wypitej w ciągu zaledwie dwóch godzin, czy może to reakcja mojego organizmu na możliwość powrotu na tor.
– O nic się nie martw. Moja w tym głowa, żeby dopuścili cię do startu. Pytanie brzmi, jaka jest twoja decyzja? Jeżeli to cię nie przekonuje, to może zrobi to fakt, że do naszej drużyny dołączył Tito. Jest teraz głównym mechanikiem i koordynatorem maszyn…
Poczułam uderzenie ciepła w tył głowy. Nie słyszałam nic po tym, jak padło jego imię. Dopiero teraz w pełni dotarło do mnie, co oferował mi Emilio. Proponował mi moje dawne życie. Włochy, motocykle, wyścigi i mój najlepszy przyjaciel. Problem w tym, że od pięciu lat nie miałam z nim kontaktu. Po moim wyjeździe staraliśmy się, żeby nasza relacja przetrwała i przez cztery lata nawet nam to wychodziło. Codzienne rozmowy powoli zanikały, a wizyty stawały się coraz rzadsze, aż pewnego dnia po prostu przestał odpowiadać na moje telefony. Próbowałam się z nim kontaktować i dowiedzieć, co się wydarzyło, ale on po prostu ruszył dalej i usunął mnie ze swojego życia. Zabolało mnie to, cholernie. Jednak, choć złamał mi serce i zostawił kompletnie samą, starałam się nie pokazywać, jak mnie to dotknęło.
Nigdy nie znalazłam przyjaciela, który zapełniłby miejsce po nim. Miałam znajomych, ale nikt nie był moim Tito.
– Alex? To jak będzie? – Głos Emilia wyrwał mnie ze wspomnień przetaczających się przez moją głowę niczym tsunami. Przed oczami stanęła mi roześmiana twarz Tito. Takiego, jakim go zapamiętałam.
– Zgoda. – Nie wiedziałam, kiedy i jak to słowo wydostało się z moich ust. Sama byłam w szoku, że mój mózg zadziałał bez mojego pozwolenia. Nie miałam wyboru. Miałam zostać następcą Alfredo Ferenca. To było moje dziedzictwo. Od zawsze.
Boże, spraw, aby to nie była najgorsza decyzja mojego życia.
1 Malutka (wł.).
Siedziałam w samolocie, zastanawiając się, czy podjęłam dobrą decyzję, nie mówiąc mamie do końca prawdy. Nie wiedziałam, czy bardziej chroniłam ją czy siebie. Na wczorajszym obiedzie oznajmiłam tylko, że wybieram się do Pesaro. Pominęłam jednak informację na jak długo i naciągnęłam trochę fakty, jeśli chodziło o cel mojej podróży. Za wszystkim miał stać Emilio. Potrzebował mojej pomocy na miejscu, a że mama miała do niego pełne zaufanie, nie wnikała za bardzo w nasze sprawy.
Patrzyłam przez okno i zastanawiałam się, dlaczego to robię. Wmawiałam sobie, że chciałam odzyskać swoje dawne życie, ale czy to była cała prawda? Czy faktycznie tak źle było mi z moją obecną codziennością? Nie umiałam odpowiedzieć sobie na to pytanie i chyba dlatego chciałam się przekonać, czy postępowałam słusznie.
Po dwóch godzinach siedziałam już na tylnym siedzeniu samochodu podesłanego przez Emilia na lotnisko w Rimini. Od ostatniego razu, kiedy jechałam tą trasą, minęło niemal pięć lat. Wtedy też ostatni raz widziałam Tito. Kierowca, którego dopiero co poznałam, poinformował mnie, że Emilio czeka na torze. Świetnie… Dobrze, że zabrałam ze sobą, póki co, tylko małą walizkę. Nie podjęłam jeszcze do końca decyzji o przeprowadzce, z którą wiązał się kontrakt na ponad rok.
Droga z lotniska minęła mi w oka mgnieniu. Byłam tak skupiona na wspomnieniach wiążących się z moim dawnym domem, że nawet nie zauważyłam, jak podjechaliśmy pod główne wejście toru Misano Adriatico. Na samą myśl o maszynach znajdujących się po drugiej stronie ogrodzenia poczułam adrenalinę krążącą w żyłach. Z podniecenia aż podkurczałam palce u stóp. Wysiadłam z auta na lekko chwiejnych nogach. Ivo, bo tak nazywał się kierowca, oznajmił, że zaczeka na mnie w aucie, więc śmiało mogę zostawić mu swoje rzeczy. Dziwne, widocznie Emilio nie zamierzał mnie tu dzisiaj długo trzymać. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam do wejścia dla personelu.
Gdy tylko minęłam próg, usłyszałam gwizdy i oklaski. Cudownie było wrócić na stare śmieci. Kiedyś ten tor był moim domem i nie mogłam ot tak o tym zapomnieć. Mnóstwo znajomych wyszło mnie przywitać. Carlo, siwiejący mężczyzna w podeszłym wieku, złapał mnie wpół i przeniósł niemal przez pół budynku. Był najlepszym mechanikiem, z jakim kiedykolwiek przyszło mi pracować. Nie było części, której nie byłby w stanie wymienić, ani szkody, której by nie naprawił.
– Ciebie też miło widzieć, przyjacielu – odezwałam się płynnie po włosku, kiedy przestałam się śmiać jak oszalała, a on odstawił mnie w końcu na ziemię.
– Malutka, nie było cię tu chyba ze sto lat. – Trudno się było z nim nie zgodzić.
– Nie zaokrąglałabym tej liczby aż tak, ale masz rację. Minęło stanowczo za dużo czasu. – Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco.
– Zresztą, nieważne! Najważniejsze, że do nas dołączysz. – Widząc radość malującą się na jego twarzy, nie mogłam się przemóc, by powiedzieć mu prawdę. A prawda wyglądała tak, że moja decyzja wciąż była wielką niewiadomą.
– Kogo to widzą moje oczy. – Usłyszałam dziwnie znajomy, kobiecy głos. – Wypiękniałaś przez te wszystkie lata.
Odwróciłam się. Przede mną stał nie kto inny, jak Elena Martinelli. Kuzynka mojej mamy, pełniąca rolę kierownika zespołu naprawczego. To dzięki niej cały zespół trzymał się w ryzach. Gdyby nie ona, zapewne moi rodzice nigdy by się nie spotkali, a mnie nie byłoby nawet na świecie.
– El! – krzyknęłam i rzuciłam się w wyciągnięte w moją stronę ramiona.
– Alex, pokaż no się. – Odsunęła mnie od siebie i zlustrowała od stóp do głów. – Cały ojciec, a myślałam, że zdjęcia kłamią. – Na wspomnienie taty poczułam ukłucie bólu. – Jak on się czuje, skarbie? – dodała Elena, zauważywszy moją reakcję.
– Bez zmian, stabilnie, ale wciąż w śpiączce. To już trzy lata… – Wiedziałam, że naszej rozmowie przysłuchiwał się cały zgromadzony zespół. Wszyscy ci ludzie pracowali kiedyś z moim ojcem. Byliśmy jak jedna wielka rodzina. Nic więc dziwnego, że po moich słowach atmosfera znacznie się zagęściła.
Ciszę panującą w pomieszczeniu przerwał Emilio, który właśnie w tym momencie stanął w drzwiach.
– Przyleciała nasza zguba. – Podszedł do mnie, pokonując dzielącą nas odległość z prędkością światła. – Jak ci minęła podróż?
– Było okej. Szybko – odparłam. Emilio wyczuł napięcie w moim głosie, więc uśmiechnął się serdecznie, pokazując wszystkie zęby. By rozluźnić trochę atmosferę, rzucił: – Widzę, że chłopcy już należycie cię przywitali. – Rozejrzał się po zgromadzonych. – Elena już zdążyła na nas wszystkich ponarzekać? – W jego oczach zatańczyły wesołe iskierki. Od zawsze uważałam, że coś jest między moim ojcem chrzestnym a Eleną, ale żadne z nich nie chciało tego przyznać.
– Jeżeli nic się nie zmieniło od czasu, kiedy tu ostatnio byłam, to jestem pewna, że gdyby nie ona, to byście się tu wszyscy nawzajem pozabijali – skomentowałam ze śmiechem.
– Święta racja – krzyknął Carlo, który w tym momencie leżał na podłodze, dokręcając śruby przy jednym z kół.
Zanosiłam się śmiechem razem z Eleną i Emiliem, kiedy poczułam czyjś wzrok na plecach. Spojrzałam najpierw na twarze moich rozmówców, którzy wpatrywali się w punkt znajdujący się tuż za mną. Odwróciłam się nieśpiesznie w tamtym kierunku i zamarłam. Poczułam, jak cała krew odpływa z mojej twarzy, a stopy wtapiają się w podłogę. Nie byłam w stanie się ruszyć. W wejściu stał Tito. W momencie, gdy nasze spojrzenia się spotkały, poczułam falę mdłości podchodzącą mi do gardła.
Na twarzy mojego przyjaciela malowała się czysta wściekłość.
Wydawnictwo Szósty Zmysł
Grupa Wydawnicza Papierowy Księżyc
skr. poczt. 220, 76-215 Słupsk 12
tel. 59 727-34-20, fax. 59 727-34-21
e-mail: [email protected]
www.szostyzmysl.com.pl