Bądź moim szczęściem - Dziekańska Julita - ebook + książka
NOWOŚĆ

Bądź moim szczęściem ebook

Dziekańska Julita

4,5

47 osób interesuje się tą książką

  • Wydawca: WasPos
  • Język: polski
  • Rok wydania: 2024
Opis

Heidi Bliss całe życie ciężko pracowała, aby w przyszłości zostać gwiazdą amerykańskiej siatkówki. Gdy dostała szansę na zrealizowanie swojego marzenia, czuła, że los jej sprzyja. Wszystko na wyciągniecie ręki. Wyższe wykształcenie na prestiżowej uczelni, kariera i cudowny chłopak, którego każda jej zazdrościła. Jednak gdy opuściła rodzinne Auburn w stanie Alabama, wszystko zaczęło się komplikować za sprawą nieznajomego ze stacji benzynowej. Heidi nie wiedziała, że w tak krótkim czasie jej życie nabierze zupełnie innych barw…

Czy postąpi w imię zasad, czy w imię nowych, niebezpiecznych doznań, jakich doświadczy za sprawą mężczyzny poznanego przypadkiem?

 

Cudowna historia o miłości do sportu oraz do chłopaka, który wywróci życie Heidi do góry nogami. Gwarantuję wam, że nie oderwiecie się od tej książki. Bądźcie gotowi na rollercoaster emocji i miejsce w pierwszym rzędzie na trybunach podczas meczów siatkówki.

Pamela Pompa, wiecej_niz_ksiazki

 

 

Bądź moim szczęściem to książka, która wciągnie was w swój świat już od samego początku! To cudowny romans sportowy z różnicą wieku oraz z motywem zakazanej relacji. Wszechobecność siatkówki spodoba się każdemu fanowi tego sportu!

 

Julia Szatkowska, julkaoksiazkach

 

Ta książka przyprawia o szybsze bicie serca nie tylko na boisku. Przepełniona pasją, emocjami i trudnymi decyzjami, stanowi idealną lekturę dla fanów romansów sportowych!

Nadia Dolega, nadzieja_w_czytaniu

 

 

Bądź moim szczęściem to najlepszy romans sportowy, jaki został napisany. To historia przesiąknięta pasją i walką o marzenia, ale również powieść o przyjaźni. Gwarantuję Wam, że się nie zawiedziecie.

Patrycja Kojzar, potrafieczytac

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 436

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (469 ocen)
294
121
37
16
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

🏐Autorka wspaniale pokazuje świat siatkarski,który niesie ze sobą wyrzeczeczenia,ból,ciężką pracę oraz kontrakt,którego trzeba przestrzegać.Okupione wielkim wyrzeczeniem mecze przynoszą nie tylko radość,ale porażki.Obserwujemy zachowania zawodniczek,pracę trenerów i osoby czuwające nad zespołem. 🏐To cudna historia o spełnianiu marzeń i zakazanej miłości.POLECAM
20
Jagulka12

Z braku laku…

sięgnęłam z ciekawości ale jak dla mnie te opisy były za długie, historia strasznie rozciągnięta, bohaterowie momentami mnie irytowali swoją niedojrzałością
10
marteX993

Nie oderwiesz się od lektury

Świetny sportowy romans. Polecam
10
koktajlhere

Nie oderwiesz się od lektury

uwielbiam! Autorka świetnie przedstawiła sport i doprawiła historię cudownym romansem 🔥
10
monika7780

Nie oderwiesz się od lektury

super 👍🏐❤️
10

Popularność




„Siatkówka jest bowiem sportem wyjątkowym”

Zdzisław Ambroziak

Copyright © by Julita Dziekańska, 2019Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2024 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowaniaoraz udostępniania publicznie bez zgody Autoraoraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta I: Paulina Aleksandra Grubek

Korekta II: Aneta Krajewska

Ilustracje w środku: © by pngtree.com

Projekt okładki: Patrycja Kiewlak

Zdjęcie na okładce: Adobe Firefly

Zdjęcie w książce: © by ArtOfPhotos/Shutterstock.com

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie

Wydanie II – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-623-3

Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

OD AUTORA

PROLOG

ROZDZIAŁ 1

ROZDZIAŁ 2

ROZDZIAŁ 3

ROZDZIAŁ 4

ROZDZIAŁ 5

ROZDZIAŁ 6

ROZDZIAŁ 7

ROZDZIAŁ 8

ROZDZIAŁ 9

ROZDZIAŁ 10

ROZDZIAŁ 11

ROZDZIAŁ 12

ROZDZIAŁ 13

ROZDZIAŁ 14

ROZDZIAŁ 15

ROZDZIAŁ 16

ROZDZIAŁ 17

ROZDZIAŁ 18

ROZDZIAŁ 19

ROZDZIAŁ 20

ROZDZIAŁ 21

ROZDZIAŁ 22

ROZDZIAŁ 23

ROZDZIAŁ 24

ROZDZIAŁ 25

ROZDZIAŁ 26

ROZDZIAŁ 27

ROZDZIAŁ 28

ROZDZIAŁ 29

ROZDZIAŁ 30

ROZDZIAŁ 31

ROZDZIAŁ 32

ROZDZIAŁ 33

ROZDZIAŁ 34

ROZDZIAŁ 35

ROZDZIAŁ 36

ROZDZIAŁ 37

ROZDZIAŁ 38

ROZDZIAŁ 39

ROZDZIAŁ 40

ROZDZIAŁ 41

ROZDZIAŁ 42

ROZDZIAŁ 43

ROZDZIAŁ 44

ROZDZIAŁ 45

ROZDZIAŁ 46

ROZDZIAŁ 47

ROZDZIAŁ 48

ROZDZIAŁ 49

ROZDZIAŁ 50

ROZDZIAŁ 51

ROZDZIAŁ 52

ROZDZIAŁ 53

ROZDZIAŁ 54

ROZDZIAŁ 55

ROZDZIAŁ 56

ROZDZIAŁ 57

ROZDZIAŁ 58

ROZDZIAŁ 59

ROZDZIAŁ 60

ROZDZIAŁ 61

ROZDZIAŁ 62

ROZDZIAŁ 63

ROZDZIAŁ 64

ROZDZIAŁ 65

ROZDZIAŁ 66

ROZDZIAŁ 67

ROZDZIAŁ 68

ROZDZIAŁ 69

ROZDZIAŁ 70

ROZDZIAŁ 71

ROZDZIAŁ 72

ROZDZIAŁ 73

ROZDZIAŁ 74

ROZDZIAŁ 75

ROZDZIAŁ 76

ROZDZIAŁ 77

ROZDZIAŁ 78

ROZDZIAŁ 79

EPILOG

KONIEC…

FINALS #2

PROLOG

PODZIĘKOWANIA

Ta książka zrodziła się z pasji.Dla wszystkich tych, którzy szukają jej w swoim życiu…

OD AUTORA

Ze względu na złożoność amerykańskiego systemu rozgrywek, w swojej książce stworzyłam zasady rozgrywania ligi na podstawie zarówno lig europejskich, jak i amerykańskich. Jest to fikcja literacka stworzona na potrzeby fabuły. Nazwy drużyn w większości inspirowane są tymi istniejącymi w USA.

PROLOG

Koniec sezonu 2018/19Kwiecień

HEIDI

Chyba to było w tym wszystkim najlepsze. Ta adrenalina, tętniąca krew w żyłach i nic poza boiskiem, drużyną i piłką w moich rękach. Kto by pomyślał, że znów znajdę się w tym miejscu, walcząc z tymi dziewczynami o mistrzostwo stanowe. Co ciekawe, wcale nie tak wiele brakuje nam do osiągnięcia tego drugi raz z rzędu. Nie będę ukrywać, że to była moja szansa na zaistnienie w oczach łowców talentów, siedzących gdzieś na trybunach i przyglądających się bacznie każdej akcji. Na moment zerknęłam w stronę miejsc, które powinni zajmować wszyscy moi najbliżsi. Ba! Jestem pewna, że siedzieli w tej samej kolejności co zawsze. Trybuna A, rząd trzeci, miejsca od cztery do siedem.

Miles Collage we Fairfield, który reprezentuję, miał być kompromisem dla mnie i dla rodziców. Zaledwie dwie godziny drogi od rodzinnego Auburn, ale wystarczająco daleko, żebym mogła odetchnąć i oderwać łatkę córki profesora, która musi odnieść sukces. John Bliss, mój tata, był szanowanym wykładowcą matematyki stosowanej na uniwersytecie w Auburn. Od zawsze marzył, że dołączę do niego na uczelni. Tamtejsza drużyna znajdowała się w drugiej dywizji1. Mimo wszystko nie chciałam wybić się poprzez swoje znane nazwisko na uniwerku. Dlatego wybór padł na Fairfield. Doskonale znałam osiągnięcia tamtejszej drużyny siatkarskiej – Golden Bears. Wiedziałam, że co roku łowcy talentów werbują przynajmniej dwie zawodniczki z pierwszego składu do zespołów z pierwszej dywizji.

Uczelnia w Fairfield, chociaż w małym stopniu, spełniała oczekiwania ojca w kwestii mojego kształcenia. Głównie dlatego wybrałam analizę danych jako swoją specjalizację. Uwielbiam mojego tatę, mimo jego dość surowego podejścia do nauki. Doskonale rozumiałam, jak ważna dla niego jest pozycja profesora na uczelni. Szanowałam go za to i podziwiałam. Nic dziwnego, że mama zdecydowała się przenieść na stałe do Stanów dla ojca. Wyjątkowo łączył w sobie niewyobrażalną inteligencję, charyzmę i urodę. Jaka dziewczyna mogłaby się oprzeć wysokiemu, dobrze zapowiadającemu się profesorowi z burzą brązowych włosów i parą błękitnych oczu. Na swój sposób razem z mamą tworzyli fascynującą i piękną parę. Mimo ich wieku wciąż łatwo można było sobie wyobrazić, jak wyglądali w czasach młodości. Czasem zazdrościłam im łączącego ich uczucia, które przetrwało już prawie trzydzieści lat.

Pozwoliłam sobie na tę chwilę dekoncentracji wyłącznie dlatego, że trener drużyny przeciwnej był zmuszony wziąć czas. Ukradkiem uśmiechnęłam się do mamy i puściłam jej oczko, po czym udałam, że pstrykam palcami. Mama uśmiechnęła się szeroko i zrobiła dokładnie to samo. To nasz mały znak z dzieciństwa, kiedy to jeszcze czułam ogromny stres przed wystąpieniami publicznymi, a potem przed meczami. Wtedy ustaliłyśmy, że wystarczy pstryknąć palcami i wszystko inne zniknie.

Dokładnie tak jak teraz, gdy usłyszałam gwizdek sędziego przywołującego drużyny z powrotem na boisko. Trener Chuck dał ostatnie wskazówki Jess, naszej środkowej, dotyczące, jak miałam nadzieję, akcji kończącej to spotkanie. Na boisko weszłam jako ostatnia i przeszłam za tylną linię. Kątem oka spojrzałam na tablicę wyników. Czternaście trzynaście dla nas. Dwa do dwóch w setach, tie-break. Tylko jeden punkt dzielił nas od drugiego z rzędu mistrzostwa Alabamy. Ostatni raz zerknęłam na trybuny, a potem szybko na trenera, który miał do mnie pełne zaufanie. Delikatne skinienie głową w jego wykonaniu oznaczało przyzwolenie na ryzyko w zagrywce. W tej właśnie chwili wszystko wokół zniknęło, jak za sprawą pstryknięcia palcami, a ja zdałam sobie sprawę, że to ode mnie zależy, jak zakończy się ten mecz…

1NCAA (ang. National Collegiate Athletic Association). Żeńska siatkówka w Stanach Zjednoczonych podzielona jest na trzy dywizje (I, II, III). Drużyny rozgrywają mecze w swoich dywizjach. Najlepsze drużyny dostają szansę gry w turnieju NCAA Division I Women’s Volleyball Tournament.

ROZDZIAŁ 1

HEIDI

W mojej głowie panował totalny mętlik.

Mój umysł próbował przyswoić wszystkie informacje i wydarzenia, które miały miejsce w przeciągu kilku ostatnich godzin. Jednak chociażbym nie wiem, jak bardzo starała się skupić na podjęciu decyzji, moje myśli krążyły wokół słów wciąż na nowo odtwarzanych w pamięci.

„To twoja szansa. Nie zmarnuj jej”.

Dosłownie parę godzin temu rozegrałam swój najlepszy mecz w życiu, kończąc spotkanie asem serwisowym. Przy całym zamieszaniu, jakie rozegrało się po meczu, krzykach, łzach szczęścia, uściskach i gratulacjach, ja najlepiej zapamiętałam właśnie te słowa. Propozycję złożoną przez samego Mike’a McLouda.

Znałam go z telewizji. Był rozpoznawany przede wszystkim dzięki swoim licznym kontaktom i znajomościom w świecie siatkówki. To dzięki niemu takie gwiazdy jak Carmen Stanford czy Tammy Halleway trafiły na początku swojej kariery do najlepszych klubów. Pomógł im i jako pierwszy zauważył u nich talent, który teraz wszyscy mogli podziwiać przed ekranami telewizorów. Chociażby dlatego, kiedy zobaczyłam go po meczu wstającego z trybun, zamurowało mnie do tego stopnia, że musiałam usiąść na moment na ławce. Schowałam głowę w dłoniach i próbowałam unormować oddech. Kto by pomyślał, że zagram pięciosetowy mecz o mistrzostwo, a to obecność łowcy talentów wyprowadzi mnie z równowagi. Sam fakt, że McLoud pofatygował się na mecz drużyny drugiej dywizji w stanie Alabama, wystarczyłby, żeby zapisać sobie ten dzień w kalendarzu; a nie tylko tu był, ale zmierzał właśnie w moim kierunku. Byłam przekonana, że pomylił mnie z kimś innym, dopóki nie usłyszałam, jak z jego ust pada moje nazwisko.

– Panno Bliss, nazywam się Mike McLoud i jestem…

Nabrałam powietrza w płuca, które wciąż paliły mnie żywym ogniem, po czym podniosłam się i stanęłam twarzą w twarz z żywą legendą.

– Dzień dobry. Wiem, kim pan jest. Niezmiernie miło mi pana poznać. Mam nadzieję, że mecz drużyn stanu Alabama spełnił pana wygórowane oczekiwania – powiedziałam na jednym wydechu, zbierając się na wyżyny swojej odwagi.

– Cóż, skoro o tym mowa i już nie muszę przedstawiać pani mojego CV, to może przejdziemy do konkretów. Co powiedziałaby pani na okazję trafienia na moją listę gwiazd? Zagrała pani mecz, którego pozazdrościłaby niejedna zawodniczka najwyższej ligi. Mam dla pani pewną propozycję.

W tym właśnie momencie jedyne, co byłam w stanie usłyszeć, to odgłos własnego serca obijającego się o moje żebra. Marzyłam o tym przez całe swoje życie. Odtwarzałam tę scenę każdego dnia przed snem, a kiedy jawa stawała się rzeczywistością, mnie zabrakło języka w gębie. Usłyszałam ciche chrząknięcie tuż za plecami i poczułam czyjąś dłoń delikatnie ściskającą moje ramię. Miałam świadomość, że jedyna osoba, która wiedziała, co właśnie dzieje się w mojej głowie i stara się mnie w ten sposób uspokoić, to mój starszy brat Coby. Przełknęłam więc gulę blokującą moje gardło.

– Zamieniam się w słuch – odpowiedziałam z pełną stanowczością.

– Obecnie prowadzę rekrutację do drużyny Uniwersytetu Detroit Mercy. Byłabyś ostatnim kawałkiem układanki. Zostało nam tylko znaleźć rozgrywającą, a po tym, co dziś pokazałaś, mogę domniemać, że idealnie wpasujesz się w drużynę.

Nie mogłam pozwolić, żeby jego słowa po raz kolejny wyprowadziły mnie z równowagi. Uznałby mnie za wariatkę, a to było ostatnie, czego bym chciała. Tak wiele razy odtwarzałam tę rozmowę w myślach, że tym razem miałam gotową odpowiedź.

– Mimo że jest to dla mnie zaszczyt, nie mogę podjąć tak ważnej decyzji bez wcześniejszego zapoznania się z warunkami proponowanymi przez drużynę z Detroit. – Odetchnęłam w duchu, mając nadzieję, że zabrzmiałam chociaż w połowie tak profesjonalnie, jak zamierzałam.

– Oczywiście rozumiem. Tu jest moja wizytówka. Proszę skontaktować się ze mną do końca tygodnia, by uzgodnić szczegóły. To twoja szansa. Nie zmarnuj jej.

– Ziemia do Heidi…

Przed moimi oczami pojawiła się czyjaś ogromna dłoń. Natychmiast wyostrzyłam spojrzenie na mojego brata stojącego tuż przede mną.

– Gdzieś tak odleciała?

Wystarczyło, żebym na niego spojrzała, a on już wiedział.

– Znów odtwarzasz tę rozmowę? Hei, błagam. Przecież już to przerobiliśmy. Świetnie sobie poradziłaś. – Uśmiechnął się i podał mi piwo.

Mimo że wypadał weekend, w który powinnam odwiedzić Nannę i rodziców w Auburn, nie byłam gotowa na rozmowę z nimi o propozycji gry w Detroit.

Rodzice wypuścili mnie z gniazda tylko pod warunkiem, że raz w miesiącu będę wracać na weekend do rodzinnego Auburn, chociażby ze względu na Nannę. Moja kochana babunia Rita, a dla mnie Nanna, po śmierci dziadka Louisa została całkowicie sama w Hiszpanii. Mama uznała, że najlepiej będzie, jak Nanna zamieszka niedaleko naszego domu, żeby mieć na nią oko. Nie było to wcale łatwe. Babcia uparła się, że Stany są przereklamowane, a wokoło grasuje masa bandytów i złodziei. Dopiero po paru wizytach w naszym domu poszliśmy wszyscy na kompromis. Babcia kupiła malutki domek na naszej ulicy, natomiast uparła się, że dom w Hiszpanii zostaje w rodzinie i za żadne skarby go nie sprzeda. W duchu odetchnęłam, bo szczerze uwielbiałam tamten dom. Wiązała się z nim masa wspomnień.

Odwróciłam się na kanapie do Coby’ego.

– Masz na myśli ten moment, kiedy zapomniałam języka w gębie, czy może kiedy kompletnie spanikowałam? – zapytałam, nawiązując do jego wcześniejszej wypowiedzi.

– Jesteś beznadziejną perfekcjonistką.

Zaraz po meczu poprosiłam Coby’ego, żeby zabrał mnie do swojego mieszkania i odwiózł wieczorem do rodziców. Wprawdzie miałam spotkać się z Carterem, ale nie zdążył mi nawet pogratulować, bo musiał jechać załatwić jakąś pilną sprawę z ojcem w firmie. Przestało mnie dziwić, że jest na każde jego zawołanie. Nigdy nie byłam jego priorytetem. Zawsze było coś ważniejszego. Dlatego dzisiaj to ja zmieniłam swoje preferencje i zamierzałam spędzić wieczór ze swoim bratem.

Coby był wyższym sobowtórem naszego ojca. Tak jak ja, odziedziczył latynoską opaleniznę po mamie, ale w przeciwieństwie do mnie, miał ciemnoblond włosy, a jego niebieskie oczy oczarowały niejedną dziewczynę. Wprawdzie miał dopiero dwadzieścia osiem lat, lecz ze swoimi okularami na czubku nosa wyglądał jak rasowy doktor nauk ścisłych. W odróżnieniu ode mnie i taty, Coby’ego zawsze interesowała fizyka. Mimo obiecującej kariery koszykarskiej, jaką przepowiadali mu trenerzy, postanowił w pełni poświęcić się nauce, oczywiście ku radości naszego ojca. Nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć, jednak w pełni szanowałam jego decyzję. Mimo że oboje poszliśmy w dwóch różnych kierunkach, a nasze życia tak znacząco się od siebie różniły, to łączyło nas jedno – upór w realizacji marzeń.

Mieszkanie Coby’ego to moja kryjówka. Mój brat większość dnia spędzał na uczelni, ślęcząc nad badaniami i prowadząc zajęcia, dlatego dostałam osobny komplet kluczy, na wypadek gdyby akurat nie było go w domu. Dwupokojowe mieszkanie, w którym mieszkał kompletnie sam, to typowe kawalerskie gniazdko. Składało się z salonu, małej kuchni, z oknem wychodzącym na park, i sypialni z całkiem sporą łazienką. Panował tu porządek, którego trudno było się spodziewać po samotnym mężczyźnie. W zasadzie nie wiem, czemu Coby nie związał się z nikim po rozstaniu z Leilą. Nigdy nie chciał zdradzić mi, co się między nimi naprawdę wydarzyło, a ja nie drążyłam tematu. Wiedziałam tyle, ile chciał mi powiedzieć. Ich rozstanie miało miejsce w tym samym roku, co jego rezygnacja z koszykówki, czyli jakieś trzy lata temu. Leila po prostu wyjechała, a Coby zaczął układać sobie życie na nowo.

Oboje siedzieliśmy w jego salonie na rozkładanej kanapie, która często bywała moim przejściowym łóżkiem. Na ścianie naprzeciwko znajdował się duży, płaski telewizor z szafką, na której stały konsola PS4 i kolekcja gier. Kupiłam mu ją na dwudzieste czwarte urodziny. Fakt, że się ich nie pozbył, ścisnął mnie za serce. W dniu, w którym wyprowadził się od rodziców, poczułam, jakby ktoś zabrał jakąś część mnie. Mimo że mieszkał niecałe pół godziny drogi od rodzinnego domu, to już nie to samo, co mieszkanie w pokoju obok. Wiem, że skoczyłby za mną w ogień i vice versa, dlatego to z nim musiałam najpierw porozmawiać o propozycji, która mogła zmienić całe moje życie. Coby siedział ze skrzyżowanymi na piersi rękami i patrzył na mnie spod opuszczonych okularów. Znał mnie, więc czekał, aż będę gotowa z nim porozmawiać, a tym swoim wzrokiem starał się lekko wymusić na mnie jakąś reakcję.

– Dobra, już! Nie musisz na mnie tak patrzeć! – krzyknęłam sfrustrowana.

– Nie mam zielonego pojęcia, o co ci chodzi, mała. – W jego głosie słychać było rozbawienie, jednak jego wyraz twarzy pozostawał niezmienny.

– Wiele można o mnie powiedzieć, ale na pewno nie to, że jestem mała. Ty też do niskich nie należysz – odgryzłam się i przybrałam triumfalny wyraz twarzy. Miałam nieco ponad sześć stóp wzrostu. Jak na rozgrywającą może brakowało mi paru cali, ale nauczyłam się świetnie sobie z tym radzić.

– No fakt, ale dziewczyny to lubią – odpowiedział i poruszył porozumiewawczo brwiami.

– Tak, zwłaszcza te, które sięgają ci do pasa…

– Ja wciąż tu widzę same zalety. – Spojrzał dwuznacznie na swoje krocze, a ja włożyłam dwa palce do ust i udałam, że wymiotuję.

– Jesteś obleśny, wiesz?

– Różnie mnie nazywali… Nieziemsko przystojny, szalenie inteligentny, ale obleśny? Nie, to raczej nie przejdzie, ale miło, że próbowałaś.

Walnęłam go pięścią w ramię, na co odpowiedział mi głośnym śmiechem. Coby pokręcił głową, ale nie pozwolił się zbić z tropu.

– Dobra, nie zmieniaj tematu, co zamierzasz zrobić?

– Nie wiem, o czym mówisz. – Odwróciłam wzrok z powrotem w stronę telewizora i pociągnęłam długi łyk piwa. Zanim jednak zdążyłam wymyślić, jak zmienić temat, Coby wyłączył telewizor i rzucił we mnie pilotem, starając się zwrócić moją uwagę.

Jęknęłam przeciągle.

– A jak myślisz… Wyjadę. Wiem, że to zrobię. Wiedziałam, zanim McLoud zdążył wyjść z hali. – Przymknęłam oczy, próbując powstrzymać napływające do oczu łzy. – Codziennie marzyłam o dniu, w którym stanę na boisku z prawdziwymi gwiazdami siatkówki. Po prostu trudno mi wyobrazić sobie, że będę tak daleko od Alabamy. To drugi koniec kraju, Cobs.

– No i? Hei, przecież żyjemy w czasach, kiedy w ciągu jednego dnia możesz znaleźć się na innym kontynencie. Nikt o tobie tu nie zapomni. Pomyśl raz w życiu o sobie i nie staraj się uszczęśliwić wszystkich dookoła.

– Kto by pomyślał, że z ciebie taki filozof. – Zaśmiałam się pod nosem. – Zaimponowałeś mi.

– Jestem przyszłym doktorem, muszę chociaż stwarzać pozory. – Coby puścił mi oczko, poprawiając minimalnie humor. – Czekaj, a myślałaś, co powiesz Carterowi? – zapytał nagle, a ja o mały włos oplułabym się piwem, które właśnie piłam.

Carter Walsh był kapitanem uczelnianej drużyny koszykarskiej, a prywatnie moim facetem. Był dwa lata starszym studentem mechatroniki. Wszyscy w mieście wiedzieli, że po studiach miał przejąć rodzinną firmę Walsh Construction. Jedną z największych firm budowlanych na południowym wybrzeżu. Od dwóch lat, razem z Carterem, tworzyliśmy uczelnianą superparę.

Takiego mężczyznę każda kobieta przyjęłaby z otwartymi ramionami. Dobrze wychowany, elokwentny, szarmancki chłopak z Alabamy, ze stypendium naukowym i sportowym. Mogłabym powiedzieć, że do pełni szczęścia brakowało mi tylko obrączki na palcu, domu z białym płotem, psa i dwójki dzieci. Wiem, że większość kobiet zabiłaby za taką świetlaną przyszłość u boku faceta, o którym mówi się „złoty chłopak”. Problem w tym, że dla Cartera przyszłość zaczynała się i kończyła w Alabamie. Tutaj był powszechnie szanowany i sławny. To tu chciał założyć rodzinę i się ustatkować. A dla mnie? Dla mnie Alabama to za mało. Zawsze wiedziałam, że to nie moje miejsce. Oczywiście, urodziłam się tu i wychowałam, ale żyje się tylko raz i jeżeli chciałam spełnić swoje marzenia, musiałam patrzeć szerzej niż boisko uczelnianej drużyny w Miles Collage.

– Tak, właśnie… Chyba przydałoby się z nim porozmawiać… Ale to może poczekać do jutra, teraz chcę obejrzeć odcinek „Gry o tron” z moim bratem kujonem. – Pokazałam mu język i wyrwałam z rąk paczkę czipsów, które właśnie otwierał.

Coby w żartach pstryknął mnie w ucho. Oboje śmieliśmy się i przepychaliśmy na kanapie, a do mnie dotarło, że to za Cobym będę tęsknić najbardziej.

ROZDZIAŁ 2

HEIDI

Coby odwiózł mnie do domu rodziców około północy. Liczyłam, że poszli już spać. Jak na jeden dzień miałam dosyć wrażeń. O swojej decyzji mogłam porozmawiać z nimi rano.

Otworzyłam drzwi niczym rasowy włamywacz i na paluszkach przemknęłam w stronę schodów. Gdy już myślałam, że jestem na bezpiecznej drodze do mojego starego pokoju na piętrze, światło w kuchni włączyło się, rażąc mnie w oczy.

– Wiesz, która jest godzina, Heidi Bliss? – Usłyszałam znajomy kobiecy głos dochodzący zza ściany.

Pokręciłam bezradnie głową i cofnęłam się o dwa kroki. Przy kuchennym blacie siedziała Carla Méndez Bliss, moja mama. Była rodowitą Hiszpanką z równie trudnym charakterem co babcia Rita. Widocznie kobiety w naszej rodzinie po prostu tak miały. Była przepiękna i kochałam ją nad życie. Niekiedy lubiła zgrywać nadopiekuńczą matkę, jak w tej chwili, ale była też niezastąpioną przyjaciółką.

– Nauczyłaś mnie obsługi zegarka, gdy miałam pięć lat. Po co te głupie pytania? – zapytałam.

Czasem lubiłam się z nią trochę podrażnić. Ten moment może nie był najlepszy, ale warto było spróbować.

– Nie wiem, po kim masz ten niewyparzony język – powiedziała z udawaną powagą, a ja parsknęłam śmiechem.

– Oj, a mnie się wydaje, że doskonale wiesz, mamo. – Podeszłam do niej i dałam jej szybkiego buziaka w policzek. – Czy teraz pozwolisz, że pójdę spać, jak przystało na grzeczną córkę?

– Grzeczna to ty nigdy nie byłaś i na pewno nie jesteś – skomentowała. – A co z kolacją?

– Nie wiem, jakie masz mniemanie o własnym synu, ale chyba nie sądzisz, że przetrzymywał mnie w piwnicy o pustym żołądku.

Roześmiałam się i ruszyłam z powrotem w stronę schodów.

– Kogo ja wychowałam… Na własnej piersi wykarmione pequeños monstruos2.

Odwróciłam się w progu.

– Mamo, chyba zapominasz, że znam hiszpański. – Puściłam jej oczko. – Ja ciebie też kocham. Dobranoc. – Rzuciłam szybko i wyszłam z kuchni.

Weszłam na górę do swojego dawnego pokoju i padłam jak kłoda na łóżko. Jedyne, o czym marzyłam, to żeby pójść spać. Jednak świadomość zbliżającej się rozmowy z Carterem nie dawała mi spokoju. Kiedy byłam u Coby’ego, dzwonił do mnie cztery razy. Chyba należała mu się oznaka życia z mojej strony. Tak więc bijąc się z myślami, w przypływie chwilowej odwagi, która trwała jakieś pięć sekund, napisałam do niego szybkiego SMS-a:

Hej, przepraszam, że nie odbierałam, ale telefon miałam w torbie, a po meczu razem z Cobym świętowaliśmy dzisiejsze zwycięstwo :)

Jestem na weekend u rodziców w Auburn. Jak tylko wrócę w poniedziałek, powinniśmy się spotkać i porozmawiać.

Padam na twarz, dobranoc!

Włączyłam tryb samolotowy, żeby nie miał już szansy dziś do mnie zadzwonić… Odłożyłam telefon na szafkę nocną i wzięłam szybki prysznic. Wczołgałam się z powrotem do łóżka i po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęłam się na myśl o tym, co mnie czeka.

***

Rano czułam się, jakby ktoś wrzucił mnie do betoniarki, wyjął i jeszcze raz przemielił. Nie miałam pojęcia, która była godzina ani ile czasu spałam. Byłam cała obolała, a mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa. Wcale się im nie dziwiłam. Sama na ich miejscu powiedziałabym, żebym pocałowała się w dupę. Do tego z dołu dochodziły jakieś głośne rozmowy, a mi pękała głowa od wypitego wczoraj piwa i nadmiaru emocji.

Z największym trudem otworzyłam jedno oko i zobaczyłam przed sobą stary plakat Giby, brazylijskiego siatkarza, mojego idola z dzieciństwa. W zasadzie rodzice nic nie zmienili w tym pokoju od czasu mojej wyprowadzki trzy lata temu. Te same beżowe ściany, to samo wielkie łóżko z milionem poduszek i moje centrum dowodzenia, czyli biurko po drugiej stronie dość sporego pokoju.

Ostatkiem sił zwlekłam swoje zwłoki z łóżka i podeszłam do drzwi, żeby uciszyć tych kolędników, którzy moim kosztem urządzili sobie imprezę o poranku w środku maja. Już miałam krzyknąć na dół do rodziców, gdy przez drzwi usłyszałam znajomy, głęboki, męski głos. Głos, który znałam na pamięć, który uwielbiałam, ale za nic w świecie nie spodziewałam się go tu dziś usłyszeć. Zaraz, zaraz… Co, do jasnej cholery, Carter robił w domu moich rodziców w sobotę rano!? W myślach nakazałam sobie zachowanie spokoju. Musiało być na to jakieś racjonalne wytłumaczenie, przecież nie jechałby bez powodu z Fairfield. Przyłożyłam ucho do drzwi, żeby lepiej słyszeć rozmowę toczącą się na dole.

– Pani Bliss, przepraszam, że nachodzę państwa w sobotę rano, ale martwiłem się o Heidi. Wczoraj nie odbierała telefonu, a w nocy wysłała mi wiadomość, która, jak sądzę, miała mnie uspokoić, po czym wyłączyła telefon. Czy wszystko z nią w porządku? Jest w domu, tak jak pisała? – W jego głosie wyczułam zmartwiony ton.

– Och, Carter. Wszystko w porządku, niepotrzebnie się fatygowałeś. Heidi odsypia chyba wszystkie wrażenia poprzedniego wieczoru. Dobrze wiesz, że jest zakręcona jak słoik ogórków. Musiała wyłączyć telefon.

Słysząc to, uderzyłam czołem o drzwi. Ona tak na serio? Słoik ogórków? Ta kobieta wpędzi mnie kiedyś do grobu.

– Jest na górze u siebie w pokoju. Śmiało, możesz do niej zajrzeć i ją obudzić, starczy tego lenistwa.

To były ostatnie słowa, jakie usłyszałam z ust mojej mamy, bo jak kretynka pobiegłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Starałam się uspokoić i wymyślić, w jaki sposób powiem mu, że wyprowadzam się na drugi koniec kraju. Żeby zyskać na czasie, odkręciłam wodę, stwarzając pozory kąpieli. Cudownie… Mogłam sobie przyznać Nobla za pomysłowość.Musiałam wziąć się w garść. Nie miałam czasu na opracowanie strategii, co mnie zabijało. Moje życie powinno być poukładane. Coby miał rację, mówiąc, że jestem niepoprawną perfekcjonistką. Nabrałam parę razy głęboko powietrza w płuca i policzyłam do dziesięciu. Przecież prędzej czy później musiało dość do tej rozmowy. Fakt, zamierzałam poczekać z tym do przyszłego tygodnia, ale jak widać, nie miałam zbyt dużego wyboru, zważywszy na to, że Carter właśnie pukał do drzwi łazienki. Nie mogłam dłużej zgrywać kretynki. Zakręciłam wodę i przygotowałam się do odegrania roli na miarę Oscara.

Przykleiłam na usta sztuczny uśmiech i otworzyłam drzwi.

– Carter, wielkie nieba, co ty tu robisz?

W myślach właśnie plasnęłam się ręką w czoło… „Wielkie nieba”? Ile ja miałam lat, siedemdziesiąt?

– Cześć, kochanie, ciebie też miło widzieć. – Podszedł do mnie i pocałował delikatnie w usta, po czym odsunął się nieznacznie, dając mi odrobinę swobody.

Musiałam przyznać, że Carter robił wrażenie. Za każdym razem, gdy był w pobliżu, nie mogłam się na niego napatrzeć. Nawet teraz, kiedy powinnam skupić się na zbliżającej się rozmowie. Był koszykarskim ucieleśnieniem najskrytszych fantazji każdej dziewczyny w Fairfield. Ze swoimi blond włosami w wiecznym nieładzie, obecnie trochę przydługimi, wyglądał, jakby dopiero co wstał z łóżka, a i tak wszystkim dziewczynom miękły kolana.

– Cześć, Cart. – Uśmiechnęłam się krzywo, czego, dzięki Bogu, nie zauważył.

– Martwiłem się, więc jak tylko rano odczytałem twoją wiadomość, wsiadłem w samochód. Wszystko w porządku? Twoja mama mówiła coś o rewelacjach z wczoraj… – W jego czekoladowych oczach zauważyłam autentyczną troskę i ciekawość.

– Wszystko OK, wczoraj po prostu zasiedziałam się u Coby’ego, a jak już wróciłam, to padłam na łóżko, napisałam do ciebie i usnęłam. Najwidoczniej musiała mi paść bateria. Przepraszam, że musiałeś jechać aż do Auburn, żeby się upewnić, że jestem cała i zdrowa. – Cóż, akurat w tej kwestii byłam całkowicie szczera.

– Nie przesadzajmy. Nie był to znów taki kawał drogi. – Kąciki jego ust delikatnie się uniosły. – I tak chciałaś ze mną o czymś porozmawiać, tak więc nie musimy czekać do poniedziałku. Co to za nowiny?

Przecisnęłam się obok niego bez słowa i stanęłam przed oknem wychodzącym na podjazd naszego domu. Nie musiałam długo czekać, by poczuć jego ręce wślizgujące się pod moją bluzkę. W normalnych okolicznościach pewnie wykorzystałabym jego zainteresowanie, ale nie dziś. Musiałam mu powiedzieć. Jeżeli ten związek ma przetrwać i jest to coś poważnego, to zrozumie, na pewno. Wzięłam głęboki oddech.

– Carter, wczoraj po meczu dostałam propozycję od Mike’a McLouda. On… – Głos mi się lekko załamał i musiałam odwrócić wzrok. Nie mogłam patrzeć mu w oczy. – On zaproponował mi grę dla drużyny z pierwszej dywizji, która szuka rozgrywającej. Rockets Mercy co roku bierze udział w NCAA Volleyball Tournament3. To moja szansa, żeby się wybić.

Carter uśmiechnął się w charakterystyczny dla niego sposób, który uwielbiałam, pokazując dołeczki w policzkach.

– To wspaniale, skarbie. Twoja ciężka praca nie poszła na marne!

Chciałabym się cieszyć razem z nim, ale jeszcze nie wiedział najważniejszego.

– Carter, ta drużyna jest w Detroit…

Zapadła między nami cisza, która ciągnęła się w nieskończoność. W końcu to on przerwał milczenie.

– Podjęłaś już decyzję?

Spojrzałam na jego surowe rysy twarzy. Zaciskał tak mocno szczękę, że bałam się, że zaraz coś sobie złamie.

Pokręciłam z rezygnacją głową i spojrzałam w okno. Nie wiem, na co on liczył. Że zostanę i do końca studiów będę grać w Miles Collage? Tyle razy dyskutowaliśmy na ten temat, co by było, gdyby… Spędzaliśmy długie godziny nad rzeką na pace jego ciężarówki, rozmyślając i przekomarzając się, kto osiągnie większy sukces. O kim będą rozmawiać dziennikarze w wiadomościach sportowych. A kiedy to ja miałam okazję spełnić swoje największe marzenie, nie mogłam dzielić tej radości z nim.

– Pytasz poważnie? – Nie kryłam już nawet zdenerwowania. – Sądzisz, że mogłabym zostać tutaj, kiedy proponują mi grę w pierwszej dywizji?

Nie mogłam zrozumieć, jak bardzo myliłam się co do naszej dwójki. Zupełnie jakbyśmy byli obcymi sobie ludźmi. W tej właśnie chwili przestawało nas łączyć cokolwiek poza wspólną przeszłością. Nagle nasze wszystkie wspólne plany i marzenia wyparowały. Pękły jak bańka mydlana, w której żyłam.

– Uważasz, że ja nie mam tutaj nic do powiedzenia? – Carter stał naprzeciwko mnie, a ja czułam, jakby znajdował się gdzieś daleko stąd. To nie mogło się dziać…

– Nie, raczej wątpię, że masz z tym cokolwiek wspólnego… – odpowiedziałam dumnie i spojrzałam mu głęboko w oczy. – Nie jestem kimś, kogo wymarzył sobie dla ciebie twój ojciec. – Próbował mi przerwać, ale mu na to nie pozwoliłam. Nie tym razem. – Nie zamierzam pozbawić się szansy na spełnienie marzeń i utknąć w domu na przedmieściach. Jedyne, czego od ciebie oczekiwałam, to odrobina wsparcia i chęci, żebyśmy jakoś z tego wybrnęli, ale jeżeli nie zamierzasz zrobić nic z tych rzeczy, to możesz w tym momencie wyjść…

Cisza między nami zbudowała mur, którego nie byłam w stanie zburzyć. Nie dziś, nie w tym momencie. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie szukał żadnego rozwiązania tej sytuacji. Myślałam, że jesteśmy ze sobą na tyle długo, że potrafimy się z tego jakoś wyplątać, tak żeby żadne nie ucierpiało. Mimo to, jego obojętność rozbiła moje serce na kawałki.

Wyszedł. Wyszedł z mojego domu, z mojego życia. Tak po prostu, jakby cały ten wspólny czas nic nie znaczył. Nie zerwał ze mną w typowy sposób. W zasadzie to nie jestem pewna, czy w ogóle można to nazwać zerwaniem. Nie miałam pojęcia, co to oznaczało. Co to oznaczało dla nas jako pary, jako dwójki przyjaciół. Nie miałam nawet siły, żeby za nim pobiec. Patrzyłam przez okno, na podjazd i na Cartera wsiadającego do swojego samochodu. Zanim zniknął na fotelu kierowcy, podniósł głowę i ostatni raz spojrzał mi w oczy. Zobaczyłam w nich ból, smutek i rozczarowanie.

Wsiadł i odjechał, a ja zerkałam przez szybę: za nim, za moją przeszłością i przyszłością, tylko już nie powstrzymywałam łez.

2Z hiszpańskiego: małe potwory.

3NCAA Division I Women’s Volleyball Tournament – coroczny turniej, który prowadzi do mistrzostw w siatkówce kobiet drużyn z Dywizji I.

ROZDZIAŁ 3

GARETT

– Chyba oszalałaś!

– Garett, proszę cię, to naprawdę nie tak, jak myślisz, przecież możemy się jakoś dogadać…

Szczerze chciałbym jej uwierzyć. Chciałbym uwierzyć w każde słowo, byleby to nie była prawda.

– Po tym wszystkim, co razem przeżyliśmy, chcesz tak po prostu odejść?

Nie mogłem znieść jej piskliwego głosu. Patrzyłem na Amy i nie wierzyłem, że spędziliśmy ze sobą ponad połowę życia. Cholera, za pół roku mieliśmy brać ślub!

Ja chcę tak po prostu odejść? Czy ona siebie słyszy…? Boże, byłem albo głupi, albo ślepy. Jak widać, prawdopodobnie jedno i drugie. Jednak pozowanie do zdjęć nie poszło na marne. Amy doskonale umiała się dostosować do sytuacji.

– Jak chcesz się ze mną dogadać, Amy? Zamierzasz mi wmówić, że wszystko sobie wymyśliłem i wcale nie pieprzysz się z moim najlepszym kumplem? Czy może przez przypadek jego kutas wylądował w twoich ustach?

Nie panowałem już nad gniewem. Musiałem stąd wyjść. Chciałem się znaleźć jak najdalej od tej kobiety. Od kobiety, która była moją najlepszą przyjaciółką niemal przez całe życie. Od osoby, która pomagała mi się pozbierać najpierw po kontuzji, a potem po śmierci mojej matki. Elisabeth Ford, moja mama, kochała Amy jak własną córkę. Pamiętam, jaka była szczęśliwa, kiedy usłyszała o zaręczynach. Amy była wspaniała, kto mógłby nie kochać takiej kobiety. Tylko że tej kobiety już nie było. Zniknęła. Zniknęła w momencie, w którym postanowiła złamać mi serce…

***

Pamiętam dzień, w którym ją poznałem. Miałem wtedy trzynaście lat, a ona dziesięć. W Lexington, przy mojej ulicy nie mieszkały żadne dzieci, dlatego każda przeprowadzka była dla mnie wielkim wydarzeniem. Siedziałem na ganku mojego domu i czytałem komiks Marvela, kiedy zobaczyłem, jak na podjazd obok wjeżdża duża ciężarówka, a z fotela po prawej stronie wyskakuje malutka blondynka, wydając z siebie cichy chichot. Możliwe, że już wtedy zakochałem się w tym śmiechu. Kiedy jesteś dzieckiem, w ogóle nie przejmujesz się opinią innych, nie odczuwasz stresu ani nie myślisz za dużo przed wykonaniem jakiegoś kroku. Moje zaprowadziły mnie wprost do niej. Chyba miała wrodzoną umiejętność przyciągania do siebie ludzi. Tak zaczęła się nasza przyjaźń. Staliśmy się nierozłączni. Moi rodzice uwielbiali, kiedy nas odwiedzała, a robiła to prawie codziennie. Mnie natomiast wcale nie przeszkadzały docinki kolegów z klasy, kiedy wolałem siedzieć z nią na stołówce.

Amy zawsze czuła się lepiej w towarzystwie facetów niż dziewczyn, dlatego większość czasu spędzała ze mną i z chłopakami z mojej drużyny siatkarskiej. Nie przeszkadzało mi to do czasu, gdy Matt, nasz atakujący, zaprosił ją na randkę. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że Amy stała się dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką, którą znałem całe życie, a prawda była taka, że byłem w niej zakochany po uszy. Przez te wszystkie lata zdecydowanie dorosła i nabrała kobiecych kształtów, ale wciąż była moją Amy. Musiałem porządnie rozmówić się z Mattem na temat tego, co myślę o jego zalotach względem niej. Nie obyło się bez paru wyzwisk i przepychanek, ale jak przystało na prawdziwych facetów, na koniec uścisnęliśmy sobie dłonie. Tamtego dnia zaprosiłem ją na pierwszą randkę. Nie zapomnę jej zmieszanego wyrazu twarzy i wypieków na policzkach, które kontrastowały z jej kremową cerą, ale zgodziła się. Tak jak później zgodziła się zostać moją dziewczyną.

Pierwszy kryzys dopadł nas przed końcem mojego ostatniego roku w liceum. Jako kapitan szkolnej drużyny liczyłem na stypendium sportowe, dzięki któremu mógłbym wyjechać na studia. Przed Amy było jeszcze całe liceum, nie mogłem jej prosić, żeby wyjechała ze mną, dlatego mój wybór padł na uniwersytet w Cincinnati. Ich drużyna siatkarska Cincinnati Lions może nie była w czołówce tabeli, ale zawsze mogła do niej awansować, a ja dzięki temu mogłem częściej odwiedzać Amy w Lexington.

I faktycznie, przez pewien czas ten system działał. Szalenie za nią tęskniłem, a w dodatku nie było mnie przy niej w najważniejszym okresie jej życia. Stawała się kobietą beze mnie u boku. Zawsze była piękna. Blondynka z zielonymi oczami o długich nogach, krągłych biodrach i wydatnym biuście, zwracała na siebie uwagę. Zwłaszcza blondynka mierząca nieco ponad pięć stóp. Nigdy mi to nie przeszkadzało, skoro sam byłem dość wysoki. Proponowałem jej nawet, żeby spróbowała swoich sił w drużynie siatkarskiej, ale sport to nigdy nie była jej bajka. Zawsze powtarzała, że woli oglądać mnie na boisku. Amy miała wielu adoratorów w liceum, ale ufałem jej bezgranicznie, a ona nie dawała mi powodów do zazdrości, przynajmniej wtedy…

Starałem się przyjeżdżać do domu co weekend albo chociaż w dni, kiedy nie miałem meczów. Przetrwaliśmy w ten sposób trzy lata moich studiów i nie mogłem się już doczekać, kiedy Amy wreszcie się do mnie przeprowadzi. W wakacje przed jej przyjazdem dostała propozycję pracy z agencji modelek w Cincinnati. Była wtedy taka szczęśliwa. Pamiętam, jak skakała z radości na łóżku. Postanowiła poczekać z pójściem na studia i spróbować swoich sił w modelingu. Przez pierwszy rok żyło nam się jak w bajce. Nadrabialiśmy stracony czas z ostatnich paru lat, cieszyliśmy się sobą i wspólnym wejściem w dorosłe życie. Wszystko zaczęło się układać, aż do czasu najgorszego roku mojego życia…

Miałem dwadzieścia sześć lat, a czułem się, jakby mój świat się zawalił. Na początku ostatniego roku studiów doznałem kontuzji kolana, która zakończyła moją karierę sportową. Przez długi czas nie mogłem się pozbierać. Największym wsparciem były dla mnie Amy i moja mama. Pozwoliłem sobie na trzy miesiące żałoby po mojej niedoszłej sportowej przyszłości. Pozbierałem się do kupy i postanowiłem skończyć studia. Za nic w świecie nie chciałem rezygnować z siatkówki, dlatego zakręciłem się w odpowiednich kręgach i dołączyłem do drużyny, ale jako pomocnik trenera. Moje życie na nowo nabrało kolorów. Skończyłem studia i poprosiłem Amy o rękę w rocznicę naszego pierwszego spotkania. Wspólnie pojechaliśmy do Lexington powiedzieć o wszystkim naszym rodzicom. Moja mama była w siódmym niebie, a ojca nigdy nie widziałem tak dumnego ze mnie. Wtedy poczułem, że mimo wszystko mogę być szczęśliwy. Nawet jeżeli nigdy już nie zagram zawodowo w siatkówkę.

Również wtedy się myliłem…

***

Tego samego roku zaprosiliśmy moich rodziców na święta Bożego Narodzenia do Cincinnati. Wspólnie ustaliliśmy termin ich przyjazdu na sobotę rano. Mama kończyła wtedy piątkowy dyżur po dwunastu godzinach na nogach. W nocy z piątku na sobotę obudził mnie telefon. Rodzice mieli wypadek samochodowy w drodze do Cincinnati.

W jednej chwili cały mój świat runął. Nie pamiętam, co powiedziałem Amy ani jak znaleźliśmy się w szpitalu. Jak przez mgłę przypominam sobie szpitalne korytarze i twarz doktora. Jedyny obraz, który zachował się w mojej głowie i który do końca życia będzie mnie prześladować, to jego słowa.

– Panie Ford, stan pana ojca jest poważny, ale stabilny…

Nie powiedział nic o mamie. Ani słowa. A ja nie zapytałem. Może podświadomie bałem się odpowiedzi? Siedziałem i czekałem na korytarzu na jakiekolwiek wiadomości. Miałem obok siebie Amy, która bez przerwy trzymała mnie za rękę. Wiem, że również to przeżywała. Traktowała moich rodziców jak swoją rodzinę. Kiedy zacząłem trzeźwo myśleć, poszedłem dowiedzieć się o stan mojej mamy. Zauważyłem pielęgniarkę w średnim wieku wychodzącą z sali operacyjnej.

Nogi same poniosły mnie w jej stronę.

– Przepraszam, czy wie pani coś na temat Elisabeth Ford? Przywieziono ją tutaj z wypadku razem z Benem Fordem. Pracowała tu jako pielęgniarka. – Starałem się, aby mój głos brzmiał na silny i zdeterminowany, chociaż ja w najmniejszym stopniu się taki nie czułem.

– Ty musisz być Garett.

W jej oczach dostrzegłem troskę. Pokiwałem głową.

– Przepraszam, ale bardzo przypominasz swoją mamę. Przychodziłeś ze swoim tatą odebrać Eli z dyżuru. Wydoroślałeś od tamtej pory.

Pamiętałem, jak czekałem, żeby po szkole móc pojechać z tatą po mamę do szpitala.

Na to wspomnienie w oczach zapiekły mnie łzy, ale nie byłem w stanie rozmawiać z nią o mojej mamie w czasie przeszłym. Nie mogłem znieść wrażenia, że stojąca przede mną kobieta coś przede mną ukrywała.

– Czy wie pani, jak ona się czuje?

Dopiero po tym pytaniu podniosłem wzrok i popatrzyłem jej w oczy. Jedyne, co zobaczyłem, to ból i współczucie. Czas się zatrzymał, świat przestał istnieć. Nie docierały do mnie żadne słowa, a obraz przed oczami zaczął się rozmywać. Pamiętam tylko, że wybiegłem przed szpital i z całych sił zacząłem uderzać pięściami w ścianę budynku. Amy próbowała mnie powstrzymać, ale byłem w zbyt dużym amoku. Uderzałem tak długo, dopóki nie przestałem czuć bólu. Dopiero wtedy opadłem bezradnie na ziemię i pierwszy raz w życiu zacząłem płakać jak dziecko. Dziecko, które już nigdy nie zobaczy swojej matki…

Dwa tygodnie później wciąż czułem się jak wrak człowieka. Na pogrzebie mamy jedynymi osobami, z którymi rozmawiałem, byli mój tata i Amy. Powinienem być wsparciem dla ojca, który stracił miłość swojego życia. Wiem, że razem z nią odeszła również cząstka jego samego. Sam czułem się, jakbym stracił kawałek siebie. Tysiąc razy próbowałem zrozumieć to, co się wydarzyło. Jechali w nocy, słabo oświetloną drogą krajową. Zza zakrętu wyjechał tir, oślepiając ojca światłami reflektorów. Tata stracił panowanie nad kierownicą, wpadł w poślizg i zjechał na przeciwległy pas. Jedyne, co mógł zrobić w tej sytuacji, to odbić w stronę rowu. Samochód rodziców przekoziołkował niemal pół mili, zanim się zatrzymał. Mama nie miała żadnych szans na siedzeniu pasażera. Tak bardzo nalegała, by wyjechać z samego rana. Tak bardzo chciała odwiedzić nas w Cincinnati. A teraz już jej nie ma. Nigdy nie zobaczy, jak jej syn bierze ślub ani jak dorastają jej wnuki.

***

Pozbieranie się zajęło mi przeszło dwa lata. Chociaż nigdy nie byłem już tym samym facetem. Naznaczyło mnie zbyt wiele w życiu, zbyt wiele przeżyłem.

Amy trwała przy mnie bez względu na wszystko, była ze mną w najgorszych momentach. Mimo że mnie nie było wtedy dla niej. Była najważniejszą kobietą w moim życiu. No właśnie była. Wtedy oddałbym za nią wszystko, a dziś?

Dziś stałem na progu własnego domu z trzema walizkami, w które upchnąłem moje całe życie. Gdyby nie fakt, że w Detroit czekała na mnie nowa przyszłość, jeszcze dziś kazałbym jej się wynosić do tego skurwiela. Nie wiem, czy to zwykły zbieg okoliczności, ale okazja do trenowania drużyny z ogólnokrajowej czołówki zdarza się raz w życiu. Nie miałem zamiaru czekać na podpisanie kontraktu. To czysta formalność. Planowałem odciąć się od przeszłości. Tam czekało na mnie życie bez kłamstw Amy, które zniszczyły nasz związek. Niech weźmie sobie dom w Cincinnati. Proszę bardzo, i tak nic mnie tu nie trzyma. Zastopował mnie jej krzyk w chwili, kiedy pakowałem swoje walizki do czarnego audi TT. Trzeba porządnie zacząć swój nowy start w życie. Powiedzmy, że był to swojego rodzaju prezent na nową drogę życia. Dla mnie ode mnie.

– Garett! Czekaj!

Zagryzłem zęby i pozwoliłem jej na wypowiedzenie ostatnich słów w moim kierunku. Nie miałem zamiaru nigdy więcej patrzeć na tę kobietę.

– Czego ty jeszcze ode mnie chcesz, Amy? – Nie spojrzałem jej nawet w oczy. Mój wzrok był pusty, dokładnie tak jak miejsce w mojej klatce piersiowej, gdzie kiedyś było serce.

– Uważasz, że to wyłącznie moja wina?! Byłam przy tobie przez te wszystkie lata, a dla ciebie najważniejsze były tylko kariera i praca. Każda kobieta chce poczuć się kochana i doceniana! Ciebie nigdy nie było. Jeździłeś na te swoje mecze, a ja miałam czekać jak grzeczna dziewczyna w domu?! Paul sprawił, że poczułam się znów jak dawniej…

Czy mnie się właśnie wydawało, czy ona usiłowała zrzucić całą winę na mnie?

– Teraz już wiem… Na pewno oszalałaś. I to twoim zdaniem był powód, żeby dawać dupy mojemu najlepszemu kumplowi? Czym ci tak zaimponował? Swoją grą? W tym był ode mnie lepszy?! Ty nawet nie lubisz siatkówki! Amy, to koniec. Byłaś jedną osobą, za którą skoczyłbym w ogień. Zdradziłaś mnie, a na to nie ma usprawiedliwienia. Ciesz się, że nie wywaliłem cię z domu. Potraktuj to jako prezent pożegnalny, przez wzgląd na stare czasy. Żegnaj. – Wsiadłem do auta. Odpaliłem silnik, wrzuciłem wsteczny i nie odwracając się na moje stare życie, ruszyłem po nową przyszłość.

ROZDZIAŁ 4

Sezon 2019/20

HEIDI

Przez ostatnie trzy miesiące żyłam tylko przeprowadzką. Rodzice trudno znieśli moją decyzję, ale jakoś się z tym pogodzili i bardzo wspierali mnie przed samym wyjazdem. Drogę do Detroit podzieliłam sobie na dwa dni z przystankiem w Dayton u mojej przyjaciółki Amber. Znałyśmy się niemal całe życie. Traktowałam ją jak siostrę, której nigdy nie miałam. Obecnie mieszkała i grała dla drużyny Uniwersytetu Dayton w Ohio.

Zadzwoniłam do niej parę dni po tym, jak uzgodniłam wszystko z rodzicami. Nieźle mi się oberwało, że to nie ona pierwsza usłyszała o propozycji od McLouda i moim „zerwaniu” z Carterem. Minęły trzy miesiące, odkąd Carter odjechał spod mojego domu.

Codzienne rozmowy zmieniły się w ciążącą między nami ciszę. Od tamtej pory nawet nie widziałam go na uczelni. Wcale nie uważałam, że mój wybór to coś, za co powinnam go przepraszać. Byłam pewna swojej decyzji i mimo że wciąż nie wiedziałam, na czym stoimy i co nas obecnie łączyło, to prawda była taka, że ja już ruszyłam dalej ze swoim życiem.

Dwie godziny temu minęłam granicę stanu Alabama i poczułam się dziwnie lekko. To tak, jakby wyruszyć z czystą kartą w nieznane. Czułam wiatr we włosach, jadąc moim porsche 901 w odcieniu khaki. Auto miało dla mnie wartość sentymentalną. To jedyna pamiątka po dziadku, który zmarł, kiedy miałam zaledwie dziesięć lat. Jak przez mgłę pamiętam huśtawkę na werandzie w domu dziadków w Hiszpanii, na której dziadek opowiadał mi o swoich przygodach, nieco podkoloryzowanych, co po latach sobie uświadomiłam. Z opowiadań mamy wiem, że byłam oczkiem w głowie dziadka Louisa i zawsze powtarzał mi, że spełnię swoje marzenia, niezależnie od tego, jak wysoko ustawię sobie poprzeczkę. Dlatego po jego śmierci Coby pomógł mi sprowadzić auto dziadka do Stanów. Chciałam na zawsze mieć coś, co będzie mi o nim przypominało. Razem z bratem nieźle się napracowaliśmy, żeby doprowadzić je do stanu używalności. Dzięki godzinom spędzonym w garażu na naprawie auta stało się to moim hobby. Zaczęłam rozumieć budowę silnika, a wszystkie kable, bezpieczniki czy oleje przestały być dla mnie czarną magią.

Prawo jazdy miałam już dobrych parę lat, ale wiedziałam, że taki samochód zmarnowałby się w rękach przeciętnego kierowcy. Dlatego zapisałam się na kurs dla zawodowców, żeby nauczyć się paru sztuczek. Rodzice do dziś żyją w błogiej nieświadomości. Ze względu na czas, jaki Coby poświęcił na złożenie porsche do kupy, chciałam dzielić z nim dni, w których będziemy używać auta, ale on uznał, że dziadek pragnąłby, żebym to ja odziedziczyła ten samochód. Chyba podświadomie nie chciałam zawieść dziadka i jego przekonania o mojej świetlanej przyszłości. Dlatego właśnie jechałam gdzieś na drugi koniec kraju w samochodzie załadowanym po sufit.

***

Według moich wcześniejszych obliczeń paliwa powinno mi starczyć do samego Dayton. Nie wzięłam jednak pod uwagę olbrzymich korków przy samej Atlancie, gdzie straciłam trochę cennego paliwa. Kontrolka przypominająca o jeździe na rezerwie raziła mnie w oczy już od paru dobrych mil. Znam swój samochód jak żaden inny i wiedziałam, że najwyższy czas poszukać stacji benzynowej. Zjechałam więc na pobocze i nie zgasiłam silnika. Z moim szczęściem mogłabym już nie ruszyć, gdybym to zrobiła. Nawigacja Google pokazywała najbliższą stację za niecałe dwie mile. Dzięki Bogu powinnam dotrzeć tam bez problemu.

Kilka minut później zaparkowałam przy dystrybutorze.

Było piekielnie gorąco, w zasadzie nie powinnam się dziwić, był przecież początek sierpnia. Wyjechałam dość wcześnie rano, kiedy na zewnątrz nie było jeszcze takiego upału. Przed południem mój strój był w sam raz. Lekko poszarpane, dżinsowe szorty, gładka cienka bluzka z długim rękawem i czarne converse’y. Cóż, teraz odnosiłam wrażenie, jakbym się miała zaraz roztopić. Przede mną było jeszcze dobrych parę godzin jazdy, a klimatyzacja powoli przestawała wystarczać. Wydawało mi się, że gdzieś na wierzchu w torbach powinnam mieć bluzki na ramiączkach.

Wysiadłam z samochodu i popatrzyłam po okolicy. Zatrzymałam się chyba na najmniejszej stacji w całym Ohio. Dwa dystrybutory, w tym jeden z wielkim czerwonym napisem „AWARIA” i malutka buda, w której urzędował starszy pan za kasą. Całkiem jakbym cofnęła się o piętnaście lat. Nieważna okładka, w końcu liczy się wnętrze, a skoro przyjechałam tu zatankować, to tylko tego wymagałam od tego miejsca. Zanim uzupełniłam prawie pusty bak, musiałam koniecznie się przebrać. Sądząc po wielkości sklepiku na stacji, nawet nie nastawiałam się, że znajdę tu toaletę, gdzie mogłabym zmienić bluzkę. Rozejrzałam się dookoła. Nigdzie nie było widać żywej duszy. Chyba będę jedyną klientką tej stacji od paru dobrych dni. Otworzyłam tylne drzwi samochodu i zaczęłam przetrząsać rzeczy w poszukiwaniu torby, w której, jak sądziłam, powinnam mieć wszystkie letnie rzeczy. Nieźle się namęczyłam i nagimnastykowałam, zanim wyciągnęłam pierwszą lepszą koszulkę, jaka wpadła mi w ręce. Schowana za samochodem szybko ściągnęłam bluzkę i założyłam białą koszulkę na ramiączkach. Zadowolona z siebie odwróciłam się, by zamknąć pojazd. Ku mojemu zaskoczeniu, nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwi, ale nie mojego auta. Szybko zerknęłam do tyłu.

Przed moimi oczami ukazał się samochód zaparkowany tuż za moim. Wydawało mi się, że przebrałam się naprawdę szybko. Tak… Chyba za szybko, skoro niczego nie zauważyłam. A uwierzcie mi, taki samochód rzuca się w oczy. Czarne audi TT wyglądało, jakby przed chwilą wyjechało z salonu. Taksowałam spojrzeniem auto od maski aż po bagażnik, kiedy mój wzrok zatrzymał się przy mężczyźnie opierającym się o drzwi kierowcy. Miałam wcześniej do czynienia z wysokimi mężczyznami. Zważywszy, że Carter był koszykarzem, więc do niskich nie należał, ale ten facet był jeszcze wyższy. Zaczęłam się poważnie zastanawiać, jak mieścił się w tym samochodzie. Chłonęłam wzrokiem całą jego sylwetkę, zaczynając od ciemnych spodni opinających wąskie biodra, biegnąc w górę do szerokiej klatki piersiowej w białym T-shircie. Ten widok pochłonął mnie na dobre. Pod koszulką musiały kryć się mięśnie, które zawróciły w głowie niejednej dziewczynie. W końcu dotarłam do twarzy. Chryste… To niemożliwe, żeby ktoś tak wyglądał. To tak, jakby zebrać wszystkie najlepsze geny z okładek „GQ”4 i dać jednemu mężczyźnie. Ciemnobrązowe włosy w wypracowanym nieładzie, lekko wycieniowane ku górze. Pełne usta, które aż się prosiły o chwilę uwagi, i idealnie wystrzyżony trzydniowy zarost. Do tego wszystkiego duże zielonoszare oczy, które właśnie w tym momencie patrzyły wprost na mnie, a jedna brew powędrowała wyzywająco ku górze. To wystarczyło, żebym oprzytomniała i szybko odwróciła wzrok. Miałam wrażenie, że moja twarz przybrała odcień krwistej czerwieni.

Nasze milczenie przerwały jego słowa…

– Nie spodobało ci się to, co zobaczyłaś?

Oczywiście, jego głos też musiał być głęboki i zmysłowy. Wyrywało mi się prychnięcie na myśl o jego arogancji. Skarciłam się w myślach, że udało mu się mnie zawstydzić.

Wyprostowałam się, przez co jego wzrok padł na moje piersi. Przynajmniej tak myślałam. Razem z nim popatrzyłam w dół na moją koszulkę. Przez to całe zamieszanie nie zwróciłam nawet uwagi, co na siebie włożyłam. To była koszulka, którą dostałam w żartach od Amber. Przywiozła ją z Las Vegas, ponieważ, jak mi powiedziała, wspaniale podkreśla moją osobowość. Biała koszulka na ramiączkach kończyła mi się nieco powyżej pępka. Nie to żebym miała się czego wstydzić. Lata treningów pomogły w wypracowaniu mięśni brzucha. Natomiast na samym środku bluzki, a w zasadzie na piersiach, widniał czerwony napis „HELL”5. W myślach pogratulowałam Amber wyboru i postanowiłam odbić sobie moje wcześniejsze zakłopotanie.

– Czy mi się nie spodobało? Nic z tych rzeczy. Całkiem porządny samochód. Będę zgadywać, że to wersja z silnikiem dwa zero o mocy trzystu dziesięciu koni?

Spojrzałam na niego wyzywająco i czekałam na odpowiedź. Widać, że drgnęła mu powieka, ale nie miał zamiaru się poddać. Wciąż nonszalancko opierał się o swój samochód, po czym od niechcenia powiedział:

– Zgadza się. Czarny metalik z przyśpieszeniem…

– …w cztery i sześć sekundy do setki – skończyłam za niego.

Poczułam satysfakcję tylko dlatego, że potraktował mnie jak laika w tej dziedzinie i obecnie mogłabym zbierać jego szczękę z ziemi. Nawet trochę było mi go szkoda. Odwróciłam się, żeby w końcu zatankować moje wysłużone już auto, którego za nic w świecie bym nie zamieniła.

– Poradzisz sobie sama czy trzeba ci pomóc?

Facet nie odpuszczał. Cóż, sam się prosił. Nawet tak przystojny mężczyzna nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi dwa razy z rzędu. Nie lubiłam się popisywać, ale uwielbiam rywalizację, a to była idealna okazja.

– Sądzisz, że potrzebna mi pomoc w zatankowaniu własnego samochodu? Odezwał się w tobie ukryty dżentelmen czy może naturalny instynkt jaskiniowca? – zapytałam.

– Uznajmy, że wyjątkowo dziś mogę być dla ciebie dżentelmenem. – Na jego twarzy pojawił się chłopięcy uśmiech, który sięgał oczu.

Zaproponowałam więc mały zakład.

– W takim razie może sam się przekonasz, czy dam sobie radę. Zróbmy tak. Powiedz, ile litrów mam zatankować do mojego samochodu, a ja zrobię to bez patrzenia na dystrybutor. – Uniosłam wyzywająco brew, dokładnie tak jak on na początku naszej rozmowy.

– Pod jednym warunkiem.

Widocznie nie tylko ja lubiłam rywalizację, bo mężczyzna szczerze zainteresował się zakładem.

– Jakim? – zapytałam.

– Jeżeli wygram, podasz mi swój numer telefonu.

On naprawdę wierzył w to, że uda mu się wygrać.

– Zgoda – powiedziałam. – Ale jeśli to ja wygram, pokryjesz mój rachunek za paliwo.

Prychnął pod nosem i podał mi rękę na znak zawarcia umowy. Uścisnęłam dłoń i podeszłam do dystrybutora. Spojrzałam na niego przez ramię. Z jednej strony po to, by zapytać o liczbę, a z drugiej dlatego, że wiedziałam, że właśnie patrzył na mój tyłek. W myślach przybiłam sobie piątkę, kiedy tylko go na tym przyłapałam. Mężczyzna, którego imienia nawet nie znam, nic sobie z tego nie zrobił, a wręcz przeciwnie, wydawał się dumny, że go przyłapałam.

– Niech będzie dwadzieścia siedem litrów – powiedział.

Szybko przeanalizowałam wszystkie informacje. Nie wiedział, że wychowałam się w rodzinie matematyków, a razem z Cobym dla zabawy bawiliśmy się w „tankowanie w ciemno”, odkąd pamiętam.

– Czekaj! Dla większego efektu zawiążę ci oczy, zgoda?

Powinnam była się chociaż zastanowić, zanim przyjęłam jego propozycję, ale coś w tym facecie wzbudzało moje zaufanie. Coś, co starał się szczerze ukryć. Coś, co czaiło się w jego tajemniczym spojrzeniu.

– Zgoda… Jeśli masz czym… – przerwałam, bo on już szedł w moją stronę z damskim szalikiem w ręce.

Na ten widok poczułam lekkie ukłucie mieszkanki zazdrości i złości – flirtował ze mną, mimo że gdzieś w domu czekała na niego żona lub dziewczyna. Ja przynajmniej miałam czyste konto. Carter nie odzywał się do mnie od paru dobrych miesięcy, a sądząc po tym, jak zakończyło się nasze ostatnie spotkanie, byłam wolna. Jednak szybko przestałam o tym myśleć, bo w chwili kiedy stanął tuż za mną, a jego dłoń musnęła moje ramię, przeszedł mnie dreszcz podniecenia. Nie wiem, czy było to spowodowane zbliżającą się rywalizacją, czy może to jego bliskość tak na mnie podziałała. Szybko otrząsnęłam się z tego uczucia, a kiedy tylko odszedł, w miejscu po jego dotyku poczułam chłód. Delikatnie złapał mnie za rękę, żeby pokierować moją dłoń w stronę samochodu i wlewu paliwa. Miejsce, które trzymał, zaczęło mnie palić żywym ogniem. Puścił moją dłoń, a ja poczułam ukłucie rozczarowania. Nagle usłyszałam zmysłowy szept tuż przy moim uchu, a powiew jego oddechu przyprawił mnie o gęsią skórkę.

– Możesz zaczynać.

Na te słowa, szybko przywołałam się do porządku i zaczęłam odliczanie w myślach.

Miałam swój specjalny szyfr, dzięki któremu zawsze wygrywałam z moim bratem. Wystarczyło całe czterdzieści dwie sekundy, żebym zatrzymała licznik. Nie usłyszałam żadnego słowa ze strony mojego przeciwnika, dlatego szybko zdjęłam szalik z oczu. Na liczniku było widać równe dwadzieścia siedem litrów. Popatrzyłam na mężczyznę, którego wyzwałam na pojedynek. Wpatrywał się z niedowierzaniem w ekran dystrybutora. Po raz drugi w ciągu dziesięciu minut wprawiłam go w osłupienie. Powinnam była się cieszyć, że utarłam mu nosa, ale niedowierzanie na jego twarzy zmieniło się w coś, co przypominało rozczarowanie. Nagle poczułam, że też nie czuję, żebym coś wygrała. Było mnie stać na zatankowanie.

Popatrzyłam na niego. Facet stojący przede mną przybrał maskę i sztuczny uśmiech. Znałam go ledwie kwadrans, a już potrafiłam rozpoznać, kiedy uśmiechał się szczerze, a kiedy udawał. To on odezwał się pierwszy.

– Moje gratulacje. Pójdę uregulować rachunek.

Naprawdę chciałam go zatrzymać, ale w zasadzie nie wiedziałam, co powiedzieć. To ja zaproponowałam ten zakład i to ja go wygrałam. Fakt, gra nie była równa, bo skromnie mówiąc, byłam w tym mistrzem. Chyba przydałaby mu się jakaś nagroda pocieszenia.

Podbiegłam do drzwi od strony kierowcy mojego samochodu i sięgnęłam po stary rachunek ze schowka. Grunt to porządek w samochodzie… Nigdzie nie mogłam znaleźć długopisu.

Gratulacje dla tej pani.

Przeprowadzałam się na drugi koniec kraju, zaczynałam naukę na nowej uczelni, a nie miałam cholernego długopisu. Wyciągnęłam z kosmetyczki moją jedną szminkę i szybko nabazgrałam coś na kartce. Upewniłam się, że mężczyzny wciąż nie ma przy audi, i podbiegłam do jego samochodu. Miał uchyloną szybę przy siedzeniu pasażera. Wrzuciłam przez nią rachunek i wróciłam do swojego samochodu. Usiadłam za kierownicą i ostatni raz popatrzyłam w lusterko na nieznajomego wychodzącego ze sklepu. Uśmiechnęłam się pod nosem i odpaliłam silnik. Ruszyłam w dalszą drogę w dużo lepszym nastroju, niż miałam wcześniej, nie mogąc się doczekać tego, co ma mi do zaoferowania nowa przyszłość w Detroit.

4Amerykański magazyn, międzynarodowe czasopismo skupiające się na modzie męskiej.

5Z angielskiego: piekło.

ROZDZIAŁ 5

GARETT

Kim była ta kobieta?

Po tym, jak uregulowałem jej rachunek i wyszedłem ze sklepu, na stacji już nikogo nie było. Cholera, nie znałem nawet jej imienia. Byłem totalnym idiotą… Szanse na to, że jeszcze kiedykolwiek spotkam tę dziewczynę, były takie jak trafienie szóstki w lotka. Fantastycznie…

Wciąż dźwięczał mi w uszach jej śmiech. Wydawał się taki beztroski i szczery.

Za każdym razem, gdy się uśmiechała, w kącikach jej oczu pojawiały się maleńkie zmarszczki. Ta dziewczyna potrafiła mnie zaskoczyć, a zdarzało się to niezmiernie rzadko. Zdziwiła mnie jej wiedza na temat samochodów. Kto by pomyślał, że kobieta zna szczegółowe dane techniczne auta. Mogłem się chociaż zastanowić, zanim zacząłem z nią dyskusję o samochodach. Sama przecież jeździła niezłym klasykiem. Przez tę całą sytuację z Amy zacząłem mierzyć wszystkie kobiety jedną miarą. Stanowczo za dużo czasu spędzałem tylko z jedną z nich. Nigdy wcześniej nie obnosiłem się ze swoimi pieniędzmi ani tym bardziej nie traktowałem kobiet przedmiotowo. Nie tak wychowała mnie moja matka. Byłaby zawiedziona, gdyby mnie dzisiaj zobaczyła. Muszę się ogarnąć. Nie mogę pozwolić, żeby rozstanie z Amy miało wpływ na moje zachowanie.

Teraz jedynie mogłem sobie pluć w brodę, że nie rozegrałem wszystkiego inaczej. Jeśli chodzi o flirt, to zdecydowanie wypadłem z obiegu. Kiedyś nie mogłem opędzić się od kobiet, jednak ze względu na Amy nie wdawałem się z nimi w żadne relacje, aż do dziś. Na wspomnienie długich nóg i krągłych pośladków nieznajomej, którym mogłem się dokładnie przyjrzeć, gdy stała z zawiązanymi oczami, poczułem ucisk pod rozporkiem. Musiałem się opanować i pozbyć jej obrazu z głowy, przecież i tak jej więcej nie zobaczę.

Zatankowałem pełny bak i wsiadłem do samochodu. Na siedzeniu pasażera wciąż leżał ulubiony szalik mojej mamy, którym zakryłem oczy tajemniczej dziewczynie. Szalik miał dla mnie wartość sentymentalną. Od pogrzebu matki woziłem go w samochodzie. Chciałem mieć ze sobą coś, co przypominałoby mi nie tylko o niej, ale też o tym, w jaki sposób zginęła. Obiecałem sobie, że zawsze dwa razy się porządnie zastanowię, zanim wsiądę do samochodu w środku nocy. Nigdy nie pozwoliłem Amy używać tego szalika, mimo że nieraz mnie o to prosiła. Uważała, że nie mogę przywiązywać się do zwykłego skrawka materiału. Dopiero teraz widziałem, jak bardzo się zmieniła, jak bardzo małostkowa się stała…

Kiedy moje myśli wędrowały między mamą a Amy, dotarło do mnie, co mogła sobie pomyśleć tamta dziewczyna i jak to mogło wyglądać. Dramat… Niby skąd mogła wiedzieć, że ten szalik należał do mojej matki, a nie jakiejś innej kobiety w moim życiu. Właśnie wyszedłem na niezłego kobieciarza. W zasadzie nie wiem, czemu się tym przejmowałem, przecież nawet jej nie znałem. A może jednak wiem dlaczego… Dzięki dziewczynie ze stacji z tym szalikiem wiązała się teraz kompletnie inna historia i… Podobało mi się to. Na wspomnienie jej zapachu, który omiótł mnie w chwili, gdy stanąłem tuż za nią, uśmiechnąłem się pod nosem. Już nie pamiętałem, kiedy ostatnio tyle razy miałem okazję do uśmiechu. Tej dziewczynie udało się to sprawić bez najmniejszego wysiłku.

Wrzuciłem szalik na tyle siedzenie, a moim oczom ukazała się biała karteczka spoczywająca na fotelu pasażera. Na starym rachunku, czerwoną szminką zapisano:

HOT AS HELL6

……G57P8

ALABAMA

Musiałem przyznać, że dziewczyna miała wyobraźnię.

Nie do końca miałem na myśli taki numer, ale nie mogłem narzekać. Kombinacji brakujących dwóch cyfr było dość sporo. Pewnie liczyła, że albo sobie odpuszczę, albo zajmie mi trochę czasu rozpracowanie tej zagadki. Nie mogła wiedzieć, że dwadzieścia siedem, które podałem jej jako liczbę litrów do zatankowania, wziąłem właśnie z jej rejestracji samochodowej. Zacząłem śmiać się na głos sam do siebie. Jeszcze przed chwilą myślałem, że jedyne, co zostało po tej dziewczynie, to obciążenie na moim rachunku i szalik mojej mamy.

Moje ciche dywagacje przerwał dźwięk telefonu. Na ekranie pojawił się numer z Detroit.

Jedyna osoba, którą tam znałem jeszcze z czasów liceum, to mój przyjaciel Will. Nasze drogi trochę się rozeszły, kiedy on wybrał koszykówkę, a ja siatkówkę. Jednak jak to mówią, „braci się nie traci”, i to dzięki niemu byłem właśnie w drodze do Detroit. Był pierwszą osobą, o której pomyślałem, kiedy dzięki Amy mój świat po raz kolejny runął. Will, w przeciwieństwie do mnie, kontynuował swoją karierę sportową w drużynie Detroit Pistons. Mimo że kompletnie nie interesowała mnie koszykówka, to jego poczynania śledziłem na bieżąco. W końcu kumpel w NBA7 nie zdarzał się każdemu. I pomyśleć, że zaczynaliśmy w jednej ławce w podrzędnym liceum w Lexington.

Odebrałem telefon po pierwszym sygnale.

– Czemu zawdzięczam ten zaszczyt?

Chyba przyzwyczaił się do mojego ironicznego tonu w naszych codziennych relacjach.

– Ciebie też miło słyszeć. Chciałem tylko zapytać, czy na twój przyjazd powinienem szykować czerwony dywan, czy wystarczą tancerki, limuzyna i szampan?

Widzę, że gramy w grę „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”, w porządku. Parsknąłem śmiechem i postanowiłem mu się odgryźć.

– Dzwonisz w jakiejś istotnej sprawie czy po prostu tęsknisz za moim głosem? – Starałem się brzmieć naprawdę przekonująco. W zasadzie nie wiem czemu, ale dla lepszego efektu opuściłem ciemne okulary na nos.

Człowieku, on ciebie nawet nie widzi. Chyba dostałem udaru.

Mimo wszystko, dobry humor wciąż mi dopisywał.

– Przechodząc do konkretów, menadżer drużyny chce wiedzieć, czy zdążysz z podpisaniem kontraktu przed końcem tygodnia. W ogóle nie rozumiem, czemu robię za twoją sekretarkę. Wytłumacz mi jeszcze raz, dlaczego miałem nie podawać nikomu twojego obecnego numeru? Bawisz się w jakiś film akcji? Stary, to przereklamowane, a ty nie nadajesz się do telewizji. Dyskutowaliśmy już o tym.

Na jego miejscu sam zastanawiałbym się, czy nie brakuje mi piątej klepki.

– Po pierwsze, już teraz nie mogę się opędzić od fanek. Wolałbym nie wchodzić na wielki ekran. Za dużo problemów i dramatów. Po drugie, możesz przekazać, że już jestem w drodze i przed końcem dnia mam zamiar dotrzeć do Detroit. A razem z końcem naszej rozmowy moja karta SIM wyląduje w śmietniku, tak jak cała moja przeszłość w Cincinnati. – Skrzywiłem się na samą myśl o Amy i wszystkim, co zostawiłem za sobą.

– Nie wiem, co takiego ta dziewczyna ci zrobiła, ale skoro postanowiłeś, że chcesz odciąć się od wszystkiego, to nie wnikam, a nawet zamierzam ci w tym pomóc. Co powiesz na oblanie twojego nowego kontraktu jutro wieczorem gdzieś na mieście? Musisz poznać najlepsze miejsca w Detroit, a ja będę doskonałym przewodnikiem.

Wiedziałem, że Will nie będzie wypytywał o Amy. Nauczyliśmy się naszych reakcji przez te wszystkie lata. Nie byłem na to gotowy, a on o tym wiedział.

Kto wie co mu powiem po pijaku, ale na trzeźwo nie chciałem poruszać tego tematu.

– Tylko jeśli piję na twój koszt!

Wymieniliśmy jeszcze kilka zdawkowych zdań i umówiliśmy się, że zadzwonię do niego z nowego numeru, kiedy już dotrę.

Poprawiłem okulary na nosie, odpaliłem silnik i wrzuciłem jedynkę. Przede mną jeszcze długa podróż, ale na nic na świecie nie czekałem tak bardzo, jak na nowy początek.

6Z angielskiego: piekielnie gorąco.

7Z angielskiego: National Basketball Association – amerykańsko-kanadyjska liga koszykarska o charakterze profesjonalnym.

ROZDZIAŁ 6

GARETT