Star Wars. Cień Królowej. Tom 1 - E.K. Johnston - ebook

Star Wars. Cień Królowej. Tom 1 ebook

Johnston E. K.

3,9

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Koniec jej panowania to dopiero początek...

Gdy dobiegają końca jej rządy jako królowej Naboo, Padmé Amidala z chęcią odchodzi ze stanowiska i wycofuje się z życia publicznego, by powrócić do normalności. Jednak ku jej zdziwieniu nowa władczyni zwraca się do niej z prośbą, by nadal służyła swojemu ludowi – tym razem w Senacie Galaktycznym. Padmé nie jest pewna, czy odnajdzie się w nowej roli, ale nie może odmówić królowej, tym bardziej że dzięki swojej drogiej przyjaciółce – i sobowtórce – Sabé, może przebywać w dwóch miejscach naraz. Zatem gdy Padmé rzuca się w wir polityki, Sabé wybiera się na misję bliską sercu poprzedniej władczyni.

Na tętniącej życiem stołecznej planecie Coruscant nowi współpracownicy z Senatu podchodzą do Padmé z niemałym zainteresowaniem, ale też z dużą rezerwą z uwagi na rolę, jaką rzekomo odegrała w obaleniu poprzedniego kanclerza. Tymczasem Sabé, która wciela się w kupca na Tatooine, odkrywa, że ma do dyspozycji mniej zasobów, niż myślała – i ograniczone możliwości. Wspólnie z pozostałymi dwórkami Padmé i Sabé muszą ostrożnie manewrować pośród pułapek zdradliwej polityki, dostosowywaćsię do nieustannie zmieniających się warunków i nauczyć się nowego życia, by nie pozostawać jedynie w cieniu królowej...

Akcja trylogii, której bohaterką jest Padmé Amidala, rozgrywa się pomiędzy wydarzeniami opisanymi w „Mrocznym widmie” i „Ataku klonów”. Lektura obowiązkowa dla wszystkich fanów Star Wars… i nie tylko.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 328

Oceny
3,9 (26 ocen)
7
13
4
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
GrzegorzArtur

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna powieść z uniwersum Star Wars, czy warto? Zdecydowanie tak.
00
Julia010

Dobrze spędzony czas

Tego właśnie było mi trzeba!
00
jamber
(edytowany)

Dobrze spędzony czas

lubię star wars a ta książka jest dosyć ciekawa. fajne jest to że E.K JOHNSTON poruszyła w tej książce tematy z the phantom menace ale czasami niektóre tematy były przedobrzone niepotrzebne i nudzące. polecam dla osób które naprawdę się interesują star wars dla innych średnio
00
TheJulek

Całkiem niezła

Jedna z książek poświęcona Padme Amidali Naberrie. Czy jest to książka wybitna, porywająca? Nie. Przedstawia dużo fajnych ciekawostek, obrazuje pewną drogę Padme, ale wiele rzeczy mogło być zrobione ciekawiej, szybciej, bardziej przebojowo. Liczne opisy przebierania i czesania się Padme można było lepiej zagospodarować. Mimo to, polecam, bo jest to fragment podróży Padme, który warto poznać.
00
Miravie

Nie polecam

Bardzo się zawiodłam :(
00

Popularność




Część I

CZĘŚĆ I

Rozdział 1

ROZ­DZIAŁ 1

Padmé Ami­dala leżała cał­ko­wi­cie nie­ru­chomo. Jej twarz oka­lała brą­zowa aure­ola wło­sów. Efekt tu i ówdzie łago­dziły białe kwiaty, które tań­czyły w powie­trzu, by osiąść wśród loków. Jej blada skóra była nie­ska­zi­telna, a na twa­rzy malo­wał się spo­kój. Miała zamknięte powieki. Uno­sząc się na powierzchni, dło­nie trzy­mała zło­żone na brzu­chu. Naboo trwało pod jej nie­obec­ność.

Nawet teraz, pod sam koniec, pozo­sta­wała obiek­tem zain­te­re­so­wa­nia.

Choć nie powinna się dzi­wić. Odkąd tylko wkro­czyła na arenę pla­ne­tar­nej poli­tyki, nie zaznała chwili spo­koju. Naj­pierw komen­to­wano jej gusta, poglądy i ide­ały, a potem to, że obrano ją na wład­czy­nię. Wielu poda­wało w wąt­pli­wość jej nie­złom­ność w obli­czu poten­cjal­nej inwa­zji, gdy życie i dobro­byt jej ludu zostaną posta­wione na szali prze­ciwko jej wła­snemu – które ocali jedy­nie wtedy, gdy pod­pi­sze trak­tat – choć koniec koń­ców udo­wod­niła im wszyst­kim, że byli w błę­dzie. Oka­zała się godną kró­lową. Nabrała doświad­cze­nia i mądro­ści – i to w krót­kim cza­sie. Sta­wiła czoła wyzwa­niom zwią­za­nym z jej sta­no­wi­skiem. Oka­zała się nie­złomna i nie­ustra­szona. A teraz jej kaden­cja dobie­gała końca.

Drobne zakłó­ce­nie, drobny ruch spo­koj­nej tafli wody sta­no­wił jedyne ostrze­że­nie przed ata­kiem napast­niczki.

Wokół jej talii owi­nęła się ręka, która wcią­gnęła ją w głąb przej­rzy­stej, płyt­kiej wody. Przy­trzy­my­wała ją tylko na tyle długo, by dotarło do niej, że została poko­nana.

Kró­lowa Naboo wynu­rzyła się, ocie­ka­jąc wodą wśród pro­mieni słońca i do wtóru śmie­chu dwó­rek – jej przy­ja­ció­łek. Yané i Saché, które sporo wycier­piały dla dobra ich pla­nety pod­czas Oku­pa­cji. Eirtaé i Rabé, które przy­czy­niły się do tego, że ich cier­pie­nie miało zna­cze­nie. Sabé, która naj­czę­ściej podej­mo­wała ryzyko i która była jej naj­bliż­sza. Razem – młode i pozor­nie bez­tro­skie – sta­no­wiły siłę tak czę­sto nie­do­ce­nianą przez innych. Nie­ważne, ile razy udo­wad­niały swoje umie­jęt­no­ści, tak­su­jący je spoj­rze­niem ludzie dawali się zwieść ich mło­dzień­czym wyglą­dem i ubio­rem, więc je lek­ce­wa­żyli. A im to bar­dzo odpo­wia­dało.

Kra­ina Jezior sły­nęła z tego, że zapew­niała pry­wat­ność. Tutaj nawet kró­lowa pozo­sta­wała ano­ni­mowa, a przy­naj­mniej można było ją łatwo prze­oczyć. Dzie­dzic­two przy­rody Naboo zasłu­gi­wało na to, by je chro­nić i cenić, jesz­cze zanim pod­pi­sano nowe trak­taty z Gun­ga­nami, które dodat­kowo wzmoc­niły izo­la­cję jezior w regio­nie. Gwar sto­licy pozo­stał daleko stąd, a Padmé choć przez chwilę mogła mieć nieco czasu dla sie­bie. No, dla sie­bie, dwó­rek, straż­ni­ków przy­pi­sa­nych jej przez kapi­tana Panakę i dla całej świty. Oka­zało się bowiem, że samotny odpo­czy­nek w głu­szy to poję­cie względne.

Quarsh Panaka obser­wo­wał z brzegu, jak jego pod­opieczne bawią się na słońcu, a na jego twa­rzy malo­wała się mina gosz­cząca na niej dość czę­sto. Posta­wił na swoim i zabrał z nimi dzie­się­cioro swo­ich ludzi, a Padmé dała za wygraną. Po pew­nym cza­sie. Daw­niej, gdy była kró­lową, odby­wali takie dys­ku­sje codzien­nie, choć ostat­nio ich rela­cje nieco się ochło­dziły i sfor­ma­li­zo­wały. Jed­nak był zawo­dow­cem, więc stał tak, nabur­mu­szony. Wie­dział, że tego dnia jego inter­wen­cja nie jest mile widziana.

– Dałaś mi wygrać – rzu­ciła Saché. Naj­młod­sza dwórka miała na sobie kostium kąpie­lowy tego samego kroju co reszta kobiet, ale gdy pozo­stałe wysta­wiały na słońce nie­ska­zi­telną skórę, ona obna­żała kolek­cję nakra­pia­nych blizn, wiją­cych się po jej rękach, nogach i szyi. Yané pod­pły­nęła do niej i prze­cze­sała pal­cami jej włosy.

– Nie była­bym w sta­nie cię powstrzy­mać – odparła Padmé. Potrzą­snęła głową, wzbi­ja­jąc w powie­trze kro­pelki wody – i ostat­nie kwiatki. Gdy tak stała, zanu­rzona do połowy w lśnią­cym jezio­rze i mówiąca wła­snym gło­sem, ktoś mógłby ją wziąć za zwy­kłą dziew­czynę, ale nawet w tej chwili w jej posta­wie było coś, co wska­zy­wało na to, że jest osobą nie­tu­zin­kową. – Mogłam wrza­snąć, ale wtedy tylko zachły­snę­ła­bym się wodą.

– A kapi­tan Panaka poczułby się zobo­wią­zany, by ruszyć ci na ratu­nek – powie­działa Sabé gło­sem Ami­dali. Na jego dźwięk Saché i Yané odru­chowo się wypro­sto­wały, ale Yané po chwili odpła­ciła się star­szej dziew­czy­nie, ochla­pu­jąc ją. Sabé jedy­nie strą­ciła z policzka kwia­tek. Na­dal uno­siła się na ple­cach na powierzchni wody, niczego sobie nie robiąc z całego rabanu. – Więc tak naprawdę dba­łaś o zacho­wa­nie god­no­ści wielu osób, nie wspo­mi­na­jąc o dobrej parze butów.

Nie­po­mna na kon­we­nanse, Sabé celowo pod­nio­sła głos, by usły­szeli ją wszy­scy pły­wa­jący oraz kil­koro straż­ni­ków, któ­rzy nawet spe­cjal­nie nie kryli roz­ba­wie­nia.

– Nie­po­trzeb­nie mnie posta­rza­cie, moje panie – ode­zwał się Panaka. W jego gło­sie była nuta cie­pła, choć utrzy­my­wał nie­prze­kra­czalny dystans. – Gdy wrócę do domu, moja żona led­wie mnie pozna.

– Twoja żona pozna cię zawsze i wszę­dzie – wtrą­ciła Mariek Panaka, sto­jąca kilka kro­ków od męża. Nie miała na sobie mun­duru, bo wcze­śniej pły­wała z kró­lową. Teraz była opa­tu­lona w jasno­po­ma­rań­czowy sarong, który spra­wiał, że jej brą­zowa skóra lśniła w póź­no­po­ran­nym słońcu. Jej ciemne włosy opa­dały po ple­cach, gdy schła.

– Cóż – skwi­to­wała Padmé, bro­dząc ku brze­gowi. Jej śla­dem – jak zawsze – podą­żała Sabé. – Już nie­długo wszy­scy odpocz­niemy.

W końcu poru­szyła temat, któ­rego każdy uni­kał niczym zagło­dzo­nego veer­moka. Bo prze­cież nad­cią­gał koniec i ani piękno Kra­iny Jezior, ani naj­lep­sze moż­liwe towa­rzy­stwo nie były w sta­nie go odwlec. Po wybo­rach i ogło­sze­niu nowej wład­czyni pla­nety Padmé Ami­dala będzie musiała zna­leźć sobie inne zaję­cie, inny zawód lub inne powo­ła­nie. To samo doty­czyło więk­szo­ści osób z jej świty. Nie­któ­rzy, w tym kapi­tan Panaka, z przy­jem­no­ścią ocze­ki­wali eme­ry­tury – no, na tyle, na ile miesz­kańcy Naboo w ogóle na nią prze­cho­dzili. Padmé zga­dy­wała, że Panaka już otrzy­mał kilka ofert pracy, ale obec­nie nie byli ze sobą w wystar­cza­ją­cej komi­ty­wie, by roz­ma­wiać o rze­czach tak oso­bi­stych. Młodsi dwo­rza­nie, w tym Eirtaé i Saché, myśleli o przy­szło­ści na wła­snych warun­kach. Muzyka, medy­cyna, rodzi­ciel­stwo, rol­nic­two i wszel­kie moż­liwe kom­bi­na­cje tychże – nad­cho­dziła pora na speł­nia­nie marzeń. Nad­cią­gały zmiany – i to szybko. Nikt, nawet Sabé, nie odwa­żył się spy­tać kró­lo­wej o jej wła­sne plany.

Rabé wstała i podą­żyła śla­dem wład­czyni. Eirtaé zanur­ko­wała po raz ostatni, jakby chciała się poże­gnać z jezio­rem, i dołą­czyła do reszty dwó­rek, powoli wycho­dzą­cych na brzeg. Nie musiały się jesz­cze zbie­rać, skoro kró­lowa miała pod ręką straż­ni­ków i Sabé, ale gdy tylko mogły, wybie­rały służbę u jej boku, a ta prze­cież już nie­długo miała dobiec końca.

Z dala od rezy­den­cji nad jezio­rem trwały wybory. Naboo chlu­biło się długą tra­dy­cją rzą­dów o dobrze dzia­ła­ją­cych mecha­ni­zmach. Odby­wa­jące się co dwa lata święto demo­kra­cji prze­bie­gało spraw­nie, nawet jeśli wziąć pod uwagę fakt, że Gun­ga­nie gło­so­wali dopiero po raz drugi w dzie­jach pla­nety. Choć nie­wielu posta­no­wiło speł­nić ten oby­wa­tel­ski obo­wią­zek, Padmé wie­działa, że jej sta­ra­nia, by zapew­nić im prawa wybor­cze, były doce­niane, bo powie­dział jej to wprost Boss Nass. Pod koniec jej czte­ro­let­nich rzą­dów Naboo nie było tak zjed­no­czone, jak by sobie tego życzyła, ale ludzie oka­zy­wali zado­wo­le­nie z jej doko­nań.

Oka­zało się, że aż za bar­dzo. Pewna frak­cja pró­bo­wała wpro­wa­dzić poprawkę do kon­sty­tu­cji, umoż­li­wia­jącą jej ubie­ga­nie się o trze­cią kaden­cję. Pró­bo­wano tego wcze­śniej doko­nać tylko raz, w bar­dzo burz­li­wych cza­sach w dzie­jach pla­nety, a obec­nie Padmé nie widziała naj­mniej­szego powodu, by wal­czyć o coś, czego nie chciała, i co, jej zda­niem, było nie­wła­ściwe. Poświę­ciła Naboo cztery lata. Naj­wyż­sza pora, by świat pod­dał się innej wizji, by tra­fił w inne ręce. Na tym pole­gał duch demo­kra­cji na Naboo. Lep­sze krót­kie kaden­cje niż dłu­go­let­nia, skost­niała wła­dza, a Padmé nie miała pro­blemu z tym, by teraz ode­grać rolę odcho­dzą­cej kró­lo­wej.

– Nie kusiło cię? Ani tro­chę? – spy­tała Sabé, gdy posła­niec dostar­czył Padmé treść poprawki, a kró­lowa zwró­ciła doku­ment bez pod­pisu, rzu­ciw­szy nań jedno spoj­rze­nie. Do tej pory pyta­nie było naj­bliż­sze temu, co przy­po­mi­na­łoby roz­mowę o jej przy­szło­ści.

– Oczy­wi­ście, że kusiło – przy­znała. Usia­dła wygod­nie w fotelu, a Sabé wró­ciła do roz­cze­sy­wa­nia jej wło­sów. – Gdy czy­ta­łam pro­jekt, do głowy przy­szło mi co naj­mniej dzie­sięć rze­czy, które mogła­bym osią­gnąć pod­czas kolej­nej kaden­cji. Ale nie pozo­sta­wiamy po sobie takiego dzie­dzic­twa. Nie tutaj. Słu­żymy przez pewien czas i pozwa­lamy słu­żyć innym.

Sabé nie powie­działa nic wię­cej.

A teraz, opa­tu­lone w barwne sarongi na plaży, zało­żyły san­dały i podą­żyły za strażą ku rezy­den­cji. Gdy dotarły do stóp poro­śnię­tego trawą wzgó­rza, gdzie zaczy­nały się sze­ro­kie kamienne schody, Padmé zatrzy­mała się, by oczy­ścić stopy. Pozo­stali zatrzy­mali się wraz z nią.

– Pia­sek – wyja­śniła.

– Jestem pewna, że dro­idy sprzą­ta­jące doce­nią twój gest, Wasza Wyso­kość – odparła z dwor­ską powagą Eirtaé. Nie­liczni poznali się na jej żar­cie.

Po tej stro­nie rezy­den­cji schody nie były bar­dzo strome. Port – w tym wypadku prze­zna­czony dla jed­no­stek pły­wa­ją­cych, bo nie ofe­ro­wał wiele miej­sca jed­nost­kom powietrz­nym – znaj­do­wał się po prze­ciw­nej stro­nie posia­dło­ści. Tamte schody wykuto bez­po­śred­nio w skale, na któ­rej stała willa, a te celowo ukształ­to­wano jako ścieżkę wio­dącą ku plaży, więc zara­zem były pięk­niej­sze i łagod­niej opa­dały. Padmé i Mariek szły jako pierw­sze. Za nimi podą­żał Panaka, a reszta dwó­rek i straż­nicy drep­tali ich śla­dem niczym kaczątka.

Sabé zatrzy­mała się u stóp scho­dów, by porząd­nie zasznu­ro­wać san­dały. Uwa­dze Padmé nie umknął lekki gry­mas na twa­rzy dwórki, gdy ta spo­strze­gła, że na­dal ma pia­sek mię­dzy pal­cami stóp. Sabé wytrze­pała buty naj­le­piej, jak mogła, i zaczęła się wspi­nać po scho­dach nie­mal spa­ce­ro­wym tem­pem. Rzadko kiedy pozwa­lała błą­dzić myślom w obec­no­ści kró­lo­wej, ale tu i teraz, gdy nic im nie gro­ziło i miało dojść do poko­jo­wej zmiany na tro­nie, Padmé była zado­wo­lona, że jej przy­ja­ciółka odpo­czywa. Zrów­nał się z nią sier­żant Tonra. Nieco wyż­szy od Panaki, miał białą, zazwy­czaj bladą skórę, choć po dwóch tygo­dniach na słońcu jego twarz zde­cy­do­wa­nie poczer­wie­niała. Dopiero co opu­ścił rezy­den­cję i zszedł na plażę, gdy Padmé posta­no­wiła wró­cić do willi, ale nawet nie zła­pał zadyszki.

– Wasza Wyso­kość otrzy­mała kilka wia­do­mo­ści – mówił pół­gło­sem do Sabé, ale Padmé i tak go usły­szała. – Żadna nie jest pilna, ale jedna doty­czy spraw służ­bo­wych i kró­lowa będzie musiała ją otwo­rzyć oso­bi­ście.

– Dzię­kuję, sier­żan­cie – odparła rze­czowo Sabé. – Zaj­miemy się nimi przy naj­bliż­szej spo­sob­no­ści.

Tonra ski­nął głową, ale nie zwol­nił kroku. Padmé spo­dzie­wała się, że Sabé zaraz się zjeży, jak zawsze gdy myślała, że ktoś uzur­puje sobie jej rolę ochro­nia­rza, choć była bar­dziej wyro­zu­miała dla osób, które tak jak Tonra brały udział w bitwie o Naboo. Sabé trosz­czyła się o pry­wat­ność Padmé tak samo, jak Padmé o jej wła­sną – choć z innych powo­dów. „Moż­liwe – uznała Padmé – że Sabé w końcu pozwala sobie na to, by podzi­wiać widoki”.

W miarę jak wspi­nali się scho­dami, za ich ple­cami rosło jezioro, któ­rego wody odbi­jały niebo tak ide­al­nie, że gdyby nie poje­dyn­cze fale, można by dojść do wnio­sku, że niebo i woda jakimś cudem zamie­niły się miej­scami. Zie­lone wznie­sie­nia, które pięły się w górę od samego brzegu, zanu­rzały się w głąb wód. Poje­dyn­czym pucha­tym chmu­rom na błę­kit­nym nie­bie towa­rzy­szyły chmury w błę­kit­nym zwier­cia­dle. Wyglą­dało to tak, jakby ktoś przy­ło­żył do sie­bie dwie misy, któ­rych kra­wę­dzie wyzna­czają poro­śnięty lasem wid­no­krąg. Spo­mię­dzy drzew nie wysta­wały żadne budowle powstałe za sprawą ludz­kich rąk. Wyją­tek sta­no­wiła posia­dłość, ku któ­rej teraz zmie­rzali. Niebo nie było usiane stat­kami, lata­ją­cymi dro­idami nagry­wa­ją­cymi ani czym­kol­wiek, co mogłoby zakłó­cić sie­lan­kowy spo­kój nie­chcia­nym hała­sem.

Samą posia­dłość zbu­do­wano z żół­tego kamie­nia. Miała dachy z czer­wo­nej dachówki i wieże o paty­no­wa­nych kopu­łach. Skła­dała się z kilku sek­cji o róż­nych funk­cjach – od miesz­kal­nych po kuchenną – połą­czo­nych sze­re­giem mister­nych ogro­dów. Była wła­sno­ścią rządu, a Padmé odpo­czy­wała w niej przez więk­szość swo­jej kariery, począw­szy od cza­sów, gdy jako dziecko brała udział w pro­gra­mie mło­dych legi­sla­to­rów. Nie nale­żała do niej choćby w czę­ści, ale dziew­czyna wpły­nęła na układ mebli i deko­ra­cje na różne sub­telne spo­soby. Nie ule­gało wąt­pli­wo­ści, że szcze­rze kochała to miej­sce. Było dla niej ostoją, oazą. Zawsze przy­by­wała tu, by odpo­cząć, a choć obecna wizyta teo­re­tycz­nie była naj­bar­dziej relak­su­jącą w jej karie­rze, niczy­jej uwa­dze nie umknęło, że nie może odna­leźć spo­koju.

Kró­lowa przy­była tutaj przed dwoma tygo­dniami na tra­dy­cyjny odpo­czy­nek pod sam koniec kam­pa­nii wybor­czej – a tego dnia w końcu odby­wały się same wybory. Padmé ofi­cjal­nie zacho­wy­wała neu­tral­ność w kwe­stii jej następcy czy następ­czyni, choć oczy­wi­ście speł­niła oby­wa­tel­ski obo­wią­zek i zagło­so­wała. Wcze­śniej droid już opu­ścił posia­dłość z ich kar­tami wybor­czymi, ale odkąd tra­fili na miej­sce, nie roz­ma­wiali o poli­tyce wię­cej, niż było to abso­lut­nie konieczne, a tego poranka nie roz­ma­wiali o niej wcale. Po pierw­szej kaden­cji Padmé nie miała ofi­cjal­nych kontr­kan­dy­da­tów, choć nie­któ­rzy gło­su­jący dopi­sy­wali na kar­tach wła­snych, co zda­rzało się zawsze. A teraz, po raz pierw­szy odkąd roz­po­częła naukę, nie brała czyn­nego udziału w pro­ce­sach poli­tycz­nych wła­snego świata. Podo­bało się jej to – a jed­no­cze­śnie budziło w niej głę­boki nie­po­kój, któ­rego nie potra­fiła ubrać w słowa.

Miała nadzieję, że pomoże jej wysi­łek fizyczny zwią­zany z pły­wa­niem. Od kilku mie­sięcy nawet nie pró­bo­wała poko­nać odcinka od rezy­den­cji do wyspy, choć jej dwórki zawsze chęt­nie podej­mo­wały wyzwa­nie. Pomy­ślała, że przy­naj­mniej zmę­czy się na tyle, by się zre­lak­so­wać. Zamiast tego jej myśli jedy­nie ule­gły prze­or­ga­ni­zo­wa­niu. Nie pomógł nawet atak Saché.

Zaj­mo­wało ją zbyt wiele. W końcu kim tak naprawdę była, gdy nie peł­niła funk­cji kró­lo­wej Naboo? Do świata poli­tyki wkro­czyła w tak mło­dym wieku i z takim zapa­łem, że nie miała innej toż­sa­mo­ści poza poli­tyczną. Do Theed wzięła ze sobą pięć dwó­rek. One też, rzecz jasna, zostały ukształ­to­wane przez role, jakie przy­szło im peł­nić – do tego stop­nia, że na jej cześć przy­jęły podobne imiona. Kim były, gdy mogły być sobą? Wszy­scy wie­dzieli, że Rabé pra­gnęła zostać zawo­do­wym muzy­kiem, Yané marzyła o domu peł­nym dzieci, w któ­rym ponadto dobrze czu­łaby się Saché, i tak dalej, i tak dalej, jed­nak Padmé nie widziała się w żad­nej z tych ról. Czy w ich życiu, gdy już prze­staną słu­żyć kró­lo­wej Ami­dali, na­dal będzie miej­sce dla niej, dla Padmé? A nawet jeśli, kim sta­nie się ona sama?

– Potkniesz się, jeśli nie prze­sta­niesz śnić na jawie – ode­zwała się idąca obok Mariek. – A to dopiero byłby koniec two­ich rzą­dów. Wyko­pyrt­nię­cie się na scho­dach, bo za bar­dzo myśla­łaś o rze­czach, które już nie są twoim zmar­twie­niem.

– To sil­niej­sze ode mnie – przy­znała. Nie mogła się powstrzy­mać. – Ale masz rację. Pocze­kam, aż będę cał­ko­wi­cie sama, nim znów odpłynę tak daleko.

– Ni­gdy nie będziesz sama, moja pani – stwier­dziła Mariek. – I nie cho­dzi mi wcale o ten cały blichtr. – Wyko­nała nie­okre­ślony gest, obej­mu­jąc orszak kró­lo­wej, i uśmiech­nęła się sze­roko. – Będzie ina­czej, ale ty też będziesz inna. I jesteś na tyle mądra, że to wszystko sobie uło­żysz.

– Dzię­kuję – powie­działa Padmé. – Dziw­nie jest pra­gnąć dwóch rze­czy, które są od sie­bie tak odle­głe. Jestem gotowa odpo­cząć, ale jed­no­cze­śnie mam wra­że­nie, że mogłam zro­bić wię­cej.

– Wiem – odparła Mariek – i wła­śnie dla­tego i tak wpi­sa­łam cię na kartę.

– Odda­łaś nie­ważny głos! – zapro­te­sto­wała Padmé, zatrzy­mu­jąc się nagle w miej­scu. Wszy­scy idący ich śla­dem też przy­sta­nęli i spoj­rzeli w górę, by się prze­ko­nać, co takiego się stało, że kró­lowa wstrzy­mała ruch. – I nie powin­naś mi mówić, na kogo zagło­so­wa­łaś.

Mariek zaczęła się śmiać, a Quarsh pod­szedł do niej, by wziąć żonę pod rękę.

– Nie prze­drzeź­niaj kró­lo­wej, kocha­nie. Wiem z doświad­cze­nia, że ma swoje spo­soby, by odpła­cić pięk­nym za nadobne. Tak, czasu już mało, ale nie wąt­pię w jej moż­li­wo­ści. – Przez krótką chwilę znów był jej kapi­ta­nem, tym, który prze­szko­lił je wszyst­kie, nim goto­wość do walki ustą­piła miej­sca para­noi. Padmé sza­le­nie za nim tęsk­niła.

Mariek zaśmiała się jesz­cze gło­śniej.

– Moja pani? – Panaka zaofe­ro­wał kró­lo­wej drugą rękę. – Wiem, że nie jest ci potrzebna, ale jestem naj­szczę­śliw­szy, gdy wiem, że mogę ci zaofe­ro­wać wspar­cie.

– Oczy­wi­ście, kapi­ta­nie – zgo­dziła się dość for­mal­nym tonem Padmé. Wzięła go pod rękę i wzno­wili podej­ście. – Ponie­waż koniec mojej kaden­cji zbliża się nie­ubła­ga­nie, wypada, żebym we wszel­kich kwe­stiach wyka­zy­wała się wstrze­mięź­liwą oceną.

– Zawsze tak postę­po­wa­łaś, moja pani, nawet gdy się ze sobą nie zga­dza­li­śmy – odparł Panaka. Zabrzmiało to pra­wie jak zawie­sze­nie broni. – I dla­tego ja też zapi­sa­łem twoje imię na kar­cie.

Kró­lowa Naboo zaśmiała się w świe­tle słońca, przy­sta­jąc przed rezy­den­cją wraz ze straż­ni­kami i towa­rzysz­kami. Furta była otwarta na oścież, bo było to miej­sce spo­koju i kon­tem­pla­cji, które ni­gdy nie wyma­gało obrony przed wro­giem. Przed nimi roz­po­ście­rały się cichy dzie­dzi­niec oraz ską­pane w słońcu ogrody, gdzie mieli cze­kać na wyniki wybo­rów. Za nimi zaś znaj­do­wał się świat, który decy­do­wał o tym, jaki kształt przyjmą wie­ści. Kró­lowa Ami­dala po raz ostatni wkro­czyła do środka jako wład­czyni pla­nety.

Rozdział 2

ROZ­DZIAŁ 2

Holo­wia­do­mość wyma­ga­jąca kodu bez­pie­czeń­stwa kró­lo­wej pocho­dziła od samego kanc­le­rza Pal­pa­tine’a i choć była krótka, gło­siła, że wkrótce zjawi się on oso­bi­ście z for­malną wizytą w posia­dło­ści nad jezio­rem. Pal­pa­tine prze­pro­sił za to, że infor­muje o tym w ostat­niej chwili. Holo wywo­łało drobne poru­sze­nie – szcze­gól­nie dla­tego, że więk­szość świty na­dal była w stro­jach kąpie­lo­wych – ale Padmé zawsze ota­czała się wytraw­nymi pro­fe­sjo­na­li­stami, któ­rzy potra­fili się odna­leźć w każ­dej sytu­acji.

Rabé roz­cze­sy­wała włosy kró­lo­wej i zasta­na­wiała się nad obec­nym wyzwa­niem. Gdy się pako­wały, wraz z Yané zgo­dziły się, by ogra­ni­czyć liczbę stro­jów wszyst­kich, w tym i Padmé, wobec czego nie pomy­ślały o kre­acjach, które nada­wa­łyby się do przy­ję­cia gościa naj­wyż­szego szcze­bla. Nie spo­dzie­wały się, że na tym eta­pie kam­pa­nii wybor­czej doj­dzie do wizyty poli­tycz­nej tej rangi. Jed­nak sama obec­ność kanc­le­rza Pal­pa­tine’a wyma­gała pew­nego poziomu for­mal­no­ści i teraz Rabé zna­la­zła się w kło­po­tli­wej sytu­acji.

Cza­sami nie potra­fiła do końca wytłu­ma­czyć, z czym wiąże się służba w cha­rak­te­rze dwórki kró­lo­wej. W jakimś stop­niu była ochro­nia­rzem, doradcą, ale dbała też o este­tykę. I w jakimś stop­niu jej praca pole­gała na tym, by wszyst­kie te role wywa­żyć. Obco­świa­towcy, a nawet miesz­kańcy Naboo cza­sami prze­wra­cali oczami na widok wózka baga­żo­wego kró­lo­wej. Bele tka­nin i misterne nakry­cia głowy można by uznać za prze­jaw roz­rzut­no­ści czy deka­den­cji, w zależ­no­ści od podej­ścia obser­wa­tora, ale każdy ele­ment stroju peł­nił okre­śloną funk­cję, podob­nie jak jego umiej­sco­wie­nie. Więk­szość mate­ria­łów pod­da­wano cho­ciażby obróbce żywicą, która uod­par­niała je na strzały z bla­ste­rów. W mister­nie zdo­bio­nych bro­szach mogły kryć się urzą­dze­nia nagry­wa­jące albo emi­ter tar­czy oso­bi­stej. Naj­cięż­sze suk­nie nie­jako two­rzyły ochronną barierę wokół kró­lo­wej. Miały coś w rodzaju „sys­temu ewa­ku­acyj­nego”, tak by Padmé mogła je szybko zrzu­cić i zostać w prak­tycz­nym stroju spodnim, zapew­nia­ją­cym swo­bodę ruchów w razie sytu­acji awa­ryj­nej. Nakry­cia głowy odwra­cały uwagę od twa­rzy kró­lo­wej, co uła­twiało pracę sobo­wtór­kom. Rabé pod­cho­dziła do gar­de­roby i akce­so­riów wład­czyni w ten sam spo­sób, jak do kró­lew­skiego pisto­letu: były nie­zbędne i przy­datne, gdy korzy­stało się z nich z pełną świa­do­mo­ścią i spry­tem.

– Yané, zabierz się, pro­szę, do pracy nad war­ko­czami Saché i Eirtaé – poin­stru­owała. W drzwiach sta­nęła młoda straż­niczka. Zło­żyła dło­nie nisko na brzu­chu. Rabé od razu się domy­śliła, że kanc­lerz wła­śnie wylą­do­wał. – Pro­sta suk­nia trzy­czę­ściowa i nefry­towe spinki do wło­sów. Pora­dzisz sobie sama, gdy już skoń­czysz?

– Jasne – odparła Yané. – No, mogę potrze­bo­wać pomocy ze spin­kami z tyłu.

– Pomogę jej – zaofe­ro­wała Saché. – Ćwi­czy­łam.

– Świet­nie – pod­su­mo­wała Rabé. – Załóż­cie ciem­no­czer­wone szaty, ale nie nacią­gaj­cie kap­tu­rów. Niech przy­go­tuje je jedna z was, która już ma war­kocz.

Saché zdą­żyła usiąść, więc Eirtaé wstała i poszła do gar­de­roby. Wszyst­kie sły­szały brzę­cze­nie, gdy droid zawia­du­jący pomiesz­cze­niem szy­ko­wał wybrane stroje.

– Sabé, musimy przy­go­to­wać suk­nię spa­ce­rową. To naj­wy­kwint­niej­sza rzecz, jaką spa­ko­wa­ły­śmy, a nie spo­dzie­wamy się zagro­żeń. Zobacz, czy dobie­rzesz do niej żakiet, by przy­kryć plecy, a potem przy­szy­kuj dla nas zie­lone szaty. Będziemy w kap­tu­rach, choć jest na to za cie­pło.

Sabé spu­ściła stopę z łóżka, na któ­rym roz­cze­sy­wała włosy, i znik­nęła w gar­de­ro­bie za Eirtaé.

– A ja? – spy­tała ziry­to­wa­nym tonem Padmé. – Nie chcę ci prze­szka­dzać.

– Oj, cicho tam – odparła Rabé. – To takie typowe dla kanc­le­rza, że poja­wia się bez zapo­wie­dzi wła­śnie wtedy, gdy jeste­śmy zupeł­nie na to nie­przy­go­to­wane!

– Wró­cił do domu, by wziąć udział w wybo­rach – stwier­dziła Padmé – ale nie ma czasu, by potem zostać na inau­gu­ra­cji. Może powin­ny­śmy były się spo­dzie­wać jego wizyty, ale prze­cież to nie twoja wina, że nie czy­ta­łaś mu w myślach, gdy jesz­cze nie wylą­do­wał.

Rabé prych­nęła zupeł­nie nie tak, jak na damę przy­stało, i wró­ciła do roz­cze­sy­wa­nia wło­sów Padmé. Nie podo­bało jej się to, że została zasko­czona, choć trzeba było przy­znać, że zda­rzało się to nie­sły­cha­nie rzadko. Wyko­nu­jąc wystu­dio­wane, dosko­na­lone przez lata ruchy, splo­tła pół tuzina war­ko­czy i zwią­zała je zło­tymi i srebr­nymi wstąż­kami. Następ­nie upięła je, two­rząc sześć sze­ro­kich pier­ścieni, które oka­lały twarz i głowę Padmé. W ten spo­sób powstała ilu­zja roz­miaru, który zazwy­czaj zapew­niały bra­ku­jące teraz nakry­cia głowy. Rabé dodała kolejne wstążki, by opa­dały kaska­dami po ple­cach kró­lo­wej.

– Pro­szę – powie­działa Sabé, uno­sząc kre­mowy szal. – Będzie paso­wał?

– Tak. Tak sądzę – odparła Rabé. – Pora­dzi­cie sobie, a ja się przy­go­tuję?

Sabé przy­tak­nęła, a Padmé wstała. Zało­żyła już koszulkę, ale ponie­waż wybrany strój nie miał ple­ców, musiała roze­brać się do pasa. Sabé roz­ło­żyła kre­ację na pod­ło­dze, by kró­lowa mogła sta­nąć pośrodku. Dwórka nacią­gnęła suk­nię na jej ramiona i zapięła zamek na szyi, po czym zadbała o szal i wstążki. Musiała wspiąć się na sto­łek, by poma­lo­wać Padmé twarz, bo ta nie ufała sobie na tyle, by usiąść w stroju, ale w końcu po dzie­się­ciu minu­tach przed dwór­kami sta­nęła kró­lowa Ami­dala w całej oka­za­ło­ści.

Padmé przy­glą­dała się, jak Yané koń­czy pleść war­ko­cze Eirtaé, po czym siada, by z kolei Saché mogła ją ucze­sać. Potem wszyst­kie trzy kobiety prze­brały się w czer­wone szaty, a Sabé i Rabé nacią­gnęły zie­lone kap­tury, by ukryć twa­rze w cie­niu. Tak, zde­cy­do­wa­nie było im za cie­pło, ale nie mogły nic na to pora­dzić. Przy­naj­mniej Sabé musiała postę­po­wać w ten spo­sób pod­czas wszyst­kich publicz­nych wystą­pień – nawet teraz, pod sam koniec kaden­cji, gdy Padmé wąt­piła, że kie­dy­kol­wiek jesz­cze przyj­dzie im się zamie­nić miej­scami.

– Nie po to przez cały czas uwa­ża­ły­śmy, by teraz prze­stać, Wasza Wyso­kość – skwi­to­wała Sabé. Na jej wła­sną prośbę dwórki zwra­cały się w ten spo­sób do Padmé tylko wtedy, gdy były w towa­rzy­stwie albo gdy miała na sobie pełny maki­jaż. Cere­mo­nialny ton dodał sło­wom Sabé dodat­ko­wej wagi, przez co dziew­czyna wyda­wała się zbyt doj­rzała jak na swoją młodą twarz. Głos był jed­nym z ele­men­tów żywego, rucho­mego prze­bra­nia.

– Wiem – zgo­dziła się Padmé – ale dla waszego kom­fortu posta­ram się, by spo­tka­nie trwało tak krótko, jak to moż­liwe.

Trzy dwórki ruszyły przed sie­bie. Miały już stać w sali, gdy Padmé wej­dzie do środka, a Sabé i Rabé zamkną tyły. Ciemna zie­leń tyl­nej ściany salonu audien­cyj­nego nie­mal dorów­ny­wała odcie­niem ich sza­tom. Gdyby kanc­lerz popro­sił o pry­watną roz­mowę, ich obec­ność mogłaby pozo­stać nie­zau­wa­żona, szcze­gól­nie gdyby trzy inne dwórki opu­ściły salę na wyraźną prośbę gościa. Roz­le­gło się puka­nie do drzwi i na sygnał kró­lo­wej w pomiesz­cze­niu zja­wił się Panaka.

– Kanc­lerz Pal­pa­tine czeka na audien­cję od nie­mal dwu­dzie­stu minut, Wasza Wyso­kość – zamel­do­wał. – Towa­rzy­szą mu obec­nie Mariek i Tonra. Wydaje się znie­cier­pli­wiony, ale rozu­mie koniecz­ność zwłoki.

– Dzię­kuję, kapi­ta­nie. – Kró­lowa Ami­dala prze­ma­wiała oso­bli­wie bez­na­mięt­nym tonem. Był to głos, który Padmé i Sabé opra­co­wały wspól­nie, by mogły się nim bez­błęd­nie posłu­gi­wać, choć pozo­stałe dwórki opa­no­wały go tylko w mniej­szym lub więk­szym stop­niu. – Pro­szę odpro­wa­dzić nas do salonu, aby­śmy mogły czym prę­dzej zakoń­czyć ocze­ki­wa­nie kanc­le­rza.

Panaka prze­pu­ścił Ami­dalę w drzwiach, ale potem od razu zrów­nał z nią krok, gdy prze­mie­rzali sze­ro­kie mar­mu­rowe kory­ta­rze. Eskor­to­wało ich dwoje straż­ni­ków z przodu, a dwoje innych zamy­kało tyły. Ich buty wystu­ki­wały ostre stac­cato, które kon­tra­sto­wało z gra­cją, z jaką stą­pały Sabé i Rabé. Obrali nieco okrężną trasę, by nie wycho­dzić na zewnątrz – Rabé jak zawsze dobrze się spi­sała, ale nie była pewna, czy wstążki pora­dzi­łyby sobie z wia­trem sil­niej­szym od łagod­nej bryzy. Nim dotarli do salonu audien­cyj­nego, pozo­stali domow­nicy już zebrali się na miej­scu. Ami­dala zasia­dła na tro­nie, a Panaka przy­sta­nął po jej pra­wej stro­nie. Ubrane w zie­lone szaty dwórki kró­lo­wej zatrzy­mały się z tyłu podium. Dzięki nacią­gnię­tym kap­tu­rom zle­wały się z deko­ra­cjami pomiesz­cze­nia.

– Wasza Wyso­kość. – Dźwięczny głos Mariek zwró­cił uwagę zebra­nych. – Z przy­jem­no­ścią zapo­wia­dam kanc­le­rza Pal­pa­tine’a.

W Theed nie unik­nę­liby o wiele oka­zal­szego cere­mo­niału. Powi­ta­niu kanc­le­rza towa­rzy­szy­łaby muzyka – moż­liwe, że zagrano by utwory z jego wła­snej pro­win­cji albo takie, które obec­nie były w modzie – no i w sali tro­no­wej zebra­łoby się znacz­nie wię­cej gości. Nie­mniej brak pompy nie prze­szka­dzał Ami­dali, a nie wyglą­dało na to, by przej­mo­wał się tym rów­nież kanc­lerz. Star­szy męż­czy­zna wkro­czył do salonu nie­śpiesz­nym kro­kiem. Podą­żał za nim sier­żant Tonra. Gość skie­ro­wał się ku podium, na któ­rym znaj­do­wała się kró­lowa.

– Wasza Wyso­kość – powie­dział i skło­nił się nisko. – Dzię­kuję ser­decz­nie, że zgo­dzi­łaś się, pani, mnie przy­jąć. Wiem, że w obec­nych oko­licz­no­ściach moja prośba była nie­ty­powa, ale oba­wiam się, że nie mogę zostać na Naboo na tyle długo, by zło­żyć wizytę o bar­dziej sto­sow­nej porze.

– Jak zawsze jeste­śmy zaszczy­ceni pań­ską obec­no­ścią, kanc­le­rzu – odparła Ami­dala. – Pań­ska pozy­cja w Sena­cie Galak­tycz­nym zapew­nia Naboo ogromny pre­stiż. Z przy­jem­no­ścią odwdzię­czamy się za ten fakt tak, jak tylko możemy.

Pal­pa­tine uśmiech­nął się z satys­fak­cją. Padmé poczuła, jak sto­jący obok Panaka nieco się odpręża. Dobry nastrój kanc­le­rza z pew­no­ścią ozna­czał, że nie działo się nic złego, a sam gość naj­wi­docz­niej po pro­stu chciał zło­żyć wyrazy usza­no­wa­nia przed odlo­tem na Coru­scant.

– Czy mógł­bym pro­sić Waszą Wyso­kość o pry­watną audien­cję? – spy­tał zgod­nie z ocze­ki­wa­niami Pal­pa­tine. – Nie zamie­rzam nie­po­koić dobrego kapi­tana, pro­sząc o spa­cer po prze­pięk­nych ogro­dach, ale może zdo­ła­li­by­śmy poroz­ma­wiać tutaj?

Padmé demon­stra­cyj­nie wychy­liła się w stronę Panaki, który zwró­cił się w jej kie­runku.

– Do tej pory wszystko prze­biega zgod­nie z ocze­ki­wa­niami – powie­dział kapi­tan, przy­sła­nia­jąc usta dło­nią w ręka­wicy. Tak naprawdę nie musieli ze sobą roz­ma­wiać, ale oboje na tyle dosko­nale opa­no­wali sztukę spra­wia­nia wra­żenia, iż się kon­sul­tują, że i tym razem odru­chowo powie­lili stary nawyk.

– Zga­dza się – odparła Padmé. – Będziemy tu tak długo, jak długo będzie chciał roz­ma­wiać.

– W porządku – przy­tak­nął Panaka. – Choć nie pozwolę, by zajął ci dłu­żej niż dwa­dzie­ścia minut, moja pani.

– Dzię­kuję, kapi­ta­nie – powie­działa Padmé.

Gdy się wypro­sto­wała, prze­mó­wiła jako kró­lowa Ami­dala.

– Przy­ja­ciele, jeśli pozwo­li­cie, daj­cie nam pro­szę chwilę pry­wat­no­ści z kanc­le­rzem.

Zgro­ma­dzeni człon­ko­wie świty skło­nili się i zaczęli opusz­czać salę. Panaka wyszedł jako ostatni. Gdy scho­dził z pode­stu, zatrzy­mał się na moment, by wymie­nić uści­ski dłoni z kanc­le­rzem. Wkrótce salon opu­sto­szał. Zostały w nim cztery osoby, spo­śród któ­rych dwie spra­wiały wra­że­nie nie­wi­docz­nych do tego stop­nia, że rów­nie dobrze mogły być nie­wi­dzialne.

Pal­pa­tine wkro­czył na podium, choć nie pod­szedł do kró­lo­wej na wycią­gnię­cie ręki.

– Wiem, że moje wizyty bywają kło­po­tliwe, ale cie­szę się, że cię widzę, pani – powie­dział.

Przy­sta­nął na tyle bli­sko, by nie musieli pod­no­sić głosu, więc Padmé ode­zwała się wła­snym, jak do przy­ja­ciela.

– To żaden kło­pot – zapew­niła. – Szcze­rze mówiąc, dzi­siej­szego dnia pewna odmiana była mi potrzebna i jest mile widziana.

– Wyobra­żam sobie – odparł kanc­lerz. – Cho­ciaż tak po praw­dzie to nie, nie wiem, jakie to uczu­cie. Wybór na sta­no­wi­sko kanc­lerza ma zupeł­nie inny prze­bieg. Ja już ni­gdy nie będę ubie­gał się o urząd. Ale mogę pouda­wać, że sobie wyobra­żam.

– Cie­szę się, że zdo­łał pan, kanc­le­rzu, wró­cić do domu, by zagło­so­wać – powie­działa Padmé. – Myśla­łam, że odda pan głos zdal­nie.

– Wiel­kie gesty to jedna z zalet bycia u wła­dzy, Wasza Wyso­kość – oznaj­mił Pal­pa­tine. – Zresztą nie zaszko­dzi świe­cić oby­wa­tel­skim przy­kła­dem.

Zawa­hał się przez chwilę – na tyle długą, że zauwa­żyła, ale niczego nie powie­działa. Cze­kała, aż zbie­rze myśli.

– A zasta­na­wia­łaś się już, pani, co ze sobą poczniesz? – spy­tał.

Padmé była zbyt dobrze wyszko­lona, by się zgar­bić, ale wpra­wione oko zauwa­ży­łoby, że sku­liła się nieco na dźwięk tych słów. Oczy­wi­ście, że myślała o tym nie­ustan­nie, ale jesz­cze nikt nie zadał jej tego pyta­nia wprost, a teraz nie miała wyboru – musiała odpo­wie­dzieć. Nosiła się z zamia­rem, by wcze­śniej poroz­ma­wiać choćby z Sabé, nim poru­szy temat z innymi oso­bami, ale została przy­parta do muru. Żywiła nadzieję, że Sabé zro­zu­mie. W końcu nie po raz pierw­szy musiała powie­dzieć coś jako Ami­dala, co wola­łaby powie­dzieć jako Padmé.

– Moimi naj­lep­szymi atu­tami od zawsze były deter­mi­na­cja i umie­jęt­ność nego­cja­cji. – Padmé na­dal mówiła wła­snym gło­sem, ale Ami­dala znaj­do­wała się bli­sko powierzchni. – Wiem, że gdy­bym się zmo­bi­li­zo­wała, mogła­bym opa­no­wać dowolną inną pro­fe­sję, ale nie byłaby tak bli­ska mojemu sercu.

– Wyjąt­kowa kul­tura Naboo umoż­li­wia roz­ma­ite spo­soby eks­pre­sji – odparł Pal­pa­tine – jed­nak są i tacy, w tym ja, któ­rzy, gdy już wejdą w poli­tykę, pozo­stają w niej przez całe życie.

– Mnie ogra­ni­cza kaden­cyj­ność urzędu – przy­znała Ami­dala. – I wiem, że naj­wyż­sza pora prze­ka­zać obo­wiązki kró­lo­wej komu innemu. Ale sądzę, że znaj­dzie się coś, czym mogła­bym się zająć. Już nie­mal skoń­czy­łam robić wstępne plany.

– Jeśli mogę w czymś pomóc, Wasza Wyso­kość… – zaczął Pal­pa­tine. Uśmiech­nął się, a wła­ści­wie wykrzy­wił usta w spo­sób, który zanie­po­ko­iłby ją, gdyby go tak dobrze nie znała. Zawsze pla­no­wał do przodu. – …zro­bię to z przy­jem­no­ścią.

– Jako kró­lowa Naboo musia­łam poświę­cić się tej pla­ne­cie, przed­kła­da­jąc jej potrzeby ponad wszyst­kie inne – powie­działa Ami­dala. Żało­wała, że nie widzi twa­rzy Sabé. – Jed­nak ni­gdy nie prze­szłam do porządku dzien­nego nad sytu­acją panu­jącą na Tato­oine – nie odkąd opu­ści­łam tę pla­netę przed czte­rema laty. Nie­wol­nic­two to plaga, kanc­le­rzu. Kła­dzie się cie­niem na ide­ałach Repu­bliki. Nie mogę wpro­wa­dzić zmian drogą ofi­cjalną, bio­rąc pod uwagę stan więk­szo­ści pla­net Zewnętrz­nych Rubieży, ale mogę korzy­stać z tych zaso­bów, które są mi dostępne, by zwró­cić wol­ność tylu oso­bom, ilu tylko zdo­łam, a także by zna­leźć im nowe domy, o ile będą tego chciały.

Gdy wypo­wie­działa te słowa, poczuła, jak z jej bar­ków spada wielki cię­żar. Usły­szała w sercu krótki szept, gdy pozwo­liła sobie na myśl o mło­dym chłopcu, któ­remu było chłodno w prze­strzeni kosmicz­nej, a także o matce na tyle odważ­nej, by pozwo­liła mu odejść tam, gdzie sama pójść nie mogła.

– Zamie­rza pani ich wyku­pić? – dopy­tał Pal­pa­tine.

– Nie lubię tego okre­śle­nia, ale tak – potwier­dziła. Nie było widać, że wzdry­gnęła się na dźwięk jego słów.

– Szla­chetne powo­ła­nie, Wasza Wyso­kość – oce­nił Pal­pa­tine – choć obar­czone wie­loma trud­no­ściami, bio­rąc pod uwagę gra­nice naszej spraw­czo­ści.

– Mogę temu poświę­cić resztę życia, jak pan to ujął – przy­po­mniała mu Padmé.

– Wasza Wyso­kość – odparł kanc­lerz – może zain­te­re­suje cię infor­ma­cja, że obec­nie zło­ży­łem w Sena­cie pro­jekt ustawy, mają­cej zająć się tą wła­śnie kwe­stią. Skupi się na trans­por­cie tych nie­przy­jem­nych „ładun­ków” w prze­strzeni Repu­bliki. Mam nadzieję, że w nama­cal­nym stop­niu przy­czyni się do zała­go­dze­nia pro­blemu. Nie ma potrzeby, byś zaj­mo­wała się tym, pani, oso­bi­ście.

– Wiem, jak działa Senat, kanc­le­rzu. – Słowa te, wbrew sobie, Padmé wypo­wie­działa naj­chłod­niej­szym tonem Ami­dali. Pal­pa­tine wypro­sto­wał się nie­mal nie­zau­wa­żal­nie. – Sta­wa­łam przed nim i despe­racko ape­lo­wa­łam o ochronę życia mojego ludu, skła­da­ją­cego się w końcu z oby­wa­teli Repu­bliki, a Senat nie zro­bił nic. Moż­liwe, że moje sta­ra­nia nie przy­niosą dużych efek­tów, ale będą moje.

– Oczy­wi­ście, Wasza Wyso­kość. – Pal­pa­tine się skło­nił. Uniósł wzrok i znów się zawa­hał. – Prze­pra­szam, ale jed­nak przy­la­tuję ze złymi wie­ściami.

– Pro­ces? – spy­tała. Była tylko jedna rzecz, która mogła go skło­nić do powrotu pod pre­tek­stem udziału w wybo­rach – obecny stan zarzu­tów prze­ciwko Neimo­idia­nom, któ­rzy naje­chali ich pla­netę przed czte­rema laty i pró­bo­wali pozba­wić ją życia.

– Tak, Wasza Wyso­kość – potwier­dził. – Pro­ces Nute’a Gun­raya skoń­czył się nie­jed­no­myśl­no­ścią wśród człon­ków ławy przy­się­głych. Nie naj­lep­szy wynik, rzecz jasna, ale też nie naj­gor­szy, bio­rąc pod uwagę siłę zespołu praw­nego Fede­ra­cji Han­dlo­wej. Praw­nicy Repu­bliki muszą zebrać siły, ale już pla­nują kolejne kroki.

Ami­dala nie mogła gnie­wać się w miej­scu publicz­nym, więc Padmé przy­brała kamienny wyraz twa­rzy.

– Dzię­kuję, kanc­le­rzu – powie­działa bez­na­mięt­nym, twar­dym jak skała tonem. – Doce­niamy pana nie­usta­jące sta­ra­nia na rzecz naszego świata.

– Żałuję, że aku­rat w takim dniu nie przy­by­wam z lep­szymi nowi­nami – oznaj­mił Pal­pa­tine. Wyprę­żył się jak struna. – Wasza Wyso­kość, Naboo wiele ci zawdzię­cza, a jako jeden z two­ich pod­da­nych smucę się, że to koniec twej kaden­cji. Życzę wszyst­kiego dobrego we wszyst­kim, czego się podej­miesz, czym­kol­wiek by to nie było.

Ami­dala ski­nęła głową, by zara­zem przy­jąć słowa kanc­le­rza i go odpra­wić. Pal­pa­tine opu­ścił podium, by wyjść z sali. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, u boku Padmé zja­wiła się Rabé. Stała na tyle daleko, że nie sły­szała sto­no­wa­nego głosu Pal­pa­tine’a, ale też nikt nie wspo­mi­nał otwar­cie o tym, że potrafi czy­tać z ust. Nie było to wpraw­dzie narzę­dzie naj­pre­cy­zyj­niej­sze, ale w połą­cze­niu z lor­r­diań­ską zdol­no­ścią czy­ta­nia mowy ciała uła­twiało Rabé wgląd w inten­cje innych w stop­niu, jakiego ci nie podej­rze­wali.

– Coś go nie­po­koi – powie­działa. – Coś nie postę­puje tak szybko, jak by sobie tego życzył.

– Można to powie­dzieć o wielu rze­czach – skwi­to­wała Padmé. Usia­dła wygod­nie na tro­nie i poczuła na szyi deli­katny dotyk wstą­żek. – Niech kanc­lerz reali­zuje swoje plany, a my zosta­niemy przy wła­snych.

– Wrócę do gar­de­roby, by przy­go­to­wać suk­nię ogro­dową – dodała Rabé.

– Dzię­kuję – odparła Padmé. – Popro­sisz, by podali nam lunch na tara­sie? Wiem, że jest późno i pozo­stali już się pew­nie posi­lili, ale umie­ram z głodu, a pogoda jest zbyt ładna, by jeść w środku.

– Oczy­wi­ście – potwier­dziła Rabé i odda­liła się bez­sze­lest­nie.

– Myślisz, że to głupi pomysł? – spy­tała Padmé.

– Uwa­żam, że sza­le­nie nie­prak­tyczny – przy­znała Sabé. Poja­wiła się u jej boku i pomo­gła jej wstać. – Ale więk­szość two­ich pomy­słów jest wła­śnie taka. A do tej pory szło ci cał­kiem dobrze.

Ni­gdzie się nie śpie­szyły, tym bar­dziej że Rabé potrze­bo­wała dłuż­szej chwili, by zarzą­dzić przy­go­to­wa­nie lun­chu. Zresztą w końcu zna­la­zły chwilę na roz­mowę, którą Padmé tak bar­dzo chciała prze­pro­wa­dzić, nim zja­wił się Pal­pa­tine.

– Skąd Rabé wytrza­snęła tyle wstą­żek w tak krót­kim cza­sie? – spy­tała Sabé. Zatrzy­mała się, by pod­nieść te, które spa­dły na pod­łogę.

– Już dawno prze­sta­łam się nad tym zasta­na­wiać – stwier­dziła Padmé. – O wiele łatwiej przy­jąć do wia­do­mo­ści, że wyko­nuje powie­rzone jej zada­nia, niż zasta­na­wiać się, jak to robi.

– Fakt – skwi­to­wała Sabé.

Padmé zatrzy­mała się i odwró­ciła, by spoj­rzeć jej w oczy.

– Nie mam takich środ­ków, by zwró­cić im wszyst­kim wol­ność – powie­działa. Na­dal uni­kała słowa „wyku­pić”.

– To dowiemy się, czego potrze­bują na Tato­oine, i im to sprze­damy – odparła Sabé.

– My? – spy­tała Padmé, a serce pode­szło jej do gar­dła.

– Oczy­wi­ście, że my – oznaj­miła Sabé. – Prze­cież od czte­rech lat nawet nie wią­za­łaś sobie sama sznu­ró­wek. Przyda ci się wszelka moż­liwa pomoc.

– To nie­spra­wie­dliwe. I nie­praw­dziwe – zapro­te­sto­wała Padmé, choć się zaśmiała. Opu­ściła podium, trzy­ma­jąc Sabé pod rękę. Czuła, jak odcze­piają się kolejne wstążki i roz­wija jeden z war­ko­czy, a teraz, gdy się poru­szyła, szal wplą­tał się w tren sukni. – Więk­szość moich butów nie ma sznu­ro­wa­deł.

– Moż­liwe – odparła Sabé – ale będę u two­jego boku, dopóki będziesz mnie potrze­bo­wała. Szcze­rze mówiąc, cze­ka­łam, aż mnie o to popro­sisz.

– Dzię­kuję, przy­ja­ciółko. – Padmé prze­ma­wiała każdą cząstką swo­jego ist­nie­nia.

– Chodź – powie­działa Sabé. – Twoje włosy to kata­strofa. Ja też umie­ram z głodu, a wygląda na to, że mamy o czym roz­ma­wiać.

Po godzi­nie zasia­dły na tara­sie w pro­mie­niach słońca. Raczyły się dobrym jedze­niem i długo roz­ma­wiały. Rabé wła­śnie się chwa­liła, że została przy­jęta do naj­bar­dziej pre­sti­żo­wej aka­de­mii muzycz­nej w Theed, gdy zja­wił się sier­żant Tonra. Sabé natych­miast mu zasa­lu­to­wała, choć nie zapro­siła go do stołu, by zasiadł obok. Było jasne, że w tej chwili inte­re­suje go tylko kró­lowa. W rękach miał data­pad.

Rozdział 3

ROZ­DZIAŁ 3

Pod­czas lun­chu Eirtaé bacz­nie się wszyst­kim przy­glą­dała. Gdy musiała, potra­fiła widzieć daną scenę w wielu szcze­gó­łach i oce­niać poziom zagro­żeń, ale teraz mogła pozwo­lić sobie na to, by patrzeć jak artystka. Uwiel­biała świa­tło Kra­iny Jezior. Choć rozu­mowo zda­wała sobie sprawę, że oświe­tla je to samo słońce, któ­rego blask spo­wija Theed, ser­cem dostrze­gała drobne róż­nice. Wszystko wyda­wało się zie­leń­sze, ostrzej­sze i jaskraw­sze. Samo jezioro było nie­mal zbyt jasne, by na nie patrzeć. Mar­mur wręcz się mie­nił. Pana­ko­wie w tym świe­tle wyda­wali się łagod­niejsi, choć ani na chwilę nie opusz­czali gardy. Saché rumie­niła się otwar­cie, ile­kroć spo­glą­dała na nią Yané. Na widok szczę­śli­wych przy­ja­ció­łek Padmé aż błysz­czały oczy.

Tylko że w jej spoj­rze­niu Eirtaé dostrze­gała też pewną ilość świa­tła z Theed. Była z nimi Padmé – nie Ami­dala. Roz­ma­wiała z nimi i śmiała się, gdy nakła­niali straż­ni­ków, by opo­wie­dzieli, jakie mają plany, gdy już zakoń­czy się ich służba, ale jej obli­cze było odro­binę bar­dziej zachmu­rzone, niż powinno. Eirtaé odru­chowo spoj­rzała na Sabé, pewna, że druga dwórka będzie wie­działa, w czym rzecz, jed­nak ta jedy­nie pokrę­ciła głową w spo­sób, który ozna­czał: „Póź­niej, gdy będziemy na osob­no­ści”.

Eirtaé miała już wstać, by podzi­wiać widoki i zasta­na­wiać się, jak je uwiecz­nić na płót­nie, ale aku­rat w tej chwili Sabé sku­piła uwagę na czymś innym. Eirtaé podą­żyła za jej wzro­kiem.

– Sier­żan­cie Tonra – zaga­iła Sabé, po czym zamil­kła.

Powód był oczy­wi­sty. Tonra trzy­mał w dło­niach data­pad, a zro­biło się na tyle późno, że lokale wybor­cze zostały już zamknięte. Theed było ostat­nim regio­nem Naboo, jeśli cho­dzi o godziny gło­so­wa­nia. Bio­rąc pod uwagę strefy cza­sowe, i tak koń­czyli do połu­dnia. Naboo szczy­ciło się dopro­wa­dze­niem pro­ce­sów demo­kra­tycz­nych do per­fek­cji.

Taras nie był ide­al­nym miej­scem na ofi­cjalne dekla­ra­cje. Padmé mogła się pod­nieść, a w ślad za nią wsta­liby wszy­scy, ale wtedy sta­nę­łoby tyle osób, że więk­szość niczego by nie widziała. Eirtaé zda­wała sobie sprawę z myśli kłę­bią­cych się w gło­wie Padmé tak samo jak w jej wła­snej, więc nie zdzi­wiła się, gdy ta prze­mó­wiła.

– Sier­żan­cie, pro­szę odczy­tać wyniki – powie­działa. – Wiem, że wszy­scy chcemy je poznać.

Yané trzy­mała Saché za jedną dłoń, a Rabé – za drugą. Trudno było powie­dzieć, która z nich stre­suje się bar­dziej.

– Jak Wasza Wyso­kość sobie życzy. – Tonra skło­nił się i zwró­cił w stronę, gdzie sie­działa Saché. Pierw­szą wia­do­mość skie­ro­wał do niej bez­po­śred­nio. – Z przy­jem­no­ścią ogła­szam, że odnio­sła pani zwy­cię­stwo. Została pani człon­kiem pla­ne­tar­nego zgro­ma­dze­nia usta­wo­daw­czego.

Yané wydała donio­sły okrzyk rado­ści i zarzu­ciła ręce na szyję Saché, po czym poca­ło­wała dziew­czynę w czoło. Rabé ustą­piła w porę, by umoż­li­wić przej­ście Mariek Panace, która, co było do niej zupeł­nie nie­po­dobne, unio­sła Saché nad zie­mię i zakrę­ciła się z nią w przy­pły­wie rado­ści. Posta­wiła ją w tej samej chwili, gdy Padmé wstała i pode­szła do adre­satki szczę­śli­wej wia­do­mo­ści.

Kró­lowa wycią­gnęła ręce ku naj­młod­szej dwórce, a Saché nie­malże rzu­ciła się w jej ramiona. Nie uszło uwa­dze Eirtaé, że Padmé szep­cze dziew­czy­nie coś na ucho – poradę, gra­tu­la­cje albo jedno i dru­gie – ale nie przej­mo­wała się, że nie wie, co to takiego. Saché na­dal miała na sobie tę samą czer­woną szatę, co pod­czas nie­za­po­wie­dzia­nej wizyty Pal­pa­tine’a, a Padmé prze­brała się w ciem­no­nie­bie­ską suk­nię, ide­alną na pik­nik na świe­żym powie­trzu. Eirtaé podo­bało się to połą­cze­nie barw.

Tonra cze­kał cier­pli­wie, gdy wszy­scy skła­dali gra­tu­la­cje Saché, co zajęło dłuż­szą chwilę. Po tym, co prze­żyła pod­czas Oku­pa­cji, Saché była bli­ska wszyst­kim człon­kom Kró­lew­skich Sił Bez­pie­czeń­stwa. W końcu ura­to­wała więk­szo­ści życie, gdy odmó­wiła ich wyda­nia pod­czas prze­słu­cha­nia pro­wa­dzo­nego przez opraw­ców z Fede­ra­cji Han­dlo­wej, co przy­pła­ciła bli­znami. Pozo­stali odwza­jem­nili się jej za odwagę lojal­no­ścią, która ustę­po­wała jedy­nie lojal­no­ści wobec kró­lo­wej, a gdy Saché ogło­siła, że będzie ubie­gać się o urząd, sta­nęli za nią murem.

Gdy wresz­cie uci­chła wrzawa, wszy­scy zwró­cili się w stronę cze­ka­ją­cego sier­żanta.

– Pełna lista przed­sta­wi­cieli dostępna jest do wglądu – oznaj­mił tam­ten – jed­nak przede wszyst­kim mam zaszczyt ogło­sić Waszej Wyso­ko­ści, że jej następ­czy­nią będzie kró­lowa Réillata.

Na tara­sie zebrali się sami zawo­dowi poli­tycy, lecz Eirtaé była też zawo­dową artystką, więc nie uszły jej uwa­dze drobne zmiany w wyra­zach twa­rzy wszyst­kich obec­nych. Yané unio­sła brwi o uła­mek cen­ty­me­tra. Rabé nagle bar­dzo zain­te­re­so­wała się kan­dy­zo­wa­nymi owo­cami, które podano na deser. Saché na­dal cie­szyła się wła­snym zwy­cię­stwem do tego stop­nia, że nie zare­ago­wała wcale. Twarz Sabé, o ile to w ogóle moż­liwe, stała się jesz­cze gład­sza. Nato­miast Padmé przy­wdziała maskę Ami­dali nieco szyb­ciej niż zazwy­czaj.

– Dzię­ku­jemy, sier­żan­cie – odparła for­mal­nym tonem i opu­ściła brodę. – Jeśli chce­cie spraw­dzić wyniki lokal­nych wybo­rów, nie krę­puj­cie się.

Panaka wcią­gnął powie­trze przez zęby.

– Za pozwo­le­niem waszego kapi­tana, rzecz jasna – dodała Padmé.

Eirtaé wie­działa, że nikt ze zgro­ma­dzo­nych nie zagło­so­wał na Réillatę, choć oczy­wi­ście nie kon­sul­to­wali mię­dzy sobą swo­ich wybo­rów. Padmé wie­rzyła, że należy prze­ka­zy­wać ster wła­dzy, a Réillata już daw­niej spra­wo­wała rządy jako kró­lowa Naboo. Nie była złą wład­czy­nią – rzą­dziła przez jedną kaden­cję i dopiero teraz posta­no­wiła kan­dy­do­wać ponow­nie. Ostat­nim razem wszyst­kie były jesz­cze dziew­czyn­kami. Po opusz­cze­niu sta­no­wi­ska cie­szyła się nie­ja­kim powo­dze­niem jako śpie­waczka ope­rowa. Teraz, gdy kan­dy­do­wała, będąc star­szą, niż naka­zy­wała tra­dy­cja, pod­kre­ślała war­tość doświad­cze­nia i sta­bil­no­ści, jakie zdo­była wraz z wie­kiem. Z Padmé zga­dzały się w kwe­stiach zwią­za­nych z obroną pla­ne­tarną. Réillata w szcze­gól­no­ści zamie­rzała kon­ty­nu­ować pro­jekty, które nie zostały zakoń­czone za dru­giej kaden­cji Ami­dali, ale to samo można było powie­dzieć o pozo­sta­łych kan­dy­da­tach. Przy­naj­mniej Jamil­lia, kan­dy­datka, którą Padmé naj­bar­dziej sobie upodo­bała, będzie mogła ponow­nie ubie­gać się o sta­no­wi­sko za dwa lata, a wtedy Padmé otwar­cie okaże jej swoje popar­cie, zamiast zacho­wy­wać neu­tral­ność wyma­ganą od kró­lo­wej.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki