Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Proza Grzesiak jest pomysłowa - jednocześnie smutna i zabawna, realistyczna w sferze psychologii i groteskowa na poziomie przedstawień. W uniwersum jej krótkich form narracyjnych są latające dywany, gadające ryby i rozprawy sądowe o złe myśli, ale ich tematem są skomplikowane, na wskroś współczesne, problemy relacji międzyludzkich oraz trudne i wstydliwe, emocje. Całość utrzymana jest w dobrym tonie - nieprzesterowana stylistycznie, nienadmiarowa w języku. Idealne bajki na dobranoc dla przemęczonych i wypalonych dorosłych, polecam zamiast xanaxu.
Natalia Królikowska, Miej Miejsce
„Sublimacja” to intrygujący artystycznie, a zarazem psychologicznie tom, składający się z dziesięciu opowiadań, których autorka dokonała złożonego zabiegu przepuszczenia dramatu miłosnego przez pryzmat oniryzmu i groteski. A gdy pada słowo ‘dramat’, to słusznie myślimy o rozpaczy, nieznośnej udręce, cierpieniu. Jak wiadomo, nie ma dobrej konwencji literackiej, pozwalającej oryginalnie i bez banałów mówić o miłosnej traumie, o zranionej dumie i sponiewieranym uczuciu. Tymczasem te krótkie prozy ukazują taką możliwość, bo przenoszą je w inną rzeczywistość, w inny wymiar, wstawiając je w psychodeliczny cudzysłów. Łączy je problematyka ceny psychicznej, jaką przychodzi kobiecie płacić za miłość oraz wysiłek leczenia duchowych okaleczeń po zrujnowanym związku.
Prof. Stanisław Bereś
[FRAGMENT]
Odrzuca przekazywaną od dwóch tysięcy lat historię o dziewicy i niepokalanym poczęciu jej syna. Ale przyjmuje, że była młoda dziewczyna o imieniu Miriam, czyli Maria, która zaszła w ciążę jeszcze przed ślubem. I musiała coś z tym zrobić, tak jak dzisiejsza Maria. Chociaż dzisiaj to nie jest już problem, z pewnością nie taki, jak przed wiekami. Żydowska Maria z Nazaretu poradziła sobie z tym i dlatego dzisiaj polska Maria podziwia ją, jej spryt, odwagę i determinację. Podziwia Marię, która obroniła siebie i swoje dziecko przed społecznym potępieniem i przed odrzuceniem. Nie pozwoliła, aby wytykali ją palcami jako puszczalską, postarała się, aby jej nieślubnego dziecka nie wyzywali od bękartów. Maria jest pełna szacunku dla swojej imienniczki. Zamieniła groźbę hańby w świętość. Polska Maria zastanawiała się, jak Maria przekonała Józefa, że jej dziecko jest dziełem Boga, dziełem Ducha, a nie drugiego ciała. („O Marii, która wybrała Józefa”)
Magdalena Grzesiak (ur.1965) - wrocławianka, lekarz psychiatra, doktor nauk medycznych. Absolwentka Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, na którym przez 24 lata pracowała jako nauczyciel akademicki. Jedno z opowiadań ze zbioru Sublimacja otrzymało w 2023 roku pierwszą nagrodę w XII Ogólnopolskim Konkursie Literackim dla Lekarzy im. Profesora Andrzeja Szczeklika.
***
„Partner Wydawniczy w ramach Wrocławskiego Programu Wydawniczego: Wrocławski Instytut Kultury”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 215
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Seria prozatorska pod redakcją Piotra Mareckiego
Jerzy Franczak, Trzy historye
Sławomir Shuty, Bełkot
Łukasz Orbitowski, Szeroki, głęboki, wymalować wszystko
Piotr Cegiełka, Sandacz w bursztynie
Sławomir Shuty, Cukier w normie
Michał Palmowski, Przygody Hiszpana Dete
Michał Witkowski, Lubiewo
Marta Dzido, Małż
Marian Pankowski, Rudolf
Maciek Miller, Pozytywni
Ewa Schilling, Głupiec
Adam Wiedemann, Sceny łóżkowe
Jan Dzban, Dentro
Piotr Szulkin, Socjopatia
Marian Pankowski, Bal wdów i wdowców
Jerzy Nasierowski, Zbrodnia i...
Piotr Czerski, Ojciec odchodzi
Maciek Miller, Zakręt hipokampa
Łukasz Orbitowski, Horror Show
Joanna Pawluśkiewicz, Pani na domkach
Joanna Wilengowska, Zęby
Marta Dzido, Ślad po mamie
Jan Krasnowolski, Klatka
Marian Pankowski, Pątnicy z Macierzyzny
Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Raz. Dwa. Trzy
Michał Zygmunt, New Romantic
Joanna Pawluśkiewicz, Telenowela
Jerzy Franczak, Przymierzalnia
Wojciech Bruszewski, Fotograf
Krzysztof Niemczyk, Kurtyzana i pisklęta
Sylwia Chutnik, Kieszonkowy atlas kobiet
Juliusz Strachota, Cień pod blokiem Mirona Białoszewskiego
Natalia Rolleczek, Drewniany różaniec
Marian Pankowski, Niewola i dola Adama Poremby
Maciek Miller, Cockring
Dominika Ożarowska, Nie uderzy żaden piorun
Ewa Schilling, Codzienność
Marian Pankowski, Tratwa nas czeka
Piotr Szulkin, Epikryza
Jerzy Franczak, NN
Sławomir Shuty, Jaszczur
Darek Foks, Kebab Meister
Tomasz Pułka, Vida Local
Ziemowit Szczerek, Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian
Wojciech Bruszewski, Big Dick. Fikcja dokumentalna
Jan Krasnowolski,Afrykańska elektronika
Daniel Kot, Kierunkowy 22
Marian Pankowski, Nastka, śmiej się! Opowiadania
Sławomir Shuty, Dziewięćdziesiąte
Łukasz Orbitowski, Horror Show [wyd. II popr.]
Joanna Dziwak, Gry losowe
Søren Gauger, Nie to / nie tamto
Maciej Bobula, Katarzyna Gondek, Adam Miklasz, Aleksander Przybylski, Michał Zantman, Bękarty Wołgi. Klechdy miejskie
Ziemowit Szczerek, Siódemka
Juliusz Strachota, Relaks amerykański
Flash fiction. Antologia
Dariusz Orszulewski, Zjednoczone Siły Królestwa Utopii
Stanisław Czycz, Nie wierz nikomu. Baza
Konrad Janczura, Przemytnicy
Maciej Piotr Prus, Przyducha
Marta Dzido, Frajda
Olga Hund, Psy ras drobnych
Juliusz Strachota, Turysta polski wZSRR
Jakub Michalczenia, Gigusie
Anna Mazurek, Dziwka
Natalka Suszczyńska, Dropie
Antonina Kardaś, Czernucha
Aleksandra Wstecz, Kwiaty rozłączki
Jarek Skurzyński, Zrolowany wrześniowy Vogue
Zenon Sakson, Zaczarowany uber
Sławomir Shuty, Historie o ludziach z wolnego wybiegu. Pasty i skity
Maciej Topolski, Niż
Jakub Michalczenia, Korszakowo [wyd. II popr. i uzupeł.]
Maciej Piotr Prus, Wyspa i inni ludzie
Jan Dzban, Dentro De Luxe
Anna Sudoł, Projekt
Sławomir Shuty, Bełkot [wyd. II popr.]
Jaga Słowińska, Czarnolas
Sławomir Shuty, Cukier w normie [wyd. III popr.]
Sławomir Shuty, Nowy wspaniały smak
Marian Pilot, Dzikie mieso
Soren Gauger, Imitacja życia
Mateusz Górniak, Trash Story
Gaba Krzyżanowska, Jedna czwarta wróbla
Marta Kozłowska, Berdyczów
Z. Szczerek, Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian [wyd. II]
M. Pilot, Zakaz zwałki
M. Czub, Objawienie Bogini-Świni
A. Kaczanowski, Ze Słowackiego
J. Bliźniak, Dźwięki z Ha’Tun
N. Suszczyńska, Chipsy dla gości
J. Słowińska, Siostro
K. Krasny, Love song
Z. Skrzypulec, Eksperyment ze znikaniem
M. Grzesiak, Sublimacja. Dziesięć krótkich historii sennych
Przemiana jakiegoś zdarzenia w słowa, znak, serię znaków i słów to inne zdarzenia, które nigdy nie odtwarzają pierwszego, począwszy od tego, od którego zacznę zapisywać.
Jean Genet, Zakochany jeniec
Wszelkie podobieństwo do realnych osób i zdarzeń jest zupełnie przypadkowe.
O pewnym procesie
Koperta była brązowa. Urzędowa. Niewyraźnie odbita pieczątka, można było odczytać tylko „Sąd” i „ulica Za”, reszta rozmazana. Listonosz podał mi ją z przepraszającym uśmiechem:
– Taką już dostałem. Chyba komuś spadła do kałuży.
Tak wyglądała. Odłożyłam kopertę na rosnący stos korespondencji, której nawet nie chciało mi się otwierać; same koperty z niewiadomą zawartością i ulotki wyciągane co kilka dni ze skrzynki. Nie interesowałam się nimi. Dopiero po dwóch dniach dotarło do mnie, że to przecież jest list z sądu. Podpisałam odbiór. Rozsądek nakazywał, aby kopertę otworzyć. Już dawno nie słuchałam rozsądku, ale w tym momencie to on zwyciężył nad moją obojętnością wobec otaczającego świata.
Otworzyłam. Biała kartka z czarnym napisem: WEZWANIE. Krzyczący nagłówek od razu mnie zaniepokoił. Dalej czytałam już kompletnie przerażona. Pismo z sądu karnego. Poważna sygnatura akt. Wezwanie na rozprawę sądową w dniu, o godzinie, ulica, sala. Ja w roli oskarżonej. Ja oskarżona? Nie mogłam nabrać powietrza. Ja oskarżona?! O co? Wymienione artykuły kodeksu karnego nic mi nie mówiły. Jakie oskarżenie? Nadal nie mogłam zrozumieć. Nikt mnie w żadnej sprawie nie przesłuchiwał, nigdzie mnie nie wzywano. Skąd nagle sąd? Sąd karny? Nie rozumiałam. Siedziałam przy stole oniemiała. Nie mogłam się poruszyć przez dłuższy czas.
Minęły kolejne dni, zanim odważyłam się sprawdzić, co kryją widniejące w oskarżeniu artykuły kodeksu. Narażenie na utratę zdrowia i nękanie. To musiało być jakieś nieporozumienie. To czyjaś pomyłka. Może zbieżność nazwisk? Czy ja kogoś nękałam? Szukałam w pamięci wśród wydarzeń dalszych i bliższych czegokolwiek, co można tak nazwać. Nic mi nie wiadomo, abym kogokolwiek kiedykolwiek nękała. A narażenie na utratę zdrowia? To kolejny absurd. Postanowiłam zapomnieć o całej sprawie. Zignorować wezwanie. A może lepiej nie. Na końcu wezwania wymieniono poważnie brzmiące przepisy, które groziły doprowadzeniem mnie na rozprawę siłą, jeżeli nie stawię się dobrowolnie. Przyjdzie po mnie policja? Po mnie? Chciałam zadzwonić, pojechać do kancelarii sądu, dowiedzieć się czegoś, wyjaśnić. Wydawało mi się to jednak zbyt trudne, ponad moje siły. Nie miałam wątpliwości, że to musi być pomyłka.
W wyznaczonym dniu pojechałam do sądu. Stanęłam przed salą rozpraw ponad kwadrans przed wyznaczoną godziną rozpoczęcia sprawy. Na krześle siedział młody mężczyzna, trzymał teczkę z aktami, obok leżała czarna toga. Spojrzał na mnie bez większego zainteresowania. Przerzucał pospiesznie papiery w teczce.
– Jak się pani nazywa? – zapytał po dłuższej chwili.
Odpowiedziałam.
– Jestem pani obrońcą z urzędu.
Jakim obrońcą? Nic nie rozumiałam.
– Jako oskarżonej przysługuje pani obrońca z urzędu. Chyba że ma pani swojego adwokata.
– Nie, nie mam nikogo. To chyba jest pomyłka. Przecież ja nic złego nie zrobiłam.
– Tak, wszyscy tak mówią. Jeszcze nigdy nie spotkałem oskarżonego, który powiedziałby szczerze: „Jestem winny”. Może mi pani coś powiedzieć o tej sprawie? Nie miałem czasu przejrzeć dokładnie akt. Dostałem je dzisiaj rano.
– To jak chce mnie pan bronić, jeżeli nie zna pan sprawy?
– To prosta sprawa. Nie ma szans pani obronić, jest pani winna, co do tego nikt nie ma wątpliwości. To tylko rodzaj teatru. Ja będę udawał, że panią bronię, sędzia będzie udawał, że przyjmuje, iż ja panią bronię, a pani będzie udawała, że jest niewinna. Każdy odegra swoją rolę, sąd ogłosi wyrok i, miejmy nadzieję, wszystko szybko się skończy.
– Pan żartuje? – zapytałam cicho, bardzo cicho.
– Ja? Nie, skądże, mówię zupełnie poważnie.
– Przecież sam pan powiedział, że nie miał pan czasu nawet przejrzeć akt. Jak może pan przesądzać o mojej winie?
– Bystry jestem. Rzuciłem okiem na to, co mi dali w teczce. Wina pani jest oczywista, reszta to tylko szczegóły potrzebne do odegrania roli.
– Nawet nie wiem, o co jestem oskarżona.
– Chyba pani kpi, każdy wie, co mu zarzucają, tylko krzyczy, że jest niewinny, że zaszła pomyłka itepe.
– Nie wiem, kto i o co mnie posądza.
– Nie wie pani? – Teraz spojrzał na mnie z pewnym zaciekawieniem. – Naprawdę pani nie wie? Oskarża panią święta rodzina.
– Święta rodzina?
– Tak, święta rodzina. Tak ich nazwałem. Józef i Maria N. Zna ich pani?
– Nie wiem. Mój były mąż ma na imię Józef, ale zmienił nazwisko. Nie chciałam po rozwodzie wrócić do panieńskiego, więc on zmienił swoje rodowe, aby nie mieć ze mną nic wspólnego, nawet nazwiska.
– Wygląda na to, że to on ze swoją nową żoną panią oskarżają.
– O co?
– O to, że ich pani nęka i naraża na utratę zdrowia.
– Nękam? W jaki sposób? Od ponad roku go nie widziałam, nie słyszałam. Nie dzwonię, nie piszę. Nie wiem, co robi, nie wiem, gdzie mieszka. Jak mogę go nękać?
– To ciekawe. Nęka pani nie tylko jego, ale przede wszystkim jego młodą, wrażliwą żonę, która przez panią nie może cieszyć się w pełni pożyciem z pani byłym, uroczym małżonkiem – zaśmiał się, chyba nieco szyderczo.
Nic więcej nie zdążył mi wyjaśnić. Poproszono nas do sali. Usiadłam obok mojego obrońcy z poczuciem, że biorę udział w jakimś dziwnym spektaklu. Jak to powiedział ten młody adwokat? Każdy tu musi odegrać jakąś rolę, to rodzaj teatru. Miałam poczucie oderwania od rzeczywistości. Znowu dziwny sen? Do sali weszły kolejne osoby. Usiadły naprzeciwko. Serce mi zamarło. On. Mój były mąż z młodą, bardzo młodziutką żoną i ich adwokat, moi oskarżyciele. Ona rozbawiona, rozglądała się wokół z zaciekawieniem, jakby przyszła na jakieś przedstawienie. On patrzył w podłogę. Nawet na chwilę nie spojrzał w moją stronę. Jakby mnie nie było. Zamarłam. Wiedziałam, że dzieje się coś dziwnego, ale jednocześnie niedobrego. Niedobrego dla mnie.
Rozpoczęła się rozprawa. Dowiedziałam się, o co mnie oskarżono. Wreszcie. Początkowo uznałam, że jest to tak absurdalne, iż starałam się wyłączyć, nie patrzeć, nie słuchać. Dopiero po chwili zrozumiałam, że ten absurd może się dla mnie źle skończyć.
Najpierw przed sądem stanął on. Odpowiadał na pytania. Ze szczegółami opisywał, jakie okropne lata ze mną spędził. Powtarzał to samo, co mówił na rozprawie rozwodowej, kiedy udowadniał, że to nie jego zdrada była powodem rozwodu, ale moja okropna, niszcząca go osoba. Piękny tekst przygotowany na tamtą rozprawę nie pozostał zapomniany – były mąż odświeżył sobie ten monolog i teraz z pełnym zaangażowaniem go recytował. Identycznie jak ponad rok temu w tych samych miejscach zawieszał głos, spoglądał smutno wokół, pociągał nosem. Znowu mówił o tym, jak wykańczała go moja nieustanna ponurość, przygniatał mój pesymizm, odstręczał mój sceptycyzm, jak maltretowałam go wynurzeniami o bezsensie życia, ciągałam do kina na ponure filmy; czuł się udręczony, uciemiężony, przybity, zmęczony, itede, itepe.
Wyłączyłam się. Nie mogłam tego słuchać, to było bolesne. Wciąż zbyt bolesne. Zobaczyłam motyle wlatujące przez lekko uchylone okno, jeden za drugim; przyleciały, jakby umówione na jakieś spotkanie. Pomyślałam, że mogłyby osłonić mnie przed tymi kłującymi słowami, zawisnąć na podobieństwo dźwiękoszczelnej osłony. Słowa nie były nowe, ale nadal sprawiały ból. Motyle zaczęły krążyć pod sufitem niczym barwna chmura, pokręciły się koło mnie przez krótką chwilę, a potem przeleciały do niej, nowej żony mojego byłego męża. Fruwały wokół kobiety, jakby była dla nich słodkim kwiatem. Cieszyła się jak dziecko, piszczała i robiła zdjęcia motylom przysiadającym na jej ramieniu, włosach. On na chwilę przerwał swoją przemowę, próbował uspokoić żonę, coś jej mówił szeptem, ale ona nie zwracała na to uwagi, była zajęta robieniem sobie zdjęć z motylami. Sąd poprosił o zachowanie powagi miejsca.
– Dlaczego zatem żył pan przez kilkanaście lat z taką okropną kobietą? – zapytał sędzia, gdy on skończył swój monolog ofiary.
– Kiedyś wydawało mi się, że ją kocham. Widać wcześniej oplotła mnie tym swoim koszmarnym poczuciem beznadziejności, może myślałem, że żadnej lepszej już w życiu nie spotkam. Nie chciałem być sam, bałem się samotności, więc trwałem przy niej w tym udręczeniu. Pomyliłem się. Zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy poznałem kobietę mojego życia. Moją największą, a właściwie jedyną miłość.
Odwrócił się i spojrzał na młodą kobietę, która robiła kolejne zdjęcie, tym razem własnej stopy z siedzącym na srebrnym pantoflu motylem. Mąż spojrzał na żonę wymownie, aby nikt nie miał wątpliwości, która kobieta jest jego jedyną miłością. Znowu ukłucie.
Potem długo i szczegółowo opisywał, jak dręczę jego i jego nową rodzinę. Nic z tego nie rozumiałam, wszystko, co działo się wokół, było jakimś absurdem, może koszmarnym snem.
– Nęka nas swoim smutkiem. Przez nią nie możemy się cieszyć naszą miłością. Ten smutek codziennie dociera do naszego mieszkania, odkłada się na półkach, wisi na lampach, wciska do szaf i szafek. Jest jak niewidzialna pajęczyna rozrastająca się wciąż od nowa. Codziennie ją usuwamy, wycieramy, a za chwilę jest z powrotem. Niekiedy ten jej przeraźliwy, pełen słonej wilgoci smutek wciska się do łóżka, układa się między nami, wszystko od razu staje się mokre, jakby wpłynęły tam gęste, nasiąknięte wodą mgły. Nie możemy się kochać, ba, czasami nawet nie możemy się przytulić, smutek oddziela nas, ziębi, moczy. Trzeba wstać, wyrzucić, zmienić mokrą pościel. To wszystko trwa. Jesteśmy niewyspani, zmęczeni. I jeszcze te sny. Jej sny też nas nękają. Prawie co noc, a przynajmniej co drugą noc wpływają do łóżka obrazy, historie, które ona śni.
– Skąd pan wie, że to są sny oskarżonej? – zainteresował się sędzia.
– Nikt inny nie śni takich idiotyzmów. Wciąż te same bzdury, znikanie, zmniejszanie, spadanie. Mroczne i przygniatające. Koszmarne. Podrzuca nam te sny specjalnie, aby nas dręczyć.
– W jaki sposób? Jak można przesłać komuś sny, które samemu się śni?
– Nie wiem, wysoki sądzie. Ale widać można, skoro tak się dzieje. Ona jest dziwna, to i dziwne rzeczy może robić.
„Dziwne to są rzeczy, których wysłuchuję teraz na swój temat” – pomyślałam.
Potem na pytania sądu odpowiadała ona. Co chwilę poprawiała zalotnie ciemne włosy i rozglądała się po Sali, jakby sprawdzała, jakie wrażenie robi na nielicznych siedzących tutaj osobach. Powtórzyła wszystko, co on już powiedział, że ich męczę, dręczę, że nie odpuszczam, chociaż już tyle czasu minęło.
– Każda normalna kobieta, wysoki sądzie, już dawno dałaby sobie spokój. A ta – Odwróciła się i wskazała mnie palcem, chociaż było wiadomo, o kogo chodzi – a ta nie, wciąż kocha mojego mężczyznę, mojego męża. To nie jest normalne, prawda? Kocha i smęci, wspomina i płacze, śni jakieś idiotyzmy i to nam podrzuca. Staram się, chcę być dobrą żoną i matką. Bardzo się staram. Ale to ponad moje siły. Całymi dniami usuwam ten jej smutek z naszego gniazdka. Chcę, aby było radosne, pełne życia, śmiechu, ale jej przygnębienie wszystko przytłacza, przygniata nas. Proszę spojrzeć na mojego męża, wysoki sądzie, to przecież wrak człowieka. Zamiast cieszyć się życiem u mojego boku, walczy z jej snami, wspomnieniami i tym wilgotnym smutkiem. Gdyby tylko wysoki sąd poczuł, jak w nocy wślizguje się ta żałość pod kołdrę, rozpełza się między nami, ziębi i moczy wszystko. Mnie to napawa obrzydzeniem, ale mojego męża przygniata, jest udręczony, zgnębiony, a z takim mężczyzną trudno jest mi wytrzymać.