Świat Przeistoczonych: Tom 3. Spersonifikowane noa - Wasilij Machanienko - ebook + audiobook

Świat Przeistoczonych: Tom 3. Spersonifikowane noa audiobook

Wasilij Machanienko

5,0

Audiobook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Gra mobilna, jakiej jeszcze nie było! To coś więcej niż przełom w branży. Wykaż się i sprawdź, czy zdołasz ocalić Ziemię. Przekonaj się, czy starczy ci sił, umiejętności i szczęścia, by odeprzeć inwazję potworów. Nie zwlekaj – dołącz do gry!

Ciąg dalszy „Świata przeistoczonych”!

Nadciąga niebezpieczny przeciwnik, a potwory wciąż panoszą się na Ziemi… Czy trzeba czegoś więcej, by pojawił się prawdziwy bohater, który wszystkich uratuje i ocali świat?

Mark Dervine ma jednak inne sprawy na głowie.

Najważniejsze dla niego jest odzyskanie siostry, Wiewiórki. Przy czym musi zrobić to tak, żeby pozostała człowiekiem, a nie zmieniła się w spersonifikowane noa. By to osiągnąć, Mark gotów jest się poświęcić i rozpocząć współpracę z grą.

Ale nie z jej Władcą. Do niego Mark ma mnóstwo pytań.

***

Wejdź do niezwykłego hybrydowego świata literatury LitRPG, łączącego to, co najlepsze w książkach i grach. Wasilij Machanienko, autor bestsellerowej serii Droga Szamana, powraca z nowym trójtomowym cyklem Świat Przeistoczonych. „Perła południa” to jego druga część, kontynuacja powieści „Bez prawa do błędu”.

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 33 min

Lektor: Wojciech Masiak
Oceny
5,0 (5 ocen)
5
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KingaLit

Nie oderwiesz się od lektury

mega fajna książka z super lektorem
00



Tytuł oryginału

Мир измененных. Книга 3: Воплощенный ноа

Copyright © Wasilij Machanienko 2019–2023

This book is published in collaboration with Magic Dome Books

Przekład

Michał Bajorek

Redakcja i korekta

Marek Stankiewicz, Magdalena Pazura, Joanna Rozmus

Okładka

Piotr Sokołowski

Liternictwo, skład i przygotowanie do druku

Tomasz Brzozowski

Opracowanie wersji elektronicznej

Karolina Kaiser,

Copyright © for this edition

Insignis Media, Kraków 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone

ISBN 978-83-68352-02-3

Insignis Media, ul. Lubicz 17D/21–22, 31-503 Kraków

tel. +48 12 636 01 90, [email protected], insignis.pl

Facebook: @Wydawnictwo.Insignis

Twitter, Instagram, TikTok: @insignis_media

Adnotacja

Ciąg dalszy Świata Przeistoczonych! Zbliża się niebezpieczny przeciwnik, a potwory panoszą się na Ziemi… Czy trzeba czegoś więcej, żeby pojawił się prawdziwy bohater, który wszystkich uratuje? Mark Dervine ma inne sprawy na głowie. Najważniejsze dla niego jest odzyskanie siostry Wiewiórki. Przy czym musi zrobić to tak, żeby pozostała człowiekiem, a nie zmieniła się w spersonifikowaną grudkę noa. By to osiągnąć, Mark gotów jest się poświęcić i rozpocząć współpracę z grą. Ale nie z jej Władcą. Do niego Mark ma mnóstwo pytań.

Rozdział 1

Wszystko odbyło się tak szybko, że nikt nie zrozumiał, co się właściwie stało. Oczywiście poza mną. Wiele osób nazwałoby to, co zrobiłem, zdradą lub podłością, ale dla mnie była to jedyna słuszna decyzja. Gdybym dostał szansę, by taką „podłość” powtórzyć, skorzystałbym z niej bez namysłu. Ziemia musi należeć do ludzi i nie ma na niej miejsca dla kosmitów. Nawet jeśli bywają przydatni.

Zamknąłem oczy i odtworzyłem wydarzenia z niedalekiej przeszłości, oddając się wspomnieniom…

– Niefajnie jest być przypartym do muru, prawda, Marku Dervine? – Błysnęły ostre zęby zielonogębego Villiana, przywódcy grupy najemników Carter. Grupa ta stanowiła gwardię osobistą tajemniczego Władcy Gry, istoty będącej źródłem nieszczęścia, które zmieniło osiemdziesiąt procent ziemskiej populacji w oszalałe potwory; podobnie i resztę, tyle że ta zachowała rozum. Jakby tego było mało, pojawili się inni gracze wygenerowani przez system gry. O ile zadaniem przeistoczonych było przeżycie, o tyle przybysze z kosmosu mieli odmienny cel. Przybyli na Ziemię, by się wzbogacić. Interesowały ich zasoby, jeńcy oraz przedmioty znajdowane w grze. Wszystko, co mogło przynieść zysk i zwiększyć ich status w kolejnych jej wersjach. Najemnicy z grupy Carter byli zaś kosmitami wyspecjalizowanymi w likwidowaniu Ziemian osiągających zbyt dobre wyniki.

– Obiecałeś, że mi pomożesz. Jak chcesz to zrobić? – spytałem, patrząc, jak Villian rwie pancerz na strzępy i się z niego wydostaje. Całkiem niedawno razem z Grustem, innym Ziemianinem, udało się nam pokonać tego groźnego przeciwnika i zamknąć go w zaimprowizowanym więzieniu wewnątrz stalowego pancerza. Teraz jednak zielonoskóry gracz się go pozbywał, a ja nie mogłem nic z tym zrobić. Wiewiórka, moja siostra, znów została porwana i tym razem sytuacja była o wiele bardziej niebezpieczna. Gracz z niemożliwym do wypowiedzenia, złożonym z cyfr imieniem, którego wszyscy nazywali Drugim, postawił mi warunek. Albo będę dla niego pracować, albo Wiewiórka zostanie zabita bez możliwości odrodzenia. Nie mogłem do tego dopuścić, dlatego zdecydowałem się na coś, co mnie przerażało. Na współpracę z przeciwnikiem. Dla siostry byłem gotów wysłuchać nawet diabła, gdyby tylko zaproponował rozsądny plan działania.

– Najpierw wykonasz moje zadanie, a później udamy się do Olsena i ustalimy, czego chce Drugi – oświadczył Villian, przeciągając się i rozgrzewając mięśnie. – Może nie jest aż tak źle.

– Twoje zadanie? Moja siostra została porwana! – oburzyłem się.

– Dostałeś trzy dni na podjęcie decyzji! – zareagował ostro kosmita. – Przez ten czas nic się jej nie stanie, ale musisz zdobyć coś, co sprawi, że Generał będzie skłonny do negocjacji. Coś, na co chciałby wymienić twoją siostrę.

– Przecież mam perłę – powiedziałem ze zdziwieniem, na wszelki wypadek wsuwając rękę do kieszeni, by się upewnić. Perła wciąż tam była.

– Możemy przyjąć, że miałeś – prychnął Villian. – Obiecano mi już coś za nią, więc muszę ci ją odebrać. Potraktuj to jako zapłatę za to, że nie zabiłem cię zaraz po uwolnieniu się.

Skrzywiłem się, ale to przemilczałem. Kosmita z triumfem zachichotał i skierował ZPL na zachód, poza granice heksagonu. Przez jakiś czas lecieliśmy w ciszy. Każdy z nas myślał o swoich sprawach. Nieoczekiwanie Villian wskazał na Mary.

– Zabiorę też tę samicę.

Dziewczyna nie odzyskała jeszcze przytomności, ale wyglądała tak, jakby za chwilę miała się ocknąć.

– Po co ci człowiek? Kręci cię seks międzygatunkowy?

– Głupiś, Marku Dervine. Ta samica to morf-widmo. Gra automatycznie nadaje jej wygląd, dostosowując go do ideałów sczytanych z umysłów graczy. Jestem pewny, że dla ciebie wygląda jak tłusty, łysiejący facet, ale dla mnie jest atrakcyjną, zielonoskórą ślicznotką. Potraktuj to jako zapłatę za moje usługi.

– Perła nie wystarcza? – zakpiłem, ale najemnik cierpliwie odpowiedział:

– Perła jest zapłatą za to, że cię nie zabiłem, a Mary za mój czas. Myślisz, że nie mam nic do roboty? Ziemia wciąż nie jest aż tak rozgrabiona, żebym mógł spokojnie marnować cenne minuty na ciebie i twoją nędzną siostrę.

Bezsilnie zgrzytnąłem zębami. Wiedziałem, że wypuszczam dżinna z butelki, przy czym nie będzie to dobry, niebieski dżinn z Aladyna, a wokół nas nie zaczną nagle radośnie ćwierkać ptaszki. Pora się zamknąć i zacząć wykonywać polecenia Villiana. Dopóki to on miał moje przedmioty imienne, pozostawałem jego zakładnikiem. Było jednak coś, co mogłem zrobić.

– Musisz podać mi lokacje, w których przebywa drużyna Władcy.

– Nie będziesz miał na to czasu – próbował się wykręcić Villian, ale nalegałem:

– Pozwól, że sam zdecyduję, na co będę miał czas, a na co nie. Które lokacje są zamknięte? Wycofujesz się ze swoich słów? Ciekawe, jak zareaguje na to gra? Jak mam się do niej zwrócić? Ej, gro! Mam pewną…

– Dobrze, dobrze, dostaniesz te swoje lokacje! – Najemnik zareagował aż nazbyt emocjonalnie. Wnosząc po jego minie, gra rzeczywiście miała jakiś wpływ na kosmitów. Może nie na wszystkich, ale z pewnością na niego.

Następnie zrobiłem coś, czego mogłem pożałować.

Okazało się jednak, że była to dobra decyzja. Villian wystawił dłoń, a po chwili gra z unoszących się w powietrzu nanocząsteczek zmaterializowała w niej telefon.

– Popatrz – powiedział najemnik, pomrukując z niezadowoleniem, i były to jego ostatnie słowa w tej grze. Pochyliłem się nad ekranem, z zainteresowaniem obserwując przesuwające się obrazki, ale moja prawa ręka żyła własnym życiem. Mimo swej niezwykłej Zręczności i szybkości przywódca grupy Carter nie był w stanie zatrzymać mojego ciosu. Kieł z łatwością wbił się w mózg zielonego potwora i wypuścił ładunek nekrozy. Niepotrzebne było slow motion. Wszystko poszło gładko i sprawnie.

Jeden mały błąd popełniony przez tak potężnego gracza poskutkował dla niego ogromnymi problemami w przyszłości, o czym niezwłocznie poinformowała gra:

Gracz Villian Po został złożony w ofierze i otrzymał karę na czwartą wersje gry.Masz prawo bezpłatnie otrzymać 4 dowolne przedmioty o maksymalnym dostępnym dla ciebie poziomie (bieżący poziom przedmiotów: 7)Poziom +5 (407).

Zabiłeś gracza z gwardii osobistej Władcy.Masz prawo bezpłatnie otrzymać 1 dowolny przedmiot imienny ze Sklepu.Poziom +20 (427).Otrzymujesz 10 punktów Atrybutów do wykorzystania.

Zabiłeś gracza, który w bieżącej wersji gry miał 5 zobowiązań. Za każde niewykonane zobowiązanie gracz Villian Po otrzymuje karę ważną przez 1 wersję gry. Za każde niewykonane zobowiązanie zabitego gracza masz prawo bezpłatnie otrzymać dowolny przedmiot o maksymalnym dostępnym dla ciebie poziomie (bieżący poziom przedmiotów: 7).Z powodu utraty przywódcy na ponad 5 wersji gry grupa najemników Carter została rozwiązana.

Stopień: Prześladowca Grupy Carter został zmieniony na: Likwidator Grupy Carter.Władca pozbawił grupę najemników Carter tytułu: Gwardia Osobista.Otrzymujesz 20 punktów Atrybutów do wykorzystania.

Ciało Villiana skurczyło się niczym balonik, z którego gwałtownie uszło powietrze. Z martwych rąk najemnika wypadł telefon, a mi udało się go złapać w powietrzu. Miałem w dłoni powód rozpoczęcia współpracy z tym gnojkiem. Klucz do mojego ratunku.

Hakowanie Sklepu… Zakończone powodzeniem! Otrzymujesz dostęp do przedmiotów 8 poziomu.Hakowanie konta… Zakończone powodzeniem! Gotówka: 788 227 000 Monet.Hakowanie danych osobistych… Zakończone powodzeniem!Hakowanie listy kontaktów… Zakończone powodzeniem!Hakowanie mapy… Zakończone powodzeniem! Hakowanie zawartości przechowalni… Zakończone powodzeniem!Hakowanie telefonu… Zakończone powodzeniem!

Aby uniknąć problemów, od razu otworzyłem wirtualną przechowalnię i zabrałem się do drukowania całego majątku, który przywódca grupy Carter miał ze sobą. Zacząłem oczywiście od ulubionych i jakże miłych memu sercu przedmiotów imiennych.

Walkiria – pistolet maszynowy z sześcioma rodzajami amunicji, po 6600 nabojów każdego typu. Dwudziesty drugi poziom, a im wyższy poziom, tym większa pojemność magazynków i rzadsza konieczność ich przeładowywania. Dodatkowo broń miała podwieszany granatnik na dwadzieścia dwa granaty plazmowe. Całkiem przydatne narzędzie do zabijania.

Raptor – zamiennik telefonu, który można przymocować do ręki. Używany jako skaner dwudziestego drugiego poziomu potrafił wykryć przeciwnika ze sto dziesiątym poziomem Kamuflażu. Oprócz tego urządzenie pozwalało bez problemu hakować innych graczy w promieniu dwudziestu dwóch metrów, nie ograniczając przy tym bezpośredniej widoczności. Gdybym miał go w Podziemiach, rozwaliłbym tam wszystko i wszystkich!

Zelda – płaszcz maskujący, który zapewniał dwadzieścia dwie minuty niewidzialności i regenerował dwadzieścia dwie sekundy niewidzialności w ciągu pięciu minut. Zajebisty przedmiot, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że aby mnie dojrzeć, należałoby mieć poziom Percepcji i Wykrywania ukrytego powyżej sto dziesiątego.

I wreszcie on.

Ulbaron – moja twierdza. Mój pancerz. To, co dla mnie najważniejsze. Wbudowane pole ochronne mogące wytrzymać do tysiąca stu trafień, które wściekły Generał tego heksagonu zmniejszył aż siedmiokrotnie, do stu pięćdziesięciu siedmiu. Nic nie szkodzi, w innych heksagonach będę praktycznie nieśmiertelny! Nie ma nawet potrzeby wymieniać takich drobiazgów jak dwieście dwadzieścia minut pełnej hermetyczności, możliwość lotu na wysokości do stu dziesięciu metrów, lornetka z dwudziestoczterokrotnym powiększeniem czy przyjemna klimatyzacja. Chociaż o klimatyzacji na pewno warto wspomnieć. Strasznie mi jej ostatnio brakowało.

Kieł, mój ukochany zabijaka, wyróżniał się z kilku powodów. Po pierwsze, miałem go już wcześniej. Po drugie, to ja go stworzyłem, wykorzystując jako bazę klingę, która przypadkiem wpadła w moje ręce w Podziemiach. Po trzecie, Kieł nie miał żadnego szczególnego opisu. Po prostu potrafił złożyć w ofierze gracza, debuffując go. Lub też, jak w przypadku przywódcy najemników, zesłać na niego dodatkową karę z niebios. Tak naprawdę całkiem miło jest podłożyć świnię komuś, kto odpowiada za zabicie milionów Ziemian. Dziewięć wersji gry? Za mało! Gdybym mógł, wysłałbym Villiana na dożywotnią katorgę.

W końcu, gdy wszystkie przedmioty trafiły już na swoje miejsce, a twarz owiał mi świeży wietrzyk, zatrzymałem ZPL na wysokości jednego kilometra. Pomyślałem, że kiedyś Ulbaron też będzie w stanie osiągnąć taką wysokość. Teraz jednak nie interesowała mnie enigmatyczna przyszłość, a banalna teraźniejszość pod postacią wydrukowanych przedmiotów z przechowalni Villiana.

Było w niej wiele interesujących rzeczy. Przede wszystkim cała sterta przedmiotów imiennych. Z jednej strony do niczego się nie nadawały, nie znałem nawet ich właściwości. Z drugiej zaś, patrząc na nie, można było odgadnąć ich funkcje i odnaleźć identyczne w Sklepie. Villian nie wyglądał na kolekcjonera. Każdy z tych przedmiotów musiał zatem coś dla niego znaczyć.

Odpowiednik Walkirii, na wpół zniszczony Ulbaron, Raptor… Wszystkie te rzeczy widziałem już wcześniej, dlatego bez zbędnych wątpliwości zdematerializowałem je w przestrzeni, zwracając grze nanocząsteczki. Kilka przedmiotów mnie jednak zainteresowało. Przede wszystkim niewielkie pudełeczko, które sądząc po zaczepach, można było zamocować na ramieniu. Nie musiałem długo szukać i już po chwili czytałem opis podobnego przedmiotu, nie do końca rozumiejąc, po co Villian go nosił. Nie mógł się przecież do niczego przydać!

Szulma. Opis: uniwersalny generator rozszerzeń. Bieżący poziom Szulmy: 22. Pozwala zainstalować do 22 osobnych rozszerzeń. Nie podlega blokadzie w ramach świata gry. Wymagania: Rozszerzenie świadomości (100), Naprawa mechanizmów (100), Konstruowanie mechanizmów (100), Integracja (100). Koszt: 100 milionów Monet.

Długo nie mogłem dać wiary, że jakiś pusty pojemnik może kosztować tyle forsy, właściwie niczego przy tym nie robiąc! Dodatkowo wymagał po jednym brakującym Atrybucie i Umiejętności, które zdecydowanie nie zaliczały się do podstawowych, a nawet pomocniczych. Nie rozumiałem dlaczego, ale Sklep uparcie nie pokazywał mi dostępnych rozszerzeń, dopóki nie miałem Szulmy.

Powstała sytuacja z gatunku: „chcę, ale się boję”. Z jednej strony miałem prawo do ośmiu przedmiotów imiennych lub ich rozszerzeń, z drugiej zaś… Kto wie, co jeszcze mogło mi się spodobać? Zmarnować jeden bonus na bezużyteczne urządzenie jedynie po to, by się dowiedzieć, dlaczego jest tak piekielnie drogie… Raczej średnia inwestycja. Odłożyłem więc Szulmę na bok i zająłem się innymi przedmiotami. Większości z nich nie znalazłem w Sklepie, ale jeden szczególnie przykuł moją uwagę. Na tyle mocno, że od razu postanowiłem go kupić.

Fartira. Opis: uniwersalny przyrząd do ukrywania informacji o postaci w grze. Bieżący poziom Fartiry: 22. Pozwala ukryć informację o graczu. Potrafi oprzeć się Percepcji i Wykrywaniu ukrytego do poziomu 110 włącznie. Nie podlega blokadzie w ramach świata gry. Wymagania: Kamuflaż (100), Introwersja (100), Ukrywanie (100), Blokowanie świadomości (100), Bezszelestność (100), Wola (100), Niepozostawianie śladów (100), Podłączanie (100), Wewnętrzna harmonia (100), Sterowanie mechanizmami (100), Opór (100). Koszt: 200 milionów Monet.

Fartira kosztowała dwa razy więcej niż Szulma, wymaganiami zaś przewyższała nawet Zeldę. Przy czym nie miałem wątpliwości, że w swej czystej postaci przyrząd ten jest bezużyteczny i trzeba będzie dokupić dodatkowy bajer, który pozwoli ukryć jego posiadacza na liście najlepszych graczy lokacji. Tak à propos, wypadałoby podnieść Wykrywanie ukrytego do sto pięćdziesiątego poziomu, żeby uniknąć takich niespodzianek, jak w przypadku przywódcy grupy Carter. Zdecydowanie chciałem mieć coś takiego! No i spełniałem wszystkie wymagania! Postanowiłem: biorę!

Tak jak przewidywałem – wystarczyło, że przedmiot zajął swoje miejsce na prawym udzie, a Sklep otworzył dostęp do dodatkowych rozszerzeń. Nie było ich dużo, ale każde wymagało uwagi.

Pierwsze z nich pozwalało ukryć gracza na liście graczy lokacji, drugie – ukryć go w heksagonie, trzecie zaś – w całej grze. Nie można było jednak kupić od razu trzeciego, nie nabywając dwóch poprzednich. A każde kosztowało miliard! Masakra! Skąd oni biorą takie ceny?! Długo się łamałem, ale postanowiłem poprzestać jedynie na lokacji. Niech przeciwnicy wiedzą, że jestem gdzieś w heksagonie. Nie zmartwi mnie to zbytnio.

Rozszerzenie do Fartiry miało swoje dodatkowe wymagania, choć nie było wśród nich czegoś, czego już nie posiadałem: Hakowanie (100), Percepcja (100), Skanowanie (100). Nasuwało mi się kilka pytań odnośnie do tego ostatniego Atrybutu, ale w pobliżu nie było nikogo, komu mógłbym je zadać. Nie umiałem sobie wyobrazić, do czego przy ukrywaniu potrzebny jest skaner. Olać to! Najważniejszy jest efekt, a z niego byłem zadowolony. Gdy tylko zamocowałem zaktualizowaną Fartirę na udzie, Mark Dervine zniknął z listy graczy lokacji. Uściślając, zostałem na swojej liście, i to na samym jej szczycie, ale moje nazwisko wyświetlało się na wpół przezroczystą czcionką i bez podania konkretnego miejsca. Super!

Nawet nie poczułem żalu, gdy rozstawałem się z dwoma bonusami. Miałem ich jeszcze sześć. To powinno wystarczyć na kolejną aktualizację Ulbarona.

Nie podobało mi się, że w przypadku wybuchu termicznego mój pancerz staje się piekarnikiem, a ja pieczoną gęsią. Lub gdy ktoś mocno wali mnie w łeb. Pole ochronne oczywiście sobie z tym radziło, ale impuls szedł dalej i mózg doznawał intensywnych wstrząsów pozbawiających zdolności myślenia. Musiałem się przed tym zabezpieczyć.

Jednak nie dałem rady tego zrobić. Na liście nie było niczego, co mogłoby rozwiązać ten problem. W rezultacie rozzłościłem się i dokupiłem kilka dodatkowych płyt, zwiększając dwukrotnie liczbę możliwych trafień (dwa tysiące dwieście łącznie i trzysta czternaście w bieżącym heksagonie). Żeby je zainstalować, musiałem dokupić sobie Konstruowanie mechanizmów (100) i Integrację (100), zużywając na to tysiąc czterdzieści punktów. Nowe rozszerzenia wprowadzały swoje wymagania, ale szansa przeżycia nieco dłużej była tego warta. Oprócz tego Integracja była Atrybutem pomocniczym, zatem jej dalsze podwyższanie nie powinno być aż tak kosztowne.

Zrozumiałem, że nic tu więcej nie osiągnę, ale zdecydowałem się jeszcze na kupno Szulmy. Na szczęście aktualizacje pasowały. Sklep otworzył listę rozszerzeń, a mnie rozszerzyły się oczy. Chciałem mieć wszystko. I to natychmiast!

Blokada aktywności mięśniowej. Zastrzyk pozwalający całkowicie zablokować aktywność mięśniową gracza na 12 godzin, z wyłączeniem oddychania i pulsu. Blokada regeneracji. Zastrzyk pozwalający całkowicie zablokować regenerację gracza na 12 godzin.

Zastrzyki, zastrzyki i jeszcze raz zastrzyki. Było ich dużo, na różne życiowe sytuacje, ale każdy z nich wymagał osobnego zakupu i to gówno kosztowało od stu milionów za sztukę. Jak podpowiadał opis, blokady można było ze sobą łączyć, zmniejszając w ten sposób czas ich działania. Przy czym zawsze wymagana była Blokada regeneracji, jeśli gracz dostający zastrzyk miał już ten Atrybut zupgradowany. Inaczej nic na niego nie działało.

Na wszelki wypadek postanowiłem zostawić sobie możliwość otrzymania jednego przedmiotu imiennego, kupując trzy blokady (aktywności mięśniowej, aktywności mózgu, regeneracji). Teraz już wiedziałem, że środki nasenne nie działają na wszystkich. Villian obudził się po podwójnej dawce, chociaż liczyłem, że na bank będzie kimał przynajmniej kilka godzin.

Pojąłem też, co muszę dokupić do Ulbarona. Niewielkie rozszerzenie sterowane mentalnie lub aktywujące się, kiedy mózg gracza stawał się nieaktywny. Urządzenie miało tylko jedną funkcję – wykonywało iniekcję regeneracyjną strzykawką, usuwając w ten sposób z organizmu wszystkie zbędne elementy. Zapas dwudziestu dwóch strzykawek i całkowita zgodność ze wszystkimi wymaganiami. Gdybym miał coś takiego podczas walki z przywódcą najemników, to wcale nie byłoby takie pewne, kto wyszedłby z niej zwycięsko.

Po skończeniu z przedmiotami imiennymi zająłem się resztą chłamu Villiana. Jakieś nic nie mówiące mi posążki… Zapewne drogie, ale komu i na co one potrzebne? Dobra, na razie mogły zostać. Kilka przedmiotów szóstego poziomu… Wkurzyłem się. Najemnik, a taka drobnica? Co to ma być? Moje zdziwienie zniknęło, kiedy znalazłem kilka części należących do Czwartego. Villian władował tu wszystko, co wpadło w jego łapy w Podziemiach, byle tylko nic mi nie oddawać. Nie spieszyłem się ze sprzedażą, chociaż wiedziałem, że tego żelastwa już raczej nie użyję. Upewniłem się, że nie znajdę już niczego cennego, i zająłem się telefonem.

Wirtualna przechowalnia-VIII. Opis: rozszerzenie telefonu. Pozwala umieścić w przestrzeni wirtualnej do 80 przedmiotów pochodzących z gry. Materializacja przedmiotu zajmuje 1 sekundę. Koszt: brak, funkcja ta jest nagrodą za otrzymany tytuł.Wirtualny kantor-VIII. Opis: rozszerzenie telefonu. Pozwala wymienić przedmioty pochodzące z gry na Monety z prowizją 0%. Koszt: brak, funkcja jest nagrodą za otrzymany tytuł.

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. A jednak wpadłem na to, że nie warto od razu wszystkiego sprzedawać. Brak prowizji to przecież ogromny bonus! Wyprzedałem to, czego nie mogłem użyć, zwiększając w ten sposób swój majątek o kolejne pięćdziesiąt cztery miliony! Dużo! Oszałamiająco dużo!

Kontakty i historia zakupów w Sklepie były interesujące, ale nie przyniosły konkretnych korzyści. Zostały mi właściwie dwie rzeczy. Po pierwsze mapa. Jakiś czas temu Villian usunął z mojego telefonu wszystko, co tak pieczołowicie zbierałem. Pora zatem na rewanż. Pięć pełnowartościowych heksagonów ze szczegółową informacją, co i gdzie się znajduje. Poza tym siedem lokacji oznaczonych jako „Zamknięte”. Tam trzeba się udać w najbliższej przyszłości. Przywódca najemników był w wielu miejscach i nieźle tam narozrabiał, ale jedno się nie zmieniło. Sztab grupy Carter znajdował się dokładnie w tym miejscu, które zapamiętałem. U poprzednich graczy musiałem go lokalizować na mapie, u Villiana zaś był on oznaczony po prostu słowem „sztab”.

Właśnie tam postanowiłem się udać najpierw. Villian miał rację – Drugi dał mi trzy dni na podjęcie decyzji o współpracy i musiałem je maksymalnie wykorzystać. Przypuszczałem, że wystarczy mi czasu, by tam polecieć i wybadać, co się tam znajduje. Może uda mi się znaleźć coś na tyle cennego, by Generał oddał mi Wiewiórkę? Poza tym, jeśli dobrze zrozumiałem, każdy żołnierz grupy Carter posiadał harem niewolnic. Chciałem je wszystkie uwolnić i przetransportować do Strefy Bezpiecznej.

Zaciekawiło mnie coś jeszcze. Przypomniałem sobie, jak wrobiłem jednego z potomków Generała. Wszedłem jeszcze głębiej w ustawienia, szukając wiadomości. Nie było ich tak dużo, jak bym sobie życzył, ale to, co przeczytałem, sprawiło, że moje serce zaczęło bić szybciej.

Lirkun Po: Dowódco, znalazłem te Podziemia! <Współrzędne> Nikt z naszych nie był w stanie do nich wejść. To muszą być one!

Villian Po: Doskonale! Wyślij tam jeńców. Niech oni spróbują je przejść. Potrzebujemy więcej informacji.

Lirkun Po: Próbowaliśmy. Jeńcy zginęli, nie dochodząc nawet do połowy. Mamy bardzo mało informacji. Stopień trudności jest za wysoki, a jeńcy są zbyt słabo wyszkoleni. Przypuszczam, że potrzebny będzie naturalny gracz z odpowiednią klasą i wysoką liczbą zatwierdzonych poziomów.

Villian Po: Dobrze. Mam kogoś takiego na oku. Wygląda na to, że jego podklasa to Pirotechnik. Co do podstawowej, to nie jestem pewien, ale z dużym prawdopodobieństwem jest Dywersantem. Wszystko na to wskazuje. Jeśli się uda, będzie pracował dla nas. Powinien przejść Podziemia. Zajmij się bronią na miejscu i przerzuć ją do bazy.

Lirkun Po: Przyjąłem. Opowiesz mu o szczególnych właściwościach i konsekwencjach przejścia Podziemi?

Villian Po: Myślę, że tak. Planuję, by w kolejnej wersji gry został jednym z nas. Ma potencjał, ale trzeba go nauczyć wielu rzeczy. Zajmiesz się tym?

Lirkun Po: Znasz moje wymagania. Dwa czerwone rozbłyski i mogę szkolić nawet Szurwanów.

Villian Po: Dostaniesz je, gdy tylko wrócę do bazy.

Lirkun Po: Przyjąłem!

No nieźle! Villian rzeczywiście chciał, żebym wstąpił w ich szeregi! Teraz miałem współrzędne jakichś tajemniczych Podziemi, których, tak przy okazji, nie widać na mapie! To naprawdę ciekawe. Ale o jakich szczególnych właściwościach i konsekwencjach rozmawiali? Do diabła… Może za wcześnie go rozwaliłem? Trzeba było najpierw wypytać, a dopiero później zabić… A jednak znałem jeszcze jedną istotę posiadającą informacje. Lirkun Po. Z nim jeszcze nie miałem okazji się spotkać.

Przypuszczałem, że znajduje się w tajemniczej bazie Carter, a zatem właśnie tam musiałem się udać. Ale najpierw upgrade, jak zawsze. Już dawno zamierzałem doprowadzić wszystkie wartości do stu trzydziestu, lecz wciąż brakowało mi Monet. Z uwzględnieniem nowych Atrybutów i Umiejętności potrzebowałem teraz sześćdziesięciu sześciu i pół tysiąca punktów, czyli stu trzydziestu trzech milionów w Monetach. I to tylko na to, żeby podnieść swoje parametry do sto trzydziestego poziomu! Drogo jak cholera!

Zdecydowałem, że na tym nie poprzestanę. Kolejnym priorytetem było osiągnięcie wartości sto sześćdziesiąt. To pozwoliłoby mi bezboleśnie zwiększyć poziom przedmiotów imiennych do czterdziestego włącznie. Jednak gdy tylko oceniłem skalę katastrofy, musiałem się mocno zastanowić.

Żeby podnieść do tego poziomu wszystkie podstawowe Atrybuty, potrzebowałem stu dziewięćdziesięciu sześciu tysięcy punktów do wykorzystania lub trzysta dziewięćdziesięciu dwóch milionów Monet. Właśnie na tyle mogłem sobie pozwolić.

Z Atrybutami pomocniczymi było łatwiej, bowiem część z nich już miała wartość sto pięćdziesiąt. Do podwyższenia pozostałych potrzebowałem zaledwie stu dwudziestu tysięcy punktów lub dwustu czterdziestu milionów Monet… Zaledwie…

I jeszcze wisienka na torcie. Na pozostałe parametry trzeba było wydać ni mniej, ni więcej jak milion osiemdziesiąt tysięcy punktów lub dwa i dwie dziesiąte miliarda Monet! Skąd wziąć taką kasę? Masakra. Kilka sekund temu uważałem się za megabogatego gracza, ale po przeprowadzeniu paru prostych działań matematycznych uświadomiłem sobie, że brakuje mi jedynie… dwóch miliardów! Licząc już to, co miałem na koncie!

Szlag… Mnóstwo emocji, przy czym żadnych pozytywnych.

Dobra, nieważne. Postanowiłem, że podwyższę te podstawowe i pomocnicze parametry, a dodatkowo zdolność ukrywania się przed spojrzeniem poszukiwaczy noa. To nie będzie aż tak drogie. Poza tym coś trzeba zostawić partnerowi, żeby…

Straciłem cały humor, gdy tylko pomyślałem o Gruście i jego nowej ekipie. Teraz to on przywróci do życia Milady i Młodego. Żeby upgradować się do niezbędnego poziomu, będą potrzebować przedmiotów imiennych i strzykawek, czyli olbrzymich kwot, które ja już w siebie zainwestowałem. To co – miałem ich olać i zapomnieć? Mógłbym, tyle że…

Ten paskudny zwrot: „Tyle że”. Nienawidzę go. Nie, nie mogłem postąpić w ten sposób. Nie z Grustem. A więc żadnego upgrade’u do sto sześćdziesiątego poziomu, wszystko zostawiam na sto trzydziestym, a potem zobaczę, jak się ułoży.

Zawróciłem pojazd latający i skierowałem go do lokacji Verlovena. To tam został mój partner i niedokończone sprawy. Miałem jeszcze kilka zbędnych noa, którymi w razie potrzeby mogłem się rozliczyć z NPC-em. W najgorszym razie oddam mu sukkuba.

– Mark? A gdzie pozostali? – Dziewczyna, jakby słysząc moje myśli, odzyskała przytomność i usiadła, wpatrując się we mnie swoimi nieziemsko pięknymi oczyma. Gdzieś w okolicach podbrzusza poczułem ożywienie. Po jej jednym spojrzeniu!

– To ty mnie uratowałeś? Jesteś moim bohaterem!

I zanim zrozumiałem, co się dzieje, Mary zdjęła z siebie całe ubranie. Kompletnie straciłem głowę, dlatego też nie oponowałem, kiedy zarzuciła mi ręce na szyję. Zaczęła mnie pieścić jeszcze przez pancerz, szepcząc jakieś miłe, czułe i łagodne słowa. Wszystkie myśli zniknęły, wszystkie problemy odpłynęły gdzieś w przeszłość i…

Kontrola nad postacią została utracona.Zastrzyk regeneracyjny. Z organizmu usunięto ciało obce.

Otrzeźwiałem jak po wzięciu zimnego prysznica. W ręce pojawiła się strzykawka z blokadą. Mary pisnęła, kiedy ostry przedmiot zagłębił się w jej jędrnym tyłku. Nieruchome nagie ciało osunęło się na dno pojazdu latającego, a ja mogłem wreszcie odetchnąć. Trzeba ją było od razu oddać Verlovenowi! Takie przygody nie są mi w ogóle potrzebne!

Rozdział 2

– Nie jesteś tu mile widziany, Marku Dervine – oświadczył Verloven chwilę po tym, jak wylądowałem obok altanki. Obrażony na cały świat NPC miał chandrę, co było jasne nawet dla takiego gbura jak ja. Nie dostrzegłem Grusta, ale ranking graczy wyraźnie podpowiadał, że musi znajdować się gdzieś w lokacji. Podobnie jak Milady i Młody. Grust już ich odrodził.

– Przemyślałem twoją propozycję. – Wskazałem głową Mary. – Jestem gotów na jej wymianę.

– I czegóż to potrzebujesz? – Starzec starał się pozostać obojętny, ale błysk w jego oczach zdradził, że transakcja go zainteresowała.

– Informacji. Wielu informacji. Ponadto potrzebuję dostępu do twojego Sklepu.

– NPC mają ograniczenia w udzielaniu informacji. Nie mam pozwolenia, by odpowiadać na wszystkie pytania, które mi zadasz. Poczekaj, jakiego dostępu potrzebujesz? Przecież masz ósmy poziom!

– Potrzebuję ośmiu zielonych rozbłysków – powiedziałem z lekkim uśmiechem. Oczy Verlovena zaczęły przypominać dwa spodeczki.

– Co?! To niemożliwe! Skąd w ogóle wiesz o ich istnieniu?

– A później jeszcze pięciu czerwonych – kontynuowałem, ignorując oburzenie Verlovena. – Przecież one działają po trzydziestym poziomie, prawda?

– T-tak – przytaknął Verloven niczym kretyn, ale po chwili się opamiętał: – To niemożliwe! Nawet za niewolnicę nie zdobędę takiej liczby rozbłysków. Ani mnie, ani tobie nie wystarczy na nie Monet.

– Mam jeszcze to. – Pokazałem mu siedem noa, które mi zostały.

– To nic nie znaczy. – Zadziwiające, ale starzec zdawał się nie pojmować zajebistości tej chwili. Zupełnie jakbym pokazał mu jakieś kamyczki zamiast unikalnych noa. W czym tkwi haczyk?

– W tym, że gra wycenia pojedyncze noa na pięćdziesiąt milionów Monet.

Ostatnie pytanie musiałem zadać na głos. Cały czas nie do końca rozumiałem obieg Monet w przyrodzie, dlatego też Verloven zdobył się na odwagę, żeby mi to wyjaśnić:

– W grze nic nie dostaje się ot tak. Za wszystko trzeba płacić. System płaci wam za to, że fotografujecie jego wytwory. Monstra. Zarówno te żywe, jak i zabite. Szczególnie te zabite. Dzięki temu gra wie, które zasoby można odblokować, i uruchamia standardową procedurę czyszczenia. W twoim przypadku, z siódmym poziomem kary, do każdej fotografii dopłaca Generał; robi to jako inicjator tej właśnie kary. Monety nie rodzą się z powietrza, a… no, nie musisz tego wiedzieć. Tak samo jest z całą resztą, gra niczego nie generuje ot tak. Przypomnij sobie handel między nami. Mogłem wymienić przedmioty imienne na noa tylko dlatego, że ich koszt nie przekraczał pięćdziesięciu milionów. Zeldę, która kosztowała znacznie więcej, mógłbym wymienić jedynie na dwa kamienie, o czym ci zresztą powiedziałem. Wróćmy do twoich rozbłysków. Zielony kosztuje sto milionów. Za sztukę. Żebym zgodnie z twoim życzeniem mógł przekazać ci osiem, trzeba zapłacić grze osiemset milionów. Mimo najszczerszych chęci nie jestem w stanie tego zrobić, bo moja lokacja nie posiada takich zasobów.

– Coś tu jednak nie pasuje. – Nie dałem się zbić z pantałyku. – Mam prawo do bezpłatnych bonusów. Przy czym przedmiot imienny mogę sobie kupić nawet za miliard. Później zaś go sprzedać. Kto za to wszystko płaci?

– Próbowałeś już? – spytał starzec chytrze. – Widzę, że masz prawo do jeszcze jednego przedmiotu imiennego. Weź coś, co kosztuje ponad dwadzieścia milionów, a później postaraj się to sprzedać. Chętnie zobaczę twoją minę.

Nie spodobała mi się złośliwość Verlovena, ale posłuchałem. Żeby uniknąć niespodzianek, wziąłem rozszerzenie do Fartiry, które mogło mnie ukryć w heksagonie. Gdy tylko przedmiot został wydrukowany, z zadowoleniem otworzyłem wirtualny kantor i…

I znów otrzymałem prawo do jednego bezpłatnego przedmiotu imiennego.

– Gra skrzętnie pilnuje, żeby nikt nie oszukiwał – wyjaśnił Verloven. – Nie możesz sprzedać swoich przedmiotów imiennych, jeśli ich wartość przekracza dziesięć milionów. Nie możesz sprzedać przedmiotów imiennych innych graczy. Nie możesz sprzedać przedmiotów, które zdobyłeś dzięki bonusom, jeśli ich wartość przekracza dziesięć milionów. Nikt nie może tego zrobić. Pieniądze niezbędne do zakupu takich przedmiotów są wydzielane przez samego Twórcę, który kontroluje, by nikt ich nie nadużywał. Samo prawo do otrzymania mnóstwa bonusów z ósmego poziomu nie czyni cię jeszcze bogatym.

– Przecież sprzedawałem już przedmioty… – chciałem zaoponować, ale przerwałem. Mimo to Verloven zrozumiał, do czego dążę:

– A kosztowały ponad dziesięć milionów?

Musiałem zaprzeczyć.

– Twoja niewolnica jest rzeczywiście unikalna. Jest warta bardzo dużo, tyle że… nie w tej wersji gry. Dla mnie jest to inwestycja na przyszłość, dlatego mogę wymienić ją na dwa… tak, na dwa zielone rozbłyski i prawo do zadania kilku pytań. Jednak, jak już mówiłem, nie na wszystkie będę mógł odpowiedzieć.

– Na przykład na takie, czego Władca chce od naszej Ziemi i jakiej krwi poszukuje?

– Cieszy mnie, że się rozumiemy.

– Umowa stoi! – Rzuciłem ostatnie spojrzenie na piękną Mary i aż ścisnęło mi się serce. Może nie warto być aż tak stanowczym? Sukkub, jeśli wierzyć przeróżnym legendom, może dostarczyć mnóstwa przyjemności. Co prawda również mnóstwa problemów.

– Twoje rozbłyski. – Verloven podał mi dwie zielone kulki, a jednocześnie jego słudzy podbiegli do mojego pojazdu latającego i wywlekli z niego bezwładne ciało.

– Jeśli ona nie jest człowiekiem, to jak mogła mnie odrodzić? – spytałem poniewczasie, odprowadzając wzrokiem całą procesję.

– Właśnie to je wyróżnia. Mogą odrodzić każdą istotę, bo uznają każdą rasę za zgodną z własną. Ale nie za to się je ceni…

– To już zrozumiałem.

Gdy tylko kawalkada zniknęła za zakrętem, poczułem, jakby ogromny ciężar spadł mi z ramion. Po niedługim namyśle aktywowałem rozbłyski, ostatecznie potwierdzając wymianę:

Użyłeś zielonego rozbłysku (2). Poziom Walkirii, Kła, Ulbarona, Raptora, Zeldy, Fartiry i Szulmy został zwiększony o 2 (24).

– Jesteś nieźle wyekwipowany – zauważył Verloven, kiedy poświata wokół moich przedmiotów przygasła. – Właśnie w tym dostrzegam twoją słabość.

– Jak to?

– Nie możesz postępować tak, jak ci nakazuje serce. Nie rzucisz się na ratunek jednej lokacji za drugą, bo wówczas zbyt mocno podniesiesz poziom swoich przedmiotów imiennych. Na kolejny upgrade trafisz na trzydziestym poziomie, a wtedy wszystkie twoje parametry muszą mieć wartość sto trzydzieści. Jesteś na to przygotowany? Znasz ceny upgrade’ów? A liczbę niezbędnych punktów do wykorzystania?

– Znam – odpowiedziałem z goryczą. – Miałem już okazję się z tym zetknąć.

– Zwykle gracz wybiera dwa lub trzy przedmioty imienne i upgraduje je, dostosowując się do ich wymagań, żeby… O! Tego przecież nie wiesz…

– Nie wiem czego? – zapytałem poirytowany.

– Monety zainwestowane we własny upgrade nie są uwzględniane przy obliczaniu wyniku w danej wersji gry. Dlatego też wszyscy starają się zwiększyć jedynie niezbędną liczbę statystyk, która wystarcza do funkcjonowania tu i teraz. Monety albo pozostają na koncie, co jest nieracjonalne, albo kupuje się za nie sprzęt, który później chowany jest w skrytkach, magazynach czy wszystko jedno gdzie. Ważne, żeby to miejsce było przypisane do gracza i żeby była tam prowadzona ewidencja. Tylko w takim przypadku Monety mogą przynieść korzyść i wpłynąć na ranking.

– Mam gdzieś ranking – prychnąłem. – Muszę się wzmocnić tu i teraz.

Na te słowa Verloven nie znalazł odpowiedzi.

– Chcesz dowiedzieć się czegoś jeszcze o grze, Marku Dervine? Czy możemy już zakończyć tę rozmowę? – zapytał starzec bardziej z grzeczności, cały czas zerkając na swoją chatę.

– Tak, chcę. Istnieją Podziemia, które są przeznaczone wyłącznie dla naturalnych graczy. Jakie mają szczególne właściwości?

– Nawet nie spytam, skąd masz takie informacje. – Verloven nie odpowiedział od razu, ale mimo wszystko odpowiedział. – Rzeczywiście, takie Podziemia istnieją. Są one zamknięte dla kosmitów. Mało tego, w ich wnętrzu nie działają przedmioty pochodzące z gry. Ktoś, kto wejdzie do środka, staje się tym, kim był przed rozpoczęciem gry. Żadnych upgrade’ów, aktualizacji, klas i całej reszty. Od momentu, kiedy zostałem zmaterializowany w jednej z wersji gry, nikt nie przechodził takich Podziemi, nie wiem więc, jaka nagroda czeka na graczy.

– Czy może je przejść spersonifikowane noa?

– To dobre pytanie. Przecież całe twoje istnienie jest możliwe wyłącznie dzięki grze… Nie wiem. Jeśli tak cię to interesuje, to wejdź do środka i się dowiedz. Bądź jednak gotów na to, że jeśli tam wejdziesz, możesz od razu zginąć.

Jasne. Albo Verloven się wykręca, albo rzeczywiście nie wie o Podziemiach tego typu i będę musiał wytrząsnąć te informacje od jednego z członków słynnej rodzinki Po.

Ale to wszystko później.

Teraz, nie tracąc czasu, udałem się do Grusta. Znalazłem go przy rzeczce, gdzie urządził sobie mały piknik. Młody pluskał się w wodzie, ciesząc się z powrotu do świata żywych. Zakochana parka, nie przejmując się niczym, leżała w samej bieliźnie, tuląc się w cieniu drzewa. Gołąbeczki wyglądały tak błogo, jakby Ziemi nie trapiły żadne problemy. Zrobiło mi się jakoś tak ciężko na sercu.

– O, Mark! – zawołał radośnie Grust, gdy mnie zobaczył. Milady z wyraźną niechęcią wypuściła go z objęć. – Dlaczego jesteś sam? Gdzie Wiewiórka?

– Drugi ją zabrał – odpowiedziałem. Mój partner sposępniał, ale tylko na chwilę.

– A ja przywróciłem swoich. – Gestem głowy wskazał na Milady. – Super, kiedy nie trzeba ryzykować życia…

– I? – Złe myśli zaczynały się urzeczywistniać.

– Pomyślałem, że nie mogę znów ich stracić. Nie teraz. Skoro i tak mamy umrzeć, to nasze ostatnie dni spędzimy razem. Tu jest bezpiecznie. Wystarczy nam Monet, żeby żyć jak królowie. Verloven nie ma nic przeciw. Wybacz zatem, Mark, ale tutaj nasze ścieżki się rozejdą. Mam dość tych wszystkich Generałów, potworów i straszydeł. Ostatnie tygodnie chcę przeżyć w spokoju. Z ukochaną przy boku.

– Kochanie, wrócisz do mnie? – usłyszałem pytanie Milady. Mnie, nie wiadomo czemu, uporczywie ignorowała.

– Tak, już idę! – Grust wyciągnął rękę. – Dobrze było nam razem, Mark. Teraz jednak chcę trochę pożyć dla siebie. Wybacz, jeśli cię zawiodłem.

– Rozumiem. – Uścisnąłem dłoń partnera. Nasza grupa została rozwiązana, zostałem sam. Nie tylko fizycznie, ale również na poziomie mechaniki gry. Najbardziej przykre okazało się to, że chociaż przemyślenia Grusta nie były mi bliskie, to doskonale je rozumiałem. Gdyby udało mi się teraz odzyskać Wiewiórkę, osiadłbym w którejś ze swoich lokacji, albo nawet tutaj u Verlovena, i za cholerę nikt by mnie stąd nie wypędził. Takie szczęście nie było mi jednak pisane. Pieprzone roboty porwały moją siostrę.

Grust skinął głową i odszedł. Młody, machając rękoma i głośno się śmiejąc, coś do mnie krzyknął. Milady pożegnała mnie spojrzeniem, o którym nie mogę powiedzieć, by było przyjazne. W zasadzie Grust miał teraz normalną rodzinę i nie było w niej miejsca dla mnie. Straciłem partnera, a zyskałem pustkę w sercu.

Oddaliłem się od tych szczęśliwych ludzi, żeby nie drażnić ich swoją skrzywioną fizjonomią. Muszę przyznać, że z Grustem wiązałem pewne nadzieje! Z Milady i Młodym zresztą też. Myślałem, że przeprowadzimy upgrade i wyruszymy we czwórkę… Dobra, było, minęło! W Świecie Przeistoczonych można liczyć wyłącznie na siebie. Przekonałem się o tym po raz kolejny.

Usiadłem pod jednym z drzew, w sporej odległości od mieszkańców lokacji, i otworzyłem Próby. Z takim nastrojem jak mój najlepiej zająć się ostrym sado-maso. Po kilku Próbach od razu wróci mi chęć do życia.

Wniosek był trafny, ale trochę się pomyliłem co do liczby. Do odzyskania jasności myśli dwie Próby nie wystarczyły. Potrzebna była cała ich seria.

Zatwierdziłeś 28 poziomów. 22 poziomy odjęto i przekazano grze.Bieżący poziom: 405 (282).Widzenie adaptacyjne +2 (6).

Zatwierdziłeś 41 poziomów. 9 poziomów odjęto i przekazano grze.Bieżący poziom: 396 (323).

Zatwierdziłeś 34 poziomy. 16 poziomów odjęto i przekazano grze.Bieżący poziom: 380 (357).Nieprzebijalna skóra +3 (15).

Na Budowę narządów wewnętrznych zabrakło mi poziomów, ale to nawet dobrze. Tak czy inaczej, kiedy twoja skóra jest traktowana jednocześnie ogniem i prądem, jasność myśli cudownie powraca. Nie jestem jednak pewien, czy wytrzymałbym kolejną porcję podobnych wrażeń.

Po wyregulowaniu oddechu i opanowaniu emocji nieoczekiwanie zrozumiałem, co mam robić dalej. Upgradować się. Nie jestem graczem pochodzącym z kosmosu i nie mam nabożnego stosunku do Monet. Znaczy, jakiś tam stosunek mam, ale nie jestem chciwy. Zależy mi wyłącznie na własnym upgradzie i to nim trzeba się zająć.

Po otwarciu wirtualnej przechowalni zacząłem drukować sześć przedmiotów, które zdobyłem w ostatnich Podziemiach. A właśnie, dlaczego sześć? Pamiętam dokładnie, że w kufrze pirackim było pięć bonusów. Dobra, zaraz to wyjaśnimy. Ale najpierw… cóż to za pancerz?

Zestaw ekwipunku taktycznego BRAT-X. Opis: kombinezon taktyczny z superwytrzymałego materiału, który może przyjąć bezpośrednie uderzenie potwora do 10 poziomu włącznie. Sloty i kieszenie z możliwością dopasowania do wymagań posiadacza. Wbudowane uniwersalne pole ochronne mogące wytrzymać 2000 trafień z dowolnej broni do 10 poziomu. Odporny na ciepło (do 2000 stopni Celsjusza), mróz (do –150 stopni Celsjusza), zainstalowany system oczyszczania. Zapewnia hermetyczność z zapasem tlenu na 300 minut. Możliwość zregenerowania przy uszkodzeniach nieprzekraczających 90% powierzchni. Wymagania: <lista wymagań> Koszt: 50 milionów Monet.

Wymagania dla posiadacza były dość interesujące. Ich minimalna wartość dla przedmiotu dziesiątego poziomu wynosiła sto trzydzieści. Kiedyś widziałem potwora, który z łatwością posługiwał się skanerem dziesiątego poziomu. Czy tamtemu gnojkowi naprawdę udało się upgradować aż tak bardzo? Trudno w to uwierzyć, ale fakt pozostaje faktem.

Niefajne było to, że BRAT-X pod pewnym względem okazał się bardziej wypasiony od Ulbarona. Precyzując, chodzi o wytrzymałość na mróz i ciepło. Podawał nawet konkretne liczby, których mój pancerz w ogóle nie miał. Oczywiście i tak nie byłoby z tego żadnego pożytku, bo jeśli wierzyć informacjom z telefonu, temperatura w miejscu eksplozji granatu plazmowego wynosi ponad 3000 stopni Celsjusza. Dlatego też ani Ulbaron, ani BRAT-Х zbytnio by się tu nie przydały. Wyświetlone liczby mimo wszystko kusiły.

Bez zbędnych emocji i wyrzutów sumienia wymieniłem swój łup na Monety. Kombinezon, pistolet, karabin, a nawet parę bajerów z ZPL. Cena każdego przedmiotu wynosiła pięćdziesiąt milionów. Gdy tylko sprzedałem ostatni z nich, Raptor nieoczekiwanie oszalał.

Zostałeś pierwszym naturalnym graczem tej wersji gry posiadającym ponad 1 miliard Monet.Stopień: Bogacz został zmieniony na: Wór Pieniędzy.Poziom +1 (381).

Ze zdziwieniem spojrzałem na konto. Rzeczywiście, miliard! Miło, lecz bezużytecznie. Potrzebowałbym jeszcze ze dwa miliardy więcej, żeby poczuć się naprawdę pewnie. Okej, co to za szósty przedmiot?

Była nim zwykła płytka z wygrawerowanym napisem. Nie posiadała żadnych innych właściwości i nic innego się tam nie znajdowało. Miała też zwyczajną nazwę:

Weksel

Zdumiony wczytałem się w tekst znajdujący się na płytce.

Przeszedłeś Podziemia 11 poziomu. W związku z tym, że maksymalny możliwy poziom przedmiotów tej wersji gry wynosi 10, należy ci się rekompensata za brakujące poziomy przedmiotów. Wysokość rekompensaty wynosi 100 milionów za każdy przedmiot (łącznie jest ich 5). Możesz je wymienić na niepodlegające sprzedaży przedmioty ze Sklepu.

Co za niespodzianka! Czyżby gra poszła mi na rękę i wreszcie wręczyła jakiś prezent? Verloven, staruszku, gdzie jesteś? Mam coś dla ciebie!

NPC bez zbędnych grymasów wymienił płytkę na pięć rozbłysków. Przypuszczam, że nawet ucieszył się z tej transakcji i przekonwertował swoje aktywa na pełnowartościowe prawo do posiadania pięciuset milionów.

Użyłeś zielonego rozbłysku (5). Poziom Walkirii, Kła, Ulbarona, Raptora, Zeldy, Fartiry i Szulmy został zwiększony o 5 (29).

Świetnie! Jeszcze jeden poziom i będę mógł przejść na czerwone!

Stop!

Popatrzyłem z namysłem na Kieł. W jaki sposób Podziemia zwiększyły swój poziom? No tak, składając w ofierze graczy, którzy weszli do środka. Miałem przy sobie Kieł, mogłem zatem nałapać takich graczy… Nie dziesięciu, jak na początku, ale powiedzmy, że od razu z piętnastu. Z moim dwudziestym dziewiątym poziomem przedmiotów przejście Podziemi to będzie bułka z masłem. Dodatkowo przedmioty dziesiątego poziomu po pięćdziesiąt milionów za każdy… A w Sklepie znajdowały się nie tylko rozbłyski! Były tam jeszcze takie bajery, jak chociażby strzykawka Atrybutów. Ej, najwyraźniej właśnie rozwiązałem problem braku Monet!

Jeśli tak, to należało przygotować swoją postać na czterdziesty poziom przedmiotów imiennych. Nigdy nie wiadomo, kiedy może cię spotkać takie „szczęście”. Zgodnie z wcześniejszym planem w pierwszej kolejności zwiększyłem swoje podstawowe i pomocnicze parametry do stu sześćdziesięciu, pozbywając się w jednej chwili sześćset trzydziestu dwóch milionów Monet. Na tym poprzestałem i sprawdziłem wymagania związane z Ulbaronem i Kłem. Gdyby nastąpił cud i osiągnąłbym czterdziesty poziom przedmiotów imiennych, nie będę mógł stracić ani pancerza, ani noża. To nie podlegało dyskusji!

Pojawiły się jednak pewne problemy. Cholerny Kieł, a niech mu ostrze lekkim będzie, żądał za swój upgrade do sto sześćdziesiątego poziomu sześćset siedemdziesiąt dwa miliony Monet. Ulbaron zaś jeszcze więcej – siedemset trzydzieści sześć milionów. Jasne, część Atrybutów się pokrywała, na przykład obydwie sytuacje wymagały Wytrzymałości, lecz z tym, co miałem, wiedziałem, że nie zdziałam cudów.

W rezultacie skoncentrowałem się na Walkirii. Okazuje się, że upgrade mojego ulubionego pistoletu maszynowego był najprostszy i najwygodniejszy. Wystarczyło jedynie zwiększyć Strzelanie z pistoletu oraz Wytrzymałość. Cała reszta została podniesiona już wcześniej. Co więcej, te parametry wpływały też na Ulbarona, dlatego wybór był oczywisty. Upgraduję Walkirię, a całą resztę przeznaczam na pancerz. Nadejdą jeszcze takie czasy, że będę mógł sobie pozwolić na całkowity upgrade!

W końcu spojrzałem na swoją tabelę statusu i nawet się ucieszyłem. Zabicie mnie nie będzie już takie proste.

Tabela statusu

Imię i nazwisko

Mark Dervine, Dywersant­-Pirotechnik

Monety

38 927 000

Poziom

381 (357)

Stopnie i tytuły

Tytuł: Likwidator

Stopnie: Oszust, Wór Pieniędzy, Likwidator Grupy Carter, Pogromca Bandytów, Samotny Wilk, Twardszy od Muru

Usprawnienia organizmu

Nieprze­bijalna skóra

15

Stalowe kości

8

Widzenie adapta­cyjne

6

Budowa narządów we­wnętrz­nych

4

Atrybuty

Siła

160

Koordy­nacja

160

Wytrzy­małość

160

Hako­wanie

160

Zręcz­ność

160

Per­cepcja

160

Skaner

160

Inte­gracja

160

Wysa­dzanie

160

Intro­wersja

140

Ukry­wanie

160

Podłą­czanie

140

Kamuf­laż

160

Odpor­ność

160

Budowa ciała

160

Wola

160

Piro­tech­nika

160

Nekroza

130

Bezsze­lest­ność

160

Regene­racja

130

Karto­grafia

130

Szybo­wanie

130

Opór

130

Daleko­wzrocz­ność

130

Kat

130

Pochła­nianie

130

Umiejętności

Roz­mino­wywanie

160

Wiedza o pot­worach

160

Niepo­zosta­wianie śladów

160

Stero­wanie mecha­nizmami

160

Wykry­wanie ukrytego

160

Znajo­mość anatomii

160

Orien­tacja prze­strzenna

160

Naprawa mecha­nizmów

130

Harmonia wew­nętrzna

140

Strze­lanie z pisto­letu

160

Broń biała

130

Bloko­wanie świado­mości

130

Obrona przed hako­waniem

150

Obrona przed bronią elektro­mag­netyczną

140

Rozsze­rzenie świado­mości

130

Konstru­owanie mecha­nizmów

130

Trzy godziny potrzebne na adaptację nowych parametrów minęły w okamgnieniu. Wydaje mi się, że nawet na chwilę przysnąłem. W końcu wziąłem prysznic. Pozbycie się smrodu tak mnie ucieszyło, że zacząłem poważnie rozpatrywać kupno w Sklepie przenośnego prysznica ósmego poziomu. Tak, przydałoby mi się coś takiego. Powstrzymywało mnie jedynie to, że nie miałem niemal żadnego wymaganego Atrybutu.

W rezultacie po chwili w powietrze wzbił się całkiem zadowolony z życia gracz. Wypoczęty, wkurzony i zdecydowany. Włączyłem Zeldę, by stać się niewidzialnym, i wyleciałem z lokacji. Nie w tę stronę jednak, w którą planowałem się udać wcześniej. Licznik odmierzający czas do spotkania z Olsenem wskazywał nieco ponad dwa dni. Mogłem się jeszcze nieźle zabawić w tym heksagonie.

Znudziło mi się postępować pod dyktando kosmitów. Chciałem podejmować decyzje samodzielnie. Na przykład polecieć do lokacji Generała i dowiedzieć się, czego on, do cholery, chce od naszej planety. Owszem, to niebezpieczne, ale byłem już nieźle wkurwiony. Najwyższy czas samemu zaatakować i zmusić przeciwnika do popełnienia błędów. Na wszelki wypadek wręczyłem Grustowi dwa noa i poprosiłem, by dzwonił do mnie raz na dobę. Żeby sprawdzić, czy żyję, czy może jestem już trupem. Uznałem to za moje ubezpieczenie.

Nawet po podjęciu ostatecznej decyzji nie wybrałem najkrótszej drogi. Na południe od lokacji z Generałem znajdowała się tak zwana Strefa Zamknięta. Miejsce, w którym osiedlił się jeden z członków drużyny Władcy. Miałem gdzieś, czym się tam zajmował ten przypominający pająka stwór. Musi zginąć. I niech kosmici łamią sobie głowy, po jaką cholerę udałem się do tej lokacji. Niech rozproszą swoje siły. Dla mnie to lepiej.

Wszyscy jednak wiemy, że wielkie plany są wielkie dlatego, że nigdy się nie spełniają. Wystarczyło, że odleciałem kilka kilometrów od lokacji Verlovena, a Raptor oszalał:

Wykryto urządzenie przechwytujące!Uwaga! Trafiłeś w strefę działania Lokalizatora. Uwaga! Wykryto wystrzelenie rakiet ziemia–powietrze!

Co to, do diabła, ma być?! Przecież jestem niewidzialny!

Mój wzrok zatrzymał się na smugach kilku błyskawicznie zbliżających się rakiet. Spanikowałem, nie wiedząc, co robić, ale ciało zareagowało szybciej niż rozum. Walkiria pokazała, co potrafi – Raptor naprowadzał cel, a ona go zestrzeliwała. Była tak skuteczna, że do mnie dolatywały już tylko niezdolne do wybuchu odłamki pocisków.

Z kamuflażu i niewidzialności nic nie zostało. Koncentrując się na ostrzeliwaniu kolejnej partii rakiet, przegapiłem innego przeciwnika. Gruba wiązka energii trafiła mnie prosto w klatkę piersiową. Ulbaron ciężko jęknął, próbując opanować rosnącą temperaturę. Zrobiło się ciepło! Nie, piekielnie gorąco! Krzyknąłem jak oparzony, co w sumie nie było dalekie od prawdy, i skierowałem się czym prędzej w dół, starając się uniknąć podwójnego ataku.

Wzrokiem odszukałem źródło swoich nieszczęść. Były to trzy gigantyczne metalowe cielska, które jakiś czas temu Generał wysłał po moją duszę. Dwóch Czyścicieli plus dodatkowo jeden Lokalizator. To dzięki temu ostatniemu udało im się mnie wykryć! Najwyraźniej sto sześćdziesiąty poziom Atrybutów to za mało, żeby ukryć się przed jego radarem.

Wszystkie te myśli przelatywały mi błyskawicznie przez głowę, kiedy zbliżałem się do ziemi. Rakiety oddaliły się, wiązka energii zniknęła, ale i tak nieszczególnie liczyłem na miłosierdzie przeciwnika. Bez problemu stanąłbym do walki z Czyścicielem, a nawet z dwoma. Jednak gdy na podorędziu mieli jeszcze Lokalizatora, straciłbym całą przewagę uzyskaną dzięki niewidzialności. Mogli mnie wykryć, nie stanowiłem więc dla nich żadnego niebezpieczeństwa.

Źle, a nawet bardzo źle. Trzeba było coś z tym zrobić, i to jak najszybciej. Lokacja Verlovena, mimo moich wysiłków i chęci, znajdowała się już poza zasięgiem.

Ziemia była gotowa przyjąć mnie w swoje objęcia, ale w ostatniej chwili wykonałem gwałtowny skręt i zacząłem lecieć poziomo ponad jej powierzchnią. Polana, nad którą obniżałem pułap, była zaminowana, a ładunki zaczęły właśnie eksplodować. Zrobiłem zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i skierowałem się prosto ku dwóm ogromnym żelazkom. Za moimi plecami na powierzchni ziemi rozpętało się piekło, lot w górę był niemożliwy, a przed siebie także niezbyt zalecany…

Niezła zagwozdka. Nie jest miło uświadomić sobie, że po raz kolejny ktoś tak łatwo przewidział moje działania. Decyzję o wyruszeniu do Generała i członka drużyny podjąłem przecież dopiero w ostatniej chwili. Nawet gdyby Czyściciele potrafili czytać w myślach, to nie zdążyliby zaminować całej okolicy.

Trzeba zatem spieprzać!

I właśnie z taką radosną myślą oberwałem w głowę jakimś żelastwem. Straciłem kontrolę, po czym przekoziołkowałem po ziemi. Chwilę przed wbiciem się w drzewo i roztrzaskaniem go w drzazgi pomyślałem, że mam szczęście – wydostałem się z pola minowego. Przynajmniej nie groził mi wybuch! Frustrujące było jednak to, że te gigantyczne żelazka znajdowały się zaledwie kilka kilometrów ode mnie…