Droga Szamana. Etap 5: Szachy Karmadonta - Wasilij Machanienko - ebook + audiobook

Droga Szamana. Etap 5: Szachy Karmadonta ebook

Wasilij Machanienko

4,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Barliona. Wirtualny świat przygód i tajemnic. Świat, w którym gracze spragnieni tego, czego w prawdziwym życiu nigdy nie zaznają, realizują swoje najśmielsze marzenia. Przebywasz tu online całymi miesiącami. Zamknięty w kapsule podtrzymującej funkcje życiowe, ścigasz się z innymi w levelowaniu postaci i zdobywasz kolejne osiągnięcia. Tu niemal wszystko jest dozwolone. I możesz całkiem nieźle zarobić. Chyba że jesteś więźniem. Wtedy to, co dla innych jest rozrywką, dla ciebie może stać się udręką.

***

Machan myśli zapewne, że po ostatniej niespodziewanej lawinie wydarzeń jego życie w Barlionie potoczy się utartymi koleinami. Przecież ucichły już wichry Mrocznego Lasu, zamek Altameda ma swojego właściciela, a Gieranika, cóż… Ten jak knuł, tak knuje.

Tylko czy Machana zadowoliłoby takie przewidywalne życie? Skądże! Szykujcie się więc na nowe perypetie, potwory i lochy. Będzie ciekawie – Najwyższy Szaman nie znosi przecież codziennej, mozolnej harówki. Potrzebuje też ucznia. Ma jednak wysokie wymagania: pierwszy lepszy chętny na pewno nie nada się do tej roli. A może nowy statek? Czemu nie? Musi być jednak zupełnie wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju!

***

Wejdź do niezwykłego, pasjonującego, hybrydowego świata literatury LitRPG, łączącego to, co najlepsze w książkach i grach.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 445

Oceny
4,8 (933 oceny)
750
154
26
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Izzat

Nie oderwiesz się od lektury

Niezwykły zwrot akcji. Bardzo nieoczekiwany, teraz rozumiem dlaczego wszyscy którzy czytali Etap 5 nie mogą doczekać się Etapu 6. Ja też chcę!!!
20
NamiAmi

Nie oderwiesz się od lektury

świetnie poprowadzona fabuła z nieoczekiwanym zakończeniem 🥰🔥 seria trzyma czytelnika/słuchacz od początku do końca 🥰🔥
00
AGATA3003

Nie oderwiesz się od lektury

Książka-gra, ale zaskakująco przyjemna
00
feshyr

Nie oderwiesz się od lektury

polecam cała serię. nie mogłem się oderwać!
00
daniel1cpl

Nie oderwiesz się od lektury

jeszcze jedyny zestaw książek który czytałem pięć razy po kolei jest wspaniały się kończy jedna seria to od razu się wraca na początek żeby jeszcze raz przeczytać
00

Popularność




Tytuł oryginału Путь Шамана. Шаг 5: Шахматы Кармадонта

Copyright © W. Machanienko 2016–2021

This book is published in collaboration with Magic Dome Books

Przekład z języka rosyjskiegoGabriela Sitkiewicz, Joanna Darda-Gramatyka

Redaktor prowadzący książki i seriiDominika Rychel

Redakcja i korekta Anna Hadała-Żołnik, Marcin Piątek

OkładkaPiotr Sokołowski

Skład Tomasz Brzozowski

Konwersja do wersji elektronicznej Aleksandra Pieńkosz

Copyright © for this editionInsignis Media, Kraków 2021Wszelkie prawa zastrzeżone

ISBN pełnej wersji 978-83-66873-07-0

Insignis Media ul. Lubicz 17D/21–22, 31-503 Kraków tel. +48 (12) 636 01 [email protected], www.insignis.pl

facebook.com/Wydawnictwo.Insignis

twitter.com/insignis_media (@insignis_media)

instagram.com/insignis_media (@insignis_media)

ROZDZIAŁ 1

ALTAMEDA

Wyznacz nową lokalizację dla zamku…

Ledwie włożyłem koronę na głowę i usiadłem na tronie, a już pojawił się dość skomplikowany panel sterowania zamkiem. Pierwsze, co rzuciło się w oczy, to procent uszkodzeń. Teraz Altameda miała osiemdziesiąt osiem procent swojej nominalnej trwałości, co stanowiło informację dla właściciela o konieczności wykonania napraw. Kiedy spojrzałem na prognozowaną listę niezbędnych do remontu materiałów, to na kilka chwil odebrało mi mowę – zamek potrzebował kilkudziesięciu tysięcy paczek imperatorskiego granitu, dębu i stali, przy tym materiały te były niezbędne jedynie do „początkowego” – tak zwanego kosmetycznego – remontu. Jak poinformował mnie system, jeżeli potrzebuję dokładniejszej oceny zasobów, muszę pozyskać Architekta na minimum trzysta pięćdziesiątym poziomie specjalności. Fantastycznie…

Mogłem z grubsza oszacować koszt imperatorskich surowców, nie miałem jednak moralnego prawa, aby wyrzucić teraz około siedemdziesięciu milionów na odbudowanie zamku. Zgadzam się, że brama, której uszkodzenia przewyższają pięćdziesiąt procent, wymaga natychmiastowej interwencji Snycerzy, ale wszystko inne, w tym ściany, struktury i wykończenie wnętrz, może poczekać. Około trzystu lat, nie mniej…

W odrębnej zakładce znajdował się wynajęty personel – kamerdynerzy, ochroniarze, sługi, z wyłączeniem rzemieślników i górników… Uwzględniając to, że zamek na poziomie dwudziestym czwartym wymaga sług prawie jak u Imperatora, jeden kamerdyner będzie kosztował klan jakieś dwa miliony Złotych Monet rocznie. Tańszy sługa nie poradzi sobie z ilością pracy, którą planowo będzie musiał wykonywać. To samo dotyczyło ochroniarzy – zwykli strażnicy nie zapewnią zamkowi bezpieczeństwa. Potrzebni są wylevelowani, trzystupoziomowi wojownicy i Magowie, i koniecznie dowódca na trzysta pięćdziesiątym poziomie. Spojrzałem i nie mogłem nie zakląć – minimalny liczbowy skład ochrony składającej się z NPC-ów będzie kosztować mój klan dwadzieścia siedem milionów rocznie.

Kolejna zakładka z ustawieniami bardzo mnie ucieszyła (chociaż jedna kwestia w tym życiu nie wymaga ogromnych inwestycji…) – ochrona pasywna. Okazuje się, że przy zamku jest fosa, która po aktywacji pojawi się wokół budynku w ciągu kilku dni i nie będzie to wymagało dodatkowej pomocy. Magia, która zrzucała Gejrę i jej wojowników z murów, była zintegrowana z zamkiem jako takim, a nie z jego poziomami, pozostawała też maksymalnie rozwinięta, dlatego nikt nie był w stanie się do mnie wkraść. To samo dotyczyło ochrony przed lotami – nad Altamedą nie wolno było latać nie tylko graczom, ale nawet ptaki Ruk, o których opowiadała Anastarija, nie mogłyby się dostać do mnie z powietrza. Pod tym względem Altameda była idealna.

Następna zakładka opisywała, co jest konieczne do osiągnięcia dwudziestego piątego poziomu zamku. Spojrzałem na wymagania i natychmiast przeszedłem dalej – Altameda zawierała już wszystkie możliwe budynki. Aby się rozwijać, należy dekorować spartańskie jak dotąd wnętrza – dodawać rzeźby, fontanny, obrazy, kryształy, żyrandole… Trzeba dokonać niezliczonych ulepszeń, które mogą kosztować nawet kilkadziesiąt milionów Złotych Monet za same materiały, o robociźnie nie wspominając. Zresztą, gdzie znaleźć takich robotników?

Stop…

Zamknąłem panel sterowania, otworzyłem skrzynkę pocztową i napisałem wiadomość. Anastarija i Plinto przyglądali się temu ze zdziwieniem.

O ile mnie pamięć nie myli, Sakasowi i Altowi nie zostało już zbyt wiele czasu do wyjścia z Kopalni „Pryka”. Zwolnienie warunkowe nie jest zbyt radosnym wydarzeniem, wiem z własnego doświadczenia, dlatego zaproponowałem im obu przyłączenie się do mojego klanu. Stwierdziłem, że osobiści Snycerz i Artysta na pewno się przydadzą, nie na darmo przecież byli chwaleni przez naczelnika kopalni…

– Machanie, czy to normalne, że drżą ściany? – zapytał Plinto zupełnie neutralnym tonem, jakby go to w ogóle nie niepokoiło. Jednak z szeregu symptomów można było wywnioskować, że Łotrzyk jednak nie chciałby zostać pogrzebany żywcem.

– Uczę się, jak zarządzać zamkiem, jeszcze nie doszedłem do funkcji przemieszczania go, dlatego stoimy w starym miejscu – uspokoiłem Wampira.

– Przemieszczania? – wykazała się czujnością Anastarija, usłyszawszy niepasujące do siebie słowa: „zamek” i „przemieszczanie”.

– No tak. Nasz zamek może skakać z miejsca na miejsce raz na trzy miesiące albo na życzenie. Nie dostaliście tej informacji? Przecież jesteśmy jakby równoprawnymi właścicielami…

– Ale są równi i równiejsi – uśmiechnęła się Nastja. – Nic o tym nie wiedziałam, ale jeśli zastanawiasz się nad nową lokalizacją, nie waż się postawić go w pobliżu dużych miast. Posiadanie zamku blisko ogromnych obszarów zabudowanych może i doda prestiżu, ale niesie sporo niebezpieczeństw.

– Niebezpieczeństw? – Przyszła moja kolej łapania za słowa.

– Łowcy skarbów, złodzieje, włamywacze, klany, które ostrzą sobie na nas zęby… Sporo złego można zrobić z zamkiem, który stoi na widoku i kłuje w oczy, zwłaszcza jeśli ów zamek należy do kogoś, kto dwukrotnie wysłał cię na odrodzenie: w Mrocznym Lesie i po Armageddonie. Dlatego proponuję wybrać jakieś miejsce niedaleko Wolnych Ziem, kupić teleport stacjonarny, zainstalować go w zamku i cieszyć się życiem.

– Teleport już mamy, ale nie jest aktywny – odparłem, przeglądając właściwości zamku. – Zgadzam się, że w pobliżu Anchursu nie mamy czego szukać. Macie jakieś pomysły, dokąd się udać?

– Proponuję tutaj. – Nastja wyjęła mapę, powiększyła skalę i wskazała palcem na Prowincję Lestran. – Mamy z nimi Uwielbienie za Krispę, Kartos jest za górami, Wolne Ziemie obok, tak jak Sintana, stolica kransoludów. Dodatkowo, jeśli będziemy blisko gór, może znajdziemy kilka kopalń.

– Sama przecież mówiłaś, że w okolice wielkich miast lepiej się nie pchać…

– Nie będziemy się pchać, patrz – odpowiedziała Nastja, jeszcze raz powiększyła skalę i pochyliła się nad mapą. – Sintana znajduje się tutaj, będzie nas od niej oddzielało ogromne pasmo górskie, odgałęzienie Elmy. Gracze niezbyt lubią chodzić po górach, dlatego prawdopodobieństwo spotkania tam zbłąkanego wędrowca jest minimalne. A kto będzie potrzebował, to i tak nas znajdzie. Spójrz, wokół Altamedy nie ma fosy, dlatego jeśli umieścimy ją na brzegu…

– Jest fosa, ale nie została aktywowana – przerwałem Nastji. – Generalnie zbudowano tu wszystko, co tylko można było, ale większość tego wyposażenia wymaga aktywacji…– Hmm… – Anastarija zamyśliła się na chwilę, po czym zdecydowanie wskazała punkt na mapie. – W takim razie tutaj. To idealne miejsce do pozyskiwania drewna, wydobywania rudy i rozwoju rolnictwa.

– Dobrze, zaraz spróbuję nas tam wysłać – zgodziłem się, wracając do panelu sterowania zamkiem.

Na zakładkę zarządzania magazynem na razie nie zwracałem uwagi – nie wydawało mi się, żeby ktoś schował coś w Altamedzie, dlatego… Stop!

– Magdieju, Ciapo, ekspresowa zbiórka! – Wyjąłem amulet i zadzwoniłem do swoich Liderów Rajdu. – Pilnie was potrzebuję z wszystkimi waszymi bojownikami! Macie dwie minuty, potem otwórzcie portal według współrzędnych…

Zamek został zaatakowany. Napastnicy: strażnicy Narlaku i wolni obywatele (Bezpalcy, Bezpaniki…).

Coś trzeba zrobić z tym komunikatem, ponieważ lista graczy, którzy postanowili sprawdzić, gdzie podziały się Upiory, wypełniła pole widzenia. Zrzuciłem to powiadomienie, jakbym opędzał się od natrętnej muchy, po czym zwróciłem się do Łotrzyka:

– Plinto, pędź do bramy i spróbuj ich wybić co do jednego!

– Ekhm… – odchrząknął Plinto, po czym zapytał złośliwie: – A ty przypadkiem nie zapomniałeś, że dopóki nie porozmawiamy ze swoimi nauczycielami, nie mamy żadnych umiejętności klasowych. Nie jest nawet pewne, czy potem będziemy je mieli, a ty chcesz, żebym gdzieś poleciał. Jeśli pojawię się tam jako Wampir, zatłuką mnie w dziesięć sekund, a nie będzie miał mnie kto wyleczyć. Przecież Nastja jedzie na tym samym wózku. Więc, jak to zwykłeś mawiać: „Chwilunia, już lecę!”.

– Nie ma powodu, abyś mnie cytował – burknąłem i w myślach przyznałem mu rację.

Jakoś zdążyłem o tym zapomnieć – muszę przecież jeszcze spotkać się z Pronto…

– Do czego są ci potrzebni Magdiej i Ciapa? Chcesz odeprzeć atak? – dopytywała Anastarija, najwyraźniej nie rozumiejąc mojego planu.

– Między innymi. Mamy całkiem puste magazyny…

– Jeśli sforsują wrota, to możemy nie mieć nawet tych pustych…

– Dobrze, spróbuję inaczej: gdzie znajduje się Altameda?

– Głupie pytanie. My… – Nastja początkowo zmarszczyła brwi, po czym na jej twarzy pojawił się krwiożerczy uśmiech. – Plinto! Co tak stoisz, kiedy wróg jest u bram, a pod nami znajduje się nietknięty Glarnis? Rusz się i leć szabrować póki czas! Bierzemy wszystko, co leży na widoku i łatwo można ukraść; a wszystko, co poukrywane, tym bardziej trzeba znaleźć i zabrać! Machanie, jesteś geniuszem!

– Machanie, CO TY WYPRAWIASZ?! – wrzasnął do amuletu Leyte, kiedy z rachunku klanu zostało ściągnięte piętnaście milionów Złotych, czyli połowa rocznego wynagrodzenia zamkowej ochrony.

Dopiero kiedy przeczytałem opis ich umiejętności, pozwoliłem sobie na rozstanie z taką sumą, choć krwawiło mi serce. Upiory walczyły tylko na zewnątrz, wychodząc z bramy – moi nowi chłopcy mogli spokojnie kosić napastników z murów, więc przynajmniej na razie nie musiałem się bać szturmu. Oprócz tego byłem mile zaskoczony, gdy odkryłem, że Doświadczenie, które zdobywał strażnik zamku za zabicie graczy lub NPC-ów, szło albo na naprawy zamku, albo – jeśli Trwałość zamku wynosiła sto procent – gromadzono je w specjalnych kryształach, które w przyszłości można było wykorzystać podczas napraw.

Zdobyłeś osiągnięcie: Straż Zamkowa. Zatrudniłeś wystarczającą liczbę wojowników koniecznych do ochrony zamku i otrzymałeś 5% rabatu na roczne wynagrodzenie strażników.

– Pieniądze ci oszczędzam, dusigroszu! – odpowiedziałem finansiście, który ciągle jeszcze protestował, po czym się rozłączyłem.

Pozostawienie zamku bez ochrony nie leżało w moim interesie, dlatego byłem gotów sypnąć groszem. Trzydzieści milionów rocznie… Rzeczywiście koszmarna kwota, biorąc pod uwagę, że od momentu, kiedy geniusz finansowy Leyte zajął swoje stanowisko, udało się uzyskać zaledwie sześć milionów czystego zysku. Wychodzi na to, że jeśli nie uśmiechnie się do nas los, to będziemy zarabiać tylko na wypłaty dla strażników! Zabawne zadanie podrzucił mi Imperator z zamkiem na dwudziestym czwartym poziomie! Niby imperatorski prezent, ale niewola też iście imperatorska…

– Co rozkażesz, panie? – rzekł Rrgord, naczelnik mojej straży.

Ponieważ początkowo Altameda była zamkiem Kartosa, to właściciel widział wojowników w postaci ogromnych, humanoidalnych byków, podobnych do minotaurów. „Taurenów” – jak szeptem poinformowała mnie zdumiona Anastarija. Najwyraźniej nie była to zbyt popularna rasa, skoro wywołała u niej takie osłupienie.

– Zamek potrzebuje ochrony. Macie zniszczyć wszystko, co mu zagraża, jednocześnie starając się zminimalizować nasze straty. Rozkaz numer dwa: łup, który wypada z agresorów, gromadźcie w magazynie. Wykonać!

– Najprawdziwszy z prawdziwych dowódców! – wyzłośliwił się Plinto. – Stać! Baczność! Bać się! Ech… Nawet ja mam gęsią skórkę!

Już zamierzałem posłać Łotrzyka do diabła, kiedy w samym środku sali otworzyły się jednocześnie dwa portale i zaczęli z nich wychodzić wojownicy Magdieja i Ciapy.

– Cześć, cześć! – Łotrzyk skinął głową na powitanie wszystkim nowo przybyłym.

– Magdieju, Ciapo, oto Plinto. On wam pokaże, gdzie macie iść i co robić. Naszym głównym celem jest maksymalnie złupić Glarnis. My i tak mamy Nienawiść z Narlakiem, dlatego nic gorszego już się nie wydarzy. Czasu jest mało. Zamek jest atakowany przez graczy, na razie słabych, ale w najbliższym czasie można spodziewać się akcji na większą skalę. Trzeba uciekać.

– Porzucić zamek? – zdziwił się Magdiej.

– Nie, uciec razem z nim – uśmiechnąłem się, widząc niezrozumienie na twarzach przybyłych graczy. – Ludzie, czas nas goni! Ruszajcie na Glarnis!

Wciąż jeszcze nie dowierzając, wszyscy podążyli za Plinto, a ja wróciłem na tron i kontynuowałem analizę właściwości zamku.

О! Oto zakładka z Upiorami…

Najpierw chciałem je zostawić dla siebie, ale Władca stanowczo poprosił, żeby wszystkie wypuścić, więc… Idźcie, zostało wam wybaczone…

– Machanie, gdzie gromadzić łupy? Gdzie są magazyny? – zwrócił się do mnie jeden z rajderów, odrywając mnie od nauki zarządzania zamkiem.

– Magazyny? – Spojrzałem skonsternowany na gracza, który patrzył na mnie wyczekująco. – Nie mam pojęcia…

– Nikt tego nie wie. Obeszliśmy Altamedę, ale ich nie znaleźliśmy. Co mamy zrobić? Jeśli zrzucimy wszystko na ziemię, to natychmiast zniknie…

– Leyte mnie zabije – burknąłem, po czym wróciłem do ustawień i zatrudniłem więcej personelu. Kupiłem majordomusa, czyli minus półtora miliona… Droga przyjemność taki dobry zarządca, który przy tym jeszcze…

– Panie – kłaniając się, nieco piskliwym głosem powiedział majordomus Wiltras – jakie masz dla mnie rozkazy?

Goblin…

Zielony, uszasty, noszący takie śmieszne, okrągłe okulary. Już przy pierwszym spojrzeniu na to cudo wszystko stawało się jasne – ani pieniędzy, ani przedmiotów się nie doprosisz, a sam zamek będzie błyszczał jak słońce w piękny dzień. Bez wątpienia policzyłby nawet kurz i brud, zapakował w odpowiednie woreczki i ułożył na półeczkach na lepsze czasy.

– Zajmij się majątkiem – rozkazałem Wiltrasowi. – Twoim zadaniem jest przyjąć łupy, opisać je, posegregować i złożyć w magazynie. Krótko mówiąc, zrób tak, żeby nic nie zginęło.

– Tak jest. – Goblin na sekundę zamknął oczy, po czym dodał: – W zamku jest dwadzieścia magazynów. Dwa z nich zostały aktywowane. Włączyć pozostałe?

– Decyzja należy do ciebie. Jeśli za każdy aktywowany magazyn trzeba płacić, to nie ma sensu wydawać pieniędzy na darmo…

– Wiem, co mam robić. – Wiltras ukłonił się jeszcze raz, zrobił pauzę, po czym wypowiedział zupełnie nieoczekiwane zdanie: – Jest mi bardzo miło, Hrabio, że odpowiadam za zamek na tak wysokim poziomie. Dziękuję, że wybrał pan mnie… Proszę mi wierzyć, wszystkie pana rzeczy będą dobrze chronione…

Byłem tak zaskoczony, że nie wiedziałem, co odpowiedzieć goblinowi. Stojący obok mnie rajder niczego szczególnego nie zauważył, jednak dla mnie przekaz był oczywisty – NPC-e, których generował mój zamek, byli wyposażeni w Symulatory przynajmniej średniego poziomu! To nie były zwykłe ołowiane żołnierzyki, które jak manekiny podążały tam, gdzie się im kazało – to praktycznie samodzielne jednostki z określoną historią! No nieźle!

Mury Altamedy nadal drżały w niecierpliwym oczekiwaniu na skok i ów moment, gdy wreszcie wybiorę miejsce, do którego się udamy, jednak nikt już nie zwracał na to uwagi. Po trzydziestu minutach od rozpoczęcia grabieży Glarnisu przyszła do mnie Anastarija i wymusiła, by zwrócić się do Echkilera o wsparcie. Potrzebowaliśmy wysokopoziomowych Górników, Kowali, Drwali… generalnie wszystkich, którzy mogliby pomóc w wyniesieniu imperatorskiej stali z sali tronowej Glarnisu. Wezwaliśmy swoich wydobywców i rzemieślników – jednak ich poziom był niewystarczający, żeby wszystko złupić. Musiałem się zgodzić i zadzwoniłem do ojca Nastji…

W ciągu dziewięciu godzin pracy zamek dwukrotnie osiadał w wyniku wstrząsów, miażdżąc nieroztropnych graczy i pokazując, że robimy postępy w plądrowaniu Glarnisu. Straż zamku również nie siedziała z założonymi rękami, odparła trzy ataki i zebrała wszystkie przedmioty, które wypadły. Z informacji od Barsine, która została w Anchursie, wynikało, że Bezpalcy usilnie przygotowuje się do kolejnego szturmu, zbierając graczy na coś, co nazwał następująco: „Ubaw po pachy – zniszczenie zamku Legend Barliony”. Wnioskując z liczby graczy, którzy zgromadzili się pod ścianami, idzie mu to świetnie. Coś nie lubią nas w Barlionie…

– Dimo, możemy nie przetrwać szturmu – zauważyła Anastarija, która wspięła się do mnie na mury. – Sprawdziłam wrota; zostało im zaledwie dwadzieścia cztery procent Trwałości. Nie wytrzymają zmasowanego ataku. Glarnis jest praktycznie wyczyszczony, właśnie opróżniamy ostatni znaleziony magazyn, więc… Teraz mamy czym ryzykować…

– Widziałaś, jakie łupy zdobył Rrgord ze swoimi bojownikami? – zapytałem.

Wiltras co pięć minut raportował o towarach, które wpłynęły, ich podziale, aktywacji nowych magazynów, alokacji funduszy i jeszcze innych kwestiach, aż zaczynało mi się kręcić w głowie. Jednak z tego chaosu informacyjnego wyłowiłem bardzo ciekawą wiadomość: na półkach magazynu znalazło się kilka Przedmiotów Legendarnych dla graczy trzechsetnego poziomu.

– Łap opis. – Wysłałem Nastji link do pewnych interesujących karwaszy, które bardzo odpowiadały Paladynowi healerowi. – Jak myślisz, zwrócimy je właścicielowi? Naturalnie za pieniądze…

– Kpisz sobie? – omal krzyknęła Anastarija. – Przecież to są karwasze Donomatica, jednego z najlepszych Paladynów Lazurowych Smoków! Jeśli je oddasz, albo raczej sprzedasz, to się do ciebie nie odezwę! Widziałeś moje? Są zaledwie Epickie i tylko dwieście osiemdziesiątego poziomu! Dimo, gdzie one leżą?

Dzyń! Otrzymałeś wiadomość od nadawcy z twojej listy kontaktów prywatnych. Chcesz przeczytać?

– Są w trzecim magazynie. Powiedz Wiltrasowi, że dałem ci zielone światło – zwróciłem się do oddalających się pleców Nastji, otwierając skrzynkę pocztową. Coś mi podpowiadało, że nawet jeśli bylibyśmy z Wiltrasem przeciwni, nie powstrzymałoby to Anastariji ani na sekundę. Ze mną można się dogadać, a zarządcę zawsze można przyjąć nowego… Ciekawe, co to za wiadomość.

Dzień dobry, Dimo! Za dwadzieścia minut rozpocznie się zmasowany atak na twój zamek. Użyją „Czarnej Śmierci” i kilku katapult, które właśnie rozlokowują. Weź to pod uwagę, przygotowując obronę.

Mirida Przewidująca

Szlag!

Zamierzałem się z tobą nie kontaktować! Dlaczego, do diabła, kolejny raz ostrzegasz mnie przed niebezpieczeństwem i, co najciekawsze, po tym, jak dodałem cię do kontaktów prywatnych? Teraz, chcąc nie chcąc, będę musiał spotkać się z Mariną i porozmawiać. Nie bardzo mam ochotę na omawianie okoliczności, w jakich znalazłem się w Barlionie. W każdym razie – nie teraz. Kiedyś albo może nawet jeszcze później…

– Zostało nam dziesięć minut! – uprzedziłem Magdieja i Ciapę, po czym podziękowałem Rrgordowi za dobrze wykonaną pracę i udałem się do sali tronowej; aktywowanie teleportacji było możliwe jedynie stamtąd.

Okazało się łatwe. Gdybym miał ochotę, mógłbym zostawić zamek w tym samym miejscu, podając przy skoku jego aktualne współrzędne.

– Nastjo, posłuchaj, teraz wykonamy skok. I tak nas znajdą, to oczywiste. Jaki więc mamy plan po teleportacji? Jeśli zacznie się zmasowany atak, to możemy pożegnać się z zamkiem… Stracimy wszystkie poziomy i znów będziemy rozwijać się od zera…

– Właśnie dlatego lecimy do Lestranu, w końcu jesteś Hrabią! Gdy tylko na ziemiach Lestranu ktoś zaatakuje twój zamek, masz prawo wezwać na pomoc nie tylko lokalnych NPC-ów, ale także Gubernatora i armię Imperium. Dimo, naprawdę powinieneś zacząć czytać przepisy prawne! Teraz co prawda mamy Nienawiść z Narlakiem, więc oni sami starają się nas zabić, a Strażnik nie ingeruje. Swoją drogą, przyszło mi do głowy, że Rada Narlaku była kontrolowana przez Gieranikę. On nie tylko jej płacił, on nią rządził jak swoją własnością. Wiesz, co mnie na to naprowadziło? Albo raczej kto? Gejra! Jakimś cudem udało jej się ukryć swoją przynależność do Cieni tak, że nawet Urusaj ze swoimi Upiorami się nie domyślił. Przypomnij sobie: gdy tylko Upiory zobaczyły Kaina, dosłownie oszalały i nie zwracały żadnej uwagi na Gejrę. Jak udało jej się ukryć? Coś mi podpowiada, że jeśli znajdziemy odpowiedź na to pytanie, odzyskamy umiejętności klasowe…

– Dowiemy się – zapewniłem, po czym otworzyłem klanowy czat i zaprosiłem wszystkich na pokład Altamedy:

Za minutę odlatujemy.Wszyscy, którzy nie wrócą do zamku, zostaną tutaj na pożarcie tłumu. Pospieszcie się!

Odliczyłem sześćdziesiąt sekund, po czym odwróciłem się do Anastariji i z uśmiechem powiedziałem:

– Ale tak się dowiemy, że nakręcą o tym kolejny film. Inaczej przecież nie potrafimy. Ruszamy!

Lokalizacja zamku została zaktualizowana. Wysłano prośbę instalacji zamku i rozliczenia kwoty podatku.

Kwoty podatku?

Sam skok zamku do nowej lokalizacji w zasadzie nie różnił się od zwykłej teleportacji. Coś mignęło przed oczami, na kilka chwil pojawił się pasek ładowania i oto już jesteśmy „daleko w nieznanym”. Wiele bym teraz dał, żeby zobaczyć reakcję Bezpalcego i Bezpanikiego. Zebrali ogromną armię, zaopatrzyli ją w katapulty, uzyskali wsparcie wojowników Narlaku, najemników i nagle okazało się, że nie mają z kim walczyć. Ja bym się pogniewał…

– Hrabio, proszę pozwolić, że pogratuluję panu zdobycia tak wspaniałego zamku. – Nawet nie zdążyłem zejść z tronu, gdy w sali pojawił się Zwiastun. – Pańska prośba została zaakceptowana. Imperator wysłał mnie, abym pana o tym poinformował i pobrał podatek od nieruchomości. Rocznie, uwzględniając położenie zamku, stawki Lestranu i ich stosunek do pańskiego klanu, a także poziom zamku, kwota będzie wynosiła dwadzieścia cztery miliony Złotych Monet. Milion za każdy poziom. Możliwe są dwie formy płatności: jednorazowo, i w takim wypadku udzielana jest zniżka w wysokości pięciu procent, lub w miesięcznych ratach. Która opcja panu bardziej odpowiada?

– Wybacz, Zwiastunie… – Zbaraniałem od takiej zuchwałości. Jeszcze kilka takich podatków i skończą się klanowe pieniądze! – Dlaczego muszę płacić, skoro Altameda jest prezentem od Imperatora? Czyżby Imperator wymyślił plan ekspansji i zrujnowania mojego klanu?

– Jeśli nie jest pan w stanie zapłacić podatku albo nie ma pan na to ochoty, w ciągu dwóch miesięcy zostanie panu zaproponowane odroczenie płatności w celu sprzedaży zamku na aukcji. Nikt nie zamierza pana więzić, Hrabio. Miał pan pełne prawo odmówić przyjęcia Altamedy, mógł pan wybrać zamek niedaleko Sintany, od którego podatek wynosi półtora miliona Złotych rocznie. Jednak wybrał pan Altamedę, więc teraz ma pan dwa wyjścia: albo sprzedać zamek i otrzymać połowę kwoty ze sprzedaży, ponieważ zgodnie z prawodawstwem Malabaru druga połowa należy do Imperium, albo zapłacić podatek. To jest proste, przejrzyste i legalne. Proszę dokonać wyboru!

– Będę płacił co miesiąc – wycedziłem przez zęby. – Proszę pobrać pierwszą ratę z rachunku klanu…

Osiem milionów czterysta czterdzieści tysięcy – dokładnie tyle zostało w kasie klanu, gdy opuścił nas Zwiastun. Amulet ponownie zawibrował, ale nie spieszyło mi się, żeby odebrać. Doskonale wiedziałem, kto dzwoni. Leyte. I doskonale wiedziałem, co chce powiedzieć. Minus dwa miliony miesięcznie – to fakt, z którym należy się pogodzić. Najwyraźniej mój finansista bardzo chciał ze mną porozmawiać, ponieważ amulet nie milkł przez całą minutę.

– Leyte, naprawdę mam nadzieję, że to był ostatni tak poważny wydatek. W każdym razie…

– Machanie! – W głosie Leyte’a nie było ani śladu gniewu. Wręcz przeciwnie; wydawało się, że mój specjalista od finansów jest bardzo zadowolony. – Widziałeś nasze magazyny?

– Jeszcze nie – przyznałem się uczciwie wojownikowi. – Przez ostatnie dziesięć minut zajmuję się wyłącznie płaceniem podatków za zamek…

– Krótko mówiąc… – przerwał mi nadmiernie pobudzony Leyte – aktualnie mamy w zamku aktywowane trzy magazyny. Przejrzałem właściwości i jest dostępnych jeszcze dziewięć magazynów. Zwróciło się do mnie już kilka klanów z prośbą o pomoc w przechowywaniu ich własności. Zgadzamy się? Przetrwaliśmy około ośmiu godzin ataku Lazurowych Smoków, a to bardzo dużo dla zamku, który zajmuje się przechowywaniem. Poza tym wszyscy pamiętają, że nawet Armageddon nie zniszczył Altamedy… Mam w rękach dwa porozumienia, a jeszcze siedem klanów oczekuje na twoją decyzję. Magazyny mamy ogromne, cały Glarnis zmieścił się w dwóch, dlatego… Uważasz, że siedemdziesiąt tysięcy miesięcznie od klanu to dobra stawka? Jeśli znajdziemy chociaż trzydziestu klientów, będziemy mieć na podatek…

– Czyli już wiesz?

– To pierwsza kwestia, na którą zwróciłem uwagę. Początkowo myślałem, że będzie więcej, ale dobrze wybrałeś miejsce. To jednak jeszcze nie wszystko!

– Co masz na myśli? – zdziwiłem się.

Jako skarbnik klanu Leyte miał pełny dostęp do naszych magazynów i przez ostatnie osiem godzin zdążył się zapoznać z ich zawartością.

– Wysłałem już Echkilerowi należną mu część, ale nawet po tym zostało nam jakieś dwanaście tysięcy paczek imperatorskiej stali i dębu! Na aukcji wartość jednej jednostki stali wynosi obecnie dwieście Złotych, w paczce jest czterdzieści kawałków… Proponuję bardzo ostrożnie, żeby cena nie spadła zbyt mocno, sprzedać połowę zarówno stali, jak i dębu, i tak uzyskać pieniądze na wynagrodzenie dla straży. Potrzebuję twojej zgody na pobranie materiałów, wydaj, proszę, polecenie Wiltrasowi. A tak w ogóle: zmień ustawienia, żebym za każdym razem, kiedy czegoś potrzebuję z magazynów, nie musiał zwracać się do ciebie. W końcu jestem skarbnikiem, czyż nie?

– Zrobione – uśmiechnąłem się, ustawiając pełny dostęp dla Leyte’a. – Sam przecież nie chciałeś pełnić tej funkcji…

– Kiedy to było? Musiałem wstać lewą nogą… A teraz… Dobrze, ruszam z kampanią reklamową o możliwości przechowywania własności w naszym zamku. Machanie, nie wszystko wygląda tak źle, jak by się wydawało na pierwszy rzut oka! Przy okazji zajrzyj do pierwszego magazynu i weź ze sobą Plinto oraz Anastariję. Wydaje mi się, że spodoba się wam to, co tam zobaczycie.

Leyte rozłączył się, a przed moimi oczami zaczęły pojawiać się komunikaty o przelaniu pieniędzy na opłaty rozmaitych usług informacyjnych – najwyraźniej wojownik wszystko przygotował już wcześniej i teraz potrzebował ode mnie jedynie formalnej zgody na dane działania. Najważniejsze, że się nie wkurza…

Nastjo, co porabiasz?

Oglądam zamek, a dlaczego pytasz?

Pójdziesz ze mną do pierwszego magazynu? Słyszałem, że jest tam coś takiego, co się nam spodoba. Weź ze sobą Plinto…

W pierwszym magazynie zobaczyliśmy naprawdę epicki widok – nigdy jeszcze nie byłem w zamkowych podziemiach, dlatego myślałem, że są podobne do Skarbca Smoków – ogromny plac, na którym na stercie leży wszystko jak leci i jedynie opiekun skarbca wie, jak z tego chaosu wydobyć potrzebny przedmiot.

Akurat!

Nie wiem, jak w innych zamkach, ale magazyn Altamedy stanowiły równe rzędy regałów, na których wszelkie przedmioty ułożono według logicznego wzorca. Sądząc z opisu, który pojawiał się we właściwościach magazynu, każda półka miała odpowiednie oznaczenie, a składały się na nie: trzycyfrowy identyfikator, nazwa przechowywanych przedmiotów oraz ich liczba na danej półce. Cóż, całkiem efektywny system zarządzania zasobami! Teraz rozumiem, dlaczego Leyte nie ochrzanił mnie za zatrudnienie Wiltrasa.

– To twoja robota? – zapytałem na wszelki wypadek goblina, otrzymując w odpowiedzi jedynie uśmiech zadowolenia i ukłon. – Leyte powiedział, że jest tu coś dla mnie, Anastariji i Plinto. Wiesz, co to może być?

– Tak, panie. Jak już mówiłem, w zamku zostały aktywowane trzy magazyny zewnętrzne…

– Zewnętrzne? – zapytałem zdziwiony.

– Jesteśmy poza Altamedą. Jeśli spojrzycie na mapę, to zauważycie, że aktualnie znajdujemy się głęboko pod Elmą, pasmem górskim. Drzwiami są stacjonarne teleporty ze zmiennym efektem wizualnym. W razie przejęcia zamku jeden z właścicieli, to znaczy ty, panie, szanowna Anastarija lub Plinto, może odciąć dostęp do magazynu i napastnicy niczego nie dostaną. Czyli nawet gdyby zamek został zburzony, dostęp do magazynów można uzyskać w gildii handlowej; wszystkie niezbędne dokumenty już zostały tam przekazane.

 – Rozumiem… A wracając do tego czegoś, co ma nam się spodobać…

– Proszę za mną. Powtórzę się: w Altamedzie aktywowano trzy magazyny, z których dwa były zupełnie puste. Jednakże w trzecim znajdowały się trzy przedmioty, których przeznaczenie jest dla mnie niejasne. Po tym, jak zdałem raport skarbnikowi Leyte’owi, on zrobił notatkę nad każdym z nich: dla Machana, Anastariji i Plinto i poprosił, abym wam je pokazał. À propos, jesteśmy na miejscu, a oto przedmioty, które znajdowały się w magazynie Altamedy.

Goblin wskazał ręką na rząd półek, wśród których wyróżniały się trzy komórki. W otoczeniu paczek z imperatorską stalą, dębem, kamieniem i innymi zdobyczami, jakie przejęliśmy z Glarnisu, na czerwonych aksamitnych poduszkach leżały trzy przedmioty.

– Ten nóż jest dla ciebie, panie – powiedział Wiltras, ostrożnie podnosząc z poduszki niewielki nożyk i podając mi go. – W każdym razie tak uważa pan Leyte…

Do momentu, gdy przedmiot nie znalazł się w moich rękach, jego właściwości były ukryte, a mnie nie chciało się wchodzić do bazy magazynu.

Jednak ledwie dotknąłem rękojeści, gdy…

Almair. Opis: nóż, za którego pomocą zostały stworzone Szachy Karmadonta. Klasa przedmiotu: Legendarny. Informacja dla właściciela: Pamiętaj o potędze Imperatora Karmadonta i nie zapominaj o czasie!

– Ten róg jest dla pani, Anastarijo. – Wiltras wziął następny przedmiot i podał go Nastji.

Narłasztar. Opis: róg, za którego pomocą Szatrizał wezwała wojska na ostatnią bitwę ze Smokami. Klasa przedmiotu: Legendarny. Informacja dla właściciela: Pamiętaj o potędze Wielkiej Matki Szatrizał i nie zapominaj o czasie!

– I wreszcie ten pierścień powinien być pański, Plinto – zakończył goblin.

Przekazał Łotrzykowi ozdobę, z której wydobywała się ciemna mgła.

Kragnistał. Opis: pierścień Wampira, który poszedł na śmierć, aby ochronić życie w Barlionie.Klasa przedmiotu: Legendarny. Informacja dla właściciela: Pamiętaj o potędze pierwszego Patriarchy Wampirów i nie zapominaj o czasie!

– Czas wracać do Altamedy – powiedział Wiltras po tym, jak dał nam chwilę na docenienie wartości prezentów. – Jak widzę, Skarbnik Leyte się nie pomylił…

– Słuchajcie, sytuacja wygląda tak, że muszę natychmiast lecieć do Patriarchy – zaczął Plinto, gdy tylko wróciliśmy do sali tronowej. – Mam pewne zadanie do wykonania, a ten pierścień wyraźnie daje znać, że nie należy z tym zwlekać.

– Tak jak róg mnie, a kindżał Machanowi – zawtórowała Łotrzykowi Anastarija. – Ja też muszę się udać na wyspę Laertol, do Naszlazar… Machanie, wygląda na to, że przez kilka miesięcy będziesz sam. Te zadania należy wykonywać w pojedynkę…

– Ale mogę na was liczyć w nagłych wypadkach?

– W nagłych wypadkach możesz – uśmiechnął się Plinto, po czym podał mi dłoń. – Fajnie się z tobą grało, ale teraz nadszedł czas rozstania. Amulety działają, będę w grze przez dwanaście–czternaście godzin dziennie, jakby co, wołaj, wpadnę. Dobrze, nie lubię długich pożegnań… Cześć wszystkim!

Łotrzyk aktywował portal i już po chwili zostałem sam z Anastariją.

– Dimo, ja też muszę lecieć, ale zanim to zrobię… Nie chciałbyś mi pokazać naszych komnat? W zamku na dwudziestym czwartym poziomie muszą być wspaniałe…

Przed odlotem Anastarija zmusiła mnie, żebym usiadł i zrobił plany na najbliższy czas. Według niej ciągłe kierowanie się przeczuciami jest dobre, ale nieproduktywne.

Trudno kłócić się z dziewczyną, która przyciska cię całym ciałem, dlatego otworzyłem notes i zacząłem zapisywać.

Otóż…

Po pierwsze: Drugie Podziemie Smoków, do którego należy się udać z dużą grupą rajdową. Żadnych gwarantowanych bonusów tam nie ma, zatem do tego Podziemia wezmę ze sobą oddziały Magdieja i Ciapy, a kiedy dojdziemy do ostatniego bossa, wezwę Anastariję, by też dostała Pierwsze Zabójstwo. W końcu jest kolekcjonerką…

Po drugie: Podziemie Sknerusa, które zleciła mi przejść Iszni. Tak naprawdę jest to miejsce, w którym powinienem dostać wszystkie materiały niezbędne do wykonania Szachów, dlatego jego przejście jest jednym z zadań priorytetowych. Znowu – to praca dla oddziałów Magdieja i Ciapy, z Anastariją wezwaną na finał.

Po trzecie: spotkanie z piratami. Tu muszę umówić się z Ewolettem, ponieważ ustaliliśmy, że to zadanie wykonamy wspólnie. Spotkanie z piratami powinno się odbyć nie w okolicy Narlaku, lecz bardziej na zachód – czekają na nas w mieście Kadyks położonym na brzegu morza zaraz za Kartosem. Nie wyznaczyliśmy terminu, Ewolett nie żądał natychmiastowego spotkania, dlatego ta misja może poczekać na lepsze czasy.

Po czwarte: Oko Mrocznej Wdowy. Zadanie wymagające dwudziestu pięciu graczy powyżej setnego poziomu. Teraz mam do dyspozycji więcej, jednak Nastja poradziła odłożenie zadania, na wypadek gdyby okazało się, że nie radzę sobie z szachami. Będzie to, według niej, dodatkowa gwarancja, że jednak dotrzemy do Grobowca Stwórcy. Zgodziłem się z nią, odłożyłem sprawę Oka na później i na razie wyrzuciłem z pamięci. Dalej…

Po piąte (bezpośrednio wynikające z punktu czwartego): analiza worka i posegregowanie łupów z Podziemia Glarnisu. W związku z tym, że to nowe Podziemie – nikt go jeszcze nie przechodził – istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że pośród zdobytych śmieci znajdzie się prawdziwy brylant. Anastarija od razu zabrała mi całe mięso i wysłała je do znajomego Alchemika z prośbą, żeby ten przygotował „Eliksir Merlina”, i zobowiązała się ponieść wszystkie koszty. Według niej będę bardzo zadowolony z rezultatu.

Po szóste: zadanie z wilkami w Dalgorze. Anastarija spojrzała na mnie jak na szaleńca, kiedy jej powiedziałem, że mam taką misję i chcę ją doprowadzić do końca. Nawet biorąc pod uwagę, że Dalgor należy teraz do Kartosa, nie chciałem porzucać Szarej Śmierci. Miała bardzo fajne wilczęta, a jako Szaman zdecydowanie lubię wilki… Generalnie rzecz biorąc, pod wpływem patrzącej z wyrzutem dziewczyny odłożyłem zadanie gdzieś na koniec kolejki, ale o nim nie zapomniałem.

Po siódme: muszę odwiedzić Pronto, żeby dowiedzieć się, co dzieje się z moimi szamańskimi umiejętnościami. Dlaczego nie mam do nich dostępu; kiedy planują zwrócić mi moje moce i dlaczego ani mnie, ani Anastariji, ani Plinto nie wyświetliło się zadanie zabicia Gieraniki? Czyżby nasza trójka została skreślona z list i postanowiono następny scenariusz wykonać bez nas? Akurat! Dla Gieraniki, który zdobył Serce Chaosu, armia graczy nie stanowi problemu. Mroczny Las to potwierdził… Dlatego przyda się pomoc Syreny, Wampira i Smoka.

Po ósme: spotkanie z Kriosem. Jestem bardzo ciekawy, w jaki sposób temu graczowi udało się dostarczyć do Altamedy kryształ Rogzara i uniknąć klątwy. I dlaczego właśnie Altameda – czyżby nie było innych zamków? Anastarija mnie poparła i poprosiła, abym koniecznie wezwał ją na spotkanie – ten gracz interesował również ją.

Po dziewiąte: Szachy Karmadonta, a dokładniej figurki Gigantów z tych Szachów. Już z tydzień walczę o to, żeby dowiedzieć się czegokolwiek o ich historii, ale ciągle mi się nie udaje. Anastarija nazwała mnie kretynem, informując, że dawno temu powinienem zwrócić się do niej, a ona na pewno coś by wykopała. Musiałem przeprosić i obiecać, że więcej się to nie powtórzy. Jednak, niezależnie od wszystkiego, Szachami powinienem się zająć; nie mogę odkładać tego tematu na później.

Po dziesiąte… oszaleć można! Czy to już wszystko, co powinienem zrobić? Kiedy niby mam zdążyć? Muszę rozwijać Jubilerstwo i zdobyć trzecią rangę Szlifierza kamieni. W związku z tym, że w ciągu najbliższych dwóch miesięcy zaczną się intensywne walki z Gieraniką, wszyscy gracze rzucą się do aktualizowania broni i umundurowania, i moje kamyczki mogą w tym zakresie przynieść ogromną korzyść dla klanu, z perspektywy finansowej oczywiście. Tę propozycję wysunęła Nastja, ale czuję, że lobbował za nią Leyte. Ten szczwany lis próbuje na wszystkim zarobić.

Po jedenaste: potrzebuję ucznia. Niezależnie od tego, co powie mi Pronto na temat moich szamańskich umiejętności, przyjmę ucznia i będę go uczyć podstaw Szamanizmu. Przy czym powinien to być uczeń z określonymi poglądami na temat gry, gotowy iść na przekór jej logice. Nie mam pojęcia, gdzie takiego znajdę, ale będę się starał. Nie chcę pierwszego lepszego Szamana.

Po dwunaste: muszę w końcu rozdzielić wolne punkty do statystyk. Aktualnie nagromadziło mi się czterysta dziewięćdziesiąt jednostek i nie widziałem sensu w dalszym ich kolekcjonowaniu. Jednakże ku mojemu zdziwieniu Anastarija kategorycznie zabroniła mi to robić. Według niej maksymalny poziom głównych statystyk, jaki gracz może osiągnąć, wynosi pięćset punktów. Limit ten da się przekroczyć tylko w jeden sposób – dodając niewykorzystane punkty, dlatego, jeśli istnieje taka możliwość, lepiej je zamrozić. Na moje naturalne pytanie, w jaki sposób można dojść do takiej wartości, Nastja tylko uśmiechnęła się zagadkowo i poprosiła, żebym poczekał. Stwierdziła, że spodoba mi się prezent, który dla mnie przygotowuje. W rezultacie punkt dwunasty mogłem wykreślić…

Po trzynaste: szkolenie u Patriarchy… Niestety, na razie będę musiał je odłożyć, skoro na dłużej niż na jeden dzień nie mogę się oddalić od Altamedy, a latanie tam i z powrotem jest nieopłacalne, szczególnie w świetle naszych ostatnich wydatków. Najważniejsze, żeby Patriarcha się na to zgodził i nie powiedział, że albo mam się uczyć, albo nici z mojego szkolenia…

Po czternaste: spotkanie z Renoksem. Nie wiem, kiedy uda mi się do niego dotrzeć – wygląda na to, że dopiero gdy zdobędę dziesiątą rangę Smoka – ale bardzo potrzebuję spotkania z moim wirtualnym ojcem. Ciągle mam w głowie słowa Naszlazar, że to Renoks złożył Drako w ofierze Tarantulom. On nie mógł tego zrobić, jednak Syrena przysięgała, że mówi prawdę… Generalnie – to bardzo trudny temat i nie należy wyciągać pochopnych wniosków.

– Na pewno wszystko? – złośliwie zapytała Anastarija, przebiegając spis wzrokiem. – Przyznaję, że liczyłam na trzy–cztery punkty, które zajmą cię na najbliższe kilka miesięcy, a tu okazało się, że zaplanowałeś rok do przodu. Można jeszcze dodać konieczność otrzymania zadania z Gieraniką, zniszczenie Serca Chaosu, dalszy rozwój klanu…

– Wiesz, sam sobie poradzę z określeniem, co jest priorytetem, a co mogę odłożyć. Zgadzam się, że nieco zbyt dużo tego wyszło, ale przynajmniej dokładnie wiadomo, co mam robić.

– Zwłaszcza z Szachami. Dobrze, Dimo, na mnie pora. Od czasu do czasu odezwij się i opowiedz, co u ciebie słychać… Nie tęsknij. – Anastarija aktywowała portal, podarowała mi pocałunek na pożegnanie i odleciała w nieznane.

– Panie… – Dosłownie jakby czekał, kiedy zostanę sam, obok mnie pojawił się Wiltras. – Kolacja gotowa. Zje pan w sypialni czy zejdzie do sali?

– Zejdę – odpowiedziałem goblinowi.

Bycie Hrabią jest jednak dosyć przyjemne. Pozostawało rozstrzygnąć kwestię pieniędzy i może tak spodoba mi się bycie arystokratą, że za siedem lat nie będę chciał wyjść z Barliony. Miło, gdy ktoś się o ciebie troszczy…

– Panie Hrabio, ma pan gościa – oznajmił dostojnie Wiltras, gdy ledwie skończyłem jeść kolację.

Niezależnie od starań goblina było całkiem jasne, że w zamku trzeba zatrudnić kucharza z pomocnikami i kilkoro służących. W innym wypadku, choć trudno się do tego przyznać, będzie ciężko. Jednak Altameda po raz kolejny pozytywnie mnie zaskoczyła – koszt siedmiu osób personelu technicznego, w tym trzy służące, które musiały pasować do zamku na poziomie dwudziestym czwartym, wyniósł dwa miliony rocznie. Zanotowałem, że gdy tylko klan zdobędzie pieniądze, odbiorę sobie tę kwotę, i dałem zgodę na pobranie półrocznej opłaty z mojego konta. Tylko skąd ten gość? Zamek w tym miejscu stoi zaledwie od kilku godzin…

– Przyjmie go pan dzisiaj czy powiedzieć, że spotkanie odbędzie się jutro?

– Dzisiaj.

Potwierdziłem pobranie środków, z zadowoleniem zauważając rozszerzające się ze szczęścia źrenice goblina. Teraz ma kim zarządzać.

– Jak pan rozkaże. – Goblin skłonił głowę. – Zaproszę gościa do sali tronowej…

Ledwie zająłem miejsce na tronie, gdy otworzyły się na oścież szerokie skrzydła drzwi wejściowych i Wiltras rzekł uroczyście:

– Starosta wsi Wesołe Mchy do Jaśnie Pana!

Świetnie! Okazuje się, że niedaleko jest wioska!

Zgodnie z założeniami Barliony tam, gdzie jest wieś, tam są i zadania! A ja, naiwny, zaplanowałem już sobie kilka lat do przodu, tymczasem pod nosem mam takie możliwości! Mój czternastopunktowy plan podboju świata może na razie poczekać… Podboju świata… Skrzywiłem się na samą myśl – Kain wspominał, że zostało już niewiele czasu do przejęcia władzy nad światem, i ani nie kłamał, ani nie kpił. Bojownik Gieraniki otwarcie powiedział, co myśli, a ja nie zwróciłem na to uwagi…Teraz pozostaje mi jedynie smutno wzdychać na wspomnienie wydarzeń z przeszłości…

Do sali – niezdecydowanie, stale rozglądając się i rozważając, czy już padać na kolana, czy zrobić jeszcze krok i dopiero potem paść – wszedł chłopina niewielkiego wzrostu.

Przez cały czas gniotąc czapkę, jakby to ona była przyczyną wszystkich jego kłopotów, zastygł w połowie drogi pomiędzy wejściem a tronem. Proste ubranie, sznurek zamiast pasa, zabłocone buty… Starosta Wesołych Mchów zupełnie nie był podobny do starosty Kołotowki. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że w Kołotowce rządził obecny Imperator, różnica była kolosalna.

– Wasza Miłość, jam jest Żmur… – Postanowił wreszcie przejść do działania starosta. – Wesołe, znaczy, Wesołe Mchy jesteśmy. Wieś porządna, prawie setka domów się znajdzie. Pan przecie, Wasza Miłość, do nas w zarządy, czy jak? Jakby co, to my podatki płacimy i wszystko u nas jak się należy.

Skończywszy tyradę, wyraźnie nieprzywykły do mówienia Żmur westchnął z ulgą i spojrzał na mnie pytająco.

Hm… Wychodzi na to, że mój zamek nie zajął miejsca na terytorium tak po prostu, ale jeszcze objął opieką kilka okolicznych wiosek?

Nastjo, pilnie potrzebuję rady. Czy gracze mogą zarządzać wioskami?

Nie… Mów, co się stało.

Starosta wioski przyszedł, pyta, czy jestem bossem, czy też nie. Nie mogę zadzwonić, patrzy na mnie w tym momencie. Energia się kończy…

Rozumiem… Dimo, wezwij Zwiastuna i zapytaj go o status wsi. Za takie wezwanie, biorąc pod uwagę, że masz gościa, nie zostaniesz ukarany. Tylko zaznacz koniecznie, że sam do ciebie przyszedł; że go nie wzywałeś. Wszystkie zamki, o których wiem, znajdują się z dala od barlionowskich wiosek, dlatego jak dotąd nie było precedensu. Gdy odzyskasz Energię, daj znać, co było dalej…

– Wzywam Zwiastuna, potrzebuję pomocy! – powiedziałem, polegając na doświadczeniu Anastariji.

Samodzielnie nie mogę podjąć decyzji o zarządzaniu wsią – za coś takiego zostałbym ukarany, dlatego chcę poznać swoje prawa.

– Hrabio, wzywałeś mnie, a ja przybyłem! – Zadźwięczał dzwoneczek Zwiastuna i jednocześnie starosta Wesołych Mchów natychmiast padł na podłogę.

O ile NPC nie bardzo wiedział, jak się wobec mnie zachowywać, o tyle obecność Zwiastuna ostatecznie spowodowała, że biedny nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić.

Biorąc pod uwagę, jak oddalona była ta lokalizacja od typowych miejsc nawiedzanych przez wolnych obywateli i, w rezultacie, jak uproszczony samorząd lokalny miała (a może w ogóle go nie było), do tego nieznany mu Hrabia i przybycie Zwiastuna – trzeciej osoby w Imperium – cóż, to wszystko stanowiło mocny cios dla psychiki biednego Symulatora starosty. Nie został przygotowany na takie wstrząsy… Widać, że nie został.

– Proszę o wyjaśnienie niezrozumiałej dla mnie kwestii.

Wysłuchawszy ostrzeżenia, że mogę zostać ukarany za nieuzasadnione wezwanie, opisałem bieżącą sytuację, podkreślając, że nie chcę uprawiać samowolki.

– Postąpił pan prawidłowo, Hrabio, wzywając mnie. Proszę poczekać, muszę to skonsultować z Radcami. W naszym Imperium nie było jeszcze takiej sytuacji.

Zwiastun znowu zanurkował w portalu, który wciąż wisiał w powietrzu. Starosta oderwał głowę od podłogi, jednak ledwie jego wzrok napotkał mój, Żmur ponownie przytknął twarz do podłoża – a co, jeśli nagle groźny Hrabia, który tak swobodnie rozmawia ze Zwiastunami, się rozgniewa?

– Wiltrasie! – wezwałem goblina, który ku mojemu ogromnemu zdziwieniu też zamarł na końcu sali. – Powiedz naszym kuchennym, że pana starostę trzeba umyć, nakarmić i położyć spać. Nie będzie się po nocy włóczył po lesie. Dopóki nie zostanie wyjaśniona kwestia zarządzania wsią, będzie naszym gościem.

– P-panie Hrabio – powiedział goblin, lekko się zacinając. – Ma p-pan jeszcze dwóch gości: starostowie wsi Ciche Grona i Dolne Strumyki. Czy ich także mamy umyć i nakarmić?

– I nie zapomnij o położeniu spać – odpowiedziałem z uśmiechem. – Do roboty!

Wiltras podszedł do starosty leżącego twarzą do podłogi, podniósł go, jakby ten nic nie ważył, postawił na nogi i skinął głową w kierunku drzwi, mówiąc, że audiencja u Hrabiego dobiegła końca. Będę musiał później wezwać goblina i zapytać, dlaczego tak dziwnie zareagował na pojawienie się Zwiastuna. Czyżby i on nie przywykł do kontaktu z tak ważnymi gośćmi?

– Dziękuję za cierpliwość, Hrabio – powiedział Zwiastun, gdy zjawił się po dziesięciu minutach. – Sytuacja jest naprawdę niecodzienna. W prawie Malabaru wyraźnie zapisano, że wolny obywatel nie może zarządzać żadną osadą, a tym bardziej rozporządzać jej zasobami według swojego uznania, jednak, biorąc pod uwagę wiele czynników… Imperator pragnie osobiście przekazać panu swoją decyzję. Proszę za mną.

Zwiastun odsunął się na bok, zapraszając mnie do portalu. Wiltras, który zdążył już wrócić, na powrót zamienił się w posąg, gdy tylko zobaczył Zwiastuna, ale kiedy wybrzmiało zdanie, że chce mnie widzieć sam Imperator, coś przestało stykać w głowie biednego goblina i padł bez życia na podłogę.

– Cześć, Machanie! – Pierwsze, co usłyszałem po pojawieniu się w zamku Imperatora, to radosny głos Księżniczki. Po wydarzeniach w Lesie Skalistym Reputacja u Tiszy wzrosła do Poważania, Atrakcyjność zaś (specjalnie zatrzymałem się, żeby ponownie to sprawdzić) do osiemdziesięciu trzech. Wkrótce powinien odrodzić się Kondratij, teraz już jako człowiek, i nikt ani nic na tym świecie nie przeszkodzi mu w zostaniu prawowitym mężem Księżniczki. – Przyszedłeś do ojca? Zajrzyj do mnie później, proszę. Trzymaj amulet. Gdy będziesz wolny, zadzwoń do mnie.

Otrzymałeś zadanie: „Rozmowa z Księżniczką”. Opis: Księżniczka jest niezmiernie szczęśliwa, że Kondratij stał się człowiekiem, i chce ci podziękować. Klasa zadania: Rzadkie. Ograniczenie: Reputacja u Księżniczki – Poważanie i wyższa. Otrzymałeś przedmiot: Amulet jednorazowego kontaktu z Księżniczką.

– Oczywiście, Tiszo, gdy tylko będę wolny, spotkam się z tobą. Teraz wybacz, czeka na mnie twój ojciec…

Biorąc pod uwagę, że Zwiastun mógł mnie dostarczyć bezpośrednio do Imperatora, spotkanie z Księżniczką zostało zaplanowane wcześniej. Cóż… Lista spraw priorytetowych zaczęła pękać w szwach, z każdą godziną bardziej. Obym nie musiał tworzyć nowej…

– Wolni obywatele Malabaru! Hrabia Machan, Echkiler, Ankir i Karrar! – wykrzyczał posłaniec, otwierając drzwi do sali tronowej.

Pojawiły się trzy teleporty, z których wyszli pozostali dopiero co wspomniani gracze. Wymieniliśmy grzeczności na powitanie i zamarliśmy w oczekiwaniu – nie jest się wzywanym do Imperatora tak po prostu, zwłaszcza w takim specyficznym towarzystwie. Echkilera znałem, natomiast pozostała dwójka była dla mnie wielką zagadką. Ciekawe, kim są i skąd pochodzą. Sądząc po symbolach klanowych, Ankir jest z Feniksa, a Karrar to gracz bez klanu. Dziwne…

Poprzednio, gdy byłem w tym pomieszczeniu, w centrum tronu tkwił kindżał Gieraniki otoczony ze wszystkich stron Kamieniami Światła. Teraz zajmował go Naatchi, który patrzył na nas majestatycznie. Obecność wszystkich Radców, Księżnej Kaltanoru, podobnego do ropuchy Gubernatora Prowincji Serest i kilkudziesięciu nieznanych mi NPC-ów powodowała, że status tego spotkania był podwyższony. Wyprostowaliśmy się dumnie i weszliśmy do środka.

– Proszę, aby państwo usiedli – rzekł Imperator i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pośrodku sali pojawił się ogromny okrągły stół, przy którym usiedli wszyscy obecni.

Wszyscy poza nami – dla wolnych obywateli nie wystarczyło miejsca przy tym kolosie.

– Zjawiliście się tutaj na moją prośbę w jednym celu: podjęcia decyzji, czy przyszedł czas na zmianę naszego prawa, czy też należy zostawić wszystko tak, jak jest – kontynuował Imperator, zwracając się do tego gremium. Jeśli dobrze zrozumiałem, są tu obecni wszyscy trzydzieści trzej Gubernatorzy, którzy pozostali w Malabarze po ekspansji Kartosa, Księżna jako zwierzchnik arystokracji i Radcy jako najwyższa władza po Imperatorze. Komitet Malabaru! – Przyczynę tych zdecydowanych działań znacie. Zanim jednak zaczniemy głosowanie, proszę, abyście zajęli stanowisko w tej sprawie.

– Prowincja Lestran w pełni popiera inicjatywę Imperatora w kwestii zmiany prawa. Wolni obywatele dawno już zaprezentowali się jako kompetentni przywódcy, niektórym z nich w pełni można powierzyć zarządzanie wsiami, a nawet małymi miasteczkami. Rozumiem, że istnieje ryzyko, że wolni obywatele postanowią wzbogacić się kosztem Imperium, jeśli nie bezpośrednio, to pośrednio, dlatego należy wybierać takich ludzi bardzo ostrożnie i kontrolować ich działalność. Jednak moje zdanie jest takie, że możemy dać im szansę. Jeśli wieś albo miasto zaczną się dynamicznie rozwijać, to można nawet przymknąć oko na…

– Stanowisko Lestranu jest jasne – przerwał Imperator mojemu Gubernatorowi, a występował właśnie ten, z którym miałem Uwielbienie. – Czy ktoś jeszcze chce się wypowiedzieć, zanim zaczniemy głosowanie?

– Prowincja Brantar jest przeciw! – Głos zabrał bardzo dostojny mężczyzna: mundur wojskowy z mnóstwem odznaczeń, wojskowa postawa, wąsy… Gubernator Brantaru bardzo przypominał Mera Narlaku. Jakby był jego rodzonym bratem. – Wolni obywatele, szczególnie po tym, jak pojawili się w Kartosie, stali się plagą Malabaru! Najazdy, pogromy, rozboje; nie tylko Kartosjanie, ale i Malabarczycy grzeszą tym, że łupią miasta, o wsiach nawet nie wspominając. Postawa Lestranu jest zrozumiała; jedno z miast prowincji zostało niedawno uratowane, dlatego Gubernator zmiękł. Szanowny Krondawir jednak nie wie albo nie chce wiedzieć, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy siedem moich miast zostało kompletnie zniszczonych! Siedem! I z nich tylko pięć przez Kartosjan, pozostałe to dzieło naszych rąk! Jak po czymś takim powierzyć im zarządzanie wsiami i, tym bardziej, malutkimi miasteczkami? Żeby tworzyli bazy służące napadom? Żeby pracowali dla siebie, nie troszcząc się o Imperium?

– Stanowisko Brantaru jest zrozumiałe. Czy ktoś jeszcze chce zabrać głos?

Jeszcze trzej Gubernatorzy – Prowincji Alen, Nirriana i Szatił – opowiedzieli się za zmianami w prawie, czworo, włączając Ropuchnatora, zajęło stanowisko przeciwne, pozostali nie wypowiedzieli się wcale, podobnie jak Radcy.

– Księżno – zwrócił się do dostojnej damy Imperator – czy pani chce zabrać głos?

– Tak, mój Imperatorze – odparła, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Jako pełnomocny przedstawiciel całej szlachty Malabaru zgadzam się z tym, że nadszedł czas na dokonanie zmian. Nie wszyscy aktualni zarządzający zajmują swoje miejsce zgodnie z prawem… – W tym momencie Księżna przeniosła wzrok na Ropuchnatora, który wcisnął się w krzesło. – …ale też nie wszyscy wolni obywatele powinni mieć prawo do zarządzania. W jaki sposób należy określić, kto zasługuje na taki zaszczyt, a kto nie, to temat, który trzeba omówić, ale zdecydowanie bez wolnych obywateli. Skoro jednak tutaj są… Zaproponowałam te cztery kandydatury w pierwszej kolejności, bo to są ci, którzy zasłużyli na moje zaufanie, a co za tym idzie, na zaufanie całej szlachty. Moja propozycja jest taka, żeby pozwolić tym rozumnym zostać zarządcami niewielkich osad na najbliższe sześć miesięcy, po czym zobaczymy, jakie będą efekty. Mój Imperator doskonale zna każdego z tej czwórki, dlatego nie ma sensu opowiadać o ich zaletach i wadach. Nie można rzucać się na oślep w nieznane wody, trzeba zachować ostrożność… Proszę, aby Imperator podjął rozważną decyzję…

– Dziękuję, Księżno – zakończył Imperator i zaraz pogrążył się w myślach. Wyglądało na to, że Symulator rozpoczyna procedurę aktualizacji, ponieważ takie zachowanie, biorąc pod uwagę zaproszonych graczy, raczej nie jest spontaniczne. – Podjąłem decyzję i proszę, aby Radcy ją zarejestrowali. Po pierwsze: czterem wolnym obywatelom Malabaru pozwala się w ciągu najbliższych sześciu miesięcy na pełnienie funkcji właścicieli kilku osad, których liczebność nie przekroczy dziesięciu tysięcy rozumnych. Dalej: wolni obywatele Echkiler, Ankir i Karrar będą używać tytułu Barona. Po trzecie: jeśli po tym czasie rezultaty będą pozytywne, rozszerzymy tę praktykę na wszystkich wolnych, którzy będą spełniać kryteria; te ustalimy później. Taka jest moja decyzja!

Przed oczami mignął mi komunikat, który był dokładnym powtórzeniem słów Imperatora z dopiskiem „dostępne” i dwoma wariantami odpowiedzi: Przyjmij i Odrzuć. Doskonale rozumiałem, że takich propozycji się nie odrzuca, dlatego kliknąłem odpowiedni przycisk i z ciekawością spojrzałem na pozostałych graczy – co oni zrobią? Oczy Echkilera dłużej niż u reszty były szklane, najwyraźniej wczytywał się w tekst i szukał w nim pułapek. Kiedy Mag wrócił, Imperator mówił dalej:

– Proszę obecnych tu wolnych obywateli i Hrabiego, aby w ciągu dziesięciu dni wybrali swoje osady i wezwali Zwiastuna, by powołał ich na stanowiska. Dziękuję wszystkim zebranym. Spotkanie uważam za zakończone!

ROZDZIAŁ 2

SZAMANIZM JEST POWOŁANIEM

Rozdział dostępny w wersji pełnej.

ROZDZIAŁ 3

PODZIEMIE SKNERUSA

– Panie – powiedział Wiltras, wchodząc i się kłaniając. – Co mam przekazać starostom? Już sześć dni czekają na spotkanie z panem, nie chcą bez tego wracać do swoich osad.

Zanim w głowie zaskoczyły mi odpowiednie styki, przez kilka chwil patrzyłem na goblina, nie rozumiejąc, o czym mówi. Cholera! Jak mogłem zapomnieć – poprosiłem go, żeby zebrał ludzi na rano, a sam wypadłem na tydzień! Fantastyczny początek panowania!

– Powiedz, że jestem gotów ich przyjąć – odpowiedziałem Wiltrasowi – i zaprowadź Pikulinę do jej pokoju. Masz dla niej jakiś pokój, prawda?

– Nigdzie nie pójdę! – postawiła się dziewczyna. – Zamierzasz się tutaj z kimś spotykać beze mnie? To niesprawiedliwe!

– Po pierwsze nie znasz języka. Po drugie to, co się będzie teraz działo, wiąże się z wewnętrznymi sprawami mojego klanu. Po trzecie w naturze Szamana nie leży pokazywanie swojego charakteru. Zajmij się nauką, nie mam ochoty użerać się z tobą. Postanowione! Dopóki nie nauczysz się malabarskiego, nie masz czego szukać w Altamedzie. Wiltrasie, mamy na pokładzie zbędnych pasażerów!

– Słucham, panie. – Wydawało mi się, czy w głosie goblina można było wyczuć zadowolenie? To, co wydarzyło się później, było dla mnie taką samą niespodzianką jak dla Pikuliny: majordomus teleportował się do niej jak Herold, wziął ją za rękę i w tym momencie razem z nią zniknął, żeby po chwili pojawić się już w pojedynkę. – Panie, twoje polecenie zostało wykonane…

– Dokąd ty ją…? – zapytałem zaniepokojony.

– Do wrót zamku, panie. Z ich zewnętrznej strony… Zaprosić starostów?

– Zaproś. – Machnąłem ręką, odchylając się na tronie.

Musiałem przyznać, że ten mebel okazał się skrajnie niewygodny – twardy, bez poduszek, bez udogodnień… Jak królowie siedzą na tym okropieństwie? Przez chwilę próbowałem się umościć, ale w końcu plunąłem na wszystko i wyjąłem z worka swój fotel bujany. Co prawda to jeszcze nie czas długich, zimowych wieczorów, ale tak będzie mi wygodniej…

Co tyczy się Pikuliny, to świadomie doprowadziłem do konfliktu z dziewczyną – jeśli ona naprawdę postanowiła zostać Szamanem, a dokładniej: moim uczniem, to powinna przyzwyczaić się do przestrzegania określonych zasad. Na przykład do słuchania mnie jako jej nauczyciela. Tym bardziej jako władcy w moim własnym zamku. Jeśli teraz pozwolę jej na robienie wszystkiego, co tylko sobie wymyśli, nie przyniesie mi to niczego dobrego.

– Starostowie do Pana Hrabiego! – wyrecytował Wiltras, odciągając mnie od ciężkich myśli.

Trzej dorodni mężczyźni, z których jednego widziałem już wcześniej, niezdecydowanie weszli do sali i zatrzymali się, przestępując z nogi na nogę.

– Hrabio, n-na pańskie polecenie… – Wiltras, zobaczywszy mój fotel, zająknął się. Jakoś do tej pory nie przywykł jeszcze do takiego ekscentrycznego gospodarza.

Dziwne, przecież majordomus zamku na dwudziestym czwartym poziomie powinien być przyzwyczajony do różnego rodzaju dziwactw. Będę musiał poszperać w ustawieniach – może sprezentuję mu brokatowy szlafrok… Ani się obejrzy, jak przyzwyczai się do takiej klasy.

– Usiądźcie – wskazałem starostom wolne miejsca przy stole.

Moja sala tronowa była w istocie połączeniem gabinetu i sali tronowej Imperatora – niewielki okrągły stół do prowadzenia negocjacji i przestrzeń wolna od mebli, którą mógł zająć tłum ludzi. Praktycznie i bez zbędnych wydatków…

Starostowie ciężko opadli na wskazane miejsca, położyli łokcie na stole i patrzyli na mnie spode łbów. Zupełnie nie rozumiałem, czy boją się mnie, czy raczej tego, że zacznę ich nękać różnymi opłatami i podatkami. Przyznaję, zarządzanie osadami nie wywoływało we mnie takiego szczenięcego zachwytu jak na przykład u Echkilera czy też u pozostałych nieznanych mi graczy, którym przyznano ten przywilej. Nie zawsze znajduję czas dla swojego klanu, a tu jeszcze zwaliło się na mnie coś takiego… Musiałbym… O! To jest po prostu genialny pomysł!

Leyte, przyleć, proszę, niezwłocznie do Altamedy – jest sprawa, która wymaga twojej obecności na miejscu…

Zarządzanie terytorium to ważny krok ze strony administracji gry. Tylko wydano pozwolenie nie temu człowiekowi – mnie osady zupełnie nie interesowały. Jednak znam kogoś, kto z zadowoleniem w moim imieniu pogra w strategię ekonomiczną! Trzy wsie po pięciuset mieszkańców – Leyte będzie miał gdzie się rozwinąć!

– Czego chcesz? – Nie minęło kilka sekund, a otworzył się portal i wyszedł z niego mój skarbnik.

– Usiądź, będę wszystkich wprowadzać w temat. Otóż, szanowni starostowie, zebrałem was tutaj, aby przekazać wam najlepszą wiadomość: przyjechał do was audytor, zarządca i właściciel w jednej osobie. Imperator osobiście nadał mi prawo do zarządzania osadami przylegającymi do zamku, czyli od teraz wasze osady będą zarządzane przeze mnie. Dzisiaj jeszcze udam się do Gubernatora Lestranu, żeby otrzymać oficjalne dokumenty, ale to tylko formalności. Odtąd to ja, a nie prowincja, jestem właścicielem waszych osad!

– Niby tylko formalności, ale jak wierzyć bez papierów? – podsumował znacząco Żmur, starosta Wesołych Mchów. – My, wielmożny panie, jesteśmy prości ludzie. Jesteśmy gotowi służyć, rzecz jasna, ale musimy mieć jakieś potwierdzenie…

– Potwierdzenie będzie jeszcze dzisiaj – odpowiedziałem bez zażenowania. Nie chciałem wzywać Imperatora czy Zwiastuna z powodu trzech starostów; jeszcze przestrzelę z wezwaniem i dostanę karę, a polecieć w odwiedziny do Gubernatora prowincji to żaden kłopot. – Teraz jednak nie o tym mowa. Jako właściciel tych ziem mianuję obecnego tu Wojownika moim zastępcą. Razem z wami będzie się zajmował zarządzaniem osadami, określeniem kierunku ich rozwoju i wprowadzeniem w życie najbardziej ambitnych planów. Zadanie jest takie, żeby sława o naszych wsiach rozeszła się po całym Malabarze, żeby ludzie z całego świata marzyli tylko o jednym: jak dostać się do osad Wesołe Mchy, Ciche Grona czy Dolne Strumyki.

– Kto przyjedzie do takiej głuszy? – nie powstrzymał się starosta Dolnych Strumyków. – Od nas młodzież ucieka, gdy tylko nauczy się trzymać w rękach włócznię. Pięć setek gąb, a mężczyzn zaledwie stu pięćdziesięciu, za to staruszkowie i dzieci stanowią powyżej setki. Myśliwych praktycznie nie ma…

– Trzy osady… – wymamrotał zamyślony Leyte, patrząc prosto przed siebie. Przyznaję, że mocno ryzykowałem, wzywając go na spotkanie bez wcześniejszych ustaleń. Jeśli się nie zgodzi, to w oczach moich gości nie będę wyglądał najlepiej. – Ile w sumie ludzi? – Leyte przeniósł wzrok na starostów.

– Wiadomo ile: pięćset trzy osoby – odpowiedział Żmur.

– Pięćset czterdzieści, czterysta dwadzieścia – odparli kolejno pozostali starostowie.

– Czym się zajmujecie? – kontynuował zadawanie pytań Leyte i widząc jego błyszczące oczy, zrozumiałem, że zdjąłem z siebie jeszcze jeden ciężar. Kto, jak nie finansista, powinien zajmować się strategią gospodarczą? Na pewno nie ja…

– Jesteśmy kuśnierzami, drwalami, uprawiamy ziemię – zaczęli wymieniać starostowie i w tym momencie Leyte ostatecznie ruszył do ataku:

– Jaki las? Jakie futra sprawiacie? Czy są wśród was Garbarze? Jak…

Pytania płynęły niczym rzeka, tak że starostowie ledwie nadążali z odpowiedziami. Sądząc po włączonej kamerze, Leyte będzie przeglądał zapis, żeby zdecydować, w jakim kierunku należy pójść, dlatego posiedziałem z nimi jeszcze chwilę, po czym zostawiłem ich samych. Już przy samym wyjściu z sali usłyszałem, że starostowie zaczęli się sprzeczać z Leyte’em na temat tego, gdzie lepiej sprawiać skóry i futra, dokąd dostarczać drewno i ile trzeba orać ziemię, dlatego tylko się uśmiechnąłem – prawdopodobnie Leyte zażąda ode mnie jeszcze jednego zastępcy. Z całą pewnością Wojownik nie wypuści ze swoich rąk zarządzania osadami, ale nie powinien rzucać pracy na aukcji – ona pożera bardzo dużo czasu, jednak przynosi klanowi określone zyski. Potrzebujemy ludzi, a tych dramatycznie brakuje…

– Trzymaj.

Wojownikowi, który przyszedł po około godzinie, wręczyłem cztery klanowe pierścienie. Nie mogę lecieć do Gubernatora bez Leyte’a – muszę go przedstawić jako swojego namiestnika, dlatego zająłem się wykonaniem ozdób. Miałem recepturę i materiały, dlatego okazało się to łatwe – zaledwie pięć minut na jeden pierścień, więc zrobiłem egzemplarz dla siebie, Leyte’a i kilka wyślę Ciapie; jeśli formuła jest zamknięta, to, być może, skapnie więcej niż plus trzydzieści pięć do wszystkich parametrów. Koniecznie muszę otworzyć trzeci poziom Szlifierza… Tylko jak znaleźć na to czas?

– Dziękuję, Machanie… – Leyte zamilkł, znów patrząc w dal. – Wiesz, zadziwiasz mnie, odkąd cię znam. Zawsze przychodzisz z takim bonusem, że… Tylko tobie przyznano prawo do zarządzania wioskami?

– Nie, jeszcze trzem. Będą nas testować przez pół roku, oceniać, jak rozwiniemy powierzone nam ziemie, a potem podejmą decyzję: zostawić taką opcję czy nie. Nie mam najmniejszej ochoty bawić się w ekonomistę. Ale jeśli ty masz, naprzód, do boju!

– Mam, no mam, ale… Do diabła! Gdzie ja znajdę na to wszystko czas?!

– Potrzebni są ludzie…

– Na tym polega problem, że potrzebni są tacy ludzie, którym bez obaw powierzysz zarządzanie pieniędzmi. W przeciwnym razie jakiś partacz nakupi tysiąc mieczy i nawet nie będzie wiedzieć, co z nimi zrobić… Albo jeszcze coś mniej przydatnego… Dobrze, to już szczegóły. Do diaska z nimi, jeśli nowy skarbnik będzie kręcił, to go wyprostuję, ale dawanie dostępu do banku pierwszemu lepszemu jest przesadą! Wykradnie złoto i nijak później nie dojdziesz, jak tego dokonał…

– Czyżbyś nie miał nikogo? W życiu nie uwierzę!

– Jak zareagujesz, jeśli zaproszę do klanu swoją żonę i mianuję ją na mojego pomocnika?

– Normalnie, najważniejsze, żeby były efekty. Ona też jest ekonomistą?

– Nie, ale jest jedną z nielicznych osób, którym ufam. Nauczę ją wszystkiego, nie będzie gorsza ode mnie.

– Zgadzam się, zaproś. Chłopca na posyłki znalazłeś, teraz bierz normalnego pomocnika. Najważniejsze, żebyś zdjął ze mnie osady i zrobił tak, bym za pół roku nie czerwienił się przed Imperatorem, i nie zapominaj o klanie. Jakie wynagrodzenie chcesz dla żony? Proponuję siedemdziesiąt pięć procent twoich zarobków plus premia za wyniki w pracy.

– Siedemdziesiąt pięć? Czyś ty zwariował? Chcesz zrujnować klan? Wystarczy pięćdziesiąt! I tak będzie to dla niej kilka razy więcej niż w realu. W takim razie lećmy do Gubernatora, odbierzemy dokumenty, a potem… Tylko czy naprawdę je dostaniemy? Może trzymać gębę na kłódkę, póki nie jest za późno?

– Dostaniemy, dlaczego mielibyśmy nie dostać – zapewniłem z przekonaniem Leyte’a, otworzyłem mapę i przedyktowałem współrzędne stolicy Lestranu naszemu człowiekowi w Anchursie. Potrzebujemy teleportu. – Przy okazji, Leyte, będziesz miał jeszcze jedno zadanie: sprawdź, proszę, jak korzystać z naszego zamkowego teleportu. Ropucha zaczyna mnie przyduszać, gdy tylko pomyślę, ile pieniędzy tracimy na poruszanie się po kontynencie…

Krondawir okazał się bardzo miłym staruszkiem. I ja, i Leyte zostaliśmy przyjęci u Gubernatora bez zbędnych pytań – przydał się status Hrabiego. A kiedy wyjaśniłem cel wizyty, Gubernator otworzył zestaw do pisania listów i własnoręcznie przygotował oba pisma. W jednym czynił mnie właścicielem trzech osad, w drugim zatwierdzał przekazanie zarządzania w ręce Leyte’a, nie zdejmując przy tym ze mnie odpowiedzialności za rezultaty.

Zapewniłem Gubernatora o pokoju, przyjaźni i innych radościach życia, wróciłem do Altamedy, a Leyte poleciał do Anchursu, jak powiedział: „uporządkować wszystkie kwestie”. Rozwaliwszy się w fotelu, kopałem w ustawieniach zamku, starając się znaleźć coś pożytecznego dla Wiltrasa, kiedy rozległ się dzwonek amuletu, i to nie klanowego.

Dziwne, komu nagle jestem potrzebny?

– Słucham – powiedziałem ostrożnie.

– Ty zły, wstrętny, samolubny, wredny gnojku! – dobiegło z amuletu.

Pomimo poważnego głosu Pikuliny i jej nastroju nie mogłem się nie uśmiechnąć – mówiła w języku Malabaru. Minęło zaledwie kilka godzin, a dziewczyna kupiła sobie pakiet językowy na stronie gry, zainstalowała go i teraz zamierza wygarnąć mi wszystko, co myśli o tej grze i moim w niej miejscu.

– Mam nadzieję, że jak poprzednio jesteś przy wejściu do zamku? – zapytałem, zupełnie ignorując potok słów.

Kiedy byłem programistą, często szkoliłem ludzi, więc przyzwyczaiłem się do takiej reakcji. Byłoby o wiele gorzej, gdyby Pikulina milcząco przełknęła swoje wydalenie z zamku – w takim wypadku nie moglibyśmy razem pracować, a ona nie mogłaby zostać „przykładną” Szamanką. Takie jest moje zdanie, niepoparte żadnymi obiektywnymi wskaźnikami.

– Jeśli myślisz, że będę się zachowywać tak, jakby nic się nie stało, to głęboko się mylisz! Tak, jestem przy bramie, gdzie mnie wyrzuciłeś, jakbym była niepotrzebnym meblem…

Niezależnie od tego, że Pikulina nadal przeklinała, to odpowiedziała na moje pytanie. Coś mi podpowiadało, że dziewczyna ma zdecydowanie więcej rozumu, niż chce pokazać swoimi zachowaniem i słowami. Jest zbyt… zmyślna czy jakoś tak… Do tego prośba, abym wziął ją na uczennicę… Cholerna paranoja, no po prostu paranoja…

– Wiltrasie – wezwałem majordomusa, nie odłączając amuletu. Chciałem, żeby dziewczyna słyszała moje polecenie. Goblin, który się pojawił, wywołał mój uśmiech. Majstrowanie przy ustawieniach nie poszło na marne: teraz Wiltras paradował nie tylko w szlafroku frotté, ale również z ogromnym złotym łańcuchem i w pantoflach z zadartym noskiem. Ulepszenie kosztowało mnie zaledwie trzydzieści tysięcy Złotych, dlatego nie mogłem oprzeć się pokusie, by zrobić przyjemność temu NPC-owi; mam z nim blisko współpracować przez najbliższych siedem lat. – Przy bramie stoi moja uczennica, przyprowadź ją tutaj. Jeśli będzie się opierać, Altameda będzie dla niej zamknięta przez tydzień.

– Jak pan rozkaże – powiedział goblin, skłonił się majestatycznie i zniknął.

Łał! Teraz nawet ukłon w wykonaniu Wiltrasa był czymś wzniosłym i dostojnym, a nie jak wcześniej – służalczym. Tak, na moje oko jest o wiele lepiej…

– Wasza wysokość! Rozkażesz udać się do swoich komnat? – W głosie Pikuliny było tyle jadu, że nie mogłem się nie zaśmiać.

Zła zombie – piekielna mieszanka.

– Wiesz, co odróżnia Szamana od innych klas? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Nie doczekawszy się odpowiedzi, kontynuowałem: – Spokój. Szaman powinien być spokojny w środku, żeby dokładnie wiedzieć, jakie Duchy są mu potrzebne. Przypomnij sobie łowienie ryb: złościłaś się, byłaś rozdrażniona? Mogę się założyć, że całkowicie się zatraciłaś i w tamtej chwili miałaś tylko jeden cel: złowić rybę, a wszystko pozostałe, w tym emocje, było na dalszym planie…

– Kornik mówił mi coś odwrotnego – rzekła dziewczyna już bez sarkazmu. – Nauczył mnie wzywać Duchy. Przecież mówiłam, że dopóki tworzyłeś szachy, polowałam na zielebąki, a goblin opowiadał mi właśnie o emocjach, że tylko z ich pomocą można pracować z Duchami. Co tyczy się jeziora i ryb… Jakbyś się czuł, gdyby przez dwa tygodnie nic ci się nie udawało, a potem przyszedłby pewien znany Szaman i zamiast pomóc, nawrzeszczał, zaczął grozić i kazał czekać na siebie przy jeziorze? Ja w tamtej chwili byłam gotowa je całe przeczesać wędką, wyładowując złość… Coś kręcisz… Mówisz o spokoju … Mentor, jak go nazywasz, też mówił, ale nie było rezultatu…

Ups!

– No właśnie: „ups”!

Najwyraźniej powiedziałem to na głos.

– Słuchaj… Jeśli mam być szczery, to nie mam pojęcia, jak cię uczyć – przyznałem się uczciwie dziewczynie. – Początkowo myślałem, że opowiem ci kilka bajek o tym, jak trzeba być spokojnym i zrównoważonym, pokażę Astral… Hmm…

– Co nieco sama mogę przeczytać – powiedziała Pikulina, widząc moje niezdecydowanie. – Jak rozumiem, najważniejsze dla Szamanów to przejść pierwszą Próbę. Jak ją przejść, już przeczytałam na forach, nie ma tam niczego trudnego. Uratować owieczkę…

– Właśnie rzecz w tym, że informacje na forach pisali partacze… Cholera, przykleiło się do mnie słowo od Leyte’a… Oni sami niczego w grze nie rozumieją, ale pchają się z radami…

– Chcesz mi powiedzieć, że na forach jest dezinformacja?

– Chcę powiedzieć, że każdy Szaman powinien mieć swoją drogę. Nie można wykluczyć, że dla niektórych przejście jej w tej kolejności, o jakiej przeczytałaś, jest idealnym wariantem kształtowania Szamana. Dla mnie osobiście nie. Jak będzie dla ciebie? Nie wiadomo.

– Co ty robiłeś? – zapytała zdumiona Pikulina. – Tam nieszczególnie jest gdzie zaszaleć; przejście jest standardowe…

– Zgadzam się, standardowe. Tylko każdy ma inny standard. Dla kogoś złota moneta to pieniądze, dla innego: kawałek Złota, a jeszcze dla innego: część bazy danych… Cała trójka ma rację i każdy będzie miał swoją prawdę. Zadaniem Szamana jest określenie, która z prawd jest dla niego ważna w danej chwili.

– W danej?

– Oczywiście! Ja na przykład jestem zwyczajnym człowiekiem, który dzisiaj uważa, że ziemia jest płaska i stoi na trzech wielorybach, jutro moje przekonania mogą się zmienić i będę uważać, że nie na wielorybach, tylko na żółwiu, a pojutrze uznam, że żółw tak naprawdę…

– Przecież ona jest okrągła – powiedziała Pikulina, patrząc na mnie jak na chorego.

– Ziemia to przykład, na którym staram się wyjaśnić ci moją myśl. Przyznaję, że niezbyt udany, ale jednak… Dobrze, powiem tak, jak sam czuję. Czasem wewnątrz zapala się lampeczka, która sygnalizuje: nie słuchaj otoczenia! Nawet jeśli mówią ci, że równoległe linie nigdy się nie przetną, a twoje przeczucie mówi coś odwrotnego, wątp! Cholera… Znowu wygłaszam brednie…

– Równoległe linie się przecinają – powiedziała zamyślona Pikulina. – Uczą tego na pierwszym roku uniwerku…

– Znów nie zrozumiałaś… Rzecz nie w tym, czy zgadłem, czy nie, ważny jest przekaz: Szaman powinien podążać za swoim przekonaniem do samego końca, jeśli uważa, że jest ono właściwe. Właśnie z takim przeświadczeniem trafiłem do tych filmów, o których mówiłaś. Gdybym działał zgodnie z zasadami, siedziałbym w kopalni, machał kilofem i marzył o wyjściu. O! Pewnego razu jeden z moich nauczycieli, już konkretnie nie pamiętam który, powiedział: „Myślą Magowie, Szamani czują”. Jeśli wychodzisz z takiego samego założenia, możemy pracować dalej…

– Przy okazji, nie opowiedziałeś, jak przeszedłeś próbę.

– I nie opowiem. Powinnaś sama to zrozumieć, a dokładniej: wybrać drogę odpowiednią dla ciebie. Moja rada: nie czytaj przewodników. Tylko źle się nauczysz…

– Jak zamierzasz mnie uczyć?

– Już mówiłem, nie mam pojęcia. Na razie wiadomo jedno: będę cię wszędzie zabierać ze sobą. Na przykład teraz udamy się w podróż do pewnego interesującego Podziemia…

Magdieju, Ciapo, jesteście gotowi na wyprawę? – napisałem na czacie.

Od tygodnia – dostałem odpowiedź od Łotrzyka. – Jesteśmy w pełnej gotowości, czekamy, kiedy wasza wysokość ocknie się z kolejnego procesu twórczego, żeby nam, biednym, wyznaczyć zadania.

Sprawdź pocztę, biedaku – odpisałem, wysyłając obu Liderom Rajdu po dwa pierścienie. – Potem zrzędź.

– Machanie, ile możesz zrobić takich pierścieni? – W tym momencie Magdiej zadzwonił na mój amulet.

– Po co ci +45 do statystyk? – zdziwiłem się.

– Możliwe, że dla ciebie to zaledwie plus czterdzieści pięć, ale dla mnie plus dwieście pięćdziesiąt do głównych parametrów! Nie jestem Anastariją, nie mam bogatych rodziców, nie mogę sobie pozwolić na wkładanie dużych pieniędzy w grę. A dodatkowy tysiąc do statystyk dzięki jednemu pierścieniowi brzmi wspaniale, nawet na moim poziomie, ale potrzebuję takich pierścieni dla całego rajdu!

Мachanie, dlaczego masz zajęte? Kończ gadanie, dzwonię do ciebie! – Na czacie pojawiła się wiadomość od Ciapy. – Potrzebuję pierścieni. Dużo!

– Dobrze, zbieraj ludzi, o pierścieniach porozmawiamy później. – Rozłączyłem Magdieja i połączyłem się z Ciapą. – Ludzie, teraz musimy przejść Podziemie, to może potrwać od kilku godzin do tygodnia. W Podziemiu nikt nie był, dlatego dostaniemy Pierwsze Zabójstwo. Kiedy rajdy będą gotowe, by wyruszyć?

– Za dwie godziny – odpowiedział Magdiej. – Część moich ludzi jest w realu, muszę ich wezwać.

– Ja też potrzebuję kilku godzin – dodał Ciapa.

– W takim razie czekam na wszystkich w zamku za dwie godziny. Wybywamy stąd…

– Pierwsze Zabójstwo? – zapytała zdziwiona Pikulina, gdy tylko schowałem amulet. – Zabierzesz mnie na Pierwsze Zabójstwo?

– Dlaczego by nie? – Wzruszyłem ramionami. – Dla Malabaru jesteś bezużyteczna, dla Kartosa… Poczekaj…

Wyjąłem jeszcze jeden amulet i wykonałem połączenie.

– Słucham! – odpowiedział poważny i pewny siebie głos. To zrozumiałe: lider najlepszego klanu Kartosa nie może mieć innego.

– Witaj, Ewoletcie! Z tej strony Machan. Jest sprawa; jak zawsze za milion Złotych…

Otrzymanie Pierwszego Zabójstwa za przejście Podziemia to wielki zaszczyt, ale nie chciałem zapraszać nikogo z Malabaru – dla swoich mało. Jednak Ewolett to zupełnie inna sprawa. Nie mam czym dzielić się z Kartosem…

Komunikat dla gracza! Otwarto nowe terytorium: Podziemie Sknerusa. Prawdopodobieństwo znalezienia cennego przedmiotu ze zwykłego przeciwnika wzrasta o 49,99%, zdobywane Doświadczenie wzrasta o 20%.

– Oczywiście nie słyszałeś o standardowym sposobie formowania rajdów? – wyzłośliwił się Ciapa, gdy tylko teleportowaliśmy się do Podziemia.