Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Mira – nauczycielka i matka siedmioletniej Marianny orientuje się, że do jej trzydziestych urodzin brakuje zaledwie pół roku. Decyduje się wykorzystać ten czas na wprowadzenie w swoim życiu pewnych zmian. Postanawia sporządzić listę rzeczy, które chciałaby zrobić, zanim przekroczy tę magiczną granicę wieku. W realizacji planów pomagają jej wiecznie roześmiana przyjaciółka Łucja i opiekuńczy rodzice. Robią wszystko, co w ich mocy, by wspierać Mirkę w jej zaskakujących decyzjach. Wszystko jednak zmienia jedno przypadkowe spotkanie z tajemniczym kelnerem…
Czy Mira odnajdzie nowy cel w swoim życiu? Jak wiele razy będzie jej próbował w tym przeszkadzać Jacek – były partner i ojciec Mani? I wreszcie – czy między pieczeniem ciastek a przygotowywaniem słodkiego kremu można odnaleźć prawdziwą miłość?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 250
Projekt okładki: Natalia Twardy
Redaktor prowadzący: Małgorzata Burakiewicz
Redakcja: Małgorzata Burakiewicz
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: CDN KONTEKST, Beata Kozieł
© by Weronika Psiuk
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2024
ISBN 978-83-287-3073-1
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2024
–fragment–
Dlaczego dziś zaczynam? Właśnie, dobre pytanie. Pamiętnika nie pisałam nigdy, nawet jako mała dziewczynka. Co mi się nagle stało? Chyba się starzeję. Rano obliczyłam, że do moich trzydziestych urodzin zostało równo pół roku. Pół roku!
Śmiałam się kiedyś z artykułów, których tytuły krzyczały nagłówkami „Sto rzeczy, które musisz zrobić przed trzydziestką”, „Jeśli robisz te rzeczy, to znaczy, że jesteś już dorosły”, „Milion miejsc, które musisz odwiedzić, zanim umrzesz”… Nadal bawi mnie publikowanie takich list – przecież nie każdy marzy o nurkowaniu z rekinami, skoku ze spadochronem, piciu dwustuletniego wina albo o podróży dookoła świata. Mnie takie punktowanie pragnień raczej nie dotyczy. Moje życie nie jest przecież wcale takie złe!
Mam świetną córkę, z której jestem bardzo dumna. Zazwyczaj. Jeśli nie wchodzi w niepotrzebne dyskusje z kolegami i nauczycielami. Niestety, chodzimy do tej samej szkoły (oczywiście nie dlatego, że tak bardzo spodobało mi się w szóstej klasie, że zatrzymałam się na tym etapie – po prostu tam uczę), więc o wszystkim donoszą mi na bieżąco.
Mam stałą pracę – nie powinnam narzekać. Połowa moich kolegów i koleżanek ze studiów nie może tego o sobie powiedzieć – łapią jakieś dorywcze zajęcia, zlecenia, kombinują, jak tylko mogą. Mnie się udało dostać etat w szkole, więc nie jest źle. (Chociaż czasem mam wrażenie, że trochę się tam zasiedziałam, że świat stoi przede mną otworem, ale zanim zrobię choć jeden krok naprzód, muszę sprawdzić stos wypracowań).
Mam własne mieszkanie – po dziadkach. Mnie z nauczycielskiej pensji stać co najwyżej na nowy mikser. Nie jest to ogromny apartament, ale dla mnie i Marianki wystarczy. Przynajmniej jest przytulnie.
Tak, moje życie nie jest złe. Mam gdzie mieszkać, starcza mi od pierwszego do pierwszego, mam córkę, którą kocham nad życie. Czegoś mi jednak wciąż brakuje. Jakbym ciągle szukała celu. Może jednak warto, na krok przed trzydziestką, sprawdzić, o co mi właściwie chodzi, i wzorem absurdalnych artykułów spisać rzeczy, których do tej pory nie udało mi się zrobić? Tak, tak, właśnie postanowiłam stworzyć jedną z tych list. Co mi szkodzi? Najwyżej nie zrealizuję żadnego punktu.
Wczoraj cały wieczór myślałam o tym, co zawsze chciałam zrobić, ale albo brakowało mi czasu, albo odwagi. Mam kilka pomysłów.
Przede wszystkim muszę więcej czasu spędzać z Manią. Nie chcę, żeby za dwadzieścia lat myślała o mnie jak o wyrodnej matce, która zawsze więcej pracowała, niż była z własnym dzieckiem. Tak, tę zmianę wprowadzam w pierwszej kolejności. Mania dwa weekendy w miesiącu spędza z ojcem, więc w pozostałe dwa musimy sobie organizować jakieś niesamowite aktywności. Zaczynamy od razu! (No… prawie od razu. W ten weekend Jacek zabiera ją do siebie).
Po drugie: badania kontrolne. Przebadam się kompleksowo – od czubka głowy po pięty. Ostatnio robiłam badania, kiedy Marynia była malutka (czyli jakieś siedem lat temu). Czuję się dobrze, ale kto wie? Wszyscy trąbią o profilaktyce, powtarzam uczniom, żeby dbali o zdrowie, a sama co robię? Dla świętego spokoju się przebadam.
Jeśli okaże się, że nic mi nie jest i jeszcze trochę pociągnę, może zrobię porządki w mieszkaniu? Generalne porządki. Mam chyba syndrom zbieracza. Trudno mi pożegnać się z rzeczami, mimo że leżą gdzieś w kącie od paru lat. W szafie mam sukienki jeszcze z czasów liceum. Żadna z nich nie jest już modna, a i mój rozmiar się od tego czasu zmienił… Nie wiem, po co je trzymam. W kuchni to samo – popękane kubki i talerze, niemowlęce butelki Mani, wieczka do plastikowych pojemników (bez pojemników – te w magiczny sposób zniknęły). Tylko szafa z ubraniami Maryni wygląda lepiej. Głównie dlatego, że ubrania, z których wyrosła, są zapakowane do pudeł w piwnicy. Nie wyrzucałam ich, bo liczyłam na to, że będziemy z Jackiem próbowali stworzyć jeszcze jednego człowieka. Kiedyś tak sądziłam. Teraz dziękuję niebiosom, że zesłały na mnie przebłysk myśli „nie idź tą drogą!”.
A może powinnam zrobić sobie tatuaż? Na studiach wszyscy robili tatuaże albo przebijali sobie ciało w dziwnych miejscach, a ja bałam się bólu. Muszę przyznać, że kilku koleżankom nawet trochę zazdrościłam – miały na skórze prawdziwe dzieła sztuki. Może nadszedł właśnie moment, kiedy powinnam przestać się tego bólu obawiać? Zresztą co to za ból? Gorszy niż poród? Nie sądzę. Postanowione. Zrobię sobie tatuaż. Nie wiem jaki, nie wiem gdzie, ale zrobię. I jeszcze namówię Łucję, żeby też dała się wytatuować!
Albo nie, może nie tatuaż, ale coś bardziej szalonego? Kurs salsy, wycieczka na szczyt wulkanu, lot balonem, kurs gotowania, pieczenia? Właśnie! Kurs cukierniczy! Jak mogłam wcześniej na to nie wpaść! Mania ciągle marudzi, że zbyt rzadko piekę ciasta. Uwielbia sernikobrownie z malinami… Może w końcu uda mi się zrobić tort na jej urodziny? I to taki, który wyglądem nie będzie przypominał upaćkanego kremem pudła na kapelusze? A może wcześniej wyjedziemy z Łucją na weekend? Będziemy gadać przez całą noc, jakbyśmy znów były nastolatkami. I zabierzemy ze sobą dobre wino. Dwie butelki.
Może już wystarczy? Przychodzi mi do głowy coraz więcej pomysłów, jeden bardziej absurdalny od drugiego, więc chyba czas zamknąć listę. Ostateczna wersja to:
– spędzać więcej czasu z Manią,
– przebadać się,
– zrobić generalne porządki,
– zrobić tatuaż,
– zapisać się na kurs cukierniczy,
– umówić się z Luśką na babski weekend.
Z trudem powstrzymuję rękę przed dodaniem niemożliwych do zrealizowania planów: wyjazd do Aten (przed trzydziestką nie zdążę na pewno), zmiana pracy (bo za co będę żyć?) i znalezienie normalnego faceta (normalnego, czyli bardziej sensownego niż Jacek). Na to ostatnie na pewno nie zamierzam tracić czasu.
– Co ty znów wymyśliłaś? Przestań gadać tak, jakbyś miała zaraz się kłaść do trumny! Dziewczyno, masz jeszcze dwadzieścia lat! – Myślałam, że Łucja zaraz mi przyłoży.
– Nie dwadzieścia, a dwadzieścia dziewięć i pół. Powinnaś się cieszyć, że w planach mam nasz weekendowy wypad. Pojedziemy w jakieś piękne miejsce, zjemy furę dobrego jedzenia, napijemy się dobrego wina… Wiem, że nie muszę cię namawiać dwa razy!
– Dobra, dobra, na weekend się zgadzam. Ale na tatuaż mnie nie namówisz. Mogę ewentualnie pójść tam z tobą i potrzymać cię za rączkę. To co, dokąd jedziemy?
– Może na Mazury? Jest listopad, sezon już dawno minął, więc będzie trochę taniej.
Miałam nadzieję, że Łucja weźmie pod uwagę moje skromne zarobki. Sama nie musi liczyć każdego grosza – zresztą, która obrotna bizneswoman musi się tym przejmować?
– Mazury… Czy ja wiem? Tam będzie zimno. Może Zanzibar? Albo Mauritius?
No świetne propozycje. Mówiłam już, że Łucja uwielbia smażyć się na plaży? Najlepiej, jeśli jest wyjątkowo egzotyczna.
– Luśka, proszę cię, przestań wymyślać. Chcemy jechać tylko na weekend. Wybierzmy coś, co jest blisko i nie zrujnuje mojego budżetu. Pokazać ci, co mam w portfelu?
– Wiem, wiem, zdjęcie Mańki i rodziców, a obok dyskontową kartę stałego klienta. Dobra, niech będą Mazury. Poszukam jakiegoś noclegu, a ty przygotuj listę rzeczy do spakowania.
Łucja to jedyna osoba na świecie, którą czasem jednocześnie mam ochotę pogłaskać po głowie i rozszarpać na kawałki. Chociaż znamy się od podstawówki, ciągle mam wrażenie, że mogłybyśmy gadać godzinami i nigdy nie mamy dość. Zdarza mi się myśleć o tym, że chciałabym mieć taki sam charakter jak ona. Może wtedy nie utknęłabym na etacie w szkole, ale na przykład byłabym szefową własnego wydawnictwa albo szkoły językowej, handlowałabym nieruchomościami jak Łucja… Albo robiłabym zupełnie co innego.
„Nowy tydzień, nowe wyzwania, nowa przygoda” – w każdy poniedziałek powtarzam to od kilku lat moim uczniom, kiedy przychodzą rano do szkoły. Tak naprawdę staram się samą siebie przekonać do tego, że moja praca to wyjątkowe wyzwanie. Coraz mniej skutecznie.
Odebrałam Mariankę od Jacka tuż przed rozpoczęciem lekcji. Zadzwonił rano i przerwał mój poranny relaks przy kawie tylko dlatego, że „sorry, Mirka, wiem, że się umawialiśmy, że odstawię małą do szkoły, ale wiesz, klient zmienił godzinę meetingu, wiesz, no muszę, bo nie sprzedam mu tych płyt i stracę kupę hajsu, wiesz, rozumiesz, byznes is byznes”. Co za kretyn! Wydaje mu się, że jest największym biznesmenem świata, bo skupuje stare winyle i sprzedaje trzy razy drożej. Spokojnie, Jacek, teraz to modne, ale zobaczymy, co będzie za parę lat.
Właściwie dobrze, że zadzwonił. Przypomniał mi, dlaczego nie żałuję, że się rozstaliśmy. Szkoda tylko, że Mania musi słuchać tej jego głupiej gadki. Wiem, to jej tata. Wiem, Mania to jego ukochane dziecko (na szczęście jedyne!). Wiem, czasem nawet się stara. Wiem, ojcem jest zdecydowanie lepszym niż partnerem.
Jako partner był beznadziejny. Poznaliśmy się w liceum. Ja zaczynałam drugą klasę, a on trzecią. Mieliśmy wspólnych znajomych, po raz pierwszy spotkaliśmy się na jakiejś imprezie, potem umówiliśmy się jeszcze kilka razy, zaprosił mnie na studniówkę i dalej jakoś samo poszło. Wtedy był zupełnie inny – prawdziwy dżentelmen. Całkowicie odstawał od swoich kolegów, których interesowało głównie to, gdzie i kiedy można się tanio napić i jakie dziewczyny można łatwo wyrwać. Jacek był delikatny, czuły, szanował mnie, przynosił kwiaty… Po dwóch latach się oświadczył. Oczywiście najbardziej romantycznie, jak mogłam to sobie wtedy wyobrazić. Kiedy skończyłam zajęcia, zabrał mnie nad Wisłę. Spacerowaliśmy bulwarem, a kiedy mijaliśmy Wawel, zatrzymał się na moment pod Smokiem Wawelskim i poczekał, aż ten zacznie zionąć ogniem. Wtedy z ławki obok podniósł się mężczyzna i zaczął grać na skrzypcach, a Jacek wyciągnął pierścionek.
Oj, duże wrażenie to na mnie zrobiło. Nie mogłam odmówić! Teraz myślę, że więcej w tym tandety niż romantyzmu, i wiem, jak mało zostało w Jacku z tego mężczyzny, w którym się zakochałam. Nie zdążyliśmy wziąć ślubu. Nasze plany pokrzyżowała Mańka, która postanowiła pojawić się na świecie zupełnie niespodziewanie. (Gdyby nie moi rodzice, nie skończyłabym studiów!)
Gdy tylko się o tym dowiedzieliśmy, Jacek poczuł, że stał się ojcem rodziny, zrezygnował z dalszej edukacji i zaczął szukać sposobów na zarabianie pieniędzy. Inwestował chyba we wszystko, w co tylko może inwestować student: sprzedawał zupki w proszku, szmuglowane ze Wschodu papierosy, kserówki z notatkami, kwiaty na dworcu, miał stragan z pamiątkami nad Wisłą. No handlarz pełną gębą! Na moje nieszczęście. Kiedy biznesy Jacka przynosiły mu coraz więcej pieniędzy, on coraz mniej interesował się własną narzeczoną. Siedziałam z raczkującą Mańką, pisząc jednocześnie prace roczne i gotując nam obiady, a mój wspaniały narzeczony biegał po mieście i handlował, czym się dało.
Tuż po drugich urodzinach Marianki Jacek wystrzelił z nowym pomysłem – będzie skupował butelki po tanich winach i w domu urządzi rozlewnię soków owocowych. Wtedy podziękowałam mu za współpracę i z płaczem (i z dzieckiem pod pachą) wróciłam do rodziców.
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz