Ta chwila, ten blask lata cały - Leszek Długosz - ebook + książka

Ta chwila, ten blask lata cały ebook

Leszek Długosz

4,0
14,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Szanowni Państwo,

oto mój najnowszy wybór dawnych i nowych wierszy. Ich liczba nie jest przypadkowa. Składając ten tom na okoliczność moich urodzin, nie mogłem przystać na inną cyfrę. Przychylam się też do opinii, że w tej sytuacji jest to mój wybór nie tylko najbardziej aktualny, ale i reprezentacyjny. Sama okoliczność – rocznica 75 urodzin – uchodzić może za fakt zdumiewający (zwłaszcza dla mnie), wypada mi jednak potwierdzić jego prawdziwość.

W sumie, tak właśnie dzisiaj, poprzez te wiersze, chciałbym się przedstawić, a pytany o marzenia... tak odpowiedzieć. Dobrych chwil życzę przy tej lekturze. Gdyby się okazało, że tak jest, „ale niekoniecznie”... z góry proszę o ekskuzę. Mimo upływu lat nieposkromione nadzieje to skłonności, których wciąż nie udaje mi się powściągnąć.

Leszek Długosz

Kraków w 2016 roku

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 71

Oceny
4,0 (2 oceny)
1
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright by Leszek Długosz © Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2016 PROJEKT GRAFICZNY OKŁADKI: Robert Kleemann REDAKTOR PROWADZĄCY: Anita Kasperek KOREKTA: Henryka Salawa, Kamil Bogusiewicz, Małgorzata WójcikWydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl e-mail: [email protected] fax: (+48-12) 430 00 96 tel.: (+48-12) 619 27 70 ISBN: 978-83-08-05865-7 Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione.

1. Wyjechałem i mnie nie ma

Wyjechałem i mnie nie ma

I na Rynku, i na Brackiej.

To się może przedłużyć

Może nawet na zawsze?

Ani głos mój się odzywa

Tu, wprost brzmiący.

Nic nie spieszno moim krokom

Na Gołębiej i na Brackiej

Cień się zabrał razem ze mną

Nie ma nas tu przykładnie.

Wyjechałem.

Mała próba generalna

Większej tu nieobecności.

Kiedyś do cna…

Wyjechałem, nie zalegam

Nie zagrażam, nie zabiegam

Ale gdyby tak ciekawość

Ktoś zatęsknił gdyby?

(Bez przesady, lecz przez chwilę

To się może zdarzyć)

Ach, zakręćcie kółkiem płyty

Tak jak dawniej — w kółko wam się powtórzę

Pobiegnijcie śladem wiersza

Może co tam zaszeleści

Ze mnie, po mnie?

Dno szuflady komuś prześle esemesik?

Wyjechałem

Ot, na razie próbka

Po sąsiedzku z humorem traktowana przeróbka

Kantorowskiej tej sztuczki:

„Nigdy tu już nie powrócę”.

Wyjechałem i mnie nie ma

Ach, na razie, na razie

Płochy żarcik

Mała wprawka prawdziwego zniknięcia

Ale kiedyś dokładnie — już tu więcej nie zajrzę?

Na Gołębią, na Bracką?

W świat nie ruszę gdzieś dalej

Na Sławkowską, na Sienną nie skoczę?

Cień w „Prowincji” mój za szybą

Nie pochyli się naprawdę?

Kiedyś?, ktoś zapyta, to jest — kiedy?

Co to znaczy?

A ja powiem: Szanowni państwo…

Zgodnie z duchem czasu — k i e d y ś…

To jest dziś istniejące inaczej.

2. * * *

To nie jest sztuka wędrować do Betlejem

Kiedy zapłonie gwiazda nocą

I drogi jasny łuk wyznacza.

Nie sztuka, w ślepym tkwiąc zaułku

Iść do Canossy

Gdy umie cesarz pojąć

Że wyjściem — tylko pokutnicza szata.

I nie jest kwestią na świat powracać rano

Kiedy powieki światłem tknięte

Same się unoszą.

Ale jest trudniej, trudniej na pewno

Nocy jak beton szczelnej

Otwarte przeciwstawiać oczy

I trwać z pytaniem: Po co?…

3. Przyjaciołom w podzięce

Za szklankę herbaty na pustyni

Za kubeł zimnej wody

Gdy zasłuży głowa, to oczywiste

W ogóle o czym mowa?

Ale najbardziej

Czego się pewnie nie domyślają

Że z ich powodu

Że to przez wzgląd na nich: nie

Jednak nie

Nie powinienem

Nie mogę

Hamulec i kaganiec.

Że zła nie przysparzam więcej

Niż mógłbym. Wyznajmy szczerze

Niż miałbym (mam) na to ochotę.

Że powściągliwość przez nich ćwiczę.

Nie wiem, czy bardziej powstrzymuje mnie

Ludzkość, Prawo, Przykazanie z Góry

Czy: co ja powiem?

Jak ja im jutro spojrzę w oczy?

Świat aniby odgadł, jak dla ich starań

Pręgierz bywał mi oszczędzany.

Milczenie ich — lecz jak wymowne

Jak ostrzegało mnie

Przede mną samym.

Błogosławcie, konfesjonały

Sprzymierzeńcom owym.

Aniby wam do uszu przyszło

Ile mniej (dzięki komu)

Słuchałyście zawstydzających wyznań.

Przyjaciołom — wdzięczność

Za wszystkie pożytki, jakie mam

Z ich istnienia

Jawne

I których się pewnie nigdy nie domyślą.

Ach, za te zwłaszcza — może nawet

O wiele bardziej…