Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Juda przypomniał sobie, że imię Tamar oznacza „palmę daktylową”. Palma daktylowa znosi ostry, pustynny klimat i wydaje słodkie odżywcze owoce. Smagana pustynnym wiatrem, trzyma się mocno i niełatwo ją złamać. Podobnie Tamar, będzie musiała stawić czoła trudnemu i gwałtownemu usposobieniu jego syna. Juda był pewien, że jego żona Batszeba potraktuje młodą dziewczynę, jak rywalkę. Wiedział, że będzie uprzykrzać jej życie, ponieważ jego żona jest próżna i zazdrosna o swoich synów…”. Frag. książki
Wystrojona w ślubne szaty, 14-letnia Tamar zostaje wydana za mąż za okrutnego, czczącego bożków mężczyznę. Wrzucona w świat nadużyć, zdrady i rozczarowań, w obliczu cierpienia musi dokonać wyboru: Czy pozwoli swojemu nowemu mężowi, Erowi, zniszczyć jej niewinność i honor? Czy porzuci religię Kananejczyków i przyjmie Boga Hebrajczyków ? A może popadnie w rozpacz i stanie się tak zła jak jej mąż i jego bracia?
Poznaj biblijną historię Tamar. Choć żyła w odległych czasach i innej kulturze, niejednokrotnie zmagała się z problemami, które nie są nam obce. Zaryzykowała swoje życie i reputację, aby przetrwać.
Jej historia służy jako przykład tego, jak Bóg wykorzystuje nasze okoliczności i nasze chwiejne kroki, aby wypełnić swój plan.
Pozostałe powieści z cyklu „Rodowód Łaski”
Moabitka, która wyrzekła się wszystkiego, nie oczekując niczego w zamian.
Zdradzona przez mężczyzn, którzy decydowali o jej losie ... , zaryzykowała życie i reputację, aby przetrwać.
Nierządnica, królewska nałożnica, poganka…Kobieta z przeszłością, której Bóg dał przyszłość.
Jej piękno poruszyło zmysły króla Dawida. Jej ból poruszył serce Boga.
Cały świat czekał na ten moment. Bóg wybrał jedną kobietę.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 186
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Jakub mieszkał w kraju, w którym zatrzymał się jego ojciec, czyli w Kanaanie.
Oto są dzieje potomków Jakuba. Józef jako chłopiec siedemnastoletni wraz ze swymi braćmi, synami żon jego ojca Bilhy i Zilpy, pasał trzody. Doniósł on ojcu, że źle mówiono o tych jego synach. Izrael miłował Józefa najbardziej ze wszystkich swych synów, gdyż urodził mu się on w podeszłych jego latach. Sprawił mu też długą szatę z rękawami. Bracia Józefa widząc, że ojciec kocha go bardziej niż wszystkich, tak go znienawidzili, że nie mogli zdobyć się na to, aby przyjaźnie z nim porozmawiać.
Pewnego razu Józef miał sen. I gdy opowiedział go braciom swym, ci zapałali jeszcze większą nienawiścią do niego. Mówił im bowiem: Posłuchajcie, jaki miałem sen. Śniło mi się, że wiązaliśmy snopy w środku pola i wtedy snop mój podniósł się i stanął, a snopy wasze otoczyły go kołem i oddały mu pokłon. Rzekli mu bracia: Czyż miałbyś jako król panować nad nami i rządzić nami jak władca? I jeszcze bardziej go nienawidzili z powodu jego snów i wypowiedzi.
A potem miał on jeszcze inny sen i tak opowiedział go swoim braciom: Śniło mi się jeszcze, że słońce, księżyc i jedenaście gwiazd oddają mi pokłon. A gdy to powiedział ojcu i braciom, ojciec skarcił go mówiąc: Co miałby znaczyć ów sen? Czyż ja, matka twoja i twoi bracia mielibyśmy przyjść do ciebie i oddawać ci pokłon aż do ziemi? Podczas gdy bracia zazdrościli Józefowi, ojciec jego zapamiętał sobie ów sen.
Kiedy bracia Józefa poszli paść trzody do Sychem, Izrael rzekł do niego: Wiesz, że bracia twoi pasą trzodę w Sychem. Chcę cię więc posłać do nich. Odpowiedział mu Józef: Jestem gotów. Wtedy Jakub rzekł do niego: Idź i zobacz, czy bracia twoi są zdrowi i czy trzodom nic się nie stało, a potem mi opowiesz. Po czym wyprawił go z doliny Hebronu, a on poszedł do Sychem. I błąkającego się po polu spotkał go pewien człowiek. Zapytał go więc ów człowiek: Kogo szukasz? Odpowiedział: Szukam moich braci. Powiedz mi, proszę, gdzie oni pasą trzody. A na to ów człowiek: Odeszli stąd, ale słyszałem, jak mówili: Chodźmy do Dotain.
Józef udał się więc za swymi braćmi i znalazł ich w Dotain. Oni ujrzeli go z daleka i zanim się do nich zbliżył, postanowili podstępnie go zgładzić, mówiąc między sobą: Oto nadchodzi ten, który miewa sny! Teraz zabijmy go i wrzućmy do którejkolwiek studni, a potem powiemy: Dziki zwierz go pożarł. Zobaczymy, co będzie z jego snów!
Gdy to usłyszał Ruben, postanowił ocalić go z ich rąk; rzekł więc: Nie zabijajmy go! I mówił Ruben do nich: Nie doprowadzajcie do rozlewu krwi. Wrzućcie go do studni, która jest tu na pustkowiu, ale ręki nie podnoście na niego. Chciał on bowiem ocalić go z ich rąk, a potem zwrócić go ojcu.
Gdy Józef przybył do swych braci, oni zdarli z niego jego odzienie — długą szatę z rękawami, którą miał na sobie. I pochwyciwszy go, wrzucili do studni: studnia ta była pusta, pozbawiona wody. Kiedy potem zasiedli do posiłku, ujrzeli z dala idących z Gileadu kupców izmaelskich, których wielbłądy niosły wonne korzenie, żywicę i olejki pachnące; szli oni do Egiptu. Wtedy Juda rzekł do swych braci: Cóż nam przyjdzie z tego, gdy zabijemy naszego brata i nie ujawnimy naszej zbrodni? Chodźcie, sprzedamy go Izmaelitom! Nie zabijajmy go, wszak jest on naszym bratem!
I usłuchali go bracia. I gdy kupcy madianiccy ich mijali, wyciągnąwszy spiesznie Józefa ze studni, sprzedali go Izmaelitom za dwadzieścia sztuk srebra, a ci zabrali go z sobą do Egiptu. Gdy Ruben wrócił do owej studni i zobaczył, że nie ma w niej Józefa, rozdarł swoje szaty i przyszedłszy do braci, zawołał: Chłopca nie ma! A ja, dokąd ja mam iść?
A oni wzięli szatę Józefa i zabiwszy młodego kozła, umoczyli ją we krwi, po czym tę szatę posłali ojcu. Ci zaś, którzy ją przywieźli, rzekli: Znaleźliśmy ją. Zobacz, czy to szata twego syna, czy nie. Jakub rozpoznawszy ją zawołał: Szata mego syna! Dziki zwierz go pożarł! Dziki zwierz rozszarpał Józefa! I Jakub rozdarł swoje szaty, a potem przepasał biodra worem i opłakiwał syna przez długi czas. Gdy zaś wszyscy jego synowie i córki usiłowali go pocieszać, nie słuchał pociech, mówiąc: Już w smutku zejdę za synem moim do Szeolu. I ojciec jego nadal go opłakiwał. Tymczasem Madianici sprzedali Józefa w Egipcie Potifarowi, urzędnikowi faraona, przełożonemu dworzan.
W owym czasie Juda opuścił swych braci wędrując ku dolinie zaszedł do pewnego mieszkańca miasta Adullam, imieniem Chira. Ujrzawszy tam córkę pewnego Kananejczyka, noszącego imię Szua, wziął ją za żonę i zbliżył się do niej. Ona zaś poczęła i urodziła syna, któremu dano imię Er. Potem jeszcze raz poczęła, urodziła syna i nazwała go Onan. A gdy znów urodziła syna, dała mu imię Szela. Ten zaś jej poród nastąpił w Kezib.
Juda wziął dla swego pierworodnego syna, Era, żonę imieniem Tamar.
Księga Rodzaju 37:1-38:16
Gdy Tamar zauważyła Judę prowadzącego osła objuczonego sakwami i drogocennymi dywanami, szybko chwyciła motykę i pobiegła na najdalszy kraniec pola swojego ojca. Blada z przerażenia, pracowała odwrócona plecami do domu, żywiąc nadzieję, że oko Judy jej nie dostrzeże. Dobiegały do niej wołania piastunki Aksy, ale udawała, że nic nie słyszy. Miała oczy mokre od łez, gdy coraz mocniej uderzała motyką o ziemię.
— Tamar! — zdyszana Aksa podbiegła do dziewczyny. — Nie zauważyłaś Judy? Biegnij natychmiast do domu. Matka za chwilę wyśle po ciebie twoich braci, a dobrze wiesz, że oni nie będą się z tobą bawić w uprzejmości.
Aksa skrzywiła się.
— No nie patrz tak na mnie, drogie dziecko. To nie moja wina. A może wolisz poślubić któregoś z tych izmaelickich kupców zmierzających do Egiptu?
— Słyszałaś, co mówią o synu Judy?
— Tak, słyszałam — piastunka wyciągnęła rękę po motykę — Może nie jest tak źle, jak myślisz.
Tamar widziała w oczach Aksy, że ona również ma wątpliwości, co do zalet jej przyszłego męża.
Matka Tamar zdenerwowana czekała przed domem. Mocno potrząsnęła córkę za ramię.
— Masz szczęście, że nie mam czasu, bo przetrzepałabym ci skórę! — Ciągnąc córkę za rękę zaprowadziła ją do pokoju dla kobiet.
Zaledwie przestąpiła próg, a siostry zaczęły zdejmować z niej szaty. Jedna nieopatrznie wyrwała jej włosy z głowy razem z chustą. W końcu, Tamar krzyknęła:
— Przestańcie natychmiast! — Podniosła ręce, aby się od nich odgrodzić, ale właśnie w tej chwili, do pokoju wkroczyła matka.
— Tamar, stój spokojnie! Aksa długo cię szukała, więc musimy się pospieszyć.
Siostry zaczęły się przekrzykiwać, podekscytowane i pełne entuzjazmu.
— Matko, pozwól, że pokażę mu się taka, jaka jestem naprawdę.
— Prosto z pola? Nie ma mowy! Ubierzemy cię w najlepsze szaty jakie mamy. Juda przywiózł wiele darów. Tylko pamiętaj, żebyś nie przyniosła nam wstydu swymi łzami.
Tamar próbowała się uspokoić. Nie pozostawało nic innego, jak tylko poddać się zabiegom matki i sióstr, które przywdziały ją w najlepsze tkaniny i skropiły cennymi perfumami na spotkanie z Judą, Hebrajczykiem. Miał trzech synów i jeśli Tamar przypadnie mu do gustu, najstarszy z nich, Er, zostanie jej mężem. Podczas ostatnich żniw, gdy Juda i jego synowie wypasali stada na ich polach, ojciec polecił jej pracować w zasięgu ich wzroku. Wiedziała, co chciał przez to osiągnąć. Wyglądało na to, że dopiął swego.
— Matko, proszę. Potrzebuję jeszcze roku lub dwóch, aby dorosnąć do małżeństwa.
— To twój ojciec decyduje, czy jesteś wystarczająco dorosła. Matka unikała jej wzroku. — Nie możesz kwestionować jego decyzji. Siostry Tamar nadal paplały jedna przez drugą. Matka klasnęła w dłonie.
— Dość tego! Cisza! Pomóżcie mi przygotować Tamar!
Zacisnąwszy zęby, zamknęła oczy i zdecydowała, że pora zrezygnować z siebie. Musi poddać się swemu przeznaczeniu. Od początku wiedziała, że pewnego dnia wyjdzie za mąż. Wiedziała także, że to ojciec wybierze dla niej męża. Jedynym pocieszeniem był dziesięciomiesięczny okres zaręczyn. Przynajmniej zyska trochę czasu, aby przygotować swój umysł i serce na życie, które ją czeka.
Aksa dotknęła jej ramienia.
— Spróbuj się rozluźnić. — Rozplątała włosy Tamar i zaczęła je czesać długimi i zdecydowanymi pociągnięciami. — Pomyśl o czymś miłym, moja droga.
Czuła się, jak zwierzę przygotowywane na sprzedaż. Czyż nie tak właśnie było? Zalała ją fala złości i rozpaczy. Dlaczego życie jest takie okrutne i niesprawiedliwe?
— Petro, przynieś olejki. Nie możemy pozwolić, by cuchnęła, jak niewolnica, która właśnie wróciła z pola!
— Jeśli będzie pachniała owcami i kozami — dodała Aksa — Hebrajczyk będzie zachwycony.
Dziewczęta roześmiały się nie zważając na groźne spojrzenia matki.
— Nie ułatwiasz mi zadania, Akso. Bądźcie już cicho!
Tamar chwyciła matkę za spódnicę.
— Proszę, matko. Czy nie mogłabyś porozmawiać z ojcem, w moim imieniu? Ten chłopak to... wcielenie zła! — Łzy popłynęły po jej policzkach.
— Proszę. Nie chcę poślubić Era.
Usta matki zadrżały, ale nie zamierzała zmięknąć. Wyrwała rękę Tamar z fałd swej spódnicy i chwyciła ją mocno za ręce.
— Wiesz, że nie mam wpływu na plany ojca, Tamar. Cóż dobrego wyniknie z tego, że sprzeciwię się temu małżeństwu? Sprowadzi to tylko hańbę na nasz dom. Juda już tu jest.
Dziewczyną wstrząsnęło łkanie, a zimny strach rozlał się w jej żyłach.
Matka chwyciła ją za podbródek i zmusiła do podniesienia głowy.
— Długo przygotowywałam cię na ten dzień. Nie przydasz się nam do niczego, jeśli nie wyjdziesz za Era. Spójrz na to tak: twoje małżeństwo przysłuży się całej naszej rodzinie. Przyniesie kres konfliktom między rodem Zimrana i Judy. Dzięki tobie, będziemy mieli zagwarantowany pokój.
— Przecież nas jest więcej niż ich, matko.
— To jeszcze nic nie znaczy. Nie jesteś już dzieckiem, Tamar. Masz w sobie więcej odwagi niż myślisz!
— Więcej odwagi niż ojciec?
Oczy matki pociemniały z gniewu. Puściła ją gwałtownie. — Zrobisz, jak mówię albo pożałujesz swego nieposłuszeństwa.
Pokonana, zamilkła. Wszystko, co robiła przynosiło tylko kolejne upokorzenia. Miała ochotę krzyknąć na siostry, żeby przestały się tak ekscytować. Jak mogą cieszyć się z jej nieszczęścia? Jakie to ma znaczenie, że Er jest przystojny? Nie słyszały o jego okrucieństwie? Nie dotarły do nich słuchy o jego arogancji? Mówiono, że Er sprawia kłopoty, gdziekolwiek się pojawia!
— Więcej czarnej kredki, Akso — powiedziała matka. — Trzeba jej dodać kilka lat. Tamar nie mogła uciszyć szalonego bicia swojego serca. Miała mokre ręce ze zdenerwowania.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem ojca, jej przyszłość rozstrzygnie się już dziś.
— To dobra rzecz — powtarzała sobie. — Dobra rzecz. — Gorą łzy zaciskały jej gardło.
— Wyprostuj się, Tamar — powiedziała matka — niech ci się przyjrzę.
Matka popatrzyła na nią, westchnęła głęboko i zaczęła układać fałdy jej czerwonej sukni.
— Akso, musimy ukryć ten brak kobiecych kształtów — powiedziała poprawiając materiał. — Inaczej, Zimran nie zdoła przekonać Judy, że jest wystarczająco dojrzała, aby rodzić dzieci.
— Mogę przedstawić tkaninę z comiesięcznymi dowodami kobiecości Tamar, moja pani.
— Dobrze, trzymaj ją pod ręką, kto wie, może będzie potrzebna?
Tamar poczerwieniała. Czy nie miała prawa do choćby odrobiny prywatności? Czy każdy musiał publicznie dyskutować o najbardziej intymnych sprawach dotyczących jej życia? Pierwszy okres był dowodem na to, że stała się kobietą, a teraz stał się kartą przetargową w rękach jej ojca. Była towarem na sprzedaż, narzędziem mającym zapewnić pokój między dwoma wrogimi klanami, barankiem ofiarnym, który miał zapewnić spokój całej rodzinie. Liczyła, że nikt nie zwróci na nią uwagi jeszcze przez rok, lub dwa lata. Przecież czternastolatki nie wzbudzają zainteresowania mężczyzn.
— Tak będzie lepiej — powtarzała Tamar. Choć jej serce mówiło coś zupełnie innego, a żołądek zaciskał się ze strachu, ciągle powtarzała te słowa, próbując przekonać samą siebie. — Tak będzie lepiej.
Może gdyby nie słyszała tych wszystkich opowieści…
Odkąd sięgała pamięcią, ojciec obawiał się Judy i jego ludu. Słyszała historie o wielkiej mocy Boga Hebrajczyków, który obrócił w gruzowisko Sodomę i Gomorę, spuszczając na nie deszcz ognia i siarki. Żaden z bogów kananejskich nie pokazał nigdy tak wielkiej mocy!
Słyszała też opowieści o tym, jakiego okrucieństwa dopuścili Hebrajczycy w mieście Sychem…
— Matko, dlaczego tak musi być? Czy nie mam prawa wyboru, gdy decyduje się o moim losie?
— Żadna z nas nie ma wyboru. Wiem dobrze, jak się czujesz. Byłam w twoim wieku, gdy przekroczyłam próg domu twego ojca. Taki jest ten świat, Tamar. Czy nie przygotowywałam cię na ten dzień, odkąd byłaś małą dziewczynką? Mówiłam ci, po co przyszłaś na świat. Nie ma sensu walczyć z własnym przeznaczeniem. To walka z wiatrakami.
Chwyciła ją za ramiona.
— Bądź dobrą córką i okaż posłuszeństwo. Nie sprzeczaj się ze mną. Postaraj się być dobrą żoną i matką wielu synów. Tylko w ten sposób zyskasz sobie szacunek. A jeśli los się do ciebie uśmiechnie, mąż cię pokocha. Jeśli nie, synowie zabezpieczą twoją przyszłość. Kiedy się zestarzejesz, zaopiekują się tobą tak samo, jak twoi bracia zaopiekują się mną. Kobieta znajduje spełnienie w życiu, stwarzając dom dla swego męża.
— Ale to jest Er, syn Judy, matko!
Emocje przemknęły po twarzy matki, zachowała jednak zimną krew.
— Znajdź sposób, żeby wypełnić swoją powinność i daj mu synów. Musisz być silna. Ci ludzie mają gorącą krew. Są dumni, gwałtowni i nieprzewidywalni.
Tamar odwróciła głowę.
— Nie chcę poślubić Era. Nie mogę za niego wyjść.
Matka złapała ją za włosy i odciągnęła głowę córki do tyłu.
— Jesteś gotowa zniszczyć naszą rodzinę upokarzając tego Hebrajczyka? Myślisz, że ojciec pozwoli ci dalej żyć, jeśli zaczniesz go błagać, aby nie oddawał twej ręki Erowi? Naprawdę wierzysz, że Juda puści taką zniewagę płazem? Ostrzegam cię! Jeśli sprowadzisz na nas hańbę i ojciec zechce cię za to ukamienować, ja również rzucę w ciebie kamieniem. Nie waż się narażać życia moich synów. Słyszysz? To ojciec decyduje kogo i kiedy poślubisz. Nie ty! — Puściła jej włosy i trzęsąc się ze zdenerwowania zrobiła krok do tyłu. — Nie zachowuj się, jak niemądra!
Tamar zamknęła oczy. W pokoju zapadła niewygodna cisza. Czuła na sobie wzrok sióstr i piastunki.
— Wybaczcie mi — powiedziała drżącym głosem — Przepraszam. Zrobię wszystko, co trzeba.
— Tak, jak każda z nas… — powiedziała matka, wcierając aromatyczny olejek w jej rękę. — Bądź roztropna jak wąż. Wybierając ciebie, Juda okazał mądrość. Jesteś silna, silniejsza od innych dziewcząt. Jesteś inteligentna i masz siłę, z której nie zdajesz sobie sprawy. Ten Hebrajczyk zainteresował się tobą. Zrób wszystko, aby go zadowolić. Bądź dobrą żoną dla jego syna. Zbuduj most porozumienia między naszymi rodzinami.
Ciężar odpowiedzialności, który spadł na jej głowę był przygniatający.
— Spróbuję — wyszeptała.
— Nie tylko spróbujesz. Dasz z siebie wszystko i uda ci się. — Matka schyliła się i pocałowała ją w policzek. — A teraz, usiądź i doprowadź się do porządku, a ja zawiadomię ojca, że jesteś gotowa.
Tamar próbowała uspokoić myśli. Juda był jednym z synów Jakuba, który zmiótł Sychem z powierzchni ziemi, aby pomścić gwałt na swojej siostrze. Być może, gdyby syn Chamora z Sychem słyszał wcześniej o Hebrajczykach, nie tknąłby dziewczyny. Kiedy tylko uświadomił sobie swój błąd, wszelkimi sposobami próbował obłaskawić synów Jakuba. Oni jednak, byli żądni krwi. Książę Chamor i jego ojciec wyrazili zgodę, aby każdy mężczyzna zamieszkujący Sychem przeszedł krwawy rytuał obrzezania. Próbowano doprowadzić do małżeństwa gwarantującego sojusz między dwoma rodami! Zrobili wszystko, czego żądali Hebrajczycy, a mimo to, trzy dni po obrzezaniu, gdy okaleczeni leżeli przykuci do łóżek, Juda i jego bracia wzięli odwet. Nie wystarczyła im krew winowajcy; ich miecz dotknął każdego mieszkańca miasta. Nikt nie ocalał, a miasto zostało splądrowane. Hebrajczycy byli cierniem w oku Kananejczyków. Ich obecność budziła wśród ludzi strach i niepewność.
Mimo, że Juda, opuścił swój naród i teraz żył wśród Kananejczyków, to ojciec Tamar nie mógł spać spokojnie, wiedząc, że Juda jest blisko. Serca Zimrana nie uspokoiło nawet małżeństwo Hebrajczyka z Kananejką, która urodziła mu trzech synów i wychowała według swojej tradycji. Juda był Hebrajczykiem. Był obcy. Był solą w oku Zimrana.
Na przestrzeni lat, ojciec zawarł z Judą umowę, aby Hebrajczyk wypasał stada na jego polach. Współpraca przynosiła korzyści każdej ze stron i dała początek niepewnemu sojuszowi. Przez te wszystkie lata Tamar wiedziała, że ojciec szuka sposobu, aby umocnić sojusz z Hebrajczykami. Małżeństwo łączące obie rodziny, mogłoby go zapewnić, pod warunkiem, że jego córka przyniesie błogosławieństwo domowi Judy, rodząc synów. Tamar rozumiała determinację ojca, który chciał doprowadzić do jej małżeństwa z Erem. Zdawała sobie sprawę, że to niezbędne posunięcie. Rozumiała także swoją własną rolę w tym wszystkim. Jednak, samo zrozumienie tego faktu nie ułatwiało wykonania zadania. W końcu, to ona miała się poświęcić, jak baranek przeznaczony na ofiarę. Nie miała nic do powiedzenia w kwestii swego zamążpójścia. Nie miała wyboru, czy w ogóle chce wychodzić za mąż. Jedyne, co mogła zrobić, to zdecydować, w jaki sposób zmierzy się ze swym przeznaczeniem.
Zanim matka wróciła, Tamar była gotowa. Skrywając emocje, wykonała głęboki ukłon w jej stronę. Gdy podniosła głowę, matka nałożyła na nią ręce, szepcąc błogosławieństwo. Następnie, chwyciła córkę za podbródek.
— Życie jest ciężkie, Tamar. Zdążyłam się już o tym przekonać. Każda młoda dziewczyna marzy o miłości. Jednak, prawdziwe życie różni się od młodzieńczych marzeń. Gdybyś była najstarszą córką, wysłalibyśmy cię do świątyni w Timnie, zamiast twojej siostry.
— Nie byłabym tam szczęśliwa.
— Szczerze mówiąc, wolałaby zginąć z własnej ręki niż pójść drogą swojej siostry.
— To jedyne życie, jakie ci pozostało. Wykorzystaj je najlepiej, jak się da.
Tamar postanowiła, że tak uczyni. Podążając za matką, próbowała uciszyć swe drżące ciało.
Może Juda stwierdzi, że jest zbyt młoda, zbyt chuda, albo zbyt brzydka. Może jej małżeństwo z Erem nie dojdzie do skutku. Jednak, w ostatecznym rozrachunku, to niczego nie zmieni. Prawda, choć bolesna, była taka, że musiała kogoś poślubić, bo kobieta bez męża i bez synów równie dobrze mogłaby być kobietą martwą.