39,00 zł
Tom zawiera sztuki: "Miłość na Krymie" (1993), "Wdowy" (1992), "Portret" (1997), "Kontrakt" (1986).
Podobnie jak opowiadania, również dramaty publikowane są w "Dziełach zebranych" w ustalonej przez autora kolejności, tzn. poczynając od utworów najnowszych. Zamieszczone w "Teatrze 1" utwory pochodzą z lat 1986-1993 i tylko jeden z nich, "Portret", był wydany wcześniej w Polsce. Najbardziej znana jest "Miłość na Krymie", rodzaj pastiszu nawiązującego do różnych epok i realiów historycznych Rosji oraz rosyjskiego dramatu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 340
KONTRAKT
(1986)
SZTUKA W TRZECH AKTACH
OSOBY
MAGNUS, lat 67
MORIS, lat około 30
Rzecz dzieje się w roku 1985.
Uwaga: w opisach sytuacji określenia „na prawo”, „na lewo” stosowane są od strony widowni. Na użytek aktorów należy je rozumieć odwrotnie.
AKT I
Scena przedstawia salon hotelu (lounge), którego modelem jest Hotel du Lac, Vevey, Szwajcaria. Choć dzisiaj już nie największy i nie najdroższy w tej znanej i bogatej okolicy – należał kiedyś do najbardziej wytwornych i wytwornym pozostał, choć minęło już jego stulecie. Nie razi śladami dawnej świetności, jak to często się zdarza niemłodym hotelom w krajach, które nie są Szwajcarią. Wnętrze „belle epoque” utrzymane jest w idealnym stanie czystości i porządku, a dbałość o fizyczną i psychiczną wygodę klienteli wyczuwalna jest nieustannie i w każdym szczególe. Ekologiczna nisza we współczesnym, burzliwym i groźnym świecie – i należy przypuszczać, że jak w każdej ekologicznej niszy gromadzą się w niej przedstawiciele gatunków będących na wymarciu.
Środkowa ściana, czyli ta, którą widzimy na scenie na wprost, opatrzona jest wysokimi oknami, teraz kotary są zasunięte i zakrywają ją całą. Z lewej strony znajduje się recepcja hotelowa, z prawej przejście ku windzie i schodom wiodącym na piętra, tamtędy idzie się również do hotelowego baru.
Akcja zaczyna się późną nocą, sofy, fotele, stoliki są już opustoszałe, ale liczne lampy jeszcze zapalone – oświetlenie jasne, ale nie rażące, dyskretne. „Jugendstil” – formy owalne i roślinne, a także naturalne rośliny i kwiaty w wazonach. Nic tu nie jest ciężkie ani ciemne, tonacje pastelowe, beżowe, popielate, linie i kontury przypominają raczej rysunki Beardsley’a niż biedermeiery, meble Doktora Freuda.
W salonie znajduje się tylko jeden zapóźniony gość hotelowy, siedzi przy niskim stoliku. Mężczyzna sześćdziesięciosiedmioletni, bardzo starannie ubrany – twarz, której czerstwość można przypisać zarówno zamiłowaniu do gry w golfa, jak i wieloletniemu używaniu whisky. Siedzi wyprostowany i zupełnie nieruchomy. Stopy złączone, łokcie przy bokach, dłonie złożone na udach. Przed nim na stoliku mała zastawa, której głównym komponentem jest szklaneczka whisky, opróżniona już prawie do dna, obok niej talerzyk z oliwkami, orzeszkami, karafka z wodą etc.
Po długiej chwili nieruchomości i sztywności podnosi jedną rękę do wysokości stołu – ruch ten jest pewny, zdecydowany – bierze szklaneczkę z resztą whisky i podnosi do ust, aby wychylić ją do dna. Powstrzymuje się w ostatnim momencie – powoli oddala szklankę od ust i egzaminuje jej zawartość, trzymając ją na wysokości oczu, następnie – równie powoli – odstawia szklankę dokładnie tam, gdzie była przedtem. Z lewej strony pojawia się młody człowiek w ciemnym ubraniu, conscierge, w białej koszuli i ciemnym krawacie. Poruszając się bezszelestnie – dywan tłumi jego kroki – zaczyna gasić lampy. Siedzący mężczyzna przypatruje mu się uważnie i po chwili zadaje mu pytanie.
MAGNUS
– A... monsieur Lefevre. Nie przyszedł?
MORIS
– Monsieur Lefevre dzisiaj nie pracuje.
MAGNUS
– Dlaczego?
MORIS
– Umarł dziś rano.
Pauza.
Magnus wypija whisky do dna.
MAGNUS
– I ty go zastępujesz?
MORIS
– Tak jest.
MAGNUS
– Jak ci na imię?
MORIS
– Moris.
MAGNUS
– Nigdy cię tutaj nie widziałem.
MORIS
– Przedtem pracowałem w Excelsiorze.
MAGNUS
– W Excelsiorze?
MORIS
– Tylko jako boy.
MAGNUS
– Niemniej jednak w Excelsiorze.
MORIS
– I jedynie dorywczo. Obecna sytuacja bardziej mi odpowiada. Teraz jestem portierem.
MAGNUS
– Ale nie w Excelsiorze.
MORIS
– Oczywiście, jeżeli dyrekcja uzna za stosowne zatrzymać mnie na tym stanowisku.
MAGNUS
– Miejmy nadzieję.
MORIS
– Monsieur Lefevre odszedł tak nagle... Nie znaleziono nikogo, kto by go zastąpił.
MAGNUS
– Tak bardzo nagle.
MORIS
– Nikogo poza mną. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności.
MAGNUS
– Dlaczego nieszczęśliwy?
MORIS
– Ze względu na monsieur Lefevre’a.
MAGNUS
– Co to było?
MORIS
– Serce.
Magnus dotyka swojej klatki piersiowej w okolicy serca.
MORIS
– Choć bliższe okoliczności nie są jeszcze znane. Pan źle się czuje?
MAGNUS
– Masz cudzoziemski akcent.
MORIS
– Jestem cudzoziemcem.
MAGNUS
– Jak wszyscy. Monsieur Lefevre był ostatnim Szwajcarem w Szwajcarii. Z jakiego kraju?
MORIS
– Polititiki.
MAGNUS
– Co to jest?
MORIS
– Wyspa.
MAGNUS
– Gdzie?
MORIS
– Na oceanie. Ogólnie biorąc.
MAGNUS
– Nigdy o takiej nie słyszałem.
MORIS
– O, to jest bardzo mała wyspa.
MAGNUS
– Chociaż kultura oceaniczna jest mi oczywiście znana. Ogólnie biorąc. Palmy, zdaje się...
MORIS
– Kokosowe, Monsieur.
MAGNUS
– Właśnie. Palmy i te... i te, no, te...
MORIS
– Wschody i zachody słońca, Monsieur, szum oceanu.
MAGNUS
– O, właśnie, to bardzo stara kultura o wielkich tradycjach.
MORIS
– Pan jest zbyt uprzejmy.
MAGNUS
– Cóż chcesz, taki jest nasz późnoeuropejski nawyk.
Dzwonek telefonu w recepcji.
MORIS
– Przepraszam.
MAGNUS
– To do mnie.
Magnus wstaje, Moris odbiera telefon.
MORIS
– Hotel Residence.
Magnus posuwa się o krok w kierunku Morisa.
MAGNUS
– Do mnie?
Moris zakrywa dłonią mikrofon telefonu, mówi do Magnusa.
MORIS
– Do monsieur Lefevre’a.
Magnus wycofuje się.
MORIS
– (odsłania mikrofon, mówi do telefonu) Nie, niestety, już... To znaczy jeszcze go nie ma. Chwilowo nieobecny... Zastępca... Nie, dzisiaj nie przyjdzie... Tak jest, może jutro. Coś przekazać?... Na wypadek, gdybyśmy jutro również nie mogli się go spodziewać... Jeżeli to coś pilnego... Ależ ja chętnie, monsieur Lefevre ma do mnie pełne, chciałem przez to powiedzieć – bezgraniczne zaufanie. Każdą wiadomość... Nie? Wobec tego żałuję. Do usług. (odkłada słuchawkę telefonu) Merde!