Trzy tragedie i karnawał - Sławomir Mrożek - ebook + książka

Trzy tragedie i karnawał ebook

Sławomir Mrożek

0,0
52,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Na tom "Trzy tragedie i karnawał" składają się utwory "Ambasador", "Krawiec", "Kontrakt" i "Karnawał", czyli pierwsza żona Adama. Ponadczasowy charakter pierwszych trzech sztuk i przenikający je duch historii, władzy, polityki i porządku społecznego łączy się tutaj z typową dla Mrożka przenikliwą ironią, kiedy w Karnawale nawiązuje również do stosunków damsko-męskich. "Karnawał", ostatnią sztukę Sławomira Mrożka, publikujemy tu wraz z manuskryptem Autora, gdzie dociekliwy Czytelnik może zobaczyć czarno na białym proces twórczy, poprawki i uwagi do tekstu. Całość opatrzona została wstępem Antoniego Libery.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 267

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Słowo wstępne: AN­TONI LI­BERA
Wy­da­nie opra­co­wane na pod­sta­wie tek­stu sztuki opu­bli­ko­wa­nego w mie­sięcz­niku „Dia­log”, w lu­tym 2013 r.
Opieka re­dak­cyjna: MA­RIA RACZ­KIE­WICZ-ŚLE­DZIEW­SKA
Ko­rekta: BE­ATA WY­RZY­KOW­SKA, JU­LIA MŁO­DZIŃ­SKA
Pro­jekt okładki: WI­TOLD SIE­MASZ­KIE­WICZ
Co­py­ri­ght © 2023 by Dio­ge­nes Ver­lag AG, Zürich All ri­ghts re­se­rved Co­py­ri­ght© 2024 by Noir sur Blanc, War­szawa For all Po­lish lan­gu­age edi­tions All ri­ghts re­se­rved
ISBN 978-83-7392-959-3
Ofi­cyna Li­te­racka Noir sur Blanc Sp. z o.o. ul. Fra­scati 18, 00-483 War­szawa
Za­mó­wie­nia pro­simy kie­ro­wać: – te­le­fo­nicz­nie: 800 42 10 40 (li­nia bez­płatna) – e-ma­ilem: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl – księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.noir.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

KRA­WIEC

(1965)

UTWÓR SCE­NICZNY W TRZECH AK­TACH

.

OSOBY

KRA­WIEC

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA (KLIENT MNICH, KLIENT CZE­LAD­NIK)

CZE­LAD­NIK

KAR­LOS

NANA

ONUCY

BAR­BA­RZYŃCA I

BAR­BA­RZYŃCA II

AKT I

Przy pro­sce­nium ba­ro­kowa, złota, ogromna i pu­sta rama lu­stra, tak usta­wiona, że kto bę­dzie się w tym niby-lu­strze prze­glą­dał, ten sta­nie twa­rzą wprost do wi­downi. Nad lu­strem ko­puła na­miotu z tka­nin dro­gich i ozdob­nych, jak owe cięż­kie i ozdobne tka­niny po­lo­wych kwa­ter dla kró­lów i wo­dzów w daw­nych wie­kach. Wszystko to na tle wiel­kiej za­stawki przed­sta­wia­ją­cej geo­me­tryczne ogrody wer­sal­skie.

Obok lu­stra ma­ne­kin z głową i koń­czy­nami, ale bez twa­rzy. Na nim ka­ftan ze złota i białe spodnie do ko­lan, spi­nane u dołu.

Przed lu­strem stoi Eks­ce­len­cja, tę­gawy męż­czy­zna w wieku zdro­wych lat pięć­dzie­się­ciu, bez za­ro­stu. Na gło­wie srebrna, on­du­lo­wana pe­ruka, spa­da­jąca na ra­miona. Odziany jest tylko w długą ko­szulę.

Obok Eks­ce­len­cji Kra­wiec, ró­wie­śnik Eks­ce­len­cji, o wi­tal­nej, dy­rek­tor­skiej twa­rzy. Ko­szula, ka­mi­zelka i zwy­czajne, współ­cze­sne spodnie. Prze­pa­sany płó­cien­nym far­tusz­kiem z kie­sze­nią, z któ­rej wy­stają wiel­kie kra­wiec­kie no­życe. Wnę­trze na­miotu sil­nie oświe­tlone. Reszta ciemna. W na­mio­cie sto­lik, a na sto­liku stos żur­nali.

KRA­WIEC (kła­nia­jąc się)

Jesz­cze pe­ruka, Wa­sza Do­stoj­ność.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA(zdej­muje pe­rukę i po­daje Kraw­cowi, który układa ją na ma­ne­ki­nie. Na­stęp­nie Kra­wiec roz­wija sztukę pur­pury i za­rzuca ją Klien­towi Eks­ce­len­cji na ra­miona)

Więc po­wiada mistrz, że Bar­ba­rzyńcy są bli­sko?

KRA­WIEC

Są tu, w przed­po­koju.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Od kie­dyż to? Za­wsze mnie­ma­łem, że dzieli nas od nich co naj­mniej sto lat i parę oce­anów.

KRA­WIEC

Czas szybko leci, z oce­anami także jest kru­cho.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Nie­przy­jemna wia­do­mość. Jak oni wy­glą­dają?

KRA­WIEC

Strasz­nie. Są pra­wie nadzy.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Jak się za­cho­wują?

KRA­WIEC

Nad po­dziw spo­koj­nie. Oglą­dają ta­pety, nie­uf­nie ob­wą­chują krze­sła. Je­den z nich zjadł bu­kiet róż.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Ra­zem z kol­cami?

KRA­WIEC

Nie, przed­tem od­dzie­lił kolce od ło­dygi za po­mocą scy­zo­ryka.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Więc jed­nak nie jest zu­peł­nym Bar­ba­rzyńcą.

KRA­WIEC

Ow­szem. Eks­ce­len­cja ma nie­ści­słe wy­obra­że­nie o bar­ba­rzyń­stwie.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Mistrz ich broni?

KRA­WIEC

Nie, skądże! Eks­ce­len­cja wie do­brze, że cy­wi­li­za­cja to ja.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

O, nie! Cy­wi­li­za­cja to ja i wszystko, co re­pre­zen­tuję, wszystko, co mnie wy­dało: na­uka, sztuka, hu­ma­nizm...

KRA­WIEC

O ile się nie mylę, Eks­ce­len­cja nie jest ani uczo­nym, ani ar­ty­stą, ani na­wet na­uczy­cie­lem szkoły po­wszech­nej. Eks­ce­len­cja jest tylko Eks­ce­len­cją, czyli samą do­sko­na­ło­ścią.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Wła­śnie.

KRA­WIEC

Tak, ale Eks­ce­len­cją odzia­nym. Eks­ce­len­cja nagi nie jest Eks­ce­len­cją. Tu­taj, w mo­jej pra­cowni... (wska­zuje na ma­ne­kin) Oto do­sko­na­łość Wa­szej Eks­ce­len­cji.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Ale moja istota...

KRA­WIEC

Istota to po­wierzch­nia, przy­naj­mniej taka istota, którą mo­żemy po­jąć i roz­róż­nić. Reszta to nic albo ciem­ność, w naj­lep­szym wy­padku. W tej chwili istota Wa­szej Eks­ce­len­cji jest obok Wa­szej Eks­ce­len­cji.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Nie­mniej ja sam...

KRA­WIEC

Mu­szę przy­znać, że z przy­kro­ścią pa­trzę na ciało Wa­szej Eks­ce­len­cji... Ale czy wo­bec tego: Eks­ce­len­cji? Te łydki, ten tu­łów... Bar­ba­rzyń­stwo to wła­śnie na­gość i obec­nie Wa­sza Eks­ce­len­cja... ale czy obec­nie Eks­ce­len­cja nie różni się od tych w przed­po­koju? Gdyby nie przy­kra ko­niecz­ność za­wo­dowa, nie od­sła­niał­bym Wa­szej... nie­na­wi­dzę na­go­ści. Z ulgą wi­tam uwień­cze­nie każ­dego mo­jego dzieła. Na­gość to ni­cość, na­tura, chaos, bar­ba­rzyń­stwo. Kiedy już osią­gnę mój cel, kto wie, czy nie za­biorę się wtedy do szy­cia odzieży dla zwie­rząt, a na­wet dla ro­ślin i mi­ne­ra­łów. Za­sło­nię wszystko. Czyli nadam wszyst­kiemu sens.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Im­po­nu­jące przed­się­wzię­cie.

KRA­WIEC

Jesz­cze od­le­głe, bar­dzo od­le­głe. Naj­pierw cel, ma­rze­nie mo­jego ży­cia...

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Cóż to ta­kiego?

KRA­WIEC

Czy Eks­ce­len­cja wie, co to jest ka­mień fi­lo­zo­ficzny?

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Coś nie­moż­li­wego.

KRA­WIEC

Coś, czego wszy­scy szu­kają, ale znajdę tylko ja. Szu­kam wiel­kiego se­kretu kra­wiec­twa, czyli, ina­czej mó­wiąc, cy­wi­li­za­cji.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Za­dzi­wia mnie mistrz.

KRA­WIEC

Tak. Moda rzą­dzi nami. Ale co to jest moda? Każdy chce no­sić na so­bie coś ta­kiego, co no­szą wszy­scy, ale jed­no­cze­śnie czego nie ma nikt inny. Pa­ra­doks? Tylko po­zor­nie. Moda wy­raża tę­sk­notę cy­wi­li­za­cji. Po­łą­czyć do­sko­nałą wspól­ność z do­sko­na­łym wy­od­ręb­nie­niem. Pierw­szy, kto tego do­kona, bę­dzie wiel­kim kraw­cem.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Ży­czę po­wo­dze­nia.

Od­głos pisz­cza­łek i bęb­nów oraz nie­ar­ty­ku­ło­wana wrzawa. Wpada pro­wa­dzony świa­tłem Cze­lad­nik, w ka­mi­zelce jak i mistrz, ale skrom­niej­szej, i w ta­kim sa­mym far­tuszku. Za­trzy­muje się przed na­mio­tem.

CZE­LAD­NIK

Pa­nie!

KRA­WIEC (wy­cho­dzi przed na­miot)

Co to za tu­multy?

CZE­LAD­NIK

To oni, ci lu­dzie...

KRA­WIEC

Czego chcą?

CZE­LAD­NIK

Chcą zo­stać wpusz­czeni!

KRA­WIEC

Niech po­cze­kają.

CZE­LAD­NIK

Do­brze, pa­nie. (wy­biega na prawo)

KRA­WIEC (wraca do na­miotu)

Nie­do­bre wia­do­mo­ści.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Kto tam?

KRA­WIEC

Oni, Bar­ba­rzyńcy.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Śmią ha­ła­so­wać, kiedy mam przy­miarkę?

KRA­WIEC

Go­rzej, chcą tu wtar­gnąć.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Po moją głowę!

KRA­WIEC

Tego nie mó­wili.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

A po cóż by. Nie py­tali o mnie?

KRA­WIEC

Ani sło­wem.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

To do­brze. Nie, to źle! Jak to! Hordy bar­ba­rzyń­skie z gór pół­noc­nych scho­dzą, z la­sów wy­pa­dają i cią­gną od ste­pów jak bu­rza, sza­rań­cza, jak groźna la­wina, i na­wet do głowy dzi­ku­som nie przyj­dzie, żeby o mnie spy­tać? Ja w to nie wie­rzę.

KRA­WIEC

Uwie­rzyć w to trudno.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Na pewno chcą mnie zgła­dzić. Chyba że to ja­cyś nie­praw­dziwi są Bar­ba­rzyńcy.

KRA­WIEC

Wy­glą­dają cał­kiem bar­ba­rzyń­sko.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Po co więc przy­szli?

KRA­WIEC

Za­raz się do­wiemy.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Może nie wie­dzą, że ja tu­taj je­stem...

KRA­WIEC

Za­raz im po­wiem.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Nie, stójże, człeku! Cóż to, mistrz chce mnie zgu­bić?

KRA­WIEC

Niech Bóg uchowa!

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Po­śpieszmy się le­piej, niech mistrz bie­rze miarę.

KRA­WIEC

Miarę, ale na co?

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Na płaszcz z pur­pury.

KRA­WIEC

Znowu? To już było.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Po­wtó­rzyć nie za­szko­dzi.

KRA­WIEC

W kółko to samo.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Więc co mistrz ra­dzi?

KRA­WIEC

Szy­li­śmy już wszystko.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Szyjmy od po­czątku.

KRA­WIEC

Od po­czątku bez końca, ja­łowa za­bawa.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Więc niech mistrz wy­my­śli ja­kieś nowe dzieło.

KRA­WIEC

Ła­two po­wie­dzieć. Czy mogę być szczery?

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Ja mi­strzowi ufam, byle mistrz nie zwle­kał. Chciał­bym stąd odejść. Nie po­doba mi się to dzi­kie są­siedz­two.

KRA­WIEC

Więc po­wiem szcze­rze: nic nie uszyję.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Jak to nic?

KRA­WIEC

Nic wię­cej.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Co to ma zna­czyć?

KRA­WIEC

To zna­czy, że nie da się już uszyć Wa­szej Eks­ce­len­cji nic ta­kiego, co by uszyć warto.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Czy do­brze sły­szę?

KRA­WIEC

Nic, co by mi się śmier­tel­nie nie znu­dziło...

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Zu­chwa­łość czy le­ni­stwo?

KRA­WIEC

...a pew­nie i wa­szej Eks­ce­len­cji. Sie­dzimy na wspól­nym stołku.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Jaka po­ufa­łość! Czy chcesz, że­bym za­wo­łał straż, bez­czelny rze­mieśl­niku?

KRA­WIEC

Jaką straż? Niech się Eks­ce­len­cja nie ośmie­sza. Straż Wa­szej Eks­ce­len­cji tak się styła od żar­cia i bez­czyn­no­ści, że już od dawna nie może wyjść z ko­szar, bo jej się brzu­chy w bra­mie nie miesz­czą.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

To prawda. Je­stem bez­silny. Za­po­mnijmy o tym.

KRA­WIEC

Po­zwo­li­łem się po­rów­nać z Wa­szą Eks­ce­len­cją, bo je­ste­śmy sprzę­gnięci wspól­nym lo­sem. Jak orzeł i reszka na jed­nej mo­ne­cie. Nie mo­żemy się bez sie­bie obejść. Mój Boże, ileż to stro­jów uszy­łem już Wa­szej Eks­ce­len­cji. Mun­dury ga­lowe i po­lowe, szaty tro­nowe i ko­ro­na­cyjne, my­śliw­skie, stroje ba­lowe, wszystko! Ja wy­ra­zi­łem cały ma­je­stat i chwałę na­szej epoki. I wła­śnie dla­tego te­raz po­wia­dam: ko­niec. Nic wię­cej nie da się zro­bić w tym za­kre­sie. Chyba że... Mam myśl!

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Mi­strzu, za­czy­nam się bać two­ich my­śli.

KRA­WIEC

Myśl ja­sna jak dzień! Eks­ce­len­cjo, pro­szę mnie wy­słu­chać: bu­do­wa­łem sym­bole ludz­ko­ści na Wa­szej Eks­ce­len­cji jak na fun­da­men­cie, na jej brzu­chu, lę­dź­wiach i koń­czy­nach... Wznio­słem Wa­szą Eks­ce­len­cję wy­soko, ale wciąż jesz­cze nie do szczytu, a cała bu­dowla chwieje się w po­sa­dach. Dla­czego, w czym przy­czyna? Czy ro­bota nie­so­lidna, czy brak mi pil­no­ści? Nie, skaza jest w sa­mych pod­wa­li­nach.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Ja­śniej, mi­strzu, ja­śniej!

KRA­WIEC

Od wielu lat dzie­łem mych rąk usi­łuję wy­ra­zić naj­peł­niej god­ność urzę­dów, ma­je­stat wła­dzy, szla­chec­two uro­dze­nia, głę­bię wie­dzy, po­wagę prawa, udu­cho­wie­nie sztuki, me­ta­fi­zykę ka­płań­stwa i chwałę oręża. A jed­nak coś mnie wciąż ogra­ni­cza, coś mnie pęta. A wie Eks­ce­len­cja, co to ta­kiego?

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Nie.

KRA­WIEC

Płeć! Płeć wa­szej Eks­ce­len­cji! O, gdy­bym nie mu­siał bu­do­wać idei na try­kach i ko­gu­tach. Spra­wie­dli­wo­ści wy­ra­żać przez sę­dziego samca, Boga przez pra­łata, a hi­sto­rii przez ca­piość ge­ne­rała. Te spodnie mnie du­szą!

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Je­stem cie­le­sny. Nie ma na to rady.

KRA­WIEC

Jest rada! Niech Eks­ce­len­cja za­trze, zła­go­dzi swoją mę­skość! Wy­star­czy mały za­bieg.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA (od­su­wa­jąc się)

Po­two­rze!

KRA­WIEC (pa­da­jąc na ko­lana)

Ja pro­szę!

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Sza­lony kraw­cze, ty nie wiesz, co mó­wisz!

KRA­WIEC

Sza­lony? Nie, tylko peł­niący swoją po­win­ność. Eks­ce­len­cja na­wet nie przy­pusz­cza, ja­kie moż­li­wo­ści we mnie drze­mią, jak czy­stym bla­skiem roz­ja­śnił­bym na­sze ide­ały, gdyby nie płeć wa­sza! Ta po­zo­sta­łość za­mierz­chłego bar­ba­rzyń­stwa, sedno na­go­ści, ostatni ba­stion na­tury w moim rze­mio­śle. Eks­ce­len­cjo, ja bła­gam w imię cy­wi­li­za­cji.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Od­ma­wiam.

KRA­WIEC (pod­no­sząc się z klę­czek)

Spo­dzie­wa­łem się tego.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Nie po­ry­wajmy się na prawa na­tury, nie bluź­nijmy i nie rzu­cajmy się w ob­ję­cia re­wo­lu­cji.

KRA­WIEC

Ja­kiej re­wo­lu­cji? Prze­ciw­nie, cho­dzi o utrwa­le­nie na­szego po­rządku. I Eks­ce­len­cja jesz­cze śmie uwa­żać sie­bie za ostoję cy­wi­li­za­cji? A kto tu mówi o na­tu­rze, komu są dro­gie zwie­rzęce wstecz­no­ści? To Eks­ce­len­cja nie chce się zde­cy­do­wać na krok osta­teczny.

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Róbmy, co się da, ale nie prze­kra­czajmy gra­nic. Wie­rzę w mi­strza. Szu­kajmy no­wych tka­nin i no­wych barw, ale nie ty­kajmy świę­to­ści.

KRA­WIEC

Świę­to­ści! Te tro­chę ana­to­mii... Eks­ce­len­cjo, po co to panu?

KLIENT EKS­CE­LEN­CJA

Niechże mnie mistrz zro­zu­mie...

KRA­WIEC

O, ma­ło­dusz­no­ści!

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki