Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Bohaterka utrzymuje całą rodzinę, chwytając się dorywczych prac. Jej matka jest alkoholiczką, brat — emigruje, a młodsza siostra z trudem radzi sobie w szkole. Przelotna znajomość z Cheolsu urywa się, gdy ten znika na obowiązkową służbę wojskową. Pewnego dnia dziewczyna wyrusza, by odwiedzić Cheolsu na poligonie, a jej podróż staje się pościgiem za ulotnym cieniem tego, którego szuka.
Koreańska pisarka Bae Suah wciąga czytelnika w gęstą opowieść o przytłaczającej codzienności, od której ucieczką mogą być jedynie wyobraźnia lub całkowita apatia. Ale wyobraźnia, jeśli tylko wymknie się spod kontroli, potrafi przeobrazić senny, znany świat w niepokojącą, nieznaną przestrzeń.
Bae snuje opowieść, której wydźwięk zmienia się z każdą kolejną lekturą. Pomiędzy wersami pyta nas: czy o tym, kim jesteśmy, decyduje to, jak widzi nas świat, czy może to, jak sami siebie postrzegamy?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 76
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
W 1988 roku dorabiałam sobie przez jakiś czas na jednym z uniwersytetów w prowincji Gyeonggi.
Moja praca polegała głównie na kierowaniu zapytań do wykładowców spoza uczelni, dogrywaniu ich harmonogramów, wysłuchiwaniu utyskiwań studentów i wysyłaniu pasków płacowych do prowadzących zajęcia. Naprawdę nie miałam powodów do narzekania na swoją posadę. Dorabiałam jako asystentka do spraw administracyjnych i był to rodzaj pracy, którą mógł wykonywać każdy, bez specjalistycznej wiedzy czy kwalifikacji. Wystarczyło wykazywać się dobrą pamięcią oraz elementarną uczciwością. Innymi słowy nie była to funkcja, która wymagałaby wielu lat żmudnej nauki, napisania tysięcy stron rozprawek, złożenia opasłej pracy zaliczeniowej, uzyskania tytułu i przygotowania anglojęzycznej wersji życiorysu. Dlatego niektórzy moi współpracownicy odbierali telefony, żując gumę lub obcinając sobie paznokcie, a wklepanie do komputera krótkich i prostych harmonogramów wykładów zajmowało im nawet ze dwie godziny. Przez nasz sekretariat przewijało się wiele osób, więc czasem musieliśmy zaparzyć ponad dwadzieścia kaw dziennie. Oczywiście takich rozpuszczalnych, w smaku przypominających błoto. I nie chodziło o to, że byliśmy leniwi lub nie interesowaliśmy się swoimi zadaniami. Na tym polegała po prostu specyfika tej pracy.
Każdy człowiek, każdy proces, każdy jego etap, podlegają pewnemu narzuconemu tempu. Przypominają niezbyt skomplikowane elementy jakiejś maszyny, które zużywając się w określonym tempie, bezwiednie i bezwolnie poddają się całemu mechanizmowi. Ja też nie spostrzegłam się nawet, kiedy sama uległam tym schematom. W mojej pracy nie należało spodziewać się rewolucji. I nic w tym złego. Najważniejsze było całkowite poświęcenie się swoim obowiązkom, nawet jeśli polegały na parzeniu dwudziestu filiżanek kawy dziennie lub dostarczaniu wykładowcom kopii dokumentów wskazanych osób, które nie dostały się na studia magisterskie. Oczywiście zasada ta dotyczyła jedynie pracowników na niższych szczeblach hierarchii. Ktoś mógłby pomyśleć, że jestem po prostu cyniczna, ale to nie tak. Naprawdę, nie miałam na co narzekać. No, może z wyjątkiem takich drobnych niedogodności jak to, że traciłam godzinę na dojazdy albo że ze względu na moje tymczasowe zatrudnienie nie mogłam liczyć na żadne podwyżki. Wśród moich znajomych jedna osoba pracowała jako urzędnik państwowy, inna była początkującym maklerem, a jeszcze inna nauczała w sierocińcu, ale większość była po prostu bezrobotna. I chyba tego właśnie się obawiałam.
Moja praca nie była specjalnie wyczerpująca, ale nie należała też do takich, w których mogłabym w spokoju robić na drutach. Kiedy miałam zajęcie, czas upływał mi ani nie za wolno, ani nie za szybko. Moje wynagrodzenie było oczywiście niewielkie i gdyby nie kwestie finansowe, chętnie popracowałabym tam dłużej. W okresie przerwy wakacyjnej na uniwersytecie mogłam wziąć miesięczny urlop, więc zatrudniłam się w wytwórni farb w pobliżu mojego domu. Praca polegała na zakręcaniu nakrętek na tubkach za pomocą specjalnej maszyny. Było to tak dawno temu, że ten prymitywny, ostatni etap produkcji został już zapewne zmodernizowany. Niemniej jednak, gdyby stało się to wcześniej, nie miałabym okazji dorabiać w duszących oparach farb akrylowych. Czasem wyobrażam sobie, że nocny pociąg metra jest wypełniony ludźmi, których poznałam dawno temu, oraz tymi jeszcze nieokreślonymi, których poznam przypadkiem w odległej przyszłości. To zbiór ludzi tworzących całe moje życie. Większość osób, które kiedyś znałam, już nigdy się ze mną nie spotka, a ci, których dopiero poznam w odległej przyszłości, jeszcze mnie nie znają. Mijają mnie jedynie z ponurymi minami na słabo oświetlonym przystanku metra przed ratuszem, apatycznie trącając mnie ramionami.
Przy wyjściu z tej stacji, za hotelem Plaza, znajdowała się restauracja, w której dorabiałam wieczorami po skończeniu pracy w sekretariacie. Wejście do lokalu prowadziło przez starą drewnianą bramę. Za nią rozpościerało się podwórze, na którym rosła sosna powyginana w sposób tak wyszukany, że niemal mistyczny, a pod stopami chrzęścił ostry żwirek. W restauracji zaś znajdowała się drewniana podłoga, na którą można było wejść po uprzednim zdjęciu butów, i osobne salki za przesuwnymi papierowymi drzwiami. Cały lokal sprawiał wrażenie podniszczonego i niechlujnego – był niczym przycupnięty za hotelem starzec. Klienci spożywali tu posiłki i popijali alkohol, a w piątkową noc wynajmowali prywatne salki, gdzie grali w pokera, czasami popalając nawet marihuanę. Ja zaś zmywałam naczynia, podawałam jedzenie, szorowałam podłogi i biegałam po papierosy. Czasem zdarzyło mi się dostać tysiąc wonów napiwku.
Bae Suah – koreańska pisarka i tłumaczka, urodzona w 1965 roku. Jedna z najbardziej uznanych twórczyń na koreańskiej scenie literackiej, znana ze swojego awangardowego i poetyckiego stylu. Nagrodzona prestiżową nagrodą Hankook Ilbo w 2003 roku. Dzieli swoje życie między Seul i Berlin. Przekładała między innymi W.G. Sebalda, Franza Kafkę i Jenny Erpenbeck.
Joanna Pienio-Danielak – absolwentka filologii koreańskiej na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Laureatka konkursu na przekład literatury koreańskiej w ramach 17. Międzynarodowego Festiwalu Opowiadania. Uwielbia twórczość współczesnych koreańskich artystów jak Han Kang czy Kim Young-ha.