Ten, którego szukam - Bae Suah - ebook + książka

Ten, którego szukam ebook

Bae Suah

3,4

Opis

Bohaterka utrzymuje całą rodzinę, chwytając się dorywczych prac. Jej matka jest alkoholiczką, brat — emigruje, a młodsza siostra z trudem radzi sobie w szkole. Przelotna znajomość z Cheolsu urywa się, gdy ten znika na obowiązkową służbę wojskową. Pewnego dnia dziewczyna wyrusza, by odwiedzić Cheolsu na poligonie, a jej podróż staje się pościgiem za ulotnym cieniem tego, którego szuka.

Koreańska pisarka Bae Suah wciąga czytelnika w gęstą opowieść o przytłaczającej codzienności, od której ucieczką mogą być jedynie wyobraźnia lub całkowita apatia. Ale wyobraźnia, jeśli tylko wymknie się spod kontroli, potrafi przeobrazić senny, znany świat w niepokojącą, nieznaną przestrzeń.

Bae snuje opowieść, której wydźwięk zmienia się z każdą kolejną lekturą. Pomiędzy wersami pyta nas: czy o tym, kim jesteśmy, decyduje to, jak widzi nas świat, czy może to, jak sami siebie postrzegamy?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 76

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (167 ocen)
26
54
50
32
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
stasicaa

Nie oderwiesz się od lektury

Ciężko jednoznacznie skategoryzować, ale jest nieoczywista, ciekawa i kompletnie zaskakująca
10
pdefiance

Dobrze spędzony czas

trochę za krótka - chciałabym pobyć z bohaterką dłużej, dowiedzieć się czegoś więcej o jej emocjach, potowarzyszyć w tej apatii i milczącym przyjmowaniu od losu każdego ciosu. czego nie wiem, to sobie dopowiem - ma to swój urok.
10
deegrengolada93

Dobrze spędzony czas

Książka przepełniona jest emocjami. Pełna smutku i zadumy. Pomimo krótkiej objętościowo formy, przekazuje mnóstwo emocji i przemyśleń i przede wszystkim uczuć. Idziemy przez książkę, łącząc się z bohaterką. To nie jest prosta książka, ale warto poświęcić jej czas.
10
Pasztecik_13

Z braku laku…

Takie troszkę nie wiadomo co. Opis zwiastuje o wiele bogatszą fabułę, niż to co faktycznie dostajemy. Nim zdołałam się wkręcić, już się skończyła, tak jakbym dostała raptem jeden rozdział, a szkoda.
10
mini_chai_latte_07

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna, żywa i surowa w swojej postaci
00

Popularność




W 1988 roku do­ra­bia­łam so­bie przez ja­kiś czas na jed­nym z uni­wer­sy­te­tów w pro­win­cji Gy­eonggi.

Moja praca po­le­gała głów­nie na kie­ro­wa­niu za­py­tań do wy­kła­dow­ców spoza uczelni, do­gry­wa­niu ich har­mo­no­gra­mów, wy­słu­chi­wa­niu uty­ski­wań stu­den­tów i wy­sy­ła­niu pa­sków pła­co­wych do pro­wa­dzą­cych za­ję­cia. Na­prawdę nie mia­łam po­wo­dów do na­rze­ka­nia na swoją po­sadę. Do­ra­bia­łam jako asy­stentka do spraw ad­mi­ni­stra­cyj­nych i był to ro­dzaj pracy, którą mógł wy­ko­ny­wać każdy, bez spe­cja­li­stycz­nej wie­dzy czy kwa­li­fi­ka­cji. Wy­star­czyło wy­ka­zy­wać się do­brą pa­mię­cią oraz ele­men­tarną uczci­wo­ścią. In­nymi słowy nie była to funk­cja, która wy­ma­ga­łaby wielu lat żmud­nej na­uki, na­pi­sa­nia ty­sięcy stron roz­pra­wek, zło­że­nia opa­słej pracy za­li­cze­nio­wej, uzy­ska­nia ty­tułu i przy­go­to­wa­nia an­glo­ję­zycz­nej wer­sji ży­cio­rysu. Dla­tego nie­któ­rzy moi współ­pra­cow­nicy od­bie­rali te­le­fony, żu­jąc gumę lub ob­ci­na­jąc so­bie pa­znok­cie, a wkle­pa­nie do kom­pu­tera krót­kich i pro­stych har­mo­no­gra­mów wy­kła­dów zaj­mo­wało im na­wet ze dwie go­dziny. Przez nasz se­kre­ta­riat prze­wi­jało się wiele osób, więc cza­sem mu­sie­li­śmy za­pa­rzyć po­nad dwa­dzie­ścia kaw dzien­nie. Oczy­wi­ście ta­kich roz­pusz­czal­nych, w smaku przy­po­mi­na­ją­cych błoto. I nie cho­dziło o to, że by­li­śmy le­niwi lub nie in­te­re­so­wa­li­śmy się swo­imi za­da­niami. Na tym po­le­gała po pro­stu spe­cy­fika tej pracy.

Każdy czło­wiek, każdy pro­ces, każdy jego etap, pod­le­gają pew­nemu na­rzu­co­nemu tempu. Przy­po­mi­nają nie­zbyt skom­pli­ko­wane ele­menty ja­kiejś ma­szyny, które zu­ży­wa­jąc się w okre­ślo­nym tem­pie, bez­wied­nie i bez­wol­nie pod­dają się ca­łemu me­cha­ni­zmowi. Ja też nie spo­strze­głam się na­wet, kiedy sama ule­głam tym sche­ma­tom. W mo­jej pracy nie na­le­żało spo­dzie­wać się re­wo­lu­cji. I nic w tym złego. Naj­waż­niej­sze było cał­ko­wite po­świę­ce­nie się swoim obo­wiąz­kom, na­wet je­śli po­le­gały na pa­rze­niu dwu­dzie­stu fi­li­ża­nek kawy dzien­nie lub do­star­cza­niu wy­kła­dow­com ko­pii do­ku­men­tów wska­za­nych osób, które nie do­stały się na stu­dia ma­gi­ster­skie. Oczy­wi­ście za­sada ta do­ty­czyła je­dy­nie pra­cow­ni­ków na niż­szych szcze­blach hie­rar­chii. Ktoś mógłby po­my­śleć, że je­stem po pro­stu cy­niczna, ale to nie tak. Na­prawdę, nie mia­łam na co na­rze­kać. No, może z wy­jąt­kiem ta­kich drob­nych nie­do­god­no­ści jak to, że tra­ci­łam go­dzinę na do­jazdy albo że ze względu na moje tym­cza­sowe za­trud­nie­nie nie mo­głam li­czyć na żadne pod­wyżki. Wśród mo­ich zna­jo­mych jedna osoba pra­co­wała jako urzęd­nik pań­stwowy, inna była po­cząt­ku­ją­cym ma­kle­rem, a jesz­cze inna na­uczała w sie­ro­cińcu, ale więk­szość była po pro­stu bez­ro­botna. I chyba tego wła­śnie się oba­wia­łam.

Moja praca nie była spe­cjal­nie wy­czer­pu­jąca, ale nie na­le­żała też do ta­kich, w któ­rych mo­gła­bym w spo­koju ro­bić na dru­tach. Kiedy mia­łam za­ję­cie, czas upły­wał mi ani nie za wolno, ani nie za szybko. Moje wy­na­gro­dze­nie było oczy­wi­ście nie­wiel­kie i gdyby nie kwe­stie fi­nan­sowe, chęt­nie po­pra­co­wa­ła­bym tam dłu­żej. W okre­sie prze­rwy wa­ka­cyj­nej na uni­wer­sy­te­cie mo­głam wziąć mie­sięczny urlop, więc za­trud­ni­łam się w wy­twórni farb w po­bliżu mo­jego domu. Praca po­le­gała na za­krę­ca­niu na­krę­tek na tub­kach za po­mocą spe­cjal­nej ma­szyny. Było to tak dawno temu, że ten pry­mi­tywny, ostatni etap pro­duk­cji zo­stał już za­pewne zmo­der­ni­zo­wany. Nie­mniej jed­nak, gdyby stało się to wcze­śniej, nie mia­ła­bym oka­zji do­ra­biać w du­szą­cych opa­rach farb akry­lo­wych. Cza­sem wy­obra­żam so­bie, że nocny po­ciąg me­tra jest wy­peł­niony ludźmi, któ­rych po­zna­łam dawno temu, oraz tymi jesz­cze nie­okre­ślo­nymi, któ­rych po­znam przy­pad­kiem w od­le­głej przy­szło­ści. To zbiór lu­dzi two­rzą­cych całe moje ży­cie. Więk­szość osób, które kie­dyś zna­łam, już ni­gdy się ze mną nie spo­tka, a ci, któ­rych do­piero po­znam w od­le­głej przy­szło­ści, jesz­cze mnie nie znają. Mi­jają mnie je­dy­nie z po­nu­rymi mi­nami na słabo oświe­tlo­nym przy­stanku me­tra przed ra­tu­szem, apa­tycz­nie trą­ca­jąc mnie ra­mio­nami.

Przy wyj­ściu z tej sta­cji, za ho­te­lem Plaza, znaj­do­wała się re­stau­ra­cja, w któ­rej do­ra­bia­łam wie­czo­rami po skoń­cze­niu pracy w se­kre­ta­ria­cie. Wej­ście do lo­kalu pro­wa­dziło przez starą drew­nianą bramę. Za nią roz­po­ście­rało się po­dwó­rze, na któ­rym ro­sła so­sna po­wy­gi­nana w spo­sób tak wy­szu­kany, że nie­mal mi­styczny, a pod sto­pami chrzę­ścił ostry żwi­rek. W re­stau­ra­cji zaś znaj­do­wała się drew­niana pod­łoga, na którą można było wejść po uprzed­nim zdję­ciu bu­tów, i osobne salki za prze­suw­nymi pa­pie­ro­wymi drzwiami. Cały lo­kal spra­wiał wra­że­nie pod­nisz­czo­nego i nie­chluj­nego – był ni­czym przy­cup­nięty za ho­te­lem sta­rzec. Klienci spo­ży­wali tu po­siłki i po­pi­jali al­ko­hol, a w piąt­kową noc wy­naj­mo­wali pry­watne salki, gdzie grali w po­kera, cza­sami po­pa­la­jąc na­wet ma­ri­hu­anę. Ja zaś zmy­wa­łam na­czy­nia, po­da­wa­łam je­dze­nie, szo­ro­wa­łam pod­łogi i bie­ga­łam po pa­pie­rosy. Cza­sem zda­rzyło mi się do­stać ty­siąc wo­nów na­piwku.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Bae Suah – ko­re­ań­ska pi­sarka i tłu­maczka, uro­dzona w 1965 roku. Jedna z naj­bar­dziej uzna­nych twór­czyń na ko­re­ań­skiej sce­nie li­te­rac­kiej, znana ze swo­jego awan­gar­do­wego i po­etyc­kiego stylu. Na­gro­dzona pre­sti­żową na­grodą Han­kook Ilbo w 2003 roku. Dzieli swoje ży­cie mię­dzy Seul i Ber­lin. Prze­kła­dała mię­dzy in­nymi W.G. Se­balda, Franza Kafkę i Jenny Er­pen­beck.

Jo­anna Pie­nio-Da­nie­lak – ab­sol­wentka fi­lo­lo­gii ko­re­ań­skiej na Uni­wer­sy­te­cie Adama Mic­kie­wi­cza w Po­zna­niu. Lau­re­atka kon­kursu na prze­kład li­te­ra­tury ko­re­ań­skiej w ra­mach 17. Mię­dzy­na­ro­do­wego Fe­sti­walu Opo­wia­da­nia. Uwiel­bia twór­czość współ­cze­snych ko­re­ań­skich ar­ty­stów jak Han Kang czy Kim Young-ha.

TY­TUŁ ORY­GI­NAŁU철수
© Co­py­ri­ght by by Bae Suah, 1998. Ori­gi­nal Ko­rean edi­tion pu­bli­shed by Jak­ka­jung­sin in 1998. This edi­tion is made po­ssi­ble un­der a li­cense ar­ran­ge­ment ori­gi­na­ting with Ama­zon Pu­bli­shing, www.apub.com, in col­la­bo­ra­tion with Graal Sp. z o.o.
TŁU­MA­CZE­NIE© Co­py­ri­ght for the Po­lish trans­la­tion by Jo­anna Pie­nio-Da­nie­lak, 2022
KO­LA­CJO­NO­WA­NIE TŁU­MA­CZE­NIAMarta Nie­wia­dom­ska
RE­DAK­CJAAnna Woł­cyrz / Taj­fun Woj­ciech Gór­naś / Re­dak­tor­nia.com
KO­REKTYKa­ro­lina Bed­narz / Taj­funy Re­dak­tor­nia.com
PRO­JEKT GRA­FICZNY SE­RIIMa­sa­omi Fu­jita / te­gusu Inc.
SKŁAD I ŁA­MA­NIEWoj­ciech Gór­naś / Re­dak­tor­nia.com
PRO­JEKT TY­PO­GRA­FICZNY BLOKUto/stu­dio
ILU­STRA­CJA NA OKŁADCEAri Kwon, Slope, 2020 © Co­py­ri­ght by Ari Kwon, 2020
OPRA­CO­WA­NIE GRA­FICZNE OKŁADKIKa­ro­lina Kor­but
This book is pu­bli­shed with the sup­portof the Li­te­ra­ture Trans­la­tion In­sti­tute of Ko­rea (LTI Ko­rea).
KON­WER­SJAeLi­tera s.c.
TAJ­FUNY ul. Chmielna 12 00-020 War­szawataj­funy.pl / hello@taj­funy.pl
ISBN978-83-67034-18-0