Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wakacje się skończyły, więc czas wrócić do szkoły. W przypadku Tomasza Niefarta – urodzonego pechowca – oznacza to tylko jedno – nowe pasmo szkolnych i towarzyskich porażek! Totalna kompromitacja i dokumentna publiczna żenada tylko czekają, by podłożyć mu nowy kolec! Co tym razem przytrafi się Tomaszowi? Na przykład kompromitacja przed dziewczynami podczas meczu piłki nożnej i upokorzenie na zawodach pływackich. Jedno trzeba przyznać – Niefart znowu będzie na ustach wszystkich! Myślisz, że Ty masz pecha? Przeczytaj historie z życia Tomka. Już sam fakt, że nazywa się Tomasz Niefart skazał go na porażkę… tak przynajmniej twierdzi sam Tomasz. Te pełne humoru historie sprawią, że będziesz kibicować Tomkowi zarówno w szkole i w domu, jak i podczas jego spotkań z przyjaciółmi. Wszystkie te przygody łączy wspólny mianownik – są totalną porażką naszego bohatera. Chłopiec, jak typowy nastolatek, odbiera każde niepowodzenie jako koniec świata i śmierć towarzyską. Przekonaj się, czy rzeczywiście tak jest.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 72
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
OFIARA LOSU
Jedni zdobywają puchary w zawodach sportowych, inni zostają laureatami konkursów plastycznych, a jeszcze inni – wygrywają turnieje szachowe. Kto mnie zna, ten wie, że ja też jestem mistrzem nie do pobicia! W pewnej dziedzinie. Z palcem w nosie wygrywam każdy konkurs na ofiarę losu.
Odkąd sięgnę pamięcią, całe moje życie usłane jest – nie, nie różami, a kolcami. I to potwornie ostrymi, których w żaden sposób nie da się ominąć. Choćbym nie wiem jak ostrożnie stąpał, prędzej czy później trafiam na kolec. Raczej prędzej niż później. A jak już nadepnę na jeden, to tylko patrzeć jak wbije mi się kolejny. Bo nigdy, przenigdy nie jest to pojedynczy kolec. Ja zawsze wdepnę w kupę... kolców.
Mówię wam, moje życie to PORAŻKA! Jedno długie pasmo niefortunnych zdarzeń. Niektórzy, i tu mam na myśli wszystkich farciarzy, twierdzą, że ludzie są panami swojego losu. Niestety, mnie to na pewno nie dotyczy. Ja jestem raczej zakładnikiem losu. Ofiarą, którą sobie upatrzył już w dniu moich narodzin. Najgorzej, że to rodzice mnie tak urządzili. To oni ułatwili mu sprawę. Już samo nazwisko NIEFART było jasnym sygnałem dla losu, że właśnie trafia mu się gratka – dzieciak, któremu można bez skrupułów dokopać. Ale moi rodzice poszli dalej. Dołożyli mi do nazwiska wielce wymowne imię – Tomasz. A jakie może mieć szanse na sukces ktoś, kto nazywa się Tomasz Niefart? To jasne, że żadnych. Absolutnie żadnych. Pech polubił mnie od pierwszego wejrzenia. I tylko czeka, żeby podłożyć mi kolec.
Pewnie się teraz uśmiechacie z powątpiewaniem pod nosem albo stukacie palcem w czoło. Zapewne myślicie, że przesadzam. Nie musicie wierzyć mi na słowo. Sami przeczytajcie.
Ostrzegam jednak, że to zapiski przeznaczone tylko dla ludzi o mocnych nerwach. Jeśli do nich zajrzycie, to zrobicie to wyłącznie na własną odpowiedzialność:
O, HOLENDER!
Lubicie plastykę? Ja lubiłem. Czas przeszły. Dlaczego? Bo równocześnie z początkiem września nastał też początek nowej ery, który zmienił moje nastawienie. I bynajmniej nie chodzi o nową erę w malarstwie. Tak naprawdę to zmienił się jedynie nauczyciel plastyki, ale to wystarczyło, żeby miłość do przedmiotu zmieniła się w szczerą niechęć.
Pani Mozaika odeszła na emeryturę. Ponoć zasłużoną. Przynajmniej tak wyraził się pan dyrektor, wręczając jej wiecheć kwiatów. Swoją drogą to wręczył jej ten bukiet w idealnym momencie. Zasłonił panią Mozaikę kwiatami jak parawanem, ratując jej honor.
Wyobraźcie sobie, że kiedy dyrektor roztaczał przed nią bardzo plastyczną wizję życia na emeryturze – wolność, podróże, spanie do południa – ona ryczała, jakby została skazana na zesłanie. Wyglądała jak żywa fontanna. Ja nie wiem, jak można się tak zachowywać! Jedno jest pewne, kwiatom wilgoci nie brakowało. Za to mnie zżerała czysta zazdrość. Jak sobie policzyłem wszystkie długie lata, które jeszcze muszę odbębnić w szkolnym kieracie, to normalnie skręciło mnie w żołądku.
– Nic z tego nie rozumiem – szepnąłem do Janka, który stał najbliżej mnie. – Czemu ona wyje?
– Z żalu? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem.
– Gdyby mnie dyrek wysłał na emeryturę, skakałbym z radości... – westchnąłem.
– To może Mozaika tak ryczy ze szczęścia?
Prawda jest taka, że mało kto lubił panią Mozaikę. Była zrzędliwa i niedzisiejsza. Na korytarzach plotkowano, że zaczynała pracę, kiedy zamiast zeszytów używano kamiennej tabliczki i dłuta. I rzeczywiście, coś w tym może być, bo na moje oko nasza plastyczka miała już ze sto dwadzieścia lat! Ale jedno trzeba jej przyznać: należała do tych nielicznych nauczycieli, którzy bardziej doceniali zaangażowanie niż efekt. NIE KRYTYKOWAŁA NASZYCH PRAC, ZA TO CIESZYŁA SIĘ, ŻE W OGÓLE PRACUJEMY.
Chociaż, jak teraz o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że być może o naszych ocenach decydował jej słaby wzrok. Tak czy inaczej – wszyscy dostawaliśmy szóstki. Wystarczyło machnąć pani Mozaice przed nosem zabazgraną kartką. I to był piękny czas...