Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nazywam się Niefart. Tomasz Niefart. I jestem naznaczony KLĄTWĄ NAZWISKA. W konsekwencji moje życie jest pasmem nieustających nieszczęść. Nie ma dnia, w którym nie musiałbym się mierzyć z jakąś POTWORNĄ KASZANĄ. Do tego moje porażki zwykle są publiczne. A wydawać by się mogło, że życie nastolatka to bułka z masłem. Całkiem możliwe, że u niektórych tak to wygląda. Ale ja mam kompletnie inne doświadczenia w tej materii. Moje raczej przypomina kłębek… kolczastego drutu! I szczerze mówiąc, nie wiem, jak to wszystko się dla mnie skończy. Ostatnio nawet moja mama zauważyła, że coś jest ze mną nie tak. „Oj, Tomasz, Tomasz, co z ciebie wyrośnie… Strach się bać…” powiedziała po jednym z moich UPIORNYCH BLAMAŻÓW. Jestem pewien, że gdybym nazywał się inaczej, to miałbym szanse na świetlaną przyszłość. A tak, to powiem wam, że sam się boję. Boję się każdego dnia. I nie o to, co ze mnie wyrośnie, ale czy w ogóle dane mi będzie to sprawdzić. Szczerze wątpię, że dociągnę choćby do pełnoletności. Kolejna pełna humoru historia o przygodach tytułowego bohatera. Będziesz mu kibicować zarówno w szkole i w domu, jak i podczas jego spotkań z przyjaciółmi. Wszystkie przygody łączy wspólny mianownik – są totalną porażką Tomka. Chłopiec, jak typowy nastolatek, odbiera każde niepowodzenie jako koniec świata i śmierć towarzyską. Przekonaj się, czy rzeczywiście tak jest.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 70
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
STRACH SIĘ BAĆ
Nazywam się Niefart. Tomasz Niefart. I jestem naznaczony KLĄTWĄ NAZWISKA. FATUM wisi nade mną niczym miecz Damoklesa na końskim włosie i tylko czeka na sposobność, żeby mi dołożyć. W konsekwencji moje życie jest pasmem nieustających nieszczęść. I to NIESZCZĘŚĆ przez duże N. Nie ma dnia, w którym nie musiałbym mierzyć się z jakąś POTWORNĄ KASZANĄ.
Oczywiście, jak przystało na naznaczonego, moje porażki zwykle są publiczne. Kiedy jestem sam, to los jakby mnie oszczędzał. Za to w towarzystwie non stop mnie testuje. Sprawdza, ile jestem w stanie znieść. No mówię wam – JEDEN WIELKI KOSZMAR.
A wydawać by się mogło, że życie nastolatka to bułka z masłem. A nawet z dżemem! Jest słodkie, proste i przyjemne. Całkiem możliwe, że u niektórych tak to wygląda. Ale ja mam kompletnie inne doświadczenia w tej materii. Moje życie raczej przypomina kłębek kolczastego drutu! I szczerze mówiąc, nie wiem, jak to wszystko się dla mnie skończy.
Tylko nie myślcie sobie, że się nad sobą użalam, a moje obawy są wyssane z palca. Co to, to nie! Ostatnio nawet moja mama zauważyła, że coś jest ze mną nie tak.
– Oj, Tomasz, Tomasz, co z ciebie wyrośnie... Strach się bać... – powiedziała po jednym z moich UPIORNYCH BLAMAŻÓW.
Taki rodzicielski prank! Mamo i tato, trzeba było pomyśleć o tym dużo, dużo wcześniej! Na przykład wtedy, kiedy do nazwiska NIEFART dołożyliście mi imię TOMASZ. Jak myślicie? Jak to odczytał LOS? A może to też miał być taki żart? No to coś nie pykło! Jestem pewien, że gdybym nazywał się inaczej, to miałbym szanse na świetlaną przyszłość. A tak to powiem wam, że sam się boję. Boję się każdego dnia. I nie o to, co ze mnie wyrośnie, ale czy w ogóle dane mi będzie to sprawdzić. Szczerze wątpię, że dociągnę choćby do pełnoletności...
DENTYSTA SADYSTA
Nie znam ani jednego człowieka, który lubi chodzić do dentysty. Ani jednego. Sam stronię od wizyty u stomatologa, jak długo się da. Ale czasem po prostu się nie da. W każdym razie u mnie tak było. A wszystko zaczęło się od tego, że zbyt szeroko otworzyłem usta przy egzekwowaniu swoich praw. Gdybym nie darł się na całe gardło, że Franek może dłużej oglądać telewizję niż ja, to nic by się nie wydarzyło. Ale ja postanowiłem upomnieć się o swoje. I w nagrodę dostałem... wizytę u dentysty.
Zaczęło się od filmu Szybcy i wściekli. Mama stwierdziła, że ten film jest dla mnie trochę za brutalny. Ale jednocześnie nie miała zupełnie nic przeciwko temu, żeby obejrzał go Franek. Nie powiem, nieco mnie wtedy poniosło. Krzyczałem coś o jawnej niesprawiedliwości i o tym, że na szkolnym korytarzu czasem dzieją się gorsze sceny niż w hollywoodzkich filmach akcji.
Niestety, nic nie wywalczyłem. No właśnie... prawie nic...
Kiedy tak piłowałem japę, mama nagle doznała olśnienia. Nie, nie w kwestii zgłaszanych właśnie przeze mnie roszczeń, a w sprawie uzębienia. Zauważyła, że jeden z moich zębów rośnie niepokojąco krzywo. Tak dokładnie się wyraziła – NIEPOKOJĄCO KRZYWO. Trochę mnie to ostudziło. W każdym razie przestałem wrzeszczeć i pobiegłem do lustra. Wyszczerzyłem zęby i zacząłem im się przyglądać.
– Nic tu nie widzę – powiedziałem, kiedy mama stanęła za moimi plecami.
– A ja owszem – odparła.
– Chgzie? – pytałem z szeroko otwartą buzią.
– Tu. – Mama wskazała mój prawy kieł.
– Pcheciech on wygoda szałkiem normalnie.
– A mnie się wydaje, że jest krzywy. Jestem prawie pewna, że potrzebujesz aparatu. Zaraz zadzwonię do dentysty.
– A-PA-RA-TU?! – wrzasnąłem, wyraźnie akcentując sylaby. – Przecież to tylko jeden ząb!
No i masz babo placek! Ale niefart! Ja tylko chciałem obejrzeć film akcji, a tu szykuje się niezły horror.
– Chyba nie chcesz, żeby ten ząb wystawał ci z buzi? – To było oczywiście PYTANIE RETORYCZNE, bo mama nie czekała na moją odpowiedź, tylko wybierała numer gabinetu stomatologicznego.
– Nie będziesz mógł się całować! – Usłyszałem szyderczy rechot Franka, a za moment zobaczyłem odbicie brata w lustrze. Przyłożył palec wskazujący do ust i wykrzywiał się głupkowato.
Postanowiłem go zignorować, choć słowa mamy zasiały we mnie ziarenko niepokoju. Gapiłem się w lustro jak sroka w gnat. Macałem kieł palcem. „Może i jest trochę krzywy” – pomyślałem, ale przyznam się wam, że nie byłem gotowy na fotel dentystyczny.
– Bez paniki! Ząb nie zając, nie ucieknie. Będzie jeszcze czas, żeby podrasować zgryz u specjalisty. Po co wydawać kasę! – zawołałem do mamy. – Mam kilka pomysłów, jak moglibyśmy lepiej spożytkować tę forsę...
– O zęby trzeba dbać, Tomasz – stwierdziła mama. – Umówiłam cię do doktora Imadełko, bo nasza dentystka ma urlop.
Znieruchomiałem. Odbyłem już kilka wizyt u pana Imadełko i wiem, czym to pachnie.
Oliwy do ognia dolał Franek.
– No facet, nie zazdroszczę! – zaczął.
– Że niby co? – żachnąłem się, by nie dać po sobie poznać strachu.
– Pamiętasz palce doktorka? – ciągnął usłużnie mój braciak.
Od razu wiedziałem, co ma na myśli. Kolega po fachu naszej pani Plomby nie ma palców. Jest właścicielem dziesięciu tłustych serdelków. Nie wiem, jak on to robi, że potrafi utrzymać w dłoniach te wszystkie wymyślne narzędzia tortur, których używają dentyści. Dlaczego nie wiem? To proste. Jak tylko siadam na fotelu w jego gabinecie, to zamykam oczy. I nie otwieram ich aż do momentu, kiedy dentysta mówi: proszę, to dla ciebie – i wręcza mi okrągłą naklejkę z rysunkiem uśmiechniętego zęba, z dopiskiem „Dzielny pacjent”. Serio.