Trzy noce - Hamilton Mia - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Trzy noce ebook i audiobook

Hamilton Mia

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Dwudziestodwuletnia Liza, przyszła panna młoda, pozornie ma wszystko. Ukochane studia, pracę i bajecznie przystojnego narzeczonego, którego zazdroszczą jej koleżanki. Sytuacja zmienia się pewnego letniego popołudnia, gdy przyłapuje Huberta na zdradzie, a ta przeszywa jej serce na wskroś.

Podróż poślubna, w którą udaje się wraz z przyjaciółką, ma uleczyć sączące się rany. Kobieta nie wie jednak, że przyjdzie jej zmierzyć się ze starymi bliznami.

Fernando, którego poznaje tuż po przyjeździe do Rio de Janeiro, raczy ją nietypową propozycją. Trzy noce – czy tyle wystarczy, aby poślubić nieznanego mężczyznę? Co stanie się, gdy Liza odkryje, że Fernando nie jest jej tak całkiem obcy, jakby się wydawało, a tajemnica, którą rozwikła tych dwoje, okaże się mieć korzenie w dalekiej przeszłości?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 206

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 10 min

Lektor: Mia Hamilton
Oceny
4,0 (321 ocen)
160
72
46
28
15
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
za_czy_ta_na

Dobrze spędzony czas

Życie jest nieprzewidywalne i lubi sobie czasem z nas zadrwić. Każdy z nas w zależności od sytuacji i charakteru reaguje wtedy w inny sposób. Jedni pogrążają się w rozpaczy, inny idą z prądem biorąc od życia to co im daje. A jak wy zachowalibyście się w sytuacji, gdy tuż przed ślubem nakrylibyście narzeczonego na zdradzie? W takim momencie życia poznajemy Lizę, która w podróż poślubną do Rio rusza z przyjaciółką a nie mężem. Wyjazd ten ma pomóc w wyleczeniu złamanego serca. Dziewczyny mają plan dobrze się bawić i nie myśleć o problemach pozostawionych w Polsce. Czy jej się to uda? Na pewno łatwo nie będzie ale Liza wbrew pozorom to silna babka, która przyjmie na klatę to co dał jej los. W hotelu, w którym zatrzymały się dziewczyny Liza poznaje Fernanda. Mężczyzna składa jej nietypową propozycję. Trzy noce - tyle czasu ma Liza by podjąć decyzję o poślubieniu Fernanda. Czy kobieta zdecyduje się na tak odważny krok? Czy Fernando jest Lizie kompletnie obcy? Zacznę od tego, że czekała...
40
ewitka66

Nie oderwiesz się od lektury

Czekam na 2 tom, polecam
40
Dziewczynka1

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka, nie mogłam się od niej oderwać. Wspaniały debiut autorki! Z niecierpliwością czekam na 2 tom❤️
40
MariolaWlodarskaa

Nie oderwiesz się od lektury

cudowna❤️
40
lenaWan

Nie oderwiesz się od lektury

super, polecam ❤️
41

Popularność




Copyright © by Mia Hamilton, 2021Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2022All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialnościkarnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Anna Grzeszczyk

Zdjęcie na okładce: © by conrado/Shutterstock

Projekt okładki: Adam Buzek

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek, [email protected]

Ilustracje przy nagłówkach: © by pngtree.com

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-8290-106-1

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

FERNANDO

– Z prochu powstałeś i w proch sięobrócisz…

Głos pastora rozbrzmiał nad trumną Álvara Donata Oliveira de Moreiry, wywołując tuż za moimi plecami kolejny spazm płaczu ciotki Adelajdy. Poprawiłem parasol, osłaniając przed deszczem czarne włosy Flory, które, uczesane w wymyślny kok, jak zawsze prezentowały się nienagannie. Jakby czytając w moich myślach, ścisnęła moją dłoń, dodając otuchy w dniu, w którym towarzyszyłem w ostatniej drodze seniorowirodu.

Spojrzałem na nią kątem oka, utwierdzając się, że będzie idealną żoną. Piękna, wykształcona, wywodząca się z szanowanego rodu Santos, który na produkcji i eksporcie stali w ciągu trzech pokoleń dorobił sięfortuny.

Dziadek zapewne byłby zachwycony moją kandydatką na żonę, dlatego głęboko ubolewałem nad faktem, że nie zdążył poznać Flory. Śpiączka, w którą zapadł tuż po rozległym udarze, odłączyła go od świata żywych na kilka miesięcy przed dzisiejszympogrzebem.

Odetchnąłem głęboko, wdychając zapach mokrej trawy, powoli zacierający duszącą woń kadzidła, oraz drogich perfum, zastanawiając się, jak Flora znosiła te duszności. Odkąd zaszła w ciążę, mdłości dawały jej się we znaki. Podobno pierwszy trymestr bywa najgorszy. Powtarzała mi to, siląc się na uśmiech, gdy widziała przerażenie w moichoczach.

Wymiotowała codziennie, a jej szczupła sylwetka z dnia na dzień robiła się coraz bardziej wychudzona. Nie pomagały zapewnienia, że w rodzinie mojej narzeczonej wszystkie kobiety początki ciąży przechodziły nieznośnie. Martwiłem się o nią i nasze dziecko, które miało przyjść na świat tuż po NowymRoku.

Oswojenie się z myślą, że za kilka miesięcy będę ojcem, a kobieta, z którą tworzyłem luźny związek, zostanie moją żoną, zajęło mi parę tygodni. Mimo że nie kochałem Flory, postanowiłem wziąć odpowiedzialność za swoje czyny, oświadczając się jej niespełna tydzień później. Flora, która również nie pałała do mnie niczym więcej niż wątłą nicią sympatii, przyjęła oświadczyny i tym samym rozpoczęliśmy przygotowania do ślubu, zaplanowaliśmy go na począteklipca.

Związek zrodzony z rozsądku – tak mogłem o nim powiedzieć, gdyż nawet duchowo nie tworzyliśmy z Florą głębszej więzi. Brak uczucia przez pewien czas nadrabialiśmy miłością fizyczną, pewni, że to wystarczy, aby wytrwać w instytucji małżeństwa długie lata. W łóżku było nam dobrze. Było, dopóki Flora nie stwierdziła, że to może zaszkodzićdziecku.

Skończyły się romantyczne wieczory i wieńczące je ostre bzykanie, szybkie numerki w biurze pomiędzy spotkaniami z klientami i seks oralny, w którym Flora byłamistrzynią.

Czy to nie dlatego moi rodzice prowadzili podwójne życie? Czy to moje narodziny odsunęły ich od siebie? Takie myśli coraz częściej kłębiły się w mojej głowie. Co za ironia, że zginęli w wypadku razem, podczas gdy całe życie spędzili z dala od siebie. Teraz spoczywali nieopodal we wspólnej mogile, na której napis „Na zawsze razem” wydawał się tragicznym zakończeniem ich nieszczęśliwejmiłości.

Odgłos gliny spadającej na dębową trumnę wyrwał mnie zzamyślenia.

– Nasza kolej – szepnęłaFlora.

Podszedłem do dołu, w którym na zawsze spoczął dziadek. Uderzenie ziemi odbiło się echem. Nie słyszałem wycia wiatru. W niepamięć odeszły grzmoty. Słyszałem tylko odgłosy rzucania przeklętej gliny i przybierający na sile płaczciotki.

*

– Fernando, Floro! Jakże miło was widzieć. Żywię ogromną nadzieję, że weźmiecie udział w przyjęciu, które przygotowaliśmy wraz z moją matką. – To mówiąc, mój kuzyn wyłonił się zza drzew jakcień.

Znowu on – pomyślałem. – Że też zawsze musi znajdować się wpobliżu.

Kpiący uśmiech, który, jakby na stałe przypięty do jego ust, jawił się jako jeszcze bardziej fałszywy niżzwykle.

– Byłoby nam niezmiernie przykro, gdybyście nie zechcieli uczcić pamięci drogiego dziadka w gronie najbliższych osób. – Antonio zerknął w stronę ciotki, która prowadziła pod ramię zawodzącą w dalszym ciągu Adelajdę. – Zresztą mamy kilka spraw do omówienia. Testamentdziadka…

– Testament – przerwałem – zostanie odczytany jutro po południu. Uważam, że do tego czasu powinniśmy powstrzymać się od wszelakich spekulacji odnośnie do ostatniej woli dziadka. Co zaś tyczy się przyjęcia, myślę, że raczej udamy się do domu. Flora nie czuje się najlepiej. – Ująłem ją pod ramię i odwróciłem w stronęsamochodu.

Kuzyn łapczywym wzrokiem omiótł wzrokiem figurę mojej narzeczonej, zatrzymując się dłużej na lekkiej wypukłości opiętej czarną klasyczną sukienką odArmaniego.

– Twoja piękna narzeczona wygląda kwitnąco, Fernando. Myślę, że ciąża jejsłuży.

– Czuję się wyśmienicie. Z chęcią do was dołączymy. Możesz podziękować twojej mamie za zaproszenie. To miłe z jej strony. Prawda, kochanie?

– Zaiste – wycedziłem przez zęby, spoglądając pogardliwie nakuzyna.

Miałem dosyć patrzenia, jak ślinił się na widokFlory.

Owszem, była wyjątkowo piękna i niejeden mężczyzna wodził za nią wzrokiem. Niejeden mi zazdrościł. Spojrzenia obcych mężczyzn nie wywoływały jednak we mnie żadnych reakcji. Co innego wygłodniały wzrok Antoniego, ten działał na mnieirytująco.

Skinieniem przywołałem szofera. Chwilę później siedziałem na tylnym siedzeniu maserati, popijającwhisky.

– Myślę, że wczesne popołudnie to nie jest odpowiednia pora na zapijanie smutków, Fernando.

– Myślę inaczej, Floro. Dzisiejsze popołudnie pasuje do tego idealnie. Dlaczego powiedziałaś Antoniemu, że stawimy się na przyjęciu, które zorganizowała Fatima? Dobrze wiesz, jak nie znoszę ciotki. Od dnia, w którym objąłem stanowisko prezesa zarządu, jej awersja do mnie przybrała na sile. Chyba nigdy nie pogodzi się z myślą, że to ja jestem pierworodnym wnukiem Álvara, a co za tym idzie pierwszym do objęcia rodzinnego majątku. Chybaże…

– Chyba żeco?

Flora, która do tej pory zajęta była podziwianiem okolicznych widoków, teraz odwróciła twarz w moją stronę i patrzyła z wyraźnym zainteresowaniem. Jej duże brązowe oczy na tle szczupłej twarzy wydawały się jeszcze większe niżzazwyczaj.

– Konkretnie jutro w południe – spojrzałem na zegarek zdobiący mój nadgarstek – odziedziczę cały majątek dziadka albo… – poruszyłem złotym trunkiem, sprawiając, że kostki lodu leżące na dnie z brzdękiem uderzyły o grube szkło – odejdę z niczym. Jak myślisz, jaka była ostatnia wola Álvara, kochanie?

Zwróciłem się w jej stronę i wypiąłem czarną spinkę podtrzymującą fryzurę. Gęste, czarne włosy spłynęły kaskadą na szczupłe ramiona. Pogładziłem jej policzek, wsunąłem dłoń w miękkie pukle i ująwszy kark, przyciągnąłem do siebie na tyle blisko, że nasze twarze niemal sięstykały.

– Niewiem…

– Jeśli odejdę z niczym, Floro, to cowtedy?

– Jeśli nie odzie… nie mam, nie wiem… – szeptała mi w usta, gdy przechyliłem jej twarz i językiem dotknąłem warg podkreślonych czerwonąszminką.

Przygryzłem je lekko, aż jęknęła i mimowolnie je rozchyliła. Czekałem na ten moment. Wsunąłem język głęboko w jej usta, delikatnie spijając ich słodkismak.

– Jedź dłuższą drogą, Paulo! – rozkazałem.

– Jak pan sobieżyczy.

Nacisnąłem guzik i chwilę później zostaliśmy oddzieleni od kabinykierowcy.

– Chcę się z tobą pieprzyć… – rzekłem ochrypłym głosem, gdy oderwałem się od jej nabrzmiałychust.

Sięgnąłem zamka sukni Flory i zacząłem powoli rozpinać, mimo że nabrałem ochoty, aby wejść w nią bez żadnych zbędnych gierek. Odkąd ostatni raz uprawialiśmy seks, minęły dwa miesiące, a ja coraz bardziej byłem spragniony kuszącego ciaładziewczyny.

– Nie tutaj, Fernando. – Odwróciła twarz w stronę okna, próbując wydostać się z moichobjęć.

– Nie tutaj, nie teraz! Co się z tobą dzieje? – Chwyciłem jej podbródek i przyciągnąłem do siebie, aż jęknęła z bólu. – Nie poznaję cię, Floro, kiedyś mogłaś pieprzyć się wszędzie – odpowiedziałem, puszczając jejtwarz.

Uniosła dłoń i dotknęła zaczerwienionej skóry, patrząc na mnie zwyrzutem.

– Dziecko… – wyszeptała.

– Zaczynam się zastanawiać, czy to faktycznie ciąża jest przyczyną twojej awersji domnie.

– Oczywiście. Jak mogłeś pomyśleć, że jestinaczej?

Łzy zalśniły w jej brązowych oczach, a ja poczułem się jak ostatni dupek. Przez chwilę… Później rozpiąłem pasek. Sprzączka uderzyła o drzwi, a przerażenie, które ujrzałem na twarzy Flory, przybrało nasile.

Zmrużyłem powieki, dostrzegając krople spływające po jej oliwkowympoliczku.

– Lubiłaś to robić… Lubiłaś, gdy zamykałem ci usta moim kutasem. Powiesz mi, co się z tobą dzieje? Nie kłam, że chodzi o dziecko. Właśnie przestałem wierzyć w tębajkę!

Chciałem spytać, kim on jest. Słowa cisnęły mi się na usta. Wiedziałem jednak, że i tak nie usłyszałbym prawdy od Flory. Że też nie pomyślałem wcześniej, że w jej życiu mógł pojawić się inny mężczyzna. To dlatego od tygodni gardziła moim dotykiem, wzdrygała się przed pocałunkami i znikała wieczorami po to, by powrócić późną nocą, bezszelestnie wślizgując się dołóżka.

Dziecko. Czy w obecnej sytuacji mogłem dalej być pewny, że istota, którą nosiła pod sercem, była moja? Wątpliwości, całe ich mnóstwo, pojawiły się w ciągu chwili. Zapiąłem spodnie i nalałem sobie kolejną szklaneczkęwhisky.

– Fernando… – Przysunęła się do mnie, zmieniając taktykę. Dotknęła dłonią mojego krocza i uśmiechnęła się przymilnie. – To wszystko… to wszystko przez te hormony. – Załkała sztucznie. – Wybacz, że ostatnio oddaliliśmy się od siebie. Wynagrodzę ci te dni, które spędziliśmy z dala od siebie, te wszystkie noce, które… Będzie tak jak dawniej, obiecuję… – dodała, spoglądając mi głęboko w oczy. – Jeśli nadal mnie pragniesz, mogę zacząć jużteraz.

– Cholera! – warknąłem, gdy rozpięła mój rozporek sprawnymi dłońmi. Choć starałem się zapanować nad pożądaniem, które mnie ogarnęło, jeden ruch jej ust, jej język sunący po moim fiucie sprawił, że przestałem się bronić. – Głębiej… – jęknąłem, gdy usadowiłem się wygodniej. Wsunąłem dłoń w gęste włosy dziewczyny i naciskając na kark, zmusiłem, aby wsadziła go do końca. – O, tak… widzę, że nie zapomniałaś, kotku, jak się to robi. Mam nadzieję, że przez dwa miesiące nie ćwiczyłaś swoich talentów na innym mężczyźnie. Mam rację? – spytałem, wiedząc, że i tak nie usłyszęodpowiedzi.

Zamiast tego usta Flory jeszcze mocniej objęły nabrzmiałego fiuta, sprawiając, że na kilka chwil zapomniałem o swoichpodejrzeniach.

Byłem na siebie zły, że tak łatwo dałem się podejść. Flora z miną niewiniątka spoglądała na mnie ukradkiem. Postanowiłem nie mówić więcej o moich przypuszczeniach. Jeśli w jej życiu pojawił się inny mężczyzna, byłem pewien, że szybko znajdę na niegodowody.

Do hotelu dotarliśmy jako jedni z ostatnich. Sala, w której zasiadała rodzina, udekorowana została w odcieniach granatu. I tylko zdjęcie dziadka wyświetlone na telebimie przypominało mi powód, dla którego się tutajznalazłem.

– Co za ponury widok – mruknąłem, rozglądając się po sali bankietowej znajdującej się na ostatnim piętrze jednego z naszych najlepszych hoteli. – Widać, że gust Fatimy w dalszym ciągu pozostawia wiele do życzenia. O wilku mowa – dokończyłem, ściszając głos, gdy ujrzałem ciotkę ubraną w zbyt obcisłą sukienkę, która doskonale podkreślała wszystkie mankamenty jej, no cóż, nie najlepszejfigury.

Liczba złotych bransoletek zdobiących jej nadgarstki zdawała się nie mieć końca i idealnie komponowała się z grubym łańcuszkiem wysadzanym brylantami. Już z daleka kobieta wydawała się przerysowana i wyraźnie odstawała od reszty zgromadzonych na przyjęciuosób.

To niemożliwe, że należymy do tej samej rodziny – pomyślałem.

Fatima, jedyna siostra mojej zmarłej matki, zauważyła nas niemal natychmiast. Uniosła ku czołu koronkową chusteczkę i zwracając uwagę wszystkich zebranych, ostentacyjnie poinformowała ich o naszym przybyciu, krzycząc z drugiego końcasali.

– Fernando! Gdzie się podziewałeś i dlaczego kazałeś tak długo na siebie czekać? Wszyscy chcieliśmy obejrzeć film ukazujący życie mojego drogiego ojca, który przygotował dla nas Antonio. Prawda, mój drogi? – zwróciła się do syna, który usadowiony po jej prawej stronie kolejny raz spoglądał na Florę wygłodniałymwzrokiem.

Obróciłem się w kierunku narzeczonej i zauważyłem, że jej policzki pokrywają się różowymi wypiekami. To nie spojrzenia gości były tego powodem, a mój znienawidzonykuzyn.

– Pośpiech jest ojcem niedoskonałości, nieprawdaż, ciotko?

Wiedziałem, że nie zrozumie aluzji, dlatego nie wdawałem się z nią wdyskusję.

Odprowadziłem do stolika Florę, która próbowała zachować stoicki spokój, gdy usiadła u boku Antonia. Jej drżące dłonie zdradziły jednak emocje, które niątargały.

*

– Muszę ci pogratulować, Fernando. W ciągu niespełna roku akcje firmy wzrosły o przeszło sto procent. Jak udało ci się tegodokonać?

Przyjaciel dziadka, choć zbliżony do niego wiekiem, nadal pozostawał w świetnejformie.

– Trzeba wierzyć w przyszłość, nie bacząc na teraźniejszość. Ot, cała tajemnica. – Uśmiechnąłem się do starszego pana i gestem przywołałem kelnerkę. – Nie pogardzisz jeszcze jedną lampkąwina?

– Álvaro by tego nie zrobił, w takim razie jakże ja mógłbym odmówić sobie tej przyjemności? – Roześmiał się, a ja chwilę później zrobiłem tosamo.

Towarzystwo Emilia zawsze działało na mnie kojąco. W ciągu kilku minut rozmowy zdążyłem niemal zapomnieć zarówno o moich podejrzeniach względem Flory, jak i o tym, że ukochany dziadek spoczął w rodzinnym grobowcu na zawsze. Zamiast ubolewać nad jego odejściem, postanowiłem świętować u boku Emilia jego pasjonująceżycie.

– Był z ciebie taki dumny… Odkąd przejąłeś stery, nie przestałeś zaskakiwać nas swoją pomysłowością… Do dzisiaj się głowię, jak wpadłeś na to, że wykupienie upadającej linii lotniczej jest intratnym przedsięwzięciem, skoro wszyscy wokoło twierdzili, że tym posunięciem niechybnie pogrążysz to, nad czym Álvaro pracował całeżycie.

Uniosłem kieliszek do ust, kątem oka zerkając w stronę Flory. Prowadzona pod rękę przez Antonia zmierzała w kierunku tarasu, z którego rozpościerał się widok naocean.

– Szkoda, że w miłości nie mam tyle szczęścia, co w interesach. Odkąd zmarła Leticia… nie potrafię obdarzyć uczuciem żadnej innej kobiety… Mimo że od jej śmierci minęło pięć lat, to… – przerwałem, odstawiając kieliszek – to wszystko, jej brak, to nadal… cholernieboli.

Podziękowałem kelnerce, która napełniwszy lampki, oddaliła się, obdarowując mnie powłóczystym spojrzeniem. Gdyby nie domniemane narzeczeństwo, pewnie dzisiejszą noc spędziłbym w towarzystwie długonogiej piękności. Może nawet nie tylko dzisiejszą. Rozmarzyłem się, nie spuszczając wzroku z dziewczyny, dopóki nie zniknęła pomiędzy gośćmi, nadal licznie tłoczącymi się nasali.

Rzadko przyznawałem się do samotności, która z każdym dniem coraz bardziej dawała mi się we znaki. Brakowało mi miłości i głębszych rozmów, kończących się nad ranem. Choć to czułości, którymi tak sowicie potrafiła obdarzyć mnie Leticia, brakowało mi najbardziej. Odkąd śmierć wyrwała z moich ramion ukochaną kobietę, przestałem kochać, będąc pewnym, że wraz z nią utraciłem zdolność obdarzenia uczuciem drugiej osoby nazawsze.

Westchnąłem, unosząckieliszek.

– Twojezdrowie.

– Dziękuję, Fernando – odpowiedział, powielając mój gest. – Nie będę ukrywał, że w moim wieku zdrowie jest tym, czego człowiek najbardziejpotrzebuje.

Przyjaciel dziadka zamoczył usta w czerwonym trunku i spojrzał na mnie smutno. Jego pomarszczona twarz uzmysłowiła mi upływający czas, przyprawiając mnie odreszcze.

– Tego się obawiał Álvaro. Że wraz ze śmiercią Leticii zamkniesz sobie drogę do szczęścia. Tak się stało, prawda?

– Znasz mnie tyle lat i wiesz, że nie potrafię kłamać… – Wstałem od stołu i włożyłem marynarkę, która była przewieszona przez oparcie krzesła. – Zaraz podadzą owoce morza. Rozejrzę się za Florą. Odkąd zaszła w ciążę, nie opuszcza jej apetyt na nadmorskiespecjały.

Zostawiłem Emilia w towarzystwie kuzynki Limy, siostrzenicy matki, która narzekając na towarzystwo ciotki Adelajdy, z ulgą zajęła miejsce u boku starszego pana. Zdążyłem dowiedzieć się, że siostra dziadka w dalszym ciągu zalewała się łzami, a Fatima rozpowiadała, że jest niemal pewna, iż majątek jej ukochanego ojca jutro przejdzie w ręce Antonia. Jak to określiła: „Fernando już tyle razy naraził firmę na straty, że niemożliwością jest, aby Álvaro, będąc w zdrowiu, podjął tak błędną decyzji, przekazując dziewięćdziesiąt pięć procent swoich udziałów w ręce mojegosiostrzeńca”.

Wyszedłem na zewnątrz i rozejrzałem się wokoło. Nigdzie nie widziałem Flory. Niebo było gwieździste – po ulewie, która dzisiejszego popołudnia nawiedziła stolicę, pozostało tylko wspomnienie. Blask lampionów oświetlających taras odbijał się w szklanych ścianach budynku, tworząc intymną atmosferę. Drgnąłem, gdy znajomy szept uniósł się woddali.

– Muszę już wracać. Fernando… – Głos mojej narzeczonej dochodził zza rogu ukrytego pod kwiatami pnącejróży.

Mogłem przysłuchiwać się dalej, bez obaw, że zostanęzauważony.

– Fernando to głupiec, Floro. Wciąż nie daję wiary, że tak łatwo dał się zwabić w twoje sidła, kochanie. Jeśli jutro nie odziedziczę udziałów Álvara, poślubisz mojego kuzyna, a później znajdziemy sposób, aby raz na zawsze uciąć małżeńskie więzy. W czarnym ci do twarzy. Myślę, że nie miałabyś nic przeciwko, gdyby twój mąż uległ wypadkowi, pozostawiając cię we wdowieńskim stanie kilka tygodni po waszymślubie?

– Myślę, że oboje nie mielibyście nic przeciwko. Mam rację? – Wyszedłem z kryjówki, z której miałem idealny widok na moją narzeczoną tonącą w ramionachkuzyna.

Do połowy opuszczona suknia odkrywała jej wdzięki, a zachłanne ręce Antonia brały je w posiadanie. To wprawiło mnie w obrzydzenie, tak jak jęki, które wydawała Flora, przyjmując pieszczoty kochanka niczym wygłodniałakotka.

Niemal natychmiast oderwali się od siebie. Flora w pośpiechu uniosła sukienkę, paląc się z zażenowania, a mój kuzyn spoglądał na mnie z jeszcze większąnienawiścią.

Klasnąłem kilka razy, podchodzącbliżej.

– Brawo. Muszę ci pogratulować pomysłowości, kuzynie. – Skrzywiłem się, wypowiadając ostatnie słowo. – Nie powiem, jestem pod wrażeniem. Floro, kochanie – zwróciłem się do kobiety, która za parę tygodni miała zostać moją żoną – ty również spisałaś się doskonale. Szczególnie dzisiejszego popołudnia, gdy na tylnym siedzeniu limuzyny dławiłaś się moimfiutem.

Mina mojego kuzyna wydawała się bezcenna. Odsunął się od Flory, której policzki mimo sporej warstwy podkładu przybrały bordowyodcień.

– To nieprawda… on, ja… ja wcale. Chyba mu nie wierzysz? – zwróciła się płaczliwym głosem do Antonia, którego brązowe oczy ciskały gromy raz w moją stronę, raz w stronękochanki.

Łzy spłynęły po jej policzkach. Załkała, a mnie ani na chwilę nie zrobiło się jejżal.

– Niestety nie mam w planach podążyć drogą naszego drogiego dziadka, czym muszę was zmartwić. Na żeniaczkę z tą wyrachowaną dziwką również straciłem ochotę. Jeśli więc planowałaś wdowieństwo, Floro, musisz znaleźć nowego narzeczonego, choć z tego, co widzę, z tym już nie będziesz miałaproblemu.

– Licz się ze słowami – wycedził Antonio. Zakasał rękawy, lecz opuścił ręce, spoglądając tuż za mojeplecy.

Obróciwszy się w przeciwnym kierunku, zauważyłem Emilia stojącegonieopodal.

– Dzisiejszego wieczoru, Fernando, będziemy mieć kolejny powód do świętowania. Myślę, że odrobina whisky dobrze zrobi namobojgu.

– Z przyjemnością, przyjacielu. A teraz państwo wybaczą. – Pochyliłem się ceremonialnie i z ulgą opuściłem taras, nie oglądając się zasiebie.

LIZA

Rio de Janeiro przywitało nas deszczem. Spojrzałam na moją przyjaciółkę, która trzymając nad głową olbrzymią parasolkę, próbowała dotaskać na parking trzywalizki.

– Daję słowo, że kolejny raz utwierdziłam się w tym, że twój narzeczony miał beznadziejny gust. I nie mam na myśli tej głupiej siksy – Patrycja odłożyła bagaż i zakładając ręce na piersi, spojrzała na mnie z wyrzutem – dla której cię zostawił, tylko to. – Wskazała ręką na widok, który rozpościerał się wokoło. – Też mi coś. Góry, palmy i na dodatek to ciężkie powietrze. Czy on nie mógł wybrać podróży poślubnej do jakiegoś przyjemniejszego miejsca? Bora-Bora, Malediwy… już nawet Majorka nie byłaby taka zła. – Usiadła na walizce i oglądając się za przystojnym Brazylijczykiem, rozciągnęła usta w słodkimuśmiechu.

Spojrzałam na Patrycję i westchnęłamzrezygnowana.

Te trzy tygodnie, które miałam spędzić w jej towarzystwie, na pewno nie będą należeć do łatwych. Czy ona kolejny raz musiała przypominać mi o Hubercie? Jak tak dalej pójdzie, nigdy nie uda mi się o nimzapomnieć.

– Przepraszam cię, Liza – dodała po chwili, jakby czytając w moich myślach. – Zapomniałam, że to przecież w dalszym ciągu bardzo świeżytemat.

– Bardzo – potwierdziłam zgodnie zprawdą.

Od rozstania z Hubertem minęły zaledwie dwa miesiące. Nigdy nie pomyślałabym, że podróż poślubną przyjdzie mi spędzić z najlepsząprzyjaciółką.

– Chodź, pomogę ci. – Wzięłam do ręki jedną z jej walizek i zwróciłam twarz w stronę parkingu. – Mam nadzieję, że szybko zmienisz zdanie o Rio deJaneiro.

– A wiesz, że… – przeciągnęła – to jest całkiem możliwe. – Roześmiała się, oglądając za kolejnym przystojnym facetem. – Chyba nawet powoli… zaczyna mi się tupodobać.

Może jednak nie będzie tak źle – pomyślałam, gdy chichotając, udałyśmy się napostój.

Czekały nas trzy tygodnie w raju, bo tak mogłam nazwać miejsce, w którym wylądowałyśmy późnym popołudniem. Nie miałam wcale na myśli Brazylijczyków przyprawiających Patrycję o szybsze bicie serca, ale o klimat, który panował w tętniącym życiemmieście.

Siedząc w taksówce, upajałam się widokiem roztaczającym się wokoło. Słuchałam opowieści Ernesta, wyjątkowo gadatliwego kierowcy, a może nie wyjątkowo? Może wszyscy Brazylijczycy byli tacy przyjaźni nastawieni do turystów? Miałam przecież wystarczająco dużo czasu, aby to sprawdzić, i nie zamierzałam tracić go na wspominanie Huberta. Ten rozdział został zamknięty, tak jak moje serce, do którego obiecałam nigdy więcej nie otwieraćdrzwi.

W drodze do hotelu zdążyłam się dowiedzieć o miejscach, które będąc w Brazylii, należy bezwzględnie odwiedzić, i o takich, których powinnyśmy unikać. Choć całą drogę przytakiwałam Ernestowi, wiedziałam, że i tak większość czasu spędzimy, sącząc drinki i wylegując się naplaży.

– Nie chodźcie same nocami. Szczególnie ty, princesa. – Zwrócił się w moją stronę, gdy wysiadałyśmy z samochodu. – Z twoimi jasnymi włosami i jasną cerą musisz na siebieuważać.

– Obiecuję – odrzekłam łamanym portugalskim, który szlifowałam od przeszło dwóchmiesięcy.

Pożegnałyśmy się z sympatycznym kierowcą i podziękowałyśmy za opowieści, jednocześnie wręczając solidny napiwek. Suknia ślubna, na którą odkładałam dwa lata, może nie zwróciła się w całości, ale stanowiła solidne zabezpieczenie moich wakacyjnychzachcianek.

– Jesteś pewna, że to tutaj? – Patrycja spoglądała w moim kierunku. Odgarnęła z twarzy brązowe loki, które teraz po całym dniu podróży lepiły się do jej wilgotnej skóry. – Myślisz, że Hubert zdobył się na taki gest? Przez te pięć lat, które byliście ze sobą, skąpił nawet nakwiatka.

Uniosłam głowę i zerknęłam na napis zdobiący elewację budynku. Pięć gwiazdek umieszczonych poniżej sprawiło, że wyjęłam telefon, aby upewnić się co do jejpytania.

– „Moreira” – przeczytałam na głos, spoglądając na wyświetlacz iPhone’a. – Wszystko wskazuje, że to nasz hotel… – Nie dowierzając, wrzuciłam telefon dotorebki.

Ekskluzywny budynek wyróżniał się wśród pozostałych, a ludzie, którzy kręcili się w jego pobliżu, wyraźnie odstawali od naszej dwójki, rażąc swoimbogactwem.

– W takim razie… wiesz, co to oznacza? – spytała Patrycja z kokieteryjnym uśmiechem naustach.

Pokręciłamgłową.

– To, że będziemy miały zajebiste wakacje! – zapiszczała i nie czekając na mnie, pobiegła dowejścia.

*

– Jestemgotowa!

Moja przyjaciółka weszła do sypialni ubrana w krótką sukienkę, która choć podkreślała jej smukłą sylwetkę, z ledwością zakrywałapośladki.

– Nie za wyzywająco? – spytałam, nakładając na usta bezbarwnybłyszczyk.

– Nic podobnego. – Pokręciłagłową.

Na tle Patrycji wypadałam blado. Biała sukienka w pastelowe kwiaty, na którą zdecydowałam się dzisiejszego wieczoru, wprawdzie odkrywała spory kawałek pleców, ale szczelnie zakrywała biust i co najważniejsze sięgała aż pokostki.

– Jeśli zamierzasz poderwać jakiegoś przystojnego faceta… to błagam cię, Lizka, nie w tym stroju. Swoją drogą chyba jednak ten Hubert nie był do końca taki zły. Ten apartament jestcudowny…

Patrycja położyła się na ogromnym łożu obsypanym płatkami róż. Odwróciłam głowę w kierunkulustra.

– Cholera, miałam o nim nie wspominać. Przepraszam cię, Liz… – Usiadła na łóżku i spojrzała na mnie ze smutkiem. – Dzisiaj… ta noc. To miała być twoja nocpoślubna.

Wzruszyłam bezwiednieramionami.

– To już bez znaczenia – skłamałam.

Z chwilą, gdy przekroczyłam próg apartamentu, wróciło uczucie wszechogarniającej pustki. Tak jak straty, która dopiero teraz wydała mi się tak bardzodotkliwa.

Nigdy nie pomyślałabym, że na dwa miesiące przed ślubem moje na pozór poukładane życie, które wiodłam w stolicy, runie jak domek zkart.

Studiowałam na ASP, o czym zawsze marzyłam. Pracowałam w butiku, co pozwalało mi na skromne życie w Warszawie, i spotykałam się z bajecznie przystojnym facetem, którego zazdrościły mi wszystkiekoleżanki.

Dzień, w którym nakryłam Huberta w łóżku z jego przyjaciółką, zapowiadał się jak każdy inny i nic nie zwiastowało apokalipsy. A ta nastąpiła, gdy niezapowiedzianie przekroczyłam próg jegomieszkania.

– To wszystko przez te twoje durne zasady! Wszystkie pary uprawiają seks… tylko ty! Ty musiałaś się uprzeć, aby zaczekać z tym do ślubu – grzmiał, gdy po kilku dniach zgodziłam się z nim porozmawiać. – Gdybyś nie pilnowała tak swojej cnoty, nigdy nie tknąłbym innej kobiety, bzykałbym wyłącznieciebie.

Z początku czułam się winna, a wyznanie Huberta tylko wzmogło wyrzuty sumienia, które mną targały. Dopiero po czasie zrozumiałam, że przecież od ślubu dzieliły nas zaledwie dwa miesiące. Tyle mógł jeszcze poczekać. Pieprzone dwa miesiące… gdyby naprawdę mnie kochał, poczekałby… Gdyby mnie kochał… nowłaśnie.

Ujęłam w dłoń kieliszek szampana, który podała miPatrycja.

– Za twoją nową miłość, Lizka.

– Jesteś pewna, że chcesz opijać czczą intencję? – spytałamniepewnie.

– Jestem więcej niż pewna, że zanim stąd wyjedziemy, zdążysz zakochać się z wzajemnością. Tylko zdejmij w końcu tę przeklętą kieckę. – Zachichotała i stuknęła w mój kieliszek. – Wyglądasz w niej jak mojababcia.

*

Różowy szampan smakował przepysznie. Wyprostowałam włosy, bezbarwny błyszczyk zmieniłam na malinową pomadkę, a powieki podkreśliłam grafitowym cieniem. Patrycja, znudzona czekaniem, postanowiła sprawdzić wcześniej klub, który znajdował się w hotelu. Byłyśmy zmęczone podróżą, dlatego w pierwszą noc nie chciałyśmy się za bardzooddalać.

Top i spódnica marki Guess, które mi wręczyła, pasowały jak ulał. Choć bluzka odsłaniała spory fragment biustu i ściśle przylegała do sylwetki, nie czułam się w niej nieswojo. Nawet sama przed sobą przyznałam, że wyglądam zabójczo. Włożyłam czarne sandały na niebotycznie wysokim obcasie, które kupiłam pod wpływem impulsu i których nigdy wcześniej nie miałam na sobie. Spryskałam się diorem pożyczonym od Patrycji i chcąc dodać sobie odrobinę odwagi, z kieliszkiem szampana wyszłam nataras.

Widok, który rozpościerał się przede mną, zapierał dech w piersiach. Pod płaszczem utkanym z gwiazd kryła się obietnica wolności. Miałam ochotę zrzucić ubranie i zanurzyć się w morskiej głębi, w której księżyc odbijał swój złoty blask. W jednej chwili straciłam chęć na kolorowe drinki i oglądanie miłosnych podbojów mojej przyjaciółki. Pragnęłam poczuć na sobie ciepło oceanu zmieszane z chłodnym podmuchem wiatru, który tutaj, na dziesiątym piętrze hotelowego balkonu, rozwiewał moje jasne blondwłosy.

Zanurzyłam usta w różowym trunku i uniósłszy głowę, spoglądałam wgwiazdy.

– Kiedy na niebie gaśnie jedna gwiazda, na ziemi rodzi się noweżycie…

Drgnęłam, gdy męski ochrypły głos rozbrzmiał po mojej prawej stronie. Obróciłam się powoli i spojrzałam w twarz mężczyzny stojącego na sąsiadującym balkonie. Jego czarne jak węgiel oczy wpatrywały się we mnie intensywnie, a usta powoli wyginały w seksownym uśmiechu. Biała, niedbale zapięta koszula odkrywała spory fragment wyrzeźbionego ciała. Zawstydzona spuściłam wzrok, odgarniając z twarzy niesforne kosmyki, które splątał lekki wiatr. Nie wiedziałam, czy to uroda nieznajomego wprawiła mnie w ten stan, czy zrobił to jego uśmiech. A może po prostu uległam chwili, która w dalszym ciągu wydawała sięmagiczna.

– Myśli pan, że to prawda? – spytałam, podchodzącbliżej.

Intensywne spojrzenie nieznajomego niemal na wskroś przeszywało moje drżące ciało. Zauważyłam butelkę wina, którą trzymał w dłoni, i smutek wyzierający z jego mrocznychoczu.

– Taką mamnadzieję.

Uśmiechnęłam się lekko, a mężczyzna stojący tuż obok zrobił tosamo.

– Pewnie to alkohol, którego dzisiejszego wieczoru pochłonąłem stanowczo zbyt dużo, płata mi figle, ale mam nieodparte wrażenie, że już się gdzieśspotkaliśmy.

– Myślę, że to raczej niemożliwe. Jestem w Rio zaledwie od kilku godzin. Nie mielibyśmy okazji, aby…

Urwałam, gdy na taras wkroczyła brazylijska piękność odziana w kąpielowy ręcznik. Jakby zupełnie nie zważając na moją obecność, chwyciła nieznajomego za rękę i pociągnęła w kierunkuapartamentu.

– Przepraszam… – rzekł, obracając się w moją stronę i znikając z zasięgu mojegowzroku.

Westchnęłam i dopiłamszampana.

Patrycja na pewno się niecierpliwi – uznałam w duchu, starając się nie myśleć więcej o obcym mężczyźnie, który przyprawił moje serce o kilka dodatkowych uderzeń. – To na pewno przez szampana – tłumaczyłam sobie, wracając dośrodka.

Spojrzałam w lustro podświetlanej toaletki stojącej w rogu i dotknęłam policzków, upewniając się co do swoichprzypuszczeń.

Co się z tobą dzieje, Lizka? Weź się za siebie! – zganiłam się wmyślach.

Nieznajomy sprawił, że wzięło mnie na wspomnienia, a te zaczęły boleć jak cholera. Maska włożona przeze mnie w dniu, w którym moje życiowe plany legły w gruzach, uwierała coraz bardziej, tak jak szpilki, które nie ułatwiałychodzenia.

Obiecałam sobie korzystać z uroków, jakie roztaczało przede mną miasto grzechu. Wiedziałam jednak, że trzy tygodnie, które przyszło mi spędzić w raju, nie będą należały do łatwych, a cienie przeszłości będą odciskać na mnie swoje piętno tak jak stopy zostawiały ślady napiasku.

FERNANDO

– Porozmawiaj ze mną! Fernando, proszę…

– Jeszcze się nie domyśliłaś, że nie mamy oczym?

Przystanąłem i obrzuciłem Florę lekceważącym spojrzeniem. Obróciłem się w kierunku firmy, do której zmierzałem, nie robiąc sobie nic z wołania byłejnarzeczonej.

– Nie możesz mnie tak zbywać! Dziecko… – Chwyciła mnie za rękę, którą natychmiastwyrwałem.

– Twoja ciąża, Floro, mnie nie interesuje. Po tym, co wczoraj zobaczyłem, straciłem wiarę w to, że jest moje. Poza tym cały czas się głowiłem, jak udało ci się w nią zajść, skoro zawsze się zabezpieczaliśmy. Teraz już wiem – dodałem, patrząc na kobietę zobrzydzeniem.

Głowa bolała mnie niemiłosiernie i kilka tabletek, które połknąłem nad ranem, na nic się zdało. Byłem na siebie zły, że wczorajsze smutki postanowiłem zatopić w alkoholu. Wcale nie uśpiły bólu, który mną targał, wręcz przeciwnie: sprawiły, że wspomnienia wracały ze zdwojoną siłą, kłując dogłębnie moją zranionąduszę.

– Antonio nic dla mnie nie znaczył. To był tylko raz. Proszę cię, Fernando… – Rzuciła mi się na szyję. – Wybacz mi tę chwilęzapomnienia.

Odsunąłem jej ręce, walcząc ze wstrętem, który coraz mocniej mnie ogarniał. Nie rozumiałem, jak mogłem wpaść na tak niedorzeczny pomysł i oświadczyć się tak wyrachowanej kobiecie. Mało brakowało, a zostałaby moją żoną. Na samą myśl poczułemdreszcze.

– Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Skończ to przedstawienie i nie kompromituj się bardziej. A teraz wybacz, ale jestemzajęty.

– Odtrącaszmnie?

– Proszę, zejdź mi z oczu, Floro. Wybacz, ale od wczorajszego wieczoru nie mogę na ciebiepatrzeć.

Spojrzała na mnie tymi swoimi wielkim oczami, w których rysowało sięniedowierzanie.

– Pożałujesz tego, Fernando! – krzyknęła, gdy skierowałem się dobudynku.

Już żałuję – odpowiedziałem jej wmyślach.

Żałowałem każdej chwili spędzonej u jej boku. Każdej nocy, podczas której zasypiała w moich ramionach. Każdego dnia, który spędzaliśmy razem, i czasu, który straciłem, a którego wiedziałem, że nigdy nieodzyskam.

Nie obejrzałem się za siebie. Wszedłem do wieżowca, w którym znajdowała się siedziba firmy, i udałem się do windy. Zegarek na nadgarstku wskazywał południe. Nie miałem w zwyczaju się spóźniać, dziś jednak podgrzanie atmosfery miało swoje plusy. Wiedziałem, że Antonio szalał z niepewności, wyczekując otwarcia testamentu. Uśmiechnąłem się na tęmyśl.

Poczekasz sobie jeszcze – skwitowałem w duchu, naciskając ostatniguzik.

Przypomniałem sobie, że w kawiarni, która znajdowała się w wieżowcu, serwowali moje ulubioneespresso.

*

W sali konferencyjnej zapanowałoporuszenie.

– To niemożliwe, panie mecenasie! – Antonio poderwał się z krzesła. – Pięć procent, marne pięć procent! To jakaś pomyłka! – Zacisnął dłonie w pięści, odwracając się w moją stronę. – Ty łajdaku! – wycedził przez zęby. – Mogłem się spodziewać, że położysz łapę na majątkudziadka!

– Proszę państwa o zachowanie spokoju. – Mecenas odchrząknął, poprawiając monstrualnej grubościokulary.

– Uspokój się, synu. To na pewno jakaś pomyłka. Prawda? – zwróciła się do urzędnika Fatima. – Niech pan spojrzy jeszcze raz. – Postukała palcem w dokumenty, które rozłożył przedsobą.

– Przykro mi, ale tutaj nie ma mowy o żadnej pomyłce. Pozwolą państwo, abymkontynuował.

Przeniosłem wzrok z kuzyna na ciotkę, której oliwkowa cera przybrała blady odcień. Uśmiech goszczący do tej pory na jej ustach zgasł. Uniosła koronkowy wachlarz ku nalanej twarzy i zaczęła nim ostentacyjniemachać.

Antonio usiadł niechętnie, nie przestając ciskać piorunami w moim kierunku. Emilio, który zajmował miejsce po mojej lewej stronie, dał mi znak dłonią, że nie było sensu wchodzić z nimi wdyskusję.

– Kolejne pięć procent przejmie mój przyjaciel Emilio Assis de Ortega. Pozostałe dziewięćdziesiąt procent moich udziałów postanawiam przekazać mojemu wnukowi Fernando Marcelowi de Moreirze, pod jednym fundamentalnym warunkiem. W ciągu dwudziestu jeden dni od dnia odczytania mojej woli Fernando zawrze związek małżeński z wybraną przez siebie kobietą. Postanowiłem wprowadzić powyższą klauzulę, mając na uwadze wyłącznie dobro i przyszłość mojego wnuka… Ufam, że wypełni moją ostatnią wolę i na swoją żonę wybierze kobietę, która obdarzy gomiłością.

Śmiech Antonia przerwał odczytywanietestamentu.

– Doprawdy dziadek postradał rozum. Obdarzy miłością. Dobre sobie. Wybacz, kuzynie, ale to ci raczej nie grozi – dodał, krztusząc się śmiechem. – Po raz kolejny upewniłem się, że Álvaro był niespełna rozumu, sporządzając swoją ostatniąwolę.

Mecenas ponownie zwrócił Antoniowi uwagę. Ten ochłonął nieco izapytał:

– Co się stanie, jeśli mój kuzyn nie wstąpi w związekmałżeński?

– W przypadku kiedy Fernando nie zgodzi się co do klauzuli, którą zawarłem – kontynuował prawnik – a tym samym nie wypełni mojej ostatniej woli, dziewięćdziesiąt procent udziałów przejmie mój drugi wnuk Antonio Emanuel deCarneiro.

Wokół rozległy sięszmery.

Kuzynki, ciotki i wujkowie, którzy do tej pory siedzieli z wypiekami na twarzach, śledzili odczytywanie testamentu. Teraz wzrok wszystkich spoczął na mnie, z pełnymi pogardy spojrzeniami ciotki i jej zadufanego synalka na czele. Nie słyszałem nic więcej. Nie chciałem. Pragnąłem jak najszybciej wyjść na świeże powietrze, by ochłonąć. Odczytywanie ostatniej woli dziadka trwało jednak jeszcze przeszłogodzinę.

To, że przypadła mi rezydencja w São Paulo, Villa Rosa w Porto i kilka apartamentów zlokalizowanych u wybrzeża, wzmogło tylko ich niechęć. Odetchnąłem z ulgą, gdy jako pierwszy opuściłem salę. Wybiegłem na ulicę, nie patrząc przedsiebie.

– Fernando! Dokąd tak pędzisz? – Głos Emilia rozbrzmiał zoddali.

Przystanąłem i odwróciłem się za siebie, wpadając na dziewczynę spacerującą zkoleżanką.

– Przepraszam. Wszystko w porządku? – spytałem.

Podniosła wzrok i spojrzała na mnie błękitnymi oczami, których nierealny odcień obezwładnił moje myśli. Turkusowe ogniki tańczące w ich wnętrzu kusiły tak jak morska głębia, a długie blond włosy w kolorze piasku okalały szczupłą twarz kobiety i opadały falami, sięgając tuż zapośladki.

– Tak. Chybatak…

– To pani – wydusiłem, podnosząc z ziemi książki, które niosła w dłoni. – Miałem rację, mówiąc wczorajszego wieczoru, że gdzieś się spotkaliśmy. Teraz znów na siebie wpadamy. To znaczy tym razem to moja wina… – dokończyłem, nie spuszczając wzroku znieznajomej.

– Pamiętam. – Uniosła kąciki ust w delikatnym uśmiechu, odbierając ode mnieksiążki.

Drgnąłem, gdy niechcący musnąłem jej dłoń, a na jej policzki wstąpiłyrumieńce.

– Warszawa, ulica Królewska. Dwudziesty pierwszy kwietnia, godzina trzynasta. Właściwie jakieś kilka minutpo.

– Zadziwiającadokładność.

– Po prostu dobrze pamiętam, co wydarzyło się tamtegopopołudnia.

Smutek wstąpił na jej piękną twarz, od której nie mogłem oderwać wzroku. Studiowałem ją milimetr po milimetrze, rysując w pamięci portret istoty ze snów. Każdy drobny szczegół, każdy najmniejszy pieprzyk dodający jej uroku i ten uśmiech: dziewczęcy, delikatny jak trzepot motylich skrzydeł, przyprawiający mnie o dreszcze mimoupału.

– Przepraszam, nie przedstawiłem się. Fernando Moreira. – Wyciągnąłem dłoń, którą po chwili walki z masą książekujęła.

– Liza Adamowicz – wydusiła – a to moja przyjaciółkaPatrycja.

Dziewczyna, która stała obok, stanowiła całkowite przeciwieństwo niezwykłej istoty. Ubrana była w krótkie szorty i jaskrawy biustonosz. Miała długie, brązowe włosy i mocną opaleniznę. Dzięki temu wtapiała się w tłum i nie odznaczała niczymszczególnym.

– Przepraszam, ale chyba musimy jużiść.

– Zobaczymy się jeszcze? Może dasz się zaprosić na drinka? Niedaleko jest świetny klub, w którym serwują najpyszniejszecaipirinha.

– Twoja dziewczyna nie będzie miała nicprzeciwko?

– Moja dziewczyna? – spytałemzaskoczony.

– Wczorajszego wieczoru natarasie…

Cholera. Kompletnie zapomniałem o kelnerce, z którą spędziłem noc. Alkohol zrobił swoje, zdrada Flory zbyt mocno bolała, a kobieta była taka spragniona ichętna.

– To nie była… – Urwałem, nie wiedząc, copowiedzieć.

– Wybacz, ale to chyba… To nie jest najlepszy pomysł. Miło było cię ponownie spotkać, Fernando.

Nie czekając na odpowiedź, pociągnęła za rękę przyjaciółkę, która przepraszająco wzruszyła ramionami. Przyspieszyły kroku i chwilę później wmieszały się wtłum.

– Pozwolisz jej odejść? – Emilio dotknął mojegoramienia.

– Tak, ale nie na długo – odpowiedziałem, wypatrując jej, dopóki całkowicie nie zniknęła z mychoczu.

– Dobrze wiesz, że nie masz za dużoczasu.

– Spokojnie, przyjacielu – poklepałem Emilia po plecach – wiem, gdzie jej szukać. Chodź, postawię ci obiad. Przez to całe zamieszanie z testamentem Álvara zrobiłem się cholerniegłodny.

LIZA

Odłożyłam książkę i sięgnęłam po drinka, który przyniosła miPatrycja.

– Hmm, alepyszny.

– Widzisz, a ty marudziłaś, że jest za wcześnie na odrobinęprocentów.

Przyjaciółka, której opalenizna z godziny na godzinę przybierała odcień ciemnej czekolady, rzuciła w moją stronę olejek. Nałożyłam kolejną warstwę i wróciłam dopowieści.

– Dlaczego nie chciałaś się z nimumówić?

– Z kim? – spytałam niewinnie, wiedząc, że czekał mnie wykładPatrycji.

– Jak to z kim? Z Fernando. Nie udawaj, że ci się nie spodobał. Wyglądał jak żywcem wyjęty z brazylijskiej telenoweli. Jest tak zabójczo przystojny… – Rozmarzyła się, kładąc na leżak. – A te jego czarne tęczówki. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Wiesz, że ja nie pogardziłabym takimciachem.

Wiedziałam. Aż zadobrze.

Patrycja była moim całkowitym przeciwieństwem. Otwarta, wyluzowana, bezpośrednia i strasznie kochliwa. Nie byłam w stanie zliczyć facetów, którzy przewinęli się przez jej życie podczas naszej dwunastoletniej przyjaźni. Z tymi, którzy przewinęli się przez jej łóżko, też miałabym spory problem. Mimo że różniłyśmy się diametralnie, idealnie się dopełniałyśmy. Byłyśmy jak m&m’s, jak często mawiała. Ona słodka jak czekolada, a ja twarda jak orzeszek znajdujący się w środku. Twarda do rozgryzienia i ostro broniąca dostępu do swojego wnętrza. Mimo dzielących nas różnic traktowałam ją jak siostrę, którą od zawsze pragnęłammieć.

– Nie wspomniałaś, że się spotkaliście. Lizka, to niemożliwe! Ty masz przede mną tajemnice? – Spojrzała na mnie oburzona spod wachlarza gęstych rzęs okalających jej duże zieloneoczy.

Westchnęłam i kolejny raz odłożyłam książkę. Chyba nici z