Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Rock Taylor, wschodząca gwiazda futbolu, może mieć każdą dziewczynę.
Trisha Corbin, wrażliwa i piękna, nie interesuje się chłopakami. Skrywa pewien sekret…
Trisha, ofiara przemocy ze strony macochy i jej partnerów, nie wierzy w mężczyzn i w miłość. Myśli tylko o tym, by wyrwać siebie i młodszego brata z rodzinnego domu.
Rock ma już plan na przyszłość – chce podporządkować swoje życie karierze futbolowej. Stypendium sportowe to spełnienie jego marzeń... Do czasu, gdy w dramatycznych okolicznościach spotyka Trishę.
Czy lepiej w życiu trzymać się planu?
Czy może dać się ponieść emocjom?
Czy młodzi odnajdą swoje szczęście?
To opowieść dla wszystkich, którzy wierzą w miłość…
I dla tych, którzy chcą uwierzyć w nią na nowo.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 441
Wszystkim czytelniczkom i czytelnikom,którzy przebyli razem ze mną długą drogęod wydania Oddychaj mną
– Rozdział I –
TERAZ
Rock
– Tatusiu, patrz na mnie! – zawołała z przejęciem Daisy May, chociaż i tak skupiałem całą uwagę tylko na niej.
– Patrzę – zapewniłem ją.
Rozpędziła się po podwórku i zrobiła serię gwiazd zakończoną saltem, które, jak już się zdążyłem dowiedzieć, fachowo nazywało się przerzutem w tył. Moja córeczka uprawiała gimnastykę, więc musiała bardzo dużo trenować. Za każdym razem, gdy uśmiechała się do mnie i wołała: „Tatusiu, popatrz!”, dochodziłem do wniosku, że nic na świecie nie byłoby w stanie sprawić mi większej frajdy niż jej widok.
Odkąd dwa i pół roku temu zostałem jej ojcem, byłem przekonany, że to jak do tej pory najszczęśliwsze lata w moim życiu. I jeszcze tylko jeden uśmiech potrafił poruszyć mnie równie mocno, co rozradowana buzia Daisy May.
Trisha wyszła tylnymi drzwiami z naszego domu, niosąc w rękach dwie szklanki lemoniady. To ona była tą drugą, której uśmiech kompletnie mnie zawojował. Daisy May pojawiła się w moim życiu dosyć niedawno, ale Trisha była w nim znacznie dłużej. Zafascynowała mnie już jako nastolatka, choć w tamtych czasach nie chciała nawet na mnie spojrzeć. A potem, gdy stała się kobietą, całkiem mnie oczarowała.
Zdaniem Daisy May, Brenta i Jimmy’ego, Trisha była najlepszą mamą pod słońcem. A przy tym najwspanialszą kobietą na świecie, o czym mogłem zaświadczyć ja sam. Na każdym kroku dawaliśmy jej odczuć, że ją ubóstwiamy.
– Idealnie, Daisy, skarbie! – zawołała z dumą w głosie Trisha, a wtedy buzia Daisy May momentalnie się rozpromieniła.
Nasza córeczka przez pierwsze siedem lat swojego życia dorastała pozbawiona matczynej miłości. Biologiczna matka dzieci, które uważaliśmy teraz za swoje własne, nie była w stanie nikogo pokochać. Pełna gniewu i goryczy, zaniedbywała nie tylko maluchy, ale i najstarszego syna, którego uważałem za jednego ze swoich najlepszych przyjaciół – Prestona Drake’a. Gdyby nie on, młodsze rodzeństwo nie zaznałoby żadnych cieplejszych uczuć. Tak wyglądało ich życie do momentu, kiedy matka przedawkowała i trzeba było zapewnić dzieciom nowy dom. Preston był gotów sam wychowywać maluchy, ale razem z Trishą tak mocno je pokochaliśmy, że poprosiliśmy, by pozwolił nam je adoptować. Preston zgodził się, bo pragnął dla nich prawdziwego domu i oddanych rodziców, czego sam nigdy nie doświadczył.
Cała trójka dosłownie czciła ziemię, po której stąpał starszy brat. Uwielbiali go i spędzali razem każdy czwartkowy wieczór. A także wszystkie inne, kiedy chcieliśmy się z Trishą wyrwać z domu. Udało się nam stworzyć zgraną i dobrze zorganizowaną rodzinę.
Nie da się ukryć, że jestem cholernym szczęściarzem!
– Mamuś, jak myślisz? Dostanę się w przyszłym tygodniu do drużyny? – spytała Daisy May, gdy Trisha podała jej szklankę z lemoniadą.
– Uważam, że bardzo ciężko pracowałaś i masz takie same szanse jak inne dziewczynki. Ale niezależnie od tego, jak ci pójdzie, pamiętaj, że dla nas zawsze będziesz najlepsza.
Trisha jak zwykle potrafiła znaleźć właściwą odpowiedź na każde pytanie i buzia Daisy May momentalnie rozciągnęła się w szerokim uśmiechu.
– Preston obiecał, że przyjdzie popatrzeć – oznajmiła Daisy May, rzucając się na trawnik tuż obok mnie.
– Masz to jak w banku. Wiesz, że za żadne skarby świata nie opuściłby twoich kwalifikacji – zapewniłem, odbierając z rąk Trishy szklankę z lemoniadą i pociągając żonę na swoje kolana. Uwielbiałem siedzieć z nią w ten sposób. Zawsze, odkąd tylko pamiętam.
– Trochę się stresuję – przyznała Daisy May i pociągnęła łyk ze szklanki.
Trisha wyciągnęła rękę i przytuliła Daisy do swojego boku.
– Przyjdziemy ci kibicować. Wiemy, jak dużo i solidnie ćwiczyłaś. Ale bez względu na to, co się stanie, dla nas zawsze będziesz gwiazdą. Jesteśmy ogromnie dumni, że tyle osiągnęłaś. Większość dziewczynek trenuje od małego, a ty zaledwie dwa lata i już dostałaś szansę, żeby starać się o miejsce w drużynie! Samo to jest powodem do dumy.
Uwielbiałem tę kobietę między innymi za to, że każdemu potrafiła poprawić humor. Ja też się denerwowałem kwalifikacjami Daisy May do drużyny, więc argumenty Trishy uspokajały i mnie.
Problem w tym, że nie byłem w stanie przyjąć do wiadomości, że ktoś mógłby czegoś odmówić mojej córeczce. Ale Trisha cały czas powtarzała mi, że nie mogę wszystkiego robić za nią. Przyznawałem jej rację, choć trudno mi było się z tym pogodzić. Te dzieciaki już wystarczająco dużo wycierpiały.
– W przyszłym tygodniu znowu będę sypać kwiatki na ślubie – oznajmiła znienacka Daisy May, szeroko się uśmiechając.
Cała ona, nie potrafiła zbyt długo skupić uwagi na jednym temacie. Wystarczyła chwila, by zapomniała o kwalifikacjach, a jej myśli poszybowały ku zbliżającemu się ślubowi Prestona i Amandy.
– Będziesz jeszcze nie raz, ale domyślam się, że ten cieszy cię najbardziej – stwierdziła Trisha, wichrząc brązowe loki naszej córki.
– Jejku, już się nie mogę doczekać! Amanda powiedziała, że ja, Brent i Jimmy mamy stać razem z nimi, kiedy będą wypowiadać... tę, no... No to, co mają powiedzieć na ślubie. Zapomniałam, jak to się nazywa.
Trisha oparła się plecami o moją pierś, a ja parsknąłem śmiechem.
– Przysięgę małżeńską – podpowiedziałem, a Daisy May pokiwała skwapliwie głową.
– No właśnie. Mamy stać obok nich. Jimmy poda Prestonowi obrączkę, żeby włożył ją Amandzie na palec. A ja mam dla Amandy niespodziankę... – urwała nagle, a jej oczy zrobiły się okrągłe jak spodki.
– Co takiego? – zdziwiła się Trisha, zanim zdążyłem się odezwać.
Daisy May uśmiechnęła się tajemniczo i udała, że zamyka usta na zamek i wyrzuca wyimaginowany kluczyk. Wyglądało na to, że Preston coś kombinował w tajemnicy przed wszystkimi i wiedziała o tym tylko Daisy May.
– Boże, teraz się jeszcze bardziej denerwuję tym ślubem – jęknęła Trisha, przytulając się do mnie mocniej.
Objąłem ją ramionami w talii i zacząłem sobie wyobrażać, jak moje dłonie wędrują po jej ciele. Tak to już bywa, gdy ma się taką seksowną żonkę. Zawsze tak wyglądała, odkąd pamiętam. Mógłbym podziwiać jej zgrabną sylwetkę w kusych spodenkach i obcisłym topie przez długie godziny i nigdy by mi się nie znudziło. Miała boskie ciało, wszyscy się za nią oglądali, kiedy szła ulicą.
Za cztery miesiące stuknie nam piąta rocznica ślubu. Uprzedziłem już Prestona, że będę potrzebował jego pomocy, bo chcę zabrać Trishę w jakieś wyjątkowe miejsce. Tym bardziej że nie mieliśmy wesela z prawdziwego zdarzenia, bo nie było nas na to stać. Jak desperat robiłem wszystko, żeby Trisha jak najszybciej za mnie wyszła, bo bałem się, że znajdzie sobie kogoś lepszego i odejdzie. Kiedy w końcu zdołałem ją zaciągnąć do urzędu, w ogóle nie pomyślałem, że zasługuje na ślub ze swoich marzeń. Zależało mi tylko na jednym – żeby z nią być.
Ale teraz nadszedł czas, by moja ukochana nareszcie mogła cieszyć się bajkowym przyjęciem weselnym. Potem zabiorę ją w podróż poślubną, na którą wcześniej również nie mieliśmy okazji pojechać.
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Trishę, dosłownie odebrało mi mowę. Zadałem sobie mnóstwo trudu, żeby zwróciła na mnie uwagę, ale ona uparcie trzymała się jak najdalej ode mnie. Tak samo jak od wszystkich innych chłopaków. Dopiero jakiś czas później dowiedziałem się dlaczego... i przyrzekłem sobie, że nigdy więcej nie będzie żyła w strachu.
Miłość do Trishy zmieniła moje życie. Przyjaciele i rodzina byli przekonani, że zwariowałem, bo miałem przed sobą wielką przyszłość i z niej zrezygnowałem. Butch Taylor, mój ojciec, w dzieciństwie nigdy specjalnie się mną nie interesował. Ale to się zmieniło, kiedy zostałem gwiazdą licealnej drużyny futbolowej. Odtąd zyskałem rodzica, któremu nareszcie choć trochę na mnie zależało. Wcześniej bardzo mi brakowało jego zainteresowania. Chciałem, żeby ojciec był ze mnie dumny i pragnąłem mu udowodnić, że zasługuję na jego miłość. To mnie mobilizowało do jeszcze cięższej pracy na treningach. Byłem o krok od spełnienia swojego największego marzenia. Ojciec gorąco mi kibicował, czekały mnie studia na dobrej uczelni, a potem, rzecz jasna, kariera zawodowego futbolisty.
Tak wyglądało moje życie aż do pewnego poranka, gdy na szkolnym parkingu spojrzały na mnie najpiękniejsze błękitne oczy, jakie kiedykolwiek widziałem. To był pierwszy dzień szkoły w drugiej klasie, ale musiałem czekać calutki rok, zanim udało mi się nakłonić Trishę Corbin, by zechciała się do mnie odezwać.
Ta dziewczyna jednym swoim spojrzeniem zmieniła moje marzenia.
– Rozdział II –
OSIEM LAT WCZEŚNIEJ
Trisha
Większość uczniów w szkolnym autobusie narzekała, że wakacje się skończyły. Przysłuchiwałam się ich opowieściom o relaksie na plaży, wylegiwaniu się w łóżku do późna, imprezach i o tym, jak bardzo nienawidzą szkoły, mając chwilami wrażenie, że mówią obcym językiem. Zupełnie jakby należeli do innego, kompletnie mi nieznanego świata.
Zerknęłam w bok na młodszego brata, Krita, siedzącego po drugiej stronie przejścia ze swoim najlepszym kolegą Greenem. Krit tak samo jak ja czuł ulgę, że nareszcie zaczyna się szkoła. Wyczekiwaliśmy tego dnia z utęsknieniem przez calutkie lato. Cudownie było znów mieć powód, by choć na jakiś czas oderwać się od tego, co działo się w naszym domu.
Green bardzo się ekscytował, że są już w ostatniej klasie gimnazjum. Zwłaszcza że dwa lata wcześniej, gdy w budynku ich szkoły zaczęło brakować miejsca, najstarszą klasę przeniesiono do skrzydła zajmowanego przez liceum. Byli, co prawda, oddzieleni od licealistów, ale korzystali z tej samej stołówki i sali gimnastycznej.
Tego lata mój brat urósł co najmniej piętnaście centymetrów. Dosłownie wystrzelił w górę jak chwast. Miałam wrażenie, że z dnia na dzień mały chudzielec zmienił się w stuosiemdziesięciocentymetrowego, budzącego respekt dryblasa. Co oczywiście nie oznaczało, że jego rozwój psychiczny nadążał za wzrostem. Nic z tych rzeczy, wewnątrz nadal pozostał dzieckiem. Małym i wystraszonym, które ciągle jeszcze potrzebowało mojej opieki. Nawet mimo faktu, że musiałam przy nim zadzierać głowę, bo brat przerósł mnie o dobre dziesięć centymetrów gdzieś w okolicach czerwca.
Założyłam nogę na nogę i obciągnęłam nogawki spodenek, ale niewiele to pomogło. W domu nie było pieniędzy na nowe ciuchy dla mnie, więc musiałam wbić się w zeszłoroczne. Krit był w gorszej sytuacji, bo urósł znacznie więcej ode mnie i trzeba mu było wymienić praktycznie całą garderobę. Dlatego każdego centa, jakiego zarobiłam, pracując jako ratowniczka na basenie, wydałam w komisie, żeby kupić bratu przyzwoite ubrania.
Mój problem polegał na tym, że choć przez wakacje prawie nic nie urosłam, powiększyły mi się piersi i pupa. Owszem, nadal mierzyłam metr siedemdziesiąt, ale stare spodenki zrobiły się krótsze. Nie miałam pojęcia, jak to możliwe. Nagle wydłużyły mi się nogi? A może to wina tyłka, który zabierał więcej miejsca w spodenkach? Na dodatek zaokrągliłam się w biodrach, co tylko pogarszało sytuację.
Krit odwrócił głowę w moją stronę i od razu zauważył, że obciągam nogawki spodenek, więc pośpiesznie cofnęłam ręce. Nachmurzył się, dając mi do zrozumienia, że mu się to nie podoba. Kłóciliśmy się już wcześniej o to, że wydaję wszystkie swoje pieniądze na ciuchy tylko dla niego. Twierdził, że wystarczą mu dwie pary dżinsów i dwie koszulki, po prostu będzie je codziennie prać. Oczywiście nie było mowy, żebym pozwoliła mu chodzić do szkoły na zmianę w dwóch kompletach ubrań. Ja miałam ich znacznie więcej. Muszę tylko przejść na dietę i znowu wszystko będzie na mnie pasowało.
Co prawda, ciężko mi było uwierzyć, że przez wakacje przytyłam, ale nie miałam innego wytłumaczenia. W każdym razie to wyłącznie moja wina, nie Krita. Uśmiechnęłam się do brata pokrzepiająco, starając się nie dać po sobie poznać, że mam problem z nogawkami. Widząc, że autobus podjeżdża już pod szkołę, podniosłam plecak z książkami i zasłoniłam nim uda.
– Jesteśmy – stwierdziłam, podnosząc się z siedzenia.
– Są za krótkie. Mówiłem ci, żebyś kupiła sobie nowe – odparł Krit. Jak widać, nadal nie zamierzał mi odpuścić.
– Przytyłam w tyłku i biodrach. Widocznie za dużo jadłam w wakacje. Schudnę i spodenki znowu będą na mnie w sam raz – zapewniłam brata. – A teraz przestań się tym przejmować i pomyśl o szkole.
– Za mało jemy, żebyś mogła przytyć – odburknął Krit.
– Błagam, tylko nie to. Nie odchudzaj się. Złamiesz mi serce – oznajmił Green z zalotnym uśmieszkiem.
Krit pchnął go z powrotem na siedzenie i warknął ostrzegawczo:
– Przestań. Dobrze ci radzę, stary.
Byłam przyzwyczajona do końskich zalotów Greena. Próbował mnie podrywać od zeszłego roku, odkąd odkrył, że podobają mu się dziewczyny, i robił się coraz bardziej natrętny. Wiedziałam jednak, że jest nieszkodliwy, a poza tym znałam go jeszcze z czasów, kiedy bał się ciemności i nosił slipki z Supermanem. Krótko mówiąc, był dla mnie jak młodszy brat.
– Nie powinnaś wkładać tych spodenek. Za dużo odsłaniają – szepnął do mnie Krit poirytowanym głosem, kiedy wysiadaliśmy z autobusu.
– I co z tego? Przecież nikt na mnie nie patrzy – odparłam.
Brat spojrzał mi w oczy, unosząc znacząco brwi.
– Serio? Wciskasz mi taką ciemnotę i myślisz, że ci uwierzę?
Już miałam mu powiedzieć, żeby się zamknął i ode mnie odczepił, gdy nagle moje serce przyśpieszyło, a oddech uwiązł w gardle. To był znak, że w pobliżu jest on. Nie widziałam go, ale i tak wyczuwałam jego obecność. Moje ciało zawsze w ten sposób reagowało, gdy obok pojawiał się Rock Taylor. To zaczęło się rok temu pierwszego dnia szkoły, kiedy wysiadłam z autobusu i napotkałam wzrokiem spojrzenie najprzystojniejszego chłopaka, jakiego w życiu widziałam.
Przez następne trzy godziny nie mogłam się doczekać, aż znowu go zobaczę. W końcu udało mi się go wypatrzyć w stołówce. Jadł obiad, a u jego ramion uwieszone były dwie dziewczyny. Trzecia siedziała mu na kolanach. Jego koledzy zachowywali się identycznie. Dziewczyny wychodziły ze skóry, byle zwrócić na siebie ich uwagę, a oni sprawiali wrażenie, jakby to było coś najnaturalniejszego na świecie. I jakby mieli absolutną pewność, że mogą przebierać w kobietach.
W pewnym momencie Rock podniósł się z krzesła i ruszył do wyjścia, ale po drodze odwrócił głowę w moją stronę i puścił do mnie oko. Zaraz jednak dopadła go jakaś dziewczyna i razem wyszli ze stołówki. Pod koniec dnia wiedziałam już o wiele więcej, niż chciałam wiedzieć na temat Rocka Taylora.
– To Rock Taylor? – spytał Krit pełnym szacunku tonem, zupełnie jakby mówił o celebrycie.
Może i Rock jest gwiazdą szkolnej drużyny futbolowej, ale co z tego? Owszem, nie można mu odmówić urody i talentu, ale nie chciałabym, żeby stał się wzorem do naśladowania dla mojego brata. Bo Rock Taylor wykorzystywał dziewczyny. Widziałam to na własne oczy, i to niejeden raz.
Ale mimo że wciąż stały mi przed oczami spotykane w poniedziałkowy poranek w szkolnej toalecie zapłakane dziewczyny, z którymi Rock przespał się w piątek, a potem udawał, że ich nie zna, moje ciało i tak szalało na jego widok. Zupełnie jakby przechodziło wtedy w stan podwyższonej czujności. Doskonale rozumiałam, dlaczego dziewczyny tak ochoczo rzucają się w jego ramiona, choć doskonale wiedzą, czym to się dla nich skończy.
Różnica między nimi a mną była taka, że ja miałam na głowie prawdziwe problemy, z których najważniejszym była nieustanna walka o przetrwanie. Moje i brata.
Udałam, że nie słyszę pytania Krita o Rocka i pośpiesznie zmieniłam temat.
– Masz ze sobą plan lekcji? Pamiętaj, żeby doliczyć co najmniej pięć minut na przejście z parteru do sal na piętrze. Nie spóźnij się na obiad, bo potem nie zdążysz zjeść. I zjedz wszystko do końca. Jasne?
Krit posłał mi krzywy uśmieszek.
– Dam radę, siora. Weź, wyluzuj.
Przeczuwałam, że w nowym miejscu będzie się wyróżniał, podobnie jak w gimnazjum. Krit już jako dziecko był bardzo ładny i dziewczyny zaczynały zwracać na niego uwagę. Byłam z niego bardzo dumna, ale jednocześnie nie chciałam, żeby oceniano go wyłącznie po wyglądzie. Miał bogate wnętrze i wiele do zaoferowania.
– Wiem, że dasz, ale to twój wielki dzień i chcę, żebyś wypadł jak najlepiej.
– Widzisz ich? – odezwał się Green, wskazując palcem miejsce, gdzie (wiedziałam to bez patrzenia) stał Rock. – Ci goście trzęsą całą szkołą. Widzisz te laski dokoła nich? Kurka, są zajebiści. Za dwa lata będziemy na ich miejscu.
Krit obejrzał się, ale ja powstrzymałam się przed tym siłą woli. I tak dobrze wiedziałam, kogo tam zobaczę: Dewayne’a Falco, Prestona Drake’a, Marcusa Hardy’ego i Rocka Taylora. Każdy z miną króla świata, podczas gdy kręcące się wokół dziewczyny wychodziły z siebie, żeby raczyli je zauważyć. Każdy z nich był jak żywcem wyjęty z jakiegoś kiczowatego romansidła: Dewayne – buntownik, Preston – podrywacz, na widok którego dziewczyny same wyskakiwały z majtek, Marcus – zamożny dzieciak z dobrego domu, Rock – gwiazda futbolu. I oczywiście każdy mógł się pochwalić sylwetką i twarzą, które doprowadzały dziewczyny do ekstazy.
– Dobra, idźcie już do swojego skrzydła. Trochę wam zejdzie, zanim tam dotrzecie. I zachowujcie się. Spotkamy się tutaj o trzeciej. Nie spóźnijcie się, bo ucieknie nam autobus.
Obaj jak na komendę przewrócili oczami, a potem posłusznie pomaszerowali do swojej części budynku. Ja tymczasem skręciłam w lewo, do skrzydła przeznaczonego dla licealistów.
– Rozdział III –
Rock
Minęły prawie trzy miesiące, odkąd ją ostatnio widziałem. Robiłem wszystko, żeby wyrzucić tę dziewczynę ze swoich myśli, ale nic z tego, tak mocno zawróciła mi w głowie. Rok temu była tu nowa – przeniosła się do naszej szkoły z sąsiedniego miasta. Nazywała się Trisha Corbin i od pierwszego przelotnego spotkania odgrywała główną rolę w moich fantazjach. Nic więcej o niej nie wiedziałem. Nie żebym nie próbował się do niej zbliżyć, wręcz przeciwnie, ale ona mnie kompletnie ignorowała.
Trochę to było żałosne przyznać się przed samym sobą, że nie mogę się doczekać rozpoczęcia szkoły, bo znowu zobaczę Trishę. Ale byłbym ostatnim łgarzem, gdybym twierdził, że jest inaczej. Choć nie raczyła na mnie spojrzeć, uwielbiałem obserwować ją z daleka i chłonąć wzrokiem każdy skrawek jej niesamowitego ciała.
Dziś rano wysiadła z autobusu w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Nie odstępował jej na krok, jakby chciał w ten sposób odstraszyć każdego, kto ośmieli się spojrzeć w jej stronę. Nie miałem bladego pojęcia kto to, ale po jego twarzy widać było, że to jeszcze dzieciak. Chudy jak szczapa nastolatek, którego masa ciała nie nadąża za wzrostem.
– Wygląda na jej brata. Spójrz na jego włosy. Muszą być spokrewnieni – odezwał się stojący obok mnie Dewayne, co oznaczało, że zauważył, jak gapię się na Trishę. Cholera, niedobrze!
– Co mnie to obchodzi – odparłem, odrywając wzrok od Trishy i odwracając się do grupki dziewczyn, które bardzo starały się zwrócić na siebie moją uwagę.
– Uhm, na pewno – mruknął Dewayne.
Przed kumplami nic się nie ukryło. Normalna sprawa, skoro przyjaźniliśmy się od drugiej klasy podstawówki i znaliśmy jak łyse konie. Przez cały zeszły rok nabijali się z mojej obsesji na punkcie Trishy Corbin.
Po tym, jak mnie spławiła, i to dwa razy, przestałem się jej narzucać. Nie byłem przyzwyczajony, żeby dziewczyna mnie odtrącała. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło.
– Słyszałam, że ty i Gina zerwaliście ze sobą – odezwała się blond cheerleaderka, Kimmy czy jakoś tak, przeciągając długimi paznokciami po moim ramieniu.
– Nigdy nie chodziłem z Giną – rzuciłem z irytacją.
Wszyscy wiedzieli, że Kimmy jest łatwa, a takie laski mnie nie interesowały. Na pewno nie w momencie, gdy w pobliżu była Trisha Corbin – dziewczyna moich marzeń.
– No popatrz, a ona wszędzie rozpowiada, jak przeleciałeś ją na stojąco, w samochodzie i na stole – dodała Kimmy i zachichotała, trzepocząc zalotnie rzęsami.
– Bzykam się z dziewczynami, ale z nimi nie chodzę – wyjaśniłem, po czym strząsnąłem z siebie jej rękę i przecisnąłem się przez wianuszek dziewczyn. No cóż, chyba jednak lubiłem się umartwiać, bo postanowiłem jeszcze raz spróbować szczęścia u Trishy. Może w końcu uda mi się z nią zamienić parę słów.
– Lubię na ostro – oznajmiła Kimmy, kiedy ją mijałem.
– Ja ci chętnie dogodzę – wtrącił się Preston.
Poczułem wdzięczność do naszego casanovy, że chce mi pomóc pozbyć się Kimmy. Trafił swój na swego.
Małolaty towarzyszące Trishy skręciły do skrzydła zajmowanego przez ostatnie klasy gimnazjum. Dewayne najprawdopodobniej miał rację, blondas musiał być jej bratem. Wcześniej nie zwracałem na niego uwagi, więc nie zauważyłem podobieństwa.
Trisha przystanęła i spojrzała w swój plan lekcji. Widać było, że intensywnie nad czymś myśli, zaciskając wargi, co nadawało jej seksowny wygląd. Miała bardzo wyrazistą twarz, można z niej było czytać jak z otwartej książki.
– Nie wiem, jak to robisz, ale za każdym razem, kiedy cię widzę, jesteś jeszcze ładniejsza – powiedziałem, gdy podszedłem bliżej i przystanąłem tuż przed nią. Zdawałem sobie sprawę, że to wyjątkowo żałosny tekst na podryw, ale przy niej zawsze robiłem się nerwowy. I wygadywałem bzdury.
Trisha momentalnie cała się spięła, jak zawsze kiedy ją zagadywałem. Nie rozumiałem dlaczego. Przecież nie zrobiłem nic, co mogłoby ją do mnie zniechęcić. Wręcz przeciwnie, od ponad roku wychodziłem ze skóry, żeby zwróciła na mnie uwagę.
– Odezwiesz się do mnie w tym roku czy nadal będziesz mnie torturować milczeniem? – spytałem.
Trisha nachmurzyła się, ale nie dawałem za wygraną i spokojnie czekałem na odpowiedź. Nie pozwolę jej dłużej udawać, że mnie nie dostrzega. Przecież może ze mną tylko porozmawiać, nic poza tym. Nie miałem pojęcia, dlaczego jako jedyna w całej szkole uparła się, żeby się do mnie nie odzywać. Kurde, nawet te dziewczyny, które kiedyś mocno wkurzyłem, zawsze miękły, gdy czegoś od nich chciałem.
– Nie torturuję, tylko nie chcę cię zachęcać. Próbowałam dać ci to grzecznie do zrozumienia.
Auć! Co za zołza!
Problem w tym, że ani trochę jej nie wierzyłem. Zauważyłem, jak mi się przygląda, kiedy myśli, że nie widzę. I dostrzegłem w jej oczach błysk zainteresowania. Na pewno był jakiś inny powód, że budowała wokół siebie mur.
– Jestem naprawdę fajnym chłopakiem. Mogłabyś trochę mi odpuścić i zostać moją przyjaciółką.
Zaraz, zaraz... Czy ja właśnie zaproponowałem jej przyjaźń? Przyjaźń? Chyba mi odbiło! Przecież wcale nie o to mi chodzi.
Trisha po chwili odwróciła ku mnie głowę i lekko ją zadarła, żeby spojrzeć mi w oczy. Była wysoka jak na dziewczynę, ale ja byłem wyższy. Widząc jej zdezorientowaną minę, o mało nie parsknąłem śmiechem. Ona też musiała dojść do wniosku, że zwariowałem.
– Przecież ty się nie przyjaźnisz z dziewczynami. Masz swoich kumpli, ale żaden z was nie ma koleżanki.
Tu mnie miała. Ale z nią to co innego.
– Wiesz, kiedyś musi być ten pierwszy raz. Poza tym, jeśli tylko w ten sposób mogę cię przekonać, żebyś zaczęła ze mną rozmawiać, to chcę spróbować.
Trisha uniosła z niedowierzaniem brwi, po czym roześmiała się na cały głos. Nigdy wcześniej nie słyszałem jej śmiechu. Był naprawdę niesamowity. Miałem ochotę nagrać go, a potem słuchać całymi godzinami, pękając z dumy, że udało mi się ją rozbawić. Przywoływać w pamięci jej błyszczące oczy. Oczarowała mnie do tego stopnia, że zapomniałem, gdzie jesteśmy i co się dzieje dookoła.
– Uważasz, że to zabawne? – spytałem, nie potrafiąc się pohamować, żeby nie szczerzyć zębów jak idiota.
Trisha zaśmiała się ponownie, tym razem ciszej, a potem umilkła i pokręciła głową.
– Nie, uważam, że to komiczne. Nie przeżyłbyś dnia bez podrywania mnie. – Po tych słowach rozbawienie znikło z jej twarzy i znów miałem przed sobą dawną Trishę, jak zwykle spiętą i zdenerwowaną. – Muszę iść na lekcję, sorki – dodała i ruszyła przed siebie.
Ale ja nie miałem zamiaru się poddawać. Jeszcze nigdy nie udało mi się zamienić z nią aż tylu słów i nie mogłem dopuścić, żeby na tym się skończyło. Musiałem ją jakoś do siebie przekonać.
– Zgódź się, co ci szkodzi? Zostańmy przyjaciółmi! – zawołałem za nią błagalnym tonem. No trudno, chłopaki będą się ze mnie nabijać całymi tygodniami, ale jakoś to przeżyję.
Trisha westchnęła z rezygnacją, a potem obejrzała się na mnie.
– Dobra, niech ci będzie. A teraz muszę lecieć na zajęcia, przyjacielu.
Wtedy posłałem jej uśmiech, na widok którego każda inna dziewczyna z miejsca padłaby mi w ramiona, i już dłużej jej nie zatrzymywałem.
– To na razie, kumpelo! – zawołałem, ale jeszcze chwilę tam stałem i przyglądałem się, jak Trisha gna korytarzem, nie oglądając się za siebie.
Chłopaki, których mijała po drodze, spoglądali na nią z niedowierzaniem i wyraźnym zainteresowaniem, ale ona zdawała się w ogóle ich nie dostrzegać. Widząc, jak się gapią na jej zgrabny tyłek, miałem ochotę wepchnąć każdemu z nich głowę do szafki. Wiedziałem jednak, że i tak ich nie powstrzymam, co najwyżej zarobię karę zawieszenia w prawach ucznia.
Poszedłem do swojej szafki, rzucając dookoła ostrzegawcze spojrzenia, jakbym chciał dać wszystkim do zrozumienia, że ona jest już moja. Nieważne, że byliśmy tylko przyjaciółmi, Trisha Corbin jest poza ich zasięgiem i kropka. Każdy napalony byczek w szkole będzie musiał się z tym pogodzić.
– Rozdział IV –
Trisha
Przyjaźń? Czy to jakiś żart?
Minęły już trzy lekcje, a ja nadal odtwarzałam w myślach swoją rozmowę z Rockiem Taylorem. Miałam przy tym wrażenie, jakbym obserwowała raz za razem tę samą katastrofę kolejową. Przecież nigdy nie zostanę przyjaciółką Rocka. Wcale mu nie zależy na przyjaźni, tylko na tym, żeby dobrać się do moich majtek. I tego, co w nich mam.
Trudno było nie zwracać uwagi na Rocka. Wydawał mi się wielki jak olbrzym. Jego silne, muskularne ramiona potrafiłyby obronić każdego, kto znalazł się w potrzebie. Aż trudno było uwierzyć, że chłopak w jego wieku może być tak potężnie zbudowany. W niczym nie ustępował dorosłym facetom, których sprowadzała do domu moja macocha. Na pewno bez trudu dałby sobie radę z każdym z nich.
O nie. Wykluczone.
Czym prędzej odpędziłam od siebie tę myśl. Rock nie miał pojęcia, jaki dźwigam ciężar. Zależało mu tylko na tym, by dodać mnie do listy zaliczonych dziewczyn. Nie miał zamiaru bronić mnie przed facetami macochy, którzy od razu brali się do bicia, gdy nie pozwalałam im się obmacywać.
„Skup się, Trisha. Skup się” – powtarzałam sobie w myślach. Moim najważniejszym celem w życiu było zadbanie o bezpieczeństwo Krita. I jeszcze wyrwanie się z upiornego domu wrednej macochy. Jedynym pocieszeniem było dla mnie to, że w przypadku Krita istniała granica, której Fandora Daily nie odważyła się przekroczyć. Zabraniała swoim fagasom zbyt mocno nim poniewierać, pozwalając, by zamiast tego wyładowywali swoją złość na mnie – znienawidzonej pasierbicy, na którą sama również chętnie podnosiła rękę.
Matka opuściła mnie, kiedy miałam osiem lat. Zamieszkałam z ojcem i jego aktualną żoną, Fandorą. Potem on także odszedł, zostawiając mnie i Krita z macochą. Jedyną rzeczą, która powstrzymywała Fandorę przed wyrzuceniem mnie z domu, było to, że opiekowałam się bratem. Dzięki mnie mogła chodzić na randki i używać życia, spokojna, że zawsze ma pod ręką darmową niańkę.
Tak wyglądało moje życie. Miałam niecałe dziesięć lat, gdy zostałam sama, opuszczona przez oboje rodziców. Od tej pory moją jedyną rodziną był młodszy brat. Postanowiłam, że nigdy nie pozwolę go skrzywdzić i zrobię wszystko, żebyśmy nie musieli się rozstawać.
Krit był jedyną osobą na świecie, która mnie kochała. Zrobiłabym dla niego absolutnie wszystko. To on był powodem, dla którego jak dotąd się nie poddałam i nie dopuściłam do tego, by któryś z facetów Fandory zatłukł mnie na śmierć. Walczyłam jak lwica, bo musiałam żyć dla swojego brata.
Dotknęłam ręką boku i mimowolnie syknęłam z bólu. Bałam się, że tym razem mogę mieć złamane żebro. Nie wiedziałam, co z tym zrobić. Jedyne, co mi przyszło do głowy, to owinąć się mocno bandażem. Gdybym zgłosiła się w takim stanie do szpitala, oboje z Kritem od razu wylądowalibyśmy w domu dziecka. A wtedy istniało ryzyko, że nas rozdzielą. Nie mogłam do tego dopuścić ze względu na brata. Potrzebował mojej pomocy.
No właśnie... Rock Taylor nie miał o tym wszystkim zielonego pojęcia. Następnym razem, gdy będzie starał się mnie podrywać, powinnam pokazać mu skryte pod moją koszulką fioletowe siniaki. A zwłaszcza ten paskudny zielony na pośladku, który już się goi. Albo nadal widoczną bliznę na lewym biodrze, gdzie dostałam pasem tak mocno, że zrobiła mi się rana. Podejrzewałam, że w normalnych okolicznościach nie obeszłoby się bez szwów, ale oczywiście nigdy nie obejrzał mnie żaden lekarz. Fandora nie była głupia. Wiedziała, gdzie uderzyć, żeby ludzie nie dostrzegli śladów.
Macocha była wstrętną, zgorzkniałą egoistką. A mimo to kochała Krita – powiedzmy, że na swój sposób. Cieszyła się, że wyrasta na przystojnego chłopaka i chyba miała nadzieję, że w przyszłości się nią zaopiekuje. Dlatego go nie oddała. A ponieważ on kochał mnie, pozwalała mi łaskawie mieszkać pod swoim dachem.
Ale bardzo się starała, żeby na każdym kroku dać mi do zrozumienia, że jestem i zawsze byłam dla niej ciężarem.
Zadzwonił dzwonek na przerwę, więc zebrałam książki i podniosłam się z krzesła. Wtedy stanęła przede mną roześmiana Riley Owens. Jej ciemnobrązowe włosy były asymetrycznie przycięte zgodnie z najnowszą modą, a makijaż mocniejszy niż w zeszłym roku. Zawsze uważałam, że Riley jest ładna, ale teraz wyglądała naprawdę atrakcyjnie.
– Jesteś kompletnie nieprzytomna, laska. Całą lekcję próbowałam zwrócić twoją uwagę. Nie odzywałaś się przez całe lato. Co jest grane? – spytała Riley, trącając mnie ramieniem, kiedy szłyśmy do drzwi.
Riley była jedną z zaledwie dwóch osób, z którymi udało mi się zaprzyjaźnić w nowej szkole. Inne dziewczyny były nawet życzliwe, ale trudno było wejść do ich zamkniętych kółek. Niechętnie przyjmowano do nich nowe osoby.
– Sorki. Większość czasu pracowałam. A jak twoje wakacje? – spytałam.
Riley westchnęła teatralnie, aż nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu.
– Musiałam pojechać odwiedzić ojca i jego nową żonę w Pensylwanii. Dziewczyno, tam też mieszkają straszni wieśniacy. Niektórzy biją na głowę nawet tutejszych. Ojciec mieszka na wsi i wyobraź sobie, że jego żona chodzi do sklepu boso! Serio! Kto tak robi?!
Cała Riley. Lubiłam ją między innymi za to, że zawsze umiała poprawić mi humor.
– Faktycznie, dramat.
Riley chciała przytaknąć, ale zreflektowała się i spojrzała na mnie z ukosa.
– Nabijasz się ze mnie, co?
Powstrzymałam się od uśmiechu i już miałam odpowiedzieć przyjaciółce, gdy nagle jej ciemne oczy zaokrągliły się na widok czegoś za moimi plecami. W pierwszej chwili chciałam się obejrzeć, ale zrezygnowałam. Od razu wyczułam jego zapach: mięta i charakterystyczny aromat skóry.
Dlaczego on musi tak przyjemnie pachnieć?
Zdumienie w oczach Riley szybko przeszło w zalotny błysk. Widać było, że bardzo jej zależy, żeby stać się obiektem zainteresowania mojego nowego przyjaciela. Biorąc pod uwagę jej aktualny, atrakcyjny wygląd, nie powinna mieć z tym większych problemów. A Rock na pewno chętnie skorzysta z okazji. Uznałam więc, że trzeba ratować przyjaciółkę.
– Cześć, Rock – odezwałam się, odwracając w jego stronę.
Patrzył tylko na mnie, zupełnie nie zwracając uwagi na trzepoczące rzęsy i uwodzicielski uśmiech Riley, i wyginał usta w seksownym uśmieszku.
– W której turze masz obiad? – spytał, ani na moment nie spuszczając ze mnie wzroku.
– W drugiej – odparłam z nadzieją, że mój głos nie zdradzi, jak bardzo działa na mnie bliskość i cudowny zapach Rocka. Uwielbiałam aromat mięty i skóry. Mmm... Działał na mnie, i to jak!
– Ja też – oznajmił, uśmiechając się z zadowoleniem. – Odprowadzę cię.
Odprowadzi mnie? Rock chce odprowadzić mnie na obiad? Oddychaj, Trisha, oddychaj głęboko.
– Ale... właśnie miałam pójść z Riley – wymamrotałam pierwszy lepszy wykręt, jaki przyszedł mi do głowy.
Rock nareszcie oderwał wzrok ode mnie i spojrzał na Riley. Mogłabym przysiąc, że słyszę, jak wzdycha z zachwytu.
– Nie przeszkadza ci, że pójdę z wami, Riley? – spytał Rock.
– Nie, no skąd. Ani trochę. To znaczy... możesz odprowadzić nas obie, nie mam nic przeciwko. Albo jeśli Trisha nie chce, to tylko mnie. Zawsze i wszędzie – paplała przyjaciółka, jakby nagle straciła rozum.
Posłałam Riley ostre spojrzenie. Czyżby właśnie powiedziała chłopakowi wprost, że może ją odprowadzać, gdzie i kiedy tylko ma ochotę? Mówiła to serio? O rany, nic dziwnego, że Rock spodziewał się, że jak każda dziewczyna z miejsca padnę mu do stóp. Jak widać, dokładnie tak się zachowywały.
Rock zaśmiał się.
– Zależy mi na Trishy. To moja nowa przyjaciółka i muszę się starać, żeby mnie nie pogoniła. – Po tych słowach spojrzał ponownie na mnie.
W tym momencie Riley szturchnęła mnie łokciem w obolałe żebra. Krzyknęłam cicho i poleciałam wprost na Rocka. Przeszył mnie taki ból, że aż zrobiło mi się ciemno przed oczami, a pod powiekami zapiekły łzy. Poczułam, że łapią mnie mdłości. Gdyby udało mi się złapać oddech, może zdążyłabym dobiec do toalety?
Zaraz jednak czyjeś silne ramiona objęły mnie i uchroniły przed upadkiem. Dzięki temu mogłam się skupić tylko na tym, żeby powstrzymać wymioty.
– Wszystko dobrze?
Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć. Nadal czułam w boku przeszywający ból i z trudem łapałam powietrze.
– Kurczę, aż tak ją walnęłaś?! – zdenerwował się Rock na Riley.
Uścisk jego ramion był delikatny, ale stanowczy. Nie protestowałam i nie próbowałam się z nich uwolnić. Ból powoli ustępował i pulsowanie w głowie złagodniało. Do tego stopnia, że już docierały do mnie przeprosiny Riley. Chciałam jej powiedzieć, że nic mi nie jest i że to nie jej wina, ale nie mogłam, bo nadal walczyłam z mdłościami.
– Wszystko dobrze? Może odprowadzę cię do pielęgniarki? Żeby cię obejrzała, co? – w głosie Rocka słychać było niepokój i troskę. Gdyby mnie nie podtrzymał, leżałabym teraz na podłodze zwinięta w kłębek z bólu.
Przemogłam się i skinęłam głową, a potem zaczerpnęłam powietrza. Udało mi się wyprostować, więc zrobiłam krok w tył, próbując wyswobodzić się z jego ramion. Początkowo miałam wrażenie, że mi na to nie pozwoli, ale po chwili opuścił ręce powoli, jakby nie miał ochoty wypuścić mnie z objęć.
– Strasznie cię przepraszam – szepnęła Riley. – Naprawdę nie chciałam aż tak mocno cię uderzyć. Tylko lekko popchnąć, żebyś z nim poszła. No wiesz, rany, przecież to sam Rock Taylor. Jest... – urwała Riley.
– Nic mi nie będzie. Po prostu trafiłaś mnie w czułe miejsce... ekhm... no wiesz... w łokciu – wymamrotałam, dobrze wiedząc, że nie zabrzmiało to przekonująco.
Riley zmarszczyła nos i ściągnęła brwi.
– Wydawało mi się, że uderzyłam cię w bok...
Zerknęłam ukradkiem na Rocka w obawie, że uzna mnie za wariatkę. Ale może to i dobrze, bo wtedy przestanie za mną łazić.
– Nie idę na obiad. Muszę... muszę wypożyczyć książkę z biblioteki – rzuciłam pośpiesznie i ruszyłam przed siebie korytarzem tak szybko, jak tylko byłam w stanie. Nie słyszałam, żeby któreś z nich za mną pobiegło, więc odetchnęłam z ulgą.
Mogłabym się założyć, że teraz, gdy zostali sami, Rock zacznie bajerować Riley, a ona ulegnie jego urokowi i zgodzi się z nim przespać. Na samą myśl, że Rock może zabawiać się z moją przyjaciółką, zrobiło mi się niedobrze.
Otrząsnęłam się z tych niewesołych myśli, minęłam bibliotekę i poszłam na następne zajęcia. Jak dla mnie jedną z największych zalet szkoły był obiad, czyli moja jedyna szansa na ciepły posiłek w ciągu dnia. Byłam głodna i nie miałam większych nadziei, że wieczorem dostanę coś porządnego do jedzenia. O ile w ogóle coś dostanę. Fandora ostatnimi czasy była w fatalnym nastroju, bo rzucił ją kolejny facet.
Ale wytrzymam. Czasami obywałam się bez jedzenia nawet dłużej. Jeśli będzie trzeba, jakoś dotrwam do jutrzejszego obiadu. Bo jak na razie nie byłam gotowa stanąć twarzą w twarz z Rockiem po tej katastrofie, która wydarzyła się na korytarzu. Wątpliwe, żeby jeszcze kiedyś chciał się do mnie odezwać. Pewnie razem z Riley doszli do wniosku, że jestem wariatką.