Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Miłość Rusha i Blaire z męskiej perspektywy.
Rush zasłużył sobie na miano „złego chłopca”. Ma wszystko to, czego zapragnie – dom na plaży, luksusowy samochód i grupę dziewczyn, które oddałyby wszystko za choćby jeden romantyczny wieczór z nim. Młody, przystojny i bogaty syn gwiazdy rocka korzysta z tego pełnymi garściami.
Blaire jest młoda, niedoświadczona i delikatna, może polegać tylko na sobie. Nie ma świecie nikogo bliskiego. Przyjeżdżając do nowego miasta, liczy na pomoc ojca, którego nie widziała wiele lat. Zamiast ojca spotyka niebezpiecznie przystojnego Rusha…
Choć mężczyzna wie, że powinien trzymać się z daleka od tej dziewczyny, nie potrafi zapanować nad swoimi pragnieniami. Między nim i Blaire wybucha namiętność, która powoduje, że na całym świecie liczy się tylko ich miłość. Niestety Blaire spotyka kolejne rozczarowanie…
Czy Rush pokaże swoją prawdziwą twarz?
Czy pokona przeciwności losu, by zdobyć miłość Blaire?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 309
Copyright © Abbi Glines 2014
Copyright for the Polish edition © Wydawnictwo Pascal. All rights reserved.
Ta książka jest fikcją literacką. Jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistych osób, żywych lub zmarłych, autentycznych miejsc, wydarzeń lub zjawisk jest czysto przypadkowe. Postaci i wydarzenia opisane w tej książce są tworem wyobraźni autorki bądź zostały znacząco przetworzone pod kątem wykorzystania w powieści.
Tytuł oryginalny: Rush Too Far
Tytuł: Jesteś za daleko
Autor: Abbi Glines
Tłumaczenie: Katarzyna Bieńkowska
Redakcja: Marian Bruno
Korekta: Aleksandra Tykarska
Projekt graficzny okładki: Katarzyna Borkowska
Zdjęcie na okładce: Felix Wirth/Corbis
Redaktor prowadząca: Agnieszka Górecka
Redaktor naczelna: Agnieszka Hetnał
Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.
ul. Zapora 25
43-382 Bielsko-Biała
www.pascal.pl
Bielsko-Biała 2016
ISBN 978-83-7642-741-6
eBook maîtrisé par Atelier Du Châteaux
Dla Natashy Tomic, która pierwsza użyła sformułowania „Rush Crush” na określenie szaleństwa na punkcie Rusha. Wspierałaś mnie, rozśmieszałaś, wysłuchiwałaś moich niepokojów i rozkoszowałaś się wraz ze mną niejednym kieliszkiem czerwonego wina. W ciągu minionego roku z popierającej mnie blogerki stałaś się prawdziwą przyjaciółką.
Mówi się, że dzieci mają najczystsze serca... że dzieci nie potrafią naprawdę nienawidzić, ponieważ nie rozumieją w pełni tego uczucia. Łatwo wybaczają i zapominają.
Ludzie powtarzają mnóstwo takich bzdur, bo dzięki temu lepiej śpią w nocy. Miło powiesić sobie na ścianie takie budujące powiedzonka i uśmiechać się potem na ich widok.
Ja wiem swoje. Dzieci potrafią to jak nikt. Zdolne są do najgwałtowniejszych uczuć. Serio. Wiem, bo sam tego doświadczyłem. W wieku dziesięciu lat znałem i nienawiść, i miłość. Oba te uczucia potrafią człowieka pochłonąć bez reszty. Oba zmieniają życie. I oba mogą całkowicie zaślepić.
Patrząc wstecz, żałuję, że nie było nikogo, kto by zobaczył, jak matka zasiała we mnie ziarno nienawiści. We mnie i w mojej siostrze. Gdyby był przy nas ktoś, kto ocaliłby nas przed kłamstwami i goryczą, którym pozwoliła się w nas jątrzyć, może wtedy sprawy potoczyłyby się inaczej. Dla wszystkich.
Wtedy nie postąpiłbym tak głupio. Nie byłbym winien tego, że pewna dziewczyna musiała sama opiekować się chorą matką. Nie byłbym winien tego, że ta sama dziewczyna stała nad grobem matki, przekonana, że straciła ostatnią osobę, która ją kochała. Nie byłbym winien tego, że pewien mężczyzna zniszczył samego siebie, a jego życie stało się pustą rozbitą skorupą.
Ale nikt mnie nie ocalił.
Nikt nas nie ocalił.
Wierzyliśmy w te kłamstwa. Podsycaliśmy naszą nienawiść. Ale to ja sam zrujnowałem życie niewinnej dziewczynie.
Mówi się, że każdy zbiera żniwo swoich uczynków. To także bzdura. Bo ja powinienem palić się w piekle za moje grzechy. Nie powinienem móc budzić się każdego ranka, trzymając w ramionach tę piękną kobietę, która kocha mnie bezwarunkowo. Nie powinienem trzymać w objęciach syna i zaznawać tej czystej radości.
A przecież tak właśnie jest.
Bo ostatecznie ktoś mnie jednak ocalił. Nie zasłużyłem na to. Cholera, to moja siostra potrzebowała ocalenia bardziej niż ktokolwiek inny. Ona nie manipulowała losem innej rodziny, nie bacząc na konsekwencje. Ale ona nadal jest pełna goryczy, podczas gdy ja zostałem wybawiony. Przez pewną dziewczynę…
Jednak to nie jest zwyczajna dziewczyna. To anioł. Mój anioł. Piękny, silny, zawzięty, lojalny anioł, który wtargnął w moje życie w pikapie i pod bronią.
To nie będzie typowa historia miłosna. Jest też zbyt popieprzona, żeby uznać ją za uroczą. Kiedy jednak jest się nieślubnym synem legendarnego perkusisty jednego z najbardziej uwielbianych zespołów rockowych na świecie, można się spodziewać niezłego popieprzenia. Z tego obaj słyniemy. Jeśli dodać do tego samolubną, zepsutą, egocentryczną matkę, która mnie wychowywała, wynik nie okaże się zbyt miły.
Jest wiele miejsc, od których mógłbym zacząć tę opowieść. Moja sypialnia, gdy tuliłem siostrę, płaczącą z bólu, jaki sprawiły jej okrutne słowa naszej matki. Drzwi frontowe, przy których siostra zalewała się łzami, patrząc, jak mój ojciec przyjeżdża zabrać mnie na weekend, podczas gdy ona zostawała sama. Jedno i drugie zdarzało się często i naznaczyło mnie na zawsze. Nienawidziłem patrzeć, jak ona płacze. A przecież stanowiło to część mojego życia.
Mieliśmy tę samą matkę, ale innych ojców. Mój był sławnym rockmanem – w co drugi weekend i przez miesiąc wakacji wprowadzał mnie w swój świat pełen seksu, narkotyków i rock and rolla. Nigdy o mnie nie zapomniał. Nie szukał wymówek. Zawsze się zjawiał. Mimo swoich niedoskonałości Dean Finlay zawsze po mnie przyjeżdżał. Nawet jak nie był trzeźwy.
Ojciec Nan nigdy jej nie odwiedzał. Kiedy ja wyjeżdżałem, była sama, i chociaż uwielbiałem przebywać z ojcem, nie mogłem znieść świadomości, że ona mnie potrzebuje. Byłem jej opiekunem. Jedyną osobą, na którą mogła liczyć. Dzięki temu szybko dorosłem.
Kiedy prosiłem ojca, żeby ją też zabrał, robił smutną minę i kręcił głową: „Nie mogę, synu. Chciałbym, ale wasza mama nie zgodzi się na to”.
Nigdy nie mówił nic więcej. Wiedziałem, że sprawa była beznadziejna. Nan zostawała więc sama. Chciałem za to kogoś znienawidzić, ale znienawidzenie matki okazało się trudne. To była moja mama. A ja byłem jej dzieckiem.
Znalazłem zatem inny obiekt, na którym skupiłem moją nienawiść i rozżalenie z powodu niesprawiedliwego losu Nan. Mężczyznę, który się z nią nie spotykał. Mężczyznę, którego krew płynęła w jej żyłach, który jednak nie kochał jej nawet na tyle, by wysłać jej życzenia urodzinowe. Miał teraz własną rodzinę. Nan pojechała kiedyś ich zobaczyć.
Zmusiła mamę, żeby zawiozła ją do domu ojca. Chciała z nim porozmawiać. Zobaczyć jego twarz. Była pewna, że ją pokocha. Myślę, że w głębi duszy żywiła przekonanie, że mama mu o niej nie powiedziała. Wymyśliła sobie taką bajkę, że ojciec dowie się o jej istnieniu, a wtedy zjawi się nagle i ją uratuje. Da jej tę miłość, której tak desperacko szukała.
Jego dom był mniejszy od naszego. Dużo mniejszy. Znajdował się o siedem godzin jazdy od nas, w małym rolniczym miasteczku w Alabamie. Nan powiedziała, że był idealny. Mama określiła go jako żałosny. To jednak nie sam dom nie dawał potem Nan spokoju. Ani też nie mały płot z białych sztachetek, który opisała mi ze szczegółami. Ani nawet nie kółko do koszykówki w ogrodzie czy rowery oparte o drzwi garażu.
Chodziło o dziewczynkę z długimi, prawie białymi włosami, która otworzyła drzwi. W oczach Nan wyglądała jak księżniczka. Tyle że na nogach miała zabłocone adidasy. Nan nigdy nie nosiła adidasów ani nie bywała w pobliżu błota. Dziewczynka uśmiechnęła się do niej, a Nan przez chwilę była oczarowana. Zaraz jednak za plecami dziewczynki zobaczyła na ścianie zdjęcia. Zdjęcia tej dziewczynki i jeszcze drugiej bardzo podobnej do niej. A także mężczyzny, który trzymał je obie za ręce. Uśmiechał się.
To był ich ojciec.
To była jedna z dwóch córek, które kochał. Jasne było, nawet dla małej Nan, że na tych zdjęciach był szczęśliwy. Nie tęsknił za tym dzieckiem, które porzucił. Tym, o którym – jak zapewniała ją matka – doskonale wiedział.
To wszystko, co nasza matka od lat usiłowała jej powiedzieć, a w co ona nie chciała wierzyć, nagle ułożyło się w całość. Matka mówiła prawdę. Ojciec Nan nie chciał jej, bo miał swoje życie. Dwie piękne, anielskie córeczki i żonę, która wyglądała zupełnie jak one.
Te zdjęcia na ścianie dręczyły potem Nan przez lata. I znów chciałem znienawidzić matkę za to, że ją tam zabrała. Że cisnęła jej prawdę w twarz. Nan była szczęśliwsza, wierząc w swoją bajkę, jednak tamtego dnia utraciła dziecięcą naiwność. A we mnie zaczęła narastać nienawiść do jej ojca i jego rodziny.
Odebrali mojej siostrzyczce życie, na które zasługiwała, ojca, który mógłby ją kochać. Tamte dziewczynki nie zasługiwały na niego bardziej niż Nan. Kobieta, z którą się ożenił, wykorzystała swoją urodę i te dziewczynki, żeby nie dopuścić go do Nan. Nienawidziłem ich wszystkich.
W końcu dałem wyraz mojej nienawiści. Ta opowieść zaczyna się jednak tego wieczoru, kiedy Blaire Wynn weszła do mojego domu, marszcząc nerwowo tę swoją pieprzoną twarz anioła. Mój najgorszy koszmar…
***
Mówiłem Nan, że nie chcę w domu żadnych ludzi, ale ona i tak ich zaprosiła. Moja młodsza siostra nigdy nie przyjmowała odmowy. Siedziałem na kanapie, oparty wygodnie, z wyciągniętymi przed siebie nogami i popijałem piwo. Musiałem tu zostać na tyle długo, żeby mieć pewność, że sprawy nie wymkną się spod kontroli. Znajomi Nan byli młodsi ode mnie. Czasami wdawali się w bójki. Ale znosiłem to, bo to ją uszczęśliwiało.
Mama uciekła do pieprzonego Paryża ze swoim nowym mężem, ojcem Nan, który mimo to nadal na nią nie zważał, co nie wpłynęło zbyt dobrze na samopoczucie Nan. Nie miałem innego pomysłu na poprawienie jej nastroju. Żałowałem, że matka choć raz nie może pomyśleć o kimś innym, a nie tylko o sobie.
– Rush, poznaj Blaire. Pomyślałem, że może należy do ciebie. Znalazłem ją przed domem. Wydawała się trochę zagubiona – głos Granta wyrwał mnie z zamyślenia. Podniosłem wzrok i popatrzyłem na mego przyrodniego brata, a potem na dziewczynę stojącą obok niego. Widziałem już tę twarz. Była starsza, ale rozpoznałem ją.
Cholera.
To była jedna z nich. Nie znałem ich imion, pamiętałem jednak, że były dwie. Ta nazywała się… Blaire. Poszukałem wzrokiem Nan i zobaczyłem, że stoi niedaleko z pochmurną miną. Niedobrze. Czy Grant nie zdawał sobie sprawy, kim jest ta dziewczyna?
– Czyżby? – spytałem, łamiąc sobie głowę, jak się jej stąd pozbyć, i to szybko. Nan mogła wybuchnąć w każdej chwili. Przyjrzałem się tej dziewczynie, która była źródłem udręki mojej siostry przez większość jej życia. Była śliczna. Buźkę w kształcie serca ożywiały błękitne oczy o najdłuższych naturalnych rzęsach, jakie kiedykolwiek widziałem. Jedwabiste platynowe loki muskały parę naprawdę ładnych cycków, które podkreślała opięta koszulka na ramiączkach. Cholera. Tak, musiała stąd zniknąć. – Niezła, ale za młoda. Nie powiedziałbym, że jest moja.
Dziewczyna wzdrygnęła się. Mógłbym tego nie dostrzec, gdybym nie przypatrywał jej się tak uważnie. Wyraz zagubienia na jej twarzy nie trzymał się kupy. Weszła do tego domu, wiedząc, że wkracza na nieprzyjazny teren. Dlaczego więc wyglądała tak niewinnie?
– Och, jak najbardziej jest twoja. Skoro jej tatulek uciekł do Paryża z twoją mamuśką na kilka najbliższych tygodni, powiedziałbym, że ona teraz należy do ciebie. Chętnie zaproponuję jej gościnę, jeśli chcesz. To znaczy, jeśli obieca, że zostawi tę swoją śmiercionośną broń w wozie – Grant uważał, że to zabawne. Kutas. Doskonale wiedział, kim ona jest. Podobało mu się, że jej obecność denerwuje Nan. Grant gotów był na wszystko, byle tylko wkurzyć Nan.
– Bynajmniej nie jest z tego powodu moja – odparłem. Powinna zrozumieć aluzję i sobie pójść.
Grant odchrząknął.
– Żartujesz sobie, tak?
Pociągnąłem łyk piwa, po czym zmierzyłem Granta wzrokiem. Nie byłem w nastroju na jego gierki z Nan. Posuwał się za daleko. Nawet jak na niego. Ta dziewczyna musiała stąd spadać.
Wyglądała zresztą, jakby miała ochotę uciec. Nie tego się spodziewała. Czyżby naprawdę sądziła, że jej kochany tatulek będzie tu na nią czekał? Co za głupota! Mieszkała z tym facetem przez szesnaście lat. Ja znałem go od trzech lat i wiedziałem, że to gnojek.
– Mam dzisiaj dom pełen gości i moje łóżko jest już zajęte – poinformowałem ją, po czym znów spojrzałem na brata. – Myślę, że najlepiej będzie, jeśli poszuka jakiegoś hotelu i zatrzyma się tam, dopóki nie uda mi się skontaktować z jej tatusiem.
Blaire sięgnęła po walizkę, którą trzymał Grant.
– On ma rację. Powinnam sobie pójść. To był bardzo zły pomysł – powiedziała łamiącym się głosem. Grant nie chciał puścić jej walizki. Musiała mu ją wyszarpnąć. Widziałem łzy w jej oczach i poczułem wyrzuty sumienia. Czyżbym coś przeoczył? Czy ona naprawdę spodziewała się, że przyjmiemy ją tu z otwartymi rękoma?
Blaire ruszyła pośpiesznie do wyjścia. Zobaczyłem radosne spojrzenie, które rozjaśniło twarz Nan, gdy Blaire ją mijała.
– Już idziesz? Tak szybko? – spytała Nan. Blaire nie odpowiedziała.
– Jesteś skurwielem bez serca. Wiesz o tym? – warknął stojący obok mnie Grant.
Nie byłem w nastroju, żeby się z nim spierać. Nan podeszła do nas dumnym krokiem, uśmiechając się triumfalnie. Była zadowolona z takiego obrotu rzeczy. Rozumiałem dlaczego. Blaire przypominała jej to wszystko, czego Nan nie dostała w dzieciństwie.
– Wygląda dokładnie tak, jak ją zapamiętałam. Blada i nijaka – mruknęła Nan, siadając obok mnie na kanapie.
Grant prychnął.
– Jesteś równie ślepa, co wredna. Możesz jej nienawidzić, ale jest superapetyczna.
– Nie zaczynaj – ostrzegłem Granta. Nan mogła wydawać się szczęśliwa, wiedziałem jednak, że jeśli zbyt się w to zagłębi, może się załamać.
– Jeśli ty za nią nie pójdziesz, ja to zrobię. I ulokuję u siebie ten jej seksowny tyłeczek. Ona nie jest taka, jak myślicie. Rozmawiałem z nią. Nie ma pojęcia o niczym. Ten wasz durny tatulek kazał jej tu przyjechać. Nikt nie potrafiłby tak kłamać – powiedział Grant, piorunując Nan wzrokiem.
– Tata nigdy nie kazałby jej przyjechać do Rusha. Zjawiła się tu, bo jest sępem. Wyczuła forsę. Widzieliście, co ona miała na sobie? – Nan zmarszczyła nos z obrzydzeniem.
Grant zachichotał.
– Kurde, widziałem, jak jest ubrana. A myślicie, że dlaczego tak chętnie zabrałbym ją do siebie? Jest seksowna jak diabli, Nan. Nie obchodzi mnie, co ty o tym myślisz. Ta dziewczyna jest niewinna, zagubiona i seksowna jak diabli.
Grant odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. Szedł za nią. Nie mogłem na to pozwolić. Łatwo było go nabrać. Zgadzałem się, że na dziewczynę miło popatrzeć, ale on myślał kutasem.
– Czekaj. Ja do niej wyjdę – powiedziałem, wstając.
– Co? – zapytała Nan oburzonym tonem.
Grant przesunął się i puścił mnie przodem. Nie odwróciłem się i nie zważałem już na siostrę. Grant miał rację. Musiałem się przekonać, czy to jakaś ściema, czy ten jej debilowaty ojciec naprawdę jej kazał tu przyjechać. Nie mówiąc już o tym, że chciałem sobie na nią popatrzeć bez świadków.
Kiedy otworzyłem drzwi i wyszedłem na zewnątrz, podchodziła do starego poobijanego pikapa. Przystanąłem na chwilę, zastanawiając się, czy to jej wóz, czy też ktoś ją tu podrzucił. Grant nie wspominał o nikim poza nią. Wytężałem wzrok, usiłując stwierdzić, czy dojrzę w ciemności kogoś, kto siedział w środku, ale nie udało mi się z takiej odległości.
Blaire otworzyła drzwi od strony kierowcy i stanęła, żeby wziąć głęboki oddech. Była to dramatyczna, niemal teatralna scena, a w każdym razie byłaby, gdyby Blaire wiedziała, że jest obserwowana. Ale ze sposobu, w jaki zgarbiła ramiona, zanim wsiadła do szoferki, wywnioskowałem, że nie ma pojęcia, że ktoś na nią patrzy.
Chociaż z drugiej strony może właśnie była tego świadoma. Nic nie wiedziałem o tej dziewczynie. Poza tym, że jej ojciec był pieprzonym sępem. Brał od mojej matki i od Nan to, co mu dawały, ale sam nigdy nie odwzajemniał ich uczuć. Ten facet był zimny. Widziałem to w jego oczach. Wcale mu nie zależało na Nan ani na mojej głupiej matce. Wykorzystywał je obie.
Ta dziewczyna była piękna. To nie ulegało wątpliwości. Ale też została wychowana przez tego człowieka. Mogła być mistrzynią manipulacji. Wykorzystywać swoją urodę, by zdobyć, co chciała, nie dbając wcale, kogo przy okazji skrzywdzi.
Zszedłem po schodach i skierowałem się w stronę pikapa. Nadal tam siedziała, a ja chciałem, żeby odjechała, zanim Grant wyjdzie i da się nabrać na te jej gierki. Zabierze ją ze sobą do domu. A ona będzie go wykorzystywać, aż jej się nie znudzi. Chroniłem przed tą dziewczyną nie tylko siostrę, lecz także brata. Grant stanowił łatwy cel.
Odwróciła się i krzyknęła, kiedy napotkała mój wzrok. Jej zaczerwienione oczy świadczyły o tym, że naprawdę płakała. Nie było tu nikogo, kto mógłby ją zobaczyć, więc istniała jednak możliwość, że te łzy nie były elementem misternego szachrajstwa.
Czekałem, aż zrobi coś innego poza gapieniem się na mnie jak na intruza, chociaż to ona wkroczyła na mój teren. Zupełnie jakby czytała w moich myślach, przeniosła wzrok z powrotem na kierownicę i przekręciła kluczyk w stacyjce.
Nic.
Zaczęła się gorączkować, raz po raz usiłując odpalić silnik, ale sądząc po pstryknięciu, które usłyszałem, w baku nie została jej ani kropla benzyny. Może naprawdę była zdesperowana. Nadal jednak jej nie ufałem.
To był zabawny widok, kiedy dała upust swojej frustracji, uderzając dłońmi o kierownicę. Co to mogło dać, skoro zużyła, idiotka, całą benzynę?
Wreszcie otworzyła drzwi pikapa i popatrzyła na mnie. Jeśli ta dziewczyna nie była tak cholernie niewinna, jak wyglądała, to musiała być piekielnie dobrą aktorką.
– Jakiś problem? – spytałem.
Sądząc po jej minie, nie chciała mi powiedzieć, że nie może odjechać. Przypomniałem sobie ponownie, że to była córka Abe’a Wynna. Ta, którą wychował. Ta, dla której porzucił Nan na tyle lat. Nie zamierzałem się nad nią litować.
– Skończyła mi się benzyna – powiedziała cicho.
Coś takiego. Jeśli pozwolę jej wrócić do środka, będę miał do czynienia z Nan. Jeśli tego nie zrobię, Grant się nią zaopiekuje. A wtedy ona najpewniej go wykorzysta.
– Ile masz lat? – spytałem. Powinienem już to wiedzieć, ale, cholera, sądziłem, że jest starsza, niż wyglądała. Wystraszone spojrzenie tych wielkich oczu sprawiało, że wydawała się taka młoda. Krągłości wypełniające jej koszulkę i dżinsy były jedynym świadectwem tego, że skończyła przynajmniej szesnaście lat.
– Dziewiętnaście – odparła.
– Naprawdę? – spytałem, niepewny, czy jej wierzyć.
– Tak. Naprawdę – ta zirytowana minka była słodka. Niech to cholera. Nie chciałem o niej myśleć, że jest słodka. Stanowiła pieprzoną komplikację, której wcale nie potrzebowałem.
– Wybacz. Po prostu wydajesz się młodsza – stwierdziłem ze złośliwym uśmieszkiem. Po czym omiotłem wzrokiem jej ciało. Nie chciałem, żeby uważała mnie za kogoś, komu może zaufać. Nie mogła. I nigdy się to nie zmieni. – Wycofuję moje słowa. Twoje ciało w każdym szczególe wygląda na dziewiętnaście lat. To ta twoja buźka wygląda tak świeżo i młodo. Nie nosisz makijażu?
Nie obraziła się, tylko jeszcze bardziej zmarszczyła brwi. Nie taki efekt zamierzałem wywołać.
– Skończyła mi się benzyna. Mam tylko dwadzieścia dolarów. Mój „ojciec” uciekł i zostawił mnie, chociaż zapewniał, że pomoże mi stanąć na nogi. Możesz mi wierzyć, on był ostatnią osobą, którą chciałam prosić o pomoc. Nie, nie noszę makijażu. Mam większe problemy niż ładny wygląd. To co, wezwiesz policję czy pomoc drogową? Jeśli mam wybór, wolałabym policję.
Czyżby naprawdę sugerowała, żebym wezwał policję? I czyżbym słyszał w jej głosie pogardę dla jej starego? Miałem niemal pewność. Może wcale nie był takim wzorowym ojcem, jak to sobie wyobraziła Nan na podstawie tamtej jednej krótkiej wizyty w jego domu, którą odbyła w dzieciństwie. Wyglądało na to, że Abe miał przerąbane również u Blaire.
– Nie lubię twojego ojca, a z twojego tonu wnioskuję, że ty też nie – powiedziałem, rozważając myśl, że może ona jest jeszcze jedną ofiarą Abe’a Wynna. Porzucił Nan, a teraz wyglądało na to, że porzucił również i tę córkę. Zamierzałem zrobić coś, czego pewnie będę żałować. – Mam jeden pokój, który jest wolny dzisiaj wieczorem. Kiedy mamy nie ma, nie trzymam jej pokojówki w domu; Henrietta wpada tylko posprzątać raz w tygodniu. Możesz zająć jej sypialnię pod schodami. Jest mała, ale stoi w niej łóżko.
Wyraz niedowierzania i ulgi na jej twarzy prawie zrekompensował mi konieczność stawienia czoła Nan. Chociaż byłem niemal pewien, że Blaire i Nan miały podobne problemy związane z porzuceniem przez ojca, wiedziałem, że Nan nigdy się z tym nie pogodzi. Była zdeterminowana kogoś nienawidzić, a Blaire miała najbardziej odczuć jej gniew.
– Moją jedyną alternatywą jest pikap. Zapewniam cię, że twoja propozycja jest znacznie lepsza. Dziękuję – powiedziała zduszonym głosem.
Kurwa. Czy naprawdę jeszcze przed chwilą zamierzałem zostawić tę dziewczynę w pikapie? To było niebezpieczne.
– Gdzie twoja walizka? – spytałem, chcąc mieć to już za sobą i rozmówić się z Nan.
Blaire zatrzasnęła drzwiczki szoferki i poszła do tyłu po swoją walizkę. Nie wyobrażałem sobie, jak ta drobna dziewczyna uniesie walizkę i wyjmie ją z paki wozu. Wyciągnąłem ręce i sam ją chwyciłem.
Odwróciła się, a jej zdumiona mina rozśmieszyła mnie. Mrugnąłem do niej.
– Mogę ponieść ci bagaż. Nie jestem aż takim dupkiem.
– Dziękuję jeszcze r-raz – zająknęła się, wbijając we mnie te swoje wielkie niewinne oczy.
Cholera, ale miała długie te rzęsy. Nieczęsto widywałem dziewczyny bez makijażu. Naturalna uroda Blaire była porażająca. Będę musiał przypominać sobie, że jej obecność oznacza jedynie kłopoty. I trzymać ją, kurwa, na dystans. Może powinienem jej pozwolić taszczyć własny bagaż. Gdyby uważała mnie za dupka, przynajmniej trzymałaby się ode mnie z daleka.
– A, dobrze, zatrzymałeś ją. Dałem ci pięć minut i wyszedłem sprawdzić, czy całkiem jej nie przepędziłeś – odezwał się Grant, wyrywając mnie z transu, w którym pogrążyłem się przez tę dziewczynę. Kurwa mać, musiałem powstrzymać to natychmiast.
– Zajmie pokój Henrietty, dopóki nie skontaktuję się z jej ojcem i czegoś nie wymyślę – powiedziałem i wręczyłem mu bagaż. – Masz, zaprowadź ją do pokoju. Ja muszę wracać do gości.
Nie obejrzałem się na nią ani nie nawiązałem kontaktu wzrokowego z Grantem. Potrzebowałem złapać dystans. I musiałem porozmawiać z Nan. Nie będzie zachwycona, ale nie mogłem przecież pozwolić, żeby ta dziewczyna spała w pikapie. Przykuwałaby powszechną uwagę. Była śliczna i zupełnie nie potrafiła o siebie zadbać. Jasna cholera! Co mi strzeliło do głowy, żeby wciągać Abe’a Wynna do naszego życia? To on był wszystkiemu winien.
Nan stała w drzwiach z rękoma skrzyżowanymi na piersi i piorunowała mnie wzrokiem. Chciałem, żeby była wkurzona. Dopóki się na mnie wścieka, nie będzie płakać. Słabo znosiłem jej płacz. Od dzieciństwa to ja zawsze usiłowałem ukoić jej ból. Kiedy Nan płakała, natychmiast próbowałem wszystko naprawić.
– Co ona tu jeszcze robi? – warknęła Nan, spoglądając nad moim ramieniem, zanim zdążyłem zamknąć drzwi i ukryć fakt, że Grant idzie w stronę domu razem z Blaire.
– Musimy porozmawiać – chwyciłem ją za łokieć i odciągnąłem w stronę schodów. – Na górze. Skoro zamierzasz wrzeszczeć, nie chcę urządzać scen – zapowiedziałem, używając mojego najsurowszego tonu.
Zmarszczyła czoło i pomaszerowała na górę niczym pięciolatka.
Ruszyłem za nią w nadziei, że zanim drzwi się otworzą, odejdzie wystarczająco daleko. Wstrzymywałem oddech, póki nie znalazła się w sypialni, z której korzystała jeszcze w czasach, kiedy to był nasz letni dom. Zanim stałem się dorosły i wziąłem, co mi się należało.
– Wierzysz w te jej bzdury, co? Grant cię przekabacił! Wiedziałam, że powinnam pójść tam za nim. Co za palant! Robi to tylko po to, żeby mi dokuczyć – wypaliła, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
– Zatrzyma się, kurwa, w pokoju pod schodami. Nie zapraszam jej przecież tu, na górę. I zostanie tylko tak długo, aż dopadnę Abe’a i wymyślę, co dalej. Nie ma paliwa w baku ani forsy na pokój w hotelu. Jak chcesz być na kogoś wściekła, nie ma sprawy, wściekaj się na pierdolonego Abe’a – nie zamierzałem podnosić głosu, ale im dłużej myślałem o tym, że Abe nawiał do Paryża, wiedząc, że jego córka, bez grosza przy duszy, jedzie tutaj starym poobijanym pikapem, tym bardziej mnie to wkurzało. Wszystko mogło jej się zdarzyć. Była, cholera, zbyt delikatna i zagubiona.
– Uważasz, że jest sexy. Widzę to w twoich oczach. Nie jestem głupia. Chodzi tylko o to – powiedziała Nan, po czym wydęła wargi nadąsana. – Jej widok mnie rani, Rush. Wiesz o tym. Ona miała go przez szesnaście lat. Teraz moja kolej.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Myślała, że to ona ma teraz Abe’a? Serio? Facet używał życia w Paryżu za pieniądze naszej matki, a zdaniem Nan to znaczyło, że ona wygrała?
– Ten facet to łajza, Nan. Ona miała go na karku przez szesnaście lat. Nie wydaje mi się, żeby przez to coś wygrała. Pozwolił jej tu przyjechać w przekonaniu, że może na niego liczyć, i nawet nie pomyślał, że to bezbronna mała dziewczynka o wielkich smutnych oczach, którą każdy facet mógłby wykorzystać… – Przerwałem, bo już i tak powiedziałem za dużo.
Nan otworzyła szeroko oczy.
– Jasna cholera! Tylko się z nią nie pieprz! Słyszysz mnie?! Nie pieprz się z nią! Wyjedzie stąd, jak tylko będziesz mógł ją wykopać. Nie chcę jej tu.
Zupełnie jakbym gadał do ściany. Moja siostra była taka uparta. Miałem już dość. Mogła się domagać, czego tylko chciała, ale to ja byłem właścicielem tego domu. I właścicielem jej mieszkania. Wszystko, co miała, należało do mnie. Ja tu rządziłem. Nie ona.
– Wracaj na swoją imprezę i do swoich znajomych. Ja idę spać. Pozwól mi załatwić to, jak należy – powiedziałem, po czym odwróciłem się i ruszyłem do drzwi.
– Ale zamierzasz ją przelecieć, co? – Nan zwróciła się do moich pleców.
Miałem ochotę powstrzymać ją przed mówieniem takich rzeczy, bo – niech to wszyscy diabli – przez nią zaczynałem myśleć o tych bujnych białych włosach Blaire na mojej poduszce, o tych jej oczach, wpatrzonych we mnie w momencie szczytowania. Nie odpowiedziałem Nan. Nie zamierzałem się pieprzyć z Blaire Wynn. Planowałem trzymać się od niej najdalej, jak się da. Ale też Nan nie będzie mi rozkazywać. Sam podejmowałem decyzje.
Na dole muzyka waliła na cały regulator, wiedziałem jednak, że w moim pokoju nie będę jej słyszeć. Nie byłem w nastroju na cały ten bajzel na dole. Nie byłem w nastroju, zanim zjawiła się Blaire Wynn, a teraz miałem na to jeszcze mniejszą ochotę.
– Tu jesteś – zagruchał kobiecy głos, a ja obejrzałem się i zobaczyłem, że w moją stronę idzie jedna z koleżanek Nan. Spódnicę miała tak krótką, że tyłek prawie spod niej wystawał. To był jedyny powód, dla którego zwróciłem na nią uwagę. Trudno nie zauważyć tyłka wystawionego na pokaz. Ale nie pamiętałem jej imienia.
– Zabłądziłaś? – spytałem niezadowolony, że przylazła na górę. Moją zasadą było trzymanie imprezy z dala od mojej osobistej przestrzeni.
Wypięła pierś i przygryzła dolną wargę, po czym zatrzepotała rzęsami. Długimi sztucznymi rzęsami. Zupełnie innymi niż rzęsy Blaire. Kurwa mać. Dlaczego myślałem o Blaire?
– Jestem dokładnie tu, gdzie chcę. Z tobą – oznajmiła chrapliwym szeptem, po czym przycisnęła swoje cycki do mojej piersi i opuściła rękę, żeby dotknąć mojego ptaka. – Słyszałam, że potrafisz dogodzić dziewczynie. Tak, że krzyczy z rozkoszy raz po raz – powiedziała, ugniatając mnie delikatnie. – Zrób mi dobrze, Rush.
Wyciągnąłem rękę i chwyciłem kosmyk jej jasnych włosów. Nie były aż tak jasne, jak… Nie! Diabli nadali! Znowu to robiłem. Porównywałem tę dziewczynę do Blaire. Musiałem jakoś nad tym zapanować i to szybko.
– Błagaj – rozkazałem.
– Proszę, Rush – podchwyciła szybko, pocierając mojego niezainteresowanego ptaka tak, że trochę się ożywił. – Zerżnij mnie, proszę.
Była dobra. Wyjęczała to prawie tak, jak gwiazdka porno.
– To tylko seks, kotku. Nic więcej. I wyłącznie dziś – zapowiedziałem jej. Zawsze wolałem się upewnić, że dziewczyny znają reguły gry. Nie będzie powtórki, chyba że okaże się wyjątkowo dobra.
– Hmm, przypomnę ci, że tak mówiłeś – odparła, mrugając do mnie, jakby wcale mi nie wierzyła. Albo okaże się naprawdę kurewsko dobra w te klocki, albo były to tylko marzenia ściętej głowy. Rzadko kiedy brałem dokładki. – Gdzie twój pokój? – spytała, przyciskając wargi do mojej piersi.
– Nie pójdziemy do mojego pokoju – odparłem i popchnąłem ją w stronę sypialni dla gości, w której uprawiałem seks. Dziewczyny nie miały wstępu do mojego pokoju. To była moja oaza i nie chciałem zaśmiecać jej wspomnieniami z tych szybkich numerków.
– Och, pan Niecierpliwy – zachichotała, zrzucając spódniczkę i…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
Kiedy pisałam O krok za daleko, bynajmniej nie wyobrażałam sobie, że to będzie pierwsza część takiej popularnej serii. Cofnięcie się w czasie i powrót do początków znajomości Rusha i Blaire sprawiły mi wielką frajdę. Bardzo się starałam dać czytelnikom nowe sceny i momenty, których zabrakło w O krok za daleko. Uwielbiałam wczuwać się w Rusha w tej książce. Mam nadzieję, że wszystkie jego wielbicielki są zadowolone.
Muszę zacząć od podziękowania mojej agentce Jane Dystel, która jest po prostu niesamowita. Podpisanie z nią umowy było jednym z moich najmądrzejszych posunięć. Dziękuję Ci, Jane, za to, że pomagasz mi się poruszać na szerokich wodach świata wydawniczego. Prawdziwa z ciebie twardzielka.
Dziękuję wspaniałej Jhanteigh Kupihea. Nie mogłabym prosić o lepszą redaktorkę. Zawsze jest bardzo przychylna i stara się, żeby moje książki były jak najlepsze. Dziękuję, Jhanteigh, dzięki Tobie jestem naprawdę szczęśliwa, że współpracuję z wydawnictwem Atria. Dziękuję także reszcie redakcji: Judith Curr za to, że dała mnie i moim książkom szansę, Ariele Fredman i Valerie Vennix za to, że zawsze mają najlepsze pomysły dotyczące promocji i są po prostu superbabkami.
Dziękuję moim przyjaciółkom, który słuchają mnie i rozumieją lepiej niż ktokolwiek. Colleen Hoover, Jamie McGuire i Tammaro Webber – to Wy wspierałyście mnie najbardziej na świecie. Dzięki za wszystko.
Zależało mi na tym, żeby Rush wypadł w tej książce autentycznie. Bardzo pomógł mi fakt, że miałam dwie korektorki, które kochają Rusha i – jak sądzę – dobrze go „znają”: Autumn Hull spędziła wiele godzin, pomagając mi znaleźć odpowiedni wizerunek Rusha na okładkę, i kibicowała mi w tworzeniu tej opowieści; Natasha Tomic wymyśliła hasło „Rush Crush” i odniesienie do „Sceny z masłem orzechowym”. Miałam więc poczucie, że zna go równie dobrze, jak ja. Dziewczyny, dziękuję Wam za wsparcie. Zawsze!
I wreszcie dziękuję mojej rodzinie. Bez jej wsparcia nie byłoby mnie tu. Mój mąż Keith dba o to, żebym miała kawę i żeby dzieciom niczego nie brakowało, gdy ja muszę się zamknąć w pokoju i pisać, żeby dotrzymać terminu. Trójka moich dzieci jest szalenie wyrozumiała, chociaż gdy już się wyłonię z pisarskiej jaskini, oczekują, że poświęcę im pełną uwagę – i tak właśnie robię. Moi rodzice wspierają mnie przez cały czas. Nie przestali nawet wtedy, kiedy postanowiłam pisać pikantniejsze kawałki. Dziękuję także moim przyjaciołom, którzy nie mają mi za złe, że tygodniami nie spotykam się z nimi, ponieważ pisanie pochłania cały mój czas. Stanowią moją najważniejszą grupę wsparcia i kocham ich z całego serca.
I oczywiście dziękuję moim czytelnikom. Nigdy się nie spodziewałam, że będę Was miała aż tylu. Dziękuję za to, że czytacie moje książki. Za to, że się Wam podobają i mówicie o nich innym. Bez Was nie byłoby mnie tutaj. Prosta sprawa.