UFAM SYNOWI BOŻEMU - ABP STANISŁAW BUDZIK - ebook

UFAM SYNOWI BOŻEMU ebook

ABP STANISŁAW BUDZIK

0,0

Opis

Ufam Synowi Bożemu to drugi tom cyklu spotkań z Katechizmem Kościoła Katolickiego autorstwa abp. Stanisława Budzika. Autor prostym językiem, a zarazem niezwykle głęboko przedstawia artykuły wiary dotyczące drugiej Osoby Trójcy Świętej – Jezusa Chrystusa. W kolejnych rozdziałach z takim przekonaniem ukazuje miłość Zbawiciela do każdego człowieka, że i w Czytelniku znikają wątpliwości i rodzi się zaufanie oraz chęć pokornego powierzenia swojego życia Temu, który za niego oddał życie na krzyżu. Nie można przecież inaczej odpowiedzieć na miłość. „Każde drgnienie duszy głodnej dobra i szczęścia – pisze ks. Arcybiskup – radości i życia, sprawiedliwości i pokoju, powszedniego chleba i wiecznego raju ostatecznie zawsze jest wyrazem tęsknoty za Bogiem, pełnym miłości Odkupicielem. Ku Niemu wołają ludzkie serca”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 174

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




UFAM SYNOWI BOŻEMU

Jezu, początku i pełnio nowego człowieka,

pociągnij kusobienaszeserca,

abyśmy porzuciwszybłędne ścieżki,

podążaliTwymi śladami

drogą wiodącą ku życiu.

Spraw, abyśmy wierni obietnicomchrzcielnym,

żyli zgodnie z naszą wiarą.

św. Jan Paweł II

wprowadzenie. Bóg Zbawia w Jezusie Chrystusie

Każde drgnienie duszygłodnej dobra i szczęściajest wyrazem tęsknotyza pełnym miłości

Odkupicielem.

Słowa „Wierzę w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego Jednorodzonego” stanowią centrum chrześcijańskiego Credo. „Wiara chrześcijańska skoncentrowana jest na Chrystusie, jest wyznawaniem, że Jezus jest Panem i że Bóg wskrzesił Go z martwych (por. Rz 10,9)” – pisze papież Franciszek w encyklice o wierze (LF 15). Katechizm podkreśla, że Chrystus znajduje się również w centrum wszelkiej ewangelizacji: katechezy i przepowiadania Kościoła. Jesteśmy chrześcijanami, bo wierzymy, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym, naszym Panem i Bogiem (por. KKK 423-429). Od innych wielkich religii świata wyznających wiarę w jednego Boga odróżnia nas przekonanie, że Bóg objawił się człowiekowi w sposób najdoskonalszy i ostateczny przez Jezusa Chrystusa i w Chrystusie Jezusie.

Jak już wiemy z pierwszego tomu spotkań z Katechizmem Wierzę w Boga Ojca, chrześcijaństwo wyróżnia się spośród innych religii także tym, że wierzy, iż Bóg w Jezusie Chrystusie pierwszy wychodzi do człowieka. Nie czeka, aż człowiek Go odnajdzie, aż Go rozpozna i do Niego przyjdzie, lecz sam szuka synów ludzkich, wysyłając na świat swego Jednorodzonego Syna (por. J 3,16-17). Owo poszukiwanie człowieka przez Boga zapoczątkowane zostało już w raju, kiedy to pierwsi rodzice, dając się zwieść szatanowi, złamali Boże prawo i przez grzech oddalili się od Boga. Prarodzice, gdy już ulegli pokusie, zobaczyli, iż nie tylko nie stali się jak bogowie, ale – że są nadzy. I by ukryć swą nagość, będącą przyczyną wstydu i znakiem moralnej nędzy, schowali się przed Stwórcą. Wołanie Boga do pierwszego człowieka: „Adamie, gdzie jesteś?” (por. Rdz 3,8-10) niesie się echem przez wszystkie czasy i miejsca ludzkich dziejów. Jest to w istocie wołanie Tego, który jako jedyny może dać Odkupienie, albowiem osoba ludzka – po grzechu pierworodnym – nie tylko straciła przyjaźń Boga, lecz także zagubiła samą siebie; zagubiła tak bardzo, że sama nigdy nie zdołałaby się odnaleźć.

Wydaje się na pierwszy rzut oka, że człowiek dzisiejszy nie odczuwa potrzeby Odkupienia. Wyzwolił się przecież w dużym stopniu spod zależności od praw natury, osiągnął zadziwiający postęp techniczny. W wielu państwach świata panują demokracja i względny dobrobyt, inne kraje podążają, mniej lub bardziej udanie, w tym kierunku.

Ale codzienne wiadomości z kraju i zagranicy nie napawają zbytnim optymizmem. Słyszymy o różnych kryzysach (demograficznych, ekonomicznych, politycznych etc.), na miejsce opanowanych chorób pojawiają się nowe, niejednokrotnie noszące znamiona potencjalnych, ogólnoświatowych epidemii. Dostrzegamy cierpienie i zło w wielorakich formach, jak chociażby krwawy terroryzm islamskiego fundamentalizmu. Zauważamy tak wiele nierozwiązanych konfliktów, grożących wybuchem na wielką skalę; pojawiają się nowe zapalne miejsca na świecie. Słusznie więc diagnozuje Sobór Watykański II: „W naszych czasach rodzaj ludzki, przejęty podziwem dla własnych wynalazków i własnej potęgi, często z niepokojem jednak porusza zagadnienia dotyczące obecnego rozwoju świata, miejsca i zadania człowieka w świecie, znaczenia jego indywidualnego i zbiorowego wysiłku, a wreszcie ostatecznego celu rzeczy i ludzi” (KDK 3).

Nawet gdyby rozwój świata szedł w najbardziej optymistycznym kierunku, to i tak nie ma co oczekiwać raju na ziemi, albowiem sam ludzki wysiłek nigdy nie przyniesie prawdziwego i pełnego wyzwolenia rodzaju ludzkiego (por. KDK 10). „My, ludzie, nie możemy zbudować nowego świata ani drogą ewolucji, ani rewolucji, ani metodami tradycyjnymi, ani radykalnego postępu” – czytamy w Katolickim katechizmie dorosłych (KKD, s. 413). Ziemskie „wieczne” szczęście – według nauki chrześcijańskiej – jest po prostu „nieosiągalne w tym życiu między grzechem pierworodnym a Sądem Ostatecznym”1. Religii Chrystusowej z gruntu obce są wszelkie formy tzw. immanentnego mesjanizmu.

Ujarzmienie sił przyrody, wprowadzenie demokracji, korzystanie z urządzeń technologicznych i osiągnięcie dobrobytu nie rozwiązują wszystkich problemów człowieka, a często generują wiele nowych. Nawet najbardziej zaawansowane i udane osiągnięcia cywilizacyjne nie zaspokoją ludzkiej tęsknoty za światem sprawiedliwym i spokojnym, za życiem w harmonii i szczęściu. Nie zagłuszą odwiecznych pytań o cel ludzkich zmagań, o sens życia, cierpienia i śmierci; pytań o przemijanie i kres życiowej wędrówki człowieka (por. KDK 10). Brak zależności zewnętrznych i wysoki standard życia sprawiają często, że ludzie stają się niewolnikami własnych kaprysów i namiętności. Wraz z postępem cywilizacyjnym nie następuje – niestety – rozwój duchowy.

Tak więc człowiek współczesny – niezależnie od tego, pod jaką szerokością geograficzną i w jakim ustroju społeczno-politycznym żyje – potrzebuje Odkupienia tak samo jak ludzie wszystkich poprzednich generacji. Benedykt XVI zauważa, że przez stulecia jedyną drogą ludzkości do odzyskania utraconego raju była wiara, teraz zaś „odkupienia” oczekuje się już nie od wiary (którą zręcznie odsunięto w sferę prywatno-pozaziemską, usiłując pozbawić ją odniesienia do realnego życia), lecz od postępu naukowo-technicznego. Ów postęp ma przynieść osobie ludzkiej pełne wyzwolenie i zbudować nowy świat – królestwo człowieka na ziemi. Ale to królestwo ze swej natury nieuchronnie zmierza ku „perwersyjnemu końcowi” wszystkiego (por. Ss 17 i 23).

Jednym z największych i bodaj najboleśniejszych problemów współczesności jest to, że ludzie często szukają zbawienia poza sferą wartości religijnych. „Niektórzy oczekują – stwierdza Sobór Watykański II – że sam tylko ludzki wysiłek przyniesie prawdziwe i pełne wyzwolenie rodzaju ludzkiego i są przekonani, że przyszłe panowanie człowieka na ziemi spełni wszystkie pragnienia jego serca” (KDK 10). Takie oczekiwanie jest w istocie tragiczną pomyłką. Wiadomo – konstatuje papież Franciszek – że nasza współczesna kultura „straciła zdolność dostrzegania konkretnej obecności Boga, Jego działania w świecie” (LF 17). I choć istota ludzka, jako stworzona przez Boga, jest w głębi swej natury religijna i od zawsze pragnie zbawienia, to jednak omamiona zlaicyzowaną kulturą, często tegoż zbawienia poszukuje na manowcach, w tym, co doczesne, materialne i wymierne.

Również w świecie idei pojawia się wiele nieuczciwych odpowiedzi na nurtujące człowieka tęsknoty za lepszym światem, za życiem nieprzemijającym, za wyzwoleniem z wszelakich zależności, za wyrwaniem osoby ludzkiej z krępujących ją uwikłań w to, co niedoskonałe i grzeszne. Próby zbudowania raju na ziemi kończyły się jednak zawsze katastrofalnie. Taką krwawą próbą był nazizm oferujący raj dla wybranych jednej rasy kosztem innych – „podludzi”, sprowadzonych do roli niewolników. Równie brzemienną w żniwo śmierci i łez rajską mrzonką ludzkości był komunizm.

Tak zdroworozsądkowe myślenie, jak i ludzkie doświadczenie, a przede wszystkim Objawienie chrześcijańskie pokazują wyraźnie, że każde „zbawienie” oferowane przez świat i w świecie jest ułudą. „Świat nie jest zdolny uszczęśliwić człowieka – przekonuje św. Jan Paweł II. – Nie jest zdolny ocalić go od zła, od wszystkich jego odmian i postaci: chorób, epidemii, kataklizmów, katastrof itp. Ten cały świat ze swoim bogactwem i ze swoim ograniczeniem sam potrzebuje zbawienia i ocalenia”2. W podobnej tonacji wypowiada się Katolicki katechizm dorosłych: „Ten świat nie może być ostatecznym oparciem dla człowieka, ponieważ ten świat jest światem przemijającym. Co więcej, ten świat na skutek grzechu podlega niewoli i zepsuciu, oczekuje więc wyzwolenia” (KKD, s. 412).

Owa świecka namiastka zbawienia, nierzadko rzeczywiście powabna, pięknie opakowana i podana ze znawstwem, zamiast przynieść człowiekowi wyzwolenie, pogrąża go w jeszcze większą niewolę, pustkę i beznadziejność, stając się tym samym zaprzeczeniem oferowanej obietnicy szczęścia, czyli antyzbawieniem! Karmiona bałwochwalczym kultem świata rzeczy chęć samozbawienia jest zarazem wysublimowaną formą narcystycznej pychy. Albowiem każdy „bożek jest pretekstem do tego, by postawić samych siebie w centrum rzeczywistości, adorując dzieło własnych rąk” (LF 13).

Pokusa szukania zbawienia na własną rękę, poza Bogiem, w tym, co ziemskie i doczesne, jest piętnowana również przez Biblię, która przestrzega, iż konsekwencjami podobnych wysiłków są zawsze udręki i życiowe zranienia. Prorok Ozeasz woła: „Zabierzcie ze sobą słowa i nawróćcie się do Pana! Mówcie do Niego: «Usuń cały grzech, a przyjmij to, co dobre, zamiast cielców dajemy Ci nasze wargi. Asyria nie może nas zbawić; nie chcemy już wsiadać na konie ani też mówić: ‘nasz boże’ do dzieła rąk naszych»” (Oz 14,3-4)3. Wedle Pisma Świętego tylko Pan jest sprawiedliwym Zbawcą (por. Iz 45,20-22).

Religia mówi nam, że człowiek sam nie jest w stanie się wyzwolić. Musi uznać swoje naturalne ograniczenia i zwrócić się ku temu, co go przerasta, czyli ku Transcendencji. Tylko tam jest trwałe, pełne i prawdziwe szczęście. Nie bez powodu św. Augustyn napominał: „Pragnijcie nieustannie otrzymać życie szczęśliwe od Tego, który może je dać. Życiem szczęśliwym zaś nie może być żadne inne poza wiecznym”.

Na wszelkie pytania, jakie rodzi ludzka tęsknota za Odkupieniem, chrześcijaństwo daje jasną, konkretną i osobową odpowiedź. Wskazuje mianowicie na postać Jezusa Chrystusa, jedynego Odkupiciela człowieka, który jest zarazem ośrodkiem wszechświata i historii (por. RH 1). Wyznawcy Mistrza z Nazaretu są od początku przekonani, że – jak zapewnia Pismo Święte – „nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4,12).

Każde drgnienie duszy głodnej dobra i szczęścia, radości i życia, sprawiedliwości i pokoju, powszedniego chleba i wiecznego raju ostatecznie zawsze jest wyrazem tęsknoty za Bogiem, pełnym miłości Odkupicielem. Ku Niemu wołają ludzkie serca. I to niezależnie, czy biją one w ciałach ludzi zdrowych, opływających we wszelki dostatek i cieszących się wygodą, czy też naznaczonych cierpieniem, ubóstwem, takim czy innym brakiem. Trafnie wyraził tę prawdę Giovanni Papini, włoski dziennikarz i poeta, w Modlitwie do Chrystusa:

Boże nasz, Jezu Chryste, potrzebujemy Ciebie,

Ciebie jedynie i nikogo więcej.

Wszyscy łakną Ciebie, nawet ci, którzy o tym nie wiedzą.

Głodnemu zdaje się, że szuka chleba, a on łaknie Ciebie.

Spragniony sądzi, że szuka wody, a on Ciebie pragnie.

Chory marzy o odzyskaniu zdrowia,

A tymczasem jego chorobą jest nieobecność Twoja.

Kto szuka piękna w świecie, ten niepostrzeżenie szuka Ciebie,

Który jesteś Pięknem całym i doskonałym.

Kto dąży w myślach swoich do prawdy,

Ten mimo woli dąży do Ciebie,

Który jesteś jedyną godną poznania Prawdą.

I kogo trawi żądza pokoju,

Ten pożąda Ciebie, jedynego Pokoju,

W którym odpocząć mogą serca najbardziej udręczone.

rozdział I. Jezus Chrystus

Modlić się,

mówiąc „Jezus”,oznacza wołać

do Niego w nas.

„O Jezusie przeczytać można, co się tylko chce. Po pierwsze, że nigdy nie istniał. Albo, owszem, istniał, ale nie został ukrzyżowany; ktoś inny zawisł na krzyżu zamiast Niego. Albo że został ukrzyżowany, ale nie umarł na krzyżu; ocknął się w grobie, skąd wyszedł, by umrzeć kilka dni później. Albo że ożenił się z Marią Magdaleną i miał dzieci. Albo że, jeśli przyjrzeć się bliżej, był trockistą lub zwolennikiem Fidela Castro. Albo że po prostu był żydowskim nacjonalistą. Albo że był przybyszem z innej galaktyki (...). Albo że był istotą bezcielesną. To wszystko zupełnie mnie nie interesuje” – czytamy w odnalezionej niedawno i opublikowanej rozprawie Leszka Kołakowskiego Jezus ośmieszony, poświęconej Mistrzowi z Nazaretu, znaczeniu Jego osoby i roli, jaką odegrał i wciąż odgrywa w cywilizacji ziemi4. Trudno się nie zgodzić z filozofem. O Jezusie rzeczywiście można przeczytać, co się chce. Pośrednio wskazuje to jednak na fakt, że był On i wciąż jest najbardziej frapującą postacią w dziejach ludzkości.

Znany włoski dziennikarz i pisarz, Vittorio Messori, przytacza wyniki badań opinii publicznej, według których na sto osób, sześćdziesiąt cztery uważają Jezusa za postać „najbardziej interesującą w historii”. „To wcale nieprawda – dowodzi Messori – że już nikt nie zajmuje się problemem Jezusa. Odnosząca się do Niego bibliografia to w istocie ogromny ocean ustawicznie nawiedzany przez burze. Tylko w wieku XIX poświęcono Mu około sześćdziesiąt dwa tysiące tomów. W paryskiej Bibliotece Narodowej, która jest zwierciadłem zachodniej kultury, ilość fiszek z imieniem «Jezus» jest na drugim miejscu. Pierwsze miejsce zajmuje słowo «Bóg»”5.

Chrystus Jezus wszedł w ludzką historię w konkretnym miejscu i czasie – na palestyńskiej ziemi za panowania cesarza rzymskiego Augusta. Odtąd stał się dla wszystkich ludzkich pokoleń ustawicznym pytaniem. Każdy człowiek z osobna i wszyscy ludzie razem są wezwani do dania odpowiedzi na najważniejsze pytanie, jakie kiedykolwiek padło w dziejach: „A wy za kogo Mnie uważacie?” (Mt 16,15). Pytanie zadane tamtego pamiętnego dnia w Cezarei Filipowej nieustannie powraca i dotyka w sposób egzystencjalny milionów ludzi: „Kim jest dla mnie Jezus Chrystus?”. Od odpowiedzi zależy zbawienie człowieka, gdyż Chrystus – jako fundamentalne i ostateczne kryterium człowieczego losu – jest przeznaczony na upadek i powstanie wielu (por. Łk 2,34).

Imię – tożsamość i misja

Jezus to imię pochodzenia hebrajskiego. W Katechizmie Kościoła czytamy: „Jezus w języku hebrajskim oznacza: «Bóg zbawia». W chwili Zwiastowania anioł Gabriel nadaje Mu jako własne imię Jezus, które wyraża zarówno Jego tożsamość, jak i posłanie” (KKK 430). Aby dokładnie wyjaśnić znaczenie imienia Jezus, musimy sięgnąć do języka oryginalnego i do świadectw zawartych w Starym Testamencie. W początkowym okresie dziejów Izraela imię to miało formę Jehoszua. Znaczy to tyle, co „Jahwe wybawił”. Tak więc było to od zawsze imię teoforyczne („noszące” – zawierające imię Boga), czyli imię, którego rdzeniem było najświętsze dla Żydów słowo JAHWE, wymawiane tylko raz w roku podczas Święta Przebłagania; święte imię, przez które Bóg „stał się dla Izraelitów niejako dotykalny”6. W późniejszym czasie, po niewoli babilońskiej (VI w. przed Chrystusem), pojawia się skrócona forma Jeszua. Greckie tłumaczenie Starego Testamentu, tzw. Septuaginta, oddaje to imię jako Jezus. W tym brzmieniu przeszło ono do wszystkich języków współczesnych.

Wynika z tego, że imienia Jezus naród żydowski używał na długo przed narodzeniem Chrystusa. Można powiedzieć, że było ono rozpowszechnione wśród Izraelitów w czasach zarówno Starego Testamentu, jak i współczesnych Jezusowi. Imię to nosił na przykład Jozue, przywódca narodu wybranego, który po śmierci Mojżesza wprowadził Izraelitów do Ziemi Obiecanej (por. Syr 46,1). Z Biblii znany jest również Jezus, syn Syracha, autor Księgi Syracha (por. Syr 50,27). Z Listu do Kolosan dowiadujemy się, że wśród współpracowników św. Pawła znajdował się „Jezus, zwany Justusem” (4,11). Pismo Święte pokazuje, że ludzie biblijni zdawali sobie sprawę ze specjalnego znaczenia tego imienia. Świadczy o tym dobitnie wypowiedź Księgi Syracha na temat Jozuego. Czytamy w niej, że Jozue, „następca Mojżesza na urzędzie prorockim, stał się, stosownie do swego imienia, wielkim przez to, że ocalił Jego wybranych, (...) by wprowadzić Izraela w jego dziedzictwo” (Syr 46,1)7.

Imieniem Jezus nazywano więc wielu synów narodu żydowskiego zarówno przed Jezusem Chrystusem, jak i w czasach Nowego Testamentu. W żadnym jednak innym przypadku znaczenie tego imienia nie wypełniło się w sposób tak doskonały, jak w Synu Maryi. Albowiem – jak zapewnia nas Apostoł Narodów – „Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych” (Flp 2,9-10). Najkrócej mówiąc, Jezus jest właśnie tym, przez którego Bóg dokonał zbawienia człowieka. „W ten sposób – stwierdza Katechizm – w Jezusie Bóg odtwarza całą historię zbawienia rodzaju ludzkiego” (KKK 430).

Synaj dopełniony w Nazarecie

Nowy Testament podkreśla szczególne okoliczności związane z nadaniem Zbawicielowi imienia Jezus. Nie zostało ono wybrane z inicjatywy ludzkiej, ale objawione przez samego Boga. W scenie Zwiastowania opisanej przez św. Łukasza archanioł Gabriel nadaje zapowiedzianemu Dziecięciu właśnie imię Jezus (por. Łk 1,31). Umyka nam często fakt, że dzięki temu dom skromnej Dziewicy z Nazaretu urasta do miana Synaju, a mówiąc jeszcze bardziej precyzyjnie – staje się dopełnieniem Bożego objawienia na pustyni w płonącym krzewie (por. Wj 3,13-15). Benedykt XVI, komentując Zwiastowanie Maryi, dowodzi: „Tetragram, tajemnicze imię z Horebu, w imieniu Jezusa tajemniczo zawiera się i zostaje poszerzone do twierdzenia «Bóg zbawia». Imię z Synaju, które – można by powiedzieć – pozostawało niekompletne, zostaje dokończone. Bóg, który jest, jest Bogiem obecnym i zbawiającym. Objawienie imienia Boga, zainicjowane w płonącym krzewie, zostaje dopełnione w Jezusie”8.

Bóg, który uchylił rąbka tajemnicy swojego imienia Mojżeszowi, w Jednorodzonym Synu „objawił nam w pełni tajemnicę swego imienia” (LF 42). Odtąd wszystkie narody ziemi w Synu poznają Ojca, a w ten sposób – jedynego Boga, który Mojżeszowi objawił się w płonącym krzewie9. Benedykt XVI podkreśla, że naród wybrany rozumiał imię Boga jako immanentną obecność pośród siebie Tego, który jest całkowicie inny, który nieskończenie przewyższa wszystko, co światowe i ludzkie. Chrystus jako nowy Mojżesz objawia radykalnie nowy sposób bycia Boga wśród ludzi. „Teraz ta immanencja przybrała wymiar ontologiczny: w Jezusie Bóg stał się człowiekiem. Bóg wszedł w nasz byt. W Nim Bóg jest prawdziwie «Bogiem z nami». Wcielenie, przez które zrealizował się ten nowy sposób zaistnienia Boga jako człowieka, przez Jego ofiarę staje się wydarzeniem dla całej ludzkości”10.

IMIĘ obejmujące WSZYSTKO

Rozważając imię Jezus, Katechizm Kościoła zdaje się wznosić od medytacji ku adoracji: „Ludzkie wargi nie są w stanie wypowiedzieć Boskiego Imienia, ale Słowo Boże, przyjmując nasze człowieczeństwo, powierza je nam i możemy go wzywać: «Jezus», «JHWH zbawia». Imię Jezus obejmuje wszystko: Boga i człowieka oraz całą ekonomię stworzenia i zbawienia. Modlić się, mówiąc «Jezus», oznacza wzywać Go, wołać do Niego w nas. Tylko Jego imię zawiera Obecność, którą oznacza. Jezus jest zmartwychwstałym i ktokolwiek wzywa Jego Imienia, przyjmuje Syna Bożego, który go umiłował i siebie samego wydał za niego” (KKK 2666).

Nic więc dziwnego, że chrześcijanie od początku otaczają imię Jezus wielkim szacunkiem. Jest ono w sercach wszystkich wyznawców Chrystusa. Każda modlitwa liturgiczna Kościoła kończy się formułą: „Przez naszego Pana, Jezusa Chrystusa”. Punktem kulminacyjnym modlitwy „Zdrowaś, Maryjo” są słowa: „i błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus”. Wschodnia modlitwa serca, zwana „modlitwą Jezusową”, również zawiera wymowne słowa: „Panie, Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem”. W tym modlitewnym wersecie, łączącym hymn chrystologiczny (por. Flp 2,6-11) z błaganiem ewangelicznego celnika i żebraków o przejrzenie i uzdrowienie (zbawienie), „serce współodczuwa nędzę ludzi i miłosierdzie ich Zbawiciela” (KKK 2667). Ludzie wierzący żyją w imię Jezusa i pragną przejść na tamten świat z imieniem Jezus na ustach (por. KKK 435, 2667-2668).

Mesjasz – Namaszczony i Posłany

Słowo „Chrystus” stało się drugim imieniem Jezusa. Grecki termin „Christos” (namaszczony) jest tłumaczeniem hebrajskiego pojęcia „masziah” (mesjasz, posłaniec), co spolszczono jako słowo Mesjasz. „Mesjasz” oznacza więc tyle, co „namaszczony” albo „pomazaniec”.

W Starym Testamencie namaszczano oliwą królów, kapłanów, a czasem także proroków11. Obrzęd namaszczenia, będący swoistą konsekracją, oznaczał, że namaszczony został wzięty pod szczególną opiekę Bożego Ducha. Ów obrzęd wprowadzał też w urząd. Namaszczenie bowiem zawsze było związane z powierzeniem przez Boga specjalnych zadań względem Jego ludu.

W miarę upływu wieków termin „Mesjasz” coraz częściej stosowano na określenie Posłańca Bożego, zapowiadanego przez proroków. Mesjasz miał być namaszczony, to znaczy cały przeniknięty Duchem Bożym (por. Iz 11,2). W Izraelu upowszechniła się wizja idealnego władcy czasów ostatecznych, króla-kapłana, który miał stanowić swoiste ukoronowanie królewskich dynastii, a jako taki – utrwalić panowanie Boże na ziemi12. Co znamienne, panowanie tego idealnego Mesjasza miało mieć charakter uniwersalny i duchowy.

W Nowym Testamencie tytuł „Mesjasz” występuje właściwie tylko w greckiej formie „Christos” i odnosi się wyłącznie do Jezusa z Nazaretu, jako Zbawcy namaszczonego i posłanego przez Ojca, aby wypełnił dzieło Odkupienia świata (por. J 3,17). Rzecz charakterystyczna – tytuł „Mesjasz” w ustach samego Jezusa nie pojawia się ani razu. To inni tak się o Nim wypowiadają. Występuje on już w zapowiedzi anioła, który zwiastuje pasterzom dobrą nowinę o narodzeniu oczekiwanego Zbawcy: „Dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan” (Łk 2,11). Później tytułem tym obdarza Jezusa – w formule swoistego credo – św. Piotr jako rzecznik kolegium apostołów (por. Mt 16,16). Ale Zbawiciel sam do siebie nigdy nie odnosi słowa „Mesjasz”.

Chrystus unika manifestacji swej mesjańskości, w ówczesnym Izraelu bowiem pojęcie „Mesjasz” obciążone było przyziemnymi, głównie polityczno-nacjonalistycznymi wyobrażeniami. „Jezus przyjął tytuł Mesjasza, do którego miał prawo – czytamy w Katechizmie – ale nie bez pewnej rezerwy, ponieważ ten tytuł był rozumiany przez pewną grupę Jemu współczesnych w sposób zbyt ludzki, przede wszystkim polityczny” (KKK 439). Żydzi powszechnie oczekiwali wyzwolenia spod panowania Rzymian, tymczasem misja Jezusa miała inny charakter. Chodziło o wyzwolenie wewnętrzne, mające znaczenie dla wszystkich ludzi wszystkich czasów. Jezus uważa się za sprawcę zbawienia w znaczeniu przewyższającym wyobrażenia i oczekiwania mesjańskie współczesnych Mu ludzi.

Oficjalnym pretekstem skazania Jezusa na śmierć było to, iż rzekomo czynił On siebie pretendentem do politycznego tytułu Mesjasza. Śmierć na krzyżu miała być w oczach społeczności żydowskiej demaskacją Jezusa jako fałszywego mesjasza. Pierwsi chrześcijanie po zmartwychwstaniu Chrystusa zrozumieli, że był On rzeczywiście obiecanym przez Boga Mesjaszem, ale w zupełnie innym znaczeniu niż oczekiwali tego Żydzi. Dlatego św. Piotr stwierdza: „Niech więc cały dom Izraela wie z niewzruszoną pewnością, że tego Jezusa, którego ukrzyżowaliście, uczynił Bóg i Panem, i Mesjaszem” (Dz 2,36). Dodajmy: Mesjaszem, czyli Chrystusem.

Święty Grzegorz z Nyssy w traktacie O doskonałości chrześcijańskiej przytacza wiele wspaniałych konotacji imienia Chrystus, napominając, abyśmy jako chrześcijanie swym życiem potwierdzali, iż jesteśmy godni miana naszego Mistrza: „Chrystus jest mocą i mądrością Bożą, pokojem, światłością niedostępną, w której mieszka Bóg, przebłaganiem, odkupieniem, arcykapłanem, Paschą, pojednaniem dla dusz, odblaskiem chwały, odbiciem istoty Boga, Stwórcą świata, duchowym pokarmem i napojem, skałą i wodą, podstawą wiary, kamieniem węgielnym, Obrazem niewidzialnego Boga, Bogiem wielkim, Głową ciała Kościoła, pierworodnym wśród wielu braci, pierworodnym każdego stworzenia, pierwocinami umarłych, pośrednikiem między Bogiem a ludźmi, ukoronowanym chwałą i czcią Jednorodzonym Synem, Panem chwały, początkiem wszechrzeczy, królem sprawiedliwości, także królem pokoju, królem wszystkich ludzi, którego władza nie zna granic”13.

Najstarsze Credo

„Jezus Chrystus” to nie tylko określenie Mistrza z Nazaretu, ale także najstarsze wyznanie chrześcijańskiej wiary. Mówi ono, że Jezus jest Chrystusem. Ten sam historyczny Jezus, który chodził po palestyńskich drogach, nauczał, czynił cuda, cierpiał i umarł, ten Jezus jest Chrystusem, czyli zapowiedzianym przez Boga Mesjaszem; Tym, którego całą istotę stanowi „bycie posłanym”14. Tak uczą Ewangelie. A jest naukowo zweryfikowaną tezą, że „Ewangelie nie tylko pokazują nam Chrystusa wiary, kerygmatu, kultu, ale również i Jezusa historii”15. To o Nim mówili prorocy, to w Nim spełniła się nadzieja zbawienia człowieka i świata. Widzimy więc, że w określeniu „Jezus Chrystus” tkwi o wiele więcej, niż uświadamia sobie przeciętny chrześcijanin, wypowiadając te słowa, może często nazbyt machinalnie.

Posłuchajmy jeszcze na koniec refleksji o tajemnicy Jezusa Chrystusa o. prof. Celestyna Napiórkowskiego. W książce Matka naszego Pana ten współczesny teolog pisze: Jezus Chrystus to „uosobione miłosierdzie Ojca, wcielona Miłość, pełnia Objawienia i jedyna szansa ocalenia człowieka, w pełni i doskonale Zbawiciel, niezawodny Pośrednik, najskuteczniejszy Orędownik, wielki Mojżesz wyciągający do Ojca ramiona w nieustannej modlitwie wstawienniczej za braci, wielki zbawczo Obecny pośród wspólnoty odkupionych, obecny w Słowie, w sakramentalnych znakach, zwłaszcza w świętej Eucharystii, we wspólnocie gromadzącej się w Jego imię i we wszystkich potrzebujących i najmniejszych, poza którym nie ma zbawienia. Zawsze bliski, bliższy od najbliższych, bliższy nam niż my sami”16.

rozdział II.Syn Boży i Pan

Przekonanie,

że tylko Jezus jest Panem,

stanowi najbardziej solidny

fundament

ludzkiej wolności.

Katechizm Kościoła Katolickiego poświęca szczególną uwagę jeszcze dwom określeniom, w których wyraża się wiara Kościoła w Jezusa Chrystusa. Mówiąc językiem teologii, chodzi o tytuły chrystologiczne: Syn Boży i Pan.

Wszystko przez Niego się stało

W Starym Testamencie Syn Boży jest tytułem biblijnym przysługującym Bożym wybrańcom – tym, których Pan darzy wyjątkowym upodobaniem, których dopuszcza do szczególnej zażyłości z sobą, z którymi łączy Go specyficzna więź. Określenie to odnosiło się do aniołów, narodu wybranego (dzieci Izraela), przywódców żydowskich. Syn Boży to również tytuł oczekiwanego Mesjasza17.

Gdy więc Stary Testament mówił o Mesjaszu jako o Synu Bożym, Żydzi, którzy niejako z mlekiem matki wyssali kategoryczny monoteizm, rozumieli to w sensie przybranego synostwa. Oznacza to, że kiedy ludzie współcześni Jezusowi nazywali Go Mesjaszem, niekoniecznie musiało się w tym wyznaniu zawierać przekonanie, że jest On kimś więcej niż człowiekiem.

Jednakże z perspektywy Nowego Testamentu tytuł Syn Boży, przyporządkowany Jezusowi Chrystusowi, zyskuje znaczeniową pełnię, niepowtarzalny transcendentny koloryt. Innymi słowy, tylko Jezus z Nazaretu jest Synem Bożym w sensie właściwym, nadprzyrodzonym. „Odwieczny początek Chrystusa jest w Ojcu – uczy papież Franciszek – jest On Synem w pełnym i niepowtarzalnym sensie” (LF 59).

Księga Katechizmu odkrycie tej odmiennej, Chrystusowej jakości synostwa Bożego łączy z postaciami dwóch apostołów, będących filarami Kościoła: Piotrem i Pawłem. Piotr w Cezarei Filipowej wyznał, że Jezus jako Mesjasz jest Synem Boga żywego. Chrystus, akceptując to wyznanie, podkreślił, że Apostoł do poznania tej prawdy nie doszedł sam, na drodze czysto naturalnej, lecz pod wpływem wiary, będącej darem Boga. Fakt niepowtarzalnego, Boskiego synostwa Jezusa objawił Piotrowi sam Bóg, Ojciec Jezusa, który jest w niebie. Podobna teofania Bożego synostwa Jezusa stała się udziałem św. Pawła. Apostoł Narodów wyznaje, iż jego powołanie jest dziełem Boga Ojca, który wybrał go jeszcze w łonie matki, aby przez niego objawić Chrystusa jako Syna Bożego Żydom i poganom (por. Ga 1,15-16). W tym kontekście Katechizm podkreśla, iż ewangelizacyjna proklamacja Jezusa Chrystusa jako Syna Bożego znajdzie się od początku w samym centrum wiary chrześcijańskiej (por. KKK 442-443).

Transcendentne synostwo

Niektórzy twierdzą, że modlitwa „Ojcze nasz” ma rzekomo świadczyć o tym, iż Jezus zwraca się do Ojca razem z uczniami, niejako na tym samym poziomie, a więc uważa siebie za syna Bożego w sensie ogólnym, na podobnej zasadzie, co każdy chrześcijanin, który jeśli żyje w łasce i przyjaźni z Bogiem, nazywany jest dzieckiem Bożym. Nie jest to słuszna interpretacja. Przypomnijmy sobie dokładnie tę modlitewną scenę z Ewangelii. Na prośbę uczniów: „Panie, naucz nas modlić się” (Łk 11,1) Jezus poleca: „Wy zatem tak się módlcie” (Mt 6,8). Z reguły nie widzimy Jezusa włączonego w krąg modlitwy razem z innymi. Raczej szuka On samotności i odosobnienia, aby rozmawiać ze swoim Ojcem18. Jego stosunek do Boga jest tak wyjątkowy, że nigdy nie staje On na tej samej płaszczyźnie co uczniowie. Jest Ojciec Jezusa i Ojciec wszystkich innych. Widać to wyraźnie również w słowach skierowanych do Marii Magdaleny po Zmartwychwstaniu: „Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego” (J 20,17).

Ponadto Jezus sam objawia wyjątkowy, transcendentny wymiar swego synostwa. W polemice z wątpiącymi weń Żydami stwierdza wprost: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10,30). A przed Sanhedrynem, mając świadomość wagi wypowiadanych słów, pytany przez oskarżycieli, czy jest Synem Bożym (zarzut bluźnierstwa karanego śmiercią), oświadcza bez wahania: „Tak. Ja Nim jestem” (Łk 22,70). Wreszcie Bóg Ojciec w dwóch szczególnych chwilach – w czasie chrztu Jezusa i Jego Przemienienia – uroczyście i publicznie proklamuje głosem z nieba, że Jezus jest Jego umiłowanym Synem, w którym ma upodobanie (por. Mt 3,17; 17,5).

Wiara Kościoła w Chrystusa jako jedynego Syna Bożego najpierw odpowiada na arcyważne, chyba nie tylko dla chrześcijan, pytanie: Kim On jest? Jezus, Syn Boży, okazuje się kimś większym niż największy z proroków, stoi ponad Prawem Mojżeszowym i ponad świątynią Izraela. Synostwo Boże Jezusa Chrystusa to znak Jego transcendencji, wskazujący na odwieczne istnienie Mistrza z Nazaretu, który jako taki ma swój udział w dziele stworzenia, pośredniczy w Objawieniu, jest Odkupicielem świata żywo obecnym w ekonomii zbawczej. Święty Jan w teologicznie skondensowanym Prologu swej Ewangelii napisze, że wszystko stało się przez Jezusa (por. J 1,2).

Wyznanie wiary w Jezusa, jedynego Syna Bożego, mówi nam również, że Bóg nie jest Istotą zastygłą w izolacji, zamkniętym w sobie samotnikiem. Nasz Bóg jest Istotą udzielającą siebie i obdarzającą sobą; jest odwieczną, wzajemną miłością. Do tej wspólnoty miłości, jaka istnieje między Ojcem i Synem, jesteśmy w Duchu Świętym wezwani także i my. W tym wezwaniu i powołaniu ugruntowana jest niezwykła godność i wartość każdego człowieka, niezależnie od jego wiedzy, pozycji społecznej, stanu posiadania. Jesteśmy synami w jedynym Synu Bożym. „Możemy adorować Ojca – tłumaczy Katechizm – ponieważ odrodził nas do swojego życia, przybierając nas za dzieci w swoim jedynym Synu” (KKK 2782).

Fundament wolności

Słowo „pan” jest w naszym języku formułą grzecznościową. Zwracamy się tak do każdej dorosłej osoby, z którą nie łączy nas bliższa znajomość. W tym znaczeniu „pan” nie zawiera żadnego szczególnego wyróżnienia. Inaczej było w przeszłości. Tytuł ten przysługiwał osobom wysoko postawionym w hierarchii społecznej, wyrażał cześć, oznaczał władzę i dostojeństwo. W Starym Testamencie określenia „Pan” (hebr. Adonai) używano w zastępstwie niewypowiedzianego i niewypowiadanego imienia Boga JAHWE. W greckim przekładzie Starego Testamentu, tzw. Septuagincie, to najświętsze imię Boże zostało oddane przez słowo Kyrios, czyli Pan. Grecki Kyrios to władca; ten, który ma władzę nad konkretnym człowiekiem lub całym ludem. Tytuł PAN (Kyrios), wyrażający boskość Boga Izraela, stał się Jego imieniem własnym, Jego jako najwyższego i najważniejszego spośród wszystkich władców: Boga nad bogami i Pana nad panami (por. Pwt 10,17).

Nowy Testament określenie Kyrios odnosi jedynie do Boga Ojca oraz – co jest novum w porównaniu do religii żydowskiej – do Jezusa Chrystusa, Pana chwały, uznanego przez to za samego Boga (por. KKK 446 i 455). Wszelkie zapisane w Ewangeliach przejawy (znaki) panowania Jezusa nad chorobami, naturą, demonami, grzechem i śmiercią objawiają Jego rzeczywistą, Boską, najwyższą władzę. Jezus również wprost odnosi do siebie tytuł „Pan”.

Kyrios jako określenie Chrystusa upowszechniło się w pierwszych gminach chrześcijańskich. Pierwsi chrześcijanie, oddając się pod panowanie Chrystusa, uznali Go za swego jedynego Pana, władcę życia i śmierci. „Tytuł ten – czytamy w Katechizmie – świadczy o szacunku i zaufaniu tych, którzy zbliżają się do Jezusa oraz oczekują od Niego pomocy i uzdrowienia. Wypowiadany za natchnieniem Ducha Świętego, ten tytuł wyraża uznanie Boskiego misterium Jezusa (...). Przypisując Jezusowi Boski tytuł Pana, pierwsze wyznania wiary Kościoła od początku stwierdzają, że moc, cześć i chwała należne Bogu Ojcu przysługują także Jezusowi” (KKK 448-449). Wyznawać, że Jezus jest Panem, oznacza wierzyć w Jego Boską moc i godność. Zawołanie „Jezus jest Panem”, podobnie zresztą jak „Jezus jest Chrystusem”, to najstarsze i najkrótsze wyznania wiary, z jakimi spotykamy się na kartach Nowego Testamentu i w praktyce liturgicznej pierwotnego Kościoła.

Wyznanie „Jezus jest Panem” ma bardzo praktyczne znaczenie dla wiary i życia chrześcijanina. Po pierwsze cała liturgia i modlitwa chrześcijańska przeniknięte są wymownym tytułem Pan. Objawienie spisane w Biblii zwieńczone jest również owym wymownym tytułem: „Amen. Przyjdź, Panie Jezu!” (Ap 22,20). Słowo Boże podkreśla, że uznanie Jezusa za Pana jest koniecznym warunkiem zbawienia (por. Rz 10,9).

Wyznanie, że Jezus jest Panem, ma realne implikacje także w codziennej chrześcijańskiej egzystencji. Aby to sobie dobrze uzmysłowić, trzeba nawiązać do pierwszych wieków istnienia Kościoła. W starożytności tytuł „pan” był wyrazem godności przypisywanej cesarzom rzymskim jako władcom świata. Władcy ci uzurpowali sobie nawet godność boską. Wyznając Jezusa Chrystusa jako Pana, pierwsi chrześcijanie podkreślali, że to On jest prawdziwym Władcą świata i człowieka, że to do Niego należy pełna godność i najwyższe dostojeństwo. Wierzący w Chrystusa proklamowali w ten sposób, że to Chrystus, a nie cesarz, jest prawdziwym Bogiem. Za to wyznanie tysiące chrześcijan zapłaciło życiem.

Z tej perspektywy rozumiemy lepiej, że wiara w Jezusa jako Pana przypomina nam także dzisiaj, iż człowiek nie może w sposób absolutny poddać się innemu człowiekowi ani żadnej ziemskiej organizacji, ani jakiemukolwiek systemowi tego świata (por. KKK 450). Przekonanie, że tylko Jezus jest Panem, Ten, który nas wyswobodził „ku wolności” (Ga 5,1), stanowi więc najgłębszy i najbardziej solidny fundament chrześcijańskiej i ludzkiej wolności. „Okres prześladowań w pierwszych wiekach i męczeństwo wielu ukazało – dowodzi Katolicki katechizm dorosłych – całą potęgę chrześcijańskiego wyznania wiary w Pana naszego Jezusa Chrystusa. I dla nas dzisiaj ma to wyznanie doniosłe, wyzwalające znaczenie wobec wszystkich, którzy pretendując do roli zbawców uszczęśliwiających ludzkość, żądają dla siebie autorytetu i władzy. Wyznanie jednego Pana jest więc fundamentem chrześcijańskiej wolności od władzy niezliczonych panów” (KKD, s. 157).

rozdział III.Przyjął ciało z Maryi Dziewicy

„Niech mi się staniewedług słowa twego”to owoc nowego serca,

ukształtowanego w Maryiprzez Ducha.

Wiara w Chrystusa Pana jest również poręką nadprzyrodzonej nadziei i wewnętrznego pokoju, który wznosi się ponad wszelkie lęki, zagrożenia i niepewności świata. Albowiem – jak uczy Sobór Watykański II – „Kościół wierzy, że klucz, centrum i cel całej historii ludzkiej znajduje się w jego Panu... Pan jest celem historii ludzkiej, punktem, ku któremu zwracają się pragnienia historii i cywilizacji, ośrodkiem rodzaju ludzkiego, radością wszystkich serc i wypełnieniem ich tęsknot” (KDK 10 i 45).

Uroczyste wyznanie wiary zawiera słowa: „On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba. I za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy, i stał się człowiekiem”. Jest to bardzo ważny fragment chrześcijańskiego Credo. Wagę tych słów podkreśla fakt, że podczas ich wymawiania wierni pochylają się z szacunkiem, a w uroczystości Bożego Narodzenia oraz Zwiastowania Pańskiego przyklękają na znak czci.

Boża Rodzicielka

Katechizm Kościoła uczy, iż Zwiastowanie Maryi zapoczątkowuje pełnię czasu, czyli wypełnienie się czasu „obietnic i przygotowań” (KKK 484). Tajemnica zetknięcia się ograniczonego stworzenia z nieograniczonym Stwórcą siłą rzeczy odsyła nas do Maryi; każe nam przez moment zatrzymać się nad misterium Jej Bożego macierzyństwa. Oczywiście tajemnica ta nie może być do końca wyjaśniona i we wszystkich szczegółach rozszyfrowana. Nie zwalnia to jednak człowieka od próby jej zrozumienia i wyrażenia w myśl zasady, która mówi, że wiara szuka zrozumienia.

Prawda o Bożym macierzyństwie jest bezpośrednim wnioskiem z podstawowej prawdy chrystologicznej, mówiącej, że Jezus Chrystus od pierwszego momentu swojego ziemskiego istnienia, czyli od chwili poczęcia, jest równocześnie Bogiem i człowiekiem. Wynika z tego, że Maryja, która wydała Go na świat, jest Matką Bożą. Każda matka jest matką nie tylko ciała swojego dziecka, ale także całej jego osoby, mimo że – jak wierzymy – Bóg stwarza bezpośrednio duszę człowieka.

Dogmat Bożego macierzyństwa nie mówi, że Bóg jako Bóg ma matkę ani że Maryja jest Matką Boskiej natury Jezusa Chrystusa. Głosi natomiast, że jest Ona prawdziwą Matką człowieka, który jest jednocześnie Bogiem. Maryja „nie zrodziła Boga jako Boga, lecz zrodziła Jezusa Chrystusa w Jego człowieczeństwie złączonym istotowo z bóstwem” (KKD, s. 168). Maryja jest Matką Boga, gdyż w Niej ukształtowała się ludzka natura Jezusa, zjednoczona od pierwszej chwili swojego istnienia ze Słowem Bożym, drugą Osobą Trójcy Świętej (por. KKK 495).

Artykuł wiary, mówiący o Bożym macierzyństwie Maryi, dotyka centralnych wydarzeń zbawczych. W Maryi Słowo stało się ciałem, Syn Boży stał się jednym z ludzi, aby móc ich skutecznie reprezentować wobec Ojca. Bez Wcielenia nie byłoby Odkupienia. Bez Maryi, jak pisze teolog Luigi Melotti, „Bóg-Człowiek nie byłby moim bratem, nie miałby mojej krwi w swoich żyłach, (...) nie byłby realnym i konkretnym człowiekiem, by być w sobie w pełni zjednoczonym z Bogiem”19. Maryja więc niejako ochrania prawdziwą bliskość Boga wobec ludzi, broni realizmu Wcielenia, ogłasza światu Emmanuela, jedynego Syna Bożego, prawdziwie obecnego wśród nas.

Przybytek Ducha Świętego

Termin „Wcielenie” (łac. incarnatio) wyraża przyjęcie przez Syna Bożego ludzkiej natury. „Kościół nazywa «Wcieleniem» fakt, że Syn Boży przyjął naturę ludzką, by dokonać w niej naszego zbawienia” (KKK 461). W Credo wyznajemy, że stało się to za „sprawą Ducha Świętego”. Duch Święty odgrywa decydującą rolę już w pierwszym momencie życia Maryi. Chodzi tu o tajemnicę Niepokalanego Poczęcia. Jest to – jak wiemy – dogmat wiary, ogłoszony przez papieża Piusa IX w roku 1854. Kościół wierzy, że Maryja od pierwszego momentu istnienia, a więc od samego poczęcia, była wolna od jakiegokolwiek grzechu; że od samego początku cieszyła się pełnią świętości i łaski (por. KKK 491-492).

Tajemnica Niepokalanego Poczęcia to szczególna domena Ducha Świętego. To właśnie On napełnił osobę Maryi w pierwszym momencie Jej istnienia, to On zachował Ją od wszelkiego grzechu i uczynił godnym mieszkaniem dla Bożego Syna. Maryja, ogarnięta Duchem Świętym od samego początku swojej egzystencji, była stworzeniem należącym od zawsze do Boga w sposób pełny i doskonały. Przekonani byli o tym Ojcowie Kościoła i dlatego nazywali Bogarodzicę całą świętą i wolną od wszelkiej zmazy grzechu – utworzoną przez Ducha Świętego i ukształtowaną przez Niego jako nowe stworzenie.

W opisie sceny Zwiastowania, będącego równocześnie momentem spełnienia się tajemnicy Wcielenia, czytamy: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego okryje Cię cieniem” (Łk 1,35). Jest to pierwsze zesłanie Ducha Świętego na Maryję. To również decydujący moment działania Ducha Świętego w Maryi i przez Maryję. Kiedy nadchodzi „pełnia czasów”, Duch Święty, którego nazywamy Duchem Stworzycielem, stwarza w Maryi człowieczeństwo Syna Bożego. Za Jego sprawą Słowo staje się ciałem.