Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jeśli dotąd nie lubiłeś poezji, to lektura tej książki może to zmienić!
Wiersze Arkadiusza Buczka są oryginalne i niebanalne. Różnorodne. Konkretne. Szczere i pełne emocji. Odważne, a nawet buntownicze. Energetyczne i bardzo męskie. Dopracowane – każde słowo ma w nich swoją wagę, znaczenie, miejsce. I, co najważniejsze: są zrozumiałe – wiadomo o co w nich chodzi, a to współczesnej poezji zdarza się rzadko. To są po prostu bardzo dobre wiersze. I, szerzej, dobra literatura.
Na tą elektroniczną książkę składają się wszystkie dotychczas wydane drukiem wiersze Arkadiusza Buczka. Jest to w sumie pięć tomików: „Głęboka czerń / Chaos kieszeni” (rok pierwszego wydania 2002, wydawnictwo Marial), „Świat z małej litery” (2006, vis-a-vis Etiuda), „Ptasia grypa i inne rojenia” (2007, vis-a-vis Etiuda), „Cztery ściany i drzwi bez klamki” (2008, vis-a-vis Etiuda), „Antrakt” (2010, vis-a-vis Etiuda). Oprócz tekstów wierszy publikujemy także ich oryginalne okładki z wydań papierowych autorstwa (w większości) Wojtka Łysika.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 70
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Na książkę tą składają się wszystkie wydane dotąd drukiem wiersze Arkadiusza Buczka. Jest to w sumie pięć tomików: „Głęboka czerń / Chaos kieszeni” (rok pierwszego wydania 2002, wydawnictwo Marial), „Świat z małej litery” (2006, vis-a-vis Etiuda), „Ptasia grypa i inne rojenia” (2007, vis-a-vis Etiuda), „Cztery ściany i drzwi bez klamki” (2008, vis-a-vis Etiuda), „Antrakt” (2010, vis-a-vis Etiuda). Oprócz tekstów wierszy publikujemy także ich oryginalne okładki z wydań papierowych.
2002
trzech strażników
trzech strażników historii
korzeniami wgryza się
w ziemię wilgotną od krwi i łez
na wzgórzu ciszy
zbroje jeżące się kolcami
lśnią w zimowym słońcu
zawodzi smutek pomiędzy zębami krat
***
kroki minut
w wielorakości nocy
dudnią po suficie
różaniec szepcze
swoje żale
kwiaty wyciągają
drapieżne macki cieni
ściany wydymają
brzuchy szaf
zionące grzbietami książek
zimowy księżyc
szyderczo uśmiecha się
do lustra
pięcioletni chłopiec
zaciska powieki kołdry
usta bezgłośnie modlą się
o świt
zawyję do księżyca
Sylwii
szkło klepsydry pękło
od nadmiaru czasu
sekunda zyskała nieśmiertelność
księżyc zatrzymał się
w swojej lunatycznej wędrówce
jakby zdziwiony
okrył się srebrną aureolą
świętego z fresków biblijnych
i czeka
otworzę okno
i wczepię się w parapet
na podobieństwo drapieżnego ptaka
rozwinę skrzydła duszy
zimowe tchnienie ubierze
moją nagość
odchylę głowę i zamknę oczy
a później zawyję moją spowiedź
długo i boleśnie
zgrzeszyłem
kocham ludzi
i naprawdę nie potrafię nienawidzić
jestem samotny
nie chciałem urodzić się
a chcę umrzeć
nie potrafię pisać
tak jak chciałbym
nie zawiniłem niczym
wobec ludzi
a ciągle czuję się winny
chciałbym być wielki
a jeszcze raczkuję
nie umiem nawet wypowiedzieć
tego co czuję teraz
więcej nie pamiętam
przepraszam za chaos
oderwę słone sople z policzków
i zastygnę w bezruchu
w nadziei na przebaczenie
usłyszę echo własnego wołania
albo wycie spowiedzi
długie i bolesne
kogoś po drugiej stronie
***
radość na wyrost
idiotycznie pomrukuje
w wieczornej ciszy
osierocone ulice
wstydzą się tęczowym rumieńcem