Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Darko Cvijetić w nietypowy dla powieści bliski poezji sposób opowiada o dramacie, który rozegrał się w Bośni i Hercegowinie. Wojna na Bałkanach pogrzebała świat, jaki do tej pory znaliśmy, co symbolicznie autor przedstawia na przykładzie losów mieszkańców dwóch sąsiadujących ze sobą wieżowców w Prijedorze, mieście, które nazywa „dziurą w świecie znaną ze zbrodniarzy wojennych, obozów i malarzy”. Na początku historii cofa się do lat 70. XX wieku, pokazuje życie robotników, ich wspólnie przeżywane radości i smutki, po to, by jeszcze dobitniej podkreślić tragedię sąsiadów, którzy podczas wojny stanęli po dwóch stronach konfliktu. Nagle ze znajomych, przyjaciół, a nawet członków rodziny stali się wrogami, strzelali do siebie, zamykali się w obozach jenieckich, a później uczestniczyli w wymianach ciał poległych, rozpoznając się na zdjęciach z dzieciństwa. Cvijetić nie tylko reprezentuje sumienie czasu i miejsca, ale także nie boi się zapłacić ceny odkupienia zarówno za ofiary, jak i zbrodniarzy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 72
PROLOG
Gobelin ze ściany w Michigan szeptał dobrym staruszkom:
„Jeszcze chwila, moja droga, a będziesz moją osiemdziesiątą ósmą różą,
tą odrobiną krwi,
która zostaje po unicestwieniu”.
„Tak, miałem szczęście
I nie zginąłem za ojczyznę!”, krzyknął.
Tyle że...
Ona nie miała tego szczęścia, zginęła za mnie,
Szimo śmiał się i machał z ciężarówki.
Rok później
wymienią go za martwego,
pod Drvarem, w dziewięćdziesiątym
szóstym.
ROZDZIAŁ
Który nie opowiedział całej historii
1.
W ludzi, którzy zabijali, wkrada się wilgoć, jak do pokoju, do którego nikt nie puka.
Herby na winach, stosy łap oszczędzonych, bo nie chodziły i nie zostawiały śladów. Wszystko zawilgłe.
Ten, który stwarza, musi też być tym, który zbawi, który odkupi wszystko, co zostało stworzone.
Nie dość zrobić, co uczynione, trzeba to jeszcze zbawić.
Na końcu Hamleta zjawia się Fortynbras.
Ale on jest chłopcem, gołowąsem, który taszczy zawiniątko z ołowianymi żołnierzykami.
Horacy podchodzi do niego i przykuca.
Trzeba opowiedzieć historię, ale płynem mózgowym w wawrzynie czaszki rządzi odpływ.
On milczy.
Nadciąga wilgoć, by złuszczyć ścianę.
2.
Jego skrzydła zatrzepotały.
Póki ma choć trochę krwi w butach.
Spokojnie na nią patrzy.
Dama jest najwyraźniej pijana.
Zamówiła skrzydełka jelenia.
Kelner się jednak na chwilę zatrzymał... „Tego nie mamy”.
3.
Każdy szynel porzucił mojego ojca.
Ciepło ziemi, rozgrzane rękawice ogrodnika.
Troja pełna jest porzuconych koników cyrkowych.
W szufladzie przy łóżku znajduję notatnik taty z rozpiską meczów tenisowych, które rozegrał Djoković.
Breton powiedział: Późno trafiłeś do tej opowieści.
4.
W filmie Mishimy Patriotyzm przed seppuku (rytualnym harakiri) porucznik Shinji i jego młoda żona Reiko kochają się.
Otrzymała od niego zgodę, na własną prośbę, by się zabiła zaraz po nim.
Zapłodniona.
Nigdy nierozszyfrowane herbarium.
Samurajską szablą wyprasowana wilgotna pościel.
5.
W Dayton został tej nocy podpisany pokój.
My niczego nie wiedzieliśmy.
Nie poinformowano nas.
Rano tamci wyszli z okopów, ciesząc się, krzycząc, strzelając w powietrze.
Spojrzeliśmy na siebie załamani.
Z lodowatym spokojem wycelowałem.
Skosiłem najweselszego.
Właśnie jego.
Każdej nocy przechodzi przez płot do mojego ogrodu.
I śpiewa, jak on śpiewa, Boże drogi, jakbym w niego nie trafił.
ROZDZIAŁ
Kiedy zaczęły się przeprowadzki do Czerwonego Wieżowca, w Prijedorze, wczesną wiosną 1975 roku, cała chmara dzieci hasała na łące między dwoma budynkami kopalni, między dwoma drapaczami chmur. Dzieci lepiły czterometrowego bałwana z brudnych resztek śniegu.
Pięć lat później, po śmierci Tita, próbowali zrobić go z kartonu (imitację Marszałka, którego widzieli podczas wycieczki do Kumrovca) i wszyscy bez wyjątku dostali lanie od rodziców. Tito był sklecony z kartonów, wiatr szybko go porwał i Marszałek spadł do ogrodu Taiba, tuż obok drapacza chmur.
Taib, wydawałoby się, od lat żył sam i był stary. Chałupy z ogrodem za nic nie chciał sprzedać. Natychmiast obok domu wybudowali mu wieżowiec i gotowi byli zapłacić, żeby tylko się wyprowadził i pozwolił zburzyć swoją chałupkę, ale Taib nie chciał nawet o tym słyszeć. Dziewczynkę, jego córeczkę, rozjechał autem najbliższy sąsiad Hamdija Kurtović, właściciel warsztatu samochodowego naprzeciwko domku Taiba. Nie z premedytacją, dziesięć metrów dalej.
Tak więc Taib nie pozwolił zburzyć domku i nie zgodził się odejść z miejsca śmierci swojego dziecka. Z Hamdią nie rozmawiał, chociaż Hamdija kilka razy podchodził pod drzwi. Nie otworzył mu.
I wszyscy żałowali tego nieszczęsnego, skulonego w sobie Taiba. Jego żona umarła z żalu za dzieckiem i Taib sam, z tą chałupą i jabłonką od frontu, pogrążył się w samotności jak w mętnej wodzie. Przez cały dzień pracował w ogródku i stamtąd patrzył, jak rośnie syn Hamdii Kurtovicia.
Tito z kartonu z wolna rozpadał się pod jabłonką Taiba.
I to wtedy, przed wojną, Amira, syna Hamdii, w wieku dwudziestu ośmiu lat dopadł atak serca, na środku baru.
Nie wiem, czy Taib nie pomyślał sobie: Hamdio Kurtoviciu, teraz jesteśmy kwita. Lepiej późno niż wcale.
W pierwszych dniach wojny wpadli którejś nocy zamaskowani pozafrontowi bandyci. Udusili Hamdię Kurtovicia i jego żonę, okradli warsztat samochodowy. Taiba nawet nie tknęli, a przecież był naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy, chociaż trudno byłoby powiedzieć, że nie wiedzieli, iż w środku jest prawdziwy Boszniak – pewnie myśleli, że siedzi tam po prostu jakiś nędzny Boszniak, którego nie warto nawet zabić.
Taib stał za firanką. Dygotał. Myślał. Myślał, że trzeba się pokłonić, ale nie wiedział jak, zapomniał, do Boga nie zwracał się od śmierci dziecka.
„Zabili ich, zabili”, powtarzał w duchu.
Znaleźli go po dziesięciu dniach.
Był skulony, wydawało się, że próbował się pokłonić, ale padł na głowę martwy, jakby wzbraniał się przed biciem pokłonów, i tak już został. Taib nie dowiedział się więc, że Hamdię Kurtovicia i jego żonę zabił policjant zamieszany kiedyś w śledztwo dotyczące rozjechanej przez auto dziewczynki.
Została tylko obumarła jabłonka.
Dobrze skadrowane, obejmujące ją ujęcie poderwałoby też kartonowego Tita, gnijącego tuż obok.
A może on dalej podtrzymuje Czerwony Wieżowiec, żeby nie zwalił się do ogrodu Taiba, co to teraz za obejście − bez domu, bez dzieci, puste.