Winda Schindlera - Darko Cvijetić - ebook + książka

Winda Schindlera ebook

Cvijetic Darko

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Darko Cvijetić w nietypowy dla powieści bliski poezji sposób opowiada o dramacie, który rozegrał się w Bośni i Hercegowinie. Wojna na Bałkanach pogrzebała świat, jaki do tej pory znaliśmy, co symbolicznie autor przedstawia na przykładzie losów mieszkańców dwóch sąsiadujących ze sobą wieżowców w Prijedorze, mieście, które nazywa „dziurą w świecie znaną ze zbrodniarzy wojennych, obozów i malarzy”. Na początku historii cofa się do lat 70. XX wieku, pokazuje życie robotników, ich wspólnie przeżywane radości i smutki, po to, by jeszcze dobitniej podkreślić tragedię sąsiadów, którzy podczas wojny stanęli po dwóch stronach konfliktu. Nagle ze znajomych, przyjaciół, a nawet członków rodziny stali się wrogami, strzelali do siebie, zamykali się w obozach jenieckich, a później uczestniczyli w wymianach ciał poległych, rozpoznając się na zdjęciach z dzieciństwa. Cvijetić nie tylko reprezentuje sumienie czasu i miejsca, ale także nie boi się zapłacić ceny odkupienia zarówno za ofiary, jak i zbrodniarzy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 72

Oceny
4,4 (23 oceny)
13
6
4
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Veronica41pl

Nie oderwiesz się od lektury

To ksiazka, ktora warto przeczytac! Polecam!
00
Vokuro112

Nie oderwiesz się od lektury

wstrząsająca, głęboko zapadająca w pamięć i piękna w swej surowości
00
pdefiance

Nie oderwiesz się od lektury

Paula Anna 293 reviews 16 followers May 23, 2024 uwielbiam taką prozę - prosty, wyrazisty styl świetnie sprawdza się przy mocnych i bolesnych historiach, których nie trzeba ozdabiać, koloryzować czy upiększać literackimi wariacjami. autor za punkt wyjścia obrał losy mieszkańców dwóch wieżowców, którzy wspólnie pracowali, wychowywali dzieci, świętowali, jeździli windą (znanej światowej marki!) dopóki wojna nie zbudowała między nimi muru nie do obalenia. wieżowce są jednocześnie prawdziwe, jak i tworzą wymowną metaforę, biorąc pod uwagę to, jak wielkim podziałem społeczeństwa zakończyła się ta wojna. rozdziały są krótkie, a złamane losy bohaterów smutne i bezlitośnie tragiczne. Darko Cvijetić jest uważnym i empatycznym obserwatorem, przez co epilog jest jeszcze smutniejszy. nie jest to zarzut, raczej rada: warto przed lekturą sprawdzić, o jakiej wojnie na Bałkanach mowa, bo bez chociaż podstawowej wiedzy na temat charakteru tego 'konfliktu' i tych zbrodni dramat bohaterów może pozostać...
00
Aneta_Zieba

Dobrze spędzony czas

Oryginalny język. Poruszająca.
00
korni7775

Nie oderwiesz się od lektury

niesamowita i przejmująca.warto poświęcić godzinkę na czytanie.
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: Schin­dle­rov lift
Opieka re­dak­cyjna: MO­NIKA SZEW­CZYK
Opra­co­wa­nie re­dak­cyjne: ANNA SU­LI­GOW­SKA-PA­WE­ŁEK
Ko­rekta: JO­LANTA RO­SO­SIŃ­SKA, EL­WIRA WY­SZYŃ­SKA
Pro­jekt okładki: KA­TA­RZYNA KACZ­MA­REK
Co­py­ri­ght © Darko Cvi­je­tić, 2018 For the Po­lish edi­tion Co­py­ri­ght © 2024, Noir sur Blanc, War­szawa
ISBN 978-83-7392-923-4
Ofi­cyna Li­te­racka Noir sur Blanc Sp. z o.o. ul. Fra­scati 18, 00-483 War­szawa
Za­mó­wie­nia pro­simy kie­ro­wać: – te­le­fo­nicz­nie: 800 42 10 40 (li­nia bez­płatna) – e-ma­ilem: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl – księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.noir.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

PRO­LOG

Go­be­lin ze ściany w Mi­chi­gan szep­tał do­brym sta­rusz­kom:

„Jesz­cze chwila, moja droga, a bę­dziesz moją osiem­dzie­siątą ósmą różą,

tą odro­biną krwi,

która zo­staje po uni­ce­stwie­niu”.

„Tak, mia­łem szczę­ście

I nie zgi­ną­łem za oj­czy­znę!”, krzyk­nął.

Tyle że...

Ona nie miała tego szczę­ścia, zgi­nęła za mnie,

Szimo śmiał się i ma­chał z cię­ża­rówki.

Rok póź­niej

wy­mie­nią go za mar­twego,

pod Drva­rem, w dzie­więć­dzie­sią­tym

szó­stym.

ROZ­DZIAŁ

Który nie opo­wie­dział ca­łej hi­sto­rii

1.

W lu­dzi, któ­rzy za­bi­jali, wkrada się wil­goć, jak do po­koju, do któ­rego nikt nie puka.

Herby na wi­nach, stosy łap oszczę­dzo­nych, bo nie cho­dziły i nie zo­sta­wiały śla­dów. Wszystko za­wil­głe.

Ten, który stwa­rza, musi też być tym, który zbawi, który od­kupi wszystko, co zo­stało stwo­rzone.

Nie dość zro­bić, co uczy­nione, trzeba to jesz­cze zba­wić.

Na końcu Ham­leta zja­wia się For­tyn­bras.

Ale on jest chłop­cem, go­ło­wą­sem, który tasz­czy za­wi­niątko z oło­wia­nymi żoł­nie­rzy­kami.

Ho­racy pod­cho­dzi do niego i przy­kuca.

Trzeba opo­wie­dzieć hi­sto­rię, ale pły­nem mó­zgo­wym w waw­rzy­nie czaszki rzą­dzi od­pływ.

On mil­czy.

Nad­ciąga wil­goć, by złusz­czyć ścianę.

2.

Jego skrzy­dła za­trze­po­tały.

Póki ma choć tro­chę krwi w bu­tach.

Spo­koj­nie na nią pa­trzy.

Dama jest naj­wy­raź­niej pi­jana.

Za­mó­wiła skrzy­dełka je­le­nia.

Kel­ner się jed­nak na chwilę za­trzy­mał... „Tego nie mamy”.

3.

Każdy szy­nel po­rzu­cił mo­jego ojca.

Cie­pło ziemi, roz­grzane rę­ka­wice ogrod­nika.

Troja pełna jest po­rzu­co­nych ko­ni­ków cyr­ko­wych.

W szu­fla­dzie przy łóżku znaj­duję no­tat­nik taty z roz­pi­ską me­czów te­ni­so­wych, które ro­ze­grał Djo­ko­vić.

Bre­ton po­wie­dział: Późno tra­fi­łeś do tej opo­wie­ści.

4.

W fil­mie Mi­shimy Pa­trio­tyzm przed sep­puku (ry­tu­al­nym ha­ra­kiri) po­rucz­nik Shinji i jego młoda żona Re­iko ko­chają się.

Otrzy­mała od niego zgodę, na wła­sną prośbę, by się za­biła za­raz po nim.

Za­płod­niona.

Ni­gdy nie­roz­szy­fro­wane her­ba­rium.

Sa­mu­raj­ską sza­blą wy­pra­so­wana wil­gotna po­ściel.

5.

W Day­ton zo­stał tej nocy pod­pi­sany po­kój.

My ni­czego nie wie­dzie­li­śmy.

Nie po­in­for­mo­wano nas.

Rano tamci wy­szli z oko­pów, cie­sząc się, krzy­cząc, strze­la­jąc w po­wie­trze.

Spoj­rze­li­śmy na sie­bie za­ła­mani.

Z lo­do­wa­tym spo­ko­jem wy­ce­lo­wa­łem.

Sko­si­łem naj­we­sel­szego.

Wła­śnie jego.

Każ­dej nocy prze­cho­dzi przez płot do mo­jego ogrodu.

I śpiewa, jak on śpiewa, Boże drogi, jak­bym w niego nie tra­fił.

ROZ­DZIAŁ

Kiedy za­częły się prze­pro­wadzki do Czer­wo­nego Wie­żowca, w Pri­je­do­rze, wcze­sną wio­sną 1975 roku, cała chmara dzieci ha­sała na łące mię­dzy dwoma bu­dyn­kami ko­palni, mię­dzy dwoma dra­pa­czami chmur. Dzieci le­piły czte­ro­me­tro­wego bał­wana z brud­nych resz­tek śniegu.

Pięć lat póź­niej, po śmierci Tita, pró­bo­wali zro­bić go z kar­tonu (imi­ta­cję Mar­szałka, któ­rego wi­dzieli pod­czas wy­cieczki do Kum­ro­vca) i wszy­scy bez wy­jątku do­stali la­nie od ro­dzi­ców. Tito był skle­cony z kar­to­nów, wiatr szybko go po­rwał i Mar­sza­łek spadł do ogrodu Ta­iba, tuż obok dra­pa­cza chmur.

Taib, wy­da­wa­łoby się, od lat żył sam i był stary. Cha­łupy z ogro­dem za nic nie chciał sprze­dać. Na­tych­miast obok domu wy­bu­do­wali mu wie­żo­wiec i go­towi byli za­pła­cić, żeby tylko się wy­pro­wa­dził i po­zwo­lił zbu­rzyć swoją cha­łupkę, ale Taib nie chciał na­wet o tym sły­szeć. Dziew­czynkę, jego có­reczkę, roz­je­chał au­tem naj­bliż­szy są­siad Ham­dija Kur­to­vić, wła­ści­ciel warsz­tatu sa­mo­cho­do­wego na­prze­ciwko domku Ta­iba. Nie z pre­me­dy­ta­cją, dzie­sięć me­trów da­lej.

Tak więc Taib nie po­zwo­lił zbu­rzyć domku i nie zgo­dził się odejść z miej­sca śmierci swo­jego dziecka. Z Ham­dią nie roz­ma­wiał, cho­ciaż Ham­dija kilka razy pod­cho­dził pod drzwi. Nie otwo­rzył mu.

I wszy­scy ża­ło­wali tego nie­szczę­snego, sku­lo­nego w so­bie Ta­iba. Jego żona umarła z żalu za dziec­kiem i Taib sam, z tą cha­łupą i ja­błonką od frontu, po­grą­żył się w sa­mot­no­ści jak w męt­nej wo­dzie. Przez cały dzień pra­co­wał w ogródku i stam­tąd pa­trzył, jak ro­śnie syn Ham­dii Kur­to­vi­cia.

Tito z kar­tonu z wolna roz­pa­dał się pod ja­błonką Ta­iba.

I to wtedy, przed wojną, Amira, syna Ham­dii, w wieku dwu­dzie­stu ośmiu lat do­padł atak serca, na środku baru.

Nie wiem, czy Taib nie po­my­ślał so­bie: Ham­dio Kur­to­vi­ciu, te­raz je­ste­śmy kwita. Le­piej późno niż wcale.

W pierw­szych dniach wojny wpa­dli któ­rejś nocy za­ma­sko­wani po­za­fron­towi ban­dyci. Udu­sili Ham­dię Kur­to­vi­cia i jego żonę, okra­dli warsz­tat sa­mo­cho­dowy. Ta­iba na­wet nie tknęli, a prze­cież był na­prze­ciwko, po dru­giej stro­nie ulicy, cho­ciaż trudno by­łoby po­wie­dzieć, że nie wie­dzieli, iż w środku jest praw­dziwy Bosz­niak – pew­nie my­śleli, że sie­dzi tam po pro­stu ja­kiś nędzny Bosz­niak, któ­rego nie warto na­wet za­bić.

Taib stał za fi­ranką. Dy­go­tał. My­ślał. My­ślał, że trzeba się po­kło­nić, ale nie wie­dział jak, za­po­mniał, do Boga nie zwra­cał się od śmierci dziecka.

„Za­bili ich, za­bili”, po­wta­rzał w du­chu.

Zna­leźli go po dzie­się­ciu dniach.

Był sku­lony, wy­da­wało się, że pró­bo­wał się po­kło­nić, ale padł na głowę mar­twy, jakby wzbra­niał się przed bi­ciem po­kło­nów, i tak już zo­stał. Taib nie do­wie­dział się więc, że Ham­dię Kur­to­vi­cia i jego żonę za­bił po­li­cjant za­mie­szany kie­dyś w śledz­two do­ty­czące roz­je­cha­nej przez auto dziew­czynki.

Zo­stała tylko ob­umarła ja­błonka.

Do­brze ska­dro­wane, obej­mu­jące ją uję­cie po­de­rwa­łoby też kar­to­no­wego Tita, gni­ją­cego tuż obok.

A może on da­lej pod­trzy­muje Czer­wony Wie­żo­wiec, żeby nie zwa­lił się do ogrodu Ta­iba, co to te­raz za obej­ście − bez domu, bez dzieci, pu­ste.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki