Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pamiętniki Juliusza Cezara, jednej z największych postaci w dziejach starożytnego Rzymu, wybitnego wodza i polityka, poświęcone wojnom galijskim z lat 58-50 p.n.e. Cezar napisał siedem ksiąg, ósmą dodał Aulus Hircjusz. Każda z ksiąg obejmuje wydarzenia jednego roku. Co ciekawe, autor pisał o sobie w trzeciej osobie, prostym i zwięzłym językiem, w sposób wyważony, pozbawiony emocji i wysławiania swych sukcesów, przypominający język raportów wojskowych i dyplomatycznych. Dzieło Cezara docenili nawet jego przeciwnicy, np. Marek Tuliusz Cycero. Oprócz opisu działań wojennych, Cezar zawarł wiele informacji o ludach zamieszkujących Galię, ich zwyczajach, kulturze i wierzeniach.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 304
Księga I
I – Galia składa się z trzech części: jedną zamieszkują Belgowie, drugą Akwitanie, trzecią ci, którzy we własnym języku zowią się Celtami, w naszym zaś Galami. Plemiona te różnią się od siebie językiem, obyczajami i prawami. Rzeka Garonna oddziela Galów od Akwitańczyków; Marna i Sekwana oddzielają ich od Belgów. Z plemion tych najodważniejsi są Belgowie, ponieważ zajmują tereny najbardziej oddalone od cywilizacji (naszej) Prowincji, a kupcy bardzo rzadko zapuszczają się na ich ziemie z towarami przyczyniającymi się do zniewieścienia umysłów. Belgowie sąsiadują z mieszkającymi za Renem Germanami, z którymi nieustannie toczą wojny. Helweci przewyższają dzielnością pozostałych Galów, gdyż niemal w codziennych walkach ścierają się z Germanami, albo wypierając ich z własnych terytoriów, albo sami tocząc wojnę na ich granicach. Jedna ich część, ta, którą – jak wspomniano – zajmują Galowie, zaczyna się od Rodanu, a jej granicami są Garonna, ocean i ziemie Belgów. Od strony Sekwanów i Helwetów dosięga też Renu i ciągnie się na północ. Ziemie Belgów zaczynają się na północ od Galii i sięgają do dolnego biegu Renu oraz w stronę wschodzącego słońca i północy. Akwitania zajmuje ziemie od Garonny do Pirenejów i tę część morza, która sąsiaduje z Hispanią. Rozpościera się ona w stronę Gwiazdy Polarnej i zachodzącego słońca.
II – Wśród Helwetów Orgetoryks był zdecydowanie najwybitniejszy i najbogatszy. On to, podczas konsulatu Marka Messali i Marka Pizona, ogarnięty żądzą panowania, zawiązał spisek wśród szlachty i nakłonił lud do opuszczenia swoich terytoriów z całym dobytkiem, [mówiąc], że będzie to bardzo łatwe, ponieważ przewyższali wszystkich męstwem, dzięki czemu zdobędą zwierzchnictwo nad całą Galią. Łatwo ich do tego przekonał, ponieważ Helweci są ze wszystkich stron chronieni: z jednej strony przez bardzo szeroki i głęboki Ren, oddzielający kraj Helwetów od Germanów; z drugiej zaś strony bardzo wysokimi górami Jury leżącymi pomiędzy ziemiami Sekwanów i Helwetów; z trzeciej strony Jeziorem Genewskim i Rodanem, oddzielającymi (naszą) Prowincję od Helwetów. W związku z tym nie mogli zajmować większych terenów, ani też łatwo rozpoczynać wojny z sąsiadami – co też boleśnie odczuwali jako plemię w wojnie rozmiłowane. Ich zdaniem, w stosunku do liczby ludności oraz sławy wojennej i odwagi mieli zbyt mały kraj o długości 240 mil1, a 180 mil szerokości.
III – Biorąc to pod uwagę i ulegając autorytetowi Orgetoryksa postanowili przygotować wszystko, co było niezbędne dla ich wyprawy: kupić wielką liczbę zwierząt jucznych i wozów, dokonać zasiewów na jak największym areale (żeby zgromadzić zapas żywności na drogę), a także nawiązać pokojowe i przyjacielskie stosunki z sąsiadującymi plemionami. Doszli do wniosku, że na urzeczywistnienie tych zamiarów wystarczą im dwa lata i uchwalili wymarsz na rok trzeci. Za realizację tych postanowień odpowiadać miał Orgetoryks. On też podjął się posłowania do sąsiednich plemion. W trakcie tych podróży nakłonił Kastykusa z plemienia Sekwanów, syna Katamantaledesa (którego ojciec długie lata sprawował władzę królewską nad tym plemieniem i od Senatu rzymskiego otrzymał tytuł „przyjaciela”), aby zagarnął władzę królewską nad swoim plemieniem, sprawowaną poprzednio przez jego ojca. Przekonał również Dumnoryksa z plemienia Eduów, brata Dywicjaka, który w tym czasie zajmował czołowe stanowisko wśród Sekwanów, a to dzięki wielkiej popularności u swego ludu, aby przyłączył się do nich. Dał mu też swoją córkę za żonę. Przekonał ich, że zamiary te łatwo można wprowadzić w życie, ponieważ on sam też obejmie najwyższą władzę nad swoim plemieniem, a nie ma wątpliwości, że ze wszystkich plemion całej Galii najpotężniejsi są Helweci. Obiecał im również, że korzystając ze swoich możliwości i swego wojska im też zapewni władzę królewską. Wszyscy trzej poprzysięgli więc sobie nawzajem wierność i mieli nadzieję, że po zdobyciu władzy królewskiej za pomocą trzech najpotężniejszych i najsilniejszych plemion podporządkują sobie całą Galię.
IV – Zamiar ten poznali Helweci dzięki donosowi. Zgodnie ze swoimi obyczajami zmusili Orgetoryksa, aby w kajdanach odpowiedział przed sądem, a w razie wyroku skazującego groziła mu śmierć na stosie. W dniu rozprawy Orgetoryks ściągnął ze wszystkich stron na miejscu sądu swoich wasali (a było ich około dziesięciu tysięcy), ściągnął także swoich dłużników, których było również dużo. Dzięki nim uratował się przed [koniecznością] obrony przed sądem. Kiedy oburzone tym plemię usiłowało zbrojnie dochodzić sprawiedliwości, a rada wodzów ściągnęła znaczną liczbę ludności wiejskiej, Orgetoryks zmarł. Helweci podejrzewali, że popełnił samobójstwo.
V – Po jego śmierci Helweci próbowali jednak zrobić to, co postanowili, a mianowicie opuścić swoje ziemie. Kiedy doszli do wniosku, że są w końcu przygotowani do tego przedsięwzięcia, spalili wszystkie swoje miasta, w liczbie około dwunastu, oraz swoje wioski w liczbie około czterystu, i wszystkie domy, które pozostały. Spalili też całe zboże, z wyjątkiem tego, które zamierzali ze sobą zabrać, tak by po udaremnieniu nadziei na powrót do domu byli gotowi na wszelkie niebezpieczeństwa. Nakazali też, by każdy Helwet zabrał z domu zapas mąki na trzy miesiące oraz inną żywność gotową do zjedzenia. Skłonili też sąsiadujących z nimi Rauraków, Tulingów i Latobrygów, aby powziąwszy ten sam plan, po spaleniu swoich miast i wsi, razem z nimi ruszyli w drogę. Zabrali do siebie i uznali za swoich sprzymierzeńców również Bojów, którzy poprzednio mieszkali za Renem, a wówczas wtargnęli na teren Norykum i oblegali Noreję.
VI – Brali pod uwagę dwie drogi, którymi mogli opuścić swój kraj. Jedna prowadziła przez ziemie Sekwanów, między łańcuchem gór Jura a Rodanem. Była wąska i niewygodna, tak że wozy mogły nią przejechać tylko jeden z drugim. W dodatku otaczały ją strome zbocza gór, wystarczyła więc garstka ludzi, by z łatwością zatrzymać ich pochód. Druga prowadziła przez naszą Prowincję. Była znacznie łatwiejsza i wygodniejsza, ponieważ pomiędzy ziemiami Helwetów i niedawno podbitych Allobrogów przepływa Rodan, miejscami przecinany brodami. Najdalej na zachód wysuniętym miastem Allobrogów, a zarazem najbliżej leżącym granic Helwetów, jest Genewa. Z miasta tego do kraju Helwetów prowadzi most. Wśród Helwetów przeważało przekonanie, że Allobrogów, którzy – jak się zdawało – nie byli przychylnie usposobieni do Rzymian, albo nakłonią, bądź też siłą zmuszą, by pozwolili przejść im przez swoje terytorium. Zaopatrzywszy się we wszystko na wyprawę, wyznaczyli dzień, w którym wszyscy powinni się spotkać nad brzegiem Rodanu. Było to na pięć dni przed kwietniowymi Kalendami2, kiedy konsulami byli Lucjusz Pizon i Aulus Gabiniusz.
VII – Kiedy doniesiono Cezarowi, że Helweci próbują przedostać się przez naszą Prowincję, ten przyśpieszył wyjazd z Rzymu i w wielkim pośpiechu podążył do Galii Zaalpejskiej i przybył pod Genewę. Zarządził pobór wielkiej liczby legionistów z całej Prowincji (w Galii Dalszej stacjonował tylko jeden legion) i nakazał zburzyć most pod Genewą. Kiedy Helweci dowiedzieli się o przybyciu Cezara, wysłali do niego jako posłów najszacowniejszych swoich przedstawicieli (na ich czele stali Nammejusz i Weruklecjusz). Mieli oni mu oświadczyć, że: „ich zamiarem jest przemaszerować przez Prowincję bez wyrządzania szkody, ponieważ nie dysponowali [według własnych oświadczeń] żadną inną trasą. Jednak Cezar, pamiętając, że Helweci zabili konsula Lucjusza Kasjusza, a wojsko jego pobili i pobrali jeńców, nie pozwolił na to. Uważał także, że nieprzyjaźnie nastawieni ludzie uzyskawszy możność przejścia przez Prowincję nie powstrzymaliby się od rozbojów. Jednak, aby zyskać na czasie, zanim nadciągną powołani pod broń z jego rozkazu legioniści, odpowiedział posłom, że potrzebuje czas do namysłu: „Jeżeli chcą na ten temat porozmawiać, to niech przyjdą ponownie w Idy Kwietniowe3”.
VIII – Tymczasem legionowi, który miał ze sobą, i żołnierzom, którzy nadciągnęli z Prowincji, kazał usypać wał na dziewiętnaście mil rzymskich długi, a na piętnaście stóp wysoki oraz rów od Jeziora Genewskiego, które wlewa swe wody do Rodanu, aż po góry Jura i oddziela ziemie Sekwanów od Helwetów. Po zakończeniu tej pracy rozdzielił garnizony i ściśle obwarował reduty w ten sposób, by łatwiej można było przeszkodzić [Helwetom], gdyby usiłowali przejść, sprzeciwiając się jego woli. Kiedy zaś nadszedł ustalony z posłami dzień i ci ponownie się pojawili, oświadczył im, że zgodnie z obyczajem i tradycją Rzymian nikomu nie może dać zgody na przejście przez Prowincję. Dodał też, że gdyby usiłowali dokonać tego przemocą, to im w tym przeszkodzi. Helweci, zawiedzeni w swoich nadziejach, próbowali się przeprawić (raz na licznych ze sobą powiązanych łodziach i specjalnie zbitych tratwach, innym razem przejść Rodan w bród tam, gdzie rzeka była najpłytsza, czasami w dzień, częściej jednak w nocy), jednak zostali odparci za każdym razem dzięki naszym obwarowaniom oraz wskutek ataków i pocisków miotanych przez legionistów, tak więc zaniechali tych prób.
IX – Pozostała jedna droga, [mianowicie] przez kraj Sekwanów, przez którą, ze względu na jej ciasnotę, nie mogli przejść bez ich zgody. Ponieważ sami nie potrafili ich do tej zgody nakłonić, wysłali posłów do Dumnoryksa z plemienia Eduów, by za jego wstawiennictwem uzyskać zgodę od Sekwanów. Dumnoryks dzięki popularności i hojności miał wielkie wpływy u Sekwanów, a także był zaprzyjaźniony z Helwetami, gdyż z ich plemienia poślubił córkę Orgetoryksa. Ogarnięty pragnieniem władzy królewskiej wspierał zmiany polityczne i swoją pomocą zapragnął zaskarbić sobie wdzięczność wielkiej liczby plemion. W rezultacie wyjednał u Sekwanów, by ci zezwolili Helwetom na przejście przez swoje terytorium, doprowadził też do wzajemnej wymiany zakładników między nimi. Dzięki temu Sekwanowie mieli nie sprawiać kłopotów Helwetom podczas ich przemarszu, a Helweci mieli przejść bez rabunków i krzywdzenia ludzi.
X – Ponownie powiedziano Cezarowi, że Helweci zamierzają przemaszerować przez kraj Sekwanów i Eduów, kierując się w stronę ziem Santonów, którzy zamieszkają obok terytorium Tolosatów, na terenie Prowincji. Zrozumiał on, że taka sytuacja byłaby poważnym zagrożeniem dla Prowincji, jeśliby w sąsiedztwie swych pozbawionych osłony, a żyznych terenów rozłożył się lud wojowniczy i wrogo usposobiony do Rzymu. Dlatego też dowódcą zbudowanych przez siebie umocnień mianował legata Tytusa Labienusa, sam zaś śpiesznie podążył do Italii i zaciągnął tam dwa legiony, a trzy, zimujące w pobliżu Akwilei, wyprowadził i z tymi pięcioma legionami wyruszył najkrótszą drogą, jaka prowadziła przez Alpy do Galii Zaalpejskiej. Po drodze usiłowali zagrodzić legionom drogę Ceutronowie, Grajocelowie i Katurygowie, obsadziwszy wysoko rozmieszczone pozycje. Jednak w licznych starciach zostali pokonani, tak że siódmego dnia przybył Cezar z Ocelum (najdalej wysuniętego miasta Prowincji Bliższej), na ziemie Wokoncjów w Prowincji Dalszej. Stąd poprowadził wojsko do kraju Allobrogów, a stamtąd do Segusjawów, którzy byli pierwszym plemieniem poza granicami Prowincji na drugim brzegu Rodanu.
XI – W tym czasie Helweci poprowadzili swoje siły przez wąskie wąwozy i ziemie Sekwanów, wkroczyli na ziemie Eduów i zaczęli pustoszyć ich wsie. Eduowie nie byli w stanie obronić siebie i swego dobytku, wysłali więc posłów do Cezara z [błaganiem] o pomoc: „Przez tyle lat dobrze żyli z ludem rzymskim, tak że ich pola nie powinny były zostać spustoszone, ich dzieci prowadzone w niewolę, a miasta pustoszone, prawie w zasięgu wzroku naszej armii”. W tym samym czasie Ambarrowie, współplemieńcy i pobratymcy Eduów, powiadomili Cezara, że ich wsie zostały zrabowane i że z wysiłkiem odpierają szturm nieprzyjaciół na miasta. Również Allobrogowie, którzy po drugiej stronie Rodanu mieli wsie i sadyby, uciekali do Cezara i oznajmili mu, że prócz gołej ziemi nic im nie pozostało. Słysząc te wieści Cezar uznał, że nie wolno mu wyczekiwać do chwili, gdy Helweci, po splądrowaniu całego mienia sprzymierzeńców, najadą na ziemie Santonów.
XII – Znajduje się tu rzeka Arar4 o tak bardzo leniwym nurcie, że na pierwszy rzut oka nie można stwierdzić, w którą stronę płynie, a która, minąwszy ziemie Eduów i Sekwanów, łączy się z Rodanem. Helweci przeprawili się przez nią na tratwach i powiązanych ze sobą łodziach. Gdy Cezar dowiedział się od zwiadowców, że Helweci przeprowadzili już przez rzekę trzy czwarte swych ludzi, czwarta zaś część pozostała jeszcze po tej stronie Saony, z trzema legionami wyszedł z obozu o trzeciej straży nocnej5 i dotarł do pozostałych Helwetów, którzy jeszcze nie sforsowali rzeki. Uderzył na nich, gdy się przeprawiali, niczego się nie spodziewając, tak że większą ich część położył trupem, reszta zaś poszła w rozsypkę i w okolicznych lasach szukała schronienia w kantonie, który nazywa się Tyguryńskim (całe państwo helweckie podzielone jest bowiem na cztery kantony plemienne).
Woje z tego właśnie kantonu za pamięci naszych ojców opuścili swe ziemie, zabili Lucjusza Kasjusza, a wojsko jego obrócili w niewolników. I oto przypadkiem, czy też z woli bogów nieśmiertelnych, ta właśnie część plemienia Helwetów, która zadała srogą klęskę Rzymowi, jako pierwsza poniosła karę. Przy tej okazji Cezar pomścił nie tylko Rzymian jako naród, ale też rodzinę swoją, ponieważ w owej bitwie Tyguryńczycy zabili razem z Kasjuszem legata Lucjusza Pizona, dziadka jego teścia Lucjusza Kalpurniusza Pizona.
XIII – Kiedy bitwa zakończyła się, aby mógł ścigać pozostałe siły Helwetów, kazał Cezar przerzucić most przez Saonę i w ten sposób przeprawił legiony. Przerażeni nagłym pojawieniem się Rzymian Helweci zrozumieli, że to, co oni z niezwykłym wysiłkiem musieli czynić przez dwadzieścia dni, [aby przekroczyć rzekę ], on dokonał tego w ciągu jednego dnia. Wysłali więc do niego posłów. Na ich czele stał Dywikon, który był wodzem Helwetów podczas wojny kasjańskiej. W te słowa przemówił do Cezara: „Jeśliby Rzymianie zawarli pokój z Helwetami, to oni poszliby w tę stronę i pozostaliby tam, gdzie Cezar wyznaczyłby im siedziby. Ale jeśliby nie przestanie atakować ich, to niech wspomni o dawnej klęsce Rzymian i prastarej odwadze Helwetów. [Cezar] wskutek niespodziewanego ataku pokonał ludzi z jednego kantonu, podczas gdy ci, którzy zdołali sforsować rzekę, nie mogli nadejść im z pomocą, to niech z tego powodu swego męstwa nie przecenia, ani też [Helwetów] nie lekceważy. Od swoich ojców i przodków tego się nauczyli, że raczej na waleczność liczą, niż na podstępy czy zasadzki. Dlatego też niech nie doprowadzi do tego, aby miejsce, w którym stali, zyskało nazwę od klęski ludu rzymskiego i zniszczenia jego armii lub przekazało pamiątkę [o takim wydarzeniu] potomnym]”.
XIV – Na te słowa Cezar tak odpowiedział: „Właśnie z tego powodu mniej się wahał, ponieważ te okoliczności, o których wspominali posłowie helweccy, w pamięci zachował i im mniej z winy Rzymian przydarzyły się, tym gorzej je znosi. Jeśli bowiem Rzymianie poczuwaliby się do jakiejkolwiek winy, to łatwo by mu było mieć się na baczności, ale tym bardziej to go zwiodło, ponieważ nie dostrzegał swej przewiny, dla której miałby się czegokolwiek obawiać, ani też nie sądzi, by musiał bać się bez powodu. Nawet gdyby chciał zapomnieć o dawnej krzywdzie, to czy mógłby puścić teraz w niepamięć świeże przewiny Helwetów, gdy wbrew jego woli szukali siłą drogi przez Prowincję i dopuścili się gwałtów na Eduach, Ambarrach i Allobrogach? Fakt, że tak butnie chełpią się swoim zwycięstwem i sami się dziwują, że tak długo bezkarnie wyrządzali krzywdy, potwierdza słuszność jego decyzji, bowiem bogowie nieśmiertelni ludziom, których chcą pokarać, mają zwyczaj zezwalać na sukcesy i bezkarność, aby tym dotkliwiej odczuli odmianę losu. Obojętnie jak sprawy się mają, jest skłonny zawrzeć z nimi pokój, jeśli dadzą mu zakładników, aby zapewnić, że wypełnią to, co przyrzekają, i jeśli zadośćuczynią Eduom za krzywdy wyrządzone im samym oraz ich sprzymierzeńcom, a także Allobrogom”. Dywikon odparł na to: „Od swoich przodków Helweci tego się nauczyli, że zwyczajem ich jest zakładników brać, a nie dawać. Naród rzymski sam na sobie tego doświadczył”. Po tej odpowiedzi odszedł.
XV – Nazajutrz Helweci przenieśli obóz z tego miejsca; Cezar uczynił to samo i wysłał całą swoją jazdę w liczbie 4000 (którą zebrał ze wszystkich części Prowincji oraz od Eduów i ich sprzymierzeńców), aby obserwowali, w którą stronę nieprzyjaciel się kieruje. Konni, następując ze zbytnią natarczywością na tylną straż Helwetów, wdali się w bitwę w niesprzyjającym terenie z ich jazdą i przez to kilku legionistów zginęło. Helweci, podniesieni tym starciem na duchu, ponieważ w 500 konnych odparli o wiele liczniejszą jazdę, coraz zuchwalszy stawiali opór, a nawet zaczęli prowokować naszą jazdę. Cezar nakazał powstrzymać się od walki i tymczasem poprzestawać na przeszkadzaniu nieprzyjacielowi w rabunkach i plądrowaniu. Oba wojska posuwały się w ten sposób przez piętnaście dni, a tylną straż nieprzyjacielską od naszej przedniej nie dzieliło więcej niż pięć lub sześć mil rzymskich.
XVI – Przez cały ten czas Cezar codziennie nagabywał Eduów o zboże, które mu obiecali w imieniu swego państwa. Albowiem ze względu na chłodny klimat (Galia – jak już wspomniano – leży na północy), nie tylko zboża jeszcze nie dojrzewały, ale brakowało również paszy: natomiast ze zboża dowożonego statkami rzeką Saona nie mógł korzystać dlatego, że Helweci, z którymi nie chciał tracić łączności, odeszli od rzeki. Eduowie zwlekali z dnia na dzień: „Już zboże zbierają – powiadali – już zwożą, już nadchodzi”. A gdy Cezar pojął, że dłuższy czas go zwodzą, a także zbliża się dzień, w którym należało wydać żołnierzom przydział zboża, wezwał do siebie ich wodzów plemiennych, których pokaźna liczba przebywała w obozie, a między nimi Dywicjaka i Liskusa. Ten drugi był najwyższym wodzem plemiennym, którego Eduowie nazywają vergobretus. Jest on obierany na jeden rok i pełni władzę życia i śmierci nad współplemieńcami. Cezar wystąpił z ciężkimi wobec nich zarzutami, że w tak naglącym czasie, gdy nie ma możności ani zakupienia, ani zebrania zboża z pól, nie otrzymuje on od nich pomocy. Wspomniał też, że przystąpił do tej wojny na ich prośby i bardzo ubolewał nad tym, że go zwodzą.
XVII – W końcu Liscus, poruszony mową Cezara, ujawnił to, co dotychczas trzymał w tajemnicy: „Są tacy, którzy mają bardzo duży wpływ na lud, a choć są ludźmi prywatnymi, mają większą władzę niż sami urzędnicy. Oni to przez wywrotowy i gwałtowny język odstraszają lud od dawania zboża, które powinni dostarczać. Mówią również, że jeżeli sami nie mogą rządzić w Galii, to wolą znosić władzę Galów niż Rzymian, nie ma bowiem wątpliwości, że jeśli Rzymianie pokonają Helwetów, to wraz z resztą Galii również Eduów pozbawią wolności. Przez tych właśnie ludzi [powiedział] nasze plany i wszystko, co dzieje się w obozie, jest ujawniane wrogowi, a on nic na to nie może poradzić. Co więcej, dobrze zdaje sobie sprawę, że choć zmuszony przez konieczność, wyjawił sprawę Cezarowi, z jakim niebezpieczeństwem to uczynił – dlatego z tego powodu milczał tak długo, jak tylko mógł”.
XVIII – Cezar zrozumiał, że mowa Liskusa wskazywała na Dumnorixa, brata Dywicjaka, ale ponieważ nie chciał, aby te sprawy były omawiane w obecności tak wielu, szybko rozwiązał radę, ale polecił Liscusowi pozostać. Na osobności wypytał go o to, o czym on wspomniał na zebraniu. Ten zaś mówił swobodniej i śmielej. Innych też [Cezar] wypytał w tajemnicy o to samo; stwierdził, że było to prawdą: „Dumnoryks jest istotnie człowiekiem zuchwałym i wpływowym wśród ludu dzięki swej szczodrości. Od wielu lat pobiera cła i wszystkie pozostałe podatki u Eduów, gdyż nikt nie ma odwagi podnieść stawek, kiedy on bierze udział w licytacji. Dzięki temu powiększył swój majątek i zgromadził poważne zasoby, które przeznacza na rozdawnictwo. Własnym sumptem utrzymuje i ma ciągle przy sobie liczną jazdę, ma też wielkie możliwości nie tylko w ojczyźnie, ale i w ziemiach sąsiednich i właśnie dla wzmocnienia swego znaczenia wydał za mąż swoją matkę Biturygom za najznakomitszego i najmożniejszego tam człowieka. Sam wziął żonę z plemienia Helwetów, a przyrodnią siostrę ze strony matki oraz inne krewne powydawał za mąż wodzom innych plemion. Ze względu na to powinowactwo sprzyja i pomaga Helwetom, a także z osobistych pobudek nienawidzi Cezara i Rzymian, ponieważ wraz z ich przybyciem zmalały jego wpływy, a jego brat Dywicjak zajął dawne miejsce w splendorach. Teraz ma nadzieję, że jeśli Rzymianom noga się powinie, to dzięki Helwetom osiągnie władzę królewską. Pod rządami Rzymian nie tylko tracił nadzieję na uzyskanie władzy królewskiej, ale nawet na zachowanie zdobytej popularności”. Podczas tego rozpytywania Cezar dowiedział się również, że gdy przed kilkoma dniami doszło do niepomyślnej bitwy konnej, Dumnoryks i jego jeźdźcy zainicjowali ucieczkę, albowiem na czele jazdy posłanej przez Eduów Cezarowi na pomoc stał Dumnoryks, a ucieczka ta wywołała popłoch wśród pozostałych konnych.
XIX – Po zapoznaniu się z tymi okolicznościami, do tych podejrzeń dodano najbardziej jednoznaczne fakty: to on [Dumnoryks] przeprowadził Helwetów przez ziemie Sekwanów, że to on zatroszczył się o wymianę zakładników między nimi i zrobił to nie tylko bez polecenia Cezara i Eduów, ale nawet bez ich wiedzy, i że skarga wyszła od urzędnika plemiennego Eduów, on [Cezar] uważał, że to wystarczający powód, aby samemu go ukarać, albo nakazać to plemieniu. Jedyną przeszkodą był fakt, że Cezar dostrzegał u jego brata Dywicjaka szczere oddanie Rzymianom, życzliwość wobec siebie osobiście, nadzwyczajną wierność, poczucie słuszności i rozsądek. Obawiał się więc, by przez skazanie brata nie zranić uczuć Dywicjaka. Dlatego też, zanim cokolwiek postanowił, polecił wezwać do siebie Dywicjaka i oddaliwszy tłumaczy, rozmawiał za pośrednictwem Gajusza Waleriusza Troucyllusa, człowieka w Prowincji galijskiej bardzo wpływowego, a swego zaufanego. Darzył go ufnością we wszystkich sprawach; przypomniał mu, co zostało powiedziane w jego obecności na zebraniu galijskim o Dumnoryksie, i wyjawił, co każdy z osobna u niego o owym powiedział. Prosił go, by nie żywił do niego urazy, gdy po rozpatrzeniu sprawy sam go skaże, albo wyda polecenie, by jego plemię go osądziło.
XX – Dywicjak, obejmując Cezara, zaczął błagać go ze łzami w oczach, aby „nie wydawał na jego brata żadnego bardzo surowego wyroku. Wie, że zarzuty są prawdziwe i nikt z tego powodu bardziej od niego nie cierpi, zwłaszcza dlatego, że kiedy on sam, tak w ojczyźnie, jak i w pozostałej Galii o własnych siłach wzrósł na znaczeniu. Brat jego ze względu na swój młody wiek możliwości miał bardzo nikłe, a swoje bogactwa i potęgę wykorzystał nie tylko do umniejszenia jego znaczenia, ale niemal do zguby. On, [Dywicjak], kieruje się jednak zarówno miłością braterską, jak i opinią publiczną. Jeżeli Cezar ukarze Dumnoryksa z większą surowością, to ponieważ on, Dywicjak, cieszy się tak wielką u niego przyjaźnią, nikt nie uwierzy, iż stało się to bez jego przyzwolenia. W tej sytuacji opinia całej Galii odwróci się od niego. Gdy wśród licznych słów z płaczem o to błagał Cezara, ten ujął jego dłoń i, uspokajając, prosił, by tego zaniechał. Oznajmił, że Dywicjak tak wielką cieszy się u niego estymą, że na jego życzenie i prośby puści w niepamięć krzywdy Rzymu oraz osobiste urazy. Wezwał do siebie Dumnoryksa i wyjawił mu, co ma mu do zarzucenia. Powiedział co sam wie i na co uskarżają się jego współplemieńcy. Napomniał, by w przyszłości unikał wszelkich podstaw do podejrzeń i oświadczył, że ze względu na jego brata Dywicjaka puszcza w niepamięć to, co się wydarzyło. Jednak ustanowił nad Dumnoryksem nadzór, aby wiadomo było, co robi i z kim rozmawia.
XXI – Tego samego dnia Cezar został poinformowany przez swoich zwiadowców, że wróg obozuje u podnóża góry osiem mil od jego własnego obozu. Postanowił wysłać więc zwiadowców, by zbadali ukształtowanie tej góry i jakie są dojścia do niej z każdej strony. Wkrótce dowiedział się, że są dogodne. Rozkazał Tytusowi Labienusowi, legatowi6 z uprawnieniami propretora7, aby o trzeciej zmianie straży nocnej z dwoma legionami i z owymi zwiadowcami, którzy rozpoznali drogę, wszedł na szczyt tej góry. Wyjawił mu również swój plan. Sam, o czwartej zmianie straży nocnej, tą samą drogą, którą posuwał się nieprzyjaciel, ruszył w jego stronę, a całą jazdę wysłał przodem. Wyprawił razem ze zwiadowcami również Publiusza Konsydiusza, który cieszył się sławą doświadczonego w sprawach wojskowych i służył uprzednio w wojsku Lucjusza Sulli, a ostatnio Marka Krassusa.
XXII – O poranku, gdy Labienus zajął szczyt góry, Cezar znajdował się nie dalej niż półtorej mili od obozu nieprzyjaciela, który – jak się później dowiedział od jeńców – nie miał pojęcia o jego jak i Labienusa nadejściu. Nagle nadjechał w pośpiechu Konsydiusz z wieścią, że góra, którą zgodnie z jego poleceniem miał zająć Labienus, znajduje się w rękach nieprzyjaciela: rozpoznał to po galijskim uzbrojeniu i odznakach. Cezar prowadził swoje siły na następne wzgórze i ustawił je w szyku bojowym. Labienus, zgodnie z otrzymanym od Cezara rozkazem niewszczynania bitwy, zanim nie ujrzy jego własnych oddziałów w pobliżu nieprzyjacielskiego obozu, aby można było zaatakować nieprzyjaciół równocześnie ze wszystkich stron, po zajęciu góry wyglądał legionistów i powstrzymywał się od bitwy. Po kilku godzinach Cezar dowiedział się przez zwiadowców, że góra jest w posiadaniu legionistów, a Helweci przenieśli swój obóz. Najwyraźniej Konsydiusz, zdjęty strachem, doniósł mu o tym, czego nie widział. Do końca dnia Cezar posuwał się w takim samym jak zazwyczaj odstępie za nieprzyjacielem i w odległości trzech mil rzymskich od jego obozu założył swój.
XXIII – Następnego dnia (pozostawało tylko dwa dni od terminu, w którym należało wydać wojsku zboże, a nie było więcej niż osiemnaście mil rzymskich do Bibracte, bezsprzecznie największego i najbogatszego miasta Eduów), uznał, iż należy zająć się zaprowiantowaniem, zawrócił więc od Helwetów i podążył w stronę Bibracte. Wiadomość o tym przekazali nieprzyjacielowi zbiegli niewolnicy Lucjusza Emiliusza, dekuriona8 jazdy galijskiej. Helwetom zdawało się, że Rzymianie odstąpili od nich ze strachu, zwłaszcza że poprzedniego dnia nie wszczęli walki mimo zajęcia wyżej położonych pozycji, lub też nabrali pewności, że będą mogli odciąć nas od zaopatrzenia w żywność, tak czy inaczej zmienili plany, zawrócili i zaczęli atakować naszą straż tylną.
XXIV – Cezar, widząc to, wycofał swoje siły na sąsiednie wzgórze i wysłał kawalerię, aby powstrzymała natarcie wroga. Sam tymczasem w połowie zbocza ustawił cztery legiony weteranów w potrójnym szyku bojowym, a powyżej na jego szczycie dwa legiony, niedawno uzupełnione w Galii Przedalpejskiej, oraz oddziały posiłkowe. W rezultacie całą górę zapełnił wojskiem. Równocześnie kazał znieść rzeczy legionistów na jedno miejsce i pilnować ich tym, którzy stali najwyżej. Helweci, posuwający się wszystkimi swoimi wozami, także zgromadzili swoje rzeczy w jednym miejscu, a sami w bardzo ciasno zwartych szeregach uformowali, po odparciu szarży naszej jazdy, falangę i podeszli w górę pod naszą pierwszą linię.
XXV – Cezar kazał odprowadzić na tyły własnego konia, a potem pozostałych, aby zrównać wszystkich w niebezpieczeństwie i pozbawić nadziei na ucieczkę. Zachęciwszy tak legionistów, przystąpił do bitwy. Nasi żołnierze, rzucając pilum9 z wyżej położonych pozycji, bez trudu przełamali nieprzyjacielską falangę. Po jej rozproszeniu dobyli mieczy i uderzyli na Helwetów. Poważną przeszkodą dla Galów podczas walki okazał się fakt, że wiele tarcz już po jednym trafieniu rzymskim oszczepem zostało przebitych, a gdy się jeszcze ostrze wygięło, nie mogli go wyrwać, przez co wskutek obciążenia lewej ręki swobodnie walczyć. Wielu z nich po dłuższym potrząsaniu ramieniem wolało tarczę z rąk wypuścić i bić się bez niej. Wreszcie osłabieni otrzymanymi ranami zaczęli cofać się i uciekać na wzgórze znajdujące się w odległości około mili. Gdy je zajęli, a nasi wciąż na nich napierali, wówczas Bojowie i Tulingowie, którzy w liczbie około piętnastu tysięcy zamykali nieprzyjacielskie siły i osłaniali tylne jej oddziały, uderzyli na legionistów z prawej strony i okrążyli ich. Zauważyli to Helweci, którzy uprzednio wycofali się na wzgórze, i zaczęli nacierać ponownie. Rzymianie po dokonaniu zwrotu uderzyli na dwa fronty: pierwszy i drugi szereg, by stawiać czoło dopiero co pokonanym i odpartym Helwetom, trzeci, by powstrzymywać nacierających Bojów i Tulingów.
XXVI – W taki to sposób toczyła się zacięta bitwa na dwa fronty. Kiedy nieprzyjaciele nie mogli już dłużej wytrzymać naszego naporu, jedni wycofali się jak uprzednio na wzgórze, drudzy zaś odstąpili w stronę taborów. Podczas całej tej bitwy, choć walczono od siódmej godziny aż do wieczora, nikomu nie udało się zobaczyć uciekającego przeciwnika. Bitwa przy taborach przeciągnęła się do późnej nocy, ponieważ nieprzyjaciele obstawili się wozami jak wałem i z ich wysokości obrzucali naszych pociskami, gdy ci nacierali, a niektórzy z nich spomiędzy wozów i kół od spodu ciskali oszczepy, zadając naszym rany. Wreszcie po długim boju nasi zawładnęli taborami i całym obozem. Wzięto wtedy do niewoli córkę Orgetoryksa i jednego z jego synów. Z bitwy tej uszło z życiem około sto trzydzieści tysięcy ludzi, którzy przez całą noc bez przerwy uciekali. Na czwarty dzień, nieprzerwanego nawet w nocy marszu, dotarli do ziem Lingonów, podczas gdy nasi, częściowo ze względu na rannych legionistów, a częściowo dla pogrzebania zabitych, musieli się zatrzymać na trzy dni i poniechali pościgu. Cezar wysłał do Lingonów pismo przez gońców, by nie udzielali Helwetom pomocy w żywności, ani też w niczym innym. Gdyby jej udzielili, będzie ich traktować tak jak Helwetów. Sam, kiedy trzy dni minęły, ze wszystkimi siłami ruszył w pościg.
XXVII – W tej sytuacji Helweci, którym brakowało wszystkiego, wysłali do Cezara posłów z prośbą, by mogli się poddać. Kiedy spotkali go na drodze, rzucili mu się do jego stóp i błagalnym tonem ze łzami w oczach prosili o pokój, a kiedy rozkazał im czekać na jego przybycie, w miejscu, w którym wtedy byli, oni zastosowali się do jego poleceń. Gdy tam przybył, zażądał wydania mu zakładników, broni i zbiegłych do nich niewolników. W trakcie wyszukiwania i dostarczania tego wszystkiego nastała noc i wówczas około sześć tysięcy ludzi z okręgu zwanego werbigeńskim, czy to pod wpływem strachu, by po oddaniu broni nie zostali pozabijani, czy to powodowani nadzieją ocalenia się, ponieważ przypuszczali, że przy tak wielkiej liczbie poddających się ucieczka może ujść uwagi Rzymian, albo w ogóle pozostać niezauważona, po zapadnięciu zmroku wymknęło się z obozu helweckiego i podążyło w stronę Renu i ziem germańskich.
XXVIII – Kiedy Cezar to odkrył, rozkazał tym, przez których terytoria przeszli, aby ich odszukali i sprowadzili z powrotem, traktując jak wrogów. Od wszystkich innych, po odebraniu zakładników, broni i zbiegłych niewolników, przyjął kapitulację. Helwetom, Tulingom i Latobrygom nakazał powrócić do ziem, z których wyszli. Ponieważ po zniszczeniu wszystkich swoich plonów nie mieli w ojczyźnie niczego, czym by mogli zaspokoić głód, Cezar polecił Allobrogom, aby dostarczyli im zboże, a im [Helwetom] kazał odbudować miasta i sioła, które spalili. Zrobił tak przede wszystkim dlatego, że nie chciał, by obszary, które [Helweci] opuścili, pozostały niezamieszkane i żeby ze względu na ich urodzajne ziemie mieszkający za Renem Germanie przeszli ze swoich ziem rodzinnych do kraju Helwetów i stali się sąsiadami galijskiej Prowincji i Allobrogów. Na prośbę Eduów zezwolił Bojom, znanym ze swej niezwykłej odwagi, aby osiedlili się w ich kraju. Przydzielili oni im ziemię, a później przyznali te same prawa i przywileje, z jakich sami korzystali.
XXIX – W obozie Helwetów znaleziono spisy sporządzone w grece, które dostarczono Cezarowi. Zawierały one imienne wykazy tych, którzy opuścili ojczyste ziemie i byli zdolni do noszenia broni, oraz osobno wykazy dzieci, starców i kobiet. Wszystkich ich było ogółem:
Helwetów
263 000
Tulingów
36 000
Bojów
14 000
Latobrygów
23 000
Rauraków
32 000
Wszystkich razem
368 000
Spośród nich zdolnych do noszenia broni było około 92 000. Na podstawie zaś dokonanego na rozkaz Cezara obliczenia liczba powracających do ojczyzny wynosiła 110 000 osób.
XXX – Po wygranej wojny z Helwetami przybyli do Cezara z gratulacjami wodzowie plemienni jako przedstawiciele całej niemal Galii. Powiedzieli Cezarowi, że słusznie ukarał Helwetów w tej wojnie za dawne krzywdy wyrządzone przez nich Rzymianom, ale zrozumieli też, że stało się to z nie mniejszą korzyścią dla całej ziemi galijskiej, jak i dla Rzymian, ponieważ Helweci, żyjąc w jak najlepszych warunkach, porzucili swoje domostwa, by wywołać wojnę w całej Galii i podporządkować ją swojej władzy i by wybrać sobie spośród wszystkich ziem najlepsze na osiedlenie – takie, które uważaliby za najdogodniejsze i najżyźniejsze w całej Galii, a pozostałe plemiona uczynić swoimi lennikami. Prosili też, aby za zgodą Cezara wolno im było zwołać na określony dzień zgromadzenie przedstawicieli całej Galii: mają bowiem pewne sprawy, z którymi chcieliby zwrócić się do niego. Po spełnieniu tej prośby wyznaczyli dzień zgromadzenia i zaprzysięgli sobie wzajemnie, że nikt nie powinien ujawniać treści [ich obrad] oprócz tych, którym to [z urzędu] powinno być wolno przez zgromadzenie ogólne.
XXXI – Kiedy zgromadzenie zostało rozwiązane, ci sami przywódcy plemion, którzy poprzednio byli u Cezara, powrócili i prosili, aby pozwolono im porozmawiać z nim [potajemnie] w sprawie bezpieczeństwa ich i wszystkich pozostałych mieszkańców Galii. Po uzyskaniu zgody wszyscy z płaczem rzucili się Cezarowi do nóg [mówiąc], że: „Z całej mocy starają się, aby to, co tutaj zeznają, nie zostało ujawnione, pragną też, by ich prośby zostały wysłuchane, ponieważ wiedzą, że gdyby ich treść została ujawniona, to zginęliby w największych męczarniach”. W ich imieniu przemówił Dywicjak z plemienia Eduów: „W Galii istnieją dwa ugrupowania polityczne: pierwszeństwo w jednym z nich mają Eduowie, w drugim Arwernowie. Od wielu lat walczyli oni ze sobą z tak wielką zaciętością o prymat, że doszło do tego, iż Arwernowie i Sekwanowie wzięli na swój żołd Germanów. Ci przeszli przez Ren z początku w sile piętnastu tysięcy, a później, kiedy tym dzikim i nieokrzesanym ludziom przypadły do smaku ziemie, sposób życia i bogactwo Galów, przeprawiło się ich więcej. Teraz jest ich w Galii blisko sto dwadzieścia tysięcy. Eduowie i ich wasale raz po raz walczyli z nimi, zaś przez nich pokonani doznali wielkiej klęski, stracili całą starszyznę plemienną oraz konnicę. I oto oni, którzy dzięki własnej dzielności oraz związkom wzajemnej gościnności i przyjaźni z narodem rzymskim posiadali przedtem największe znaczenie w Galii, wyczerpani tymi wojnami zostali zmuszeni do wydania Sekwanom zakładników spośród najznakomitszych rodzin w plemieniu i pod przysięgą zobowiązać plemię, że nie będą domagać się zwrotu tych zakładników, ani zwracać z prośbą o pomoc do Rzymian, ani tym bardziej sprzeciwiać się temu, że popadli na trwałe pod ich panowanie i władzę. Jego jako jedynego z całego plemienia Eduów nie udało się zmusić do złożenia przysięgi i wydania swoich dzieci jako zakładników. Dlatego uciekł z kraju i przybył do Rzymu, by prosić Senat o pomoc, ponieważ on jeden nie był związany ani przysięgą, ani zakładnikami. Jednak zwycięskim Sekwanom przydarzyło się coś znacznie gorszego niż pokonanym Eduom, ponieważ król Germanów Ariowist osiedlił się w ich kraju i zagarnął jedną trzecią ziem sekwańskich, które zaliczają się do najżyźniejszych w całej Galii. Teraz zaś rozkazał Sekwanom, by ustąpili z następnej trzeciej części swoich ziem, ponieważ przed kilkoma miesiącami przybyło do niego 24 000 Harudów i należało przygotować dla nich tereny pod wioski. Za kilka lat dojdzie do tego, że wszyscy Galowie zostaną wygnani z terytorium Galii, a wszyscy Germanie przekroczą Ren. Nie można bowiem przyrównywać ziem galijskich do germańskich, ani też stawiać na równi galijskiego sposobu życia z germańskim. Ariowist zaś, od czasu gdy pokonał wojska galijskie w bitwie, która rozegrała się pod Magetobrygą, rządzi śmiało i okrutnie, jako zakładników domaga się dzieci starszyzny plemiennej i poddaje je dla odstraszającego przykładu wszelkiego rodzaju karom i udrękom, jeżeli nie wykona się czegoś według jego rozkazu i żądania. Jest to człowiek brutalny, porywczy i niestały. Nikt nie może wytrzymać dłużej jego tyranii. Jeśli nie nadejdzie jakaś pomoc ze strony Cezara i Rzymian, to wszyscy Galowie będą musieli zrobić to samo, co zrobili Helweci: opuścić ojczyznę, szukać innego miejsca zasiedlenia, innych siedzib najdalej oddalonych od Germanów i od nowa próbować szczęścia. Gdyby zaś Ariowist dowiedział się o tym, to nie ma wątpliwości, że na wszystkich trzymanych przez niego zakładników spadną okrutne kary. Tylko Cezar ze względu na swoją własną i wojska siłę, na niedawno odniesione zwycięstwo oraz na imię Rzymu, zdołałby zniechęcić Germanów do przekraczania Renu w większej liczbie wojsk i całą Galię bronić przed niegodziwościami ze strony Ariowista”.
XXXII – Kiedy Dywicjak wygłosił tę mowę, wszyscy obecni zaczęli z głośnym lamentem błagać o pomoc Cezara. Ten zauważył, że spośród wszystkich jedynie Sekwanowie nie poszli w ich ślady, lecz ponuro patrzyli ze spuszczonymi głowami w ziemię. Zwrócił się tedy do nich z pytaniem, co jest tego przyczyną. Sekwanowie nic nie odpowiedzieli, lecz milcząc trwali w tym samym smutku. Kiedy wielokrotnie powtórzył pytanie i wciąż nie mógł wydobyć od nich żadnego słowa, odpowiedzi udzielił ponownie Dywicjak z plemienia Eduów: „Los Sekwanów jest gorszy niż pozostałych plemion, ponieważ nie mają odwagi nawet potajemnie poskarżyć się komuś, ani też prosić o pomoc, gdyż obawiają się okrucieństw Ariowista tak, jakby tu znajdował się osobiście. Wszystko przez to, że inni mają jednak możliwość ucieczki, podczas gdy Sekwanowie, którzy sami zaprosili Ariowista do swego kraju i których wszystkie miasta znajdują się w jego władaniu, musieli znosić najgorsze krzywdy”.
XXXIII – Cezar, dowiedziawszy się wszystkiego, pocieszył Galów i obiecał, że sprawa ta będzie przedmiotem jego troski. „Ma on – powiedział – nadzieję, że Ariowist ze względu na doznane od niego dobrodziejstwa oraz ze względu na jego pozycję zaprzestanie krzywd”. Po tych słowach zamknął zebranie. Jeszcze wiele innych względów przemawiało za tym, że całą tę sprawę uznał za konieczną do rozstrzygnięcia. Widział, że Eduowie, których w Senacie często wymieniano jako braci i krewnych, są przez Germanów trzymani w niewoli i poddaństwie. Zdawał sobie sprawę z tego, że ich zakładnicy znajdują się w rękach Ariowista i u Sekwanów. Uważał więc, że przy tak wielkiej potędze Rzymian jest to haniebne zarówno dla niego samego, jak i dla Rzymu. Przyzwyczajanie Germanów do przekraczania Renu i przechodzenia w wielkiej liczbie do Galii uważał za niebezpieczne dla Rzymu. Był pewien, że ci brutalni i nieokrzesani ludzie nie zaznaliby spokoju, dopóki nie zajęliby całej Galii, by stąd najechać Italię, jak to niegdyś zrobili Cymbrowie i Teutonowie, w końcu tylko Rodan oddziela Sekwanów od naszej Prowincji. [Cezar] sądził więc, że temu wszystkiemu należy bez zwłoki zapobiec. Natomiast samego Ariowista rozpierała tak wielka duma i arogancja, że stawał się nie do zniesienia.
XXXIV – Postanowił więc wyprawić posłów do Ariowista, aby zażądać od niego wskazania jakiegoś dogodnego dla obu miejsca na konferencję między nimi, [mówiąc], że chce z nim rozmawiać w sprawach państwowych o najwyższym znaczeniu. Poselstwu temu Ariowist odpowiedział: „Jeżelibym czegoś potrzebował od Cezara, to osobiście udałbym się do niego. Jeżeli Cezar życzy sobie czegoś ode mnie, to sam powinien do mnie przybyć. W dodatku nie odważyłbym się bez wojska udać na te tereny Galii, które są w posiadaniu Cezara, ani też nie mógłbym ściągać swego wojska w to miejsce bez znacznych zapasów żywności i nastręczających kłopotów przygotowań. Poza tym niezwykłe mu się wydaje, co Cezara, czy w ogóle Rzymian obchodzi jego Galia, którą zdobył orężem”.
XXXV – Gdy Cezarowi przekazano tę odpowiedź, wówczas ponownie wyprawił do niego posłów z następującymi poleceniami: „Skoro Ariowist za tyle dobrodziejstw tak z jego, jak i Rzymian strony, bo przecież właśnie za jego konsulatu otrzymał od Senatu tytuł króla i przyjaciela Rzymian, teraz tak się odwdzięcza jemu i Rzymianom, że mimo zaproszeń ociąga się z przybyciem na rozmowę i nie uważa, że należy pomówić o wspólnych sprawach i podzielić się poglądami na nie, w takim razie [Cezar] tego się od niego domaga: po pierwsze, nie przeprowadzi już więcej przez Ren do Galii żadnych ludzi; po drugie, zwróci wziętych od Eduów zakładników i zezwoli Sekwanom, aby za jego zgodą mogli też oddać im posiadanych zakładników; wreszcie nie będzie więcej wyrządzał krzywdy Eduom i nie będzie najeżdżał na nich i na ich sprzymierzeńców. Jeżeli dostosuje się do tego, zaskarbi sobie wieczną wdzięczność i przyjaźń z jego i Rzymian strony, gdyby zaś nie dał się o to uprosić, to Cezar nie puści bezkarnie krzywd Eduów, ponieważ za konsulatu Marka Messali i Marka Pizona Senat postanowił, że każdorazowy namiestnik Prowincji galijskiej jest zobowiązany, zgodnie z interesami Rzymu, bronić Eduów i innych przyjaciół Rzymian”.
XXXVI – Ariowist odparł na to: „Zgodnie z prawem wojny zwycięzcy według swej woli rządzą tymi, których zwyciężyli. Rzymianie również zwykli rządzić pokonanymi nie zgodnie z zaleceniami kogoś innego, ale zgodnie z własnymi. Ponieważ on sam nie doradza Rzymianom, jak mają korzystać ze swoich uprawnień, to Rzymianie nie powinni mu przeszkadzać w korzystaniu z jego uprawnień. Eduowie stali się jego lennikami, ponieważ próbowali szczęścia wojennego, walczyli z bronią w ręku, ale ich pokonał. Cezar wyrządziłby mu wielką niesprawiedliwość, gdyby przez swoje przybycie uszczuplił należne mu daniny. Zakładników Eduom nie zwróci, ale nie wyruszy przeciw nim i ich sprzymierzeńcom, jeżeli wytrwają przy tym, do czego się zobowiązali, i będą uiszczać coroczną daninę. Jednak gdyby tego nie zrobili, to tytuł „braci Rzymian” nic im nie pomoże. Na złożone mu przez Cezara oświadczenie, że nie ścierpi krzywd Eduów [odpowiada], że jeszcze nikt z nim z powodzeniem nie walczył. Jeżeli chce, niech atakuje, a przekona się, czego potrafią dokonać dzięki swej waleczności wyćwiczeni we władaniu bronią niezwyciężeni Germanie, którzy nieustannie prowadzą wojny od czternastu lat”.
XXXVII – W tym samym czasie, gdy ta wiadomość została doręczona Cezarowi, przybyli posłowie Eduów i Trewirów. Eduowie z skargą, że Harudowie, którzy niedawno przesiedlili się do Galii, pustoszą ich ziemie: „Nawet wydaniem zakładników nie mogli okupić u Ariowista pokoju”. Trewerowie zaś powiadomili go, że Swebowie w sile stu kantonów rozłożyli się nad brzegiem Renu i zamierzają przekroczyć tę rzekę. Dowodzą nimi bracia Nasua i Cymberiusz. Cezar bardzo się zaniepokoił tymi wiadomościami i uznał, że należy pośpieszyć się, ponieważ z trudem mógłby im stawić czoło, jeśli nowe siły Swebów połączyłyby się ze wojskiem Ariowista. Z tego też powodu, po pośpiesznym zaopatrzeniu się w żywność, wyruszył bez zwłoki w stronę Ariowista.
XXXVIII – Trzeciego dnia marszu dowiedział się, że Ariowist ze wszystkimi swoimi wojskami podążył do Wezoncjo, największego miasta Sekwanów, by je opanować, a wyruszył ze swoich ziem już trzy dni temu. Cezar uznał, że należy dołożyć wszelkich starań, by temu zapobiec. Wezoncjo było bowiem dobrze wyposażone we wszystko, co jest niezbędne w razie wojny. Również dzięki swemu naturalnemu usytuowaniu mogło bronić się bardzo długo, a to z tego powodu, że rzeka Dubis prawie całe miasto opasuje niczym krąg wytyczony cyrklem. Resztę przestrzeni, jaką rzeka pozostawia, nie szerszą niż półtorej mili, zajmuje wysokie wzniesienie, ukształtowane w taki sposób, że podnóża jego z obu stron dochodzą do samej rzeki. Otaczający to wzniesienie mur tworzy z niego twierdzę i zapewnia połączenie z miastem. Tam więc podążył Cezar pośpiesznym marszem nieprzerywanym ani w nocy, ani w dzień i po zajęciu miasta osadził tam załogę.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.Mille passus, czyli 1 tysiąc podwójnych kroków – miara rzymska, odpowiednik 1478,5 metrów (przyp. red.). [wróć]
2. 28 marca – (przyp. red). [wróć]
3. 12 kwietnia – (przyp. red). [wróć]
4. Dzisiejsza Saona – (przyp. red.). [wróć]
5. W starożytnym Rzymie pierwsza straż „pod koniec dnia” – trwała od zachodu słońca do mniej więcej godziny 21.00. Druga, nazwana „północą”, zaczynała się około 21.00, a kończyła o północy. Trzecia straż, czyli „z pianiem kogutów”, trwała od północy do mniej więcej 3.00. Ostatnia część nocy, „wcześnie rano”, zaczynała się około 3.00, a kończyła o wschodzie słońca (przyp. red.). [wróć]
6. Wysokiej rangi oficer wyznaczony przez zwierzchników do dowodzenia legionem (przyp. red.). [wróć]
7. Pretor, którego władzę przedłużono po zakończeniu rocznej kadencji (przyp. red.). [wróć]
8. Dowódca dekurii, czyli dziesięcioosobowego oddziału jazdy ekwitów (przyp. red.). [wróć]
9. Oszczep używany przez Rzymian w całym okresie istnienia państwa rzymskiego, początkowo w dwóch wersjach (pilum większe i mniejsze) (przyp. red.). [wróć]