Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
14 osób interesuje się tą książką
Bestseller z Czech! Kameralna opowieść o świetle i mroku.
W gałęziach starego wiązu zagnieździła się wrona. Wiosną planuje po raz pierwszy zwabić samca. W dużym domu naprzeciwko stoi w oknie dziewczyna z krótkimi włosami. Obserwuje czarną wronę. Przyciska czoło do chłodnej szyby. W dolnym oknie właśnie zapaliło się światło. Przy stole siedzą dziewczyna z długimi włosami, mężczyzna i kobieta. Krótkowłosa dziewczyna wciąż obserwuje wronę. Mogłoby się nawet wydawać, że wrona rozumie to, co widzi.
(fragment powieści)
Dwunastoletnia Basia, jej starsza siostra Kasia oraz rodzice tworzą na pozór typową i szczęśliwą rodzinę. Jednak pod powłoką tak zwanej normalności skrywają się wzajemne pretensje, problemy i brak zrozumienia. Dojrzewająca Basia odkrywa w sobie talent plastyczny, lecz im bardziej próbuje żyć w zgodzie z własną naturą, tym usilniej rodzina ściąga ją ku przeciętności i życiowej bierności.
Czy tak młoda dziewczyna ma szansę ucieczki z życiowej pułapki? Czy jako społeczeństwo wykształciliśmy odpowiedni system pomocy dzieciom? Czy przepaść między córką a rodzicami jest możliwa do przeskoczenia?
Petra Dvořáková, jedna z najważniejszych czeskich pisarek współczesnych, bezkompromisowo porusza ważne tematy społeczne, ubierając je w świetną fabułę. Ta książka to lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy pragną znaleźć klucz do świata dziecięcych emocji.
Petra Dvořáková (1977) – czeska autorka i scenarzystka. Zadebiutowała w 2006 roku zbiorem rozmów na temat wiary, za który zdobyła prestiżową nagrodę Magnesia Litera. Chorowała na anoreksję, co znalazło swoje odbicie w jej autobiograficznym tekście Já jsem hlad (pol. Jestem głodem, 2009). W młodości pracowała jako pielęgniarka. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Masaryka w Brnie. Ma dwóch synów. Mieszka w Znojmie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 151
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
W gałęziach starego wiązu zagnieździła się wrona.
Wiosną planuje po raz pierwszy zwabić samca.
W dużym domu naprzeciwko stoi w oknie dziewczyna z krótkimi włosami. Obserwuje czarną wronę.
Przyciska czoło do chłodnej szyby. W dolnym oknie właśnie zapaliło się światło. Przy stole siedzą dziewczyna z długimi włosami, mężczyzna i kobieta. Krótkowłosa dziewczyna wciąż obserwuje wronę. Mogłoby się nawet wydawać, że wrona rozumie to, co widzi. Koralikowym okiem przygląda się uważnie gniazdu ludzi. Polega na swoich instynktach.
Te majtki leżały wtedy w koszu na brudną bieliznę. Jasnoniebieskie w kwiatuszki. Baśki. Kasieńka miała podobne, tylko zielone. Między nogami były ślady krwi. Przecież ośmiolatka nie ma okresu. Wiem, że to możliwe, ale coś bym zauważyła. Przecież często wchodzę do łazienki, kiedy się kąpie. Wprawdzie nabrała trochę ciała, ale piersi jeszcze jej nie rosną. A poza tym jest o rok młodsza od Kasieńki, a ona też jeszcze nie ma miesiączki. Nie, na pewno chodziło o coś innego. Wrzuciłam majtki do miski z zimną wodą, żeby krew odmokła. Na wszelki wypadek przejrzałam resztę bielizny, ale nic więcej nie znalazłam. I tak jednak nie mogłam udawać, że tego nie widziałam. A jeśli to coś ważnego?
Poszłam do pokoju dziewczyn.
– Leciała ci z pipki krew?
Kasieńka akurat czytała, a Basia wycinała coś przy biurku. Cała ona. Wszystko wokół niej było wyścielone skrawkami.
– Nie.
Nawet na mnie nie spojrzała. Za każdym razem, gdy widzę to jej wysokie czoło, uświadamiam sobie, jak bardzo jest podobna do Wacława. Będzie musiała zawsze nosić grzywkę, żeby jakoś to zakryć. Kasieńka spojrzała na mnie pytająco, jakby nie wiedziała, do której z nich mówię. Ona zawsze jest taka uważna, te brązowe oczęta aż jej lśnią.
– Leciała. Widziałam ślady na majtkach. Tych niebieskich – zwróciłam się do Baśki, chociaż z góry wiedziałam, że niczego z niej nie wyciągnę. Nigdy nie da się z niej niczego wyciągnąć. Już to mam wypróbowane. Poczekałam jeszcze chwilę, ale na próżno. – Co masz mi na ten temat do powiedzenia?
– Nie leciała! – Baśka uparcie pokręciła głową i dalej spokojnie rozrzucała wycinki po podłodze.
Właśnie takim zachowaniem zawsze doprowadza mnie do szału.
– Nie możesz wycinać tego nad biurkiem?
Gdyby tak była choć trochę podobna do Kasieńki, która od małego potrafiła po sobie posprzątać. Kiedy brała klocki z koszyka, automatycznie odkładała je potem na miejsce. Ale Baśka nie. Ona zawsze była inna. Jakby nie rozumiała, czego się od niej chce. Wolałam już obrócić się i wyjść.
– Odkurzysz tu po sobie! – przyszło mi jeszcze do głowy na progu.
Ale Basia nawet nie drgnęła. Od tego czasu zawsze sprawdzam jej majtki.
*
Powiedziałabym wtedy mamie o tych niebieskich majtkach, ale strasznie się wstydziłam. Wstydzę się nawet teraz, kiedy mam dwanaście lat. Właściwie jeszcze bardziej niż kiedyś. Bo mama mówi o wszystkim tacie, więc o tym też od razu by mu powiedziała. Rozpowiadałaby o tym nawet w pracy. A ja nie chcę, żeby wszyscy się dowiedzieli. Stało się to dwa dni wcześniej, kiedy w parku przed domem bawiłam się z dziećmi w ganianego. Piotrek Polak nie mógł mnie złapać. Zawsze mu uciekałam. Chociaż wcale nie biegam zbyt szybko. Na przykład Kaśka jest dużo szybsza. Ale wtedy mi się udawało. Piotrek się wściekł, że nie może mnie dogonić, i nagle mnie kopnął. Prosto w pipkę. Butem piłkarskim. Strasznie bolało. Łzy dosłownie trysnęły mi z oczu. Próbowałam udawać, że nic się nie stało, i pobiegłam do domu. Schowałam się w piwnicy, chociaż normalnie się jej boję i w ogóle tam nie chodzę. Przede wszystkim dlatego, że tata kiedyś opowiadał, że w takich starych domach jak nasz mogą być w piwnicach trupy. Ale wtedy o tym nie myślałam, zatrzasnęłam za sobą drzwi i rozpłakałam się. Ból szybko minął, ale już nie wróciłam do parku. Żeby dzieci nie pytały, co się stało. Wieczorem, kiedy rozbierałam się przed kąpielą, miałam na majtkach krew. Mimo to normalnie wrzuciłam je do kosza na bieliznę. Wrzuciłabym je tam tak czy inaczej, bo codziennie biorę czyste. A pod koszulę nocną nie wkładamy majtek. Ale potem mama to zauważyła. I od tego czasu mnie obserwuje. Przede wszystkim sprawdza moją bieliznę.
*
Na Gwiazdkę dostałam nowe legginsy, bluzę, taką bordową, i chustę na szyję, różową ze srebrnymi nitkami. Wszystko od razu włożyłam i przeglądałam się w lustrze. Bardzo się sobie w tym podobałam. To pierwsze święta, kiedy właściwie wcale mi nie przeszkadza, że dostaję przede wszystkim ubrania. Wcześniej zawsze chciałam zabawki lub książki. Albo rzeczy do malowania, bo to lubię najbardziej. Ale teraz już nie mogę się doczekać, aż pójdę do szkoły w tych nowych rzeczach. I będę ładnie wyglądać. Siostra też dostała ubrania. Ale te moje podobają mi się bardziej. Przede wszystkim ten róż. Czerwony i różowy to moje ulubione kolory. Chociaż mama twierdzi, że w czerwonym bardziej do twarzy siostrze. A mnie w niebieskim. Ale ja bardzo chciałabym mieć długie włosy, a w nich czerwone spinki. Tak jak siostra. Na razie mam krótkie, bo dotychczas było mi to obojętne. Mama zawsze prowadza mnie do takiej dziwnej fryzjerki koło szkoły. Ona zawsze pyta, jaką chcę fryzurę, ale mama odpowiada, że na krótko i żeby lepiej przycięła więcej, to nie będziemy musiały tam chodzić tak często. Potem czasem mówiła, że mnie ta fryzjerka opitoliła aż za bardzo, ale ja się tym nie przejmowałam. Dopiero teraz zrozumiałam, że wszystkie dziewczyny u nas mają długie włosy i że są one dużo ładniejsze niż krótkie. Często maluję dziewczynę z długimi włosami i spinkami. Wyglądającą dokładnie tak, jak ja chciałabym wyglądać.
– Na co ty się tak gapisz?
Na dźwięk głosu mamy aż podskakuję. Siedzimy wszyscy przy choince. Prezenty są już rozpakowane, zaraz będziemy oglądać bajkę w telewizji.
– Boli mnie gardło – odpowiadam.
– Dlaczego? – pyta mama. Widać, że jest niezadowolona.
Dopiero teraz uświadamiam sobie, że naprawdę boli mnie dość mocno. Nogi też. I jest mi jakoś dziwnie zimno. Mama wciska mi pod pachę termometr. Potem mówi, że mam prawie trzydzieści dziewięć stopni. I wkurza się, bo musi jechać ze mną na pogotowie. W Wigilię! Mówi, że jak na złość. Mnie też nie chce się nigdzie jechać. Najchętniej leżałabym w pokoju z rodzicami przed telewizorem, pewnie nawet bym tam usnęła, opatulona kocem, żeby nie było mi tak zimno. Ale mama mówi, że to na pewno angina, że trzeba jechać i że pojedzie ze mną tata, bo ktoś niby musi zostać w domu z Kaśką. Tyle że ja chcę, żeby mama pojechała z nami. Ona myśli, że to przez tę chorobę, ale tak naprawdę to ja się strasznie wstydzę przy tacie. Lekarz na pewno będzie mnie osłuchiwać, więc będę musiała się rozebrać, a tata zobaczy, że zaczynają mi rosnąć piersi. To takie dziwne i nie chcę, żeby to widział. Na szczęście udaje mi się przekonać mamę i jedziemy razem – ja w tych nowych ubraniach spod choinki.
*
Poczekalnia jest prawie pusta. Mama daje pielęgniarce moją kartę ubezpieczeniową i czekamy. Chwilę później ta pielęgniarka wychodzi z gabinetu i idzie korytarzem za takie duże, przeszklone drzwi. Tata gapi się na nią tak, że aż się pochyla, nie mam pojęcia po co, ale wydaje mi się to dziwne. Przede wszystkim dlatego, że tak się przy tym uśmiecha. Ale mama udaje, że wcale tego nie widzi.
*
Na szczęście na pogotowiu wszystko idzie szybko. W poczekalni są przed nami tylko trzy osoby, a lekarz się z nimi nie szczypie. Co jakiś czas pielęgniarka wybiega, idzie za przeszklone drzwi do jakiegoś magazynu i zaraz wraca. Widzę, że Wacław ciągle się za nią ogląda. Stara się robić to dyskretnie, ale przecież nie jestem ślepa. Robi mi się od tego niedobrze. Ta dziewczyna jest szczupła, koło dwudziestki, jak urodzi dzieci, będzie wyglądać inaczej. Ale na Wacława działa to jak na małego chłopca. Myślałam, że po czterdziestce się z tym uspokoi, ale chyba jest jeszcze gorzej niż przed ślubem. Gdybym nie szykowała mu czystych ubrań, nawet by o siebie nie zadbał. Te baby powinny o tym wiedzieć. Odwracam wzrok, żeby nie widzieć tych jego lubieżnych spojrzeń.
Baśce jest zimno, cała się trzęsie, ma gorączkę. Wacław też to zauważa. Narzuca jej kurtkę na ramiona. Wiem, że wkurza go, że nie potrafię prowadzić. Wprawdzie mam prawo jazdy, ale i tak nie czuję się na siłach, żeby jeździć po ulicy. Do tego trzeba mieć predyspozycje. To, co można z góry zaplanować i gdzie można dojechać z dzieciakami autobusem, to załatwiam. On jeździ tylko wtedy, kiedy naprawdę trzeba.
Strasznie tu śmierdzi domestosem czy czymś takim, lekarz jest ewidentnie wkurzony i chce mieć nas szybko z głowy. Nawet nie osłuchuje Baśki, tylko zagląda jej do gardła.
– Tu boli? – Dotyka za uszami.
Baśka tylko kiwa głową. Lekarz wypisuje receptę i dają nam pudełko amoksiklavu.
– Ma pani coś na zbicie gorączki? – pyta mnie.
– Oczywiście. – Kiwam głową. Zawsze mam w domu zapas takich leków.
– Za tydzień przyjdźcie do kontroli – woła za nami, kiedy wychodzimy.
Wacław narzuca Basi na jej kurtkę jeszcze swoją, żeby nie było jej tak zimno, i idziemy do samochodu. Jest mróz, na dworze ślisko, więc podtrzymuję Barbarę, żeby nie upadła.
*
Wacław zatrzymuje samochód przed drzwiami domu, więc ja i Baśka wysiadamy.
– Nie wjeżdżasz do garażu? Przecież do rana zamarzną ci szyby.
– Wjeżdżam – mruczy Wacław, a ja wiem, że gdybym tego nie powiedziała, zostawiłby samochód tutaj. Gdybym go ciągle nie poganiała i nie pilnowała, nasz dom też zostawiłby tak, jak go kupiliśmy. A przecież to taka prawie willa, w mieście, z oknami na park. Wacław ma tu spokój i wystarczająco dużo miejsca, żeby się wyżyć jak mężczyzna. Ale on zawsze robi tylko najpilniejsze rzeczy.
Furtka przymarzła, muszę mocno pociągnąć za klamkę, żeby puściła. Baśka wiesza kurtkę na wieszaku w przedpokoju i leci do salonu. Kiedy nas nie było, Kaśka posprzątała opakowania po prezentach. Wszystkie papiery wzorowo poukładane w worku pod schodami. Dokładnie tak, jak bym zrobiła to ja. Świetnie sobie ze wszystkim radzi. Baśka kładzie się na kanapie, bierze leki i oglądamy telewizję. Koło wpół do jedenastej widzę, że już śpi. Chcę ją obudzić, żeby poszła do swojego pokoju, ale Wacław mówi, że ją zaniesie. Kiedy ją podnosi, Baśka coś mamrocze, ale się nie budzi. Oczywiście narzuta na kanapie i koc są całe przepocone, więc wkładam je w łazience do pralki. Zastanawiam się, czy włączyć pranie, ale potem myślę, że niepotrzebnie by hałasowało w nocy na cały dom, a tak rano jeszcze coś dorzucę. Po całym dniu jestem padnięta. Całe to sprzątanie, przyozdabianie. Mam wrażenie, że co roku zabieram się za to wcześniej. Dziewczyny są już większe i pomagają mi, a i tak się z tym wszystkim nie wyrabiam. I nigdy nie wychodzi to tak, jak bym chciała. Jasne, że trudniej posprzątać taki dom niż te trzy pokoje z kuchnią Ireny, ale i tak wolę nasz dom, chociaż stary, niż jakieś mieszkanie w bloku. Blisko centrum, dziewczyny mają do szkoły tylko dwa przystanki, a przy tym jest tu spokojnie. Lepsze to niż mieszkać dalej u rodziców Wacława, w mniejszym mieście żyje się przyjemniej.
Spoglądam na termometr za oknem. Minus siedem. Na drzewach w parku błyszczy szron. Przez chwilę stoję tak i wspominam, jak w dzieciństwie czekałam na Gwiazdkę i chciałam zobaczyć Mikołaja pędzącego saniami po niebie. Potem zauważam gniazdo na jednym z drzew. Może to synogarlice? Jest ciemno i nic nie widać. Zajrzę tam rano, jeśli nie zapomnę.
Zaciągam zasłony, choć tu, na piętro, raczej i tak by nikt nie zajrzał. Nastawiam budzik na trzecią w nocy, żeby dać Basi leki. Nawet nie słyszałam, że Wacław przyszedł. Dopiero kiedy skrzypnęła podłoga przy łóżku, uświadomiłam sobie, że tu jest.
– Żeby Kasieńka tego od niej nie złapała – mówię, kiedy on już leży w łóżku.
– A dlaczego miałaby złapać? Zresztą Barbara szybko wyzdrowieje – odpowiada, jakby w ogóle go to nie dotyczyło. Znów idzie spać tylko w bokserkach, jakby nie miał normalnej piżamy. Kładę się obok i gaszę lampkę. Ale dla niego to tylko sygnał, że może zacząć. Obraca się do mnie i głaszcze mnie po biodrach.
– Dzieciak chory, a tobie jedno w głowie. – Odwracam się na drugą stronę. Nie mam na to najmniejszej ochoty. Ale do niego to nie dociera. I nie rozumie, że sam jest sobie winien. Przez całe nasze wspólne życie zrzuca wszystkie obowiązki na mnie. To ja muszę powiedzieć, że jedziemy z córką do lekarza, on nigdy by na to nie wpadł. A potem mam z nim spać, jak gdyby nigdy nic.
– Przecież nie umiera. To tylko jakaś cholerna angina, a ty jak zwykle dramatyzujesz – odgryza się rozdrażniony.
Na to już nie odpowiadam.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Najlepsza szwedzka powieść dla młodzieży ostatnich lat!
Nagroda dla najlepszej książki dla dzieci.
Nagroda Szwedzkiego Radia dla najlepszej książki dla dzieci.
Nominacja dla najlepszej książki dla dzieci i młodzieży.
Sasha ma dwanaście lat. Marzy o tym, by zostać królową śmiechu. By zostać Comedy Queen. Jej mama często mawiała, że niektórzy ludzie mają funny bones, czyli zabawne kości. Dzięki temu rozśmieszanie innych przychodzi im z łatwością. Tyle że mama Sashy już nie żyje.
Comedy Queen to cudowna opowieść o miłości, odwadze, tęsknocie i śmiechu. Wzruszająca, zabawna i doskonała. Jenni Jägerfeld jest w Szwecji uważana za współczesną Astrid Lindgren i nie ma w tym porównaniu ani odrobiny przesady. Przekonajcie się sami!
Johanna jest dziewczyną Emila. Pewnego dnia dowiaduje się przypadkowo, że Emil zamierza spotkać się ze swoją poprzednią sympatią. To zdarzenie wywołuje w Johannie lawinę domysłów, obaw i złości.
Tłem tej niezwykłej historii są wzajemne relacje mieszkańców trzech skandynawskich krajów: Szwecji, Danii i Norwegii.
Zazdrość, Skandynawia, kobiecość i Instagram to główne tematy tej opowieści, która podbiła Szwecję!
Ta książka zdobyła Nagrodę Kulturalną przyznawaną przez prestiżowy szwedzki dziennik „Dagens Nyheter”!
Najważniejsza (i najlepsza) powieść jesieni o zakazanych emocjach i człowieczeństwie.
„Psykologi”, Dania.
Jeremiasz jest inny. Żyje w świecie, w którym dni tygodnia mają swoje kolory, a najlepszą zabawką jest zamek błyskawiczny. Jeremiasz wychodzi z domu tylko z olbrzymią pokrywką. Jeremiaszem opiekuje się siostra Pamela. Dlaczego to właśnie ona rozumie go najlepiej?
Chłopiec, jego siostra oraz ich mama przeprowadzają się do kolejnego miasta. Muszą rozpocząć życie na nowo. Czy tym razem im się to uda?
Ta pełna ciepła i humoru historia łamie serca i uczy zrozumienia.
NAGRODY:
Złota Wstęga 2017 – najlepsza książka dla młodzieży
Nagroda Bibliotekarzy 2017
Nagroda Nauczycieli 2017
Nominacja do nagrody Magnesia Litera 2017
Porywająca opowieść o sile nałogu. Przestroga dla młodzieży i rodziców.
Wzorowa rodzina: matka nauczycielka, ojciec przedsiębiorca, dwoje dzieci. Jednak pozorna idylla zmienia się w koszmar, gdy córka Alicja po raz pierwszy sięga po narkotyki i wsiada na szaleńczą karuzelę kręcącą się coraz szybciej. Czy stało się tak za sprawą jednej złej decyzji, czy wieloletnich błędów uznawanych powszechnie za błahe? Jak rodzice mogą ustrzec dzieci przed narkotykami? Jak one same mogą się przed nimi bronić?
Mam na imię Alicja. Jestem narkomanką to pierwsza część trylogii pod tytułem Dziewczyny na smyczy poświęconej problemom nastolatek.
Stany Zjednoczone kilkadziesiąt lat wcześniej i parodia społeczeństwa.
Nick mieszka z matką. Jego ojciec mieszka z nastoletnią kochanką. Siostra Nicka wyruszyła na podbój wielkiego świata i robi karierę jako stewardessa.
Nick ma przyjaciela – Lewusa. Ta ksywa nie wzięła się z tego, że jest on leworęczny.
Nick jest nikim. Jest prawie dorosłym dzieckiem. Musi słuchać mamy. Musi słuchać taty. Wcale mu się to nie podoba. Szczególnie kiedy na jego drodze pojawia się Sheeni – cudowna nastolatka.
Buntownicza młodość to świetna groteska. Dosadna. Czasem sprośna. Amerykańska.
Tytuł oryginału: Vrány
Tłumaczenie: Mirosław Śmigielski
Redakcja i korekta: AD FONTES
© Petra Dvořáková, 2020
Illustrations and cover design © Tereza Basařová, 2020
© Host — vydavatelství, s. r. o., 2020
Copyright © for Polish edition by Stara Szkoła Sp. z o.o., 2020
All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, udostępnianie i rozpowszechnianie całości
lub fragmentów bez pisemnej zgody wydawnictwa zabronione.
Książka została wydana dzięki wsparciu finansowemu Ministerstwa Kultury Republiki Czeskiej.
Wydawca:
Stara Szkoła Sp. z o.o.
Rudno 16, 56-100 Wołów
www.stara-szkola.com
ISBN 978-83-66013-41-4
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek