Wszystkie randki Moniki - Clerkx Marta - ebook + audiobook + książka

Wszystkie randki Moniki ebook i audiobook

Clerkx Marta

3,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

„Wszystkie randki Moniki” to komedia romantyczna o poszukiwaniu miłości we współczesnym świecie. Główna bohaterka Monika – trzydziestoletnia wrocławianka, po nieudanym związku poszukuje miłości na portalu randkowym.

Czy znalezienie kolejnego chłopaka, który nadawałby się do poważnego związku, to bułka z masłem? Niestety doświadczenia Moniki w tym temacie pokazują, że każda kolejna randka jest gorsza od poprzedniej. Gdy zapał dziewczyny do poszukiwania miłości opada już całkowicie, udaje jej się poznać tajemniczego Daniela. Czy znajomość rozpoczęta w Paryżu zaowocuje romantyczną miłością?

Lekka historia o poszukiwaniu prawdziwej miłości, pełna humoru i zabawnych kobiecych przemyśleń. Wprowadza czytelnika w dobry nastrój, a zakończenie daje nadzieję na znalezienie drugiej połówki w najmniej spodziewanym miejscu i czasie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 155

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 43 min

Lektor: Anna Dudziak-Klempka
Oceny
3,3 (18 ocen)
6
3
3
3
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
2323aga

Z braku laku…

Na pewno nie nazwałabym tej książki komedią romantyczną. Kolejne randki przynoszą opisy kolejnych mężczyzn - głupich, aroganckich, zarozumiałych, kłamców, szukających tylko sexu na boku, a jeden nawet stosujący przemoc. Doprawdy nie wiem co tu było komediowego.
10
evicia49a

Z braku laku…

Doświadczenia internetowych randek..nie wiem ile w tym prawdy a ile wymyślone.. czyta się szybko..
00
KasiaS87

Dobrze spędzony czas

„Myślałam, że kiedy już się zakocham, i to z wzajemnością, to znikną wszystkie problemy, tak jak rozpływają się ciemne chmury na niebie, ukazując gorące żółte słońce. Ale tak nie jest. Miłość boli. Pali w piersi niczym ogień, rani tysiącem zdarzeń, słów, zaniedbań.” Każdy pragnie odnaleźć miłość i pasującą do niego drugą połówkę. Bo przecież każdy zasługuje na szczęście, tylko niekiedy za nim je odnajdziemy, musimy przejść dość długą drogę. Bywa również, że ta droga okaże się bardzo bolesna i odbierająca nadzieje. Ale przecież właśnie wtedy, gdy się podajemy, odpuszczamy, bo nie mamy już siły na więcej rozczarowania i godzimy się, z tym że nigdy nie znajdziemy tej drugiej idealnie pasującej do nas połówki. Właśnie wtedy ona znajduje nas. W najmniej spodziewanym momencie. Monika po rozstaniu ze swoim partnerem postanawia po jakimś czasie poszukać miłości przez portal randkowy. Przecież znalezienie nowego chłopaka nie powinno być trudne. Niestety okazuje się zupełnie inaczej. Każdy poz...
00
gos1aczek

Nie polecam

Banał
00

Popularność




WYDAW­NIC­TWO DLA­CZE­MU

www.dla­cze­mu.pl

Dy­rek­tor wy­daw­ni­czy: Anna No­wic­ka-Bala

Re­dak­tor pro­wa­dzą­ca: Mar­ta Bu­rzyń­ska

Re­dakcja: Ewa Hof­f­mann-Ski­biń­ska, Bar­ba­ra Wro­na

Ko­rek­ta: Mag­da­le­na Bia­łek

Pro­jekt okład­ki: Iza­be­la Sta­ro­sta

Ła­ma­nie i skład: Iza­be­la Sta­ro­sta, Kach­na Kra­śnian­ka-Soł­tys

WSZEL­KIE PRA­WA ZA­STRZE­ŻO­NE

WAR­SZA­WA 2022

Wy­da­nie I

ISBN: 978-83-67357-50-0

Za­pra­sza­my księ­gar­nie i bi­blio­te­ki do skła­da­nia za­mó­wień

hur­to­wych z atrak­cyj­ny­mi ra­ba­ta­mi.

Do­dat­ko­we in­for­ma­cje do­stęp­ne pod ad­re­sem:

kon­takt@dla­cze­mu.pl.

RozdziaŁ 1

PAN NIEŚMIAŁY

– Cham, pro­stak, kre­tyn… – szep­ta­ła Mo­ni­ka, ma­lu­jąc rzę­sy. Ręce jej się trzę­sły, co wca­le nie po­ma­ga­ło. Była wście­kła, zde­ner­wo­wa­na i jed­no­cze­śnie prze­ra­żo­na.

Kie­dy skoń­czy­ła, od­su­nę­ła się od lu­stra i oce­ni­ła kry­tycz­nie swo­je od­bi­cie. Mu­sia­ła przy­znać, że wy­glą­da­ła re­we­la­cyj­nie. Su­kien­ka w ciem­nym od­cie­niu czer­wie­ni do­sko­na­le kom­po­no­wa­ła się z jej dłu­gi­mi, czar­ny­mi wło­sa­mi. To na chwi­lę po­pra­wi­ło jej na­strój.

– Szpil­ki czy san­dał­ki na pła­skim ob­ca­sie? – Zer­k­nę­ła do swo­ich no­ta­tek. – Adam, lat trzy­dzie­ści trzy, wzrost sto osiem­dzie­siąt pięć cen­ty­me­trów. Za­tem mogą być szpil­ki.

Ucie­szy­ła się, bo do tej su­kien­ki zde­cy­do­wa­nie bar­dziej pa­so­wa­ły czó­łen­ka. Poza tym w szpil­kach wy­glą­da­ła za­bój­czo. Za­ło­ży­ła czar­ne buty na wy­so­kim ob­ca­sie. Była go­to­wa.

– Ale się od­sta­wi­łaś. – Do po­ko­ju wpa­dła Ka­sia. Rzu­ci­ła ple­cak przez całą dłu­gość po­miesz­cze­nia na swo­je łóż­ko, tramp­ki zsu­nę­ła z nóg bez roz­wią­zy­wa­nia i kop­nę­ła w dru­gą stro­nę.

Mo­ni­ka za­mknę­ła oczy i po­li­czy­ła do dzie­się­ciu. Nie po­skut­ko­wa­ło, da­lej była wście­kła, ale przy­naj­mniej nie na­wrzesz­cza­ła na młod­szą sio­strę. Mu­sia­ła dzie­lić z nią po­kój, więc le­piej było się nie kłó­cić.

– Spo­ty­kam się dziś z kimś – po­wie­dzia­ła, po­pra­wia­jąc ma­ki­jaż przed lu­strem.

– Wi­dzę. Wy­glą­dasz, jak­byś mia­ła zjeść go żyw­cem – za­śmia­ła się na­sto­lat­ka.

Mo­ni­ka spoj­rza­ła na ze­ga­rek – było wpół do szó­stej. Mia­ła aku­rat czas, żeby spo­koj­nie do­je­chać sa­mo­cho­dem na umó­wio­ne miej­sce.

Dzień był wy­jąt­ko­wo upal­ny. Mimo że mia­ła na so­bie cien­ką su­kien­kę, Mo­ni­ka czu­ła, że nie­sa­mo­wi­cie się poci. Do­jeż­dża­jąc do cen­trum, utknę­ła w kor­ku. Słoń­ce nie­mi­ło­sier­nie grza­ło przez szy­bę, a ona, jak na złość, przy­po­mnia­ła so­bie wszyst­kie te upal­ne, let­nie dni, gdy ra­zem z Ro­ber­tem le­że­li gdzieś nad wodą… Dzi­siaj też po­je­cha­li­by nad ja­kieś je­zio­ro, gdy­by… No wła­śnie… Gdy­by nie oka­zał się kłam­cą.

– Oszust, krę­tacz, kre­tyn! – ce­dzi­ła przez zęby, ha­mu­jąc łzy.

Po­my­śla­ła, że naj­wyż­sza pora się uspo­ko­ić. Jak bę­dzie wy­glą­da­ła? Z ocza­mi czer­wo­ny­mi jak u kró­li­ka? To po­skut­ko­wa­ło. Ode­tchnę­ła głę­bo­ko kil­ka razy i po­czu­ła, że tro­chę jej le­piej. Ser­ce wciąż wa­li­ło jak osza­la­łe, ale już z in­ne­go po­wo­du. Być może za chwi­lę po­zna swo­je­go przy­szłe­go męża! Tak, to zde­cy­do­wa­nie lep­szy te­mat do roz­my­ślań.

Wy­bra­ła Ada­ma spo­śród wie­lu ogło­szeń, bo wy­da­wał jej się bar­dzo po­waż­ny. Oto do­bry kan­dy­dat na męża. Cał­ko­wi­te prze­ci­wień­stwo Ro­ber­ta. Ro­bert ocza­ro­wał ją sło­wa­mi. Tak dłu­go pi­sał wier­sze, pra­wił kom­ple­men­ty, za­sy­py­wał pre­zen­ta­mi i roz­śmie­szał, aż w koń­cu zde­cy­do­wa­ła się z nim spo­ty­kać. I wca­le do­brze na tym nie wy­szła. Po krót­kim okre­sie za­uro­cze­nia przy­szła po­nu­ra rze­czy­wi­stość – Ro­bert nie nada­wał się do po­waż­ne­go związ­ku. Nie lu­bił ru­ty­ny, obo­wiąz­ków ani nudy. Uwiel­biał za to im­pre­zy, pi­cie do sa­me­go rana i to­wa­rzy­stwo ko­biet. Ob­cych ko­biet.

Dla­te­go te­raz po­sta­no­wi­ła zna­leźć ko­goś cał­ko­wi­cie in­ne­go. Ko­goś, z kim moż­na za­ło­żyć ro­dzi­nę i czuć się bez­piecz­nie. Ko­goś, kto nie ma pro­ble­mu z al­ko­ho­lem ani z wier­no­ścią.

Ła­twi­zna.

Po­mi­mo kor­ków przy­je­cha­ła przed cza­sem. Ni­g­dy się nie spóź­nia­ła i na­wet te­raz, gdy do­brze by­ło­by, gdy­by fa­cet tro­chę po­cze­kał, nie po­tra­fi­ła przy­je­chać za póź­no. Po­my­śla­ła so­bie, że mógł­by już być… Wstał­by na jej wi­dok, lek­ko onie­śmie­lo­ny jej uro­dą… Nie, nie, tyl­ko nie onie­śmie­lo­ny! Za­sko­czo­ny jej uro­dą, ale tyl­ko przez mo­ment. Fa­cet nie może być nie­śmia­ły. Przy­naj­mniej na po­cząt­ku zna­jo­mo­ści musi za­bie­gać o ko­bie­tę, cza­ro­wać ją, uwo­dzić…

We­szła do pubu i się ro­zej­rza­ła. Poza kel­ner­ką i dwo­ma męż­czy­zna­mi przy ba­rze nie było ni­ko­go.

„Jesz­cze ma czas – po­my­śla­ła – to ja przy­je­cha­łam za wcze­śnie”. Usia­dła przy sto­li­ku przy oknie, żeby mieć wi­dok na uli­cę. Wy­ję­ła te­le­fon, żeby spraw­dzić, czy Adam dzwo­nił. Nic.

Po dłuż­szej chwi­li po­de­szła kel­ner­ka.

– Co po­dać?

– Pro­szę colę, tyl­ko zim­ną.

Mimo iż w lo­ka­lu dzia­ła­ła kli­ma­ty­za­cja, Mo­ni­ka czu­ła, że pot spły­wa jej po ple­cach. „Po­win­nam wy­brać póź­niej­szą porę na to spo­tka­nie – po­my­śla­ła. – Tyl­ko kto mógł prze­wi­dzieć, że bę­dzie taki upał!”.

Zdą­ży­ła wy­pić całą colę, gdy wresz­cie zja­wił się Adam.

Już w chwi­li gdy pod­cho­dził do sto­li­ka, Mo­ni­ka wie­dzia­ła, że ten fa­cet to po­mył­ka. O wie­le niż­szy, niż to wy­ni­ka­ło z jego opi­su. Ja­kie metr osiem­dzie­siąt pięć? Mo­ni­ka nie mia­ła wię­cej niż metr sie­dem­dzie­siąt, a gdy wsta­ła, żeby się z nim przy­wi­tać, do­rów­ny­wa­ła mu wzro­stem w swo­ich bu­tach na ob­ca­sie.

Uśmiech­nę­ła się, by nie doj­rzał roz­cza­ro­wa­nia na jej twa­rzy. Adam po­dał jej rękę na po­wi­ta­nie i nie­pew­nie usiadł na­prze­ciw niej.

– Dłu­go cze­kasz? – spy­tał tak ci­cho, że le­d­wo go do­sły­sza­ła.

– Wła­śnie przy­szłam – skła­ma­ła.

Nie chcia­ła, aby czuł się nie­zręcz­nie z po­wo­du ha­nieb­ne­go spóź­nie­nia. Ale za­raz się opa­no­wa­ła. Po co uda­wać? Po co so­bie wma­wiać, że ten ły­sa­wy (i to nie sek­sow­ną ły­si­ną Bru­ce’a Wil­li­sa, ale ły­si­ną nie­udacz­ni­ków, brzy­da­li i nu­dzia­rzy), a przy tym naj­wy­raź­niej kosz­mar­nie nie­śmia­ły fa­cet to jej ide­ał?

Mo­men­tal­nie prze­sta­ła się de­ner­wo­wać i wy­god­niej opar­ła się o krze­sło. Jesz­cze przed chwi­lą nie mo­gła przy­po­mnieć so­bie żad­ne­go py­ta­nia, któ­re wcze­śniej przy­go­to­wa­ła, a te­raz wró­ci­ły do niej wszyst­kie.

– Gdzie pra­cu­jesz? – za­czę­ła od razu.

– W biu­rze pro­jek­to­wym… – Nie do­sły­sza­ła gdzie, bo Adam naj­wy­raź­niej wca­le się nie roz­luź­nił albo po pro­stu miał taki ci­chy głos.

– Gdzie lu­bisz spę­dzać wa­ka­cje?

Mo­ni­ka sy­pa­ła py­ta­nia­mi i prze­sta­ła przej­mo­wać się, że nie sły­szy na­wet po­ło­wy od­po­wie­dzi. Za­czę­ła za­sta­na­wiać się, jak ła­god­nie dać mu do zro­zu­mie­nia, że nie jest w jej ty­pie… Jest miły, kul­tu­ral­ny, spo­koj­ny, ale – na Boga! – to do­ro­sły fa­cet, a ma ob­gry­zio­ne pa­znok­cie!

Kie­dy po kil­ku jej py­ta­niach o ulu­bio­ne fil­my, książ­ki i mu­zy­kę roz­mo­wa utknę­ła (Adam nie był ki­no­ma­nem, me­lo­ma­nem ani mi­ło­śni­kiem li­te­ra­tu­ry), Mo­ni­ka mia­ła dość. To fa­cet po­wi­nien sta­rać się o to, by nie na­sta­ła nie­zręcz­na ci­sza, za­bie­gać o wzglę­dy ko­bie­ty, a nie na od­wrót!

– Dłu­go je­steś na tym por­ta­lu? – za­py­ta­ła.

– Po­nad rok.

– A wcze­śniej?

– Spo­ty­ka­łem się z dziew­czy­ną, któ­rą też po­zna­łem na tym por­ta­lu, ale się roz­sta­li­śmy.

– Mogę za­py­tać, co się sta­ło?

– Wró­ci­ła do swo­je­go by­łe­go chło­pa­ka.

„Nic dziw­ne­go – po­my­śla­ła zim­no Mo­ni­ka. – Pew­nie mia­ła cię dość”.

– A ty? – Adam pierw­szy raz tego wie­czo­ru spoj­rzał jej pro­sto w oczy.

– Co ja? – spy­ta­ła zdzi­wio­na, bo Adam wresz­cie od­wa­żył się za­dać jej py­ta­nie.

– Dłu­go je­steś sama?

– Roz­sta­łam się z moim chło­pa­kiem mie­siąc temu. – W jej oczach bły­snę­ły łzy. Przy­po­mnia­ła so­bie swo­je pierw­sze spo­tka­nie z Ro­ber­tem…

– W śre­dnio­wie­czu spa­li­li­by cię na sto­sie za ta­kie oczy.

– Słu­cham? – Sta­ła przy ba­rze w swo­jej ulu­bio­nej knajp­ce, a bar­man igno­ro­wał ją już od dłuż­szej chwi­li. Moż­li­we za­tem, że ocza­mi ci­ska­ła gro­my. Spoj­rza­ła na sto­ją­ce­go przed nią ciem­no­wło­se­go męż­czy­znę, ale uzna­ła, że nie jest w jej ty­pie. Wo­la­ła blon­dy­nów. Ale pa­trzył na nią tak in­ten­syw­nie, że aż się uśmiech­nę­ła.

Przy­je­cha­ła tu ze swo­ją przy­ja­ciół­ką Ju­lią wła­ści­wie tyl­ko w jed­nym celu – żeby spo­tkać Mar­ka, fa­ce­ta, któ­ry już od dłuż­sze­go cza­su bar­dzo jej się po­do­bał. Tym­cza­sem Ma­rek zwra­cał uwa­gę tyl­ko na Ju­lię. Ko­cha­ła swo­ją przy­ja­ciół­kę, ale ta­kie roz­cza­ro­wa­nie ugo­dzi­ło ją bo­le­śnie. „Dla­cze­go nie mia­ła­bym spę­dzić tego wie­czo­ru z tym przy­stoj­nia­kiem?” – po­my­śla­ła.

– Za to, co ro­bisz fa­ce­tom swo­imi szma­rag­do­wy­mi ocza­mi, w śre­dnio­wie­czu spa­lo­no by cię na sto­sie – po­wie­dział raz jesz­cze.

– Je­śli po­mo­żesz mi zdo­być drin­ka, to może nie rzu­cę na cie­bie uro­ku. – Uśmiech­nę­ła się do nie­go za­chę­ca­ją­co.

Ten wie­czór spę­dzi­li ra­zem. Ro­bert do­siadł się do jej sto­li­ka i spra­wił, że za­po­mnia­ła o Mar­ku. Po pierw­szym drin­ku przy­szła ko­lej na wi­śniów­kę, po­tem były Wście­kłe Psy, a już nad ra­nem whi­sky z colą. Tań­czy­li przy ja­kiejś okrop­nej mu­zy­ce, ale jej to wca­le nie prze­szka­dza­ło. Po ta­kiej ilo­ści i róż­nych ro­dza­jach al­ko­ho­lu mało co mo­gło jej prze­szka­dzać.

Od­pro­wa­dził ją na przy­sta­nek au­to­bu­so­wy. Był sty­czeń i brnę­li po nie­od­śnie­żo­nym chod­ni­ku.

– Kie­dy mnie w koń­cu po­ca­łu­jesz? – spy­ta­ła, gdy do­tar­li na przy­sta­nek.

Choć za­sko­czo­ny, Ro­bert nie cze­kał ani chwi­li dłu­żej. Ca­ło­wał ją aż do chwi­li, gdy mu­sia­ła wsiąść do au­to­bu­su.

Wra­ca­ła do domu o świ­cie, czu­jąc, że jej war­gi pło­ną…

– …roz­sta­li­śmy się mie­siąc temu. – Na­gle stra­ci­ła ocho­tę na dal­szą roz­mo­wę z Ada­mem. Co ona tu robi z ta­kim nie­udacz­ni­kiem? Wy­stro­iła się jak na bal, a tym­cza­sem on przy­szedł w T-shir­cie i spor­to­wych bu­tach. Jed­no wiel­kie nie­po­ro­zu­mie­nie. – Bar­dzo miło było cię spo­tkać, ale mu­szę już ucie­kać, bo ju­tro wsta­ję wcze­śnie do pra­cy.

Kel­ner­ka po­de­szła z ra­chun­kiem. Mo­ni­ka wzię­ła go, choć Adam sła­bo za­pro­te­sto­wał, i sama za­pła­ci­ła.

– Mu­si­my spo­tkać się po­now­nie, że­bym mógł ci się zre­wan­żo­wać – po­wie­dział Adam, od­pro­wa­dza­jąc ją do sa­mo­cho­du.

– Ja­sne, do zo­ba­cze­nia. – Mo­ni­ka, nie cze­ka­jąc, aż przyj­dzie mu do gło­wy po­ca­ło­wać ją na do wi­dze­nia, szyb­ko za­trza­snę­ła drzwi i od­je­cha­ła z pi­skiem opon.

Łzy same na­pły­nę­ły jej do oczu, choć sta­ra­ła się opa­no­wać. „Co za kosz­mar! Za ja­kie grze­chy mnie to spo­ty­ka?!”.

Za­nim zdą­ży­ła do­trzeć do domu, za­brzę­cza­ła jej ko­mór­ka. Wy­sia­da­jąc z auta, od­czy­ta­ła wia­do­mość:

Dzię­ku­ję za miłe spo­tka­nie.

– O Boże! – jęk­nę­ła. – Jak ja mam się po­zbyć tego nu­dzia­rza?

W swo­im po­ko­ju rzu­ci­ła w kąt szpil­ki, tak jak jej młod­sza sio­stra te­ni­sów­ki kil­ka go­dzin wcze­śniej. Roz­pię­ła su­kien­kę i po­zwo­li­ła jej opaść na pod­ło­gę. Bie­li­znę zdję­ła w ła­zien­ce i we­szła pod prysz­nic. Do­pie­ro tam po­zwo­li­ła po­pły­nąć łzom. Zni­kły w stru­mie­niu go­rą­cej wody.

Rozdział 2

PAN ŚMIAŁY

Mo­ni­ka przy­szła do pra­cy wcze­śniej niż zwy­kle. Chcia­ła mieć spo­kój, gdy bę­dzie pi­sa­ła po­że­gnal­ny mail do Ada­ma. Pół nocy za­sta­na­wia­ła się, jak go spła­wić. Nie mia­ła ocho­ty spo­ty­kać się z nim wię­cej, ale z dru­giej stro­ny nie chcia­ła ra­nić jego uczuć. Naj­lep­sza by­ła­by ja­kaś krót­ka wia­do­mość; o tym, że jest su­per­fa­ce­tem, ale nie­ste­ty nie dla niej, po­win­ni za­tem ro­zejść się w dwie róż­ne stro­ny i żyć dłu­go i szczę­śli­wie.

Tak jak się spo­dzie­wa­ła, w ode­bra­nych wia­do­mo­ściach cze­kał mail od Ada­ma. Otwo­rzy­ła go z nie­chę­cią i… osłu­pia­ła. Adam na­pi­sał:

Dro­ga Mo­ni­ko. My­ślę, że nie po­win­ni­śmy się wię­cej spo­ty­kać.

Nie mo­gła uwie­rzyć. Ow­szem, chcia­ła po­zbyć się tego nie­zgu­ły, ale chcia­ła to zro­bić sama! Sub­tel­nie dać mu do zro­zu­mie­nia, że do sie­bie nie pa­su­ją, że nie jest go­to­wa na nowy zwią­zek lub, gdy to nie przy­nie­sie skut­ku i on wciąż bę­dzie na­le­gał na ko­lej­ne spo­tka­nie, że bar­dzo jej przy­kro, ale w try­bie na­tych­mia­sto­wym musi jesz­cze dziś prze­pro­wa­dzić się na inny kon­ty­nent. Tym­cza­sem ten ga­po­wa­ty ły­sie­lec spła­wił ją wcze­śniej! Jak to moż­li­we? Czyż­by mu się nie spodo­ba­ła? Wpa­dła w pa­ni­kę. Wy­glą­da­ła wczo­raj re­we­la­cyj­nie… A może nie? Może nie jest tak ład­na, jak się jej wy­da­je? Może już ni­g­dy nikt nie ze­chce się z nią umó­wić…?

Przy­gry­za­jąc ze zde­ner­wo­wa­nia koń­ców­ki wło­sów, za­czę­ła pi­sać.

Dla­cze­go uwa­żasz, że nie po­win­ni­śmy się spo­ty­kać?

Na ko­ry­ta­rzu trza­snę­ły drzwi. Szyb­ko wy­lo­go­wa­ła się z por­ta­lu dla sin­gli.

Ale ziar­no wąt­pli­wo­ści zo­sta­ło za­sia­ne. Kie­dy wszyst­ko prze­wró­ci­ło się do góry no­ga­mi? Kie­dy prze­cięt­ni, a wręcz brzyd­cy i nie­in­te­re­su­ją­cy fa­ce­ci sta­li się tak wy­bred­ni? Mo­ni­ka nie uwa­ża­ła się za po­wa­la­ją­co pięk­ną, ale ni­g­dy wcze­śniej nie na­rze­ka­ła na brak za­in­te­re­so­wa­nia ze stro­ny męż­czyzn. No tak, aż do te­raz. Może po trzy­dzie­st­ce wszyst­ko się koń­czy?

Do biu­ra we­szła nie­wy­so­ka blon­dyn­ka, Be­ata. Zdję­ła płaszcz i usia­dła przy są­sied­nim biur­ku. Dzień wcze­śniej Mo­ni­ka opo­wia­da­ła jej, że wy­bie­ra się na pierw­szą od wie­ków rand­kę.

– Jak two­ja wczo­raj­sza rand­ka? Spo­tka­łaś tego je­dy­ne­go? – za­py­ta­ła z nie­ukry­wa­ną cie­ka­wo­ścią.

– To była kom­plet­na ka­ta­stro­fa. – Mo­ni­ce nie chcia­ło się o tym opo­wia­dać. Wczo­raj­sza rand­ka i dzi­siej­szy mail od Ada­ma cał­kiem ją do­bi­ły. Za­nim zdo­ła­ła po­wie­dzieć coś jesz­cze, drzwi znów się otwo­rzy­ły i po­ja­wi­ła się w nich ruda gło­wa Agniesz­ki, ko­le­żan­ki z są­sied­nie­go dzia­łu.

– Do­brze, że już je­ste­ście! Nie zgad­nie­cie, cze­go się do­wie­dzia­łam.

Mo­ni­ka wes­tchnę­ła. Je­śli Agniesz­ka wpa­da­ła z taką miną, to na pew­no ktoś się że­nił, roz­wo­dził albo spo­dzie­wał dziec­ka.

– Mag­da, ta z dzia­łu lo­gi­sty­ki, znów jest w cią­ży! – oznaj­mi­ła Agniesz­ka.

Cią­ża, oczy­wi­ście. Mo­ni­ka przy­gry­zła war­gę, żeby nie po­wie­dzieć gło­śno, że ma po­wy­żej uszu słu­cha­nia o cią­żach ko­le­ża­nek, ich za­rę­czy­nach i ślu­bach. Po­win­no ist­nieć mię­dzy­na­ro­do­we pra­wo za­bra­nia­ją­ce roz­mów o ta­kich spra­wach w obec­no­ści sin­gie­lek.

– To już jej trze­cie dziec­ko, uwie­rzy­cie?! – Agniesz­ka nie prze­ry­wa­ła swo­je­go mo­no­lo­gu, tyl­ko roz­sia­dła się na krze­śle i Mo­ni­ka zro­zu­mia­ła, że tor­tu­ra po­trwa dłu­żej.

– Dla­cze­go ro­bisz z tego taką sen­sa­cję? – spy­ta­ła Be­ata. – Mag­da ma męża, jest jesz­cze mło­da…

– Pew­nie, ma męża, ale w ich sy­tu­acji po­win­ni ra­czej się za­bez­pie­czać, niż mieć ko­lej­ne dziec­ko. On nie ma pra­cy, ona wię­cej sie­dzi na ma­cie­rzyń­skim i cho­ro­bo­wym, niż pra­cu­je… – Agniesz­ka za­miast za­milk­nąć, roz­krę­ca­ła się co­raz bar­dziej.

Mo­ni­ka już nie chcia­ła tego słu­chać. Po­sta­no­wi­ła jak naj­szyb­ciej zmie­nić te­mat, za­nim jej iry­ta­cja się­gnie ze­ni­tu. Nie­na­wi­dzi­ła ob­ga­dy­wa­nia in­nych przez wszyst­kich, a zwłasz­cza przez tych, któ­rym da­le­ko było do ide­ału. Za­nim jed­nak zdą­ży­ła się ode­zwać, Agniesz­ka sama prze­sko­czy­ła na inny te­mat. Nie cał­kiem od­le­gły, ale jed­nak inny.

– Mo­ni­ka… – Agniesz­ka spoj­rza­ła na nią z nie­ukry­wa­ną cie­ka­wo­ścią. – Wi­dzia­łam wczo­raj Ro­ber­ta. Wiesz, two­je­go by­łe­go na­rze­czo­ne­go.

– Na­praw­dę? – Mo­ni­ka sta­ra­ła się nadać swo­je­mu gło­so­wi obo­jęt­ne brzmie­nie. – Słusz­nie za­uwa­ży­łaś, że to mój były na­rze­czo­ny. Nie in­te­re­su­ją mnie plo­ty o nim.

Ten te­mat był jesz­cze gor­szy od po­przed­nie­go. Każ­da wzmian­ka o Ro­ber­cie skut­ko­wa­ła tym, że Mo­ni­ka naj­pierw się wście­ka­ła, a dużo póź­niej, już w sa­mot­no­ści, po­ły­ka­ła gorz­kie łzy.

– Wi­dzia­łam go z nową dziew­czy­ną. Wy­glą­dał świet­nie. A co u cie­bie? Masz no­we­go chło­pa­ka?

– Nie twój in­te­res! – wark­nę­ła Mo­ni­ka, już nie pa­nu­jąc nad ogar­nia­ją­cą ją fu­rią, któ­ra ata­ko­wa­ła ni­czym po­żar.

– Ja­sne, że nie mój. Ale na two­im miej­scu nie cze­ka­ła­bym zbyt dłu­go. Je­śli bę­dziesz taka wy­bred­na, to może się oka­zać, że bę­dzie za póź­no na za­ło­że­nie ro­dzi­ny. – Agniesz­ka chy­ba zda­ła so­bie spra­wę, że nie­co się za­ga­lo­po­wa­ła, bo wsta­ła i po­że­gna­ła się szyb­ko. – Ale póź­no się zro­bi­ło… Mu­szę le­cieć!

Agniesz­ka wy­szła, a Mo­ni­ka czu­ła, że po­licz­ki jej pło­ną.

– Nie słu­chaj tej idiot­ki. – Be­ata sta­ra­ła się ją po­cie­szyć. – W koń­cu ko­goś po­znasz. Jak nie dziś, to ju­tro. Na pew­no.

Jed­nak Mo­ni­ka wca­le nie była tego taka pew­na. Sko­ro na­wet tak bez­na­dziej­ni fa­ce­ci jak Adam nie chcą się z nią spo­ty­kać, to kto? Za­bra­ła się do pra­cy, żeby nie my­śleć o przy­krych rze­czach.

Po go­dzi­nie za­lo­go­wa­ła się na swój pro­fil. Od­po­wiedź od Ada­ma już cze­ka­ła.

Wi­dzia­łem w two­ich oczach łzy, gdy mó­wi­łaś o swo­im by­łym chło­pa­ku. Chy­ba jesz­cze nie je­steś go­to­wa na ko­lej­ny zwią­zek. By­łem z dziew­czy­ną, któ­ra do­pie­ro roz­sta­ła się z kimś i bar­dzo szyb­ko do nie­go wró­ci­ła…

Mo­ni­ka ode­tchnę­ła z ulgą. Tak ła­two obar­czy­ła sie­bie winą za tchó­rzo­stwo Ada­ma. To on ma pro­blem! Ola­ła go ja­kaś dziew­czy­na i te­raz się boi. Zresz­tą nic dziw­ne­go, że go ola­ła. Od ta­kie­go nie­udacz­ni­ka pew­nie ucie­kła w po­pło­chu. Po­sta­no­wi­ła już do nie­go nie od­pi­sy­wać, tyl­ko roz­po­cząć po­szu­ki­wa­nia kan­dy­da­tów do na­stęp­nej rand­ki. Już w lep­szym na­stro­ju za­czę­ła prze­glą­dać zdję­cia i czy­tać opi­sy.

Ro­bert, lat 33, opis: „Je­stem, jaki je­stem”. Ależ ba­nał!

An­drzej, lat 36, opis: „Chcesz mnie po­znać? Na­pisz”. Nu­uuuda.

Ma­rek, lat 38, opis: „Szu­kam ko­bie­ty”. To chy­ba oczy­wi­ste.

I na­gle tra­fi­ła na coś cie­ka­we­go. Pro­fil nie miał zdję­cia, ale opis od razu ją roz­ba­wił.

Wal­dek, lat 33, opis:

„MASA ATO­MO­WA: śred­nia, oko­ło 60–80 ato­mo­wych jed­no­stek masy, lecz ist­nie­ją też rzad­kie izo­to­py o ma­sie na­wet 150 j.m.a. (bok­se­rzy, kul­tu­ry­ści, strong­me­ni).

WY­STĘ­PO­WA­NIE: we wszyst­kich kra­jach, na wszyst­kich kon­ty­nen­tach.

WŁA­ŚCI­WO­ŚCI FI­ZYCZ­NE:

a) znaj­do­wa­ny pod róż­ny­mi po­sta­cia­mi: od me­ta­lu szla­chet­ne­go do po­spo­li­tej rudy;

b) po­wierzch­nia zwy­kle po­kry­ta war­stwą za­ro­stu i owło­sie­nia,

c) top­nie­je przy od­po­wied­nim trak­to­wa­niu,

d) wrze pod wpły­wem nie­wła­ści­we­go uży­cia;

e) wy­ka­zu­je sil­ne przy­cią­ga­nie do po­jaz­dów me­cha­nicz­nych i ga­dże­tów.

WŁA­ŚCI­WO­ŚCI CHE­MICZ­NE:

a) ab­sor­bu­je każ­dą ilość piz­zy, ham­bur­ge­rów, chip­sów i coli;

b) nie­roz­pusz­czal­ny w pły­nach, ale wy­ka­zu­je wzrost ak­tyw­no­ści po na­są­cze­niu al­ko­ho­lem;

c) ka­ta­li­zu­je wy­buch śmie­chu;

d) może na­gle eks­plo­do­wać bez ostrze­że­nia.

ZA­STO­SO­WA­NIE:

a) do cięż­kich prac do­mo­wych;

b) do wy­słu­chi­wa­nia, po­cie­sza­nia i chwa­le­nia dziew­czyn;

c) do sze­ro­ko po­ję­tej roz­ryw­ki.

RE­AK­CJE:

a) okaz na­kry­ty przez kum­pli z dziew­czy­ną przyj­mu­je bar­wę czer­wo­ną,

b) bar­wa zmie­nia się na zie­lo­ną, je­śli spo­ty­ka swo­ją dziew­czy­nę w to­wa­rzy­stwie ry­wa­la.

ZA­GRO­ŻE­NIA:

a) wy­so­ce nie­bez­piecz­ny w nie­do­świad­czo­nych rę­kach,

b) le­gal­nie moż­na po­sia­dać tyl­ko je­den okaz.

Sza­now­na Pani, Pa­nien­ko, Dziew­czy­no, Na­rze­czo­no, Ko­bie­to, Żono:

Je­śli są­dzisz, że je­steś gru­ba, to naj­praw­do­po­dob­niej je­steś gru­ba. Nie za­da­waj mi ta­kich py­tań, od­ma­wiam od­po­wie­dzi.

Je­śli cze­goś chcesz, to wy­star­czy po­pro­sić. Po­staw­my spra­wę ja­sno: męż­czyź­ni są pro­ści.

Je­śli za­da­jesz py­ta­nie, na któ­re nie ocze­ku­jesz od­po­wie­dzi, nie zdziw się, że otrzy­masz od­po­wiedź, któ­rej ra­czej nie chcia­łaś usły­szeć.

My je­ste­śmy PRO­ŚCI. Je­że­li pro­szę o po­da­nie chle­ba, to nie mam na my­śli ni­cze­go in­ne­go. Nie mam do cie­bie pre­ten­sji, że go nie ma na sto­le. Nie ma tu nie­do­mó­wień czy żalu. My je­ste­śmy na­praw­dę pro­ści.

Cza­sem nie my­ślę o to­bie. Przy­wyk­nij do tego. Nie py­taj, o czym my­ślę, je­że­li nie je­steś przy­go­to­wa­na do roz­mo­wy na te­mat po­li­ty­ki, fi­lo­zo­fii, eko­no­mii, pił­ki noż­nej, pi­cia, pier­si, nóg czy faj­nych sa­mo­cho­dów.

Pią­tek/so­bo­ta/nie­dzie­la: żar­cie, pił­ka noż­na w te­le­wi­zji, piwo, a po­tem tra­gicz­ne ma­nie­ry.

Za­ku­py nam się nie po­do­ba­ją.

Gdy gdzieś idzie­my, co­kol­wiek za­ło­żysz, bę­dziesz w tym wy­glą­dać do­sko­na­le. Przy­się­gam.

Masz wy­star­cza­ją­co dużo ciu­chów i bu­tów. Płacz to szan­taż. Ro­bie­nie ze mnie ban­kru­ta nie jest oka­zy­wa­niem uczuć z two­jej stro­ny.

Więk­szość męż­czyzn ma 3 pary bu­tów. Skąd ci przy­szło do gło­wy, że po­mo­gę ci wy­brać z two­ich 30 par te, któ­re naj­le­piej pa­su­ją?

Lu­bi­my piwo tak samo, jak wy lu­bi­cie to­reb­ki. Wy tego nie ro­zu­mie­cie, my rów­nież.

Je­śli cię py­tam, co się sta­ło, a ty od­po­wia­dasz NIC, wte­dy ci wie­rzę i je­stem prze­ko­na­ny, że wszyst­ko jest w po­rząd­ku.

Nie py­taj mnie, czy cię ko­cham. Gdy­bym miał wąt­pli­wo­ści, nie był­bym z tobą.

Re­gu­ła pod­sta­wo­wa przy ja­kich­kol­wiek wąt­pli­wo­ściach: weź to, co naj­prost­sze”1.

Przez mo­ment Mo­ni­ka za­sta­na­wia­ła się, czy roz­po­czy­nać zna­jo­mość z kimś, kto na­wet nie wsta­wił swo­je­go zdję­cia. Może jest żo­na­ty lub za­rę­czo­ny, ma piąt­kę dzie­ci i boi się zde­ma­sko­wa­nia? Po­sta­no­wi­ła jed­nak za­ry­zy­ko­wać.

Masz świet­ny opis. Jesz­cze gdy­bym mo­gła zo­ba­czyć Two­je zdję­cie, to by­ło­by su­per. Po­zdra­wiam – Mo­ni­ka.

Od­po­wiedź przy­szła nie­mal na­tych­miast.

wi­taj słon­ce ale nu­mer dla cie­bie wszyst­ko po­daj ma­ila a wy­sle ci zdje­cie po­zdra­wiam wal­dek

Mo­ni­ka się za­wa­ha­ła. Brak zna­ków in­ter­punk­cyj­nych i li­te­rów­ki za­wsze ją ra­zi­ły, ale czy to po­wód, żeby ko­goś od razu skre­ślać? Od­pi­sa­ła:

A dla­cze­gonie za­mie­ści­łeś zdję­cia na swo­im pro­fi­lu?

nie mam zdje­cia ze wzgle­du na swo­ją pra­ce nie chce zeby zna­jo­mi wie­dzie­li ze w taki spo­sob szu­kam dziew­czy­ny

Mo­ni­ce ta­kie wy­tłu­ma­cze­nie wy­da­ło się jak naj­bar­dziej lo­gicz­ne. Sama tro­chę wsty­dzi­ła się, że szu­ka chło­pa­ka w In­ter­ne­cie.

halo je­stes tam jesz­cze?

Je­stem w pra­cy, więc nie mogę cały czas pi­sać.

jaka to pra­ca je­śli mo­zna wie­dziec

Pra­cu­ję w księ­go­wo­ści. A Ty?

Wy­kła­dam che­mie

w bie­dron­ce

ha ha za­rtu­je

Mo­ni­ka par­sk­nę­ła śmie­chem i po­my­śla­ła, że jej nowy zna­jo­my ma przy­naj­mniej po­czu­cie hu­mo­ru. Z uśmie­chem od­pi­sa­ła.

To co ro­bisz na­praw­dę?

ucze przy­sto­so­wa­nia do zy­cia w spo­łe­czen­stwie do­ro­słych lu­dzi

Czy­li?

a jak my­slisz

To chy­ba ja­kaś re­so­cja­li­za­cja.

tak co są­dzisz o po­zna­niu się bli­żej no wiesz po­roz­ma­wia­nie co kogo kre­ci co lubi

Ja­sne, py­taj, masz czas do 15, po­tem ucie­kam do domu.

ale nu­mer no do­bra jak lu­bisz spę­dzać wol­ny czas czy lu­bisz pod­roz­o­wac ja­kie lu­bisz lody i je­sli mo­gła­bys po­dac 3 swo­je naj­lep­sze ce­chy i nie cho­dzi mi tu o uro­de

Wa­ni­lio­we. My­ślę, że je­stem bar­dzo to­le­ran­cyj­na, punk­tu­al­na i upar­ta, ale tyl­ko, je­śli cho­dzi o dą­że­nie do wy­zna­czo­ne­go so­bie celu.

ale nu­mer kie­dy sie spo­tka­my

Za­pro­po­nuj coś.

moze w so­bo­te

So­bo­ta mi pa­su­je.

wy­sle ci jesz­cze swoj nu­mer te­le­fo­nu aby usta­lic szcze­go­ly spo­tka­nia ale te­raz nie­ste­ty mu­sze kon­czyc po­zdra­wiam ser­decz­nie wal­dek

***

Mo­ni­ka była zde­ner­wo­wa­na. Cho­ciaż tłu­ma­czy­ła so­bie, że to nic po­waż­ne­go – ot, pierw­sze, za­po­znaw­cze spo­tka­nie – jed­nak przez te kil­ka dni, gdy do sie­bie pi­sa­li, zdą­ży­ła na­ro­bić so­bie wiel­kich na­dziei. Prze­bie­ra­ła się już trze­ci raz i wciąż nie była za­do­wo­lo­na z efek­tu. Wal­dek twier­dził, że ma coś koło 175 cm wzro­stu, za­tem od­pa­da­ły jej ulu­bio­ne szpil­ki. Za­ło­ży­ła san­dał­ki na pła­skim ob­ca­sie, je­an­sy i tur­ku­so­wą bluz­kę. Czu­ła, że wy­glą­da re­we­la­cyj­nie, co bar­dzo ją uspo­ko­iło i już w świet­nym na­stro­ju wsia­dła do auta.

Nie uje­cha­ła da­le­ko, gdy spoj­rza­ła we wstecz­ne lu­ster­ko i za­mar­ła. Tuż za nią je­chał Ro­bert, jej były chło­pak! Nie wi­dzia­ła jego sa­me­go, ale ten sa­mo­chód roz­po­zna­ła­by wszę­dzie.

Mo­men­tal­nie ode­chcia­ło się jej wszyst­kie­go – no­wych zna­jo­mo­ści, pierw­szych ran­dek, nie­zna­jo­mych fa­ce­tów, tych wszyst­kich ner­wów i roz­dmu­cha­nych ocze­ki­wań. Dla­cze­go nie mo­gło być jak daw­niej? Dla­cze­go on na­gle i bez uprze­dze­nia z cu­dow­ne­go fa­ce­ta stał się nie­za­do­wo­lo­nym ze wszyst­kie­go kłam­cą? Wspo­mnie­nia prze­le­cia­ły przez jej gło­wę ni­czym bu­rza. Jego czer­wo­ne bmw mi­gnę­ło świa­tłem kie­run­ko­wym i szyb­ko ją wy­prze­dzi­ło. Już mia­ła od­wo­łać spo­tka­nie, gdy za­dzwo­nił jej te­le­fon.

– Słoń­ce, ja już je­stem na miej­scu i cze­kam na cie­bie. – To był Wal­dek.

– Tak wcze­śnie?

– Już nie mogę do­cze­kać się na­sze­go spo­tka­nia.

– Ja rów­nież – skła­ma­ła. – Za chwi­lę będę.

– Pro­wa­dzisz? Nie roz­ma­wia się przez te­le­fon pod­czas pro­wa­dze­nia sa­mo­cho­du.

– Wiem, wiem. Ale to ty za­dzwo­ni­łeś.

– Już się roz­łą­czam. Do zo­ba­cze­nia, pe­reł­ko.

Krót­ka roz­mo­wa po­pra­wi­ła jej hu­mor. „A wła­śnie, że będę szczę­śli­wa! Choć­by po to, żeby zro­bić temu idio­cie na złość!”. Za­par­ko­wa­ła w cen­trum mia­sta i po­wo­li ru­szy­ła w stro­nę ryn­ku, gdzie umó­wi­ła się z Wald­kiem.

Dzień był sło­necz­ny i cie­pły. Na wro­cław­skim ryn­ku ro­iło się od ka­wia­re­nek i sto­li­ków wy­sta­wio­nych na ze­wnątrz. Wszę­dzie tło­czy­li się lu­dzie. Mo­ni­ka przy­sta­nę­ła przy za­byt­ko­wym prę­gie­rzu, przy któ­rym mia­ła się spo­tkać z Wald­kiem, i roz­glą­da­ła się bez­rad­nie, nie mo­gąc go ni­g­dzie do­strzec. Na­gle ktoś do­tknął od tyłu jej ra­mie­nia.

– Wi­taj, słoń­ce – usły­sza­ła. Od­wró­ci­ła się z sze­ro­kim uśmie­chem, ale do­strze­gła przed sobą tyl­ko czyjś czu­bek gło­wy… Spoj­rza­ła ni­żej i do­pie­ro wte­dy uj­rza­ła nie­wiel­kie­go gru­ba­ska w peł­nej kra­sie. Stał przed nią, dzier­żąc w rącz­ce czer­wo­ną różę.

„Oh my God!” – krzyk­nę­ła w my­ślach. Gło­śno zaś po­wie­dzia­ła:

– O? To dla mnie? Yyy… Dzię­ku­ję.

– Mam na­dzie­ję, że lu­bisz róże.

Nie wie­dzia­ła, co od­po­wie­dzieć. Ten fa­cet był tak ewi­dent­ną po­mył­ką – ja­kie­kol­wiek pró­by uda­wa­nia, że mogą być parą, uzna­ła za nie­wy­ko­nal­ne. Tym­cza­sem Wald­ko­wi wy­da­wa­ło się to w ogó­le nie prze­szka­dzać. Był jak mały ra­tle­rek, któ­ry nie wi­dzi, że wszyst­kie inne psy są od nie­go dwa razy więk­sze.

– Jest na­praw­dę… pięk­na – wy­ją­ka­ła Mo­ni­ka.

– Pi­sa­łaś, że lu­bisz lody wa­ni­lio­we. Tu w po­bli­żu jest lo­dziar­nia. Masz ocho­tę?

– Ja­sne. 

Mo­ni­ka była zroz­pa­czo­na. Nie chcia­ła od razu spła­wiać Wald­ka. W koń­cu przy­je­chał ka­wał dro­gi, żeby się z nią spo­tkać, ku­pił różę, za­pra­szał na lody. Ale do­sko­na­le wie­dzia­ła, że spo­ty­ka­nie się z nim nie ma sen­su. Na­wet szwedz­ki ksią­żę, gdy­by był pół gło­wy od niej niż­szy, nie miał­by u niej szans.

– Gdzie za­par­ko­wa­łaś?

– Tu nie­da­le­ko. – Wska­za­ła nie­okre­ślo­ny kie­ru­nek.

Nie chcia­ła, aby Wal­dek od­pro­wa­dzał ją póź­niej na par­king. Po­sta­no­wi­ła zjeść z nim lody, po­roz­ma­wiać na ja­kieś neu­tral­ne te­ma­ty i bar­dzo szyb­ko się po­że­gnać.

– Jaki masz sa­mo­chód? – spy­tał znów Wal­dek.

Mo­ni­kę za­tka­ło. „Cóż to za py­ta­nie do ko­bie­ty? Może pró­bu­je się zo­rien­to­wać, czy mam dużo kasy? Dziew­czy­na z mer­ce­de­sem to nie­zła par­tia. A może po pro­stu jest ze­stre­so­wa­ny i nie wie, o czym roz­ma­wiać na pierw­szej rand­ce?”.

– Nie­bie­ski – za­żar­to­wa­ła i uśmiech­nę­ła się do nie­go sze­ro­ko.

Wal­dek spoj­rzał na nią, jak­by wła­śnie spa­dła z księ­ży­ca.

– Cho­dzi­ło mi o mar­kę sa­mo­cho­du.

– Ach, nie są­dzi­łam, że to mo­gło­by cię in­te­re­so­wać.

– Bar­dzo mnie to in­te­re­su­je. Sa­mo­cho­dy to moja naj­więk­sza pa­sja – od­parł śmier­tel­nie po­waż­nie.

Do­tar­li w koń­cu do lo­ka­lu. Wal­dek prze­pu­ścił ją w drzwiach, ale za­raz po wej­ściu po­trą­cił prze­cho­dzą­cą kel­ner­kę. Dziew­czy­na o mało nie upu­ści­ła tacy. On jed­nak zda­wał się w ogó­le tym nie przej­mo­wać. Gdy usie­dli przy sto­li­ku, kon­ty­nu­ował swój mo­no­log i nie prze­sta­wał na­wet wte­dy, gdy po­de­szła kel­ner­ka, by spy­tać co po­dać.

– Pierw­szy sa­mo­chód ku­pi­łem, gdy mia­łem dwa­dzie­ścia lat. Pra­co­wa­łem przez całe wa­ka­cje, żeby na nie­go za­ro­bić…

Mo­ni­ka prze­sta­ła słu­chać już na eta­pie jego dru­gie­go sa­mo­cho­du. Kel­ner­ka przy­nio­sła za­mó­wio­ne przez nich lody, więc Mo­ni­ka mo­gła prze­stać uda­wać, że z uwa­gą słu­cha jego opo­wie­ści. Za­nu­rzy­ła ły­żecz­kę w top­nie­ją­cym de­se­rze i z roz­ko­szą go spró­bo­wa­ła.

Na­gle po­czu­ła dłoń Wald­ka na swo­im udzie. W pierw­szej se­kun­dzie po­my­śla­ła, że tak za­afe­ro­wał się swo­ją opo­wie­ścią, iż nie za­uwa­żył tego, co robi jego ręka. Jed­nak­że ręka nie po­zo­sta­ła tam bez ru­chu. Po­wo­lut­ku za­czę­ła prze­su­wać się ku gó­rze. Wal­dek, jak gdy­by ni­g­dy nic, cią­gnął swo­ją opo­wieść.

– Póź­niej ku­pi­łem volks­wa­ge­na…

– To fa­scy­nu­ją­ce, ale mógł­byś zdjąć rękę z mo­je­go uda? – spy­ta­ła lo­do­wa­to.

Wal­dek po­chy­lił się ku Mo­ni­ce i pa­trząc jej pro­sto w oczy, naj­nie­win­niej w świe­cie za­py­tał:

– Na­praw­dę mi się po­do­basz. Nie mia­ła­byś ocho­ty, że­bym po­su­nął się da­lej?

– Nie!

To go jed­nak nie znie­chę­ci­ło. Ręka po­zo­sta­ła na zdo­by­tym już te­ry­to­rium i Mo­ni­ka zro­zu­mia­ła, że ła­god­no­ścią i do­bry­mi ma­nie­ra­mi się jej nie po­zbę­dzie.

– Za­bierz tę rękę! – po­wie­dzia­ła na tyle gło­śno, że od­wró­ci­li się go­ście sie­dzą­cy przy są­sied­nim sto­li­ku.

– Do­bra, wy­star­czy­ło nor­mal­nie po­wie­dzieć. Nie mu­sia­łaś się wy­dzie­rać – od­rzekł ob­ra­żo­nym to­nem.

Lody mo­men­tal­nie prze­sta­ły jej sma­ko­wać. Od­sta­wi­ła ły­żecz­kę z gło­śnym brzę­kiem i spoj­rza­ła lo­do­wa­to na Wald­ka.

– Mu­szę ucie­kać. Mam coś nie­sa­mo­wi­cie waż­ne­go do za­ła­twie­nia. – Chwy­ci­ła to­reb­kę i skie­ro­wa­ła się do wyj­ścia.

– Prze­pra­szam, że by­łem taki na­chal­ny. Po pro­stu wy­glą­dasz tak pięk­nie, że nie mo­głem się po­wstrzy­mać. Obie­cu­ję, że już cię nie do­tknę.

Mo­ni­ka za­wa­ha­ła się, gdyż kom­ple­ment spra­wił jej przy­jem­ność. Po tak ner­wo­wym po­ran­ku i „spo­tka­niu” z Ro­ber­tem miło było usły­szeć, że ktoś, na­wet je­śli był to fa­cet mniej­szy o pół gło­wy, uwa­ża ją za atrak­cyj­ną. Od­sta­wi­ła to­reb­kę.

– Zo­sta­nę, ale zmień­my te­mat roz­mo­wy. Te two­je sa­mo­cho­dy są prze­nud­ne.

– Nie ma spra­wy. O czym chcesz po­roz­ma­wiać?

– Nie wiem, może opo­wiesz coś o so­bie? Na przy­kład, co lu­bisz ro­bić w wol­nym cza­sie?

– Na­pra­wiać sa­mo­cho­dy.

Mo­ni­ka par­sk­nę­ła śmie­chem. Na­gle ule­cia­ła z niej cała złość i po­sta­no­wi­ła zo­stać.

– No tak, mo­głam zgad­nąć – od­rze­kła. – Ale nie myśl so­bie, że tyl­ko ja będę się wy­si­lać i wy­my­ślać py­ta­nia. Te­raz two­ja ko­lej.

– Na co? – spy­tał szcze­rze zdu­mio­ny Wal­dek.

– Na za­da­nie mi py­ta­nia. Tyl­ko od razu za­zna­czam, że nie może być ta­kie samo jak moje. Mu­sisz wy­my­ślić inne.

– Do­brze, ale obie­caj, że się nie ob­ra­zisz. – Wal­dek uśmiech­nął się ob­le­śnie.

– To za­le­ży od py­ta­nia. Ale za­cie­ka­wi­łeś mnie. Py­taj.

– Wo­lisz na gó­rze czy na dole?

Mo­ni­ka za­mar­ła, a po­tem wy­obra­zi­ła so­bie Wald­ka w in­tym­nej sy­tu­acji i… wy­bu­chła śmie­chem. Śmia­ła się tak szcze­rze, że aż łzy po­pły­nę­ły jej z oczu. Wszy­scy w ka­wiar­ni od­wró­ci­li się i pa­trzy­li na nią ze zdzi­wie­niem.

W koń­cu się opa­no­wa­ła i od­po­wie­dzia­ła, pa­trząc mu pro­sto w oczy:

– To za­le­ży od mo­je­go na­stro­ju.

Wal­dek naj­wy­raź­niej uznał, że py­ta­nie się jej spodo­ba­ło, więc po­su­nął się da­lej:

– Je­śli je­steś w do­brym na­stro­ju, to mo­gli­by­śmy sko­czyć tu za­raz obok, do ta­kie­go jed­ne­go przy­tul­ne­go ho­te­li­ku… – Jego ręka znów wy­lą­do­wa­ła na jej ko­la­nie.

– Źle mnie zro­zu­mia­łeś. Nie je­stem za­in­te­re­so­wa­na ho­te­li­ka­mi, na­wet je­śli są przy­tul­ne.

– To może mi cho­ciaż ob­cią­gniesz w sa­mo­cho­dzie?

W tym mo­men­cie Mo­ni­ka zro­zu­mia­ła, że Wal­dek nie żar­tu­je, nie dro­czy się z nią ani nie flir­tu­je. Li­czy na seks, na­wet je­śli miał­by to być szyb­ki nu­me­rek w ja­kimś obrzy­dli­wym miej­scu.

– Ra­czej nie – od­po­wie­dzia­ła krót­ko i wsta­ła z krze­sła, nie zwra­ca­jąc uwa­gi na ko­lej­ne prze­pro­si­ny i proś­by o wy­ba­cze­nie. Za­rzu­ci­ła swo­ją to­reb­kę na ra­mię i nie oglą­da­jąc się za sie­bie, ru­szy­ła do wyj­ścia.

1 W po­wyż­szym frag­men­cie wy­ko­rzy­sta­no po­pu­lar­ny tekst in­ter­ne­to­wy, krą­żą­cy w sie­ci od kil­ku lat pod ty­tu­łem Ma­ni­fest męż­czy­zny lub Apel do ko­biet, au­tor naj­praw­do­po­dob­niej po­zo­sta­je ano­ni­mo­wy, przy­to­czo­no za: jo­emon­ster.org/art/30194 (do­stęp 27.07.2022).

Rozdział 3

PAN KOMBINATOR

DZIEN­NIK MO­NI­KI

7 lip­ca 2018

Mia­łam dziś rand­kę z Ma­riu­szem. Po­zna­li­śmy się przez In­ter­net i bar­dzo szyb­ko za­pro­sił mnie na kawę. Przy­je­cha­łam jak zwy­kle punk­tu­al­nie i on też już był na miej­scu, ale… No wła­śnie! On nie tyl­ko już sie­dział, ale rów­nież wci­nał cia­cho! Tyl­ko przez chwi­lę sta­łam za­sko­czo­na, ale uda­łam, że mnie to nie za­szo­ko­wa­ło (może był wście­kle głod­ny?), i po­szłam za­mó­wić so­bie kawę. Nie ocze­ku­ję, że fa­ce­ci za­wsze będą pła­cić za moją kawę. Pra­cu­ję, więc mogę za sie­bie za­pła­cić, ale je­śli już na pierw­szej rand­ce fa­cet w ogó­le się nie wy­si­la, to znak, że mu wca­le nie za­le­ży. Praw­da?

Da­łam mu jed­nak ko­lej­ną szan­sę. Za­mó­wi­łam so­bie caf­fè lat­te i wró­ci­łam do sto­li­ka. Na po­cząt­ku roz­mo­wa ku­la­ła. On był prze­raź­li­wie nie­śmia­ły, więc to ja wy­my­śla­łam te­ma­ty i sta­ra­łam się go prze­ko­nać, że nie gry­zę. Po chwi­li tro­chę się zre­lak­so­wał i za­czął o so­bie opo­wia­dać.

On pali (mi­nus), ale wy­glą­da o wie­le le­piej, niż to wy­ni­ka­ło z jego zdję­cia i cze­go ocze­ki­wa­łam (duży plus). Za­uwa­ży­łam za to, że ma brud­ne pa­znok­cie (me­eega­mi­nus). I kie­dy do­szłam do wnio­sku, że jed­nak mo­gła­bym spo­tkać się z nim ko­lej­ny raz (ma ład­ne oczy i pięk­ny uśmiech), on pro­si kel­ner­kę o ra­chu­nek, że­gna się ze mną i idzie do swo­je­go auta?!

Rand­ka trwa­ła go­dzi­nę i dzie­sięć mi­nut!

By­łam tak za­sko­czo­na, że nie zdą­ży­łam się obu­rzyć. Wsia­dłam do swo­je­go auta i wró­ci­łam do domu. Czy to moż­li­we, że mu się nie spodo­ba­łam? Je­śli tak nie­cie­ka­wy fa­cet jak Ma­riusz może prze­bie­rać w dziew­czy­nach, to świat jest sza­lo­ny. Ale po­tem do­szłam do wnio­sku, że ow­szem, ode­zwie się jesz­cze. Od­cze­ka kil­ka dni, uda­jąc, że jest nie­sa­mo­wi­cie za­ję­tym fa­ce­tem, i za­dzwo­ni. Czy oni wszy­scy czy­ta­ją ten sam kre­tyń­ski po­rad­nik dla nie­peł­no­spryt­nych fa­ce­tów?Za­nim on się do mnie ode­zwie, ja już znaj­dę so­bie no­we­go chło­pa­ka.

14 lip­ca 2018

Po dziw­nej rand­ce z Ma­riu­szem stra­ci­łam za­pał. Mi­nął ty­dzień, a on się nie ode­zwał. Trud­no, jego stra­ta. Po­sta­no­wi­łam bar­dziej skon­cen­tro­wać się na so­bie: umó­wi­łam się do fry­zje­ra i do ko­sme­tycz­ki, za­czę­łam też in­ten­syw­nie po­szu­ki­wać miesz­ka­nia do wy­na­ję­cia.

Moja mama jest cu­dow­na, ale to ist­ne FBI i CIA w jed­nym. Nie mogę ni­g­dzie wyjść bez dro­bia­zgo­wych py­tań w sty­lu: z kim, gdzie i kie­dy wró­cę. Prze­glą­da moje rze­czy, tłu­ma­cząc się, że tyl­ko sprzą­ta, przy­słu­chu­je się każ­dej mo­jej roz­mo­wie te­le­fo­nicz­nej, uda­jąc, że aku­rat w tej chwi­li musi coś przy­nieść lub wy­nieść z mo­je­go po­ko­ju. Do tego nie kła­dzie się spać, do­pó­ki nie wró­cę do domu. Aaaaaa! Je­stem już do­ro­sła, a ona trak­tu­je mnie jak sze­ścio­lat­kę!

Mu­szę się wy­pro­wa­dzić, i to szyb­ko.

W so­bo­tę po­sta­no­wi­łam po­je­chać na za­ku­py. Wsta­łam koło ósmej, wy­pi­łam prze­pysz­ną kawę z mle­kiem i górą cu­kru, bez po­śpie­chu ubra­łam się i po­je­cha­łam ku­pić so­bie coś ład­ne­go. Nic tak nie po­pra­wia na­stro­ju jak pięk­na su­kien­ka zna­le­zio­na na wy­prze­da­ży. Lub buty. Uda­ło mi się ku­pić pięk­ne czer­wo­ne szpil­ki, by­łam za­tem bar­dzo za­do­wo­lo­na. Wsia­dłam do auta i już mia­łam od­jeż­dżać, gdy tuż przed sobą zo­ba­czy­łam za­par­ko­wa­ny sa­mo­chód Ro­ber­ta, mo­je­go eks! Za­tka­ło mnie, bo tego się nie spo­dzie­wa­łam. W pierw­szej chwi­li mia­łam ocho­tę wy­siąść i po­ry­so­wać mu la­kier albo jesz­cze le­piej: z roz­pę­du wje­chać w tył jego sa­mo­cho­du! By­łam taka wście­kła! A po­tem się roz­pła­ka­łam. My­śla­łam, że naj­gor­szy okres mam już za sobą, że za­po­mnia­łam i na­wet spo­tka­nie z nim nie zro­bi na mnie wra­że­nia. Tym­cza­sem wy­star­czy taki dro­biazg jak wi­dok jego auta, a ja roz­sy­pu­ję się na ka­wał­ki.

Od­je­cha­łam stam­tąd, jak tyl­ko tro­chę się uspo­ko­iłam. Mia­łam jesz­cze coś ku­pić, ale za­po­mnia­łam co.

W po­nie­dzia­łek sie­dzia­łam sama w biu­rze (Be­ata ma urlop), mo­głam za­tem spo­koj­nie za­brać się za po­szu­ki­wa­nie no­we­go fa­ce­ta. Naj­pierw zmie­ni­łam swo­je zdję­cie pro­fi­lo­we. To, któ­re do tej pory mia­łam, ścią­ga­ło tyl­ko sa­mych nie­udacz­ni­ków. Za­miast nie­go wsta­wi­łam ta­kie, na któ­rym je­stem w su­kien­ce. Wy­wo­ła­ło to spo­re za­in­te­re­so­wa­nie. Ale co z tego, sko­ro wciąż nie pi­sa­li do mnie tacy, któ­ry­mi ja by­łam za­in­te­re­so­wa­na? Od ja­kie­goś cza­su ob­ser­wu­ję An­drze­ja­88. Nie jest on przy­stoj­nia­kiem w sty­lu ak­to­ra hol­ly­wo­odz­kie­go, ale jak zo­ba­czy­łam jego zdję­cie, to zro­zu­mia­łam, że wła­śnie za ta­kie­go fa­ce­ta chcę wyjść za mąż i może na­wet prać mu skar­pet­ki.

Nie na­pi­sał do mnie.

Może dla­te­go za­czę­łam pi­sać z Paw­łem, cho­ciaż miał pro­fil bez zdję­cia. Gdy za­py­ta­łam, dla­cze­go go nie wsta­wił, tłu­ma­czył się, że nie chce, by jego zna­jo­mi wie­dzie­li, że w ta­kim miej­scu szu­ka dziew­czy­ny. Przy­słał mi za to swo­je zdję­cie na ma­ila. Moje pierw­sze wra­że­nie? Za mło­dy! Ale po­nie­waż od razu za­pro­po­no­wał mi spo­tka­nie, zgo­dzi­łam się. Je­śli ta zna­jo­mość nie wy­pa­li, to przy­naj­mniej spę­dzę miło czas, a nie jak przez ostat­ni ty­dzień, z ro­dzi­ną w domu.

Umó­wi­li­śmy się na rand­kę już tego sa­me­go po­po­łu­dnia. Po­da­łam mu swój nu­mer te­le­fo­nu, a on za­czął coś krę­cić. Naj­pierw spy­tał, czy nie mo­gła­bym przy­je­chać do jego mia­sta. Nie mo­głam, bo mi się nie chcia­ło tam je­chać. Wte­dy za­py­tał, czy nie mo­gła­bym pod­je­chać do mia­stecz­ka w po­ło­wie dro­gi do jego miej­sca za­miesz­ka­nia. A mnie ode­chcie­wa­ło się wszyst­kie­go i chcia­łam od­wo­łać rand­kę. Wte­dy za­pro­po­no­wał spo­tka­nie na­stęp­ne­go dnia, już w moim mie­ście.

Na­stęp­ne­go dnia za­ło­ży­łam moje nowe czer­wo­ne szpil­ki i po­je­cha­łam. Pierw­sze wra­że­nie – zu­peł­nie inny niż na zdję­ciu! Niby rysy twa­rzy te same, ale wy­glą­dał jak star­sza wer­sja oso­by z tego zdję­cia, któ­re mi przy­słał. Sie­dzia­łam na­prze­ciw­ko i ga­pi­łam się na nie­go przez całe na­sze spo­tka­nie. Ale oka­zał się cie­ka­wym roz­mów­cą, więc nie bra­ko­wa­ło nam te­ma­tów (plus), py­tał, cze­go chcę się na­pić lub co zjeść (duży plus! – to taka od­mia­na po Ma­riu­szu, że aż się wzru­szy­łam), ale nie­ste­ty pali pa­pie­ro­sy (me­ga­mi­nus).

Po pół­to­rej go­dzi­ny po­że­gna­łam się z nim, bo mu­sia­łam jesz­cze iść na fit­ness. Le­d­wo do­tar­łam do auta, a już do­sta­łam od nie­go SMS z py­ta­niem, czy chcę się jesz­cze z nim spo­tkać.

Hmmm… Za­tem zro­bi­łam na nim duże wra­że­nie…

Umó­wi­li­śmy się na czwar­tek.

21 lip­ca 2018

Zna­jo­mość z Paw­łem na­bie­ra tem­pa. Dzwo­ni do mnie co­dzien­nie i śle dzie­siąt­ki SMS-ów. W czwar­tek spo­tka­li­śmy się w mo­jej ulu­bio­nej ka­wiar­ni Po­zy­tyw­ka i dłu­go roz­ma­wia­li­śmy. Od­wiózł mnie po­tem do domu, a ja czu­łam, że on mi się co­raz bar­dziej po­do­ba.

Nie pro­te­sto­wa­łam, gdy za­py­tał, czy może mnie po­ca­ło­wać. A ca­ło­wał dłu­go i na­mięt­nie. Nic wię­cej nie pró­bo­wał, ale czu­łam, że ma na to strasz­ną ocho­tę. Pew­nie bę­dzie pró­bo­wał przy ko­lej­nym spo­tka­niu.

Roz­ma­wia­li­śmy po­tem jesz­cze przez te­le­fon i Pa­we­łek wy­znał mi, że chciał­by się ze mną dłu­żej spo­ty­kać. To już coś. Nie jest to może wy­zna­nie mi­ło­sne, ani bez­po­śred­nie po­sta­wie­nie spra­wy, ale znak, że chce ze mną być. Chy­ba mam chło­pa­ka. Chy­ba…

25 lip­ca 2018

Ma­riu­szek na­pi­sał do mnie. Kie­dy ja już cał­kiem o nim za­po­mnia­łam, on pyta, co u mnie i czy nie chcia­ła­bym się z nim jesz­cze spo­tkać. Nie mo­głam się po­wstrzy­mać i od­pi­sa­łam mu, że w cza­sie gdy się nie od­zy­wał, po­zna­łam ko­goś in­ne­go i je­ste­śmy te­raz szczę­śli­wą parą! Je­stem zło­śli­wa – wiem – ale za­słu­żył so­bie na to!

Na­to­miast Pa­we­łek nie usta­je w pró­bach za­cią­gnię­cia mnie do łóż­ka. Cho­ciaż łóż­ko to za dużo po­wie­dzia­ne. Wciąż pro­po­nu­je seks w jego sa­mo­cho­dzie. Ja­koś mnie taka per­spek­ty­wa nie za­chę­ca. Poza tym w koń­cu przy­znał się, że zdję­cie, któ­re mi przy­słał na po­cząt­ku na­szej zna­jo­mo­ści na ma­ila, to fo­to­gra­fia jego młod­sze­go bra­ta! Za­czy­nam po­dej­rze­wać, że ka­wał z nie­go krę­ta­cza. Kto przy­sy­ła zdję­cie in­nej oso­by?! I po co?

30 lip­ca 2018

Zu­peł­nie przy­pad­ko­wo od­kry­łam, że Pa­we­łek dzia­ła na kil­ka fron­tów, czy­li spo­ty­ka­jąc się ze mną, pod­ry­wa inne ko­bie­ty. Nie by­ło­by to dla mnie szo­ku­ją­ce, ale Pa­we­łek twier­dzi, że wciąż o mnie my­śli, za­uro­czy­łam go, je­stem pięk­na i sek­sow­na. Co­dzien­nie wy­sy­ła mi na­mięt­ne SMS-y, pra­wi nie­sa­mo­wi­te kom­ple­men­ty, a tym­cza­sem na in­nym por­ta­lu pro­po­nu­je in­nym ko­bie­tom nie­zo­bo­wią­zu­ją­ce spo­tka­nia. Nie zo­rien­to­wa­ła­bym się, ale mam tam aku­rat pro­fil bez zdję­cia, a on za­cze­pił mnie i po­dał swój nu­mer te­le­fo­nu – nu­mer, któ­ry już mam.

Po­sta­no­wi­łam go tro­chę „po­te­sto­wać”. Do tej pory spo­ty­ka­li­śmy się tyl­ko w ty­go­dniu, po pra­cy, gdy by­łam zmę­czo­na. Za­pro­po­no­wa­łam więc rand­kę w so­bo­tę. Zgo­dził się, ale w so­bo­tę koło po­łu­dnia za­dzwo­nił i po­wie­dział, że nie­ste­ty nie może przy­je­chać, bo musi po­móc swo­je­mu naj­lep­sze­mu przy­ja­cie­lo­wi w mon­to­wa­niu ja­kie­goś okna. Nie zdzi­wi­łam się, od ja­kie­goś cza­su bo­wiem po­dej­rze­wa­łam, że on na­wet nie jest sin­glem. By­łam tyl­ko roz­cza­ro­wa­na, że dla ta­kie­go pa­lan­ta zmar­no­wa­łam mie­siąc swo­je­go ży­cia. W tym cza­sie spła­wi­łam kil­ku in­nych fa­ce­tów, bo ja nie spo­ty­kam się z kil­ko­ma na­raz. A mógł być wśród nich ja­kiś nor­mal­ny, szu­ka­ją­cy po­waż­ne­go związ­ku!

Pa­we­łek słał po­tem SMS-y z prze­pro­si­na­mi, ale nie od­pi­sy­wa­łam. Dzwo­nił, a ja nie od­bie­ra­łam. Do­pie­ro wie­czo­rem od­pi­sa­łam mu, że je­stem na nie­go wście­kła za zmar­no­wa­nie mi so­bo­ty. To po­dzia­ła­ło na nie­go jak kop­niak, bo za­czął dzwo­nić i to non stop! W koń­cu ode­bra­łam, bo dzwo­nił­by chy­ba do rana. Nie za­le­ża­ło mi wca­le na jego prze­pro­si­nach, dla mnie mógł­by się już wię­cej nie od­zy­wać. Chcia­łam tyl­ko upew­nić się w mo­ich po­dej­rze­niach co do nie­go. Wy­słu­cha­łam jego tłu­ma­czeń i w ra­mach prze­pro­sin za­pro­po­no­wa­łam spo­tka­nie w na­stęp­ną so­bo­tę. Wa­hał się chwi­lę, a po­tem prze­pro­sił i oznaj­mił, że w ko­lej­ną so­bo­tę nie bę­dzie mógł, bo je­dzie… do bab­ci! To naj­głup­sza wy­mów­ka, jaką sły­sza­łam! Ży­czy­łam mu uda­nej po­dró­ży i się roz­łą­czy­łam.

A po­tem usia­dłam przed kom­pu­te­rem i po­sta­no­wi­łam za­lo­go­wać się na jego pro­fi­lu. Roz­ma­wia­li­śmy tak dużo, iż czu­łam, że go do­brze znam. Miał o so­bie tak wy­so­kie mnie­ma­nie, a tym­cza­sem ja roz­gry­złam go bar­dzo szyb­ko. Za­tem jego ha­sło do pro­fi­lu po­win­no być nie­zwy­kle ła­twe do od­gad­nię­cia. Wpi­sa­łam naj­pierw sze­reg cyfr, po­cząw­szy od je­dyn­ki. Pu­dło. Po­tem od szóst­ki. Też nic. A po­tem jego imię i cy­fry od je­den do czte­ry. Bin­go! Otwo­rzy­łam jego pro­fil i mo­głam przej­rzeć wszyst­kie wia­do­mo­ści, któ­re do tej pory wy­sy­łał. A była ich masa. Mia­łam ra­cję – Pa­we­łek to za­łga­ny gno­jek. Nie tyl­ko pod­ry­wał inne dziew­czy­ny w cza­sie, gdy już spo­ty­kał się ze mną. On jest żo­na­ty! Pi­sał o tym jed­nej dziew­czy­nie, pro­po­nu­jąc jej seks bez zo­bo­wią­zań. Od­na­la­złam też jego praw­dzi­we­go ma­ila, a tam CV, któ­re wy­sy­łał do fir­my, gdy szu­kał pra­cy. Do­wie­dzia­łam się za­tem, że Pa­we­łek tak na­praw­dę ma na imię Mar­cin.

Cie­szę się, że nie do­szło mię­dzy nami do ni­cze­go wię­cej niż parę na­mięt­nych po­ca­łun­ków. Od po­cząt­ku czu­łam, że coś jest z nim nie tak. A jed­nak w pew­nej chwi­li za­czę­łam o nim my­śleć po­waż­nie. Ależ ja je­stem na­iw­na… Całe szczę­ście, że od­kry­łam jego praw­dzi­we ob­li­cze.

A może lep­sze­go fa­ce­ta już nie po­znam? Może oni wszy­scy są tacy sami? A inne ko­bie­ty wca­le nie mają lep­szych chło­pa­ków czy mę­żów, tyl­ko go­dzą się na bez­na­dziej­ne związ­ki?

Mu­szę się wy­ci­szyć i skon­cen­tro­wać tyl­ko na so­bie. Mu­szę prze­stać tak de­spe­rac­ko po­szu­ki­wać męż­czy­zny. Moje ma­rze­nia są waż­niej­sze. A je­śli kie­dyś w przy­szło­ści spo­tkam ja­kie­goś nor­mal­ne­go fa­ce­ta, to do­brze. Je­śli nie – trud­no.