Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
113 osoby interesują się tą książką
Trzy pięćdziesięciokilkuletnie siostry z rodzinami wyruszają na urodziny swojego ojca. Na miejscu czeka ich niespodzianka – dowiadują się, że senior rodu nagle stracił wzrok, słuch i mowę. Nim to się stało, wyraził życzenie, by jego córki i zięciowie wyjechali w góry na uroczystą kolację w luksusowym hotelu.
Zarówno kobiety, jak i ich mężowie mają jednak inne plany i w oddzielnych samochodach wyruszają w szaloną podróż. Tymczasem na ich drodze stają trzy młode pracownice klubu nocnego i ich zdesperowany kierowca. Oni również mają konkretny cel do zrealizowania. Nic jednak nie idzie tak, jak wszyscy z góry zakładali…
Co wyniknie z tej wybuchowej mieszanki niecnych planów, intryg, kłamstw i… tajemniczych ciasteczek?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 307
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dolny Śląsk, Mojesz, Chata Szamana
– Pięknie tu, prawda? – Dorian objął Amelię i czule pocałował w policzek, na co narzeczona odpowiedziała pełnym miłości spojrzeniem.
– To będzie niezapomniane wesele... – odparła rozmarzonym głosem, a pod stołem dyskretnie uszczypnęła Doriana w udo.
Młodzi nie chcieli nie tylko ślubu, lecz także wesela. Nie przekonywał ich nawet argument, że ich rodzice za wszystko zapłacą. Amelia początkowo toczyła zażarte boje z matką i ojcem, że wyprasza sobie zarówno jakikolwiek ślub, jak i jakiekolwiek wesele, bo jest młoda, bardzo postępowa, nie wierzy w moc papierków i zasadniczo nie wie, czy w ogóle jest wierząca. Wobec tego ani ślubu, ani wesela w swoim życiu nie przewiduje. Nigdy.
– Zrobisz to babci Irence? A pomyślałaś o dziadku Józefie? Podczas każdej wigilii marzy, że zatańczy na twoim weselu. Ma odejść z tego świata z tym niespełnionym marzeniem? Czy ty zamiast serca masz kamień?
– A moi rodzice w grobie się przewracają. – Ojciec, niezwykle zdenerwowany, odchrząknął i rozpiął guzik pod szyją.
– Przecież do tego, aby tworzyć z Dorianem związek, nie musimy mieć papierka – argumentowała Amelia, ale jej rodzice byli nieprzejednani.
– Właśnie, że musicie – odezwał się ojciec. – Musicie mieć i ślub kościelny, i wesele.
– Tato...
– Co tato? Co tato? – Matka Amelii, Antonina, była bliska zawału serca i postanowiła przeciwko córce wytoczyć najcięższe działo. – Nie pamiętasz, co na zeszłej wigilii powiedzieli twoi dziadkowie?
Amelia wzięła głęboki oddech. Oczywiście, doskonale pamiętała, co między karpiem w galarecie a kluskami z makiem oznajmili rodzice jej matki, a jej dziadkowie: zapiszą na nią mieszkanie tylko wtedy, gdy weźmie ślub kościelny i urządzi wesele jak się patrzy. Amelia nie do końca rozumiała, co seniorzy mieli na myśli, życząc sobie wesela „jak się patrzy”, ale wraz z kolejnymi mijającymi dniami, tygodniami i miesiącami zaczęło ją ogarniać naiwne przekonanie, że dziadkowie zapomnieli o swoim ultimatum i któregoś dnia, przy czym będzie to wcześniej niż później, Amelia stanie się właścicielką ich elegancko utrzymanego M4.
– Porozmawiam z Dorianem... – poddała się Amelia.
Jej narzeczony, mimo krążącej z tyłu głowy niepokojącej myśli, że mieszkanie po seniorach może im przejść koło nosa, o możliwość niewzięcia ślubu oraz niezorganizowania wesela heroicznie walczył ze swoimi rodzicami jeszcze przez bity tydzień.
– Po moim trupie! Słyszysz?! – Jego ojciec, Krzysztof Adasiak, spurpurowiał na twarzy. – Do znajomych na wesela chodziłem, gościnę oddać muszę. No i przede wszystkim musisz mieć na względzie babcię i dziadka! Co ty sobie wyobrażasz?
– To, że nie chcę mieć wesela, a skoro nie chcę, to mieć go nie będę – spokojnie odparł Dorian i wciąż demonstrując przerażający spokój, założył nogę na nogę.
– To jest nieludzkie traktowanie ludzi! – Ojciec sapnął, podszedł do zlewu, napił się wody prosto z kranu, po czym otarł usta i wysunął ostatni argument: – Poczekaj, aż matka wróci z delegacji!
Matka Doriana Adasiaka, Roma, wróciła z delegacji do Suwałk na drugi dzień, a że przez telefon mąż na bieżąco informował ją o uporze syna, od razu po przestąpieniu progu przepuściła nań atak:
– Nie chcesz ślubu i wesela, tak? W takim razie koniec z finansowaniem twoich studiów! Bierz się do roboty i sam sobie za nie płać!
– Za wikt i opierunek też będziesz nam oddawać! – Ojciec zamachał w powietrzu zaciśniętą pięścią.
– Ale ja z wami nie mieszkam od dwóch lat – odezwał się Dorian i natychmiast pożałował swoich słów.
– Bo na kocią łapę żyjesz! – odezwała się matka. – Babcia Janka i dziadek Miron patrzeć na twój związek nie mogą! A poza tym, co to za samodzielność, jeśli płacimy ci nie tylko za studia, lecz także za wynajmem kawalerki, w której podejmujesz swoją konkubinę?
– Wypraszam sobie, Amelia nie jest moją konkubiną. Ona jest moją partnerką.
– Doruś. – Roma Adasiak uśmiechnęła się do syna słodko i szeroko, ale Dorian wiedział, że był to typowy rekini uśmiech, niby ładny, niby cacy, ale niewróżący niczego dobrego. – Gdyby mój świętej pamięci ojciec wstał z grobu, o Amelii właśnie tak by powiedział: konkubina. I tak samo by uważała mojej świętej pamięci teściowa. Konkubinat zawsze był wstydem na całą gminę, co ja mówię, na całe województwo i trzy czwarte Polski!
Matka wyjęła z kieszeni garsonki chusteczkę, haftowaną zapewne jeszcze ręką swojej świętej pamięci teściowej, czyli babci Anny, i wytarła nią czoło.
– Krzysiu, co z nim robimy? Uparty jak osioł. – Roma zwróciła się do męża, a ten wzruszył ramionami i powiedział:
– Tak jak mówiłaś, obcinamy młodemu kasę do korzenia i czekamy, aż skruszeje.
I Dorian skruszał po tygodniu, a teraz, niemal rok po pamiętnej awanturze, którą słyszał cały blok oraz pół sąsiedniego, siedział z Amelią, swoimi rodzicami oraz przyszłymi teściami w restauracji Chata Szamana, którą oboje narzeczeni wybrali na wesele właśnie ze względu na kontrowersyjną nazwę, chcąc zrobić na złość rodzicom oraz seniorom.
– Sami diabli nazwali tak to miejsce – mruknął ojciec Doriana, Krzysztof Adasiak, i kraciastą chusteczką otarł pot z czoła. – Nie możecie znaleźć czegoś innego? W Brunowie jest pałac, w Bielance też jest wspaniała sala weselna, dlaczego uparliście się na tę Chatę Szamana?
– Właśnie – zabrała głos Antonina Wielus, matka Amelii – wprawdzie niczego tu nie brakuje, jedzenie też podają smaczne, ale ta nazwa, Chata Szamana! Przecież na zaproszeniach będzie brzmieć niczym... niczym przekleństwo jakieś. – Powachlowała się dłonią.
– Mamusiu – córka uspokajającym gestem poklepała matkę po dłoni – nie jesteśmy przesądni.
– Ale starszyzna jest! – fuknęła jej matka.
– Otóż to! Babcia Janka, gdy przeczyta, gdzie ma jeść rosół na weselu swego jedynego wnuka, gotowa przypłacić to zawałem. Mam rację? – Matka Doriana zwróciła się do swego męża, na co on skwapliwie skinął głową.
– Po pierwsze, rosołu nie przewidujemy, a po drugie, babcia Janka ma zaćmę, więc siłą rzeczy niczego się nie dopatrzy – odezwał się Dorian.
– Synku, twoja babunia zaćmę już usunęła, więc wypatrzy wszystko, nawet to, co napisane jest między wierszami!
– Akurat między wierszami niczego pisać nie zamierzamy.
– Nie pyskuj do matki, smarkaczu! – Krzysztof Adasiak złapał papierową chusteczkę leżącą w zasięgu ręki i zmiął ją z pasją.
– Nie denerwuj się, Krzysiu, szkoda twojego zdrowia, a musisz je oszczędzać, bo wnuczek w drodze – z przekąsem powiedziała jego żona i znacząco popatrzyła na Amelię. Przyszła synowa źle znosiła ciążę, a jeszcze gorzej jej było na myśl, że jej fatalne samopoczucie nie robiło wrażenia nie tylko na jej rodzicach, lecz także na przyszłych teściach, którzy podjudzani przez starszyznę rodu nadal, niczym czołgi pędzące na barykady, dążyli do wyprawienia im wesela. Na ową ciążę narzeczeni zdecydowali się właśnie z myślą o tym, aby wybić im z głów tę imprezę. Nigdy jednak nie zamierzali im tego mówić, tym bardziej że ich fortel nie przyniósł żadnego skutku, poza uwagą ze strony matki Amelii, że najstarsza wiekiem seniorka w ich rodzinie, którą była ciocia Weronika, może nie przeżyć widoku brzemiennej panny młodej stojącej przed ołtarzem.
– Ciotka Weronika może także nie znieść widoku tych bębnów – odezwał się Kajetan Wielus, ojciec panny młodej, i skinął głową ku przeciwległej ścianie, przy której ustawionych było tych kilka szamańskich akcesoriów.
– Przecież to jest dekoracja – odezwała się Amelia.
– Noclegi. Będziemy musieli przenocować tu gości – zmieniła temat Roma.
– Z noclegami nie ma żadnego problemu – powiedział kelner, który nagle się przy nich znalazł. – Proszę spojrzeć za okno, o tam. – Wskazał ręką na kilka niskich budynków. – Może tego nie widać, ale w Czarcich Wigwamach jest nocleg dla siedemdziesięciu osób.
– Czarcie Wigwamy... – jęknęła Antonina. – Moglibyście na czas wesela naszych dzieci zmienić te dziwne nazwy na takie, które religijni seniorzy będą w stanie zaakceptować?
– Niestety, nie jest to możliwe. – Puścił do niej oko, po czym lekko się ukłonił i odszedł w kierunku baru, przy którym, a jakże, również stały jakieś bębny.
– Więc co? Albo się decydujecie na to miejsce, albo nie wystąpimy w waszym cyrku – twardo powiedział Dorian, a Amelia na znak, że podziela jego zdanie, mocno ścisnęła go za rękę.