Wyjące pięćdziesiątki - Anna Kleiber - ebook
NOWOŚĆ

Wyjące pięćdziesiątki ebook

Anna Kleiber

3,6

11 osób interesuje się tą książką

Opis

Trzy pięćdziesięciokilkuletnie siostry z rodzinami wyruszają na urodziny swojego ojca. Na miejscu czeka ich niespodzianka – dowiadują się, że senior rodu nagle stracił wzrok, słuch i mowę. Nim to się stało, wyraził życzenie, by jego córki i zięciowie wyjechali w góry na uroczystą kolację w luksusowym hotelu.
Zarówno kobiety, jak i ich mężowie mają jednak inne plany i w oddzielnych samochodach wyruszają w szaloną podróż. Tymczasem na ich drodze stają trzy młode pracownice klubu nocnego i ich zdesperowany kierowca. Oni również mają konkretny cel do zrealizowania. Nic jednak nie idzie tak, jak wszyscy z góry zakładali…
Co wyniknie z tej wybuchowej mieszanki niecnych planów, intryg, kłamstw i… tajemniczych ciasteczek?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 307

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (39 ocen)
15
4
13
2
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Anisa15

Nie oderwiesz się od lektury

Ostrzec Cię muszę, że po powieść tę, przy innych lub to w transporcie publicznym sięgasz na własną odpowiedzialność. Jej lektura bowiem, grozi niekontrolowanymi wybuchami śmiechu, co przez osoby postronne różnie może zostać odczytane . Jeśli zmieszamy w jednym tyglu pomysłowego staruszka, który nagle nie słyszy, nie widzi i nie mówi wskutek tajemniczej choroby, po to tylko, aby podsłuchać plany swych córek i ich zięciów. Tytułowe wyjące pięćdziesiątki, które na skutek komedii pomyłek lądują na ślubie nieznanych sobie osób, a ich mężowie w tym czasie przeżywają zabawne przygody w towarzystwie służb mundurowych i dam lekkich obyczajów otrzymujemy niezły kogel mogel. Kogel mogel pełen humoru i dobrej zabawy. Zaś scena zakupu kwiatów to komediowe mistrzostwo, przy której obie z teściową zrywałyśmy boki. Po tak się kończy czytanie tej książki przy innych, że będą chcieli ją czytać razem z Wami. Wszak ciekawość z czego się tak śmiejecie będzie pierwszym stopniem to lektury owej powieści....
10
monikamolex

Nie polecam

Coś strasznego.Nigdy tak się Nie wynudzilam .Ta pozycja to porażka
00
MarcinDurka

Całkiem niezła

Dobra pozycja do zrelaksowania się.
00
buklowerka

Nie oderwiesz się od lektury

Spędziłam wesoły weekend z komedią. Nawet mężowi przeczytałam kilka fragmentów i porechotał ze mną. Senior rodu postanawia sprawdzić, której z pięćdziesięcioletnich córek przepisać majątek. Na myśl, że krwawica ma zostać sprzedana, a panie podzielą się pieniędzmi - Jaromira ogarnia złość. By lepiej poznać, co siedzi w głowach latorośli i ich rodzin mecenas udaje, że dopadła go dziwaczna przypadłość polegająca na utracie wzroku, słuchu i mowy. Dzięki temu zamierza na całego podsłuchiwać ich rozmowy. Plan wciela w życie z pomocą przyjaciółki nieżyjącej żony i podstarzałego lekarza. Dodajmy, że apodyktyczny emeryt ma osiemdziesiąt osiem lat. Na 300 stronach spotykamy kilkunastu główniejszych bohaterów i nie wiem jak to się autorce udało, ale zapamiętałam ich imiona. Książka składa się z po mistrzowsku prowadzonych dialogów i zgrabnych opisów okoliczności i miejsc. Autorka ma leciuteńkie pióro i czytanie zlatuje migunuem. Akcja toczy się szybko, trzyma się kupy i cały czas dumałam do...
00
Magia00

Całkiem niezła

Lubię książki Anny Kleiber ale ta jest rozwleczona i przegadana
00

Popularność




Text Co­py­ri­ght © Anna Kle­iber
Co­py­ri­ght © 2025 by Lucky
Pro­jekt okładki: Ilona Go­styń­ska-Rym­kie­wicz
Au­to­rzy gra­fik na okładce: Who is Santi oraz Ta­narch (Stock.adobe.com)
DTP: Ju­styna Ja­kub­czyk
Re­dak­cja i ko­rekta: Ju­styna Ja­kub­czyk
Ikony czcionki Sosa Co­py­ri­ght © 2012 by Ten by Twenty (Font­s2u.com)
Wy­da­nie I
Ra­dom 2025
ISBN 978-83-68261-52-3
Wy­daw­nic­two Lucky ul. Że­rom­skiego 33 26-600 Ra­dom
Dys­try­bu­cja: tel. 501 506 203 48 363 83 54
e-mail: kon­takt@wy­daw­nic­two­lucky.plwww.wy­daw­nic­two­lucky.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dolny Śląsk, Mo­jesz, Chata Sza­mana

– Pięk­nie tu, prawda? – Do­rian ob­jął Ame­lię i czule po­ca­ło­wał w po­li­czek, na co na­rze­czona od­po­wie­działa peł­nym mi­ło­ści spoj­rze­niem.

– To bę­dzie nie­za­po­mniane we­sele... – od­parła roz­ma­rzo­nym gło­sem, a pod sto­łem dys­kret­nie uszczyp­nęła Do­riana w udo.

Mło­dzi nie chcieli nie tylko ślubu, lecz także we­sela. Nie prze­ko­ny­wał ich na­wet ar­gu­ment, że ich ro­dzice za wszystko za­płacą. Ame­lia po­cząt­kowo to­czyła za­żarte boje z matką i oj­cem, że wy­pra­sza so­bie za­równo ja­ki­kol­wiek ślub, jak i ja­kie­kol­wiek we­sele, bo jest młoda, bar­dzo po­stę­powa, nie wie­rzy w moc pa­pier­ków i za­sad­ni­czo nie wie, czy w ogóle jest wie­rząca. Wo­bec tego ani ślubu, ani we­sela w swoim ży­ciu nie prze­wi­duje. Ni­gdy.

– Zro­bisz to babci Irence? A po­my­śla­łaś o dziadku Jó­ze­fie? Pod­czas każ­dej wi­gi­lii ma­rzy, że za­tań­czy na twoim we­selu. Ma odejść z tego świata z tym nie­speł­nio­nym ma­rze­niem? Czy ty za­miast serca masz ka­mień?

– A moi ro­dzice w gro­bie się prze­wra­cają. – Oj­ciec, nie­zwy­kle zde­ner­wo­wany, od­chrząk­nął i roz­piął gu­zik pod szyją.

– Prze­cież do tego, aby two­rzyć z Do­ria­nem zwią­zek, nie mu­simy mieć pa­pierka – ar­gu­men­to­wała Ame­lia, ale jej ro­dzice byli nie­prze­jed­nani.

– Wła­śnie, że mu­si­cie – ode­zwał się oj­ciec. – Mu­si­cie mieć i ślub ko­ścielny, i we­sele.

– Tato...

– Co tato? Co tato? – Matka Ame­lii, An­to­nina, była bli­ska za­wału serca i po­sta­no­wiła prze­ciwko córce wy­to­czyć naj­cięż­sze działo. – Nie pa­mię­tasz, co na ze­szłej wi­gi­lii po­wie­dzieli twoi dziad­ko­wie?

Ame­lia wzięła głę­boki od­dech. Oczy­wi­ście, do­sko­nale pa­mię­tała, co mię­dzy kar­piem w ga­la­re­cie a klu­skami z ma­kiem oznaj­mili ro­dzice jej matki, a jej dziad­ko­wie: za­pi­szą na nią miesz­ka­nie tylko wtedy, gdy weź­mie ślub ko­ścielny i urzą­dzi we­sele jak się pa­trzy. Ame­lia nie do końca ro­zu­miała, co se­nio­rzy mieli na my­śli, ży­cząc so­bie we­sela „jak się pa­trzy”, ale wraz z ko­lej­nymi mi­ja­ją­cymi dniami, ty­go­dniami i mie­sią­cami za­częło ją ogar­niać na­iwne prze­ko­na­nie, że dziad­ko­wie za­po­mnieli o swoim ul­ti­ma­tum i któ­re­goś dnia, przy czym bę­dzie to wcze­śniej niż póź­niej, Ame­lia sta­nie się wła­ści­cielką ich ele­gancko utrzy­ma­nego M4.

– Po­roz­ma­wiam z Do­ria­nem... – pod­dała się Ame­lia.

Jej na­rze­czony, mimo krą­żą­cej z tyłu głowy nie­po­ko­ją­cej my­śli, że miesz­ka­nie po se­nio­rach może im przejść koło nosa, o moż­li­wość nie­wzię­cia ślubu oraz nie­zor­ga­ni­zo­wa­nia we­sela he­ro­icz­nie wal­czył ze swo­imi ro­dzi­cami jesz­cze przez bity ty­dzień.

– Po moim tru­pie! Sły­szysz?! – Jego oj­ciec, Krzysz­tof Ada­siak, spur­pu­ro­wiał na twa­rzy. – Do zna­jo­mych na we­sela cho­dzi­łem, go­ścinę od­dać mu­szę. No i przede wszyst­kim mu­sisz mieć na wzglę­dzie bab­cię i dziadka! Co ty so­bie wy­obra­żasz?

– To, że nie chcę mieć we­sela, a skoro nie chcę, to mieć go nie będę – spo­koj­nie od­parł Do­rian i wciąż de­mon­stru­jąc prze­ra­ża­jący spo­kój, za­ło­żył nogę na nogę.

– To jest nie­ludz­kie trak­to­wa­nie lu­dzi! – Oj­ciec sap­nął, pod­szedł do zlewu, na­pił się wody pro­sto z kranu, po czym otarł usta i wy­su­nął ostatni ar­gu­ment: – Po­cze­kaj, aż matka wróci z de­le­ga­cji!

Matka Do­riana Ada­siaka, Roma, wró­ciła z de­le­ga­cji do Su­wałk na drugi dzień, a że przez te­le­fon mąż na bie­żąco in­for­mo­wał ją o upo­rze syna, od razu po prze­stą­pie­niu progu prze­pu­ściła nań atak:

– Nie chcesz ślubu i we­sela, tak? W ta­kim ra­zie ko­niec z fi­nan­so­wa­niem two­ich stu­diów! Bierz się do ro­boty i sam so­bie za nie płać!

– Za wikt i opie­ru­nek też bę­dziesz nam od­da­wać! – Oj­ciec za­ma­chał w po­wie­trzu za­ci­śniętą pię­ścią.

– Ale ja z wami nie miesz­kam od dwóch lat – ode­zwał się Do­rian i na­tych­miast po­ża­ło­wał swo­ich słów.

– Bo na ko­cią łapę ży­jesz! – ode­zwała się matka. – Bab­cia Janka i dzia­dek Mi­ron pa­trzeć na twój zwią­zek nie mogą! A poza tym, co to za sa­mo­dziel­ność, je­śli pła­cimy ci nie tylko za stu­dia, lecz także za wy­naj­mem ka­wa­lerki, w któ­rej po­dej­mu­jesz swoją kon­ku­binę?

– Wy­pra­szam so­bie, Ame­lia nie jest moją kon­ku­biną. Ona jest moją part­nerką.

– Do­ruś. – Roma Ada­siak uśmiech­nęła się do syna słodko i sze­roko, ale Do­rian wie­dział, że był to ty­powy re­kini uśmiech, niby ładny, niby cacy, ale nie­wró­żący ni­czego do­brego. – Gdyby mój świę­tej pa­mięci oj­ciec wstał z grobu, o Ame­lii wła­śnie tak by po­wie­dział: kon­ku­bina. I tak samo by uwa­żała mo­jej świę­tej pa­mięci te­ściowa. Kon­ku­bi­nat za­wsze był wsty­dem na całą gminę, co ja mó­wię, na całe wo­je­wódz­two i trzy czwarte Pol­ski!

Matka wy­jęła z kie­szeni gar­sonki chu­s­teczkę, ha­fto­waną za­pewne jesz­cze ręką swo­jej świę­tej pa­mięci te­ścio­wej, czyli babci Anny, i wy­tarła nią czoło.

– Krzy­siu, co z nim ro­bimy? Uparty jak osioł. – Roma zwró­ciła się do męża, a ten wzru­szył ra­mio­nami i po­wie­dział:

– Tak jak mó­wi­łaś, ob­ci­namy mło­demu kasę do ko­rze­nia i cze­kamy, aż skru­szeje.

I Do­rian skru­szał po ty­go­dniu, a te­raz, nie­mal rok po pa­mięt­nej awan­tu­rze, którą sły­szał cały blok oraz pół są­sied­niego, sie­dział z Ame­lią, swo­imi ro­dzi­cami oraz przy­szłymi te­ściami w re­stau­ra­cji Chata Sza­mana, którą oboje na­rze­czeni wy­brali na we­sele wła­śnie ze względu na kon­tro­wer­syjną na­zwę, chcąc zro­bić na złość ro­dzi­com oraz se­nio­rom.

– Sami dia­bli na­zwali tak to miej­sce – mruk­nął oj­ciec Do­riana, Krzysz­tof Ada­siak, i kra­cia­stą chu­s­teczką otarł pot z czoła. – Nie mo­że­cie zna­leźć cze­goś in­nego? W Bru­no­wie jest pa­łac, w Bie­lance też jest wspa­niała sala we­selna, dla­czego upar­li­ście się na tę Chatę Sza­mana?

– Wła­śnie – za­brała głos An­to­nina Wie­lus, matka Ame­lii – wpraw­dzie ni­czego tu nie bra­kuje, je­dze­nie też po­dają smaczne, ale ta na­zwa, Chata Sza­mana! Prze­cież na za­pro­sze­niach bę­dzie brzmieć ni­czym... ni­czym prze­kleń­stwo ja­kieś. – Po­wa­chlo­wała się dło­nią.

– Ma­mu­siu – córka uspo­ka­ja­ją­cym ge­stem po­kle­pała matkę po dłoni – nie je­ste­śmy prze­sądni.

– Ale star­szy­zna jest! – fuk­nęła jej matka.

– Otóż to! Bab­cia Janka, gdy prze­czyta, gdzie ma jeść ro­sół na we­selu swego je­dy­nego wnuka, go­towa przy­pła­cić to za­wa­łem. Mam ra­cję? – Matka Do­riana zwró­ciła się do swego męża, na co on skwa­pli­wie ski­nął głową.

– Po pierw­sze, ro­sołu nie prze­wi­du­jemy, a po dru­gie, bab­cia Janka ma za­ćmę, więc siłą rze­czy ni­czego się nie do­pa­trzy – ode­zwał się Do­rian.

– Synku, twoja ba­bu­nia za­ćmę już usu­nęła, więc wy­pa­trzy wszystko, na­wet to, co na­pi­sane jest mię­dzy wier­szami!

– Aku­rat mię­dzy wier­szami ni­czego pi­sać nie za­mie­rzamy.

– Nie py­skuj do matki, smar­ka­czu! – Krzysz­tof Ada­siak zła­pał pa­pie­rową chu­s­teczkę le­żącą w za­sięgu ręki i zmiął ją z pa­sją.

– Nie de­ner­wuj się, Krzy­siu, szkoda two­jego zdro­wia, a mu­sisz je oszczę­dzać, bo wnu­czek w dro­dze – z prze­ką­sem po­wie­działa jego żona i zna­cząco po­pa­trzyła na Ame­lię. Przy­szła sy­nowa źle zno­siła ciążę, a jesz­cze go­rzej jej było na myśl, że jej fa­talne sa­mo­po­czu­cie nie ro­biło wra­że­nia nie tylko na jej ro­dzi­cach, lecz także na przy­szłych te­ściach, któ­rzy pod­ju­dzani przez star­szy­znę rodu na­dal, ni­czym czołgi pę­dzące na ba­ry­kady, dą­żyli do wy­pra­wie­nia im we­sela. Na ową ciążę na­rze­czeni zde­cy­do­wali się wła­śnie z my­ślą o tym, aby wy­bić im z głów tę im­prezę. Ni­gdy jed­nak nie za­mie­rzali im tego mó­wić, tym bar­dziej że ich for­tel nie przy­niósł żad­nego skutku, poza uwagą ze strony matki Ame­lii, że naj­star­sza wie­kiem se­niorka w ich ro­dzi­nie, którą była cio­cia We­ro­nika, może nie prze­żyć wi­doku brze­mien­nej panny mło­dej sto­ją­cej przed oł­ta­rzem.

– Ciotka We­ro­nika może także nie znieść wi­doku tych bęb­nów – ode­zwał się Ka­je­tan Wie­lus, oj­ciec panny mło­dej, i ski­nął głową ku prze­ciw­le­głej ścia­nie, przy któ­rej usta­wio­nych było tych kilka sza­mań­skich ak­ce­so­riów.

– Prze­cież to jest de­ko­ra­cja – ode­zwała się Ame­lia.

– Noc­legi. Bę­dziemy mu­sieli prze­no­co­wać tu go­ści – zmie­niła te­mat Roma.

– Z noc­le­gami nie ma żad­nego pro­blemu – po­wie­dział kel­ner, który na­gle się przy nich zna­lazł. – Pro­szę spoj­rzeć za okno, o tam. – Wska­zał ręką na kilka ni­skich bu­dyn­ków. – Może tego nie wi­dać, ale w Czar­cich Wi­gwa­mach jest noc­leg dla sie­dem­dzie­się­ciu osób.

– Czar­cie Wi­gwamy... – jęk­nęła An­to­nina. – Mo­gli­by­ście na czas we­sela na­szych dzieci zmie­nić te dziwne na­zwy na ta­kie, które re­li­gijni se­nio­rzy będą w sta­nie za­ak­cep­to­wać?

– Nie­stety, nie jest to moż­liwe. – Pu­ścił do niej oko, po czym lekko się ukło­nił i od­szedł w kie­runku baru, przy któ­rym, a jakże, rów­nież stały ja­kieś bębny.

– Więc co? Albo się de­cy­du­je­cie na to miej­sce, albo nie wy­stą­pimy w wa­szym cyrku – twardo po­wie­dział Do­rian, a Ame­lia na znak, że po­dziela jego zda­nie, mocno ści­snęła go za rękę.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki