Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Poznanie Piotra było dla Lidki jak wygranie losu na loterii - przystojny, bogaty, szarmancki. Życie jej nie rozpieszczało, a przy jego boku marzenie o założeniu normalnej rodziny stało się realne. Wspólne pasje, ślub, dom, do pełni szczęścia brakowało Lidce tylko dziecka. Wszystko nagle runęło, kiedy Piotr oznajmił, że złożył pozew o rozwód, i odszedł. Bez słowa wyjaśnienia. Jak się po czymś takim pozbierać? Jak nie stracić nadziei, że w ogóle jest to możliwe? Lidka szuka ukojenia w ukochanych górach. To w Zakopanem znajdzie coś więcej niż spokój. Bo kiedy zostają tylko okruchy nadziei, życie pisze dla nas własny scenariusz.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 249
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Moim najbliższym:Hani, Jasiowi, Jarkowi
~ 1 ~
Obecnie
Łzy płynęły mi po policzkach na wspomnienie wydarzeń sprzed miesiąca. Wycieraczki nie radziły sobie z jesienną ulewą, czułam się tak, jakby cały świat płakał razem ze mną. Krople deszczu niepokojąco dudniły o dach samochodu. Na przemian słyszałam to deszcz uderzający o blachę, to wycieraczki. Deszcz. Wycieraczki. Zacisnęłam dłonie na kierownicy. Musiałam tam dojechać. Miałam nadzieję, że gdy dotrę na miejsce, przestanie boleć.
Zawsze jeździłam w góry z wielką radością, z planem na zdobycie szczytu, poznanie nowego szlaku, zrobienie niesamowitych zdjęć, by potem wrócić do szarej, zwykłej rzeczywistości z uczuciem spełnienia. Dziś jechałam z zupełnie innym nastawieniem. Czy chciałam uciec? Może schronić się, schować przed tym, co znajome... przede wszystkim przed znajomymi twarzami, współczującymi, ciekawskimi spojrzeniami, nie daj Boże – przed osądami. Jechałam już trzecią godzinę bez przystanku, wieczorna pora dawała się już we znaki i organizm domagał się kofeiny. Zjechałam z głównej trasy, popularne M zachęcało do zrobienia sobie przerwy na pyszną kawę, ciastko czy niezdrowego hamburgera. Weszłam do środka. Ogarnęłam wzrokiem wnętrze. Tłum ludzi, radosne dzieci bawiące się pomiędzy stolikami, głośne rozmowy nastolatków i razem z nimi ja... jakby zamknięta w szklanej kuli, ze swoimi myślami, troskami, z bólem, który nie chciał odpuścić.
Zjadłam, wypiłam kawę i z powrotem wsiadłam do samochodu. Chciałam ruszyć dalej, ale nie mogłam. Oparłam głowę na kierownicy i znów pozwoliłam im popłynąć. Tak często teraz towarzyszyły mi łzy.
Żeby wraz z nimi przychodziło ukojenie.
Ale tak nie było. Spojrzałam jeszcze raz na tych wszystkich ludzi siedzących w środku. Byli zajęci czymś lub kimś. Zazdrościłam im. Ja nie miałam już nic. Wytarłam łzy. Wzięłam oddech. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyłam. W stronę moich gór. Uciekałam od ludzi, a jechałam tam, gdzie jest ich najwięcej. Zakopane.
Dawno już tam nie byłam.
Woleliśmy ciekawsze miejsca, nowe, jeszcze przez nas nieodkryte.
Zawsze będę mogła zamknąć się w pokoju i wychodzić tylko na wykupione posiłki, a jak mi się znudzi, wyjść na szlak...
Miałam całe trzy tygodnie na złożenie się do kupy. Uśmiechnęłam się na wspomnienie Ani i Mariana, i chwili, kiedy powiedzieli mi: „Jedź, Lidka, poukładaj sobie wszystko i wróć do nas”. Zawsze mogłam liczyć na moje szefostwo, właścicieli restauracji, w której pracowałam. Choć nigdy nie udało mi się wybić – zawsze bałam się sięgać wyżej, po więcej – to po dwóch latach kelnerowania zostałam kierownikiem. Miałam pod sobą świetny zespół kucharzy oraz kelnerów. Uwielbiałam swoją pracę, bo uwielbiam ludzi.
Trzy tygodnie... Czy to wystarczy, by zacząć wszystko od nowa? Od zera? Oddzielić grubą kreską całe swoje życie i zacząć od czystej kartki? Sama?... Zastanawiając się nad tym, usłyszałam nawigację: „Dotarłeś do celu”. Ulica Regle... mój tymczasowy azyl. Nie miałam pojęcia, co zarezerwowała mi przyjaciółka, poprosiłam, by zrobiła wszystko za mnie. „Poszukaj, wybierz, zarezerwuj” – powiedziałam Kaśce. Ufałam jej. Wiedziała doskonale, w jakiej sytuacji się znajduję, choć poznałyśmy się w pracy, obie miałyśmy wrażenie, jakbyśmy znały się od dziecka. Wiedziała więc, że kwatera blisko szlaków to dla mnie spełnienie marzeń. Miała nadzieję, że góry przywrócą mi chęć do życia. Ja w to wątpiłam.
Wysiadłam z samochodu. Ciepłe jesienne powietrze otuliło mnie przyjemnie. Tu w Zakopanem nie było śladu po deszczu. Moim oczom ukazał się piękny drewniany pensjonat Dwa Dęby. Rozejrzałam się. Spojrzałam wyżej, by zobaczyć moją miłość – góry, ale czarne niebo je zasłaniało. Wyjęłam z bagażnika dwie małe walizki, torbę listonoszkę i udałam się do głównego wejścia. Naprzeciwko znajdowała się recepcja, a po jej lewej stronie zobaczyłam piękne drewniane schody, zapewne do pokoi, po prawej natomiast było niewielkie pomieszczenie z wygodnymi brązowymi kanapami oraz przytulnym kominkiem. Wnętrze pensjonatu wykonane było z drewna, królowały w nim piękne obrazy z górskimi szczytami, w sali kominkowej ściany ozdobiono skórami zwierząt. Moim oczom ukazała się sympatyczna blondynka, jak na moje oko niewiele starsza ode mnie.
– Dobry wieczór. – Prawie zaśpiewała z góralskim akcentem. – Jak minęła pani podróż? – spytała, nie dając mi możliwości na przywitanie się.
– Dobry wieczór, dziękuję – odpowiedziałam. – Mam rezerwację pokoju na nazwisko... – tu zawahałam się na chwilę – Michalska – ciągnęłam dalej. Nie chciałam wdawać się w rozmowy.
– Pokój jest gotowy. Czekaliśmy na panią, proszę. – Podała mi klucz i dodała: – Pokój numer cztery jest na pierwszym piętrze. Śniadanie podajemy od godziny ósmej do dziesiątej – poinformowała mnie, wskazując na drzwi, których wcześniej nie widziałam.
– Dziękuję. – Uśmiechnęłam się delikatnie. – Dobranoc.
Wzięłam wszystkie swoje rzeczy i ruszyłam w stronę schodów. Mój pokój znajdował się na końcu korytarza. Urządzony był w takim samym stylu jak dół pensjonatu. Cały był wyłożony drewnem, ściany zdobiły piękne fotografie z górskimi szlakami. Kochałam drewno, a Kaśka dobrze o tym wiedziała. Nie lubiłam jeździć w góry do luksusowych, nowoczesnych apartamentów. To nie dla mnie. Mój pokój był skromny, ale śliczny. Z prawej strony stało pojedyncze łóżko, przy nim malutka szafka nocna, a zaraz obok stolik z fotelem. Z lewej strony znajdowała się moja łazienka. Nic mi więcej nie było potrzeba. Wróciłam wzrokiem na szafkę nocną. Stał na niej prezent.
Prezent? Tutaj? Dla mnie?
Podeszłam bliżej. Na kolorowej paczuszce napisane było: Lidka. Uśmiechnęłam się. Znałam to pismo. Rozerwałam papier, a moim oczom ukazała się książka pod tytułem Jeszcze będzie pięknie, otworzyłam ją: „Kochana! Kocham Cię i mocno wierzę w Ciebie! Dasz radę! Jestem z Tobą! Kaśka”. Zaczęłam się śmiać i płakać jednocześnie. Cała Kaśka! Szczera, dobra, szalona. Odłożyłam książkę, przebrałam się we flanelową, ciepłą piżamę i zwinęłam się w kulkę pod pierzyną. Bez kąpieli padłam zmęczona.
Przeżyłam ten dzień.
To była moja ostatnia myśl przed zaśnięciem.