Zabierz mnie ze sobą - David Levithan, Jennifer Niven - ebook + książka

Zabierz mnie ze sobą ebook

David Levithan, Jennifer Niven

4,1

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Ezra budzi się pewnego dnia i odkrywa, że jego starsza siostra – Bea – zniknęła. Bez pożegnania, bez słowa wyjaśnienia. Jak ma teraz przetrwać w domu z agresywnym ojczymem i ignorującą go matką? Odnajduje jednak adres mailowy Bei, rodzeństwo zaczyna wymieniać wiadomości. Razem, a jednocześnie osobno, muszą nauczyć się znów zaufać sobie, zanim uda im się znaleźć drogę powrotną do siebie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 267

Oceny
4,1 (8 ocen)
2
5
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Weatherwax83

Dobrze spędzony czas

Nawet mi się podobało, choć po autorach spodziewałam się czegoś więcej, jakiegoś bum na koniec. Podobał mi się zapis historii w postaci maili. Warte przeczytania ze względu na trudne tematy poruszane w książce. Daje do myślenia i zostawia ważny przekaz - trzeba mówić głośno o tym, że w domu dzieją się złe rzeczy.
00

Popularność




Ciebie. Nie ma.

Temat: Cie­bie. Nie ma.

Od: [email protected]

Do: [email protected]

Data: Ponie­dzia­łek, 25 marca 12:12 EST

Droga Beo,

nie gnie­wam się na Cie­bie. Nie oskar­żam Cię. Ale myślę, że jesteś mi winna wyja­śnie­nia.

Wiem, że ode­szłaś. Wszy­scy już to wiemy. Myślę, że zorien­to­wa­li­śmy się, gdy tylko mama weszła do Two­jego pokoju i zoba­czyła, w jakim sta­nie go zosta­wi­łaś. Cóż za wspa­niały fako­lec posłany jej i Dar­re­nowi – ide­al­nie zasłane łóżko. Jakby nikt ni­gdy w nim nie spał. Jakby ni­gdy Cię tam nie było. Ile razy wrzesz­czeli na Cie­bie, żebyś je poście­liła? Ile razy odma­wia­łaś? (Wska­zówka: odpo­wie­dzią na oba pyta­nia jest ta sama liczba). A teraz zosta­wi­łaś je gład­kie i puste.

Żad­nej wia­do­mo­ści. Ani słowa.

Wiem. Spraw­dza­łem.

To nie ja pierw­szy zoba­czy­łem Twój pokój w takim sta­nie. Sie­dzia­łem wtedy przy stole w kuchni, pró­bu­jąc zjeść płatki w spo­sób, który nie iry­to­wałby Dar­rena. Nagle mama zaczęła wykrzy­ki­wać Twoje imię. Raz po raz, na początku z gnie­wem, potem z czymś innym – może dzie­się­cioma pro­cen­tami stra­chu (wię­cej nie). Przy­znaję, że nie prze­ją­łem się tym za bar­dzo, ponie­waż żaden pora­nek nie mógł się obyć bez Waszej kłótni. Dar­ren też nie ode­rwał wzroku od tostów. Ale potem mama wpa­dła do kuchni i rzu­ciła się pro­sto na mnie: „Gdzie jest twoja sio­stra? Mów natych­miast, gdzie się podziała!”.

Gdy­bym był Tobą, odpo­wie­dział­bym coś w stylu: „A skąd ja mam, kurwa, wie­dzieć?” albo „Nie za wcze­śnie tro­chę na to gówno, mamo?”. Wszy­scy jed­nak bar­dzo dobrze wiemy, że Tobą nie jestem, więc powta­rza­łem tylko, że nie wiem, nie wiem, nie wiem, a w ogóle co się sta­aaało? Oczy­wi­ście brzmia­łem przy tym, jak­bym miał coś na sumie­niu, cho­ciaż tak bar­dzo sta­ra­łem się wyda­wać nie­winny. Potem ona odwró­ciła się do Dar­rena i wypa­liła coś w stylu: „Znik­nęła”, a on na to: „Jak to, kurwa, znik­nęła?”.

W odpo­wie­dzi wybra­li­śmy się na rodzinną wycieczkę do Two­jego pokoju. Wła­śnie wtedy zoba­czy­łem Twoje łóżko i pomy­śla­łem: O rany, czyli ucie­kła.

Nie chcia­łem powie­dzieć nic wię­cej, ale oni zauwa­żyli, że się roz­glą­dam, i Dar­ren nasko­czył na mnie w sekundę, pyta­jąc, co znik­nęło. Stwier­dzi­łem, że nie widzę ni­gdzie Two­jego ple­caka, za to pod­ręcz­niki leżą w rów­niut­kim sto­siku obok kubła na śmieci (ład­nie Ci to wyszło). No i naj­więk­szy szok, Twój tele­fon leżał na toa­letce. Zapewne pozo­sta­wiony tam, żeby nie można Cię było namie­rzyć.

Mama i Dar­ren doszli do wnio­sku, że takie obser­wa­cje poczy­niłby wyłącz­nie ktoś wta­jem­ni­czony, więc zaczęli mnie prze­słu­chi­wać. Byłem nie­ugięty. No dobra, wła­ści­wie to się ugią­łem, a oni szybko zauwa­żyli, że w sumie to nic nie wiem. Nic mi nie powie­dzia­łaś.

Może by dalej mnie drę­czyli – i tak nie mogli zro­bić nic innego, a przy­naj­mniej nic innego nie przy­szło im do głowy – ale w tej samej chwili ich uwagę odwró­cił nagły dźwięk klak­sonu przed domem. I przy­znaję, cho­ciaż Twoje znik­nię­cie jakoś bar­dzo mnie nie zasko­czyło, to kom­plet­nie się nie spo­dzie­wa­łem, że Joe po Cie­bie przy­je­dzie. Bo to ozna­czało, że jego też porzu­ci­łaś.

Pew­nie nie muszę opi­sy­wać, jak go osa­czyli. Dar­ren wycią­gnął bied­nego Joe z auta i zapro­wa­dził do kuchni. Posa­dził go przy stole i zadał mu ze sto pytań. W tym cza­sie on wresz­cie sobie uświa­do­mił, że jego dziew­czyna znik­nęła. Jesteś dla niego całym życiem, Bea. Wiesz o tym. A ze wszyst­kich ludzi aku­rat Dar­ren musiał mu powie­dzieć, że go zosta­wi­łaś. Zro­bi­łaś „pa, pa”.

Dar­ren wrzesz­czał na Joe, żeby ten patrzył na niego, tylko na niego, ale on cały czas zer­kał na mnie, bła­ga­jąc, bym temu wszyst­kiemu zaprze­czył, prze­ka­zał mu sekretną wia­do­mość od cie­bie, zdra­dził miej­sce, w któ­rym będziesz na niego cze­kać.

Ja mogłem tylko pokrę­cić głową.

W końcu mama i Dar­ren uznali, że Joe nie ma o niczym poję­cia. I wiesz co? To ich jesz­cze bar­dziej roz­sier­dziło. Zupeł­nie jakby się wście­kali, jak nie­spra­wie­dli­wie postą­pi­łaś wobec niego, jakby sami byli jego naj­więk­szymi fanami na świe­cie. I szcze­rze mówiąc, pew­nie lubią go bar­dziej niż mnie czy Cie­bie. To jed­nak żadne osią­gnię­cie.

Mama nawet rzu­ciła do Joe: „Teraz widzisz, jaką potrafi być kłam­czu­chą”, jakby nagle zna­leźli się po jed­nej stro­nie, a ona udzie­lała mu mat­czy­nej rady. W ogóle tego nie rozu­mia­łem. Ale oczy­wi­ście odkąd tylko mama zaczęła się spo­ty­kać z Dar­re­nem, dałem sobie spo­kój i prze­sta­łem pró­bo­wać ją roz­gryźć. Z kolei roz­pra­co­wa­nie Dar­rena było aż zbyt pro­ste i nie­zbyt pomocne. On zwy­czaj­nie wrzesz­czy, kiedy mu coś nie pasuje. Dobrze o tym wiesz.

Uprzej­mie wspo­mnia­łem o tym, że już czas iść do szkoły, więc muszę pobiec na górę i wziąć swoje rze­czy. Mia­łem wyrzuty sumie­nia, że zosta­wiam Two­jego chło­paka samego z mamą i Dar­re­nem, jed­nak nie było innego wyj­ścia.

Gdy tylko wsze­dłem do swo­jego pokoju, od razu wie­dzia­łem, gdzie szu­kać. Pew­nie spo­dzie­wa­łaś się, że zaj­mie mi to wię­cej czasu. Dosko­nale wiesz, co zna­la­złem, a czego nie.

Słu­chaj, nie winię Cię za to, że zabra­łaś pie­nią­dze. Nawet nie jestem zasko­czony. Wła­ści­wie przy­znam się, że mam wię­cej niż jedną kry­jówkę. Wie­dzia­łaś o tej, o któ­rej Ci powie­dzia­łem, i nie scho­wa­łem tam nic, czego bym żało­wał, gdy­byś to ukra­dła (nie nazwę tego poży­cze­niem, cho­ciaż z pew­no­ścią chcia­ła­byś, żebym tak o tym myślał; nie spo­dzie­wam się, że cokol­wiek mi oddasz).

Kiedy wyj­mo­wa­łem karty bejs­bo­lowe, naj­waż­niej­szym pyta­niem było nie to, czy okra­dłaś młod­szego brata, tylko czy zosta­wi­łaś mu coś w zamian.

I zosta­wi­łaś. Adres e-mail.

No dobra, nie mia­łem poję­cia, że ist­nieje coś takiego jak ymail. Dopil­nuję, aby nikt nie poznał tego adresu. Jak widzisz, zało­ży­łem nawet spe­cjal­nie konto do kore­spon­den­cji z Tobą. Wiem, jakie obo­wią­zują teraz zasady. Gdy­byś nie zosta­wiła mi żad­nego spo­sobu na skon­tak­to­wa­nie się z Tobą, ni­gdy bym Ci nie wyba­czył. Ni­gdy. Ale tak jest okej. Chyba. O ile powiesz mi, co się stało.

Mama i Dar­ren byli zbyt zajęci zada­wa­niem Joe pytań, żeby zauwa­żyć, że wśli­zgną­łem się z powro­tem do kuchni. Muszę przy­znać, że Joe odwza­jem­niał im się tym samym – czy zadzwo­nili po poli­cję? Czy skon­tak­to­wali się ze Slo­ane? Czy bra­ko­wało któ­re­goś z ich aut?

Po ostat­nim pyta­niu Dar­ren wyfru­nął z pokoju z wyra­zem twa­rzy, po któ­rym od razu można było poznać, że jeśli jego samo­chód znik­nął, pocią­gnie Joe do odpo­wie­dzial­no­ści. Kiedy spraw­dzał garaż, mama powie­działa, że nie, nikt nie będzie dzwo­nił na poli­cję. Beatrix nie została porwana. Nie była w nie­bez­pie­czeń­stwie. A raczej, jeśli rze­czy­wi­ście jej coś jej gro­ziło, to tylko z jej pie­przo­nej winy.

– Musimy ruszać do szkoły – powtó­rzy­łem.

Mama jed­nak nie zamie­rzała nas wypu­ścić, dopóki nie wróci Dar­ren, potwier­dziw­szy, że oba samo­chody są bez­pieczne. Nie wspo­mnia­łem ani sło­wem, że oba zestawy klu­czy­ków leżą spo­koj­nie na bla­cie w kuchni, cho­ciaż mogłem w ten spo­sób oszczę­dzić mu wycieczki.

W końcu mogli­śmy z Joe wyjść. W dro­dze do auta obaj mil­cze­li­śmy. Na­dal bali­śmy się, że mama albo Dar­ren mogą nas usły­szeć. Dopiero kiedy wsie­dli­śmy, a ja zaczą­łem zapi­nać pasy, Joe rzu­cił: „Naprawdę znik­nęła?”.

A ja musia­łem odpo­wie­dzieć, że tak, na to wygląda.

Wtedy byłem na Cie­bie wście­kły. Joe cały się trząsł, ale nie chciał pła­kać na moich oczach. Nie chciał być tym kole­siem, nie we wła­snym aucie. Wyglą­dało to tak, jak­byś wysłała mnie, bym w Twoim imie­niu z nim zerwał, i nie miało zna­cze­nia, że mnie też rzu­ci­łaś. Ponie­waż to Joe mia­łaś ze sobą zabrać i nie zro­bi­łaś tego. To oczy­wi­ste, że nawet go nie zapy­ta­łaś. Nie wiem, co zro­bił, że na to zasłu­żył.

Nie powie­dzia­łem mu o adre­sie e-mail. Nawet kiedy zapy­tał, czy wiem, jak Cię zna­leźć. Więzy krwi są chyba waż­niej­sze. Cho­ciaż to też zna­czy, że rodzina może ranić naj­bar­dziej.

Mie­li­śmy nadzieję, że Slo­ane będzie coś wie­działa i że zosta­wi­łaś u niej jakąś wia­do­mość. Może byłaś u niej i cze­ka­łaś, aż Cię znaj­dziemy. Pró­bo­wa­li­śmy dzwo­nić, pisa­li­śmy, jed­nak bez powo­dze­nia. W moim przy­padku nawet to rozu­mia­łem – to nie byłoby takie zdu­mie­wa­jące, gdyby mama i Dar­ren zabrali mi tele­fon, żeby Cię namie­rzyć. Ale Joe? Nie mia­łem poję­cia, dla­czego nie odbie­ra­łaś połą­czeń od niego.

Pró­bo­wa­łem go jakoś pocie­szyć, wytłu­ma­czyć, że już ucie­ka­łaś, że nazy­wa­łaś to „prze­rwą”, ale ni­gdy nie zabrnę­łaś zbyt daleko. Kie­dyś na przy­kład zała­twi­łaś sobie pokój w Colum­bu­sie i wbi­łaś się na kon­wen­cję medy­cyny sądo­wej, aż w końcu któ­ryś z dorad­ców naskar­żył, że odwra­casz uwagę jego zespołu.

Myśla­łem, że sły­sząc to, Joe poczuje się lepiej, ale on nie znał tych opo­wie­ści i dla­tego jesz­cze bar­dziej poczuł się nie­ważny. Nie­chcący pod­kre­śli­łem to, jak nie­wiele Cię znał. Co było dziwne, bo spo­dzie­wał­bym się, że zna Cię lepiej ode mnie, skoro przez ostat­nie parę lat spę­dza­li­ście ze sobą dużo czasu.

Moż­liwe, że nie byłem szcze­gól­nie prze­ko­nu­jący, kiedy powie­dzia­łem mu, że zawsze wra­casz. Bo ten przy­pa­dek wydaje się inny niż poprzed­nie. Nie wiem, jak to wytłu­ma­czyć. Zoba­czy­łem łóżko i pomy­śla­łem, że zamie­rzasz znik­nąć na dobre. Fakt, że wycią­gnę­łaś wszystko z mojej skrytki, tylko to potwier­dza. Nie zro­bi­ła­byś tego, gdy­byś miała inne wyj­ście, prawda?

Dotar­li­śmy z Joe do szkoły i byłem prze­ko­nany, że wie­dzie­li­śmy coś, o czym nie wie nikt inny – przy­naj­mniej na razie. Każdy cho­dził, myśląc, że cią­gle z nami jesteś, że wciąż two­rzysz część tej szkoły. Jasne, wyobra­żam sobie, jak mówisz, bo prze­cież zawsze tyle uwagi mi poświę­cali, zanim ucie­kłam. A jed­nak nie­któ­rzy poświę­cali. Joe powie­dział, że poszuka Slo­ane, a ja obie­ca­łem to samo, cho­ciaż jako pierw­szo­kla­si­ście było mi trud­niej namie­rzyć dziew­czynę z ostat­niej klasy. Założę się, że na poli­cji zapy­ta­liby: „A dla­czego po doje­cha­niu do szkoły nie szu­ka­łeś Bei?”. Tylko że żadne z nas nie spo­dzie­wało się, że tam będziesz. Ze wszyst­kich miejsc na świe­cie to było ostat­nim, do któ­rego byś ucie­kła.

Jak zwy­kle przy szafce cze­kał na mnie Ter­rence. I jak zwy­kle poca­ło­wa­łem go na przy­wi­ta­nie. Zapy­tał, co u mnie… jak zwy­kle. A ja sobie pomy­śla­łem: Wła­śnie teraz się zacznie. Jeśli powiem komuś, to będzie począ­tek nowej rze­czy­wi­sto­ści. Chcia­łem go okła­mać. Ale wie­dzia­łem, że jeśli nasza rodzina mnie cze­goś nauczyła, to wła­śnie tego, że kłam­stwa wra­cają, by drę­czyć kłamcę, a ludzie są bar­dziej skłonni wyba­czać, jeśli się jest z nimi szcze­rym, a nie, kiedy dowie­dzą się, że od początku ich zwo­dzisz. Widząc, co wła­śnie zaser­wo­wa­łaś Joe, pomy­śla­łem, że wolę oszczę­dzić cze­goś takiego Ter­rence’owi. Dla­tego prze­ka­za­łem mu skró­coną wer­sję. Pew­nie zabrzmiała mniej osta­tecz­nie, niż powinna, ale przy­naj­mniej nie uda­wa­łem, że nic się nie stało.

No i nie powie­dzia­łem mu o skrytce, o bra­ku­ją­cych pie­nią­dzach, o adre­sie e-mail. Obie­cuję, że nikomu tego nie zdra­dzę.

Ter­rence się zmar­twił – pytał, czy wszystko w porządku, czy jest coś, co mógłby dla mnie zro­bić. Powie­dzia­łem mu, że jestem otwarty na suge­stie i że odczu­wam wiele emo­cji jed­no­cze­śnie: smu­tek, dez­orien­ta­cję, dziwną ulgę i głę­boki nie­po­kój.

Ponie­waż Ter­rence jest kochany, uda­wał, że rozu­mie. On też ma pro­blemy – rodzina zacho­wuje się tak, jakby nic nie wie­działa o jego homo­sek­su­ali­zmie – ale wła­ści­wie ni­gdy nie opo­wia­da­łem mu, jak bar­dzo popie­przona jest sytu­acja u nas w domu.

Poca­ło­wa­li­śmy się na poże­gna­nie, jak zwy­kle. Posze­dłem na poranne zaję­cia. Spe­cjal­nie dla Cie­bie nie słu­cha­łem.

(Wiem, że to nie­spra­wie­dliwe. Wiem, że nie wszystko mia­łaś gdzieś).

Teraz jest prze­rwa obia­dowa i sie­dzę przy kom­pu­te­rze w biblio­tece, pil­nu­jąc, by pani Gold­smith nie zaglą­dała mi przez ramię i nie pró­bo­wała czy­tać mojej wia­do­mo­ści. Slo­ane wciąż się nie zna­la­zła, cho­ciaż Joe roz­ma­wiał z ludźmi, któ­rzy widzieli ją dzi­siaj w szkole, więc wiemy już, że nie wyje­chała z Tobą. Myślę, że Joe jest tym roz­cza­ro­wany, ale dla mnie ma sens to, że jesteś sama.

Biedny Joe. Biedna Slo­ane. Biedny ja.

Zda­jesz sobie sprawę, jak to będzie wyglą­dało, prawda? Rozu­miesz, z czym mnie zosta­wi­łaś? I cho­ciaż chyba cie­szę się z poda­runku w postaci wia­ry­god­nej moż­li­wo­ści zaprze­cze­nia („Naprawdę, Dar­ren, nie mia­łem poję­cia!”), nie obra­ził­bym się, gdy­byś dała mi też czas na przy­go­to­wa­nie.

I poże­gna­nie. Nie obra­ził­bym się za poże­gna­nie.

Jed­nak na razie zado­wolę się odpo­wie­dzią na pyta­nie, gdzie jesteś. Jeśli zaufa­łaś mi na tyle, by podać ten adres e-mail, musisz mi rów­nież powie­dzieć, gdzie jesteś i czy wszystko w porządku. Jeśli to pierw­sze odpada, przy­naj­mniej odpo­wiedz na dru­gie. Ty masz łatwo – możesz sobie wyobra­zić, gdzie jestem. Możesz sobie dokład­nie wyobra­zić, co robię. Wiesz, przy któ­rym kom­pu­te­rze sie­dzę – tym samym, przy któ­rym przez cały rok mnie znaj­do­wa­łaś, kiedy biblio­teka już miała zostać zamknięta i nad­cho­dził czas, żeby poszu­kać jakie­goś innego miej­sca, w któ­rym mogli­by­śmy uni­kać powrotu do domu. Wyobra­żasz sobie, co się będzie działo, kiedy wrócę, a mama i Dar­ren zaczną na mnie krzy­czeć. Znasz – musisz znać – wyraz roz­cza­ro­wa­nia i bólu, jaki długo pozo­sta­nie na twa­rzy Joe. Ty na takie rze­czy zwra­casz uwagę. Wiesz o spra­wach, o któ­rych ja nie mam poję­cia. I wiesz też całe mnó­stwo rze­czy, które ja wiem. Skup się na nich przez chwilę.

Mam nadzieję, że nie cho­dzi o coś, co zro­bi­łem. Nie chciał­bym być powo­dem, dla któ­rego wybra­łaś aku­rat ten dzień, zamiast pocze­kać dwa mie­siące do końca szkoły. Nie wydaje mi się, byś zro­biła to przeze mnie, ale wolał­bym się upew­nić.

Prze­rwa obia­dowa zaraz dobie­gnie końca. Wyślę tego e-maila. Posta­ram się zatrzeć wszyst­kie ślady, żeby nikt nie zna­lazł tych wia­do­mo­ści, więc możesz mi odpi­sać.

Naprawdę, Beo. Odpisz. Będzie mi strasz­nie trudno pora­dzić sobie z Twoim znik­nię­ciem bez Cie­bie.

Wiem, że ni­gdy mnie nie potrze­bo­wa­łaś. Ale pie­przyć to – ja zaje­bi­ście potrze­buję Cie­bie.

Odpisz.

Ezra

Ja.

Temat: Ja.

Od: Bea <[email protected]>

Do: Ezra <[email protected]>

Data: Wto­rek, 26 marca 02:32 CST

Drogi Ezro,

nie wiem, co by to miało zna­czyć, że wszystko u mnie w porządku, ale na­dal oddy­cham. I nie, nie mogę Ci powie­dzieć, dokąd wyje­cha­łam i dla­czego.

Mogę zdra­dzić Ci tylko tyle, że wyje­cha­łam na dobre.

Żegnaj, Hid­den Val­ley Circle. Żegnaj, Indiano.

To zaska­ku­jąco łatwe. Kiedy wie­dzia­łam już, że wyjadę, wyszu­ka­łam w inter­ne­cie „jak uciec z domu” i zna­la­złam wszyst­kie potrzebne infor­ma­cje.

Ucie­kaj tylko wtedy, gdy to jest abso­lut­nie konieczne. (Zro­bione).

Pla­nuj z wyprze­dze­niem. (Zro­bione).

Zabra­nie przy­ja­ciela może być pomocą albo prze­szkodą. (Oczy­wi­ście uzna­łam, że będzie prze­szkodą).

Nie zabie­raj zbyt wiele bagażu. (Zro­bione).

Miesz­kaj gdzieś, gdzie jesteś w sta­nie prze­trwać. (Szcze­gól­nie prze­strze­gają przed zamiesz­ka­niem w lesie, ponie­waż „natura jest okrutna”. Naj­wy­raź­niej autor tej opi­nii ni­gdy nie miał do czy­nie­nia z mamą i Dar­re­nem).

Wyjdź w chwili, kiedy nikt cię nie zauważy. (Zro­bione).

Nie zabie­raj ze sobą komórki ani niczego, co może zostać wyko­rzy­stane do namie­rze­nia cię. (Zro­bione).

Stwórz fał­szywą toż­sa­mość. (Zro­bione).

Nie zosta­wiaj za sobą żad­nych śla­dów. (Zro­bione).

Przed ucieczką zacho­wuj się nor­mal­nie. (Zro­bione).

Zerwij wszel­kie kon­takty i nie oglą­daj się za sie­bie. (Zro­bione. Pra­wie).

A skoro już o tym mowa, z Beatrix Ahern jest tak, że ucieczka to jest dokład­nie to, czego się po niej wszy­scy spo­dzie­wają. Pew­nie, przez jakiś czas będą smutni, ale daj im kilka mie­sięcy, a usły­szysz: „A czego się spo­dzie­wa­łeś? Nie było dla niej nadziei”. Sam się prze­ko­nasz. Aż mi tro­chę szkoda, że tego nie zoba­czę.

Prze­pra­szam za zabra­nie pie­nię­dzy. I prze­pra­szam, że ode­szłam bez poże­gna­nia. Nie bierz tego do sie­bie. Ze wszyst­kich ludzi w moim życiu Ty jesteś ostat­nią osobą, któ­rej chcia­ła­bym spra­wić przy­krość. Wła­śnie dla­tego zła­ma­łam zasady i zało­ży­łam tego e-maila. Gdyby nie Ty, nie oglą­da­ła­bym się za sie­bie.

Mogę powie­dzieć Ci jesz­cze jedno:

Nie wyje­cha­łam z powo­dów, o któ­rych myślisz.

Nie dzi­wię się, że Slo­ane nie odbiera tele­fo­nów Joe.

Może być Ci przy­kro z jego powodu, ale nie prze­sa­dzaj. Zaufaj mi w tej kwe­stii.

Jeśli życie z mamą i Dar­re­nem sta­nie się kie­dyś nie­zno­śne, idź do Ter­rence’a. Obie­caj mi to.

Odpuść sobie wyrzuty sumie­nia. Im szyb­ciej się ich pozbę­dziesz, tym lepiej.

I nie nazy­waj mnie już w myślach Beatrix. „Beatrix” to dawne ja. Teraz mam nowe życie i nowe imię, a przy­naj­mniej takie, które posta­no­wi­łam poży­czyć na jakiś czas. Swoją drogą, nie zdra­dzę Ci go, żebyś nie mógł mnie wyśle­dzić. Jesteś moim bra­cisz­kiem i Cię kocham, ale zawsze będę krok przed Tobą.

Z miło­ścią,

Ja

PS Za każ­dym razem korzy­staj z trybu inco­gnito. NI­GDY nie zapi­suj hasła w pamięci, nawet na wła­snej komórce.

Zniknęłaś.

Temat: Znik­nę­łaś.

Od: Ezra <[email protected]>

Do: Bea <[email protected]>

Data: Środa, 27 marca 07:45 EST

Droga BEATRIX,

zamie­rzam na­dal nazy­wać Cię Bea, bez względu na to, jakie imię sobie wymy­ślisz. Nawet jeśli chcesz, by świat chciał w Tobie widzieć kogoś innego, dla mnie zawsze będziesz Beą.

I nie prze­stanę pytać, gdzie jesteś.

Zdaję sobie sprawę, że to już nie jest Twój pro­blem, ale wczo­raj mie­li­śmy nie lada wie­czór. Mama i Dar­ren doszli do wnio­sku, że znik­nię­cie córki sta­wia ich rodzi­ciel­stwo w nie­zbyt korzyst­nym świe­tle. Kiedy wró­ci­łem do domu, pierw­sze, o co zapy­tali, to nie czy widzia­łem Cie­bie, tylko czy powie­dzia­łem komuś. Mnie też nie ufają.

Zamie­rza­łem spraw­dzić, czy w Twoim pokoju nie zostało coś jesz­cze, ale dotar­łem tam odro­binę zbyt późno, ponie­waż kiedy ja byłem w szkole, mama prze­trze­pała każdy kąt. Poważ­nie, Twój pokój wyglą­dał, jakby ktoś wpu­ścił tam sto oga­rów pie­kiel­nych, by roze­rwały wszystko na strzępy. No wiesz, to nie tak, że wcze­śniej pano­wał tam porzą­dek, ale przy­naj­mniej bała­gan był prze­wi­dy­walny. Na przy­kład zawsze powta­rza­łaś, że jesteś w sta­nie zna­leźć każdą rzecz, któ­rej potrze­bu­jesz – i ja w pew­nym sen­sie też. Ale to już prze­szłość. Ubra­nia zostały roz­rzu­cone po całym pokoju, Twoje ulu­bione razem z tymi, któ­rych ni­gdy nie nosi­łaś. (Które zabra­łaś ze sobą? Jesz­cze tego nie roz­gry­złem). Plu­szaki już nie leżały na półce i wyglą­dały, jakby każdy z nich prze­szedł prze­słu­cha­nie. Notki od Joe zna­la­złem na samym wierz­chu – nie było ich dużo i raczej nie z ostat­nich dni. Ponie­waż cią­gle pisał do Cie­bie ese­mesy, widok jego odręcz­nego pisma mnie zasko­czył. Chyba prze­ka­zy­wał Ci je na lek­cjach albo mię­dzy lek­cjami, kiedy nie odbie­ra­łaś tele­fonu.

O wła­śnie, skoro mowa o tele­fo­nach – Twój gdzieś prze­padł.

Nie wie­dzia­łem, co robić. Trudno było się wście­kać w Twoim imie­niu, skoro zosta­wi­łaś wszystko na pastwę losu. Może gdyby Twój pokój nie był czę­ścią domu, spa­li­ła­byś go przed wypro­wadzką. A może już nie obcho­dzi Cię, co kto może w nim zoba­czyć. Która odpo­wiedź jest praw­dziwa?

Dziwne, bo cho­ciaż nie wście­ka­łem się w Twoim imie­niu, to byłem wście­kły. Przy­znaję, że czę­ściowo przez świa­do­mość, że skoro byli w sta­nie to zro­bić z Twoim poko­jem, rów­nie dobrze ten sam los mógłby spo­tkać mój.

Przy­dy­ba­łem mamę w kuchni, kiedy Dar­ren był w salo­nie. Włą­czyła gło­śno tele­wi­zję, ale nie oglą­dała. Ledwo na mnie spoj­rzała, kiedy wsze­dłem.

– Co zro­bi­łaś z poko­jem Bei? – zapy­ta­łem.

Przez chwilę wyglą­dało to tak, jakby nasze role się odwró­ciły: ona była dziec­kiem, a ja rodzi­cem, który przy­ła­pał ją na czymś, czego nie powinna robić. Oczy ją zdra­dziły. Miała świa­do­mość, że zro­biła coś złego. Jed­nak to wra­że­nie zaraz znik­nęło.

Teraz patrzyła na mnie spode łba.

– Nie mów do mnie takim tonem. Ja tylko pró­bo­wa­łam ją zna­leźć.

– Myśla­łaś, że się chowa w jed­nej z szu­flad? Czy w koszu na pra­nie?

– Wystar­czy.

Ale musia­łem pod­rą­żyć.

– Szu­ka­łaś nar­ko­ty­ków? Zna­la­złaś coś dobrego?

Zły ruch. Naprawdę zły ruch.

– Dar­ren! – zawo­łała.

– Mamo, daj spo­kój…

Dar­ren sta­nął w progu. Nie był zado­wo­lony, że ktoś mu prze­rwał.

– Czego? – wypa­lił.

– Ezra wła­śnie mi powie­dział, że Bea ćpała.

– Wcale tego nie powie­dzia­łem!

– No to dla­czego zapy­ta­łeś, czy zna­la­złam u niej jakieś nar­ko­tyki, skoro twoim zda­niem nie ćpała?

NIE MOGĘ WAS ZNIEŚĆ! Chcia­łem na nią wrza­snąć. Jak przez dzie­więć­dzie­siąt dzie­więć pro­cent czasu spę­dza­nego w domu. Jak mogłaś zosta­wić mnie uwię­zio­nego z tymi ludźmi? Dla­czego muszę ich słu­chać? Wiem, że mamie było trudno po odej­ściu taty. Wiem, że nie było jej łatwo wycho­wy­wać nas samot­nie przez te kilka lat. Rozu­miem, że tylko w ten spo­sób mogła nas ura­to­wać przed bez­dom­no­ścią. Jestem jej za to wdzięczny. Ale skoro była dość mądra, by zro­bić to wszystko, w któ­rym momen­cie się pod­dała? Czy w chwili, kiedy poznała Dar­rena? Czy może to się działo stop­niowo? Ledwo pamię­tam czasy, kiedy była po naszej stro­nie. Wiem, że w któ­rymś momen­cie musiało tak być. Ale potem poja­wił się Dar­ren i została wznie­siona bary­kada. Mama jest tak daleko, że pra­wie jej już nie roz­po­znaję.

Dar­ren zaczął maru­dzić coś o tym, że od początku wie­dział o Twoim ćpa­niu, że to wyja­śnia Twoją nie­sta­bil­ność, Twoją nie­od­po­wie­dzial­ność.

– Nie mar­twisz się, że stała jej się krzywda? – Musia­łem zapy­tać.

– Nic jej nie jest – odpo­wie­działa bez­na­mięt­nie mama.

A Dar­ren – przy­się­gam, że Dar­ren nie mógł się powstrzy­mać i dodał:

– Nikt two­jej sio­stry nie krzyw­dzi. Ona sama sobie robi krzywdę.

Nie­sa­mo­wite, że te słowa padły z jego ust. Nie było sensu się kłó­cić, więc się nie kłó­ci­łem. Wysze­dłem.

Po powro­cie do swo­jego pokoju zadzwo­ni­łem do Joe.

– Słu­cham? – rzu­cił nagląco i z nadzieją. – Co się stało?

I wtedy przy­szło mi do głowy, że on spo­dziewa się jakichś wie­ści. Dobrych wie­ści. Ale ja dzwo­ni­łem tylko dla­tego, że nie mia­łem nikogo innego. I ponie­waż chcia­łem zapy­tać, czy na­dal będzie mnie pod­wo­ził do szkoły.

Nie potrze­buję Two­jego pozwo­le­nia, by czuć żal z powodu Joe. Musisz zro­zu­mieć – nie da się sły­szeć roz­cza­ro­wa­nia w jego gło­sie i się nad nim nie uli­to­wać. A jeśli cho­dzi o prze­sadę, cóż, co byłoby prze­sadą w takiej sytu­acji, Bea? Będziesz mi musiała pomóc, bo z mojej per­spek­tywy nie wygląda na to, by to Joe prze­sa­dził.

– Dla­czego nie dzwoni? – zapy­tał.

– Bo nie chce, żeby­śmy ją zna­leźli – odpar­łem.

Widzisz, można powta­rzać coś sobie raz po raz, ale kiedy powiesz to na głos komuś innemu, te same słowa nabie­rają innego zna­cze­nia, jak­byś wzięła strach i nadała mu fizyczną postać, dzięki któ­rej może cię skrzyw­dzić. A kiedy ktoś inny powie na głos to, co powta­rzasz sobie w myślach, efekt jest taki sam. Powi­nie­nem się poczuć lepiej, dzie­ląc się tym, lecz jed­no­cze­śnie nie mogę dłu­żej tego wypie­rać.

– Ona nie chce, żeby­śmy ją zna­leźli – powtó­rzył Joe.

To wtedy powi­nie­nem był mu powie­dzieć, że się ze mną skon­tak­to­wa­łaś. Mil­cze­nie było ego­izmem z mojej strony. Ale czu­łem, że gdy­bym mu powie­dział, udo­wod­nił­bym, że nie powin­naś mi ufać.

Znam Cię. Wiem, że nie dostanę dru­giej szansy. Nie tym razem.

Dla­tego zamiast dać mu znać, że żyjesz, zapy­ta­łem, czy na­dal będzie mnie rano pod­wo­ził do szkoły. Odparł, że tak. To Cię pew­nie nie dziwi.

Kiedy się roz­łą­czy­li­śmy, znowu zadzwo­ni­łem do Slo­ane.

Nie ode­brała.

Nie posze­dłem na obiad. Mama i Dar­ren zje­dli beze mnie. Gdy póź­niej ruszy­łem do lodówki, mama zmyła mi głowę. Potem przy­lazł Dar­ren, zabrał zimną pizzę z mojego tale­rza, wyrzu­cił ją do kosza i stał przed lodówką, dopóki nie wró­ci­łem na górę.

Zja­dłem tro­chę Two­ich owo­co­wych prze­ką­sek. Potem dziw­nie się poczu­łem, bo pomy­śla­łem, że jeśli nie wró­cisz do domu, nikt inny nie będzie ich kupo­wał. Jeśli popro­szę mamę, odmówi. Są Twoje, a skoro ode­szłaś, nie ma dla nich miej­sca w tym domu.

Wiem, że to głu­pie. Wiem, że sam je sobie mogę kupić. Po pro­stu poka­zuję Ci, jak teraz działa mój umysł.

Dar­ren zatrzy­mał się pod moim poko­jem, kiedy już leża­łem w łóżku. Nie­na­wi­dzę, gdy to robi. Zawsze stoi w progu, jak­bym cier­piał na jakąś zaraź­liwą cho­robę.

– Cicho jakoś, co? – powie­dział.

– No – odpar­łem. Wiem, że lepiej nie uda­wać, że śpię. On zawsze pozna.

– Można się było spo­dzie­wać, skoro twoja sio­stru­nia już nie pusz­cza tej swo­jej muzyki.

Mia­łem ochotę rzu­cić, że wcale nie jest cicho, skoro on do mnie mówi, ale wypa­li­łem tylko „no”, pró­bu­jąc znu­dzić go na tyle, by sobie poszedł. Zazwy­czaj działa.

– Nie jesteś taki jak ona – stwier­dził. – W ogóle jej nie przy­po­mi­nasz.

To chyba miał być kom­ple­ment.

Ale z jego tonem?

Zabrzmiało raczej jak inwek­tywa.

Zabrzmiało pra­wie tak, jakby pro­wo­ko­wał mnie, żebym też uciekł.

Od razu to zauwa­ży­łaś, prawda?

Kiedy Dar­ren poja­wił się w naszym życiu, byłem gotów trak­to­wać go jak ojca. Wzią­łem kredki i dory­so­wa­łem go do naszych rodzin­nych por­tre­tów. Oglą­da­łem w tele­wi­zji wszystko, co on chciał oglą­dać. Pro­si­łem, żeby zagrał ze mną w piłkę. Podzi­wia­łem go, ponie­waż podzi­wiała go mama, więc myśla­łem, że też powi­nie­nem.

Ty go od razu przej­rza­łaś. Byłaś nie­chętna. Sta­wia­łaś opór. Wście­ka­łaś się w Dzień Ojca. Odma­wia­łaś mu prawa do sie­dze­nia przy stole kuchen­nym. Jestem pewien, że to wła­śnie przez Cie­bie wzięli ślub bez naszego udziału. Zauwa­ży­łaś, że mu na nas nie zależy. Że cho­dzi mu wyłącz­nie o nią. Może nawet wie­dzia­łaś, że przy­szedł prze­ko­nać ją, by i ona prze­stała się nami przej­mo­wać.

Wal­czy­łaś o kon­trolę nad rodziną i prze­gra­łaś. Ja od razu odda­łem stery, razem z wła­sno­ręcz­nie zro­bioną laurką, uśmiech­nięty od ucha do ucha.

To nie tak, że nie myślę o odej­ściu. Wiem jed­nak, że real­nie naj­da­lej dotarł­bym do domu Ter­rence’a. A potem nie miał­bym nic. Nikogo. To zna­czy mam Cie­bie, nie wia­domo gdzie. Tylko teraz nie mogę tam uciec. Ty tak zde­cy­do­wa­łaś, nie ja.

Było już późno, ale i tak do niego zadzwo­ni­łem.

– Co cię trapi? – rzu­cił, nie pyta­jąc, dla­czego dzwo­nię. Nie narze­kał, że go obu­dzi­łem, że było późno.

– Strasz­nie tu cicho – odpar­łem, a potem wyrwało mi się coś, czego chyba ni­gdy wcze­śniej nie powie­dzia­łem: – Jestem zupeł­nie sam.

– Wcale nie – zapro­te­sto­wał Ter­rence.

I tyle. Niczego wię­cej nie potrze­bo­wa­łem, by poczuć, że jesz­cze ktoś mi został.

Wiem, że Twoim zda­niem jestem młody. Wiem, że Twoim zda­niem obaj z Ter­rence’em jeste­śmy mło­dzi. Nie obcho­dzi mnie to. Jestem wystar­cza­jąco doro­sły, żeby kogoś potrze­bo­wać.

Nie pamię­tam ostat­nich słów, które do Cie­bie powie­dzia­łem. Dopro­wa­dza mnie to do szału. Nie mia­łem poję­cia, jakie były ważne.

Powi­nie­nem już koń­czyć. Jest wcze­śnie. Pani Gold­smith otwo­rzyła dla mnie biblio­tekę. Joe poszedł poszu­kać Slo­ane.

Ja chcia­łem zna­leźć Cie­bie.

Odpisz.

Ezra

Przerwa obiadowa.

Temat: Prze­rwa obia­dowa.

Od: Ezra <[email protected]>

Do: Bea <[email protected]>

Data: Środa, 27 marca 12:04 EST

Twój e-mail z wczo­raj został wysłany z innej strefy cza­so­wej. Czy to dla­tego nie odpi­su­jesz?

Świetlica

Temat: Świe­tlica

Od: Ezra <[email protected]>

Do: Bea <[email protected]>

Data: Środa, 27 marca 14:06 EST

Osza­leję, jeśli cią­gle będę otwie­rać skrzynkę pocz­tową i nie dostanę jakiejś wia­do­mo­ści. Mam nadzieję, że zda­jesz sobie z tego sprawę.

Tym­cza­sem Slo­ane dziw­nie się zacho­wuje. I nie w tym sen­sie dziw­nie jak ja i Joe, bo tęsk­nimy i mar­twimy się o Cie­bie.

Zła­pa­łem ją na koniec prze­rwy obia­do­wej, po tym jak spraw­dzi­łem pocztę i WCIĄŻ NIE DOSTA­ŁEM ODPO­WIE­DZI OD CIE­BIE. Okej, zostawmy to. Wiem, że Slo­ane uwa­żała mnie za szkod­nika, który cią­gle się za Wami szlaja. (Sta­ra­łem się być sym­pa­tycz­nym szkod­ni­kiem, raczej myszą niż szczu­rem). Jed­nak jej iry­ta­cja moją obec­no­ścią zawsze wyda­wała mi się uda­wana. Tym razem na mój widok naprawdę chciała uciec. Zupeł­nie jakby nie mogła na mnie patrzeć.

A jed­nak chyba zda­wała sobie sprawę, że prę­dzej czy póź­niej będzie musiała ze mną poroz­ma­wiać, więc mimo wszystko została.

– Czy ty coś wiesz? – zapy­ta­łem, gdy do niej pod­sze­dłem. – Powie­działa ci cokol­wiek?

I wiesz, co od niej usły­sza­łem?

– Ona już od bar­dzo dawna o niczym mi nie mówiła.

Potem, zupeł­nie jakby się zorien­to­wała, jak ostro to zabrzmiało, dodała:

– Po pro­stu zostaw ją w spo­koju. Ona chce być sama, zupeł­nie sama. Pie­przyć nas wszyst­kich. Nie myśl, że cho­dzi o cie­bie. Cho­dzi o nią. Wyłącz­nie o nią. A ona chcia­łaby, żeby wła­śnie tak było.

Zacho­wy­wała się tak, jakby umy­wała od Cie­bie ręce, ale ja wciąż widzia­łem Cię roz­sma­ro­waną na całych jej dło­niach. Co ona wła­ści­wie wie? Pytam tylko dla­tego, że nie ma mowy, bym dowie­dział się tego od niej. I to nie dla­tego, że ona mnie nie lubi. Dla­tego, że jej zda­niem nie zasłu­guję na to, by wie­dzieć.

Przy­znaję, wku­rzy­łem się. Rzu­ci­łem: „Cze­kaj, jak długo znasz Beę? Trzy lata? Tak się składa, że ja znam ją całe życie. Jest moją siostrą. Wiem, że nie cho­dzi o mnie. Ale ma ze mną coś wspól­nego, okej? Możesz cho­ciaż tyle przy­jąć do wia­do­mo­ści?”.

Ona tylko popa­trzyła na mnie, jak­bym był rów­nie bez­u­ży­teczny, co puste pudełko po płat­kach. A potem sobie poszła.

Niczego mi nie była winna.

A tak w ogóle to Lisa Pal­mer powie­działa mi, że jej sio­stra pro­siła, żeby zapy­tała, gdzie jesteś. Czyli chyba ludzie zaczy­nają łapać.

Pomóż mi to zro­zu­mieć.

Ezra

Północ

Temat: Pół­noc

Od: Ezra <[email protected]>

Do: Bea <[email protected]>

Data: Środa, 27 marca 23:56 EST

Tak, piszę do Cie­bie z tele­fonu.

Twoje mil­cze­nie jest okrutne. Wiesz o tym.

Okrutne, ale może nie nie­zwy­kłe?

RE: Północ

Temat: RE: Pół­noc

Od: Ezra <[email protected]>

Do: Bea <[email protected]>

Data: Czwar­tek, 28 marca 00:05 EST

Prze­pra­szam. To nie było w porządku.

Wiem, że nie cho­dzi o mnie. Wiem, że na pewno jest Ci teraz trudno.

Ale mimo wszystko.

To nie jest prima aprilis

Temat: To nie jest prima apri­lis

Od: Ezra <[email protected]>

Do: Bea <[email protected]>

Data: Czwar­tek, 28 marca 12:15 EST

No dobra, przez Cie­bie prze­rwa­łem dobrą passę.

Pierw­szy raz zosta­łem wezwany do wice­dy­rek­tora przez radio­wę­zeł! I to w szczy­cie, na sam koniec poran­nych ogło­szeń! „Ezra Ahern, jesteś pro­szony do gabi­netu wice­dy­rek­tora Southerly’ego”.

Nie­mal to prze­ga­pi­łem. Myśla­łem, że tylko mi się wyda­wało, ale wszy­scy na mnie patrzyli i Justin Ling wypa­lił: „Ooooo, co prze­skro­ba­łeś?”.

Wymam­ro­ta­łem coś, że nie wiem. Ty byś wypięła z dumą pierś, uznała to za zaszczyt. Jak cer­ty­fi­ko­wany łobuz.

Ja mogłem co naj­wy­żej w dro­dze do gabi­netu sta­rać się nie trząść.

– Ezra? – zapy­tała sekre­tarka. Widzia­łem, jak zapa­mię­tuje mój wygląd na następny raz.

Poki­wa­łem głową. Wska­zała mi drzwi pana Southerly’ego.

Wsze­dłem do środka. Wice­dy­rek­tor wła­śnie spraw­dzał coś na kom­pu­te­rze, ale na mój widok uśmiech­nął się i wska­zał mi krze­sło. Nie spo­dzie­wa­łem się, że będzie miły, a jed­nak.

– No więc – zaczął. – Przejdę od razu do sedna. Wiesz może, czy twoja sio­stra pla­nuje wró­cić do szkoły? Pytam, bo nie ma jej trzeci dzień z rzędu, a kiedy zadzwo­ni­li­śmy do two­ich rodzi­ców, nikt nie ode­brał. To czę­sto ozna­cza rodzinne waka­cje, lecz skoro ty jesteś tutaj, a two­jej sio­strze już zda­rzały się nie­uspra­wie­dli­wione nie­obec­no­ści, uzna­łem, że powi­nie­nem spraw­dzić, co się dzieje.

Dziw­nie było słu­chać doro­słego, który prze­ma­wia do mnie racjo­nal­nie. Może dla­tego odpo­wie­dzia­łem szcze­rze.

– Nie jestem pewien – odpar­łem. – Ale wydaje mi się, że są małe szanse, by wró­ciła.

– A jest teraz w domu? Myślisz, że mógł­bym z nią poroz­ma­wiać?

– Nie, pro­szę pana. Nie sądzę, żeby to było moż­liwe.

Już czu­łem gniew mamy i Dar­rena za te słowa. Tylko że prze­cież nie dali mi żad­nej innej odpo­wie­dzi w miej­sce prawdy.

Pan Southerly popa­trzył mi w oczy i w ogóle nie wyda­wał się przy tym groźny. Wła­ści­wie to mia­łem wra­że­nie, że przy­naj­mniej domy­śla się, co mogę czuć.

– Posłu­chaj, Beatrix ma osiem­na­ście lat, więc nic nie mogę zro­bić. I nie chciał­bym, żebyś zna­lazł się mię­dzy mło­tem a kowa­dłem. Chciał­bym tylko, żebyś wie­dział, że się mar­twię i jestem gotów wes­przeć was oboje. Wiem, że oso­bie w jej wieku szkoła może się wyda­wać nie­istotna, podob­nie jak jej ukoń­cze­nie. Ale ten impuls ni­gdy nie działa na korzyść w przy­szło­ści. Nie musisz mi mówić, gdzie ona jest… lecz czy wiesz cho­ciaż, czy jest bez­pieczna?

– Tak mi się wydaje.

– A czy w domu mie­li­ście jakieś kło­poty?

I tutaj moja szcze­rość zawio­dła. Nie mogłem wydu­sić z sie­bie W domu zawsze są kło­poty. Ponie­waż to by tylko otwo­rzyło drogę kolej­nym pyta­niom. Kolej­nym kło­po­tom.

Ale jedno jest dziwne: poczu­łem, że pan Southerly już zna prawdę. Może zapa­mię­tał Cię lepiej, niż Ci się wyda­wało. A może po pro­stu już widział wiele tego typu sytu­acji. Może w nas i naszej rodzi­nie nie ma nic ory­gi­nal­nego, Bea. Czy to nie smutne?

– Nie działo się nic, co nie dzieje się na co dzień – odpar­łem.

Poki­wał głową. I otak­so­wał mnie wzro­kiem.

– Cóż – powie­dział, wsta­jąc zza biurka. – Wiedz, że jestem tutaj. Będę pró­bo­wał skon­tak­to­wać się z two­imi rodzi­cami. Nie powiem im o tej roz­mo­wie. Co się dzieje w tym gabi­ne­cie, zostaje w nim. Wróć, kiedy tylko zechcesz. Okej?

Teraz to ja poki­wa­łem głową, cho­ciaż tak naprawdę chcia­łem znik­nąć.

Nie mogę przez całą prze­rwę pisać do Cie­bie. Muszę zro­bić coś jesz­cze. A Ty musisz mi odpo­wie­dzieć.

Ezra

Przepraszam

Temat: Prze­pra­szam

Od: Bea <[email protected]>

Do: Ezra <[email protected]>

Data: Czwar­tek, 28 marca 03:09 CST

Ezra,

czy nie wiesz, że gdy­bym mogła Ci to wytłu­ma­czyć, wytłu­ma­czy­ła­bym?

Ja

więcej

Temat: wię­cej

Od: Bea <[email protected]>

Do: Ezra <[email protected]>

Data: Czwar­tek, 28 marca 03:26 CST

Ez,

nie powin­nam była poda­wać Ci tego adresu. Zawsze taki jesteś. Nie mogę robić tego wszyst­kiego, co muszę, i jesz­cze przy tym mar­twić się o Cie­bie. Ni­gdy nie mia­łam podziel­nej uwagi i dobrze o tym wiesz.

Nie wydaje mi się, żebyś wie­dział, jak to jest cią­gle wszyst­kich roz­cza­ro­wy­wać. Wła­ści­wie to jestem pewna, że nie masz o tym poję­cia, taki z Cie­bie grzeczny i ambitny chło­pak. Nie dziwi mnie, że mama i Dar­ren nie spra­wiają wra­że­nia szcze­gól­nie prze­ję­tych, cho­ciaż miło byłoby usły­szeć, że choć tro­chę się mar­twią, no wiesz, czy jestem cała i zdrowa.

Na przy­kład, nie cofa­jąc się zbyt daleko w naszych archi­wach, pamię­tasz, kiedy mia­łam jede­na­ście lat i spa­dłam z roweru, a potem cały dzień cho­dzi­łam ze zła­maną ręką, aż wró­cili z pracy i posta­no­wili zabrać mnie do leka­rza – ale naj­pierw jesz­cze się upew­nili, że nie ble­fuję? Zupeł­nie jakby zda­rzało mi się zmy­ślać takie rze­czy, a prze­cież już jako małe dziecko nauczy­łam się, że uda­wa­nie cho­roby czy urazu nie jest spo­so­bem na zdo­by­cie uwagi.

Jed­nak prawda jest taka, że już od bar­dzo dawna nie było ze mną dobrze. Może nawet ni­gdy. Widzisz, jest coś, czego nikt nie wie – ja się boję. Nocą, kiedy wszy­scy inni spali, ja leża­łam i myśla­łam o każ­dej złej rze­czy, jaka mogłaby się przy­tra­fić mnie albo tobie. Myśla­łam o wypadku Joe i o tym, że otarł się o śmierć, i co by to dla mnie ozna­czało, gdyby jed­nak zgi­nął, a ja zosta­ła­bym sama na tym świe­cie bez niego, być może ostat­niego chło­paka, który kie­dy­kol­wiek mnie poko­cha. Myśla­łam o Slo­ane i o tym, co by się stało, gdy­by­śmy prze­stały być przy­ja­ciół­kami. Mar­twi­łam się, że coś roz­dzieli mnie i Joe. Że z jakie­goś powodu Slo­ane prze­sta­nie się do mnie odzy­wać albo odwróci się ode mnie, jak to się czę­sto zda­rza u kole­ża­nek. Bałam się, że mama zgi­nie w wypadku, zosta­wia­jąc nas z Dar­re­nem, albo że roz­sta­nie­cie się z Ter­rence’em, a Ty będziesz zagu­biony i smutny, albo że Dar­ren poza­bija nas wszyst­kich w nocy, a ja się mar­twi­łam, że z jakie­goś powodu to wszystko sta­łoby się z mojej winy.

Przede wszyst­kim jed­nak mar­twi­łam się o Cie­bie. Że Dar­ren wyrzą­dzi Ci krzywdę, że mama wyrzą­dzi Ci krzywdę, a ja nie będę w sta­nie wystar­cza­jąco szybko Was roz­dzie­lić. Że nie zdo­łam Cię ochro­nić. Że coś Ci się przy­trafi, a mnie nie będzie obok, żeby temu zara­dzić.

Mar­twi­łam się nawet o tatę. Było aż tak źle.

Dla­tego, jak widzisz, przej­muję się bar­dziej, niż Ci się wydaje. Wszystkim.

Może zmę­czy­łam się roz­cza­ro­wy­wa­niem ludzi. Zmę­czy­łam się tym, że wszy­scy spo­dzie­wali się po mnie dokład­nie cze­goś takiego – że po pro­stu zniknę. Bez względu na to, ile dosta­wa­łam pią­tek w szkole, ile prze­czy­ta­łam lek­tur z wyż­szych klas. Nawet kiedy w cza­sie prze­rwy obia­do­wej udzie­la­łam kore­pe­ty­cji tam­tej dziew­czy­nie, Celii Jakjej­tam, bo nauczy­cielka mnie o to popro­siła, i robi­łam to każ­dego dnia przez dwa mie­siące, cho­ciaż Celia gro­ziła, że zabije mnie, jeśli naprawdę ją cze­goś nauczę. Może coś we mnie pytało: a dla­czego nie? Może powin­nam po pro­stu speł­nić ich ocze­ki­wa­nia. Jed­nak to nie z tego powodu ucie­kłam.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki