Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kontynuacja zwariowanych przygód Marty i Anety, znanych z „Zacisza 13”.
Marta i Aneta chcą ostatecznie rozwiązać problem zamurowanych w piwnicy zwłok. Tymczasem na ulicy Zacisze pojawia się bezlitosny szantażysta, który odkrył ich tajemnicę i wścibska starsza pani, szpiegująca sąsiadów. Domem zaczyna interesować się także policja. Jak przyjaciółki wybrną z tej sytuacji? Nie mają wyjścia. Muszą pozbyć się wszystkich…
Olga Rudnicka (ur. 1988)
Absolwentka Pedagogiki Specjalnej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, autorka powieści kryminalnych: „Martwe Jezioro”, „Czy ten rudy kot to pies?”, „Zacisze 13” i „Zacisze 13 Powrót”. Pracuje jako asystentka osób niepełnosprawnych w Polskim Komitecie Pomocy Społecznej w Śremie. Kocha jazdę konną i rytmy latynoamerykańskie, zwłaszcza salsę. Namiętnie czyta Joannę Chmielewską, Stephena Kinga, Joe Hilla, Tess Gerritsen i Jeffery'ego Deavera.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 369
Copyright © Olga Rudnicka, 2010
Projekt okładki
Panczakiewicz Art.Design
www.panczakiewicz.pl
Zdjęcia na okładce
Istockphoto.com
Redaktor prowadzący
Marek Włodarski
Redakcja
Ewa Witan
Korekta
Irma Iwaszko
ISBN 978-83-8295-510-1
Warszawa 2021
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Prolog
Marta stała u boku Damiana przed kierownikiem Urzędu Stanu Cywilnego w Krakowie, starając się skupić na ceremonii. Za jej plecami szlochały Aneta z Dorotą. Miała nadzieję, że płaczą ze szczęścia, innych powodów wolała nie rozpatrywać. Jej brak koncentracji nie był związany z tymi dwiema kobietami, lecz z mężczyznami, a konkretnie z dwoma trupami zamurowanymi w piwnicy domu w Śremie. Nie czuła wyrzutów sumienia, że pochowała ich w betonowym grobie, pod posadzką. Ostatecznie tamci dwaj byli przestępcami, którzy włamali się do jej domu, i mogła tylko dziękować opatrzności, że żadnej z nich, ani jej, ani Anecie, nic się nie stało. Źle się czuła, ukrywając całą tę sprawę przed narzeczonym. Zapewne Damian powinien wiedzieć, że bandyci, którzy dokonali napadu na sklep jego rodziców, nie żyją; z drugiej jednak strony – jako na wskroś uczciwy i prostolinijny człowiek, mógłby nie zrozumieć, dlaczego nie wezwała policji, znalazłszy w ogrodzie trupa jednego ze złoczyńców. W dodatku to jej matka była odpowiedzialna za śmierć tego mężczyzny. Marta wiedziała, że nie powinna czuć ulgi, iż mama zginęła w wypadku, zanim zdążyła komuś wspomnieć o tym, co zrobiła. Radość, jaką teraz czuła, nie miała związku ze śmiercią matki, lecz była spowodowana świadomością, że wszystko skończyło się pomyślnie. Trzeci z przestępców został aresztowany, Alicja Bednarz, sąsiadka Marty, okazała się wspólniczką bandytów i obecnie przebywała w zakładzie karnym. Dwóch martwych gangsterów nikt nie szukał, bo niby dlaczego? Przecież odsiedzieli wyrok, więc mogli robić, co chcą. Została tylko ta ostatnia sprawa. Musi wrócić do Śremu i wraz z Anetą znaleźć wreszcie sposób, by ostatecznie pozbyć się zwłok.
Aneta ocierała oczy papierową chusteczką, nie przejmując się rozmazanym makijażem. Była taka szczęśliwa, że po tylu przejściach i życiowych zawirowaniach Marta znalazła szczęście u boku przyzwoitego człowieka, który świata poza nią nie widział. Dręczyły ją wspomnienia niedawnych wydarzeń, ale cóż, musi zaufać Marcie, że wróci i wspólnie uporają się z problemem zwłok zabetonowanych w piwnicy. Obiecała przyjaciółce, że zajmie się domem do czasu jej powrotu, choć nie była zbyt zadowolona z przymusowych lokatorów. Na szczęście świadomość, że jednego z nich zepchnęła ze schodów z dość opłakanym skutkiem, nie spędzała Anecie snu z powiek. Włamywacz, bandyta zamieszany w podwójne zabójstwo… Nie wiadomo, co mógłby jej zrobić, gdyby nie zareagowała pierwsza. Tak, wszystko się ułoży. Musi.
Dorota nawet nie próbowała powstrzymać łkania. Nie wiedziała, czy jest szczęśliwa, czy nie. Oczywiście, że jestem, pomyślała zła na siebie. Jej brat się żeni, niedługo zostanie ojcem, więc nie wyszło źle. Z poczuciem winy popatrzyła na zamyśloną pannę młodą… Nie mogła uwierzyć, że wzięła ją za złodziejkę i prostytutkę. No tak, ale gdyby nie zmusiła Damiana do śledzenia Marty, nigdy by się nie spotkali, więc można uznać, że po części przyczyniła się do ich szczęścia. Otarła łzy i uśmiechnęła się do zerkającego na nią urzędnika. Takiego przedstawienia pewnie jeszcze nie widział, zachichotała w duchu. Obie z Anetą zachowywały się tak, jakby Damian był największą miłością ich życia.
On natomiast starał się nie zwracać uwagi na płaczące kobiety. Nie było to łatwe. Słysząc za plecami spazmatyczny szloch siostry, zacisnął zęby. Do diabła! Przecież to ślub, a nie pogrzeb!
*
Do: Marta <[email protected]>
Od: Aneta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
Hej, jak sobie radzisz? Z pewnością świetnie, zważywszy, że masz pod sobą towarzystwo znacznie bardziej interesujące niż moje. I do czegoś przydatne, chociaż gdybym chciała być złośliwa, powiedziałabym, że to twoje towarzystwo już wypełniło swoje zadanie. Niestety, ja nie mogę liczyć na takie efekty, gdyż moje towarzystwo jest sztywne na amen (na ogół facet powinien być miejscami sztywny, ale co za dużo, to niezdrowo) i pożytku z niego żadnego nie będzie. Nie żebym chciała, uchowaj Boże, nic z tych rzeczy. Odpisz. A.
Do: Aneta <[email protected]>
Od: Marta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
O czym Ty do cholery piszesz? Nic nie rozumiem! Jesteś pijana?! Rozstałaś się z Tomkiem, prawda? Tak mi przykro, naprawdę, ale może to lepiej? Nie pasujecie do siebie.
Do: Marta <[email protected]>
Od: Aneta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
CO?!!!! Nie rozstałam się z Tomkiem! Skąd Ci to przyszło do głowy?!
Do: Marta <[email protected]>
Od: Aneta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
I co to ma znaczyć, że nie pasujemy do siebie?!!!!!
Do: Aneta <[email protected]>
Od: Marta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
Nic nie znaczy, chciałam Cię tylko pocieszyć. Skoro między Tobą i Tomkiem OK, to O CZYM TY DO DIABŁA PISZESZ?!!!!!!
Do: Marta <[email protected]>
Od: Aneta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
Jak to, o czym? O chłopakach, oczywiście! Nie mogę pisać zbyt oczywiście, żeby, no wiesz… SZYFREM PISZĘ!!! Z podtekstem!!! Żywo i dowcipnie!!! Przecież nie jestem nekrofilką. Oni absolutnie mnie nie kręcą!
Do: Aneta <[email protected]>
Od: Marta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
Nie możesz normalnie? Wiem, że musimy coś z nimi zrobić, ale wybacz, teraz mam ważniejsze rzeczy na głowie. Dziecko mnie kopie! Nie mogę myśleć… Obiecałam, że wrócę, to wrócę, i załatwimy to razem. Jestem pewna, że do tej pory któraś z nas wpadnie na jakiś pomysł.
Do: Marta <[email protected]>
Od: Aneta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
CICHO!!!
Do: Aneta <[email protected]>
Od: Marta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
Możesz mi powiedzieć, jak mam być cicho, kiedy piszę????
Do: Marta <[email protected]>
Od: Aneta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
Jak nie umiesz, to lepiej wcale nie pisz!
Do: Aneta <[email protected]>
Od: Marta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
Skoro mam nie pisać, to jak mam z Tobą rozmawiać?
Do: Marta <[email protected]>
Od: Aneta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
O TYM masz nie pisać!
Do: Aneta <[email protected]>
Od: Marta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
Jeżeli mam o TYM nie pisać, to jak chcesz przedyskutować tę sprawę? Przez telefon? I po co spotykasz się z Tomkiem, skoro Cię nie kręci? I co ma z tym wspólnego nekrofilia? Jest zboczony?
Do: Marta <[email protected]>
Od: Aneta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
Nie jest zboczony! I bardzo mnie kręci! To był tylko żart. Wiesz, takie czarne poczucie humoru. Chodziło mi o to, że towarzystwo, które masz pod sobą, to twój mąż i swoje zadanie wypełnił, no nie? Jesteś w ciąży, prawda? A ja mam dwóch facetów, wprawdzie nawet sztywnych, ale nieczynnych i trzeba coś z nimi zrobić… Nadal nie mamy pomysłu, a zanim wrócisz, musimy ułożyć plan działania. Więc błagam Cię, SKUP SIĘ!
Do: Aneta <[email protected]>
Od: Marta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
Powiedzmy, że zrozumiałam. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć tylko tyle, że widocznie ciąża szkodzi mi na szare komórki, bo Tobie z pewnością nic nie dolega pod względem umysłowym. To był sarkazm, gdybyś miała wątpliwości.
Do: Marta <[email protected]>
Od: Aneta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
Nie musisz być złośliwa! To tak samo Twój problem, jak i mój, i sam się nie rozwiąże!
Do: Aneta <[email protected]>
Od: Marta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
No wiem, wiem… Tylko to pisanie cichym szyfrem kiepsko widzę…
Do: Marta <[email protected]>
Od: Aneta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
No to załóżmy sobie osobne konta e-mailowe. Będziemy mogły swobodnie rozmawiać, tylko na wszelki wypadek i tak nie używajmy niektórych słów, wiesz, typu: „trup”, „morderstwo”, „ukryć zwłoki” i takie tam. Co Ty na to?
Do: Aneta <[email protected]>
Od: Marta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
Właśnie napisałaś wszystkie słowa, których miałyśmy nie używać…
Do: Marta <[email protected]>
Od: Aneta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
O siet!!! Ta sytuacja mnie przerasta!
Do: Marta <[email protected]>
Od: Aneta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
Zresztą co jest, do cholery, płacę podatki, no nie? Niech tamci zajmą się terrorystami, a nie porządnymi obywatelami!
Do: Aneta <[email protected]>
Od: Marta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
Słowa „terroryzm” to już na pewno nie powinnaś używać…
Do: Marta <[email protected]>
Od: Aneta <[email protected]>
Temat: DO CZEGO UŻYĆ NIEPOTRZEBNYCH FACETÓW
Wiesz… głowa mnie tak jakoś rozbolała. Do później!
*
– Nie ruszaj się. – Niesłychanie przejęty Damian wysiadł z samochodu i przebiegł na drugą stronę, by otworzyć drzwi.
Marta nawet się nie starała ukrywać irytacji.
– Słowo honoru, że jeśli wykryją u mnie jakąś śmiertelną chorobę, dowiesz się o tym ostatni – wycedziła.
Dorota przysłuchiwała się przez chwilę ich sprzeczce, ale nie byłaby sobą, gdyby się nie wtrąciła.
– Wiesz, że byłam jedynym dzieckiem w szkole, które wolało iść do szkoły z grypą, niż zostać w domu i chorować? A symulowanie nawet przez myśl mi nie przeszło – powiedziała rozbawiona.
– Domyślam się, że nie było to efektem pilności – wymamrotała pod nosem Marta, przyjmując jednak pomoc Damiana, który troskliwie objął ją ramieniem i pomógł jej wydostać się z samochodu.
– Bardzo dobrze się domyślasz. – Jej szwagierka parsknęła śmiechem. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że teraz ma ciebie…
– Doceniłabym to, gdybyś cieszyła się z właściwych pobudek…
– No dobra, pożartowałyście, a teraz już koniec. – Damian uciął rozmowę. – Jesteś w ciąży – zwrócił się do Marty stanowczym tonem. – Nosisz moje dziecko!
– Naprawdę uważasz, że trzeba jej o tym przypominać? – ironizowała Dorota. – Zupełnie straciłeś poczucie humoru.
– Dobrze wiem, czyje to dziecko! – warknęła Marta, przerywając jej w połowie zdania. – I przypominam ci, że w połowie jest moje! – Potrząsnęła wojowniczo głową, odrzucając włosy z twarzy. Przyszło jej na myśl, że modne pazurki zachodzące na czoło nie były jednak dobrym pomysłem. Trudno wyglądać groźnie, gdy własne włosy wpadają ci do oczu i wyglądasz jak naburmuszona mała dziewczynka.
– Jako ojciec zamierzam się nim opiekować. A skoro moja połowa dziecka jest razem z twoją połową w twoim brzuchu, to żeby zająć się dzieckiem, muszę zajmować się i tobą.
– A co zamierzacie zrobić po porodzie? Podzielić dziecko? – zaśmiewała się z ich kłótni Dorota.
– Czy mogę już iść do domu? – Marta straciła ochotę na protesty, gdy zimny wiatr wcisnął jej się pod ubranie.
– Przepraszam, skarbie, zimno ci? Poczekaj chwilkę. – Damian odsunął się, by zdjąć z siebie kurtkę.
– Nie mogłabym po prostu wejść do domu? Proszę… – spytała zbolałym głosem Marta, patrząc na odległe o kilka metrów drzwi frontowe.
Miała poważne obawy, że jeśli się przeziębi, Damian ją zamęczy i zadręczy swoją troskliwością. Oczywiście doceniała jego chęć pomocy i opiekuńczość. Była pewna, że jej mąż będzie też wspaniałym ojcem. Chyba że go wcześniej zabiję, pomyślała, zresztą nie po raz pierwszy. Im ciąża stawała się widoczniejsza, tym bardziej się przejmował. Miała tylko nadzieję, że za dwa miesiące jej mąż zmieni obiekt swojej troskliwości. Termin porodu wyznaczony był na początek marca i dziękowała wszystkim świętym, że nie jest słonicą. Tak długiego okresu ciąży któreś z nich by nie przetrzymało.
– Rozpakuj zakupy! – Dorota zdecydowała się przejąć dowodzenie, wskazując stanowczo na bagażnik samochodu. Sądząc po wzroku Marty, najwyższy czas po temu. Chęć popełnienia morderstwa, widoczna w oczach bratowej, nie budziła wątpliwości. Dorota nie potrafiła tylko określić jednoznacznie, czy Marta zamierza zabić się sama, czy uśmiercić Damiana. – Chyba nie zamierzasz pozwolić, aby twoja żona to wszystko dźwigała… – dodała potępiającym tonem, gdy Damian zamarł w połowie ruchu, wahając się między chęcią pomocy Marcie w dotarciu do domu a wypakowaniem sterty zakupów z pojazdu.
– Dzięki – mruknęła Marta, wdychając z zadowoleniem ciepłe powietrze, które owiało ją zaraz po wejściu do domu. Rzuciła niedbale kurtkę na wieszak i skierowała się do kuchni.
– Nie ma za co! – oznajmiła radośnie Dorota. – Postanowiłam zostać wyrodną ciotką. Od przypadku do przypadku. Nie mam cierpliwości do dzieci. Co ty na to?
– Co ja na to? – Marta, zaskoczona tym nieoczekiwanym oświadczeniem, popatrzyła niepewnie na szwagierkę. – No cóż… To dość… Hm… – odchrząknęła, nie mogąc znaleźć słów. – Jasne postawienie sprawy – zakończyła z wahaniem.
Nie bardzo wiedziała, jak zareagować na oświadczenie Doroty, która dotychczas nie sprawiała wrażenia niechętnej jej małżeństwu z Damianem. Właściwie to była zachwycona, choć podczas ślubu szlochały tak rozpaczliwie razem z Anetą, że urzędnik stanu cywilnego zerkał na nie z niepokojem. Co więcej, Marta miała wrażenie, że zawahał się, zanim ogłosił ją i Damiana małżeństwem, jakby podejrzewał, że panna młoda została siłą zmuszona do ślubu. Radosny ton, którym Dorota właśnie wygłosiła swoją deklarację, pozostawał w sprzeczności z dość kategoryczną treścią.
– Prawda? – przytaknęła teraz z zadowoleniem, nie dostrzegając miny bratowej. – I tak Damian będzie rozpieszczał dziecko w nieskończoność, to po co jeszcze walnięta ciotka? Wystarczy, jak się zaopiekuję nim albo nią od czasu do czasu. Chcesz mleka z miodem? – Zamaszystym ruchem otworzyła lodówkę.
– Chyba powinnam być ci wdzięczna – uznała po chwili zastanowienia Marta, kiedy już do niej dotarło, że Dorota jednak zamierza być ciocią.
– No co ty? – zdziwiła się szwagierka. – I tak zamierzałam sobie zagrzać.
– Za twoje podejście do roli ciotki – wyjaśniła rozbawiona Marta. – To powinno utrzymać jakąś równowagę w tym domu…
– No… Ale nie myśl, że nie zamierzam ci pomagać. Co to, to nie. Ja bardzo chętnie – gorąco zapewniała Martę. – Jak tylko trochę podrośnie, zacznie chodzić i samo jeść. Wiesz, żebym go… albo jej nie uszkodziła…
– To może jak pójdzie do liceum?
– Poradzić ci coś? – Dorota chyba nie usłyszała zgryźliwej odpowiedzi Marty, a może po prostu nie zwróciła na nią uwagi. Nie czekając na odpowiedź, kontynuowała: – Jak już masz go dość, to rób minę ciężko chorej i mów, że potrzebujesz chwili ciszy i spokoju. Zaraz się odczepi, żebyś mogła się zdrzemnąć, a ty będziesz miała czas dla siebie.
– Dzięki, ale… – Marta dopiero po chwili zorientowała się, że chodzi o jej męża, a nie o nienarodzonego potomka. – On tak się cieszy… – Opcja była kusząca, jednak nie miała serca odsuwać Damiana od dziecka, nawet jeśli jeszcze znajdowało się u niej w brzuchu. Był tak szczęśliwy, że gdyby tylko mógł, zamieniłby się z nią miejscami. Ha! – pomyślała czując silne kopnięcie. Gdyby to było możliwe, sama bym się zamieniła.
– Moja kochana! To jest wojna! Albo ty, albo on! – zawołała Dorota zupełnie nieświadoma, że bratowa przestała jej słuchać.
*
Aneta gapiła się szeroko otwartymi oczami na Basię Maciejek, polonistkę, która nie darowała i nie zamierzała darować Marcie niedotrzymanych obietnic dostarczenia kiełbasy domowej roboty i wieprzowiny prosto z uboju. W tej właśnie chwili polonistka patrzyła na nią tryumfująco-wyczekującym wzrokiem, a jej mina zdradzała wyraźne zadowolenie z reakcji koleżanki.
– Nie wierzę… – Aneta wykrztusiła w końcu z trudem.
– Ja też nie mogłam uwierzyć. Ale cóż… To wiarygodne źródło. – Podkreśliła wyraźnie słowo „wiarygodne”, dając do zrozumienia, że ona nie ma zwyczaju składać obietnic bez pokrycia albo rozpowszechniać niepotwierdzonych informacji.
– Dawid aresztowany? – Ta rewelacja wprost nie mieściła się w głowie. Aneta doskonale pamiętała niedawnego ucznia, który wprawdzie liceum ukończył, ale bez oszałamiającego sukcesu, jakim w jego przypadku byłoby zdanie matury. Właściwie w jego przypadku sukcesem stało się samo ukończenie szkoły. – Za co?
– I to jest najlepsze. – Basia rozsiadła się wygodnie na fotelu. Obie miały okienka i były same w pokoju nauczycielskim. Wprawdzie chętnie ogłosiłaby nowiny przed większym audytorium, jednak nie chciała czekać na przerwę lekcyjną. – Brał udział w napadzie na sklep monopolowy!
– Jesteś pewna, że chodzi o Dawida? – spytała po chwili Aneta powątpiewająco. Początkowe zaskoczenie i szok zastąpiło niedowierzanie. Chłopak nie był specjalnie bystry, ale nigdy nie sprawiał większych kłopotów wychowawczych. Z pewnością nie wyglądał na młodocianego przestępcę, pomyślała.
– Najzupełniej – odparła z satysfakcją koleżanka.
– To chyba jakaś pomyłka – zaprotestowała słabo Aneta. – On jest za głupi na taki numer. – Mgliście zdała sobie sprawę, że nie najlepiej to zabrzmiało. Już widziała siebie, jak zeznaje w sądzie w obronie chłopaka. „Wysoki Sądzie, to z pewnością nieporozumienie. Dawid jest za głupi, żeby zaplanować napad na sklep”.
– Dlatego złapali go w ciągu dwóch godzin. – Baśka prychnęła pogardliwie.
– Hm… Wiesz coś więcej? – Aneta nie kryła zaciekawienia, chociaż nie potrafiła wyzbyć się wątpliwości.
– Posłuchaj tego… – Koleżanka pochyliła się ku niej i zaczęła zdawać szczegółową relację z wydarzenia. – Razem z kolegą, nie wiem, kto to był, nie nasz uczeń na szczęście, poszli w ciągu dnia do sklepu, niby rozmienić sto złotych, a tak naprawdę chcieli się zorientować, ile jest w kasie. Wrócili dosłownie minutę przed zamknięciem. W sklepie była tylko sprzedawczyni, postraszyli ją pistoletem zabawką i zażądali pieniędzy. Okazało się jednak, że w kasie jest tylko dwieście złotych, bo właściciel wcześniej zabrał cały utarg. Wzięli więc tę forsę, a do tego dwie butelki whisky i uciekli. Tak im się spieszyło, że nawet w drzwiach się zderzyli…
– Skąd znasz tyle szczegółów? – przerwała jej Aneta.
– Koleżanka pracuje w naszej gazecie. Mieli niezły ubaw, opisując tę historię.
– Ubaw? – zdziwiła się Aneta. – Nie rozumiem, co w tym śmiesznego? Chłopak spaprał sobie życie. A gdyby to była prawdziwa broń? Zresztą ta sprzedawczyni musiała się nieźle wystraszyć… Na pewno nie wiedziała, że pistolet nie jest prawdziwy.
– Słuchaj dalej, to zrozumiesz – Baśka bezceremonialnie weszła jej w słowo. – Tam jest monitoring, a oni przyszli w tych samych ciuchach co wcześniej, to po pierwsze. Po drugie, założyli kominiarki przed samym wejściem do sklepu… – Zawiesiła głos i popatrzyła wyczekująco na Anetę.
– Chcesz powiedzieć, że… – Aneta zająknęła się na moment – …że oni stanęli twarzą do kamery, która zarejestrowała, jak zakładają kominiarki?! – dokończyła zduszonym głosem, nie wiedząc, jaka reakcja byłaby właściwa: śmiech, płacz czy zdziwienie.
– No właśnie. – Basia nie miała takich obiekcji i śmiała się w głos. – Potem ten sam monitoring zarejestrował, jak wychodzą ze sklepu, ściągają kominiarki i nawet te dwie butelki whisky są na kasecie…
Aneta wyobraziła sobie tę sytuację i nie mogąc się powstrzymać, ostatecznie parsknęła serdecznym śmiechem. Zadowolona z jej reakcji Baśka kiwała głową.
– Przyjechała policja, obejrzeli te zdjęcia i dwie godziny później mieli obu. Podobno chłopcy byli bardzo zdziwieni, kiedy weszła do ich domów policja. W końcu przez całe dwie godziny świętowali w przekonaniu, że dokonali napadu stulecia – zakończyła opowiadanie koleżanka.
– Teraz ci wierzę. – Aneta wytarła ostrożnie oczy, żeby nie rozmazać tuszu. – Jeśli ten napad tak wyglądał, to powiem ci, że tylko Dawid mógł coś takiego wymyślić.
Była bardziej rozbawiona niż oburzona. Ostatnie wydarzenia w życiu jej i Marty sprawiły, że nie czuła się moralnie uprawniona do wygłaszania jakichkolwiek opinii. W piwnicy domu, w którym teraz mieszkała, były zamurowane zwłoki dwóch gangsterów; jeden został znaleziony martwy przez Tofika w ogrodzie, drugiego Aneta osobiście zrzuciła ze schodów. Trzeci złoczyńca znajdował się w więzieniu. Trafił tam ponownie, tym razem za napaść i pobicie Alicji Bednarz, ksywka Barbie. Do tego samego miejsca trafi pewnie Dawid, pomyślała ze współczuciem Aneta.
*
Damian rozpakował ostatnią papierową torbę i poszedł do swoich dziewczyn, które odpoczywały w salonie. Marta rozsiadła się wygodnie w fotelu, położyła stopy na pufie i czytała książkę. Dorota przerzucała kanał za kanałem, nie zatrzymując się nigdzie na tyle długo, by ktokolwiek zdążył zauważyć ofertę programową.
– Jak się czujesz?
– Przez ostatnie pół godziny nic się nie zmieniło – poinformowała go Marta, odwracając stronę.
– Wiem, że jestem nadopiekuńczy, ale…
– W porządku – mruknęła. – Rozumiem.
– Co czytasz? – spytał po chwili.
– Podręcznik kryminalistyki – odpowiedziała za nią Dorota.
– Co? Na co ci to?
– Jest tu sporo ciekawych rzeczy… Wiedziałeś, że kształt małżowiny usznej może posłużyć do identyfikacji człowieka?
– Naprawdę? Nie miałam pojęcia – zainteresowała się Dorota.
– Autor pisze, że włamywacze, sprawdzając, czy ktoś jest w domu, słuchają, co się dzieje w mieszkaniu. Przykładają ucho do drzwi albo listwy przy podłodze, a w Holandii prowadzone są badania…
– Dobrze, dobrze, ale po co ci to? – Damiana w najmniejszym stopniu nie interesowało, co się bada w Holandii.
– A czy musi być po coś? Ja też lubię kryminały.
– Ale Marta nie czyta kryminału, tylko…
– Czy mój dobór lektur stanowi dla was problem? – Marta z ciężkim westchnieniem przerwała wymianę zdań między rodzeństwem.
– To zależy… – Dorota udała, że się zastanawia. – Może szukasz tam przepisu, jak się pozbyć namolnego męża?
– Gdybym czytała romans, to pytałbyś mnie pewnie, dlaczego czytam romans, skoro jestem szczęśliwą mężatką. – Marta puściła mimo uszu uwagi szwagierki.
– No, skoro jesteś szczęśliwą mężatką, to możesz czytać nawet podręcznik kryminalistyki. – Damian mrugnął do niej wesoło. – Wierzę, że nie wykorzystasz przeciwko mnie tego, czego się dowiesz.
– Zastanowię się. – Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. – Ale jeśli nie pozwolisz mi czytać w spokoju, to zaraz znajdę rozdział, jak cię skutecznie uciszyć.
– No właśnie… – Dorota nie dopuściła brata do głosu. – Tak się zastanawiałam, co mi nie pasuje, i już wiem. Cisza!
– Dorota, gdyby tu była cisza, to mogłabym w spokoju czytać książkę.
– Jest cisza i cisza. A teraz jest za cicho. – Zerwała się z miejsca, rzucając pilota na kanapę.
– Nie rozumiem…
– Jesteśmy w domu prawie od godziny, a nie pojawił się żaden zwierzak! – zawołała, wbiegając na schody. – Damian, sprawdź parter! – usłyszeli jeszcze jej głos, gdy przeskakiwała po dwa stopnie naraz.
– Jezu… – sapnęła Marta, usiłując podnieść się z fotela. – Gucio coś zrobił mojemu Tofikowi. Nie powinnam zostawiać ich razem w domu!
– Siedź. – Damian ją przytrzymał. – Sam go poszukam. Na pewno nic mu nie jest. – Uśmiechnął się uspokajająco, wychodząc z salonu.
W głębi duszy wcale nie czuł spokoju. Decyzja Doroty, żeby przygarnąć Gucia, była równie szalona jak sam osierocony zwierzak. Większy od Tofika kocur był szybszy, sprytniejszy, bardziej okrutny i bez zahamowań wykorzystywał wszystkie swoje atuty do zastraszania psa. Gdyby to nie było niemożliwe, Damian uznałby, że Gucio znęca się nad biednym psiakiem także psychicznie. Tofik, zanim wszedł do pokoju, najpierw upewniał się, że kot nie czai się gdzieś w ciemnym kącie. Sadystyczny dręczyciel miał zwyczaj spadać biedakowi na grzbiet w najmniej oczekiwanym momencie. Na ogół był to skok z wysoka i szybki odwrót, zanim przerażony Tofik zdążył zareagować. W dodatku ostatnimi czasy Gucio zaczął stosować nową taktykę. Damian przyłapał go, jak przyglądał się śpiącemu psu. Siedział nieruchomo kilka centymetrów od Tofika i wlepiał w niego żółte ślepia. O złych zamiarach świadczyły jedynie lekkie ruchy kociego ogona na boki: prawo–lewo, prawo–lewo, prawo–lewo… Damian nie mógł oderwać od niego wzroku. Wpatrywał się jak zahipnotyzowany, ciekaw, co zaraz się wydarzy. Atak następował nagle. Kot jak błyskawica uderzał łapą w psi nos i znikał w ułamku sekundy. Wyrwany tak drastycznie ze snu Tofik, nie wiedząc, co się dzieje, ze skowytem uciekał do swojej pani, a jego dręczyciel obserwował ów paniczny odwrót z poręczy schodów, myjąc łapkę. Damian gotów był przysiąc, że ten drań się uśmiecha.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI