10,99 zł
Everett Drake właśnie zakończył pracę agenta rządowego. Nareszcie będzie żył bez stresu i natłoku zadań. W samolocie do Miami poznaje Biancę Palmer i umawia się z nią na randkę. Na tym jego spokój się kończy. Bianca jest ścigana przez grupę przestępczą. Everett siłą rzeczy zostaje wciągnięty w sprawę, zresztą i tak nie zostawiłby pięknej Bianki bez pomocy…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 143
Dani Collins
Zadanie dla agenta
Tłumaczenie:
Ewa Pawełek
Tytuł oryginału: Cinderella for the Miami Playboy
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2022
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2022 by Dani Collins
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2023
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-276-9323-5
ŚŻ DUO – 1167
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
Nowy Jork, sześć miesięcy wcześniej…
Everett Drake doświadczał stanu, który dla kogoś takiego jak on był prawdziwą torturą. Nudził się. A do tej pory nawet nie wiedział, co to znaczy. Ludzie, którzy wiedzieli o jego odejściu z pracy, gratulowali mu, mówiąc, że wreszcie pożyje. „Tak się cieszę, że wreszcie zostawiłeś tę robotę” – powiedziała mu matka, gdy wyznał, że zakończył błyskotliwą karierę agenta na usługach rządu Stanów Zjednoczonych. On za to wcale się nie cieszył. Był wściekły. Mógł jeszcze tyle zrobić, tyle zdziałać, a teraz pozostało mu zwykłe życie przeciętnego obywatela. Spokojne, bezpieczne, nudne. Może nie tyle przeciętnego, ile bardzo bogatego obywatela. Stać go było na wszystko. Na drogie samochody, dalekie podróże, egzotyczne wakacje. Przez ostatnie piętnaście lat odgrywał rolę playboya, co było świetną przykrywką dla jego wywiadowczej misji, teraz mógł nim być naprawdę. A jednak nic go nie ekscytowało. Życie wydawało mu się puste i pozbawione sensu.
Wchodząc na pokład samolotu, bacznie obserwował ludzi wokół siebie. To był stary nawyk, który niejednokrotnie uratował mu życie. Musiał w ułamku sekundy ocenić ewentualne zagrożenie. Tym razem zwrócił uwagę na młodą kobietę siedzącą po lewej stronie. Natychmiast obudził się w nim instynkt zdrowego, pełnego wigoru mężczyzny. Jego wzrok prześliznął się po szczupłych łydkach opiętych wąską spódnicą. Dziewczyna ostrożnie skrzyżowała kostki, by nie zadrapać drogich, designerskich szpilek. Jedwabna bluzka rozpięta pod szyją odsłaniała miodowy odcień szyi, której nie ozdabiał żaden wisior czy łańcuszek.
Analityczna część umysłu Everetta bardzo szybko wyceniła ubrania dziewczyny. Z pewnością nie kosztowały mniej od jego szytych na miarę garniturów i włoskich butów. Mogła być siedem albo osiem lat młodsza od niego. On sam skończył już trzydzieści pięć lat. Podeszły wiek jak na agenta.
Dziewczyna wyglądała profesjonalnie. Mogła zajmować jakieś wysokie stanowisko, ale z pewnością nie w tak nudnej dziedzinie jak bankowość. Zwrócił uwagę na jej ciemne, gęste włosy upięte fantazyjnie z jednej strony, przerzucone przez ramię i wijące się falą do piersi. W uszach nosiła koła, proste, ale najprawdopodobniej wykonane ze złota. Musiała wiedzieć, że o stylu decydują detale i dobra jakość. Elegancki makijaż podkreślał duże oczy i długie rzęsy. Oliwkowa cera nie była jednak dziełem pudru, a natury. Miała mocną, a jednocześnie bardzo kobiecą szczękę. Szerokie usta pokryte błyszczącą szminką w kolorze wina wyglądały jak zwilżone pocałunkiem.
Spojrzała na niego, po czym szybko odwróciła wzrok. Zbyt szybko. Znał to spojrzenie. Widywał je wielokrotnie. Nie był fałszywie skromny. Wiedział, że jest bardzo przystojny i potrafił zrobić z tego użytek. Dziewczyna spodobała mu się od pierwszej chwili. Piękna, seksowna i speszona jego zainteresowaniem. Przepłynął przez niego strumień pożądania. Nie odrywał od niej wzroku. Widział, jak nerwowo przełyka ślinę. Znów podniosła wzrok. Jej oczy rozszerzyły się lekko, kiedy obrzuciła go ponownym spojrzeniem. Poczuł łaskotanie w pachwinie i na moment wstrzymał oddech.
– Dzień dobry – przywitał się z uśmiechem.
– Dzień dobry. – Jej głos był lekko ochrypły. Nie wiedział jednak, czy to jej stała cecha, czy też efekt zdenerwowania.
Dziewczyna opuściła wzrok na swoje kolana. Zacisnęła dłonie, co natychmiast zwróciło jego uwagę. Potrafił wyczuć niebezpieczeństwo, czyjeś emocje i strach. Tylko raz jeden zignorował intuicję i wtedy… Nie, nie chciał o tym teraz myśleć. Wolał poddać się ekscytacji, która w nim wzbierała pod wpływem obecności tej fascynującej dziewczyny. Wiedział, że powinien sobie odpuścić, nie zagadywać nieznajomej i żyć swoim życiem. Co to jednak za życie? Banalność obecnej egzystencji wyczerpywała go bardziej niż wszystkie niebezpieczne akcje.
– Czy życzą sobie państwo kieliszek szampana? – spytał steward, odbierając od niego kurtkę.
– Ja, dziękuję – odpowiedziała dziewczyna zmysłowym głosem.
– Dla mnie kawa – rzucił krótko Everett, zajmując miejsce obok niej. Nieznajoma zwróciła twarz ku oknu, ponownie zaciskając dłonie. Nie nosiła obrączki ani pierścionka. Dobrze się składało. Nawet w poprzednim życiu starał się nie wchodzić w relacje, jeśli druga strona była zajęta. Niepotrzebne mu były komplikacje. Teraz pragnął jedynie uspokoić szalejące libido. Od tak dawna nie był z kobietą. Jeśli dziewczyna miałaby ochotę na krótką przygodę, to dlaczego miałby nie skorzystać? Zaprosiłby ją do hotelu. Jeden drink, wspólna kolacja, wspólna noc. Może przy okazji dowiedziałby się, czy jego przypuszczenia były słuszne. Wyćwiczony w pracy szósty zmysł podpowiadał mu, że dziewczyna się czegoś boi, a także, że jest w pełni świadoma jego obecności. Patrzyła na niego nie jak na współpasażera, ale na mężczyznę. Choć ciałem zwrócona była do okna, od czasu do czasu rzucała mu ukradkowe spojrzenia. Gdy samolot zaczął kołować, a steward rzucił komendę, by zapiąć pasy, zauważył, że dziewczyna zamyka oczy i mocno marszczy czoło. Dłoń zacisnęła na oparciu.
Bała się, co było doskonałym pretekstem do rozpoczęcia rozmowy.
– Kiedy latam, przeważnie wybieram te linie lotnicze – oświadczył swobodnie. – Są niezawodne. Nawet turbulencje są prawie niezauważalne.
Tak naprawdę był nie tylko klientem, ale także współudziałowcem firmy lotniczej. Uważał, że pieniądze, by nie traciły na wartości, powinny być dobrze ulokowane. W poprzednim życiu lubił pozować na spadkobiercę wielkiej fortuny, choć tak naprawdę wyłącznie dzięki własnej ciężkiej pracy zgromadził majątek.
– Czyżbym miała wypisane na twarzy, że nie lubię latać? – spytała, zmuszając się do uśmiechu.
– Z pewnością nie jest pani wyjątkiem. Większość ludzi nie lubi. Może więc spróbuję trochę odwrócić pani uwagę? Leci pani do Miami w interesach czy dla przyjemności? Ma tam pani rodzinę?
– Nie wiem, jak odpowiedzieć. – Zamyśliła się przez chwilę. – Lecę do rodziny, ale muszę też pozałatwiać trochę interesów. Chciałabym, żeby to była podróż dla przyjemności, ale niedawno zmarła moja babcia.
– Bardzo współczuję.
– Nie znałam jej – wyjaśniła szybko. – Ona wyrzekła się nas, gdy moja mama zaszła w nieślubną ciążę. Mama wielokrotnie wyciągała do niej rękę na zgodę, ale babcia nigdy nie odpowiedziała. Niedawno dostałam list, że zmarła i że zostawiła mi swoje mieszkanie. Jadę do Miami, żeby je sprzedać.
Jej spojrzenie wyrażało rezygnację i… Niech to szlag, znał to ostrożne, nieco spłoszone spojrzenie. Nie mówiła mu prawdy. A przynajmniej całej prawdy. Ukrywała coś i trudno się dziwić, że nie chciała mu się zwierzyć ze swych tajemnic. Byli dla siebie obcy. Potrafił sprawić, by nowo poznani ludzie otworzyli się przed nim. Dzięki temu mógł pozyskać dużo informacji.
– Skomplikowana sytuacja – przyznał, pozostawiając jej przestrzeń, by mogła rozwinąć wątek.
– To prawda. Cieszę się, że pan też tak na to patrzy. – Uniosła brwi, nie kryjąc irytacji. – Inni uważają, że wygrałam los na loterii. Poza tym to bardzo dziwne. Nie odezwała się nawet wtedy, gdy zmarła moja mama, a teraz uczyniła mnie swoją spadkobierczynią. Naprawdę dziwne.
Czyżby źródłem napięcia była ta niecodzienna sytuacja, zastanawiał się Everett. Pewnie trudno jest przyjąć spadek od kogoś, kto skrzywdził jej matkę.
– Nie wiadomo, dlaczego trzymała się od was z daleka. Powody mogły być różne. Gniew, wstyd, jakieś tajemnice.
Wstyd i poczucie winy… To właśnie dlatego Everett nie chciał się angażować.
– Wiem, ale… – Wykrzywiła usta, starając się powstrzymać narastającą frustrację.
Tym razem, gdy ich spojrzenia się spotkały, nie uciekła wzrokiem. Dziewczyna wzbudzała w nim coraz większą ciekawość. Widział, że zerknęła na jego rękę, szukając obrączki albo chociaż jaśniejszego śladu po niej. Kilkukrotnie Everett próbował się zaangażować, ale wszystkie związki prędzej czy później się rozpadały. Z uwagi na pracę nie mógł poświęcić partnerkom tyle czasu, ile potrzebowały. Teraz zaś miał czasu pod dostatkiem. Przynajmniej na krótki, niezobowiązujący romans. Podobały mu się rumieńce na policzkach dziewczyny. Wzbudził jej zainteresowanie. Czuł to.
– A pan dlaczego leci do Miami? – spytała.
Mieszkam tam, powinien odpowiedzieć, ale zwyciężyły stare przyzwyczajenia.
– Chciałbym kupić jacht. Zatrzymam się tam tylko na jedną noc. – Zależało mu na tym, by sytuacja była jasna. – Będę wolny o szóstej. Może chciałaby pani zjeść ze mną kolację?
Przechyliła głowę, rozważając propozycję. Dostrzegł w jej twarzy niepokój. Miała więcej do ukrycia, niż chciała przyznać. Czekał na odpowiedź z rosnącym napięciem. Może lepiej by było, gdyby odmówiła. Przeczucie mówiło mu, że wkracza na niepewny grunt.
Dziewczyna po chwili wahania uśmiechnęła się ciepło.
– Właściwie, czemu nie. Chętnie skorzystam z zaproszenia. – Wyciągnęła do niego rękę. – A tak w ogóle, jestem Bianca.
Czując ciepło jej skóry, wiedział już, że popełnił błąd. Rozbudziła w nim szaleńcze pożądanie, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczył, i z tego powodu ogarnął go lęk. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że nic i nikt nie sprawi, żeby się wycofał.
– Everett – odparł ze zmysłowym uśmiechem. – Zarezerwuję stolik w hotelu. – I pokój, dodał w myślach.
Obecnie, Miami…
Bianca Palmer miała pracę, której pozazdrościłby jej każdy, kto tak jak ona ukrywał się przed reporterami, prawnikami i kryminalistami w markowych garniturach. Zupełnie niezamierzenie wplątała się w sprawy, które utrudniały jej teraz normalne życie. Dlatego musiała być bardzo ostrożna. Nie wiedziała, czego się spodziewać, gdy w jej ręce wpadła ulotka „Znajdziemy dla ciebie pracę”, ale okazało się, że oferta była wręcz stworzona dla niej. Zatrudnienie na czarno nie było czymś, o czym marzyła, podobnie jak pozycja pomocy domowej, ale takie życie dawało wolność i anonimowość. Raz na zawsze musiała się pożegnać z przeszłością, dla swojego własnego dobra.
Dostała skierowanie do rezydencji w Indian Creek. Dom musiał należeć do jakiegoś milionera, chociaż w porównaniu z innymi willami w tej okolicy nie był przesadnie ekstrawagancki. Cechowała go klasyczna prostota, a jednocześnie wyrafinowana elegancja. Dom w swym wnętrzu skrywał pięć sypialni, dziewięć łazienek, kino domowe i windę prowadzącą do baru na dachu rezydencji. W ogromnym garażu stały motocykl, najnowszy model samochodu sportowego oraz dwa zabytkowe auta pamiętające lata pięćdziesiąte. Najwyraźniej właściciel lubił styl retro, przynajmniej w motoryzacji. Każdy metr domu, każde okno i drzwi były zabezpieczone systemem antywłamaniowym, kamerami i alarmem. Posesję otaczał wysoki, ceglany mur. Boczna dróżka prowadziła na prywatną plażę, przy której nie cumowała żadna łódka. Czy milioner, którego stać na taką rezydencję, nie powinien mieć własnego jachtu? – pomyślała, gdy po raz pierwszy zeszła nad morze.
Agencja, która ją zatrudniła, wyjaśniła, że ma dbać o posiadłość podczas nieobecności właścicieli, którzy aktualnie żyją w separacji. Do jej zadań należało: polerowanie mebli, odkurzanie, koszenie wyłącznie małego trawnika, bo większym zajmował się ogrodnik, i mycie okien. A było co myć, bo szyby, osłonięte roletami przed intensywnym słońcem Florydy, zajmowały olbrzymią powierzchnię. Czasu wolnego miała sporo i nieraz nie bardzo wiedziała, co z nim zrobić. Tęskniła niekiedy za pędem miasta, za ludźmi, tęskniła za tym, by w progu własnego mieszkania zawołać „wróciłam” i za tym, by ktoś ją przywitał pocałunkiem i uściskiem. Zamiast tego, praktykując jogę pod drzewem, którego gałęzie uginały się pod ciężarem dojrzałych owoców, próbowała sobie wmówić, że ta izolacja jest wielkim darem. Dostawała dobre pieniądze, mieszkała w luksusowej rezydencji, jedzenie dostarczano pod bramę. Czy mogła chcieć czegoś więcej? Zastanawiała się niekiedy, dla kogo pracuje. Wnętrze domu było gustowne i piękne, ale całkowicie pozbawione drobiazgów, które zdradzałoby cechy właściciela. Może to jakiś biznesman, producent filmowy albo spadkobierca fortuny? Nie zdziwiłaby się, gdyby się okazało, że pieniędzy dorobił się na nielegalnych interesach. Zamożni ludzi bywali na bakier z prawem. Wiedziała o tym z własnego doświadczenia. Morris Ackerley, jej były narzeczony, z wdziękiem i lekkością okradał ludzi z dorobku ich życia. Oni inwestowali, on obiecywał zysk, a potem zostawiał ich na lodzie. Nie wiedziała, w czym bierze udział, nie zdawała sobie sprawy, że dostaje brudne pieniądze. Wierzyła narzeczonemu bezkrytycznie jak ostatnia naiwna idiotka. Gdy zorientowała się w tym procederze, nie mogła milczeć. Ujawnienie afery oznaczało jednak poważne kłopoty. Wiedziała, że już nigdy nie będzie bezpieczna.
Odgoniła złe wspomnienia i pozbierała do kosza dojrzałe pomarańcze, jak robiła to każdego ranka. Lubiła przed śniadaniem napić się świeżo wyciskanego soku. Następnie przyrządziła sobie tosty, smarując je obficie masłem orzechowym. Jedząc, rozmyślała o tym, gdzie mogłaby pracować, gdyby nie musiała się ukrywać. Zastanawiała się nad tym każdego dnia. Musiałaby zacząć swoją karierę od zera, a to nie byłoby łatwe. Całe jej życie wywróciło się do góry nogami i to pod każdym względem. Czuła się też bardzo samotna. Odkąd przyjęła pracę w domu tajemniczego milionera, praktycznie z nikim się nie widywała i z nikim nie rozmawiała. Nie licząc dostawcy jedzenia. Żyła w izolacji, umilając sobie czas czytaniem romantycznych powieści. Na początku nieustannie śledziła doniesienia w telewizji. Morris i Ackerley zostali pociągnięci do odpowiedzialności, z czego akurat była zadowolona, ale na niewiele się to zdało, bo wciąż jej imię było obrzucane błotem. Firma zrobiła z niej kozła ofiarnego. Trudno jej było słuchać tych wszystkich wypowiedzi, z których jasno wynikało, że to ona stała za przekrętami w spółce. Miała wtedy ochotę wyjść z ukrycia i bronić swoich racji, ale nigdy się na to nie zdecydowała. Zniknęła z mediów społecznościowych. Od czasu afery nie zajrzała tam ani razu. Czasami kusiło ją, żeby coś sprawdzić. A raczej kogoś. Everetta. Przymknęła na moment powieki, wspominając czas, który z nim spędziła. Zanim udała się z nim na kolację, sprawdziła w internecie, z kim ma do czynienia.
To był trudny moment w jej życiu. Właśnie żegnała się z dawnym życiem i nie potrzebowała dodatkowych problemów. Z licznych artykułów w sieci dowiedziała się, że jego ojciec był znanym szwajcarskim inżynierem motoryzacji, który uległ poważnemu wypadkowi podczas jazdy próbnej. Jego matka, Francuzka, pracowała jako tłumaczka w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Everett odziedziczył po nich niemały majątek, który trwonił na podróże i romanse. W internecie było sporo zdjęć, a to z prestiżowych imprez, a to z wakacji, które spędzał co rusz z inną kobietą. Przez pewien czas brał udział w wyścigach samochodowych. Jeździł do Monte Carlo na zawody i nawet je wygrywał. Ciekawe, czy spodobałyby mu się samochody, które stały w garażu właściciela, pomyślała teraz. Tak naprawdę myślała o nim nieustannie, zupełnie jakby towarzyszył jej w tym wielkim domu. Może umysł płatał jej figla, bo tak bardzo była spragniona towarzystwa, a Everett był ostatnim mężczyzną, z którym miała intymny kontakt. Dla niej tamte chwile znaczyły wiele, ale od pierwszej chwili zdawała sobie sprawę, że ma do czynienia z notorycznym podrywaczem. Poszła z nim na kolację, bo miała w tym swój cel, ale Everett całkowicie ją rozbroił swoim wdziękiem, inteligencją i seksapilem. Była wówczas przerażona tym, co ją czekało w związku z oskarżeniami w pracy, i pragnęła się na chwilę zapomnieć w ramionach przystojnego nieznajomego. Pozwoliła, by ją uwiódł, by ukoił jej strach i niepewność, by rozpalił w niej magiczne pożądanie. To było wyjątkowe doświadczenie, którego nawet przez chwilę nie żałowała. Był fantastyczny w łóżku i sprawił, że ona również poczuła się fantastycznie, wolna, wyjątkowa. Rano rozstali się bez zbędnych słów i fałszywych deklaracji. Bianca z jednej strony chciała zobaczyć go ponownie, ale rozsądek podpowiadał jej, że spotkałoby ją wielkie rozczarowanie. Everett z pewnością po tamtej nocy nie poświęcił jej choćby jednej myśli. Może nawet by jej nie pamiętał, a taka sytuacja byłaby boleśnie upokarzająca.
Czasami myślała o tym, żeby się ujawnić, zawalczyć publicznie o siebie, chociażby po to, żeby wejść w jakąś normalną relację z drugim człowiekiem. Tęskniła za bliskością. Policja zapewniła, że dostanie ochronę, ale to oznaczało życie na celowniku. Nie, tak było lepiej, nawet jeśli niekiedy przygniatała ją samotność granicząca z rozpaczą.
Przekroiła pomarańczę i zaczęła wyciskać sok, starając się powstrzymać łzy. Niespodziewanie jej uwagę zwrócił dziwny, miarowy dźwięk, rytmiczny, nieco przytłumiony stukot. Co to było? Nikt obcy nie mógł wejść do środka. A przynajmniej tego wolała się trzymać. Z drżeniem serca uświadomiła sobie jednak, że dźwięk się wzmaga. Dochodził zza drzwi po lewej stronie, tych, które prowadziły na dziedziniec do patio przy basenie. Pospiesznie podeszła do monitora, który podłączony do alarmu rejestrował każdy ruch na zewnątrz. Gdyby na teren posiadłości wtargnął ktoś obcy, system by to wychwycił. Nagle zamarła. W kamerze dostrzegła wysokiego mężczyznę o kulach, który patrzył prosto na nią. Miał na sobie szarozieloną koszulę i dopasowane szorty. Dostrzegła zabandażowane kolano, olbrzymi siniec na policzku, który nieco deformował twarz, i lodowate spojrzenie. Nagle przeszyła ją spontaniczna radość.
Everett! Czy to możliwe? Tak długo o nim myślała, a teraz jest tu. Czyżby z tej straszliwej samotności zaczęła mieć zwidy? Nie, we wspomnieniach zawsze był szatańsko przystojny i sprawny, a nie ranny i z siniakami na twarzy. Chwilę radości zastąpił strach. Nie powinno go tu być. Należał do jej starego życia, przed którym uciekła. Jak ją odnalazł? I po co? Co robić? Myśl, Bianco! Mogła uciec. Torba spakowana na wszelki wypadek, leżała w pokoju. Z tym, że nie miała czasu na działanie, bo Everett właśnie wchodził do kuchni.
– Witaj, Bianco.
Jego głos był głębszy i twardszy, niż pamiętała. Patrzył na nią, z lekko kpiącym uśmiechem, jakby cieszył się, że udało mu się ją zaskoczyć. Mimo poranionego policzka stał się jeszcze bardziej atrakcyjny, wyzwalając w niej po raz kolejny pierwotną samicę. Znów przypomniała sobie, czym jest szaleńcze pożądanie. Nie namyślając się długo, wybiegła przez drugie drzwi prowadzące do garażu. Nie miała przy sobie ani torby, ani gotówki, ale była przygotowana na takie niespodziewane sytuacje. Złapała breloczek z haczyka na ścianie i ruszyła w stronę sportowego auta.
– Bianco! – rozległ się ostry głos, któremu towarzyszył miarowy stukot kul.
Odruchowo obejrzała się za siebie i w tym momencie z rozpędu uderzyła biodrem w boczne lusterko.
– Ani się waż kraść mój samochód! – ostrzegł lodowatym tonem. – To by mnie wkurzyło, a jestem już wystarczająco zdenerwowany. – Opierał się o drzwi, garbiąc się lekko.
– Twój samochód – powtórzyła Bianca. Jej umysł nie radził sobie z nadmiarem emocji. Strach mieszał się z niedowierzaniem i zdziwieniem.
– Tak. To mój samochód i mój dom.
To przecież niemożliwe, pomyślała zupełnie zdezorientowana. To musiał być zbieg okoliczności. A jeśli nie? Jeśli doskonale wiedział, kto został zatrudniony, by opiekować się jego posiadłością? O co w tym wszystkim chodzi?
– Ale jak… – zdołała wydukać.
– Chodź do środka. Musimy porozmawiać.
Cofnęła się odruchowo, łapiąc za klamkę samochodu.
– Mówiłem poważnie. Zostaw moje auto w spokoju – powtórzył, podpierając się na kulach. Wyraz jego twarzy nieco złagodniał. Spojrzeniem objął jej całą sylwetkę. – Ładnie wyglądasz.
Szczerze w to wątpiła. Mieszkając tu sama, nie myślała o efektownych strojach. Miała na sobie wytarte szorty i zwykły bawełniany podkoszulek. Włosy związała w luźny kucyk. Kilka pasemek rozjaśnionych na słońcu wiło się wokół twarzy.
– Jak… – Z trudem wydobywała z siebie głos, jakby w gardle miała suchy, pustynny piasek. – Jak się tu dostałeś?
– Przypłynąłem łodzią.
– A jak wszedłeś do domu? Alarm jest włączony.
– Wiem, użyłem telefonu, żeby go wyłączyć. – Wyciągnął ze spodni iphone’a i szybko wystukał kod. – A teraz znów jest wszystko pod kontrolą. – Jego usta wykrzywiła słaba imitacja uśmiechu. – Wiesz, co to oznacza, prawda? Jeśli spróbujesz opuścić garaż moim samochodem, zawyją syreny. Nie rób głupstw, porozmawiajmy.
Na chwilę powróciła myślami do ich wspólnej nocy. Nie rozmawiali wtedy prawie w ogóle, zajęci sobą nawzajem. Everett całował ją wszędzie, skupiony nie tylko na swoich, ale także na jej doznaniach. Spędziła dużo czasu, wspominając tamte chwile. Pod osłoną nocy wyobrażała sobie, że połączyło ich coś więcej niż pospolita żądza. W świetle dnia nie miała złudzeń. To była jedynie jednorazowa przygoda. A teraz Everett stał przed nią. Ranny i o kulach. Co mu się właściwie stało?
– Myślałam, że ten dom należy do pary w separacji. – Głos jej drżał, gdy mówiła.
– Nie, należy do mnie.
– Nic z tego nie rozumiem. Dlaczego chciałeś, żebym tu pracowała? Powinnam się była domyślić, że ta oferta była zbyt piękna. – Pomimo wielkiej ostrożności dała się nabrać jak ostatnia naiwna. – Czemu ty…? O Boże, chyba nie pracujesz dla Troya?
– Nie. Kilka dni po naszym spotkaniu chciałem się z tobą skontaktować, ale zniknęłaś. Po prostu zapadłaś się pod ziemię. Musiałem cię odnaleźć.
– Dlaczego?
– Miałem swoje powody. A ty, dlaczego zaczęłaś się ukrywać?
Wyzywające nuty w jego głosie sugerowały, że doskonale zna odpowiedź.
– Kiedy zadziera się z nieodpowiednimi ludźmi, można źle skończyć. – Wzruszyła ramionami. – Nie mogłam sobie pozwolić na całodobowego ochroniarza. Wygodniej było zniknąć.
Opierając się na kulach, podszedł bliżej.
– Dobrze się spisałaś, zacierając za sobą ślady – rzekł z podziwem. – Tydzień cię szukałem, zanim znalazłem.
– Tydzień? – Żołądek zwinął jej się w supeł. Sądziła, że jest bezpieczna, a tymczasem poniosła klęskę. W następnej sekundzie pojawiła się inna, ożywcza myśl, że jej szukał. Zadał sobie trud, żeby ją odnaleźć. Serce, które na moment zaczęło szybciej bić, z powrotem zmieniło się w twardy kamień. Odnalazł ją w tydzień, a przyjechał się z nią zobaczyć dopiero po sześciu miesiącach. Co tu jest grane?
– Jestem dobry w odnajdywaniu ludzi – rzucił nonszalancko, jakby stwierdzał fakt, a jednocześnie z nutą dumy, że jest lepszy od innych. Ja, Everett, mogę wszystko. Jestem przystojny, bogaty i mądry. Podrzucam ciężary na siłowni jedną ręką. Pstryknę palcami i wyciągam ludzi spod ziemi.
Oparł się plecami o siodełko motocyklu i gdyby nie kule, wyglądałby jak bohater filmu o niebezpiecznym buntowniku. Siniaki, zarost, grymas na twarzy i jeszcze to świdrujące spojrzenie. Nigdy nie pociągał ją ten typ mężczyzn. Nigdy, aż do teraz. Jej matka straciła głowę dla tak zwanego „złego chłopaka” i potem całe życie ponosiła tego konsekwencje. Bianca była przekonana, że dokonała słusznego wyboru, ale jej elegancki narzeczony okazał się przestępcą, który chciał ją rzucić wilkom na pożarcie. Nie, stanowczo nie pociągali ją źli, niebezpieczni faceci, ale w tym momencie nie potrafiła myśleć o niczym innym, jak tylko o ustach Everetta na swojej szyi, o jego rękach, które oplatały ją w pasie, o tym, jak czuła go w sobie. – Szybko odkryłem, dlaczego zniknęłaś. Musiałem cię odnaleźć i ukryć w jakimś bezpiecznym miejscu. Wiedziałem, że będziesz potrzebowała pieniędzy, ale w grę wchodziła tylko praca na czarno.
– Informację o pracy tutaj dostałam w winiarni. Tam znalazłam ulotkę. Skąd wiedziałeś, że się skuszę akurat na tę pracę?
– Nie wiedziałem. Ogłoszeń wystawiłem mnóstwo, w nadziei, że na któreś się złapiesz. Wyprowadzanie psów, opieka nad dziećmi, nad osobami starszymi, wreszcie gospodyni domowa. Miałem nadzieję, że któraś propozycja wzbudzi twoje zainteresowanie. Zgłosiłaś się po tygodniu do podstawionej agencji.
– Nie masz nawet psa – zauważyła cierpko.
– Gdyby trzeba było, znalazłby się jakiś.
– Zadałeś sobie tyle trudu. Znalazłeś mnie, sprowadziłeś tutaj, po co? Jesteś prywatnym detektywem, czy co?
– Już nie. – Uśmiechnął się.
– Co to znaczy?
– Powiedzmy, że takie mam hobby.
– To trochę dziwne, nie uważasz? Przerażasz mnie.
– Dałem ci pracę i bezpieczne miejsce, żebyś mogła się ukryć. Nie jestem jakimś zboczeńcem, który trzymał cię tu, żeby podglądać przez kamery.
– A może właśnie tak robiłeś?! – wybuchła.
– Nie. – Przewrócił oczami, jakby z ich dwojga, to ona miała nierówno pod sufitem.
– I mam ci wierzyć? – zakpiła.
– Wierzysz czy nie, to twoja decyzja. Jeśli chcesz stąd odejść, proszę bardzo, droga wolna, byle nie moim samochodem – dodał znacząco. – Pamiętaj jednak, że z mojej strony nie grozi ci nic złego, a nie wiesz, co się stanie, gdy twoi wrogowie cię znajdą. Wciąż grozi ci niebezpieczeństwo.
– Dlaczego to robisz? Czego ode mnie chcesz?
– Robię to, bo niechcący wciągnęłaś mnie w swoje sprawy – stwierdził rzeczowo.
– Jak to? – zdziwiła się.
– Zostawiłaś bagaż w moim hotelu. A twój… Chyba się nie mylę. Troy Ackerley jest twoim narzeczonym, prawda?
– Byłym narzeczonym.
– Jego ludzie widzieli nas razem i potem naciskali, żebym powiedział, gdzie jesteś.
– Czy ty… – Bała się dokończyć. Nie mogłaby go winić, gdyby wyznał miejsce jej pobytu.
– Oczywiście, że nie, Bianco. Nic im nie powiedziałem, możesz być spokojna.
– Czy te obrażenia to ich sprawka?
– Nie przejmuj się – odparł nonszalancko. – Oni wyglądają znacznie gorzej.
Ogarnęły ją wyrzuty sumienia, że to z jej powodu został zaatakowany.
– Jeśli ludzie Troya sądzą, że jesteśmy parą, to przyjdą tutaj, do twojego domu – zauważyła z rosnącą paniką w sercu.
– Domów mam wiele i wszystkie są doskonale chronione. O to się nie martw. Jest inny problem. Twój były zaczyna publicznie mnie oskarżać, skoro nie może dorwać ciebie. Lecieliśmy razem samolotem, potem poszliśmy do hotelu. Musimy oboje przemyśleć, co zrobić, żeby twoje imię nie było łączone z moim. Myślę, że powinnaś się ujawnić.
– Nie zrobię tego! – krzyknęła, kręcąc głową, bliska paniki.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji