Żądze - K.N. Haner - ebook + audiobook

Żądze ebook i audiobook

Haner K.N.

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Trzeci tom nowego wydania bestsellerowej serii „Skandal” K.N. Haner. Miało być jak w bajce: ognisty kochanek, ślub i happy end. Ale to nie w stylu Julii. Ona układa sobie życie na własnych zasadach. Każdego, kto wejdzie jej w drogę, posyła prosto do piekła…

 

Wreszcie miało być jak w raju (tym dla dorosłych): namiętny narzeczony, wymarzony ślub i czerpanie z życia pełnymi garściami. Ale Julia Widawska nie byłaby sobą, gdyby wszystko szło jej jak z płatka. Przygotowania do ślubu zbiegają się z wielkim zawodowym projektem o ogromnym znaczeniu, chciwy ojciec próbuje ją wykorzystać, by spłacić swoje długi, a jakby tego było mało – dawny kochanek wciąż nie daje o sobie zapomnieć. Tyle że Julia już dobrze wie, czego chce. I nie pozwoli się dalej zwodzić. Jeśli ma układać sobie życie, to tylko na własnych zasadach. A każdego, kto wejdzie jej w drogę, pośle prosto do piekła!

K.N. Haner– jedna z najpopularniejszych polskich autorek powieści obyczajowych i erotycznych. Pochodzi z rodziny silnych kobiet. Po babci odziedziczyła łatwość opowiadania i lekkie pióro. Na koncie ma już ponad milion sprzedanych egzemplarzy. Z hobby uczyniła swój zawód. Jej książki wielokrotnie trafiały na szczyty list bestsellerów. Zmysły czytelników rozpaliła m.in. serią • Dyrektor Generalny oraz takimi tytułami, jak: • Sny Morfeusza, • Zapomnij o mnie, Sponsor, • Zakazany układ, • Złe miejsce czy • Wycena.

Mieszka pod Warszawą. W wolnych chwilach gotuje. Oprócz tego namiętnie ogląda seriale na Netflixie, uwielbia planszówki i potrafi zarwać noc na graniu w The Sims. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 312

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 15 min

Lektor: Monika Chrzanowska
Oceny
4,5 (52 oceny)
37
7
7
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
justynarorat

Nie oderwiesz się od lektury

ok
00
melchoria

Całkiem niezła

Nie powala, tym niemniej koniecznie aby zobaczyć jak kończą się miłosne rozterki Julii.
00
Fiba1

Nie oderwiesz się od lektury

ok
00
MMoniaa78

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00

Popularność




Redaktor prowadzący: Marcin Kicki

Redakcja: Katarzyna Juszyńska

Korekta: Joanna Morawska, Marzena Kłos

Layout, skład i łamanie: Beata Rukat/Katka

Projekt okładki: Agnieszka Zawadka

Wydanie drugie

Agora SA

ul. Czerska 8/10

00-732 Warszawa

Copyright © by Agora SA, 2023

Copyright © by Katarzyna Nowakowska, 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone

Warszawa 2023

ISBN: 978-83-268-4319-8

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

żądza

1. niepohamowane pragnienie posiadania lub doznawania czegoś

2. silny pociąg fizyczny

Słownik języka polskiego PWN

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze i w tamtej chwili wydawało mi się, że jestem najszczęśliwszą i najpiękniejszą przyszłą panną młodą na świecie. Wypełniały mnie emocje, które sprawiały, że w brzuchu latała mi chmara motyli. Ślub w Marsylii był spełnieniem marzeń, ale... Ja nigdy nawet o tym nie śniłam. To było coś więcej niż marzenia, to była rzeczywistość, która spadła na mnie jak grom z jasnego nieba.

Ja i Gaspard.

Totalne szaleństwo.

Totalne przeciwieństwo.

Podobno jednak przeciwieństwa się przyciągają, więc ze szczerym uśmiechem znosiłam trudy ostatnich przymiarek sukni ślubnej. Spojrzałam na Monię, która siedziała na sofie. W dłoni trzymała kieliszek szampana i robiła mi miliony zdjęć.

– Gaspard padnie, kiedy cię zobaczy! – skwitowała, dopijając trunek. – Zerwie z ciebie tę kieckę jeszcze na weselu. Jestem tego pewna – dodała.

– Taaa, cały Gaspard. – Zaśmiałam się i zacisnęłam uda na myśl o moim temperamentnym i nienasyconym przyszłym mężu.

Tak, Gaspard zawładnął moim życiem, a ja całkowicie się temu poddałam. Otworzyłam się na niego, bo nasza względnie krótka znajomość przerodziła się w coś naprawdę wyjątkowego. W chwili, gdy oświadczył mi się w centrum Warszawy, wydawało mi się, że to się nie uda. Z duszą na ramieniu wróciłam z nim do Paryża, gdzie wydarzyła się rzecz niebywała, a plan Gasparda zrealizował się w stu procentach. Media oszalały na punkcie naszych zaręczyn. Nikt nie pamiętał o jakimś tam skandalu z brytyjskim arystokratą, a ja... też starałam się o nim zapomnieć. Rzuciłam się w wir wydarzeń, emocji i uczuć, który miał nas zaprowadzić prosto przed ołtarz.

– Myślisz, że polecicie w podróż poślubną na Marsa? – zapytała rozbawiona moją miną Monia.

– To wielce prawdopodobne. – Roześmiałam się w głos.

– Ja myślę, że to kwestia czasu. – Monia wstała, podeszła do mnie i podała kieliszek z szampanem. – Jesteś szczęśliwa, prawda? – zapytała takim troskliwym tonem, że moje oczy w sekundę zrobiły się mokre.

Nie wiem dlaczego, ale ostatnio nieustannie chciało mi się płakać. Na wszystko reagowałam bardzo emocjonalnie i nie rozstawałam się z chusteczkami.

– Tak, jestem – odpowiedziałam, chlipiąc pod nosem.

– To widać, Jula – przyznała i chciała mnie objąć.

Przykucnęłam, by również ją przytulić, bo stałam na podeście, a panie krawcowe podpinały dół sukni.

– Będę dobrą żoną? – zapytałam cicho.

Monika spojrzała na mnie.

– Najlepszą! Gaspard jest wpatrzony w ciebie jak w obrazek – zapewniła mnie.

Oprócz motylków w brzuchu i emocjonalnego rollercoastera miałam też mnóstwo wątpliwości co do tego, czy podołam temu zadaniu. Bycie z kimś na zawsze nieco mnie przerażało, bo przecież niczego nie powinno się brać za pewnik. Mój Francuzik – tak ostatnio nazywałam Gasparda – wydawał się wolnym duchem, a mimo to naprawdę znalazł dla mnie miejsce w swoim sercu. Na pewno zaszła w nim jakaś zmiana, choć trudno mi było ją od razu dostrzec, dlatego że znaliśmy się tak krótko.

– Jest staroświecki. Powiedział, że nie chce widzieć mnie w sukni wcześniej niż przed ołtarzem – wyznałam.

– Dmucha na zimne. Ja też wierzę w te wszystkie przesądy. – Monia się rozmarzyła.

Jej przelotna znajomość z Olafem, kolesiem z klubu, nie przetrwała. Przyjaciółka próbowała zamaskować to, że facet jednak złamał jej serduszko. Chciałam z nią o tym porozmawiać, ale nie była skora do zwierzeń. Myślę, że potrzebowała czasu, by to przetrawić.

– Zdecydowałaś już, z kim pójdziesz na wesele? – zapytałam.

– Chyba sama. Jako świadkowa i tak będę miała obowiązki, a mój partner będzie się nudził. – Westchnęła.

– Może polubicie się ze świadkiem? – zasugerowałam, poruszając wymownie brwiami.

Świadkiem Gasparda miał być jego bliski kuzyn, którego jeszcze nie miałam okazji spotkać. Stresowało mnie to, że poznam jego rodzinę dopiero w dniu ślubu. Nie wiem, czemu tak mnie to martwiło. Może dlatego, że Gaspard zaprosił tłum gości, a ja zaledwie garstkę? Postanowiłam nie zapraszać tych wszystkich ciotek, wujków i kuzynów, których na co dzień nie widywałam. Znajomych też odpuściłam. W najpiękniejszym dniu mojego życia mieli mi towarzyszyć jedynie Monia, mój ojciec i Iga. Musiałam przyznać, że naprawdę cieszyłam się na ich obecność.

Moja rodzina zaskakująco dobrze przyjęła informacje o zaręczynach. Ojciec był bardzo zadowolony, że jego zięciem zostanie francuski milioner. Co za zaskoczenie... Nawet mało wylewna Iga pogratulowała mi zaręczyn i oświadczyła, że cieszy się z takiego obrotu sprawy. To było naprawdę miłe i dało mi poczucie, że może jednak wszystko między nami się ułoży.

– A przystojny ten świadek? – zapytała Monia.

– Nie mam pojęcia. Nie widziałam go, ale Gaspard mówił, że Vitto ma dwadzieścia dziewięć lat, jest kawalerem, podrywaczem i ma dużego – oznajmiłam, na co Monia roześmiała się w głos.

– Pytałaś o to ze względu na mnie? – Trąciła mnie lekko.

– Nie pytałam. Gaspard sam mnie poinformował, że to doskonały partner dla świadkowej.

– A skąd on wie, że lubię duże penisy? – Udała nadąsaną, a wtedy to ja się zaśmiałam.

– Monia, każda lubi... – Spojrzałam na nią.

– Lepszy za duży niż za mały – odparła, udając niewiniątko. – Olaf miał idealnego... – dodała z rozrzewnieniem.

– Może w końcu powiesz, co się między wami wydarzyło? – wykorzystałam moment i wróciłam do tematu.

– Pójdziemy na kawę i lunch po przymiarkach? – zaproponowała.

– Jasne. – Uśmiechnęłam się do niej.

Wiedziałam, że coś ją dręczyło, a przecież mogła mi powiedzieć o wszystkim.

Po kolejnej godzinie walki z moją kreacją udało się nam wyjść z salonu projektantki, która dzięki znajomości z Gaspardem zgodziła się zaprojektować i uszyć suknię błyskawicznie. W przeciwnym razie musiałabym czekać ponad rok. Czułam się wyróżniona, bo wszystko działo się tak szybko, a było perfekcyjnie zaplanowane. Gaspard uruchomił wiele znajomości, by zorganizować nam ślub i wesele w Marsylii. Wybrał to miejsce, a ja nie miałam w sumie nic przeciwko. Mogłam się upierać przy ślubie w Polsce, ale w listopadzie w naszym kraju jest najczęściej szaro, buro i ponuro, a w Marsylii pogoda jest o wiele lepsza. Wszystko sprawdziłam: w naszym wielkim dniu miało nie padać, a temperatura powinna wynosić osiemnaście, dwadzieścia stopni. To idealne warunki na ślub i wesele. Nie będę dygotać z zimna ani rozpuszczać się w upale. Nawet pogoda nam sprzyjała.

Wyszłyśmy z Monią z salonu i ruszyłyśmy ulicami Paryża w kierunku restauracji, w której ostatnio prawie codziennie jadłyśmy śniadania. Na ten posiłek było już za późno, ale obie miałyśmy ochotę na kawę i wczesny lunch. Zajęłyśmy miejsce w restauracyjnym ogródku i przejrzałyśmy menu. Po chwili podszedł do nas kelner, a ja zaczęłam składać zamówienie. Monia bez przerwy zerkała na telefon i była w zupełnie innym świecie.

– Monia, zdecydowałaś, co zjesz? – Tym pytaniem sprowadziłam ją na ziemię.

– Ach, tak. Poproszę to, co koleżanka i dużą latte z syropem czekoladowym – odpowiedziała, wymuszając uśmiech, po czym spojrzała na mnie. – Olaf znowu do mnie napisał. – Westchnęła.

– No właśnie, co z nim?

– Nie wiem, co z nim. – Wzruszyła ramionami. – Spławiłam go – przyznała.

– Ty jego spławiłaś? – zapytałam zdziwiona.

– Tak – rzuciła szybko. – Jakoś tak za szybko się to działo i go spławiłam.

– A co ja mam powiedzieć? Znam Gasparda nieco dłużej niż ty Olafa, a właśnie miałam ostatnią przymiarkę sukni ślubnej – podsumowałam.

– Ale Gaspard to... Gaspard to Gaspard, no! – Wywróciła oczami. – Ma kasę i pozycję. Masz z nim zapewnioną przyszłość. A Olaf to barman... – dodała, jakby sama nie wierzyła w to, co mówi.

– I to jest problem? – zapytałam ze współczuciem.

– No a nie jest? Gdyby nie ty i propozycja pracy, to klepałabym biedę w Polsce jako bezrobotna. Rzuciłam studia. Nie chcę mieć faceta, który nie zapewni mi stabilizacji. – Monia patrzyła na mnie, jakby szukała zrozumienia.

– A co dla ciebie oznacza stabilizacja? – zapytałam wprost.

– Stabilizacja finansowa. – Ledwo to z siebie wydusiła. – Wiem, wychodzę na materialistyczną sukę, ale... – urwała w pół zdania.

– Dobrze zarabiasz, niedługo otworzymy hotel i będziemy nim zarządzać. Gaspard na pewno da ci podwyżkę.

– No właśnie, ale to ja będę zarabiać. A Olaf? Z napiwków nie odłożymy na mieszkanie, na wakacje, na ślub... – Monia poprawiła się na siedzeniu. – Jezu, co ja gadam, przecież prawie go nie znam – dodała, poklepując się po policzkach.

– Hej, Monia, stop! – Chwyciłam mocno jej nadgarstek. – O co tak naprawdę chodzi? – zapytałam, bo to nie było w jej stylu.

Problemem nie była ani kasa, ani to, że Olaf pracował jako barman.

– Ech, to głupie... – Westchnęła ciężko.

– Powiedz mi, proszę. Może razem coś wymyślimy – zachęciłam.

Monia milczała przez dłuższą chwilę. Zbierała myśli, aż w końcu wyznała:

– Zaproponował mi, byśmy zamieszkali razem. Chciał, żebym się do niego jak najszybciej wprowadziła, żebym pojechała z nim na święta do jego rodziny.

Spojrzałam na nią zdziwiona.

– No i?

– Za szybkie tempo dla mnie, serio. Poczułam się osaczona, on ciągle pisał, wydzwaniał, nie dawał mi oddechu.

– Wystraszyłaś się?

– Tak – przyznała cicho. – Lubię go, dobrze nam było w łóżku, ale ja chyba nie jestem gotowa na poważny związek, na takie zaangażowanie. Przez ostatnie dni, zanim z nim zerwałam, każdego wieczoru miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy z pierścionkiem zaręczynowym.

– Monia, masz jakąś dziwną traumę po tym, jak Gaspard mi się oświadczył – stwierdziłam, a ona się roześmiała.

– To możliwe?

– Nie wiem, ale to bardzo dziwne. Przeżywasz to bardziej niż ja.

– Może tak być, ale nie co dzień najlepsza przyjaciółka zgadza się wyjść za bajecznie bogatego Francuza, który oświadcza jej się po kilku miesiącach znajomości.

– Dodaj jeszcze, że przed zaręczynami nastąpiła drama i wybuchł skandal, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię – wtrąciłam.

– A, no właśnie. J. milczy? – Tym jednym pytaniem sprawiła, że uśmiech zniknął z mojej twarzy.

– Tak – odpowiedziałam szybko.

J. A właściwie James.

James – nie mogłam bać się wymawiać tego imienia – milczał jak zaklęty. Tak było lepiej, choć nadal dręczyły mnie pytania i wątpliwości. W dodatku, sprawdziłam to dokładnie, James nie figurował na liście gości weselnych. Miałam nadzieję, że w dniu ślubu nie dopadnie mnie strach i nie stchórzę. Nie chciałam być uciekającą panną młodą, bo naprawdę lubiłam... no dobrze, nie tylko lubiłam Gasparda, byłam zakochana w Gaspardzie i za nic w świecie nie chciałam go skrzywdzić ani upokorzyć. Był dla mnie dobry. Był... wymarzonym mężczyzną. Przystojny, męski, z poczuciem humoru, otwarty, wyrozumiały, dobry w łóżku... Czego więcej było mi potrzeba? Zupełnie niczego i tego zamierzałam się trzymać.

– I dobrze, niech nigdy więcej się nie odzywa i nie śmie mącić ci w głowie – odpowiedziała Monia. – A ja chyba zadzwonię do Olafa... – dodała, szukając w moich oczach aprobaty.

– Dzwoń, pogadajcie na spokojnie i bez presji. Olaf wydaje się miły – przyznałam szczerze.

– No właśnie, zawsze odtrącałam miłych facetów, bo myślałam, że to nuda, ale jego naprawdę lubię.

– Lubisz go, on lubi ciebie, jest zaangażowany, może narzucił nieco za szybkie tempo, ale to jest do dogadania.

– No i jest dobry w seksie... – Oczy Moni rozbłysły jak lampki na choince.

Parsknęłam śmiechem.

– Dzwoń i umów się z nim. – Mrugnęłam do niej zadowolona.

Nie zwlekała ani chwili. Wybrała numer, a dwie minuty później już była umówiona na wieczór. Jej twarz stała się jaśniejsza, a postawa ciała zdradzała, że tej nocy będzie naprawdę gorąco. Wcale jej tego nie zazdrościłam, bo przecież nasze noce z Gaspardem były wręcz tropikalne.

* * *

Wczesnym wieczorem odprawiłam ekipę, która wykańczała wnętrza pokoi hotelowych i zeszłam do restauracji, by rozliczyć się z ludźmi montującymi klimatyzację. Okazało się, że klimatyzacja w gastronomii to ciężka sprawa – musieliśmy znaleźć specjalną firmę, która odpowiednio przygotuje pomieszczenia do tego typu instalacji. Na szczęście wszystko się udało. Co prawda budżet hotelu został przekroczony już trzykrotnie, ale Gaspard nie narzekał. Był zadowolony z postępu prac, a huczne otwarcie zbliżało się wielkimi krokami.

– Dobry wieczór, Julio. Jak sytuacja na froncie? – W słuchawce rozbrzmiał głos Gasparda, a ja uśmiechnęłam się szeroko.

– Wszystko zgodnie z planem, szefie. Klima załatwiona, ekipa odprawiona, faktura opłacona – zdałam raport jak na wzorowego pracownika przystało.

– Doskonale. A jak przymiarka sukni? – zapytał, zmieniając temat i ton na taki, którym zwracał się do mnie jak do ukochanej.

– Ostatnie poprawki i będzie gotowa. Jest piękna.

– Jeśli wyglądasz w niej tak, jak to sobie właśnie wyobrażam, to obawiam się, że zerwę ją z ciebie zaraz po pierwszym tańcu – zapowiedział.

– Jestem na to przygotowana, dlatego będę miała dwie suknie. – Zaskoczyłam go tą informacją.

Co prawda ta druga suknia miała być po prostu wygodna, a pierwsza spektakularna, ale niech Gaspard myśli, że to ze względu na niego.

– Jak zwykle przygotowana. Julio, zaskakujesz mnie na każdym kroku. – Głos Francuza zawibrował erotycznym tonem, a ja poczułam przyjemny skurcz w dole brzucha.

To było nieprawdopodobne, jak bardzo chciałam się z nim kochać.

Dosłownie wszędzie.

Robiliśmy to rano i wieczorem. Gdy widzieliśmy się w ciągu dnia, mimo natłoku obowiązków nigdy nie przegapiliśmy okazji na choćby szybki, ale intensywny numerek. Jego energia seksualna wprawiała mnie w taki nastrój, że nawet nie miałam zamiaru się temu opierać. Kiedyś, na początku, próbowałam z tym walczyć, ale się poddałam. Gaspard był nienasyconym, nieokiełznanym i cholernie dobrym kochankiem, a teraz należał tylko do mnie. I to chyba schlebiało mi najbardziej. Trochę go przecież poznałam i wiedziałam, jaki miał stosunek do kobiet, znajomości, seksu, ale odkąd zdecydowaliśmy się wejść w ten szalony układ, stał się monogamistą. Ufałam mu, wierzyłam w jego wierność i oddanie, a on nie dawał mi żadnych podstaw do tego, bym myślała, że jest inaczej.

– Zobaczymy się dziś? – zapytałam, wracając myślami na ziemię.

– Nie wiem, czy dam radę, skarbie. Za chwilę mam jeszcze jedno spotkanie, a jak znam tego inwestora, to wyciągnie mnie do klubu i będzie chciał się zabawić. Mogę przyjechać, ale będzie późno, a ty zapewne będziesz już spać.

Gaspard zawsze był ze mną szczery. Szedł z klientem na lunch? Mówił mi o tym. Szedł z klientem na imprezę? Też mi o tym mówił.

– No dobra, jakoś poradzę sobie sama – odpowiedziałam, wcale nie mając na myśli nic zdrożnego.

– Poradzisz sobie sama? – Jego głos znów stał się seksowny i erotyczny.

„Matko kochana, on mnie kiedyś wykończy” – zaśmiałam się w myślach.

– Chodziło mi o to, że szybko pójdę spać i jakoś przetrwam tę noc w samotności.

– Nie mogę na to pozwolić, mon amour[1]! – Gaspard roześmiał się w głos. – A może do nas dołączysz? – zaproponował.

– W klubie?

– Tak, najpierw zjem z nim kolację i wybadam, co i jak. Jeśli będzie w imprezowym nastroju, to dam ci znać, wyślę po ciebie taksówkę i dołączysz do nas.

– Gaspardzie, umiem wezwać sobie taksówkę – upomniałam go. – I jeśli to nie będzie problem, to chętnie do was dołączę – zadecydowałam.

W sumie miałam ochotę na małe szaleństwo w klubie, a nigdy nie byłam w takim miejscu z Gaspardem. Zastanawiałam się, jak będzie się zachowywał. To na pewno mogło być kolejne nowe dla nas doświadczenie.

– Doskonale, Julio. W takim razie szykuj się na bóstwo, a ja odezwę się koło dwudziestej drugiej.

– Okej, ale jeśli on jednak nie będzie miał ochoty na imprezę? – zapytałam.

– Namówię go. Moja w tym głowa, skarbie. Nie przepuszczę okazji, by zobaczyć cię na środku parkietu.

– A ty tańczysz? – Zaśmiałam się.

– Z tobą zawsze – odpowiedział tym świdrującym i uwodzicielskim tonem.

Och, Gaspardzie, co ty ze mną zrobiłeś!

ROZDZIAŁ DRUGI

Przyjechałam pod klub Mon Péché[2], który znajdował się w dzielnicy Gasparda. Gdy wysiadałam z taksówki, uświadomiłam sobie, że moja sukienka jest zdecydowanie za krótka. Nie wiem, co mnie podkusiło, by założyć małą czarną. Chciałam być elegancka, a wyszło na to, że materiał ledwo zakrywał mi tyłek. Ja pierdolę. Miałam nadzieję, że Gaspard nie odbierze tego źle. Ruszyłam w kierunku wejścia, a dwaj ochroniarze zmierzyli mnie wzrokiem i wpuścili do klubu. Był środek tygodnia, ale panował spory tłok. Szłam długim korytarzem w głąb klubu, gdzie impreza trwała w najlepsze. Niebawem miała wybić północ, parkiet był pełny, a ja zerknęłam na telefon, który mocno ściskałam w dłoni. Dzwonił Gaspard.

– Jesteś już, skarbie? – zapytał.

– Właśnie weszłam do klubu. Gdzie mam cię szukać? – zapytałam, stając niedaleko baru.

Klub był nowocześnie urządzony, w loftowym stylu. Czerwona cegła na ścianach, surowy beton i pomalowane na czarno metalowe belki pod sufitem – to wszystko tworzyło naprawdę spójną i estetyczną całość.

– Unieś rękę nad głowę, zaraz cię znajdę – odpowiedział.

Podniosłam dłoń i się rozejrzałam. Gaspard ściągnął mnie wzrokiem. Stał na balkonie, pomachał mi, po czym skierował się w stronę schodów. Straciłam go z oczu, by chwilę później poczuć, jak obejmuje mnie od tyłu, kładzie dłonie na moich biodrach i całuje moją szyję.

– Chryste, ta sukienka jest niebezpiecznie krótka – zamruczał mi do ucha.

– Uświadomiłam to sobie dopiero w taksówce. – Zaśmiałam się.

– Och, Julio, a już myślałem, że założyłaś ją specjalnie, by mnie sprowokować. – Gaspard odwrócił mnie do siebie przodem.

– Och, Gaspardzie, o co ty mnie podejrzewasz – udałam niewiniątko, ale z premedytacją oblizałam usta.

Francuzik był nieziemsko napalony od pierwszej sekundy, w której mnie zobaczył. Gdy pocałował mnie w usta, poczułam woń alkoholu, która o dziwo mi nie przeszkadzała. Gaspard znał umiar i swoje granice, więc nie musiałam się o to martwić.

– O wszystko, co doprowadza mnie do szaleństwa, kochanie – droczył się ze mną. – Chodźmy do loży. Przedstawię cię, wypijemy drinka i pojedziemy do mnie – zaproponował, a ja nie miałam nic przeciwko.

Udaliśmy się na balkon, gdzie znajdowały się duże i przestronne loże VIP. Tu było bardziej kameralnie i zdecydowanie ciszej. Dało się swobodnie rozmawiać. Gaspard przedstawił mnie trzem mężczyznom, z którymi spędzał wieczór. Panowie byli bardzo kulturalni, ale w zabawowym nastroju. Żartowali i obsypali mnie komplementami, co ewidentnie schlebiało Gaspardowi, który nie odrywał ode mnie rąk. Wypiłam jedno cosmo i z zaciekawieniem przysłuchiwałam się rozmowie mężczyzn, którzy mimo atmosfery i miejsca nadal debatowali o interesach. Mój przyszły mąż miał bardzo podzielną uwagę, bo kulturalnie rozmawiał z inwestorami, a jednocześnie próbował dobrać mi się do majtek. Ostatecznie postanowiłam iść na parkiet, by Gaspard w spokoju dokończył rozmowę. Dopiłam drugie cosmo i zeszłam po schodach w tłum bawiących się ludzi. Kiedyś nie odważyłabym się iść na parkiet sama, bez chociażby jednej koleżanki, ale teraz uważałam to za fajną zabawę. Czułam się pewna siebie, a świadomość, że Gaspard na pewno zaraz zacznie obserwować mnie z balkonu, dodawała mi animuszu. DJ na żywo miksował największe hity z list przebojów, więc szybko dałam się porwać rytmom muzyki klubowej. Wprawiłam ciało w ruch i zatraciłam się w tańcu. Pierwszy raz w życiu bawiłam się sama i było mi z tym naprawdę dobrze. Tak jak podejrzewałam, Gaspard już po chwili stanął przy barierce balkonu i wypatrzył mnie w tłumie. Złapaliśmy kontakt wzrokowy, a wtedy od razu wiedziałam, że wcale nie jestem sama. Wręcz czułam na sobie jego dłonie, słyszałam jego zbereźne myśli. Obstawiałam, jak twardy zrobił się jego kutas, i byłam pewna, że niedługo się tego dowiem.

Gaspard dał mi poszaleć, a po kolejnej piosence kiwnął, bym wracała do loży. Zadowolona i rozpalona tańcem chętnie dołączyłam do Gasparda. Jego towarzysze akurat się żegnali. Francuzik trzymał fason, pożegnał się z inwestorami i kulturalnie odprowadził ich przed klub. Ja grzecznie czekałam w loży, a przy okazji wypiłam kolejnego drinka, który tam na mnie czekał. Zerknęłam na zegarek, było już grubo po pierwszej w nocy. Nie zdarzało nam się szaleć w środku tygodnia, ale raz na jakiś czas to wcale nie grzech. Zresztą byliśmy młodzi, zakochani, bogaci... Mogliśmy czerpać z życia garściami.

– Gdybym wiedział, że ten wieczór tak się skończy, to wcześniej wynająłbym całą strefę VIP – oznajmił Gaspard, gdy po jakiś dwudziestu minutach wrócił do mnie do loży.

– Niech zgadnę: zrobiłbyś to tylko po to, by móc się ze mną teraz kochać? – zasugerowałam, doskonale wiedząc, co chodzi mu po głowie.

– Oczywiście, że tak. Nie mam takiej możliwości, bo wokół są loże pełne ludzi – odpowiedział, dosiadając się do mnie. – Jestem nieco pijany, ale bardzo chcę cię zerżnąć. Nie wytrzymam, nim wrócimy do domu. Co z tym zrobisz, ma chérie[3]? – dodał, ujmując moją brodę.

Uwielbiałam jego francuski akcent.

– Ty mi powiedz – wyszeptałam w jego usta, ale moja dłoń od razu powędrowała do jego krocza.

Nie wiem, co w nas wstąpiło, ale naprawdę nie obchodzili nas ci wszyscy ludzie wokół. Bezwstydnie rozpięłam pasek spodni Gasparda i wsunęłam palce pod bokserki. Twardy, pulsujący i wilgotny penis od razu wpadł w moją dłoń. Ścisnęłam go mocno, obserwując uważnie twarz Francuza, który rozsiadł się wygodnie, rozłożył dłonie szeroko na oparcie sofy i przymknął oczy. Ten widok mówił mi: jestem twój. I wykorzystałam tę chwilę maksymalnie, jak mogłam. Zaczęłam pieścić Gasparda dłonią, a z każdą kolejną sekundą sama stawałam się coraz bardziej rozpalona. Poruszałam ręką coraz szybciej i mocniej. Wiedziałam, że nie przestanę, dopóki on nie skończy. Uwielbiałam patrzeć na jego twarz podczas orgazmu. Gaspard wydawał się wtedy taki bezbronny, a jednocześnie najbardziej męski, jaki mógł być. I tym razem uraczył mnie tym widokiem. W ostatniej chwili podciągnął swoją koszulę i trysnął na brzuch. Szybko wyjęłam z torebki chusteczki i po chwili nie było śladu po naszych igraszkach, a my całowaliśmy się jak zakochani nastolatkowie i wypiliśmy jeszcze po jednym drinku. Koło trzeciej nad ranem wyszliśmy z klubu i postanowiliśmy się przejść. Do mieszkania Gasparda było raptem kilka minut spacerem, więc ruszyliśmy w drogę.

– O czym tak myślisz, Julio? – zapytał, gdy dłuższą chwilę szliśmy w milczeniu.

Trzymaliśmy się za dłonie.

– O tym, że jestem szczęśliwa i wdzięczna, że wtedy w Warszawie uwierzyłam w twoje słowa. – Spojrzałam na niego.

– Miałaś aż tyle wątpliwości? – Zaśmiał się.

– Milion! – Prawie zapiszczałam. – Myślałam, że to się nie uda, że nie nadajemy się do tego, a tu taka niespodzianka – przyznałam szczerze.

– Szybko poszło – skwitował, trącając mnie lekko.

Puściłam jego dłoń i przyspieszyłam, by go wyprzedzić. Zaczęłam iść tyłem, by na niego patrzeć.

– To jest jakaś magia, nie uważasz? Proponowałeś mi układ na próbę, a teraz naprawdę bierzemy ślub. – Spojrzałam mu w oczy.

– Życie pisze najlepsze scenariusze, Julio. Myślę, że nie będziemy tego żałować, a nawet jeśli, to ci się to opłaci – odpowiedział, a ja się skrzywiłam.

– Opłaci?

– Intercyza. Wiesz, co to jest? – zapytał, a ja kiwnęłam głową.

Do tej pory nie rozmawialiśmy na ten temat, ale przecież to było oczywiste. Wychodząc za mąż za tak obrzydliwie bogatego mężczyznę, trzeba było myśleć także o tym.

– Oczywiście, że wiem, ale ja nie chcę twoich pieniędzy, Gaspardzie – zawyrokowałam.

– To moja decyzja, Julio. Rozmyślam o tym od tygodnia i po konsultacji z prawnikiem postanowiłem, że w razie czego...

– Nie mów tak! Nie będzie żadnego w razie czego! – przerwałam mu w pół zdania.

– Nie mam na myśli jedynie rozwodu, Julio. – Gaspard podszedł i zatrzymał mnie, ujmując moje dłonie. – Chodzi o zabezpieczenie ciebie na wszelkie ewentualności. Chociażby na wypadek mojej śmierci, nieszczęśliwego wypadku i wielu innych – dodał.

– Och, nie pomyślałam o tym. – Westchnęłam.

– Ale ja pomyślałem i postanowiłem, że w razie rozwodu będą ci się należeć udziały z hotelu, który teraz otwieramy, a za każdy rok małżeństwa zostanie ci wypłacone dwieście tysięcy euro. W przypadku mojej śmierci dostaniesz dwadzieścia procent mojego całego majątku – oznajmił, a ja zdębiałam.

– Gaspardzie...

– Wiem, że to są dziwne i niekomfortowe rozmowy i ustalenia, ale musimy podpisać intercyzę. Moja rodzina nie pozwoli mi się bez tego ożenić – wyznał nagle.

– Rozumiem, ale...

– Ale co? Mało? Cholera, dwadzieścia pięć procent będzie okej? – przerwał mi, drapiąc się po głowie.

– Nie, znaczy... To za wiele, przecież...

– Daj spokój.

– Nie chcę, by ktoś myślał, że wyszłam za ciebie dla pieniędzy.

– A wyszłaś? – Spojrzał na mnie łagodnie. – Wiem, że nie, i nigdy nie pomyślałem, że imponują ci moje pieniądze. Zresztą, co to nas obchodzi, co kto sobie pomyśli? Ludzie będą gadać, zawsze.

– Nauczyłeś mnie otwartości w sprawach seksu, naucz mnie jeszcze tego. – Uśmiechnęłam się.

– Dystansu?

– Dystansu, nieprzejmowania się tym, co ludzie powiedzą.

– Och, skarbie, nauczę cię wszystkiego, czego będziesz chciała – odparł i mnie objął.

Staliśmy na środku chodnika, wokół nas nie było nikogo.

– A ja postaram się być najlepszą żoną na świecie – obiecałam.

– To ciekawe. Jakie są obowiązki najlepszej żony na świecie? – Gaspard nachylił się i mnie pocałował. – Poczekaj, wiem... – Pokazał gestem, że myśli, a ja się zaśmiałam. – Będziesz mi prać, gotować i sprzątać, a wieczorami przynosić piwo? – wyliczył, a wtedy oboje się roześmialiśmy.

– Zapomniałeś dodać, że nigdy nie będę ci odmawiać. – Mrugnęłam do niego.

– Jak mogłem o tym zapomnieć! Pożycie małżeńskie to podstawa!

– Okej, w takim razie taka właśnie będę. – Wyszczerzyłam się, a wtedy Gaspard ujął moją twarz w obie dłonie i zbliżył nas do siebie.

– A tak na poważnie: bądź taka, jaka jesteś teraz, Julio. Taka mnie oczarowałaś i taka mnie zdobyłaś. – Musnął kciukami kąciki moich ust.

– Ujarzmiłam cię, Gaspardzie de Riguad – wyszeptałam, patrząc na jego kuszące wargi.

Poczułam przypływ emocji i wszechogarniającej nas miłości.

– Tak, ujarzmiłaś, ale wcale nie jest mi z tym źle. – Gaspard objął mnie i jednym ruchem przyciągnął do siebie. – Chcę cię wielbić i kochać cię tak, jak sobie tego zapragniemy, Julio. Oboje – wyznał.

– Chcę tego samego. Chcę cię wielbić i kochać cię, Gaspardzie. I bardzo chcę, by to wszystko się udało. – Splotłam ręce na jego szyi, a Gaspard oderwał mnie od ziemi. Jego usta w sekundę zawładnęły moimi. Przez ciała przeszedł prąd pożądania, a tego w naszym przypadku nie dało się zatrzymać. Rozejrzeliśmy się, Gaspard dostrzegł ciemną uliczkę obok jednego z wysokich budynków i bez słowa ruszył w tamtą stronę. Prawie zgubiłam buty, tak szybko mnie tam zaciągnął. W ogóle nie zastanawialiśmy się, że to środek miasta. Gaspard przyparł mnie do muru i zaczął całować. Jego dłonie w sekundę znalazły się na moich pośladkach, a chwilę później nie miałam na sobie majtek.

– Naprawdę mnie tu zerżniesz? – jęknęłam w usta Gasparda, gdy zaczął rozpinać pasek spodni.

– Naprawdę – rzucił bezwstydnie i wyciągnął penis.

Chwycił moją prawą nogę pod kolanem i uniósł ją, a następnie przykucnął i wszedł we mnie szybko.

– Och, kurwa... – zaklęłam po polsku.

Objęłam Gasparda, głowę oparłam o jego pierś i z całych sił starałam się być cicho. Gdybym pozwoliła sobie na to, co najczęściej wyczynialiśmy w sypialni, zaraz zjawiłby się patrol policji. Nie było mi za wygodnie, ale to nie miało znaczenia. Oddałam się tej chwili, bo na końcu czekała na mnie nagroda w postaci orgazmu, którego naprawdę pragnęłam. Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że nie mamy za wiele czasu, ale Gaspard postarał się, by nikt nas nie przyłapał. Poruszał się w moim ulubionym i gwarantującym orgazm tempie. Znał mnie tak doskonale, że wiedział, co zrobić, bym doszła jak najszybciej. W kulminacyjnym momencie zaczął dodatkowo stymulować palcami łechtaczkę, co sprawiło, że moje ciało momentalnie zaczęło drżeć. Orgazm przyszedł gwałtownie i mocno, a ja jęknęłam niekontrolowanie. Wtedy Gaspard drugą dłonią zakrył mi usta. Było na tyle ciemno, że nie widziałam wyrazu jego twarzy, ale byłam przekonana, że bezczelnie się przy tym uśmiechał. Upewniłam się w tym, gdy mnie pocałował.

– Z czego się pan tak cieszy, panie de Riguad? – zapytałam, dysząc ciężko.

– Z tego, że sprawiłem ci przyjemność – odpowiedział i delikatnie się ze mnie wysunął.

Poprawił mi sukienkę i sam szybko doprowadził się do porządku.

– Majtki – poprosiłam, wyciągając do niego dłoń.

– Chyba żartujesz, do domu mamy raptem pięć minut, a ja jeszcze z tobą nie skończyłem – odparł, chwycił moją rękę i pociągnął mnie ze sobą w stronę oświetlonego chodnika.

– To już druga para, którą mi kradniesz – wypomniałam mu rozbawiona i starałam się nieco niżej obciągnąć materiał sukienki.

– Ty skradłaś mi serce. Czym wobec tego są dwie pary stringów. – Mrugnął do mnie zadowolony.

W cudownych nastrojach dotarliśmy do jego apartamentu, gdzie już nie musieliśmy się spieszyć ani hamować. Mimo zmęczenia poszliśmy wspólnie pod prysznic, a potem wylądowaliśmy w łóżku. Rozpaliliśmy tę noc do granic możliwości, a co najlepsze – nie mieliśmy dość. To był po prostu trans, który wciągał nas coraz bardziej i bardziej. Zamiast się sobą nasycać, miałam wrażenie, że to działało wręcz odwrotnie. Ciągle było nam mało siebie. I tak, mogło to tak wyglądać, że łączył nas tylko seks, ale to nie był tylko seks. To był AŻ seks, wypełniony wszystkim, czego każda para potrzebowała do stworzenia dobrego i stabilnego związku.

Seks, który dawał mi poczucie bezpieczeństwa.

Seks, który sprawiał, że moja pewność siebie była na wysokim poziomie.

Seks, który zbliżał nas do siebie i obnażał nasze emocje.

Seks, który podsycał ogień naszych uczuć.

Seks, który był naszym sposobem konwersacji.

Seks, po którym spałam lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.

Tak, dla jednych to był tylko seks, ale dla nas to był aż seks. Nikt przecież nie był w naszej skórze, a my chcieliśmy wszystko przeżywać na swój sposób. Na tej płaszczyźnie dogadywaliśmy się z Gaspardem prawie bez słów.

[...]

PRZYPISY
[1]Mon amour – z fr. moja miłość.
[2]Mon péché – z fr. mój grzech.
[3]Ma chérie – z fr. moja droga.