9,99 zł
Valentina wierzyła, że grecki biznesmen Kairos Constantinou poślubił ją z miłości, dopóki nie odkryła, że była to tylko transakcja pomiędzy nim a jej bratem. Ucieka od męża, ale Kairos odnajduje ją i składa propozycję nie do odrzucenia. Da jej rozwód, jeśli Valentina jeszcze przez trzy miesiące będzie udawała jego kochającą żonę…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 147
Tłumaczenie:Dorota Viwegier-Jóźwiak
Wystroiła się jak… ladacznica.
Chociaż nie. Prostytutki, które czasami widywał spacerujące przy ulicy w oczekiwaniu na klientów, nie poruszały się z taką gracją jak jego żona. Wyglądała bardziej jak luksusowa dziewczyna do towarzystwa.
Kairos Constantinou musiał wziąć kilka głębokich oddechów, by mgła pożądania, która spowiła jego umysł, opadła.
Gdy wynajęty przez niego prywatny detektyw doniósł, że odnalazł Valentinę i że pojawi się ona dziś na przyjęciu, które Kairos urządzał na swoim jachcie, nie był ani trochę zdziwiony. Jego żona kochała życie towarzyskie.
Żywiołowa, zmysłowa i nieuchwytna niczym kolorowy motyl, przeskakujący z kwiatu na kwiat. Zaledwie minutę po tym, jak jej brat Leandro pokazał ją Kairosowi, zdecydował, że jej pragnie. Kolejne trzy minuty rozmowy wystarczyły, by stwierdził, że ta oto kobieta zostanie jego żoną.
Była najbardziej łakomym kąskiem, jaki Leandro mógł podsunąć, by namówić go do wejścia w sojusz z koncernem Conti. A zależało mu na poparciu szanowanej wszędzie rodziny włoskich potentatów przemysłowych. W zamian Valentina dostała bogatego męża, który mógł jej zapewnić luksusowe życie.
Ani razu nie zastanowił się nad tym, dlaczego Leandro wpadł na pomysł przehandlowania swojej pięknej siostry. Valentina Conti była jak trofeum, które chciał zdobyć za wszelką cenę. Tyle że wkrótce po ślubie okazało się, że jego piękna żona nie zamierza uśmiechać się, milczeć i posłusznie wykonywać polecenia męża.
Była wulkanem emocji, kobietą niezwykle wrażliwą, a przy tym impulsywną jak diabli. Najlepszym dowodem niech będzie to, że po dziewięciu miesiącach małżeństwa zostawiła go, wychodząc z domu bez słowa.
Dopiero dziś miał okazję zobaczyć ją ponownie. Wprawnym okiem, które wyćwiczył jeszcze w czasach, gdy jego domem była ulica, namierzył w tłumie gości trzech rosyjskich inwestorów, zaproszonych tu przez jego przyjaciela Maxa. Razem z nimi był jeszcze model i dawny znajomy Valentiny oraz kilka innych kobiet.
Najbardziej prowokacyjnie z nich wyglądała Valentina, ubrana w złotą sukienkę, która przy każdym ruchu mieniła się w świetle, skupiając uwagę na jej właścicielce.
Obcisły materiał otulał zgrabną sylwetkę, robiąc wyjątek dla głębokiego dekoltu, nagich pleców i ramion. Niczym dłonie kochanka, pieścił i wypychał w górę nieduże piersi, które Kairos mieścił w dłoniach, całował i ssał podczas wielu gorących nocy, jakie wspólnie spędzili.
Zacisnął ze złością szczęki na widok mężczyzn, którzy ślinili się do niej, gdy opowiadała coś, żywo gestykulując. Max dolał jej szampana, za co podziękowała, poufale opierając dłoń na jego ramieniu.
Na ten widok Kairos wzdrygnął się, jakby ktoś wbił mu sztylet w serce. Tym razem naprawdę cierpiał, bo nie mógł mieć tego, czego pragnął. A pragnął Valentiny jak nikogo innego na świecie. To nic, że działała mu na nerwy, a jej wybuchy były dziecinne i męczące. Nie był w stanie o niej zapomnieć.
Na domiar złego miał pewien plan, w którym odgrywała dość istotną rolę. Dopiero potem będzie mógł się jej pozbyć ze swojego życia na dobre.
Jeśli Valentina Conti, po mężu Constantinou, żywiła przekonanie, że Kairos pojawił się na przyjęciu, aby romantycznymi zaklęciami nakłonić ją do powrotu, udało mu się wyprowadzić ją z błędu w parę chwil.
Nie dość, że jej przyjaciel i fotograf Nikolai, na którego prośbę zgodziła się przyjść na przyjęcie, namówił ją do włożenia okropnie tandetnej złotej kiecki, to jeszcze znalazła się w grupie kobiet wątpliwej konduity, których jedynym zadaniem było zabawianie mężczyzn.
Postawiona wobec takich faktów, wyprostowała plecy i uczepiona ramienia Nikolaia zaczęła oczarowywać Rosjan. Może i nie układało jej się ostatnimi czasy zbyt dobrze, ale wciąż miała klasę. Do tego świetnie odnajdywała się na przyjęciach z udziałem modeli, celebrytów, biznesmenów, a nawet polityków. Z ulubionym ginem z tonikiem w dłoni, doskonale grała swoją rolę. Sypała żartami i zabawnymi opowiastkami, próbując wysondować nastrój gości. I wszystko szło naprawdę świetnie do momentu, gdy na pokładzie pojawił się Kairos.
Najpierw nerwowo łyknęła haust alkoholu i kiwała głową, udając, że słucha tego, co Nikolai szepcze jej do ucha. W gardle zupełnie jej zaschło, a przyklejony do ust uśmiech przestał pasować do wyrazu oczu, które pilnie wpatrywały się w przybyłego właśnie mężczyznę.
Lód uderzał o ścianki szerokiej szklanki. Valentina odstawiła drinka, z trudem panując nad drżeniem dłoni. Mężczyźni tłoczyli się wokół Maxa, domagając się przedstawienia ich Kairosowi, a kobiety, dyskretnie poprawiając włosy, zerkały w jego stronę w nadziei, że zwróci na nie uwagę.
Dios mio, Valentina kolejny raz uświadomiła sobie, jak wielką siłą przyciągania emanował jej mąż. Miał szerokie barki lekkoatlety, opięte teraz lśniąco białą koszulą, która podkreślała oliwkowy odcień jego karnacji. Kształt muskularnych nóg odznaczał się pod szytymi na zamówienie drogimi spodniami. Włosy miał przycięte na krótko, tak jak lubił. Wspominając ich dotyk, Valentina poczuła mrowienie w palcach. Spojrzenie Kairosa pieszczotliwie omiotło jej sylwetkę od stóp do głów i zatrzymało się na twarzy.
Poczuła kiełkujące w głębi ciała pożądanie i w jednej chwili zapomniała o wszystkich złych doświadczeniach, o które obwiniała Kairosa.
Uniosła głowę wyżej i poczuła się nieco pewniej.
Nigdy nie lubił, gdy Valentina ubierała się nazbyt prowokacyjnie. Nie znosił także łatwości, z jaką nawiązywała kontakty, szczególnie z mężczyznami. Zawsze miał wrażenie, że z nimi flirtuje. Wielokrotnie kłócili się o jej sukienki, fryzurę, buty, styl bycia, a nawet o jej ciało.
Atrakcyjna brunetka podeszła do Kairosa i położyła dłoń na jego ramieniu. Obrzucił ją chłodnym spojrzeniem, które oznaczało odmowę. Gdy się odwróciła, Valentina rozpoznała w niej Stellę. Kiedyś naprawdę się lubiły. Spojrzała w bok, szybko mrugając powiekami i odganiając łzy, zanim ktokolwiek zauważy gwałtowną zmianę nastroju.
Dziewięć miesięcy temu podeszłaby i uderzyła uzurpatorkę w twarz. Zrobiłaby aferę na całe przyjęcie, byle pokazać, jak bardzo za nim szaleje.
Dziewięć miesięcy temu pozwoliłaby swoim rozbuchanym emocjom dyktować każde słowo i każdy gest.
Dziewięć miesięcy temu żyła w przekonaniu, że Kairos poślubił ją z miłości, choć nigdy nie powiedział, że ją kocha.
Tak jednak nie było. Ślub był częścią umowy, jaką Kairos zawarł z jej bratem Leandrem. Nie zraziła się nawet wtedy, gdy odkryła tę gorzką prawdę. Naprawdę chciała dać szansę ich małżeństwu. Ale Kairos posiadał wszystko, co można było mieć, z wyjątkiem serca. Nie wiedział także, co zrobić z miłością, które mu ofiarowała. Valentina czuła się upokorzona. Poświęciłaby dla niego wszystko. Ale to nie wystarczyło.
Nie była dla niego wystarczająco dobra.
Gdy przyjęcie zaczynało się zbliżać ku końcowi, przeprosiła, mówiąc, że idzie do toalety. Zeszła schodkami pod pokład i zaszyła się w luksusowej kabinie z dużym łóżkiem. Napięcie zeszło z niej, gdy nie czuła na sobie spojrzenia Kairosa. Zmęczyło ją to udawanie obojętności, kiedy jej ciało wręcz błagało o dotyk jego rąk, a myśli krążyły wokół złamanego serca i urazy, jaką do tej pory żywiła.
Ledwie usiadła na szaroniebieskiej pościeli, w drzwiach pojawił się Nikolai, który najwyraźniej poszedł za nią. Przez ostatnie kilka miesięcy zdążyła się co prawda przekonać, że Nikolai jest zupełnie nieszkodliwy, ale teraz był podpity. Jej brat Luca nauczył ją dawno temu, by nie ufała za grosz pijanym mężczyznom.
– Zamówię ci taksówkę – powiedziała na jego widok Valentina i wyjęła z torebki telefon.
Nikolai uśmiechnął się chytrze i wyciągnął w jej kierunku nogę odzianą w kowbojski sztyblet, którym lekko dotknął nagiej łydki Valentiny.
– A może spędzimy noc tutaj, Tina, mi amore? Teraz, kiedy ten grecki goguś zniknął nam wreszcie z oczu.
Valentina wykręciła stopę odzianą w pantofel na cieniusieńkiej szpilce i dźgnęła nią niczego niepodejrzewającego Nikolaia.
– Au!
Valentinie pękała głowa. Ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzyła, był Nikolai i jego amory.
– Kairos i ja jeszcze się nie rozwiedliśmy. Zresztą nie jestem zainteresowana kolejnym związkiem – dodała dla porządku.
– Obserwowałem go dziś, cara mia. Nie spojrzał na ciebie ani razu. Jakbyście byli sobie zupełnie obcy. Za to wydawał się zainteresowany tą zdzirą Stellą.
Jego słowa bolały.
– Per favore, Nik. Nie mów tak o niej, dobrze?
– Dlaczego? Mówiłaś o Claudii Vanderbilt o wiele gorsze rzeczy, kiedy przyjęła oświadczyny swojego sześćdziesięcioletniego adoratora.
Rzeczywiście tak było.
Należała do uprzywilejowanej kasty, rozpuszczonej bogactwem, i zdarzało jej się zachowywać wprost fatalnie. Może jednak powinna skorzystać z propozycji Nikolaia. Jego obecność przypominałaby jej, jaką wredną zołzą kiedyś była.
Podniosła się z łóżka i zrobiła parę kroków w stronę małego okienka. Spędziłaby tutaj noc, gdyby to mogło uchronić ją przed widokiem Kairosa wychodzącego z przyjęcia z którąś z kobiet, gdy nagle poczuła, że Nikolai stoi tuż za nią.
Zastygła w bezruchu, gdy jego ręce spoczęły na jej biodrach.
– Nikolai, jesteś ostatnim prawdziwym przyjacielem, jakiego mam. Nie psujmy tego.
– Przeszłaś przemianę z jadowitej żmii w niewinną owieczkę? A może płochą gazelę? – Opary alkoholu dotarły do nozdrzy Valentiny i zrozumiała, że Nikolai musi być kompletnie pijany, jeśli zaczął bredzić o jej niewinności.
Zanim Valentina zdążyła odsunąć jego ręce, bo naprawdę nie miała zamiaru wymierzyć mu solidnego kopniaka w podbrzusze, jak nauczył ją brat, ręce Nikolaia nagle gdzieś zniknęły. Być może poślizgnął się, próbując utrzymać równowagę, albo został popchnięty, tego Valentina nie zdążyła zauważyć. W każdym razie wylądował ciałem na łóżku i wydał z siebie kolejne żałosne jęknięcie.
Valentina odwróciła się gwałtownie.
Zamiast Nikolaia zobaczyła przed sobą Kairosa. Spowijająca go cisza zdawała się hamować gniew i agresję. Na kamiennej twarzy nie było widać cienia emocji.
Valentina nie była w stanie opanować drżenia rąk. Uczucia, niczym wysoka fala, kołysały jej poczuciem pewności siebie, by ostatecznie je przełamać. Ignorując fakt, że spod zadartej w górę sukienki musiały być widoczne jej figi, uklękła obok powalonego na wznak Nikolaia i wsunęła palce w jego nażelowane włosy.
Ciężki od alkoholu oddech na odsłoniętym dekolcie uświadomił jej, że Nikolai żyje. Ale spojrzenie Kairosa, które przez cały czas czuła sobie, niemal parzyło jej skórę.
Usłyszała stłumione przekleństwo.
– Co ty wyprawiasz?
Nie widzieli się i nie rozmawiali ze sobą dziewięć miesięcy. Nadzieja, że Kairos ją odszuka, umarła po pierwszym miesiącu od rozstania.
– Sprawdzam, czy nie nabił sobie guza.
– Po co?
– Jest moim przyjacielem. Zależy mi na nim.
Valentina wyprostowała się, popatrzyła na śliczną jak z obrazka twarz Nikolaia i westchnęła. Był jej przyjacielem.
Załatwił jej pracę w agencji mody, kiedy wróciła do Mediolanu z Paryża z poczuciem absolutnej porażki. A potem mieszkanie, które dzieliła z czterema innymi dziewczynami. Może nawet cieszył się, że jest na dnie, bo wtedy łatwiej by mu było ją wykorzystać.
Niezależnie jednak od motywów, był jedyną osobą, która starała się jej pomóc i nie wyśmiewała jej żałosnych prób stanięcia na nogi.
Zupełnie inaczej niż stojący za nią mąż, którego szyderczy śmiech i raniące słowa podczas pewnej rozmowy do dziś prześladowały ją w snach.
– Ty nie masz przyjaciół, Valentino – powiedział wtedy. – Kobiety lgną do ciebie tylko po to, byś zaspokajała ich próżność, a mężczyźni… wiadomo, z jakiego powodu.
Każde z jego słów było prawdą. Upokarzającą, bolesną prawdą.
– No dalej, powiedz, z jakiego powodu! – zażądała, czując, że do oczu napływają jej łzy.
– Myślą tylko o tym, żeby cię wciągnąć do łóżka.
Jeśli miała jakiekolwiek złudzenia, że Kairos miał o niej dobre zdanie, wtedy definitywnie się ich pozbyła. Zakochała się w mężczyźnie, który myślał o niej wyłącznie jak o zabawce do łóżka.
– Może jestem próżna i głupia, ale przynajmniej cię nie oszukałam.
Kairos umilkł, kompletnie zaskoczony.
– Nigdy nie obiecywałem ci tego, czego nie mógłbym dotrzymać. Kiedy zgodziłem się na ślub, powiedziałem twojemu bratu, że będziesz żyć na wysokim poziomie, i dotrzymałem słowa. Tamtego wieczoru, kiedy się zaręczyliśmy, obiecałem, że przy mnie zaznasz rozkoszy, jakiej nigdy nie znałaś, i tej obietnicy też dotrzymałem.
Nigdy nie mówił, że ją kocha.
To ona uroiła sobie, że Kairos ją kocha.
Nikolai nie miał żadnych obrażeń, choć mogłaby przysiąc, że upadając, uderzył o coś twardego.
– Zostaw go – powiedział Kairos, robiąc krok w stronę łóżka.
Ostrożnie ułożyła głowę Nikolaia na poduszce.
– Odsuń się, Valentino!
Kairos pochylił się i dźwignął śpiącego Nikolaia. Przerzucił go sobie przez ramię jak worek kartofli i spojrzał na nią tak, że odsunęła się na bok.
Ją też niósł kiedyś w podobny sposób. Pamiętała twardy bark, który wbił się w jej żołądek, i mocny uścisk dłoni, którymi przytrzymywał ją za uda. Wyniósł ją z przyjęcia po tym, jak wskoczyła do basenu, na oczach jego kolegów oraz ich żon. Tylko dlatego, że ignorował ją przez cały weekend.
Wściekły zaniósł ją wtedy do łazienki, rozebrał z mokrych ciuchów i wrzucił pod lodowaty prysznic. A kiedy zakręcił wodę i pomógł jej się wytrzeć i zaniósł do łóżka, cała wściekłość z niego wyparowała, znajdując ujście w szalonym seksie.
W tamtym czasie Valentina była skłonna kompletnie się wygłupić, byle zwrócić na siebie uwagę Kairosa.
Wzdrygnęła się, strząsając z siebie nieprzyjemne wspomnienie.
Oczy Kairosa wypełnione były typową dla niego arogancją.
– Czy mogę wyrzucić tego biedaka za burtę teraz, kiedy już odegrał swoją rolę?
– Jaką rolę? – spytała niepewnie.
– Wykorzystałaś go, żebym był zazdrosny. Śmiałaś się z jego głupawych żartów, tańczyłaś z nim i pozwalałaś się obłapiać. Kurtyna opadła. Nie będzie ci już do niczego potrzebny.
– Mówiłam ci, że Nik jest moim przyjacielem. – Spojrzała na Kairosa, czując, że się rumieni. Dlaczego? Nie miała pojęcia. – Poza tym mój świat nie kręci się już wokół ciebie, Kairosie. Dobrze o tym wiesz.
Kairos obrócił się na pięcie i rzucił Nikolaia ponownie na łóżko. Odpowiedzią było jedynie chrapanie. Gdyby Valentina nie była pochłonięta sobą i obecnością Kairosa, uznałaby całą tę sytuację za komiczną.
Przycisnęła dłonie do skroni.
– Zostaw mnie samą, proszę.
– Dość tego, Valentino. Udało ci się zwrócić na siebie uwagę, więc dokończmy to, co zaczęłaś. Powiedz mi, podpisałaś umowę z agencją towarzyską czy ubrałaś się tak tylko po to, żeby mnie doprowadzić do szału?
– Pytasz, czy przez te wszystkie miesiące utrzymywałam się z prostytucji?
– Najpierw pomyślałem, że to niemożliwe. Ale znając ciebie, można się spodziewać najgorszego. Zrobiłabyś dużo, żeby mnie zaszokować, dać mi nauczkę, zmusić do ustępstw…
Valentina podeszła do drzwi i otworzyła je szerzej.
– Wynoś się!
Kairos oparł się o komodę stojącą pod oknem w kabinie.
– Nie zostaniesz tu z nim sama.
Założyła ręce na piersi i przechyliła głowę, patrząc na niego wyzywająco.
– Robię, co mi się podoba i z kim mi się podoba, odkąd dotarło do mnie, że kupiłeś mnie od Leandra. Za późno na udawanie zazdrości.
Tyle razy obiecywała sobie, że nie będzie go prowokować w tak głupi sposób. Ogniki wściekłości w jego spojrzeniu dawniej uznałaby za niewielkie, ale jednak zwycięstwo.
Dziś było inaczej.
– W takim razie chyba dobrze się stało, że nie nabrałem się na te wszystkie wyznania miłości? Nie będziesz mi urządzać scen zazdrości, rzucać się z pięściami do każdej z moich znajomych. Nareszcie możemy rozmawiać, jak równy z równym.
Dios, od zawsze miała skłonności do dramatyzowania. Ale Kairos z tą swoją obojętnością i niechęcią do dzielenia się myślami i uczuciami wydobywał z niej potwora.
Kiedy odeszła, nie stać jej było nawet na taksówkę, ale jeśli czegokolwiek się nauczyła w czasie rozłąki, to tego, że jest w stanie przeżyć. Bez ciuchów i butów od znanych projektantów, bez zachwytów, jakie zawsze wzbudzała jej obecność. Bez swojej sypialni w willi Conti, samochodów i luksusów, jakie ją do tej pory otaczały.
Sięgnęła po torebkę leżącą na łóżku i podniosła z ziemi telefon.
– Jeśli ty stąd nie wyjdziesz, ja to zrobię – powiedziała znużonym głosem.
Zablokował jej drzwi ręką.
– Nie wyjdziesz nigdzie ubrana jak prostytutka szukająca pierwszego klienta o poranku. Nie ma mowy.
– Słuchaj, nie chcę zaczynać…
– Ostrzegam, że zamknę cię w tej kabinie, jeśli będzie trzeba.
Gdyby nie powiedział tego absolutnie spokojnym tonem, uznałaby, że to on urządza teraz sceny.
– Dobrze, porozmawiajmy – powiedziała i demonstracyjnym gestem cisnęła torebkę na łóżko. – Mam jeszcze lepszy pomysł – dodała, patrząc mu prosto w oczy. – Może zadzwonisz po swojego prawnika i niech przyniesie pozew. Podpiszę, co trzeba, i nigdy więcej nie będziesz musiał mnie oglądać.
Nie wykonał najmniejszego ruchu, ale Valentina wyczuła, że stał się jakby ostrożniejszy. Czyżby go zaskoczyła?
Kairos opuścił rękę, rozprostował nadgarstki i odpiął spinki przy prawym mankiecie koszuli. Te same, które podarowała mu trzy miesiące po ślubie. Nie spiesząc się, podwinął rękaw.
Dreszcz niepewności przebiegł jej po plecach. Wyciągnął w jej stronę lewą dłoń. Jako leworęczny, zawsze odpinał najpierw spinki po prawej stronie. Z drugą ręką zawsze miał problem. To była jego jedyna słabość doskonałego Kairosa, którą odkryła w ich noc poślubną. Spytała wtedy, czy miał wypadek i zranił się w rękę. Zamiast odpowiedzieć, pocałował ją. Za drugim razem, gdy spytała, tylko wzruszył ramionami.
Zwykła reakcja, gdy nie chciał rozmawiać.
W noc poślubną wzięła jego lewą rękę i pomogła mu odpiąć spinki. Podobnie jak wiele razy potem. To był jeden ze stałych rytuałów, kiedy byli ze sobą. Valentina zawsze miała świadomość, że w tej prostej czynności wyraża się bliskość, której Kairos nie umiał ująć w słowa.
Patrząc na krótko przycięte paznokcie, szczupłe, opalone palce muśnięte ciemnymi włoskami wstrzymała oddech. Wspomnienie dotyku czułych dłoni wypełniło jej myśli. Zimny pot zrosił jej czoło.
Dios, nie umiała mu się oprzeć i taka była prawda.
Unikając patrzenia mu w oczy, zrobiła krok do tyłu.
– Co mam zrobić, żebyś uwierzył, że z nami koniec? Już mi nie zależy na tym, żebyś zwracał na mnie uwagę.
– Czyli przyznajesz, że dawniej to robiłaś?
Valentina zastanawiała się nad odpowiedzią.
– Chcę porozmawiać o rozwodzie.
– Naprawdę?
– Sì. Małżeństwo nie wyszło nam na dobre. Nie chcę tak dłużej żyć.
– Czyli Leandro powiedział ci o sutej odprawie?
– Nie rozumiem.
– Twój brat zadbał o to, żebyś w razie rozstania dostała spory udział we wszystkim, co posiadam. Bardzo na to nalegał. Pewnie wiedział, że żaden facet długo z tobą nie wytrzyma.
– Myślisz, że mnie tym uraziłeś? Leandro… – Nuta bólu zabarwiła brzmienie głosu Valentiny – zastąpił mi ojca. Wychował mnie, zamiast znienawidzić, kiedy nasza matka porzuciła jego i Lucę. Zerwałam z nim kontakty, gdy wyszło na jaw, że przekupił cię, byś zechciał się ze mną ożenić. Jeśli chcesz wiedzieć, ze wszystkich moich doświadczeń w ciągu ostatniego roku to małżeństwo i wszystko, co dostanę po rozwodzie, nic dla mnie nie znaczą.
Kairos zrobił krok w przód i wyrazisty zapach wody kolońskiej owionął Valentinę.
– Skąd weźmiesz pieniądze na luksusowe życie?
– Nie tknęłam twojej karty kredytowej od miesięcy. Nie pożyczyłam nawet jednego euro ani od Leandra, ani od Luki. Wszystko, co na sobie mam, należy do Nikolaia.
Kairos zmierzył ją od góry do dołu pogardliwym spojrzeniem.
– No tak, zapomniałem, że twój alfons teraz cię ubiera.
– Nikolai nie jest alfonsem. Powiedział mi, że to zwykłe przyjęcie, nawet nie wiedziałam, że na nim będziesz.
– Muszę przyznać, że tylko Valentina Constantinou mogłaby z tak szmatławej kiecki wydobyć resztki klasy, ale ta umiejętność chyba nie bardzo ci się przydaje w życiu, prawda? Paryż cię przeżuł i wypluł, więc wróciłaś do Mediolanu z podwiniętym ogonem. Od tamtej pory łasisz się do każdego, kto mógłby ci pomóc. Robisz kawę tym harpiom, którym kiedyś przewodziłaś. Jesteś gońcem modelek i fotografów, którzy kiedyś uganiali się za tobą… Czyżbyś miała już tego dość, że postanowiłaś spróbować sił w najstarszym zawodzie świata?
– Nie zapominaj, że kupiłeś mnie od Leandra. Jeśli ktokolwiek zrobił ze mnie dziwkę, to ty sam, Kairosie.
– Nie zaciągnąłem cię do łóżka, żeby dostać posadę prezesa w zarządzie Conti – odparł Kairos ze złością w głosie.
Pociągnął ją za rękę i Valentina wpadła na niego, wydając z siebie łagodne westchnienie. Twarde jak skała mięśnie uderzyły o miękkie piersi przesłonięte cienką tkaniną.
– Uwierz mi, pethi mou, jeśli cokolwiek nas ze sobą łączyło, to właśnie łóżko.
Objął palcami jej kark i przyciągnął ją ku sobie. Iskra pożądania zdążyła popłynąć przez jej ciało.
– To ty złamałaś przysięgę małżeńską, Valentino. Wszystko, czego pragnąłem, to cywilizowane małżeństwo. Ale ty uciekłaś, bo twój wyimaginowany świat, w którym jesteś królową, a ja leżę u twoich stóp, nagle runął. Nie zostawiłaś nawet listu. Ochroniarzowi powiedziałaś, że jedziesz odwiedzić braci. Myślałem, że zostałaś porwana. Potem wyobrażałem sobie, że leżysz w kostnicy jako nieznana ofiara wypadku drogowego. Przyszło mi nawet do głowy, że któraś z osób, które tak lubiłaś wyśmiewać publicznie, w końcu nie wytrzymała i z zemsty skręciła twój śliczny kark.
Valentina nie mogła się ruszyć i jedynie serce tłukące się w jej piersi przypominało jej, że żyje. Nigdy nie widziała go w takim stanie.
– Wreszcie Leandro zlitował się nade mną i powiedział, że po prostu mnie rzuciłaś.
Nie wierzyła, że Kairos mógł się o nią martwić.
– Wybacz, nie pomyślałam…
– Teraz już na to za późno.
Miał rację. Winna mu była co najmniej wyjaśnienie.
– Byłam tak strasznie wściekła na ciebie i Leandra. Tamtego wieczoru dowiedziałam się, że moja matka puściła się z szoferem, a ja jestem efektem tego romansu. I że ty poślubiłeś mnie po dobiciu targu z moim bratem.
Słowa toczące się z jej ust tchnęły desperacją.
Oczy Kairosa nagle zobojętniały. Patrzył na swoje palce wbite w jej szyję, potem przeniósł spojrzenie na drugą rękę, która obejmowała jej biodro. Puścił ją tak gwałtownie, że aż się zachwiała, straciwszy oparcie.
– Kiedy Leandro powiedział mi, co zrobiłaś, przestałem o tobie myśleć. Miałem ważniejsze sprawy do załatwienia. Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby się za tobą uganiać po całej Europie.
Gdyby wyjął z kieszeni sztylet i wbił jej go prosto w serce, poczułaby mniejszy ból niż po tych słowach. Ale też jej ulżyło. Musiała usłyszeć to wszystko bezpośrednio od niego. Podczas długich, bezsennych i samotnych nocy nie będzie się już zastanawiać, czy nie popełniła błędu, odchodząc. I czy to małżeństwo nie zasługiwało na jeszcze jedną szansę.
Po dzisiejszym wieczorze nie zobaczy go już nigdy. A on nigdy więcej nie zrani jej nawet słowami.
– Bene. Ty byłeś zajęty swoimi sprawami, a ja miałam wystarczająco dużo czasu, by przemyśleć moją decyzję. Te dziewięć miesięcy uświadomiło mi, że dokonałam właściwego wyboru. Nie obchodzi mnie, czy będziesz mi płacił alimenty, czy nie, bo i tak nie tknę tych pieniędzy. Dam sobie radę sama.
– W jaki sposób? Sprzedając się nadzianym inwestorom z Rosji? Przyznaj, Valentino, że nasza rozłąka zaprowadziła cię w ślepy zaułek. Jedyne, co masz, to ten lalusiowaty bufon, który tylko marzy o tym, by wsadzić ci łapę w majtki. Nie masz za grosz talentu, nie masz umiejętności ani doświadczenia, bo nigdy nie pracowałaś. Tylko znajomości pozwoliły ci utrzymać się na powierzchni przez tak długi czas.
– Myślisz, że o tym nie wiem? Sporo się nauczyłam. Pocieszam się tym, że wszystkie znajomości, które mógłbyś uznać za cenne dla siebie, już nie istnieją. Zerwałam z rodziną.
– Z tego, co wiem, bracia cię nie wydziedziczyli.
– Nie utrzymuję z nimi kontaktów. Nie chcę mieć nic wspólnego z poprzednim życiem. A w związku z tym, do niczego ci się już nie przydam.
– Ach, więc na tym polega twoja mała zemsta? Nie dostanę tego, co chcę, bo ty postanowiłaś na jakiś czas odłączyć się od rodziny?
– Zdaje się, że przeceniasz mnie i swoją rolę w moim życiu. Kocham moich braci. Każdy dzień spędzony z dala od nich wypala coraz większą dziurę w moim sercu. Ale to cena, jaką płacę za to, że wciąż mogę na siebie patrzeć w lustrze.
Już myślała, że udało jej się jakoś przebić do jego świadomości.
– To małżeństwo skończy się, kiedy powiem, że jest skończone!
– Chcę dokończyć tę sprawę. Podpiszę wszystko, tylko daj mi wolność. I tak już skreśliłeś mnie ze swojego życia, Kairosie. Inaczej zacząłbyś mnie szukać wcześniej. Byłam dla ciebie jednym wielkim rozczarowaniem. Po co chcesz to dłużej ciągnąć? Chodzi o urażoną dumę?
– Czy ci się to podoba, czy nie, połowa wszystkiego, co mam, będzie kiedyś twoja. I choćbym miał słono przepłacić za twoje naiwne bajania o wiecznej miłości, za wszystkie awantury, jakie mi urządzałaś, i za seks, który przyznam, był z tego wszystkiego najlepszy, chciałbym, żebyś była moją żoną jeszcze przez trzy miesiące. Możesz mi chyba wyświadczyć tę drobną przysługę?
Valentina powtórzyła w myślach ostatnie zdanie, a zrozumiawszy jego sens, automatycznie uniosła ramię z zamiarem wymierzenia Kairosowi siarczystego policzka.
Szybkim i precyzyjnym ruchem złapał ją za nadgarstek i delikatnie pchnął, aż plecami oparła się o chłodną ścianę kabiny. Ich ciała złączyły się, tworząc idealną całość. Zacisnęła uda, czując, że jej opór topnieje, a myśli zaczynają krążyć wokół seksu.
– Widzisz, nie muszę nawet używać rąk ani ust. Już jesteś gotowa.
Z ogromnym trudem zapanowała nad podnieceniem, które z taką łatwością w niej wzniecił.
– To doprawdy nic takiego, Kairosie. Mężczyźni zawsze do mnie lgnęli. Nie jesteś wyjątkiem. Ale masz rację. Seks był jedynym elementem naszego związku, z którego byłam zadowolona.
Pożądanie rozszerzyło źrenice jego oczu.
– Powiedz mi, Valentino. Naprawdę napaliłabyś się na kogoś innego tak jak na mnie? Na przykład na tego głupka, z którym tu przyszłaś?
Przyparł ją mocniej do ściany i podciągnął kusą sukienkę do góry. Twardy członek ocierał się o zupełnie mokre figi. Fala żądzy wezbrała w niej gwałtownie. Dlaczego wciąż tak mocno go pragnęła? Jak szczeniak, którego bez przerwy odganiano, a on wracał po nową porcję pieszczot.
Jego usta znajdowały się tuż obok jej ucha. Gorący oddech muskał jej skórę.
– Przydasz mi się jeszcze przez parę miesięcy. Także w łóżku… – wyszeptał. Tym razem nie miała ochoty dać mu w twarz.
Wsunął palce w figi i szarpnął je w dół. Potem objął jej pośladki i dźwignął Valentinę w górę. Zaplotła nogi wokół jego bioder, czując, jak twarda męskość zagłębia się w niej i płynnymi pchnięciami doprowadza ją do błyskawicznego orgazmu.
– Przyznaj, że najlepiej się czułaś, będąc żoną bogatego męża. To jedyna rola, w której czujesz się pewnie. Powinnaś pogodzić się ze swoimi ograniczeniami. Tak jak ja to zrobiłem, kiedy twój brat Luca stanął mi na drodze do posady prezesa Conti.
Więc jednak był zły za to, że odeszła. Choć może to nie była złość, uświadomiła sobie, gdy wypuścił ją z objęć i niezdarnymi ruchami próbowała doprowadzić do ładu włosy, a potem sukienkę. To była wściekłość z domieszką lodowatej satysfakcji.
Każde jego słowo i każda pieszczota miały na celu sprowokowanie jej.
Nie wierzyła ani sekundy w to, że zależało mu na niej albo na małżeństwie. Chodziło wyłącznie o to, by ją ukarać. Za to, że go zostawiła, podeptała jego ambicję i zniweczyła plany.
Ta myśl pomogła jej teraz wydostać się ze stanu oszołomienia spowodowanego niespodziewaną ekstazą.
– Co mam zrobić, żebyś się zgodził dać mi rozwód i zostawił mnie wreszcie w spokoju?
– Musisz być moją żoną jeszcze przez trzy miesiące.
– Dlaczego? Co się takiego stało, że potrzebujesz mnie właśnie teraz?
– Muszę spłacić dług, jaki mam wobec Tezeusza.
– Twojego przybranego ojca? Tego samego, który zabrał cię z ulicy i dał ci dom?
– Tak.
– I aby to zrobić, musisz mieć żonę?
– Tak. Jego córka Helena…
– Robi wam problemy i chcesz, żebym ją odciągnęła? – Valentina myślała na głos. – Nie rozumiem tylko, dlaczego to muszę być ja?
Zerknęła na Kairosa, który zacisnął zęby i uciekł spojrzeniem w bok.
– Ach, już chyba wiem. Jego córka ma na ciebie oko, a ty chcesz ją zbyć w taki sposób, by nie urazić niczyich uczuć? Jakże szlachetnie z twojej strony, Kairosie – powiedziała kpiąco.
Twarz Kairosa złagodniała. Wyraźnie ulżyło mu, że nie musiał jej tłumaczyć tej zagmatwanej sytuacji.
– Nie mógłbym zrobić Tezeuszowi takiego świństwa.
Powaga w jego głosie zaskoczyła Valentinę. Nigdy nie widziała, by tak mu na czymś zależało. Pomijając władzę i pieniądze.
– To jedyny sposób, bym szybko dał ci rozwód, Valentino – dokończył.
– Nie możesz wciągnąć mnie z powrotem do swojego życia wbrew mojej woli – zaprotestowała.
– Ale za to mogę utrudnić procedurę rozwodu i zmienić twoje życie w medialny cyrk, a tego byś przecież nie chciała. To nie wszystko, rzecz jasna. Jeden błąd z mojej strony i będziesz miała na głowie także swoich braci. Tego również wolałabyś uniknąć, o ile prawdą jest, że chcesz się uniezależnić od rodziny.
Mimo narastającej złości, Valentina przyglądała się Kairosowi ze zdumieniem. Wyraźnie był zdania, że blefowała, a wszystkie jej zabiegi zmierzające ku nowemu, samodzielnemu życiu, uznał za kłamstwo.
Była przegrana, zarówno jeśli wda się w dyskusję, jak i wtedy, gdy będzie milczeć. Nie chciała spędzić w jego obecności ani minuty dłużej, ale Kairos nie zostawił jej w tej kwestii żadnego wyboru.
Westchnęła ciężko.
– I pozwolisz mi odejść, kiedy uporządkujesz swoje sprawy?
– Tak, jeśli wszystko ułoży się pomyślnie dla mnie. Nie wcześniej. Ostrzegam cię, Valentino, tym razem musisz być perfekcyjną żoną. Nie życzę sobie awantur ani nocnych eskapad. Sowita odprawa podczas rozwodu powinna wynagrodzić ci wszystkie trudy. Będziesz mieć satysfakcję, że na nią zarobiłaś.
– Jeśli będę z tobą w tym czasie sypiać, Kairosie, będzie to oznaczać, że rzeczywiście zrobiłeś ze mnie dziwkę. Czy to uleczy twoje urażone ego? Jeszcze jedna rzecz. Najważniejsza w tym wszystkim. Możesz mieć tylko moje ciało. Serca nie oddam ci już nigdy.
Stłumiony pomruk wypełnił jej serce złośliwą satysfakcją.
Valentina uśmiechnęła się po raz pierwszy od dziewięciu miesięcy. Pozostawało tylko przekonać samą siebie do wersji, którą właśnie sprzedała Kairosowi.
Tytuł oryginału: Blackmailed by the Greek’s Vows
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2018
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2018 by Tara Pammi
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe. Harlequin i Harlequin Światowe Życie Duo są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji. HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela. Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 9788327647245