Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Opowiadanie z cyklu #ebooknawalentynki
Jak wiele potrzeba kobiecie, by uwierzyła w miłość, jeśli po drodze straciła wiarę w samą siebie? Ile trzeba skruszyć murów, ile bram otworzyć? Okazuje się, że dość dużo, zwłaszcza gdy właściwy klucz można znaleźć tylko w najmniej oczekiwanym miejscu i czasie. Jedni nazwą to kaprysem losu, inni przeznaczeniem.
Decyzja należy już tylko do Alicji – czy sięgnie po to szczęście, gdy stanie w progu jej drzwi? W tej historii nieporadność warszawianki w dążeniu do własnego szczęścia zderza się z wytrwałością i namiętnością Maksymiliana, a uśpiony wulkan jej kobiecości budzi się do życia dzięki jego silnym i czułym dłoniom, w których płynie gorąca góralska krew.
Samotny wypoczynek w Tatrach w Walentynki? Czy to w ogóle możliwe?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 72
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
To opowiadanie dedykuję moim przyjaciółkom: M, M, M i M.
Dziękuję za wasze wsparcie, miłość i motywujące kopniaki w d… pupę.
– Nie wierzę! – Donośny głos wychodzącej z sali rozpraw kobiety rozniósł się po korytarzu. – Co za kutas!
– Alicjo, uważaj na słowa. To nie jest odpowiednie miejsce na takie słownictwo – Krocząca za nią Tamara próbowała uspokoić przyjaciółkę. Jednak jej spokojny i dystyngowany ton nie pomagał.
– W dupie to mam! – Odwróciła się do okna i oparła dłonie o parapet. Zwiesiła głowę i mimo wszystko próbowała uspokoić nerwy.
– Wiesz, że kiedyś to się skończy. – Jej pięćdziesięcioletnia przyjaciółka podeszła i przytuliła ją serdecznie.
– Ale kiedy? Ja już nie mam na to sił. – Wzburzenie ustąpiło rezygnacji. – Ile razy jeszcze będę musiała tu przychodzić? Niech bierze wszystko, ja mam już dosyć tego cyrku. – Ostatnie słowa wypowiedziała ledwie słyszalnym głosem.
– Tyle, ile trzeba, żebyście ty i Sylwek byli szczęśliwi. Zabraniam ci się poddawać. – Tamara wzięła ją pod ramię i zaczęła prowadzić korytarzami warszawskiego sądu do wyjścia. Szła, patrząc na czubki swoich butów. Chciała uniknąć ciekawskich spojrzeń mijanych osób. Ktoś popatrzył ze współczuciem, ktoś z politowaniem. Inni byli zbyt zaaferowani swoimi problemami, by zwrócić uwagę na przygarbioną trzydziestosześcioletnią blondynkę, pociągającą co chwila nosem.
– Wiesz co, Ala? Trzeba to zagryźć ciachem – oznajmiła Tamara, siadając za kierownicą. Uśmiechnęła się szeroko, oczyszczając nieco ponurą atmosferę. – Zabieram cię na kawę.
* * *
– Tydzień w Zakopanem? Oszalałaś? Teraz? – Alicja nie dowierzała propozycji, jaka padła z ust Tamary.
– Oj, daj spokój. Wyjedź już w ten piątek. Odpoczniesz od pracy.
– Lubię swoją pracę – mruknęła blondynka.
– Ale potrzebujesz dystansu od tej walki z Darkiem. Złapiesz oddech, zrelaksujesz się, naładujesz akumulatory i pełna nowych sił staniesz na kolejnej rozprawie – wyliczała.
Kobieta słuchała, bezlitośnie dłubiąc widelczykiem w brownie.
– Już mi się nie chce walczyć. – Dziubnęła kawałeczek ciasta. – Aua! – krzyknęła, prawie się krztusząc. Zaczęła masować obolały od kopniaka piszczel. – Głupia!
– Ty jesteś głupia! Ciesz się, że dostałaś tylko kopniaka, bo wyraźnie potrzebujesz mocnego łomotu! – pastwiła się Tamara. – Pora się obudzić i wziąć to życie w swoje ręce. Tak
konkretnie – mówiąc to, złapała coś niewidzialnego w garść i uniosła triumfalnie. – Jesteś wciąż młoda, piękna i życie przed tobą!
– Mam już niemal dorosłego syna, o jakim ty życiu mówisz? – Postukała się palcem w czoło, na co jej towarzyszka się roześmiała.
– O życiu mówię, o życiu na maksa! Jedź w te Tatry, odpocznij i może nawet przygruchaj sobie jakiegoś górala!
– Tak! Żeby mi jeszcze Darek wyrzygał na rozprawie jakiś romans.
– A skąd o tym będzie wiedział? Z pewnością nie ode mnie. – Mrugnęła okiem i uśmiechnęła się kącikiem ust. – Potraktuj to zatem, jak prezent urodzinowy. A prezentów się nie odmawia! – oznajmiła, prostując się na krześle.
Alicja upiła kolejny łyk kawy, po czym zapatrzyła się w widok za kawiarnianym oknem. Nie wierzyła w swoje szczęście, choć cichutko marzyła o odpoczynku od tego miejskiego zgiełku i od ciągnącej się sprawy rozwodowej z Darkiem. Zamknęła na chwilę oczy i poddała się słodkiej obietnicy nicnierobienia i nicniemyślenia w drewnianej góralskiej chacie, z nogami wyciągniętymi w stronę palącego się kominka i z aromatycznym grzańcem w dłoniach.
Oparła się wygodnie o oparcie krzesła i popatrzyła na roześmianą parę siedzącą nieopodal. W jej życiu wydarzyło się wiele przygnębiających chwil, które okradły ją z wiary w marzenia i z dążenia do walki o własne szczęście. Sylwek, jej szesnastoletni syn był jej największym sukcesem i powodem do radości. Jedynym dobrem, jakie wyniosła z wieloletniego związku z Darkiem, prawie eksmężem. Szczęśliwie, wzięła z nim tylko ślub cywilny. Chociaż początkowo marzyła o takim tradycyjnym, w kościele. Ale narzeczony szybko stłumił w niej to pragnienie argumentami antyklerykalnymi. Wizja pięknego i hucznego wesela też mu nie odpowiadała, bo była dla niego zbyt kosztowna. Z resztą, jak się po ślubie okazało, Darek miał swoją własną i niepodważalną wizję na wszystko,
łącznie z jej przyjaciółmi i rodziną. Stała się ofiarą w toksycznym związku, gdzie małżonek stosował wobec niej i ich syna szantaż emocjonalny. Alicja dwoiła się i troiła, by zapewnić rodzinie godne warunki życia. Oprócz pracy w Urzędzie Miasta trudniła się nocnym rozkładaniem towarów w marketach, ogarniając przy okazji zaoczne studia administracji i zarządzania. Był menadżerem dwóch warszawskich klubów rozrywkowych. Zarabiał sporo kasy, lecz ona nie widziała z niej ani grosza. Wszystkie domowe opłaty i wydatki szły wyłącznie z jej pensji. W kwestii miłości i seksu gorący żar wypalił się po dwóch latach małżeństwa, gdy na świat przyszedł ich syn. Od tamtej pory była dla niego za gruba, za brzydka, zbyt nudna, zbyt zmęczona… To małżeństwo było fikcją, startym i szpetnym obrazem, z którego nikt nie czerpał żadnych korzyści. Trzeba było się go pozbyć, odciąć się od tego wiecznego chłodu, poniżenia, lęku i przygnębienia.
– Już i tak dużo dla mnie zrobiłaś. Dzięki tobie jestem tu, gdzie jestem. – Alicja zwróciła się do swojej przyjaciółki i przełożonej w jednym. Podziwiała Tamarę za jej siłę i determinację życiową. Miała obecnie pięćdziesiąt lat. Wychowała się w domu dziecka, udało się jej pójść na studia, na które sama zarabiała. Wyszła na ludzi. Stała się kobietą biznesu, stworzyła z mężem cudowną rodzinę, a teraz spodziewa się trzeciego wnuka.
– To ja ci dziękuję, że przyjęłaś moją ofertę. Nasza firma osiągnęła sukces głównie dzięki tobie. Wreszcie jesteśmy w prestiżowej dziesiątce Hoteli Spa&Wellness – powiedziała z dumą. – Jest jeszcze jeden ważny powód, dla którego nie możesz odmówić tego wyjazdu. – Alicja na te słowa zmarszczyła brwi.
– Jaki? – zapytała podejrzliwie.
– Odpoczniesz ode mnie przez tydzień!
– Idę się pakować! – krzyknęła z entuzjazmem, na co obie parsknęły śmiechem, zwracając na siebie uwagę wszystkich dookoła.
– Po drodze kup gumki.
– Daj spokój. Żadnych kutasów, a tym bardziej góralskich. Zresztą słyszałam, że to barbarzyńcy! – powiedziała konspiracyjnym tonem.
– To tym lepiej! Ja z kolei słyszałam, że ich miłość jest trwała, niczym skała – zaszczebiotała.
– Ciekawe, czy tylko miłość… No wiesz… – Alicja na myśl o namiętnym seksie, aż zapłonęła po czubki uszu.
– Nie dowiesz się, póki sama nie sprawdzisz.
Głośny śmiech przyjaciółek znów wypełnił pomieszczenie kawiarni.
Copyright © Sylwia Parol
Copyright © Wydawnictwo ReWizja
Wydanie I
Wilkszyn 2023
ISBN 978-83-67520-31-7
Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji w jakiejkolwiek postaci zabronione bez wcześniejszej pisemnej zgody autora oraz wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pomocą nośników elektronicznych.
Projekt okładki: Katarzyna Mordal
Zdjęcie na okładce: stock.chroma.pl/VITALIKRADKO, HAYDMITRIY
Redakcja: Bogusława Brzezińska
Skład i łamanie: D.B. Foryś www.dbforys.pl
Wydawnictwo ReWizja