Zaułek Spełnionych Marzeń Czego nie wiesz o Aniołach cz III - Elżbieta Stępień - ebook

Zaułek Spełnionych Marzeń Czego nie wiesz o Aniołach cz III ebook

Stępień Elżbieta

4,9

Opis

Wyobraźcie sobie miejsce, w którym spełniają się marzenia, gdzie każdy czuje się szczęśliwy. To tam zagościł Anioł do zadań specjalnych, aby otulić skrzydłami miłości bohatera powieści. Co kryje się za samotnością właściciela „Zaułka Spełnionych Marzeń”? Jaka tajemnica spowija jego serce? Czy Anioł doprowadzi do szczęśliwego zakończenia? Nie wszystko jest takie, jakim się wydaje.

Zaułek Spełnionych Marzeń to już trzecia powieść z cyklu Czego nie wiesz o Aniołach. Na czytelników czeka tym razem męski bohater i jego mroczna przeszłość, zło i dobro zmieszane w tyglu jego ambitnego serca.Podążmy za nim pełnymi smaków i szemranych interesów ulicami Warszawy aż w zakamarki Częstochowy, gdzie zakłada restaurację o niepowtarzalnej nazwie niosącej nadzieję na dobro, które spotkać może każdego, kto do niej zajrzy. Czy Szymonowi uda się pokonać demony przeszłości i odzyskać utraconą miłość ukochanej kobiety? Jak wiele zniesie jego żona i czy będzie w stanie przebaczyć mu zło, jakiego przez niego doświadczyła?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 394

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,9 (7 ocen)
6
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AliDebPaw

Nie oderwiesz się od lektury

👍
00
akaniuk85

Nie oderwiesz się od lektury

Zaułek spełnionych marzeń" Elżbieta Stępień Na świecie istnieje dobro i zło. Choć wszyscy życzylibyśmy sobie, aby to właśnie dobro zwyciężało nad złem, to nie zawsze niestety tak się dzieje. Bo choć my ludzie zawsze mamy wybór i sami decydujemy, po której stronie chcemy stanąć, to zło niestety bywa bardzo podstępne. Otacza nas i kusi. Wabi iluzją życia, o jakim każdy z nas marzy. Mami ułudą bogactwa i sukcesu, tylko po to, by wyciągnąć po nas swoje macki i spowić nasze życie mrokiem, a kiedy przyjdzie odpowiedni moment, uświadomić nam, że w życiu za wszystko trzeba zapłacić. Często bardzo wysoką cenę. Na szczęście, w co mocno wierzę, nawet w najtrudniejszych momentach naszego życia, a może szczególnie właśnie wtedy nie jesteśmy pozostawieni samym sobie. Ktoś tam na górze nad nami czuwa. Anioły, to one szepczą nam do ucha bądź podstawiają nam nogę, aby wskazać właściwą drogę, którą powinniśmy kroczyć. Obecności jednego z nich w swoim życiu już wkrótce doświadczy Szymon, główny bohater ...
00

Popularność




Copyright © by W. L. Białe Pióro & Elżbieta Stępień

Warszawa 2022

Projekt okładki: Izabela Surdykowska-Jurek

Skład i łamanie: WLBP

Redakcja: Agnieszka Kazała

Korekta: Klaudia Szumińska

Wydawnictwo Literackie Białe Pióro

www.wydawnictwobialepioro.pl

Wydanie: I, Warszawa 2022

Druk i oprawa: Totem.com.pl

ISBN: 978-83-66945-59-3

Miłość jest światłem,

które rozjaśni każdy mrok.

Prolog

Trzymał w uścisku jej naznaczoną ranami dłoń. Łudził się, że leżąca na szpitalnej poduszce głowa kobiety za chwilę się uniesie, a długie kasztanowe włosy zafalują wokół smukłej szyi. Czekał na ten blask jej zielonych oczu i figlarny ognik, który pojawiał się, gdy chciała go do czegoś przekonać. Tak było, zanim zamieszkał w nich smutek. Pragnął znów zobaczyć ten charakterystyczny uśmiech, który rozjaśniał mroki jego serca. Tak się jednak nie stało ani wczoraj, ani dziś. Obrażenia, jakich doznała, sprawiły, że lekarze uważali za cud fakt, że jeszcze żyje. Na chwilę puścił jej dłoń. Wstał i rozprostowując ścierpnięte plecy, zrobił kilka kroków w stronę szpitalnego okna. Tam, na zewnątrz, padał śnieg.

W oddali zauważył przyciągające wzrok barwne światła na choinkach ustawionych obok jednego z marketów. Pomimo późnej pory na parkingu panował tłok. Cóż, zbliżały się święta, a on jakby w ogóle tego nie zauważał. Przypomniał sobie pewien letni poranek, gdy o mało nie wpadł pod nadjeżdżający tramwaj. Był przekonany, że ma przywidzenia. To właśnie wtedy zdawało mu się, że widzi Gosię. Było to tak niedorzeczne, że szybko przegonił z pamięci nierealne wrażenie. Gosia, jego żona, nie żyła przecież od dwóch lat. Tamten dzień jednak miał już zmarnowany. To wtedy po powrocie do domu wyciągnął pudło ze zdjęciami, których miał już nigdy więcej nie oglądać. Jakaś siła nie pozwoliła mu ich wyrzucić. Jedno spojrzenie na roześmiane twarze sprawiło, że poczuł w sercu ukłucie żalu. Szybko więc schował pudło, a wspomnienia zagłuszył alkoholem. Przecież sam sobie był winien. To przez niego zginęła jedyna osoba, którą kochał. Która jego kochała. Wtedy jeszcze nie potrafił się do tego przyznać. Teraz spoglądał na ludzi pędzących w sobie wiadomym celu i zazdrościł im. Tak, on sam zniszczył swoją miłość. Popatrzył na kobietę, którą tak bardzo kochał, a która zastygła w niemym trwaniu. Znów usiadł przy łóżku. Przypomniał sobie obojętną twarz policjanta, który zawiadomił go o wypadku.

– Jak to żona jest w szpitalu? – Nie rozumiał. Gosia od dwóch lat spoczywała na cmentarzu.

– Proszę jechać ze mną. – Funkcjonariusz nie wdawał się w żadne wyjaśnienia.

Gdy ją zobaczył – tak zmaltretowaną i nieprzytomną – o mało nie pobudził pacjentów, tak głośno krzyczał. Nie wierzył, że to ona, ale fakty przeczyły temu, co kiedyś uznał za pewnik. Wydawało mu się, że postradał zmysły. Na odpowiedź musiał jednak poczekać. Nikt nie potrafił udzielić mu odpowiedzi na najprostsze pytanie: Skąd się tu wzięła? Błądził spojrzeniem po jej twarzy, jakby czekał, aż zacznie opowieść o tym, co kryło się za jej zniknięciem. Cisza aż bolała.

– Wyobraź sobie – zaczął cicho – że to wszystko, co wydarzyło się między nami, znika. To całe zło nigdy nie miało miejsca. Wyobraź sobie, że znów jesteśmy razem. Szczęśliwi, zakochani. Siedzimy na dywanie tuż obok choinki, którą tak lubiłaś stroić anielskimi włosami. Czy możesz to sobie wyobrazić?– Ciałem kobiety wstrząsnął nagły dreszcz. Tak jakby wszystko rozumiała i… bała się. – Tamten ja już nie istnieje – zapewnił szybko, jakby chciał ją uspokoić. – Tamten ja umarł razem z tobą.

Anioł spoglądał z niepokojem na twarz mężczyzny, któremu od jakiegoś czasu towarzyszył. Minęło kilka miesięcy od chwili, gdy zobaczył znak serduszka nad jego głową. Od momentu, gdy podkładając mu nogę, uchronił go od śmierci pod kołami tramwaju. Uśmiechnął się na to wspomnienie, choć nie było w nim nic zabawnego. Ale przypomniał też sobie swoje poprzednie podopieczne i właśnie to wspomnienie przywołało uśmiech. Podkładanie nóg zazwyczaj wychodziło im na dobre. Miał nadzieję, że i Szymon wkrótce znajdzie miłość, a tu taka niespodzianka.

Jego ukochana leżała nieprzytomna w szpitalnej sali. Mało tego, kryła się za tym jakaś bolesna tajemnica, a mężczyzna najwidoczniej nie był takim, jakim jest teraz. Od miesięcy go obserwował i nawet dyskretnie pomagał. Widział, jak stara się z małej pizzerii uczynić miejsce rodzinnych spotkań, jak powoli buduje świat pełen ciepła i życzliwości. A atmosfera, jaka panowała w jego lokalu, skutecznie zachęcała do odwiedzin. Z każdym umiał porozmawiać, czasami pomagał w kłopotach. Aniołowi wydawało się, że to człowiek o złotym sercu. Ale usłyszał kiedyś rozmowę zwolnionej pracownicy i wtedy uświadomił sobie, jak mało wie o Szymonie. Nie tym obecnym, lecz tym z przeszłości.

Teraz otoczył mężczyznę ramionami. Postanowił przenieść się w czasie. Był przecież Aniołem, a te potrafią rzeczy, o których śmiertelnicy mogą tylko pomarzyć. Chciał zrozumieć, co kryje przeszłość.

Rozdział 1 Chłopak od pizzy

Szymon był potwornie zmęczony. Pracował już dziesiątą godzinę i z chęcią rzuciłby się na łóżko, aby odpocząć, ale nie mógł. Była niedziela i wszyscy ludzie jakby się zmówili, by właśnie tego dnia zamówić pizzę. Wiedział też, że po powrocie do domu nie będzie mógł zregenerować sił, ponieważ musi dokończyć pracę zaliczeniową. Był na trzecim roku studiów z zarządzania. Jego matkę było stać tylko na niewielką pomoc. Musiał więc liczyć sam na siebie i zarabiać, ile się dało, skoro, jak określiła to jedna z kuzynek, zachciało mu się studiować w wielkim mieście. Brał więc wszystkie zastępstwa i pracował ponad siły, ale czuł satysfakcję, że jednak daje radę i spełnia swoje marzenie. Zazdrościł kumplom, że mają zamożnych rodziców i nie muszą się o nic martwić. On od lat dorabiał, aby stać go było na lepsze buty czy ciuchy, a teraz na studia w Warszawie.

Właśnie podjechał firmowym autem pod jedną z okazałych willi w podmiejskiej dzielnicy, uważanej za luksusową. Gdy tylko wysiadł, do jego uszu dobiegła głośna muzyka.

– No tak, jedni się bawią, inni muszą pracować – rzucił pod nosem, choć jednocześnie cieszył się, że to jego ostatni kurs, i miał nadzieję, że towarzystwo sypnie sporym napiwkiem. Przywiózł tu pięć potężnych pizz. – Ktoś sporo zapłaci. – Przywołał na twarz uśmiech i już dzwonił do bramy.

Głos po drugiej stronie domofonu polecił mu podejść do drzwi, a po chwili rozległ się znany mu sygnał pozwalający na otwarcie furtki. Szybko dotarł przed wejście. Nikt się nie pojawiał, więc kilkakrotnie nacisnął dzwonek. Pewnie muzyka zagłuszała jego dźwięk, bo nadal tkwił przed drzwiami. Po chwili nacisnął klamkę i wszedł do środka. Rozbawione towarzystwo nie zwróciło na niego uwagi. Odezwał się do jednej z dziewczyn, które stały obok pogrążone w rozmowie.

– Przepraszam, przywiozłem pizzę, kto zamawiał?

Nieznajoma spojrzała na niego, a jej łagodne oczy i uśmiech ujęły go od razu. Zrobiło mu się głupio, że stoi przed nią w firmowym ubraniu. W tym momencie poczuł się śmiesznie. Ci młodzi ludzie byli w jego wieku, nie musieli się jednak zastanawiać, skąd wziąć kasę. Widać, że mieli jej pod dostatkiem. Poza tym w tej dziewczynie było coś takiego, że chciał się pokazać z jak najlepszej strony. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że nie ma u niej szans.

– Zaraz zawołam Gabi, to jej impreza – powiedziała i ruszyła w kierunku głośno wiwatującej grupy po drugiej stronie rozległego salonu.

Nie uszła daleko, bo w ich kierunku już zmierzała gospodyni. Dziewczyna obrzuciła Szymona wyzywającym spojrzeniem. Na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.

– Proszę, proszę! Kogo my tu mamy? Takie ciacho, a dowozi pizzę. Stary, rzuć to i dołącz do nas. – Uczepiła się ramienia chłopaka, a on nie mógł zareagować, bo nadal trzymał w dłoniach pudła z zamówieniem.

Poczuł się zażenowany, gdy jej dłonie zaczęły przesuwać się po jego szyi i ramionach. O mało nie upuścił pudeł, tak gwałtownie się odsunął. Usłyszał tylko szyderczy śmiech imprezowiczów, którzy nagle zainteresowali się dostawcą. Odłożył więc zamówienie na stolik obok i zadał rutynowe pytanie:

– Gotówką czy kartą?

Gospodyni nie odpowiedziała, a w tłumie rozległ się pomruk zdziwienia.

– Wreszcie trafił się ktoś odporny na twoje wdzięki – rzucił żartobliwie jeden z chłopaków. Ona jednak nie dawała za wygraną, pewnie nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś jej odmawiał. Ponownie przysunęła się tak blisko Szymona, że nieomal czuł jej oddech na twarzy.

– A ty jak wolisz? – Musnęła dłońmi kark Szymona, a piersi przycisnęła do jego torsu. – Jestem Gabi, może powinniśmy się sobie przedstawić, zanim… – Nie dokończyła, tylko przysunęła swoje usta do jego twarzy.

Tego już było dla chłopaka zbyt wiele, poza tym nieznajoma, którą zagadnął na początku, zmierzyła go smutnym spojrzeniem. Pewnie była ciekawa, jak zareaguje na tak oczywiste umizgi gospodyni imprezy. Delikatnie zdjął dłonie Gabrieli ze swoich ramion i odsunął się zdecydowanie.

– Przepraszam, ale jestem w pracy i proszę o uregulowanie rachunku – poprosił służbowym tonem. Domyślał się, że żadnego napiwku tu raczej nie dostanie, lecz starał się być uprzejmy, pomimo że najwyraźniej stał się zabawką dla znudzonej kobiety.

Ta spojrzała na niego, a z jej zmrużonych oczu biła wściekłość.

– Mnie się nie odmawia. Pożałujesz tego – warknęła, po czym roześmiała się tak, jakby coś ją rozbawiło. – Za co mam zapłacić? Ta pizza jest zimna! Zadzwonię do szefa i złożę skargę na opieszałego dostawcę. – Uchyliła wieko jednego z pudeł i, jakby szukając potwierdzenia, zwróciła się do znajomych: – Jest zimna, sami zobaczcie!

– Na pewno taka nie była, gdy ją dostarczyłem. Proszę sobie nie żartować. – Szymon nagle się wystraszył. Gdyby klientka nie zapłaciła, musiałby pokryć koszty zamówienia ze swojej wypłaty.

– Jeszcze raz powtarzam: nic nie zapłacę, a ty już lepiej zmykaj, bo nie lubię, gdy mnie ktoś nachodzi! – Gospodyni wskazała mu drzwi.

Szymon ruszył w ich kierunku z pudłami niedostarczonych pizz. Sytuacja była tragiczna. Wiedział, że będzie musiał pokryć koszty zamówienia, i to nie jednej pizzy, ale aż pięciu. Zaciskał zęby, aby się nie rozpłakać. Tak, on, dwudziestoparoletni chłopak, miał ochotę się rozpłakać. Liczył, że wyśle trochę grosza matce i siostrze albo kupi jakieś drobiazgi na święta, a tu okazuje się, że niewiele może. Dochodził właśnie do auta, gdy usłyszał, że ktoś za nim biegnie. Obejrzał się i zobaczył nieznajomą, która mu się spodobała. Dziewczyna dogoniła go i jakby się usprawiedliwiając, wręczyła mu banknot.

– Przepraszam za Gabi, paskudnie się zachowała. To jest za moją pizzę. Wprawdzie tylko za jedną, ale to zawsze coś. – Wzięła od niego jedno z pudełek.

Szymon spoglądał na nią zaskoczony jej dobrocią, a może uczciwością. Jednak znów go zawstydziła. Było mu przed nią głupio, że stała się świadkiem jego upokorzenia. Z jakichś nieuświadomionych jeszcze powodów bardzo zależało mu na tym, by dobrze przed nią wypaść.

– Dziękuję. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy – wyszeptał.

– To nic takiego, po prostu tak jest uczciwie.

– Czy mogę wiedzieć, jak masz na imię? – Dziwił się sam sobie, że zdobył się na odwagę, aby ją o to zapytać. Nie miał kłopotów z nawiązywaniem znajomości. Niektóre kobiety uważały go za przystojnego faceta, ale ta dziewczyna go onieśmielała.

– Jestem Gosia, a ty?

– Szymon – przedstawił się.

– Powodzenia, Szymek. Może się jeszcze kiedyś spotkamy – pożegnała się.– Kto wie, świat to przecież globalna wioska – powiedział to bez przekonania, bo nie miał nadziei na ponowne spotkanie. Byli w końcu z dwóch różnych światów. Patrzył, jak się oddalała i po chwili znika mu z oczu. Dołączyła do reszty towarzystwa. – Muszę się wziąć w garść i jakoś wyjaśnić wszystko kierownikowi zmiany. A tak mu zależało, aby właśnie pod tym adresem dostawa przebiegła bez zarzutu. Ciekawiło go dlaczego, i nawet o to dopytywał, ale szef zbył go jakimś bełkotem. Wracał więc w fatalnym nastroju. Jego przeczucia potwierdziły się szybciej, niż przypuszczał. Ledwie wysiadł z auta, a już się natknął na Mario. To on zarządzał tą pizzerią, jedną z wielu, które należały do tajemniczego właściciela, którego Szymon nie widział do tej pory na oczy.

Mężczyzna obrzucił go wściekłym spojrzeniem, domyślił się, że coś poszło nie tak z dostawą. Nie mógł tego darować – dom, do którego wysłał młodego, należał do właściciela i wszystko musiało być idealnie zrobione. Nawet pizzerman postarał się jak nigdy, a tymczasem ten gnojek wracał z nieodebranym zamówieniem. Mężczyzna czekał na wyjaśnienia.

Szymon starał się wyjaśnić zaistniałą sytuację, jak mógł, lecz szło mu to nieporadnie. Ze złością opowiadał o bandzie imprezowiczów i młodej dziewczynie, która z niego zakpiła.

– Tak to jest ze studencikami, wiecznie coś zawalą, ale nie ujdzie ci to na sucho. Kasa musi się zgadzać. Tym bardziej że to była impreza córki szefa. Lepiej więc nie dziel się z nikim swoim zdaniem na jej temat, bo wylecisz z hukiem. Szef dobrze płaci, więc uważaj co mówisz – Manager nie chciał już słuchać wyjaśnień młodego dostawcy. Lubił go, jednak było w chłopaku coś takiego, że nie we wszystko go wtajemniczał. A mógłby sporo zarobić, gdyby tylko chciał…

Szymon oniemiał. Dlaczego nikt mu nie powiedział, gdzie jedzie? Jakieś urywane zdania, polecenia, by szczególnie się postarał – to nic mu nie mówiło. A przecież o córce szefa krążyły legendy. Nie takie rzeczy robiła innym dostawcom. Chłopak się wystraszył. Obawiał się, czy sytuacja nie będzie miała dalszego ciągu, zwłaszcza że dziewczyna poczuła się odtrącana. Takie jak ona nie zapominają. Z żalem spoglądał na otrzymaną tygodniówkę. Kątem oka dostrzegł, jak Stasiek liczył swoją wypłatę. Zdziwił się, bo kumpel trzymał w dłoni pokaźny plik banknotów. Tamten zauważył zdziwienie kolegi i podszedł do niego z zagadkową miną.

– Frajer z ciebie, wiesz. Zobacz, ile mógłbyś zarobić. – Machnął mu przed oczami banknotami, chwaląc się pokaźną sumą.

– Ale jak to? To wszystko z napiwków? Czy co? Bo nie rozumiem skąd. – Szymon był zaskoczony, tyle to on nawet w miesiąc nie zarabiał.

– Wspominałem ci kiedyś, że też mógłbyś tyle mieć, ale nie ja o tym decyduję. Mógłbym szepnąć słówko managerowi. Pamiętasz te zamówienia specjalne?

Szymek skinął głową. Coś tam słyszał o dobrze płatnych dostawach, lecz niektórzy z dostarczycieli nie chcieli mieć z tym nic wspólnego. Przestrzegali go i też szybko znikali z pizzerii. Na ich miejsce pojawiali się nowi. Mówiło się, że przechodzą do innego lokalu – właściciel miał ich całą sieć. Tylko czy tak rzeczywiście było? Stasiek podpytywał go kiedyś, czy chciałby szybko zarobić, i wspominał o tych specjalnych kursach, odmówił wtedy. A teraz, widząc, jakie pieniądze kolega trzymał w dłoni, zaczynał się zastanawiać, czy dobrze zrobił. Jednak coś tu musiało być nie tak, skoro nie on jeden odmawiał.

– Manager kiedyś wypytywał mnie o ciebie i dał ci specjalnie ten kurs do domu właściciela, bo tam mogłeś niezły napiwek dostać, panienka cię potraktowała jak wielu innych przed tobą, chyba jej się nie spodobałeś. Nie wiem, czy teraz będę mógł coś dla ciebie zrobić. Mogę spróbować, jeśli byś chciał…

– Dzięki, stary. To kuszące, lecz nie skorzystam. Będę musiał sobie jakoś poradzić. – Szymon walczył ze sobą, ciągle widział przed oczami wypłatę, jaką dostał Stasiek. Coś jednak z tymi zleceniami musiało być nie tak, nie dostaje się przecież takiej sumy za nic – powtarzał w myślach.

Anioł potrafił dostrzec ślady, jakie zostawiało zło, które zastawiło na chłopaka swoje sidła. Niestety nic nie mógł zrobić. Był tylko obserwatorem przeszłości.

Gabi nie dawała po sobie poznać, jak ją wkurzył ten dostawca. W pierwszym odruchu chciała zadzwonić do ojca ze skargą, zażądać, aby natychmiast go zwolnił. Robiła tak wielokrotnie, a stary zawsze przystawał na jej żądania. Teraz postanowiła działać inaczej. Zemsta smakuje lepiej na zimno. A ona potrafiła być wyrachowana.

Obmyślała plan zemsty. Gośka też jej podpadła. Święta się znalazła. Poszła za chłopakiem i wróciła z pudełkiem pizzy, i jeszcze jej nagadała, że świństwo tamtemu zrobiła. Gabi zawzięła się, żeby upokorzyć go ponownie. Pociągał ją, musiała go zdobyć. Nie tacy ulegali jej wdziękom. Tym razem wiedziała, że nie poskarży się ojcu. Wręcz przeciwnie, zażyczy sobie, aby to właśnie ten chłopak przywoził jej dostawy. Sowite napiwki skusiły już niejednego. Mogłaby nie płacić, ale ojciec był pod tym względem nieugięty. Kasa zawsze musiała się zgadzać. Dostawała przecież takie kieszonkowe, że mogłaby za nie kupić roczny zapas dostaw. Jak postanowiła, tak zrobiła.

Codzienne dostawy do domu szefa stały się dla Szymona wielką niewiadomą. Początkowo był przekonany, że znów przyjdzie mu płacić za nieodebrane zamówienia. Tak się jednak nie stało. Pierwszego dnia pizzę odebrała gosposia i dostał nawet skromny napiwek. W kolejne dni czekała na niego Gabriela. Odniósł wrażenie, że starała się być dla niego miła. Zamienili kilka grzecznościowych słów, a on uprzejmie dziękował za napiwki, które stawały się coraz pokaźniejsze. Pewnego dnia odezwała się przymilnym tonem:

– No nie bądź taki nadęty, nie gniewasz się chyba za ten żart na imprezie? Myślę, że te napiwki pokryły twoje straty. – Dziewczyna intensywnie wpatrywała się w niego.

Szymon zdawał sobie sprawę, że tym razem nie może jej do siebie zrazić, nie zdradził się więc ze swoimi odczuciami.

– Nie ma sprawy, choć nie było to miłe. Ale nie ma co wracać do tematu – próbował bagatelizować zdarzenie.

– Czyli mam u ciebie szansę? – wyrwało się jej. Była zła sama na siebie, że jest taka napalona. Znów mogła go spłoszyć. A takiego ciacha nie odpuści.

Szymon rozpoznał ten nieznośny ton, który świadczył o tym, że znudzona młoda kobieta potrzebowała nowej zdobyczy. Było mu jej szkoda. Jednak chciał zbliżyć się do córki właściciela, aby dowiedzieć się czegoś więcej o jej koleżance, Gosi.

– Każdy ma takie szanse, na jakie się odważy – odpowiedział. Nie obchodziło go, jak zinterpretuje jego słowa. Był zmęczony i marzył tylko o tym, aby ten dzień jak najszybciej się skończył. Ostatnio brał dodatkowe godziny, aby zarobić coś ekstra na święta. Ale nie było mu to dane.

Następny kurs miał do bloku w dość nieciekawej dzielnicy. Nacisnął domofon i kobiecy głos poinformował go, że zaraz ktoś zejdzie po dostawę. Tuż za plecami dostawcy pojawili się nagle dwaj mężczyźni. Jeden z nich próbował wyrwać Szymonowi pudełko z pizzą. Nie udało mu się, bo zareagował błyskawicznie.

– Co jest!? – krzyknął.

– Jajco! Dawaj pizzę, głodny jestem – warknął dryblas, a kumpel mu zawtórował.

Być może doszłoby do dalszej wymiany zdań, gdyby nie klientka, która stanęła w drzwiach klatki. Mężczyźni zniknęli, a Szymon spokojnie zainkasował należność. Zbyt wcześnie się jednak cieszył na spokojny powrót. W chwili gdy otworzył auto, napastnicy rzucili się na niego. Jeden z nich wsiadł do środka, a drugi wepchnął Szymona. Obaj zaczęli go kopać i okładać pięściami. Na nic zdały się wołania o pomoc. Nikt nie zareagował. Zabrali mu całą gotówkę, jaką przy sobie miał, i wyśmiewając, zniknęli równie szybko, jak się pojawili.

Szymon trzęsącymi się dłońmi odpalił auto i jakimś cudem dojechał do pizzerii. Wyglądał strasznie, nikt się jednak tym nie przejął. Spodziewał się choćby jakiejś odrobiny zainteresowania czy współczucia, ale manager wzruszył tylko ramionami.

– Tam, za drzwiami, jest apteczka. Przemyj rany. Na dziś to już koniec twojej pracy. Wystraszyłbyś ludzi takim wyglądem! – rzucił krótkie polecenie.

– Nie wezwiemy policji? Ukradli mi pieniądze z dostaw! – odezwał się rozżalony.

– Żadnej policji, szef nie chce kłopotów! Musisz to jakoś załatwić! Wiedziałeś, co to za dzielnica. Trzeba było uważać.

– To znaczy, że co? Mam oddać to, co mi skradziono? Przecież ja tego w miesiąc nie zarobię, muszę mieć na życie.

– To już mnie nie obchodzi, skąd weźmiesz. A teraz lepiej się stąd zabieraj. Przyjdź jutro, ustalimy, co ze spłatą.

Szymon był załamany. Nie tego się spodziewał. W jego mieście, pogardliwie nazywanym przez managera „zadupiem”, ludzie byli jacyś inni, zaś to, do którego tak bardzo pragnął wyjechać, zsyłało mu tylko same nieszczęścia.

– Trzymasz się jakoś? Może powinieneś podjechać do lekarza? – odezwał się zmartwiony kumpel. Chociaż jedna osoba okazała mu wsparcie.

– Tak zrobię, coś mnie gniecie w piersiach. – Szymon bardzo źle się czuł. Jednak najgorsza była świadomość długu, jaki nad nim wisiał. Zwierzył się z tego koledze.

– Przecież wiesz, jak mógłbyś zarobić – wyszeptał Stasiek, rozglądając się wokół.

W nagłym odruchu chciał podziękować za propozycję, ale dotarło do niego, że nie będzie miał skąd wziąć pieniędzy na spłatę długu. Poczuł tak wielką niesprawiedliwość jak nigdy dotąd. Przypomniał sobie wszystkie upokorzenia, jakie na niego spadły w ostatnim czasie. W jednej chwili podjął decyzję.

– Dobrze. Spróbuję. Nie chcę tak dłużej tyrać za grosze – wycedził wolno.

Kumpel ucieszył się, obiecał pogadać z managerem. Na razie Szymon miał się nic na ten temat nie odzywać. A potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Manager lustrował go wzrokiem, gdy pierwszy raz dostał specjalne zlecenie. Szymon był zaskoczony faktem, że miał, podobnie jak do tej pory, dostarczyć pod wskazany adres pizzę. Tyle że tego zamówienia nie mógł pomylić, nie dostarczyć lub gdzieś zostawić. Niby praca jak do tej pory, jedynie zapłata się nie zgadzała. Dostawał wszystko gotówką i całość miał oddawać managerowi. Ten dopiero na koniec dnia rozliczał się z dostawcami. Znalazł się w grupie, która wynagrodzenie dostawała codziennie. Było to niebywałe. Nie wnikał, dlaczego tak się działo, chociaż mógł się domyślać, co oprócz pizzy zawierały przesyłki. Nigdy tego nie sprawdził, choć nieraz go kusiło, aby zajrzeć na spód pudła.

Czas upływał niezwykle szybko, równie szybko przybywało mu pieniędzy. Nigdy wcześniej nie miał tyle gotówki. A że był oszczędny i przyzwyczajony do skromnego życia, wkrótce z zadowoleniem przeliczał oszczędności. Widział też zadowolenie na twarzy matki, gdy poinformował ją, że nie będzie już potrzebował od niej wsparcia. Cieszyła się z prezentów, jakie otrzymały na święta ona i jego siostra. Tylko babcia Bronia spoglądała na Szymona niespokojnym wzrokiem, niejedno w życiu widziała i była pewna, że pieniądze, które tak nagle pojawiły się w życiu ukochanego wnuka, nie przyniosą mu szczęścia.

Dla Szymona nastały dobre czasy, manager bardzo go cenił, choć może miała na to wpływ jego znajomość z Gabi, a ta rozwijała się intensywnie. A może też fakt, że zawsze zgadzały mu się należności za dostawy. Jedynie ze Staśkiem zaczęło się dziać coś dziwnego. Z dnia na dzień robił się coraz bardziej markotny. Często nie docierał z zamówieniem, skarżył się, że ktoś go napadł i towar zaginął. Szymon domyślał się, co to za towar. Dotarło do niego, że kumpel ma problem z narkotykami. W jego oczach widział szaleństwo. Martwił się o niego, ale nigdy wprost nie zapytał, jak mu pomóc.

Pewnego wieczoru, tuż po tym, gdy rozliczył się z Mario, niespodziewanie musiał wrócić, bo zapomniał telefonu. To wtedy ujrzał widok, który zapamiętał na długo. Zatrzymał się za uchylonymi drzwiami i spoglądał zaskoczony na managera i kumpla. Stasiek tłumaczył się i przepraszał, obiecywał, że wszystko odpracuje. Mario był jednak bezwzględny. Dwaj ochroniarze, którzy na co dzień nie za wiele się odzywali i raczej trzymali dystans do reszty pracowników, rzucili się na chłopaka i zaczęli go okładać. Tamten upadł, a oni dalej kopali go i szarpali. Szymon w nagłym odruchu chciał otworzyć drzwi i przerwać ten atak, ale ktoś złapał go mocno za ramię.

– Zostaw, należało mu się. To ćpun – rzuciła z pogardą Gabi. To ona zatrzymała Szymona.

Zawahał się. Czuł, że powinien pomóc koledze, lecz nie zrobił tego. Zacisnął zęby i odwrócił się, by po chwili chwycić dłoń kobiety i wyjść. Po telefon miał zamiar wrócić za kilka minut. Nie był pewien, czy tamci zauważyli jego obecność. Nie wiedział, jak się zachować.

Para stanęła przed drzwiami wejściowymi na zaplecze, gdy nagle dwóch osiłków wywlekło Staśka na zewnątrz i rzuciło go jak worek ziemniaków na chodnik z tyłu pizzerii. Tuż za nimi pojawił się Mario. Spojrzał groźnie w stronę Szymona, ale nie skomentował jego obecności.

– Taki los czeka każdego złodzieja – oznajmił groźnie. – Zapamiętaj to sobie, i obyś nie popełnił takiego błędu jak on. – Wskazał z pogardą Staśka, który jęcząc obolały, sunął w kierunku ulicy.

Manager wkurzył się obecnością Szymona, a może bardziej córki szefa. Nie miał pojęcia, ile ta mała wie. Nie traktował jej poważnie, a wiedział, że z niej niezłe ziółko. Nasłuchał się o kaprysach dziewuchy i słonych kwotach, jakimi ojciec opłacał zdane egzaminy. Było w niej jednak coś takiego, że nie chciałby jej nigdy podpaść.

– A tak w ogóle… to co tu jeszcze robisz?

– Sorry, szefie, zapomniałem komórki. Mogę wejść do gabinetu?

– Ben, przynieś mu telefon. Podobno jest w moim gabinecie. Niech się tu już nie kręci – rzucił ostro do jednego z osiłków. Szymon po chwili trzymał w dłoniach swoją zgubę. – A teraz żegnam. – Stanowczy ton managera zdecydowanie odstraszał od jakiejkolwiek rozmowy na temat tego, czego Szymon był świadkiem.

Zresztą Gabi już ciągnęła go w stronę zaparkowanego przed pizzerią auta. Chłopak jednak podszedł do kolegi, który z trudem próbował wsiąść do swojego samochodu.

– Pomogę ci – odezwał się z wyraźnym współczuciem w głosie. Jednocześnie chciał podtrzymać kumpla, który znów się zachwiał. Ten szybkim ruchem odtrącił pomocną dłoń.

– Nie potrzebuję twojej litości – wycedził ze złością. Gdy z trudem usadowił się we wnętrzu samochodu, zwrócił twarz w kierunku Szymona i znienawidzonej córki właściciela. Patrzył na nich tak intensywnie, jakby toczył ze sobą wewnętrzną walkę. – Żałuję, że cię w to wszystko wplątałem, zawsze byłeś w porządku. Obyś nie skończył tak jak ja. Tym bardziej że jest przy tobie ta… żmija – wyrzucił z siebie słowa pełne goryczy, a ruchem głowy wskazał Gabi. – Uważaj na nią. Nieźle potrafi namieszać w życiu innych ludzi. Traktuje nas jak marionetki, którymi bawi się, dopóki jej się nie znudzą. Prawda, „kochanie”? – Te słowa skierował już w stronę młodej kobiety.

– Ha, ha! Jesteś żałosny! Nie możesz przeboleć, że odrzuciłam twoje zaloty. Ktoś taki jak ty nic dla mnie nie znaczy.

Pogarda w głosie dziewczyny przywołała wspomnienia. Szymon przypomniał sobie pierwsze spotkanie z gospodynią imprezy. Od jakiegoś czasu zachowywała się zupełnie inaczej, ale ten znienawidzony ton, który usłyszał, wydobył obrazy z przeszłości.

Stasiek nic nie odpowiedział, tylko pojękując, zamknął drzwi i odpalił auto. Miał teraz o wiele większe zmartwienia niż była dziewczyna. Musiał poukładać pewne sprawy w swoim życiu i poszukać pomocy, a przede wszystkim zerwać z nałogiem i spłacić dług u szefa. On by mu nie darował ani złotówki. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co dzieje się z tymi, którzy nie płacą. Musiał poszukać pomocy. Pierwszy raz od dłuższego czasu pomyślał o rodzicach. Okaże się, czy mu pomogą. Studiów na szczęście nie zawalił, jednak był na najlepszej drodze, by zniszczyć swoje życie. Prawda uderzyła w niego z całą siłą. Wiedział, że albo się podniesie, albo zaprzepaści szansę na jakąkolwiek przyszłość. Tym bardziej że nikomu nie mógł powiedzieć o szczegółach. To byli groźni ludzie. I naprawdę żałował, że wciągnął w to Szymka. Musiał stąd znikać, i to szybko.

Gdy odjechał, Szymon stał zamyślony. Bardzo przejął się losem kolegi, ale Gabi nie pozwoliła, by zbyt wiele uwagi przywiązywał do tego, co się stało.

– Nie myśl już o tym frajerze. To ćpun, który obwinia wszystkich, tylko nie siebie. Ty jesteś inny – zakończyła temat i przytuliła się do chłopaka.

Ten jeszcze przez jakiś czas myślał o kumplu i słowach ostrzeżenia, które wypowiedział. Był przekonany, że nigdy nie pójdzie w ślady Staśka. Narkotyki to nie dla niego, co to, to nie! Szybko przegonił obawy i poddał się urokowi dziewczyny. Czekał go ekscytujący wieczór w jej towarzystwie.

Czasami spoglądamy na kogoś, kto zmierza wprost w przepaść, i nic nie możemy zrobić, bo jest głuchy i ślepy na wszelkie ostrzeżenia. Tak właśnie czuł się Anioł. Był bezsilny…

Rozdział 2 Mrok

Anioł spędził z Szymonem już sporo czasu. Obserwował, jak z każdym dniem gęstnieje wokół niego mrok. Nie rozpoznawał w młodym i ambitnym mężczyźnie chłopaka, którego poznał. Niezauważalnie, krok po kroku Szymon się zmieniał. Ktoś mógłby pomyśleć, że wydoroślał, stał się bardziej męski, ale Anioł widział, jak gubi gdzieś swoją wrażliwość i dobroć.

Młoda kobieta siedząca za kierownicą luksusowego samochodu uderzała nerwowo starannie wypielęgnowanymi paznokciami w obudowę telefonu. Nie przywykła czekać na kogokolwiek. Sama się sobie dziwiła, że postanowiła pojechać z Szymonem do jego rodziny. Nie chciała tam wchodzić, o nie! Po prostu taki miała kaprys. Choć mężczyzna uświadomił jej, że na pewno spędzi tam sporo czasu, to nie zamierzała puszczać go samego.

– Gabi, ja muszę tam jechać. Pochwalić się tytułem inżyniera. Mama wydzwania bez przerwy i dopytuje, kiedy przyjadę. Zrozum. Nie będzie mnie jeden dzień. Tyle chyba wytrzymasz beze mnie? – Szymon był rozbawiony zaborczością kobiety.

Już dawno zrozumiał, że związek z córką szefa wymagał od niego dużo wyrozumiałości. Gabi nie przejmowała się faktem, że oficjalnie to on był jej partnerem. Często znikała na kilka dni w towarzystwie innych mężczyzn. Tłumaczyła to sprawami służbowymi czy wyjazdami integracyjnymi. W ciągu ostatniego półrocza bardzo dużo zmieniło się w życiu Szymona. Gabi też przestała być rozpieszczoną małą kobietką. W końcu ojciec zaczął wprowadzać ją w świat biznesu. Został jej jeszcze rok studiów, ale nie bardzo chciała je kończyć. Ojciec był jednak nieugięty. Musiała od czasu do czasu pojawiać się na wykładach i ćwiczeniach.

Teraz siedziała w samochodzie przed domem rodziny Szymona, bo nie miała zamiaru zaszczycić swoją obecnością jego matki i babci. Była wściekła, że musi tu czekać.

– Ileż można pokazywać dyplom? – Zdenerwowana wybrała w końcu numer mężczyzny. Odebrał od razu.

– Za pięć minut wracamy – rzuciła krótko w słuchawkę.

– Żartujesz? Jestem tu zaledwie pół godziny.

– To nie była prośba. Wymyśl coś! – Rozłączyła się, nie pozwalając mu na jakikolwiek sprzeciw. Nie obchodziło jej, że na to spotkanie czekali zarówno Szymon, jak i jego rodzina. I że już dawno uprzedzał ją o wyjeździe. Zawsze musiało być tak, jak ona sobie życzyła.

I rzeczywiście za chwilę zobaczyła, że mężczyzna wychodzi z domu i szybkim krokiem zbliża się do samochodu. W progu zauważyła jeszcze jakąś kobietę bezradnie rozkładającą ręce. Domyśliła się, że to jego matka, i uśmiech triumfu zagościł na jej twarzy.

– Grzeczny chłopczyk – rzuciła pod nosem z przekąsem.

Szymona ogarnęła złość na samego siebie, na to, że nie potrafił przeciwstawić się Gabi. Bał się konsekwencji takiego kroku. Nie był potulnym pantoflarzem, potrafił być złośliwy, gdy go coś szczególnie zdenerwowało, ale wiedział, na ile może sobie pozwolić. Gabi była pamiętliwa. Choć sama postępowała nie w porządku wobec niego, pilnowała, aby zawsze pozostawał do jej dyspozycji, kiedy tylko sobie zażyczy. Nie chciał psuć tego dziwnego związku. I chociaż czasami czuł się jak marionetka, to zdawał sobie sprawę, jak daleko zaszedł dzięki tej kapryśnej osóbce.

Na początku został zastępcą managera jednej z pizzerii. Do niego należały sprawy związane z zaopatrzeniem i prowadzeniem lokalu. Nie mieszał się w pozostałą działalność właściciela. Udawał przed samym sobą, że nic nie widzi, choć oczywiście dobrze wiedział, czym tak naprawdę zajmuje się ojciec Gabi. W jakiś pokrętny sposób tłumaczył swój udział w tym procederze. Dziewczyna też doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Była w ojca wpatrzona. Matka zmarła dawno temu i wychowywał ją tylko on, była oczkiem w głowie tatusia. Tym bardziej zdziwiło Szymona, że tak bardzo ograniczała jego własne kontakty z rodziną. Rzadko odwiedzał rodzinne Radomsko. A kiedy wybierał się tam bez niej, to zaraz dręczyła go telefonami. No, ale tym razem przeszła samą siebie. Najpierw to niespodziewane oświadczenie, że jedzie z nim, ale nie wejdzie do środka, a potem ledwie napił się herbaty i pochwalił otrzymanym tytułem, a ona już wydzwaniała.

Widział, jaką przykrość robi ukochanej babci i mamie, kiedy zbiera się tak szybko do Warszawy. Nie spotkał się też z siostrą. Nie mógł jednak przeciwstawić się Gabi. Nie teraz, gdy odbył z jej ojcem bardzo ważną rozmowę, która rzutowała na jego przyszłość. Wsiadł więc do auta i ze smutkiem pomachał na pożegnanie stojącym w progu kobietom, babcia dołączyła bowiem do córki. Choć z daleka nie widział wyrazu ich twarzy, domyślał się, że zobaczyłby na nich rozczarowanie. Przegonił wyrzuty sumienia. Kiedyś im to wszystko wynagrodzi. Wolał nie skupiać się na tym, co mogło go odciągnąć od upragnionego celu. A ten miał w zasięgu ręki, musiał tylko się podporządkować. Był zdolnym studentem, świetnie się uczył, ale studia magisterskie postanowił skończyć zaocznie, w tygodniu poświęcić się zaś firmie, którą miał zarządzać w imieniu ojca Gabi. Tak, tak. Biznesmen zaproponował mu układ.

– Nie mają chyba powodów do narzekania. Tyle kasy im wysyłasz, że powinny być zadowolone. – Głos Gabi przerwał jego rozmyślania.

– Wiesz, w życiu nie zawsze chodzi o pieniądze. – Starał się nie dać po sobie poznać, że szybkie pożegnanie z rodziną i jemu sprawiło przykrość.

Roześmiała się tak głośno, że aż się wzdrygnął. Nie mogła pohamować tego złośliwego śmiechu. Kiedy jej się to w końcu udało, rzuciła złośliwie:

– Co ty za banały pieprzysz? Jak to nie zawsze chodzi o pieniądze! Bzdura! Zawsze chodzi o kasę, przypomnij sobie, kim byś był, gdyby nie ja i forsa, którą dostajesz od ojca.

– Przecież na nią zapracowałem – próbował oponować.

– Gdzie byś zarobił tyle, co u nas? Oj, chyba pamięć ci szwankuje. – Z wyższością przyglądała się mężczyźnie, który od jakiegoś czasu zaczynał ją nudzić. Brakowało jej adrenaliny i wyzwań, dlatego ciągle rzucała się na nowe „ofiary”, jednak zawsze wracała do niego. Ciekawe dlaczego? Może miała do niego jakąś słabość, a może była jak ten pies ogrodnika. Nie chciała, aby ktokolwiek inny się z nim związał. Szymon był jej facetem i nic tego nie mogło zmienić. Nie mieszkali razem, bo chciała mieć swobodę. Często u niej w mieszkaniu, które było jej kaprysem, a które kupił dla niej ojciec, nocowali inni faceci. Mimo to każdy wiedział, że z Szymonem są parą, i nikt nie porywał się, by zająć jego miejsce.

– Nie kłóćmy się. Przecież zrobiłem, co chciałaś. Wracamy do naszego życia. – Szymon próbował zakończyć dyskusję.

– Masz rację, wracamy, ale… – zawiesiła na chwilę głos, obserwując z rozbawieniem niepokój, który nagle pojawił się na jego twarzy. Odczuła dziką satysfakcję, że może go jeszcze czymś wystraszyć.

– Ale…? – zapytał z niekłamanym zaciekawieniem.

– Podjęłam decyzję, że od jutra zamieszkamy razem.

– Jesteś pewna? Byłoby świetnie, ale gdzie? Ja wynajmuję kawalerkę, a nie wiem, czy twój ojciec byłby zadowolony, gdybym się wprowadził do jego domu. – Był bardzo zaskoczony niespodziewaną propozycją. Tak długo próbował do tego pomysłu przekonać Gabi, a ona ciągle kręciła nosem.

– Zapominasz o moim mieszkaniu. Zmieścimy się tam spokojnie. Choć może lepiej by było, gdybyśmy kupili coś większego – padło niespodziewanie.

– Super, tylko nie mam jeszcze takiej kwoty. – Szymon przeliczał w myślach zgromadzone oszczędności. Zarabiał świetnie, niewiele wydawał, lecz nie pozwalało to na kupno jakiegokolwiek mieszkania w stolicy.

– No widzisz, czyli jednak pieniądze są ważne. – Gabi nie przepuściła okazji, by mu dogryźć. – Nie martw się, już tatuś zadba o nasze potrzeby. Na razie zamieszkamy u mnie.

Szymon przytaknął, bo cóż miał do powiedzenia. Musiał jak najszybciej rozwiązać umowę najmu mieszkania, które zajmował. Nie lubił bez sensu marnować pieniędzy, choć kusiło go, żeby zatrzymać swoje lokum jeszcze przez jakiś czas. Kto wie jak mu się ułoży to wspólne życie z Gabi?

Wrócili do Warszawy i kobieta niespodziewanie oznajmiła, że ma coś ważnego do załatwienia i musi zostawić Szymka samego. Zatrzymała się przy najbliższym przystanku i wysiadła. Szybko przesiadł się na miejsce kierowcy. Był tak zdziwiony i zły, że nawet nie wiedział, jak to skomentować. Zostawił rozczarowaną matkę, aby spędzić czas z Gabi, a ta nagle ma inne plany? Jak mogła go tak poniżyć? Poczuł się dotknięty, tym bardziej że w lusterku wstecznym zauważył, że dziewczyna wsiada do innego auta.

Facet za kółkiem wydał mu się znajomy, chyba gdzieś już go widział, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie. Podjechał pod blok i zdenerwowany wszedł do mieszkania. Planował zadzwonić do właściciela i poinformować go o swojej wyprowadzce. Szkoda, bo dobrze mu się tu mieszkało, poza tym ustalił z nim, że będzie zajmował lokal do ukończenia studiów, a przed nim były jeszcze dwa lata magisterki. Jakoś będzie mu to musiał wytłumaczyć. A może jednak zostawić to mieszkanie? Nigdy nic nie wiadomo, tylko czy byłoby go na to stać? Jego rozmyślania przerwał natarczywy dźwięk telefonu. Ze zdziwieniem zauważył, że to ojciec Gabi. Pan Witold nigdy do niego nie telefonował. Szymon miał wpisany jego numer w pamięci telefonu, ale nigdy ani jeden, ani drugi z niego nie korzystał. Coś musiało się stać. W pierwszej chwili pomyślał, że to coś z Gabi. Okazało się, że jest inaczej.

– Szymon, jak szybko możesz być u mnie w domu? Musimy porozmawiać – usłyszał jego chłodny ton.

– Yyy. Powiedzmy, że za godzinę – rzucił w słuchawkę, intensywnie obliczając potrzebny na dojazd czas.

– Czekam.

Rozmówca rozłączył się, a on, wzdychając, sięgnął po kluczyki, znów czekała go jazda. Ciekawość wprost go roznosiła. Ojciec Gabi nie dzwonił do nikogo bez przyczyny.

O co mogło chodzić?

Po godzinie był pod bramą okazałej willi. Przypomniał sobie, jak przyjechał tu pierwszy raz z pizzą. Całe to nieszczęsne zamieszanie z nieodebranym zamówieniem. Pierwszy kontakt z Gabi i… tamtą dziewczyną, o której długo nie mógł zapomnieć. Na początku nawet próbował o nią wypytywać, jednak córka właściciela skutecznie ucięła wszelkie rozmowy, oznajmiając, że Gośka wyjechała z Warszawy i studia kończy na jakiejś prowincjonalnej uczelni. Nie omieszkała podsumować, że z Szymonem też by tak było, gdyby się za nim nie wstawiła u ojca. No cóż, pewnie coś w tym było, ale sam nie wiedział, dlaczego na wspomnienie tamtej dziewczyny poczuł się podle z tym, co robił albo o czym wiedział.

Anioł, gdyby mógł, najchętniej podłożyłby mu nogę lub zatarasował przejście, tak aby nigdy nie dotarł na spotkanie z właścicielem. Zło oplatało Szymona swoimi mackami. Ułuda bogactwa i szansy na sukces mamiła za cenę tego, co miał najcenniejszego – uczciwości. Może gdyby na jego drodze stanęła Gosia, jego życie nie potoczyłoby się w ten sposób. Szymon już kiedyś wszedł na tę ścieżkę, teraz miało się okazać, jak daleko nią zawędruje.

Już w momencie, gdy drzwi otworzył jakiś osiłek, do Szymona dotarło, że robi się poważnie. Po chwili znalazł się w rozległym salonie, który pamiętał z tamtej imprezy. Źle mu się to kojarzyło, a teraz? Czy w tym pomieszczeniu spotka go coś dobrego? O co może chodzić szefowi? Może chce, żeby rozstał się z jego córką? Myśli galopowały jak szalone. Przywitał się i usiadł na miejscu wskazanym przez gospodarza.

– Maks, zostaw nas. – Witold wydał polecenie, a wielkolud zniknął za jednymi z drzwi. – Lepiej, żeby nikt nie słyszał, o czym rozmawiamy. – Przeniósł spojrzenie na Szymona i uważnie mu się przyglądając, wolno cedził słowa: – Wiesz, czym się dodatkowo zajmuję? – Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie, ale młody mężczyzna skinął głową. Nie było sensu zaprzeczać. – Obserwuję cię od dawna. Chciałem cię nawet trzymać z daleka od tego biznesu, bo miałem wobec ciebie inne plany, lecz jeden z twoich kumpli nie umiał trzymać języka za zębami. Potem jeszcze ta moja córeczka zaczęła się koło ciebie kręcić. Początkowo mnie to irytowało, jednak z czasem pomyślałem, że to się dobrze składa. Choć zupełnie nie wiem, jak ty z nią wytrzymujesz. Ciii! Nic nie mów! – Podniósł dłoń w geście nakazującym spokój. –Do rzeczy. Biznes, o którym wiesz, jest coraz bardziej niebezpieczny. Od dawna rozglądałem się za czymś innym. Potrzebne mi do tego czyste konto lub ktoś nieobciążony podobną do mojej działalnością. Kończysz zarządzanie i mamy trochę czasu, aby cię przygotować do czegoś większego. Oczywiście nie ty jeden dostaniesz taką propozycję, lubię mieć szeroką sieć powiązań, a twoja wiedza mi się przyda. Pytanie, czy chcesz wejść ze mną w spółkę.

– Nie bardzo wiem, o co chodzi – odezwał się niepewnie Szymon. W tym momencie zaczął się bać o siebie, matkę, babcię. Nie wiedział, o co mogło chodzić szefowi, ale na pewno nie było to nic legalnego. Zdawał sobie jednak sprawę, że cokolwiek by nie powiedział, jego życie nie będzie już wyglądało tak samo. Czy pozwolą mu tak po prostu odejść, jeśli powie, że chce się wycofać? Niemożliwe. To byli groźni ludzie. A jeśli przystanie na propozycję, której szczegółów nie znał, czy jego życie nie skończy się w więzieniu? Przedłużająca się cisza zdradzała jego wahanie. – Chciałbym z panem współpracować, wiele panu zawdzięczam – rzucił szybko i już w tym samym momencie ogarnęły go wątpliwości, czy aby na pewno dobrze zrobił.

– Właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałem. Widzę, że zależy ci, aby coś w życiu osiągnąć. Ja ci to umożliwię, ale przyjdzie czas, że będziesz musiał spłacić wobec mnie dług. Kiedyś się o to upomnę. A teraz do widzenia – pożegnał go, wskazując na wyjście.

Szymon był zaskoczony, tak naprawdę niczego się nie dowiedział. Niewiele myśląc, zapytał:

– A co ja właściwie mam robić? Bo nadal nic nie wiem.

– Nic takiego. Będziesz prowadził firmę. Masz do tego przecież przygotowanie.

– Firmę? Jaką?

– Coś wymyślę. W każdym razie chcę, żebyś wiedział, że wkrótce sprzedaję sieć pizzerii i zajmę się handlem. A ty będziesz mi pomagał. Legalnie – podkreślił, uważnie mu się przyglądając. W myślach dodał: – Przynajmniej na razie.

Gdy Szymon opuścił dom, zza uchylonych drzwi prowadzących do kuchni wyłoniła się Gabi.

– Mówiłam ci, że to naiwniak i że łatwo połknie haczyk. – Z ironicznym uśmiechem spoglądała przez okna za oddalającym się mężczyzną. – Pomimo swojego wykształcenia i, jak mu się zdaje, zaradności, jest bardzo naiwny. Ślepy na otaczającą go rzeczywistość. A może tylko udaje, że pewnych rzeczy nie widzi i nie słyszy, bo tak mu jest wygodniej?

– Jesteś pewna, że chcesz go wmieszać w to wszystko, co planuję? Nie zależy ci na nim? – Ojciec patrzył na córkę ze złośliwym uśmiechem przyklejonym do twarzy. – Bawisz się nim czy po prostu ci się znudził?

– Kiedyś mi podpadł, a ja tak łatwo nie zapominam. Niech zasmakuje w luksusie, wtedy mocniej odczuje, co stracił.

– Tylko nie szalej za bardzo. Jest mi potrzebny. On i jeszcze paru innych naiwniaków. Domyślasz się pewnie, że chodzi o nowy biznes. Nie chcę mieć już nic wspólnego z pizzeriami. Robi się niebezpiecznie, doszły mnie słuchy, że zaczyna się robić gorąco wokół mnie. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Teraz czas na grubsze przekręty. Dlatego potrzeba mi kogoś z czystą kartą.

– Pamiętam, że o tym wspominałeś, ale czy nie mogłabym sobie zostawić choć jednej pizzerii? Zawsze przyda się jakieś kieszonkowe. – Gabi uśmiechnęła się do ojca przymilnie.

– Daj spokój, teraz nie warto się tym zajmować. Celebryci mają fochy, a przecież wiesz, że najwięcej to oni brali. Jeszcze raz powtarzam, że to jest już zbyt niebezpieczne.

– Poradzę sobie, tylko daj mi szansę. – Nie ustawała w próbach przekonania ojca do swojego pomysłu.

– Nie! Koniec dyskusji!

Gabi nie odezwała się już na ten temat, nie oznaczało to, że się poddała. Chciała mieć choć jeden lokal i była pewna, że go zdobędzie. Lubiła rządzić ludźmi, mieć nad nimi władzę. A tu mogłaby się spełnić. Skoro jednak ojciec uważał to za zbyt niebezpieczne, to może rzeczywiście pomyśli o czymś innym dla siebie. Tylko co zrobić z tym Szymonem? Ten studencik ją nudził. Na razie był potrzebny ojcu. Kiedyś zapewne stanie się kozłem ofiarnym, jednak na tę chwilę być może przyjdzie jej czekać jeszcze kilka lat Żałowała, że tak pochopnie zaproponowała mu wspólne mieszkanie. Jakoś to musiała odkręcić. Niewiele myśląc, chwyciła za telefon i wybrała numer Szymona.

– Kochanie, czy już zacząłeś się pakować? – zaczęła bez zbędnych wstępów.

– Nie miałem jeszcze okazji, wybacz, rozmawiałem z twoim tatą i dopiero teraz jadę do mieszkania. Zaraz zadzwonię do właściciela i uprzedzę, że się wyprowadzam.

– W takim razie nie rób tego. Zmieniłam zdanie. Potrzebna mi przestrzeń dla mnie samej. Najpierw skupmy się na karierze, a potem pomyślimy o wspólnym mieszkaniu. – Zdecydowany ton nie pozostawiał żadnych wątpliwości, podjęła taką decyzję i choć czuł się jak marionetka, nie sprzeciwił się kolejnemu kaprysowi.

Czas mijał Szymonowi niezwykle szybko. Może dlatego, że poświęcił się prowadzeniu firmy, która swoim zasięgiem obejmowała całą Europę, a teraz nawiązywała nowe kontakty na innych kontynentach. Do tego dochodziły zaliczenia i egzaminy. Gdy ukończył studia, i to z wyróżnieniem, był wiceprezesem dużej firmy, która handlowała z całym światem. Jednym słowem: człowiek sukcesu.

Jego stosunki z Gabi niewiele się zmieniły, nie ubolewał nad tym, że w jej życiu pojawiali się ciągle nowi faceci. Sam nie był święty i coraz częściej w jego nowym apartamencie gościły inne kobiety. Gabi sama na to pozwalała, kiedyś zaproponowała, aby tworzyli otwarty związek. Nie życzyła sobie jednak natknąć się na którąś z jego kochanek, więc starał się być dyskretny. Biznes pochłaniał go bez reszty. Lubił to, co robił, choć zdawał sobie sprawę, że balansuje na granicy prawa. Podpisywał mnóstwo dokumentów, podsuwanych mu przez Witolda. Powstawały różne spółki zależne od ich firmy i czasami dochodziły do niego głosy o przekrętach, które kończyły się źle dla wspólników. On mimo wszystko nadal cieszył się ze swojej pozycji i zaufania szefa.

Był młodym mężczyzną, który tak wiele osiągnął, a zaczynał od rozwożenia pizzy. Nie rozumiał swojej babci, która patrzyła na niego jak na obcego człowieka. Zamiast zobaczyć w jej oczach dumę, widział w nich tylko smutek i… rozczarowanie. Dlatego nie odwiedzał rodziny często. Zupełnie nie miał pojęcia, jak układało się ich życie. Wspomagał ich finansowo, jednak matka po pewnym czasie nie chciała już pomocy od niego. To, co miała, ponoć jej wystarczyło. Nie podobały jej się też drogie prezenty. A siostra radziła sobie świetnie.

Czas mijał mu, jakby żył w innej rzeczywistości. Przyjął właśnie do pracy nową stażystkę. Nawet nie krył się z tym, że w jej przypadku nie liczyły się kompetencje, tylko ciało. Boskie ciało. Ta mała podniecała go od chwili, gdy weszła do gabinetu. Wystudiowane pozy, jakie przybierała, aby wyeksponować swój za duży dekolt, świadczyły o tym, że dokładnie wiedziała, czego chce i jak to osiągnąć. Nie kryła swojego zainteresowania młodym szefem.

Nie minęło kilka dni, a już oboje dali ujście swojej fascynacji. O mało nie nakryła ich Gabi. Jednak gabinet, nawet zamknięty na klucz, to niezbyt dobre miejsce na seks, zwłaszcza jeśli chciało się to ukryć przed partnerką. Dobrze, że Marta ją zatrzymała, pytając głośno o nową sukienkę. Zbyt głośno.

Córka szefa domyśliła się, że coś jest nie tak. Zdecydowanym ruchem nacisnęła klamkę. Na szczęście Szymon zdążył otworzyć zamek, z którego skorzystał, nim dał się ponieść namiętności. Sandra, z jakimiś notatkami w dłoniach, zajęła miejsce na krześle przed biurkiem. Kobieta zmierzyła pracownicę wzrokiem, lecz nic nie powiedziała. Usiadła na kanapie pod ścianą.

– Kochanie, nie spodziewałem się ciebie. – Szymon nachylił się, żeby ją ucałować. Przemknęło mu przez myśl, czy aby nie ma na ustach śladów szminki Sandry, ale szybko pozbył się zbędnych obaw. Całowali się z Gabi tak długo i namiętnie, że zdumiona kochanka chrząknęła wymownie, dając znać o swoim istnieniu.

– Jeszcze tu jesteś? Może powinnaś już skończyć pracę? – Gabi rzuciła gdzieś ponad głową zdezorientowanej stażystki.

Jej lodowaty ton głosu nieco zaniepokoił Szymka. Teraz miał pewność, że Gabi wszystkiego się domyśliła. Ciekaw był, czy nie poniesie konsekwencji swojego wybryku. To, co uchodziło jego partnerce, dla niego mogło źle się skończyć. Zdawał sobie sprawę, że złamał dziś jedną z niepisanych zasad. Miał nigdy nie dopuścić do tego, by Gabi zetknęła się z którąś z jego zdobyczy.

Sandra podeszła do drzwi, ale odwróciła się nagle w kierunku szefa i z zalotnym uśmiechem, tak jakby sytuacja, która była jej udziałem, niczego jej nie nauczyła, odezwała się, spoglądając śmiało:

– Gdyby szef jeszcze czegoś ode mnie potrzebował, czegokolwiek, to jestem u siebie. Musimy skończyć to, co zaczęliśmy – posłała w przestrzeń dwuznacznie brzmiące stwierdzenie.

Właśnie miała przekroczyć próg gabinetu, gdy padło ostre:

– Powiedziałam, że pani już dziękujemy. Proszę się zgłosić do księgowej po wypłatę. Choć pewnie niewiele pani zarobiła przez tych kilka dni.

Kobieta spojrzała z uwagą na Szymona, była ciekawa, co na to szef. Liczyła, że przeciwstawi się tej decyzji. Ten jednak rozłożył tylko dłonie w geście wyrażającym bezradność. Zrozumiała, że jej przygoda z tą firmą dobiegła końca.

– Ty dupku! – dała wyraz swojej frustracji i ruszyła zdecydowanym krokiem w kierunku gabinetu księgowej. Nie chciała zostać tu ani minuty dłużej.

Nie tak to sobie wyobrażała. Nic nie wyszło z jej planów. A zdawało się, że wszystko pójdzie tak, jak sobie założyła. Była blisko usidlenia szefa. Przynajmniej tak jej się zdawało. A teraz musi szukać nowej pracy i nowej ofiary. Kolejny szef mógł nie być tak atrakcyjny jak ten. No i seks mógł nie być tak udany. Odruchowo dotknęła dłonią ust. Nie zwracała uwagi na zaskoczone miny koleżanek.

– Kogo ty zatrudniasz? Będę chyba musiała baczniej przyjrzeć się twoim pracownicom. – W głosie Gabi pobrzmiewała groźna nuta.

– Kochanie, wybacz, ale sprawami firmy zajmuję się ja. Możesz być pewna, że od dzisiaj będę zwracał większą uwagę na to, kogo zatrudniam, i taka sytuacja już się nie powtórzy. – Miał nadzieję, że Gabi zrozumie aluzję i nie będzie go zadręczała wymówkami. Nie teraz, gdy dopinali nowy kontrakt. Obawiał się, czy ta sytuacja nie będzie rzutowała na jego relacje z szefem, który miał go w niedługim czasie mianować prezesem tej firmy, gdyż sam chciał się zająć rozwojem kolejnej z podległych mu spółek.

– A co mam ci wybaczyć? Nie wiem, o czym mówisz. – Udała, że sytuacja jej nie poruszyła, mimo że tak naprawdę była wściekła na Szymona. Nie o tę panienkę, o nie, na tym jej nie zależało. Chodziło o fakt, że nie krył się z tym przed pracownikami. Upokorzył ją i słono za to zapłaci. Gdyby nie to, że zatelefonowała do niej Iga, pewnie sytuacja trwałaby nadal. Dobrze mieć wtyki pośród personelu. Ten biedny chłoptaś nie wie, z kim ma do czynienia.

Dźwięk telefonu wyrwał Gabi z ponurych rozmyślań, a wieści jakie jej przekazano, spowodowały, że musiała natychmiast wyjść. Pojawił się jakiś problem w jej pizzerii. Ojciec ostatecznie pozwolił jej zatrzymać jeden z punktów. Ostrzegał, że to już przeszłość, i że ten biznes nie powinien jej interesować, ale się uparła. Teraz zaczynała tego żałować, chociaż nigdy by się przed nikim nie przyznała, że wolałaby zająć się czymś innym.

Dlatego posłuszeństwo zdobywała siłą. Niejeden z klientów boleśnie się o tym przekonał, gdy przekroczył termin spłaty należności. Upajała się swoją władzą nad ludźmi, zwłaszcza nad tymi z pierwszych stron gazet. Robiło się jednak coraz bardziej niebezpiecznie. Może ojciec miał rację? Chyba lepiej byłoby zająć się tym VAT-em.

Wychodząc, złożyła namiętny pocałunek na ustach swojego mężczyzny. Nigdy nie pozwoli mu odejść. Należał do niej. W jakiś chory sposób nawet go lubiła, seks z nim nadal ją satysfakcjonował, choć brakowało jej w tym związku dreszczyku emocji. Z początku przyciągał ją swoją naiwnością, podobno przeciwieństwa się przyciągają, chciała go mieć i zdobyła. Z czasem zaczynała widzieć, jak się zmienia i upodabnia do sługusów ojca. Biedaczek, nawet nie przypuszcza, jak okropne może być jego życie, kiedy ona się nim całkowicie znudzi.

Gdy tylko za partnerką zamknęły się drzwi, Szymon głośno wypuścił powietrze, rozluźnił napięte mięśnie i głośno zaśmiał się sam z siebie.

– Idiota ze mnie. To mogło się źle skończyć. W przyszłości muszę bardziej uważać, ale muszę przyznać, że seks z Sandrą był boski. – Na wspomnienie tego, co wydarzyło się tuż przed pojawieniem się Gabi, przez jego ciało przebiegł dreszcz podniecenia. Usiadł za biurkiem, położył nogi na jego blacie i na chwilę przymknął oczy. – Ta mała potrafi rozpalić zmysły, szkoda, że musiała odejść. Niejedno moglibyśmy jeszcze zwojować – szeptał pod nosem. – Muszę kogoś znaleźć na jej miejsce. Kto wie, może nowa kandydatka będzie równie otwarta na moją osobę?

Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. To jego sekretarka, Marta, przyniosła stos dokumentów do podpisu. Minę miała przy tym jakąś dziwną. Może nie podobało jej się to, że stała się mimowolnym uczestnikiem jego zdrady?

Nie miał zamiaru się nad tym zastanawiać. Ważne, że w porę zdążyła go ostrzec. Przez chwilę się wahał, czy odnieść się do zaistniałej sytuacji, po czym jednak rzucił krótkie:

– Dziękuję!

– Za co? – Marta udawała, że nie wie, o co chodzi. Nie podobało jej się to, co robił szef. Mimo to zależało jej na posadzie, więc dbała, aby był zadowolony z jej pracy. Cokolwiek by to miało oznaczać.

– Wiesz za co. Ale nie wracajmy już do tego. Co mam podpisać? – zmienił szybko temat, bo nie zamierzał tłumaczyć się przed pracownicą ze swoich wyskoków.