Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Są takie miejsca, które mają magiczną moc czarowania rzeczywistości.
Stary, odrestaurowany bieszczadzki Pensjonat pod Bukami kryje w sobie magiczną moc przyciągania wszystkich zagubionych dusz. Tej zimy także odwiedzą go goście, którzy poszukują własnego miejsca w życiu i czekają na swoją szansę, dzięki której odnajdą szczęście. Czy będzie to Maciej, który po śmierci żony wciąż pozostaje samotny? Miłosz – podekscytowany spotkaniem z dawno niewidzianą ukochaną, Zosia, która postanowiła leczyć rany po zawodzie miłosnym? A może Anastazja, choć ona trafiła w to miejsce przypadkiem. Jednak znając magię pensjonatu i urokliwych bieszczadzkich zakątków, wiemy, że nie ma przypadków. Wszystko ma swój sens.
Zapraszamy zatem do Pensjonatu pod Bukami, otulonego miękkim białym puchem, wypełnionego gwarem rozmów i odgłosem drewna trzaskającego w kominku.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 300
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
NATASZA SOCHA
Domino
Nie ma nic bardziej tragicznego niż żebranie o gest,
o uśmiech od ukochanej Istoty.
Przy tej tragiczności blednie wielka inna tragiczność,
tragiczność cielesnego kalectwa,
tragiczność duchowego kalectwa…
wielka tragiczność blednie przy tragiczności żebrania o miłość.
E. Stachura Dziennik. Zeszyty podróżne 1
Nigdy nie przypuszczała, że właśnie to może się jej zdarzyć. Kumulacja sennych koszmarów, które stają się rzeczywistością. Wypuszczone z klatek demony urządziły sobie niezły seans z nią w roli głównej. Owszem, każdy słyszał o efekcie domina, ale co innego słyszeć, a co innego doświadczyć na własnej skórze. Zaczęło się całkiem ładnie, niemal jak w bajce. Była połowa listopada i Anastazja pomyślała, że grudzień chciałaby spędzić w górach. Nie w okresie świątecznym, kiedy są tłumy, tylko jakoś wcześniej.
Bo tam jest śnieg.
Bo klimat zupełnie inny.
Bo będzie romantycznie, bez tysięcy ludzi na ulicach, bez ponurych myśli, za to z uśmiechem na twarzy i kubkiem gorącej herbaty w dłoniach. Może i banalnie, ale ona to lubiła. Grzesiek o niczym nie wiedział i bardzo dobrze. To miał być prezent mikołajkowo-świąteczny. Tydzień w uroczej starej chacie, gdzieś w Bieszczadach, gdzieś z dala od ludzi, gdzieś, gdzie mogliby być tylko sami i wreszcie się sobą nacieszyć. Długo przeglądała propozycje internetowych portali wynajmujących mieszkania, hotele i apartamenty. W zasadzie wszystko było w nich idealne – piękne zdjęcia, zachwycające opisy i w niektórych przypadkach – całkiem dobre ceny. Cieszyła się jak małe dziecko. Spontaniczny wypad w góry i to z ukochanym facetem. Życie potrafi być czasem zupełnie znośne.
– Yyy, ogólnie to pomysł całkiem niezły, ale trochę mnie zaskoczyłaś. Wolę jednak sam planować swoje wolne dni. – Grzesiek nie należał do zbyt romantycznych osób, ale Anastazja się tym nie przejmowała. Wystarczy, że ona miała w sobie zapas marzeń, uczuć i liryczności za ich dwoje. Nie każdy musi odczuwać świat podobnie, poza tym to przeciwieństwa się przecież przyciągają.
– Wiem, po prostu chciałam ci zrobić niespodziankę. Jeśli zaczęlibyśmy wszystko ustalać, to pewnie nic by z tego nie wyszło. Dlatego spontaniczność jest czasem najlepszym rozwiązaniem. – Przytuliła się do niego. – Pomyśl tylko, tylko my we dwoje w uroczym mieszkanku. Będziemy codziennie rano parzyć kawę, a potem włóczyć się po górskich szlakach. Będziemy patrzeć, jak pada śnieg i może nawet ulepimy bałwana.
Grzesiek spojrzał na nią wzrokiem, który niczego nie wyrażał, ale Anastazja tylko machnęła ręką. Na pewno mu się spodoba.
Jej facet był wolnym strzelcem, naprawiał ludziom komputery i wszystko, co związane z elektroniką, a dodatkowo zrobił kurs tatuażysty. Anastazja musiała przyznać, że miał do tego rękę. Nie był co prawda artystą i nie tworzył własnych, oryginalnych projektów, ale charakteryzował się niewiarygodną precyzją. Jego kreska wyglądała tak, jakby ją dziarał przy pomocy linijki. Żadnych przeciągnięć, nierówności, niedokładności. Najczęściej tatuował ludziom cytaty i postaci z kreskówek. Grono jego klientów stale się poszerzało, zresztą Anastazja poznała go właśnie dzięki temu, co robił.
Z okazji trzydziestych urodzin dostała w prezencie bon na tatuaż.
– Fajny gość i na pewno będziesz zadowolona – zachwalała Aśka, przyjaciółka Anastazji, która przez znajomych na Instagramie również trafiła na Grześka.
A potem wszystko potoczyło się szybko i trochę jak w książkach. Anastazja wytatuowała sobie na przegubie dłoni napis: „Do it”, a Grzesiek zapytał, czy można pod to podciągnąć wspólny wypad na piwo. Zgodziła się raz, drugi, a także dziesiąty, a po kilku miesiącach uznała, że chyba są parą.
Chyba.
Grzesiek nie przedstawiał jej jako „swojej dziewczyny”, ale mówił: „a to moja Nastka właśnie”. Nie byli w końcu nastolatkami, którzy oficjalnie oświadczają wszystkim, że „ze sobą chodzą” i są zakochani. Spędzali razem sporo czasu, Grzesiek u niej nocował, ale kiedy wspomniała niby mimochodem, że mógłby się do niej przeprowadzić, natychmiast odmówił.
– Nie, mała, żadnej zabawy w rodzinę. Na to jest chyba za wcześnie.
Od tamtej rozmowy minęło półtora roku i w zasadzie niewiele się zmieniło. Anastazja w skrytości ducha marzyła o jakiejś deklaracji, czymś, co pozwoliłoby jej uwierzyć, że to związek na dłużej, a może i na zawsze, ale Grzesiek chyba myślał inaczej. Nie przedstawił jej swoim rodzicom, wykręcał się również od spotkań z jej matką.
– Daj spokój, nie jestem typem od rodzinnych obiadów i domowej mizerii. Pozwól mi żyć po swojemu.
Anastazja nie miała zatem innego wyjścia, jak godzić się na to, co dostawała. Była zakochana, co więcej – z każdym kolejnym dniem wydawało jej się, że kocha jeszcze mocniej. Aż ją samą czasem to przerażało.
– Musisz trochę odpuścić – poradziła jej Aśka.
– Co masz na myśli?
– Za bardzo ta miłość z ciebie wypływa. Jak rzeki po tygodniowych ulewach. Jesteś pewna, że Grzesiek czuje dokładnie to samo?
Anastazja tylko wzruszała ramionami. A kto powiedział, że w miłości musi być sprawiedliwie? Równo? A jeśli czasem jest tak, że jedno kocha ciut mocniej, czy to oznacza, że związek nie ma żadnych szans? Ostatecznie i tak wychodzi sto procent, nawet jeśli jedna strona daje, załóżmy… sześćdziesiąt… Siedemdziesiąt? Bez sensu. To nie matematyka. To emocje, a tych nie wolno sprowadzać do liczb. Poza tym każdy człowiek inaczej okazuje uczucia. Jedni są wylewni i mają serce na dłoni, a drudzy zamykają się w sobie i wszystko trzeba z nich wyciągać po trochu. Ale czy to znaczy, że nie potrafią kochać? Po prostu nie trąbią o tym na prawo i lewo.
Tydzień przed wyjazdem Grzesiek zadzwonił do niej jakoś wieczorem i całkowicie normalnym tonem oznajmił, że nie może wziąć wolnego w zaplanowanym terminie. Anastazja początkowo myślała, że to jakiś żart, ale jej facet brzmiał wyjątkowo poważnie.
– Nie ma opcji, mała, dostałem fajne zlecenie. Dwa rękawy do dziarania, sama wiesz, że to kupa roboty. A facet ma czas tylko w weekend. Dla mnie to duża sprawa, no i niezła reklama.
Anastazja poczuła, jak robi jej się gorąco.
– Ale noclegi mamy od soboty do soboty.
– Wiem. Jedź spokojnie sama, a ja dołączę w poniedziałek. Nie ma sensu, żebyś marnowała te dwa dni. Poza tym i tak nie będę miał dla ciebie czasu.
– Chciałam jechać z tobą. – Żałośnie to zabrzmiało, ale naprawdę zrobiło jej się przykro.
Roześmiał się.
– Słuchaj, jak chcesz, to odprowadzę cię na pociąg i może nawet pomacham białą chusteczką, chociaż nie obiecuję. Ale potem to już chyba dasz radę sama, prawda? Połazisz po miasteczku, po górach, albo pójdziesz na jakiś masaż czy co tam lubisz, a w poniedziałek odbierzesz mnie z dworca. I tak dobrze, że w ogóle uda mi się wyrwać. Mówiłem ci kiedyś, że nie lubię takich niespodzianek.
Nie tak to miało wyglądać.
Anastazja poczuła, jak łzy napływają jej do oczu, ale postanowiła, że nie da niczego po sobie poznać. W końcu to faktycznie tylko dwa dni. Będzie dobrze. Romantycznie. Będzie śnieg i ta cholerna gorąca herbata w kubku. Będzie dokładnie tak, jak sobie to wymarzyła.
Tyle że w dominie właśnie przewrócił się pierwszy klocek…
* * *
Anastazja raz jeszcze sprawdziła adres. Ulica się zgadzała, numer również. Właśnie w tym miejscu miało znajdować się niewielkie mieszkanko, które wynajęła przez internet. Tyle że jego właściciel kompletnie nie rozumiał, dlaczego miałby oddać komuś obcemu klucze i wyprowadzić się na tydzień z własnego lokum.
– Ale ja przecież zapłaciłam. – Anastazja powtórzyła to po raz kolejny i po raz kolejny dostała taką samą odpowiedź.
– Komu? I za co? To moje mieszkanie, a ja z całą pewnością nie otrzymałem żadnych pieniędzy. Zresztą nie bardzo wiem po co.
– Chwileczkę. – Anastazja wyciągnęła z torebki komórkę i zaczęła w niej nerwowo szukać. – O, proszę, jest! Potwierdzenie rezerwacji.
Facet westchnął i zerknął na wyświetlacz.
– Obawiam się, że padła pani ofiarą oszustwa, a przynajmniej niezłej ściemy. Owszem, znajduje się pani w Cisnej i owszem, nazwa ulicy pasuje idealnie do tej, którą ma pani w rezerwacji. Numer również. Ale to zdecydowanie nie są zdjęcia mojego mieszkania.
– Jak to? – Anastazja patrzyła na niego coraz bardziej bezradnie.
– Ktoś wrzucił w sieć jakieś fotki, podał ulicę, żeby było bardziej wiarygodnie, i naciągnął panią na niezłą kasę. Swoją drogą, jak pani zapłaciła? Podała im numer karty kredytowej?
– Nie. Napisali do mnie trzy dni wcześniej, że proszą o przelew.
– Aha. I pani go po prostu zrobiła.
Anastazja miała ochotę się rozpłakać.
– No tak…
Mężczyzna rozłożył ręce.
– Przykro mi. Dała się pani głupio naciągnąć.
– I co teraz? – wyszeptała. – Jest późno, a ja muszę gdzieś przenocować.
Facet przygryzł wargę.
– Jeśli się pani nie boi, zapraszam do środka. Zaparzę kawę i spróbuję jakoś pomóc.
Anastazja zawahała się na moment. Nie wyglądał na przestępcę, ale chyba rzadko kiedy przestępca wygląda na tego, kim jest. Ten tu miał trochę kręcone włosy, brązowe spojrzenie, które od razu skojarzyło jej się z labradorem, i bluzę z kaczorem Donaldem. Był od niej nieco starszy i sprawiał wrażenie normalnego, sympatycznego gościa. Chyba mogła zaryzykować?
– Nie namawiam – od razu ją wyczuł. – Ale jest pani trochę w dupie, że się tak wyrażę, więc proszę pozwolić sobie pomóc. Nie mam na dziś żadnych innych planów.
– Okej. I dziękuję – uśmiechnęła się niepewnie.
Mieszkanie faktycznie w niczym nie przypominało tego ze zdjęć. Było znacznie większe i zupełnie inaczej urządzone. Prosto, bez żadnych dodatków i upiększeń. Bez zdjęć, obrazków, niepotrzebnych bibelotów. Duży pokój gościnny był połączony z popielatą kuchnią, w której usiedli przy metalowo-szklanym stole.
– Swoją drogą powinna pani lepiej przyglądać się fotkom w sieci. Wie pani, co niemal od razu rzuciło mi się w oczy? – spytał mężczyzna, nalewając wody do czajnika.
Anastazja pokręciła przecząco głową.
– Gniazdka od prądu oraz włączniki. Na moje oko pasowały do napięcia 110 V, a to raczej nie Europa.
Fakt.
– Mogę raz jeszcze zerknąć na to ogłoszenie? A tak przy okazji, jestem Michał – uśmiechnął się do niej.
– Anastazja. I jeszcze raz strasznie przepraszam za to całe zamieszanie.
– Spokojnie, zdarza się. O, kolejny przykład. Zobacz sama, ten obiekt nie ma żadnych opinii. Jasne, został „podwieszony” w sieci cztery miesiące temu, więc jest to jakieś wytłumaczenie, ale na przyszłość byłbym ostrożny. Opinie innych ludzi przynajmniej świadczą o tym, że dane lokum faktycznie istnieje.
– W ogóle o tym nie pomyślałam.
– No i najważniejsze. Nikt w takich przypadkach nie kontaktuje się z tobą, żeby ominąć pośrednika. Zresztą, jak widać na screenie, ktoś dość nieudolnie przerobił grafikę z adresem, wklejając maila z zupełnie inną czcionką niż cały tekst.
Anastazja spuściła głowę.
– Mam niezłą nauczkę. Następnym razem dziesięć razy wszystko sprawdzę, zanim cokolwiek zarezerwuję. Jeśli w ogóle do tego dojdzie. Chwilowo mam dość podróżowania – ciężko westchnęła. – Tylko co teraz?
Michał zamyślił się.
– Niedaleko stąd znajduje się Pensjonat pod Bukami. Prowadzi go Róża, a ona słynie z tego, że chętnie pomaga innym. To bardzo fajna starsza pani. Sekunda. – Wstał od stołu i cofnął się w głąb korytarza, a potem podał Anastazji karteczkę z adresem. – To przynajmniej sprawdzona miejscówka, a nie żadne mieszkanie widmo. A na przyszłość faktycznie nieco bardziej uważaj. W sieci można sprzedać wszystko. Nawet miłość. – Puścił do niej oko, ale jej nie było do śmiechu. Dopiła kawę i raz jeszcze podziękowała Michałowi za pomoc. Swoją drogą dobrze, że na nią nie naskoczył, kiedy chciała mu się wpakować do mieszkania, sugerując, że za nie zapłaciła. Boże, jak ona mogła być aż tak głupia?
Kiedy wyszła na ulicę, chciało jej się wyć. Była wściekła na siebie, że tak łatwo dała się oszukać i wściekła na Grześka, że z nią nie przyjechał. Że została z tym całym bałaganem zupełnie sama. Nie chciała jednak do niego dzwonić i przyznawać się do swojej porażki. Tylko by ją wyśmiał i po raz kolejny oznajmił, że to najwyraźniej nie był dobry pomysł. Musiała coś znaleźć, nawet gdyby miała poprosić matkę o pożyczkę. Miała na koncie jeszcze trochę oszczędności, ale nie wiedziała, ile przyjdzie jej zapłacić za pobyt w Pensjonacie pod Bukami. Cena za mieszkanie w Cisnej od początku wydawała jej się dość niska, ale właśnie dlatego skusiła się na ten wyjazd. Do tego te piękne zdjęcia…
– Chwila! – olśniło ją. – Przecież mam numer telefonu. Rozmawiałam z jakimś gościem!
Wyciągnęła komórkę i nerwowo zaczęła wystukiwać cyfry.
„Abonent czasowo niedostępny”.
Nagle zaczęła się histerycznie śmiać. Przez moment wydawało jej się, że to wszystko jest jakimś surrealistycznym snem, z którego zaraz się obudzi.
– To przecież niemożliwe, że stoję tu kompletnie sama, bez noclegu i bez faceta, który powinien mi pomóc.
Zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich wdechów.
– Okej. Jestem dorosła, dam radę – powiedziała na głos.
Taksówka podwiozła ją pod adres zapisany na karteczce.
Pensjonat Pod Bukami. Nie tak miała wyglądać ta przygoda, ale teraz najważniejsze było to, żeby gdziekolwiek przenocować. Na dworze było już ciemno, a Anastazja nie miała najmniejszej ochoty na nocną podróż pociągiem. Poza tym musiała znaleźć jakieś inne lokum. W końcu w poniedziałek miał przyjechać Grzesiek, a ona nie wyobrażała sobie, że wróci wcześniej do domu i oznajmi mu, że z wyjazdu nici.
– Nie mam wolnych pokoi. – Do Anastazji dopiero po paru sekundach dotarło, co mówi do niej starsza pani.
– Ale ja muszę tu zostać – powiedziała żałosnym tonem.
– Skarbie, wszystko mam zajęte. To niewielki pensjonat i dość chętnie wynajmowany. Szkoda, że wcześniej nie zadzwoniłaś. Nie bardzo wiem, jak ci pomóc. – Kobieta bezradnie rozłożyła ręce.
Anastazja nagle usiadła na ziemi i wybuchnęła płaczem jak mała dziewczynka. Kompletnie nie przejmowała się tym, że kapie jej z nosa, że rozmazała na policzkach tusz i że zanosi się jak dziecko, któremu właśnie odleciał balonik.
– Hej, mała, spokojnie, razem coś wymyślimy. – Pani Róża podeszła do zanoszącej się Anastazji i próbowała ją uspokoić. – To jeszcze nie koniec świata, zresztą mam już jakiś pomysł. Podzwonię po znajomych i zapytam, czy ktoś ma wolny pokój. Jest przed sezonem, więc na pewno coś się znajdzie. Nie płacz już, bo czuję się z tym nieswojo. A może jesteś głodna?
– Nie, dziękuję. Wszystko jest nie tak, jak być powinno. Mieliśmy przyjechać tu razem z moim facetem, ale coś mu wypadło. Więc dojedzie w poniedziałek. A mieszkanie, które wynajęłam przez internet, nie istnieje. Straciłam kasę i nie mam gdzie spać. Jestem beznadziejna – wychlipała Anastazja.
Pani Róża ostrożnie dotknęła jej ramienia.
– To po prostu splot niefortunnych okoliczności. Zdarza się każdemu. Zobaczysz, jutro wszystko będzie wyglądać inaczej. Daj mi chwilę, czegoś poszukam. A ty usiądź w fotelu, tu przy kominku. Zaparzę ci dobrej herbaty.
Anastazja pokiwała głową, a po chwili znowu wybuchnęła płaczem na widok wielkiego kubka, który przyniosła jej pani Róża.
To był on. Wymarzony, prześliczny, nieco odpustowy, błękitny kubek w niezapominajki. Tyle że herbatę miała pić z niego w zupełnie innych okolicznościach. A już z całą pewnością nie z cieknącym nosem, bez pieniędzy i perspektyw na romantyczny urlop.
* * *
Domino to prosta gra polegająca na ustawianiu klocków na wąskiej podstawie, w niewielkich odległościach jeden od drugiego. Stojący na początku klocek zostaje pchnięty i przewraca się, uderzając w sąsiedni, co również skutkuje jego przewróceniem i uderzeniem w kolejny element, aż do przewrócenia się wszystkich.
W życiu jest podobnie. Jedno zdarzenie uruchamia szereg następujących po sobie sytuacji, które wynikają jedna z drugiej. Szkoda tylko, że najczęściej są to procesy gwałtowne, destrukcyjne, niemożliwe do opanowania. Nie można ich zatrzymać, bo człowiek jest zbyt powolny, zbyt długo myśli o tym, co zrobić i jakie podjąć decyzje. W tym czasie domino przewraca się dalej.
Minęło pół godziny, kiedy pani Róża podeszła do Anastazji i spojrzała na nią poważnym wzrokiem.
– Nie ma nic wolnego, prawda? – Anastazja od razu się domyśliła.
Starsza pani westchnęła.
– Sama nie wiem, jak to możliwe. Zazwyczaj w tym okresie miejscowość nie jest aż tak oblegana, ale najwyraźniej w tym roku ludzie postanowili zrobić sobie urlop jeszcze przed świętami. Czasem tak się zdarza. Chyba wszyscy są wykończeni tą całą pandemią i kiedy tylko mają możliwość, po prostu wyjeżdżają.
– I co teraz? – Anastazja ukryła twarz w dłoniach.
– Spokojnie, przecież cię stąd nie wyrzucę. Mam pewien pomysł, jeśli się zgodzisz, to będzie to jakieś rozwiązanie. Przynajmniej do jutra. A potem zobaczymy. Może gdzieś w końcu zwolni się miejsce.
– Czyli mogę tu zostać?
– Sądzę, że tak. Mam jeden pokój, w zasadzie podwójny, przedzielony czymś w rodzaju parawanu. Są tam dwa łóżka, dwie szafy i jedna łazienka.
Anastazja słuchała w napięciu, wiedziała bowiem, że za chwilę usłyszy jakieś „ale”.
I nie myliła się.
– Problem polega na tym, że w tym pokoju mieszka moja kuzynka. Nie była zachwycona propozycją odstąpienia jednego łóżka, ale ostatecznie również uznała, że trzeba ci pomóc. Zaznaczam jednak, że to dość ekscentryczna osoba, w moim wieku, chociaż uważa, że jest dużo młodsza, bo aż całe dwa miesiące. Pytanie, czy ty się zgadzasz?
Anastazja przełknęła ślinę. Pomysł noclegu ze starszą, „ekscentryczną” osobą nie brzmiał pociągająco, z drugiej strony był zdecydowanie lepszym rozwiązaniem niż nocny powrót pociągiem lub dalsze szukanie noclegu nie wiadomo gdzie i z jakim skutkiem. W końcu to tylko jedna noc. A jutro może faktycznie okaże się nieco łaskawsze. W najgorszym wypadku wróci do domu i popłacze sobie do woli w poduszkę.
– Jeśli to nie będzie kłopot, to może faktycznie skorzystam… – Zerknęła nieśmiało na panią Różę.
Dziesięć minut później już żałowała tej decyzji.
– Mam na imię Ruta i od razu zaznaczam, że robię to tylko dla Róży.
– Ruta? – odruchowo zapytała Anastazja.
Kobieta zgrzytnęła zębami.
– Róża urodziła się pierwsza, więc zgarnęła nieco lepsze imię. Nasze matki uparły się, że ich córki będą „kwiatowe”. Ruta to roślina lecznicza, zdecydowanie brzydsza od róży, ale z pewnością mniej banalna. Ostatecznie potrafi też leczyć, a róża tylko pachnie. Wróćmy jednak do tematu zasadniczego: jesteś tu, ale na chwilę. Więc nie musisz rozpakowywać walizki. Moim marzeniem był urlop w pojedynkę, a już z całą pewnością nie z kimś, kogo w ogóle nie znam. Jak ty w ogóle masz na imię?
– Anastazja – wydukała dziewczyna.
– Wiek?
– Trzydzieści dwa lata.
Ruta zmrużyła oczy.
– Podobno dałaś się wyrolować przez internet?
Anastazja zaczerwieniła się.
– Nie wiem… po prostu chyba nie do końca wszystko sprawdziłam… – zaczęła nieco się plątać.
Ruta parsknęła.
– To nawet ja wiem, że trzeba uważać, zwłaszcza na wszelkiego rodzaju oferty zamieszczane w sieci. Ludzie uwielbiają kantować innych, tym bardziej kiedy wiedzą, że mogą być bezkarni. Bo przecież nawet nie masz pojęcia, gdzie ich szukać, prawda?
Anastazja niechętnie przytaknęła.
– A z powodu tej twojej beztroski i łatwowierności ja muszę spędzić z tobą noc. Chrapiesz?
– Nie… w życiu!
– A ja owszem. I ostrzegam, że nie będę się powstrzymywać ani przewracać na bok. Nie reaguję też na żadne gwizdanie ani poszturchiwania. Ostatecznie to mój pokój.
Anastazja skinęła głową, a potem dyskretnie rozejrzała się wkoło. Na szczęście było tu całkiem sporo miejsca, a ogromny parawan w kolorze butelkowej zieleni, odgradzał od siebie dwa pojedyncze łóżka. Nie było to idealne miejsce na nocleg, ale przynajmniej jakieś było.
– Pójdę się wykąpać, a potem pewnie położę się spać – powiedziała cicho i uśmiechnęła się ostrożnie do Ruty.
Starsza pani tylko machnęła ręką.
– Masz rację. Kiedy śpimy, czas leci zdecydowanie szybciej. A rano wreszcie zostanę sama. Zresztą ty pewnie też miałaś inne plany niż dzielenie pokoju z obcą osobą. Niestety czasem nasze pragnienia nijak się mają do rzeczywistości. Nazywam to złośliwością wszechświata. Komuś musi się bardzo nudzić, więc czasem dolewa nam trochę dziegciu do wina.
Anastazja nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc tylko pokiwała głową, a potem zamknęła się w łazience. To był zdecydowanie jeden z najgorszych wyjazdów w jej życiu. Nie dość, że została oszukana, że Grzesiek ją poniekąd wystawił, to jeszcze wylądowała w urokliwym co prawda pensjonacie, ale za to z kimś, kto zdecydowanie nie pasował do jej świata. Nigdy nie przepadała za starszymi ludźmi, bo nie potrafiła z nimi rozmawiać. Wydawało jej się, że żyją za jakimś przepierzeniem, jak ten parawan w pokoju. Że nie potrafią zrozumieć młodszych pokoleń, nie chcą się dopasowywać i wiecznie narzekają. I obarczają młodych za swoją starość. Ruta była inna, to fakt, co nie znaczy, że lepsza. Zdecydowanie za dużo mówiła i najwyraźniej lubiła narzucać swoje zdanie. Była hałaśliwa, ostentacyjna i bardzo pewna siebie. Na dodatek Anastazja powinna być jej wdzięczna za to, że zgodziła się ją przenocować. Tymczasem ona chciała tylko spokoju i ciszy. A już na pewno żadnych rozmów.
– Chcę do domu – wyszeptała do swojego odbicia w lustrze.
Tęskniła za Grześkiem, chociaż dość często zdarzało się, że nie widywali się przez kilka dni. Zazwyczaj coś mu wypadało, bo ona jakoś zawsze znajdowała dla niego czas. Trudno. Jutro z pewnością okaże się lepszym dniem, a od poniedziałku będą już razem. Nie podda się tak łatwo tylko dlatego, że chwilowo znalazła się w czarnej dziurze.
Wzięła szybki prysznic, wklepała w siebie balsam o zapachu ananasa i włożyła muślinową nocną koszulkę, w kolorze budyniu waniliowego. Narzuciła na nią sweter, żeby starsza pani w żaden sposób nie skomentowała jej stroju. Nie miała ochoty na takie dyskusje. Niestety Ruta błyskawicznie ją rozszyfrowała.
– Nieźle – gwizdnęła nawet. – Twoje ubranko daje mi do zrozumienia, że nie ja miałam je oglądać, tylko zupełnie ktoś inny. Swoją drogą niezły krój, nawet jeśli próbujesz ukryć to wdzianko pod swetrem.
Anastazja próbowała się uśmiechnąć, ale wyszło to jakoś krzywo.
– Jak ma na imię ten szczęśliwiec?
Jezu, tylko nie to.
– Grzegorz – odpowiedziała jednak.
– A gdzie on jest?
– Jeszcze w domu. Mamy się tu spotkać pojutrze. To znaczy, nie tu konkretnie, ale w tej miejscowości – wyjaśniła pospiesznie Anastazja.
– Romantyczny urlop we dwoje?
To się jeszcze okaże.
– Dobranoc. – Anastazja nie chciała być niegrzeczna, ale na dalszą konwersację nie miała już siły. Chciała po prostu położyć się do łóżka i zasnąć jak najszybciej. Zapomnieć o tym dniu, o wszystkich porażkach i obudzić się z nadzieją, że wszystko się ułoży, bo to przecież niemożliwe, żeby człowiek dostawał od losu wyłącznie kopniaki.
Nie przewidziała tylko jednego – chrapanie Ruty było tak donośne, że o żadnym śnie nie mogło być mowy. I faktycznie nie pomogło ani gwizdanie, ani chrząkanie, ani nawet uderzenie butem o podłogę. Ruta dudniła jak kolubryna, a wykończona Anastazja zasnęła dopiero o piątej nad ranem, kiedy udało jej się wcisnąć do uszu pastę do zębów, a głowę przydusić poduszką.
* * *
Ciąg dalszy przygód Anastazji nadal przypominał przewracające się prostopadłościany domina, którego nie dało się zatrzymać. Zresztą ona sama nie miała pojęcia jak. Bo oto następnego dnia zaczął padać śnieg. Nie było to jednak bajkowe prószenie ani romantyczny taniec białych śnieżynek, tylko potężne oberwanie chmury. W ciągu godziny zasypało dosłownie wszystko, łącznie z drogą dojazdową. Co więcej – nic nie zapowiadało polepszenia pogody, a pani Róża miała teraz na głowie znacznie większe zmartwienia niż szukanie noclegu dla Anastazji. Poza tym wydostanie się stąd było na razie niemożliwe.
– Pięknie. – Ruta zmarszczyła brwi i popatrzyła gniewnie na to, co działo się za oknem. – Lubię śnieg, ale niekoniecznie dzisiaj. Coś mi się wydaje, moja panno, że spędzimy ze sobą znacznie więcej czasu, niż to było ustalone. Co prawda zazwyczaj robię, co chcę, ale wewnętrzne poczucie przyzwoitości nie pozwala mi wyrzucić cię z pokoju. Mogłabyś unieść się honorem i ruszyć w te zaspy, a potem zamarznąć niczym dziewczynka z zapałkami. Nie jestem gotowa na takie wyrzuty sumienia.
Anastazja usiadła na łóżku i spuściła głowę. Jak to możliwe, że wszystko dzieje się nie po jej myśli? Zupełnie jakby ktoś specjalnie przed jej nosem otworzył puszkę Pandory. Chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie zadzwonił telefon.
Grzesiek?
– Dobrze, że dzwonisz, bo tutaj okropnie się rozpadało, a ja jeszcze muszę coś załatwić przed twoim przyjazdem – zaczęła dosyć chaotycznie, ale Grzesiek natychmiast jej przerwał:
– Słuchaj, mała, jednak nie dam rady dojechać w poniedziałek. Będę najwcześniej koło środy.
Anastazja nie wierzyła własnym uszom. Odruchowo zerknęła nawet na wyświetlacz telefonu, jakby chcąc się przekonać, czy naprawdę rozmawia ze swoim facetem.
– Jak to nie dasz rady? – spytała po chwili.
– No tak wyszło. Grudzień to trochę gorący okres, a ty mnie mocno zaskoczyłaś tym wyjazdem.
– Wiesz o nim od dwóch tygodni.
– Niby tak, ale czasem nie da się pewnych rzeczy przewidzieć.
To akurat była prawda.
– A co masz lepszego do roboty? – Nie chciała być złośliwa, ale czuła w sobie narastającą wściekłość.
– Zlecenia po prostu. – Grzesiek zgrzytnął zębami. Anastazja od razu wyczuła, że zaczyna się denerwować. Nigdy nie lubił się tłumaczyć i nie znosił, kiedy ktoś go o coś oskarżał.
– Ale ja tu na ciebie czekam – zmieniła nieco ton na łagodniejszy.
– Będę w środę. Wyślij adres i już. I nie ciągnijmy niepotrzebnie tego tematu, bo to nie ma sensu. A na przyszłość informuj mnie nieco wcześniej o swoich niespodziankach.
Anastazja zamknęła oczy, a potem powiedziała w miarę spokojnym tonem:
– Okej. Zdzwonimy się jutro.
Ruta cały czas przysłuchiwała się tej rozmowie, nie udając nawet, że ją to nie interesuje. Wręcz przeciwnie.
– Wystawił cię?
Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.
– Po prostu ma pracę – odpowiedziała po chwili.
Ruta zmrużyła oczy.
– Coś mi się wydaje, że trochę się rozmijacie w oczekiwaniach.
Anastazja aż się zatrzęsła.
– Nic pani nie wie. Absolutnie nic. Zwyczajnie coś mu wypadło. Czy to tak trudno zrozumieć? Czasami wszystko staje na głowie, nawet ten pieprzony śnieg spadł niespodziewanie, więc chyba tym bardziej człowiekowi może coś wypaść, prawda?
Ruta spokojnie jej się przyglądała.
– Proponuję zjeść porządne śniadanie, a potem zastanowić się co dalej. Nie tylko z tym urlopem, ale ogólnie.
– Co ma pani na myśli?
– Ty już dobrze wiesz. Miotasz się tylko jak ćma złapana do słoika, chociaż zdajesz sobie sprawę, że wydostanie się z tej pułapki może być trudne. A czasem nawet niemożliwe.
Anastazja prychnęła.
– Bez sensu. Bardzo pani dziękuję za to, że mogłam tu przenocować, ale nie potrzebuję dodatkowo psychoterapii. Po prostu muszę się stąd jakoś wydostać i znaleźć własne miejsce. Z dala od innych. I nawet bardzo się cieszę, że mam czas aż do środy, bo ja lubię być sama.
Ruta wyciągnęła język w jej stronę.
– Jasne. A ja lubię włochate pająki i karaluchy.
– To akurat jest możliwe – wycedziła przez zęby Anastazja, a potem po prostu wyszła z pokoju.
Zbiegła po dwa stopnie na dół i otworzyła drzwi wejściowe. Potężna zadymka niemal natychmiast wepchnęła ją do środka.
– Nie wygłupiaj się – dobiegł ją głos pani Róży. – Jest taka wichura, że wychodzenie choćby na chwilę może się nie najlepiej skończyć. Musimy to przeczekać.
Anastazja podeszła do niej i spojrzała błagalnie w oczy.
– Niech pani powie, że za chwilę przestanie padać, a ja znajdę sobie jakiś nocleg. Przecież śnieg nie może sypać w nieskończoność.
Róża bezradnie rozłożyła ręce.
– To są góry. Z nimi się nie dyskutuje, tylko ich słucha. A na moje wyczucie śnieg dzisiaj nam nie odpuści. Myślę, że tę noc będziesz musiała spędzić u nas.
– Z panią Rutą? – jęknęła Anastazja.
Róża zaśmiała się.
– Wiem, że nie jest łatwa, ale to dobry człowiek. Po prostu nie lubi być taktowna, bo wychodzi z założenia, że człowiek za dużo rzeczy przemilcza. A gdyby od razu wszystko wyjaśnił, byłoby znacznie mniej nieporozumień.
Może i była to prawda, ale Anastazja nie miała najmniejszej ochoty na kolejne komentarze starszej pani. Sama doskonale wiedziała, że Grzesiek ją wystawił, nie pierwszy raz zresztą. I coś jej mówiło, że nie ostatni.
* * *
To nie był dobry dzień. W pensjonacie panował chaos, większość gości była podenerwowana, każdy chciał wiedzieć, jakie są prognozy na najbliższe dni i czy uda im się jutro wyruszyć na szlak.
– Idioci. – Ruta postukała się palcem w głowę. – Zamiast usiąść na dupach i czymś się zająć, nie potrafią przeboleć, że natura pokrzyżowała im plany. Bo ktoś tam chciał pójść na Połoninę Caryńską. A inny na Rawki. A tymczasem pada śnieg i ma wszystkich gdzieś. Czy to tak trudno zrozumieć?
Anastazja nie mogła się z nią nie zgodzić, chociaż częściowo rozumiała zdenerwowanie innych. W końcu ona też nie lubiła, kiedy ktoś za nią decydował, a to, co było ustalone, nagle przestawało się liczyć. Człowiek lubi mieć nad wszystkim kontrolę, zwłaszcza nad własnym życiem. Chyba niewiele jest na świecie osób, które chętnie dopasowują się do tego, co im przynosi los.
– Muszę tu zostać do jutra – powiedziała tylko.
Ruta machnęła ręką.
– To już wiemy. Ale mam dla ciebie coś, co nieco ułatwi ci dzisiejszy nocleg. Proszę. – Podała jej opakowanie kolorowych zatyczek do uszu. – Są zdecydowanie lepsze od pasty do zębów, której nadal dokładnie nie wyczyściłaś – oznajmiła spokojnym tonem.
Anastazja zerwała się i podeszła do lustra.
– Cholera, fakt – namoczyła ręcznik i zaczęła wycierać uszy. – Swoją drogą potwornie pani chrapie. Czy to normalne?
– Nienormalne byłoby, gdybym lubiła pić krew albo lizać brudne opony. Chrapanie jest po prostu skutkiem utrudnionego przepływu powietrza przez gardło. W moim przypadku odpowiedzialna jest za to krzywa przegroda nosowa. Tyle. Dlatego śpię sama. Więc nie musisz się o mnie martwić, tylko zatkaj sobie dzisiaj uszy i śnij kolorowo. Oczywiście pod warunkiem, że ci nie będzie w tym przeszkadzać uporczywe myślenie o facecie, który miał przyjechać, ale się rozmyślił.
Anastazja zaczerwieniła się.
– Oczywiście, że przyjedzie. Po prostu nieco później niż planowaliśmy.
Cały dzień czekała na wiadomość od Grześka. Sama dzwoniła do niego już trzy razy, ale nie odebrał. Nagrała się i poprosiła, żeby dał jakiś znak. Nie lubiła, kiedy się nie odzywał. Czuła się wtedy odsunięta, niepotrzebna i odstawiona na boczny tor. Najgorsze zaś było to, że nigdzie nie mogła być sama. W pensjonacie stale kręcili się turyści, zamęczając panią Różę pytaniami, na które nie znała odpowiedzi. W pokoju zaś Ruta ani przez moment nie pomyślała o tym, iż Anastazja potrzebuje odrobiny prywatności.
– Coś ci powiem, nawet jeśli nie jesteś zainteresowana. Otóż bez względu na to, co piszą współczesne poradniki i jak bardzo zachęcają do tego, żeby być odważną i nie ulegać stereotypom, jedno się nie zmienia. Kiedy ktoś kocha mniej, to prędzej czy później tej miłości zabraknie.
Anastazja podniosła wzrok i popatrzyła zdumiona na Rutę.
– Dlaczego pani mi to mówi?
– Bo przeżyłam podobną historię. Chodzi o to, że nawet jeśli staniesz na uszach, zrobisz salto w powietrzu i przepłyniesz kanał La Manche, w dalszym ciągu nie wypełnisz drugiej osoby miłością tak, jakbyś sobie tego życzyła. Bo na to nie ma sposobów, czarów ani magicznych tricków. To się albo wydarza, albo staje żebraniem.
Anastazja zakryła twarz dłońmi.
– To zabrzmiało okrutnie – wyszeptała tylko.
– Zauważyłaś może, co wisi nad twoim łóżkiem?
– Jakiś cytat i rysunek serca pękniętego na pół.
– Czytałaś?
– Nie.
– To zrób to teraz. Na głos.
– „Nie ma nic bardziej tragicznego niż żebranie o gest, o uśmiech od ukochanej Istoty. Przy tej tragiczności blednie wielka inna tragiczność, tragiczność cielesnego kalectwa, tragiczność duchowego kalectwa… wielka tragiczność blednie przy tragiczności żebrania o miłość”. – Ostatnie słowa uwięzły jej w gardle. Ale przecież to nie było o niej! Owszem, czasem miała poczucie, że Grzesiek jej się wymyka, że nie zawsze patrzą w tym samym kierunku, ale przecież nie ma par idealnych!
– On przyjedzie – powtórzyła raz jeszcze.
Ruta kilka razy pokiwała głową.
– Możliwe. Ale równie możliwe, że nie. I dobrze o tym wiesz.
Anastazja zacisnęła pięści.
– Dlaczego pani to robi?
– Bo widzę siebie. Ślepą, biegnącą w stronę ognia, z nadzieją, że ktoś mnie w porę zawróci. Tak się jednak nie stało, więc tylko boleśnie się poparzyłam.
– To jeszcze nie znaczy, że mnie spotka coś podobnego.
– To już się dzieje. Tylko nie chcesz się do tego przyznać.
W głowie Anastazji nagle zaczęły wyświetlać się obrazy, o których chciała zapomnieć. Ale one wróciły, właśnie teraz, zupełnie jakby czekały na słowa wypowiedziane przez obcą osobę. Nie słuchały już nikogo, nie dały się zahamować.
Anastazja zobaczyła siebie we własne urodziny, kiedy czekała do północy na Grześka. A on zapomniał. Przeprosił ją wprawdzie następnego dnia i z rozbrajającym uśmiechem dodał, że na szczęście urodziny są co roku. Potem zabrał ją na piwo i niestety nie dał żadnego prezentu. A ten wypad do kina, kiedy nagle zadzwonił jego telefon i Grzesiek zniknął na ponad godzinę? Siedziała obok pustego miejsca i kompletnie nie wiedziała, o czym jest film. Kiedy wrócił, a ona spytała, co się stało, tylko machnął ręką i powiedział, że nic ważnego.
Nigdy jej się nie tłumaczył, nie wyjaśniał, nie próbował usprawiedliwiać. Zawsze robił, co chciał, a jeśli w tych planach akurat pojawiło się wolne miejsce na Anastazję, to ją w nich uwzględniał. Nie pytał, jak się czuje, co robiła, gdzie była i czy ma jakieś kłopoty. To ona zabiegała o spotkania, telefony, to ona robiła wszystko, żeby jak najczęściej go widywać.
– Nie ma pani racji – powiedziała teraz do Ruty, chociaż doskonale wiedziała, że kłamie.
* * *
W poniedziałek niewiele się zmieniło. Śnieg nawet na moment nie przestał padać. Zupełnie jakby nie przejmował się oburzonymi turystami, którzy kompletnie nie wiedzieli, co mają robić. Niektórzy nawet domagali się jakiejś rekompensaty za to, że nie udało im się zaliczyć ustalonych wcześniej atrakcji. I że śnieg, owszem jest uroczy, ale wszystko ma swoje granice.
– Jako że jesteśmy na siebie skazane i obawiam się, że to nie zmieni się zbyt szybko, proponuję wspólny posiłek. – Ruta szturchnęła w ramię Anastazję, która nieruchomo wpatrywała się w szalejącą za oknem śnieżycę.
– Nie wiem, czy w ogóle jestem głodna.
– Jesteś. Tylko się idiotycznie buntujesz na to, co cię spotyka. Ale jedzenie potrafi uleczyć.
Anastazja popatrzyła na Rutę z niedowierzaniem.
– Niby jak?
– Odkryłam to niedawno. Większość ludzi zapytana, z czym najbardziej kojarzy im się dzieciństwo, odruchowo wspomina ulubione potrawy i czas spędzony w kuchni. Białko ubijane w wielkiej misie, ucieraną galaretkę z porzeczek, pierogi z jagodami klejone ręcznie przez babcię czy zupę pomidorową, którą pachniał cały dom.
Anastazja zmarszczyła brwi.
– Coś w tym jest. Czasem wspominam naleśniki mojego dziadka. Były tłuste od smażenia na maśle, ale nic tak doskonale nie smakowało.
Ruta pstryknęła palcami.
– Właśnie o tym mówię. Trzeba wspominać takie rzeczy.
– Ale po co?
– Bo wspomnienia przypominają kotwice. Dzięki nim wiemy, kim jesteśmy, skąd pochodzimy i dlaczego tak, a nie inaczej się zachowujemy. Na co dzień zapominamy o tym, co było kiedyś, bo na nic nie mamy czasu. To znaczy, ja już go mam, ale mówię o twoim pokoleniu. I nagle pojawia się zapach, który natychmiast przywraca wspomnienia o okresie, kiedy po prostu byliśmy szczęśliwi. Wiem, co mówię. Dzieciństwo zazwyczaj jest fajne, potem wszystko się pieprzy. Czasem na własne życzenie, a czasem po prostu trafiamy na idiotów.
– Nie wiem, czy potrafię przywoływać wspomnienia – wyznała Anastazja.
– Każdy to umie. – Ruta wzruszyła ramionami. – Wyobraź sobie wielką półkę ze słoikami, w których schowane są twoje retrospekcje. Słoik z dżemem malinowym to wakacje u babci na wsi. Oczywiście to tylko przykład, nie mam pojęcia, gdzie mieszkała twoja babcia. Ale moja na totalnym zadupiu. Kiszona kapusta z marchewką z kolei to ulubiona potrawa dziadka, wujka albo stryjecznego brata kogoś tam, a konfitura z pomarańczy przypomina czasy, kiedy cytrusy były na wagę złota. Ciebie to już nie dotyczy, ale ja pamiętam okres, kiedy na widok pomarańczy miękły mi kolana, a ślina ciekła niczym woda z niedokręconego kranu.
Anastazja zastanowiła się. Faktycznie coś w tym było. Kiedy przypominała sobie wydarzenia z okresu dzieciństwa, zawsze robiło jej się jakoś cieplej na duszy. Kiedy dorosła, to uczucie bezpowrotnie minęło. Teraz była głównie zestresowana, niepewna, zalękniona. Czy tak powinna czuć się w wieku trzydziestu dwóch lat? Przecież miała przed sobą całe życie!
– Uczta dobrych wspomnień, ja to tak nazywam. Czasem siadamy sobie z Różą i grzebiemy w naszej przeszłości, żeby wyzwolić w nas emocje: wzruszenie, radość, nostalgię, zastanowienie się nad sobą, wyciszenie. Przydają się po całym dniu totalnego wkur… – zmęłła w ustach przekleństwo. – Dobrze ci radzę, spróbuj. Najłatwiej zacząć właśnie od jedzenia. Co jeszcze lubiłaś oprócz naleśników?
Anastazja zastanowiła się.
– Kogel-mogel i rosół z makaronem. Kakao, zupę owocową, kaszkę mannę na gęsto z sokiem malinowym, leniwe pierogi oraz podsmażaną na maśle cebulkę.
– Brzmi całkiem dobrze. I nawet podobnie do tego, co sama jadłam. Poproszę Różę, żeby zrobiła nam kogel-mogel, chcesz? Trzeba jakoś osłodzić sobie świadomość, że kolejną noc spędzimy razem. I cholera wie, czy również nie następne – ciężko westchnęła. – A zapowiadał się taki spokojny urlop.
Po południu Anastazja wreszcie na moment znalazła się sama. Ruta postanowiła pomóc Róży w kuchni – silne opady śniegu spowodowały, że wszyscy goście stołowali się w pensjonacie, w związku z czym obie miały pełne ręce roboty. Początkowo również chciała do nich dołączyć, ale perspektywa spędzenia kilku godzin w całkowitej samotności zwyciężyła. Ułożyła się teraz wygodnie na łóżku i zamknęła oczy.
Jak tylko Grzesiek przyjedzie i spędzą ze sobą trochę czasu, będzie musiała z nim poważnie porozmawiać. O nich. I o ich przyszłości. Z jednej strony miała dopiero trzydzieści dwa lata, z drugiej – niektóre jej koleżanki bawiły już pierwsze dzieci albo przynajmniej wyszły za mąż. Oczywiście, nie każdy musi iść tym samym rytmem, ale być może nadeszła właśnie pora, żeby o tym pomyśleć. O rodzinie. Byciu z kimś na dłużej. Wspólnym mieszkaniu, wspólnym koncie w banku i może kredycie. Brzmiało mało romantycznie i bardzo dorośle, ale przecież nie była już nastolatką. Miała dobrą pracę w dużej firmie reklamowej i chociaż była tam tylko asystentką, to jednak wcale nie czuła się gorsza. Wszyscy mówili sobie na „ty”, nie stosowali podziałów na copywriterów, grafików, account managerów, programistów, szefów, księgowych czy asystentki. Lubiła swoją pracę i miała nadzieję, że zostanie w niej na dłużej. Stać ją było na wynajmowanie niewielkiego mieszkania i od czasu do czasu na krótki urlop. Ale powoli chciała czegoś więcej. Stabilizacji. Rodziny.
Jej rozmyślania przerwał dzwonek komórki.
Grzesiek?
– Cześć, słońce! – To była Aśka. – U nas mokro i leje. Powiedz, że chociaż ty masz śnieg.
– Nawet za dużo – zaśmiała się Anastazja. – Właściwie to pada nieprzerwanie od dwóch dni. Za chwilę pensjonat, w którym mieszkam, zamieni się w igloo.
– A kiedy wracasz?
– W następną sobotę. Grzesiek dojedzie dopiero w środę, mam nadzieję, że do tego czasu przestanie sypać.
Aśka nie odezwała się.
– Co jest? – Anastazja od razu się zorientowała, że to milczenie nie sugeruje niczego dobrego.
– Nnnie, nic, tylko ja nie wiem, jak on chce pojechać w Bieszczady w środę, skoro od wtorku do piątku ma być w Berlinie.
Tym razem zamilkła Anastazja.
– Nie wiedziałaś? – spytała cicho Aśka.
– Coś tam mówił, że ma zlecenie na duży tatuaż, ale nie wiedziałam, że w Berlinie – wystękała po chwili.
– Z tego, co wiem, on tam jedzie z jakąś ekipą. Do Tropical Island.
Gdzie do diabła?
– Jesteś pewna? – spytała cicho Anastazja.
– Cholera, Nastka, nie chcę niczego przekręcić, ale tam wybiera się też moja koleżanka z pracy, więc co nieco wiem. I to nie jest żaden wyjazd konwentowy dla tatuażystów, tylko wypad na pseudourlop pod palmami. Wiem, że wynajęli jakieś tropikalne bungalowy, ale może ty lepiej spytaj Grześka? Może ja jednak coś pokręciłam?
Anastazja kurczowo uczepiła się tej myśli, chociaż podskórnie czuła, że Aśka mówi prawdę. I że Grzesiek tym razem wystawił ją na dobre. Jak zwykle wybrał coś, co bardziej mu pasowało i nawet przez moment nie pomyślał o tym, że ona na niego czeka. W cholernych Bieszczadach, w cholernym pensjonacie i z cholernym śniegiem, który ani myślał odpuścić.
– Zadzwonię do niego – powiedziała dziarskim głosem, bo było jej wstyd wybuchnąć płaczem. Nawet przed Aśką.
Rozłączyła się, a potem raz jeszcze zaczęła czytać fragment z Zeszytów Podróżnych Stachury.
„Nie ma nic bardziej tragicznego niż żebranie o gest, o uśmiech od ukochanej Istoty…”.
Pół godziny później w stanie totalnej histerii i emocjonalnego rozkładu znalazła ją Ruta. I po raz pierwszy nie powiedziała absolutnie nic.
* * *
We wtorek przestało padać. Tak po prostu. Anastazja obudziła się z dziwnym przeczuciem, że coś się zmieniło i miała rację. Niebo było kryształowo czyste i świeciło słońce. Śnieg skrzył się zjawiskowo i w każdej innej sytuacji byłaby tym wszystkim zachwycona. Ale ona miała tylko zapuchnięte oczy i poczucie jakiejś przerażającej klęski.
Usiadła na łóżku i kompletnie nie wiedziała, co ma dalej ze sobą zrobić. Na powrót do domu nie miała najmniejszej ochoty, ale tutaj również nie mogła zostać. Na przyjazd Grześka już nawet nie liczyła, chociaż i tak co chwila zerkała na komórkę.
Może jakoś to jej wyjaśni?
Może Aśka coś źle zrozumiała?
Może to wszystko to tylko jedno wielkie nieporozumienie?
Ale telefon milczał, a Anastazja z każdą kolejną chwilą czuła się coraz gorzej.
– No, wstałaś wreszcie. – Z rozmyślań wyrwał ją głos Ruty, która właśnie weszła do pokoju, niosąc tacę ze śniadaniem. – Pomyślałam, że nie będziesz chciała schodzić na dół, więc przytaszczyłam żarcie na górę.
– Nie jestem głodna – jęknęła Anastazja.
– Jasne. Zagłodź się na śmierć, bo jakiś facet okazał się idiotą. Gdyby wszystkie kobiety miały tak reagować, dzisiaj po świecie chodziliby sami faceci.
– Kiedy ja naprawdę niczego nie przełknę.
– Nakarmię cię. Mam jajecznicę z pomidorami i świeży chleb. Róża sama upiekła, bo dostawcy, jak wiesz, nawalili. Jedz, zanim wystygnie, a ja ci coś opowiem, chcesz?
Anastazja tylko skinęła głową. Odmowa zresztą nie miała sensu, bo Ruta pewnie i tak postawiłaby na swoim.
– Otóż, kiedy tak na ciebie patrzę, widzę samą siebie sprzed pół wieku. A może nawet wcześniej, nie będę sobie teraz zawracała głowy liczeniem. Na pewno byłam młoda, na pewno byłam piękna i wydawało mi się, że nie ma takiego chłopaka, który by nie oszalał na moim punkcie. Wtedy poznałam Antka. Kochało się w nim pół szkoły. Oczywiście, że postanowiłam go zdobyć, w końcu był naprawdę wyjątkowy. Przystojny, wysoki, dowcipny, pełen wszelkiego rodzaju talentów, przy czym talent rozkochiwania w sobie płci przeciwnej zdecydowanie był jego najmocniejszą stroną.
Anastazja podniosła wzrok i chyba faktycznie zaczęła uważnie słuchać Ruty.
– Nie uwierzysz, ale zajęło mi to ponad rok, zanim uznałam, że jesteśmy parą. Przynajmniej tak mi się wydawało. Problem polegał jednak na tym, że Antek był czymś w rodzaju wolnego ptaka. Kiedy wydawało ci się, że go złapałaś, jakimś cudem znowu się wyrywał z rąk i siadał na dachu. To oczywiście przenośnia, ale rozumiesz, co mam na myśli.
Anastazja bez słowa skinęła głową.
– Nasz związek przypominał grę do jednej bramki. Początkowo wydawało mi się, że to ja rozdaję karty, bo w końcu go zdobyłam. Ale byłam w wielkim błędzie. Bo zastanów się sama. Kto ma większą władzę w związku. Ten, który dla drugiej osoby zrobiłby wszystko, czy ten, który się nie angażuje, ale jednocześnie chce być traktowany wyjątkowo? Wtedy nie znałam odpowiedzi na to pytanie, dzisiaj jest ona równie oczywista jak fakt, że po wtorku przychodzi środa.
– I co było dalej?
– Ciągle to samo. Ja do niego biegłam z sercem na dłoni, a on je strącał, nawet tego nie zauważając. Z każdym kolejnym dniem tak naprawdę przesuwał granice swojej niezależności. Coraz więcej chciał, coraz więcej mógł. W jego planach nie było dla mnie miejsca, no, chyba że byłam mu do czegoś potrzebna. Wiedziałam o tym, ale nie potrafiłam się wyrwać. Przyciągał mnie i fascynował. Nawet ta jego cholerna niezależność była w jakimś sensie pociągająca. W końcu doszłam do wniosku, że jeśli mu się całkowicie oddam, będzie już mój na zawsze.
Anastazja uniosła brwi.
– Jak to w pełni oddam?
Ruta wybuchnęła śmiechem.
– Nie dziwię ci się, że nie rozumiesz, ale w tamtych czasach nie chodziło się od razu do łóżka, większość czekała z tym do ślubu albo przynajmniej zaręczyn. Wiedziałam jednak, że Antek ma na to coraz większą ochotę, zresztą nieraz dawał mi do zrozumienia, że chodzenie za rączkę jest dobre dla dzieciaków.
– I zrobiła to pani?
Ruta powoli skinęła głową.
– U niego w domu. Szybko, gwałtownie, nawet boleśnie. Nie poczułam wtedy ognia pożądania, tylko wielkie rozczarowanie. Ale udałam, że to była najpiękniejsza chwila w moim życiu. Zresztą faktycznie chwila, bo trwała co najwyżej minutę.
Anastazja chciała coś powiedzieć, ale nic nie przychodziło jej do głowy.
Ruta milczała przez moment, ale potem ocknęła się i puściła do dziewczyny oko.
– Teraz to wszystko wydaje się odległe i głupie, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Nie mniej jednak nadal łudziłam się, że od tej chwili już na zawsze będziemy razem. W końcu oddałam mu swój największy skarb. I nie mam tu na myśli cnoty, tylko moje zaufanie. Tydzień później dowiedziałam się, że podobną „minutę” przeżyła z Antkiem Kaśka, moja o rok młodsza sąsiadka.
– Nie! – zawołała Anastazja.
– Dlatego powtarzam ci raz jeszcze: nie ma nic gorszego w związku niż brak równowagi. Niż płacenie za to, że kocha się bardziej. Człowiek ma w sobie naturę niszczycielską i to dotyczy również drugiej osoby. Kiedy ktoś widzi, jak bardzo jesteś zaangażowana, jak się poświęcasz i oddajesz całą siebie, zaczyna z tego korzystać. Najpierw powoli, ostrożnie, ale potem bierze całymi garściami. Dla niepoznaki rzuca czasem okruchy szczęścia, które ty zbierasz jak pieprzone muszelki na plaży i karmisz się nimi przez kolejne dni. A tak naprawdę jesteś coraz większą kupką żalu.
Anastazja spuściła głowę.
Jej związek z Grześkiem był bardzo podobny. On robił, co chciał, ona się dostosowywała. On dawał niewiele, ona poświęcała nieproporcjonalną wręcz ilość swojego czasu, żeby go zadowolić. Wciąż żyła w podświadomym lęku, że on odejdzie, że pewnego dnia nie będą już razem, a ona zostanie sama.
– Wiesz, że o takich ludziach jak my, mówi się, że są nałogowcami? – Ruta szturchnęła ją w ramię. – Uzależnieni od dobrego humoru i ochłapów miłości drugiego człowieka. Kochający za bardzo. I stawiający siebie dużo niżej od partnera. Naprawdę chcesz tak żyć?
Anastazja przygryzła wargę, a potem zaczęła jeść jajecznicę.
– Zimna pewnie – skwitowała Ruta.
– Nieważne – powiedziała dziewczyna z pełną buzią. – Nagle nabrałam apetytu.
– I bardzo dobrze. Czasami przebudzenie następuje w najmniej oczekiwanych momentach.
– Nie wiem, czy przebudziłam się całkowicie. Ale wiem, że nie mogę tak dłużej żyć. Kocham go, ale źle się czuję z tą miłością. To chyba nie powinno tak wyglądać?
Ruta podeszła do okna i zerknęła na błękitne niebo.
– Problem polega na tym, że człowiekowi zawsze wydaje się, że wie lepiej. Wierzy, że kogoś uleczy, uzdrowi, że naprawi drugą osobę i wszystko będzie piękne jak kolorowy obrazek. Dlatego ignoruje ostrzeżenia. Nie chce ich widzieć, bo to by oznaczało, że się mylił. A my przecież lubimy być nieomylni.
– Myśli pani czasem o tym Antku?
– Już nie. Ale długo trwało, zanim całkowicie wymazałam go ze swojej głowy. Czasem wydawało mi się, że popełniłam błąd, że może powinnam być bardziej cierpliwa, ale na szczęście w takich momentach przypominała mi się Kaśka. I wtedy polewałam sobie łeb zimną wodą, mówiąc do własnego odbicia w lustrze: „ty stara kretynko”. To zazwyczaj pomagało.
Anastazja pociągnęła nosem.
– Co powinnam zrobić?
– Jeśli chcesz głębokiej psychologicznej porady, to owszem, mogę się zastanowić i ci jej udzielić. Jeśli chcesz szybkiej odpowiedzi, to brzmi ona: kopnij go w dupę. I zajmij się własnym życiem. Człowiek rodzi się po to, aby być szczęśliwym, a nie wegetować, czekając na miłość. Trafiłaś na faceta unikającego bliskości, co oczywiście początkowo może wydawać się atrakcyjne. Chcesz go złapać, usidlić, zamienić jego chłód w namiętność. Ale to się nie udaje prawie nigdy. A wiesz dlaczego? Bo dla takich ludzi bliskość oznacza wchłonięcie, zawłaszczenie, pożarcie z kopytami. A oni chcą być wolni.
Anastazja przełknęła ostatni kęs jajecznicy, kiedy zawibrowała jej komórka. Serce niemal natychmiast podskoczyło jej do gardła, bo na wyświetlaczu pojawiło się imię Grześka.
– Cześć – powiedziała w miarę neutralnym tonem, co sporo ją kosztowało.
Ruta przyglądała jej się w milczeniu.
– Słuchaj, mała, jest problem. Mam tu pewne zobowiązania i możliwe, że nie dotrę w te Bieszczady. Zresztą podobno nieźle u was sypie.
– Już nie. A dlaczego nie możesz przyjechać?
– No mówię właśnie, że coś mi wypadło.
– Pod palmą?
– Że co? – nie zrozumiał Grzesiek.
– Pytam, czy pod palmą w Berlinie?
Jego milczenie było wystarczającą odpowiedzią. Anastazja chciała dodać coś jeszcze, ale nagle Ruta wyjęła jej telefon z ręki i nacisnęła czerwoną słuchawkę.
– Co pani robi? – zdumiała się dziewczyna.
– Ratuję resztki twojej godności. Pytanie o palmę brzmiało wystarczająco sarkastycznie i było trafione. Ale odniosłam wrażenie, że chciałaś dodać coś jeszcze, coś o nadszarpniętym zaufaniu, oszustwie oraz o tym, że tak się nie robi.
Anastazja milczała.
– Postanowiłam ocalić cię przed tymi hańbiącymi posunięciami. Ten facet doskonale wie, że zrobił cię w konia i całkowicie zlekceważył. Ale ma to w dupie. Dlatego przerwanie tego dialogu było jedynym słusznym rozwiązaniem.
– Nie jestem pewna. A jeśli się obrazi? – spytała Anastazja.
– A pies mu mordę lizał! – zawołała oburzona Ruta. – Jeszcze cię to obchodzi?
– Nie wiem, czy jestem gotowa na zerwanie – wyszeptała dziewczyna.
– Jesteś. Ten proces już się zaczął, teraz trzeba ci tylko pomóc w nim wytrwać. Co masz tam napisane na przegubie dłoni? „Do it!”, prawda? No to zrób to w końcu! Skup się na sobie. Żadnego skomlenia. Żadnego wybaczania i tłumaczenia gnojka, że przecież ma prawo spędzania urlopu, jak chce. I z kim chce. Wystawił cię i będzie to robił za każdym razem, bo mu na to pozwalasz. Mam ci ten cytat Stachury wytatuować na czole? Żebyś widziała go za każdym razem, kiedy spojrzysz w lustro?
Anastazja zaśmiała się. Grzesiek mógłby to zrobić. W końcu miał dobrą kreskę.
– I co teraz?
Ruta wzruszyła ramionami.
– Zostajesz tu, tak jak planowałaś, do soboty. Zatyczki do uszu działają?
– O dziwo tak, nie słyszę, jak pani chrapie.
– No i bardzo dobrze. Zostajesz zatem ze mną. Mam jeszcze jeden chytry plan. Zeswatam cię z moim wnukiem, chcesz?
Anastazja wybuchnęła śmiechem.
– Za żadne skarby!
– Niby dlaczego? Chłopak jest kawalerem, wiem, brzmi mało zachęcająco, ale przynajmniej nikogo nie zdradzi. Mieszka w Cisnej.
Anastazja zdumiała się.
– To dlaczego pani jest tu, a nie u niego?
Ruta popukała się w czoło.
– Bo wolę towarzystwo Róży. Poza tym mam tu jedzenie podstawione pod nos, piękne widoki, pod warunkiem oczywiście, że nie ma śnieżycy, oraz najlepsze nalewki pod słońcem. Nie rozumiem, dlaczego miałabym to zamienić na nocowanie u mojego wnuka, który natychmiast zacząłby mnie naciągać na robienie pierogów i innych klejonych świństw.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Domino Copyright © by Natasza Socha, 2021
Madame Copyright © by Magda Stachula, 2021
Czuły wyjątek Copyright © by Renata Kosin, 2021
Prawdziwa miłość zawsze zwycięża Copyright © by Karolina Wilczyńska, 2021
Na szlaku przeznaczenia Copyright © by Katarzyna Misiołek, 2021
Prawdziwe kocham Copyright © by Dorota Milli, 2021
Zacznijmy od nowa Copyright © by Katarzyna Janus, 2021
Copyright © by Wydawnictwo FILIA, 2021
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2021
Zdjęcie na okładce: © Janis Christie/Getty Images
Redakcja: Katarzyna Wojtas
Skład, łamanie i korekta: „DARKHART”
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8195-799-1
Wydawnictwo FILIA
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.