Znałam kiedyś dziewczynę - Monika Gajos - ebook

Znałam kiedyś dziewczynę ebook

Gajos Monika

0,0

Opis

„Wracając do ogrodu…

To było jedyne miejsce w którym funkcjonowałam od wielu tygodni, wcześniej głównie spałam. Miałam ciągle w głowie to, że zawodzę jako matka. Najgorszy był ten późniejszy brak motywacji, permanentny lęk i to uczucie jakbym umierała z każdą chwilą”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 58

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Monika Gajos

Znałam kiedyś dziewczynę

© Monika Gajos, 2023

„Wracając do ogrodu…

To było jedyne miejsce w którym funkcjonowałam od wielu tygodni, wcześniej głównie spałam. Miałam ciągle w głowie to, że zawodzę jako matka. Najgorszy był ten późniejszy brak motywacji, permanentny lęk i to uczucie jakbym umierała z każdą chwilą”.

ISBN 978-83-8351-422-2

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Dziękuję Sobie za to, że mimo wielu upadków nigdy nie ustałam w poszukiwaniu drogi powrotnej.

Cieszę się, że ta książka trafiła w Twoje ręce.

Dedykacja

Elżbiecie Treścińskiej, Waldemarowi Majewskiemu

—dziękuję Wam za troskę i opiekę, którą otoczyliście mnie i Natana w najtrudniejszym dla nas czasie.

Karolinie Krzywkowskiej

— dziękuję Pani za wszystkie rozmowy telefoniczne w tak niepewnym dla mnie czasie.

Dzięki nim pozostałam przy życiu.

Lucynie Jendrzejczyk

— dziękuję Ci za nasze rozmowy w korytarzu.

Za wsparcie i towarzyszenie w kryzysie, dzięki Tobie określiłam swój kierunek.

Benkowi

— dziękuję Ci za miłość i akceptację w których co dziennie wzrastam. Za siłę jaką daje mi nasza relacja i za to, że dzięki niej odzyskałam radość swojej kobiecości.

Antoninie i Jackowi Wyględacz

— dziękuję Wam za wsparcie na co dzień.

To wielka radość być częściom tej rodziny.

Danielowi Fisher

— dziękuję Ci, że stworzyłeś Emotional CPR i dzielisz się Sobą ze światem.

Dzięki temu czuję życie.

Dorocie Mrozowicz — Grodzkiej

i Jackowi Kaczor

— dziękuję Wam za wielki dar przyjaźni, wsparcie i akceptację dzięki której rozkwitam.

Violetcie Rogala

— dzięki Tobie uwierzyłam w swój poetycki potencjał. Dziękuję.

Po drugiej stronie

23 czerwiec 2023 rok

kiedy zapadał wieczór i gasły światła

w moim wnętrzu słychać było tylko krzyk

zastanawiałam się czy śnię i kiedy

będę mogła przejść na drugą stronę

błąkałam się w sobie tak długo

że zapomniałam dokąd zmierzam

tak blisko domu nie potrafiłam odnaleźć drogi

tak blisko domu czułam się całkiem daleko

wiecznie mając nadzieję

że odnajdę to wspomnienie siebie

z czasów gdy przyszłam na świat

z początku mego istnienia

gdybym odeszła

czy cokolwiek mogłabym zmienić

ten długi czas był taki prawdziwy

w swym zagubieniu kroczyłam przed siebie

wiecznie mając nadzieję

że odnajdę ciszę i odzyskam swoje tętno

gdy zapada zmrok i gasną światła

w moim wnętrzu słychać serca bicie

wciąż zastanawiam się czy śnię

i kiedy przeszłam na drugą stronę

w moim domu odnalazłam tylko światło

gdy przypomniałam sobie jak kochać

swoje istnienie i swoje wybory

a wszystko co za mną otuliłam wewnątrz

a gdybym odeszła

nigdy nie odnalazła bym siebie

Kos

2018 rok

Pierwszym wspomnieniem jakie pojawia się we mnie gdy myślę o kryzysie jest KOS.

Siedziałam godzinami na ogródku babci mojego syna opatulona w koc i patrząca w przestrzeń. Od wielu tygodni nie jadłam. Byłam tak słaba, że sama nie mogłam utrzymać się w pionie.

Dopiero co wypisano mnie ze szpitalu do którego trafiłam skrajnie wycieńczona na oddział wewnętrzny. Wtedy zupełnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nie łączyłam tego z depresją, byłam skołowana i przerażona. Myślałam, że mój brak apetytu to reakcja na długotrwały stres.

Wiele wtedy działo się w moim życiu. Ciągle w biegu żeby pogodzić samotne macierzyństwo z pracą i ciągle w poczuciu winy, że moje dziecko jest tyle godzin w świetlicy. Trwało to wiele lat.

Nie pamiętam kiedy to się zaczęło, ale bardzo szybko mój stan się pogorszył.

Wracając do ogrodu…

to było jedyne miejsce w którym funkcjonowałam od wielu tygodni, wcześniej głównie spałam. Miałam ciągle w głowie to, że zawodzę jako matka. Najgorszy był ten późniejszy brak motywacji, permanentny lęk i to uczucie jakbym umierała z każdą chwilą.

Przy pierwszym kryzysie straciłam pracę gdy moi pracodawcy dowiedzieli się, że leczę się psychiatrycznie. Uznali, że jestem i byłam zagrożeniem dla ich dziecka (byłam opiekunką) gdyż często miałam tam ataki paniki (nie wiedziałam wtedy, że te objawy nimi są).

Tym razem pracowałam w szkole jako pomoc nauczyciela i po prostu nie wznowiono ze mną umowy. Z jednej strony to rozumiem — po co komu nieobecny pracownik? Z drugiej przestałam czuć się potrzebna i to towarzyszyło mi bardzo długo.

Parę razy zasłabłam i miałam objawy typu drętwienie całej lewej strony, ust, języka, zaburzenia widzenia. Trafiałam wtedy na SOR, głowa mi tak latała, że pierwsze pytanie, które zawsze padało to — czy choruje Pani na padaczkę?

Ogród był również miejscem z którego nie potrafiłam wyjść. To stało się nagle, po prostu nie byłam w stanie zrobić sama kroku za bramę.

Kos pojawił się wraz wiosną i słońcem.

Siadał na drzewie przede mną i śpiewał.

Wszystkie inne dźwięki mnie drażniły lub przerażały.

To wtedy pierwszy raz od długiego czasu zwróciłam uwagę na życie.

Przylatywał co dziennie.

Lubię myśleć, że pojawiał się tam dla mnie.

Psychiatrzy

Na oddział dzienny zostałam przyjęta w trybie pilnym, po tym jak zostałam odprawiona z oddziału zamkniętego do którego zawiozła mnie karetka zgodnie z moją prośbą. Poprosiłam o to gdyż czułam, że sobie już nie radzę i nie byłam pewna siebie. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Czułam jak rozpadam się wewnętrznie na tysiąc kawałków. Wtedy czułam się wielką porażką, która zawiodła jako matka i człowiek. Czułam jakbym porzuciła swoje dziecko, a przecież tak nie było, ale zobaczyłam to dopiero dużo później w terapii.

Na izbie przyjęć ”pani doktor” uznała, że to objawy lękowe i nie ma potrzeby abym została przyjęta na oddział zamknięty cytuję:

„na oddziale przebywają sami chorzy ludzie, to nie jest miejsce dla Pani”

i tak o pierwszej w nocy z tabletką relanium w woreczku wróciłam do domu, na drugi dzień rano zgłosiłam się na oddział dzienny gdzie byłam już parę lat wcześniej z objawami lekkiej depresji, wtedy zdiagnozowano u mnie również zespół stresu pourazowego PTSD.

Mózg to ciekawy narząd, któregoś dnia postanowił sobie przypomnieć wszystkie traumatyczne wydarzenia z mojego dzieciństwa.

To jednak zupełnie inna historia i nie jestem jeszcze pewna czy ją tutaj opowiem ze względu na poszanowanie prywatności osób w nią uwikłanych.

Między izbą przyjęć, a oddziałem dziennym zadzwoniłam do Pani Karoliny psycholożki z którą miałam konsultację na oddziale wewnętrznym. To Ona poleciła mi żebym w moim stanie zgłosiła się na oddział zamknięty i to Ona rozmawiała ze mną bardzo długo w nocy kiedy zostałam odesłana.

Z perspektywy czasu czuję ogromną wdzięczność za te rozmowy. Uratowały one bowiem wtedy moje życie.

Do dziś mam wizytówkę, którą mi dała.

Wizytówka z motylem.

Błękitny motyl

Karolinie Krzywowskiej

błękitny motyl

usiadł na mej drodze

skrzydła rozłożył

dotknął przeniesienia

odkrył że dusza

czasem cierpi srodze

a przeszłość nie jest

tak bardzo bez znaczenia

swą delikatność

ukazał i siłę

zachwycił sercem

skrzydłem dał wytchnienie

radość przypomniał

gdzieś schowaną w ciszy

wspomnień mej duszy

miłych ukojenie

Terapia

Oddział dzienny w Siemianowicach Śląskich jak każdy miał swój rytm. Swego czasu w tamtym miejscu było wiele różnych działań, które wzmacniały człowieka, który tam trafiał ( terapia grupowa, indywidualna, muzykoterapia, genogram, psychorysunek, społeczność, integracja z drugą grupą oraz proces na tle grupy z dr Jackiem Przyłudzkim). Był to jedyny lekarz psychiatra, który z uwagą i zainteresowaniem słuchał wszystkiego co miałam do powiedzenia.

Jeden z niewielu których wspominam dobrze z całej mojej drogi w roli pacjentki.

Zawsze z szacunkiem do człowieka i uważnością do jego historii. Podziwiałam Jego zaangażowanie. Czułam się ważna w kontakcie z Nim. Był również dyrektorem tej placówki. Niestety zakończył swoją role w tym czasie mojego pobytu i wiele się wtedy zmieniło.

Oczywiście powodzenie zależy w głównej mierze od zaangażowaniapacjenta. Uważam, że każdy idzie w swoim tempie i na miarę swoich możliwości.

Wiele również zależy od ludzi których spotykamy na swojej drodze, od profesjonalistów i to jak jesteśmy przez nich traktowani. Jak czujemy się w kontakcie z nimi i czy jesteśmy w stanie zbudować z nimi relację.

Jeśli jesteś akurat w tej drodze nie oceniaj się zbyt surowo.

Wiem też, że czując się źle człowiek chce jak najszybciej poczuć jakąś ulgę. Rozumiem to doskonale, jednak wszystko wymaga czasu i jest procesem, który trwa.

Pamiętaj o tym i bądź dla siebie cierpliwa (cierpliwy).

Nie jest to łatwe, wręcz bardzo trudne.

Na oddział byłam przywożona, gdyż tak jak pisałam wcześniej nie byłam w stanie samodzielnie się przemieszczać. Z czasem to zmieniałam, ale małymi krokami.

Pamiętam jak postanowiłam, że będę wysiadała jedną ulicę dalej i szłam na drżących nogach tę właśnie jedną ulicę na oddział z myślą, że zaraz upadnę lub umrę po drodze.

W silnej depresji odbiór świata i wszystkie odczucia są pełne przerażenia, lęku i zagubienia. Wewnętrzy świat staje się wielkim koszmarem i piekłem którego nikt nie widzi.

Ktoś kto tego nie przeżył (nie przeżywa) nie jest w stanie nawet sobie tego wyobrazić.

Nie będę tutaj wklejać fachowej literatury ponieważ to książka o moim własnym doświadczeniu zdrowienia i moich przeżyciach z nim związanych.

W późniejszym czasie moją wiedzę bardzo w tym temacie poszerzyłam ze względu na moją ciekawość i poszukiwanie zrozumienia siebie oraz ze względu na wybór mojej drogi zawodowej.

Małe kroki

Z dnia na dzień moje zmagania przynosiły delikatną poprawę. Jednak w tamtym czasie nie widziałam tego jeszcze wyraźnie.

Zaczęłam co dziennie próbować małymi krokami coś zmieniać, co dotyczyło również jedzenia. Zaczęłam od małych porcji, były to głównie zupy kremy lub jakiś owoc.

Od wielu tygodni zanim trafiłam na oddział nic nie jadłam, schudłam około 35 kilogramów.

Na oddziale były obiady, więc czasem coś próbowałam zjeść za namową współpacjentów. Ciągle było mi po jedzeniu niedobrze, a na samą myśl o nim mnie mdliło.

Cały czas miałam ataki paniki i to poczucie zagrożenia i uwięzienia w swoim ciele. Wiem, że każdy inaczej przechodzi depresję, ale to poczucie towarzyszy wszystkim których spotkałam w swojej drodze.

Dla mnie to taka śmierć za życia. Niby życie, które z życiem nic wspólnego nie ma. Totalnie oderwana od rzeczywistości topiłam się w swoim świecie pełnym cierpienia.Często z uśmiechem na ustach.

„ponieważ za uśmiechem można ukryć wszystko”

Starałam się być aktywna, ale nie potrafiłam na głos wypowiedzieć własnych myśli i tego, co się działo. Niezbyt czułam własne emocje.

Tylko wydawało mi się co mam czuć, ale zupełnie nie czułam nic oprócz lęku, złości i tego przerażenia.

Gdy było trochę lepiej nie byłam w stanie o tym opowiedzieć.

Miałam wtedy taki pomysł, że jak wypowiem to na głos to naprawdę się stanie lub ktoś uzna, że nie mogę sprawować władzy rodzicielskiej i stracę dziecko.

Co dziennie wyznaczałam sobie Wielki Cel.

Oczywiście gdy człowiek jest zdrowy to żaden wysiłek.

Moje Wielkie Cele to na przykład:

wstanie z łóżka

wyniesienie śmieci

zrobienie sobie herbaty

wyjście poza bramę domu

przejście w towarzystwie jednej ulicy

zabawa z synem

Później kładłam się i spałam parę godzin. A po zajęciach na oddziale na początku tylko spałam.

Jeśli jesteś w tym miejscu i czujesz, że nie poradzisz sobie to chcę Ci powiedzieć, że to podpowiada Ci Twoja choroba i nie jest to prawdziwe choć w odczuciu bardzo dotkliwe.

Wierzę w to, że masz w sobie niewiarygodnie wielką siłę nawet jeśli w to nie wierzysz i wiem, że jesteś w stanie sobie poradzić jak ja.