Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zostaw troski! Nie staraj się wszystkiego udźwignąć. Nie zamartwiaj się na zapas, tylko uśmiech warto magazynować...
Zostaw troski! Pewnie nie wszystkie odejdą, ale niektóre się Tobą znudzą.
Skup się na pięknie i radości życia, tylko one warte są Twojej uwagi...
Zamiast mówić: „Mam problem!”, powiedz mi, co pięknego Cię dzisiaj spotkało...
Anselm Grün ur. w 1945 r., doktor teologii, benedyktyn, zarządza opactwem w Münsterschwarzach. Jako znany doradca duchowy prowadzi kursy medytacji uwzględniające psychoterapie, kontemplacje i post. Autor licznych publikacji.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 90
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Lass die Sorgen – sei im Einklang
Einfach leben
Copyright © Verlag Herder Freiburg im Breisgau 2006
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Jedność, Kielce 2008
Tłumaczenie
Ewa Piasta
Redakcja i korekta
Barbara Orlicz
Redakcja techniczna
Wiktor Idzik
Projekt okładki
Justyna Kułaga-Wytrych
ISBN 978-83-7660-529-6
Wydawnictwo Jedność
25-013 Kielce, ul. Jana Pawła II nr 4
Dział sprzedaży: tel. 041 349 50 50
Redakcja: tel. 041 368 11 10
www.jednosc.com.pl
e-mail: [email protected]
Czego potrzebujemy, żeby stać się naprawdę szczęśliwymi? Niewiele, stwierdza żydowski filozof religii, Abraham J. Heschel (1907-1972). Właściwie niczego, co od dawna by już nie istniało. „Liczy się tylko Bóg, dusza i chwila. Te trzy są zawsze obecne. Życie chwilą obecną jest błogosławieństwem, życie w prostocie jest święte”. Abraham Heschel był nie tylko wielkim uczonym. Był również mądrym nauczycielem życia, który zrozumiałym i prawie poetyckim językiem potrafił wyrazić trafnie to, co najważniejsze. Był przekonany, że tylko te trzy „rzeczy” decydują o sensownym życiu. Niczego więcej nie potrzeba.
W tej książeczce chciałbym zająć się jedynie trzema sprawami. Wierzę, że będą one pomocne w życiu i sprawią, iż można je będzie nazwać bardziej udanym. A chodzi o uwolnienie się od trosk, życie w harmonii z samym sobą oraz życie w prostocie. Łączą się one ze sobą i mocno wzajemnie się warunkują.
Abym mógł żyć w harmonii z samym sobą, muszę pozostawić troski, ponieważ mają one to do siebie, że wywierają na człowieka zły wpływ, męczą mnie. Rozdzierają wewnętrznie, przeszkadzają mi w wewnętrznej integracji. Muszę się od nich uwolnić, odrzucić je od siebie, osiągnąć harmonię i prostotę. Chodzi tu o sztukę połączenia wielu tonów w jednolity dźwięk, o zharmonizowanie ich. Kto połączy w sobie te tak różne tony, ten stanie się prosty i skromny, i to w taki sposób, w jaki rozumieli tę skromność ojcowie Kościoła. Będzie ostatecznie jednością z „pradźwiękiem”, osiągnie jedność z Bogiem – początkiem i źródłem wszelkiego istnienia. I z głębi tej jedności będzie czerpał życie, jako człowiek całkowicie zintegrowany i pełen prostoty, gdyż stał się czysty i przejrzysty tak, iż ukazuje sobą Jedynego.
Abraham Heschel mówi, że „bycie w chwili obecnej” jest błogosławieństwem. Co on przez to rozumie? Prawdopodobnie rzecz następującą: Kto żyje chwilą obecną i jest na niej w pełni skoncentrowany, ten staje się błogosławieństwem dla tych ludzi, z którymi się spotyka. W trudnych sytuacjach nie musi wcale robić dla ludzi niczego szczególnego. On po prostu jest obecny przy tym, kto potrzebuje tej obecności, przy chorym, który jest zdany na drugiego. Jest kimś, obok którego się wytrzymuje bez wypowiadania pobożnych słów i pragnienia, aby wytłumaczyć swoją chorobę jakimiś sentencjami czy aforyzmami. Będzie trwał przy człowieku będącym w żałobie, którego nie można pocieszyć i który nie zniósłby jakichkolwiek pocieszających słów. Kto jest zrozpaczony, chciałby mieć u swojego boku kogoś, kto by mu po prostu towarzyszył, nic nie mówiąc, nie wyjaśniając, bez presji oczekiwania, że smutek musi ustąpić.
Kto po prostu jest, bez interesów skierowanych na konkretny cel, ten stanowi również błogosławieństwo dla stworzeń, gdyż żyje z nimi w harmonii. Nie będzie ich wyzyskiwał czy wykorzystywał dla siebie. Będzie po prostu trwał ze stworzeniem i w jedności z nim. Będąc cząstką natury, rozkwitnie również jako człowiek niepowtarzalny. Stanie się błogosławieństwem dla swojego otoczenia. Abraham Heschel przypisuje życiu w prostocie jeszcze inną jakość, która z początku brzmi może dla nas obco: świętość. Życie ciche, proste i skromne jest czymś świętym. Jeśli przyjrzymy się bliżej temu słowu i jego znaczeniu, lepiej zrozumiemy, co kryje się w jego głębi. Niemieckie słowo „heilig” – święty – pochodzi od „heil” – cały, nieuszkodzony, bez szwanku. Kto żyje prosto i zwyczajnie, nie jest rozdarty, ale zintegrowany. Pogodził się z tym, kim jest. Żyje jakąś pełnią. Łacińskie słowo „sanctus” to święty. Pochodzi ono od „sanctire” – oddzielać, odsunąć od świata. Święte jest tym, co zostało odsunięte od świata, nad czym świat nie ma władzy. Kto żyje w prostocie, jest całkiem u siebie. Świat nim nie kieruje. Należy do samego siebie i do Boga. Greckie słowo „hagios” ma podobne znaczenie. Od niego pochodzi niemieckie słowo „Gehege” – zagroda, rewir i „behaglich” – błogo, przyjemnie, przytulnie. W świętym miejscu czuję się przyjemnie i wiem, że jestem bezpieczny. Zwyczajne i skromne życie jest święte. To zdanie oznacza dla mnie życie chwilą obecną, pełne skoncentrowanie na niej, zanurzenie w Bogu. To czyni mnie świętym, uwalnia od władzy świata, od władzy namiętności i instynktów, od władzy niepohamowanej żądzy uznania i sukcesu. To skromne i proste życie spełnia się w oddzieleniu, w Bożym schronieniu, gdzie jest przyjemnie i przytulnie. Tam czuję się u siebie.
Heinrich Spaemann zwraca uwagę na to, że w Biblii słowo święty pojawia się po raz pierwszy w związku z siódmym dniem stworzenia. Bóg uświęca dzień siódmy. „Wtedy Bóg pobłogosławił ów siódmy dzień i uczynił go świętym; w tym bowiem dniu odpoczął po całej swej pracy, którą wykonał, stwarzając” (Rdz 2,3). Świętość siódmego dnia ma swój najgłębszy sens w odpoczynku Boga. Jest to odpoczynek od wykonanych dzieł. Ten spokój jest święty. W nim jestem wolny od presji zdobywania osiągnięć. Mogę cieszyć się samym istnieniem. Po prostu żyję. To jest święte. Jeśli po prostu tylko żyjemy, mamy udział w ciszy szabatu Boga. Jesteśmy wtedy wolni od wszelkich trosk. Tworzymy harmonię ze sobą samym, z Bogiem i z chwilą obecną. Porzucenie trosk wprowadza nas w ciszę szabatu Boga, w życie w harmonii z naszym najgłębszym ja, w pełnię obecności w chwili obecnej, co właśnie jest świętością. Serce szuka tej ciszy i wewnętrznego zadowolenia. A czymże innym jest szczęście, jak nie tym pokojem serca?
Język jest skondensowanym doświadczeniem. Każdy naród ujął i wyraził w języku swoje doświadczenia. Jeśli wsłuchamy się w język, usłyszymy także, jakie struny drgają jeszcze w słowie „troska”. Greckim odpowiednikiem tego słowa jest „merimna”, co oznacza zatroskane obchodzenie się z czymś, trwożliwe oczekiwanie na coś, strach o coś. Troska odnosi się więc do przyszłości i jest związana z obawą przed tym, co może nastąpić. Człowiek ze strachu staje się pełen trosk. Niemieckie słowo troska „Sorge” wzięło swoje podstawowe znaczenie od zmartwienia, zgryzoty („Kummer” lub „Gram”). Jest spokrewnione z rdzeniem „serg”, który oznacza również chorobę. Jeśli jakaś matka mówi, że martwi się o syna, jest wtedy pełna troski, zgryzoty. Czasami mogą stać się one powodem choroby.
Jak możemy ustrzec się od trosk mogących wywołać chorobę? Istnieje zdanie, które w naszym społeczeństwie, gdzie tak bardzo liczą się wszelkie ubezpieczenia i zabezpieczenia, może oddziaływać prowokująco: (…) „Nie martwcie się o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać” (Mt 6,25). Jezus wypowiada to zdanie w Kazaniu na Górze. Wskazuje na ptaki na niebie i na lilie na polu, o które troszczy się sam Bóg. Co to oznacza w społeczeństwie, które samo siebie nazywa „społeczeństwem ryzyka” i w którym branża ubezpieczeniowa przeżywa niebywały rozkwit. Czy wszystko nie jest kwestią odpowiedzialności? Ojciec rodziny musi troszczyć się o swoją rodzinę, żeby dzieci mogły studiować i otrzymać wykształcenie. Każdy musi zadbać o swoją starość. Czy wezwanie Jezusa jest więc czymś nierealnym? Jezus z pewnością nie chce, abyśmy żyli tylko dniem dzisiejszym i nie brali odpowiedzialności za nasze życie. On zachęca nas do innego sposobu patrzenia, kiedy mówi, żebyśmy byli pełni wdzięczności i zaufania, że Bóg się o nas troszczy. Jako powód podaje: „Kto z was, martwiąc się, może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia?” (Mt 6,27). Żyj w harmonii ze sobą i z Bogiem, a wtedy twoje życie będzie udane.
Wewnętrzny niepokój jest najgłębszym powodem troski, a nie tylko jej zjawiskiem towarzyszącym. Dlatego filozofia stoicka dążyła ku temu, aby prowadzić ludzi do wewnętrznego pokoju. Chciała uwolnić człowieka od niepotrzebnych zmartwień. Epiktet, przedstawiciel filozofii stoickiej, którego chętnie cytowali dawni mnisi, twierdził: „To, co nas, ludzi, niepokoi, to nie sprawy, ale nasze sądy o nich”. Martwimy się na przykład tym, czy aby nie będzie padało jutro w czasie wycieczki. Deszcz nie musi nas jednak niepokoić. Chodzi tutaj o nasze zdanie na temat deszczu. Jeśli spojrzymy na niego pozytywnie, wtedy również w czasie deszczu wycieczka będzie udana. Niepokoimy się też czasami, czy podjęta przez nas decyzja była słuszna. Jednak nie sama decyzja stanowi problem, ale nasza interpretacja jej. Jeśli definiujemy się z pozycji jakiegoś ideału, a mianowicie, że nasze decyzje muszą zawsze być absolutnie prawidłowe, to wtedy ciągle jesteśmy pełni trosk i obaw. Jeśli jednak z dobrą intencją zrobimy wszystko, co w naszej mocy i pozostawimy to Bogu, zmartwienia i troski znikną.
Tłumienie z reguły w niczym nie pomaga. Można wprawdzie spróbować zamknąć drzwi za problemami, ale to na nic się przyda. Johann Wolfgang von Goethe (1749-1832), niemiecki poeta i pisarz, widział to bardzo wyraźnie: „Troska wkrada się przez dziurkę od klucza”. Nie jest tak łatwo strzec się przed zmartwieniami. Mogę spróbować za pomocą rozumu pozbyć się troski o przyjaciela będącego w podróży. Mogę pozwolić dzieciom na jakieś przedsięwzięcie i próbować się nie martwić. Jednak zmartwienia nie daje się tak łatwo wymazać. Jeśli uważam, że drzwi mojego domu życia dobrze zamknąłem przed zmartwieniami, wślizną się one przez dziurkę od klucza. Wieczorem powierzam troski Bogu. Kiedy budzę się rano, troska zjawia się z powrotem. Być może zakradła się w czasie, gdy spałem. Istnieją takie miejsca, takie „dziurki od klucza”, które stanowią dostęp i jakby drzwi do naszej duszy. Nie jestem w stanie raz na zawsze zamknąć się przed zmartwieniem. Muszę je ciągle od nowa prosić, aby opuściło mój dom. Jednak wiem, że nigdy się go całkowicie nie pozbędę. Być może jakąś pomocą będzie zmiana perspektywy?
Goethe ukazuje w następującym dwuwersie inny sposób patrzenia na troskę:
„Jeśli nie chcesz mnie opuścić,
trosko, uczyń mnie więc mądrym”.
Za tymi słowami kryje się doświadczenie, że troska nie pozwala mi cieszyć się szczęściem. Ponieważ nie jestem w stanie całkiem pozbyć się jej z domu mojej duszy, powinna przynajmniej wykonać pozytywne zadanie w moim wnętrzu, czyli obdarzyć mnie mądrością. Zmartwienie może mnie nauczyć ostrożności, aby nie zostało zniszczone szczęście w moim życiu. Jeśli troska doprowadziła mnie do mądrości, wówczas wypełniła swoje zadanie. Przypomina mi o konieczności budowania domu mojego życia na mocnym i twardym gruncie, a nie na piasku iluzji. Taki jest według Jezusa sens mądrości. Człowiek mądry buduje swój dom na skale, a nie na piasku. Troska była dla Goethego najwyraźniej mistrzynią i nauczycielką mądrości. Możemy uczyć się od niego, jeśli zmartwienie pojawi się przed naszymi drzwiami lub stanie pośrodku naszego domu.