Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Podobnie jak każda pora roku jest pełna swoistego uroku, tak i każdy okres życia człowieka posiada własne, odrębne piękno i znaczenie. Anselm Grün udziela wskazówek, dzięki którym każdy odkryje swą własną drogę, drogę mądrości niezbędnej na poszczególnych etapach życia. Wsłuchując się w jego rady, posiądziemy sztukę bycia dojrzałym, zrozumiemy, że życie jest teraz. Zobaczymy, że nasze życie jest naprawdę dobre wyłącznie wtedy, kiedy uświadamiamy sobie własną niepowtarzalność i gdy w głębi serca czujemy, że jest ono wspaniałą przygodą.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 192
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Leben ist jetzt
Die Kunst des Älterwerdens
Copyright © Verlag Herder GmbH, Freiburg im Breisgau 2009
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Jedność, Kielce 2011
Tłumaczenie
Ryszard Zajączkowski
Redakcja i korekta
Michał Rowiński
Redakcja techniczna
Wiktor Idzik
Projekt okładki
Justyna Kułaga-Wytrych
Zdjęcie na okładce
© kwest, shutterstock.com
ISBN 978-83-7660-531-9
Wydawnictwo Jedność
25-013 Kielce, ul. Jana Pawła II nr 4
Dział sprzedaży: tel. 41 349 50 50
Redakcja: tel. 41 349 50 00
www.jednosc.com.pl
e-mail: [email protected]
Dojrzewamy, starzejemy się… Proces ten zaczyna się przecież już na samym początku naszego życia i nic tego nie zmieni. Ale to, w jaki sposób ów proces się dokonuje, czy dobrze nam się udaje, to już zupełnie inna sprawa. To jeden z najtrudniejszych rozdziałów sztuki życia. Nie jest czymś oczywistym. Musimy się tego nauczyć, a umiejętność ta wiąże się z wiedzą i mądrością. Aby posiąść tę sztukę, trzeba zrozumieć, co się dzieje w nas i z nami w tym procesie. Trzeba przede wszystkim zrozumieć, że nigdy nie dojrzewamy tylko dla siebie, że zawsze dojrzewa się dla innych, ponieważ całe nasze życie wnosi w ten świat coś, co ubogaca życie innych ludzi.
Platon twierdził, że sztuka jest naśladownictwem. Miał tu na myśli naturę, którą artysta powinien naśladować w swoich dziełach. Zgodnie z tym sposobem myślenia natura uczy nas również, w jaki sposób mamy dobrze dojrzewać. Symbolem późnego wieku jest jesień, czas, kiedy zbiera się plony. I my jako dojrzali ludzie z wdzięcznością możemy patrzeć na owoce, jakie przyniosło nasze życie. Jesień jest bardziej kolorowa niż wszystkie pozostałe pory roku. I są to barwy łagodne. To jest właśnie lekcja, jakiej udziela nam natura: dobrze starzeje się ten, kto łagodnieje, nie tylko w swoich sądach, ale też w całej swojej istocie. Ktoś taki odkrywa jednocześnie, że jego życie wewnętrzne staje się bogatsze, barwniejsze, często tak pełne światła jak złocisty październik. Ale spojrzenie na naturę ukazuje nam coś jeszcze: elementem sztuki dojrzewania jest także umiejętność tracenia, porzucania, tak jak drzewa zrzucają liście i pozwalają spaść im na ziemię, aby mogły się stać pożywieniem dla korzeni nowego życia.
W słowie „dojrzewanie” zawarte jest jeszcze coś istotnego, coś pozytywnego: dojrzewanie nie jest statyczne czy też raz na zawsze ostatecznie zakończone. Jest to pewien ruch: coś w człowieku nieustannie się staje, wciąż coś rośnie.
To, że ktoś jest stary, oznacza dwie rzeczy. Po pierwsze, zestarzał się. Dostrzegamy jego słabości, ale jest to tylko jedna strona tego procesu. Druga strona wygląda tak, że gdy ktoś jest stary, mówimy, iż ma swoje lata. Jeśli odczytamy to stwierdzenie dosłownie, to zauważymy, że człowiek stary w pewnym sensie panuje nad swoimi latami, posiadł je, tak jak można posiąść mądrość. Wszystko, co przeżył, należy całkowicie do niego. Nie musi już niczego udowadniać. Rozkoszuje się samym istnieniem. Jest obecny, po prostu on sam.
Dziś, kiedy liczy się wyłącznie młodość, pomniejszanie wartości wieku odbija się również w naszym języku. Właśnie dlatego jest tak ważne, by mówić o dojrzewaniu i starzeniu się w taki sposób, który jest zgodny z ich naturą, z ich pozytywnym znaczeniem.
Święty Augustyn powiada, że starzejemy się od momentu naszych narodzin. Liczba danych nam dni zmniejsza się. Nie jest to proces, który można jakoś ująć statycznie albo jednoznacznie uchwycić, lecz trwa on całe życie. Jest to nie tylko proces słabnięcia, ale również dojrzewania, pozytywnego ruchu, stawania się lepszym.
I znowu natura pragnie nam coś ukazać. Podobnie jak każda pora roku jest ważna i odgrywa istotną rolę, tak i każdy etap życia człowieka posiada własne, odrębne znaczenie. Wiosna symbolizuje początek życia, świeżość i żywotność, lato oznacza pełnię życia, jesień barwność i zbieranie plonów, zima zaś symbolizuje ciszę i spoczynek, które umożliwiają powstanie nowego życia.
To dobrze, gdy w poszczególnych fazach życia żyje się właśnie tym, co dla nich właściwe. Młody człowiek musi akcentować inne wartości niż człowiek stary. Wprawdzie powiada się, że młodość jest darem, natomiast starzenie się zadaniem, ale również młody człowiek musi wypełniać zadanie, jakie stawia przed nim młodość. Ono zaś polega na tym, by walczyć, by zdobywać życie dla siebie oraz by odnaleźć własną tożsamość. Jeśli stary człowiek wciąż jeszcze walczyłby o swoje miejsce w życiu, byłoby to dla nas raczej śmieszne. Każdy potrzebuje wyczucia tego, co dla niego właściwe, co jest w stanie urzeczywistnić w obecnej fazie swojego życia.
Jak już wspomniałem, jesienią zbiera się plony. Podobnie w przypadku ludzi: w jesieni życia najważniejsze jest dojrzewanie owocu, którym się radujemy i rozkoszujemy, ale który ubogaca też innych, osładza również ich życie. Mówiąc o starzeniu się, musimy więc myśleć nie tylko o opuszczających nas siłach, lecz również o czymś zupełnie przeciwnym: że aż do późnego wieku możemy się nieustannie rozwijać, dojrzewać, spełniać.
Znany badacz starości Paul Baltes chętnie opowiadał pewną anegdotę związaną z Arturem Rubinsteinem. Ponoć ten 80-latek został pewnego razu spytany, w jaki sposób w tak podeszłym wieku jest w stanie być wciąż tak niezwykle dobrym koncertującym pianistą. W odpowiedzi artysta wspomniał o trzech zasadach, które wciąż jeszcze pozwalają mu dobrze grać na fortepianie: wybór, optymalizacja, równowaga. Poprzez dobór istotnych dla siebie utworów ograniczył swój repertuar – dokonał zatem wyboru. Dzięki tej selekcji jest w stanie ćwiczyć te wybrane utwory częściej i intensywniej niż dawniej, przez co poprawia swoją technikę – jest to zatem optymalizacja. A ponieważ nie był w stanie grać wybranych utworów w tak szybkim tempie jak niegdyś, zastosował artystyczny trik: przed szczególnie szybkimi pasażami zwalniał tempo, dzięki czemu w porównaniu z poprzednimi fragmentami pasaże te sprawiały wrażenie wystarczająco szybkich. Jest to bardzo skuteczna forma kompensacji oraz element pozytywnej strategii. Zaprzecza to również stereotypowi, jakoby starzenie się było naznaczone wyłącznie rezygnacją oraz kurczeniem się. Ograniczenie się do nielicznych celów, jednak podążanie ku nim w bardzo energiczny sposób i poszukiwanie przy tym odpowiednich rezerw wewnętrznych i zewnętrznych – oto sztuka dobrego starzenia się.
To, co Artur Rubinstein opisał jako tajemnicę swojej sztuki, nie odnosi się wyłącznie do artystów, lecz dotyczy każdego, kto odczuwa brzemię swego wieku. Możliwe, że taki człowiek nie jest już w stanie dokonywać tylu rzeczy, co kiedyś. Musi zatem wybrać to, co dla niego istotne, aby lepiej spożytkować swoje siły. Musi to przeżywać świadomie i całkowicie się temu poświęcać. Oczywiście potrzebuje też sprawdzonych metod radzenia sobie z deficytami. Niektóre luki w swej wiedzy musi uzupełniać doświadczeniem, a braki w sprawności fizycznej wyrównać umiejętnością działania z niewielkim nakładem energii.
Zwykło się mówić, że żyje się tylko raz. Oznacza to, że życie każdego człowieka jest niepowtarzalne. Każdy jest jedyny w swoim rodzaju. Romano Guardini uważa, że Bóg skierował do każdego człowieka słowo klucz, które „pasuje” wyłącznie do tej osoby. W każdej fazie życia naszym zadaniem jest sprawić, aby to unikalne słowo, które Bóg do nas skierował, stało się słyszalne. Nasze życie będzie naprawdę dobre wyłącznie wtedy, kiedy uświadomimy sobie własną niepowtarzalność i gdy w głębi odczujemy, że żyjemy tylko raz. Jezus w swoich kazaniach wielokrotnie napominał nas, byśmy się obudzili i żyli naprawdę – nie kiedyś, lecz teraz, ponieważ dano nam tylko jedno życie i nie możemy go przespać. Życie toczy się zawsze teraz: nie powinniśmy żyć z dnia na dzień, lecz kroczyć przez świat z otwartymi oczami i świadomie odciskać ślad swojego życia w tym świecie.
Niektórych ludzi ogarnia lęk, kiedy uświadomią sobie, że dano im tylko jedno życie. Upychają więc w nim wszystko, co ma dać szybką przyjemność. Dla nich starzenie się jest prawdziwą katastrofą, ponieważ w podeszłym wieku na wszystko może być już za późno. Ale tracą przez to umiejętność prawdziwego rozkoszowania się życiem w każdej jego chwili. Wpatrują się uporczywie w swoje zbyt krótkie życie i sądzą, że muszą w nim doznać spełnienia wszystkich swoich tęsknot. A ponieważ nigdy im się to nie uda, bo tęsknota nie ma granic, żyją w coraz bardziej gorączkowym tempie i jednocześnie są coraz mniej zadowoleni.
Zapewne niejeden chciałby uniknąć tej niepowtarzalności i nieodwołalności swojego życia, wierząc w ponowne przyjście na ziemię, w reinkarnację. Jednak dla mnie oznacza to ucieczkę przed niepowtarzalnością życia. Zamiast żyć świadomie i intensywnie, robię sobie nadzieję, że otrzymam jeszcze jedną szansę na poprawienie wszystkich błędów. Ale w ten sposób pomija się drugą stronę nauki o reinkarnacji, a mianowicie fakt, że poprzez życie niewłaściwie przeżyte tu i teraz nasze przyszłe życie obciąży zła karma.
Bardziej sympatyczne wydaje mi się inne rozwiązanie: kiedy ludzie pojmują niepowtarzalność swojego życia jako zaproszenie do tego, by świadomie żyć tym unikalnym życiem i delektować się nim, doświadczać go we wszystkich jego przejawach i kształtować je tu i teraz, w każdej fazie. Żyję tylko raz. Jest to również wyzwanie, by kształtować życie tak dobrze, jak to tylko możliwe. A sztuka przeżywania owego niepowtarzalnego życia w sposób świadomy i intensywny nie rozpoczyna się od wkroczenia w podeszły wiek. Już od pierwszego dnia, od chwili naszych narodzin z każdym dniem dojrzewamy, starzejemy się. Dlatego sztuka życia polega właśnie na sztuce dojrzewania: na tym, by poddać się wewnętrznemu procesowi przemiany życia. Celem tej przemiany jest to, byśmy coraz mocniej wrośli w niepowtarzalną i unikalną postać, jaką przewidział dla nas Bóg.
Sztuka dojrzewania polega na tym, by we wszystkich doświadczeniach naszego życia, również we wszystkich dysonansach, poszukiwać własnej melodii, w której rozwiążą się wszelkie napięcia, jakich w sobie doświadczamy. W tej sztuce możemy się ćwiczyć przez całe życie, nie zaczyna się ona od stabilizacji zawodowej czy przejścia na emeryturę. W podeszłym wieku ukazują się jedynie w bardziej jaskrawy sposób te kwestie, które właściwie odnoszą się do całego życia. Przecież w końcu nie żyjemy po to, by zachować młodość, lecz by się zestarzeć.
Erich Fromm porównuje nasze życiowe zadanie do narodzin: naszym zadaniem jest narodzić się w pełni. Do tego wyobrażenia odniósł się Leonardo Boff, kiedy w tekście opublikowanym z okazji swoich siedemdziesiątych urodzin napisał: „Podeszły wiek jest ostatnim etapem ludzkiego wzrastania. Rodzimy się w pełni, ale nigdy nie jesteśmy dokończeni. Musimy dopełnić naszych narodzin, urzeczywistniając naszą egzystencję, otworzyć drogi, przezwyciężyć trudności i ukształtować naszą drogę życia. Wciąż jesteśmy w procesie stawania się. Zaczynamy od narodzin. W ciągu naszego życia rodzimy się nadal stopniowo, aż wreszcie narodziny się dopełnią. Podeszły wiek jest ostatnią okazją, jaką oferuje nam życie, by zakończył się rozwój, dojrzewanie i wreszcie narodziny”. Starzenie się stanowi element tego całościowego życiowego procesu.
Niniejsza książka nie jest książką o starości, lecz raczej o życiowym procesie dojrzewania. W dalszej części nie zamierzam przedstawiać ani żadnych poglądów medycznych, ani systematycznego opisu starzenia się. Pragnę raczej zająć się tymi kwestiami, które poruszyły mnie w trakcie rozmów z różnymi ludźmi i które wypłynęły w moim życiu przez proces starzenia się. Oczywiście nie jestem w stanie udzielić żadnych ostatecznych, jednoznacznych odpowiedzi. Pragnę tylko podjąć próbę udzielenia wskazówek, byście Wy, droga Czytelniczko i drogi Czytelniku, mogli odkryć w sobie drogę, która poprowadzi Was przez wszystkie etapy życia do życia prawdziwego, czyli do życia, którego nie zniszczy śmierć.
Czas to życie. Nasze starzenie się jest uwarunkowane również tym, że wydaje się nam, iż odczuwamy upływ czasu. Jesteśmy tego świadomi podobnie jak przesypywania się piasku w klepsydrze. Wraz z tym, jak przybywa nam lat, czujemy, że czas płynie coraz szybciej. Kiedy nagle spotykamy przyjaciół z dzieciństwa czy młodości i dostrzegamy, jak się zmienili i jak czas wyrył swoje ślady na ich twarzach, wtedy – przeglądając się w tych twarzach – uświadamiamy sobie, że minione lata pozostawiły swój ślad również w nas. Hugo von Hofmannsthal, pisarz austriacki, autor libretta do opery „Kawaler srebrnej róży”, bardzo dużo rozmyślał na temat przemijającego czasu. Marszałkowa w „Kawalerze srebrnej róży” stwierdza, że czas to dziwna rzecz. Kiedy żyje się ot tak, z dnia na dzień, sam w sobie nic nie znaczy. A potem, nagle, nie czuje się już nic poza nim; otacza nas ze wszystkich stron i jest w środku nas. Powoli sączy się w twarzach, w lustrze, płynie pomiędzy nami jak w klepsydrze, bezgłośnie, niepowstrzymanie. Aż chce się wstać z łóżka w środku nocy i zatrzymać wszystkie zegary… Zegary można zatrzymać, ale czas biegnie dalej.
Z biegiem lat coraz częściej doświadczamy tego szczególnego wrażenia, że czas przecieka nam między palcami, że zostaje nam go coraz mniej. To doświadczenie ograniczonego i skończonego czasu niektórych napawa lękiem. Reagują oni paniką i nie chcą zaakceptować rzeczywistości. Próbują tuszować ślady mijającego czasu, używając kremów wygładzających zmarszczki lub decydując się na lifting swojej wiotczejącej skóry. Inni rzucają się w wir pośpiechu i zajęć. Pragną jak najintensywniej wykorzystać czas, jaki im pozostał, upychając w nim wszystko, co tylko możliwe. A jednak wciąż mają wrażenie, że czas jak gdyby przed nimi ucieka, coraz szybciej i nieodwołalnie. Staje się on wtedy przeciwnikiem, z którym podejmują walkę, a nie jest to takie obcowanie z czasem, jakie zaleca nam Jezus lub do jakiego zachęca nas filozofia grecka.
Grecy nadali swojemu doświadczeniu związanemu z czasem formę mitu. Poprzez opowiadanie uwydatniono w nim wzbudzający lęk aspekt czasu jako siły pochłaniającej, czyli to, czego doświadczamy aż do dzisiaj w swoim życiu i co stanowi dla nas tajemnicę czasu. Ów starożytny mit opowiada nam o prabogu Chronosie, który pożarł swoje dzieci ze strachu przed tym, że mogłyby zgłosić pretensje do tronu. Jednak jego małżonka Rea przechytrzyła go. Kiedy Chronos urodził Zeusa, zawinęła w pieluszki ogromny kamień i gdy Chronos połknął kamień, Zeus mógł go pokonać. Dzisiaj mówimy jeszcze o chronometrze, czyli mierniku czasu. Greckie chronos to czas odmierzany, pojmowany ilościowo, którego wciąż jest zbyt mało; czas, który nas pochłania, czas, który traktujemy jak wroga.
Ale nie jest to cała mądrość Greków związana z doświadczeniem czasu. Znali oni również inne słowo na określenie czasu: kairos, czyli czas przyjemny, który jest okazją i szansą. Właśnie w tym greckim sposobie pojmowania czasu Jezus zawsze mówi o kairos, o czasie przyjemnym, czasie wypełnionym. Jest to czas, który został nam dany i z którego wolno nam korzystać. To, czy będziemy traktować czas jako chronos, czy jako kairos, zależy wyłącznie od nas oraz od naszego nastawienia wobec czasu. Jeśli żyjemy całkowicie chwilą, tym, co trwa teraz, wtedy doświadczamy czasu jako kairos – czasu przyjemnego, który został nam podarowany. Czujemy przedsmak tajemnicy czasu, którego nie jesteśmy w stanie zatrzymać, ale który należy jednak do nas w danej chwili. Oddychamy w czasie, odczuwamy w czasie, mamy poczucie czasu.
Starzenie się będzie udane wyłącznie wtedy, kiedy świadomie doświadczymy czasu i przemyślimy naszą relację względem niego.
Zwykło się mówić, że z punktu widzenia dziecka życie jest nieskończenie długą przyszłością, natomiast z punktu widzenia człowieka starszego – bardzo krótką przeszłością. Pewne jest jedno: doświadczenie czasu zmienia się wraz z tym, jak przybywa nam lat. Dzieci nie mogą się wprost doczekać, kiedy przyjdą święta Bożego Narodzenia. Dla nich czas bardziej się dłuży. Kiedy myślą o swoich następnych urodzinach czy nawet o ostatnim dniu szkoły, wtedy odnoszą wrażenie, że chwila ta jest nieskończenie odległa. Często nie są nawet w stanie sobie tego wyobrazić. Ludzie starsi mają całkowicie odmienne odczucia. Powiadają: „I znowu minął rok. Minął dużo szybciej, niż myślałem”. Dlaczego dzieci i starsi tak odmiennie postrzegają czas? Mogę tylko snuć przypuszczenia. Dzieci mają czas wciąż jeszcze przed sobą. Pragną żyć swoim życiem. Są one całkowicie nastawione na przyszłość. Małe dzieci żyją wyłącznie chwilą obecną. Jednak gdy tylko zaczną zdawać sobie sprawę z czasu i uświadomią go sobie, zaczynają żyć, myśląc o przyszłości, o czekających ich wakacjach, o nadchodzącym święcie. Od wydarzenia, które ma nastąpić, oczekują ubogacenia swojego życia, a jest to związane z faktem, że już przynajmniej raz dane im było doświadczyć urodzin i Bożego Narodzenia jako cudownych uroczystości. Teraz tęsknią za tym, by to święto znowu nadeszło, a czas oczekiwania zawsze im się dłuży.
Ludzie starsi sporo już przeżyli. Mają za sobą długą przeszłość i dość często błądzą w niej myślami. Szczególnie wtedy, kiedy ich małżonek umrze lub kiedy teraźniejszość nie może im zbyt wiele zaoferować, żyją swymi wspomnieniami. Przebywanie w przeszłości sprawia, że czas płynie szybciej. Starsi mniej czekają na przyszłość, próbując dać sobie radę z codziennym życiem. Aby móc sobie z nim poradzić, czerpią siłę ze wspomnień o czasach, kiedy kształtowanie każdego dnia przychodziło im dużo łatwiej. Ponieważ żyją, czerpiąc z przeszłości, teraźniejszość szybciej przemyka obok nich. Przyszłość nie jest już dla nich tak istotna. Myślenie o niej konfrontuje ich z ich własną śmiercią i dlatego wolą żyć przeszłością. To ona stanowi źródło, z którego czerpią.
Jednak wśród ludzi starszych są i tacy, którzy narzekają na fakt, że nic się nie dzieje. Po prostu siedzą i czekają na to, by przyszedł ktoś, kto odświeży ich słabnące siły życiowe i wypełni otaczającą ich pustkę. A zatem to, w jaki sposób stary człowiek doświadcza czasu, zależy zawsze od tego, jak potrafi żyć. Jeśli funkcjonuje on tylko w ten sposób, że czerpie z innych ludzi, jeśli czuje, że żyje wyłącznie wtedy, gdy inni z nim rozmawiają i odwiedzają go, to dla takiego człowieka czas będzie ział pustką i nudą i ciągle będzie się dłużył. Kto jednak wypełni chwilę teraźniejszą dobrymi wspomnieniami z przeszłości, temu czas będzie mijał szybciej, tak że aż będzie zdziwiony, że minął kolejny rok.
Ale niektóre ze starszych osób całkowicie żyją chwilą obecną. Są one zajęte tym, by dobrze przeżyć obecny dzień. Mają swoje stałe rytuały, które nadają ich życiu określony rytm i dzięki temu mija im dzień za dniem. Czują się w swoim życiu jak w domu, nawet jeśli nie zawsze oferuje im ono coś nowego. A może właśnie dlatego. Również takim ludziom czas mija szybciej niż dzieciom, które chętnie przeskoczyłyby teraźniejszość, przez co czas dłuży im się jeszcze bardziej.
Nasze postrzeganie czasu zmienia się wraz z tym, jak upływa nasze życie. Inne jest również odniesienie do życia w przypadku dzieci i ludzi starszych, a inne u ludzi czynnych zawodowo: ci ostatni mają poczucie, że ich czas posiada sztywną strukturę. Ich praca zmusza ich do tego, by codziennie wstawali o tej samej porze i udawali się do pracy, która wymaga regularności. Jest tak oczywiście również wtedy, gdy ich czas pracy dzieli się na ranne i popołudniowe zmiany – także w takiej sytuacji rytm życia jest wyznaczany głównie przez pracę. Odczuwanie czasu w przypadku ludzi pracujących jest natomiast uzależnione od tego, jak dalece rytm pracy jest zgodny z ich własnym wewnętrznym rytmem. Niezależnie od tego, jak skutecznie udaje im się dopasować do tego narzuconego im rytmu, ich czas i tak jest wyznaczany przez czynniki zewnętrzne. Często w tygodniu tęsknią za weekendem, kiedy będą mogli odpocząć i robić to, na co mają ochotę. Ich odczuwanie czasu jest naznaczone przede wszystkim przeplataniem się czasu przeznaczonego na pracę i odpoczynek.
Tego określenia czasu przez czynniki zewnętrzne nie ma w przypadku dzieci i ludzi starszych. Jednak dzieci z pewnością posiadają swój własny rytm. W pierwszych latach życia matka zwraca uwagę na to, by karmić dziecko i kłaść je do łóżka o stałej porze. Wsłuchuje się w wewnętrzny rytm dziecka i próbuje przyzwyczaić je do takiego rozkładu dnia, który w jej przekonaniu będzie dla niego korzystny. W późniejszym okresie dziecko jest uzależnione od rytmu przedszkola, a następnie szkoły. Mimo to dzieci nigdy nie dają się całkowicie pochłonąć narzuconemu im rytmowi. Oczekują z radością na coś niezwykłego, na uroczystości, przyjęcia, na szczególne doznania.
Starsi ludzie mają mniej zobowiązań narzuconych im z zewnątrz. Mogą rano dłużej poleżeć w łóżku i po prostu żyć z dnia na dzień. Jednak wielu ludzi mocno utrwaliło w sobie własny rytm, którym żyją również w podeszłym wieku. Zawsze wstają o określonej porze, nadają swojemu dniowi taką strukturę, która jest dla nich odpowiednia. Kto nie nadaje bowiem swojej codzienności rytmu, temu wydaje się ona nudna i pusta. Komu jednak udało się odnaleźć odpowiedni rytm, ten podobnie przeżywa każdy dzień, podobnie go wypełnia i kolejne dni nie są dla niego nudne. Cieszy go perspektywa codziennego spaceru lub poświęcenia się hobby, na co przeznacza codziennie tyle czasu, ile postanowił. Nie odczuwa już presji płynących godzin, dzięki temu może całkowicie poddać się własnemu wewnętrznemu rytmowi.
Dopóki stary człowiek cieszy się dobrym zdrowiem, dopóty może odczuwać radość ze swojego życia. Jednak kiedy zachoruje i każdy dzień zacznie odczuwać jako brzemię, wtedy odbiera czas inaczej. Często ludzie życzą sobie wówczas, by ich czas dobiegł końca. Chociaż są i tacy chorzy, którzy mimo wszystko pozostają przywiązani do życia i czasu. Ojciec święty Jan XXIII podczas swojej wizyty w jednej z dzielnic robotniczych Rzymu opowiadał o tym, jak kiedyś odwiedził pewną starą, umierającą kobietę. Pragnął ją pocieszyć, mówiąc, że świat, który ma właśnie opuścić, i tak jest przecież prawdziwym padołem łez. Słysząc te słowa umierająca kobieta wyprostowała się i odpowiedziała: „Ale proszę księdza, na tym padole łez tak pięknie się płacze!”. Nawet w swojej chorobie kobieta ta wciąż była przywiązana do życia: lepiej żyć w czasie niż pożegnać się z nim.
Istnieją pewne różnice w odczuwaniu czasu w zależności od tego, na jakim etapie życia właśnie się znajduję. Jednak odczuwanie czasu nie jest uwarunkowane wyłącznie aktualną fazą życia, lecz również tym, w jaki sposób pojmuję własne życie i jak żyję. Kto czuje się oszukany, ten zawsze będzie odczuwał czas jako brzemię – dla takiego człowieka czas nigdy nie będzie płynął wystarczająco szybko. Kto żyje wdzięcznością, ten żyje w czasie, rozkoszuje się każdą chwilą i jednocześnie czas upływa mu szybko. Ponieważ żyje świadomie, nigdy nie czuje znudzenia. Rozkoszuje się czasem i jednocześnie zdaje sobie sprawę z jego ograniczoności. To właśnie ta świadomość ograniczoności pozwala mu doświadczać swojego czasu wszystkimi zmysłami, z wdzięcznością i uwagą.
W młodości chodzi przede wszystkim o to, by przeżyć jak najwięcej w danym nam czasie. Mamy skłonność do tego, by mylić czas z przeżyciami, jakich właśnie doświadczamy. Im więcej mamy lat, tym lepiej potrafimy wczuć się w chwilę, w tajemnicę teraźniejszości. Kto żyje chwilą, temu nie potrzeba żadnych zewnętrznych doznań, by czuć pełnię życia. Odczuwa samego siebie. Dostrzega swoje otoczenie. Dlatego wystarcza mu zwykły spacer po lesie, by całkowicie zatopić się w chwili i rozkoszować się nią. Wystarcza mu ciekawa rozmowa z przyjacielem, by zapomnieć o istnieniu czasu. Wystarcza całkowite poddanie się ciszy – w bezsłownej medytacji czas zatrzymuje się w miejscu. Wtedy w samym środku czasu doznaje się przedsmaku wieczności, która wkracza w ten nasz czas.
Im starszy staje się człowiek, tym mocniej uświadamia sobie skończoność swojego czasu. Niektórzy próbują wypełniać swój ograniczony czas jak największą ilością zajęć. Odczuwają lęk przed tym, że mogliby coś przegapić. Jest to lęk przed życiem nieprzeżytym do końca, który popycha ich do tego, by podejmować jak najwięcej wyzwań. Jednak im bardziej poddają się presji, by zgromadzić jak najwięcej doznań, tym ich w rzeczywistości mniej. Tracą zdolność do życia chwilą i doświadczania wszystkimi zmysłami tego, co właśnie przeżywają.
Inni traktują skończoność swojego czasu jako okazję do tego, by całkowicie poświęcić się chwili. Zastanawiają się nad tym, jaki ślad chcieliby po sobie zostawić na świecie, co pragnęliby przekazać temu, z kim właśnie rozmawiają, jaką życiową mądrość mogliby mu zdradzić. Co stanowi esencję mojego życia, którą chciałbym się podzielić? Takich ludzi można nazwać mądrymi. Potrafią oni ostrożnie obchodzić się ze swoim czasem, rozkoszować się nim. Dla nich nie istnieje nic ważniejszego niż obecna chwila. Całkowicie żyją teraźniejszością. Sprawiają wrażenie, jakby mieli czasu w bród. Ponieważ dopuszczają myśl o skończoności swojego czasu, są pełni spokoju, pozwalają czasowi być tym, czym jest: darem Boga danym człowiekowi.