Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wypaleni, wycieńczeni, odczuwający wewnętrzną pustkę… U wielu ludzi taki stan – mający swe źródło w napięciach dnia codziennego – utrzymuje się bardzo długo. Ten, kto jest wyczerpany, jest też niezadowolony. Traci kontakt z samym sobą i brakuje mu kreatywności. Anselm Grün jest przekonany, że ludzie czują się zmęczeni, gdyż kierują się fałszywymi normami: ambicją, chęcią potwierdzenia swojej wartości, perfekcjonizmem. Problematyczne wzorce życiowe wyniszczają nas.
Dlaczego gubimy naszą duchową energię? Jak odnaleźć na nowo źródło życia? Gdzie szukać sił, by nigdy nie być wyczerpanym? Istnieją czyste źródła, które zawsze orzeźwiają i dodają energii – kształtują się one już w dzieciństwie. Anselm Grün pomaga odkryć prowadzące do nich drogi i podpowiada, jak sprawić, by wytrysnęły z nową siłą.
Anselm Grün, doktor teologii, urodzony w 1945 r., przełożony opactwa benedyktyńskiego w Münsterschwarzach. Jako znany doradca duchowy prowadzi kursy medytacji uwzględniające psychoterapię, kontemplację i post.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 171
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Quellen innerer Kraft Erschöpfung vermeiden – Positive Energien nutzen
Copyright © Verlag Herder Freiburg im Breisgau, 2. Auflage 2005
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo JEDNOŚĆ, Kielce 2006
Przekład z języka niemieckiego
Ewa Piasta
Redakcja i korekta
Barbara Rabajczyk
Redakcja techniczna
Artur Czerwiec
Projekt okładki
Justyna Kułaga-Wytrych
Rysunek na okładce
Aleksandra Makowska
ISBN 978-83-7660-536-4
WYDAWNICTWO „JEDNOŚĆ”
25-013 Kielce, ul. Jana Pawła II nr 4
Dział sprzedaży tel. (0-41) 349-50-50
Redakcja tel. (0-41) 368-11-10
www.jednosc.com.pl
e-mail: [email protected]
Kto spotyka ludzi zmęczonych i wyczerpanych, zauważa, iż są nie tylko zrezygnowani i zniechęceni, ale w dosłownym tego słowa znaczeniu nie mogą nawet zaczerpnąć tchu. Mówią często o tym, że potrzebują czasu, aby dojść do siebie. Kiedy towarzyszę takim ludziom jako kierownik duchowy, słyszę niejednokrotnie, jak bardzo szukają nadziei. Najwyraźniej w swoim obecnym stanie nie czują w sobie źródła, z którego mogliby zaczerpnąć. W tym kontekście pojawia się obraz zapieczętowanego źródła. To, co dotąd było dla nas źródłem siły, nagle wysycha. Ten, kto jest wyczerpany, czuje się wewnętrznie pusty i oschły. Traci potencjał twórczy i kreatywność. Przestaje czuć samego siebie, jest niezadowolony, oschły, jakby zmiażdżony przez tych wszystkich ludzi, którzy ciągle czegoś od niego chcą.
Dzisiaj mówi się nie tylko o wyczerpaniu, ale też o wypaleniu. Chodzi jednak o podobne doświadczenie: Człowiek nie ma już siły, nie czuje w sobie życia. Te symptomy pojawiają się najczęściej u ludzi bezpośrednio pomagających innym, ale stanowią też zagrożenie dla osób dźwigających większą odpowiedzialność i żyjących pod presją osiągania sukcesu. Kiedy trener piłkarski Otmar Hitzfeld, znajdujący się w sytuacji wzmożonej presji społecznej, został zapytany, czy chce trenować niemiecką drużynę narodową, odmówił, twierdząc, iż jego wewnętrzne „akumulatory” są wyczerpane. Pewien menedżer powiedział, że czuje się „wypalony jak rakieta”. A każdy wie, że wypalona rakieta nie jest już nikomu do niczego potrzebna. Samochody, którym brak benzyny, można zatankować. Akumulatory ponownie naładować. Lecz my nie jesteśmy maszynami.
Co się dzieje z naszą duchową energią, kiedy czujemy się bez sił? Jak możemy odnaleźć ponownie źródło naszego życia?
Ludzie wyczerpani i wypaleni tęsknią za źródłami energii, z których mogliby czerpać. „Moje źródło energii” – taką reklamę rozmieściła na ogromnych plakatach jedna z firm zajmujących się dystrybucją wody mineralnej. Inna zaś używała sloganu „źródło czystej siły” i łączyła z tym takie wartości jak: witalność, siła, atrakcyjność, młodość i zdrowie. Najwidoczniej chciała odpowiedzieć na ludzkie tęsknoty za młodością i witalnością. Wiele kursów dla menedżerów koncentruje się dzisiaj na „ładowaniu akumulatorów”, na docieraniu do wewnętrznych źródeł energii. Psychologia mówi obecnie o duchowych resursach. Słowo to pochodzi z języka francuskiego i określa zasoby, po które się sięga, oraz rezerwuar, z którego można czerpać. Wywodzi się ono z łacińskiego słowa „resurgere”, co znaczy „powstać ponownie”.
Resursy są często ukryte głęboko pod powierzchnią. Należy najpierw je odkryć. Jeśli dotrę do wewnętrznego centrum, w którym jest zebrana cała siła, wtedy przez moje myślenie i działanie zacznie przepływać wystarczająca ilość energii, wtedy coś we mnie rozkwitnie. W każdym z nas istnieje takie wewnętrzne centrum pełne energii, pełne nadziei. Aby przebić się przez skorupę, przykrywającą to miejsce, potrzeba ciszy. Tylko wtedy nasze życie będzie mogło rozkwitnąć i przynieść owoce.
Wiele osób ma dzisiaj poczucie, iż źródło, z którego czerpią, zmętniało i straciło swoją orzeźwiającą siłę. Albo jest zabrudzone przez niedobre dla duszy postawy czy też przez emocje, które z zewnątrz wprowadzają zamęt do tego czystego źródła. Wiele ludzi tęskni więc za orzeźwiającą i ożywiającą przejrzystością. Kiedy podczas wykładów mówię o źródłach, z których czerpiemy, a przede wszystkim o źródłach duchowych, często słyszę następujące pytania: Jak mam dotrzeć do tego wewnętrznego centrum, gdzie znajduje się źródło Ducha Świętego?
W tych pytaniach wyczuwam nie tylko świadome bądź nieuświadomione przekonanie o niezdrowej sytuacji życiowej, ale również głęboką tęsknotę za tym, co nas uzdrawia i dodaje sił.
Inni zaś mają wrażenie, że ich źródło napotyka na przeszkody i grozi wyschnięciem. Woda wydaje się płynąć głęboko pod powierzchnią. U proroka Jeremiasza znajduje się obraz przedstawiający ogromną cysternę, z której wycieka woda i wsiąka bezużytecznie w ziemię. Biblia nazywa też Boga niewyczerpanym źródłem. Jeremiasz przypomina ludziom, że opuścili Boga – źródło żywej wody, aby „wykopać sobie cysterny, cysterny popękane, które nie utrzymują wody” (Jr 2,13). Jest to obraz, przemawiający dzisiaj do wielu ludzi, gdyż nie wiedzą oni, gdzie znajduje się woda, którą kiedyś czerpali. Gdzieś wyschła.
Studnie i źródła należą do ważniejszych obrazów naszej kultury, ponieważ życie bez wody nie jest możliwe. Kiedy mnisi z Münsterschwarzach w czasie ponownego zasiedlania klasztoru w roku 1913 wiercili studnię, już na głębokości pięciu metrów natknęli się na wodę. Ale była to jedynie woda powierzchniowa i szybko wysychała. Kiedy było gorąco, przestawała płynąć. Była też często zmącona. Mnisi musieli wiercić głębiej. Dopiero na głębokości 80 metrów znaleźli wodę gruntową. Była ona prawie niewyczerpana. Nawet w czasie największej suszy i najbardziej gorącego lata nie wysychała.
Uważam, że jest to piękny obraz: Jeśli nie zejdziemy wystarczająco głęboko, będziemy znajdować ciągle mętną wodę. Czasami te źródła wydają się czyste, ale jeśli czerpiemy z nich przez dłuższy czas, zaczynają wysychać. Są to źródła wytryskające jedynie na powierzchni naszej duszy. Jeżeli pojawiają się w życiu jakieś trudności, źródła te wysychają. Są też często zmącone przez wpływy z zewnątrz. Niektóre źródła są już same z siebie mętne, tak że nie mogą dostarczać wystarczającej ilości energii. Jeśli chcemy znaleźć przejrzystą i dającą życie wodę, nie możemy pozostać na powierzchni. Musimy przedostać się do takich źródeł, które nas rzeczywiście orzeźwią, uczynią nasze życie owocnym i rozjaśnią w nas nasze ciemności.
Każdy z nas zauważył na pewno różnicę: Czasami możemy pracować i działać bardzo długo i nie odczuwamy wyczerpania. Kiedy jesteśmy na przykład na urlopie i budzimy się w słoneczny poranek, bez trudu decydujemy się na długą wędrówkę. Mimo niedogodności, sprawia nam ona radość. Są jednak też dni, kiedy nam się nic nie udaje. Czujemy się zmęczeni i wyczerpani. Nie mamy żadnego zapału. Paraliżuje nas poczucie zniechęcenia. Chcielibyśmy nie widzieć tego, co mamy dzisiaj do zrobienia. Może nas blokować strach przed jakimś współpracownikiem. Presja, odczuwana w pracy, zabiera nam całą energię. Pojawia się więc pytanie: Skąd mamy czerpać nową siłę?
Możemy z pewnością zauważyć, iż czasami coś w nas jakby tryska i wszystko dookoła zdaje się rozkwitać. Doświadczamy również czegoś przeciwnego: Nieraz jesteśmy wyczerpani, niezadowoleni i zgorzkniali. Można więc stwierdzić, iż zawsze, kiedy czujemy się wyczerpani, czerpiemy z mętnego źródła.
Być wyczerpanym oznacza coś innego, niż być zmęczonym. Istnieje przecież zwykłe zmęczenie. Kiedy wracamy do domu po długiej wędrówce, jesteśmy właśnie zmęczeni. Lecz przy takim zmęczeniu czujemy też zadowolenie. Mamy kontakt z własnym wnętrzem. Odczuwamy wdzięczność za to, czego dokonaliśmy. Czujemy w sobie pulsujące życie. Kiedy mieliśmy w pracy męczący dzień, jesteśmy zmęczeni. Lecz to zmęczenie jest równocześnie przepełnione wdzięcznością. Trwa w nas pozytywne uczucie, iż opłaciło się działać na rzecz innych. Oczywiście to zmęczenie wiąże się z reguły z wynikami naszej pracy. Jeśli odnieśliśmy sukces, jest to zmęczenie pozytywne, podczas kiedy porażka powoduje niezadowolenie. Kiedy jesteśmy wyczerpani, zgorzkniali, niezadowoleni i odczuwamy pustkę, powinniśmy postawić sobie pytanie: Z jakiego źródła czerpaliśmy? Nie jest czymś niezwykłym fakt, iż czerpiemy także z mętnych źródeł. Nasze zadanie polega na dostrzeżeniu tego i kopaniu głębiej, aby dotrzeć do przejrzystych i orzeźwiających źródeł.
Źródła miały w sobie od zawsze coś fascynującego i były uważane za szczególne miejsca, przyciągające ludzi. Woda podtrzymuje i odnawia życie. Ponieważ woda źródlana pochodzi z głębi ziemi, co sprawia, że jest niezwykle czysta, dlatego też uważano źródła za coś świętego i wymagającego ochrony. Woda źródlana gasi nie tylko chwilowe pragnienie, ale stale wytryska i przyczynia się przez to do ciągłej odnowy życia. Bardzo często otaczano źródła szczególną czcią i utożsamiano z jakimś bóstwem. W religiach starożytnych źródła uważano za miejsca boskich sił. Już od dawien dawna ludzie czuli, iż ze źródła pochodzi nie tylko życie zewnętrzne, ale i wewnętrzne. W Grecji strażnikiem źródeł był Apollo – bóg poznania. Czyste źródła były znakiem obietnicy jasnego myślenia, niezmąconego poprzez różnego rodzaju afekty. Miejsca, w których znajdowały się źródła, były też często wyroczniami. Pielgrzymowano do nich, aby z tej boskiej rzeczywistości zaczerpnąć wskazówki dla własnego życia. W Izraelu studnie uważano za święte. Studnia Jakuba w Sychar do dzisiaj fascynuje pielgrzymów. Kiedy piją tę świeżą wodę, zaczynają rozumieć, dlaczego Jezus właśnie tutaj prowadził z Samarytanką rozmowę o wodzie żywej. W baśniach mówi się często o studniach młodości, przy których można czuć się jak nowo narodzony, tam zostaje odnowione to, co było stare i zużyte.
Chrześcijańska pobożność ludowa zwraca uwagę na tęsknotę, kojarzoną przez ludzi ze źródłem, i łączy ją z czcią oddawaną Maryi oraz z różnymi cudownymi doświadczeniami. W Lourdes na przykład objawienia Maryjne połączone są z pojawieniem się nowego źródła, podobnie jest też w Bad Elster czy w Wemding, gdzie znajduje się miejsce pielgrzymkowe. Przy tych źródłach pobożni pielgrzymi oczekują na uzdrowienie czy złagodzenie swoich cierpień i bólu oraz mają nadzieję na odnowę życia. Ludzie już od niepamiętnych czasów szukali przy czystych i leczniczych źródłach wskazówek dla siebie. To, o czym mówi historia religii i pobożność ludowa, chciałbym przenieść na płaszczyznę duchową i terapeutyczną. Tutaj chodzi również o kryteria prawidłowego ukierunkowania życia, gdyż pytamy, dlaczego nie możemy szukać oparcia na płaszczyźnie zewnętrznej, jeżeli oczekujemy uzdrowienia, umocnienia i odnowy, lecz musimy dotrzeć do wewnętrznych źródeł, którymi nas obdarzył Bóg, abyśmy mogli z nich pić, a przez to umacniać się i orzeźwiać.
Od źródeł, z jakich czerpiemy, zależy powodzenie naszego życia. Chciałbym w tej książce skoncentrować się na tych, które zaopatrują nasze życie w świeżą i orzeźwiającą wodę. Są to dla mnie postawy i nastawienie do życia przekazane przez rodziców lub wrodzone. Do takich źródeł zaliczam również źródło, które nigdy nie wyschnie, ponieważ jest Boskie i nieskończone; nazywam je źródłem Ducha Świętego. Wielu ludzi tęskni za tym najgłębszym i czystym źródłem Ducha Świętego, które leczy rany i obdarza siłą do pokonywania coraz większych trudności. Równocześnie wielu doświadcza, iż istnieją zagrożenia dla tego wewnętrznego źródła, zrodzone z negatywnych postaw we własnym życiu lub z wpływów z zewnątrz. Dlatego na początku chciałbym wymienić owe mętne źródła, z których czerpiemy. Dopiero po rozpoznaniu ich dotrzemy do najczystszych źródeł znajdujących się w głębi naszej duszy. Są one niewyczerpane, gdyż nie pochodzą od nas, ale od samego Boga.
Często słyszę skargi od ludzi, którzy cierpią z powodu stresu panującego w miejscu pracy. Współpracownicy są zachęcani, aby ciągle pięli się wzwyż i zdobywali kolejne stopnie kariery, nie zważając na kolegów. Innych ludzi traktuje się tylko jako środek do osiągnięcia sukcesu. Jest popyt na zachowania agresywne i zdolności do przepychania się łokciami. Cechy te są uważane za konieczne i oczywiste na pozycjach przywódczych. Zdolność do przyjmowania obciążeń jest zaletą, którą trzeba umieć w każdej chwili udowodnić. Każdy jest w ten sposób zmuszany, aby sam wywierał presję na innych. Chce się zmuszać zarówno współpracownika, jak i na przykład dostawcę, aby (według naszego przekonania) dał z siebie maksimum możliwości. A to, że wielu nie wytrzymuje tego ciągłego napięcia, nikogo nie interesuje. Postawy agresywne nie przyczyniają się do zwiększenia osiągnięć, ale wręcz przeciwnie: blokują kreatywność i powodują nowe problemy: strach, zniechęcenie i wyczerpanie. Wiele osób spycha te ciągłe napięcia do podświadomości i zapada na różne choroby. Nadciśnienie stało się chorobą powszechną, gdyż ludzie nie radzą sobie z wewnętrzną presją. Jeśli się od nich czegoś wymaga i nie pokazuje jednocześnie, z jakich źródeł mają czerpać, aby sprostać oczekiwaniom, dochodzi w konsekwencji do przeciążenia. Odnotowuje się coraz więcej przypadków depresji. Depresja jest u wielu krzykiem duszy przeciw zbyt wysokim wymaganiom. Mówi się dzisiaj o depresji wyczerpania, która występuje wtedy, kiedy wyczerpuje się, tzn. wysycha, wewnętrzne źródło, ponieważ chce się je wykorzystywać zbyt szybko i gwałtownie.
To, czy nasza praca wypływa z mętnego, czy czystego źródła, rozpoznajemy po energii, która promieniuje z człowieka. Pewien pracownik wielkiej firmy opowiadał mi o kierowniku działu, który pracował czternaście godzin dziennie, a mimo to jego dział był najbardziej niezadowolony z całego zespołu. Jeśli zapytamy, dlaczego tak było, stanie się oczywiste, iż pracował tak dużo tylko dlatego, aby go nikt nie poddał nawet najmniejszej krytyce. Nie chciał zajmować stanowiska wobec współpracowników i ich spraw, lecz chował się za parawanem pracy. Jeśli ktoś mówi: „Musisz najpierw pracować tyle, co ja, żebyś mógł zabierać głos”, możemy przypuszczać, że czerpie z mętnego źródła. Pracuje tak dużo, żeby inni współpracownicy nie pozbawili go pewności siebie. Może się też zdarzyć, iż ktoś ucieka w pracę, aby uniknąć krytyki swojej żony i dzieci. Kiedy dzieci proszą, żeby poświęcił im trochę czasu, wtedy mówi: „Co jeszcze powinienem robić? I tak mam mnóstwo obowiązków!” Z takiej postawy emanuje agresja. Można tak zapracowywać się dzień w dzień, a harówka nie przyniesie błogosławieństwa, ale niezadowolenie i zgorzknienie. Jeśli ktoś czerpie ze źródła Ducha Świętego, emanuje z niego lekkość, kreatywność i po prostu życie. Radość z pracy udzieli się również wszystkim współpracownikom. Ktoś taki będzie nie tylko pracował, ale prawdziwie żył w tej pracy. Udzielanie czegoś z siebie nie wyczerpie go. Żeby odkryć w sobie to czyste źródło, musimy najpierw skonfrontować się z mętnymi źródłami, aby przez nie przedostać się do tego najczystszego, znajdującego się na dnie naszej duszy.
Negatywne emocje czynią mętnymi źródła, z których czerpiemy. Nasze emocje, jak wiemy, mają różne oddziaływanie na życie. Zabarwiają je pozytywnie lub negatywnie. Działają ożywczo lub w sposób destruktywny i niszczący. Jeśli mają negatywny wpływ na nasze życie, przeradzają się wreszcie w postawy, które zostają utrwalone i coraz bardziej kształtują nasze życie.
Strach może odgrywać w życiu rolę ostrzegawczą, a przez to dążącą do ochrony życia, czyli pozytywną. Ale jako siła destruktywna może nas obezwładniać, paraliżować i blokować. Spotkanie z człowiekiem owładniętym strachem jest dla mnie doświadczeniem ogromnie męczącym. W takich wypadkach często nie wiem, co mam powiedzieć. Nie mogę wydobyć z siebie słowa. Strach przeszkadza mi w robieniu tego, co normalnie bym zrobił. Pozwalam wtedy mieć wpływ na mnie komuś innemu. Oprócz tego socjalnego strachu przed innym człowiekiem i jego osądem, istnieje też strach przed zrobieniem czegoś źle, przed popadnięciem w winę. Myślimy wtedy: Lepiej nic nie robić, niż obarczyć się winą. Inni ludzie z kolei cierpią na różne fobie. Tak jest na przykład w przypadku tremy egzaminacyjnej. Kiedy rozmawiamy z tymi ludźmi, wiedzą wszystko, a w czasie egzaminu tkwiąca w nich panika nie pozwala im powiedzieć tego, czego się nauczyli. Czują się jakby odcięci od myślenia. Strach ma tendencję do coraz mocniejszego zawładnięcia nami. Ten, kto cierpi na tremę przed egzaminem, jest na niej tak bardzo skoncentrowany, że blokuje go ona o wiele wcześniej. Człowiek taki nie jest już w stanie się uczyć ani panować nad swoimi zdolnościami. Strach kosztuje go bardzo dużo, zabiera wiele sił, tak, że w końcu zaczyna się obawiać strachu i coraz bardziej pogrążać w sytuację, która wydaje się bez wyjścia.
Ambicja może również mącić źródła naszej siły oraz możliwości regeneracji. Dzieje się tak, kiedy jest ona zbyt duża. Pewna dawka ambicji jest czymś pozytywnym, jeśli tylko pomaga nam pracować sumiennie i pilnie, aby rozwijać nasze zdolności. Ale ambicja może stać się wewnętrznym więzieniem, z którego będzie nam bardzo trudno się wydostać. Przesadna ambicja ma coś wspólnego z chciwością: chciwością szacunku, poważania, uznania i sławy. Jeśli ktoś podda się temu, straci kontakt z samym sobą i z tym, co w danej chwili robi. Będzie kierowany chciwością. Chciwość pobudza wprawdzie jego siły, ale ponieważ nie pochodzi z najgłębszego źródła, ale rodzi się z jego własnej woli, stanowi rabunek samego siebie i bezwzględne wykorzystywanie źródeł energii. Przesadna ambicja sprawia, iż pracę cechuje jakaś surowość. Istnieją ludzie ambitni, którzy zdążają do celu po trupach. Chodzi im tylko o jedno: własną chwałę, własną karierę. Inni są z obojętnością pomijani. Na polu zawodowym wybujała ambicja jest uważana za siłę napędową i motywację, a więc za cechę na wskroś pozytywną. Jej destrukcyjne następstwa nie ograniczają się tylko do sfery zawodowej. Również w życiu rodzinnym i prywatnym przesadna ambicja jest bardzo szkodliwa. Jeśli jestem zbyt ambitny w sprawie wychowania dzieci, to ostatecznie nie chodzi mi o ich godność i dobro, lecz o mnie samego, gdyż chcę po prostu pochwalić się dziećmi. Wykorzystuję dzieci do swoich własnych celów. To jest właśnie mętne źródło, utrudniające życie rodzinne.
Pracoholizm jest dziś zaakceptowanym społecznie uzależnieniem. Uzależnienie łączy się z żądzą poważania. Człowiek uzależniony nie może obejść się bez tego, czego tak namiętnie szuka. Boi się poznać prawdę o sobie, gdyż chce nadal karmić się swoim uzależnieniem. Niektóre zakłady zatrudniają pracoholików jako menedżerów. Uważają, że tacy ludzie są najlepsi, ponieważ będą dużo pracować, a to wyjdzie firmie na dobre. Pracoholicy pracują wprawdzie dużo, ale często z tego nic nie wychodzi, ponieważ oni potrzebują pracy, żeby ukryć swoją wewnętrzną pustkę. Trzymają się kurczowo aktywności. A ponieważ nie mają dystansu wobec pracy, nie są kreatywni ani innowacyjni. Stają się ślepi. Najważniejsze jest dla nich tylko to, aby ciągle mieć coś do roboty. Mają wtedy wrażenie, że są potrzebni, pożyteczni. Podejmują się każdej pracy, ale niewiele dokonują. Pracoholizm jest mętnym źródłem. Kto z niego czerpie, ten wyczerpuje nie tylko siebie samego, ale też ludzi w swoim otoczeniu. Jego praca nie będzie błogosławieństwem ani dla niego, ani dla innych.
Perfekcjonizm to kolejne mętne źródło. Ten, kto chce wszystko wykonywać perfekcyjnie, sam wywiera na siebie presję. A ta wewnętrzna presja paraliżuje go i zabiera mu ostatecznie całą energię. Perfekcjonista nie potrafi w pełni skoncentrować się na pracy i zapomnieć o wszystkim innym. A przy tym ciągle się zastanawia, czy wykonuje swoje zadania idealnie. Sam wywiera na siebie presję robienia wszystkiego bezbłędnie. Najczęściej ta właśnie presja prowadzi do błędów. Czasami perfekcjonista jest bardziej skoncentrowany na perfekcyjnym wykonywaniu pracy, innym razem na osądzie innych ludzi, na tym, co drudzy o nim pomyślą. Jedno i drugie odcina go od wewnętrznego źródła.
Pragnienie udowodnienia czegoś samemu sobie jest również rozpowszechnioną postawą, która może prowadzić do wyczerpania. Zawsze wtedy, kiedy nie koncentrujemy się na pracy czy na ludziach, ale krążymy wokół siebie, wokół swojego znaczenia, sukcesu, uznania, czerpiemy z mętnego źródła, które wkrótce zostanie wyczerpane. Henri Nouwen, znany profesor uniwersytecki i kierownik duchowy, pisze w swoim opowiadaniu „Słuchałem ciszy” o rozmowie z Johnem Eudes Bambergerem, opatem z klasztoru trapistów, do którego wstąpił, bo szukał przemiany swojego życia. Powiedział opatowi, że po wykładach i rozmowach z ludźmi czuje się często bardzo wyczerpany. Odpowiedź była jasna i jednoznaczna: „Jesteś wyczerpany, ponieważ każdemu, kto przyjedzie na twoje wykłady, chcesz dowieść, że wybrał prawidłowy wykład. A pacjentom chcesz udowodnić, że wybrali właściwego terapeutę. Ta chęć udowadniania wyczerpuje cię. Jeśli czerpałbyś ze źródeł modlitwy, twoje wykłady nie byłyby tak wyczerpujące”. Podczas czytania tego wyjaśnienia natychmiast zaświtała mi nowa myśl. Podobnie było ze mną. Kiedy przed dwudziestu laty wygłaszałem wykłady, sam wywierałem na siebie presję. Chciałem dowieść słuchaczom, że jestem dobrym mówcą. Cierpiałem z powodu ambitnych wyobrażeń, że wszyscy powinni być zadowoleni po wysłuchaniu wykładu. Jeśli umiemy odpowiednio posługiwać się głosem, to wygłoszenie wykładu nie jest męczące. Męcząca staje się presja, którą sami na siebie wywieramy. Czy to jest ambicja, aby przewyższać innych, czy też zmuszanie się do udowadniania czegoś lub chęć, aby wszyscy byli zadowoleni, chęć bycia lubianym i uznawanym, to ostatecznie wszystkie te postawy wewnętrzne prowadzą do wyczerpania. Jeśli będę mówił to, co dyktuje mi serce, to wykład nie będzie zabierał mi energii, ale stanę się dzięki niemu jeszcze bardziej ożywiony.
Wywieranie na siebie presji oczekiwań jest częstą postawą, z którą się spotykam. W czasie rozmów z nauczycielami stwierdzam, iż sami uważają, że konieczne jest optymalne przygotowywanie lekcji. Potrzebują dużo czasu, zanim lekcja będzie wyglądała tak, żeby byli z niej zadowoleni. Lecz w ten sposób prawie nigdy nie mogą skończyć pracy i tracą przy tym wszelką radość. Nie mają już żadnej satysfakcji w byciu kreatywnym i szukaniu nowych dróg w czasie zajęć. Skąd pochodzi ta presja, aby wykonywać wszystko możliwie jak najlepiej? Kto wywiera na nich tę presję? Kiedy stawiam to pytanie, słyszę zaraz, że odpowiedzialna jest za to szkoła, że dyrektor żąda od nich perfekcji i rodzice oczekują tak wiele. Moja odpowiedź brzmi wtedy: Ostatecznie to ja sam wywieram na siebie tę presję. Uginam się pod różnymi wymaganiami, przed roszczeniami pochodzącymi od mojego własnego „nad-ja” lub oczekiwań innych. Mamy wtedy prawo powiedzieć: Nie muszę przecież spełniać wszystkich oczekiwań. Inni mogą wyrażać swoje oczekiwania, ale ja jestem wolny i to ode mnie zależy, czy na nie odpowiem.
W podobnej sytuacji jak nauczyciele, jest też wielu kapłanów. Przed każdym kazaniem wywierają na siebie presję, ponieważ chcą koniecznie kierować się wszystkimi oczekiwaniami słuchaczy. Jedni chcą przemawiać do ludzi wykształconych, inni zaś do prostych. Niektórzy chcą trafić szczególnie do młodych i szukają na siłę niekonwencjonalnego i nowoczesnego języka, który naśladowałby żargon młodzieży. Pytam wtedy, czy nie tworzą sobie jakichś wyobrażeń o słuchaczach. Jestem przekonany, że tworzą sobie obrazy, zamiast skoncentrować się na konkretnych słuchaczach i mówić im o tym, co poruszyło ich własne serce. Często jest to poprzeczka własnych zamiarów i celów, która każe im robić coś szczególnego. Słuchacze natychmiast zauważą, czy kaznodzieja chce osiągnąć coś określonego, czy też jest „przeźroczysty” i „przepuszczalny” dla działania Ducha Świętego.